Płomienna rocznica cz. I
Opowiadanie to dedykuję czytelnikowi Satoshi89, dzięki którego pomysłowości ono powstało.
Pamiętniki Sereny:
- Nareszcie w domu! - zawołałam z radością w głosie - Nie ma to jak nasza kochana Alabastia!
- Zwłaszcza, jeśli spędzasz kilka dni w tropikach, gdzie co chwila ktoś coś przeciwko tobie knuje - zażartowała sobie Misty.
- Albo też próbuje cię zabić, co w sumie na jedno wychodzi - dodała złośliwie Melody.
- No właśnie - zgodziła się z nią rudowłosa - Sama bym tego lepiej nie ujęła.
Ja i Ash zrobiliśmy nieco załamane miny.
- Moje panie... Nie powinniście tak mówić - rzekł mój chłopak - Dzięki tym wszystkim spiskom przynajmniej nie narzekaliśmy na nudę.
- Ja bym się nie nudziła tam nawet wtedy, gdyby nikt nie próbował nas posłać do Krainy Wiecznych Łowów - zauważyła nieco ironicznie panna z Shamouti.
- Prawdę mówiąc to tylko mnie i Bonnie to groziło - zauważyła Dawn.
- Nie chcę się wcinać, ale moja osoba również była na to narażona i to bardzo - dodał Clemont.
- No faktycznie... Rzeczywiście o tym zapomniałam - zachichotała jego dziewczyna, rumieniąc się zawstydzona - Wybacz, nie chciałam brzmieć jak egoistka czy zapominalska.
- Ale to przecież nam Domino groziła śmiercią! - stwierdziła Bonnie - Ciebie jedynie zmusiła do współpracy.
- Ale pod groźbą śmierci - przypomniał jej starszy brat - Czyli liczy się, że ja również ryzykowałem swoje życie.
- Owszem, coś w tym jest - zachichotał Brock - Ale tak czy inaczej Ash ma rację, że przeżyliśmy naprawdę wspaniałą przygodę i temu nie można zaprzeczyć.
- Nikt przecież temu nie zaprzecza - wtrąciła Misty - Tylko dziwi mnie, jak to jest w ogóle możliwe, że ledwie ruszymy się z domu, a natychmiast przeżywamy przygodę, zaś każda następna jest bardziej niebezpieczna od poprzedniej.
- Jak mawia Ash „Taka karma“ - stwierdził Max - Ale jak dla mnie to jest coś bardzo przyjemnego. Przynajmniej się nie nudzimy.
- Kto się nudzi, ten się nudzi - mruknęła rudowłosa - Ale widzę, mój drogi, że już zaczynasz przejawiasz typowe cechy jakże szlachetnego rodu Ketchumów, takie jak nadmierna brawura czy słabość do niebezpieczeństw. Wiesz co? Równie dobrze pan Josh mógłby cię adoptować i uznać za syna, bo zachowujesz się zupełnie jak Ash.
- Mówisz tak, jakby w tym było coś złego - stwierdziłam z uśmiechem na twarzy.
- Złego to może nie... Ale dziwnego i owszem - odpowiedziała mi moja przyjaciółka z Azurii.
Dawn westchnęła głęboko.
- Ja cię naprawdę czasami nie rozumiem, Misty. Narzekasz na mojego brata ile się da, ale kiedy trzeba, to bez najmniejszego wahania wyruszasz z nim w podróż. Dobra, ostatnio rzadko to robisz, ale mimo wszystko robisz, kiedy cię o to poprosi, a nawet wtedy, kiedy cię nie poprosi.
- Widać taki już mój los, Dawn... Muszę wiecznie się za nim włóczyć, aby pilnować, żeby nie zrobił nic głupiego.
- No proszę, odezwała się panna ideał - mruknął Max - Jakby tobie nie przydarzały się nigdy złe decyzje.
- Właśnie - poparł go Tracey - Nikt przecież nie jest doskonały.
Misty chciała mu już dopiec, ale widocznie darowała sobie realizację tego planu, gdyż powiedziała:
- Być może masz rację, przyjacielu. Jednak naprawdę tak jest, że tam, gdzie ja podróżowałam sama, bez Asha, tam nie miałam wcale ciekawych przygód. No, w każdym razie na pewno nie były niebezpieczne dla mojego życia. A tutaj proszę... Ledwie Ash się pojawia, a kłopoty zjawiają się zaraz za nim.
- A co ja na to poradzę? - zapytał mój ukochany - Przecież specjalnie tego nie robię.
- Wiesz co, Misty? Mówisz zupełnie, jak moja siostra - zauważył nieco ironicznie młody Hameron - Ona też próbuje nam wszystkim wmawiać, że Ash przynosi jej pecha.
- I nie tylko on, gdyż ponoć ja również to robię - dodała wesoło Dawn - Moim zdaniem ona lekko histeryzuje.
- A moim zdaniem ma rację - odparła Misty - Znam naszego drogiego detektywa nie od dzisiaj i wiem doskonale, na co go stać. Kłopoty ciągną za nim jak cień.
- Ale też dzięki niemu żadne z nas nie może narzekać na nudę - wtrącił się do rozmowy Brock, którego twarz zdobił radosny uśmiech.
- A kto tutaj narzeka na nudę? Ja na pewno nie - mruknęła rudowłosa - Prawdę mówiąc, to ja bardzo lubię przygody, jednak też nie miałabym nic przeciwko temu, aby zaznać kilku dni spokoju od wszelakich przygód.
- Masz to jak w banku - stwierdził Ash - Już jutro powracasz do swojej ukochanej kuchni, a ja się będę z moją dziewczyną szykował na spotkanie kolejnej, niezwykłej przygody.
- I bardzo się z tego cieszę! - zawołała dość ironicznie Misty - Mam tylko nadzieję, że będzie ona miała miejsce daleko stąd.
- Żebyś tego nie wykrakała - powiedział Tracey - Ale powiem wam, że naprawdę przygody z wami to taka miła odmiany od spokojnego i cichego życia w laboratorium profesora Oaka. Nie żeby mi było źle w laboratorium oraz prowadząc taki tryb życia, ale przecież czasami trzeba porzucić święty spokój i przeżyć coś niesamowitego, bo inaczej życie staje się rutyną.
- Ech, mnie to mówisz?! - zapytała Melody - Nawet nie wiesz, jak się cieszę z tego, że przybyłam tu do Alabastii na urodziny Asha. Na Shamouti życie toczyło się dość dziwacznym torem i każdy dzień był równie nudny, co poprzedni. A tutaj proszę... Przygody, niebezpieczeństwa oraz intrygi... Normalnie żyć nie umierać! Cieszę się, że tu przyjechałam i zobaczyłam, jak pięknie tu jest. Gdyby nie to, to pewnie w mojej głowie nigdy nie pojawiłby się plan, aby rzucić w diabły tę nudną egzystencję na Shamouti i spędzać z wami radośnie czas.
- Chwała niech będą za to niebiosom - rzekł jej chłopak - Dzięki temu oboje mogliśmy się poznać od lepszej strony.
Po tych słowach oboje spojrzeli sobie czule w oczy, zaś Max i Bonnie widząc to jęknęli załamani.
- O nie! Błagam! - zawołała panna Meyer - Jak się pocałują, to chyba zwrócę dzisiejszy obiad.
- Bonnie! - skarcił ją Clemont oburzonym tonem.
- No co?! - pisnęła dziewczynka - Mówię, co myślę!
- A ja całkowicie ją popieram - dodał jej towarzysz - Za dużo czułości to jak za dużo słodyczy. Prędzej czy później cię zemdli.
- Fakt. Coś w tym jest - stwierdziłam wesoło.
