Sekrety megaewolucji cz. III
Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Asha:
Byłem zasmucony tym, co miało miejsce podczas naszego śniadania. Naprawdę żałowałem niemiłych słów, jakie powiedziałem mojej ukochanej Serenie. Wiedziałem, że powodem tego wszystkiego jest to, iż zwyczajnie byłem zazdrosny, ale co ja w sumie mogłem na to poradzić? Ten Calem od samego początku mnie irytował. Czym? A choćby tym, że był on wyraźnie w typie mojej dziewczyny, co przecież stanowiło zdecydowane zagrożenie dla mnie, nie mówiąc już o tym, że przecież był jeszcze jeden problem. Mianowicie taki, iż Serena nie powiedziała mi nic o tym swoim dobrym znajomym. Dlaczego tak postąpiła? Podobno nie mieliśmy przed sobą mieć tajemnic, a tu się nagle okazuje, że praktycznie wiedziałem o niej wiele, nawet bardzo wiele, ale nie wszystko, co dla mojej dumy zdecydowanie było nie do zniesienia. Poza tym ten koleś wydawał mi się śliski. Za bardzo się uśmiechał i miał coś w tym swoim uśmiechu, co budziło mój niepokój. Co takiego? Trudno mi było powiedzieć. Jednak wiedziałem, że bardzo mnie wkurzało choćby to, iż on i Serena rozmawiali podczas moich urodzin oni wciąż sobie wesoło plotkowali, chichotali itd. Denerwowało mnie to. Calem wyraźnie adorował Serenę, a ja nie chciałem na to pozwolić.
Kiedy jednak moja luba pojechała z kilkoma naszymi przyjaciółmi na tę wyprawę to byłem zasmucony. Nie wiedziałem, co mam z sobą począć. Miałem co prawda trenować przed walką, ale jakoś nagle przeszła mi na to całkowicie ochota, podobnie jak siedzenie na zawodach. Mimo wszystko poszedłem tam, aby nie myśleć o tym, co mi się ostatnio przydarzyło.
Usiadłem załamany na loży dla sędziów, ale jakoś specjalnie ta cała walka mnie nie ciekawiła. Obserwowałem potyczkę, jednak myślami byłem daleko stąd. Zamiast więc oderwać się od tych niemiłych myśli wciąż tylko rozmyślałem o tym, co robi moja ukochana. Miałem już o niej same smutne myśli oraz smutne wizje tego, co się z nią obecnie dzieje.
Gdy nadeszła przerwa w zawodach, a następne miały mieć miejsce gdzieś tak za godzinę poszedłem na najbliższe boisko do treningu, po czym wypuściłem kilka swoich Pokemonów, aby razem z nimi ćwiczyć do mojej przyszłej walki z Benem Kingsleyem. Wiedziałem, że wizja walki z nim jest coraz bliższa realizacji, więc im szybciej się z tym pogodzę, tym lepiej dla mnie. Tak samo, jak lepiej będzie, gdy opanuję dobrą strategię walki z tym całkiem utalentowanym zawodnikiem.
- Dobra, kochani - powiedziałem do moich podopiecznych - Musimy być przygotowani do walki z tym całym Benem Kingsleyem. Nie wiem, jak sobie z nim poradzimy, ale musimy sobie poradzić. I jestem tego pewien, że damy sobie radę, jeśli tylko będziemy mogli na siebie nawzajem liczyć. Więc jak? Liczymy na siebie nawzajem?
Pokemony moje miały najwidoczniej takie samo zdanie, co ja, które to wyraziły swoim piskiem. Zachichotałem do nich.
- I po co ja niemądry pytam - zaśmiałem się lekko - Wiedziałem, że na was można zawsze polegać. Dobra, a więc do dzieła! Trenujmy, kochani!
Moje stworki zaczęły więc ćwiczyć ze mną walki, zaś ja próbowałem skupić się na wydawaniu im komend, jednak nagle moje myśli powróciły do Sereny i czasów, kiedy ją poznałem pierwszy raz. Przypomniałem sobie ten dzień, jak ona widziała mój trening przed walką z Violą i jak mnie wtedy podniosła na duchu. Moja kochana Serena. Zawsze mogłem na nią liczyć, tylko czy ona na mnie mogła liczyć? Niestety, odpowiedź była jak najbardziej negatywna. Poczułem nagle w sercu, że zawiodłem moją lubą. Okazałem swoją zazdrość właściwie nawet bez powodu, a do tego zraniłem jej uczucia i to dlaczego? Tylko dlatego, że ten gamoń, jej rzekomo dawny przyjaciel wrócił tutaj wyraźnie wpadając jej w oko. A może to ostatnie nie było wcale prawdą, a jedynie mi się zdawało?
- Ech... Po prostu jestem idiotą - powiedziałem sam do siebie - Czy zazdrość odbiera mi już rozum?
- Może ja odpowiem na to pytanie?
Odwróciłem się i zauważyłem Dawn stojącą tuż za mną. Obok niej człapał jej wierny Piplup.
- Witaj, siostrzyczko - powiedziałem.
- Witaj, mój tępy braciszku... Co tak gadasz sam do siebie? Nie wiesz, że to robi złe wrażenie?
Uśmiechnąłem się do niej delikatnie, słysząc jej słowa.
- Złośliwa jak zawsze... Ale tym także umiesz mi poprawić humor jak nikt inny.
- Od tego w końcu są złośliwe, młodsze siostry - zachichotała Dawn - Ale to nieważne. Powiedz mi lepiej, co masz sobie do zarzucenia?
- To, w jaki sposób potraktowałem dziś rano Serenę - odpowiedziałem jej smutno - Naprawdę nic mnie nie usprawiedliwia.
- Ja mogę powiedzieć, że coś jednak to robi.
- Doprawdy? A niby co?
- A choćby to, że ten cały Calem wyraźnie zachowuje się tak, że budzi tym twoje podejrzenia, braciszku.
- Podejrzenia? Raczej zazdrość.
- Jedno nie zaprzecza drugiemu... Przyznaj... Wydaje ci się on nieco śliski, prawda?
- Jak najbardziej, siostrzyczko.
- No właśnie... Mnie również on się taki wydaje. Moim zdaniem to jest typowy cwaniaczek i podrywacz cudzych dziewczyn. Już sam jego wygląd oraz uśmiech, jaki serwuje kobietom mówi sam za siebie.
Zdziwiły mnie jej słowa i nie do końca chciałem im wierzyć, dlatego zapytałem:
- A czy ty mówisz to zupełnie poważnie, czy może tak tylko, aby mnie podnieść na duchu?
- Braciszku mój... Mówię to wyłącznie dlatego, że tak myślę. Serio. Ja też ani trochę nie ufam temu kolesiowi, ale muszę ci także powiedzieć, iż naprawdę zraniłeś Serenę. W końcu może nie zawsze zachowuje się ona tak mądrze, jak powinna się zachowywać, jednak mimo wszystko powinna ona mieć w tobie oparcie, a tymczasem jakoś jej nie miała dzisiaj o poranku.
- No wiem... Naprawdę głupio mi teraz z tym wszystkim. Kocham ją bardziej niż kogokolwiek innego na tym świecie. Bez urazy...
- Ja się nie gniewam, Ash... Tylko powiedz mi... Jesteś detektywem i liderem naszej drużyny. Rozwiązujesz zagadki oraz bronisz ten świat przed wieloma niebezpieczeństwami. Pomagasz też każdemu, kto tylko wymaga pomocy. Umiesz wesprzeć innych i zarazić ich swoimi ideałami. To jest właśnie taki Ash, którego wszyscy kochamy. Ale i on też wymaga czasem pomocy innych, bo przecież nie jest idealny. Jednak po chwili cierpienia i wyrzucenia z siebie swojego bólu, ten dzielny Ash będzie zawsze wiedział, co ma zrobić. Powiedz mi więc, co twoim zdaniem ten wspaniały detektyw, którego my wszyscy podziwiamy, zrobiłby teraz?
