czwartek, 4 stycznia 2018

Przygoda 067 cz. I

Przygoda LXVII

Artystyczna łamigłówka cz. I


- I o to jeszcze jedna walka została zakończona sukcesem naszego drogiego faworyta, Bena Kingsleya! - zawołał głośno komentator, kiedy już kolejna walka piątego dnia Mistrzostw Kalos dobiegła końca.
Patrzyliśmy wszyscy na arenę, dość długo nie mogąc wyjść z podziwu, w jaki nas wpędziła bitwa, którą przed chwilą mieliśmy okazję oglądać. Musieliśmy przyznać, że ten cały Ben miał naprawdę ogromny talent. Tak sobie dać radę raz za razem z kolejnymi przeciwnikami, to nie każdy potrafi, a do tego jeszcze gość ani razu podczas swego ostatniego starcia nie musiał wycofać lub wymienić Pokemona.
- Coś mi mówi, że szykuje się nam kolejny kandydat do tytułu Mistrza Pokemon - powiedziałam wesoło.
- Chyba po Asha trupie - zachichotała wesoło mała Bonnie - Przecież nasz lider nie pozwoli tak po prostu odebrać sobie tytułu!
- Zapominasz, że to wcale nie jest odbieranie tytułu - zwrócił jej uwagę Clemont - Po prostu Ash dzieliłby go z kimś więcej niż tylko z Dianthą.
- Wiem o tym, ale Mistrzów Kalos może być tylko dwóch i nie więcej - uparcie twierdziła panna Meyer.
- Być może, ale jeśli będzie inaczej, to nie zostanie mi nic innego, jak tylko zaakceptować ten stan rzeczy - stwierdził Ash, przyjaźnie uśmiechając się do dziewczynki.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
Chwilę później mój chłopak zachichotał delikatnie i rzekł:
- Ale dziękuję ci, Bonnie, za twoją wiarę we mnie. Postaram się ciebie nie zawieść.
- A więc nie oddasz tak łatwo tytułu niepokonanego Mistrza? - spytała dziewczynka z nadzieją w głosie.
Odpowiedź była równie zabawna, co samo pytanie.
- Jak sama powiedziałaś, chyba po moim trupie.
Dawn zachichotała delikatnie, słysząc jego słowa.
- No cóż, wolę inne metody, ale trudno...
Następnie udawała, że chce uderzyć brata w głowę, ale pod wpływem jego spojrzenia szybko wyszczerzyła zęby w zabawnym uśmiechu i równie prędko wycofała swoją dłoń.
- No co? Nie można pożartować? - zapytała wesoło.
- Uważaj, żebym ja z tobą nie pożartował - pogroził jej palcem Ash.
Wszyscy zachichotaliśmy delikatnie.
- Chyba powinienem wrócić do loży sędziów i podyskutować na temat tej walki - powiedział mój chłopak - Wstąpiłem tu na chwilkę, aby z wami posiedzieć, ale teraz muszę powrócić do moich obowiązków, które prawdę mówiąc już trochę mnie nużą.
- Nuży cię spokój w tym mieście - stwierdziła ironicznie jego siostra - Dla ciebie chyba najlepiej by było, gdyby codziennie tu kogoś mordowali.
- Nie opowiadaj bzdur - burknął Max - Po prostu nasz drogi detektyw woli inne zajęcia niż te jego nudne obowiązki sędziowskie.
- Tak, to prawda - zgodził się z nim Ash - Co prawda nie tak dawno rozwiązaliśmy jedną zagadkę, ale w sumie już mnie ciągnie do kolejnej.
- Spokojnie, wystarczy tylko trochę poczekać, a zaraz będziemy mieli następną sprawę do rozwiązania - zażartowałam sobie - Jestem tego pewna. Kłopoty niestety ciągną za nami jak cień.
- Tak, coś w tym jest - zachichotał detektyw z Alabastii - Ale wierzę, że nasza drużyna da sobie radę z każdym problemem.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał bojowo Pikachu, wskakując wesoło na ramię swego trenera.
- No dobrze, muszę już iść! Trzymajcie się, przyjaciele! - pożegnał nas detektyw z Alabastii - Widzimy się później!
Po tych słowach mój ukochany odszedł, a nasza drużyna została w loży jeszcze przez chwilę, aż zawodnicy nie zeszli z murawy. Dopiero wtedy poszliśmy zadowoleni w kierunku Centrum Pokemon.
- Mistrzostwa są naprawdę ciekawe - powiedziałam.
- Oj tak, to prawda - zgodziła się ze mną Dawn - Dawno żadnych nie widziałam i muszę przyznać, że one wciąż mają w sobie to coś.
- Trochę żałuję, że Ash nie występuje już jako trener Pokemonów - wtrąciła Bonnie.
- Ne-ne-ne! - pisnął wesoło Dedenne, siedzący jej na ramieniu.
- W sumie to ja też - dodał Max.
- A ja nie żałuję - stwierdziłam ponurym tonem.
Oboje spojrzeli na mnie zdumieni.
- Nie rozumiem... Czemu tak mówisz? - spytała Bonnie.
- Mam swoje powody - odpowiedziałam im - A poza tym wierzcie mi lub nie, ale Ashowi nie sprawia to już takiej przyjemności jak kiedyś.
- Szkoda. Ash jest przecież do tego stworzony - jęknął Max.
- Ash uważa inaczej - odezwał się nagle Clemont - I moim zdaniem on wie doskonale, co dla niego lepsze. Myślę, że lepiej mu jest teraz, gdy został detektywem niż wtedy, gdy był trenerem.
- No i co? Nie brakuje mu tej nutki rywalizacji? - zdziwiła się Bonnie.
- Raczej nie - powiedziałam.
- Mnie też jej nie brakuje - stwierdziła Dawn - Powiem wam więcej. To było po prostu głupie.
- Co takiego? - zapytała panna Meyer.
- To popisywanie się przed innymi dla nagród i chwały, dla uwielbienia tłumów i innych żałosnych bzdur. A do tego jeszcze wystawianie na szwank przyjaźni z ludźmi, z którymi musieliśmy walczyć. To właśnie miałam na myśli mówiąc, że to było głupie.
- Wiem, o czym mówisz - rzekłam do Dawn dosyć smętnym tonem - Rywalizacja prędzej czy później zasieje w sercu człowieka niechęć do osób, z którymi musisz walczyć o to, co chcesz osiągnąć. To niszczy przyjaźń.


