czwartek, 4 stycznia 2018

Przygoda 065 cz. II

Przygoda LXV

Konkurs piękności cz. II


Gdy dotarliśmy na miejsce zaczęliśmy szukać Alexę. Chcieliśmy sobie porozmawiać z naszą przyjaciółką, aby się upewnić, że naprawdę była ona na lodach z Rene. Nie musieliśmy jednak długo poszukiwać naszej drogiej przyjaciółki, gdyż dość szybko ją namierzyliśmy. Szła sobie ona razem z May i obie dowcipkowały o czymś.
- Ona tutaj?! - zapytałam zdumiona - A co ona tu robi? Już wróciła?
- Najwyraźniej - odpowiedział detektyw - I coś mi mówi, że to moja mama maczała w tym palce. Zaraz się zresztą tego dowiemy.
Następnie podszedł on do obu naszych przyjaciółek, mówiąc:
- Witam, piękne panie.
Alexa i May zwróciły na niego uwagę, po czym uśmiechnęły się doń radośnie.
- O! Witaj, Ash! Witaj, Sereno! - zawołała ta pierwsza - A wy znowu na tropie czy tak tylko przypadkiem się spotykamy?
- To pierwsze - odpowiedział mój chłopak - A ty, May, skąd się tutaj wzięłaś? Nie powinnaś być w szpitalu w Azurii?
- Powinnam, ale wypisałam się na własne życzenie. Czuję się już dużo lepiej, a w mieście nie miałam żadnych obowiązków, więc przybyłam tutaj. Poza tym wczoraj wieczorem dzwoniła do mnie twoja mama mówiąc, że szykuje się tu jakiś Konkurs piękności. Pomyślałam zatem, że przydam się wam trochę, a przy okazji mogę wystąpić w tych zawodach.
- Miałeś rację - zachichotałam delikatnie.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- No, a teraz do rzeczy - powiedział Ash - Chcemy cię zapytać o coś bardzo ważnego.
- Pytajcie zatem - pozwoliła nam Alexa.
- Czy byłaś dzisiaj na lodach z fryzjerem Rene? - zapytałam.
Dziennikarka zarumieniła się lekko, gdy to usłyszała. Pierwszy raz, odkąd ją znam, tak zrobiła. Wyglądała niczym dziecko przyłapane przez rodzica na czymś bardzo niegrzecznym.
- Być może... - wybąkała - A czemu was to interesuje?
- Musimy to wiedzieć, żeby prowadzić nasze śledztwo - rzekł Ash - W zależności od tego, co powiesz dowiemy się, czy Rene mówi prawdę, czy też nie. Więc jak? Byłaś z nim na lodach?
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
Alexa westchnęła głęboko. Widać było, że nie ma ochoty odpowiadać na to pytanie, ale zrobi to przez wzgląd na naszą przyjaźń.
- Tak, byłam z nim dzisiaj na lodach. Musiałam go przeprosić za tę cała akcję z zupą pomidorową. Wróciłam z tej wycieczki jakoś tak godzinę temu. Zadowoleni?
- Tak, zadowoleni - powiedział detektyw z Alabastii - Wasze zeznania się zgadzają ze sobą. Rene zatem nie zmyślił sobie tych anonimów.
- Anonimów? Jakich anonimów? O niczym takim na randce mi nie mówił.
Dopiero po wypowiedzeniu tych słów dziennikarka zorientowała się, że wypowiedziała słowo „randka“. Ponownie jej twarz spłonęła rumieńcem. May zaś wychwyciła to i zachichotała.
- No proszę... Alexa... Randkujesz sobie w najlepsze i nie pochwalisz się tym?
Dziennikarka machnęła ręką.
- Oj tam! Raptem jedna randka, nic takiego. Poza tym jeszcze się nie umawialiśmy na drugą. To miły facet, więc mogę się chyba z nim umówić?
To tłumaczenie naszej przyjaciółki bardzo nas rozbawiło, ponieważ brzmiały one tak, jakby tłumaczyła się, a przecież nie miała ku temu wcale powodów.
Nagle May spytała mnie:
- Serena, bierzesz udział w tym konkursie piękności organizowanym przez panią Ketchum?
- Wiesz co, May, zastanawiam się nad tym. To dla mnie dość trudna decyzja. Pamiętam jaka byłam kiedyś przez te konkursy. Nie chciałabym, aby te złe cechy, których z trudem zdołałam się pozbyć, we mnie wróciły.


- Oj, daj już spokój! - zawołała panna Hameron - Nie walczymy teraz o sławę i prawdę mówiąc żadnej z nas nie zależy na zwycięstwie. Jeśli zaś chcesz wiedzieć, to ja już się zapisałam na ten Konkurs. Gary zaś ma prosić swojego dziadka, aby ten zasiadł w jury.
- Ulala! Profesor Oak w jury Konkursu piękności Pokemon? - zaśmiał się mój chłopak - No, tego to jeszcze nie grali. Ciekawe, kto oprócz niego będzie pełnił tę jakże zaszczytną funkcję?
- Tak się składa, że ja - odpowiedziała dziennikarka z Kalos.
Byliśmy oboje zdumieni, gdy to usłyszeliśmy.
- Ty? - zapytałam.
- No tak - pokiwała głową Alexa - Twoja mama, Ash, poprosiła mnie o to dzisiaj, kiedy przyszłam do waszej restauracji, zaś ja wyraziłam zgodę. Ponoć chce jeszcze prosić o ten zaszczyt miejscową siostrę Joy.
- Wybacz. Nie wiedziałem o tym. Nie chciałem cię urazić - powiedział mój ukochany.
- Spokojnie, wcale mnie nie uraziłaś - zachichotała dziennikarka - No, a poza tym mam pewną nowinę, która również cię może rozbawić. Otóż twoja mama chce, abyś to ty był konferansjerem tej imprezy.
Mówiła to z nieukrywaną satysfakcją w głosie, podczas gdy mojego chłopaka wręcz zaszokowała.
- Że niby co?! Że niby ja?! Żartujesz sobie, prawda?!
- A wyglądam, jakbym żartowała? Mówię najzupełniej poważnie, ale więcej ci powiem. Założysz na tę uroczystość frak.
- O, rany! - jęknął Ash - I niby skąd ja wezmę frak? Poza tym ja wręcz nienawidzę chodzić we fraku. Czuję się wtedy jak jakiś Piplup.
Pikachu próbował pocieszyć swego trenera, klepiąc go lekko łapką po głowie.
- Pika-pi! Pika-pika! Pika-chu!
- Dzięki, stary - zaśmiał się delikatnie mój luby - Ale niestety nawet twoje słowa otuchy nic tu nie zmienią. Jestem skazany na wystąpienie we fraku i to jeszcze publicznie. Po prostu super.
Rozbawiła mnie cała ta sytuacja, a przy okazji odwróciła moją uwagę od problemu, jakim były moje wątpliwości, czy powinnam wystąpić w tym konkursie czy też nie.
- To jak, Alexo? Pójdziesz z nami jutro do Rene? - zapytał Ash.
- Bardzo się nam przydasz, zwłaszcza, iż facet ma wyraźnie słabość do ciebie - dodałam wesoło.
Dziennikarka zarumieniła się lekko, słysząc te słowa.
- Dobrze już, pójdę z wami, ale błagam, nie rozpowiadajcie o tym - powiedziała - To dla mnie nieco krępujące, a więc jeśli łaska, zachowajcie ten fakt dla siebie. Ciebie to też dotyczy, May! Pamiętaj, buzia na kłódkę. Jasne?
- Spokojnie, będę milczeć w trzynastu językach - zachichotała panna Hameron, pokazując palcami znak pokoju - A nawet w większej ilości, jeśli tylko chcecie.
- Wystarczy, że będziesz cicho - stwierdziła Alexa - Przynajmniej na razie.

