Przestępstwo na Mistrzostwach cz. II
Po tym spotkaniu poszliśmy do naszego pokoju, w którym to siedzieli nasi przyjaciele. Byli oni bardzo zainteresowani całą sprawą, z jaką przyszła do nas Viola. Opowiedzieliśmy im więc dokładnie co i jak miało miejsce, kiedy razem z nią opuściliśmy nasze wspólne lokum, a było o czym mówić.
- To niesamowite! - zawołała Bonnie - A więc Arlekin jest w Lumiose i znowu działa?!
- To przerażająca wieść - rzekł Clemont - Dobrze pamiętam, jak jego ostatnia wizyta w tym mieście się dla nas skończyła.
- Nie było dobrze, ale jakoś przetrwaliśmy - zauważył Max.
- Tak, to prawda - poparła go Dawn - Nie możemy przecież panikować i zachowywać się tak, jakby to był jakiś potwór. Ostatecznie to tylko jeden człowiek, w dodatku nieźle stuknięty.
- Właśnie dlatego powinniśmy się go obawiać - powiedział nasz drogi wynalazca - Nie mamy w ogóle pewności, co on może nam zrobić, jeśli go rozzłościmy.
- Więc spróbujmy tego nie zrobić - odrzekł mu wesoło Ash - Niezbyt mi to odpowiada, jednak nie mamy innej możliwości, jak tylko zagrać na jego zasadach.
- Czyli chcesz szukać poszlak tam, gdzie on je pozostawia? - spytałam.
- Nie widzę innego wyjścia - odpowiedział Sherlock Ash - Choć należy też sprawdzić inne tropy.
- Niby czemu? - zapytała zdumiona Bonnie - Przecież skoro wiemy, że to Arlekin...
- Właśnie, że tego nie wiemy - przerwałam jej.
- Jak to?
- Ne-ne-ne?
Przeszłam do wyjaśnień.
- Widzisz, kochanie... Tak naprawdę nie wiemy, co mamy o tej sprawie myśleć. Ash jest pewien, że za całą tą sprawą stoi Arlekin. Ja mam jednak pewne wątpliwości.
Naszych przyjaciół bardzo zdziwiły moje słowa. W końcu oboje zwykle mieliśmy to samo zdanie, jednak tym razem było inaczej.
- No cóż... Muszę powiedzieć, że Serena nie zgadza się ze mną w tej sprawie - rzekł detektyw z Alabastii.
- Pika-pika-chu! - pisnął jego starter.
- Być może ona ma rację - mówił dalej mój chłopak - Arlekin nie musi wcale mieć związku z całą tą sprawą, choć ja uważam, że musi mieć nawet mały udział w tym wszystkim.
- Ja myślę, że on nie ma z tym nic wspólnego - powiedziałam - Moim zdaniem ten liścik z wierszykiem ma w sobie coś, co nie pasuje do naszego przeciwnika.
- A co takiego? - zapytała Dawn.
Ash wyciągnął kartkę z przepisaną zagadką od Arlekina i usiadł przy stoliku, pokazując nam ową wskazówkę.
- Spójrzcie sami... Co takiego może być w tym wierszu, co może budzić podejrzenia? - zapytał.
Usiedliśmy wszyscy wokół niego i zaczęliśmy uważnie oglądać kartkę z wierszem. Niestety, żadne z nas nie widziało tam niczego, co mogłoby nam wskazywać na udział osób trzecich, innych niż 005.
- A ty, Sereno? Co uważasz? - zapytał mój luby.
Ponieważ miałam możliwość wypowiedzieć się, powiedziałam:
- No więc... Jeśli chodzi o mnie, to moim zdaniem w tym wierszyku jest wszystko nie tak, jak by powinno.
- A możesz rozwinąć ten temat? - spytał detektyw.
- Widzisz... Może to jest głupie, jednak sam mówiłeś, że czasami nawet najmniejszy szczegół ma wielkie znaczenie.
- To prawda. A więc jaki szczegół zwrócił twoją uwagę?
- Ten szczegół - wskazałam na wiersz - Te rymy.
- Nie są najlepsze, to prawda - powiedział Max - Ale nie bardzo wiem, o co ci chodzi.
- Przyjrzyj się... Jak padają rymy w tym wierszu?
Młody Hameron poprawił sobie okulary na nosie i przyjrzał się bardzo uważnie kartce papieru.
- Hmm... No więc tak... Padają one tak, że pierwsza linijka rymuje się z trzecią, a druga z czwartą itd.
- Ano właśnie - powiedziałam dumnie - A kto z was pamięta, jak szły rymy w innych wierszach Arlekina?
Przyjaciele nie wiedzieli, co odpowiedzieć, ale wtedy Ash uderzył się dłonią w czoło i zawołał:
- Masz rację! Wiersze mojego kochanego kuzynka się rymują w taki sposób, że pierwsza linijka ma rym do drugiej linki, trzecia do czwartej itd. Tu układ rymów jest inny.
- Ano właśnie! - zawołałam - To właśnie nie daje mi spokoju! Moim zdaniem to jest dowód na to, że nie Arlekin jest autorem tego listu.
- Wybacz mi, kochana, te słowa, ale taka teoria jest mocno naciągana - zauważyła Dawn.
- Nie inaczej - zgodził się z nią Max - To, że Arlekin zmienił nagle zwyczaj pisania wierszy wcale nie dowodzi, iż nie on jest odpowiedzialny za tę kradzież.
- To jedna prawda - powiedział Clemont - A druga jest taka, że Arlekin jest nieobliczalny i nigdy nie wiadomo, co on zrobi.
- Nie znam może Arlekina zbyt dobrze, ale moim zdaniem on trzyma się z góry ustalonych zasad i moim zdaniem nie zmieniłby ich tak sobie - zauważyłam.
- A co sądzi o tym nasz detektyw? - zapytała Bonnie.
- Nie jestem pewien - westchnął głęboko Ash - Wy wszyscy zdajecie się mieć rację. Z jednej strony Arlekin naprawdę trzyma się swoich zasad i nie zmienia ich ot tak sobie, ale z drugiej strony trudno mi zaprzeczyć, że jest on nieobliczalny. Dlatego myślę, że nie możemy przyjąć jednego wyjaśnienia. Osobiście jestem zaś zdania, iż mój drogi, kochany kuzynek może mieć w tym wszystkim spory udział. Jeśli nawet nie ukradł tego Frogadiera, to zrobi on wszystko, abyśmy tak myśleli.
- Dlaczego? - spytała panna Meyer.
- Bo chce nas wciągnąć w swoją kolejną grę - wyjaśnił jej detektyw z Alabastii - On chce, żebyśmy go szukali i wpadli w kolejną zastawioną na nas pułapkę. A jeśli nawet tej pułapki nie zastawił, to na pewno będzie miał dość zabawy z tego, że zmusi nas do tej chorej gry.
- To prawda - zgodziłam się z nim - A więc co nam radzisz?
- Myślę, że powinniśmy podzielić się obowiązkami - rzekł mój chłopak - Część z nas musi sprawdzić tego drania Harleya, pozostali zaś niech zajmą się badaniem wątku Arlekina. Rozwikłamy także tę zagadkę, którą on nam zostawił...
- Zakładając, że to był on - wtrąciłam.
Ash pokiwał powoli głową, po czym rzekł:
- Niech ci będzie, Sereno... Zakładając, że to on... Spróbujmy rozwiązać tę zagadkę i poszukać dalszych poszlak. Być może to wam coś pomoże.
