czwartek, 4 stycznia 2018

Przygoda 065 cz. IV

Przygoda LXV

Konkurs piękności cz. IV



8 czerwca 2006 roku.
Wróciłam z krainy moich wspomnień do rzeczywistości. Spojrzałam na stojące obok mnie Pokemony z uśmiechem na twarzy. Od czasów, które właśnie sobie przypominałam, naprawdę bardzo wiele się zmieniło w moim życiu. Fennekin ewoluował w Braixena, Eevee w Sylveon, ja zaś wróciłam do dawnego wyglądu, znowu zapuściłam długie włosy, a do tego jeszcze zostałam dziewczyną Asha, który wygrał Ligę Kalos i nareszcie spełnił swe wielkie marzenie zostania Mistrzem Pokemon, nie mówiąc już o tym, że obecnie zajmował się on rozwiązywaniem zagadek detektywistycznych, co wychodziło mu doskonale. Wszystko więc zmierzało ku lepszemu. Miałam nadzieję, że dalej tak będzie.
- Serena! Hej, Serena!
Odwróciłam się szybko w kierunku, z którego dobiegł mnie ten głos. Wówczas to zauważyłam Dawn, jak biegnie ona w moją stronę. Spojrzałam na nią z uśmiechem.
- Witaj, Dawn! - zawołałam.
Dziewczyna podbiegła do mnie cała zadowolona.
- O co chodzi? - zapytałam ją - Wyglądasz, jakby nagle niebo się przed tobą otworzyło.
- Bo w pewnym sensie tak jest - odpowiedziała dysząc moja najlepsza przyjaciółka - Wymyśliłam świetny układ, który to zamierzam wykorzystać podczas Konkursu. Ale mam też inny powód do radości.
- Naprawdę? A jaki?
- Ash wrócił!
Poczułam, jak mi serce mocniej bije.
- Mówisz poważnie?! On wrócił?! A gdzie on jest?!
- Poszedł do salonu fryzjerskiego waszego przyjaciele Rene Artoisa. Szedł właśnie po ciebie, kiedy mnie spotkał. Był podekscytowany. Mówił, że ponoć już wszystko wie, ale nie mam bladego pojęcia, o co mu chodziło. Powiedział mi tylko, abym cię znalazła i przekazała, żebyś za godzinę była u Rene. Tam wszystko ci wyjaśni.
Zachichotałam delikatnie, kiedy to usłyszałam.
- Cały Ash. Nie zamierza nam nic powiedzieć wcześniej niż będzie to (jego zdaniem, oczywiście) konieczne.
- Lubi robić wokół siebie sporo szumu - zaśmiała się Dawn - Ale cóż... To cały mój brat. Naczytał się on kryminałów i teraz postępuje tak, jak ci wszyscy detektywi z jego ulubionych książek.
- Między innymi za to go kochamy - stwierdziłam.
- Owszem... Między inny za to - odparła żartem panna Seroni - A przy okazji... Nie wiesz może, gdzie się podziała Latias? Pani Ketchum mnie o nią pytała. Ponoć widziała ją dzisiaj tylko raz, a ta zaraz zniknęła. Biedna mama Asha martwi się o nią. Nie wiesz więc, gdzie ona jest?
- Ba! Sama bym chciała to wiedzieć. Nie zdziwię się jednak, jeśli Ash ma z tym coś wspólnego.
- Myślisz, że znowu ją posłał na jakąś misję szpiegowską?
- Istnieje taka możliwość. Tak czy siak spełnię prośbę mego chłopaka i pójdę do salonu Rene. Ale mój ukochany mógłby na przyszłość mówić mi wszystko co i jak, a nie bawić się w takie hece.
- Pewnie mógłby, ale chyba wtedy nie byłby tym Ashem, którego obie tak bardzo uwielbiamy - zauważyła Dawn, parodiując nieco moje słowa.
Uśmiechnęłam się do niej delikatnie, mówiąc:
- Chyba masz rację.

***


- Zastanawiacie się zapewne, w jakim celu was tu ściągnąłem - zaczął swój wywód Sherlock Ash, gdy już byliśmy w zakładzie fryzjerskim.
Miał on na sobie kostium detektywa, zaś Pikachu, który nie opuszczał jego ramienia, nosił miniaturową wersję tego stroju. Ich miny były bardzo poważne, choć równocześnie podekscytowane.
- Owszem, młody. Zastanawiamy się wszyscy, jakie bzdury masz nam do powiedzenia - mruknęła Martha.
- A może by tak ciut grzeczniej, co?! - warknęła na nią Alexa.
- Proszę was, moje panie - uspokoił je Adam - Przestańcie się spierać.
Ash nie zraził się tym i kontynuował swoją przemowę:
- Jak więc już wiecie naszego drogiego przyjaciele, Rene Artoisa od dawna ktoś prześladuje anonimami z żądaniem zapłacenia sporej sumy pieniędzy. Najpierw była to suma pięćdziesięciu tysięcy dolarów, a potem suma dwa razy większa.
- Wiesz już, czyja to sprawka? - zapytał fryzjer.
- Oczywiście, że wie! Inaczej by nas tu nie wezwał - stwierdziłam.
Detektyw uśmiechnął się do mnie czule.
- Dziękuję za twoją wiarę, najdroższa. Odniosłem wrażenie, że cała ta sprawa jest bardzo podejrzana, zwłaszcza, iż jak powiedział mi niedawno nasz przyjaciel, jego świętej pamięci ojciec wygrał na loterii właśnie sto tysięcy dolarów. To było jakoś trzy miesiące przed swoją śmiercią. No, a propos... Mam w tej sprawie bardzo ważne pytanie. Rene... Czy twój ojciec był może okazem zdrowia?
- O tak! - odparł zapytany - Sam się dziwię, czemu tak nagle zmarł. Nie potrafię tego zrozumieć, ale lekarz policyjni, który go badał po zgonie stwierdził atak serca.
- No właśnie - powiedział Ash - Czy nie wydaje się wam to dziwne, że człowiek będący okazem zdrowia nagle niespodziewanie umiera na serce?
Poczuliśmy się dziwnie. Rzeczywiście, cała ta sprawa, połączona z anonimami dla Rene oraz wygraną na loterii jego ojca naprawdę teraz była bardzo podejrzana.
- Sądzisz, że... Ktoś go zamordował? - zapytała Alexa.
- Uważam, że tak - potwierdził jej słowa detektyw.
- Ale lekarz badający go niczego nie wykrył - zauważył Rene.
- Właśnie... Nie wykrył, a może wcale nie chciał wykryć - rzekł mój chłopak, chodząc po pokoju - Pomyślcie przez chwilę. Istnieją leki, które w większej dawce mogą wywołać atak serca, a w jego następstwie śmierć. Tylko czemu takiego leku nie wykryto w ciele denata? Myślę, że wszyscy znamy odpowiedź. Lekarz tego nie wykrył, bo nie chciał tego wykryć.
Rene spojrzał na Asha zdumiony.
- Że co?! Chcesz mi powiedzieć, że ten lekarz policyjny, który badał ciało mojego ojca celowo nie wykrył w jego ciele trucizny?
- Dokładnie tak - pokiwał głową mój chłopak - Ale nie zrobił tego z własnej inicjatywy. Ktoś mu za to zapłacił. Tym kimś była pewna kobieta. Nazywała się ona Eloise Verten.
Nic nam to nazwisko nie mówiło, a już na pewno nie Rene.
- Pierwszy raz słyszę to nazwisko - powiedział fryzjer - Co to niby za kobieta?
- To siostra panny Aurory Poulen... Kobiety, z którą miał romans twój ojciec po śmierci twojej matki - wyjaśnił mu detektyw - Odwiedziłem ją dzisiaj z miejscową sierżant Jenny. Nie ukrywała, że romans twojego ojca z jej siostrą to prawda. Miała przy sobie nawet zdjęcie Aurory. Pozwoliłem sobie je pożyczyć. Podczas rozmowy coś mi przyszło do głowy. Rzuciłem bardzo głośno podejrzenie, że podejrzewamy lekarza badającego twojego ojca przed śmiercią o celowe sfałszowanie wyników sekcji zwłok. Potem obserwowaliśmy z Jenny tę kobietę. Pani Eloise Verten po naszym wyjściu z miejsca pojechała wiecie do kogo? Do tego lekarza. Przyłapaliśmy ich na rozmowie o śmierci twojego ojca. Okazało się, że to właśnie Eloise Verten zapłaciła lekarzowi za sfałszowanie tych wyników, a teraz go ostrzegała, aby uciekał z miasta, bo policja wpadła na jego trop. Zatrzymaliśmy ich chwilę potem, po czym przycisnęliśmy i wiecie, co się okazało? Ten lekarz jest kuzynem śp. męża pani Verten i jej bliskim przyjacielem. Wyśpiewał on nam wszystko, w tym coś bardzo, ale to bardzo ciekawego. Widzicie, pani Eloise była kiedyś gospodynią twojego ojca, Rene. Była jego gosposią i zajmowała się nim aż do chwili jego śmierci. Jako, że kiedyś skończyła ona kursy pielęgniarskie, to doskonale wiedziała, co mu zadać, aby go załatwić. Wiedziała też, że pan Artois wygrał los na loterii i chciała położyć łapę na tych pieniądzach. Ten oczywiście nie poznał w niej siostry swojej dawnej wybranki. Dlaczego? Ponieważ prawie jej nie znał, a ta przedstawiła mu się nazwiskiem, które nosiła po mężu. Plan był wręcz idealny. Pani Eloise jako gospodyni bardzo troskliwie zajmowała się mieszkaniem pana Artoisa i nim samym, aż posłała go na tamten świat, mszcząc w ten sposób krzywdę swojej siostry. Dla pewności, żeby nie zostać wykrytą zapłaciła kuzynowi swego zmarłego męża, lekarzowi policyjnemu, aby ten nie wykrył niczego podczas badania ciała denata. Ona sama zaś chciała się dobrać do pieniędzy pana Artoisa, których część miał otrzymać jej wspólnik, ale mały peszek... Twój ojciec, Rene, wpłacił wszystkie swoje pieniądze z wygranej na loterii do banku i to na niedługo przed śmiercią, a zgodnie z prawem dziedziczył je po nim jego syn. Więc plan zabrania kasy z domu spalił na panewce. Ale była jeszcze jedna możliwość, żeby się do nich dobrać. W Alabastii nasza kochana panna Eloise ma kogoś, kto jest jej bardzo bliski. Ten ktoś jest tak podobny do swojej matki, że wywołał w panu Artois niemiłe wspomnienia. Tak niemiłe, że wyjechał on z Kanto aż do Kalos. Niestety, pojechał tam po swoją śmierć.


