czwartek, 4 stycznia 2018

Przygoda 069 cz. IV

Przygoda LXIX

Sherlock Ash i Duch z Baskerville cz. IV


Opowiadanie Johna Scribblera c.d:
Zebraliśmy naszych podejrzanych w salonie, po czym Sherlock Ash ubrany w swój detektywistyczny strój i z fajką w zębach zaczął chodzić po pokoju i mówić rozwiązanie, do jakiego niedawno doszedł.
- Drodzy państwo... Wszyscy wiecie, po co się zebraliśmy - powiedział - Śmierć pana Augustine’a Baskerville’a nie była dziełem przypadku.
- Oczywiście, że nie! - zawołała pani Cosette - Wszyscy dobrze wiemy, że Hunter go zepchnął ze schodów.
- Tak pani myśli? - zaśmiał się detektyw - Cóż... Ja to bym nie wyciągał tak pochopnych wniosków, bo tak się składa, że wiem co nieco więcej w tej sprawie.
- Ale to przecież zrobił Hunter - rzekł Lionel.
- Doprawdy? A czemu pan tak sądzi?
- A fioletowy odcisk dłoni na plecach mojego ojca?
- No cóż... On rzeczywiście mógłby świadczyć o tym, że Hunter lub też Duch z Baskerville, jak go nazywam, jest za to odpowiedzialny. Jednak moja droga żona poznała dobrze Huntera i może ona zaświadczyć, iż ten nie mógł go zepchnąć ze schodów i zabić, nawet dla zabawy.
- A niby skąd ta pewność? - zapytała Korrina.
- Z tej oto prostej przyczyny - powiedział detektyw i pokazał wyjęty zza pazuchy papier - Wiecie państwo, co to jest? To testament pana Baskerville. Powierzył on go Hunterowi w dniu swojej śmierci, aby ten go ukrył. Czuł bowiem, że może umrzeć i dlatego chciał mieć pewność, że ten dokument nie zostanie zniszczony. Duch z Baskerville więc go ukrył i potem dał mojej żonie, która przekazała go mnie.
Wszyscy patrzyli na niego zdumieni, w końcu pani Cosette rzekła:
- Przepraszam bardzo, ale to nadal niczego nie dowodzi. To wcale nie jest dowód niewinności Huntera.
- Racja - uśmiechnął się do niej Sherlock Ash - Oczywiście mógł on mimo wszystko zepchnąć ze schodów pana Baskerville, ale to przecież nie on zaatakował moją żonę w jej pokoju, gdy wam powiedziała, iż jedno z was jest zabójcą.
Na to nikt mu nie potrafił odpowiedzieć. Tymczasem zadowolony Ash chodził dalej po pokoju i mówił:
- Widzicie... Ten testament mówi bardzo wiele o osobie zabójcy lorda pana Baskerville.
Następnie przeczytał go sobie i rzekł:
- Ten dokument dowodzi, że zabójcą jest osoba wydziedziczona przez zabitego.
Po tych słowach mój mąż spojrzał uważnie na panią Cosette.
- Proszę powiedzieć... O co się pani pokłóciła z mężem w dniu jego śmierci?
- Słucham?! - zawołała zdumiona kobieta -  Ja się z nim nie kłóciłam, a już na pewno nie w dniu jego śmierci.
- Poważnie? - teraz to ja zadałem pytanie - Wasz kamerdyner, Jasperson uważa inaczej.
- Jasperson się myli albo celowo kłamie. Nigdy mnie nie lubił.
- To możliwe... Ale proszę zauważyć, że jest pani główną podejrzaną... Zwłaszcza, że testament panią właśnie wydziedzicza.
- CO?!
- A tak... To prawda - powiedział detektyw - Tutaj to pisze, czarno na białym. Panie inspektorze...
Clemont wziął od niego dokument, po czym zaczął czytać go bardzo uważnie. Gdy skończył lekturę uśmiechnął się podle.
- Tak... To prawda - potwierdził - Wszystko to mówi samo za siebie.
Ash popatrzył uważnie na Cosette.
- No proszę... Kłóci się pani o coś z swoim mężem... Ten zaś z jakiś powodów panią wydziedzicza... A tego samego dnia nagle ginie. Ciekawe... Bardzo ciekawe...
- To nie może być zbieg okoliczności - dodałam podle.
Cosette była przerażona. Zaczęła pocić się na całej twarzy, a inspektor powoli podszedł do niej i założył jej kajdanki.
- Lady Baskerville... Pójdzie pani teraz ze mną... Musimy sobie chyba coś wyjaśnić.
Następnie wyprowadził ją z salonu.
- Boże! I kto by pomyślał, że ona zabije mego ojca? - jęknął załamanym głosem Lionel.
- Właśnie? Kto by pomyślał? - spytał Sherlock Ash, a jego twarz zdobił tajemniczy uśmiech.
Wiedziałam, co to oznacza. Czas na drugą fazę naszego planu.