- Wam? - zdziwiła się Bonnie.
- A ty co będziesz w tym czasie robić? - zapytał Max.
- Ja? Chyba zapomniałeś, mój przyjacielu, że ja mam swoje obowiązki jako sędzia w czasie Mistrzostw Kalos - odpowiedział mu nasz lider - Każde zawody będą trwać od południa do późnych godzin popołudniowych, a niekiedy nawet i wieczora. Nie wiem, ile z tego wszystkiego czasu będę miał dla naszego śledztwa, ale jedno jest pewne... Zanalizuję wszystkie zdobyte przez was dane i spróbuję razem z wami coś wydedukować.
- Czyli, że nas ominie przyjemność oglądania zawodów? - spytał młody Hameron.
- Ty możesz je sobie oglądać, jeśli chcesz - burknęła Bonnie - Ja będę szukać poszlak!
- Ja również - powiedział Clemont - A przynajmniej na tyle, na ile tylko będzie mi to czas pozwalał.
- Ty także? - jęknęła jego siostra - Ty też chcesz nas olać dla zawodów?
- Nie o to chodzi - pospieszył z wyjaśnieniami wynalazca - Po prostu jako Lider Sali w Lumiose powinienem być obecny podczas Mistrzostw. To mój obowiązek. Wszyscy inni liderzy już tu są. Korrina, Viola, Grant i inni. Mnie także nie może zabraknąć.
- To zrozumiałem - zgodziła się z nim Dawn - Ale też nie zaszkodzi, jeśli przy okazji byś nam trochę pomógł.
- Trochę wam pomogę, możesz być pewna - zachichotał Clemont.
- Ale dowcipniś z ciebie - mruknęła panna Seroni - Poczucie humoru cię nie opuszcza, jak widzę.
Jej Piplup delikatnie dziobnął chłopaka w ucho, ale tak, by nie sprawić mu bólu. Zastąpiło to kuksańca w bok.
- Dobra, dość już tego dobrego - zaśmiał się Ash - Musimy się zająć tą zagadką.
Obejrzeliśmy dokładnie kartkę i zapisany na niej wierszyk, po czym zaczęliśmy go uważnie analizować.
- O co tu może chodzić? - zapytała Dawn - Co to za miejsce, w którym przychodzą wiadomości?
- I gdzie przybywają posłańcy - dodała Bonnie.
- Moim zdaniem nie powinniśmy tego traktować zbyt dosłownie - rzekł Clemont - Myślę, że to może być jakaś przenośnia...
Gdy tak o tym rozmyślaliśmy nagle coś mi przyszło do głowy.
- Chwileczkę... Przypomina mi się, jak kiedyś wycięłam numer Ashowi i wysłałam mu rymowanki prowadzące do miejsca, gdzie uszykowałam nam obojgu randkę.
- Pamiętamy tę sprawę - zaśmiała się Dawn - Miałaś wtedy pomysły, nie ma co.
- No właśnie - powiedziałam chichocząc - Wiem, to było zwariowane, ale ostatecznie człowiek z miłości robi bardziej zwariowane rzeczy. Ale nie o tym chcę z wami rozmawiać. Chodzi mi o coś innego. Mianowicie o to, że też zostawiłam Ashowi wtedy podobną wskazówkę i chodziło mi o pocztę.
- Poczta! No jasne! - zawołał Ash - To by się zgadzało! Sereno, jesteś po prostu genialna!
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło jego starter.
- Raczej zwariowana, co w sumie na jedno wychodzi - zachichotałam - Tylko nadal nie wiem, o co chodzi z tym czymś małym i znakami na nim.
Ash spojrzał uważnie na kartkę i zaczął głośno myśleć.
- Co jest na poczcie małego oraz posiada znaki? No jasne! Skrytka! Na poczcie można mieć własną skrytkę!
- Rzeczywiście! - zaśmiała się Dawn - To ma sens. Tam można ukryć kolejną wskazówkę.
- Pip-lu-li! - zaćwierkał jej Piplup.
- Tylko o którą skrytkę może chodzić? - zapytała Bonnie.
- Ne-ne-ne?! - pisnął pytająco Dedenne.
Ash pomyślał przez chwilę.
- Zastanówmy się... Pierwszy znak ma na dole brzuszek... Drugi go ma na górze... A trzeci brzuszków nie ma, ale jest powiązanymi z pozostałymi dwoma... O co tu chodzi? Jakie to liczby?
Myśleliśmy nad tym przez chwilę, a po chwili mój luby odwrócił kartkę z wierszykiem na drugą stronę i wypisał na niej wszystkie cyfry od zero do dziewięć. Obejrzał je sobie dokładnie, po czym zawołał:
- No jasne! Teraz już wszystko rozumiem!
- A ja nie bardzo - jęknęła Bonnie.
- W sumie, to ja też nie - dodał Max - Możesz nam powiedzieć, o co tu chodzi?
- Oczywiście - zaśmiał się wesoło detektyw z Alabastii - Widzicie te cyfry? Tylko trzy pasują do naszego ciągu. Pierwsza ma brzuszek na dole. No kochani, to teraz zgadywać! Która liczba odpowiada tym wskazówkom?
Spojrzeliśmy na kartkę uważnie, po czym zawołałam:
- No tak! 6! Ta liczba to 6!
- Brawo, Sereno! - pochwalił mnie mój chłopak - No, a ta druga liczba z brzuszkiem do góry?
- To 9! - krzyknął radośnie Max.
- Ale numer! - pisnęła Bonnie.
- Ne-ne-ne! - poparł ją jej Dedenne.
- Doskonale. No i teraz najtrudniejsze. Jaka liczba nie ma brzuszków, ale jest spokrewniona z obydwoma tymi znakami?
To rzeczywiście było o wiele trudniejsze. Clemont szybko zauważył, jak bardzo znikoma jest ta wskazówka.
- Prawdę mówiąc wszystkie liczby od 1 do 5 mogą stworzyć zarówno liczbę 6, jak i 9, podobnie jak 7 oraz 8.
- Moim zdaniem tu chodzi o liczbę, która dodana do takiej samej liczby może stworzyć zarówno 6, jak i 9 - powiedział Max.
- To ciekawa hipoteza - zauważył Ash - Wobec tego mamy tylko dwie liczby: 1 i 3. Tylko one pasują do tego schematu. Kilka liczb 1 i mamy 6, a jeszcze więcej tych 1 i mamy 9. No, ale 3 to jeszcze lepszy kolega. Dwie 3 i mamy 6. Trzy 3 i mamy 9. Więc cóż... Oba te przypadki należą do jednej rodziny z 6 oraz 9.
- No to klops, bo nie wiemy w ten sposób, czy skrytka nosi numer 691 czy 693.
- Ja stawiam na to drugie - powiedziałam.
- Ja w sumie też - rzekł Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pokemon.
- Poza tym liczba 3 należy do tej same rodziny trójkowatych, co 6 i 9 - zauważył przemądrzałym tonem młody Hameron - Znaczy chyba się to tak nazywa. Zresztą nie ważne! Co to za różnica! Sprawdzimy obie skrytki!
- Obie? Ciekawe, jak ty chcesz to zrobić? - mruknęła Dawn - On nawet nie zostawił nam klucza do żadnej z tych skrytek.
- Możliwe, że zostawił go nam na poczcie - rzekł jej chłopak - Może on chce, aby Lionel poszedł szukać tego klucza i cóż... Wtedy właściwa osoba mu go wręczy.