- Przecież prawdziwej przyjaźni nic nie zniszczy! - zawołała zdumiona panna Meyer.
- To prawda, ale niestety w praktyce ta teoria wygląda bardzo różnie - odparłam smętnym tonem - Uwierz mi... Prawdziwa przyjaźń nie powinna zostać zniszczona, ale są takie sytuacje, kiedy człowiek przez swoją własną głupotę albo przez egoizm doprowadza do takich sytuacji, że rani swoich przyjaciół. Ci oczywiście potrafią to znieść, jednak prędzej czy później ich cierpliwość się kończy. W ich sercach zaś pojawia się gniew, a ten tworzy w końcu nienawiść, która powoli niszczy przyjaźń. Powiedz, czy umiałabyś nie czuć choćby instynktownie gniewu do przyjaciółki, gdybyś przegrała z nią w zawodach, na których by ci zależało, aby w nich wygrać?
- Pewnie nie - bąknęła niechętnie Bonnie.
- Ne-ne-ne! - pisnął Dedenne.
- No właśnie - mówiła dalej - Ten gniew wcale nie musi, ale może się przerodzić w nienawiść i to o wiele szybciej, niż sobie można wyobrazić. Gniew taki prowadzi do zazdrości, ona do niechęci, ta zaś tworzy żądzę zemsty i wtedy już nie ma mowy o przyjaźni. Niekiedy to się dzieje nawet wbrew twej woli, po prostu instynktownie zaczynasz czuć takie uczucia, aż w końcu dajesz im upust.
- Tak, coś w tym jest - odezwał się nagle Max - Nie tak dawno Ash mi powiedział, że pojęcie zdrowej rywalizacji nie istnieje, bo sama rywalizacja ma w sobie coś z choroby.
- Ma rację - powiedziałam - Rywalizacja to choroba zmuszająca nas do pokazywania innym i sobie, że jest się lepszym poprzez odbieranie innym zwycięstwa. W tym nie ma nic pięknego, ale za to jest wiele ohydy.
- Wiesz, ja nigdy nie patrzyłem na to w taki sposób, jednak kiedy tak przedstawiasz tę sprawę, to zaczynam się zastanawiać, czy aby nie masz racji - rzekł Clemont - Prawdę mówiąc, to jakoś nigdy mnie nie pociągała ta cała rywalizacja i walki, dlatego niechętnie przyjąłem stanowisko Lidera Sali w Lumiose, ale potem z wielką przyjemnością oddałem je Clembotowi, który doskonale mnie teraz zastępuje. Dlatego dobrze rozumiem Asha, że go to zmęczyło. Mnie na jego miejscu także by to spotkało.
- A ja uważam, że on jest wspaniałym trenerem - stwierdziła Bonnie pewnym siebie tonem, a Dedenne się z nią zgodził.
- Nikt z nas temu nie zaprzecza - zwróciłam jej uwagę - Ale widzisz, bycie trenerem to nie oznacza koniecznie walczenie z innymi trenerami. To oznacza też robienie wielu innych rzeczy. Jako trenerka Dedenne powinnaś o tym wiedzieć.
- No przecież wiem - nadąsała się dziewuszka - Ale ja sama nie mogę się doczekać, kiedy wystąpię w swojej pierwszej walce.
- Ja walczyłam niejeden raz i zapewniam cię, że to nie jest wcale takie wspaniałe, jak może ci się wydawać - mruknęłam ponuro.
Dziewczynka wyraźnie nie zrozumiała moich słów, dlatego darowałam sobie tłumaczenie jej tego wszystkiego na nowo. Ale cóż... Takie jej prawo. W końcu jest jeszcze ona bardzo młoda i dopiero zaczyna żyć jako trenerka. Wiedziałam też, że ostatecznie ta zabawa jej się znudzi, choć teraz jeszcze postrzega ją jako coś naprawdę wspaniałego.
Szliśmy dalej do Centrum Pokemon, rozmawiając ze sobą o różnych sprawach. Gdy już prawie byliśmy na miejscu zauważyliśmy grupkę ludzi zebranych wokół wielkiego słupa, do którego to ktoś przykleił właśnie jakiś wielki plakat.
- Ciekawe, co to za zbiegowisko? - zapytałam zaintrygowana.
- Sprawdźmy - zasugerował Max.
Podeszliśmy bliżej, żeby mu się przyjrzeć, ale tłum był tak wielki, że ledwo co mogliśmy zobaczyć z tego plakatu, który to wzbudził tak ogromne zainteresowanie w ludziach. Dlatego też przecisnęłam się przez tłum, aby go sobie dokładnie obejrzeć. Co prawda spotkały mnie za to ze strony tłumu niezbyt miłe komentarze, ale zlekceważyłam je, ponieważ dowiedziałam się tego, co chciałam się dowiedzieć. Wróciłam więc zadowolona do przyjaciół i powiedziałam:
- Słuchajcie! W tutejszej restauracji ma być urządzona zabawa z okazji rocznicy debiutu artystycznego Huberta Mareya!
- Kronikarza?! - zawołali nasi przyjaciele.
- Właśnie jego - pokiwałam głową - Ponoć właśnie tutaj rozpoczęła się jego kariera. Dlatego jego potomkinie, Alexa i Viola pomagają burmistrzowi zorganizować małe przyjęcie z tej okazji.
- A pisze coś o tym, jakie to ma być przyjęcie? - zapytał Max.
- O, tak... Pisze, że to ma być wesoła zabawa połączona z występami artystycznymi z piosenkami z okresu tzw. międzywojnia - wyjaśniłam mu - Czyli piosenkami, które wręcz kochał Kronikarz.
- O! To fajnie! - zawołała Bonnie, klaszcząc przy tym w dłonie.
- De-ne-ne! - zgodził się z nią Dedenne.
- Szkoda, że Asha tu nie ma - powiedziała Dawn - On przecież bardzo polubił Kronikarza i jego występy.
- Masz rację - wtrąciłam - Z pewnością pomysł na taką zabawę bardzo by mu się spodobał.
- Co by mi się spodobało? - usłyszeliśmy dobrze nam znany głos.
To właśnie za nami stał Ash z wiernym Pikachu na ramieniu.
- O! Jesteś wreszcie! - zachichotała jego młodsza siostra - Jak miło, że raczyłeś się w końcu pojawić.
- Wybaczcie mi, miałem narady z innymi sędziami na temat dalszych zawodów - wyjaśnił jej brat - Rozmawialiśmy także o różnych, niezmiernie ważnych sprawach.
- Nie opowiadaj nam o tym, bo jeszcze umrzemy z nudów - zachichotał złośliwie Max.
- Mamy dla ciebie bardzo ciekawe wiadomości - powiedział Clemont - Serena uważa, że cię one zaciekawią.
- Wszyscy tak uważamy - dodała jego dziewczyna.
- No dobrze, a co to za wiadomości? - spytał wesoło Ash.
- Jesteś przecież detektywem, braciszku. Spróbuj sam zgadnąć - rzuciła dowcipnie jego siostra.
Jej Piplup, siedzący swojej trenerce na ramieniu, zaćwierkał przy tym dowcipnie, zaś Pikachu zachichotał wesoło.


- No dobrze, skoro chcesz, to spróbuję użyć swego jakże błyskotliwego umysłu, aby odgadnąć, o co wam chodzi - zaśmiał się mój ukochany.
Następnie zadowolony zamknął oczy, położył sobie palce na skroniach i powiedział:
- Zgaduję, że musi tutaj chodzić o jakieś publiczne wystąpienie, skoro ludzie tak się zbierają wokół słupów, na których się rozwiesza ogłoszenia.
- Nieźle... Dobry początek - stwierdziłam - Mów dalej.
- Hmm... A więc myślę sobie, że to musi być coś związane z udziałem jakiegoś sławnego człowieka... Dlatego ludzie się tym tak interesują i widać wyraźnie, że chcą zobaczyć to wydarzenie.
- No... Coraz lepiej - zachęcała go Dawn - Powiesz nam coś jeszcze?
- Owszem... Wnioskuję także, że to musi być takie coś, co ja lubię i raczej nie chodzi tutaj o walki Pokemonów... Nie żebym tego nie lubił, ale... Ostatnimi czasy wszyscy widzieliśmy tyle walk, że nie robią one już na nas takiego wrażenia jak dawniej.
- On jest naprawdę niesamowity! - zawołał zachwyconym głosem Max.
- Po prostu umie myśleć - stwierdził Clemont.
- Niektórym by się to przydało - mruknęła złośliwie Bonnie.
Jej starszy brat popatrzył na nią groźnie.
- Co to niby miało znaczyć?
- To, co słyszysz.
- Możecie oboje być cicho?! - skarcił ich gniewnie młody Hameron - Nasz detektyw próbuje się skupić na tym, co robi.
- A co on takiego robi? - spytała panna Meyer - Ma jakąś wizję?
- W pewnym sensie - odpowiedziałam jej - On teraz dedukuje.
- Dedykuje?
- Dedukuje, kochanie. On właśnie DE-DU-KU-JE, co z dedykacją nie ma nic wspólnego. Powinnaś sobie zapamiętać to słowo, skoro przebywasz w towarzystwie detektywa.
- Chyba będę musiała to zrobić.
Ash tymczasem dalej dedukował z zamkniętymi oczami i palcami na skroniach, co osobom postronnym, mijającym nas na chodniku mogło się wydawać nieco dziwne, jeśli nie gorzej.
- No więc wnioskuję, że to muszą być jakieś występy artystyczne...
- On jest jeszcze lepszy niż myślałem! - zawołał zachwyconym głosem Max - Naprawdę niesamowite! Skąd ty to wiesz?
- Czekaj! Najpierw niech nam powie do końca swoją dedykację... Pfu! Dedukcję! - stwierdziła Bonnie.
Ash uśmiechnął się do niej wesoło, po czym powiedział:
- A więc wnioskuję z tego, że to musi być w jakiś sposób powiązane z naszymi przyjaciółmi... Pewnie z Alexą oraz Violą... A ponieważ mówicie o czymś, co ponoć wręcz uwielbiam, to pewnie macie na myśli jakiś występ z udziałem piosenek z minionej epoki.
- On jest geniuszem! - zawołała Bonnie zachwyconym głosem.
- Ne-ne-ne! - zgodził się z nią Dedenne.
- Jak do tego doszedłeś? - spytał Max.
- To bardzo proste - powiedział Ash nieco przemądrzałym tonem - To była zwykła dedukcja. Po prostu połączyłem ze sobą wszystkie fakty, jakie miałem: wasza radość, słowa, które zdążyłem usłyszeć, a prócz tego jeszcze ten entuzjazm tłumów... To wszystko razem dało mi wynik, jaki wam teraz przedstawiłem.
Czułam, że za tym wszystkim coś się kryje, dlatego zapytałam z ironią:
- A tak naprawdę?
Mój luby uśmiechnął się do mnie wesoło, po czym rzekł:
- No dobrze, niech wam będzie... Tak naprawdę widziałem ten plakat, który przed chwilą podziwialiście zawieszony na innym słupie, także go sobie bardzo dokładnie obejrzałem.
Popatrzyłam na niego z lekkim politowaniem.
- Aha... I dlatego właśnie wiedziałeś wszystko co i jak? A nie mogłeś nam tego od razu powiedzieć?
- Nie, ponieważ sposób, w jaki ja wam przedstawiłem moją dedukcję, brzmi o wiele lepiej niż zwyczajne powiedzenie prawdy - odpowiedział mi Ash - Chociaż, gdybym wcale nie widział tego plakatu, to pewnie i tak doszedłbym do takich samych wniosków, tylko nieco dłużej by to trwało.
- Niech ci będzie - stwierdziła dowcipnie Dawn - To co robimy?
- Jak to co?! Idziemy zobaczyć, co to za przyjęcie i czy możemy w nim wziąć udział! - zawołał Max - Czy nie?
- Ja uważam to za doskonały pomysł - rzekł Clemont - A co wy o tym sądzicie?
Ponieważ wszyscy mieliśmy takie samo zdanie w całej tej sprawie, to oczywiście natychmiast ruszyliśmy zrealizować nasze postanowienie.