Zastanowiłem się przez chwilę, po czym popatrzyłem w oczy Dawn i powiedziałem:
- Jesteś najlepszą siostrą, jaką tylko mogłem sobie wymarzyć.
- Miło mi to słyszeć - odparła dziewczyna - Ale powiedz mi lepiej coś innego niż komplementy. Może np. to, co zamierzasz teraz zrobić.
- Kiedy ja nie do końca wiem, co powinienem zrobić.
- Myślę, że tu sprawa jest oczywista. Podejrzewasz, że ten głupi picuś glancuś ma wobec Sereny jakieś złe zamiary, prawda?
- No tak.
- Chcesz jej więc pomóc?
- Bardzo.
- No to sprawa dla mnie jest prosta. Lećmy ratować swoją ukochaną od wpakowania się w kłopoty, w jakie być może już się wpakowała.
Zdziwiły mnie jej słowa.
- Chwileczkę... Lećmy? My? To ty chcesz lecieć ze mną?
- Jeszcze się pytasz? Oczywiście, że lecę z tobą! Serena to jest moja najlepsza przyjaciółka! Nie zamierzam jej zostawić samej, nawet jeśli na własne życzenie pakuje się w tarapaty.
- A jeśli nie wpakowała się tym razem w żadne kłopoty?
- To wtedy będziemy po prostu ją eskortować do Lumiose.
Spojrzałem na Dawn z uśmiechem, po czym objąłem ją mocno do siebie.
- Zawsze mogę na ciebie liczyć, siostrzyczko. Dziękuję ci.
- Od tego ma się w końcu młodsze siostry, nieprawdaż? - zachichotała dziewczyna.
Puściłem ją z objęć i wtedy nagle zauważyłem, że ktoś stoi niedaleko, wpatrując się w nas uważnie.
- Przeszkadzam wam? - spytała ta osoba.
- Serena?! - zawołałem zdumiony - To ty?
- Tak, to ja - uśmiechnęła się do mnie moja dziewczyna - Masz teraz czas, aby ze mną porozmawiać?
- Już wróciłaś do miasta? - spytała zdumiona Dawn.
- Tak jakoś się złożyło - odpowiedziała Serena - Możesz nas zostawić na chwilkę samych?
- Jasne... Oczywiście...
Moja siostra uśmiechnęła się do nas czule, po czym odeszła gdzieś na bok, aby nam nie przeszkadzać w rozmowie. Postanowiłem więc szybko przejść do rzeczy i zacząłem mówić:
- Sereno, ja... Ja naprawdę... Bardzo cię przepraszam za to, że dzisiaj rano cię zraniłem i wyzwałem... Ja nie chciałem.
Moja dziewczyna położyła mi dłoń na ustach, śmiejąc się przy tym wręcz uroczo i zarazem bardzo zalotnie.
- Jesteś uroczy, gdy się tak tłumaczysz, wiesz? Ale spokojnie. Ja się na ciebie już nie gniewam.
- Nie gniewasz? - zapytałem zdumiony.
- Ależ naturalnie, że nie - powiedziała Serena z uśmiechem na twarzy - Wiem doskonale, iż miałeś rację co do tego kolesia...
- Czyżby Calem cię zawiódł?
- Tak... Zawiódł on moje oczekiwania. Okazał się być nic nie wartym idiotą, na którego szkoda mojego cennego czasu.
- Poważnie?
- Mówię zupełnie poważnie, Ash... Miałeś rację co do niego i co do mnie. Podobał mi się on przez chwilę... Wróciły też wspomnienia, ale tak czy inaczej to minęło. Nie zamierzam się więcej z nim zadawać.
- Ale co on ci zrobił, że się na nim zawiodłaś?
- To bez znaczenia, najdroższy. Teraz ma dla mnie znaczenie tylko to, że jesteśmy razem i nic nas więcej nie rozdzieli, prawda?
- W zasadzie to tak... Ale powiedz mi, czy zdobyliście już ten kamień?
- Owszem... Zdobyliśmy kamień. Jednak ja zdobyłam coś więcej...
- Co takiego?
- Świadomość, że mam ciebie i już na zawsze będę cię mieć, a ty już na zawsze będzie mieć mnie. Już na zawsze.
Po tych słowach Serena pocałowała czule moje usta, ja zaś objąłem ją mocno do siebie czując się po prostu wspaniale. Głaskałem powoli włosy mojej ukochanej, mrucząc przy tym zachwycony. Jednak nagle poczułem coś, czego nie umiałem w żaden sposób uzasadnić, dlatego też przestałem ją całować.
- Co się stało? - zapytała mnie zdumiona moim zachowaniem Serena.
- Nie wiem... Nie mam pojęcia, ale to jakieś dziwne uczucie. Czuję się tak, jakbym całował Pokemona. Wiem, że to głupie, jednak...
Moja ukochana zachichotała delikatnie.
- Poważnie? Jesteś po prostu uroczy. Naprawdę uroczy i czasami taki zwariowany, że hej.
Następnie popatrzyła na mnie czule i dotknęła mojego czoła.
- Być może to wina tej mojej nowej szminki. A być może wina czegoś innego, czego nie umiemy oboje zrozumieć. Ale spokojnie, kochanie... Na pewno będzie dobrze. Przestań się tym przejmować i przytul mnie mocno.
Objąłem ją więc mocno do siebie, a ona wtuliła mocno głowę w moje ramię.
- Widzisz? Od razu lepiej, prawda? - spytała.
- Tak, masz rację... - odpowiedziałem jej czule.
- No właśnie... Od razu jest lepiej, prawda, kochanie? Od teraz będzie już tylko dobrze, Ash. Tylko dobrze...
Nagle Serena wrzasnęła i odskoczyła ode mnie. Spojrzałem zdumiony na nią widząc, jak moja dziewczynka skacze po boisku, a do jej dłoni jest przyczepiony Pikachu, który wbił mocno swoje ostre ząbki w skórę mojej ukochanej.
- Pikachu! Zostaw ją! Co ci odbiło?! - zawołałem przerażony.
Mój Pokemon nigdy się tak nie zachowywał. Zawsze szanował Serenę i nigdy nawet w gniewie nie poraził jej prądem, co spotkało niejeden raz inne moje towarzyszki podróży. Nie miałem więc zielonego pojęcia, co go teraz naszło. Pomyślałem sobie, że albo oszalał, albo...
- Puszczaj mnie, ty głupkowaty stworze! - ryknęła Serena, odrzucając od siebie Pikachu, który szybko skoczył na równe łapki, piszcząc groźnie.
- O co tu chodzi? - spytałem swego startera.
- Pika! Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pokemon, wskazując łapką na moją dziewczynę.
Spojrzałem zdumiony na Serenę i nagle zauważyłem, że ma ona nagle długie, wystające jej z ust kły niczym wampir.
- Co ci jest, Sereno? - zapytałem przerażony.
Już po chwili jednak zrozumiałem, o co tutaj chodzi, jak również to, dlaczego Pikachu zachowywał się w taki sposób.
- Ty nie jesteś Serena! - zawołałem.
- No proszę! Jaki domyślny! - warknęła na mnie Serena.
Chwilę później dokonała na moich oczach transformacji i zamieniła się w wielkiego Noiverna, który to o dziwo mówił ludzkim głosem. Szybko przypomniałem sobie tę postać.
- To ty?! - jęknąłem przerażony - Ale jak to?! Przecież ty nie żyjesz!
- Owszem, ale nie słyszałeś o czymś takim jak klonowanie? - spytała moja mroczna rozmówczyni.
Wiedziałem już wszystko. Arlekin zabił wampirzycę, jednak jak widać zabrał jej DNA, aby potem sklonować ją dla Giovanniego. Tak, to bardzo do niego pasowało. A teraz ta oto paskudna istota chciała mnie podstępem zaatakować i wyssać moją krew lub zrobić mi coś jeszcze gorszego.
Pikachu nastroszył sierść na swym grzbiecie i pisnął groźnie.