- To by miało sens - powiedział Max - Ale to dość ryzykowne. Arlekin za bardzo rzuca się w oczy. Miałby ryzykować i iść osobiście na pocztę, aby zostawiać klucz do skrytki na nazwisko Lionela?
- Po pierwsze nie musiał tego zrobić sam - wtrąciłam - A po drugie to ryzykant. On uwielbia takie numery. Im bardziej ryzykowna jest dla niego walka z nami, tym większą mu to sprawia radość.
- To prawda, chociaż ja obstawiam, że raczej kogoś tam posłał - rzekł detektyw - Zresztą wszystkiego się dowiemy na miejscu.
- My?! - zapytała zdumiona i nieco złośliwie Dawn - Ja myślałam, że masz swoje obowiązki.
- Właśnie! - dodała zadziornie Bonnie.
- Pip-lu-pip! De-ne-ne! - zapiszczały ich Pokemony.
- No co? - zachichotał Ash - Zawody zaczynają się dopiero jutro i to w południe. Do tego czasu zdążymy co nieco załatwić.
- Właśnie... Co nieco - mruknęła złośliwie moja przyszła szwagierka - Ale lepsze to niż nic.
***
Przed pójściem spać ustaliliśmy razem z naszymi przyjaciółmi dalszy plan działania. Postanowiliśmy więc, że Ash i ja pójdziemy jutro z Lionelem na pocztę, aby sprawdzić tę skrytkę, z kolei Dawn i Clemont pójdą śledzić Harleya, natomiast Max i Bonnie spróbują dowiedzieć się czegoś na jego temat w Internecie. Być może znaleźliby coś, co by mogło nam uzasadnić motywy kradzieży - zakładając oczywiście, że to on jej dokonał. Wciąż nie mieliśmy żadnej pewności, czy aby na pewno Arlekin jest winien porwania Frogadiera, musieliśmy zatem brać pod uwagę również inne tropy, jak na prawdziwych detektywów przystało. Dopiero wtedy, kiedy wszystko zostało już ustalone, poszliśmy spać.
Na rano natomiast, po zjedzeniu śniadania bardzo szybko przeszliśmy do realizacji naszego ustalonego planu.
- Spokojnie, Lionelu - powiedziałam przyjaznym tonem - Wszystko będzie dobrze, jestem tego pewna.
- Nie inaczej - zaśmiał się Ash - W końcu my z tobą jesteśmy, a nam się zawsze wszystko udaje.
- Jakoś trudno mi podzielać tę waszą wiarę w sukces - mruknął nieco załamanym głosem okularnik.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał bojowo Pikachu.
- Właśnie, stary! - zachichotał wesoło mój chłopak, patrząc na swego Pokemona - Nie ma to tamto! Trzeba mieć po prostu więcej optymizmu.
- I więcej realizmu także - dodałam złośliwie - No, a tak na poważnie, to Ash ma rację. Wiara może nas ocalić.
- Albo poprowadzić ku zgubie - stwierdził Lionel - Ale tak czy inaczej miło mi, że chcecie mi pomóc, jak prawdziwi przyjaciele.
Detektyw z Alabastii zachichotał wesoło.
- Nie wyciągaj zbyt pochopnych wniosków. Twój wujek burmistrz nam nieźle zapłaci za rozwiązanie tej zagadki, więc pomaganie ci leży w naszym interesie.
- Weź go nie słuchaj - zaśmiałam się - Nie robimy tego dla pieniędzy, choć i one na pewno się przydadzą. Robimy to dlatego, że mamy taki dziwny zwyczaj...
- Jaki zwyczaj? - spytał Lionel.
- Taki, że pomagamy innym wtedy, kiedy tego potrzebują - wyjaśniłam - Nie umiemy przechodzić obojętnie obok czyjegoś cierpienia.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu, potwierdzając moje słowa.
- To prawda - powiedział mój chłopak - Tacy już jesteśmy. Nie umiemy przejść obojętnie obok czyjegoś cierpienia, zwłaszcza wtedy, kiedy można komuś pomóc. Wiemy o tym, że nie zawsze nasze siły są na tyle potężne, abyśmy mogli skutecznie okazać pomoc, ale...
Nagle Ash przerwał swoją przemowę, gdyż zobaczył, że nie ma przy nas Lionela.
- No tak! Nie ma to jak cierpliwy słuchacz! - mruknął Mistrz Ligi Kalos - Wprost uwielbiam gadać sam do siebie!
- Ty też to lubisz? - zapytałam dowcipnie - Spokojnie, nie mógł odejść daleko. Gdzie on może być?
- Pika! Pika-pika! Pika-chu! - pisnął głośno Pikachu, wskazując łapką przed siebie.
- O co chodzi, stary? - zapytał jego trener.
Pokemon szybko zeskoczył z ramienia Asha i zaczął nam pokazywać coś łapką. Spojrzeliśmy w kierunku, który on wskazywał i właśnie wtedy oboje zobaczyliśmy, że Lionel Montana stoi po drugiej stronie ulicy patrząc na uliczny zespół grający właśnie utwór „Dla ciebie chcę być człowiekiem“. Oboje go doskonale znaliśmy. Nasza serdeczna przyjaciółka pod wpływem miłości do Asha napisała ten wiersz pod rytm melodii „Search for the girl“, która jest bardzo popularna w jej rodzinnych stronach. Nasz nowy przyjaciel był wyraźnie zachwycony tym utworem.
- No proszę! Nasza zguba się znalazła - powiedział ironicznie detektyw z Alabastii, podchodząc do niego.
- Mógłbyś łaskawie nie oddalać się od nas bez słowa, kiedy gdzieś z nami idziesz? - dodałam z wyrzutem.
- Pika-pika-chu! - pisnął gniewie Pikachu.
Lionel zarumienił się delikatnie.
- Bardzo was przepraszam. Ja... Zagapiłem się na ten wspaniały występ muzyczny.
- Jesteś miłośnikiem muzyki? - zapytałam.
- Owszem i to wielkim - powiedział okularnik z lekkim rumieńcem na twarzy - Bardzo kocham muzykę, ale mój ojciec uważa, że to nie jest godne nikogo z naszej rodziny. Widzicie, ja mam na nazwisko Montana, a żaden Montana nigdy nie parał się sztuką. Ponoć to niegodne...
- Twój wuj tak uważa? - spytał Ash.
- Nie, moi rodzice... Obecnie podróżują oni po świecie realizując się jako trenerzy Pokemonów. Ojciec jest z rodziny wielkich trenerów, którzy to zawsze odnosili same sukcesy. Tym właśnie zdobył moją matkę. Tym, że był najlepszy we wszystkim. Jej brat, a mój wujek też był kiedyś trenerem, ale cóż... Potem zajął się polityką i zrobił bardzo wiele dobrego dla tego miasta. To wspaniały człowiek.
- Dziwne, że twój ojciec chce utrzymywać z nim kontakty - stwierdził złośliwie detektyw z Alabastii - Ostatecznie polityk to w wielu sferach ktoś o wiele gorszy od artysty.
- Nie dla mojego ojca - odpowiedział Lionel - No dobra, dla niego wuj źle zrobił porzucając drogę trenera Pokemonów, ale uznał, że ostatecznie bycie burmistrzem nie przynosi ujmy rodzinie. Co innego bycie artystą.