***




Pamiętniki Sereny c.d:
- Witamy państwa na rewanżowej walce pomiędzy naszym Mistrzem Ligi Kalos Ashem Ketchumem, a Benem Kingsleyem! - zawołał głośno komentator sportowy.
Obaj przeciwnicy ustawili się naprzeciwko siebie na arenie, po czym wypuścili swoje Pokemony.
- Tym razem walka będzie nieco inna - mówił dalej komentator - Obaj przeciwnicy użyją przeciwko sobie tylko po jednym Pokemonie, a ich walka będzie toczyć się do czasu, aż jeden z przeciwników będzie niezdolny do walki.
Słuchałam tych słów siedząc w loży tuż obok moich przyjaciół, pośród których byli także profesor Sycamore, Lionel i John Scribbler z Maggie.
- Oby mu się udało! Oby mu się udało! Oby mu się udało! - powtarzał Lionel, zaciskając mocno kciuki.
- Nie ma to jak dobre wsparcie bojowe - zaśmiałam się delikatnie.
- Zdecydowanie się z tobą zgadzam - odparł wesoło Max.
- My mamy coś lepszego, jeśli chodzi o wsparcie - zachichotała Dawn.
Była ona właśnie ubrana w strój cheerleaderki i trzymała w dłoniach czerwone pompony. Obok niej stała Bonnie w takim samym stroju, a także Piplup i Dedenne, ubrani tak samo (choć bez pomponów).
- Z tak wspaniałym wsparciem Ash z pewnością wygra - powiedział wesołym głosem profesor Sycamore.
- Oby miał pan rację - rzekłam smutno nie wiedząc, czy powinnam w to wierzyć.
- Więcej wiary w swojego chłopaka, proszę - rzekł John Scribbler.
- Właśnie! Potrzebuje on teraz wsparcia ze strony swoich przyjaciół - przypomniała mi Maggie.
Uśmiechnęłam się do niej delikatnie, po czym zacisnęłam mocno kciuki i zaczęłam w duchu życzyć Ashowi wygranej.
Tymczasem walka się rozpoczęła.
- Tyrantrum, Gniew Smoka! - krzyknął Ben.
- Greninja, Podwójna Drużyna! - zripostował Ash.
Chwilę później na boisku pojawiło się aż kilka Greninjy, dzięki czemu Tyrantrum uderzył w jedną z kopii, mijając tego prawdziwego, który to ostro zaatakował go Cięciem.
- Teraz Wodny Puls! - krzyknął Ash.
- Smoczy Pazur! - wrzasnął Ben.
Atak ten zablokował wodny cios zastosowany przez Greninję, po czym trafił naszego bohaterskiego stworka, który jednak bez trudu utrzymał się na nogach, choć cios zdecydowanie go zabolał.
- Wodny Shuriken! - zawołał mój chłopak.
- Hiper Zderzenie! - dodał jego przeciwnik.
Dwa najsilniejsze ataki tych Pokemonów zderzyły się ostro ze sobą i odrzuciły nawzajem od siebie obu walczących. Szybko jednak stanęli oni na nogach, po czym Ash nakazał Greninjy, aby użył on ich tajnej broni, którą jak wiadomo było złączenie w pewnym sensie ich jaźni.
- Znowu chcesz oberwać, ty głupi chłopaczku?! - zawołał Ben - Chyba mało ci było pobytu w szpitalu, co?! Chcesz tam wrócić?! No dobra, czemu nie?! Pewnie już się tam za tobą stęsknili!
Ash zacisnął pięść ze złości, podobnie jak Greninja, któremu bardzo się nie spodobały kpiny Bena.
- Panuj nad sobą, Ash! Panuj nad sobą! - mówiłam po cichu, zaciskając mocno kciuki.
- Jeśli on znowu pozwoli, by gniew go ogarnął, przegra - jęknęła Dawn.
- Tak, to prawda - zgodził się z nią profesor Sycamore - Miejmy więc nadzieję, że nasz bohaterski wojownik sobie poradzi.
Greninja widać, że kipiał ze złości, kiedy Ben sobie z niego szydził, ale pohamował się przed skoczeniem na niego, a następnie skoczył wysoko w górę i zaatakował Powietrznym Asem.
- Tyrantrum! Skocz tam i użyj Smoczego Pazura! - krzyknął Ben.


