Artystyczna łamigłówka cz. II
Pisarz opowiedział nam bardzo dokładnie, jak wyglądało jego ostatnie spotkanie z panią Maggie. Uważnie wysłuchaliśmy jego historii, a następnie obiecaliśmy zrobić wszystko, co w naszej mocy, żeby rozwiązać całą tę sprawę, a następnie porozmawialiśmy już na inny temat, aby jakoś rozluźnić całą atmosferę. Potem zaś pożegnaliśmy naszego rozmówcę i poszliśmy do Centrum Pokemon.
- Co sądzisz o tej całej sprawie, Ash? - zapytałam po chwili.
- Jest dosyć trudna - odpowiedział mi mój chłopak - Trudno mi będzie cokolwiek powiedzieć, dopóki nie zapoznamy się lepiej z tym wszystkim. No i jeszcze jedno... Nie mamy wcale pewności, czy podejrzenia Johna Scribblera są prawdziwe. Być może ma on zupełnie niewłaściwe spojrzenie na całą tę sprawę.
- Być może - pokiwałam smutno głową - Ja wiem doskonale, co można o tym pomyśleć. John Scribbler to pisarz o wielkiej wyobraźni. Mogło mu się wydawać coś, czego wcale nie ma, czyli to, że jego droga przyjaciółka jest bita przez swego męża.
- No właśnie, kochanie moje - zgodził się z moimi słowami Ash - Ale oczywiście musisz też pamiętać o jeszcze jednej rzeczy. Mianowicie o tym, że nasz drogi przyjaciel może mieć powód, aby rozbić małżeństwo Maggie. Sam jest w niej zakochany, więc celowo kłamie, żeby nas napuścić na męża tej paniusi.
- Pika-pika! Pika-chu! - poparł go Pikachu, siedzący mu na ramieniu (jak zwykle zresztą).
- Niestety, istnieje taka możliwość, ale czy uważasz, że John Scribbler uważałby nas za tak wielkich tępaków, abyśmy się nie zorientowali w jego oszustwie? - spytałam.
- Może nas nie docenia... - stwierdził ponuro Ash - A może ma zamiar sfabrykować dowody...
- Przeciwko Thomasowi Mandersowi? - spytałam przerażona samą taką możliwością - Sądzisz, że byłby do tego zdolny? Że mógłby to zrobić?
- Nie wiem. Może tak, może nie - odparł mój luby - Może nie jest do tego zdolny, a może jest. Może chce to zrobić, a może już to zrobił. Dlatego też musimy taką możliwość wziąć pod uwagę podczas naszego śledztwa.
- Jedno mnie tylko zastanawia - powiedziałam - Jak ty niby zamierzasz prowadzić to śledztwo, skoro jako jeden z sędziów musisz brać udział w Mistrzostwach?
Mój ukochany uśmiechnął się do mnie rozkosznie, po czym delikatnie zachichotał i rzekł:
- To jest nieistotny szczegół, kochanie, ponieważ mam kogoś, kto mnie godnie zastąpi i zdobędzie dla mnie informacje, które potem połączę ze sobą w jedną, logiczną całość.
- Poważnie? A kim jest ten twój zastępca?
- Znasz go lepiej niż mnie. To ty.
Zdumiona stanęłam w miejscu, gdy usłyszałam słowa mego chłopaka. Popatrzyłam na niego zaszokowana i zapytałam:
- Czy ja dobrze słyszę, Ash? Chcesz, abym poprowadziła śledztwo za ciebie?
- Nie za mnie, ale w moim zastępstwie, a to co innego - sprecyzował swoje życzenie (o ile to można nazwać życzeniem) Sherlock Ash - Po prostu pójdziesz tu i tam, popytasz o to i o tamto, a wszystko potem skonsultujesz ze mną.
- I uważasz, że dam sobie radę?
Mój luby popatrzył na mnie z uśmiechem na twarzy.
- No proszę cię - powiedział z ironią - A niby kto rozwiązał sam bez mojej pomocy zagadkę kradzieży Pokemonów na Pokazach Piękności?
Zarumieniłam się delikatnie, słysząc te słowa.
- Wybacz, ale muszę ci przypomnieć, że przecież w tej sprawie to ty mi pomagałeś. Już o tym zapomniałeś? Za pomocą laleczek od Latias oboje się ze sobą kontaktowaliśmy. Ja ci opowiadałam co i jak, a ty dawałeś mi rady, co mam robić.
- No tak, ale pamiętaj, że właśnie ty rozwiązałaś zagadkę. Ty sama tego dokonałaś.
- Nie tak do końca sama, mój drogi skarbie. John Scribbler niechcący podsunął mi rozwiązanie.
- Wiem o tym, ale tak czy inaczej ty sama ustaliłaś, co się stało z tym Pokemonem i kto go ukradł. Ty sama to zrobiłaś, bez mojej pomocy. A więc jestem pewien, że dasz sobie radę z tą sprawą.
Byłam nieco zaszokowana tymi słowami. Mój chłopak nigdy jeszcze nie chciał, abym sama rozwiązała za niego jakąś zagadkę. To było dla mnie naprawdę niesamowite. Z jednej strony bałam się, że nie dam sobie rady, ale z drugiej wiara Asha napawała mnie optymizmem. Prócz tego byłam bardzo zachwycona jego zaufaniem do mej osoby. To było dowodem na to, że on bardzo mnie kocha. No cóż... Nie mogę go wobec tego zawieść, pomyślałam sobie, a głośno odparłam:
- Ash, skarbie... Możesz na mnie liczyć.
- Świetnie! - zawołał radośnie detektyw z Alabastii - Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Pikachu... Zdaje mi się, że znalazłem właśnie swego godnego zastępcę w tym śledztwie.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło jego starter.
- Cudownie - zachichotałam - A czy dostanę od ciebie twój super strój detektywa?
- Zapomnij - odparł mój chłopak.
- Pożyczyłabym go tylko na czas prowadzenia śledztwa.
- Powiedziałem „zapomnij“!
- Ech... Ale z ciebie sobek.
Z tymi słowami doszliśmy powoli do Centrum Pokemon.
Następnego dnia, zgodnie z naszym planem, Ash z naszymi drogimi przyjaciółmi z drużyny poszedł na Mistrzostwa Kalos, ja zaś postanowiłam rozpocząć nasze śledztwo. Był tylko jeden mały problem. Nie wiedziałam za bardzo, jak mam niby to zrobić. Wypuściłam więc z pokeballi Braixena oraz Panchama.
- Dobrze, chłopcy... Potrzebuję waszej pomocy - powiedziałam do nich poważnym tonem - Chodzi o to, że muszę rozpocząć śledztwo, ale nie mam bladego pojęcia, jak mam się za to zabrać. Może wy macie jakiś pomysł?
Moje Pokemony zapiszczały w swoich językach, jednak wtedy właśnie przypomniałam sobie, że przecież wcale nie znam ich narzecza. Jęknęłam więc załamana.
- I po co ja tracę czas? Przecież mi nie odpowiecie.
Oba stworki popatrzyły na mnie obrażonym wzrokiem.