Poszliśmy razem do domu Delii, gdzie postanowiliśmy zjeść kolację. Było już późno, dlatego też nie miało sensu iść teraz do pracy, poza tym następnego dnia i tak mieliśmy mieć całkiem sporo obowiązków, dlatego też postanowiliśmy sobie odpocząć, póki jeszcze możemy. Brock i Clemont szybko przejęli dowodzenie nad kuchnią, w której to potem wyprodukowali przepyszną kolację dla całej naszej wesołej kompanii. Uraczyliśmy się nią, rozmawiając przy tym o planach na kolejny dzień.
- Jutro jest rocznica naszego związku - powiedziałam do Asha.
Ten uśmiechnął się do mnie czule.
- Wiem, kochanie. Doskonale znam się na kalendarzu, podobnie jak i ty. Ale niestety jutro jest także Dzień Dziecka i wiem, że z tej okazji moja mama szykuje jakąś zabawę.
- Pewnie będzie chciała, abyśmy jej wszyscy pomagali - rzekł Max.
- A co? Nie chcesz? - zapytała Dawn.
Chłopak zaśmiał się delikatnie.
- Nie, przeciwnie. Bardzo chętnie będę pomagać w przygotowaniach i innych takich. Ale czy zdążymy wszystko na czas uszykować?
- Tak. Jestem pewien, że tak - powiedział wesoło Brock - Zwłaszcza, że będziemy razem, cała nasza drużyna.
- No, ja nie wiem, czy cała - odezwała się nagle Misty.
Spojrzałam na nią zdumiona tymi słowami.
- A co? Ty nie chcesz pomagać? - zapytałam.
- Nie, to nie o to chodzi - odparła Misty - Zapomniałam wam wcześniej powiedzieć o pewnej ważnej sprawie.
- Jakiej konkretnie? - spytała Melody.
- Chodzi o to, że moje kochane siostrzyczki wzywają mnie na jutro do Azurii. Bo widzicie, z okazji Dnia Dziecka wystawiamy co roku różne takie przedstawienia z wodnymi Pokemonami oraz nami, ich trenerami. To będzie naprawdę wielkie przedstawienie.
- Wierzymy ci na słowo - odpowiedział jej Tracey - Wielka szkoda, że nie będziesz z nami w Alabastii. Przydałabyś się nam tutaj, ale przecież nie możemy cię do niczego zmuszać.
- Właśnie - poparł go Brock - Poza tym na rodzinnej Sali, w której jest się Liderem, należy dbać o takie tradycje jak co roczne przedstawienia.
Misty popatrzyła na niego z delikatnym uśmiechem.
- Cieszę się, że rozumiesz moje położenie. Bardzo bym chciała zostać, ale tradycja to tradycja.
- A ja tam gwiżdże na tradycje, bo chcę się po prostu dobrze bawić - wtrąciła Melody nieco pogardliwy tonem.
Rudowłosa popatrzyła na nią bardzo zdumiona.
- Naprawdę tak uważasz? Czy tak po prostu sobie mówisz?
- Jestem teraz wręcz śmiertelnie poważna, moja droga - odpowiedziała jej zapytana - Zapewniam cię, Misty, że u nas, na Shamouti mamy wiele, dość archaicznych tradycji, bardzo głupkowatych zresztą.
- Melody! - zawołał Tracey oburzony jej sposobem mówienia.
Dziewczyna spojrzała na niego z ironią.
- A jak mam to niby nazwać? Prawda jest taka, że w moich rodzinnych stronach żyjemy w sposób naprawdę dziwaczny. Nasze życie to taka jakby mieszanka dawnych czasów oraz obecnych. Mnie to nie pasuje, więc po co mam udawać, że jest inaczej?
- Nie wiem, może dla przyzwoitości? - zapytała Dawn.
Nasza przyjaciółka prychnęła z kpiną.
- Przyzwoitość? A co to niby za przyzwoitość udawanie uczuć, które nie istnieją? Wolę mówić wprost, co czuję i jeżeli chcecie, to powiem wam to, czego już pewnie sami doskonale się domyślacie. No, bo niby po co mam przed wami udawać, że niby kocham tradycje Shamouti, kiedy tak naprawdę wcale ich nie kocham? Przyznaję, że bardzo kocham mojego ojca i kocham tę moją zwariowaną starszą siostrę, ale nie kocham mojej mamusi ani nie kocham tradycji mojej ojczyzny. I wiecie co? Czuję się o wiele lepiej, kiedy wam to powiedziałam. Przynajmniej wreszcie zrzuciłam to z siebie. Nawet nie wiecie, jakie to przykre dusić te wszystkie emocje w sobie.
Nie wiedzieliśmy przez chwilę, co mamy jej odpowiedzieć, aż w końcu Misty rzekła:
- Po części cię rozumiem, bo sama również nie pałam wielką miłością do moich starszych sióstr. Ale sama rozumiesz... Azuria to moje rodzinne strony. Trudno więc, abym nie kochała tego miejsca, gdzie spędziłam swoje dzieciństwo i gdzie przeżyłam wiele pięknych chwil. Ludzie tam są różni, ale miejsce zawsze pozostaje takie samo.
Melody uśmiechnęła się do niej z politowaniem, jakby patrzyła właśnie na dziecko, które przed chwilą powiedziało coś rozkosznie wręcz naiwnego, po czym odparła:
- Miejsca są takie, jakie są ludzie, którzy w nim przebywają. Możesz kochać każde miejsce na świecie, ale bywają takie chwile, że lepiej się w takich miejscach nie pokazywać, jeżeli przebywają w nim ludzie, którzy cię chcą skrzywdzić lub pozbawić życia, albo po prostu ranią cię emocjonalnie.
Patrzyliśmy na nią zaintrygowani. Nie wiedzieliśmy, o co jej też może chodzić. Nigdy nie była tak skłonna do filozofowania, a teraz nagle jej się zebrało na rozważania na temat otaczającego ją świata? Dziwne. Jak dla mnie nawet bardzo dziwne.
- Czemu nam to wszystko mówisz? - zapytałam.
- Właśnie! Czy ciebie ktoś skrzywdził? - dodała Bonnie.
- Jeśli tak, to powiedz nam, proszę - rzekł Clemont.
Melody pokręciła przecząco głową, śmiejąc się lekko.
- Nikt mnie nie skrzywdził. Tak sobie tylko gadam.
- To nie brzmiał jak tylko takie sobie gadanie - stwierdził Tracey.
Dziewczyna poderwała się z krzesła wyraźnie rozzłoszczona.
- Słuchajcie, wszystko jest w porządku! - zawołała - Przyjmijcie to do wiadomości i przestańcie mnie dręczyć, dobrze?!
- Spokojnie, Melody! Przecież nikt cię tu nie dręczy - powiedział Ash uspokajającym tonem - Czemu na nas tak krzyczysz?
- Sama nie wiem - odpowiedziała mu panna z Shamouti już spokojnym tonem - Z jakiegoś powodu mam ochotę drzeć gębę na wszystkich wokół. Tak się czasami zdarza. Nie gniewajcie się na mnie, proszę.
- Ależ nikt z nas się na ciebie nie gniewa - powiedziałam - Po prostu jesteśmy zdumieni twoim zachowaniem i tyle.
- Nie wy pierwsi i nie ostatni - stwierdziła smutno - No, ale nieważne. Pomówmy o czymś innym.
Posłuchaliśmy jej rady i bardzo szybko zmieniliśmy temat, jednak jej zachowanie wyraźnie dało nam wszystkim do zrozumienia, zwłaszcza, że w ogóle nie mogliśmy go pojąć. Gdy poszliśmy już wszyscy spać, zapytałam o to Asha.
- Moim zdaniem naszą kochaną przyjaciółkę coś dręczy - rzekł mój ukochany.
- Tyle to sama zauważyłam, skarbie, ale co takiego może ją dręczyć? - zapytałam.
- Moim zdaniem musi to mieć jakiś związek z jej rodziną, a konkretnie z matką. Melody musiało spotkać coś z jej strony. Coś bardzo niemiłego, jak myślę. Ale co takiego, niestety nie wiem.