Obaj przeciwnicy zderzyli się ze sobą w górze i zaczęli nawzajem się atakować, ale byli zwinni i szybcy, dlatego też zdołali uniknąć wszystkich ciosów. Zadali sobie ich około dziesięć, aż w końcu Greninja, jako że był on zwinniejszy i bardziej opanowany, pierwszy dosięgnął swego przeciwnika. Cios jego był tak mocny, że Tyrantrum upadł na ziemię. Uderzenie zupełnie go skołowało. Greninja wygrał.
- Udało mu się! Udało! - zawołałam radośnie, podskakując w górę.
- Brawo, braciszku! Brawo! - krzyknęła Dawn, machając pomponami.
Szczęśliwa jak nigdy zbiegłam z loży i podbiegłam do Asha, skacząc mu na szyję, po czym objęłam go mocno.
- Brawo! Wiedziałam, że ci się uda!
- Nie udałoby mi się bez pomocy Korriny oraz Dianthy - odpowiedział skromnie mój chłopak - To one wymyśliły sposób na gniew Greninjy.
- Więc jego specjalny atak więcej ci nie zaszkodzi?
- Trudno mi powiedzieć, ale być może.
Następnie mój ukochany spojrzał na Bena i powoli podszedł do niego, mówiąc:
- Przykro mi, że tak się stało... Naprawdę bardzo mi przykro, Ben... Ale walczyłeś dzielnie. Jestem pewien, że następnym razem ci się uda.
Po tych słowach wyciągnął on dłoń na znak zgody, jednak jego rywal spojrzał na niego groźnie i odszedł oburzony.
- Ale chamski! - mruknęłam, stając przy Ashu.
Mój luby uśmiechnął się delikatnie, słysząc moje słowa.
- Sereno, kochanie... - powiedział - Nie oceniaj go tak surowo, proszę cię. W końcu właśnie stracił on swoją szansę na zostanie Mistrzem, choć dał z siebie naprawdę wszystko. Jak ty byś się zachowała na jego miejscu?