***


Poszliśmy do miejscowej restauracji, gdzie miała się niedługo odbywać zabawa z okazji rocznicy, o której to czytaliśmy na plakacie. Wieść o tym, że ma być urządzana zabawa z takiej okazji brzmiała naprawdę ciekawie, więc chcieliśmy się dowiedzieć co i jak, zwłaszcza, że dawno nie mieliśmy okazji wziąć udział w takiej imprezie.
Weszliśmy do środka i oczywiście pierwsze, co zauważyliśmy, to Violę ubraną w białą sukienkę z zielonymi zdobieniami, dyskutującą z mężczyzną, który był dość pulchnym jegomościem z czarnym wąsikiem i tupecikiem na głowie.
- Ależ nie musisz mi więcej powtarzać tych wszystkich szczegółów - zaśmiał się rozmówca naszej przyjaciółki - Przecież już mówiłaś mi to wiele razy.
- Muszę ci to chyba powtórzyć więcej razy, aby było wszystko jasne - stwierdziła niezwykle poważnym tonem Viola.
Mówiła to tak, jakby od tego miało zależeć co najmniej jej życie.
- Ależ moja złota... Ja wiem doskonale, że to ma być przyjęcie na cześć twego dziadka, którego twórczość sam bardzo podziwiam, dlatego możesz być pewna, że wszystko w niedzielę będzie zapięte na ostatni guzik.
- Liczę na to, bo przecież sam rozumiesz... Tu w końcu chodzi o honor mojej rodziny. Nie mogę go zszargać.
- Kto tutaj kogo szarga? - zapytał wesoło Ash, podchodząc z nami do dziewczyny.
Viola zwróciła na niego swój wzrok i zaśmiała się wesoło.
- Ash Ketchum! No proszę! Dowcipny jak zawsze! - zawołała Liderka Sali w Santalune.
- Ash Ketchum?! - krzyknął radośnie mężczyzna, z którym to właśnie nasza przyjaciółka toczyła dysputę - Ale chyba nie TEN Ash Ketchum?
- A jest jakiś inny? - zaśmiał się mój chłopak.
Mężczyzna z tupecikiem na swej głowie złapał mocno dłoń detektywa z Alabastii, po czym zaczął ją radośnie trząść.
- To niesamowite! To naprawdę ty! Wielki to dla mnie zaszczyt poznać tak znakomitego śledczego jak ty, drogi chłopcze! Śledczego, który prócz tego jeszcze jest też Mistrzem Pokemon! Naprawdę nie sądziłem, mój drogi chłopcze, że zechcesz dzisiaj odwiedzić moją restaurację! W końcu nie jest ona tak wspaniała jak restauracja, o której mówił mi Steven Meyer i którą prowadzi twoja mama, ale chyba nie jest ona aż tak zła! Jeśli mogę coś dla ciebie zrobić za ten zaszczyt, jaki właśnie mnie spotkał dzięki tobie, to mi powiedz, proszę!
- Możesz coś dla niego zrobić - stwierdziła ironicznie Viola.
- Naprawdę? - mężczyzna był wniebowzięty, gdy tylko to usłyszał - A co takiego?
- Możesz puścić jego rękę, bo zaraz mu ją urwiesz.
Właściciel restauracji zachichotał z miną niewiniątka na twarzy, po czym wesoło założył sobie ręce za plecy.
- Wybacz mi, proszę... Jestem po prostu taki podekscytowany. Dzisiaj to same sławy mnie odwiedzają. Najpierw Viola i Grant, potem pan John Scribbler, a teraz ty i twoi przyjaciele.
- John Scribbler tu jest?! - zawołałam wesoło.
- No tak! Siedzi tam, przy tym stoliku - pokazała nam go palcem nasza przyjaciółka.
Rozejrzeliśmy się uważnie i zauważyliśmy naszego znajomego. Bardzo nas ucieszył jego widok. Pisarz jednak był jakiś taki dziwnie przygnębiony, czego dowodem mógł być fakt, iż nawet nas nie zauważył, co jeszcze mu się nie zdarzyło. W końcu zawsze dostrzegał swoich przyjaciół, nawet z daleka.
- A co on taki ponury? - zapytał Max.
- No właśnie - stwierdziła Bonnie - Naprawdę jest teraz jakiś dziwny. Znaczy on zawsze jest dziwny, ale...
- Masz rację - zgodziła się z nią Dawn - Teraz to jest dziwniejszy niż zwykle, a to mówi samo za siebie.
- Wiesz, moja droga... Słowo „dziwny“ chyba nie pasuje tu za bardzo - rzekł Clemont, poprawiając sobie okulary na nosie - Moim zdaniem on jest po prostu przygnębiony.
- Nazywaj to sobie, jak chcesz - mruknęła jego dziewczyna - Fakt jest faktem, że on ma zazwyczaj więcej energii, a wręcz nią tryska.
- Co racja, to racja - zgodził się z nią jej chłopak - Tylko co jest tego powodem?
- Dowiesz się, jak go spytasz - stwierdziła Viola - Mnie nie chciał tego powiedzieć.
Następnie spojrzała na właściciela restauracji i spytała:
- Pamiętasz więc, Andre, co masz zrobić?
- Oczywiście, moja droga - uśmiechnął się do niej mężczyzna - Scena jest, jak widzisz, już dawno gotowa i mogą na niej występować miłośnicy piosenek śpiewanych przez twojego dziadka.
- Ale wiesz, że nie możemy wybrać wszystkich, prawda? - zapytała Viola - Musisz wybrać najlepszych.
- Tak właśnie zrobię. Zresztą twoja siostra mi pomoże.
- Jak znajdzie czas. Ostatnio przez te Mistrzostwa ludzie mają coraz mniej czasu na cokolwiek innego.
Była to prawda, ponieważ z powodu olimpiady, kiedy to co jakiś czas odbywały się walki, ludzie wiele godzin w ciągu dnia spędzali na trybunach. Oczywiście bitwy nie były toczone bez przerwy. Jedynie kilka bitew, potem przerwa około godziny, później znowu kilka bitew itd. Znaczy tak to mniej więcej wyglądało, gdyż każdego dnia szczegóły były nieco inne. Wszystko zależało od trenerów, ich Pokemonów oraz sędziów. Tak czy inaczej wielu miłośników walk nie miało wiele czasu dla siebie, jeżeli chciało podziwiać trenerów walczących o tytuł Mistrza, ponieważ walki toczyły się niemalże przez cały dzień. Co z tego, że z dużymi przerwami? Ważne, że miały one miejsce i absorbowały uwagę widzów na tyle mocno, iż często nie umieli oni myśleć o czymś innym, nawet o występach artystycznych.
Z takimi oto myślami w głowie spojrzałam na Violę, która to właśnie usiadła przy stoliku razem z Alexą i Grantem. Cała trójka zaprosiła nas na rozmowę.