- Jak to dobrze, że nie słyszy cię Diantha - zaśmiałam się - Ona jakoś jest wspaniałą aktorką, co bynajmniej nie przeszkadza jej w byciu wspaniałą trenerką Pokemonów.
- Ojciec uważa, że Diantha to wyjątek potwierdzający regułę.
- No jasne... On chyba zawsze na wszystko ma jakieś wytłumaczenie i to takie, żeby jego było na wierzchu.
- Gorzej, Sereno! On chwilami to ma tak, że jak się na coś uprze, to nie ma przebacz! Wiem, że nie powinienem tak o nim mówić, ale co poradzę? Prawda jest właśnie taka, jak ci ją przedstawiłem.
- Wierzymy ci na słowo - powiedział Ash - Ale tak czy inaczej teraz mamy inną sprawę do załatwienia. Musimy odzyskać twojego startera.
- Tak, masz rację - pokiwał smutno głową Lionel - Biedny Frogadier. Ciekawe, gdzie on teraz może być?
- Dowiemy się tego na poczcie - odpowiedziałam mu - A przynajmniej mam taką nadzieję.
- W razie czego nasi przyjaciele śledzą tego kolesia, Harleya - zauważył mój chłopak - Jeśli on coś kombinuje lub ma na sumieniu jakieś grzeszki, to oni na pewno to odkryją.
Szliśmy dalej przed siebie w kierunku poczty, rozmawiając ze sobą cały czas, aż w końcu dotarliśmy do celu naszej wyprawy.
- No i jesteśmy na poczcie - powiedziałam - Jestem ciekawa, co też się tam możemy dowiedzieć.
- Jak tam nie wejdziemy, to się nie dowiemy - stwierdził mój ukochany, poprawiając sobie lekko na głowie czapkę Sherlocka Holmesa, a na swych ramionach swój ulubiony płaszcz.
- Słuszna uwaga - zachichotał wesoło Lionel - To co? Idziemy?
- Bezsprzecznie - zaśmiał się detektyw z Alabastii.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał elektryczny gryzoń.
Weszliśmy więc do środka, a potem podeszliśmy razem do najbliższego okienka, które było wolne.
- Przepraszam bardzo... Mamy bardzo nietypową prośbę - rzekłam na dzień dobry.
Siedząca za okienkiem pracownica poczty, którą to była sympatyczna pani po czterdziestce, o czarnych oczach i takich samych włosach, spojrzała na nas uważnie.
- Słucham, kochani - powiedziała - Co dokładnie czego sobie życzycie?
- Mamy mnóstwo życzeń - zachichotał Ash - No, ale jeżeli chodzi o chwilę obecną, to cóż... Chyba poprzestaniemy na jednej konkretnej.
- Byłoby mi miło - zaśmiała się pracownica.
Widocznie poczucie humoru mojego chłopaka się jej spodobało.
- A więc proszę pani... Chciałbym panią zapytać o to, czy ktoś tu może zostawił jakiś przedmiot dla jakieś konkretnej osoby? No, powiedzmy... Dla osoby o nazwisku Montana?
Kobieta uśmiechnęła się do nas przyjaźnie.
- Mój młody człowieku... Trafiłeś w dziesiątkę, bo właśnie coś takiego tutaj mi zostawiono.
- Poważnie?! - zawołał zachwycony mój chłopak, po czym spojrzał na mnie - Widzisz? Mówiłem, że to będzie proste jak drut.
- Mamy więcej szczęścia niż rozumu, wiesz? - mruknęłam złośliwie.
- Wiem, ale dzięki, że mi o tym przypominasz - zachichotał detektyw z Alabastii.
- Nie ma za co - odpowiedziałam mu.
Tymczasem pracownica poczty (nie zwracając większej uwagi na naszą wymianę zdań) zapytała:
- Które z was ma na nazwisko Montana?
Lionel przysunął się bliżej do okienka i powiedział:
- To ja jestem Lionel Montana.
Kobieta przyjrzała mu się uważnie i rzuciła:
- W sumie pasujesz do opisu, jaki mi zostawiono. Proszę, jest tu coś do ciebie.
Następnie podała mu ona małą kopertę. Chłopak szybko ją otworzył, po czym wyjął z niego kluczyk.
- Hmm... To bardzo interesujące - powiedział nasz przyjaciel - Teraz tylko która skrytka? 691 czy 693?
- Ja stawiam na to drugie, ale w razie czego spróbuj sprawdzić obie - odpowiedział mu Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- A jak do obu nie będzie pasował?
- Wtedy dopiero będziemy się martwić, przyjacielu. Najpierw sprawdź, a potem narzekaj.
Kiedy więc młodzieniec w okularach poszedł do skrytki, mój chłopak jęknął załamanym głosem i zapytał:
- Dlaczego oni zawsze muszą być takimi pesymistami?
- Nie wiem... - odparłam ironicznie - Chyba taka moda ostatnio panuje.
Ash wzruszył lekko ramionami.
- Pewnie i tak. W sumie nie powinno mnie to obchodzić, ale wkurza mnie niesamowicie.
Następnie spojrzał w kierunku kobiety siedzącej w okienku.
- Proszę powiedzieć... Kto zostawił tę kopertę dla naszego przyjaciela?
- A czemu pytasz, kochasiu? - spytała pracowniczka poczty - Pewnie jesteś detektywem, co? Po twoim stroju można by tak wnioskować.
- Owszem, jestem.
Na dowód, że mówi prawdę Ash pokazał kobiecie swoją legitymację. Pracownica przyjrzała się uważnie temu dokumentowi.
- No proszę... Taki młody i już dostał licencję detektywa... Co się dzieje z tym światem?
- Umie pani czytać? - zapytałam nieco gniewnym tonem - Czy nie widzi pani nazwiska na tym dokumencie?
- Owszem, widzę... Sherlock Ash... No nieźle... Słyszałam o tobie, mój drogi chłopcze. Podobno swego czasu ocaliłeś naszą Mistrzynię Dianthę. No i chyba sam został kiedyś Mistrzem Pokemon.
- Tak, dokładnie to rok temu - wyjaśnił mój luby.
Pracownica poczty uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.
- Wobec tego możesz na mnie liczyć, o ile oczywiście ktoś taki jak ja może ci pomóc.
- Może pani - powiedziałam - Proszę nam powiedzieć, kto zostawił tę kopertę dla Lionela Montany?
- Taka jedna dziewczyna. Chyba była w waszym wieku - odpowiedziała mi pracownica poczty.
- Dziewczyna? - zdziwiłam się.
- Jak ona wyglądała? - spytał detektyw z Alabastii.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
Kobieta zastanowiła się przez chwilę.
- Właściwie to... Chwileczkę! To jest ona!
Następnie wskazała dłonią w kierunku, który był za naszymi plecami. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy...
- Miette! - jęknęłam załamana - Czy to zawsze musi być Miette?
- Chodźmy z nią pogadać, Sereno! - Ash dość brutalnie przywołał mnie do porządku.
- Masz rację. Na jęki będzie czas później - stwierdziłam.
Podeszliśmy do dziewczyny, która to uśmiechnęła się wesoło na nasz widok.
- No proszę! Ash i Serena! Ostatnio często na siebie wpadamy, prawda?
- Owszem, aż za często - mruknęłam złośliwie.
Miette zachichotała delikatnie, słysząc moje słowa.
- Tak to już jest na tym świecie. No dobrze, a co was tu sprowadza? Czy nie powinniście teraz siedzieć w loży dla VIP-ów i podziwiać z nich Mistrzostwa Ligi Kalos?