***


Opowiadanie Johna Scribblera c.d:
Ash i ja zaczailiśmy się w szafie pokoju Lionela czekając na dalszy rozwój wypadków, który musiał nastąpić, jeśli było się dość cierpliwym, aby na niego czekać. Nam cierpliwości nie brakowało, dlatego też czekaliśmy na dalszy rozwój wypadków, oczywiście cały czas będąc gotowi do działania. Efetem tego było to, że nasza cierpliwość dość szybko została nagrodzona.
- Jestem już - powiedziała Korrina, wchodząc do pokoju.
Widzieliśmy to wszystko przez szparę w uchylonych drzwiach od szafy. Zarówno nasza kryjówka, jak i ten widok nie były wcale zbyt przyjemne, ale musieliśmy się nimi zadowolić, przynajmniej na razie.
- Czemu chciałeś mnie widzieć? - zapytała narzeczona Lionela.
- Bo sprawa jest naprawdę przerażająca - odpowiedział jej ukochany - Nie sądziłem, że moja macocha posunie się do czegoś takiego.
- Jak widzisz, posunęła się.
- Czy aby na pewno? Mam pewne wątpliwości.
- Poważnie? Przecież dotychczas jej nie cierpiałeś.
- I dalej jej nie cierpię, ale przecież nie wierzę w to, aby zabiła mojego ojca.
- A kto twoim zdaniem zabił twojego ojca?
- No, nie wiem... Powiedz mi, kto się kłócił z moim ojcem w dniu jego śmierci? Na pewno nie Cosette. Cały dzień jeździła konno po okolicy i nie było jej w domu. Oboje dobrze to wiemy.
- A więc co w związku z tym?
- W związku z tym... Myślę, że to ty robiłaś, prawda?
- Być może - Korrina uśmiechnęła się delikatnie - Ale niby po co? O co mogłabym się kłócić z twoim ojcem?
- Może o to, że chciał mnie wydziedziczyć, co cię zdenerwowało?
- Przecież wydziedziczył twoją macochę.
- Tak... A może jednak nie? Może to mnie chciał on wydziedziczyć, a ty mu w tym przeszkodziłaś, kochanie?
- Ciekawa sugestia... I niby po co miałabym się o to troszczyć?
- Bo mnie kochasz, Korrino... A skoro mnie kochasz, to chcesz, żebym był szczęśliwy... A będę szczęśliwy wtedy, kiedy będę miał dużo pieniędzy. Dlatego też zepchnęłaś mojego ojca ze schodów... Potem zaś chciałaś zabić panią Ash, kiedy ta powiedziała, że zna winnego tego czynu. Prawda?
Korrina parsknęła śmiechem.
- Masz bujną wyobraźnię, kochanie! Naprawdę bardzo bujną.
- To sama prawda - rzekł Lionel - Sherlock Ash mi o tym powiedział, a przecież to jest genialny detektyw. Chyba nie powiesz, że nie powinienem wierzyć jego słowom.
- Może powinieneś, a może nie? Skąd ja mam to wiedzieć?
- Zabiłaś mojego ojca?! Tak czy nie?!
Dziewczyna spojrzała na niego z kpiną, po czym odparła:
- Powiem ci to, bo i tak nic z tą wiedzą nie zrobisz, kochanie! Tak! Właśnie tak! Zabiłam go! Zepchnęłam go ze schodów! A wiesz dlaczego?! Bo chciał cię wydziedziczyć! Groził, że to zrobi! To miała być kara za twoje gry hazardowe i wszystkie długi karciane, jakie narobiłeś! Twój ojciec miał dość płacenia za to! Myślisz, że chciałam wyjść za biedaka?! Nie ma mowy! Ja przywykłam do życia w luksusie i zamierzam w nim dalej żyć!
Lionel patrzył na nią wręcz przerażony. Nie spodziewał się on pewnie usłyszeć od niej takich właśnie słów.
- Ale przecież ostatecznie mnie nie wydziedziczył! Wydziedziczył tylko moją macochę! - zawołał po chwili.
Jego narzeczona patrzyła na niego ze złością i odpowiedziała:
- Nie wiedziałam o tym. Nie wiedziałam, kogo ostatecznie postanowił wydziedziczyć. A zresztą mógł zawsze ciebie także wydziedziczyć. Póki żył, mógł to zrobić. Nie mogłam mu na to pozwolić. Nie mogłam pozbawić ani ciebie, ani siebie życia w luksusie, do którego oboje przywykliśmy.
- I dla luksusu zabiłaś mojego ojca?
- Dla naszego dobrego bytu. Żebyś mógł wreszcie spłacić długi i wyjść na prostą! Powinieneś to docenić!
- Ależ on to docenia! Na pewno docenia - rzekł Ash, wychodząc nagle z szafy.
Od razu wyszłam za nim, uśmiechając się przy tym okrutnie.
- To koniec, Korrino - powiedziałam - Wiemy już wszystko.
- Bardzo sprytnie to sobie wymyśliłaś - dodał Clemont, wchodząc do środka razem z Maxem.
Dziewczyna była przerażona.
- Uknułeś to?! - krzyknęła ze złością do Lionela.
- Kiedy Sherlock Ash mi powiedział, co zrobiłaś, to postanowiłem mu pomóc zastawić na ciebie zasadzkę - wyjaśnił młodzieniec swej narzeczonej - Miałem nadzieję, że sama się przyznasz. Nie pomyliłem się.
Korrina jęknęła załamanym głosem.
- Prawdziwy testament nie wykreśla pani Cosette ze spadku, ale właśnie Lionela - powiedziałam.
- Pan Baskerville ukrył go, żebyś go nie zniszczyła - dodał detektyw - Wiedział, że to zrobisz, kiedy tylko dostaniesz go w swoje ręce. Niestety, nie zdążył powierzyć żadnej zaufanej osobie swoją tajemnicę i nawet doktor Cilan Mortimer o tym nie wiedział. Tylko Duch z Baskerville wiedział o ukryciu testamentu.