***


Po tej rozmowie pożegnaliśmy się z naszymi drogimi przyjaciółkami i poszliśmy do domu. Tam zjedliśmy kolację, wysłuchując Dawn, która tak nakręciła się na ten cały konkurs, że cały wieczór trajkotała:
- O, ja cię piko, w co ja się ubiorę?! I jaki niby program mam ułożyć? Jakich Pokemonów ja mam użyć? To musi być coś oryginalnego, ale też niezbyt dziwacznego. O, matko!! Jakie to trudne!!!
- Pip-lu-pip! - zapiszczał smętnie jej starter.
- Możesz przestać?! Ja muszę skądś wytrzasnąć frak i nie lamentuję - skarcił ją jej brat.
- Bo lamentowałeś już wcześniej - przypomniałam mu.
- A właśnie, zdecydowałaś się już Sereno? - zapytała moja przyszła szwagierka - Bardzo chciałabym, żebyś wystartowała w Konkursie, jednak z drugiej strony, jeśli nie wystąpisz, to bardzo chętnie skorzystam z twoich rad.
Hmm... To w sumie byłoby najlepsze wyjście z sytuacji, pomyślałam w duchu. Nie będę musiała występować, a więc nie wyjdą ze mnie demony przeszłości, a jeżeli Dawn wygra dzięki moim radom, to przecież będę tak samo zadowolona, jak wtedy, gdybym sama występowała. Tak! To bardzo dobry pomysł! Chociaż czy aby na pewno na pewno?
- Naprawdę nie wiem. Mam czas do jutra. Proszę nie męczcie mnie już o to - uprosiłam moją przyjaciółką.
- No dobrze. Przepraszam cię. Już nie będę.
Rozmowa na temat tego konkursu trwała cały wieczór, dlatego też położyłam się spać znacznie wcześniej niż normalnie. Byłam tym bardzo zmęczona, że szybko zasnęłam. Ale niestety, nawet we śnie nie opuszczały mnie moje wspomnienia. Śniły mi się te wszystkie konkursy w których brałam udział. Nawet ten na pieczenie Pokeptysiów, który z Pokazami nie miał nic wspólnego. Chociaż była w nim nutka konkurencji, przez Miette oczywiście. Ta dziewucha bardzo działała mi na nerwy i chyba zawsze już tak będzie. Zwłaszcza, że ostatnio, kiedy ją spotkałam, to ta podstępna jędza próbowała mi odbić mojego chłopaka. Za co więc miałam ją lubić?
Obudziłam się załamana. Było jeszcze ciemno. Obok mnie spał Ash. Jego Pikachu natomiast siedział mi na kolanach i z uwagą przyglądał mi się. Normalnie nie byłabym zadowolona z jego obecności tutaj, ale teraz było inaczej.
- Ty też nie możesz spać? - zapytałam i pogłaskałam go po główce.
- Pika-pika - odpowiedział mi cicho.
- Powiedz mi, proszę, co mam zrobić? Brać w tym udział? A jeśli moje demony powrócą? Nie chcę być jak tamta, zołzowata oraz zaślepiona sławą Serena. Chcę być sobą. Poradź mi, Pikachu - poprosiłam Pokemona.
Ten zeskoczył z łóżka i poszedł do szafy. Wyjął z mojego plecaka pęk kluczy księżniczki oraz jakąś fotografię. Obie te rzeczy położył na moich kolanach. Pokazał mi na migi, abym wybrała spośród tych dwóch rzeczy. Przyjrzałam się zdjęciu. Była na nim cała nasza paczka. Instynktownie wybrałam tę fotografię. Żółta elektryczna mysz pokiwała wesoło głową. O dziwo zrozumiałam, o co mu chodziło. Wybrałam zdjęcie, więc wybrałam naszą paczkę. Wybór zatem jest oczywisty: dam sobie spokój!
- Dziękuję ci, Pikachu! Masz u mnie za to górę jabłek z keczupem - uśmiechnęłam się do stworka.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał wesoło stworek.
Zadowolona położyłam się obok Asha, wtulając mocno w jego uroczą postać, a moje myśli były już spokojne. Wiedziałam, że nie muszę się bać demonów przeszłości. Nie będę więcej tą głupią Sereną, która była żałosna i której niewiele brakowało do tego, żeby straciła na zawsze Asha. Chociaż paradoksalnie to ta Serena jędza nieco mi pomogła zdobyć serce mojego obecnego chłopaka, bo wtedy też zbliżyliśmy się do siebie i zrozumieliśmy, ile dla siebie znaczymy.

***


Styczeń 2005 roku.
Pamiętam doskonale, jak półtora roku temu miało miejsce pewne bardzo okropne wydarzenie, które na zawsze odmieniło moje nastawienie na świat sławy. Wtedy to właśnie byłam szczególnie zawzięta, aby pokonać Shaunę. Ta dziewczyna zawiodła moje zaufanie, jak również dowiodła, że nie jest godna bycia moją przyjaciółką. Postanowiłam jej więc pokazać, iż potrafię ją pokonać, oczywiście w uczciwy sposób. Moje serce ogarnęła ogromna porcja determinacji. Tu już nie chodziło nawet o zdobycie sławy, chociaż i ona była dla mnie wtedy ważna. Tutaj miało dla mnie znaczenie coś innego, a mianowicie chęć zemsty, albo może raczej chęć zaznania sprawiedliwości. Wiedziałam, iż muszę jej zaznać, aby poczuć się lepiej. Najlepszym sposobem na osiągnięcie tego celu było pokonanie Shauny w uczciwy sposób za pomocą metod fair play, którymi najwidoczniej ta jędza gardziła. Żeby to jednak osiągnąć musiałam stać się najlepsza. Dlatego też trenowałam i trenowałam aż do utraty tchu. Zaczęłam prócz tego stosować na sobie wręcz drakońskie metody takie jak ogromna dieta. Nie tylko więc swoim Pokemonom, ale i sobie samej dawałam mniej jedzenia, abyśmy nie przytyli za bardzo oraz zachowali jak najlepsze sylwetki. Clemont i Bonnie patrzyli na to z wyraźnym szokiem, zaś Ash nie krył, iż takie coś budzi w nim co najmniej niechęć.
- Sereno... Czy możemy porozmawiać? - zapytał mój przyszły chłopak pewnego styczniowego popołudnia.
- Proszę bardzo. O czym chcesz rozmawiać? - odparłam.
- O tym, co się teraz dzieje w twoim życiu, Sereno. Powiedz mi, co ty najlepszego wyprawiasz?! Przecież ty się katujesz!
- Wiem o tym, ale to tylko działa na moją korzyść, zapewniam cię - odpowiedziałam mu.
- Na twoją korzyść? Super. A co z twoimi Pokemonami?! One także mają z tego jakąś korzyść?
- Dla sławy trzeba trochę wycierpieć.
- Jeżeli chcesz sama cierpieć, to masz do tego pełne prawo, jednak nie możesz skazywać swoich Pokemonów na coś takiego. Przecież te biedne stworki nie zasłużyły na to, aby znosić twoje głupie pomysły.
Spojrzałam na niego groźnie.
- Głupie?! Uważasz, że to wszystko jest głupie?! A nie pomyślałeś o tym, że tutaj chodzi o coś naprawdę ważnego?! O sprawiedliwość?! Ash, ja muszę pokonać Shaunę! Rozumiesz to?! Muszę ją pokonać, zniszczyć oraz upokorzyć publicznie, wręcz zrównać z ziemią! A zrobię to jedynie będąc najlepszą.
- I to dlatego się głodzisz? Dziewczyno, przecież od wczoraj pijesz tylko wodę mineralną i prawie nic nie jesz!
- To koniecznie, żeby zachować właściwą sylwetkę. Ale ty nie jesteś dziewczyną, więc nie wiesz, jak to jest. Poza tym masz chyba jakąś bardzo dobrą przemianę materii, bo jesteś żarłokiem, a mimo to nigdy nie tyjesz.
Ash zachichotał delikatnie, słysząc moje słowa.
- Może to kwestia przemiany materii, a może po prostu aktywnego trybu życia. Tak czy inaczej nie rozumiem, jak możesz aż tak się wygłupiać dla tych durnych konkursów piękności.
- Oczywiście, że tego nie rozumiesz! - zawołałam - Bo ty przecież nigdy nie byłeś w takiej sytuacji, jak ja! Nigdy nie byłeś gorszy od innych! Nigdy nie zaznałeś braku matczynej miłości, jak również nigdy nie miałeś kompleksów! Ja tak! Ja zawsze byłam gorsza, zawsze inna! Brakowało mi przyjaciół oraz miłości! Teraz mam szansę wybić się ponad innych i odkuć się za wszystkie dawne lata, a ty mnie za to potępiasz!
- Nie potępiam cię, ale uważam, że przesadzasz. Jeżeli zaś chodzi o Shaunę, to muszę powiedzieć, iż rozumiem cię lepiej niż myślisz.
- Phi! Jasne! Też mi coś! Ty niby wiesz?