- Nie mógłbyś tego odgadnąć?
- Niestety nie. Mam za mało poszlak, aby cokolwiek wywnioskować.
- Szkoda.
- Ja również bardzo tego żałuję, ponieważ gdybyśmy wiedzieli więcej, to wtedy moglibyśmy jej pomóc, a tak możemy tylko siedzieć z założonymi rękami.
Westchnęłam głęboko wiedząc, że ma on całkowitą rację, a my póki co nie możemy zrobić nic, dopóki nasza droga przyjaciółka będzie udawać, że wszystko jest w porządku. Jednak przecież nie powinno się nigdy nikomu pomagać na siłę, nawet jeśli ten ktoś jest naszym przyjacielem i woli sobie pocierpieć w milczeniu niż przyznać, iż ma problem.
Następnego dnia zjedliśmy śniadanie i poszliśmy wszyscy do naszego miejsca pracy, za którym zdążyliśmy się nieźle stęsknić.
- Ach! Kochana nasza restauracja! - zawołałam wesoło - Czuję się tak, jakbym nie była tu całe wieki.
- I w pewnym sensie to prawda - zażartowała sobie Dawn - Wszystko zależy od tego, jak odliczasz czas.
- Wiele prawd zależy od naszego punktu widzenia, jak powiedział duch Obi-Wana Kenobiego do Luke’a Skywalkera - dodał Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło jego starter.
Wokół nas krzątali się już wszyscy pracownicy restauracji „U Delii“, szykując to cudowne miejsce do przyjęcia dla dzieci, jakie miało mieć tutaj miejsce.
- To będzie wspaniały kinderbal - powiedziała mama mojego chłopaka z radością w głosie.
Mówiła w taki sposób, jakby sama się miała tutaj bawić, a nie jedynie organizować całą imprezę, choć prawdę mówiąc dla niej dobrą zabawą było właśnie szykowanie tego planowanego przez nią przyjęcia.
- Tak, jestem tego pewna - odpowiedziałam jej - Tylko szkoda, że tego samego dnia ja i Ash mamy rocznicę naszego związku.
Pani Ketchum spojrzała na mnie wesoło.
- Myślałam, że sobie żartujecie, gdy o tym mówiliście, a tymczasem to prawda. Naprawdę to już rok, odkąd jesteście razem?
- Dokładnie rok - potwierdziłam.
Kobieta uśmiechnęła się do mnie czule.
- Niesamowite... Mój kochany synek jest prawie dorosły i już cały rok chodzi z oddaną mu, wspaniałą dziewczyną. Jak ten czas leci. To niezwykle, podobnie jak i to, iż wyznaliście sobie oboje miłość w nocy z 31 maja na 1 czerwca.
- Nie planowaliśmy tego właśnie na ten dzień i tak prawdę mówiąc, to gdybyśmy mogli wybrać inny termin, to pewnie byśmy właśnie tak zrobili.
Delia parsknęła śmiechem.
- Kochanie... Nie dzień, w którym świętujecie rocznicę swego związku jest ważny, ale to, w jaki sposób możecie ją świętować. Przecież możecie świętować jutro. Dam wam na to cały dzień wolny. Pójdziecie sobie dokąd chcecie, najlepiej za miasto lub na jakąś piękną łąkę, gdzie zrobicie sobie piknik. Albo na plażę lub gdzie tylko chcecie. To już zależy od was. Ważne, jak spędzicie ten czas i ważne, żebyście go spędzili we dwoje. To się przede wszystkim liczy. No, że chyba zależy wam, aby koniecznie wasze święto miało miejsce dzisiaj. Wtedy oczywiście wystarczy powiedzieć.
- Ależ nie, skąd... W żadnym razie nam to nie robi różnicy - odparłam - Tylko boję się, że jutro może nie być takiej pięknej pogody jak dzisiaj i w ogóle... Ale też nie chcę zostawić cię z tym wszystkich samą. Nie czułabym się godna tytułu twojej przyszłej synowej, gdybym w ten sposób postąpiła.
- Poważnie? - moja szefowa z trudem panowała nad śmiechem.
Obie obserwowałyśmy wszystkich pracowników, jak krzątają się oni po całej restauracji, ustawiają dekoracje, wieszają balony oraz transparenty, układają stoły itd.
- Czy poważnie uważasz, że gdybyś sobie zrobiła wolne jednego dnia, to byłabyś niegodna tego, aby być dziewczyną mojego syna?
- Byłabym go niegodna, gdybym pozwoliła innym ci pomagać w tak ważnym dniu, a sama nie zrobiła nic w tym zakresie - odpowiedziałam jej.
- Niech ci będzie - zachichotała kobieta.
Wtedy właśnie podszedł do nas Steven Meyer, dźwigający jakiś karton. Na widok Delii rozpromienił się radośnie, mówiąc:
- Witam dwie piękne panie. Wyglądacie dzisiaj wspaniale, jak zwykle zresztą. Wiecie co, moje drogie? Jak widzę te wszystkie przygotowania, to czasami żałuję, że już nie jestem dzieckiem.
- A niby czemu? - zapytała pani Ketchum.
- Bo wtedy mógłbym dostać od ciebie cukierka i balonik, a dostać takie rzeczy od tak pięknej istoty to dla mnie zaszczyt.
- Uważaj, bo jeszcze ci uwierzę w te twoje komplementy - odparła mu dowcipnie kobieta - Lepiej weź zawieś to, co masz w tym pudle tam, gdzie powinieneś to rozwiesić.
- Dobrze, moja piękna królowo - zaśmiał się mężczyzna - Tak właśnie zrobię.
Po tych słowach odszedł wypełnić polecenie, a ja dodałam:
- Ja chyba także dołączę do innych. Nie chcę stać bezczynnie, gdy inni pracują.
- To dobrze o tobie świadczy - odpowiedziała mi moja szefowa - Ja też lepiej zrobię, jak zaraz się czymś zajmę. Czymś innym niż tylko patrzenie na pracę innych.
Zachichotałam i poszłam wieszać razem z Dawn i Melody balony na ścianach restauracji. Gdy już to zrobiłam podeszłam wesoło do Asha, który z notesem w jednej dłoni, a notesem w drugiej odhaczał wykonane przez nas obowiązki.
- Balony już są... Transparenty też są... Lemoniada jest... Ciastka są... Tort... Tortu nie ma... Kiedy oni upieką ten tort?
- Pika-pika-chu! - jęknął Pikachu, siedzący wesoło na ramieniu swego trenera i zerkający na listę, którą on odhaczał.
- Sam mówiłeś mi, że artystów nie należy poganiać - powiedziałam wesoło - A przecież przyznasz, iż nasi mistrzowie kuchni to swego rodzaju artyści, podobnie jak i ty.
- Nie inaczej. Tak mówiłem i podtrzymuję swoje słowa - zaśmiał się mój luby - Ale jeśli nie zdążą z tym tortem na czas, to będzie wielki blamaż.
- Spokojnie, zdążą na pewno - rzekł Cilan, pochodząc do nas - Mam wieści z kuchni. Tort jest prawie upieczony.
- A jest chociaż wielki? - zapytał go lider naszej drużyny - Bo w końcu będziemy mieli tu sporo gości.
- Spokojnie, będzie on bardzo duży - wyjaśnił zielonowłosy znawca Pokemonów - Ale potem trzeba uszykować następny, na wypadek, gdyby jeden nie wystarczył.
- Znając apetyt miejscowych dzieciaków to z całą pewnością nie będę on wystarczył - powiedział detektyw z Alabastii.
- Chyba mówisz tu o swoim apetycie - zachichotała Iris, mijając nas - Sereno, pomożesz mi?
- Jasne, nie ma sprawy.
Poszłam za nią i zacząłem jej pomagać wieszać dekoracje.
- A tak właściwie, to gdzie jest May? - zapytałam ją, rozglądając się dookoła - Nigdzie jej nie widzę.
