Konkurs piękności cz. I
- A teraz wystąpi przed wami zespół The Brock Stones! - zawołała radośnie Melody przez mikrofon.
Uśmiechnęłam się bardzo zadowolona, stojąc na scenie tuż za moją drogą przyjaciółką z Shamouti. Byliśmy obie razem z resztą naszej paczki w restauracji „U Delii“ czekając na nasz występ. Była to sobota 3 czerwca 2006 roku. Tego właśnie dnia ja i Ash powróciliśmy do Alabastii z Azurii, gdzie spędziliśmy dwa dni. Podczas nich rozwiązywaliśmy pewną ciekawą i zarazem też dosyć intrygującą zagadkę detektywistyczną, a potem razem z moim chłopakiem spędziłam radośnie rocznicę naszego związku. Muszę powiedzieć, że choć musiała ona niestety zostać nieco odłożona w czasie, to i tak była wręcz wspaniała. Teraz natomiast mama mojego ukochanego postanowiła urządzić dla nas małą zabawę z okazji naszej rocznicy, więc wszyscy razem mogliśmy uczcić tę jakże radosną dla nas chwilę. W czasie tej jakże wspaniałej zabawy miałam zamiar wykorzystać okazję i zaśpiewać piosenkę, którą dla niego przygotowałam. Był nią wiersz, który to kiedyś napisałam pod wpływem weny twórczej i do której potem moi przyjaciele z zespołu The Brock Stones napisali melodię. Miałam nadzieję, że dzięki niej to, co napisałam dla Asha będzie posiadało w sobie jeszcze więcej magii niż wtedy, gdy było tylko wierszem.
- Wraz z zespołem wystąpi nasza znakomita artystka, panna Serena Evans! - mówiła dalej przez mikrofon moja przyjaciółka z wyspy Shamouti - Powitajcie ją gromkimi brawami razem z resztą tego jakże wspaniałego zespołu!
Następnie dziewczyna ustąpiła mi miejsca przed mikrofonem, sama zaś dołączyła do reszty zespołu czekającego na moment, w którym zacznie grać. Ja zaś przyszłam tam, gdzie przed chwilą stała Melody, uśmiechnęłam się do publiczności i powiedziałam:
- Tę piosenkę dedykuję mojemu ukochanemu, Ashowi Ketchumowi z okazji rocznicę naszego związku.
Moje słowa zostały przyjęte prawdziwą burzą oklasków otrzymaną od wszystkich obecnych w restauracji gości, po czym zespół The Brock Stones zaczął grać uroczą i bardzo przyjemną melodię, doskonale oddającą nastrój tej doniosłej chwili. Ja zaś, patrząc na obecnego wśród gości Asha, czule zaśpiewałam:
Księżyc gwiazdom szepcze srebrne sny,
A wokół nas cisza gra.
Głęboko chowasz naszą wspólną myśl.
Obojgu nam odwagi brak.
Gdy patrzysz tak - odwracam wzrok...
Chcę powiedzieć ci, co czuję,
Lecz od czego zacząć mam?
Tak bardzo serce moje drży
Na myśl, że razem ty i ja.
Dlaczego rzecz najprostsza w słowach
Nie pozwoli zamknąć się?
Chcę powiedzieć ci, co czuję.
Chcę powiedzieć - Kocham cię...
Po stokroć składam w słowa swoją myśl.
Wszystkie z nich dobrze znam.
Codziennie marzę, że to właśnie dziś,
Lecz znowu mi odwagi brak.
Gdy patrzę tak - odwracasz wzrok...
Chcę powiedzieć ci, co czuję,
Lecz od czego zacząć mam?
Tak bardzo serce moje drży
Na myśl, że razem ty i ja.
Dlaczego rzecz najprostsza w słowach
Nie pozwoli zamknąć się?
Chcę powiedzieć ci, co czuję.
Chcę powiedzieć - Kocham cię...
Powiedz, czemu odwracasz wzrok?
Pewnie ci też odwagi brak.
Ja chcę, lecz nie potrafię dłużej tak
Udawać, że nie czuję nic. Pozwól mi!
Chcę powiedzieć ci co czuję,
Lecz od czego zacząć mam?
Tak bardzo serce moje drży
Na myśl, że razem ty i ja.
Dlaczego rzecz najprostsza w słowach
Nie pozwoli zamknąć się?
Chcę powiedzieć ci, co czuję.
Chcę powiedzieć - Kocham cię...
Musiałam przyznać, że muzyka została doskonale dopasowana do słów mojego wiersza i dzięki temu cały ten utwór posiadał piękno, a mój występ wyszedł po prostu wspaniale. Wyznam również, że serce biło mi w piersi jak szalone, gdy śpiewałam słowa tej piosenki. A gdy jeszcze widziałam twarz mojego ukochanego, który słysząc moją dla siebie niespodziankę, uśmiechał się do mnie radośnie, a prócz tego klaskał najgłośniej ze wszystkich ludzi słuchających naszego występu, to poczułam, iż mój pomysł mi się udał, zaś ten utwór to mój sukces.
Kiedy już występ dobiegł końca zeskoczyłam ze sceny i podbiegłam do Asha, który złapał mnie radośnie w objęcia.
- Podobała ci się piosenka? - zapytałam.
- Bardzo, kochanie - odpowiedział mi mój luby - Nawet nie wiesz, jak mi się ten utwór podoba.
- Cieszy mnie to, Ash - zachichotałam radośnie - Wiesz, sama kiedyś napisałam słowa tej piosenki.
- Poważnie? A kiedy to zrobiłaś?
- W maju zeszłego roku. Tak niedługo przed tym, zanim zaczęliśmy ze sobą chodzić.
- Rozumiem. Ale muzykę skomponowałaś też sama?
- Nie... W tym pomógł mi Brock i reszta zespołu.
- Domyślałem się tego, ale wolałem się upewnić.
Następnie mój luby pogłaskał mnie delikatnie po twarzy, mówiąc:
- Wyglądasz dziś naprawdę pięknie.
Zachichotałam wesoło, a moja twarz spłonęła rumieńcem.
- Bardzo mi miło to słyszeć, skarbie.
Ash spojrzał w moje oczy z radością, po czym rzekł:
- No dobrze, a teraz pora na mój występ.
- Twój występ? - zapytałam zdumiona - To ty także chcesz wystąpić z jakąś piosenką?
- Dokładnie tak - potwierdził detektyw.
- A z jaką?
- Tego się dowiesz za chwilę, skarbie.
Chwilę później poszedł na scenę, stanął przed mikrofonem i rzekł:
- Proszę państwa! Jestem pod wielkim wrażeniem występu Sereny! Pod naprawdę wielkiem wrażeniem! Dlatego pragnę się jej za to odwdzięczyć. Teraz ja zaśpiewam piosenkę dla mojej dziewczyny. Piosenkę, która także jest o uczuciu, jakie do niej żywię. Chcę, żeby wiedziała, iż jest dla mnie nie tylko wybranką serca, ale także moją najwierniejszą przyjaciółką w każdej potrzebie. Zawsze mogę na nią liczyć i pragnę, aby wiedziała, jak bardzo mi na niej zależy. Wyrażę to poprzez mój występ.
- Pika-pika! - zapiszczał radośnie Pikachu, wskakując mu na ramię.