Ash wyjął z kieszeni płaszcza jakieś zdjęcie i zaczął je sobie dokładnie oglądać.
- Gdy zobaczyłem to zdjęcie wiedziałem już, kim jest dziecko panny Aurory i pana Louisa Artoisa. Dlatego też wymyśliłem ten podstęp, że niby podejrzewamy lekarza. Byłem ciekaw, czy Eloise Verten zareaguje tak, jak osoba winna. Przyznam się wam tutaj z ręką na sercu, że wiedziałem, iż jest tylko jedna szansa na sto, aby to się udało, ale po raz kolejny miałem rację. To zdjęcie mnie naprowadziło na trop i dzięki niemu znalazłem motyw, dla którego tajemniczy nadawca anonimów straszył naszego Rene. To zdjęcie pokazuje panną Aurorę Poulen w młodości. Jej dziecko jest zaś do niej tak podobne, że nie można tu mówić o żadnej pomyłce.
Detektyw tu na chwilę przerwał swój wywód, po czym zaczął mówić dalej:
- Pewnie cię cieszysz, że twoja kochana ciocia była tak sentymentalna, że miała na szafce zdjęcie twojej matki, a swojej siostry... Wielka jednak szkoda, iż ten sentymentalizm sprowadził na ciebie zgubę... Droga Martho.
Dziewczyna spojrzała na niego wyraźnie zdumiona, zaś nasz wzrok skierował się szybko w jej stronę. Ona sama natomiast parsknęła śmiechem i powiedziała:
- Słucham?! To jakieś bzdury! Nie wiem, o czym mówisz!
- Owszem, bardzo dobrze wiesz - powiedział Ash, po czym pokazał nam wszystkim zdjęcie panny Aurory - To twoja matka, prawda? Nie ulega wątpliwości, że obie jesteście do siebie podobne.
Spojrzeliśmy zdumieni na to zdjęcie. Rzeczywiście, kobieta ze zdjęcia wyglądała niemalże tak samo, jak Martha, choć miała inny kolor włosów, ale oczy i inne rysy twarzy były tak podobne, iż nie było mowy o pomyłce.
- A więc jesteś moją siostrą?! - zawołał przerażony Rene - To dlatego wybrałaś Adama! I to dlatego ojciec nigdy cię nie lubił! Teraz już wszystko jest jasne!
- Nawet jeśli jestem tym, za kogo mnie uważacie, to przecież nic nie znaczy! - krzyknęła Martha - Bo niby po co miałabym żądać pieniędzy od Rene?!
- Bo uważałaś, że ci się one należą - rzekł Ash - Jako rekompensata za brak ojca. Nie znam twojej historii i nie wiem, jak trafiłaś tutaj, ale wiem na pewno, że skontaktowała się z tobą twoja cioteczka, Eloise. Powiedziała ci, co zrobiła i nie kryła pewnie swojej dumy z tego powodu. Pomściła siostrę, ale niestety nic jej to nie dało, bo pieniędzy Louisa Artoisa nie zdobyła. Tym musiałaś się zająć ty.
- No i się zajęłaś! - zawołała oburzonym tonem Alexa - Te wszystkie anonimy... Atak Fearowa na salon... To wszystko twoja sprawka!
- Jej oraz jej wspólnika - stwierdził detektyw z Alabastii - Drogiego pana Adama Westona... Najlepszego przyjaciele Rene.
- Że co?! - krzyknął oburzony łajdak - To są jakieś bzdury! Masz na to dowody?!
- A i owszem, mam. Podobno ty oraz Rene znaleźliście kiedyś chorego Spearoma. Potem, gdy on wyzdrowiał, z wdzięczności słuchał was obu.
- To prawda - potwierdził fryzjer.
- Skoro tak, to czemu twój Jolteon, który ponoć bardzo się przyjaźnił z tym Spearowem, nagle traktuje go jak wroga? - zapytał Ash - Odpowiedź może być tylko jedna. To nie jest ten Spearow, którego on zna.
- To jakieś bzdury! - warknął brodacz.
- To sama prawda - mówił dalej nastoletni detektyw - Twój Spearow ewoluował w Fearowa. Jednak o tym fakcie wiedzieliście tylko ty i Martha. Zachowaliście ten szczegół dla siebie dochodząc do wniosku, iż być może kiedyś wam się to przyda. Musiałeś jednak złapać drugiego Spearowa, aby mieć alibi, gdyby twój Fearow zaczął działać. Niestety zdradził cię Jolteon, który wyczuł w tym nowym Pokemonie kogoś innego niż swój przyjaciel. Fearowa potem posłałeś, aby zniszczył wystawę salonu fryzjerskiego Rene, a potem zabrał od niego kopertę z pieniędzmi. Jolteon go poznał i dlatego nie chciał mu zrobić krzywdy. Powiedział o tym Pikachu, a ten mnie.
- Adamie, jak mogłeś! - krzyknął Rene.
- Chyba mu nie wierzysz?! - wrzasnął Adam - Przecież ja nie mam z tym nic wspólnego!
- Poważnie? - prychnął z kpiną w głosie Ash - Pomagałeś swojej lubej w wyłudzeniu pieniędzy od Rene. Oboje posłaliście też Meowstica, żeby zaatakował on Serenę. Miało to pójść na konto panny Miette, która też ma takiego Pokemona i jak oboje pewnie wiedzieliście, nie pała ona sympatią do mojej dziewczyny. Zakładam, że byliście świadkami pewnego małego starcia pomiędzy Sereną i Miette, dlatego też postanowiliście wykorzystać ten fakt na własną korzyść. Niestety, mieliście pecha. Moja przyjaciółka, Bianka was obserwowała na moje polecenie. Widziała, jak po całej akcji z nieudanym zdobyciem pieniędzy chowasz Fearowa do swojego pokeballa. Towarzyszyła ci wtedy Martha z Meowsticiem.
Przyjaciółka Bianka, zachichotałam w duchu. A więc to dlatego Latias przez ostatnie dwa dni nie było w pracy. Będąc niewidzialną obserwowała ona Adama, którego Ash podejrzewał, a przypadkiem wpadła też na trop Marthy.
- Nie masz na to żadnych dowodów! Twoja teorie to czyste brednie! - krzyknął brodaty łajdak.
- Zamknij się, ty idioto! - warknęła jego dziewczyna - Mówiłam, żebyś był ostrożniejszy!
- Obwinianie się tutaj nic nie da - rzekł ponuro mój chłopak - A co do dowodów, posiadam je. Moja przyjaciółka zrobiła wam zdjęcia. One mówią same za siebie. Prócz tego, droga Martho, twoja ciotuńca siedzi już w pace. Łatwo można zrobić badania DNA jej, tobie i Rene. Potwierdzi ona moje słowa. Do tego Jenny złożyła już wniosek o ekshumację zwłok pana Louisa Artoisa. Zakładam, że domyślasz się, co w nich znajdą uczciwi lekarze policyjni, prawda? No i jest jeszcze coś. Anonimy pisałaś na komputerze, ale dzisiejsza technika potrafi z łatwością rozpoznać, jaka to drukarka je wydrukowała.
Wiedziałam doskonale, że z tymi zdjęciami to on blefował, zaś co do tej drukarki, to nie byłam technikiem i nie miałam pojęcia, czy te słowa są prawdą. Ale też wiedziałam, że ani Adam, ani Martha też nimi nie są, więc słowo Sherlocka Asha zabrzmiały bardzo prawdziwie.
- Ty draniu! - krzyknęła jędza - Ty przeklęty szpiclu!
- Schlebiasz mi - zaśmiał się mój chłopak.
Rene spojrzał na Adama z wściekłością w oczach.
- Jak mogłeś mi to zrobić?! Jak mogłeś jej pomagać?! Przecież ponoć jesteśmy przyjaciółmi!
- Wybacz mi, stary... To nic osobistego. Ona obiecała mi swój udział w zyskach. A i tak przekonałem ją, żeby zażądała od ciebie tylko połowy tej sumy, którą odziedziczyłeś po ojcu. Dopiero później ją podniosła, kiedy nie otrzymaliśmy kasy za pierwszym razem.
- Jesteś nad wyraz łaskawy, wiesz o tym?! - warknął na niego fryzjer.
Następnie dał mu w twarz tak mocno, aż ten się przewrócił. Martha tymczasem poderwała się szybko z krzesła i ruszyła ku wyjściu, ale ledwie otworzyła drzwi salonu, a zauważyła stojącego w nich sierżanta Boba.
- Wybierasz się gdzieś? - zapytał złośliwie policjant.
Następnie wykręcił on dziewczynie dłonie i skuł ją w kajdanki. Ta zaś spojrzała gniewnie na Rene, wrzeszcząc:
- Twój ojciec zniszczył moją matkę! Rozumiesz?! To przez niego ona nie żyje! Odeszła z Kalos i umarła wydając mnie świat! Potem moja ciotka się mną zajęła. Gdy dorosłam powiedziała mi prawdę. Przybyłam więc do Alabastii, gdzie twój tatuś uciekł od przeszłości i zaznajomiłam się z tobą i Adamem. Oczywiście nasz ojciec mnie rozpoznał. Byłam zbyt podobna do matki, żeby miał tego nie zrobić! Spotkałam się z nim w tajemnicy przed tobą i opowiedziałam mu o tym, co spotkała moją matkę i dodałam, że to jego wina. Przerażony tym wszystkim oraz dręczony wyrzutami sumienia, jakie wcześniej celowo w nim wywoływałam za pomocą masy listów z całą litanią oskarżeń pod jego adresem, ten tchórz uciekł sobie do Kalos przed wspomnieniem, jakie w nim wywoływałam. Ale tam już dopadła go moja ciotka! Nie poznał jej oczywiście i zatrudnił ją u siebie! Ciotka powiedziała mi potem o wygranej  na loterii. Postanowiłyśmy ją zdobyć, bo nam się ona należała. Ten bydlak miał wszystko, ty również, a ja nie miałam nic! To była tylko sprawiedliwość!
- Zabierz ją, Bob! Nie mogę na nią patrzeć - powiedziałam, nie kryjąc swojego obrzydzenia.
- I nie zapomnij o jej koledze - dodała Alexa.
Bob wpuścił do pomieszczenia policjantów, którzy oczywiście skuli Adama i zabrali go ze sobą.
- Niesamowite, Ash - powiedział z podziwem w głosie Rene - Jak na to wpadłeś?
- Serena od samego początku podejrzewała Adama, ja zaś sądziłem, że oboje mogą być w to zamieszani, ale potrzebowałem dowodów. W Kalos podczas rozmowy z Eloise Verten zobaczyłem zdjęcie Aurory, jej siostry, a matki Marthy. Kobieta ta była wręcz łudząco podobna do naszej znajomej, więc nie mogło być mowy o żadnej pomyłce. Postanowiłem zagrać vabank i zrobiłem mały blef. Jak widzę, udał mi się on.
- No, a ten doktor? - zapytała Alexa - Czemu on skłamał? Czemu tak łatwo dał się przekupić Eloise?
- Ma problemy finansowe. Ledwie wiąże koniec z końcem przez swoją słabość do gier hazardowych. Eloise obiecała mu część łupu, jeśli spełni jej prośbę. Jednak na tym jego rola w całej tej historii się kończy, bo to Eloise zabiła twojego ojca, Rene, a córka jej siostry próbowała cię okraść.
- Straszne. Naprawdę straszne - powiedział Rene załamanym głosem - Dlaczego mój ojciec się nią nie zajął? Dlaczego jej nie pomógł? Czemu był takim egoistą?
- To pytanie już chyba na zawsze pozostanie bez odpowiedzi - rzekł detektyw z Alabastii - Ale tak czy inaczej teraz sprawiedliwości stanie się zadość.
- I co z tego, skoro straciłem najlepszego przyjaciela?
Rene po tych słowach usiadł na kanapie i skrył swą twarz w dłoniach. Jolteon usiadł na podłodze obok niego, pisząc przy tym smutno. Widać, że to wszystko go bardzo załamało. Alexa usiadła przy nim.
- Może i straciłeś przyjaciela, ale za to zyskałeś nowych przyjaciół - powiedziała dziennikarka - Masz Asha i Serenę, a także mnie. To chyba coś znaczy, prawda?
Fryzjer uśmiechnął się do niej przyjaźnie.
- Masz rację, Alexo. Właściwie to coś straciłem, ale też coś zyskałem. Straciłem fałszywego przyjaciela, ale zyskałem prawdziwych. To jest dobry rodzaj zamiany.
- W rzeczy samej - zachichotał Ash, poprawiając sobie wesoło czapkę Sherlocka Holmesa na głowie.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał jego starter.