- Witajcie, przyjaciele. Co was tu sprowadza? Czyżby to przyjęcie, o którym mówi już całe miasto? - spytała dziennikarka.
- To możliwe. Słyszałem, że prócz walk pasjonuje was świat sztuki - powiedział Lider Sali w Sylage.
- Owszem, pasjonuje - rzekł Ash - I właśnie dlatego tutaj przyszliśmy.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał jego Pikachu.
- Chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś o tym, co wy tutaj szykujecie - dodała Dawn.
- Pip-lu-li! - zaćwierkał jej Piplup.
- Ale dowiedzieć się więcej niż piszą na plakatach - stwierdził Max.
Alexa spojrzała na niego z przyjaznym uśmiechem, a następnie sącząc powoli przez słomkę swego drinka przeszła do wyjaśnień.
- Już wam mówię. Otóż jak zapewne wiecie, nasz drogi dziadek Hubert Marey, który zasłynął jako Kronikarz, swego czasu przebywał w tej okolicy dając kilka występów.
- Tak, to prawda - potwierdził Ash skinięciem głowy - O tym to my już słyszeliśmy.
- W niedzielę jest rocznica jego debiutu artystycznego - mówiła dalej dziennikarka - A ów debiut odbył się właśnie tutaj, w tym mieście. Z tej oto okazji burmistrz zaproponował nam, żebyśmy ja i Viola urządziły takie małe przyjęcie upamiętniające twórczość Kronikarza.
- Ale jest mały problem - powiedziała Viola - Widzicie... Brakuje nam artystów. Dlatego właśnie zorganizowałyśmy casting.
- Casting? - zdziwiłam się.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
- No tak - potwierdził Grant - Dzięki temu będziemy mogli wyłonić artystów z prawdziwego zdarzenia, którzy zaśpiewają dla publiczności.
- Tego nie było na plakatach - zauważyłam.
- Pewnie było, ale ty nie raczyłaś przeczytać treści plakatu do końca - stwierdziła z ironią Dawn.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał jej Piplup, padając kuprem na stolik.
Zarumieniłam się lekko, słysząc jej słowa.
- Jest tylko jedno ale, moi kochani - rzekła po chwili Viola - Nie mogę osobiście nadzorować tego castingu. Jako, że jestem jedną z Liderek Sal w regionie Kalos, muszę być na Mistrzostwach. Obecność osobista wymagana.
- Rozumiem - powiedziałam, kiwając smutno głową - Ale chyba Alexa może zostać.
- Owszem, mogę i zostanę - stwierdziła wesoło dziennikarka - Jednak przydałoby mi się małe wsparcie, bo w końcu co dwie głowy, to nie jedna.
- A John Scribbler? - zapytał Clemont.
- On oczywiście pomoże, ale nie wiem, czy jutro będzie z niego jakiś pożytek - rzuciła Alexa.
- A to czemu? - spytałam.
- Bo na chwilę obecną jest on... Jakby to ująć... Niedysponowany.
- Właśnie widzę - rzekł smutno Ash, zerkając na pisarza - A od kiedy on tak ma?
- Chyba tak od czwartku, jeśli dobrze pamiętam - odpowiedziała nasza przyjaciółka z „Kalos Express“.
Jej Helioptile potwierdził te słowa wesołym piskiem, zajadając przy tym swoją karmę.
- I co się odzywasz, jak nie wiesz? - burknęła na niego trenerka.
Pokemon spuścił smętnie uszy po sobie i zamilkł.
- A nie można mu jakoś pomóc? - zasugerowałam.
- Spróbujcie, może wam się uda - rozłożyła bezradnie ręce Alexa - Jeśli oczywiście zechce z wami rozmawiać.
- Z nami nie chciał - burknęła Viola.
Grant uśmiechnął się delikatnie do obu pań, po czym rzekł:
- Może macie do niego złe podejście? Myślę jednak, że Ash na pewno znajdzie właściwy sposób na to, aby go namówić do zwierzeń.
- Dobry pomysł! - zawołałam i spojrzałam na Asha - Porozmawiasz z nim?
- Właśnie, braciszku! Pogadasz z nim? - spytała Dawn - Może dzięki temu będzie znowu normalny.
- Ale tak jak na niego, czy zupełnie normalny? - zapytał złośliwym tonem Max.
Panna Seroni udawała, że się zastanawia nad tym pytaniem, po czym rzekła złośliwie:
- Może nie oczekujmy cudów.
- Pip-lu-li! - zaćwierkał wesoło jej Piplup.
Ash i ja parsknęliśmy śmiechem, podobnie jak również Viola. Pozostali z naszego towarzystwa jedynie delikatnie się uśmiechnęli.
- Bardzo ciekawa sprawa z tym naszym drogim Johnem Scribblerem - powiedziała Alexa - Wiemy doskonale, że zawsze on był nieco dziwaczny, ale przecież zawsze też był wesoły i radosny. Teraz jednak coś się z nim stało i nie wiemy, co takiego. Gość chodzi jakiś ponury oraz skryty, chociaż zawsze był taki, że co ma w sercu, to też ma i na języku.
- No właśnie - zgodziła się z siostrą Viola - Teraz zaś cierpi, biedak, w milczeniu. Nie możemy na to pozwolić. Jeśli jesteśmy jego przyjaciółmi, to powinniśmy mu pomóc.
- Nawet gdybyśmy nie darzyli go przyjaźnią, a jedynie sympatią, to i tak powinniśmy mu pomóc - stwierdził Grant poważnym tonem.
- Zgadzam się - powiedział Ash - Nie ma co... Pan John Scribbler jest naszym przyjacielem, ale nawet gdyby nim nie był, to i tak nie moglibyśmy odmówić mu pomocy. Musimy mu pomóc.
- Tylko jak chcesz to niby zrobić? - zapytała Dawn - Przecież jeśli on tak nagle posmutniał i zamilkł, to chyba nie po to, aby zacząć mówić tylko dlatego, że go o to poprosisz.
- Kto wie? - zaśmiał się wesoło jej brat - Być może przy mnie język mu się rozwiąże?
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Odnoszę inne wrażenie, ale cóż... Miło mi widzieć, że masz wiarę w swoje siły - stwierdziła panna Seroni.
- Wiara to przecież połowa sukcesu - rzucił Clemont - Druga połowa to determinacja w dążeniu do celu.
Cytował on niemalże wypowiedź Asha, co też bardzo mnie ucieszyło, mojego chłopaka zresztą także.
- To spore uproszczenie, choć ma w sobie dużo racji - zauważyła Dawn - Ale widzę, że wpływ mojego brata jest na ciebie bardzo wielki.
- To chyba dobrze, prawda? - uśmiechnął się do niej jej ukochany.
- Zależy, jak na to spojrzeć - odparła jego dziewczyna.
- Dobrze, a teraz spróbujmy wobec tego spojrzeć na sprawy, jakie się nam rysują - zaproponował Ash - Co powinniśmy teraz zrobić? Mamy dwie sprawy, które nas ciekawią. Po pierwsze ten casting, po drugie sprawa pana Scribblera. Myślę, że obydwoma powinniśmy się zająć.
- Tylko czy będziemy na to mieli czas? - zapytałam - A zwłaszcza ty... Przecież masz jeszcze swoje obowiązki jako sędzia na Mistrzostwach.
- Owszem, mam teraz pełne ręce roboty, ale spokojnie... Dla przyjaciół zawsze znajdę czas - powiedział wesołym głosem mój luby.
Następnie spojrzał na Violę i spytał:
- O której godzinie jutro rozpoczyna się casting?
- W sumie tak w godzinach popołudniowych - odpowiedziała mu nasza przyjaciółka - Sama ze względu na Mistrzostwa Kalos nie mogę osobiście prowadzić castingu, ale Alexa się tym zajmie.
- I pomoże nam w tym nasz drogi Andre - dodała wesoło dziennikarka - Jednak będzie nam miło, jeśli zerkniecie na to swoim bacznym okiem.
- Ja chętnie to zrobię - powiedziała Dawn.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał Piplup, machając lekko swymi skrzydełkami.
- I ja także - zgłosiłam się - Obie w końcu o sztuce wiemy, nie chwaląc się całkiem sporo. Zwłaszcza o tego rodzaju sztuce, którą tak bardzo kochał Kronikarz.
- To prawda - zgodził się Ash - Występy na scenie to, jakby nie patrzeć, nasza specjalność.
- Jedna z naszych specjalności - zauważył Max - Tak czy inaczej jestem zdania, że Serena i Dawn najlepiej się nadają do tego zadania.
- Popieram - rzekł Clemont z uśmiechem - One dwie doskonale znają się na sztuce, ale też zna się na niej Ash.
- Ale on ma swoje obowiązki - zauważyła Bonnie.
- Ne-ne-ne! - pisnął jej Dedenne.
- Spokojnie - rzekł z uśmiechem mój chłopak - Przecież walki nie będą się toczyć cały czas. Będą między nimi przerwy i to długie, żeby widzowie mogli sobie odpocząć. Te przerwy właśnie wykorzystam, aby móc zobaczyć casting, a być może także coś niecoś w jego sprawie doradzić.