Ash zaśmiał się do niego wesoło, pogłaskał go między uszami i mówił dalej:
- Piosenka ta została przygotowana z myślą o moim wiernym starterze, ale uważam, że pasuje ona także do mej ukochanej Sereny, gdyż oboje znam od najmłodszych lat i oboje są mi równie bliscy. A ponieważ dzisiaj jest przyjęcie z okazji rocznicy związku mojego i mojej dziewczyny, to właśnie jej chcę zaśpiewać ten utwór wyrażający moje uczucia. Mam nadzieję, że spodoba się on nie tylko przeuroczej pannie Evans, ale także i wam.
Jego słowa zostały nagrodzone gromkimi brawami, a chwilę później zespół The Brock Stones zaczął grać melodię, zaś Ash złapał za mikrofon i pełnym pasji głosem zaśpiewał:
Wiesz, że odkąd ciebie znam
Ta przyjaźń nieprzerwanie trwa.
Wielu mam przyjaciół, jednak
Nikt jak ty...
Chociaż nie powiemy tego,
Sił nam wciąż dodaje wspólna myśl:
Ty ze mną, ja z tobą, przez słońce i deszcz.
Od dzisiaj, aż po świata kres.
Będziemy razem, nieważne jak jest.
I na zawsze ty i ja.
Przyjaźń nasza trwa,
Jak ja długo tego chcę.
Zawsze jest kolejny szczyt.
Z tobą mi wystarczy sił.
Nawet w najtrudniejsze dni
Ufam ci...
Od dzisiaj, po przygody kres
Na mnie możesz liczyć. O tym wiesz!
Ty ze mną, ja z tobą, przez słońce i deszcz.
Od dzisiaj, aż po świata kres.
Będziemy razem, nieważne jak jest.
I na zawsze ty i ja.
Przyjaźń nasza trwa
Tak, jak długo tego chcesz.
Nieważne gdzie nas poniesie los.
Będziesz ze mną tam, przy tobie ja.
Oboje wiemy to.
Ty ze mną, ja z tobą, przez słońce i deszcz.
Od dzisiaj, aż po świata kres.
Będziemy razem, nieważne jak jest.
I na zawsze ty i ja.
Przyjaźń nasza trwa
Tak, jak długo tego chcesz.
Na tych słowach piosenkach się zakończyła, po czym ze strony gości posypały się gromkie brawa, a najmocniej chyba klaskałam ja. Ta piosenka naprawdę mnie wzruszyła, nie mówiąc już o tym, że była ona miła memu sercu z tego powodu, iż Ash napisał jej tekst razem ze mną. Cieszyło mnie również to, jak wspaniale zaśpiewał on ją dla mnie. Byłam wzruszona i postanowiłam po wszystkim podziękować za to mojemu ukochanemu w najczulszy ze wszystkich sposobów na świecie. I oczywiście to zrobiłam, gdy tylko znaleźliśmy się sami we dwoje.
***
Nad Alabastią wstawał właśnie nowy dzień, kiedy mnie po cudownie spędzonym wieczorze (że o nocy już nie wspomnę) obudził nagle zapach pieczonych gofrów. Podniosłam powoli powieki i spojrzałam na budzik. Dochodziła już ósma. Rozejrzałam się uważnie po pokoju. Asha jednak nigdzie nie było. Jego Pikachu zresztą także. Widać wyjątkowo obudzili się wcześniej ode mnie i postanowili mnie nie budzić.
- Ciekawe, gdzie ich posiało? - powiedziałam sama do siebie.
Wtem jak na zawołanie usłyszałam jakieś hałasy za oknem. Założyłam swoją piżamkę i podeszłam do okna, żeby zobaczyć, co też go wywołało. Zobaczyłam wówczas mojego chłopaka w towarzystwie jego Pikachu oraz Greninjy. W trójkę trenowali oni szermierkę. Ash używał swojej szpady do odpierania ataków Stalowego Ogona Pikachu, jak również ataku zwanego cięciem, który wykonywał z kolei Greninja. Otworzyłam okno, żeby mieć lepszy widok na tę walkę i pomachałam wesoło ręką naszym szermierzom. Mój luby zwrócił na mnie uwagę i również mi pomachał. Niestety, w tej samej chwili Pikachu wykonał kolejny atak i Ash nie zdążył go sparować. Efekt tego był taki, że runął na trawę jak długi.
- Auu! Zostanie po tym ślad - pomyślałam sobie.
Dzielny detektyw jednak szybko się pozbierał i już po chwili dalej trenował ze swoimi Pokemonami. Nie chciałam im przeszkadzać, dlatego też przebrałam się w codzienne ubranie i zeszłam na dół. Wzięłam przy tym mój plecak, aby zanieść go do prania, gdyż był już nieco sfatygowany.
W kuchni krzątali się już Delia i Latias, zaś Mister Mime zamiatał podłogę w korytarzu. Ledwie mnie zobaczył, a od razu zapiszczał wesoło na mój widok, ja natomiast obdarzyłam go promiennym uśmiechem.
- Dzień dobry wszystkim - powiedziałam uprzejmie.
- Dzień dobry Sereno - powitała mnie pani Ketchum, uśmiechając się przy tym promiennie.
Latias zaś pokazała mi na migi coś, co rozpoznałam jako miłe słowa powitania. Poczułam, że się instynktownie uśmiecham na widok obu pań. Urocze z nich osóbki. Zawsze pierwsze były w tym domu na nogach i to one zawsze robiły nam śniadanie. Nie wiem czemu, ale poczułam wówczas, że bardzo chcę im za to jakoś podziękować.
- Wiecie, mam propozycję - powiedziałam - Może dzisiaj to ja zrobię śniadanie, a wy dwie sobie usiądziecie?
- Sereno Evans, czyżbyś chciała wygryźć swoją teściową z kuchni? - zażartowała sobie Delia, udając nieudolnie groźny ton.
- W żadnym razie, po prostu zawsze ty i Latias jesteście pierwsze na nogach. Dziś chciałabym was obie wyręczyć. Tak więc wy usiądźcie, a ja zrobię resztę gofrów. Zaznaczam, że nie przyjmuję odmowy.
Ostatnie słowa powiedziałam, wieszając jednocześnie swój plecak na krześle.
- A co cię tak nagle naszło na okazywanie wdzięczności? - zapytała mnie mama Asha.
- Sama nie wiem. Tak jakoś - odparłam.
Kobieta spojrzała na mnie z uśmiechem na twarzy.
- Kochana z ciebie dziewczyna, moja droga. No, już dobrze. Dzisiaj to ty rządzisz w kuchni, a my z Latias napijemy się herbaty.
Ponieważ otrzymałam na to pozwolenie, to zabrałam się za robienie śniadania, a mama Asha i nasza pokemonia przyjaciółka usiadły przy stole.
Wtem do kuchni wparował Ash z Pikachu na ramieniu. Jego oczodół zdobił bardzo niewielkich rozmiarów fioletowy siniec.
- Czy śniadanko jest już gotowe? Bo wiecie, szermierz głodny, to zły - zażartował sobie, siadając obok swojej mamy.
- Spytaj swojej ukochanej, synku - odpowiedziała mu wesoło kobieta - Dziś to Serena rządzi w kuchni.
- Zaraz będzie gotowe - dodałam wesoło - A ty, mój fechtmistrzu, to lepiej idź umyć ręce. Pomożesz mi nakryć do stołu, więc lepiej, abyś łapska miał wyszorowane.
- Tak jest, szefowo kuchni! - odpowiedział mi dowcipnie Ash, wstając z krzesła.
Zrzucił przy tym niechcący z krzesła mój plecak, który to z brzękiem upadł na podłogę. Wszyscy zwróciliśmy na niego uwagę.