***


Następnego dnia w restauracji „U Delii“ odbył się długo oczekiwany przez nas wszystkich konkurs piękności. Wszystkie jego uczestniczki, w tym również i ja, szykowaliśmy się do niego z radością oraz podnieceniem. Wiedziałam, że ten Konkurs dla moich przyjaciółek nie miał może jakiegoś wielkiego znaczenia, ale dla mnie i owszem. Tutaj chodziło o pokonanie Miette, podobnie jak przedtem chodziło mi o pokonanie Shauny. Wtedy mi się udało dzięki układowi, na pomysł którego wpadłam z pomocą Asha i jego pomysłów z tańcami. Moje Pokemony tańczyły wtedy radośnie razem ze mną pod rytm piosenki „I wanna be live you“, tworząc przy tym różne piękne dekoracje z pomocą swoich mocy. Teraz jednak nie miałam tańczyć, więc sprawa była nieco trudniejsza, bo w występach publicznych byłam dobra, ale głównie tych artystycznych. Jeśli zaś chodzi o pozostałe rodzaje występów, to zbyt długo się nimi nie zajmowałam, abym miała się w tej dziedzinie czuć pewnie.
Każda z uczestniczek Konkursu założyła piękną kreację. Szczególnie uroczą miała na sobie Misty.
- Piękna sukienka - powiedziałam - To ją sobie kupiłaś wtedy, gdy cię widziałam z paczkami na mieście?
- Nie... Tę znalazłam w swoim pokoju z małym liścikiem.
- Jakim?
- Tajemniczy autor przepraszał mnie w nim za swoje bardzo głupie zachowanie, ale nie wiem, o kogo tu może chodzić.
Ja się oczywiście tego domyślałam, jednak wolałam zachować moje przypuszczenia dla siebie. Skoro bowiem nasz drogi Brock wolał pozostać anonimowym darczyńcą, to miał do tego prawo.
Chwilę później dołączyły do nas May, Dawn oraz Melody. Wszystkie były piękne ubrane, a do tego miały wręcz wyśmienity nastrój. Musiałam przyznać, że poczułam się wspaniale.
- Chwila, dziewczyny! Obiecajmy sobie jedno! - zawołała nagle Misty - Wynik konkursu nie wpłynie w żadnym razie na naszą przyjaźń.
- Oczywiście, że nie wpłynie - stwierdziła May - Przecież chcemy się tylko dobrze bawić.
- I przy okazji dołożyć pewnych dwóm jakże zarozumiałym zołzom - zażartowała sobie Melody.
- Wiem, o kim mówisz - zachichotała Dawn.
Ja też to wiedziałam. May mówiła tutaj o Macy i Miette. Pierwszą z nich chciała pokonać Misty, zaś drugą ja. W tej oto sprawie obie byłyśmy jednego zdania: te paniusie zasłużyły na solidny łomot.
Poszłyśmy więc do restauracji wraz ze swymi Pokemonami. Po drodze natknęłyśmy się oczywiście na nasze największe rywalki, które to miały na twarzach bardzo zarozumiałe miny.
- Widzisz, jak się one uśmiechają? - zapytała moja ruda przyjaciółka - Z wielką przyjemnością zetrę im z facjat ten głupi uśmieszek.
- No to łączy nas wspólny cel - zachichotałam.
Następnie obie przybiłyśmy sobie piątkę.
Weszłyśmy do restauracji. Tam zaś zobaczyliśmy cały tłum ludzi, a wśród nich Asha w smokingu. Pikachu siedział mu jak zwykle na ramieniu w miniaturowej wersji tego stroju. Obaj wyglądali naprawdę wystrzałowo.
- Przystojniak - powiedziałam cicho.
Wtem zupełnie niespodziewanie wpadła na mnie jedna z uczestniczek. Od razu ja poznałam. To była ta zarozumiała Jessie-lynn, którą widziałam, jak się zapisywała do naszego konkursu.
- Uważaj, jak łazisz! - warknęła na mnie dziewucha.
- To ty lepiej uważaj! - zawołał Ash, podchodząc do nas - Bo jeszcze otrzymasz punkty karne już na samym początku Konkursu!
Moja rywalka zachichotała nerwowo, gdy usłyszała te słowa, po czym spojrzała na mnie powiedziała:
- Dobra, przepraszam cię głąbi... Znaczy się... Sereno.
Popatrzyłam na nią uważnie. Ta buźka, te włosy, ten głos. Czułam, że znam tę osóbkę. Postanowiłam zagrać vabank.
- A gdzie są James i Meowth? - zapytałam.
- Siedzą na widowni, a co?! - wypaliła bezmyślnie dziewucha.
Dopiero po chwili zorientowała się, co zrobiła i zasłoniła sobie usta.
- Jessie! No, proszę! Co ty tutaj robisz?
Ta szybko położyła sobie palec na ustach, po czym zaciągnęła mnie i Asha na bok. Pikachu pobiegł szybko za nami.
- Proszę was, głąby! Nie wydajcie mnie! - jęknęła.
- Jessie! Jesteś złodziejką Pokemonów! - powiedział oburzony Ash - Wiele razy ty i twoi kumple zatruwaliście nam życie i jeszcze niejeden raz to zrobicie. Jakim więc nibym prawem prosisz nas, abyśmy teraz siedzieli oboje cicho?
- Właśnie! - dodałam - Pewnie coś znowu kombinujecie.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
- Nie, przysięgam! Tym razem jestem tu czysto prywatnie i niczego nie kombinuję! Przysięgam! Po prostu chcę zabłysnąć na wybiegu. Proszę! Nie zabierajcie mi tej możliwości, błagam was!
Spojrzeliśmy z Ashem na siebie, po czym oboje pokiwaliśmy zgodnie głowami.
- Dobrze, tym razem ci odpuścimy, ale posłuchaj... Jeżeli teraz znowu coś kombinujesz, to możesz być pewna, że odpowiesz za to - powiedział mój chłopak groźnym tonem.
Członkini Zespołu R była w siódmym niebie, kiedy usłyszała naszą decyzję. Uścisnęła nas oboje i poleciała do innych uczestniczek, aby czekać na swoją kolej.
- No cóż... Konkurs zapowiada się naprawdę ciekawie - powiedziałam.
- Owszem... Nawet bardzo - dodał wesoło Ash.

***


Konkurs się rozpoczął. Wszyscy byli do niego przygotowani. Jury w pełnym składzie usiadło na swoim miejscu. Byli tam Alexa, Rene, profesor Oak, siostra Joy oraz Tracey. Delia siedziała niedaleko jako organizatorka tego konkursu. Miała bardzo zadowoloną minę, zwłaszcza kiedy zobaczyła Asha, jak wchodzi na scenę z mikrofonem w dłoni i po kolei zapowiada wszystkie kandydatki.