- Miałaś wielkie szczęście, że nikt cię nie widział, gdy zabijałaś pana Baskerville - powiedział Clemont - Na twoją korzyść przemawiał fakt, że dla zabawy Hunter odcisnął swoją dłoń na jego plecach w dniu, w którym nieco później ty go zabiłaś.
- Prawie ci się udało - rzekł Max - Praktycznie wszystko przemawiało na twoją korzyść... Nawet dane, jakie zdobył Sherlock Ash.
- Tak, to prawda - potwierdził detektyw - W Alabastii zdobyłem dane na temat pani Cosette i Lionela. Pani Cosette była kiedyś przyjaciółką mojej kuzynki, Dawn Adler. Była ona aktorką z biednej dzielnicy i potem dostała swoją szansę, z której skorzystała. Dostała lepszą pracę, a następnie wyszła ona za mąż za bogatego człowieka, który tak ją kochał, że przymknął oko na jej niezbyt piękne pochodzenie. Pan Lionel z kolei był utracjuszem, który marnował pieniądze ojca na karty, wino i szemrane towarzystwo. Więc miał jak najwięcej powodów, aby zabić ojca, ale pani Cosette także je miała, bo przecież jej mężowi mogło się znudzić to nie-myślenie o jej pochodzeniu lub z jakiegoś innego powodu mógłby oznajmić, że ma jej dość. To też motyw. Jedynie Korrina nie miała motywu i to właśnie wydało mi się podejrzane. Jak widzę, miałem rację.
- Gregson, zabierz ją! - zawołał Clemont.
Max zakuł Korrinę w kajdanki, a następnie wyprowadził ją z pokoju. Był przy tym bardzo zadowolony, z kolei Lionel wyglądał na zasmuconego i jakoś wcale mnie to nie dziwiło. W końcu za jednym razem stracił on ojca, narzeczoną i majątek. Uznałam, że należy go pocieszyć w jakiś sposób.
- Rozmawialiśmy z panią Cosette - rzekłam - Będzie pan mógł objąć połowę majątku swego ojca, ale musi pan zerwać z kartami raz na zawsze.
- Tak właśnie zrobię! - zawołał młodzieniec - Obiecuję! Mam już dość bycia zakałą rodziny.
- Doktor Mortimer ci pomoże - powiedział detektyw - Tylko pamiętaj, młody człowieku. Zyskałeś dziś drugą szansę. Nie zmarnuj jej, proszę, gdyż inaczej drugiej możesz nie dostać.
- Wiem o tym i postarać się tak żyć, aby już nie potrzebować prosić o kolejną szansę - odparł Lionel.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
- I jak oceniasz opowiadanie pana Scribblera? - zapytałam wesoło, gdy szłam razem z Ashem.
- Uważam je za genialne i ciekawie napisane, choć moim zdaniem, to nie powinien on zrobić z Korriny czarny charakter - zachichotał delikatnie mój ukochany.
- Pika-pika! Pika-chu! - pisnął Pikachu.
- Widocznie niezbyt dobrze ją zna - zaśmiałam się.
- Tak, to prawda - pokiwał głową detektyw z Alabastii - Chociaż my ją chyba także nie znamy za dobrze. Wiesz, nie sądziłem, że kiedykolwiek będę miał możliwość to powiedzieć, ale zaczynam ją lubić.
- Nie dziwię ci się... W końcu pomogła ci wytrenować Greninję. Chyba sama zacznę ją lubić.
Oboje parsknęliśmy śmiechem.
- Brawo, Ash! Brawo! - usłyszeliśmy nagle pewien przyjemny głos.
Chwilę później podeszła do nas Sybilla. Oczywiście nie zdziwiło nas to, że zjawiła się nie wiadomo skąd, gdyż już do tego przywykliśmy.
- Bardzo mądrze postąpiłeś - powiedziała kobieta - Pokonałeś gniew, jaki niszczył od środka twojego przyjaciela. To wielkie zwycięstwo nad jego największym wrogiem.
- Szkoda tylko, że jak mnie pani spotkała wcześniej, to nie powiedziała mi pani o tym - mruknął Ash niezadowolonym tonem.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
Kobieta zachichotała delikatnie, po czym odparła:
- Czemu narzekasz? Przecież żyjesz i masz się dobrze... Nie musisz się już obawiać mocy Greninjy... Ale niedługo jeszcze będziesz się cieszył jego towarzystwem.
- A to niby czemu? - spytałam zdumiona.
- Ty masz swoje przeznaczenie, a on swoje - wyjaśniła Sybilla - Każde z nas musi podążać swoją własną drogą. Oczywiście możecie mieć w nosie przepowiednie na swoje tematy, ale losu nie oszukacie i prędzej czy później każdy z was będzie musiał zrobić to, do czego go powołano.
- Chce pani powiedzieć, że mnie powołano na detektywa? - spytał Ash.
- Nie... Ale powołano cię do wielkich czynów, mój chłopcze... Twojego Pokemona także... Nie unikniecie tego, bo wasze przeznaczenie, którym są wasze charaktery wam na to nie pozwolą. Będziecie więc dalej walczyć o to, w co wierzycie, a gdy nadejdzie czas, ścieżki twoje i Greninjy rozdzielą się.
- Co się z nim stanie?! - zapytał przerażony taką perspektywą Ash.
- Chyba nie umrze! - dodałam równie zaniepokojona.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
Sybilla uśmiechnęła się delikatnie.
- Każdy kiedyś umrze, ale bądźcie spokojnie. Greninja nie zginie, ale nadejdzie czas, kiedy będzie on musiał iść swoją drogą. Nie zatrzymujcie go wtedy, bo inaczej stracicie w nim przyjaciela, ponieważ przyjaciół nie wolno zatrzymywać na siłę. Pamiętajcie o tym!
Po tych słowach kobieta odeszła i zniknęła nam z oczu zostawiając nas ponownie z mnóstwem pytań bez odpowiedzi.