- Och, wybaczcie mi, proszę... Nie chciałam was urazić, ale przecież nie znam waszego języka i dopiero teraz sobie przypomniałam ten szczegół. To naprawdę głupie z mojej strony. Ech... Niezły ze mnie detektyw. Nawet prostych rzeczy nie potrafię zrozumieć.
Usiadałam na krześle i popatrzyłam na nich uważnie.
- Zastanówmy się przez chwilę. Co by zrobił Ash na moim miejscu? Hmm... Na pewno poszedłby porozmawiać z panią Maggie. No właśnie... To by miało sens. Ale o czym byśmy mieli rozmawiać? Przecież ona, jeśli jest bita przez swego męża, to się do tego nie przyzna. Ofiary przemocy zwykle zbyt mocno boją się swoich oprawców, aby na nich donieść policji, jednak może rozmowa z nią coś by tu pomogła. W końcu nie zaszkodzi, jeśli z nią pogadam i wybadam swoim bystrym wzrokiem co i jak. Chociaż... O czym bym miała pomówić z tą paniusią? No i niby pod jakim pretekstem mam ją odwiedzić? Nie mam bladego pojęcia. Chociaż... Może coś by się jednak znalazło. Tylko będzie mi potrzeba pomocy.
Pomyślałam przez chwilę i zaczęłam kombinować nad wyjściem z tej sytuacji, w końcu zadowolona klasnęłam w dłonie.
- No tak! Już wiem! To będzie genialne! Sherlock Ash lepiej by tego nie wymyślił. Musimy więc się wziąć do akcji! Ale najpierw muszę załatwić kilka spraw niezbędnych do wyjaśnienia całej sprawy.
Po tych słowach schowałam moje stworki do pokeballi, a następnie pognałam na stadion, gdzie byli moi przyjaciele, którzy bardzo się zdziwili, gdy mnie zobaczyli.
- Cześć wszystkim! - zawołałam wesoło.
- Wolno wiedzieć, co ty tu robisz? - zapytała mnie Dawn.
- No właśnie - dodała Bonnie - Miałaś przecież prowadzić śledztwo, prawda?
- Owszem, prowadzę to śledztwo, ale mam pewną prośbę do naszego wynalazcy - odpowiedziałam im.
Clemont spojrzał na mnie uważnie i spytał z uśmiechem:
- A więc o co chodzi, Sereno?
- Masz przy sobie miniaturowy podsłuch? No wiesz, te małe pluskwy, czy jak się tam na to mówi.
Młody Meyer pomyślał przez chwilę, po czym odparł:
- Owszem, mam go przy sobie. A na co ci to?
- Ponieważ muszę komuś podłożyć taką właśnie pluskwę - wyjaśniłam - Możesz mi więc pożyczyć to cacko?
Chłopak westchnął głęboko, mrucząc pod nosem coś jakby, że ma on co do tego jakieś złe przeczucie, ale dał mi to, o co go poprosiłam, dołożył jeszcze małe miniaturowe radio służące do słuchania dźwięku, jaki nagrywa pluskwa.
- Tylko bądź uprzejma zwrócić mi to radio w nienaruszonym stanie - rzekł smętnie Clemont - Jak je zniszczysz, będziesz odkupywać.
- Bądź już cicho, kutwo jedna - mruknęła na niego gniewnie Dawn - W razie czego przecież możesz sobie zbudować kolejne.
- Z pewnością, ale to mi trochę zajmie, a my przecież musimy zawsze mieć sprzęt gotowy do działania - odrzekł w swojej obronie jej chłopak - Bo przecież nigdy nie wiadomo, kiedy się nam przyda takie radio.
- Jakby nie patrzeć, to on ma rację - wtrącił Max.
- Spokojnie, oddam ci go w nienaruszonym stanie - odpowiedziałam wesoło, aby zakończyć tę sprzeczkę.
- Tak samo, jak Ash oddał rower tego chłopaka z Valencii? - zaśmiała się Bonnie.
- Eee... Nie, to radio będzie w lepszym stanie, możecie być pewni. No dobra, ja już muszę iść. A przy okazji, kto wygrywa?
- Jak na razie najlepsi - zażartował sobie Max.
- Obecnie kandydatem do tytułu Mistrza jest ten koleś Ben Kingsley - dodała Bonnie - Muszę przyznać, że on naprawdę wymiata.
- Nie inaczej - zauważył Clemont - Jeśli więc dotrze do finałów, to Ash będzie musiał z nim walczyć... Nie wiem, czy będzie mu to odpowiadało, nie mówiąc już o tym, że ten chłopak jest naprawdę dobry i niestety może pokonać Asha.
- Więcej wiary w naszego lidera - odparłam wesoło - A właśnie, gdzie on teraz przebywa?
- Jest między sędziami, a co? - odpowiedziała mi pytaniem na pytanie Dawn.
- Przekażcie mu, proszę, że tu byłam - poprosiłam moich przyjaciół - I przy okazji powiedzcie mu, iż moje śledztwo zaczyna się bardzo dobrze. Być może szybko rozwiążę tę sprawę.
- Przekażemy mu to - rzekła wesoło Bonnie - Powodzenia, Sereno.
- Daj czadu, mała! - zawołał wesoło Max.
Pożegnałam się z przyjaciółmi, po czym poleciałam poszukać Alexy mając nadzieję, że wciąż jest ona w Centrum Pokemon. W głowie bardzo wyzywałam siebie samą, iż nie poprosiłam ją o rozmowę zanim pobiegłam na stadion, ale na całe szczęście udało mi się znaleźć dziennikarkę zanim poszła do restauracji urządzać casting. Miałam z jej osobą związany pewien plan i liczyłam, że mi ona pomoże w jego realizacji. W końcu zawsze była dość zwariowana, a prócz tego uwielbia brawurę, dlatego czułam, iż mi nie odmówi.
***
Wielkie podziękowania należą się temu gościowi, który wymyślił coś tak praktycznego jak baza adresowa w internecie. Ja co prawda nie byłam hakerem (to już była domena Maxa), ale przecież z pomocą Alexy zdołałam bez większych trudności znaleźć dokładny adres państwa Manders. Okazało się, że mieszkali oni tutaj od dwóch tygodni, a wcześniej zakupili ten dom przez pewną agencję nieruchomości.
- Warto by nieco sprawdzić tę agencję - powiedziała Alexa - Ale tym się zajmiemy nieco później. Najpierw odwiedzimy tych państwa. Mam tylko nadzieję, że mężusia nie będzie w domu.
- A ja mam nadzieję, że ich w ogóle zastaniemy w domu - dodałam - W końcu równie dobrze mogli oboje wybyć do pracy, na zakupy albo też z jakiegoś innego powodu.
- Może tak być - stwierdziła dziennikarka - Ale spokojnie Sereno... W takim wypadku ją odnajdziemy i na pewno znajdziemy czas, aby sobie z nią porozmawiać.
- Ale nie zapominaj, że dzisiaj w południe ma się rozpocząć casting na artystów, którzy mają wystąpić jutro podczas przyjęcia.
- Spokojnie, Sereno... Damy sobie radę. Tylko miej więcej optymizmu i wiary w siebie.
- Wiesz co, Alexo? Teraz to gadasz jak Ash.
- Co chcesz? W końcu to idol nas obu.