Chłopak jednak wcale nie kłamał.
- Ja mówię poważnie. Sam miałem podobną sytuację, kiedy miałem swoich rywali. Pierwszym był Gary Oak, a drugim Paul. Obaj byli bardzo, ale to bardzo trudnymi do pokonania przeciwnikami. Żeby ich wreszcie załatwić musiałem się długo przykładać do swoich treningów, aż w końcu wygrałem. Jednak teraz widzę, jak w swojej determinacji nisko upadłem. Zwłaszcza w przypadku Gary’ego. On budził we mnie takie same uczucia, jak w tobie teraz Shauna. Żałuję jednak, że zachowywałem się tak głupio, a byłem wtedy bardzo głupi i zawzięty. Tylko zwycięstwo miało dla mnie znaczenie. Chociaż może nie tyle zwycięstwo, co raczej chęć upokorzenia mojego przeciwnika i pozbawienie go triumfu. Jednak im bardziej byłem zawzięty, tym bardziej żałosnym trenerem się stawałem i dopiero z czasem odpuściłem sobie, dzięki czemu pokonałem wreszcie Gary’ego. Z Paulem było podobnie, chociaż w jego przypadku wiedziałem już o wiele szybciej, (dzięki posiadanemu już doświadczeniu), czego powinienem unikać, ale mimo to ogarniały mnie wtedy wątpliwości, czy aby nie lepiej będzie być równie bezwzględnym, co Paul. Bo Paul był naprawdę bezwzględny i nie liczył się ze swoimi Pokemonami ani ich uczuciami. Dla niego to tylko środki do osiągnięcia celu. Traktuje on je przedmiotowo i tworzy z nich niemalże maszyny do zabijania. Ja nie zniżyłem się do tego poziomu, ale uwierz mi, że byłem bardzo bliski temu widząc, jaka ta metoda jest dla Paula skuteczna. Gdy widzę teraz ciebie i twoją zawziętość myślę sobie, że niewiele się od niego różnisz.
Poczułam, jak gniew mnie ogarnia. Zacisnęłam ze złością dłonie w pięści zastanawiając się, czy go aby nie uderzyć. Nie wiem, co mnie przed tym powstrzymało. Tymczasem Ash mówił dalej:
- Nie widzisz, kim jesteś teraz, Sereno? Zmuszasz swoje Pokemony do wysiłków ponad ich siły. Głodzisz ich i siebie, żebyście mogli zachować piękną sylwetkę na te wasze Pokazy. Nie liczysz się z tym, że w ten sposób je krzywdzisz. Jesteś wobec nich równie bezwzględna, co Paul lub Shauna i wiesz co? Wcale się teraz nie różnisz od swojej rywalki. Jesteś taka sama, jak ona!
- ZAMKNIJ SIĘ!
Nie wytrzymałam i musiałam na niego krzyknąć. Czułam, jak gniew we mnie kipi, a za chwilę chyba rozszarpię tego chłopaka na kawałki. Jak on w ogóle śmiał tak do mnie mówić?! Jemu to było bardzo łatwo gadać o zachowywaniu zasad! Miał wszystko, o czym tylko może marzyć chłopak: umiejętności, oddane sobie Pokemony, wiernych przyjaciół, sławę wręcz świetnego trenera, powodzenie u dziewczyn, kochającą matkę, a niedługo zostanie Mistrzem Pokemon. Co on niby może wiedzieć o takiej osobie jak ja? Nigdy nie zaznał tego, czego zaznałam ja, a więc mógłbym przestać się wymądrzać i dowodzić swojej mądrości, bo przecież jak pisał wielki Will Szekspir „drwi sobie z ran, kto nie zaznał rany“. On nie zaznał takich ran, jakich zaznałam ja, a zatem miałby na tyle taktu, aby darować sobie swoje morały, skoro nic o mnie nie wie.
Wściekła wygarnęłam mu to wszystko, oczywiście w jeszcze bardziej niegrzecznych zwrotach i krzycząc przy tym, ile wlezie, po czym obrażona na niego poszłam na plac przed Centrum Pokemon, żeby razem z moimi podopiecznymi trenować kolejny układ.
- Jeszcze raz! Robicie tak... A wtedy ja tak...
Fennekin i Pancham patrzyli na mnie nieco załamani, jak również bardzo zmęczeni, czym jednak się specjalnie nie przejęłam.
- Dosyć już tego marudzenia! - dodałam groźnie, kiedy uznałam, że się obijają - Trenujcie lepiej! Chcecie wygrać, czy nie?! Bo jeżeli tak, to lepiej zamknijcie pyszczki i róbcie to, co do was mówię!
Moim biednym stworkom zdecydowanie nie odpowiadał mój sposób trenowania ich, ale darowały sobie komentarze i wykonały polecenie, choć ledwie trzymały się na nogach.
- Nie, nie, nie! - wrzasnęłam widząc, że sobie nie radzą - Czy do was nic nie dociera?! Czy ja naprawdę muszę...
Jednak nie dane mi było dokończyć te słowa, gdyż poczułam, że kręci mi się w głowie, po czym upadłam na ziemię trącąc przytomność.

***


6 czerwca 2006 roku.
Następnego dnia, zaraz po śniadaniu, poszliśmy prawie całą naszą drużyną do restauracji „U Delii“. Na całe szczęście ani Ash, ani Dawn, ani ktokolwiek inny nie spytał mnie, jaką decyzję podjęłam. Było to dla mnie bardzo komfortowe. Niech wszystkie inne uczestniczki się pogłowią nad strojem czy układem. Ja mam od tego święty spokój, pomyślałam sobie.
Szliśmy do miejsca naszej pracy spacerowym krokiem, zachowując przy tym milczenie. W końcu jednak Dawn nie wytrzymała i poruszyła ten temat tabu, a konkretniej rzecz ujmując zabrała mnie na stronę, po czym zapytała:
- To jak? Zdecydowałaś się?
- Owszem - odpowiedziałam jej.
- Więc jak? Wystąpisz?
- Nie, moja droga. Nie będę brała w tym czynnego udziału. Ale bardzo chętnie pomogę ci w przygotowaniach.
- Jesteś tego pewna? Zastanów się przez chwilę, Sereno. Pomyśl, masz duże doświadczenie i największe szanse na zwycięstwo z nas wszystkich. Wygrałabyś Konkurs z całą pewnością.
- Już podjęłam decyzję, że nie będę w tym startować. Zresztą, jeśli ty wygrasz, to będzie tak, jakbyśmy obie wygrały.
Moja przyjaciółka chyba zrozumiała moje argumenty, gdyż pokiwała głową na znak zgody. Cieszyło mnie, że zaakceptowała moją decyzję.
- Dziękuję ci, że chcesz mi pomóc - powiedziała Dawn, przytulając mnie czule - Jestem pewna, że razem wygramy!
Jakoś tak chwilę później trafiliśmy wszyscy do naszego miejsca pracy. Za budynkiem dało się słyszeć uderzenia młotków, jak również odgłosy piły mechanicznej. Widać ktoś tam pracował nad rozbudową sceny, aby nadawała się ona do Konkursu piękności. Pod drzwiami zaś stała całkiem spora grupa dziewczyn. Były one tak jakoś w moim wieku, a przynajmniej większość. Widać wieść o Konkursie bardzo szybko rozniosła się po całym mieście i każda z nich zamierzała wziąć w nim udział.
Wtem drzwi restauracji nagle się otworzyły i stanęła w nich pani Delia Ketchum z wielkim pergaminem w ręku. Uśmiechnęła się ona przyjaźnie do dziewczyn, ledwie je tylko zobaczyła, po czym powiedziała uroczystym tonem:
- Witam wszystkie panie oraz dziewczyny, które chcą wziąć udział w organizowanym przeze mnie Konkursie piękności Pokemonów. Proszę was teraz o ustawienie się w kolejce, w głównej sali restauracji. Tam dokonamy waszej rejestracji.
Po tych słowach kobieta weszła do środka, zaś wszystkie przyszłe uczestniczki spełniły jej polecenie, idąc przy okazji za nią.
- Ciekawe, co to za uczestniczki? - powiedziała Dawn.
- Chodźmy zobaczyć te dziwolągi, które nawiasem mówiąc nie mają z tobą najmniejszych szans - zażartowałam sobie.
- Miło mi, że tak mówisz.
- Mówię, co myślę, a myślę, że dasz radę.
Obie weszłyśmy więc do środka i zaczęłyśmy obserwować rejestrację uczestniczek. Pierwszą z nich była dość wysoka, młoda kobieta w ciemno-czerwonych włosach. Miała na sobie białą kieckę oraz okulary o grubych, różowych ramkach.
- Jak godność szanownej pani? - zapytała Delia.
- Jestem Jessie-lynn i z całą pewnością to ja będę zwyciężczynią tego konkursu! - odpowiedziała paniusia zarozumiałym tonem.
Z jej głosu biła taka jakby mania wielkości. Czułam, że już ją gdzieś widziałam, chociaż nie potrafiłam dopasować jej twarzy do nazwiska. Skąd ja ją znam, myślałam. Może z Pokazów w Kalos? A może... Nie, to chyba niemożliwe. Ona nie byłaby tak głupia, żeby tu przebywać tuż pod nosem mojego chłopaka. Chociaż z drugiej strony ona nigdy nie była obdarzona czymś takim jak inteligencja ani instynkt samozachowawczy.
Czerwonowłosa tymczasem zapisała się, wzięła ulotkę z napisanym na niej regulaminem Konkursu, po czym wyszła z restauracji bardzo pewnym krokiem, łypiąc dziwnym wzrokiem na mnie i na Asha.
- Jakaś dziwna ta dziewczyna - powiedziałam.
- Tak, aż za bardzo - zgodził się ze mną detektyw z Alabastii - Wielka szkoda, że tak szybko sobie poszła. Chętnie bym się jej lepiej przyjrzał.
Jego słowa zaniepokoiły mnie i potwierdziły me obawy względem tej osoby, ale bardzo szybko o nich zapomniałam obserwując wpis kolejnych uczestniczek, wśród których były May, Melody, Misty oraz Dawn. Ku mej wielkiej rozpaczy znajdowała się tam też Macy.