- Ciekawe, co też tam tak zabrzęczało, skoro mój plecak jest pusty? - zapytałam zdumiona.
- Nie mam pojęcia, kochanie - odparła Delia, po czym podniosła ów przedmiot z podłogi.
- Może pani sprawdzić co tak za brzęczało? Nie mam wolnej ręki.
Mówiłam do Delii oficjalnym tonem, gdy w pobliżu był ktoś inny niż tylko ja i ona. Ewentualnie obecność Latias czy Mister Mime’a jeszcze nam pozwalała na swobodną rozmowę. W innym przypadku zaś wolałam mówić do mojej przyszłej teściowej per „pani“, choć ta bardzo chciała, abyśmy już oficjalnie przeszły na „ty“. Ja jednak uważałam, że mogę to robić, ale tylko wtedy, kiedy Ash i reszta naszej paczki tego nie słyszeli. Dlaczego? Chyba dlatego, że wychodziłam z założenia, iż lepiej, aby nie myślano, że brakuje mi szacunku do tej jakże wspaniałej kobiety.
Tymczasem moja przyszła teściowa otworzyła plecak i przejrzała go dokładnie. Nie minęła minuta, a wyjęła z niego pęk kluczy z kolorowymi ozdobami. Pęk, o którym miałam nadzieję zapomnieć na zawsze.
- Jakie to piękne! - zawołała radośnie Delia - Czy to może klucze do twojego domu?
Spojrzałam załamana na te trzy błyszczące przedmioty. Pamiętałam doskonale, skąd je miałam, a także do czego służą. Do mej pamięci od razu powróciły niemiłe wspomnienia z Pokazów Pokemon, w których to swego czasu brałam udział.
- Proszę was, wyrzućcie to! Nie chcę mieć już z tym nic wspólnego - powiedziałam, krzywiąc się na samą myśl o wszelkiego rodzaju pokazach.
- Co się stało? Powiedziałam coś nie tak? - zdziwiła się pani Ketchum.
- To są klucze księżniczki, mamo - wyjaśnił jej syn - Serena zebrała te trzy klucze biorąc udział w Pokazach Pokemonów.
- Pokazy? - spytała Delia tonem laika - Ach tak! Słyszałam o nich. To wspaniałe zawody. Można w nich pokazać umiejętności swoich stworków prawda? I ta nutka konkurencji. To musi budzić wielkie emocje.
Ta kobieta chyba nie wie, o czym mówi, pomyślałam sobie w duchu. Dla kogoś, kto obserwuje to z pozycji widza, to się może wydawać piękne, ale ten, którzy bierze w nich udział raczej będzie miał inne zdanie w tej sprawie. Zwłaszcza, kiedy poczuje przez te zawody niechęć do samego siebie, co przecież już raz mnie spotkało.
- Phi! Emocje? Chyba raczej zarozumiałość, jak również samozachwyt nad swoim własnym ego - wypaliłam gniewnie.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że to zdanie padło z moich ust. Spojrzałam wówczas na panią Ketchum załamanym wzrokiem, mówiąc:
- Przepraszam, nie chciałam tego mówić na głos. To przez te niemiłe wspomnienia. Gdy tylko pomyślę, jak żałosną osobą byłam, biorąc udział w tych Pokazach Pokemonów.
- Nic się nie stało, kochanie - przerwała mi Delia - Wybacz mi te moje głupie słowa. Nie znam się na tym i nie wiedziałam, że masz z tym przykre wspomnienia.
Gdyby tylko wiedziała, jak nieprzyjemne było moje doświadczenie w tej sprawie, to pewnie zmieniłaby nastawienie do mojej osoby, dlatego też wolałam nie mówić jej o tym wszystkim, co miało miejsce zanim zostałam dziewczyną jej syna, aby nie stracić w oczach kobiety tej jakże pozytywnej opinii, którą się cieszyłam.
Sytuacja była nade przykra, ale na szczęście Ash szybko to zmienił, gdyż wtrącił się w rozmowę, zmieniając jej temat.
- Może później o tym porozmawiamy? Teraz pora już jeść, bo kiszki mi marsza grają - powiedział, łapiąc się za brzuch, w którym zaburczało.
Dobrze, że zmienił temat rozmowy, bo ta stawała się coraz bardziej nieprzyjemna, a ja mogłam powiedzieć coś, czego wcale nie chciałam teraz mówić Delii Ketchum.
- Pika pika! - potwierdził słowa swego trenera elektryczna gryzoń.
Dziękować losowi gofry były już gotowe. Mój kochany chłopak chciał już wziąć jednego, gdy pacnęłam go widelcem w rękę.
- A ręce to panicz umył? Sio mi z tymi brudnymi łapskami!
Ash zachichotał wesoło i zaraz poszedł do łazienki. Kiedy już z niej wrócił, to czekało na niego pyszne śniadanie, za które to od razu się za zabrał. Jego Pokemony dostały oczywiście swoją ulubioną karmę.
Wkrótce potem zjawili się w kuchni Dawn, Bonnie, Clemont i Max. Oni także dostali swoją porcję gofrów na śniadanie, po czym zjedli ją ze smakiem. Ja zaś ze spokojem oraz w milczeniu zjadłam swój posiłek.
- Jakieś nowiny z wielkiego świata? - zapytał nagle mój chłopak.
- A i owszem - zaśmiał się młody Hameron, pochłaniając kolejnego gofra - Sprawdzałem dzisiaj stronę, którą założyłem i wyobraź sobie, Ash, że twoja walka z tym wariatem Finnem ma już dwa miliony wyświetleń!
- Naprawdę?! Aż tyle?! - zawołałam zachwycona.
- Serio, aż tyle - odparł Max, kiwając wesoło głową - Zresztą ja nigdy w tej sprawie nie żartuję, poważnie.
- Nie śmiemy w to wątpić - powiedziała dowcipnie Delia.
Latias parsknęła delikatnie śmiechem, a następnie nałożyła sobie na talerz kolejnego gofra i zaczęła go jeść.
- No, braciszku! Coś mi mówi, że niedługo nie opędzisz się od innych wariatów chcących z tobą walczyć - zażartowała sobie Dawn.
- Pip-lu-li! - zaćwierkał Piplup, którego dziewczyna karmiła właśnie karmą dla Pokemon.
- Jeżeli mam być szczery, to uważam, że teraz wszyscy trenerzy będą się bać Asha i wychodzić z założenia, że z przeciwnikiem, który posiada takiego Greninję lepiej jest nie zadzierać - stwierdził Clemont.
- Fakt. To możliwe - zgodził się z nim Max - Ale za to od fanek, to się nie opędzisz.
- Błagam cię! Tylko mi nic nie mów o fankach! - jęknął mój luby - Mam już ich dość na całe życie.
Zaśmiałam się lekko, gdyż doskonale wiedziałam, co on ma na myśli. Po wielu dniach względnego spokoju do Alabastii powróciła ta wariatka, Macy. Widziała ona w Internecie tę fenomenalną walkę Asha z Finnem i z tego powodu postanowiła odwiedzić swojego idola, aby móc poznać jakieś dokładniejsze szczegóły tego starcia. Wraz z grupą członkiń fanklubu Asha czatowała ona w pobliżu restauracji „U Delii“, a kiedy już powróciliśmy z Azurii, to te nas osaczyły i o mało nie zdarły z Asha ciuchów w ramach okazania mu swojego podziwu. Na szczęście ten bardzo szybko wypuścił z pokeballa swojego Greninję, który swoją mocą odepchnął te nawiedzone fanki, natomiast my szybko zwialiśmy, odczekaliśmy jakiś czas i poszliśmy ponownie do naszego miejsca pracy, gdzie miało miejsce to jakże radosne przyjęcie, jakie opisałam na początku tej opowieści.