- Owszem, wybieramy się tam, ale teraz prowadzimy małe śledztwo w sprawie kradzieży - wyjaśnił jej Ash.
- Pika-pika! - pisnął potakująco Pikachu.
- No tak. Powinnam była się tego domyślić po twoim stroju - zaśmiała się dziewczyna.
Spojrzałam na nią bardzo groźnie, zdenerwowana tym jej bezczelnym i zarazem kpiącym zachowaniem.
- Miette, nie denerwuj mnie lepiej! Ash mówi zupełnie poważnie! Dla ciebie to może zabawna sytuacja, ale nie dla nas, ani tym bardziej dla tego chłopaka, który został okradziony!
Niebieskowłosa spoważniała jak za dotknięciem magicznej różdżki.
- Wybaczcie mi... Myślałam, że sobie żarty stroicie.
- Przykro mi, ale jesteśmy teraz bardzo poważnie - rzekł mój chłopak - No i niestety sprawa również jest niesamowicie poważna.
- Ulala! Aż tak?
- Oj tak. Dlatego powiedz mi, proszę, czy wczoraj byłaś na poczcie i zostawiłaś kopertę dla Lionela Montanty?
- Pika-pika-chu? - zapiszczał pytająco jego Pokemon.
- Owszem, tak - odparła szczerym głosem Miette - I uprzedzając wasze następne pytanie powiem wam, że zostałam o to poproszona przez jednego chłopaka.
- Jak on wyglądał? - zapytał Ash.
- Przeciętnie... Miał przeciwsłoneczne okulary, czapkę z daszkiem oraz rude kudły.
- Był rudy?
- Tak.
Ash zastanowił się przez chwilę.
- Niech to... To nie był Harley... On nie jest rudy. To chyba też nie jest nikt od Arlekina. Bo niby po co Arlekin, żeby zrealizować jakieś zadanie miałby się bawić w wysyłanie na pocztę jednego człowieka, który potem by wynajął innego człowieka, aby zrobił to za niego? Jakoś to wszystko mi nie pasuje do Arlekina.
- O czym ty mówisz? - zapytała nasza znajoma.
- Nieważne - powiedział Ash - Lepiej nie wyjeżdżaj z tego miasta przez kilka dni do czasu, aż nie wyjaśnię tej sprawy.
- I tak nie zamierzam tego robić przed końcem olimpiady - odparła Miette - A więc się nie masz czym przejmować.
- Mam nadzieję. Pamiętaj, to ważne.
Chwilę później podszedł do nas Lionel z jakąś kartką w dłoni.
- Znalazłeś to w skrytce? - zapytałam.
- Tak - padła odpowiedź.
- W której?
- 693.
- Więc Ash miał rację.
- Jak zwykle zresztą - zaśmiał się mój chłopak.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał jego Pokemon.
- Skromny jak zawsze - zachichotała Miette, słysząc te przechwałki.
- Choć raz się z tobą zgadzam - powiedziałam wesoło.
Ash parsknął śmiechem słysząc nasze docinki, po czym rzekł:
- No dobra... Idziemy, kochani.
Wyszliśmy z poczty, zostawiając naszą niebieskowłosą piekarkę samej sobie, a następnie ruszyliśmy razem w kierunku stadionu.
- Bardzo mnie ciekawi, co jest na tej kartce - rzekł detektyw.
- Jakiś wierszyk - odpowiedział mu Lionel - Przeczytać go wam?
- Nie teraz. Lepiej zróbmy to w jakimś spokojnym miejscu, gdzie nikt nas nie usłyszy. A przy okazji powiedz mi lepiej, czy masz może na pieńku z kimś jeszcze, nie tylko z Harleyem?
- O! To już nie podejrzewasz Arlekina? - zapytałam zadziornie.
- Owszem, nadal dla mnie jest on głównym podejrzanym, ale uważam, że należy rozważyć wszystkie możliwe opcje, a teraz rysuje się nam ich coraz więcej.
- Niestety...
- Pika-pika-chu! - zapiszczał smętnie Pikachu.
- Dlatego muszę to wiedzieć... Kogo ty podejrzewasz o kradzież twego Frogadiera? - zapytał Ash Lionela.
Okularnik pomyślał przez chwilę, po czym odpowiedział:
- Poza Harleyem nikt nie przychodzi mi do głowy.
- Naprawdę? - mój luby dalej drążył ten temat - A nie przychodzi ci nikt inny do głowy?
Nasz przyjaciel już chciał powiedzieć ten sam tekst, którym wcześniej nas uraczył, ale nagle zmienił zdanie, westchnął głęboko i rzekł:
- Chociaż... Ktoś jednak mi przychodzi do głowy.
- Kto taki? - zapytaliśmy jednocześnie ja i Ash.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
- Nazywa się Korrina i jest Liderką Sali w mieście Shalour.
Spojrzeliśmy na niego zdumieni. Znaliśmy doskonale tę dziewczynę, tę jeżdżącą na wrotkach, ubraną w białą koszulkę, białą mini-spódniczkę oraz białe adidasy wysoką blondynką z włosami spiętymi w dwie długie kitki. Zarozumiała pannica wiecznie zadzierająca nosa i dowodząca wszystkim, co to ona nie potrafi. Pamiętam do dzisiaj, jak sobie kpiła z Asha i uważała, że nie ma on z nią szans, a jednak ten ją pokonał, choć nie od razu. Jej wierny starter Lucario, mający do tego możliwość zastosowania megaewolucji, był naprawdę trudnym przeciwnikiem, a mimo to dzielny i wspaniały Pikachu mojego chłopaka pokonał go, chociaż nie bez trudu.
- Korrina... Ale po co by ona miała kraść twego Pokemona? - zapytałam - To wredna i zarozumiała pannica, ale nie złodziejka!
- Możliwe, że nie miała żadnych złych zamiarów - wyjaśnił Lionel - W końcu mogłaby tylko chcieć mi dokuczyć za to, że z trudem, bo z trudem, ale ją pokonałem.
- To jest możliwe - powiedział Ash - Ale w takim razie twój Frogadier jest bezpieczny, bo przecież ona go nie zatrzyma na stałe ani nie zrobi mu krzywdy. Zachowa go przy sobie tylko na jakiś czas, na dzień lub dwa, a potem ci odda twoją zgubę. Jeżeli jednak to ona porwała Frogadiera, to nie zamierzam jej tego darować. Uwierz mi, nie toleruję złodziejstwa, nawet u przyjaciół... A raczej zwłaszcza u przyjaciół.
- Mądra maksyma - stwierdził Lionel.
Po tej rozmowie poszliśmy razem do loży dla VIP-ów i usiedliśmy na niej razem z Lionelem. Ash nam nie towarzyszył, musiał on bowiem iść do loży sędziów, aby razem z nimi obserwować zawody. Obok nas po chwili usadowili się Max i Bonnie.
- No i co odkryliście w necie? - zapytałam.
- Bardzo ciekawe sprawy - powiedział nasz młody haker - A gdzie jest Ash?
- Oczywiście między sędziami, mój niekumaty przyjacielu, a niby gdzie ma być? - mruknęła złośliwie Bonnie.
Max uderzył się dłonią w czoło.
- Masz rację, rzeczywiście on tam jest. Zupełnie o tym zapomniałem. Szkoda, mamy dla niego naprawdę interesujące wieści. Chodzi o tego całego Harleya.
- Czego się dowiedzieliście? - zapytałam.