- Masz rację, ale lepiej nie mówmy tego Ashowi. On już i tak jest zbyt zarozumiały.
- Co racja, to racja. No, ale chodźmy już.
Obie poszłyśmy do domu państwa Manders. Był on całkiem uroczy i do tego zbudowany z prawdziwie wyszukanym gustem. Spodziewałam się, że jego wnętrze jest równie piękne, ale byłam również gotowa na bolesne rozczarowanie, gdyż jak to mówią, nie wszystko złoto, co się świeci, a prócz tego nie należy oceniać książki po okładce.
Zapukałyśmy w końcu z Alexą do drzwi i już po chwili otworzyła nam przyjemnie wyglądająca młoda kobieta o hebanowych włosach, brązowych oczach, delikatnych wargach i maleńkim nosie. Ubrana była w seledynową sukienkę oraz narzuconą na to białą, rozpinaną bluzeczkę. Miała ona tak na oko dwadzieścia-parę lat, a do tego była niesamowicie śliczną osóbką. Nic dziwnego, że John Scribbler się w niej zakochał.
- Słucham? - zapytała kobieta - Panie były umówione?
- Nie, ale mamy do pani mały interesik - powiedziała Alexa - Widzi pani... Jesteśmy tu z siostrą nowe i dlatego właśnie chciałyśmy złożyć nasze uszanowanie swoim sąsiadom. Pani i jej mąż jesteście najbliżej, dlatego też zaczęłyśmy od państwa.
- Niestety, mojego męża nie ma w domu, ale zapraszam serdecznie - rzekła kobieta przyjaznym tonem - Wejdźcie do środka, proszę.
Skorzystałyśmy z zaproszenia, po czym zostałyśmy obie posadzone w salonie. Kobieta poczęstowała nas zimnymi napojami i łakociami. Ponieważ wiekiem ona i Alexa były do siebie bardzo zbliżone, to niezwykle szybko przeszły ze sobą na „ty“.
- Jak się tutaj czujecie w Lumiose? - zapytała dziennikarka.
- Bardzo dobrze - odparła przyjaźnie Maggie - Muszę powiedzieć, że tu jest naprawdę pięknie. Wiele słyszałam o regionach... Bo wiecie, ja nie pochodzę z żadnego regionu.
- A skąd pochodzisz? - spytałam.
- Z miejsc, gdzie nie ma Pokemonów - wyjaśniła dziewczyna - Prawdę mówiąc tam jest naprawdę pięknie, ale nie tak, jak tutaj. Bardzo mi się to miejsce podoba. Nie żałuję więc, że przyjechałam tu z mężem.
- Rozumiem... A od dawna jesteście po ślubie?
- Nie, Sereno. Zaledwie od roku, jednak oboje z Thomasem od dawna się znamy i bardzo kochamy.
- Czy będzie niedyskrecją, jeśli zapytam, gdzie się oboje poznaliście i w jakich okolicznościach? - zagadnęła Alexa.
Maggie popatrzyła na nią z uśmiechem.
- Prawdę mówiąc, to oboje znamy się od zawsze.
- Aha... Przyjaciele z dzieciństwa - zachichotałam.
- No właśnie - potwierdziła pani Manders.
Obserwowałam ją uważnie i słuchałam jej słów. Nie wyczuwałam w jej głosie strachu, raczej dziwne nerwy. Wydawało się, jakby coś ją niepokoiło, ale nie umiałam odgadnąć, co takiego. Jedno wszak było pewne. Ona coś przed nami ukrywała, a ja zamierzałam sprawdzić, co to takiego.
- Zagadaj ją jeszcze - szepnęłam na ucho Alexie.
Dziennikarka i jej Helioptile puścili mi wesoło oczko, po czym przeszli do działania, a ja tymczasem wstała i powiedziałam nieco zawstydzonym tonem.
- Przepraszam, czy mogłabym... No wiesz...
Maggie uśmiechnęła się do mnie wyrozumiale.
- No jasne. Toaleta jest tam na lewo.
Wstałam z krzesła z nieśmiałym uśmiechem, po czym powoli poszłam w kierunku wskazanym mi przez naszą drogą gospodynię, jednak wcale nie zamierzałam korzystać z łazienki. Zamiast tego zajrzałam do innych pokoi, jakie były w domu niedaleko tego pomieszczenia, do którego to rzekomo zmierzałam. Szczególnie jeden z nich wzbudził moje ogromne zdumienie. Wyglądał on na pokój pani Maggie. Znajdowało się w nim łóżko, szafa z ubraniami, regał pełen książek autorstwa Aleksandra Dumasa ojca (prawie wszystkie znałam dzięki Ashowi), dwa piękne obrazy wiszące na ścianie, a także biurko ze znajdującymi się na nim zdjęciami oprawionymi w ramki. Na każdym z nich Maggie była w towarzystwie jakiegoś nieco starszego od siebie chłopaka w okularach. Miał on czarne włosy i zielone oczy, był dość wysoki o nieco kościstej twarzy i wyglądał bardzo sympatycznie.
- Ciekawe, kto to? - powiedziałam cicho do siebie.
Rozejrzałam się jeszcze trochę po pokoju, kiedy nagle poczułam, jak Pancham (którego nieco wcześniej wypuściłam z pokeballa, żeby stał na czatach) pociągnął mnie za pończochę.
- O co chodzi? - zapytałam.
Wtedy właśnie usłyszałam głos naszej gospodyni.
- Poczekaj, proszę... Zaraz poszukam, gdzie mam tę książkę.
Chwilę później w kierunku pokoju, w którym siedziałam, zaczęły się zbliżać kroki. Przerażona złapałam szybko Panchama za łapkę i wskoczyłam z nim pod łóżko. Mój stworek zapiszczał lekko, ale zasłoniłam mu buzię dłonią, aby mnie nie zdradził. Na całe szczęście Maggie nie siedziała długo w pokoju. Była tam tylko chwilę, poszukała czegoś, a gdy już to znalazła, to wyszła. Odczekałam jeszcze tak z minutkę, a następnie razem z Panchamem wysunęłam się powoli spod łóżka.
- Uff! Było gorąco - jęknęłam.
Pancham otarł sobie pot z czoła, lekko wzdychając.
Oboje opuściliśmy szybko pokój, po czym schowałam mojego stworka do pokeballa i wróciłam do saloniku.
- Wybaczcie mi, że tak długo - powiedziałam przepraszającym tonem - Brzuch mnie strasznie rozbolał.
- Spokojnie, nic się nie stało - odparła Maggie - Mam nadzieję, że już ci lepiej.
- Jak najbardziej mi lepiej - uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie, po czym usiadłam przy stoliku.
Chwilę jeszcze porozmawiałyśmy z naszą gospodynią, a gdy nadszedł już czas pożegnania, to wyjęłam cichutko małą pluskwę i przylepiłam ją pod blatem stołu. W ten sposób plan został wykonany.
***
Ponieważ nadszedł już czas na to, żeby rozpocząć casting, poszłam z Alexą do restauracji, gdzie byliśmy wczoraj. To właśnie tam miała się odbyć ta mała uroczystość z okazji rocznicy debiutu aktorskiego Huberta Mareya vel Kronikarza. Ponieważ miałam możliwość poznać osobiście tego jakże wspaniałego człowieka i polubiłam go, to chciałem, aby przyjęcie na jego cześć było jak najlepsze. Miałam więc zamiar wszystkiego doglądać, tym bardziej, że sama kochałam występy artystyczne.