- Ash, kochanie! - zawołała na widok mojego chłopaka - Twoja mama miała wspaniały pomysł z tym Konkursem! Jestem pewna, że go wygram.
- To dobrze - zaśmiał się do niej jej idol - Pewność siebie to połowa zwycięstwa.
A po cichu dodał:
- Ale też czasami źródło zguby.
Usłyszałam te ostatnie słowa i zachichotałam delikatnie, podobnie jak i Pikachu. Macy jednak spojrzała na nas groźnie.
- Ach, tak! A więc uważasz, że moje szanse na wygrane są znikome, skoro tak sobie ze mnie kpisz?!
- Ależ skąd, Macy! Bynajmniej - odparłam wesoło - Po prostu bawi mnie twoja zarozumiałość.
Dziewczyna wzięła się pod boki i łypnęła na mnie swym groźnym spojrzeniem.
- Możesz sobie kpić, ale jeszcze to moje będzie wierzchu! Zobaczysz! Twoje przyjaciółeczki nie mają ze mną szans!
Po tych słowach wyszła ona z restauracji dumnym krokiem.
- Ech, cóż to za zarozumiała diva! - mruknęła Misty - Z przyjemnością wgniotę ją w ziemię.
- Tylko uważaj - powiedział Ash - Nie zapominaj, że ona w walce jest równie mocna, co w gębie, a to niedobre połączenie.
Rudowłosa prychnęła pogardliwie.
- Pamiętam doskonale, jak ta zarozumiała i walnięta pannica walczyła z tobą w Lidze Johto, ale pamiętam także o jednej ważnej rzeczy, o której ty i ona zapominacie.
- Tak? A o jakiej?
- A o takiej, że to nie są walki Pokemonów, lecz Konkurs piękności! Macy może i umie walczyć, ale wyciągnąć wewnętrzne piękno ze swoich podopiecznych to już zupełnie inna bajka i jestem pewna, że Księżniczka Świński Ogonek raczej się w niej nie odnajdzie.
- Obyś miała rację, bo inaczej ta jędza już nigdy nie przestanie się chwalić.
Nagle do restauracji wparowała jakaś dziewczyna o krótko obciętych, niebieskich włosach i czerwonych oczach. Była ubrana w błękitną mini-spódniczkę, zieloną bluzeczkę bez rękawów, białą koszulę oraz czerwony krawat.
- Przepraszam, czy trwają tu jeszcze zapisy do Konkursu piękności? - zapytała.
Poznaliśmy z Ashem ten wredny głos, dlatego szybko odwróciliśmy się w kierunku, z którego on dobiegł.
- To Miette! - jęknęłam - Co ona tutaj robi?!
- Właśnie się one kończą, ale możesz się jeszcze zapisać - powiedziała Delia Ketchum do mojej niedawnej rywalki.
Dziewczyna podeszła do kobiety, mijając nas po drodze z wyraźnym uśmiechem na twarzy.
- Hej, Ash! Cześć, Serena! Tęskniliście za mną?
- Niezbyt - burknęłam.
- Po co tu przyjechałaś? - zapytał mój chłopak.
- Chcę się zapisać na Konkurs piękności urządzany przez panią Delię Ketchum i wiem doskonale, że go wygram, ponieważ jestem specjalistką w tej dziedzinie. Nie to, co te twoje koleżanki - odparła, patrząc złośliwie na moje przyjaciółki.
- Coś ty powiedziała?! - krzyknęła Misty, cała czerwona na twarzy.
Dziewczyna z Kalos tymczasem spokojnie zapisała się na liście, po czym spojrzała na mnie, pytając:
- A ty bierzesz w tym udział? Bo nie widziałam twojego nazwiska.
Sama nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło. To było wręcz silniejsze ode mnie i musiałam to zrobić.
- Właśnie zajęłaś moje miejsce w kolejce - odpowiedziałam.
Po tych słowach podbiegłam do listy, wyjęłam z rąk Delii długopis i zapisałam swoje nazwisko na samym końcu. Wprawiałam tym w zdumienie nie tylko moją przyszłą teściową, ale też Asha i naszych przyjaciół.
- No... To znowu zmierzymy się ze sobą - powiedziała Miette z lekkim uśmiechem na twarzy - Ale jestem pewna, że tym razem ja wygram.
- Pomarzyć dobra rzecz - odparłam jej złośliwie, po czym złapałam mego chłopaka za rękę i pociągnęłam go za sobą.
Oboje wyszliśmy z restauracji, a wierny Pikachu, siedząc na ramieniu swego trenera, towarzyszył nam.
- Co w ciebie wstąpiło, Sereno?! - zawołał Ash - Myślałem, że jesteś ponad to wszystko.
Załamana rozłożyłam bezradnie ręce.
- Sama nie wiem. To był impuls - odpowiedziałam mu po chwili.
- Przez ten impuls dajesz jej tylko satysfakcję - zwrócił mi uwagę mój luby - Czy ty czegoś nie rozumiesz? Ona właśnie tego chce! Zmusić cię do walki, a potem pokonać publicznie!
- Uważasz, że ma szansę na wygraną?
- Z tobą na pewno nie, ale sprawia jej przyjemność to, że cię drażni, a ty się wściekasz. Nie widzisz tego?
Poczułam, że mi się robi głupio. Ash miał niestety rację. Dałam się sprowokować Miette jak dziecko i proszę... Znowu wraca we mnie tamta gorsza Serena. Pięknie, coraz lepiej.
- Wybacz mi, Ash. Nie powinnam była, ale... No, co ja mogę? Przecież ta jędza działa mi na nerwy, zwłaszcza jak sobie przypomnę to, jak o mały włos nie rozbiła naszego związku! Trudno mi nie reagować złością, kiedy widzę tę jej wredną buźkę.
- I co teraz zamierzasz zrobić?
- To oczywiste. Wygrać z nią. Mało mnie obchodzi wygrana w tym durnym konkursie, ale chciałabym być chociaż o jedno miejsce przed nią. Chcę jej po prostu utrzeć nosa i tyle.
- Żeby tylko się nie skończyło tak, jak wtedy z Shauną.
Stanęłam w miejscu, po czym spojrzałam w oczy mego chłopaka.
- Kochanie... Tamta Serena już nie wróci, masz na to moje słowo. Od tamtego czasu wiele zrozumiałam. Serio.
- Obyś miała rację, najdroższa - rzekł detektyw z Alabastii, dotykając czule mojej dłoni.
Nagle coś sobie przypomniałam.
- A propos... Mam do ciebie małą prośbę. Melody ma tylko jednego Pokemona, natomiast te Tracey’ego raczej niezbyt nadają się do Konkursu piękności. Możesz pożyczyć jej swojego Bulbasaura?
Mój chłopak na szczęście nie miał nic przeciwko temu i wyraził zgodę na moją prośbę.