- Gdzie jest Serena?! Co z nią zrobiłaś?! - zawołałem.
- Dowiesz się niedługo - odpowiedziała mi podle wampirzyca - Jak już zostaniesz moim sługą na zawsze.
- Dużo na to drogi, paskudo!
- Nie tak znowu dużo. Wystarczy tylko, że cię ugryzę, a będziesz mój na wieki!
Następnie skoczyła ona na mnie i powaliła na ziemię. Zacząłem się z nią szarpać i próbowałem ją z siebie zrzucić, ale to było o wiele trudniejsze niż mogło się wydawać. Pokemon był niezwykle silny fizycznie, więc jego pokonanie wydawało się być niemożliwe. Na całe szczęście do akcji wtedy wkroczył Pikachu, który skoczył wampirzycy na kark i wbił w niego swoje ząbki. Noivern wrzasnęła z bólu, a ja wykorzystałem tę sytuację, aby ją z siebie zrzucić. Ta jednak szybko zrzuciła z siebie Pikachu, po czym znowu przystąpiła do walki. Na całe szczęście do walki włączyły się inne moje Pokemony, jak równie Piplup ze swoim atakiem bąbelkami. Dzielny mały pingwin pędził w moim kierunku razem ze swą trenerką. Walka była więc coraz bardziej zaciekła i zajadła. Atak kilku przeciwników naraz stanowił dla Noivern zdecydowanie zbyt twardy orzech do zgryzienia, jednak mimo to wciąż stawiała nam opór.
- Co to za paskudztwo?! - zawołała zdumiona Dawn.
- To Noivern! Przeklęta wampirzyca! - wyjaśniłem - Do tego wyraźnie bardzo nieprzyjaźnie do mnie nastawiona!
- Jakoś sama to zauważyłam. Co robimy?
- Nie wiem, ale chyba najlepiej zrobimy walcząc do końca.
Ponieważ moja siostra nie miała niestety żadnego pomysłu, to musiała zaakceptować tę propozycję, jaką ja jej sugerowałem. Dawn posłała też do walki swe Pokemony, Noivern nie miała więc z nami szans, a przynajmniej miałem taką nadzieję.
- Co?! Kilku na jednego? To raczej mało honorowe - pisnęła oburzona wampirzyca.
- A to, co chciałaś mi zrobić było niby honorowe?! - zawołałem.
Noivern wyszczerzyła na mnie gniewnie swoje kły i znowu próbowała mnie zaatakować, ale moce naszych stworków zmuszały ją do trzymania dystansu wobec nas. Do tego wyraźnie było widać, że ona słabnie, dlatego przeszliśmy do kontrataku rzucając na nią wszystkie nasze siły. Potyczka była ostra i chociaż wampirzyca atakowała podmuchem wiatru oraz innymi możliwymi ciosami, to widać było wyraźnie, że ledwie się już ona trzyma na nogach. Ostatkiem sił więc poderwała się w górę, aby nam uciec.
- Ona próbuje nam zwiać! - zawołała Dawn.
- Nie ucieknie daleko! - odpowiedziałem - Charizard, atakuj!
Mój ognisty przyjaciel zamachał szybko swoimi skrzydłami i ruszył do natarcia. Dopadł Noivern, po czym oboje zaczęli się ze sobą szarpać w powietrzu.
- Charizard, nie daj się jej ugryźć! - zawołałem przerażony widząc, jak przeciwnik mego Pokemona próbuje mu wbić kły w szyję.
Mój przyjaciel na szczęście odsunął się od kłów wampirzycy na tyle, ile zdołał, po czym zaczął mocno pikować w dół razem z nią.
- Zabiją się! - jęknął Dawn.
Ja jednak widziałem już takie ataki i żaden nie kończył się śmiercią Pokemona, dlatego miałem pewność, że tym razem też tak będzie.
Chwilę później rozległ się głośny huk, a następnie przeciwnicy spadli na ziemię, robiąc przy tym nie tylko dużo hałasu, ale również sporo kurzu. Podbiegliśmy do nich przerażeni i zauważyliśmy wówczas Charizarda i Noivern leżących bez ruchu na ziemi.
- O nie! - pisnęła moja siostra, zasłaniając sobie usta dłońmi.
Poczułem, jak na serce robi mi się nagle strasznie ciężko. Mój wierny Pokemon i oddany przyjaciel miałby zginąć w tej walce? Nie! To po prostu niemożliwe! Przecież on był wręcz niezniszczalny! Nic go nie ruszało, a tu nagle...
Wtem nagle mój Charizard poruszył się powoli, a następnie podniósł z ziemi cały i zdrowy, choć mocno obolały.
- Charizard! Ty żyjesz! - zawołałem radośnie, skacząc mu na szyję.
Pokemon objął mnie tylko przyjaźnie do siebie i zaryczał delikatnie jak to on miał w zwyczaju. Bywał zwykle oszczędny w okazywaniu emocji, choć zawsze umiał je okazywać w taki sposób, że je rozumiałem bez trudu.
Dawn tymczasem powoli podeszła do wampirzycy Noivern, po czym mimo pewnych oporów dotknęła jej szyi. Widocznie bała się, że ta podła istota może zaraz na nią skoczyć. Tak się jednak nie stało.
- Nie żyje - powiedziała moja siostra.
- Jesteś pewna? - spytałem.
- Nie ma tętna. Musiała zginąć podczas upadku.
- Ale na Pokemony taki upadek nie ma wielkiego wpływu!
- Możliwe, ale nie zapominaj, że ona przeżyła zmasowany atak na swą osobę.
- Ano tak... Poza tym sama powiedziała, że jest klonem. Możliwe, że niezbyt doskonałym.
Nagle spojrzałem pod swoje nogi, gdyż coś pod nimi mi zabłyszczało. Powoli pochyliłem się i podniosłem ten przedmiot z ziemi.
- Co to jest? - zapytała Dawn.
- To jakiś kamień z dziwnymi znakami - odpowiedziałem jej - Ale nie mam pojęcia, skąd on się tu wziął.
Pikachu dotknął nogawki moich spodni, aby zwrócić moją uwagę, po czym pokazał mi coś na migi.
- Aha... A więc ten kamień wypadł z kieszeni fałszywej Sereny, gdy z tobą walczyła?
Pokemon pokiwał delikatnie głową.
Uśmiechnąłem się zadowolony i spojrzałem na kamień.
- Możliwe, że to kamień niezbędny do dokonania megaewolucji... Ale skąd on...
Nagle sobie coś przypomniałem.
- Serena! Ona jest w górach razem z resztą kompanii! Być może są w niebezpieczeństwie! Musimy tam lecieć!
- Najpierw jednak oddaj mi moją własność! - usłyszałem jakiś bardzo mroczny głos.
W tej samej chwili jak spod ziemi wyskoczył Arlekin w towarzystwie swego Gengara, który trzymał w ręku przenośną kamerę.
- Gratuluję, kuzynku... Pięknie wykonana robota. Ale teraz oddaj mi ten kamień. Giovanni na niego czeka.
- Chyba śnisz! - krzyknąłem - Pikachu, załatw go!
Mój starter skoczył na niego, ale Arlekin bez trudu strzelił mu w oczy atramentem z kwiatka, jaki miał przypięty do swej butonierki.
- Dziecinada - powiedział, po czym spojrzał na mnie - No to jak, mój drogi kuzynku? Oddasz mi go po dobroci, czy może wolisz walczyć?
Dawn i nasze Pokemony automatycznie stanęły za mną.
- Naprawdę chcesz walczyć z tak liczebną przewagą? - zapytałem.
Arlekin spojrzał na nas groźnie, po czym nagle zachichotał ironicznie. Wiedział, że choć jego Gengar był silny oraz sprawny w walce, to i tak nie da sobie rady ze wszystkimi przeciwnikami naraz. Rozsądniej dla niego było więc uciec, póki jeszcze miał ku temu okazję.