- Ona? - mruknęła moja rozmówczyni - Chyba nie przyszła dzisiaj do pracy.
- Dlaczego?
- A bo ja wiem? Pewnie jakieś ważne sprawy ma do załatwienia. Gary też dzisiaj nie przyszedł. Zresztą oni tu byli tylko na pół etatu.
- Muszę zapytać panią Ketchum, czemu ich tutaj z nami nie ma. Mam nadzieję, że wszystko z nimi w porządku.
- Jestem pewna, że tak. Gdyby było inaczej, to już byśmy pewnie mieli od nich wieści.
- Niekoniecznie, ale pewnie masz rację.
- Sereno, ja mam zawsze rację i to nawet wtedy, gdy nie mam racji.
- To dość interesująca filozofia, Iris.
- Filozofia mnie mało interesuje. Po prostu lubię to, co jest widoczne i namacalne, co daje mi możliwość, aby się najeść i spędzić życie na jakimś normalnym poziomie, a nie w biedzie.
- To też jest interesująca filozofia. Kto wie, czy nie najsłuszniejsza na całym świecie.
- To bardzo możliwe, ale wolę zająć się swoimi obowiązkami zamiast bawić się w filozofowanie, więc jeśli pozwolisz, to...
- Jasne, nie krępuj się. Ja mam też swoje obowiązki, jak zresztą każdy tutaj.
Ponieważ obie powiesiłyśmy wszystkie dekoracje, jakie tylko można było powiesić, to poszłam porozmawiać z Delią. Znalazłam ją w kuchni, jak degustowała upieczone właśnie rogaliki.
- UMM! Smak po prostu doskonały - powiedziała - Żeby tylko jeszcze ten tort wam się udał.
- Będzie on doskonały, proszę pani - odpowiedział jej Clemont - Może być pani tego pewna.
- To świetnie. Pamiętajcie, to w końcu przyjęcie dla dzieci. Milusińscy muszą być zadowoleni.
Następnie zobaczyła mnie i uśmiechnęła się bardzo radośnie, po czym przeprosiła młodego Meyera, a następnie podeszła ku mej osobie.
- Coś się stało, Sereno? - zapytała.
- Nie. Chciałam tylko zapytać o May i Gary’ego. Czy nie powinni oni być teraz tutaj z nami? Jak wyjeżdżaliśmy z Alabastii, to tutaj pracowali. Ja wiem, że tylko tymczasowo, ale zawsze. Czy już się zwolnili?
- W pewnym sensie. Widzisz, wczoraj May dostała telefon od jakiegoś gościa w Azurii. Tam ponoć otwierają pewien hotel dla turystów, którzy nie są trenerami Pokemonów. Wiesz, że ona jest ostatnio słynna jako światowej sławy organizatorka imprez. Ma więc kierować otwarciem tego hotelu oraz przygotować przyjęcie z tej okazji.
- Rozumiem. I dlatego wyjechała do Azurii, aby zarządzać tę zabawą - pokiwałam głową ze zrozumieniem - A jej ukochany pojechał razem z nią. Trochę szkoda. Myślałam, że sobie z nimi porozmawiam.
- Spokojnie, jeszcze się z nimi nagadasz - zaśmiała się moja przyszła teściowa - Na razie musimy zadbać o to, aby całe przyjęcie było wspaniałe i przyjemne. Zespół The Brock Stones jest już w komplecie, więc będziemy mogli co zaśpiewać naszym gościom.
- No właśnie! A propos zespołu... Muszę o coś zapytać Brocka. Gdzie go znajdę?
- W piwnicy. Wydobywa on butelki z colą i lemoniadą. Musimy mieć ich spory zapas podczas kinderbalu.
Pobiegłam do tego pomieszczenia, gdzie zastałam naszego przyjaciela.
- Witaj, Sereno! - zawołał - Co cię sprowadza? Szefowa coś chce?
- Nie, ja do ciebie - odpowiedziałam mu - Powiedz, czy pamiętasz, o co cię prosiłam dwa tygodnie temu?
Młodzieniec uśmiechnął się do mnie wesoło i rzekł:
- No pewnie, że pamiętam. Jeżeli o to chodzi, to możesz być spokojna. Melodię do tej piosenki skomponowaliśmy razem z resztą naszego zespołu i to jeszcze przed wyjazdem na Shamouti.
- Nic mi o tym nie mówiłeś.
- Nie było okazji, poza tym byliśmy wszyscy ostatnio zbyt zajęci.
- Tak, to prawda. Ale jutro będziemy świętować razem z Ashem naszą rocznicę, więc chciałam mu zaśpiewać piosenkę do tego wiersza, co go w przypływie weny twórczej napisałam. Wiesz, nie jestem co prawda poetką, ale napisałam kiedyś jeden jedyny utwór liryczny.
- Ash też napisał kilka, choć tylko jeden z nich zdobył światową sławę i to przez czysty przypadek - zaśmiał się chłopak - Możesz być pewna, że nie trzeba być poetą, aby napisać piękny wierszyk. Do tego po prostu trzeba wyobraźni.
Nagle w piwnicy pojawiła się Misty.
- Długo jeszcze będziesz tu szukać tej coli?! - jęknęła - Za pół godziny zaczynamy zabawę, a jeszcze nie ma całej napitki.
- Wybacz, zagadałem się trochę - odpowiedział jej wesoło chłopak - Już do was idę.
Następnie złapał za skrzynkę z butelkami coli i wyszedł z nimi. Misty zaś popatrzyła na mnie nieco załamanym wzrokiem.
- Musisz go zagadywać? I tak już się obija.
- Nie powiedziałabym, że Brock się obija - odparłam - Ale tak czy siak musiałam o coś go zapytać. To bardzo ważne dla mnie.
- Wiem, chodzi ci o ten wierszyk? - rzekła rudowłosa z uśmiechem, odzyskując dobry humor - Możesz być spokojna. Melodia do niego jest już przygotowana. Będziesz mogła zaśpiewać powstałą w ten sposób piosenkę swojemu ukochanemu.
- Oby tylko był z niego zadowolony, Misty.
- Sereno... Znam Asha nie od dzisiaj i uwierz mi... Na pewno mu się ta piosenka spodoba.
Spojrzałam na nią uśmiechnięta oraz wdzięczna za to, co właśnie od niej usłyszałam.
- Dziękuję, jesteś kochana - powiedziałam.
Nagle coś sobie przypomniałam.
- Chwileczkę... Czy ty nie powinnaś być w drodze do Azurii?
- Spokojnie. Przypomniałam sobie, że całe przedstawienie jest dopiero wieczorem - odpowiedziała mi moja przyjaciółka - I wybiorę się na nie za pomocą wynalazku Clemonta.
- Rozumiem. A mogłabym tam iść z tobą? Chętnie bym zobaczyła ten występ. Myślę, że Ash również.
- Nie wiem, czemu o to pytasz. Wiesz doskonale, że oboje jesteście na mojej Sali mile widziani.
- Świetnie. Dziękuję! A co to dokładniej będzie za przedstawienie?
- Jeszcze nie wiem. Zobaczymy na miejscu, co moje kochane siostrunie wymyśliły tym razem. Mam nadzieję, że to będzie coś w miarę normalnego, bo inaczej w tym nie wystąpię.
- Spokojnie. Na pewno to będzie coś bardzo przyjemnego.
- Oby tak było, bo inaczej zrobię z tych moich kochanych siostrzyczek kotlety siekane.
Parsknęłam śmiechem, słysząc te słowa.
- Jesteś taka zabawna, kiedy się złościsz, wiesz o tym?
- Owszem, choć odnoszę takie wrażenie, że inni mają na ten temat inne zdanie - odpowiedziała Misty.