- No i jak ci poszło? - zapytała mnie Alexa, gdy już siedziałyśmy obie w restauracji.
- Nieźle, chociaż o mały włos by się wszystko źle skończyło - rzekłam smętnie - Po co ona w ogóle poszła do tego pokoju, w którym ja byłam?
- Bo wspomniałam jej o pewnej książce, a ta znajdowała się właśnie w tym pokoju.
- Musiałaś ją tam posyłać?! O mały włos bym wpadła!
- Wybacz mi, ale nie wiedziałam, że jesteś w tym pokoju. A poza tym chciałam jakoś ją zagadać i w ogóle zająć jej myśli czymś innym niż tobą. Nie sądziłam, że w ten sposób narażę cię na zdemaskowanie.
- No dobrze, mniejsza z tym. Obejrzałam sobie dokładnie ten pokój i muszę powiedzieć, że jest w nim coś, co budzi moje zdumienie.
- Co mianowicie?
- Widzisz... Niby ona kocha swojego męża, ale jakoś nie widziałem w jej pokoju żadnego zdjęcia ślubnego. No i dlaczego ma łóżko w osobnym pokoju? Małżonkowie, do tego jeszcze się kochający, nie powinni aby spać razem w jednym pokoju i w jednym łóżku?
- Owszem... Chyba, że mają kryzys małżeński.
- To prawda, jednak mimo wszystko jakoś to wszystko jest naprawdę dziwne. Nie umiem tego uzasadnić, ale to budzi mój niepokój. Obawiam się, że John Scribbler ma rację. Między nimi jest coś nie tak. Tylko o co tutaj chodzi?
- Nie wiem, ale zauważyłam jej dłoń. Miała siniaka na niej.
- A więc jednak... A więc ten drań ją bije.
Alexa położyła mi dłoń na ramieniu i uśmiechnęła się czule.
- Spokojnie, Sereno. Nie oceniajmy po pozorach. Nie wiemy jeszcze wszystkiego, nieprawdaż? Być może z podsłuchu dowiemy się co i jak.
- Być może - westchnęłam głęboko - Chociaż mam pewne obawy, że wcale tak nie będzie.
- Nie ważne... Na razie skupmy się na castingu.
- Masz rację.
Chwilę później zauważyliśmy wchodzącą do restauracji Dawn razem z Piplupem. Dziewczyna na nasz widok zaśmiała się wesoło, po czym usiadła radośnie obok nas.
- Spóźniłam się? - zapytała moja przyszła szwagierka.
- Nie... Przybyłaś w samą porę - odpowiedziałam jej wesoło - A co porabiasz nasz drogi Ash?
- Cieszy się on teraz przywilejami bycia Mistrzem Pokemon - odparła wesoło panna Seroni - Niestety, nie znalazł on czasu, aby tu przybyć.
- Pip-lu-li! - zaćwierkał jej Piplup.
Chwilę później zaczęli przychodzić ludzie, którzy chcieli wystąpić na scenie podczas przyjęcia z okazji rocznicy. Z tego też względu restauracja została zamknięta dla gości chcących się najeść, aby nikt nie przeszkadzał tym, którzy zamierzali właśnie dać przed nami pokaz swoich umiejętności wokalno-tanecznych. Zgodnie z przewidywaniami Asha nie było ich zbyt wielu, jednak mieli oni w sobie jakiś zapał, który sprawiał, że dzięki nim zrobiło się naprawdę przyjemnie.
Kolejno jeden po drugim piosenkarze wchodzili na scenę, śpiewając słynne piosenki z lat trzydziestych XX wieku. Razem z nimi tańczyły na scenie ich Pokemony, wykonując przy tym różne zwariowane akrobacje. Każdy artysta wykazał się naprawdę wielkim talentem w dziedzińca tańca oraz śpiewu.
- Co ty na to? - zapytałam Alexę - Jak na mój gust wszystkie te występy zasługują na pochwałę.
- Zgadzam się z tobą - poparła mnie moja przyjaciółka - Coś mi mówi, że wbrew temu, co mówi Viola weźmiemy wszystkich artystów, zwłaszcza, iż nie ma ich zbyt wielu. Widać wyraźnie, że oni lubią to, co robią i sprawia im przyjemność występowanie na scenie. No i jest jeszcze jedno. Tak jak już ci mówiłam, nie ma ich zbyt wielu, a powinno być ich jak najwięcej.
- Pamiętaj tylko, Alexo, że to nie ilość, ale jakość jest najważniejsza - przypomniałam jej.
- Wiem o tym, ale sama mi przyznałaś, iż jakość mamy tutaj naprawdę dobrą. Może nawet bardzo dobrą.
- Tu się zgadzam. Ciekawe, kto jeszcze nam został?
- O ile wiem tylko jeden uczestnik i możemy ogłaszać wyniki.
- Świetnie. A więc niech nam zaśpiewa.
Jakąś chwilkę później na scenie pojawił się dobrze mi znany osobnik w okularach z Frogadierem u boku.
- Lionel?! - zawołałam zdumiona - Co ty tutaj robisz?!
- Chcę wystąpić na jutrzejszym przyjęciu - wyjaśnił młodzieniec - O ile oczywiście to nadal aktualne.
Zaśmiałam się do niego wesoło.
- No oczywiście, że aktualne - odpowiedziałam mu - Jak najbardziej. A więc postanowiłeś się jednak zająć występami?
- Jak najbardziej - potwierdził nasz przyjaciel - Ja i Frogadier wprost kochamy scenę. Mamy nadzieję, że zabłyśniemy tutaj.
- Ja również mam taką nadzieję - powiedziałam do niego przyjaźnie - A ty co o tym sądzisz, Alexo?
- Moim zdaniem, gdyby był konkurs młodych talentów, to on by w nim wygrał na pewno - odpowiedziała dziennikarka.
Dawn uśmiechnęła się wesoło.
- Konkurs, powiadasz? To brzmi bardzo ciekawie. Może warto na ten temat pogadać z burmistrzem?
- Pip-lu-pip! - ćwierkał jej Piplup.
- A czemu nie? - zachichotała dziennikarka - No, ale teraz niech nasz drogi przyjaciel coś nam zaśpiewa. Ostatecznie po to on tutaj przyszedł. No! Śmiało, chłopie! Do dzieła!
Lionelowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Chłopak nastawił gramofon stojący nieopodal sceny na konkretną piosenkę, po czym zaczął tańczyć i śpiewać:
Jak już pecha ktoś posiada,
To przeważnie pecha ma.
Taka to już jest zasada,
A przykładem jestem ja.
Mam dwie nogi, każda lewa.
Którą wstanę, zawsze źle.
W prawym oku zez,
W lewym oku zez.
To wystarczy.
Chyba nie?
Jeżeli pana, proszę pana,
Gnębi pech.
Odpukaj pan. Odpukaj pan.
Bo to pomaga,
To nie blaga, to nie śmiech.
Odpukaj pan. Odpukaj pan.