- Wybaczcie mi, tak sobie tylko żartowałem. Czy wy zawsze musicie wszystko brać tak na poważnie?
- W ogóle nie macie poczucia humoru - dodał Jacob.
- Tak, zdecydowanie im go brak - stwierdził ponuro Arlekin.
Następnie rozłożył on swój wierny parasol i wskoczył na jego rączkę, wołając przy tym:
- Gengar! Spadamy stąd!
To mówiąc wciągnął on Pokemona do swego pokeballa, a następnie uniósł się w górę.
- Łapmy go! - zawołałem.
Wskoczyłem szybko na grzbiet Pidgeota razem z Dawn oraz Pikachu, a następnie unieśliśmy się oboje w górę. Arlekin jednak śmiał się tylko do mnie z kpiną.
- Wasze Pokemony są zmęczone walką z Noivern, a nawet gdyby były rześkie, to i tak mnie nie złapią.
- Tak ci się wydaje? - spytałem złośliwie.
Pidgeot z nami na grzbiecie zagrodził mu drogę.
- Wybierasz się gdzieś? - spytała złośliwie Dawn.
- To wy się wybieracie i to już za chwilę - powiedział do niej Arlekin - W końcu wasi serdeczni przyjaciele są obecnie uwięzieni w jaskini gdzieś na terenie gór blisko Lumiose, dokąd udali się szukać kamienia dla swego przyjaciela, profesora Sycamore’a.
Ja, moja siostra i mój starter patrzyliśmy na niego zdumieni, zaś mój kuzyn mówił dalej:
- Zostawiłem im bombą niespodziankę i jeśli się nie pospieszycie, ona wybuchnie i z waszych przyjaciół nie będzie już co zbierać.
Zacisnąłem ze złości dłoń w pięść, a Arlekin mówił dalej:
- Zdecyduj więc, kuzynku, co chcesz zrobić. Ścigać mnie czy też może ratować swoich przyjaciół? Wybór należy do ciebie!
Po tych słowach Arlekin skierował szybko swój parasol w kierunku przeciwnym do Lumiose. Nie ścigaliśmy go z Dawn, ponieważ z tego, co nam ten łotr powiedział nasi przyjaciele byli wtedy w bardzo poważnym niebezpieczeństwie i musieliśmy ich ratować nim będzie za późno.
- Jeszcze cię dopadnę, Arlekinie! - zawołałem - Jeszcze dopadnę!
Następnie spojrzałem na Dawn (obejmującą mnie mocno w pasie od tyłu) oraz na Pikachu.
- Lecimy w góry! Oby nie było za późno!
Pamiętniki Sereny c.d:
Nie wiem, jak długo siedzieliśmy w jaskini. Trudno mi to powiedzieć, gdyż nie liczyłam czasu, ale na pewno trwało to dłużej niż jedna chwila. Jednocześnie kostka pozostawiona nam przez Arlekina pokazywała nam obraz, który małą, przenośną kamerą nagrywał Gengar.
- Witajcie, kochani - przemówił agent 005, kiedy ukazał się na ekranie - Mam nadzieję, że macie dobrą widoczność. Chciałbym wam pokazywać nagrany przeze mnie pewien amatorski filmik zatytułowany „Zdrada Asha Ketchuma“. Jest on dedykowany wam wszystkim, a już szczególnie tobie, moja kochana Sereno. Mam nadzieję, że ci się on spodoba.
Po tych słowach parsknął śmiechem i zszedł z ekranu, podając kamerę Gengarowi.
- Nagrywaj filmik, tylko porządnie. Chcę, żeby oni dokładnie, bardzo dokładnie wszystko widzieli.
Pokemon zachichotał wówczas równie podle, co jego trener, po czym zadowolony zaczął nagrywać dokładnie całą sytuację, jaka miała miejsce zaraz potem. Wówczas to Noiver zamieniona we mnie zaczęła rozmawiać z Ashem i tulić się do niego zachłannie.
- Co za kanalia! - zawołała Korrina.
- On nie jest chyba tak głupi, aby się dać jej nabrać - dodała Bonnie.
- Nie chcę cię dobijać, kochana, ale ona wygląda, mówi i zachowuje się dokładnie tak, jak Serena - powiedział Max - Każdy by się dał nabrać, a przynajmniej na początku.
- Racja. My się nabraliśmy na fałszywą Korrinę - zauważyła Alexa.
- Nie ma co gadać, przyjaciele - odparłam smutnym głosem - To jest naprawdę przykre, ale Max i Alexa mają rację. Prawdę mówiąc, to nawet ja bym się dała nabrać na fałszywą siebie, a co dopiero Ash.
- Ale Ash to przecież twój chłopak! - pisnęła panna Meyer - Powinien więc poznać, że coś jest nie tak!
- Ne-ne-ne! - poparł ją Dedene.
- No i pewnie się zorientuje, ale nie oczekuj, że on to zrobi od razu - stwierdziłam.
- To prawda - powiedział Gurkinn - Nie możemy przecież oczekiwać od osób nam bliskich, że od razu poznają się na oszuście, który nas udaje. Pierwsze bowiem, co zobaczą, to właśnie nasze postacie, dobrze im zresztą znane. Więc jak niby mają się poznać na oszustwie i to jeszcze z miejsca?
- No właśnie! A poza tym faceci nie są zbyt bystrzy, nawet ci, którzy mają naprawdę wysokie IQ - powiedziała złośliwie Korrina.
- Hej! Wypraszam sobie, panno wielkie IQ! - warknął gniewnie Max - Przypominam ci, że to nie my daliśmy się złapać Arlekinowi!
- Właśnie, że daliście się złapać! - mruknęła dziewczyna.
- Owszem, ale ty dałaś się złapać pierwsza i to na długo przed nami! - odciął się młody Hameron.
- No właśnie! - zauważyła Bonnie - Gdybyś ty nie dała się złapać, to wtedy my nie wpadlibyśmy w zasadzkę i nie dali się nabrać na oszustwo Noivern i Arlekina.
- W sumie to racja - zauważyła Alexa - Korrino, nie chcę być wredna, ale powiedzmy sobie wprost... Dałaś ciała, dziewczyno!
- No właśnie, a teraz się jeszcze wymądrza - burknęła Bonnie.
- Ne-ne-ne! - mruknął Dedenne.
- Ona już tak ma... Przywyknijcie do tego - dodał złośliwie Gurkinn.
Jego wnuczka już chciała coś powiedzieć, jednakże zmieniła zdanie, najwidoczniej wychodząc z założenia, że mamy rację, a ona tylko pogrąża się w naszych oczach zaprzeczając oczywistym faktom.
- Nie gadajmy tyle, tylko oglądajmy! - przerwał nam sprzeczkę Calem - Jestem ciekaw, co będzie dalej i wy chyba też.
Musieliśmy przyznać, że bardzo nas to ciekawiło, dlatego zaczęliśmy uważnie obserwować scenę nagrywaną przez Gengara. Kiedy zaś Noivern zamieniona we mnie pocałowała Asha, poczułam jak serce w piersi pęka mi z rozpaczy. Oczywiście nie mogłam oczekiwać, że on się zorientuje w tym oszustwie, chociaż mimo wszystko bolało mnie, iż tak nie jest. Jednak po chwili moje serce zabiło z radości, kiedy detektyw z Alabastii nagle uznał, że całując mojego sobowtóra czuje się dziwnie, chociaż nie umie sobie tego jakoś racjonalnie wyjaśnić.
- Więc jednak się zorientował - powiedziałam zadowolona.
- Wiedziałam, że się nie da nabrać! - zachichotała zadowolona Bonnie - Mówiłam wam! Mówiłam!
- Tak, mówiłaś - mruknęła Korrina - Nie musisz się tak teraz chwalić swoim idolem.