Najpierw wystąpiła Jessie vel Jessie-lynn w fioletowej sukni. Razem z nią wyszli na wybieg Pumpkaboo oraz Wobbuffet.
- Dawaj, Jessie-lynno! - krzyknął ktoś z widowni.
Domyśliłam się, że był to James w przebraniu.
Złodziejka Pokemonów przedstawiła nam swój układ, który nawiasem mówiąc był naprawdę całkiem udany i zasłużyła w pełni na oklaski.
- Doskonale! - zawołał Ash - Brawa dla panny Jessie-lynny! A teraz zaprośmy kolejną uczestniczkę tego konkursu, pannę Melody z Shamouti!
Jessie jednak wciąż kłaniała się publiczności, nie chcąc zejść ze sceny i Gary Oak razem z moim chłopakiem musiał ją grzecznie, choć stanowczo wyprosić. Ta dopiero wtedy ustąpiła miejsca Melody, która weszła na scenę razem z Bulbasaurem i Eevee. Miała na sobie czerwoną sukienkę z białymi dodatkami. Następnie zaprezentowała ona swój układ, który to polegał na tym, że Bulbasaur utworzył ze swojej cebulki wielkie, dymne serce, przez które potem przeskoczył Eevee, a następnie został złapany pnączami swego kompana.
- Brawo dla Melody z Shamouti! - krzyknął Ash przez mikrofon - A teraz zapraszamy pannę Misty Macroft z miasta Azuria!
Dziewczyna wystąpiła w swojej nowej kreacji, którą to otrzymała od swego tajemniczego wielbiciela (czyli Brocka, oczywiście). Wraz ze swymi dwoma Pokemonami, którymi byli Corsola i Staryu stworzyła ona bardzo urocze wzory za pomocą wodnych ataków. Widać było, że przydały się te wszystkie ćwiczenia z Sensacyjnymi Siostrami.
Kolejną uczestniczką była Dawn z Piplupem i Buneary. We trójkę dali oni czadu na scenie. Po nich wystąpiła May razem z dwoma Pokemonami. Potem były inne uczestniczki, a później Macy dała czadu. Jej występ okazał się być jednak totalną porażką. Cóż... Misty miała co do niej rację. Walki Pokemonów to jedno, a Konkurs piękności to zupełnie inna sprawa. Nasza droga rywalka nie pomyślała o tym, dlatego też jej stworki po prostu dały plamę wpadając na siebie nawzajem i wywołując sprzeczkę między sobą, co oczywiście nie wpłynęło pozytywnie na cały występ.
- Jeden problem z głowy - powiedziałam nie bez satysfakcji.
- Drugi problem z głową - dodała Misty, stając obok mnie.
Następnie na scenie pojawiła się Miette. Ukłoniła się publiczności i zadowolona zaczęła prezentować nam swój układ, niestety było w nim coś bardzo nieprzyjemnego, a mianowicie... Ukradła jeden szczegół z mojego występu. Meowstic oraz Slurpuff wykonywały w swym popisie ruch, który wcześniej trenowały moje Pokemony.
- Coś się stało? - zapytała Melody, podchodząc do mnie.
Widać ujrzała moją oburzoną minę i postanowiła się dowiedzieć, co ją wywołało.
- Ta jędza ukradła mój pomysł! - zawołałam - No dobrze... Może nie dosłownie, bo go zmieniła nieco, ale ten Ognisty Kwiat wymyśliłam ja!
- Mówisz poważnie?! No nie! Ta jędza jest jeszcze bardziej bezczelna niż myślałam!
- Owszem... Niezły z niej numerek, musisz to przyznać.
Chwilę później podeszła do nas Miette.
- Witam - powiedziała - I jak? Podobało się?
- Owszem, tylko wielka szkoda, że pożyczyłaś sobie pewien szczegół z mojego układu.
- Przykro mi, moja słodka, że tak to odbierasz. Ja tylko inspirowałam się tobą - rzuciła moja rywalka - Powinnaś się czuć zaszczycona.
- Uważaj, bo cię zaraz zaszczycę kopniakiem w tyłek! - mruknęła na nią Melody.
Położyłam jej dłoń na ramieniu i powiedziałam:
- Zostaw! Nie warto! Wygram z nią i tak.
Miette uśmiechnęła się lekko.
- Proszę bardzo. Życzę powodzenia.
Następnie odeszła. Ja zaś spojrzałam na Melody.
- To już koniec, moja droga. Chciałabym z nią wygrać, ale wiem, że to niemożliwe.
- Co ty gadasz?! - zawołała moja przyjaciółka - Przed chwilą mówiłaś, że ją pokonasz!
- To było takie gadanie, żeby nie dawać jej tej jędzy satysfakcji. Ale niestety prawda jest taka, że już przegrałam. Nie mam teraz dość czasu, aby wymyślić nowy układ.
- Nie waż mi się teraz poddawać, kochana moja! Zapominasz chyba, że jesteś Serena Evans, dziewczyna Sherlocka Asha! Prywatny detektyw, tak jak twój luby! Pomyśl, co on zrobiłby na twoim miejscu?
Pomyślałam przez chwilę.
- Zadziałałby instynktownie i jak zwykle sobie poradził - odparłam po chwili wesoło - Tak! Masz rację! Nie wolno mi się poddać! Muszę walczyć, jeśli nawet nie dla siebie, to dla niego!
Uścisnęłam mocno swoją przyjaciółkę, po czym wyszłam z Braixenem i Jolteonem na scenę. Następnie poprowadziłam ich obu zgodnie z nowym planem, który przyszedł niespodziewanie do mojej zwariowanej głowy. To była improwizacja, ale zawsze pomysłowa.
- Braixen, Krąg Ognia! Otocz nas nim! Jolteon! Ty użyj swojej Tarczy i rozprosz go.
Chwilę później Ogniste Koło zostało ugaszone, a nad nami unosił się pomarańczowy pył.
- Teraz Joelton Ukryta Moc i Ulatradźwięki!
Elektryczny stworek podrzucił wysoko w górę niewielką kulę energii, która to rozprysła, tworząc mnóstwo gwiazdek padających na scenę.
- A teraz przyszła pora na punkt kulminacyjny! - krzyknęłam wesoło - Braixen, Podmuch Ognia! Jolteon, Piorun Kulisty!
Oba te ataki zderzyły się ze sobą, tworząc niewielki wybuch, a światło oślepiło wszystkich, lecz tylko na chwilę. Minęła chwila, zanim wszystko ustąpiło. Następnie z widowni posypały się brawa.