- Widzisz, Sereno... Ten koleś to wcale nie jest takim aniołkiem, jakiego udaje - rzekł młody Hameron.
- O ile kiedykolwiek można było go wziąć za aniołka - stwierdziłam z ironią - No, ale co on takiego przeskrobał?
- A więc dwa lata temu dostał wyrok w zawieszeniu za kradzież kilku Pokemonów swoich rywali w zawodach na terenie Santalune - mówił dalej Max - Dodatkowo nie było to jego pierwsze przewinienie, dlatego dostał za nie wyrok, co prawda w zawiasach, ale zawsze. Wcześniej dostawał jedynie upomnienie, jednak w końcu się doigrał i spokorniał, a przynajmniej tak się wydaje, bo niewykluczone, że znowu wrócił do dawnych sztuczek.
Popatrzyłam na niego uważnie i westchnęłam:
- A więc mamy motyw. Tylko czemu on kradł te Pokemony?
- Ostatnio twierdził, że to miał być jedynie dowcip, ale coś mi mówi, że chodziło tu raczej o sprzedanie tych stworków komuś, kto więcej zapłaci. Nie wiem zresztą, jakie on miał motywy ani ostatnio, ani poprzednio, ale za to jedno jest pewne... Święty to on na pewno nie jest.
Wysłuchałam wyjaśnień mego przyjaciela, po czym powiedziałam:
- Przydałoby się opowiedzieć o tym Ashowi.
- Mam dziwne wrażenie, że on jest teraz tak trochę zajęty - stwierdził Lionel.
- No tak, więc lepiej mu nie przeszkadzajmy. Może jak będzie przerwa, to wtedy z nim pogadamy - postanowiłam.
Nagle zauważyłam, jak przy nas w loży siadają Clemont i Dawn.
- Cześć wszystkim - przywitała się panna Seroni.
- A co wy tutaj robicie?! - zawołałam oburzonym tonem.
- No właśnie! - dodała Bonnie - Przecież mieliście śledzić Harleya!
- To już nie ma sensu - wyjaśnił smętnie wynalazca - Sierżant Jenny go przymknęła. Podobno ten koleżka ma bardzo bogatą kartotekę. Sprawdziła to i jak tylko to odkryła, to zaraz go posadziła na dołek. Mówi, że już kilka razy podczas zawodów okradał swoich rywali, a ostatnio dostał za to wyrok w zawiasach.
- Wiemy już o tym - powiedziałam.
- No właśnie - rzekł Max - Innymi słowy mamy jednego podejrzanego odfajkowanego. Jeśli to on porwał Frogadiera, to policja go znajdzie.
- Nie byłabym taką optymistką na twoim miejscu - stwierdziła z ironią Dawn - Policja już nieraz dowiodła, ile potrafi zrobić bez naszej pomocy.
- Może ten wiersz coś nam powie? - zapytał Lionel, pokazując dłonią na kartkę papieru.
Poprosiłam, aby mi ją pokazał, a on to zrobił. Zaczęłam powoli czytać wierszyk, który szedł tak:
Gdzieś na polance poza miasteczkiem
Piękny domeczek sobie stoi.
Siedzi tam sobie Pokemon z ciasteczkiem.
Widok jego trenera serce mu ukoi.
Aby go znaleźć, tę ci podpowiedź dam.
Chatka czerwony daszek posiada.
Przyjdź tylko do niej, ale sam.
Kwiatki w okienku zobaczysz wtedy.
Komin zaś czarny niczym smoła jaka.
Drzwi zaś niezłe, od pół biedy.
Z zardzewiałą klamką i kołatką od robaka.
Domek do wiedźmy dawnej należał.
Babą Jagą nazywaną chwilami.
Teraz w nim upór twego przyjaciel zelżał.
Do ciebie zaś on wraca tylko snami.
- Znowu kiepskie rymy - powiedziałam złośliwie - Ciekawe tylko, o co tu może chodzić? Naprawdę bardzo ciekawe, o jaki domek tu może chodzić?
- Chyba znowu się przydadzą umiejętności hakera! - zauważył wesoło Max - Wiedziałem, że jeszcze będę potrzebny!
- Chwalipięta - mruknęła złośliwie Bonnie.
Zastanowiłam się przez chwilę nad tym, co właśnie przeczytałam. Nie rozumiałam tego. To ma być koniec wskazówek? To przecież nie pasuje do Arlekina. No i jeszcze ten zupełnie inny układ rymów niż nasz wróg stosuje. To wszystko naprawdę nie ma ani odrobiny sensu. Wiadomo, agent 005 jest dość nieobliczalny, ale przecież chyba nie można oczekiwać, że tak nagle zmieni reguły, których jak dotąd uparcie się trzymał. Ash może sobie w tej sprawie mówić, co chce, ale to do jego kuzyna nie podobne. Chociaż rzecz jasna nie można go też tak po prostu wykluczyć.
Moje rozmyślania przerwały nagle głośne okrzyki. Właśnie rozpoczęły się zawody, więc zaczęliśmy z uwagą je obserwować. Tym razem jednak jakoś ani mnie, ani nikogo z moich przyjaciół nie ciekawiły walki. Chyba to z powodu tego wszystkiego, co się tutaj ostatnio działo, a to zdecydowanie dalekie było od pozytywnej sytuacji.
Kiedy nastąpiła przerwa po pierwszej walce przeprosiłam na chwilę moich przyjaciół i odszukałam Asha.
- Serena? - zapytał zdumiony mój chłopak, gdy mnie tylko zobaczył - Co ty tu robisz? Czy coś się stało?
- I owszem - odpowiedziałam mu - Mam ci do przekazania niesamowite wieści.
Chwilę później dokładnie i ze szczegółami opowiedziałam mu to, czego się właśnie dowiedziałam. Detektyw z Alabastii był tym wyraźnie bardzo zaintrygowany.
- No nieźle... A więc mamy trzech podejrzanych i każdy z nich miałby motyw, aby dokonać kradzieży, choć w przypadku Arlekina, to zrobiłby on to jedynie ze względu na chęć dokuczenia nam, zaś pozostałych dwoje ze względu na chęć dokuczenia Lionelowi.
- Czy naprawdę uważasz, że to on jest winien? - zapytałam - W końcu te wiersze są jakieś takie... No, sama nie wiem... Nie pasują do niego.
- Szukasz dziury w całym, Sereno. Arlekin jest najbardziej podejrzanym osobnikiem z tych wszystkich trzech typków i miał najwięcej możliwości, aby dokonać tego, o czym mówimy.
- Ale nie wydaje ci się, że te wiersze i układ rymów mówią o czymś innym?
- Może... Ale póki co dla mnie on jest głównym podejrzanym, choć nie wykluczam innych możliwości.
Poczułam, że tracę tutaj tylko czas. Ash jednocześnie miał rację i się mylił. Miał rację mówiąc, iż nie wyklucza innych winnych, ale był w błędzie uważając Arlekina za głównego podejrzanego, jednak czułam, że tym razem go nie przekonam do swoich racji. Od czasu, gdy ten drań mnie porwał i to jeszcze memu chłopakowi sprzed nosa i bezczelnie zaprosił mnie na kolację, złość Asha do niego znacznie wzrosła. Uważał, iż nigdy nie będę całkowicie bezpieczna, dopóki on jest na wolności. Po części miał rację, ale ja czułam, że Arlekin mnie nie skrzywdzi. Skąd to wiedziałam? Trudno powiedzieć. Po prostu to czułam. Nie zmieniało to oczywiście faktu, że się go lekko bałam i wolałam nie spotykać go nigdy więcej, ale coś w sercu podpowiadało mi, że on nie chce mnie skrzywdzić. W każdym razie nie w sposób fizyczny.