Chwilę później sytuacja znowu stała się już naprawdę niebezpieczna, kiedy to wampirzyca próbowała ugryźć Asha, do czego na szczęście nie dopuścił wierny i czujny jak zawsze Pikachu. Potem doszło do brutalnego starcia pomiędzy tym przerażającym Pokemonem a Charizardem mojego chłopaka. Oczywiście wygrał ten drugi, ale mój luby znalazł kamień, jaki ta nędzna oszustka w mojej postaci wciąż miała przy sobie. Wtedy to Arlekin wkroczył do akcji i próbował go zabrać swemu kuzynowi, a później obraz zniknął.
- No i koniec transmisji - powiedział Calem.
- Co się przejmujesz? I tak nie było niczego ciekawego w telewizji - odparła żartobliwie Alexa.
- Za to niedługo będzie tu miał miejsce prawdziwy film katastroficzny - zauważył dość złośliwym tonem Gurkinn - Przypominam wam, że ten cały Arlekin pozostawił tutaj ładunek wybuchowy, przez który zostaniemy zamknięci w tej grocie już na zawsze.
- Pogrzebie nas żywcem? - jęknęłam.
Zupełnie przez to, co widzieliśmy na ekranie, zapomniałam o bombie, jaką zostawił Arlekin. Teraz dopiero przypomniałam sobie ten szczegół i niestety nie było to dla mnie wcale budujące.
- Musimy się stąd szybko wydostać! - zawołałam.
- Ciekawe niby jak chcesz to zrobić? - mruknęła Korrina - Te sznury są niestety strasznie mocne.
- Jakoś sama to zauważyłam - burknęłam z gniewem.
Próbowałam rozerwać w jakiś sposób swoje więzy, ale niestety mi się to nie udało, ponieważ sznur był naprawdę twardy i praktycznie trzeba by było Herkulesa lub Samsona, aby dokonał takiego czynu, a przecież żadne z nas nimi nie było.
- Czyżby to miał być koniec naszych przygód? - zapytałam.
- Jeśli tak, to chociaż przygotujmy sobie słowa, jakie wypowiemy na chwilę przed śmiercią - zaproponowała Alexa.
- A niby co to nam pomoże? - spytała Korrina.
- Nic... Ale przynajmniej będziemy mieli wszyscy co robić, kiedy już nas pogrzebie żywcem - stwierdziła dziennikarka.
- Aha... Że niby lżej się nam będzie umierać? - spytał Calem.
- Owszem... Coś w tym stylu.
Uśmiechnęłam się delikatnie, słysząc tę dziwną wymianę zdań. Mimo wszystko była ona całkiem zabawna, chociaż nasza sytuacja zdecydowanie nie sprzyjała sypaniu żartami, nawet bardzo dowcipnymi.
Nagle usłyszeliśmy jakieś kroki. Ktoś wyraźnie szedł po tej jaskini.
- Cicho! Ktoś tutaj idzie! - zawołał Gurkinn.
- Może to Arlekin powrócił, aby dokończyć dzieła? - zapytała Bonnie.
- A może to właśnie pomoc nadchodzi? - dodał Max.
Wtem usłyszeliśmy czyjeś głośne wołanie:
- Serena! Bonnie! Max! Gdzie jesteście?!
- Hej, Serena! Odezwij się!
- Pika-pika!
- Pip-lu-li!
- To Ash i Dawn! - zawołałam radośnie.
- I do tego z nimi są pewnie Pikachu i Piplup! - dodał radośnie Max - Wiedziałem, że nas znajdą!
- Ash! Tutaj! - krzyknęłam głośno.
- Nawołujmy ich wszyscy! - zarządził Calem - Może nas usłyszą!
Posłuchaliśmy go i zaczęliśmy wszyscy głośno nawoływać naszych wybawców. Już po chwili odpowiedzieli nam oni radosnymi okrzykami. Cieszyli się, że nas znaleźli i że mamy jeszcze siłę, aby ich nawoływać. To oznaczało wszak, iż żyjemy, ta zaś myśl napawała mocno optymizmem.
Kilka minut później do groty, w której leżeliśmy skrępowali wpadli Ash i Dawn wraz ze swymi starterami.
- Serena! Bonnie! Max! Alexa! Żyjecie! - zawołał radośnie mój luby.
Następnie podbiegł do mnie i mocno mnie uściskał, całując czule moje usta oraz całą twarz.
- Moja maleńka... Moja jedyna... Moja kochana! Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiłem!
- Ja o ciebie też - odpowiedziałam mu - Ale jak widzisz już wszystko jest w porządku.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale... My tu także jesteśmy - zauważyła złośliwie Korrina.
- W sumie to racja - dodała dowcipnym tonem Alexa - I wiecie... Nie pogardzilibyśmy jakąś dobrą pomocą, o ile oczywiście to nie kłopot.
Ash zachichotał delikatnie, podobnie jak i Dawn.
- Wybaczcie... Już was rozwiązujemy - powiedziała panna Seroni.
Już po chwili nasi wybawicieli zdjęli z nas więzy, po czym wpadłam w ramiona mojego chłopaka, który ponownie objął mnie mocno do siebie i pogłaskał moje włosy.
- Sereno, wybacz mi... Nie powinienem był cię puszczać samą na tę wyprawę... Nie powinienem był cię wtedy wyzywać.
- Spokojnie, kochanie. Było, minęło - powiedziałam do niego - Teraz jednak będzie lepiej, jeśli stąd uciekniemy.
- Właśnie! Tutaj jest bomba! - zawołała podnieconym głosem Bonnie - Za chwile wybuchnie i nas tu wszystkich pogrzebie żywcem!
- Bomba? Mówisz może o tym? - spytała Dawn, pokazując na ładunek wybuchowy, jaki miała w dłoni.
Wszyscy jęknęliśmy przerażeni widząc ładunek wybuchowy w ręce dziewczyny.
- Musimy to szybko wyłączyć! - zawołała Alexa.
- Ale jak?! - spytałam cała spanikowana czując, jak pot zrasza moje czoło.
- Spokojnie... Zrobimy jak na filmach. Czerwony lub zielony kabelek - rzekł Max, siląc się na dowcip - Trzeba tylko wybrać właściwy.
Ash wypuścił mnie z objęć, podszedł powoli do siostry (która to wciąż z jakiegoś powodu zachowywała iście stoicki spokój), przyjrzał się bardzo uważnie bombie, a następnie lekko zachichotał.
- He he he! To naprawdę wyborne! Tym razem Arlekin naprawdę mnie rozbawił.
- Co cię tak niby bawi, co?! - warknęła na niego wściekłym głosem Korrina - Za chwilę to cacko wybuchnie, a z ciebie i twojej siostry zostanie tylko krwawa miazga!
- Poważnie?! No to łap! - zawołał Ash, rzucając jej bombę do rąk.
Dziewczyna instynktownie pochwyciła przedmiot, po czym zamknęła oczy i wrzasnęła przerażona, jednak detonacja nie nastąpiła. Przerażona powoli otworzyła oczy, a następnie spojrzała na bombę, powoli zaczynając oddychać w spokojny sposób, w końcu zaś wręcz ryknęła śmiechem.
- Świetnie! Teraz ona dostała na głowę - powiedziała Alexa.
- Żadne takie... Zobaczcie sami.
Po tych słowach Korrina pokazała nam bombę, na której to w miejscu, gdzie normalnie jest licznik czasowy, widniał napis:
Każdy głupek umie stworzyć bombę, jednak nie każdy potrafi stworzyć zabawkę podobną do bomby.
- Co?! - jęknęłam przerażona - To jest zabawka?!
- Najwyraźniej - powiedział Ash - Nieźle nas Arlekin nabrał, co nie?
- Owszem - westchnęłam głęboko - Po prostu cudownie. Ten człowiek zaczyna mnie naprawdę mocno irytować.
- Nie tylko ciebie - mruknęła Korrina, kiedy przestała się już śmiać, a następnie rzuciła ona zabawkę daleko za siebie.
Zabawka uderzyła mocno o podłogę, a wtedy nastąpił głośny wybuch, zaś cała grota zaczęła się walić.