Przebiegnie kot,
Odpukać trzeba w lot.
Gdyś lustro stłukł,
Tak samo puk-puk-puk.
Bo to pomaga.
To nie blaga, to nie śmiech.
Odpukaj pan i zniknie pech.
Gdy Lionel skończył już swój występ, to wszyscy uczciliśmy go bardzo głośnymi brawami. Chłopak ukłonił się nam grzecznie, lekko płonąc przy tym rumieńcem. Widocznie jeszcze nie przywykł do takiego podziwu. No cóż... Wystąpi więcej razy, a przywyknie do tego, pomyślałam sobie.
- Magnifique! Po prostu cudownie! - odezwał się nagle jakiś nieznany nam głos.
Chwilę później ujrzeliśmy podchodzącego do nas jakiegoś wysokiego jegomościa płci męskiej, z rudymi włosami oraz gęstymi bokobrodami. Jego oczy były zielone, zaś ubiór bardzo elegancki, zaś sposób wyrażania się tego człowieka brzmiał naprawdę wyszukanie.
- Jestem pod wielkim wrażeniem tych wszystkich pięknych występów - powiedział tajemniczy mężczyzna bardzo zachwyconym głosem.
- A przepraszam bardzo... Pan to kto? - zapytała zdumiona Dawn.
- Och! Pardon, mademoiselle! Gdzie się podziały moje dobre maniery?! Zupełnie zapomniałem się przedstawić! Pozwolą więc panie, że dokonam przed wami prezentacji swojej jakże skromnej osoby. Nazywam się Lysander i jestem łowcą talentów. Muszę przyznać, że zachwyciły mnie te występy.
- Jutro one będą jeszcze lepsze, obiecuję to panu - rzekła Alexa.
- Nie wątpię w to, mon ami - odparł wesoło Lysander - Skoro ci ludzie na próbie dali czadu na próbie, to na przyjęciu będą jeszcze lepsi.
Spojrzałam na niego uważnie.
- Hmm... Proszę mi powiedzieć, jakie ma pan plany względem naszych artystów? Bo zakładam, że jakieś pan posiada.
Lysander spojrzał na mnie wesoło.
- Ależ oczywiście, że je posiadam, piękna mademoiselle. Widzisz, moja słodziutka, ostatnio pracuję z pewną reżyserką filmów z samego Pokewood. Planuje ona nakręcić musical i dlatego też potrzebuje obdarzonego wielkim talentem osobnika, najlepiej w młodym wieku. Bardzo młodym. Chciałbym zatem z tego względu zapytać o pewien szczegół. Ilu z tych utalentowanych osób zamierzacie, moje piękne panie, dać do jutrzejszego występu?
- Myślę, że wszystkich - odparła Alexa - Każde z nich dało tu niezłego czadu i nie skłamię, jeżeli powiem, że wszyscy zrobili na mnie naprawdę ogromne wrażenie.
- Magnifique! - zawołał uradowanym głosem Lysander - Wobec tego przyjdę jutro zobaczyć występy i wybrać najlepszych. Choć równie dobrze można ogłosić, że najlepsze pokazy umiejętności śpiewania i tańcu zostanie doceniony przez łowcę talentów i ma szanse się wybić na tym świecie.
Pomyślałam, że taka propozycja był idealna dla Lionela (który właśnie zszedł ze sceny). Dlatego też razem z Alexą zgodziłyśmy się na taki pomysł. Moja przyjaciółka dziennikarka ogłosiła, że wszyscy zakwalifikowali się do zostania uczestnikami naszej rocznicy, ale tylko nieliczni dostaną nagrodę, jaką jest możliwość wybicia się ponad swoją przeciętność poprzez rozmowę ze znanym łowcą talentów i jego szefową, a wielką dyrektorką z Pokewood.
- Dlatego też mam prośbę, kochani - mówiła dalej moja przyjaciółka - Postarajcie się zasłużyć sobie na jak najwięcej oklasków od jak największej ilości ludzi. To będzie owocować prawdziwym sukcesem.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, w jaki dokładniej sposób to zaowocuje i że efekty starań tych biednych artystów wcale mi się nie spodobają.
Pod wieczór usiadłam na tarasie w Centrum Pokemon razem z Dawn i Alexą. Ponieważ nikogo obok nas nie było, dlatego wyjęłyśmy radio, które ustawiliśmy na stoliku i zaczęłyśmy słuchać.
- Jestem ciekawa, czy szacowny małżonek Maggie wrócił już do domu - powiedziałam wesoło.
- Jak posłuchamy, to się dowiemy - zachichotała Alexa.
- Cicho! - skarciła nas Dawn - Słuchajcie uważnie! Zdaje się, że oboje właśnie rozmawiają.
Zaczęłyśmy nasłuchiwać i usłyszałyśmy wówczas bardzo interesującą wymianę zdań.
- I czego chciały te paniusie, które cię odwiedziły? - zapytał jakiś męski i całkiem przyjemny głos.
- Pewnie to jest Thomas Manders - stwierdziłam.
- Bez wątpienia - odparła Alexa.
Dawn uciszyła nas, dotykając palcem swoich ust i delikatnie przy tym sycząc, zaś jej Piplup powtórzył ten gust, przykładając swoje skrzydełko do swego dzióbka. Helioptile zapiszczał delikatnie i pokiwał głową na znak, że zgadza się być cicho.
- Chciały tylko sobie porozmawiać - odpowiedziała na pytanie męża Maggie - Podobno to nasze nowe sąsiadki. Chciały nam obojgu złożyć swoje uszanowanie, ale ponieważ cię nie było, to ja musiałam ugościć je za nas oboje.
- Rozumiem - rzekł Thomas - A powiedz, czy może wypytywali się o coś konkretnego?
- Nie. Jak już, to tylko o takie rzeczy, jakie mogą interesować sąsiadów.
- Pamiętaj jednak, że sąsiedzi bywają naprawdę wścibscy, dlatego też nie powinnaś im mówić zbyt wiele.
- Wiem o tym, nie musisz mi tego powtarzać.
- Wybacz mi, Maggie, ale po prostu niepokoi mnie to wszystko. Nie chcemy przecież, aby znowu zaczęły się kolejne takie sytuacje, przed jakimi uciekliśmy, prawda?
- O co mu chodzi? - zapytałam - O jakich sytuacjach on mówi?
Alexa i Dawn nie wiedziały tego, podobnie jak Helioptile i Piplup.
- Nie zamierzam ryzykować, Thomasie - powiedziała smutno Maggie - Myślisz, że mnie samej to nie boli? Mam tego wszystkiego dosyć, podobnie jak i ty. Ale co mogę zrobić?
- Nie wiem, Maggie. Naprawdę tego nie wiem - odparł równie ponuro jej mąż - Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to robienie dalej tego, co już robimy. Przynajmniej na razie.
Słuchałam uważnie tej rozmowy, kiedy nagle zauważyłam, że Dawn i Alexa są bardzo przerażone, jakby właśnie tuż za mną stało coś naprawdę przerażającego. Szybko odwróciłam się za siebie i zauważyłam miejscową sierżant Jenny. Jęknęłam i chciałam szybko wyłączyć radio, ale policjantka złapała mnie za rękę i powstrzymała mój czyn.