- Oj tak, z tymi fankami to bywa problem - zażartowała sobie Bonnie - Ale co do walk to pewnie niejeden zechce teraz z tobą walczyć.
- A czemu nie? - uśmiechnął się do niej Ash - Co prawda walki już mnie tak nie kręcą, jak kiedyś, ale przecież od czasu do czasu można jakąś potyczką stoczyć, oczywiście z normalnym przeciwnikiem.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał bojowo Pikachu, popierając słowa swego trenera.
Max uśmiechnął się wesoło, po czym poprawił sobie okulary na nosie i rzekł:
- A co do was, dziewczyny, to bardzo chciałbym nagrać was i wasze Pokemony w akcji.
Bonnie prychnęła z kpiną, słysząc jego słowa.
- Ciekawe niby kiedy, skoro nie odbywają się tutaj żadne zawody. Ani Pokazy koordynatorów, ani żadne Konkursy pięk...
Jej starszy brat szybko zasłonił dziewczynce usta dłonią.
- Bonnie, nie gadaj już tyle, tylko jedz! - zwrócił jej uwagę, po czym odsłonił dziewczynce buzię i umożliwił tej uroczej istotce mówienie.
Dziewczynka niestety bardzo szybko wykorzystała tę możliwość, aby znów zacząć paplać.
- Ale ja mam przecież rację! Dawn przecież już nie występuje, May zresztą także nie... Obie tylko okazyjnie się tym zajmują. No, a Serena...
- Bonnie! - warknął na nią gniewnie Clemont.
Na całe szczęście tym razem ją uciszył, co bardzo mnie ucieszyło. Ten chłopak doskonale wiedział, że zarówno dla mojej skromnej osoby, jak i dla jego dziewczyny wszelkie występy przed publicznością ograniczały się do występów w kapeli The Brock Stones i nam obu to pasowało. Poza tym obie miałyśmy zdecydowanie niezbyt przyjemne wspomnienia związane ze światem sławy. Ostatecznie, gdy ostatnim razem zachwycił mnie ten świat, to zaniedbałam swojego chłopaka, o mało go nie straciłam, a prócz tego wręcz cudem uniknęłam śmierci z rąk pewnego szalonego aktora. Dawn z kolei, kiedy próbowała na chwilę znowu zająć się Pokazami Pokemonów, to wpadła w zasadzką zastawioną przez Domino. Co prawda to były tylko wyjątki nie czyniące reguły, ale tak czy inaczej w świetle tego wszystkiego wynikało, iż lepiej trzymać się od świata sławy z daleka. Pomijając już to całe niebezpieczeństwo, jakie nam groziło wtedy, to istniało jeszcze coś innego, coś znacznie gorszego. Mianowicie fakt, jak negatywnie wpływały takie zawody na naszą psychikę oraz samopoczucie.
Całej tej sprzeczce przyglądała się w milczeniu Delia. Wyglądała ona na zamyśloną.
- Coś się stało? - spytałam kobiety.
Ta spojrzałam na mnie z uśmiechem i pokręciła przecząco głową.
- Nic takiego, Serenko. Nic takiego.
Namówiłam mojego chłopaka, żebyśmy pozmywali po śniadaniu. Bez wahania wyraził zgodę. Natomiast Pikachu poszedł pomóc Latias i Mister Mimowi wyrywać chwasty w ogródku. Nieco później dołączyła do nich Delia. Ponieważ tego dnia była niedziela, to kobieta mogła sobie na to pozwolić. Poszła zatem i zostaliśmy sami.
Tymczasem ja zmywałam naczynia, milcząc przy tym. Podałam potem talerze Ashowi który je powoli wycierał. Jednak jeden z nich o mały włos wyleciałby mu z rąk.
- Uważaj! - skarciłam go.
- Wybacz. Jestem trochę zamyślony. Pewnie dlatego, że martwię się o ciebie - wyjaśnił mój luby.
- Martwiłbyś się lepiej o siebie - burknęłam gniewnie.
- O co ci chodzi, kochanie? Jesteś taka podminowana - powiedział Ash smutnym głosem, przytulając mnie czule do siebie.
Bardzo potrzebowałam tej bliskości, dlatego też wtuliłam się w mego ukochanego i zamknęłam oczy. Poczułam, jak ten gładzi czule moje włosy. Staliśmy tak parę minut nic nie mówiąc, ale w końcu przemówiłam:
- Dziękuję ci. Potrzebowałam tego. Nawet nie wiesz jak bardzo.
Po tych słowach pocałowałam mego chłopaka czule w policzek.
- Czy to przez te klucze wpadłaś w zły humor? - zapytał mnie mój kochany detektyw - Chodzi o jakieś złe wspomnienia?
- Tak, to przez to paskudztwo tak negatywnie się uruchomiłam. Gdy je tylko zobaczyłam, zła przeszłość wróciła - wyjaśniłam mu.
- Nie należy patrzeć w przeszłość Sereno. Co było, to było. Teraz liczy się tylko teraźniejszość - odparł mój ukochany, łapiąc mnie za rękę i kładąc ją na swoim torsie.
Poczułam wówczas bicie jego serca. To było bardzo, naprawdę bardzo przyjemne uczucie.
- Serce mocno ci bije - rzekłam.
- Robi to tylko dla ciebie, Sereno - odparł Ash.
- Coś się stało, że mi dzisiaj tak słodzisz?
- Po prostu chcę cię wprawić w lepszy nastrój, najdroższa. Masz w końcu we mnie oparcie, wiesz o tym. Zawsze je miałaś i zawsze będziesz je miała. Choćby nie wiem co. Przyrzekam ci to, Różowa Panienko.
Na dźwięk tych pięknych słów, poczułam, jak cała moja złość znika, a w jej miejsce wstępuje radość. Rozpromieniona spojrzałam w te cudne oczy barwy orzechowej czekolady Asha. Jego lewy oczodołów zdobił niewielki, fioletowy siniak.
- Następnym razem noś maskę do tych waszych ćwiczeń z szermierki. Wyglądasz, jakbyś brał udział w jakieś bójce - zażartowałam sobie.
Chłopak machnął na to ręką lekceważąco, po czym rzucił dowcipnie:
- Zawsze mogę powiedzieć, że broniłem honoru mojej dziewczyny.
Zachichotałam delikatnie, słysząc te słowa.
- Fakt, to zawsze jakieś wytłumaczenie - stwierdziłam.
***
Godzinę później wybraliśmy się z Ashem na spacer po okolicy. Oboje szliśmy spacerowym krokiem, ciesząc się z pięknych, wiosennych dni w Alabastii. Słońce nieźle przygrzewało jak na początek czerwca. Roślinność wokół kwitła, co dodawało tylko uroku rodzinnemu miastu mego chłopaka.
- Pięknie jest tutaj - zauważył nagle detektyw.
- W Alabastii zawsze jest pięknie - powiedziałam.
- Zgadzam się z przedmówcą - usłyszeliśmy nagle czyiś znajomy głos.
Odwróciliśmy się za siebie. Ujrzeliśmy wówczas reporterkę z regionu Kalos, Alexandrę Marey vel Alexę. Nosiła ona swój strój podróżny, zaś na jej ramieniu, jak zwykle z resztą siedział Helioptile. Ledwo zobaczył on Asha, a wskoczył w jego stronę tak mocno, że aż przewrócił go na ziemię, po czym wesoło polizał go po twarzy.