- Hej! A to niby co ma być?! Przecież to tylko zabawka! - zawołała dziewczyna na wrotkach.
- W nogi! - krzyknęła Dawn.
Ash złapał mnie za rękę i zaczął ze mną szybko uciekać, a my wszyscy ruszyliśmy za nim. Zrobiliśmy to dosłownie w ostatniej chwili, ponieważ grota już po około minucie zawaliła się kamieniami.
- No to teraz dopiero dałaś ciała - jęknęła Bonnie, patrząc na Korrinę z ironią pomieszaną ze złością.
Jej Dedenne uważał tak samo, co okazał patrząc groźnie na Korrinę.
- Zdecydowanie - poparła dziewczynkę Alexa - Co ci odbiło?! Mogłaś nas wszystkich zabić!
- A skąd miałam wiedzieć, że to jednak prawdziwa bomba?! - jęknęła dziewczyna na wrotkach.
- Zdarza się, że zabawka udaje bombę, ale tym razem bomba udawała zabawkę udającą bombę - powiedział Gurkinn - Muszę powiedzieć, że ten wasz przyjaciel, Arlekin, jest naprawdę pomysłowy.
- Tak... Tego mu odmówić nie można - jęknęła Dawn.
- Pip-lu-li! - ćwierkał Piplup, siedzący w objęciach swojej trenerki.
Po tej przygodzie długo jeszcze nie mogliśmy wyjść z zaskoczenia, w jakie wprawiło nas to wszystko, co przeżyliśmy. Zdecydowanie ten szok, którego doznaliśmy był na tyle mocny, że musieliśmy wyglądać naprawdę dziwnie, kiedy wreszcie przyjechał po nas profesor Sycamore. Zgodnie ze swoją zapowiedzią miał przyjechać pod wieczór w to miejsce, aby odebrać nas. Mężczyzna był bardzo zadowolony, gdy ujrzał naszą kompanię, a jego radość wzrosła, kiedy Ash pokazał mu kamień niezbędny do megaewolucji, jaki to odebrał tej nędznej wampirzycy. Uczony nie posiadał się z radości.
- Jesteście po prostu najlepsi! - zawołał radośnie Augustine Sycamore - Wiedziałem, że mogę na was polegać. Czy było trudno go zdobyć?
- Owszem, panie profesorze. Pojawiły się pewne trudności, ale co to dla nas? - rzekł Ash skromnym tonem.
- Ryzyko mamy wpisane w zawód - dodał wesoło Max.
- No właśnie - poparła go Bonnie.
Uczony uśmiechnął się do nas przyjaźnie.
- Rozumiem was. No, ale najważniejsze, że go zdobyliście. Wsiadajcie już do jeepa. Zabiorę was do miasta.
- Nie zmieścimy się tu wszyscy - zauważyła Korrina.
- No właśnie - dodał jej dziadek - Jest nas w końcu nieco więcej niż wtedy, gdy tu jechaliśmy.
- Spokojnie. Jest na to wyjście! - zawołała wesoło Dawn - Niech nasi zakochani lecą na Pidgeotcie, a reszta pojedzie samochodem.
- Doskonały pomysł! - zgodziłam się z nią.
Ash również nie miał nic przeciwko i już po chwili on i ja lecieliśmy radośnie nad jeepem profesora Sycamore’a, który odwoził naszych drogich przyjaciół do miasta. Czułam się cudownie mogąc obejmować do siebie mojego ukochanego, kłaść głowę na jego ramieniu, a także czuć przy sobie tę wspaniałą obecność najlepszego detektywa w całej Alabastii, jeśli nie na świecie.
Wycieczka jednak dość szybko dobiegła końca. Profesor zatrzymał się pod laboratorium, po czym wysadził tam Alexę, Bonnie, Maxa, Calema, Dawn, Gurkinna i Korrinę. My zaś wylądowaliśmy na chodniku tuż obok nich.
- Dzięki, Pidgeot. A teraz powrót - powiedział mój luby, chowając do pokeballa swego Pokemona.
- Dziękuję wam jeszcze raz - rzekł radosnym tonem uczony - Dzięki temu kamieniowi będę mógł zbadać wreszcie zjawisko megaewolucji u Garchompa. Nie wiecie nawet, ile to dla mnie znaczy.
- Każdy ma swoje hobby - stwierdziła ironicznie Alexa - Idziemy już, kochani? Chyba pora coś przekąsić.
- Masz rację. Przygody wzmagają apetyt - powiedział wesoło Max.
- Jestem tak głodna, że zjadłabym Taurosa z kopytami i wybiegiem dla niego - dodała Bonnie, łapiąc się za brzuch.
- Ne-ne-ne! - pisnął jej Dedenne.
- Tak, w sumie to ja też - poparła dziewczynkę Korrina.
- Wobec tego proponuję, żebyśmy wszyscy poszli teraz do Centrum Pokemon - zaproponował Gurkinn - O ile oczywiście nie macie żadnych innych planów na dzisiaj.
Ponieważ ich nie mieliśmy, to postanowiliśmy tam pójść. Ash jednak szepnął mi na ucho, abym została jeszcze chwilę. Pikachu i ja byliśmy tym zdumieni, ale spełniliśmy jego prośbę. Tymczasem pan profesor Sycamore jeszcze raz nam podziękował za pomoc ściskając dłonie nasze i Calema, po czym dodał:
- Już niedługo sekrety megaewolucji zostaną zgłębione całkowicie! A to wszystko dzięki moim serdecznym przyjaciołom! Jestem teraz bardzo szczęśliwy. Wybaczcie mi, że was nie odprowadzę do Centrum, ale... Mam swoje sprawy, sami rozumiecie.
Po tych słowach uczony zniknął w swoim laboratorium, zamykając za sobą drzwi.
- No cóż... Na mnie chyba też już pora - rzekł wówczas Calem.
- Nie tak prędko, stary - zwrócił mu uwagę Ash - Najpierw oddaj nam kamień.
- Kamień... Jaki kamień?
- Ten kamień, który to podczas jazdy jeepem wysunąłeś po cichu z kieszeni profesora Sycamore’a i zastąpiłeś falsyfikatem, który on teraz ma.
Byłam w szoku, kiedy to usłyszałam. Naprawdę nie spodziewałam się usłyszeć takie słowa i przez chwilę myślałam, że Ash albo dostał na głowę albo też rzeczywiście mój dawny przyjaciel okazał się nie być wcale taki kryształowy, jakiego przed nami udawał. Patrzyłam na nich obu czekając na dalszy rozwój wypadków.
- Sereno... Twój chłopak chyba nieco zgrzał się na słońcu - zaśmiał się Calem - Opowiadasz jakieś bzdury, Ash. Wybaczcie, ale nie chcę słuchać oskarżeń pod swoim adresem, dlatego jeśli pozwolicie, to...
Chciał on już odejść, ale Pikachu zastąpił mu drogę, piszcząc groźnie.
- Nie udawaj - mówił dalej Ash - Mam dobry wzrok. Widziałem lecąc nad jeepem, jak wyciągasz z kieszeni profesora kamień i potem wkładasz mu do kieszeni falsyfikat. Pan profesor był jednak zbyt zajęty rozmową z naszymi przyjaciółmi, aby to zauważyć, dlatego tak łatwo ci to przyszło.
Calem zaśmiał się podle, po czym powiedział:
- Ash, mój ty przyjacielu... Doceniam twoje próby zdyskredytowania mojej skromnej osoby w oczach Sereny, ale teraz to już przesadzasz.
- Jeszcze nie przesadzam...
Po tych słowach mój luby wyjął zza pazuchy pistolet straszak, mówiąc przy tym:
- Teraz dopiero zaczynam to robić.
Calem oczywiście nie wiedział, że ta broń wcale nie jest prawdziwa, więc wyraźnie się przestraszył.
- Albo oddasz kamień, albo będziesz pluł ołowiem przez resztę swoich dni, wcześniej zaś mój Pikachu nieco podsmaży cię prądem! - zawołał Ash.