***


Chwilę później wróciliśmy do restauracji, gdzie Ash pożyczył Melody Bulbasaura z przykazaniem dla swojego Pokemona, żeby ten słuchał jego przyjaciółki. Stworek radośnie wyraził na to zgodę, zaś nasza przyjaciółka pisnęła z radości.
- Dzięki, Ash! - po czym objęła mocno mojego chłopaka i pocałowała go czule w oba policzki.
Następnie pobiegła ona na łąkę trenować swój układ na pokaz.
- Świetnie, nasz dzielny detektyw wszystkim pomaga, a mnie to nikt nie pomoże - mruknęła ironicznie Misty, która z jakiegoś powodu była taka jakaś nabuzowana.
- Ja ci mogę pomóc - powiedział Brock, stając obok nas.
Rudowłosa spojrzała na niego złośliwie.
- Poważnie? I co niby zrobisz, kochasiu? Uwiedziesz wszystkie moje konkurentki, żeby nie mogły się one skupić na walce ze mną?
- Mistyś, proszę cię...
- Nie mów do mnie Mistyś! Przed chwilą, zanim ta cała Miette sobie nie poszła, robiłeś do niej maślane oczy! Może zaprzeczysz?!
- No, proszę cię! Ona nie jest w moim typie!
- Ale lepiła się do ciebie!
- Ale ja do niej nie!
- Twoja strata! Daj mi już święty spokój!
Brock chciał już coś powiedzieć, ale machnął ręką nie chcąc dłużej dyskutować na ten temat, po czym wrócił do kuchni. Zaś moja przyjaciółka z Azurii stała dalej przy nas, mając łzy w oczach.
- Wszystko w porządku? - zapytałam, podchodząc do niej.
- Tak, jasne. Wszystko gra - odpowiedziała mi dziewczyna, wycierając sobie powoli dłonią oczy - Pójdę teraz na plażę potrenować sobie z moimi Pokemonami.
Następnie wybiegła z restauracji tak szybko, jakby ją furie goniły.
- Co to za jędza! - zawołałam.
- Niby kto? - spytał Ash.
- Pika-pika? - pisnął Pikachu.
- Miette! - wyjaśniłam - Musiała widzieć, że Brock i Misty mają się ku sobie, chociaż oboje nie chcą się do tego przyznać. Ta wiedźma doskonale musiała to wyczuć i dlatego zrobiła Misty na złość próbując się do niego przystawiać. Tak samo było z tobą.
- Nie... Mnie naprawdę pokochała, a ty stałaś jej na drodze, dlatego też postanowiła cię wykolegować w myśl zasady „żadnych jeńców“.
- Żadnych jeńców... Tak, doskonale to określiłeś! Ja też nie zamierzam ich brać.
- Mogę jej załatwić dyskwalifikację z Konkursu.
- O, nie! To za proste! Ona musi cierpieć inaczej. Największy cios jej zadam wtedy, gdy z nią wygram. To ją najmocniej zaboli.
- Tylko się nie nakręcaj, bo będzie jak z Shauną.
- Spokojnie, będzie dobrze.
- A jak nie będzie?
- Wtedy pozwolisz Pikachu, aby mnie poraził prądem.
Ash parsknął wesoło śmiechem.
- Masz to u mnie!
Mój chłopak powiedział mi kiedyś, że jestem jedyną jego towarzyszką podróży, której jego starter nigdy nie poraził prądem. Wszystkie inne od niego oberwały, czasami przypadkiem, czasami zaś celowo. Mnie jednak ominęło to szczęście. Ciekawe, dlaczego?

***


Kilka minut później poszliśmy na posterunek policji. Porucznik Jenny wysłuchała naszej opowieści, po czym powiedziała:
- To bardzo interesujące, przyjaciele. Jednak nic nie możemy zrobić w tej sprawie, jeśli Rene sam nie zgłosi na policję sprawy tych anonimów.
- Naprawdę nie możecie mu pomóc? - zapytałam zdumiona.
- Policja ma obowiązek pomagać innym, ale nie na siłę. Wasz kolega boi się o swoje życie, ale nie do tego stopnia, żeby narazić swe dobre imię obecnością radiowozów policyjnych tuż przed zakładem fryzjerskim, który prowadzi. To głupie, ale nic nie możemy zrobić.
- Naprawdę nic? - zdziwił się Ash.
- A niby co twoim zdaniem mogłabym zrobić? - spytała Jenny - Te anonimy to tylko świstek papieru! Każdy mógł je napisać. Zresztą zostały napisane na komputerze, dlatego też poznanie autora po charakterze pisma jest niemożliwe.
Detektyw z Alabastii pomyślał przez chwilę, a następnie rzekł:
- Zastanawia mnie przeszłość Rene Artois. Jest on człowiekiem raczej bezkonfliktowym i nie ma wrogów, jednak być może po prostu nie zdaje sobie sprawy z tego, że komuś się naraził. Chociaż...
- Chociaż co? - zapytałam.
- Widzisz... Jest jeszcze jedna możliwość. Ojciec Rene lub jego matka, albo ktoś inny z jego bliskich mógł się komuś narazić... I ten ktoś...
- Teraz się mści! - zawołała Jenny, klaszcząc w dłonie - Doskonale! To jest świetna teoria i wcale nie pozbawiona sensu! Ostatecznie nawet Biblia pisze, że za winy ojców mają płacić dzieci! Wielu ludzi do dzisiaj bardzo dosłownie odbiera te słowa. Warto by sprawdzić tę teorię.
Następnie popatrzyła na mnie i zapytała:
- Skąd pochodzi Rene?
- Z Kalos. Z miasta Fontenblaue.
- Doskonale. Skontaktuję się z miejscową sierżant Jenny i poproszę ją o dane na temat waszego przyjaciela i jego bliskich. Być może komuś się oni narazili w jakimś sposób. Może miały miejsce jakieś procesy albo coś w tym stylu. Jak się czegoś dowiem, zaraz dam wam znać.
- Dziękuję ci, Jenny. Wiedziałem, że mogę na tobie polegać - rzekł mój luby wesołym głosem.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał radośnie jego Pokemon.
Podnieśliśmy się z siedzeń i ruszyliśmy ku wyjściu.
- I jeszcze jedno! - zawołała pani porucznik.
Spojrzeliśmy na nią zdumieni.
- Tak?
- Przekażcie swemu przyjacielowi, żeby wreszcie przyszedł do mnie i poprosił mnie o pomoc. Rozumiem, że dba on o swoje dobre imię, ale są przecież jakieś granice brawury.
- Spokojnie, przekażemy mu twoje słowa - zachichotał Ash, dotykając wesoło daszek swej czapki - Właśnie do niego idziemy.
Wyszliśmy z posterunku, a następnie ruszyliśmy razem w kierunku restauracji Rene Artoisa. Po drodze rozmawialiśmy na temat tego całego Konkursu piękności. Przechodziliśmy akurat koło parku, kiedy to nagle zobaczyliśmy żółty promień wystrzelony w niebo. Otaczały go ciemne kule energii. Potem dało się słyszeć wesoły głos panny z Shamouti, która bardzo wesoło gratulowała swoim Pokemonom.