- A może sam wystąpisz? - zaproponowała Alexa.
- Ja? - zdziwił się detektyw z Alabastii.
- Tak, właśnie ty. Widziałam cię przecież na scenie jako artystę i muszę powiedzieć, że masz talent, chłopie. Piosenki przedwojenne nie są ci obce, więc możesz śmiało wystąpić.
- No właśnie! To świetny pomysł! - zawołała radośnie panna Meyer - To jest wspaniały pomysł! I ja jestem za!
- Ja również - dodałam bardzo wesoło - Jeśli zechcesz, to z największą przyjemnością wystąpię razem z tobą.
- Ja także - wtrąciła Dawn - Z największą przyjemnością zaśpiewam wam coś na scenie. Piplup również na pewno chętnie by ze mną zatańczył i wystąpił w jakieś piosence.
Jej Pokemon zapiszczał wesoło potwierdzając słowa swojej trenerki, zaś Pikachu popatrzył uważnie na swego trenera, czekając jego odpowiedzi. Ta oczywiście nastąpiła i była nam oczywiście bardzo miła.
- Wiecie co? To bardzo przyjemna propozycja i z chęcią ją przyjmę, ale muszę dokładnie wiedzieć, kiedy ma się odbyć ta zabawa.
- Tak, jak ci mówiłam. W tę niedzielę, czyli pojutrze... - odparła Viola - Tak pod wieczór. Wtedy będzie najlepiej. Ostatecznie cały dzień widzowie będą mieli zajęci czym innym.
- Spokojnie, w niedzielę będzie mniej walk, więc przyjdą tu całe tłumy - stwierdził przyjaznym tonem Grant.
- Na casting mogą też przyjść tłumy - zauważyła Alexa.
- Nie liczyłbym na to - powiedział ponuro Ash - Wszyscy wolą bardziej walki niż sztukę, zwłaszcza tę z lat trzydziestych XX wieku.
- Nie oceniaj tak surowo świata, Ashu Ketchum - rzekł smutno Grant - Ludzie nadal kochają sztukę, choć jeżeli widzisz, jak tłumnie pędzą oglądać walki Pokemonów to pewnie uważasz, że jest inaczej. Jednak ta niedziela dowiedzie ci, że mam rację. Tłumy przyjdą oglądać występy artystyczne, a prócz tego jeszcze będzie wielu chętnych do wzięcia w nich udziału.
Milczeliśmy przez chwilę myśląc nad tym, o czym mówimy.
- A właściwie, to po co niby ten cały casting? - zapytała Bonnie - Nie możemy wziąć wszystkich, którzy się zgłoszą?
- W sumie to czemu nie? - zapytał z uśmiechem ironii Ash - W końcu i tak nie przyjdzie zbyt wielu, aby zaśpiewać i zatańczyć dla publiki.
- Nie doceniasz Lumiose - stwierdziła Viola - Zapewniam cię, że w tym mieście jest wielu artystów. Jeszcze się zdziwisz, ilu ich tu jest.
- Obawiam się, że naprawdę się zdziwię - zachichotał mój chłopak.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Dobrze, jedną sprawę mamy więc załatwioną - zauważyłam - To teraz zajmijmy się drugą interesującą nas sprawą. Musimy teraz pogadać sobie z Johnem Scribblerem i dowiedzieć się, co mu dolega.
- Jeśli chcecie to zrobić, to lepiej się pospieszcie. On właśnie wychodzi - zauważyła Viola.
Spojrzeliśmy uważnie w kierunku słynnego pisarza, który to właśnie zapłacił rachunek za swój posiłek, po czym wyszedł powoli z restauracji.
- Na co czekacie?! Lećmy za nim! - zawołała Bonnie.
- Po co? - zaśmiał się Ash - Przecież on teraz idzie pewnie do swojego domu. Pójdziemy tam potem z Sereną i porozmawiamy z nim na spokojnie.
Normalnie by mnie wkurzyło, że mój ukochany decyduje za mnie, ale w końcu sama chciałam, żeby pomóc Johnowi Scribblerowi, dlatego też nie zamierzałam oponować przeciwko decyzji mego chłopaka. Chociaż czasami odnosiłam takie dziwne wrażenie, że Ash korzysta ze swojego stanowiska lidera naszej drużyny wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewaliśmy. Prócz tego posiadał on zawsze, odkąd go tylko znam, zdolność przekonywania oddanych sobie przyjaciół do tego, co sam postanowił i to w taki sposób, żebyśmy uważali jego plan za swój własny. Zauważyłam to już podczas naszej podróży po Kalos. Ash niespodziewanie rzucał jakieś hasełko, a my bez szemrania szliśmy za nim realizować jego plany, ponieważ nam się one strasznie podobały. Myślałam niekiedy, że mój ukochany mógłby zostać wojskowym lub też politykiem, gdyż posiada on naprawdę mnóstwo zapału do działania, a prócz tego charyzmę, która to była jego siłą. Dzięki niej potrafił przyciągnąć do siebie innych i zarazić ich swoimi ideami. Dowodził tego przykład Maxa i Bonnie. Oboje byli chwilami wręcz ślepo zapatrzeni w naszego lidera i to wręcz do tego stopnia, że gdyby kazał im on skoczyć w ogień, to na pewno wykonaliby jego polecenie i to z miejsca, w ogóle przy tym nie pytając o powody podjęcia przez niego takiej decyzji. Być może nieco tu przesadzam, ale tak sobie czasami myślę, że oboje byli i są nadal najwierniejszymi zwolennikami Asha i najbardziej go zawsze podziwiali. Tak prawdę mówiąc, to my wszyscy go podziwiamy, chociaż oczywiście z umiarem, jednak Bonnie chyba nie posiada zbyt wiele tego umiaru lub nie posiada go wcale, Max zaś różnie podchodzi do pomysłów Asha, ale zwykle je aprobuje i chwali, choćby były one nawet bardzo zwariowane. Do tego też, nawet jeśli oboje czasem mu dogadywali, to miało to miejsce niezwykle rzadko i były to zdecydowanie dowody na to, jak bardzo go lubią.
Pogrążona we własnych myślach nie zauważyłam nawet, jak Ash i inni zaczynają składać zamówienia na kolację. Dopiero zwróciłam na to uwagę wtedy, kiedy to Dawn zapytała mnie, co bym chciała zjeść. Ocknęłam się wówczas z lekkiego amoku, w jaki popadłam, po czym spojrzałam na moich przyjaciół i zapytałam:
- Słucham?
- Pytam się, czy chcesz coś zjeść? - powtórzyła panna Seroni.
- Eee... Tak właściwie, to ja nie wiem, czy powinniśmy teraz coś jeść - stwierdziłam - W końcu pan Scribbler... I w ogóle...
- Spokojnie, kochanie - zaśmiał się Ash - Musimy nabrać sił, bo na głodnego, to ja nie mogę normalnie myśleć. Umysł detektywa jest jak armia. Musi jeść, aby móc właściwie funkcjonować.
- To jest bardzo ciekawe porównanie - zachichotała Alexa, dając karmę swemu Helioptilowi - Ale Ash ma rację. Musicie coś zjeść, jeżeli chcecie skutecznie działać.
Musiałam przyznać im rację, choć naprawdę paliłam się do działania. Wiedziałam jednak, że nie możemy działać bezmyślnie, dlatego zamówiłam sobie posiłek, podobnie jak reszta, po czym powoli zaczęłam go jeść. Moje myśli były jednak skupione nie na jedzeniu, ale na panu Johnie Scribblerze. Widok jego osoby zasmuconej oraz wyraźnie przygnębionej zasmucił mnie niewiarygodnie, podobnie jak zresztą nas wszystkich. Ten zwykle radosny i zadowolony z życia człowiek, mający ogromny dystans do wszystkich oraz siebie samego nagle był pogrążony w smutku? Co wywołało taką sytuację? Musiałam to wiedzieć i Ash również, dlatego właśnie byłam gotowa pomóc mojemu chłopakowi, zwłaszcza, że pomimo tego, iż siedział on teraz sobie spokojnie przy stoliku i jadł kolację, to widziałam w jego oczach zapał do działania. Dlatego też właśnie (znając umiejętności Asha w rozwiązywaniu zagadek) byłam pewna, że jeżeli on się weźmie do pracy, to na pewno da sobie radę. O tak... Jeśli ktoś miał pomóc naszemu drogiemu pisarzowi, to tylko Sherlock Ash.