- Pika-pika! Pika-chu! - pisnął bojowo Pokemon.
Drań wiedział już, że to nie przelewki, dlatego sięgnął powoli ręką do kieszeni spodni i wyjął z nich kamień.
- Weź go, Sereno - powiedział Ash - Pikachu... Obszukaj go, czy nie ma więcej takich kamieni... Może teraz też nam wciska fałszywkę?
Pokemon wykonał polecenie nie bez satysfakcji zresztą, ale niczego nie znalazł. Calem zaś był wściekły, czego wcale nie ukrywał.
- Głupi, spostrzegawczy szczeniak! - warknął.
- Schlebiasz mi - odciął mu się detektyw z Alabastii.
- Calem, jak mogłeś?! - zapytałam załamanym głosem czując, jak moje biedne serce zaczyna właśnie krwawić z bólu - Miałam cię za przyjaciela! Za uczciwego człowieka! A ty co zrobiłeś?! Próbowałeś okraść profesora Sycamore’a, który ci zaufał! Dlaczego?!
- Dla pieniędzy, Sereno... Dla wielkich pieniędzy - odpowiedział mi Calem tonem, który mówił, że on uważa taki motyw za coś normalnego - Moim pracodawcą jest pewien naukowiec, który ma na pieńku z waszym przyjacielem. Od dawna zresztą dla niego pracuję, chociaż oficjalnie moim zleceniodawcą jest Sycamore.
- Teraz rozumiem, dlaczego pewne ważne dla niego próbki czy inne takie znikały lub zostały zastąpione fałszywkami - powiedziałam ze złością w głosie - To ty je zabierałeś i sprzedawałeś konkurencji!
- Być może... Masz na to jakieś dowody? - spytał Calem.
Nie mieliśmy i on doskonale o tym wiedział, dlatego też jego butność wzrosła.
- Śmiało... Aresztujcie mnie więc. Tylko, co powiecie na policji? Że jestem złodziejem? I niby kto wam w to uwierzy? Na tym kamieniu nie ma moich odcisków palców, bo miałem rękawiczki, gdy go kradłem. Teraz też je mam na dłoniach. Nic mi nie udowodnicie.
Ash powoli schował pistolet, mówiąc:
- Masz rację, Calem. Nic ci nie możemy udowodnić, ale dla swojego własnego dobra lepiej znikaj mi już z oczu, zanim zrobię coś, czego będę żałował do końca życia.
Łajdak zaśmiał się tylko podle, po czym zadowolony odwrócił się do nas plecami i ruszył przed siebie.
- Złodziej! - zawołałam za nim wściekle.
Ten odwrócił się tylko do mnie i rzekł:
- Doprawdy? Jestem złodziejem? A jak chcesz tego dowieźć, słonko? Nie możesz tego zrobić, więc lepiej zamknij buzię, bo inaczej oskarżę cię o potwarz, a za to też jest protokół. Jako dziewczyna detektywa powinnaś to wiedzieć.
Następnie zachichotał on bardzo podle, po czym poszedł swoją drogą. Nie uszedł jednak zbyt daleko, gdyż Pikachu poraził go prądem. Calemowi zszedł uśmiech z twarzy niczym napis z tablicy starty mokrą gąbką. Chciał już nam coś powiedzieć, ale widząc groźną minę startera mojego chłopaka, zrezygnował z tego i szybko pobiegł przed siebie.
- Co to za łajdak! - zawołałam - A ja miałam go za przyjaciela! Dawn miała jednak rację! Nie możemy ufać ludziom, których nie widzieliśmy przez wiele lat! Oni się zmieniają tylko na gorsze.
- Nie zawsze tak jest - powiedział smutno Ash - Ale czasami i tak bywa. Mnie on od początku się nie podobał, ale moją ocenę stworzył fakt, że byłem o ciebie zazdrosny. Zbyt mocno zazdrosny, aby widzieć jakieś inne fakty. Widziałem tylko ciebie i jego, jak sobie gruchacie wspominając dawne czasy.
Posmutniałam bardzo, słysząc te słowa. Mój smutek był tym większy, że sobie na te słowa zasłużyłam.
- Masz rację, Ash. Masz niestety rację. Dałam się jak idiotka omotać miłym wspomnieniom związanym z osobą Calema, zaś on to wykorzystał, aby mieć alibi. No, bo przecież o to mu chodziło, prawda? Żebym to ja dała mu alibi w chwili, gdy profesor Sycamore się zorientuje, że ma podróbkę kamienia, a nie prawdziwy kamień. Miałam być świadkiem tego, iż Calem nie ma z tym nic wspólnego. Prawda, Ash? To po mu on tak bardzo chciał, abym wyruszyła na tę wyprawę.
- Nie wiem, Sereno... Bardzo możliwe... Albo po prostu miłe mu było twoje towarzystwo. A może jedno i drugie?
Załamana westchnęłam głęboko, po czym zapytałam:
- Co z nim zrobimy?
Ash wzruszył lekko ramionami.
- A co my możemy z nim zrobić? On ma rację. Nie mamy na niego żadnych dowodów. W sądzie będzie to jego słowo przeciwko mojemu lub twojemu.
- Więc on odejdzie bez kary?
- Na razie tak, ale nie bój się. Takie złodziejaszki prędzej czy później trafią tam, gdzie ich miejsce. To tylko kwestia czasu.
- Tak mi przykro, Ash.
- Mnie także jest przykro, Sereno. Mnie także, bo uprzedziłem się do tego kolesia tylko dlatego, że on ci się na swój sposób podobał. Przez to nie dostrzegłem oczywistych faktów. Do tego niepotrzebnie cię wyzywałem i obrażałem. Nie zasłużyłaś na to wszystko.
Wtuliłam się w niego mocno.
- Oboje tu zawiniliśmy, Ash... Przebaczmy więc sobie i nie mówmy już o tym.
Mój ukochany objął mnie do siebie czule, mówiąc:
- Masz rację... Nie mówmy o tym. Teraz lepiej chodźmy do profesora Sycamore’a oddać mu prawdziwy kamień, a potem idźmy coś zjeść. Jutro zaś rozpoczynam trening. Muszę być gotowy do walki z tym całym Benem Kingsleyem.
- Uważasz, że on przejdzie do samych finałów? - spytałam, patrząc mu w oczy - Jesteś tego pewien?
Ash parsknął ironicznym śmiechem, po czym rzekł:
- Najdroższa moja Sereno... A czy w tym świecie można być obecnie czegokolwiek pewnym?
Jego odpowiedź dała mi wiele do myślenia, ale po chwili odparłam z uśmiechem:
- Myślę, że można być pewnym kilku rzeczy... Ja jestem pewna tego, że zawsze mogę na tobie polegać, nawet jeśli czasami twoje postępowanie mnie zasmuca. Jestem także pewna tego, iż to działa w odwrotną stronę.
Mój luby uśmiechnął się do mnie czule i pogłaskał moje włosy.
- Masz rację, Sereno. Kochamy się szczerze, dlatego też to, o czym mówisz jest jedną z niewielu naprawdę pewnych rzeczy na tym świecie.