- Hej, Helioptile - zawołał mój luby, głaszcząc stworka.
Pokemon dziennikarki zapiszczał wesoło, po czym wskoczył radośnie mi na ręce. Pogłaskałam go czule po główce. Zaraz potem wrócił na ramię swojej trenerki.
- Co ty tu robisz? - zapytał Ash.
- No właśnie! Nie wiedzieliśmy, że już jesteś w Kanto - powiedziałam, pomagając wstać mojemu facetowi - I w ogóle nie wiedzieliśmy, gdzie też obecnie przebywasz.
- Widzicie, takie jest życie podróżniczki - zaśmiała się Alexa - Ciągle w drodze. Nigdy nie wiem gdzie będę za tydzień. Ale weszło mi to w krew.
- Helio-tail! - potwierdził te słowa jej Pokemon.
- A wy dokąd się wybieracie? - zapytała nasza przyjaciółka.
- Na spacer - odpowiedział mój chłopak - Korzystamy sobie właśnie z wolnych dni, podczas których nie mamy żadnych obowiązków. No, ale już jutro znowu idziemy do pracy.
- Na ja długo tu zostaniesz? - spytałam.
- Przynajmniej na kilka dni, a może na więcej - powiedziała panna Marey - Rozglądam się tu za jakimiś ciekawymi tematami do artykułów. A czemu pytasz?
- Bo pomyślałam, że może byś przyszła jutro do restauracji. W końcu już dawno nie widziałaś się z naszą paczką.
- A wiecie, że chętnie? - zachichotała dziennikarka - Przy okazji zjem sobie jakiś pyszny posiłek. A może również znajdę jakiś ciekawy temat na artykuł. Ostatecznie z wami zawsze coś się dzieje.
- Tak, zdecydowanie - zażartował sobie mój luby - No, ale co chcesz? Taki nasz los. Nie ma to tamto, trzeba się z tym pogodzić.
- Co racja, to racja - pokiwała głową Alexa, a jej Helioptile zapiszczał wesoło, potwierdzając słowa swojej trenerki.
***
Resztę dnia spędziliśmy na wielu bardzo przyjemnych czynnościach, m.in. na opowiadaniu Alexie, jakie przygody nas spotkały ostatnimi czasy. Dziennikarka słuchała nas uważnie, nie kryjąc przy tym swego zachwytu. Potem poszła do Centrum Pokemon, a ja i Ash zostaliśmy sami we dwoje, więc robiliśmy to, co mogą robić zakochani, kiedy już nie mają przy sobie zbędnych świadków.
W poniedziałek zaś poszliśmy do pracy. Tam zaś ja dołączyłam do mej szefowej i pomagałam jej w pieczeniu słodkości, Ash zaś kierował salą i obsługiwał klientów. Reszta naszej kompanii zajmowała się innymi swoimi obowiązkami, które sprawiały nam wielką przyjemność, choć nieco było nam też brak May i Gary’ego. Tych dwoje zostało pozostało w Azurii, aby sobie odpocząć od przygód w naszym towarzystwie. Zatem ogólnie rzecz ujmując dzień mijał nam spokojnie. Miło było, ale niestety do czasu, gdyż los szykował dla nas kolejną zagadkę do rozwiązania, jak to zwykle zresztą miał w zwyczaju.
Wszystko zaczęło się tak w godzinach południowych. Piekłam właśnie babeczki, gdy przyszedł do mnie Ash.
- Sereno, możesz pójść ze mną na moment? - zapytał dość gniewnym tonem.
- Jasne, a co się stało? - zapytałam.
- Bo przyszedł tu jakiś facet i mówi, że cię zna.
Z jego głosu biła wyraźna zazdrość, choć początkowo nie zwróciłam na nią uwagi.
- Jakiś facet? - byłam tym zdumiona - Kto to może być? Przedstawił ci się jakoś?
- A i owszem. Mówi, że nazywa się Rene Artois i poznaliście się w jego salonie fryzjerskim.
Teraz już wiedziałam, o kogo chodzi. O tego fryzjera, który przyciął na moją prośbę kupioną przeze mnie perukę, którą „nastraszyłam“ mojego chłopaka za to, iż gapił się tak bardzo na Lustrzaną Serenę podczas naszej wizyty w alternatywnym świecie. W podziękowaniu za tę miłą przysługę zaprosiłam Rene na darmowy posiłek do naszej restauracji.
Poszłam więc na salę razem z Ashem i zauważyłam, że fryzjer siedział przy stoliku i czytał kartę dań. Ubrany był on tak samo, jak wtedy, kiedy widziałam go pierwszy raz: czarne spodnie, lakierki, biała gładka koszula i ciemna kamizelka.
- Czego łaskawy pan fryzjer sobie życzy? - zapytałam dowcipnie.
Na mój widok Rene rozpromienił się radośnie.
- Sereno, o promyku słońca! Twój widok napawa mnie radością. Jakże miło mi znowu cię widzieć. Postanowiłem przyjść tutaj, żeby zjeść coś z waszego przepysznego menu, a także po to, żeby znowu cię zobaczyć...
- Ekhem - chrząknął ponuro mój luby - Przepraszam, że przerywam panu tę piękną oraz patetyczną przemowę, ale muszę coś wyjaśnić. Jestem Ash... CHŁOPAK SERENY.
Ostatnie słowa zaakcentował z delikatnym gniewem w swoim głosie.
Rene spojrzał wówczas na niego i zachichotał nerwowo.
- Och, wybacz mi, młodzieńcze. Rozgadałem się nieco. Mam to już w zwyczaju. Urok pracy fryzjera. Bardzo mi miło cię w końcu poznać.
- Chciałbym powiedzieć to samo, ale nie mogę tego zrobić, ponieważ bardzo nie lubię kłamać - odrzekł mój chłopak.
- ASH! - pisnęłam na niego.
Ten jednak się nie zraził, gdyż mówił dalej:
- Podsumowując, jeżeli chce pan smalić cholewki do Sereny, to byłby pan tak uprzejmy, aby nie robić tego na moich oczach. Po pierwsze jest to nietaktowne, po drugie mnie drażni, a po trzecie to w czym możemy panu pomóc?! O ile oczywiście przyszedł pan tutaj na posiłek, a nie na umizgi.
Rene poprawił sobie lekko włosy, po czym rzekł:
- Pardon, mon ami! Proszę mi wybaczyć, po prostu jak widzę taką piękną istotę jak twoja dziewczyna, to...
- CZEGO PAN SOBIE ŻYCZY?! - Ash już z trudem powstrzymywał się przed rzuceniem na gościa, który wyraźnie mnie adorował i to na jego oczach.
Fryzjer chyba wówczas zrozumiał, że przesadził, gdyż powiedział:
- Dobrze, przepraszam was. Właściwie to przyszedłem tutaj nie tyle do restauracji, co do was.
- A co się stało? - zapytałam zdumiona.
- Widzicie... Słyszałem, że jesteście genialnymi detektywami.
- Przez grzeczność nie zaprzeczę - stwierdził Sherlock Ash - A o co chodzi?
- Miałbym dla was małe zlecenie. Dobrze wam za nie zapłacę. Przy okazji dorzucę wam darmowe strzyżenie dla was i waszych Pokemonów.
- Możemy o tym porozmawiać po pracy, Rene? - zapytałam - Teraz to my mamy trochę zajęć i nie możemy się odrywać od naszych obowiązków.