- Widziałeś? - zapytałam - Zdaje się, że to nasza Melody opracowuje teraz jakieś nowe ruchy.
- Daje czadu - zachichotał Ash.
- A i owszem. Muszę się sama jeszcze nieco podszkolić. W końcu, może nie zależy mi na wygranej, ale przecież nie mogę wyjść na kompletną idiotkę.
- W takim razie chętnie ci pomogę.
- A czy to nie będzie nieco faworyzowanie?
- Przecież ja nie mam wpływu na wynik Konkursu.
- Ano tak, rzeczywiście.
Zachichotaliśmy wesoło, ale śmiech zniknął nam z twarzy, kiedy nagle zobaczyliśmy nagle zakład fryzjerski Rene. Był on pozbawiony szyb, zaś w środku leżały wszędzie odłamki szkła. Sam właściciel był lekko ranny i opatrywała go Alexa, której towarzyszyli Helioptile i Jolteon. Przerażeni wbiegliśmy do środka.
- Na miłość boską, co tu się stało?! - zawołałam.
- Jakiś dziki Fearow zaatakował podmuchem wiatru budynek. Na całe szczęście Jolteon go przepędził - wyjaśniła nam dziennikarka.
- Jeol! - zapiszczał Pokemon, czule liżąc rękę swego trenera.
- Czy wszystko w porządku? - zapytałam Rene.
- Spokojnie. To tylko lekkie zadrapania - odpowiedział mężczyzna ze spokojnym tonem.
Alexa tymczasem zaczęła nam wyjaśniać, o co chodzi.
- Przyszłam tu jakiś kwadrans przed wami. Rene przedstawił mi swego przyjaciela, Adama Westona. Miło nam się rozmawiało, aż do chwili, gdy ten wyszedł wywietrzyć łazienkę. Wtedy ten przeklęty Fearow, który nie wiadomo skąd się wziął, przyleciał i zaatakował zakład podmuchem wiatru. Wystawa poszła w drobiazgi, kawałki szkła leciały na wszystkie strony. Poraniłyby mnie, gdyby nie Rene, który powalił mnie w ostatniej chwili na podłogę. Na szczęście drania przepędził Jolteon.
- A gdzie jest teraz ten cały Adam? - zapytał Ash.
- Poleciał po lekarza - wyjaśnił Rene.
- Nie lepiej było zadzwonić?
- Telefon u nas nie działa tak od kilku dni. Miałem wezwać do niego kogoś z telekomunikacji, ale zapomniałem.


Oboje pomogliśmy naszej dziennikarce opatrzyć jej bohatera, potem zaś przyjechała karetka pogotowia, która zabrała Rene na badania. Ten nie chciał jechać, ale uległ pod wpływem próśb Alexy. Poprosił jednak, abym zajęła się jego Pokemonem.
- Nie ma sprawy. Będzie w bardzo dobrych rękach - powiedziałam.
Fryzjer uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, po czym pożegnał czule swego stworka i odjechał z lekarzami. Jolteon zapiszczał smutno, widząc tę całą sytuację.
- Nie bój się - pocieszałam go - Twój trener powróci do ciebie cały i zdrowy. Zobaczysz, przyjacielu.
Tymczasem Ash przyjrzał się uważnie miejscu zbrodni. Ale niestety, pomimo wnikliwej analizy, a także swojej wiernej lupy nie znalazł niczego konkretnego, więc zaproponowałam, abyśmy posprzątali ten bałagan.
- Żartujesz sobie?! - jęknął mój chłopak - Przecież tu jest masa szkła! Nawet w tydzień tego nie ogarniemy!
Jolteon popatrzył na nas uważnie, po czym zapiszczał, najeżył się i wydał z siebie bardzo głośny pisk. Chwilę później wszystkie kawałki szkła zamieniły się w pył.
- Wow! A to, co to było?! - zapytałam, będąc pod wrażeniem tego, co właśnie ujrzałam.
- To są ultradźwięki - wyjaśnił mi Ash - Ten cwaniak skruszył szkło na pył. Dobra robota, koleś.
- Pika-pika-chu! - dodał Pikachu.
Pokemon zrobił dumną minę, zaś Alexa złapała za miotłę.
- Dobra, to teraz pójdzie nam łatwo. Posprzątajmy tutaj! Chociaż tak mu się odwdzięczymy.
- Odnoszę wrażenie, że wpadł on ci w oko - zachichotał mój luby.
Dziennikarka podcięła mu nogi miotłą.
- Nie twój interes - burknęła, a jej twarz spłonęła rumieńcem.
Sprzątaliśmy przez dłuższą chwilę, kiedy zaś już skończyliśmy, to do zakładu wszedł jakiś młodzieniec ze Spearowem na ramieniu. Na ich widok Jolteon zapiszczał gniewnie.
- W końcu jesteś, Adam! - zawołała Alexa - Gdzie się podziewałeś tyle czasu, co?
Spojrzałam uważnie na młodzieńca. Był on przed trzydziestką, sporo niższy od Rene, szatyn z bujnym zarostem oraz dość długimi włosami. Zbyt długimi jak na chłopaka. Sprawiał wrażenie jakiegoś hipisa.
- Byłem u Marthy, mojej dziewczyny. Opowiedziałem jej, co się stało. Rene jest w szpitalu?
- Tak, zabrali go na obserwację - wyjaśniła Alexa - Spokojnie, wyjdzie z tego.
- To bardzo dobrze - pokiwał głową Adam, po czym spojrzał na mnie i na Asha - Wy pewnie jesteście tymi detektywami, o których opowiadał mi Rene? Miło mi was poznać. Jestem Adam, a to mój Spearow.
Mój chłopak lekko wzdrygnął się na widok tego Pokemona. Wcale mnie to nie zdziwiło, w końcu nie miał on zbyt przyjemnych wspomnień związanych z tym gatunkiem Pokemonów. Ptaszysko zresztą nie sprawiało przyjemnego wrażenia, o czym świadczyło zachowanie Jolteona, który to warczał na niego groźnie, okazując mu niechęć, którą zresztą Spearow ją odwzajemniał.
- Jolteon, proszę cię! - powiedziałam smutnym tonem, gładząc go po głowie - Twój trener nie byłby zadowolony, gdyby widział, że wszczynasz bójki z innymi Pokemonami.
Adam popatrzył na mnie z dumą w oczach.
- No proszę, moja droga. Widzę, że masz obejście z Pokemonami.
- To żaden problem, zwłaszcza, iż sama mam Eevee - wyjaśniłam - A właściwie miałam, bo obecnie jest Sylveonem.
- Skoro o Pokemonach rozmawiamy, to powiedz mi, Adam, co wiesz na temat Fearowa, który zaatakował ten salon? - zapytał nagle Ash.
- Niestety, ja nie widziałem go podczas ataku. Robiliśmy dziś z Rene małe sprzątanie i wietrzyłem łazienkę. Bo wiecie, czasami lubię sobie tam zakurzyć papierosa, dlatego potem zapach panuje w tym miejscu taki, że... No, krótko mówiąc... Przyjemny to on nie jest.
- Domyślam się - powiedział ironicznie detektyw - A te anonimy? Co o nich sądzisz?
- Początkowo uważałem, że ktoś robi sobie jakieś żarty, jednak po tym dzisiejszym ataku to już tak nie uważam. Ktoś to robi specjalnie. No, bo nie uwierzę, że dziki Fearow bez najmniejszego powodu zaatakował ten salon. Ktoś musiał kazać mu to zrobić, ale kto i po co, nie wiem.
- Rozumiem - rzekł mój ukochany - Dziękuję ci za te wiadomości. Postaramy się rozwiązać tę sprawę.
Adam podziękował nam za to, po czym uściskał nas delikatnie, aby okazać nam swoją wdzięczność. Pomyślałam wówczas, że przydałaby mu się kąpiel, ponieważ ten zapach, jaki z siebie wydzielał nie należał wcale do przyjemnych.
Pożegnaliśmy Alexę oraz naszego nowego znajomego, a następnie ruszyliśmy w kierunku domu Delii.
- I co sądzisz o tej całej sprawie? - zapytał po chwili mój ukochany.
- Nie za bardzo wiem, co mam teraz o tym wszystkim myśleć, Ash - odpowiedziałam mu - Czuję jednak w tej sprawie jakiś wielki szwindel.
- Ja także. Jednak brakuje mi danych w tej sprawie, dlatego nie chcę wyciągać pochopnych wniosków, przynajmniej na razie.
- A masz już jakieś podejrzenia?
- Możliwe, ale brakuje im potwierdzenia w faktach. Dlatego też jak na razie zachowam je dla siebie.
- Pika-pi! Pika-chu! - poparł go Pikachu.
Obok mojej nogi szedł spokojnie Jolteon, mrucząc delikatnie.
- Zdaje się, że masz nowego przyjaciela - zaśmiał się do mnie Ash.
- Rzeczywiście - zachichotałam - Jest bardzo uroczy.
- Urok to akurat pojęcie względne - usłyszeliśmy nagle dobrze nam znany głos.
Spojrzeliśmy w bok i zauważyliśmy Miette z pewną siebie miną na twarzy. Poczułam, wówczas jak gniew we mnie kipi. Czy ona musiała za nami wszędzie łazić? To już było denerwujące.
- Czego znowu chcesz?! - zawołałam - Nie wystarczy ci, że wkurzyłaś dzisiaj Misty?! Teraz za mnie się zabierasz?!
- Wybacz, ale trzeba mieć jakieś hobby - zachichotała dziewucha.
- Znajdź sobie jakieś inne - mruknął mój chłopak.
Miette zachichotała złośliwie, po czym podeszła do Jolteona i chciała go pogłaskać, kiedy ten nagle strzelił w nią piorunem. Wówczas to moja rywalka skończyła na chodniku cała w sadzy i z głupią miną.
- Teraz to już naprawdę cię lubię, wiesz? - powiedziałam, przytulając do siebie czule Pokemona.
Ash i Pikachu zaśmiali się doniośle.