***
Pół godziny później rozpoczął się wesoły kinderbal. Zabawa ta zgodnie z przewidywaniami Delii była po prostu wspaniała. Ash, jak zwykle był tam duszą towarzystwa. Bawił on wszystkich gości razem ze swoimi kilkoma Pokemonami (znaczy tymi mniejszymi, które zmieściły się w restauracji), a następnie zaśpiewał razem z zespołem The Brock Stones kilka naprawdę zabawnych utworów. Przyjęcie trwało długo, tak do godziny 16:00. Później goście zaczęli się rozchodzić, zaś Misty postanowiła wyruszyć do Azurii, tak jak sobie wcześniej zaplanowała. Ja i Ash uznaliśmy, że możemy ruszyć tam razem z nią, a ponieważ pani Ketchum nie miała nic przeciwko temu, to innym zostawiliśmy sprzątanie po całej zabawie, jaka właśnie miała miejsce i poszliśmy razem do laboratorium profesora Samuela Oaka. Słynny uczony bardzo ucieszył się na nasz widok.
- Miło was znowu widzieć, kochani - powiedział - Nie miałem od was wieści tak długo, że już się bałem, że coś was złego spotkało.
- Proszę wybaczyć, panie profesorze, ale nie mieliśmy głowy do tego, aby pana zawiadamiać o naszych ostatnich przygodach - odrzekł na to Ash przepraszającym tonem.
- Poza tym ostatnio mieliśmy tyle na głowie, że trudno było myśleć o czymś innym, jak tylko o tym, żeby wydostać się z tarapatów, w jakie razem popadliśmy - dodała Misty.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
Profesor Oak uśmiechnął się do nas przyjaźnie.
- Rozumiem i nie mam wcale pretensji. Tak tylko mówię, że bardzo mnie cieszy wasz widok.
- Pana widok nas też bardzo cieszy, panie profesorze - odpowiedziałam mu przyjaźnie.
Mężczyzna był po prostu uradowany, gdy to usłyszał.
- Rozumiem, że sprowadza was do mnie jakaś ważna sprawa.
- Zgadza się - powiedział jego chrześniak - Chodzi o ten wynalazek, który nie tak dawno zbudował pan z Clemontem i Traceym.
- No i Max też trochę pomagał - wtrąciłam.
- Pika-pika! - poparł mnie Pikachu.
Uczony uśmiechnął się do nas.
- Wiem, o co chodzi. Rozumiem, że chcecie z niego skorzystać?
- Tak - odpowiedziała mu Misty - Bo widzi pan, moje siostry urządzają małe przedstawienie na Sali w Azurii, a my chcemy tam się dostać na czas, więc uważamy, że lepiej skorzystać z pańskiej machiny niż lecieć jakimiś tanimi środkami lotniczymi typu Charizard czy Pidgeot. Nie, żeby były one złe, ale szybciej dotrzemy na miejsce w ten sposób.
- Nie widzę żadnego problemu, aby wam pomóc. Ostatecznie właśnie po to zbudowałem ten wynalazek, żeby ułatwić życie moim przyjaciołom. A więc zapraszam serdecznie.
Z największą radością skorzystaliśmy z pozwolenia pana profesora, po czym podeszliśmy do jego maszyny, a on ją uruchomił.
- Gdzie dokładniej mam otworzyć portal? - zapytał uczony.
- Najlepiej tak gdzieś na błoniach przed Azurią - odpowiedziała Misty - Ostatecznie nie byłoby zbyt dobrze, gdybyśmy wyskoczyli nagle z jakiegoś wielkiego międzywymiarowego przejścia (czy co to jest) na środku miasta.
- Racja. To nie byłoby mądre - zgodziłam się z nią.
- Pika-pika-chu! - poparł mnie Pikachu.
Profesor Samuel Oak zachichotał delikatnie, po czym szybko nastawił współrzędne i otworzył portal. Wielkie, białe światło bijące z tego przejścia oślepiło nas na chwilę, ale potem blask osłabł, a my ujrzeliśmy przed sobą piękną, zieloną łąkę.
- Poznaję te tereny! - zawołała radośnie panna Macroft - To są moje rodzinne strony!
- Doskonale - uśmiechnął się słynny uczony - A zatem miłej zabawy wam życzę. Wrócicie chyba normalnie, prawda?
- Tak. Raczej skorzystamy z tanich linii lotniczych typu Charizard lub Pidgeot - zaśmiał się Ash, patrząc złośliwie na Misty.
- Masz oba Pokemony przy sobie? - zapytał go jego ojciec chrzestny.
- Tak, panie profesorze - rzekł mój chłopak, klepiąc dłonią swój plecak - Od czasów moich ostatnich przygód przekonałem się, jak bardzo obaj są pożyteczni, więc lepiej mieć ich stale pod ręką. Noszę też przy sobie zawsze Bulbasaura i Totodile’a. Są one może małe, ale sprawne w walce i bardzo pomocne.
- Rozumiem. A weźmiesz ze sobą Greninję? - spytał profesor Oak.
Tutaj mój chłopak nie do końca wiedział, co powinien odpowiedzieć.
- Sam nie wiem. Jego moc czasem wymyka się spod kontroli. Poza tym Esmeralda doradzała mi (podobnie zresztą, jak i pan), abym nie korzystał z jego specjalnych umiejętności nie częściej, niż będzie to naprawdę, ale to naprawdę konieczne.
Po tych słowach mój luby wyjął z plecaka pokeball z Greninją i podał go uczonemu.
- Może lepiej niech pan go weźmie i na razie przypilnuje.
Profesor odsunął jednak jego dłoń.
- To jeden z twoich najsilniejszych Pokemonów, Ash. Lepiej abyś miał go przy sobie wyjeżdżając z Alabastii.
- Tak pan uważa?
- A i owszem. Mam jakieś takie przeczucia, że może ci się on jeszcze kiedyś przydać. Pamiętaj też, iż w razie czego możesz do mnie przedzwonić i poprosić o przesłaniu kilku Pokemonów, gdyby zaszła taka potrzeba.
Mój ukochany pomyślał przez chwilę, po czym schował on pokeball z powrotem do plecaka.
- Dobrze, panie profesorze. Posłucham pańskiej rady.
Uśmiechnęłam się zadowolona, widząc to wszystko i pomyślałam, że sama też mogłabym nosić przy sobie więcej swoich Pokemonów. Jednak z powodu wiecznie nas nękającego Zespołu R oraz innych niebezpieczeństw razem z moimi przyjaciółmi doszłam do wniosku, iż lepiej będzie posiadać przy sobie jednego lub dwa Pokemony. Gdyby więc ktoś nas chciał okraść, zawsze ukradnie nam mniej stworków niż wtedy, gdybyśmy wszystkie ze sobą targali, a prócz tego łatwiej jest wykarmić małą gromadkę Pokemonów niż wielką. Poza tym w razie czego zawsze możemy przez telefon poprosić uczonych, którzy zajmowali się naszymi podopiecznymi, aby nam kogoś z nich przesłali. Dlatego właśnie ja miałam przy sobie jedynie Braixena oraz Panchama, pozostałe moje stworki (w tym Sylveon, mój chyba najsilniejszy Pokemon) były w laboratorium profesora Augustine’a Sycamore’a. U niego były także podopieczni Clemonta, poza Chespinem, który na tyle związał się ze swoim trenerem, że nie chciał go opuścić. Czasami młody Meyer sprowadzał jakiegoś innego swego Pokemona, ale rzadko to robił. Bonnie i Max posiadali tylko po jednym stworku, natomiast Dawn z tego samego pragmatyzmu, który i nami kierował, zabrała przybywając pierwszy raz do Alabastii jedynie wiernego Piplupa, a obecnie przebywała z nią tutaj także Buneary, chociaż jej motywacją do dokonania tego była nie tyle miłość do swojej trenerki, co miłość do Pikachu Asha.