- Oczywiście, rozumiem - mężczyzna nie miał nic przeciwko takiemu rozwiązaniu - Przyjdźcie więc do mojego salonu, po pracy. Tam wszystko wam wyjaśnię.
- Dobrze, to co zamawiasz, panie fryzjerze? - spytał kierownik sali.
Klient przez moment popatrzył na kartę dań, po czym powiedział:
- Polećmy więc w pomidorową. Dawno nie jadłem tego dania.
- Pomidorowa raz, już się robi. Czy coś jeszcze? - zapytał Ash, notując sobie zamówienie w notesie.
- A i owszem. Proszę zanieść lampkę pysznego wina dla tamtej pani z Helioptilem - odparł mu Rene, pokazując na siedzącą nieopodal Alexę.
Mój luby i to zapisał w swoim notesie. Od razu też uśmiechnął się do mnie. Widocznie fakt, iż fryzjer był już zainteresowany inną kobietą niż ja bardzo mu odpowiadał.
Odeszliśmy więc od stolika. Mój chłopak powędrował do kuchni, żeby zanieść Brockowi zamówienie, ja zaś nalałam do kieliszka najlepsze wino, jakie mieliśmy w lokalu i zaniosłam je naszej przyjaciółce. Bardzo się ona zdziwiła, gdy zobaczyła mnie stojącą przy jej stoliku z kieliszkiem w dłoni.
- Co to jest? Winko gratis dla starej znajomej? - zażartowała sobie.
- To dla ciebie, od pewnego przystojniaka - powiedziałam, stawiając kieliszek na jej stoliku.
Dziennikarka była tym bardzo zaintrygowana.
- Od kogo? - zapytała - Pokaż mi go zaraz.
- A proszę cię bardzo. To ten facet, o tam! Nazywa się on Rene Artois i jest fryzjerem.
Mówiąc te słowa spełniłam życzenie mojej przyjaciółki. Ta próbowała ukryć przede mną swoje zainteresowanie mężczyzną, choć niezbyt jej się to udało.
- Chyba mu wpadłaś w okno - zachichotałam.
- Nie pleć bzdur, Sereno. Facet po prostu musiał mnie z kimś pomylić - odpowiedziała mi dziennikarka, próbując jednocześnie swojego trunku.
- No, ja tam nie wiem, czy to pomyłka. Wskazał cię dłonią i prosił, aby podać ci kieliszek wina do posiłku. Może usiądziesz przy nim? Pogadacie sobie oboje jak człowiek z człowiekiem.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. To w sumie obcy facet...
- Oj, daj już spokój. Nas też nie znałaś, a zaprzyjaźniłaś się z nami i to bardzo szybko.
- Ale wy jesteście nastolatkami, a on jest dorosły.
- I to coś zmienia?
- W sumie to tak.
- Och, przestań! Przecież on cię nie zje! Będzie dobrze! Pamiętaj też, że jakby co, to Ash jest na sali, a my mamy pokaźny personel. Nie będziesz więc sama - przekonywałam ją.
Młoda kobieta zastanawiała się przez chwilę nad moją propozycją, ale w końcu mi ustąpiła.
- No, dobrze. Niech ci będzie, ale jak to będzie jakiś burak, wykąpiesz mojego Helioptile’a.
- Umowa stoi, Alexa - odpowiedziałam jej wesoło, po czym wróciłam do swoich obowiązków przy wypiekach.
Po jakichś dwudziestu minutach ponownie przyszedł do mnie Ash. Był trochę poplamiony zupą pomidorową.
- Wiesz, co się właśnie stało? - spytał wesoło.
- Nie, a co? - odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie.
- Alexa niechcący oblała tego całego fryzjera Rene zupą pomidorową - wyjaśnił mi, niemalże dusząc się przy tym ze śmiechu.
- Ale jak?
- Już mówię. A więc zaniosłem mu zupę, a Alexa siedziała już z nim i oboje rozmawiali ze sobą. Na mój widok Helioptile skoczył na mnie, aby mnie przywitać. Przez to przewrócił mnie, ja zaś podrzuciłem pomidorową w górę, tuż nad ich głowami. Alexa co prawda zdążyła złapać talerz, jednak przechyliła zawartość na Rene. Facet skończył cały w zupie.
- O matko! I co z nimi?
- A nic. Alexa bardzo go przepraszała, on jednak wcale a wcale się na nią nie pogniewał się. Wręcz przeciwnie, zaczął śmiać się z całej sytuacji.
Wzięłam papierowe ręczniki i podałam je szybko mojemu lubemu.
- Poślij kogoś, żeby ich wytarli - powiedziałam.
- To nie będzie konieczne - rzekł mój luby - Oboje już wyszli. Alexie zrobiło się głupio i postanowiła odkupić koszulę panu poszkodowanemu. Nawiasem mówiąc chyba wpadła mu w oko.
- Dopiero teraz dokonałeś tego odkrycia? - stwierdziłam dowcipnie - Ja to już wiedziałam od chwili, gdy zobaczyłam, jak on na nią patrzy. Jak myślisz, coś z tego będzie?
- Nie mam pojęcia - odparł Ash, wzruszając ramionami - Znają się od dwudziestu minut. To trochę za krótko, aby móc zacząć oceniać ich relacje. No i wątpię czy Alexa porzuciłaby podróżowanie, nawet gdyby się jakimś cudem zakochała.
Zaraz potem każde z nas wróciło do swoich obowiązków. W myślach jednak wyobraziłam sobie całą sytuację, którą opisał mi mój ukochany. To musiała być naprawdę zabawna scena, zupełnie jak w jakimś kabarecie. Na swój sposób musiała mu się ona spodobać. W końcu Rene się do mnie tak lekko przystawiał, dlatego lekkie bęcki od losu, jakie go spotkały musiały być Ashowi na rękę. Miałam tylko nadzieję, że mój luby w żaden sposób nie przyczynił się do tego wypadku. Straciłby on mocno w moich oczach, gdyby tak było.
Gdy już po skończonej pracy przebieraliśmy się (ja i moje koleżanki) w szatni dla pracownic, przyszła do nas Delia.
- Moi drodzy, chciałam coś ogłosić - rzekła spokojnie.
- Zamieniamy się w słuch szefowo - powiedziała Melody.
Delia popatrzyła na nią, jakby czekała na jakąś transformację jej osoby w wielkie ucho, ale ponieważ się tego nie doczekała, to zachichotała tylko i przeszła do wyjaśniania nam, z czym do nas przyszła.
- Otóż postanowiłam zorganizować w mojej restauracji mały Konkurs piękności Pokemon. Jedynym warunkiem, żeby móc w nim wystąpić, to posiadanie co najmniej dwóch Pokemonów. Każda z dziewczyn może się zgłosić. Ty także, Sereno.
Te ostatnie słowa skierowała do mnie.
- Ja? - zapytałam zdumiona - Dziękuję, ale nie powinnam. Wyrosłam z tych rzeczy.
- Oj, przestań Sereno. To przecież nie jest konkurs na miss świata! - zawołała Dawn, a jej Piplup zaćwierkał słodko.
- Tak, Dawn ma rację - powiedziała Melody, popierając zdanie swojej przedmówczyni - Potraktuj to po prostu jak dobrą zabawę. Ja sama bardzo chętnie bym spróbowała swoich sił, gdybym tak tylko posiadała drugiego stworka.
- To żaden problem Melody. Namówimy z Sereną mojego brata, żeby pożyczył ci któregoś ze swoich stworków - rzuciła panna Seroni.
- No więc... Które z was już się zdecydowały? - spytała Delia.