***


Po jakieś godzinie byliśmy wszyscy na kolacji u Delii. Kobieta była wyraźnie zadowolona, że jednak postanowiłam wziąć udział w Konkursie.
- Mam nadzieję, iż pokażesz klasę, Sereno. W końcu masz talent do publicznych występów.
- Dziękuję. Postaram się wypaść jak najlepiej - odpowiedziałam jej.
Zaraz po posiłku wyszliśmy całą naszą paczką na dwór, abym mogła potrenować. Szybko wypuściłam z pokeballi Braixena i Panchama. Ash z Clemontem, Bonnie, Pikachu i Jolteonem usiedli na ławce, uważnie mnie obserwując. Max zaś wyjął kamerę, po czym zaczął nagrywać.
- W końcu będę miał materiały na moją stronę internetową! - zawołał bardzo zachwycony.
Dawn nie było teraz z nami, ponieważ przygotowywała się ona do występu razem z May. Obie były swego czasu koordynatorkami, dlatego też postanowiły trenować razem. Być może i to lepiej, że ich tutaj nie było, gdyż nie byłoby w porządku, gdybyś nawzajem obserwowały swoje ruchy. Zabawa zabawą, ale należy przestrzegać pewnych zasad.
Przeszłam więc do ćwiczeń. Braixen wystrzelił w powietrze podmuch ognia, natomiast Pancham dołączył do tego swój ciemny puls. Oba te ataki połączyły się ze sobą w taki sposób, że powstał z tego maleńki wybuch, zaś z nieba spadł złoty pył.
- Ale to piękne! - zawołała zachwyconym głosem Bonnie.
- Ne-ne-ne! - pisnął jej Dedenne.
- Super - dodał Max, wciąż kręcąc.
Nagle coś porwało mojego Panchama wysoko w górę, a następnie spadł on na ziemię z zawrotną szybkością. Przerażona krzyknęłam głośno, zaś Jolteon wykonał zwinny skok i złapał mocno mego stworka za futerko na karku, następnie z gracją opadł na ziemię. Szybko podbiegłam do nich.
- Nic wam nie jest?! - zapytałam.
Pokemony popatrzyły na mnie smutno, ale zanim zdążyły mi udzielić odpowiedzi, to nadleciała w naszą stronę kula energii. Żółty czworonóg strzelił w jej kierunku swoim pociskiem, który to zderzył się z tamtym, po czym zniszczył go.
- Serena! - krzyknął przerażony Ash, podbiegając do mnie szybko.
- Ktoś nas atakuje z ukrycia! - dodał Max, stając obok niego.
Następnie wypuścił on swojego Mudkipa. Clemont dołączył swojego Chespina, zaś Bonnie posłała Dedenne do walki. Jednak nie doszło do kolejnego ataku. Dla bezpieczeństwa razem przejrzeliśmy pobliskie krzaki, ale nikogo tam nie było.
- Nic z tego nie rozumiem - powiedziałam - Kto to był i czego chciał?
- Odniosłem wrażenie, że pragnął wykolegować twojego Panchama z zawodów - stwierdził Max.
- Racja. W końcu to jego zaatakował - dodał Clemont, dotykając lekko swoich okularów.
- Jakim burakiem trzeba być, żeby zrobić coś takiego?! - krzyknęła Bonnie, a jej Dedenne pisnął oburzonym tonem.
- Moim zdaniem ten cios mógł zastosować tylko jakiś Pokemon typu psychicznego - zauważył młody Meyer.
Ash zgodził się z nim.
- To prawda, ale jakikolwiek to był Pokemon, już zniknął.