Załamana efektem mojej rozmowy z Ashem odeszłam powoli z loży dla sędziów i zaczęłam chodzić sobie po całym stadionie (znaczy po tych jego częściach, w których nikogo nie było), aż trafiłam nagle do jakiegoś pustego pomieszczenia. Usiadłam więc tam na ławce i zaczęłam rozmyślać. Nagle usłyszałam jakieś kroki, a po nich ironiczny głos.
- Coś taka smutna, księżniczko?
Podniosłam przerażona głowę i zobaczyłam wówczas moją największą zmorę ostatni dni... Arlekina w towarzystwie około dziesięciu podwładnych w czarnych uniformach organizacji Rocket.
- Witaj, Sereno - powiedział 005, szczerząc podle zęby - Tęskniłaś?
***
Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Asha:
Gdy Serena odeszła poczułem się okropnie. Wiedziałem doskonale, że moja ukochana chce mi pomóc i ma po części rację, że cała ta sprawa jest naprawdę podejrzana, zwłaszcza w kwestii winy Arlekina, jednak w głębi serca czułem, iż to właśnie on jest odpowiedzialny za wszystko. Dopiero po dłuższym namyśle zacząłem rozumieć, iż moja ocena wynikała jedynie z mej niechęci do mojego drogiego kuzyna, którą to niechęć pogłębiła się we mnie od chwili, kiedy ten podły drań porwał mi bezczelnie sprzed nosa Serenę. Zacząłem powoli zdawać sobie z tego sprawę.
- Ech... Jestem po prostu durniem, Pikachu - powiedziałem załamanym głosem - Sposób patrzenia na świat przyćmiewa mi niechęć do Arlekina za to, co ostatnio zrobił.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał mój Pokemon.
- Ale ja czuję, że on ma z tym wszystkim coś wspólnego. Jestem tego pewien, tylko naprawdę nie wiem, co mam zrobić. Ta cała sprawa zaczyna mnie powoli przerastać.
Mój starter pisnął smętnie.
- Cóż... Chyba najlepiej będzie wybrać się w odwiedziny do Korriny. Zapytajmy ją, co może nam powiedzieć w tej sprawie.
Pikachu nie miał nic przeciwko temu, dlatego też poszliśmy sobie obaj w kierunku loży, którą zajmowała dziewczyna razem z innymi Liderami Sal z Kalos (poza Clemontem siedzącym w towarzystwie reszty członków naszej drużyny).
- Ash! Witaj! - zawołała Viola wesoło na mój widok.
- Miło cię znowu widzieć, przyjacielu - rzekł radośnie Grant, siedzący obok niej.
- Co cię sprowadza? - zapytała Korrina.
- Kłopoty, jak zwykle zresztą - zaśmiałem się ironicznie - Możesz ze mną porozmawiać?
- Teraz? - zdziwiła się dziewczyna.
- Owszem. Właśnie teraz. Spokojnie, to zajmie tylko chwilę.
- No dobrze.
Korrina powoli wstała ze swego miejsca, po czym wyszliśmy razem z loży. Gdy już byliśmy sami, dziewczyna spytała:
- No dobrze. Mów, o co chodzi? - zapytał.
- O porwanie Frogadiera mego przyjaciela, Lionela Montany - rzekłem gwoli ścisłości.
- Tego okularnika, siostrzeńca burmistrza?
- Pamiętasz go?
- O tak! Doskonale go pamiętam. Przyznaję też, że go nie doceniałam. Pokonał mojego Lucario, chociaż praktycznie nic na to nie wskazywało. A co? Jego Pokemona ktoś gwizdnął?
- Owszem, gwizdnął go.
- Niech zgadnę. Teraz ten okularnik oskarża o to mnie?
- Twierdzi, że byłaś naprawdę rozjuszona, kiedy cię pokonał.
- Tak było, nie zaprzeczam, ale naprawdę sądzisz, że mściłabym się za coś takiego i to po tak długim czasie?
- Ludzka mściwość nie zna granic.
Korrina położyła sobie ręce po bokach i warknęła na mnie groźnie.
- Uważasz, że jestem taką osobą? - spytała oburzona.
- Muszę sprawdzić wszystkie tropy. Co robiłaś wczoraj po zawodach?
- Byłam razem z moim dziadkiem, który przybył tutaj ze mną. Jeśli mi nie wierzysz, to go zapytaj. Potwierdzi moje słowa.
- Oczywiście, w końcu to twój dziadek. Czemu miałby składać zeznania na twoją niekorzyść?
Moja rozmówczyni kipiała ze złości, gdy to usłyszała.
- Posłuchaj, mądralo! Przyznaję, że moja duma mocno ucierpiała, kiedy przegrałam z tym gamoniem w okularach, a wiesz, dlaczego?! Bo ten koleś w ogóle nie ma pasji ani zapału do bycia trenerem! Wręcz nie lubi walk! A mimo to mnie pokonał! Rozumiesz już?! Takie nic jak on mnie pokonało! Dziwisz się, że byłam wkurzona i mówiłam mu niemiłe rzeczy?! To prawda! Tak właśnie zrobiłam! Ale go nie okradłam z jego najlepszego Pokemona, aby nie mógł go użyć podczas Mistrzostw! Nie wiem, kto to zrobił, ale nie ja! Zresztą wczoraj po zawodach spędziłam cały swój czas z dziadkiem oraz przyjaciółmi. Mogę ci podać ich nazwiska. Chcesz ich przesłuchać?
- A czy opuszczałaś towarzystwo przyjaciół na jakąś dłuższą chwilę?
- Nie, nie opuszczałam. No, może na chwilę, aby skorzystać z łazienki. Mam ci opisać ze szczegółami, co tam robiłam?
- Nie musisz... Już ci wierzę - powiedziałem ponuro.
- Pika-pika-chu! - pisnął smętnie Pikachu.
Korrina parsknęła złośliwym śmiechem.
- Może zamiast mnie przesłuchiwać i męczyć tymi głupimi pytaniami, raczysz zainteresować się swoim nowym przyjacielem? Nie jest on wcale taki święty, jak ci się wydaje. Gamoń jeden oszukujący swojego kochanego wujaszka, że o rodzicach to już nawet nie wspomnę.
- O czym ty mówisz? - zapytałem zdumiona.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
- Nie wiesz? - zachichotała złośliwie Korrina, patrząc na mnie wręcz z politowaniem - Nie raczył ci o tym powiedzieć? No to czeka was poważna rozmowa.
- Możesz mówić do rzeczy?
- No pewnie. Twój drogi Lionel nie jest specjalnie szczery wobec ciebie ani wobec nikogo. Nikomu chyba nie mówi, że wcale nie chce być trenerem Pokemonów i wcale nie pasjonują go walki. Jego pasją są za to występy artystyczne razem ze swymi podopiecznymi.
- Skąd niby to wiesz?
- Powiedział o tym mojemu dziadkowi.
- A on powiedział to tobie?
- Nie. Podsłuchiwałam pod drzwiami.
- Doprawdy? Dlaczego mnie to nie dziwi?
Korrina zlekceważyła moje słowa.