- Ja! - zawołała Dawn.
- To w takim razie i ja - dodała Melody.
- To niech pani i mnie wpisze - zgłosiła się marchewkowłosa - Wiem, że żadne z nas nie lubi rywalizować z przyjaciółmi, ale przecież to ma być tylko zabawa. Ja tam mam w nosie wygraną, po prostu chcę miło spędzić czas w waszym towarzystwie, a taki konkurs to będzie dobra odmiana od naszej szarej codzienności.
- Ja bym jej nie nazwała szarą - powiedziała Dawn - Zagadki i inne takie to nie jest życie, które ma każdy.
- Co racja, to racja - pokiwała głową panna Macroft - Tak czy siak ja biorę w tym udział.
- A ja sobie chyba daruję - zauważyła Iris - Jakoś bardziej wolę walki niż pokazy sztuczek.
- Ja zaś pomyślę nad tym, skąd wykombinować drugiego Pokemona - dodała Bonnie - Gdy już to wymyślę, to chętnie dołączę.
- No, a ty, panno Evans? - usłyszałam nagle głos mojego ukochanego.
Do szatni wszedł właśnie Ash z Pikachu na ramieniu.
- Hej! Co ty tu robisz?! To jest żeńska szatnia! - zawołała najmłodsza z nas oburzonym tonem.
- Ne-ne-ne! - pisnął Dedenne.
- A co? Wy jesteście rozebrane? - zachichotał detektyw - No, ale tak czy siak... Sereno, co odpowiesz w tej sprawie?
- Sama nie wiem. To naprawdę trudna dla mnie decyzja - odparłam.
- Sereno, to właśnie ty zainspirowałaś mnie do zorganizowania tego konkursu. Proszę cię, zgódź się - prosiła moja przyszła teściowa.
Byłam pełna obaw, gdyż bałam się, iż znowu zacznę zadzierać nosa i uwolnię z siebie tę drugą Serenę, perfidną zołzę, która nie cofnie się przed niczym, byleby tylko wygrać. Ash się chyba domyślał, o co mi chodzi, gdyż szybko zaczął mnie uspokajać.
- Spokojnie, kochanie. Teraz będzie dobrze. Bo w końcu nie ma tutaj Shauny, która tak źle na ciebie wpływała. Tu jesteś wśród przyjaciół.
- Dajcie mi czas do jutra. Chcę to przemyśleć, dobrze? - powiedziałam dyplomatycznie.
- Dobrze - zgodziła się Delia - Jutro Brock, Clemont i Tracey zaczną stawiać scenę, a raczej ją rozszerzać, bo ta, którą mamy niezbyt nadaje się do pokazu. Sam konkurs zaś odbędzie się tak za kilka dni. Będziecie miały trochę czasu na przygotowanie swoich występów. Uczestniczki mają wolne w pracy. Macie jakieś pytania?
- Ja mam jedno. Co jest nagrodą główną? - odezwała się Misty.
Pani Ketchum zachichotała delikatnie, słysząc to pytanie.
- A to już niespodzianka. Nie mogę teraz tego zdradzić, ale powiem wam, że zwyciężczyni na pewno się spodoba.
Po tych słowach nasza szefowa uśmiechnęła się tajemniczo. No, cóż... Najwidoczniej miała ona jakąś słabość do zachowywania najlepszego na sam koniec, podobnie jak jej syn. Ta cecha jest widać rodzinna.
***
Po przebraniu się, poszliśmy z Ashem oraz Pikachu w stronę centrum miasta. Mieliśmy tam pewne zobowiązania. Obiecaliśmy przecież Rene, że pomożemy mu rozwiązać jego problem. Oczywiście nie mieliśmy wtedy jeszcze pojęcia, jakie to problemy może mieć znajomy fryzjer.
Nasz spacer był bardzo krótki i dość szybko dotarliśmy na miejsce. Pod drzwiami zakładu „U Rene“, siedział jakiś żółty Pokemon. Był trochę większy od Pikachu i poruszał się na czterech łapach. Jego szyję zdobiły białe kolce, które przypominały coś w rodzaju obroży. Nie zdążyłam wyjąć swego Pokedexu i sprawdzić, co to za stworek, gdyż Ash (który domyślił się, jaki jest mój zamiar) powiedział:
- To jest Jolteon, Sereno.
- Jolteon? - zapytałam zdumiona.
Nazwa ta nic mi nie mówiła.
- Jedna z form ewolucji Eevee’ego - mówił dalej mój chłopak - To typ elektryczny, choć przyznaję, że dawno go nie widziałem.
- Pika-pika-chu! - potwierdził jego towarzysz.
- Ależ on jest śliczny! Prawie tak, jak moja Sylveon - powiedziałam kucając niedaleko Pokemona i wyciągając lekko rękę w jego stronę.
Ten zaś podszedł powoli do mnie, obwąchał moją dłoń i otarł się o nią. Poczułam w ręku delikatne mrowienie, widać poraził mnie malutką dawką prądu.
- Chyba cię polubił, moja droga - usłyszałam znajomy głos.
Podniosłam głowę i spojrzałam ciekawa, kto też to mówi. W drzwiach salonu stał Rene. Jolteon od razu do niego podszedł i zaczął się doń łasić.
- Witaj Rene - powiedziałam.
- To twój Pokemon? - spytał go od razu mój chłopak.
- Witajcie, moi drodzy, czekałem na was. I tak, to jest mój przyjaciel Jolteon, mam go od czasu, gdy był jeszcze małym Eevee.
Mężczyzna mówiąc to głaskał po główce swojego żółtego stworka.
- Ja też miałam kiedyś Eevee, który potem ewoluował w Sylveona - wtrąciłam - Teraz jest on w Kalos, pod opieką profesora Sycamore’a.
- O! A więc typ baśniowy! - zaśmiał się nasz znajomy - Pasuje on jak ulał do takiej ślicznej dziewczyny. Ash, masz szczęście, że masz przy sobie taką anielicę.
Mimowolnie poczułam, że zaczynam się rumienić.
- Tutaj się z tobą zgodzę Rene, Serena jest moim aniołem, ale my nie przyszliśmy tu po to, aby rozmawiać o aniołach. Podobno masz do nas jakiś problem - skwitował detektyw, w którego głosie pobrzmiewała znów lekka zazdrość.
- Wybacz mi, znowu się rozgadałem. Taka już moja natura. Wejdźcie, proszę do środka. Zaraz wam wszystko opowiem.
Weszliśmy do wnętrza salonu, miejsce to wyglądało trochę inaczej, niż wtedy, gdy byłam tu ostatnim razem. W kilku miejscach leżały jakieś kartki papieru zapisane drobnym pismem. Zanim zdążyliśmy o to zapytać, fryzjer rzekł:
- To listy z pogróżkami. Od trzech dni dostaję podobne, a teraz znowu. Leżały tu, kiedy wróciłem. Ale jak się tu znalazły, nie wiem.
Ash zdjął plecak i wyjął z niego białe, gumowe rękawiczki, które jakiś czas temu kupił na takie przypadki. Normalnie nosił on czarne rękawiczki bez palców, ale od kilku dni miał na dłoniach jedynie bandaże, efekt tego paskudnego oparzenia, jakiego doznał ratując May z pożaru. Zakładając więc to, co wyjął z plecaka, lekko syknął z bólu.
- Boli cię jeszcze? - zapytałam troskliwie.
- Trochę, ale spokojnie - odpowiedział mi mój chłopak - Nie jest źle. Przetrzymam. Oparzenia w końcu znikną.