- Spokojnie. Nie wyłączaj. Bądź koleżanką i daj posłuchać.
Po tych słowach Jenny usiadła obok nas przy stoliku i zaczęła słuchać uważnie całej rozmowy, a kiedy dobiegła ona końca, to zapanowała przez długi czas cisza. Dopiero wówczas wyłączyliśmy sprzęt, czekając na reakcję pani sierżant. Ta zaś zachichotała i rzekła:
- Muszę powiedzieć, że macie dużo dobrych pomysłów. Szkoda tylko, że nie raczycie tego konsultować ze mną. Komu podłożyłyście ten podsłuch?
- Pani Maggie Manders - odpowiedziałam niepewnym głosem.
- A czym wam ona podpadła?
- Chcemy sprawdzić, co jest z nią nie tak i dlaczego ukrywa ona pewne fakty przed swoim dobrym przyjacielem z dawnych lat.
Funkcjonariuszka wysłuchała moich słów, po czym odparła:
- Wiecie, ile ja się muszę nachodzić, żeby moi przełożeni udzielili mi pozwolenia na podłożenie komuś takiego podsłuchu? A potem zwykle i tak się okazuje, że ten, komu podkładamy takie cacko wie o tym pierwszy. Wam zaś tak łatwo to wszystko przychodzi. Ale wiecie chyba, że to nie jest takie do końca legalne?
- Wiemy - powiedziałam ponurym głosem.
- Ale często jest tak, że cel uświęca środki - dodała Alexa.
- No właśnie - poparła nas Dawn.
Jenny uśmiechnęła się wesoło, słysząc te słowa.
- Ciekawa wypowiedź, muszę przyznać, jednak wiecie doskonale, że za takie coś możecie zostać aresztowane?
- Wiemy - odparłam - Ale przecież musimy działać tak, żebyśmy mogli osiągnąć swój cel, którym jest rozwiązanie zagadki. No, a jeżeli nie ma innej metody, to...
- Dobrze, już dobrze. Rozumiem wasze motywacje - powiedziała pani sierżant - Mam tylko nadzieję, że nie posuniecie się za daleko. Pamiętajcie, ja będę w pobliżu i jeśli coś przeskrobiecie, to wówczas będę musiała was... Chyba same rozumiecie, prawda?
- Jak najbardziej - powiedziałyśmy chórem.
Jenny uśmiechnęła się widząc strach malujący się na naszych twarzach, a następnie dotknęła lekko dłonią daszek swojej czapki i odeszła.
***
Jakieś pół godziny zaczęła powoli wracać do Centrum Pokemon reszta naszej drużyny. Ostatni przybył Ash, który miał na twarzy bardzo radosny uśmiech, w sumie taki dość ironiczny.
- Sereno, wyobraź sobie, że idąc tutaj spotkałem sierżant Jenny - rzekł wesołym głosem - Pewnie domyślasz się, co mi powiedziała.
- Owszem, domyślam się tego - odparłam dość wstydliwym głosem, a na moje policzki wyszły rumieńce.
- Wyobraź sobie, że Jenny twierdziła, iż podobno ty, Dawn oraz Alexa podłożyłyście komuś nielegalnie podsłuch, a ona sam nakryła was na tym, kiedy właśnie słuchałyście rozmowy ofiar waszej inwigilacji.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
Widać było, że ich obu wyraźnie to wszystko bawiło, czego wcale nie dało się powiedzieć o mnie ani o Dawn.
- Nieźle sobie poczynacie jako detektywi - zachichotał wesoło mój luby - Naprawdę nieźle...
- Dobra, już dobra - mruknęła gniewnie jego siostra - Ciekawi mnie, co ty byś zrobił na naszym miejscu, mądralo.
- Pewnie to samo, co i wy - zaśmiał się Ash - Tylko, że ja nie dałbym się złapać na gorącym uczynku. Swoją drogą, wy naprawdę musiałyście tego słuchać tam, gdzie jest miejsce publiczne?
- No właśnie! - dodała przemądrzałym tonem Bonnie - Przecież to było bardzo ryzykowne!
- Ne-ne-ne! - pisnął jej Dedenne.
- No dobrze, już dobrze. Wystarczy tego - rzekł Clemont - Nie ma co gadać, przecież najważniejsze jest teraz to, jakie mamy wyniki śledztwa.
- A jakie mamy mieć po jednym dniu? - mruknęła złośliwie Dawn - Ci państwo Manders są jacyś podejrzani oraz bardzo skryci i sama nie wiem, co możemy o nich powiedzieć.
- Oni coś ukrywają, oboje - zauważyłam - I do tego wcale nie wygląda na to, żeby Maggie była bita przez swojego męża. Raczej oboje mają jakiś wspólny sekret, który starają się za wszelką cenę ukryć przed innymi.
- A więc sprawa jest znacznie bardziej poważna niż sądzi nasz drogi John Scribbler - rzekł smutno Ash, masując sobie palcami podbródek - Nie będzie zachwycony, gdy się o tym dowie.
- Ale na razie chyba nic mu nie będziemy mówić, prawda? - zapytałam smutno.
- Nie... Jeszcze nie... - pokręcił przecząco głową mój ukochany - Bo w końcu nie wiemy nadal nic na ich temat. Tylko pewne drobne szczególiki wyrwane z kontekstu, a to trochę za mało.
- Wobec tego musimy dokładniej poznać państwa Manders. Bardzo, ale to bardzo dokładnie - rzekł wesoło Max.
Mówił to takim tonem, jakby to było proste jak dwa razy dwa. No cóż, najwidoczniej bycie hakerem sprawia, że posiada się naprawdę bardzo wiele umiejętności znacznie ułatwiających człowiekowi życie. Niestety, żadne z nas ich nie posiadało, dlatego przeciwieństwie do Maxa mieliśmy nieraz pod górkę i z tego powodu czasami nieco nas irytowało jego zachowanie, a już zwłaszcza wtedy, gdy dla niego wszystko było takie łatwe do załatwienia, a dla nas wręcz przeciwnie.
Ash jednak nie wyglądał na poirytowanego pewnością siebie Maxa, gdyż słysząc jego słowa, uśmiechnął się zadowolony i powiedział:
- Dobrze, a więc tak właśnie zrób, Maxiu. Sprawdź nam w Internecie wszelkie dane na temat tych państwa. Najlepiej z nas wszystkich wiesz, jak buszować po necie, dlatego też spróbuj znaleźć coś o Thomasie i Maggie. A jeśli coś znajdziesz, przekaż nam to.
Niestety, pomimo pewności siebie i licznych przechwałek nasz drogi haker nie zdołał znaleźć żadnych wiadomości na temat interesujących nas osób. Była to naprawdę niepokojąca wiadomość. Młody Hameron pomimo tego, że siedział do późna w nocy przy komputerze poszukując wiadomości, niczego w nim nie znalazł.
- Mam tego dość! - jęknął załamany chłopak - Naprawdę nie wiem już, co robić. Przeszukałem chyba wszelkie bazy adresowe i poszperałem jeszcze w wielu źródłach, ale nie ma nigdzie takiego nazwiska. W sumie to trochę wygląda, jakby nigdy oni w ogóle nie istnieli.