KONIEC












1 komentarz:

  1. W opowiadaniu Johna Scribblera wszystko zmierza do nieuchronnego, ale długo wyczekiwanego przez wszystkich końca śledztwa. Niczym słynny Herkules Poirot Sherlock Ash zbiera wszystkich mieszkańców domu w jednym miejscu i zdradza winnego zbrodni zabójstwa sir Baskerville'a. Według testamentu, pozostawionego Hunterowi przez jego trenera, sir Baskerville wydziedzicza swoją żonę, lady Cosette. Więc to ona zostaje "aresztowana". Jak się okazuje, to wszystko jest częścią zasadzki zastawionej na prawdziwego zabójcę. Sherlock Ash i Serena chowają się w szafie w pokoju Lionela, gdzie chłopak rozmawia ze swoją narzeczoną Korriną. Naprowadza rozmowę na takie tory, które zmuszają dziewczynę do przyznania się do winy. Okazuje się, że to ona zabiła lorda Baskerville'a, gdyż odkryła, iż wydziedziczył on Lionela, a ona przywykła do życia w luksusie i nie byłaby w stanie ożenić się z biednym mężczyzną. Co za wredny babsztyl moim zdaniem. Na szczęście zostaje aresztowana, a Lionelowi zostają przyznane prawa do części majątku, jednakże pod warunkiem, że zerwie on z karcianym nałogiem.
    Tymczasem w Alabastii Ash toczy rewanżową walkę z Benem Kingsleyem. Podobnie jak poprzednio Ash wystawia do walki Greninję. Pokemony walczą zaciekle, Ben nawet próbuje wyprowadzić z równowagi Asha, gdy widzi, że ten użyje swojego specjalnego ataku - połączenia umysłów z Greninją. Mimo początkowej wściekłości stworek w końcu przestaje zwracać uwagę na docinki Bena i powala jego pokemona na ziemię kończąc ostatecznie walkę. Ben przegrywa, z czym najwidoczniej nie umie się pogodzić, bo nawet nie stać go na podanie ręki swojemu przeciwnikowi po zakończonej walce. Z jednej strony zrozumiałe, bo stracił to, o czym od dawna marzył, ale z drugiej chamskie, bo nie potrafił docenić wyższości przeciwnika.
    Cała przygoda bardzo ciekawa, w dodatku zrealizowana w naszej ulubionej formie - opowiadania pudełkowego. Bardzo lubię takie historie, podobnie jak zresztą Ty, mój ukochany Autorze. :) :*
    Ogólna ocena: 1000000000000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...