Mój ukochany także na początku naszych detektywistycznych przygód nosił przy sobie jedynie swego startera, robił to jednak do czasu, aż sytuacja wymagała od niego posiadania więcej niż jednego Pokemona w kompanii. Poza tym jako nasz lider powinien on nam, swoim przyjaciołom, zapewnić choć jako takie bezpieczeństwo, a prócz tego to właśnie Ash najwięcej z nas wszystkich walczył z wrogami, dlatego też posiadanie przez niego aż kilku stworków, które zabierał ze sobą w drogę było zupełnie normalne, a także zrozumiałe przez nas, dlatego też nikt tego nie negował ani nie rozważał.
- Dobra, jesteście gotowi do drogi? - zapytał profesor Oak.
Wyrwałam się ze swoich rozmyślań, po czym zawołałam:
- No jasne! Jesteśmy gotowi.
- Jak zawsze zresztą! - dodał wesoło Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał radośnie Pikachu.
- No to w drogę! - odparła Misty.
Chwilę później przeszliśmy przez portal do Azurii i już w kilka sekund znaleźliśmy się na miejscu. Odwróciliśmy się w stronę przejścia, w którym ujrzeliśmy słynnego uczonego, jak macha nam radośnie dłonią.
- Powodzenia, przyjaciele! - zawołał.
- Do zobaczenia, profesorze! - krzyknął przyjaźnie jego chrześniak.
- Pika-pika! - pisnął Pikachu.
Chwilę później przejście zostało zamknięte, my zaś zwróciliśmy swój wzrok w kierunku miasta.
- To się nazywa genialny środek transportu - powiedział Ash.
- Faktycznie, przyznaję ci rację, że nauka jest naprawdę niesamowita - stwierdziła Misty.
Lider naszej drużyny zachichotał delikatnie, jednocześnie poprawiając sobie na głowie swoją czapkę z daszkiem.
- Od dawna już to powtarzam i cieszę się, że wreszcie się ze mną w tej sprawie zgadzasz.
- Trudno, żebym się z tobą nie zgadzała, skoro jestem teraz tutaj dzięki pomocy pewnej bardzo niezwykłej maszyny, która zakrawa na sf.
- Sf czy nie, najważniejsze jest to, że działa jak należy - stwierdziłam ironicznie.
- W sumie racja. A zresztą co my będziemy o tym teraz dyskutować? - zachichotał mój ukochany - Ruszajmy w drogę! Twoje siostry nie powinny czekać, zwłaszcza, że chodzi tu o waszą Salę.
- Jak dla mnie mogę one czekać nawet do sądnego dnia - mruknęła na to rudowłosa - Ale masz rację. Ostatecznie chodzi tutaj o Salę, a nie o te trzy małpy.
Parsknęłam śmiechem, słysząc jej wypowiedź.
- Małpy... A to dobre...
Misty jednak wcale to nie bawiło.
- Nie wiem, czy tak byś mówiła, gdybyś sama miała takie siostry jak ja - odparła nasza przyjaciółka.
***
Dotarliśmy bardzo szybko do Sali w Azurii. Jak zwykle powitał nas tam portier, który ucieszył się na widok Misty mówiąc, że pozostałe Liderki Sali nie mogą się jej już doczekać.
- Świetnie. Normalnie jestem z tego powodu niesamowicie szczęśliwa - mruknęła nasza ruda przyjaciółka.
Następnie poszła razem z nami do głównej części pomieszczenia, w której to znajdował się ogromny basen. Tam zaś właśnie trzy Liderki Sali, znane powszechnie jako Sensacyjne Siostry Macroft, ubrane tylko w bardzo skąpe stroje kąpielowe trenowały właśnie jakieś układy taneczne razem ze swoimi Pokemonami. Panna Daisy jako pierwsza nas zobaczyła, ponieważ zawołała wesoło:
- Hej, siostrzyczki! Mamy gości!
Violet i Lily stały właśnie na grzbiecie swojego Gyaradosa. Widząc nas pomachały nam wesoło ręką, wołając:
- Hej, Ash!
Następnie obie skoczyły do wody, przy czym panna Lily posłała memu chłopakowi buziaka dłonią.
- No tak... Jego to witają, a mnie nie - mruknęła Misty.
Ash zachichotał lekko, ubawiony tą sytuacją.
- No cóż... Cieszą się na nasz widok.
- Nasz, albo i nie nasz - stwierdziłam ironicznie.
Zdecydowanie byłam daleka od okazywania zachwytu, zwłaszcza, gdy widziałam, w jaki to sposób Sensacyjne Siostry okazują sympatię mojemu chłopakowi, ale wolałam zachować swoje myśli dla siebie, żeby nie dawać tym małpom satysfakcji ani powodów do kpin z mojej osoby.
Dziewczyny tymczasem po kolei wyszyły z basenu całe mokre, złapały za ręczniki, wytarły się nimi lekko, a następnie podeszły do nas radośnie, nawet nie racząc założyć na siebie coś więcej niż tylko bikini.
- Witajcie, moi kochani! - zawołała Violet radosnym głosem - Misty, skarbie. Czemu pominęłaś milczeniem fakt, że przyprowadzisz tutaj ze sobą gości?
- I to nie byle jakich! - pisnęła Daisy - Witaj, Ash. Cześć, Pikachu.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pokemon.
- Widzę, że przyszła z wami Serena - dodała Lily, dalej wycierając się ręcznikiem.
- Miło, że ktoś mnie raczył zauważyć - powiedziałam.
Daisy zachichotała wesoło.
- Wybacz, kochanie. Naprawdę przy takim przystojniaku trudno nam patrzeć na kogoś innego, prawda, Lily?
- Święte słowa - rzekła jej siostra.
Następnie objęła ona mocno Asha i pocałowała go bardzo czule w oba policzki. Jej starsza siostra, widząc rumieńce, jakie wyszły na twarzy mego chłopaka, zachichotała jak mała dziewczynka i zrobiła to samo.
- Czy mówił ci już ktoś, że ślicznie ci z rumieńcami na buzi? - zapytała najstarsza i zarazem najgłupsza z całego trio.
- Oj tak... Ktoś mu już kiedyś to mówił - mruknęłam z ironią w głosie, mając na myśli piękność o kasztanowych włosach imieniem Scarlett.
Violet, która to wyglądała na najbardziej normalną z całej tej trójki, powiedziała tylko:
- No dobrze, dziewczyny. Dajcie już spokój. Ash ma już kogoś, kto go całuje i ten ktoś ma monopol na całowanie go.
- Wielka szkoda - odparła na to Daisy.
- Tak... Zdecydowanie szkoda - jęknęła załamana Lily.
Z tego, co pamiętałam ta siostra miała nie tylko najmniej urody, ale też była w desperacji, aby koniecznie znaleźć sobie jakiegoś chłopaka, dlatego też nic dziwnego, że żałowała, iż najprzystojniejsze ciacho w okolicy należy do innej, co nawet mi na swój sposób imponowało. Nieco...
- Może dla was szkoda, ale nie dla Sereny! - zawołała Misty wręcz oburzonym tonem - Poza tym chyba nie po to mnie tutaj wezwałyście, żeby rozmawiać o Ashu, prawda?!
- No tak, racja! - zachichotała Daisy - Masz rację, skarbie. Zupełnie nie po to cię tutaj wezwałyśmy.
- Chcemy cię prosić o dołączenie do naszego przedstawienia, które to wystawiamy co roku - rzekła Lily.
- Chodzi o zaśpiewanie pewnej piosenki - dodała Violet - Gdzieś tu jest jej tekst...
Dziewczyna rozejrzała się dookoła, po czym znalazła go na niewielkiej ławeczce postawionej obok basenu. Szybko wytarła sobie ręce, po czym suchymi już dłońmi złapała za kartki i podała je Misty. Nasza przyjaciółka spojrzała uważnie na ten tekst.
- Brzmi nieźle... O ile dobrze pamiętam, to ćwiczyłyśmy już kiedyś ten numer, mam rację?
- Nie inaczej - potwierdziła Violet - Mamy więc nadzieję, że wystąpisz razem z nami w tym przedstawieniu wystawiając ten numer.