- Wiem jedno. Ten koleś tylko udaje dobrego trenera i pewnie czegoś tam się nauczył o walkach, ale tak naprawdę wcale go to nie pasjonuje, choć udaje, że jest inaczej, bo w jego rodzinie wszyscy są trenerami lub nimi byli przez większość życia. Mój dziadek wyczuł, że coś z tym chłopakiem jest nie tak, więc wziął go na spytki i dowiedział się wszystkiego.
- A ty podsłuchiwałaś pod drzwiami.
- Dzięki temu mogę ci teraz o tym powiedzieć.
- Przyznaję, że to ciekawe wiadomości, ale nie bardzo rozumiem, co one wnoszą do śledztwa.
- A chociażby to, że skoro twój kumpel okłamuje cię w tak ważnej dla siebie sprawie, to pewnie kłamie też w innych i celowo zwalił na mnie winę, aby się na mnie odegrać za moje docinki. Nie pomyślałeś o tym?
- Owszem, to ciekawa teoria, tylko nie ma pokrycia w faktach. A poza tym to tylko twoje słowa.
- Jeśli mi nie wierzysz, to idź do mojego dziadka. Potwierdzi on „tylko moje słowa“. A poza tym pogadaj z Lionelem i przyciśnij go. Zobaczysz, że w końcu wyśpiewa wszystko, jak weźmiesz go w obroty.
- Tak właśnie zrobię. Dzięki za wiadomości, Korrina.
Po tych słowach odszedłem myśląc o tym wszystkim, co właśnie od niej usłyszałem. Czyżby rzeczywiście ta pannica miała rację? Przyznaję, lubiłem ją zawsze pomimo tego, iż chwilami jej pewność siebie bywała denerwująca. Jednak czy aby tym razem mnie nie okłamywała? W każdym razie jej słowa brzmiały prawdziwie i pewnie, gdybym przepytał jej przyjaciół o alibi, które mi podała, to oni by je potwierdzili. Tylko jaki stąd wniosek? To, że ona mówi prawdę, czy może tylko to, że jej przyjaciele ją kryją? Ech... Ta sprawa była coraz gorsza.
Nagle usłyszałem jakiś dziwny głos, który to wołał mnie po imieniu. Rozejrzałem się szybko dookoła, ale nie zauważyłem nikogo, kto by mógł mnie nawoływać. Pomyślałem przez chwilę, że mi się zdawało, kiedy nagle przypomniałem sobie o czymś ważnym. O laleczkach od Latias. Wyjąłem więc swoją z plecaka i wziąłem ją do ręki.
- Sereno... Co się dzieje? - zapytałem - Sereno... Sereno...
Wtedy właśnie ujrzałem sprowadzony mocą lalki obraz mej ukochanej patrzącej na coś przerażonym wzrokiem i trzymającą dłoń w swoim plecaku. Bardzo szybko zorientowałem się, w czym rzecz. Moja ukochana wyczuła niebezpieczeństwo lub też została przez kogoś zaatakowana, więc szybko złapała dłonią laleczkę i zaczęła mnie przywołać za pomocą jej mocy oraz swoich myśli. Na całe szczęście prezent od Latias działał właśnie w taki oto sposób: potrafił przekazywać nam sobie nawzajem zarówno nasze słowa, jak i myśli.
- Sereno, moja maleńka! - zawołałem do niej w myślach - Spokojnie, już biegnę do ciebie!
Następnie chciałem już ruszyć jej na pomoc, gdy nagle przypomniałem sobie, że nie wiem, gdzie ona obecnie jest.
- Sereno... Powiedz mi... Gdzie jesteś... Gdzie jesteś?
Chociaż ona była wciąż przerażona, to przemogła się i przekazała mi w myślach wiadomość o swoim położeniu. Chwilę później krzyknęła głośno, a jej obraz zniknął mi z oczu. Widocznie wypuściła ona laleczkę z dłoni albo ktoś ją do tego zmusił.
- Pikachu! Musimy ratować Serenę! - zawołałem.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał bojowo mój Pokemon.
C.D.N.
Dalszy ciąg wydarzeń przedstawionych w poprzedniej części. Ash i jego ekipa rozszyfrowują zagadkę tajemniczego wierszyka pozostawionego przez równie tajemniczego porywacza. Okazuje się, że następna wskazówka jest pozostawiona na poczcie w skrytce o numerze 691 bądź 693. Dodatkowo, Ash zaczyna podejrzewać, że to wcale nie Arlekin jest tutaj winowajcą, a ktoś go naśladujący, a to wszystko ze względu na... układ rymów w wierszu. Arlekin bowiem rymy układał tak, że pierwszy wers rymował się z drugim, trzeci z czwartym itd. A w wierszyku pozostawionym przez porywacza pierwszy wers rymuje się z trzecim, drugi z czwartym itd. Więc możemy podejrzewać, że mamy do czynienia jedynie z naśladowcą Arlekina, chociaż Ash nie wyklucza wcale swojego kuzyna z kręgu podejrzanych.
OdpowiedzUsuńPrzyjaciele udają się na pocztę, gdzie Lionel otwiera swoją skrytkę. Okazuje się, że kluczyk do niej zostawiła mu... Miette, poproszona o to przez pewnego (według niej) rudowłosego chłopaka. Zaczyna się robić coraz bardziej ciekawie.
W skrytce został pozostawiony kolejny wierszyk, wskazujący już tym razem chyba na miejsce pobytu zaginionego pokemona. Czy to prawda? To się zapewne okaże później.
Następnego dnia wszyscy wybierają się na zawody. Ku zdziwieniu wszystkich, pojawiają się tam również Clemont i Dawn, którzy mieli śledzić Harleya. Okazuje się, że chłopak został aresztowany przez policję za swoje ciemne sprawki z przeszłości i teraz jest głównym podejrzanym przez policję o kradzież Frogadiera należącego do Lionela Montany.
W międzyczasie okazuje się, że chłopak miał na pieńku również z... Korriną, liderką sali w mieście Shalour, która również jest obecna na zawodach. Serena decyduje się powiedzieć o wszelkich wnioskach Ashowi, jednak ten, mimo iż przyjmuje do wiadomości wnioski powzięte przez jego ekipę i tak jest przekonany, że to Arlekin jest głównym podejrzanym w sprawie. Rozgoryczona i smutna Serena wraca na publikę, jednak nie jest jej dane tam dotrzeć, gdyż na swojej drodze niespodziewanie spotyka Arlekina, który bynajmniej nie ma wobec niej obecnie zbyt przyjaznych zamiarów.
W międzyczasie Ash decyduje się porozmawiać z Korriną. Dziewczyna oczyszcza się z zarzutów, jednak zwraca uwagę Ashowi na jedną sprawę - Lionela wcale nie pasjonują walki Pokemonów, tylko występy artystyczne z jego stworkami. A jego rodzina słynie ze sławnych trenerów, więc dlatego chłopak to ukrywa, by nie zostać wykluczonym z rodziny.
Po rozmowie z Korriną Ash decyduje się powiedzieć o wszystkim Serenie, jednak nie może jej nigdzie znaleźć. Dziewczyna nawiązuje jednak z nim kontakt poprzez laleczkę od Latias. Chłopak szybko orientuje się, że jego ukochanej grozi niebezpieczeństwo i decyduje się ruszyć jej natychmiast na ratunek. Czy mu się to uda? Tego się dowiemy już w kolejnej części. :)
Napięcie rośnie z każdą minutą. Bardzo mi się to podoba. :)
Ogólna ocena: 100000000000000000000000/10 :)