- Doskonale! - zawołał Ash, wchodząc na scenę z mikrofonem - To już była ostatnia uczestniczka naszego Konkursu, czyli panna Serena Evans z Vaniville! Teraz pora na głosowanie! Niech publiczność zadecyduje o tym, kto wygrał Konkurs.
Po tych słowach mój chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem, który mu odwzajemniłam. Następnie zeszłam ze sceny, mijając Miette. Posłałam jej minę mówiącą: „I tak to ja jestem górą“, po czym dołączyłam do moich przyjaciółek, który mi pogratulowały.
Głosowanie zajęło naszej publiczności jakiś czas, także musiałyśmy wszystkie na spokojnie je przeczekać. Kiedy już było po wszystkim, Ash odczytał wiadomość przekazaną mu przez jury:
- Proszę państwa. Wszystkie wyniki były bardzo zbliżone do siebie, więc te panie, które przegrały, nie mają się czego wstydzić. Jednak pora, abyście się dowiedzieli, kto wygrał nasz Konkurs piękności. A tym kimś, proszę państwa, jest... Serena Evans z Kalos! Wielkie brawa dla niej!
Poczułam, jak mi serce zaczyna bardzo mocno bić. Nie mogłam w to uwierzyć. Naprawdę wygrałam. Ja! Właśnie ja, nie nikt inny, tylko ja. Przez chwilę nie wiedziałam, co mam powiedzieć, ale w końcu popchnięta przez moje przyjaciółki wyszłam na scenę, gdzie Ash powiedział mi cicho: „Moje gratulacje“, Pikachu dołączył do tego swoje piski, zaś Delia podeszła do mnie, wręczając mi na głowę diadem. Potem podała mi mikrofon, abym powiedziała kilka słów od siebie. Ja zaś wiedziałam już, co chcę zrobić.
- Proszę państwa. Cieszy mnie wasza decyzja i dziękuję, że właśnie mnie wybraliście na zwyciężczynię, ale... Obawiam się, iż nie mogę przyjąć tego zaszczytu.
Z widowni posypały się jęki zdumienia.
- Ale dlaczego?! O co chodzi?! - pytali ludzie.
- Widzicie... Jest tutaj ktoś, kto bardziej niż ja zasługuje na ten honor. Ten ktoś, to moja serdeczna przyjaciółka, z którą przeżyłam kilka naprawdę ciekawych przygód i która pomogła mi dzisiaj, kiedy potrzebowałam jej wsparcia. Podniosła mnie na duchu i dodała sił. To dzięki niej wystąpiłam, więc moje zwycięstwo jest w dużej mierze właśnie jej zasługą. Prócz tego chcę uhonorować to, że jak na pierwszy jej występ dała naprawdę czadu. Dlatego też, jako królowa tego Konkursu chcę podzielić się swą nagrodą z panną Melody z Shamouti!
Dziewczyna, o której mówiłam była wyraźnie w szoku, kiedy tylko to usłyszała. Przez chwilę nie wiedziała, co ma zrobić.
- Zapraszamy do nas pannę Melody! - zawołał Ash przez mikrofon.
Zawołana jednak nie zrobiła ani kroku w przód, tylko stała i patrzyła na nas. W końcu Tracey podbiegł do niej, po czym popchnął ją lekko do przodu.
- No dobra. Już idę - mruknęła jego luba.
Weszła ona na scenę, zaś ja zdjęłam powoli diadem ze swojej głowy, po czym nałożyłam go na skroń mojej przyjaciółki.
- Ale Sereno... Nie powinnaś... Nie zasłużyłam...
- Zasłużyłaś i bez dyskusji - odpowiedziałam jej wesoło - Masz z nas wszystkich w tej sprawie najmniej doświadczenia, a mimo to pokazałaś klasę. Poza tym dzięki tobie odzyskałam wiarę w siebie i wygrałam. Więc zrzekam się nagrody na twoją korzyść. Zresztą przecież dobrze wiesz, że wcale nie walczyłam tutaj dla nagród. Ja chciałam tylko pokonać Miette i utrzeć jej nosa. Osiągnęłam swój cel. Reszta mnie nie obchodzi.
Melody wzruszona uśmiechnęła się do mnie delikatnie.
- Dziękuję ci, Sereno. Naprawdę dziękuję.
Obie ucałowałyśmy się radośnie w policzki, a z widowni publiczność obdarzyła nas prawdziwą burzą oklasków. Delia zaś podeszła do swojego syna, wzięła od niego mikrofon, po czym powiedziała:
- Ponieważ nasza droga Serena zrzekła się nagrody na rzecz swojej przyjaciółki, to ogłaszam wszem i wobec, że panna Melody otrzymuje od nas nagrodę w postaci... Dwutygodniowej wycieczki dla dwóch osób do letniego kurortu na wyspie Valencia!
Kolejna burza oklasków poleciała w naszym kierunku z widowni. Ja zaś popatrzyłam na Melody, śmiejąc się wesoło.
- Domyślam się, kogo zabierzesz ze sobą na tę jakże piękną wycieczkę - zachichotałam delikatnie.
Moja przyjaciółka parsknęła lekko śmiechem.
- Jesteś bardzo bystra, wiesz o tym?
- Wiem, ale miło mi, że o tym mówisz - powiedziałam dowcipnie.
Melody parsknęła śmiechem, gdy to usłyszała.
- Skromności nie można ci zarzucić, ale bystra jesteś i to bardzo. Jak widać praca z najlepszym detektywem w Kanto dobrze na ciebie wpływa.
- A żebyś wiedziała.
Obie śmiałyśmy się wesoło, a ja zachwycona rozejrzałam się dookoła. Ludzie klaskali radośnie na mój widok, skandowali przy tym moje imię, ja zaś czułam, jak wielkie szczęście mnie ogarnia, ponieważ ten sukces mogę dzielić nie tylko sama ze sobą, ale z kimś. Zupełnie tak samo, jak wtedy w Kalos.