- Jak to? Nie ma nikogo o nazwisku Manders? - zapytała Bonnie.
- W sumie to są osoby o tym nazwisku, a nawet jest tam jeden Thomas Manders, ale to nie nasz delikwent - wyjaśnił Max.
- Skąd ta pewność? - spytała Dawn.
- Bo ma on około siedemdziesiąt lat.
Panna Seroni jęknęła załamana.
- Masz rację... To nie może być on...
- Ale wobec tego wniosek może być tylko jeden... - zauważył Clemont - Ci ludzie to muszą być jacyś oszuści podpisujący się obcym nazwiskiem, które do nich nie należy.
- Właśnie - poparł go Ash - Ale cóż... Naprawdę nie rozumiem, czemu oni zmienili nazwisko. Czyżby mieli oni jakieś grzeszki na sumieniu, przez które musieli porzucić swoje prawdziwe nazwisko oraz przyjąć inne? Tylko wobec tego jak się oni naprawdę nazywają?
- To jest trudniejsza sprawa niż myślałam - powiedziałam - Ale wiecie, to mogą być uczciwi ludzie, którzy z powodów osobistych zmienili adres i przybyli tutaj. A nie ma o nich żadnych wiadomości, bo się nie udzielają publicznie.
- Ale dobrze wiesz, że nie trzeba się udzielać publicznie, aby znaleźć chociażby kilka podstawowych informacji o każdym człowieku - zauważył Clemont.
- To prawda, ale trzeba wiedzieć, jak szukać - odparłam na to.
- A może nasz drogi haker tego nie wie? - rzuciła złośliwie Bonnie.
- Wypraszam sobie! - zawołał ze złością Max.
- Przestańcie, proszę was - poprosiłam załamanym głosem - Przecież takie sprzeczki do niczego nie prowadzą. Lepiej skupmy się na śledztwie.
- Chętnie, tylko co mamy robić? - spytał Max.
- Może John Scribbler naprowadzi nas nieco na trop. Porozmawiajmy z nim - zaproponowałam.
- To dobry pomysł - rzekł mój ukochany - Ale ja nie będę mógł tego zrobić, bo mam jeszcze kilka małych obowiązków do wykonania jako Mistrz Pokemon i muszę je wykonać w ciągu paru dni.
- Wiemy o tym, ale jutro masz tych obowiązków mniej - zauważyła jego siostra.
- Właśnie! - dodała wesoło Bonnie - Chyba nie zapomnisz o tym, że jutro mamy też przyjęcie na cześć Kronikarza i musisz na nim być?
- Spokojnie, nie zapomniałem o tym - odrzekł jej przyjaznym tonem detektyw z Alabastii - Jak powiedziała moja kochana siostrzyczka, jutro mam mniej obowiązków, więc będę miał możliwość być po południu na tej wesołej zabawie. Nie wiem dlaczego, ale czuję, że moja obecność może tam być naprawdę bardzo potrzebna.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
- Ja też tak coś czuję - rzekł Max - Lepiej więc, żebyśmy byli tam całą drużyną i czuwali.
- Słusznie - zgodził się z nim Clemont - Ostrożności nigdy dosyć.
Z tym właśnie postanowieniem poszliśmy spać, myśląc uważnie o tym wszystkim, co się stało. Ciekawiło mnie, co tak bardzo próbowali ukryć Thomas i Maggie, czemu zmienili nazwisko, jak również dlaczego Maggie miała na dłoni siniaka... Czy po prostu się uderzyła, a może mąż ją walnął? Jeśli to drugie, to niby czemu podczas podsłuchiwania nie zauważyliśmy ani trochę agresji w jego głosie. Więc może John Scribbler nieco przesadził w swoich podejrzeniach? Ale Thomas i Maggie rzeczywiście coś ukrywali, to było więcej niż pewne. Pytanie tylko, co takiego? I dlaczego?
C.D.N.
Ash i Serena podejrzewają Johna o nieuczciwość względem męża Maggie, skoro jest w niej zakochany. Z tego, co zauważyłem, to jej mąż ma tak samo na imię, jak jej brat. Ash postanowił przekazać śledztwo w tej sprawie Serenie, ponieważ sam bierze udział w zmaganiach Pokemonów. Serena jednak nie jest pewna swoich umiejętności, ale on w nią wierzy, dzięki czemu przekonał ją do zajęcia się tą sprawą. Ona wpadła na pewien pomysł, do realizacji którego będzie jej potrzebna Alexa. Ciekaw jestem, co też takiego wymyśliła, aby zyskać możliwość poznania Maggie i odbycia z nią rozmowy na temat jej sytuacji małżeńskiej.
OdpowiedzUsuńOkazało się, że Serena potrzebowała Alexy do znalezienia adresu Maggie w internecie. Ciekawe czemu postanowiła ona przeprowadzić się wraz z mężem do Lumiose. Okazało się, że to naprawdę urocza kobieta. Alexa okłamała ją, że Serena to jej siostra i że obie mieszkają w pobliżu, dlatego postanowiły powitać nowych sąsiadów. Szybko znalazła z nią wspólny język. Maggie bardziej podoba się Lumiose od jej poprzedniego miejsca zamieszkania. Pytanie tylko, czy Thomas rzeczywiście jest jej mężem, czy może tylko go udaje, a tak naprawdę to jej brat? Serena udała, że chce iść do łazienki, żeby przeszukać jej pokoje, licząc na to, że znajdzie w nich coś interesującego. Niezła z niej kłamczucha xD I naprawdę wszystko wskazuje na to, że Thomas to brat Maggie xD I oni pewnie wcale nie udają małżeństwa, tylko John myśli że nim są. Ciekaw jestem, czy dzięki tej pluskwie zdołają odkryć prawdę. Serena powinna podchodzić do tej sprawy bardziej optymistycznie. Zdecydowanie ma za dużo obaw.
OdpowiedzUsuńAlexa pomogła Serenie w tej sprawie i to bardzo, głównie poprzez odwrócenie uwagi Maggie. I owszem, trochę obie musiały nakłamać, ale ostatecznie w pracy detektywa to jest coś dość oczywistego - wiele razy detektyw musi kogoś podejść i wtedy musi skłamać :) I jak widzę bystrzak z Ciebie - tak coś czułem, że się w tej sprawie zorientujesz. Tylko dlaczego rodzeństwo udaje małżeństwo? Oto jest pytanie i warto poznać na nie odpowiedź. Owszem, Serenie czasami brakuje pewności siebie, gdy jest bez Asha i ma do wykonania poważne zadanie. Ale Ash ją wspiera i jego wsparcie podnosi ją na duchu.