Następnie podniósł on z ziemi kilka kartek, przeczytał je i obejrzał z każdej strony, po czym oznajmił:
- To są dwa listy, tyle że powielone. Od dawna tu leżą?
- Od jakiejś godziny - rzekł Rene - Mój salon był dzisiaj zamknięty. Wróciłem tu godzinę temu i tak wszystko zastałem.
- A można wiedzieć, gdzie byłeś przez ten czas? - spytałam.
- Pika-pika? - dodała żółta mysz.
- Byłem na lodach z panną Alexą - wyjaśnił szatyn.
- Dobrze, zapytamy ją o to - rzekł detektyw - Powiedz mi, czy masz jakichś wrogów? Podejrzewasz może kogoś o te pogróżki?
- Mieszkam tu już pół życia i nigdy nie wchodziłem z nikim w żadne konflikty. Raz tylko, gdy dwa lata temu startowałem w konkury do pewnej dziewczyny, to miałem rywala. Ostatecznie ona wybrała jego, ale on nadal jest moim serdecznym przyjacielem.
- A jak się nazywa ten przyjaciel? - zapytał Sherlock Ash.
- Adam Weston. Pracuje on tutaj razem ze mną. No, ale on jest poza wszelkimi podejrzeniami.
- Pozwól, Rene, że to ja o tym zadecyduję.
- Ale on nie ma powodu, aby mnie gnębić, a poza tym miał on dzisiaj randkę ze swoją dziewczyną, więc nie było go tutaj.
- Był z dziewczyną, tak? Z tą samą, do której obaj startowaliście? - spytałam.
- Dokładnie tak.
- Gdzie go możemy znaleźć.
- Przyjdźcie tu jutro, to go zastaniecie. To mój serdeczny przyjaciel. Zawsze mogłem na niego liczyć. Pamiętam, jak kiedyś znaleźliśmy chorego Spearowa i razem się nim zaopiekowaliśmy. Potem, gdy ten wyzdrowiał, to obaj zdecydowaliśmy, że Adam będzie jego trenerem. Jednak on słucha nas obu. Taki z niego wdzięczny Pokemon, mówię wam...
Gość zaczął nawijać o tym stworku, jednak mój ukochany na szczęście szybko mu przerwał.
- Rene, bardzo chętnie byśmy sobie podyskutowali o tym Pokemonie, jak i wszystkich Spearowach, Jolteonach i innych takich, ale mamy tutaj do przeprowadzenia małe śledztwo, więc byłbym ci niewymownie wdzięczny, gdybyś wreszcie zaczął mówić na temat. Czy zawiadomiłeś policję?
- Nie...
Spojrzałam załamana w kierunku fryzjera.
- Że co, proszę?! Nie powiadomiłeś policji?! A to czemu?! - jęknęłam.
- Bo jeszcze nie wiem, czy te anonimy to są prawdziwe pogróżki czy tylko jakieś głupoty - usłyszałam w odpowiedzi - Dlatego właśnie proszę was o pomoc. Jeśli naprawdę te listy to pogróżki, to powiadomię policję. A jeśli nie, to nie będę im zawracał głowy. Adam zresztą uważa, że...
- Adam widział te listy? - zapytałam.
- Nie, ale wie o nich. Dzwoniłem do niego zanim wy tu przyszliście. On uważa, że to tylko jakieś wygłupy i nie warto się tym przejmować. No, a poza tym jest jeszcze coś. Chodzi o mój prestiż. Wyobrażacie sobie taki widok? Fryzjer, do którego przyjeżdża policja? Jeszcze by ktoś pomyślał, że jestem przestępca, że sprzedaję prochy albo co.
- No dobrze. To my już pójdziemy - powiedział Ash - Do zobaczenia, Rene.
Fryzjer pożegnał nas i odprowadził do drzwi, a my skierowaliśmy swe kroki do Centrum Pokemon.
C.D.N.
Sprawę zaczynamy delikatnie, od zabawy, którą Delia przygotowuje dla naszych zakochanych, by ci mogli uczcić swoją pierwszą rocznicę związku. Przyjęcie jest ubarwione pięknymi piosenkami o miłości w wykonaniu zarówno Asha ("Na zawsze razem") i Sereny ("Temat Misty").
OdpowiedzUsuńNastępnego dnia rano dziewczyna nie zastaje w łóżku swojego ukochanego gdyż, jak się później okazuje, trenuje on w ogrodzie szermierkę wraz ze swoim Pikachu. Pojawienie się dziewczyny w oknie rozprasza naszego fechtmistrza co wykorzystuje Pikachu raniąc niegroźnie swojego trenera w twarz, co zostawia mu lekki fioletowy siniec.
Ash wraca do domu na śniadanie, którym już zawiaduje Serena. Podczas próby pójścia do łazienki niechcący strąca plecak Sereny, który przy upadku zabrzęczał. Okazuje się, że są tam nagrody Sereny z czasów, gdy ta występowała w Pokazach Pokemonów. Przedmiot wywołuje w Serenie złe wspomnienia i psuje jej humor, który poprawia jej później Ash po prostu ją przytulając.
Tego samego dnia nasza para wybiera się na spacer po Alabastii, gdzie napotykają Alexę, która przybyła do Kanto w poszukiwaniu materiałów do artykułów. Podczas krótkiej rozmowy zapraszają ją do restauracji, na co kobieta bardzo chętnie się zgadza.
W poniedziałek nasza para musi już wracać do pracy, a i tu nie obywa się bez niespodzianek. Do restauracji przybywa Rene Artois, miejscowy fryzjer i domaga się spotkania z Sereną. Gdy dziewczyna przychodzi, nieustannie "smali do niej cholewki" i prawi komplementy, co wyraźnie drażni Asha. W końcu zdradza powód swojej wizyty - potrzebuje pomocy detektywów, a przy okazji zamawia zupę pomidorową, oraz lampkę wina dla Alexy, która najwyraźniej wpadła mu w oko. :)
Serena postanawia namówić Alexę, by ta usiadła z Rene, co po krótkich namowach się udaje. Niestety, chwilę potem wydarza się katastrofa. Ash przyniósł zupę dla Rene. Helioptile Alexy tak żywiołowo zareagował na jego obecność, że cała zawartość talerza wylądowała na fryzjerze. Chwilę potem zarówno Alexa jak i Rene wyszli z lokalu.
Po skończonej pracy Delia ma dla swoich pracowników ogłoszenie - organizuje w restauracji konkurs piękności dla Pokemonów i stara się do niego namówić również Serenę, która początkowo jest temu niechętna, jednak w końcu daje się namówić. Zapowiada się bardzo ciekawa akcja w tym przypadku.
Jeszcze tego samego dnia Ash i Serena wybierają się do Rene, żeby wybadać co takiego się dzieje sympatycznemu fryzjerowi, że ten potrzebuje pomocy detektywów. Okazuje się, że Rene od jakiegoś czasu otrzymuje listy z pogróżkami. Mężczyzna nikogo nie podejrzewa, jednak wśród osób mogących mu zagrozić znajduje się niejaki Adam Weston. Kiedy rywalizowali o dziewczynę, jednak teraz są serdecznymi przyjaciółmi. Mimo tej serdecznej "przyjaźni", która nakazuje Adamowi poradzić Rene by zbagatelizował listy, Ash nabiera podejrzeń co do mężczyzny i ma zamiar zbadać ten trop.
Zaczyna się ciekawie. Na pewno dalej będzie tak samo. :)
Ogólna ocena: 1000000000000000000000000000000000/10 :)