Podeszłam do mojego Panchama, pochyliłam się nad nim i zapytałam:
- Wszystko w porządku?
Stworek chciał już dać mi do zrozumienia, że wszystko jest dobrze, ale złapał się mocno za ramię i zapiszczał z bólu. Clemont z Maxem szybko obejrzeli jego kończynę.
- Jest zwichnięta - powiedział po chwili młody Meyer.
Stworek zapiszczał smutno, roniąc przy tym łzy.
- Nie płacz już, Pancham. To nie twoja wina - pocieszałam go czule niczym matka - Zobaczysz. Wszystko będzie dobrze. Ramię ci się zagoi.
- Ale on teraz nie może wystąpić w Konkursie - zauważył nasz drogi haker - A musisz mieć dwa Pokemony, takie są zasady.
Chłopak miał niestety rację, byłam w bardzo trudnej sytuacji. Mogłam co prawda prosić profesora Sycamore’a, aby przesłał mi z Kalos jednego z moich Pokemonów, ale czy zdążyłabym przez ten czas przygotować nowy układ? W końcu Konkurs miał się odbyć za dwa dni. To bardzo mało czasu. Za mało.
- Spokojnie, Sereno - przerwał me rozmyślania Ash - Powiemy mojej mamie, co tu zaszło. Na pewno pozwoli ci wystąpić z samym Braixenem.
- O, nie! Nie, mój drogi! Nie chcę żadnych forów! - zawołałam - Chcę wygrać uczciwie, jeżeli w ogóle wygram. A zresztą na tym mi, tak prawdę mówiąc, wcale nie zależy. Pragnę jedynie pokonać Miette, reszta mnie nie obchodzi. Żeby to jednak zrobić, muszę być całkowicie fair wobec innych i siebie samej.
Nagle poczułam, jak coś mnie trąca w nogę. To był Jolteon, który to zapiszczał delikatnie.
- Chcesz mi pomóc? - zapytałam go.
Ten potwierdził moje słowa kiwając delikatnie główką.
- To jest myśl! - zawołał wesoło Ash - On może wystąpić razem z tobą.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- No, sama nie wiem - miałam poważne wątpliwości - Przecież to jest Pokemon Rene, a on może mieć coś przeciwko temu.
- Nie wydaje mi się - stwierdził mój chłopak - W końcu sam powierzył go twojej opiece, a prócz tego stworek cię lubi.
Pozostali przyjaciele nie mieli nic przeciwko temu, jednak musiałam zapytać samego zainteresowanego o zdanie. Dlatego też uklękłam przed Jolteonem.
- Czy chcesz ze mną wystąpić ten jeden raz?
Odpowiedzią był wesoły dźwięk, jaki wydał z siebie stworek.
- To chyba oznacza tak - powiedział detektyw z Alabastii.
Ponieważ sprawa ta została rozstrzygnięta opatrzyliśmy razem ramię Panchama, podnosząc go na duchu po tym, co się stało. Chwilę później z pomocą Braixena oraz Jolteona zaczęłam trenować nowy układ. Nie chcę umniejszać wcale zasług mego wiernego stworka, lecz muszę to przyznać, iż jego zastępca sprawdził się naprawdę doskonale, a może nawet jeszcze lepiej. Ćwiczenia wyszły więc tak, jak powinny.
- To było cudne - usłyszałam głos mojej przyszłej szwagierki, która właśnie przyszła na samo zakończenie mojego treningu.
- O! Dawn! Wreszcie tu przybyłaś - zawołałam radośnie, gdy tylko ją zobaczyłam.
- Na ostatnią chwilę - zażartował sobie Max.
- Trenowałam razem z May - wyjaśniła mi moja przyjaciółka - Razem wymyśliłyśmy kilka naprawdę doskonałych układów, ale uważam, że to, co teraz zobaczyłam jest o wiele lepsze niż te wszystkie moje głupie pomysły.
- Oj, weź przestań! To tylko trening! Tobie też się uda - stwierdziłam z pewnością w głosie.
- Nie było cię cały dzień - odrzekł Clemont do swojej dziewczyny z wyrzutem w głosie - Brakowało mi ciebie, a ty się nie odzywałaś.
- I kto to mówi? - zachichotała Dawn - Ktoś, kto zapomina o bożym świecie, gdy konstruuje te swoje zwariowane wynalazki.
- Wiesz, że od chwili, gdy ostatni raz tak zrobiłem minęło wiele czasu - odrzekł na to jej chłopak - Jeśli więc myślisz, że ci tak łatwo wybaczę, to chyba...
Wynalazca nie zdążył dokończyć swojej wypowiedzi, ponieważ panna Seroni objęła go czule i zamknęła mu usta radosnym pocałunkiem, co Max oczywiście uwiecznił na swojej kamerze.
- Warto zachować ten widok ku potomności - zażartował chłopak.
Tymczasem zakochani przestali się całować i spojrzeli sobie czule w oczy.
- To jak? Wybaczyłeś mi? - zapytała Dawn.
- Wybaczyłem. Na razie...
Jego dziewczyna parsknęła śmiechem i oboje weszli do domu Delii, a za nimi poszli Max i Bonnie oraz nasze Pokemony. Ja z Ashem zostaliśmy przez chwilę sami.
- Wiesz... Nie sądziłam, że to powiem, ale bardzo się cieszę, że mogę wystąpić w tym Konkursie. Ostatni raz. Mój pożegnalny występ.
- I zobaczysz, że go wygrasz - powiedział z pewnością w głosie mój chłopak - A co do tego kogoś, kto próbował cię wykolegować z zawodów, to możesz być pewna, że dopadnę go i pokażę mu, jak w Alabastii karany jest ten, który gra nieczysto.
Wtuliłam się w niego mocno i czule, słuchając przy tym uważnie bicia jego serca.
- Wiem, że tak będzie, kochany mój. Na pewno...


C.D.N.




2 komentarze:

  1. Zaczyna robić się coraz ciekawiej. Ash i Serena badają alibi Rene, w tym celu odnajdują Alexę, która według słów fryzjera była z nim w tym dniu na lodach. Przy okazji spotykają rozmawiającą z dziennikarką May, która już wyszła ze szpitala w Azurii i przyjechała do Alabastii, by wziąć udział w konkursie piękności organizowanym przez Delię Ketchum.
    Przy tej okazji Ash i Serena wypytują dokładnie Alexę o spotkanie z Rene, więc dziennikarka potwierdza, że byli w tym dniu na lodach, gdyż musiała mu zrekompensować fakt iż wylądowała na nim zupa pomidorowa. Przy okazji wychodzi na jaw, że Alexa i Rene mają się ku sobie, co za wszelką cenę Alexa chce zachować w tajemnicy więc wymusza milczenie nawet na paplającej jak zawsze May, która obiecuje, niczym kelner w pewnym skeczu, że będzie milczeć w trzynastu językach. :)
    Ash, Serena i May wracają do domu, gdzie trwają intensywne przygotowania do konkursu piękności. Serena wciąż ma wątpliwości, czy powinna w nim wystąpić. Wspomina czasy, gdy chora ambicja przesłaniała jej zdrowy rozsądek i potrafiła nawet głodzić siebie oraz swoje pokemony, byleby tylko wygrać i zniszczyć Shaunę, której szczerze nienawidziła. Nie chce by te czasy powróciły, więc przy pomocy Pikachu podejmuje decyzję o rezygnacji z udziału w konkursie, decyduje się jednak pomóc Dawn w przygotowaniach do niego.
    Gdy przychodzi z Ashem do restauracji, jest w nim już tłum kandydatek do konkursu. Wśród nich niestety jest wkurzająca Macy, która widać, że nie cofnie się przed niczym, aby wygrać konkurs.
    Sytuację dodatkowo pogarsza pojawienie się Miette, która słyszała o konkursie i postanowiła wziąć w nim udział oraz rzecz jasna zwyciężyć. Wyraźnie wjeżdża Serenie na ambicję, więc dziewczyna zaślepiona wściekłością na byłą rywalkę decyduje się jednak wziąć udział w konkursie wraz ze swoim Panchamem i Braixenem.
    Przy okazji jesteśmy świadkami sytuacji, jak Misty i Brock wyraźnie się kłócą, bo chłopak robił maślane oczy do Miette, a Misty była o to wyraźnie wściekła. Ta dwójka ma się ku sobie, tylko nie potrafi się do tego przyznać. :)
    Zaraz po nieprzyjemnej sytuacji z Miette nasza para udaje się na posterunek policji, by wskórać cokolwiek w sprawie Rene. Niestety, dopóki ich przyjaciel nie złoży oficjalnego doniesienia, nie ma szans, że policja zajmie się jego sprawą. Ash i Serena udają się więc do salonu fryzjerskiego Rene, by przekonać go do oficjalnego złożenia doniesienia na policję.
    Po dotarciu na miejsce zastają obraz kompletnej demolki. Wszystkie szyby w salonie są powybijane, a sam Rene leży na ziemi poraniony szkłem. Zostaje on zabrany do szpitala, a tymczasem Ash, Serena oraz Alexa próbują posprzątać bałagan. Na szczęście pomaga im w tym należący do Rene Jolteon, który przy pomocy ultradźwieków zamienia szkło w pył.
    W międzyczasie do salonu przychodzi Adam Weston, serdeczny przyjaciel Rene, wraz ze swoim Spearowem, do którego Jolteon nie pała wyraźną sympatią, i to z wzajemnością. Coś mi się wydaje, że atak Fearowa na salon Rene to coś, z czym Adam może mieć coś wspólnego...

    OdpowiedzUsuń
  2. CIĄG DALSZY:
    Na sam koniec porządków do salonu przypałętuje się Miette, która jak zwykle nie omieszkuje skierować w kierunku Sereny ciętej uwagi i stwierdzić pomiędzy wierszami, że "wkurzanie innych to jej hobby". Próbuje pogłaskać Jolteona, jednak ten nie pała do niej wyraźną sympatią i po chwili strzela w nią mocnym impulsem elektrycznym, czym zyskuje sympatię Sereny.
    Nasza para wraca do domu by trenować przed konkursem piękności. Serena wraz z Braixenem i Panchamem szykują się do występu, gdy nagle nadlatuje w ich kierunku kula ciemnej energii, która dość mocno rani Panchama. Pozostałe stworki są gotowe do walki, jednak nie następuje już żaden atak... Ciekawe, któż próbuje ataktować przyjaciół Rene?
    Niestety, w wyniku tego ataku dość mocno ranny zostaje Pancham, co uniemożliwia mu występ w konkursie. Po chwili wahania Serena decyduje się wziąć do duetu z Braixenem Jolteona (na co stworek się zgadza) i okazuje się być to strzałem w dziesiątkę, gdyż Braixen i Jolteon tworzą jeszcze lepsze efekty. Czyżby Serena miała wygraną w kieszeni? Kto stoi za tajemniczymi atakami na Rene oraz jego przyjaciół? O tym dowiemy się już niedługo z kolejnego bardzo ciekawego opowiadania. :)
    Ogólna ocena: 100000000000000000000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...