UsuńWidzę, że artyści, którzy chcą wystąpić na przyjęciu, są naprawdę dobrzy. A Frogadier to jaki Pokemon? Czyżby żaba? Lionel to początkujący artysta i przyszły partner Miette? On nie jest jeszcze przyzwyczajony do publicznych wystąpień, dlatego poczuł się onieśmielony, kiedy otrzymał głośne brawa za swój występ. A Lysander to Francuz i łowca talentów? W końcu mam okazję go poznać. Do tego jest szarmanckim i wesołym człowiekiem. I to rozumiem. :) Chociaż trochę zanadto słodzi Serenie. Dobrze, że Ash tego nie słyszał, bo mogłoby mu się to nie spodobać xD A Pokewood to co za miejsce? Czyżby odpowiednik Hollywood? :) Serena uznała, że jego propozycja pozwoli się wybić Lionelowi, dlatego ten pomysł bardzo przypadł jej do gustu. Serena, Dawn i Alexa wykazały się wścibstwem podsłuchując rozmowy, choć robią to z dobrej woli, więc można im to wybaczyć xD Choć nieźle się wystraszyły, kiedy podeszła do nich policjantka, która na szczęście pozwoliła im dalej podsłuchiwać. I ciekawe przed czym właściwie uciekło rodzeństwo Ravenshop.
OdpowiedzUsuńA i owszem, artyści chcący wystąpić na przyjęciu są bardzo dobrzy i warto im dać szansę. Frogadier to duża niebieska żaba-ninja. Zgadza się, Lionel to jest początkujący artysta i przyszły partner Miette, poznany dość niedawno przez Asha i Serenę. Zgadza się, jeszcze jest trochę onieśmielony swoim sukcesem, ale kocha sztukę i występy, dlatego jest taki dobry w tym, co robi. Lysander to rzeczywiście Francuz, a co do tego jego zawodu dowiesz się wkrótce, kim naprawdę jest i jak widzę, już Ci się jego osoba podoba :) Po prostu Serena wydaje mu się śliczna i urocza, dlatego jej słodzi xD Pokewood to rzeczywiście odpowiednik Hollywood - miasto z wytwórnią filmową :) He he he, policjantka przestraszyła lekko nasze trzy dzielne dziewczyny, ale pozwoliła im działać ze względu na to, że Ash i Serena to słynni detektywi i już parę razy rozwiązali sprawy tutaj, w Kalos, więc miejscowa policja im ufa. Sekret rodzeństwa Ravenshop już wkrótce wyjdzie na jaw, oby tylko ich motywacje Cię nie zawiodły xD
UsuńAsh i Bonnie słusznie zwrócili uwagę Serenie i Dawn na to, że nie powinny nikogo podsłuchiwać w miejscach publicznych, bo łatwo można ich na tym przyłapać. Na szczęście sierżant Jenny okazała się wobec nich bardzo wyrozumiała, skoro pozwoliła im dalej prowadzić podsłuch, wierząc w ich umiejętności śledcze. A Max jest naprawdę pewny siebie, skoro wychodzi z założenia, że wszystko da się załatwić za pomocą komputera. Nie znalazł nazwiska Maggie i Thomasa, ponieważ posługują się fałszywym nazwiskiem. I wkurzył się, kiedy Bonnie zarzuciła mu brak wiedzy w szukaniu danych o ludziach. Ciekawe czy obecność Asha na przyjęciu rzeczywiście okaże się potrzebna.
OdpowiedzUsuńZaczyna się robić coraz ciekawiej. Ash podejrzewa Johna o nieuczciwość względem męża Maggie, wszak pisarz jest w dziewczynie po uszy zakochany. Niemniej jednak nasza ekipa detektywów postanawia zająć się tą trudną sprawą, jednak bez Asha, gdyż ten jest zaabsorbowany obowiązkami sędziego na Mistrzostwach. Jego obowiązki przejmuje zatem Serena.
OdpowiedzUsuńMimo początkowego braku pomysłów dziewczyna wpada na pewien pomysł. W tym celu udaje się do Clemonta, by ten użyczył jej urządzenia do podsłuchów. Potem wraz z Alexą pod fałszywym pretekstem poznania nowych sąsiadów udają się do domu Maggie i Thomasa. Na szczęście mężczyzny nie ma w domu, więc mogą bez przeszkód porozmawiać z kobietą. Ta jednak nie wyznaje im niczego nowego, poza tym, że z Thomasem znają się od dziecka. Co w sumie jak zauważył mój przedmówca może być podwaliną do stwierdzenia, że Maggie i Thomas to rodzeństwo udające małżeństwo. W sumie z podobnym motywem spotkałam się w książce pani Camilli Lackberg o tytule bodajże "Pogromca lwów", w którym jednym z pobocznych bohaterów było rodzeństwo o bardzo zażyłych relacjach, znacznie wykraczających poza zwykłą miłość bratersko-siostrzaną.
Ale mniejsza o to, wracając do Twojej historii, podczas rozmowy Serena wymyka się z salonu pod pretekstem pójścia do toalety. Niby przez przypadek trafia do pokoju Maggie, w którym oprócz kolekcji książek dostrzega ona zdjęcie jakiegoś mężczyzny, który nie jest Thomasem. Podczas tego mało brakuje by została przyłapana na myszkowaniu, na szczęście udaje jej się ukryć pod łóżkiem Maggie. Gdy zagrożenie mija udaje się ona z powrotem do salonu i jeszcze po chwili rozmowy wychodzą wraz z Alexą z domu i wracają do restauracji na casting, wcześniej oczywiście dyskretnie podkładając podsłuch. Po drodze obie dzielą się swoimi spostrzeżeniami. Dla nich obu jest dziwne, że małżeństwo śpi w osobnych pokojach, więc coraz bardziej zaczyna się wysnuwać teoria o rodzeństwie udającym małżeństwo.
Podczas castingu pojawia się Lionel, który na serio postanowił zająć się występami artystycznymi. Wychodzi on na scenę i śpiewa jedną z piosenek pochodzącą z okresu międzywojennego (sprawdziłam sobie z ciekawości w Google ;)) czym zaskarbia sobie sympatię Lysandra, łowcy talentów z Pokewood, który nagle pojawia się w restauracji. Oferuje on występy w samym Pokewood, gdyż szuka talentów do filmu. W związku z tym Alexa ogłasza, że nagrodą główną dla uczestników będzie właśnie występ w Pokewood.
Po castingu nasze panie zostają jeszcze w restauracji, by podsłuchać rozmowę Maggie z "mężem". Wynika z niej, że oboje mają jakąś tajemnicę, której bynajmniej nie mają zamiaru ujawniać przed światem. Coś mi sie widzi, że do rozwiązania tej zagadki jeszcze długa droga. :) Podczas podsłuchiwania dziewczyny przyłapuje oficer Jenny, która na szczęście pozwala im podsłuchiwać dalej i nie wyciąga wobec nich konsekwencji.
Nasze panie detektyw dzielą się swoimi spostrzeżeniami z Ashem, który decyduje się na razie nie mówić o niczym Johnowi, gdyż nie mają jeszcze konkretnej wiedzy na temat Maggie i jej sytuacji małżeńskiej.
Dodatkowo nasz detektyw zleca Maxowi odnalezienie wszelkich informacji na temat tego "małżeństwa", jednak chłopak mimo swoich hakerskich umiejętności nie jest w stanie znaleźć nic na ich temat, tak jakby nie istnieli. Coś mi się widzi, że nasza para rzeczywiście coś ukrywa, skoro posługuje się prawdopodobnie fałszywymi nazwiskami. :)
Sytuacja jak dla mnie rozwija się bardzo dynamicznie. Bardzo mi się to podoba. :)
Ogólna ocena: 100000000000000000000/10 :)