***


Styczeń 2005 roku.
Czekałam za kulisami czując, jak serce mocno bije w mojej piersi. Miałam na sobie piękną, czerwoną sukienkę razem z białymi falbankami. Obok mnie stali Fennekin, Pancham i Eevee, wszyscy podnieceni, ale też na swój sposób przerażeni.
- Macie tremę? - zapytałam.
Odpowiedzią dla mnie był pisk moich stworków.
- Ja także - odparłam - Od tego występu zależy naprawdę bardzo, ale to bardzo wiele. Ostatecznie Shauna naprawdę dała czadu, bez dwóch zdań. Jej występ był naprawdę świetny. Ale spokojnie, kochani... My już mamy opracowany plan. Mogę na was polegać?
Fennekin, Pancham i Eevee zapiszczeli wesoło.
- I po co ja niemądra pytam? - zaśmiałam się.
- A teraz poprosimy następną uczestniczkę! Pannę Serenę Evans, która wraz ze swymi Pokemonami wystąpi w piosence „I wanna be like you“! Gorące brawa!
Westchnęłam głęboko.
- Dobra, kochani. A teraz do dzieła. Nie możemy tego nawalić.
Powoli wyszłam z moimi podopiecznymi na scenę, gdzie zgodnie z moimi wcześniejszymi ćwiczeniami zaczęłam radośnie tańczyć w chwili, gdy puszczono wyżej wspomniany utwór.
- Fennekin, Atak żarem! - zawołałam.
Stworek strzelił ogniem w powietrze.
- Pancham, Kula Cienia!
Pokemon wykonał moje polecenie i oba ataki zderzyły się ze sobą, wywołując rozprysk niewielkich, jak również całkiem niegroźnych iskierek na scenę. Widok tego był naprawdę świetny. Potem swoje dołączył mój Eevee, który wesoło podrzucił Panchama, też natomiast wykonał piękne salto, wylądował potem na grzbiecie Fennekina, a ten przewiózł go wesoło po całej scenie. Mały panda zeskoczył potem, zrobił kolejne salto przez niewielki, ognisty pierścień, jaki utworzył jego wierzchowiec. W tej samej chwili swój skok przez ten sam krąg radośnie wykonała Eevee. Wyglądało to naprawdę wspaniałe, połączone oczywiście z moim tańcem.
W odpowiednim momencie do akcji wkroczył Ash. Ponieważ można było do występu wziąć przyjaciela, ja wzięłam jego. W końcu to właśnie dzięki niemu wpadłam na genialny pomysł, więc uznałam, że jeśli mam wygrać, to tylko z jego pomocą. Zadowolona patrzyłam teraz, jak mój przyszły chłopak w pięknym balowym stroju wyskakuje na scenę, po czym zaczęliśmy tańczyć, śpiewając piosenkę Baloo i Louisa z bajki „Księga Dżungli“ Disneya. Chwilę później Pikachu porwał do tańca Panchama, zaś Fennekin i Eevee podrygiwali razem z nimi, a później mój starter stworzył wielkie, ogniste koło, które zawisło wysoko w powietrzu, po czym wesoło udostępnił swój grzbiet Panchamowi. Pierwszy stworek Asha zaś dosiadł mojego najnowszego Pokemona (czyli Eevee), a następnie obaj wykonali świetne salto przez tę przeszkodę. Chociaż było ono dość wysoko, to bez większych trudności dokonali tego skoku, ku zaskoczeniu publiczności.
Tymczasem ja i mój przyszły chłopak tańczyliśmy razem taniec Baloo i Louisa, śpiewając słowa ich piosenki:

Ubi-du!
Tak, jak my nie tańczy nikt!
Przetańczyć z tobą chcę...
Z tobą chcę dzień cały.
Ten małpi dryg
Załapiesz w mig!
Załapiesz w mig,
Tak jak my!
Jak my!

Ash po tych słowach zaśpiewał wesoło:
- Ludzie, zeświruję!

Potem zaśpiewaliśmy oboje:
Załapiesz w mig!
Tańcz jak my, od dziś!
Tańcz od dziś!
Tak!

A Ash na koniec zaśpiewał, wesoło podrygując:

Ten małpi styl
Czuje nawet miś!



Następnie oboje zakończyliśmy popisem naszych Pokemonów, które złączyły swoje ataki w taki sposób, aby rozprysł się on na gwiazdki. Dzięki Pikachu sztuczka ta wyszła nam jeszcze lepiej niż planowałam. Widownia po prostu szalała, widząc to wszystko.
- Brawa dla panny Evans i jej przyjaciół z regionu Kanto! - zawołał wesoło konferansjer.
Widownia okazała nam swój podziw naprawdę gromkimi brawami. Oboje z Ashem ukłoniliśmy się, zaś nasze Pokemony uczyniły to samo. Następnie zeszliśmy ze sceny czekając na wyniki konkursu.
- Jestem pewien, że nam się udało - rzekł do mnie przyszły Mistrz Ligi Kalos.
- Ech, obyś miał rację - odparłam - Jednak jak wiesz, wygranie takiego Konkursu nie jest wcale proste, a już zwłaszcza wtedy, gdy moją rywalką jest ta jędza Shauna.
- Proszę cię, Sereno! Co to dla ciebie? Przecież już dwa razy podczas konkursu miałaś taki sam wynik, jak ona.
- Pika-pika-chu! - dodał wesoło Pikachu.
Uśmiechnęłam się do nich obu przyjaźnie i czule.
- To prawda. Ostatnie dwa razy zremisowałam z Shauną, ale remis i wygrana to dwie różne rzeczy.
Chłopak podszedł do mnie, po czym położył mi dłonie na ramieniu.
- Posłuchaj, Sereno... Dałaś z siebie wszystko, ja również. Oboje po prostu daliśmy czadu. Shauna występowała sama, bo myśli tylko o sobie, ale ty jesteś inna i twój występ tylko tego dowodzi. Wygrasz... A jeżeli nie, to znaczy, że publiczność się nie zna na prawdziwym talencie.
Parsknęłam śmiechem, gdy to usłyszałam.
- Ciekawa teoria. Być może jest zgodna z prawdą.
Chwilę później na korytarz, gdzie siedzieliśmy przybiegli Clemont i Bonnie.
- Chodźcie! Zaraz ogłaszają wyniki! - zawołał wynalazca.
- Chyba nie chcecie tego przegapić? - zapytała jego młodsza siostra.
Zachichotałam delikatnie, słysząc jej pytanie.
- Za nic w świecie bym tego nie przegapiła, możesz mi wierzyć.
Poszliśmy wszyscy razem na widownie i usiedliśmy na miejsce dla uczestników konkursu, a także ich najbliższych przyjaciół. Niedaleko nas siedziała Shauna w towarzystwie swych wiernych kompanów, Trevora oraz Tierno (który odkąd obcięłam sobie włosy na krótko, to z jakiegoś powodu okazywał mi nagle swoje zainteresowanie).
- Pora, aby ogłosić wyniki konkursu! - zawołał konferansjer - Trzecie miejsce zajmuje Nini!
Wyżej wspomniana dziewczyna (będąca moją dobrą znajomą, a także rywalką) o azjatyckich rysach wyszła na scenę, żeby odebrać nagrodę i kwiaty. Klaskałam razem z moimi przyjaciółmi.
- Drugie miejsce zajmuje Shauna! - zawołał konferansjer.
Mulatka była wyraźnie w szoku, kiedy usłyszała słowa mężczyzny. Mimo to wyszła na scenę, odebrała nagrodę i kwiaty, a następnie usiadła między swymi kumplami.
- Widzisz? - powiedział cicho do mnie Ash - Ona nie zajęła dzisiaj pierwszego miejsca. Masz więc szansę ją pokonać.
- A jeśli nie? A co, jeżeli pierwsze miejsce zajął ktoś inny? - jęknęłam załamana - To wtedy znowu ona będzie górą.
- Więcej wiary w siebie, proszę.
- No dobrze... Więcej wiary... Albo raczej łudzenia się tym, co ja niby potrafię.
Chwilę później konferansjer odczytał z karteczki trzecie nazwisko,  które należało do najlepszej z nas.
- Pierwsze miejsce zajmuje... Serena!
Poczułam, jak w uszach mi szumi od oklasków i krzyków ze strony publiczności, natomiast moje serce zaczęło mocniej bić z radości. Byłam tak podekscytowana, że przez chwilę nie wiedziałam, co mam teraz zrobić. W końcu Ash, Clemont, Bonnie i Pikachu wypchnęli mnie na widownię, gdzie konferansjer wręczył mi bukiet kwiatów i diadem królowej pokazów piękności. Uścisnął mi dłoń, a ja czułam, jak mi serce przyspiesza bicie i podchodzi aż do gardła. Następnie, kiedy konferansjer podał mi mikrofon, przemówiłam:
- Dziękuję państwu za uznanie, ale ta wygrana nie jest tylko moją zasługą. Pomysł na układ, jakiego użyłam dzisiaj pomógł mi wymyślić ktoś naprawdę dla mnie wyjątkowy. Ktoś, kto od samego początku we mnie wierzył. Ktoś, dzięki komu uwierzyłam w siebie. Mój najlepszy przyjaciel Ash Ketchum.
Wskazałam go radośnie palcem na widowni, która przywitała moje słowa wręcz gromkimi brawami. Chłopak zarumienił się lekko, kiedy go wywołałam, po czym wskoczył szybko na scenę obok mnie. Konferansjer pogratulował mnie i jemu, a następnie wręczył mi pewien klucz będący tu najwyższą nagrodą na tym występie.
- Zasłużyłaś, Sereno - powiedział Ash, patrząc z zachwytem na moją nagrodę - Klucz księżniczki pierwszej kategorii. Gratuluję ci. Poprzednio zdobyłaś klucz drugiej kategorii, a teraz proszę... Wiedziałem, że ci się uda.
- Nie.. Nam się udało - odparłam czule - Ten klucz jest naszą wspólną wygraną. Będzie on miał dla mnie szczególne znaczenie, możesz być tego pewien.
- Wierzę ci, Sereno. Wierzę.
Chwilę później jacyś dziennikarze zrobili nam zdjęcie, a następnie oboje zeszliśmy ze sceny do Clemonta, Bonnie, Pikachu i Dedenne, który mocno nas uściskali i złożyli gratulacje. Potem podeszła do nas Shauna. Miała ponurą minę.
- Gratuluję, Sereno - powiedziała - Naprawdę dałaś czadu.
- Dzięki - burknęłam niechętnie w jej stronę - Miło mi, że słyszę słowa uznania z twoich ust.
- To jest raczej stwierdzenie faktów niż pochwała - odparła złośliwie Mulatka - Choć mam wrażenie, że bez Asha nie dałabyś sobie rady. Może następnym razem też weźmiesz go na występ, żeby ze mną wygrać?
Miałam ochotę jej przyłożyć za te kpiny, ale powstrzymałam się ze względu na moich przyjaciół. Shauna tymczasem zachichotała podle, po czym odeszła.
- Nie zwracaj na nią uwagi - powiedział Clemont.
- Właśnie! - dodała oburzonym tonem jego mała siostrzyczka - To po prostu wredna, bezczelna jędza.
- Ne-ne-ne! - poparł ją Dedenne.
Uśmiechnęłam się delikatnie, patrząc na moją drogą ex-przyjaciółkę odchodzącą właśnie w dal. Czułam wówczas w sercu ogromną satysfakcję. Ta żałosna kreatura dostała wreszcie nauczkę, a ja byłam górą. Nareszcie!