***


Po kolacji porozmawialiśmy jeszcze przez chwilę na temat przyszłego castingu, jaki miał mieć miejsce następnego dnia, dopiero później Ash i ja (a także wierny Pikachu) poszliśmy do domu Johna Scribblera. Wiedzieliśmy doskonale, gdzie on się znajduje, gdyż już nieraz tam byliśmy. Panowała w tym domu naprawdę bardzo przyjemna atmosfera i zawsze oboje miło się tam czuliśmy. Dlatego też wiedziałam, że nawet jeśli będziemy rozmawiać na (być może) dość drażliwy temat, to i tak będzie się nam miło gadało, a więc nasz kochany pisarz zechce być z nami szczery. Chociaż może nie tyle to wiedziałam, co raczej miałam taką nadzieję, bo przecież cała sytuacja była nam obca, więc trudno mi było powiedzieć, co też może się wydarzyć. Ostatecznie John Scribbler mógł wcale nie uważać nas za takich przyjaciół, którym można się zwierzać ze swoich problemów. Poza tym była jeszcze jedna sprawa, a mianowicie taka, że są pewne problemy, z których to nawet najlepszym przyjaciołom nie zawsze chcemy się spowiadać. Różne są ku temu powodu: wstyd, poczucie bezsilności i bezsensu, jak również niechęć do mówienia komuś o tym, co go boli. Miałam jednak nadzieję, że skoro John Scribbler jest wielkim gadułą, to odpowiednie podejście do niego pomoże nam jakoś rozwiązać mu język.
Z takimi oto myślami stanęłam pod drzwiami słynnego pisarza razem z moim ukochanym i jego Pikachu.
- Coś nie tak, Sereno? - zapytał mnie Ash.
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
- Sama nie wiem. Mam obawy, że John Scribbler nie zechce, żebyśmy mu pomogli.
Mój ukochany powoli opuścił głowę w dół, po czym rzekł:
- A ja mam inne obawy...
- Tak? A jakie?
- Obawiam się, że nie zdołamy mu pomóc mimo naszych najlepszych chęci.
- No proszę cię, Ash! - zachichotałam delikatnie - Przecież sam nam mówiłeś i nadal mówisz, że wiara w siebie to połowa sukcesu.
- Co racja, to racja. No, ale widzisz, Sereno... Co innego jest wierzyć w siebie i umieć coś osiągnąć, a co innego wierzyć w siebie, lecz mimo to nie umieć dokonać niczego.
- O co ci chodzi?
- O to, że ja wierzę w siebie, wierzę w ciebie i w naszych przyjaciół. Wierzę, że razem umiemy dokonać wielkich rzeczy. Ale też mam obawy, że moje umiejętności nie są tak wspaniałe, jak przedstawiają nasi przyjaciele z drużyny. Poza tym dobrze wiesz, że czasami mimo wiary w swoje siły nie osiągniesz niczego.
- Wtedy, kiedy nie masz umiejętności. A ty masz zarówno wiarę, jak i umiejętności.
- Pika-pika-chu! - pisnął wesoło Pikachu.
Ash ścisnął delikatnie moją dłoń, mówiąc z uśmiechem na twarzy:
- Dziękuję ci, Sereno. Tobie też bardzo dziękuję, Pikachu. Wasza wiara znaczy dla mnie więcej niż myślicie.
W końcu spojrzał na drzwi domu Johna Scribblera, westchnął głęboko i zastukał kilka razy. Zapukał jeszcze dwa razy, aż po chwili usłyszeliśmy dźwięk kroków, a następnie drzwi się otwarły, a w nich stanął słynny pisarz. Na nasz widok jego twarz została rozjaśniona wielkim uśmiechem.
- Ash! Serena! Pikachu! - zawołał wesoło - No proszę! Zechcieliście odwiedzić swego przyjaciela? Wejdźcie, proszę.
Wpuścił on nas potem do środka, po czym powiedział:
- Widziałem was w restauracji. Nie raczyliście do mnie podejść ani też zagadać?
- Bardzo chcieliśmy to zrobić, ale pan tak szybko wyszedł, że już nie zdążyliśmy - odpowiedziałam w swojej i Asha obronie.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
Pisarz uśmiechnął się delikatnie.
- No cóż... Rozumiem, tak czy inaczej miło mi, że zechcieliście mnie odwiedzić. Chodźcie do saloniku. Mam nadzieję, iż macie apetyt na ciastka i herbatę.
- Jeśli chodzi o mnie, to ja chętnie - odpowiedział mu Ash.
- Ash! Przecież dopiero co jedliśmy kolację - zachichotałam lekko.
- Wiem, ale obaj z Pikachu zawsze znajdziemy miejsce na deser - rzekł wesoło detektyw z Alabastii.
- Pika-pika! Pika-chu! - potwierdził wesoło jego stworek.
Pisarz zaśmiał się radośnie, słysząc te słowa.
- Doskonale. Tym lepiej. Myślisz, mój drogi chłopcze, podobnie jak ja. To mi się w tobie bardzo podoba.
Mężczyzna chwilę później zaprowadził naszą trójkę do saloniku, po czym pokazał nam, abyśmy usiedli sobie przy stoliku, a on sam poszedł do kuchni. Wrócił z niej po chwili z tacą pełną ciastek. Zaraz za nim przyleciał jego wierny Noctowl o imieniu Archimedes, który to w szponach trzymał właśnie czajnik pełen herbaty.
- Dziękuję ci, przyjacielu - powiedział John Scribbler, biorąc od niego naczynie na stoliku - Ale chyba nie mamy w czym pić.
Noctowl zahuczał wesoło, po czym poleciał ponownie do kuchni, aby przynieść nam filiżanki. Jego trener także tam poszedł i powrócił z dwoma wyżej wspomnianymi przedmiotami, zaś Archimedes trzymał w szponach trzeci. Nic już nam nie przeszkadzało, aby rozpocząć przyjemną rozmowę.
- Powiedzcie mi teraz, moi kochani, co was do mnie sprowadziło? - zapytał po chwili Scribbler, gdy już raczyliśmy się ciastkami i herbatą.
- Bardzo ważna sprawa - odpowiedziałam mu.
On uśmiechnął się do mnie wesoło.
- Ważna sprawa, powiadasz? Wiesz co? Każdy mi tak mówi, gdy mnie odwiedza... A potem wychodzi na jaw, że chce mnie naciągnąć na realizację jakiegoś swego genialnego planu. Spokojnie, ja wam niczego nie sugeruję. Po prostu mówię, jak jest. No, ale tak czy inaczej na pewno macie jakąś do mnie sprawę, mam rację?
- To prawda... Mamy sprawę do pana - powiedział detektyw z Alabastii - Ale widzi pan... Ona nie dotyczy nas, tylko pana.