- A co to za numer? - zapytałam.
Misty podała mi kartkę do ręki. Przyjrzałam się mu uważnie.
- O! Piosenka „Naprawdę chcę“ z bajki „Mała syrenka“ z 1989 roku! - zawołałam, gdy już zapoznałam się z treścią kartki.
- Znasz tę bajkę? - zapytała Daisy.
- Kto by jej nie znał? - zachichotałam - Jest mi szczególnie bliska, bo to mój rocznik.
- Mój również - wtrącił Ash.
- I mój także - dodała Misty z uśmiechem - Z przyjemnością wystąpię jako Arielka.
- A jak ten numer dokładnie wygląda? - zapytałam.
- Bardzo uroczo - powiedziała Daisy podnieconym głosem - My trzy i jeszcze trzy wynajęte przez nas dziewczyny o pięknym, operowym głosie występujemy jako sześć córek władcy mórz, króla Trytona. Potem wszystkie razem prezentujemy najmłodszą naszą siostrę, czyli Ariel, która jest ukryta w muszli. Następnie muszla się otwiera, a ona śpiewa swoją piosenkę.
Lily spojrzała uważnie na Asha.
- W sumie, skoro mamy tu naszego genialnego detektywa przy sobie, to może by on wystąpił z nami?
- A przepraszam bardzo, co miałbym tam robić? - zapytał mój chłopak.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Zagrasz kraba Sebastiana i wystąpisz jako on w piosence „Na morza dnie“, którą będziesz śpiewał do Arielki, czyli Misty - wyjaśniła mu Lily.
- To dobry pomysł! - pisnęła Daisy, klaszcząc w dłonie.
- Ja również tak uważam - dodała Violet - No, a co sądzi o tym sam zainteresowany?
Ash popatrzył na mnie pytająco, ja zaś wykonałam zapraszający gest dłonią, co oznaczało, iż wyrażam na to zgodę.
- Przyjmuję propozycję - powiedział.
- Doskonale! - zawołała Lily - To będzie naprawdę wspaniały występ.
Chwilę później do Sensacyjnych Sióstr Macroft podszedł jeden z ich pracowników. Przynosił bardzo niewesołe nowiny. Okazało się, że jedną ze śpiewaczek, które miały odegrać role córek Trytona rozbolał ząb i poszła do dentysty, więc nie będę mogła wystąpić razem z innymi.
- Niech to licho! - zawołała rozgniewana Violet - A mówiłam jej, żeby nie jadła tyle słodyczy, ale nie! Mnie to się nigdy nie słucha!
- No i co my teraz zrobimy?! - jęknęła Daisy - Przedstawienie jest za niecałe dwie godziny! Gdzie my przez ten czas znajdziemy zastępstwo?
Misty spojrzała na mnie uważnie.
- A może tak Serena? Przecież umie pięknie śpiewać, a przy okazji ma talent artystyczny.
Zachichotałam nerwowo, słysząc jej propozycję.
- Ja? No proszę was! Przecież to głupie... Ja w waszym przedstawieniu! Nie zdążę się przygotować.
- To wcale nie jest wielka rola - odezwała się Lily - Po prostu śpiewasz z nami w chórze i tyle. Nie trzeba się niczego uczyć poza tekstem piosenki, który na pewno szybko opanujesz.
- Właśnie! Na pewno dasz sobie radę - dodała Daisy.
- Sereno, kochanie... Zgódź się, proszę - poprosił mnie mój luby.
Westchnęłam głęboko i wiedziałam, że nie mogę odmówić. Nie jemu.
Przygotowania poszły szybko i jakieś dwie godziny później mogliśmy wystawić przedstawienie zgodnie z wcześniejszym planem. Kiedy wszystkie dzieci razem ze swoimi rodzicami przyszły na przedstawienie, a następny zajęły swoje miejsca, to już wszystko było gotowe i zapięte na ostatni guzik.
- A teraz zapraszam państwa serdecznie na przedstawienie z okazji Dnia Dziecka! - przemówiła do mikrofonu miejscowa siostra Joy - W roli głównej wystąpią znane wam doskonale Sensacyjne Siostry Macroft razem z przyjaciółmi! Powitajmy ich gromkimi brawami!
Życzenie to zostało spełnione, ponieważ powitano nas burzą oklasków, po czym wszystkie córki Trytona (w tym także i ja) z syrenimi ogonami oraz stanikami z muszelek zaczęły pływać po basenie razem ze swoimi wodnymi Pokemonami, z którymi wykonywały różnorakie ewolucje oraz ćwiczenia. Prócz tego córki Trytona śpiewały razem ze mną chórem wesołą piosenkę o tym, jakie mają piękne imiona, jak i to, że teraz oto zaprezentują wszystkich najmłodszą z ich grona, Ariel. Wówczas to Gyarados sięgnął paszczą na dno basenu i wyjął z niego ogromną muszlę, którą potem posadził na szczycie niewielkiej góry, będącej rzecz jasna jedynie dekoracją w naszym uroczym przedstawieniu. Niedługo potem muszla otworzyła się i ukazała nam Misty ucharakteryzowaną na syrenkę Arielkę z bajki Disneya. Dziewczyna zaczęła śpiewać piosenkę „Naprawdę chcę“ i muszę przyznać, że była w tym po prostu znakomita. Gdy skończyła już śpiewać, to zebrała prawdziwą burzę oklasków, na którą w pełni zasłużyła.
- A teraz wystąpi przed wami gość Sensacyjnych Sióstr! - przemówiła ponownie Joy - Tym gościem jest znany powszechnie na całym świecie Ash Ketchum, Mistrz Ligi Kalos, Ósmy Mistrz Strefy Walk oraz detektyw, jak również wspaniały artysta, o czym zaraz będziecie mieli państwo okazję się przekonać. Powitajmy go gromkimi brawami!
Z widowni posypała się huragan oklasków, a na górę, gdzie siedziała Misty wszedł Ash. Miał na sobie czerwone kąpielówki typu bokserki oraz czerwoną czapkę z dużymi oczami, jego dłonie zaś zdobiły wielkie szczypce tej samej barwy. Orkiestra zaczęła grać melodię, a on zwrócił się ku Misty i zaśpiewał:
Ariel! Posłuchaj mnie!
Świat ludzi to koszmar!
Życie pod wodą jest lepsze
Niż wszystko, co oni tam mają
Na górze!
To jasne, że wodorosty
Najlepsze u obcych są.
Chcesz przenieść się tam na górę,
Lecz wielki popełniasz błąd.
Rozejrzyj się wokół siebie,
Bo tutaj na morza dnie,
Cudownie jest, proszę ciebie.
Gdzie lepiej być może, gdzie?
Na morza dnie, na morza dnie!
Bo tam gdzie sucho,
Może być krucho!
Posłuchaj mnie!
Oni na górze, uwierz mi,
W słońcu harują całe dni.
My tylko jemy i dryfujemy,
Na morza dnie!
Szczęśliwe są wolne ryby,
Gdy kręcą się pośród fal.
W akwarium zza szklanej szyby,
Ze smutkiem zerkają w dal.
Lecz w sumie akwarium takie,
To nie jest najgorszy los.
Gdy zeżre ją ktoś ze smakiem,
Tak! To jest dla ryby cios.
A więc!
Na morza dnie, na morza dnie!
Nikt nas nie siecze,
Ani nie piecze,
A później je.
Wiedząc, że ludzie chcą nas tak
Likwidujemy każdy hak.
I spokój wielki,
Tylko bąbelki,
Na morza dnie!
Na morza dnie!
Każdy swobodnie
Tworzy melodie
I śpiewa je!
Jesiotr i płaszczka wiele dać
Też z siebie mogą i tu grać.
Wszystko tu w duchu
Dobrego słuchu,
Na morza dnie!
Raz tu fletu jęk,
A tam harfy brzęk.
Płastuga ma bas
I rżnie raz po raz.