***


9 czerwca 2006 roku.
- Sereno... Wszystko gra? - zapytał mnie Ash.
Ocknęłam się ze wspomnień i popatrzyłem na niego z uśmiechem.
- Gdzie byłaś? - spytał mój chłopak.
- Zapytaj raczej, kiedy - zachichotałam - Wróciłam wspomnieniami do moich poprzednich występów w konkursach piękności.
- Wtedy, kiedy pokonałaś Shaunę?
- Dokładnie tak. I wiesz co? Wtedy myślałam, że da mi to satysfakcję, ale potem zrozumiałam, jak bardzo się mylę. Satysfakcji nie było, ale za to rozgoryczenie i owszem. A prócz tego wbiłam się mocno w dumę. Miałam za nie wiadomo kogo, nie mówiąc już o tym, że szydziłam sobie z Shauny i okazywałam jej niechęć na każdym kroku. Niechęć połączoną z poczuciem wyższości. Wciąż pamiętałam twoje słowa, które mi powiedziałeś nieco później, w Walentynki, że tym wszystkim dowodzę, jak nisko upadłam.
- Wiesz, że nie chciałem cię wtedy obrazić.
- Wiem, ale miałeś rację. Byłam żałosna i głupia, ale cała ta historia dała mi wiele do myślenia, choć nie od razu. Dobrze, że zrezygnowałam z tych głupich konkursów. To nie jest mój świat.
- Żałujesz, że teraz chwilowo do niego wróciłaś?
- Nie, ani trochę nie żałuję. Miło znowu było poczuć tę adrenalinę, ale na dłuższą metę by mnie to wykończyło.
- Wierzę ci na słowo, zwłaszcza, że ja mam podobnie z walkami. Od czasu do czasu miło jest znowu poczuć tę adrenalinę, ale to ma w sobie blask i piękno tylko wtedy, gdy ma miejsce tylko od czasu do czasu, a nie ciągle, bez przerwy, bo wtedy blask znika, a zostaje gorycz.
Uśmiechnęłam się do niego bardzo czule. Jak oboje doskonale się rozumieliśmy. To było aż zaskakujące. Widocznie byliśmy tak jak nasze medaliony Yin i Yang. Jedna dusza w dwóch ciałach. Dwie połowy jednej układanki. Razem tworzymy jedność.
Ludzie powoli wychodzili z restauracji, także nim się obejrzeliśmy, zostaliśmy sami, nie licząc oczywiście Pikachu. Patrzyliśmy sobie oboje w oczy, po czym chcieliśmy złączyć się w pocałunku, jednak przerwało nam czyjeś chrząknięcie. Spojrzeliśmy za siebie i zobaczyliśmy Miette.
- Czego chcesz? - zapytałam ją.
- Pogratulować ci - odpowiedziała mi moja rywalka - Naprawdę dałaś czadu, muszę to przyznać.
- Dzięki - mruknęłam - Coś jeszcze chcesz?
- Tak... Przepraszam cię za tę moją małą kradzież. Nie wiem, co we mnie wstąpiło.
- Nic nie szkodzi. W sumie to nawet dobrze zrobiłaś, bo dzięki temu mogłam zastosować sztuczkę, która pomogła mi wygrać.
Miette uśmiechnęła się do mnie delikatnie.
- Byłaś naprawdę wspaniała, mówię poważnie. Wiem, bywam czasami wredna, ale w ocenianiu innych jestem zwykle bardzo szczera. Poza tym... Naprawdę jestem pod wrażeniem.
Potem zmierzyła nas uważnie wzrokiem, dodając:
- Wiecie co... Naprawdę piękna z was para. Oboje potraficie dokonać bardzo wiele, nawet góry przenosić.
- Dziękuję. Miło nam to słyszeć - rzekł Ash, a Pikachu wskoczył mu wesoło na ramiona.