KONIEC
Dalszy ciąg przygód w Kalos z Ligą Pokemon w tle. Ash jako jeden z duetu Mistrzów Ligi przygotowuje się do walki z przyszłym pretendentem do tytułu, Benem. W międzyczasie znajomy naszych bohaterów, profesor Sycamore opowiada o megaewolucji, które jest jego wielką pasją i aktualnym tematem badań. Mówi także o specjalnym kamieniu dla Garchompa, tego samego Pokemona, którego w anime chciał dorwać Zespół R i w wyniku powstałej awantury, Ash stał się bohaterem ukazanym w wiadomościach. Dzięki tamtemu wydarzeniu Serena znów mogła spotkać Asha. Obecnie uczony poszukuje drugiego kamienia, gdyż do megaewolucji potrzebne są dwa: jeden dla Pokemona, zaś drugi dla trenera. Ash niestety, przygotowując się do walk w Finale i będąc jednym z sędziów, nie może uczestniczyć w misji, choć chciałby pomóc profesorowi. Okazuje się, że misji zdobycia kamienia podejmuje się znajomy uczonego, Calem. Postać ta nawiązuje nieco do bohatera gry Pokemon XY, który niejako jest tam odpowiednikiem Asha i znajomym Sereny. Tutaj, poza imieniem z bohaterem gry łączy go również znajomość z Sereną, lecz jak się okazuje, miała ona miejsce dość dawno. Jako, że Ash ma urodziny, przyjaciele organizują przyjęcie z tej okazji, na którym pojawią się przyjaciele Ketchuma z Kalos, a także John Scribbler z Maggie i jej Bratem. Na wieść o obecności Dianthy, a właściwie jej asystentki Kathy Lee, profesor z jeszcze większym entuzjazmem pragnie się tu zjawić. Przybywa również Calem, wobec którego Ash jest niezwykle nieufny. Fakt ten potęguje jeszcze zazdrość o jego znajomość z Sereną i wynikająca z tego Ich rozmowę na osobności. Staje się to przyczyną sporu naszych detektywów, podobnie jak dołączenie Sereny do wyprawy po kamień na wieść, że w grupie poszukiwawczej będzie także Calem. W skład ekipy wchodzą też Alexa, Max, Bonnie oraz Korrina i jej Dziadek. Po owej sprzeczce Serena odbyła rozmowę z Dawn, która mimo wszystko ostrzegała Ją, że tak naprawdę nie może mieć ona żadnej pewności, co do osoby, której nie widziała tak długi czas. Dobrymi przykładami w tym wypadku byli Ritchie i Kenny. Niemniej sytuacja okazuje się być znacznie gorsza: Korrina okazuje się być zdrajcą, gdyż pracując potajemnie dla Arlekina wprowadziła ekipę w pułapkę. Na jaw wychodzi jednak, że jest to jedynie oszustka, zaś prawdziwa Korrina była więźniem agenta organizacji Rocket. Samo zdobycie kamienia było niezwykle trudne, gdyż znajdował się on na głowie Onixa. Niemniej prawdziwe kłopoty pojawiają się w momencie, gdy do akcji wkracza Arlekin. Wychodzi wówczas na jaw, że Fałszywa Korrina to klon wampirzycy Noivern, potrafiący doskonale zmieniać postać. Pozostawiwszy bombę oraz mini projektor, Arlekin i Noivern lecą do miasta, żeby pokonać Asha. Dodatkowo Arlekin pragnie zdyskredytować Asha w oczach Sereny. Jest to też jedyna sytuacja, w której ów agent Rocket zdaje się nie przejmować możliwością śmierci Sereny w wyniku wybuchu własnej bombki i pogrzebania w jaskini uczestników wyprawy. Podstęp jednak się nie udaje, gdyż Ash z Dawn i swoimi Pokemonami pokonują i uśmiercają Noivern oraz przeganiają Arlekina. Następnie ratują Serenę i pozostałych. Okazuje się też, że mamy tu do czynienia nie z jednym, a dwoma spiskami. Dawny znajomy Sereny, Calem okazuje się być bowiem oszustem i złodziejem, pracującym dla konkurenta profesora Sycamore’a. Co prawda Ash odebrał mu ukradziony kamień, podmieniony wcześniej na fałszywkę, lecz z braku dowodów nie mógł oddać drania w ręce policji. Tym razem Calemowi uszło więc na sucho, choć oberwał na pożegnanie piorunem Pikachu.
OdpowiedzUsuńC.D.
OdpowiedzUsuńPodsumowując bardzo ciekawa przygoda z wyprawą i nawiązaniem do megaewolucji, wspomnienie wydarzeń, które połączyły Asha i Serenę po latach oraz podstępy dwóch drani, pracujących niezależnie od siebie. Serena po raz kolejny nie miała szczęścia do swych wielbicieli, którzy byli zwykłymi draniami, lecz może za to liczyć na ukochanego Asha oraz mądre wsparcie przyszłej szwagierki, Dawn. Co do Calema, to cieszę się że okazał się on być draniem, jak również cieszę się z pokrzyżowania mu planów. Skoro jednak udało mu się tym razem uniknąć więzienia, to możemy spodziewać się jego kolejnej akcji. Ale póki Ash i Serena wraz z swoją drużyną czuwają, to ani Calem, ani żaden inny drań nie może czuć się pewnym swego. A ocena 10/10 :)
Na szczęście wszystko rozwiązało się w dobry sposób. :) Ash kontynuje swoją rolę podczas Mistrzostw Ligi Kalos, jednak nie może skupić się na żadnej walce. Jego myśli wciąż krążą wokół Sereny i ich kłótni przed wyprawą dziewczyny po kamień do megaewolucji.
OdpowiedzUsuńW trakcie przerwy między walkami Ash trenuje do swojej całkiem możliwej walki z Benem Kingsleyem, jednak cały czas jego myśli krążą wokół ukochanej. Nagle podchodzi do niego Dawn, która próbuje rozwiać jego wątpliwości i go pocieszyć. Dołącza do nich niespodziewanie fałszywa Serena, która po chwili zostaje z Ashem sam na sam. Próbuje przekonać swojego ukochanego, że wszystko jest w porządku, nawet go całuje i to bardzo namiętnie, ale chłopak orientuje się, że coś jest nie tak. Dodatkowo Pikachu gryzie fałszywą Serenę, dając swojemu trenerowi absolutną pewność co do tożsamości dziewczyny. Odkrywa, że to nie jest prawdziwa Serena, tylko sklonowany Noivern przybierający postać dziewczyny, który oczywiście za chwilę ujawnia swojemu prawdziwą postać i próbuje ugryźć chłopaka, by go całkowicie opanować, jednak w jego obronie staje najpierw Piplup, a potem wypuszczony przez niego Charizard, który próbuje dopaść uciekającą Noivern. Udaje mu się to, jednak dochodzi do wypadku podczas którego ginie zły Pokemon, a Charizard zostaje ciężko ranny. Gdy już się wydaje, że niebezpieczeństwo mija, pokazuje się Arlekin, który próbuje zdobyć kamień do megaewolucji, który Ash zabrał od Noivern, jednak bezskutecznie. Ash orientuje się, że Serenie i jego przyjaciołom grozi poważne niebezpieczeństwo. Rezygnuje on z pościgu za swoim kuzynem by lecieć ukochanej na ratunek.
Tymczasem w jaskini Serena i reszta ogladają "zdradę" Asha i jego bohaterską walkę z Noivern. Znajdują także "bombę", która miała wysadzić jaskinię. Początkowo myślą, że to atrapa, jednak gdy Korrina odrzuca bombę na bok, ona wybucha powodując zawalenie się części jaskini. Na szczęście przybywa ekipa ratunkowa z Ashem na czele, która wyciąga całą ekipę z jaskini.
Na powierzchni czeka już na nich profesor Syccamore ze swoim samochodem, który odwozi całą ekipę do laboratorium, a Ash i Serena odlatują na Pidgeottcie we dwoje.
Po dotarciu na miejsce wychodzi na jaw oszustwo Calema, który po drodze wykradł profesorowi prawdziwy kamień i podłożył mu falsyfikat. Wszystko na szczęście widział Ash, który dzięki swojej determinacji odzyskuje kamień i wyciąga na jaw fakt, iż Calem pracuje dla świata przestępczego. Niestety, nie ma na niego dowodów, więc chłopak odchodzi nieukarany za swoje uczynki. Jego szyderczy uśmieszek nie uchodzi uwagi Pikachu, który na polecenie swojego trenera razi chłopaka prądem, zmywając tym samym uśmieszek z jego twarzy. I bardzo dobrze, tu akurat mu się należało. :)
Przygoda bardzo mi się podobała, zło zostało ukarane, a wszyscy żyli długo i szczęśliwie. :D
Ogólna ocena: 100000000000000000000000000/10 :)