To trąbek jest dryg
Największy u ryb,
Gdzie indziej króluje soul!
Nie wody to szum,
A dźwięki to strun.
Tu pstrąg zwija się,
A okoń się drze.
Tu stynki i szprot
Zestroją się w lot,
A dęciak w koral dmie!
Na morza dnie!
Na morza dnie!
Kiedy sardyna,
Ćwiczy begina
Zgina i mnie!
Co ludzie mają? - Tylko piach.
My czadujemy po całych dniach!
Nawet mięczaki,
Grają dla draki
Na morza dnie!
Ślimaki gołe
Też są wesołe,
Na morza dnie!
A te w skorupie
Też są nie głupie.
Wszyscy tu wiodą
Życie pod wodą,
Lepsze niż w górze.
Porzuć podróże!
Zostań na dnie!
Kiedy skończył śpiewać wszyscy nagrodziliśmy jego występ gromkimi brawami. Moim zdaniem w pełni on na to zasługiwał, gdyż był po prostu wspaniały. Cudownie wykonał tę piosenkę i temu nie dało się zaprzeczyć. Misty zachwycona klaskała w dłonie, zaś pozostałe uczestniczki występu (łącznie ze sobą) objęły mocno mojego chłopaka i czule wycałowały go za wszystkie czasy. Tym razem nie byłam wcale zazdrosna, gdyż zbyt wielka radość mnie ogarnęła, abym miała jeszcze czuć jakieś inne uczucia oprócz euforii.
Chwilę później Ash wyszedł z basenu i zaczął wycierać sobie szybko twarz ręcznikiem, kiedy podeszła do niego miejscowa oficer Jenny, mająca tu stopień inspektora. Znaliśmy ją bardzo dobrze z czasów, kiedy ścigaliśmy w Azurii Annie i Oakley, a Ash poznał ją jeszcze wcześniej, gdy prowadził sprawę porwanego Laprasa. Policjantka zasalutowała nam wesoło, mówiąc:
- Byliście naprawdę niesamowici!
- Dziękujemy - odpowiedziałam - Bardzo nam miło, że ktoś docenia nasze starania.
- Jak miałabym nie docenić tak wspaniałego występu? - zaśmiała się kobieta - W dodatku jeszcze w wykonaniu moich osobistych przyjaciół.
- No pewnie - zachichotała Misty, powoli siadając na brzegu basenu - W końcu przyjaciół należy tylko chwalić, prawda?
Jenny zachichotała i powiedziała:
- Syrenko... Mówił ci już ktoś, że masz cięty język?
- Wiem o tym od dawna - odparła jej rudowłosa.
Policjantka parsknęła śmiechem, po czym spojrzała na mnie i Asha:
- A przy okazji powiedzcie mi, co was tutaj sprowadza? Jakaś zagadka do rozwiązania?
- W żadnym razie! - zawołał wesoło mój luby - Żadnych obowiązków, same przyjemności.
- Rozumiem. No widzicie, a ja mam obowiązki i muszę do nich wracać. Miło było mi jednak was znowu zobaczyć. Trzymajcie się.
- Ty również!
Funkcjonariuszka odeszła, a jakoś tak chwilę później podeszła do nas jakaś dziewczyna ubrana w pomarańczową koszulkę, czarne getry i zieloną chustę na głowie.
- Niezły z ciebie krab, Ash - powiedziała wesoło.
Od razu ją rozpoznaliśmy.
- May! - zawołaliśmy z radością i kolejno ją uściskaliśmy.
- No proszę! Ty też tutaj?! - zapytałam.
Panna Hameron zachichotała wesoło, po czym rzekła:
- Byłam w pobliżu i pomyślałam, że wpadnę. Organizowałam dzisiaj uroczyste otwarcie hotelu dla turystów nie będących trenerami Pokemonów.
- Wiem, mama mi to mówiła - odparł mój ukochany - I jak to otwarcie?
- Jeszcze go nie ma. Dopiero za godzinę będzie ono miało miejsce. Bo podobno przyjęcia najlepiej się w nocy organizuje.
- Tak mówią - zachichotałam - A ty będziesz w nim brać udział?
- Owszem, razem z Garym, który jest gościem honorowym - wyjaśniła nam nasza przyjaciółka.
Następnie zerknęła na zegarek.
- Wybaczcie mi, ale muszę się spieszyć, bo jeszcze goście zaczną się schodzić wcześniej niż było umówione, a mnie nie będzie na miejscu.
- Rozumiem - pokiwałam zrozumiale głową.
- A czemu nie masz teraz czerwonego stroju, tylko inny? - zapytał Ash - Bo ostatnio miałaś czerwony.
May parsknęła śmiechem.
- No proszę cię, Ash. Przecież ja jestem dziewczyną. Ja nie mogę nosić jednych majtek dwa tygodnie, jak faceci.
- O przepraszam bardzo! - obruszył się mój luby - Ja bieliznę zmieniam raz na tydzień. A nawet częściej.
- No proszę, a nawet częściej - mruknęła ironicznie panna Hameron - Dobra, niech ci będzie. Tak czy siak przywyknij do tego, że kobiety lubią częstą zmienność w ubiorze.
- Oby tylko nie w uczuciach - jęknął detektyw z Alabastii.
- Spokojnie. W tej sprawie jesteśmy stałe. No, a Serena to już na pewno jest - przyjaciółka poklepała go po ramieniu - Dobra, miło się rozmawia, ale ja muszę już iść, mam swoje sprawy. Zobaczymy się jutro, mam nadzieję.
Po tych słowach wyszła ona z sali uśmiechając się radośnie.
C.D.N.
Zaczyna się dość leniwie, ale to wcale nie oznacza, że będzie mało ciekawie. Wręcz przeciwnie, jest bardzo ciekawie. :)
OdpowiedzUsuńZaczynamy od powrotu naszych przyjaciół do Alabastii w przeddzień Dnia Dziecka i, jak się również okazuje, rocznicy związku Asha i Sereny. Niby nasi zakochani chcieliby ten dzień świętować we dwoje, jednak wzywają ich obowiązki. W restauracji mamy Asha jest organizowany kinderbal z okazji Dnia Dziecka i wszyscy pracownicy są zaangażowani w przygotowania do niego. Wszyscy poza May i Garym, który wyjechali do Azurii organizować otwarcie hotelu dla nie-trenerów.
Cały bal przebiega bez zarzutów, jednak zaraz po nim cała nasza radosna ekipa wybiera się wraz z Misty do Azurii, gdzie również jest organizowane coś na kształt kinderbalu. Sensacyjne Siostry Macroft robią przedstawienie "Mała Syrenka" na podstawie bajki z 1989 roku. Misty ma zagrać w nim główną bohaterkę, a Ash kraba Sebastiana, na co chłopak od razu się zgadza. :)
Serena początkowo ma nie grać w tym przedstawieniu, jednak na godziny przed przedstawieniem okazuje się, że jedna z występujących dostałą paskudnego bólu zęba i musiała natychmiast pędzić do dentysty. Siostry szybko decydują się zastąpić ją Sereną, która choć początkowo oponuje, to jednak w końcu zgadza się na występ. Okazuje się on być bardzo udany i nasi przyjaciele spotykają przy nim mnóstwo znanych sobie twarzy, jak choćby miejscowa oficer Jenny albo... May, która przed przyjęciem w hotelu wpadła obejrzeć przedstawienie, jednak zaraz potem już musi lecieć, oczywiście nie omieszkając podroczyć się z Ashem na temat higieny zmieniania bielizny przez facetów i kobiety. :D Stara dobra May. :)
Akcja jak widać powoli się rozkręca, co akurat w tym przypadku bardzo ale to bardzo mi odpowiada. :) Zapowiada się ciekawie, chociaż nikt jeszcze nie spodziewa się nadciągającej burzy. :D
Ogólna ocena: 100000000000000000000000000000000000000000000000000/10 :)