Dziewczyna uśmiechnęła się do niego smutno, po czym rzekła:
- Dobrze, że wybrałeś ją. Ona da ci szczęście. Mnie niestety ono nie jest pisane.
- A to niby czemu? - spytałam.
- Bo ja nie mam przyjaciół jak ty, ani tak oddanego sobie chłopaka jak Ash... Nikogo... Po prostu nikogo... Żyję samotnie.
- Tak? Ciekawe dlaczego? - zakpiłam sobie - Może dlatego, że jesteś wredną zołzą i wszystkim dokuczasz?
- Może... Pewnie tak, ale co ja na to poradzę? Ja już taka jestem. Taki mam charakter.
- Nie pomyślałaś o tym, żeby go zmienić?
- Sama? Raczej trudno tego dokonać.
- Z takim podejściem do życia na pewno nie znajdziesz przyjaciół - stwierdziłam ponuro.
Ash rozłożył bezradnie ręce.
- Obawiam się, że Serena ma tutaj rację. Nie zrozum mnie źle, Miette. Lubię cię i to nawet bardzo, ale twoje zachowanie czasami wykracza poza zwykłą złośliwość. Musisz to w sobie zmienić, inaczej naprawdę całe życie będziesz sama.
Miette pokiwała smutno głową.
- Pewnie tak... No, cóż... Dzięki za tę rozmowę. Dała mi ona wiele do myślenia. Dochodzę do wniosku, że takie konkursy to nie dla mnie.
- A co jest dla ciebie? Konkursy wypieków? - spytałam złośliwie.
Miette zrozumiała aluzję, bo zachichotała lekko i powiedziała:
- Myślałam o występach rewiowych. Bardzo je lubię i kilka razy już wystąpiłam na scenie, ale tak amatorsko. Może warto by zająć się tym na poważnie? W Kalos wciąż są popularne.
- Jeżeli będziesz występować, to z chęcią cię zobaczymy na scenie - rzekł przyjaźnie Ash.
- Miło mi to słyszeć - odpowiedziała życzliwie Miette - No, ale ja już będę. Trzymajcie się. Ash, mam nadzieję, że zjawisz się w poniedziałek na rozpoczęciu Mistrzostw Ligi Kalos.
- Oczywiście - odpowiedział wesoło mój chłopak - W końcu jestem tam Mistrzem i honorowym członkiem jury. Nie mógłbym się nie zjawić. Moja obecność jest tam obowiązkowa.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
- To dobrze, bo ja również tam będę. Zamierzam kibicować naszym dzielnym zawodnikom. Niech wiedzą, że ktoś ich wspiera.
Poczułam, jak moja twarz zostaje rozjaśniona uśmiechem.
- Trzymaj się, Miette.
- Pa, Sereno. Dbaj o siebie oraz Asha. I przeproś ode mnie Misty za te moje robienie tragarza z Brocka. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, aby tak drażnić waszą rudą przyjaciółkę. Mam chociaż nadzieję, że ta kiecka się jej podobała.
- Zaraz! Jaka kiecka?! - zapytałam zdumiona.
- Pika-pika?! - dodał Pikachu.
Ash popatrzył na mnie uważnie, po czym zawołał:
- To ty kupiłaś Misty tę kreację, którą miała dzisiaj na pokazie?
- Nie ja, tylko Brock, chociaż ja mu pomogłam - wyjaśniła Miette z uśmiechem na twarzy - Umiem dobrze ocenić po wyglądzie dziewczyny, jakie ona ma wymiary. Wystarczyło podać je waszemu przyjacielowi, a on już dobrał kieckę dla swej rudej sympatii.
- Czemu mu pomogłaś? - spytałam.
- Bo widziałam, jak go dręczy fakt, że swoim zachowaniem zawiódł zaufanie Misty - powiedziała panna z Kalos - Pomagając mnie, jej rywalce i wrednej zołzie bardzo zranił uczucia tej rudej panny. Zrobiło mi się głupio, więc ostatecznie mu pomogłam widząc, jak się z tym gryzie.
Popatrzyłam na nią zdumiona. Ta dziewczyna naprawdę była dziwna. Z jednej strony bywała wredna i złośliwa, lubiła drażnić innych swoimi głupimi pomysłami, a z drugiej potrafiła im pomóc szlachetnie nie żądając wcale żadnych pochwał.
- Kim ty tak naprawdę jesteś, Miette? - zapytałam zdumionym głosem - Najpierw doprowadzasz Misty do białej gorączki, a potem jej pomagasz? Kim ty jesteś?
- Ty powinnaś to wiedzieć najlepiej, Sereno. Wredną zołzą - zaśmiała się Miette - Ale przynajmniej nie możecie przy mnie narzekać na nudę.
- Tak... To ci trudno zarzucić - odparłam żartem.
Panna w niebieskich włosach zachichotała delikatnie, po czym bardzo radośnie pomachała nam na pożegnanie palcami prawej dłoni i odeszła. Ja zaś popatrzyłam na mego chłopaka, mówiąc:
- Wiesz co, Ash? Ona chyba nie jest wcale taka zła.
- Nie ma to tamto - zachichotał detektyw z Alabastii - Myślę sobie, że można by ją nawet polubić.
- Masz rację, można - pokiwałam wesoło głową - Ale jak się jej nie widuje zbyt często. Bo z Miette to jest tak, jak z tymi konkursami czy też bitwami. Od czasu do czasu można z nią wytrzymać, ale na dłuższą metę jej osoba jest raczej ciężkostrawna.
Następnie spojrzałam w oczy Ashowi, mówiąc:
- Przy okazji... Wiesz, co teraz czuję?
- Nie... A co takiego? - zapytał mój luby.
- Ulgę - wyjaśniłam mu.
- Ulgę?
- Tak, kochanie. Ulgę... Bo wreszcie rozliczyłam się raz na zawsze ze swoją przeszłością. Wystąpiłam w Konkursie i zostałam sobą.
- No widzisz - zachichotał wesoło detektyw z Alabastii - Wiedziałem, że wytrwasz i nic cię nie zniszczy.
- Wtedy o mało mnie nie zniszczyło, Ash. Gdyby nie ty, to... Nie chcę nawet myśleć, kim bym się mogła wtedy stać. Ocaliłeś mnie.
- A ty mnie, bo przecież twoje zachowanie dało mi wiele do myślenia. Zrozumiałem, że nie jestem wiele lepszy zatracając się w tych walkach i nie widząc oczywistych rzeczy, choćby takiej, że nie jesteś mi wcale obojętna. Dopiero wtedy, gdy o mało cię wtedy nie straciłem to zrozumiałem. Byłem głupi.
- Oboje byliśmy. Ale człowiek się uczy na błędach.
Ash objął mnie mocno do siebie, ja zaś położyłam czule głowę na jego ramieniu czując, że naprawdę znalazłam teraz ukojenie. Zmierzyłam się ze swoją przeszłością i wygrałam. Tak naprawdę to nie Miette pokonałam, ale samą siebie. Wygrałam z własną słabością i lękiem przed dawną Sereną, która już teraz wiem, że nigdy nie wróci. Naprawdę zaznałam ukojenia.


KONIEC













1 komentarz:

  1. Przyznam się szczerze, nie spodziewałam się takiego zakończenia tej historii. Niemniej jednak pewne moje przypuszczenia znalazły odzwierciedlenie w fabule, co mnie cieszy. :)
    Ash wraca z podróży do Kalos, która okazała się być bardzo, ale to bardzo owocna. Zamiast jednak wrócić do domu, idzie od razu do salonu fryzjerskiego Rene, gdzie zaprasza również Serenę za pośrednictwem napotkanej wcześniej Dawn.
    Gdy już wszyscy są na miejscu, Ash rozpoczyna swój wywód. Okazuje się, że napotkał w Kalos siostrę ukochanej ojca Rene, która... zapłaciła tamtejszemu lekarzowi, by ten sfałszował wyniki sekcji ojca Rene, który to podobno był okazem zdrowia, a umarł na serce w wyniku przedawkowania leków nasercowych, które w sekrecie podała mu mściwa siostra jego byłej partnerki. Poza tym, Eloise (siostra Aurory, partnerki Louisa) wiedziała, że ten wygrał na loterii sto tysięcy dolarów, więc chciała położyć swoje chciwe łapska na kasie, jednak nie udało jej się to, gdyż całą sumę odziedziczył Rene.
    I tu do akcji wkroczyła... Martha wraz z Adamem, serdecznym przyjacielem Rene. Jak się okazuje, to ona była odpowiedzialna za pogróżki, atak na salon i żądania pieniędzy. Adam jej w tym pomagał i krył ją, jednak nie przewidział, że wiodącą rolę odegra w tym wszystkim Jolteon należący do Rene, który rozpoznał w Fearowie swojego przyjaciela, którego niegdyś Rene wraz z Adamem uratowali, jeszcze w formie Spearowa.
    Koniec końców, Martha i Adam zostają aresztowani. Dziewczyna jeszcze przed wyprowadzeniem przez policję wykrzykuje Rene w twarz wszystkie przewiny jego ojca i dodaje, że chciała tylko sprawiedliwości. Jak dla mnie, to ja pierniczę taką sprawiedliwość. Niech za czyny rodziców dzieci nie odpowiadają. I tyle.
    Po rozwiązaniu sprawy nadchodzi pora na konkurs piękności. Okazuje się przy okazji, że jest tam też zespół R w przebraniach, którzy tym razem nie mają zamiaru porwać Pikachu. :D Niestety, jest również niemiły akcent - Miette kradnie z układu Sereny jeden z jego wiodących składników, co bardzo burzy pewność siebie panny Evans. Jednakże Dawn podobudowywuje swoją przyszłą bratową i dziewczyna Sherlocka Asha we wspaniałym stylu wygrywa konkurs, ucierając tym samym nosa Miette. Serena jednak niespodziewanie rezygnuje ze swojej wygranej na rzecz Melody, która jej zdaniem bardziej na to zasługuje, co przyjaciółka przyjmuje ze wzruszeniem.
    Po konkursie okazuje się, że Miette nie jest jednak taka zła, jakby się mogło wydawać. Nie dość, że dochodzą z Ashem i Sereną do jako takiego porozumienia, to jeszcze dowiadujemy się, że Miette pomogła Brockowi pogodzić się z Misty, pomagając chłopakowi wybrać nową sukienkę dla rudowłosej złośnicy. :) Może jednak rzeczywiście Miette nie jest taka zła? :)
    Opowiadanie naprawdę super, rozwój akcji podobał mi się i to bardzo. Nie mam temu opowiadaniu nic do zarzucenia. :)
    Ogólna ocena: 10000000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...