Pisarz był wyraźnie zdumiony tymi słowami.
- Mnie? - zdziwił się - A o co chodzi? Czyżbyście sądzili, że mam jakiś problem?
- A ma pan? - zapytałam.
- W żadnym razie, kochani - zachichotał Scribbler - Nie mam żadnych problemów. Jestem chyba najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. A czy wiecie, dlaczego?
- Dlaczego? - spytał Ash.
- Bo jest mi obojętne większość spraw, które się dzieją na świecie.
Spojrzeliśmy na niego zdumieni. Pisarz widząc nasze miny postanowił wyjaśnić nam swój punkt widzenia.
- Widzicie... Tacy ludzie jak wy są wspaniali, ale też zawsze skazani na cierpienie. Przejmujecie się losem tysięcy, nawet milionów ludzi wokół nas. Cierpicie razem z nimi, kiedy oni cierpią. Chcecie więc otrzeć ich łzy oraz rozwiązywać ich problemy. To wszystko jest bardzo piękne, ale niestety... Wasze siły nie są nieograniczone, a wy sami nie jesteście wszechmocni. Nie pomożecie całemu światu i wy to wiecie, dlatego jesteście smutni, bo mimo waszych starań, które bynajmniej nie są daremne, wiecie, że nie pomożecie wszystkim. Dlatego właśnie jesteście zawsze smutni, przynajmniej trochę. A teraz spójrzcie na mnie, kochani. Ja jestem wesoły, ponieważ świat przestał mnie interesować. Stworzyłem sobie swój mały światek i żyję sobie w nim, mając w nosie wszystko inne wokół mnie. Codziennie mijają mnie obcy mi ludzie. Mogą sobie oni na moich oczach umierać, płakać, cierpieć... Mnie ich los nic nie obchodzi i dlatego też jestem całkowicie wyzwolony od nieszczęścia, gdyż przywiązanie do innych jest mi prawie całkowicie obce. Przywiązałem się do kilku osób i tak już pewnie zostanie, jednakże reszta świata jest mi obojętna. Dlatego też jeszcze szczęśliwy, bo jeśli pomagam komuś, to tylko ograniczonej liczbie ludzi. Nie myślę o całym świecie i nie cierpię z powodu bezsilności. Dlatego jestem radosny i silny.
Czułam w jego wypowiedzi wyraźne ślady goryczy, które próbował on ukryć pod maską wesołości, dlatego zapytałam:
- Czemu pan nam to mówi?
Scribbler parsknął śmiechem, po czym odparł:
- Bo jestem gadułą i nie mam z kim pogadać. Ostatecznie mój drogi Archimedes mi przecież nie odpowie.
- Ale pan może odpowiedzieć i mam nadzieję, że pan to teraz zrobi - odezwał się Ash.
- A na co mam ci odpowiedzieć, mój młody człowieku?
- Na moje pytanie.
- Więc może najpierw je zadaj?
- Z przyjemnością to zrobię. A więc dlaczego był pan dzisiaj smutny, gdy przebywał pan w restauracji?
Pisarz parsknął śmiechem.
- Że słucham? Ja i smutek? No proszę was... Przecież ja jestem zawsze bardzo wesoły. Nie wiecie nawet, jak bardzo. Pokazać wam, jaki umiem być uradowany? To proszę bardzo. Mogę stanąć nawet na głowie, jeśli chcecie.
Mężczyzna wyraźnie się wygłupiał, jednakże pod wpływem naszego spojrzenia westchnął głęboko, po czym rzekł:
- Ale kogo ja próbuję nabrać? Najlepszych detektywów w historii. Ech! Równie dobrze mógłbym zamienić się na pracę z Syzyfem. Po prostu lepiej zrobię, jeśli powiem wam prawdę.
Archimedes zahuczał delikatnie. Jego trener spojrzał na niego bardzo ironicznie.
- I czego się odzywasz, jak nie wiesz, o co chodzi? - burknął.
Następnie popatrzył na nas uważnie i zaczął mówić:
- Widzicie... Swego czasu opowiadałem wam, że nie pochodzę z Kalos, ale z terenów, które nie są zamieszkane przez Pokemony.
- Wiemy o tym - potwierdziłam jego słowa.
Nasz gospodarz pokiwał smętnie głową i mówił dalej:
- Jak jeszcze żyłem sobie na tamtych terenach, to cóż... Stało się coś niesamowitego. Coś, o co bym siebie nigdy nie podejrzewał, a mianowicie zakochałem się.
- Pan?! - zawołaliśmy zdumieni ja i Ash.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
Literat nieco się obruszył, słysząc to pytanie.
- No co? To uważacie, że taki wariat jak ja nie ma prawa się zakochać? Uwierzcie mi, umie i to jeszcze mocniej niż człowiek normalny. Zresztą już normalny człek przez miłość staje się wariatem, a co dopiero prawdziwy wariat. Ten to dopiero dostaje na głowę.
Cały John Scribbler, pomyślałam sobie. Nawet z poważnych spraw musi sobie robić temat do żartów.
- Dziewczyna ta ma na imię Maggie - mówił po chwili nasz gospodarz - Poznałem ją na zjeździe klubu miłośników prozy Aleksandra Dumasa ojca. Oboje przypadliśmy sobie do gustu i co tu dużo mówić, zakochałem się w niej. Ale ona wybrała innego. Strawiłem to jakoś, wyjechałem, miałem kilka przygód, po czym przybyłem tutaj i osiadłem na stałe w Kalos. No i gdy już cieszyłem się szczęśliwym życiem, to moja przeszłości mnie odnalazła, aby zmącić mój spokój na zawsze.
- Maggie tu jest? - zapytał Ash.
- Pika-pika? - pisnął jego starter.
- O tak - potwierdził pisarz - Wczoraj spotkałem ją na ulicy. Mimo, iż nie widziała mnie kilka lat, to poznała mnie bez trudu. Poszliśmy razem na herbatę, potem rozmawialiśmy. Okazało się, że wyszła ona za mąż i wraz z mężem postanowiła tu zamieszkać. Bardzo mnie zabolała wieść o jej ślubie, bo miałem przez chwilę nadzieję, że...
Mężczyzna posmutniał i patrzył przez chwilę na swoje nogi, po czym mówił dalej:
- Zauważyłem jednak na dłoni mojej rozmówczyni coś, co mi się wcale a wcale nie podoba. To był siniak. Twierdziła, że spadła z drabiny i upadając zasłoniła się ręką, przez co ma na niej teraz siniaki, ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Dla mnie cała ta sprawa jest mocno podejrzana.
- Podejrzewa pan mobbing? - zapytałam.
- Tak, ale nie wiem, co mam z tym zrobić - rzekł załamany literat - Ona pewnie i tak nic do mnie nie czuła, ani nie czuje, ale mimo wszystko muszę jej pomóc, choćby wbrew swoim zasadom. Problem w tym, że nie wiem, jak mam to zrobić. Poszedłbym na policję, ale ona musiałaby złożyć zeznania przeciwko mężowi, a widzę wyraźnie, że daleko jej do tego. Spotkałem ją dzisiaj i chciałem sobie z nią porozmawiać, ledwie jednak napomknąłem o jej mężu, a już zmieniła temat i pod byle pretekstem szybko porzuciła moje towarzystwo.
Ash słuchał uważnie pisarza, podobnie jak i ja, po czym rzekł:
- Moim zdaniem należy przeprowadzić w tej sprawie małe śledztwo i odkryć prawdę.
Scribbler popatrzył na niego uważnie.
- Mam rozumieć, że chcesz mi pomóc?
- CHCEMY, proszę pana. Chcemy - zaakcentowałam to słowo, aby mu przypomnieć o mojej obecności - Nie możemy przecież stać bezczynnie, kiedy pan ma problem albo ktoś z pańskich bliskich, ponieważ (jak sam pan powiedział) przejmuje nas niestety los wszystkich ludzi.
- Pika-pika! - potwierdził Pikachu.
Literat był wniebowzięty, słysząc nasze słowa. Uściskał więc nas oboje radośnie, po czym zawołał:
- Jesteście wspaniali!
- Niech pan lepiej zachowa swoje komplementy na później - zauważył nieco dowcipnie Ash - Najpierw musimy rozwiązać tę sprawę, a to może nie być wcale takie proste.
- Dla ciebie, Sherlocku Ashu, to żaden problem - rzekł z pewnością w głosie pisarz.
- Być może - zaśmiał się radośnie detektyw z Alabastii - A więc proszę nam wszystko powiedzieć, co pan wie w tej sprawie.


C.D.N.




6 komentarzy:

  1. Ash i jego przyjaciele wciąż interesują się walkami Pokemonów, ale sami nie biorą już w nich udziału. Asha ciągnie teraz do rozwiązywania kryminalnych zagadek, dlatego tak chętnie szuka kłopotów, żeby tylko mieć się czym zająć xD Bonnie i Max nie rozumieją, dlaczego Ash zrezygnował z bycia trenerem. A Dawn uważa, że szukanie sławy jest głupie i ma rację. Sława często zmienia ludzi na gorsze i nie jest wiele warta. A rywalizacja może zniszczyć nawet najlepszą przyjaźń. Serena zdołała im to mądrze wytłumaczyć. A czy oni zdążyli już poznać Kronikarza dzięki przenosinom w czasie? Ash potrafi wyciągać mądre wnioski, Max się nim zachwyca, a Bonnie bywa złośliwa wobec brata xD I okazało się, że Ash ich wrobił, bo dobrze wiedział, co reklamował ten plakat, choć gdyby nie wiedział, to też zapewne doszedłby do takich wniosków. W końcu nie z takimi zagadkami miał do czynienia. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Ash i jego przyjaciele wciąż się interesują walkami, ale już rzadko biorą w nich udział, zwłaszcza, że rozwiązywanie stało się dla nich o wiele ciekawsze, zwłaszcza dla Asha, którego już ciągnie do poprowadzenia kolejnej sprawy :) Ja też uważam tak samo jak Dawn i dlatego też takie słowa włożyłem w jej usta w tej historii. Serena zresztą też mądrze wszystko wyjaśniła, a że wie o tym wszystkim z autopsji, to doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak to jest z szukaniem sławy oraz rywalizacją. Jej własne doświadczenia w tej sprawie są dalekie od przyjemnych, więc wie, co mówi. Zgadza się, już zdążyli poznać Kronikarza dzięki podróżom w czasie i dlatego tak ich zainteresowało to przyjęcie. Max i Bonnie najbardziej się zachwycają zdolnościami Asha i często podchodzą wręcz bezkrytycznie do tego, co on robi :) Reszta drużyny też podziwia Asha, ale robią to już ostrożniej. Wiadomo, Bonnie ma takich charakterek, że bywa złośliwa wobec brata i dogaduje mu, ale i tak go bardzo kocha :) He he he - oczywiście, że Ash i tak by doszedł do takich lub bardzo podobnych wniosków, a zgrywał się przed nimi, bo lubi czasem się wygłupiać - tak jak i ja :)

      Usuń
  2. Ash z przyjaciółmi postanowił wybrać się do restauracji, w której mają się odbyć występy. Jej właściciel był zaszczycony możliwością jego poznania, ponieważ Ash zyskał duży rozgłos, prowadząc działalność detektywistyczną. Do tego okazało się, że w tej restauracji przebywa również John, który jest wyraźnie przybity. A kim jest Grant? Kronikarz był naprawdę słynnym artystą, skoro burmistrz zaproponował, aby zorganizować przyjęcie upamiętniające jego twórczość. I już wiem, jakie opowiadanie chcę przeczytać jako kolejne. :) To, w którym Ash i jego drużyna poznali Kronikarza. Jestem naprawdę ciekaw tej postaci, tym bardziej że to Twój imiennik, w dużej mierze wzorowany na Tobie samym. :) A z opowiadań Maggie to już wszystkie przeczytałem, tak? A Helioptile to jaki Pokemon? Lumiose to stolica Kanto? Dawn, Max i Bonnie najwyraźniej nie uważają Johna za normalnego, skoro rzucają na jego temat takie złośliwe uwagi xD John z reguły jest otwartym i wesołym człowiekiem, dlatego wszystkich dziwi to, że nagle stał się taki ponury i zamknięty w sobie. Coś na pewno jest na rzeczy. I fajnie, że Ash zgodził się wystąpić na tym przyjęciu. Okazuje się, że potrafi świetnie śpiewać i tańczyć, skoro jest tak chwalony xD Dawn i Serena również lubią występować na scenie, co dobrze im wychodzi, dlatego też chętnie wezmą udział w tych występach. Zapowiada się naprawdę ciekawe widowisko. :) Ash jest energiczny i charyzmatyczny. Potrafi porywać za sobą ludzi, bo to urodzony przywódca. Clemont również przejmuje jego sposób bycia, skoro używa jego własnych słów, ale najbardziej zapatrzeni w niego są Max i Bonnie, którzy uważają go za swój autorytet. Serena chce koniecznie poznać przyczynę smutku Johna. Jest przekonana, że tylko Ash jest w stanie mu pomóc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Ash stał się sławny już jako Mistrz Pokemon Ligi Kalos, ale jako detektyw zyskał jeszcze większą sławę, a w każdym razie tam, gdzie ceniona jest jego praca, a tutaj jak widać, jest ona ceniona. Grant to jeden z Liderów Sal w regionie Kalos, których to Liderów trzeba pokonać, aby zdobyć Odznaki niezbędne do zakwalifikowania się do Mistrzostw. Viola też jest Liderką Sali w Kalos - konkretnie w mieście Santalune, a Grant to jej chłopak i Lider Sali w mieście Sylage. He he he - ależ proszę bardzo, kolejne jak najbardziej może być o Kronikarzu, czemu by nie? :) Tak - z opowiadań Maggie przeczytałeś już wszystkie, ale spokojnie, powstaną kolejne :) Helioptile to Pokemon jaszczurka przypominający trochę agawę kołnierzastą z Australii (posiada taki jakby kaptur stroszący się w chwilach radości lub gniewu). Tak, Lumiose to stolica Kanto i zarazem też kolebka wielu artystów, a prócz tego posiada swoją Salę - jest nią Wieża Pryzmatu i Liderem Sali jest tam Clemont, ale obecnie rzadko tam bywa i zwykle w obowiązkach zastępuje go jego robot Clembot. Lumiose to taki trochę Paryż świata Pokemonów. Skądże - przyjaciele Asha uważą Johna za normalnego człowieka, tylko też uważają, że to lekki bzik i do tego sam z siebie też robi nieraz żarty i to podobne do tych, jakie właśnie tu padły xD Zgadza się - John ma poważny powód do smutku i dowiesz się wkrótce, o co tu chodzi :) Ash posiada kilka talentów, a do tego lubi się wygłupiać na scenie, śpiewać i bawić ludzi, dlatego tak chętnie bierze udział w takich zabawach. Serena i Dawn też lubią występy i mają już spore doświadczenie w występach przed publicznością, choć wcześniej to były pokazy mody Pokemonów czy pokazy piękności Pokemonów i ich trenerek i takie tam. Artystyczne występy jednak też nie są im obce :) Zgadza się - Asha zawsze cechowała energia, odwaga i z czasem także i charyzma, dlatego potrafi porwać za sobą ludzi i zarazić ich swoją chęcią walki o coś. Clemont jako zwykle cichy, rozsądny i spokojny bardzo zazdrości Ashowi tej charyzmy oraz energii i odwagi i nawet w anime powiedział Ashowi, że go podziwia za te cechy. Max i Bonnie zaś są najmłodsi w drużynie i zarazem najbardziej pełni zapału do działania, dlatego tak ich zachwyca Ash :)

      Usuń
  3. Prawdą jest to, że każdy woli pewne sprawy zachowywać dla siebie, zwłaszcza, kiedy nic nie można na nie poradzić. O takich rzeczach najtrudniej się rozmawia, bo przecież nie wszystkie problemy da się rozwiązać, ale zawsze lepiej jest się podzielić nimi z kimś zaufanym. Serena, Pikachu i reszta drużyny bardzo wierzą w umiejętności Asha, co bardzo go motywuje, dodaje mu sił do działania i zwiększa jego pewność siebie oraz wiarę w sukces. John ucieszył się z ich odwiedzin. Czytając o zaproszeniu na ciastka i herbatę, przypomniałem sobie, że mam herbatniki, które sam chętnie bym schrupał do herbaty. :) John próbował oszukać swoich gości udawaną wesołością. Twierdzi, że nie przejmuje się cierpieniem innych ludzi, skupiając się tylko na swoich bliskich, ale coś wyraźnie go dręczy i niepokoi. I okazuje się, że chodzi o Maggie, która jeszcze nie jest jego partnerką. Do tego jeszcze jest zamężna, co wprawiło go w przygnębienie, tym bardziej, że podejrzewa, iż mąż się nad nią znęca. Ona wyraźnie nie chce o nim rozmawiać. Ash i Serena postanowili więc się tego dowiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawie zaczyna się kolejna przygoda. W mieście trwają Mistrzostwa Ligi Kalos. Ash bierze w nich udział jako sędzia, a jego przyjaciele oraz ukochana Serena dzielnie go w tym zadaniu wspierają. Jednak w przypadku każdego obowiązku konieczna jest chwila odpoczynku. :)
    Nasza ekipa natrafia przypadkiem na plakat o organizacji przyjęcia z okazji uczczenia debiutu artystycznego Huberta Mareya vel Kronikarza, który to rozpoczął swoją karierę właśnie w Lumiose. Organizatorkami są jego wnuczki - Alexa i Viola, więc przyjaciele zmierzają do restauracji, w której będzie organizowane przyjęcie oraz, jak się później dowiadujemy, casting do występów artystycznych z piosenkami przedwojennymi, które Kronikarz uwielbiał.
    Podczas pobytu w restauracji nasza ekipa zauważa Johna Scribblera siedzącego przy jednym ze stolików. Zawsze wesoły i rozgadany mężczyzna tym razem jest smutny i przygnębiony. Wyraźnie coś go trapi. Ash postanawia dowiedzieć się, co się dzieje, jednak najpierw przecież musi coś zjeść. :D W międzyczasie on, Serena i Dawn decydują się wziąć udział w tym cudownym wydarzeniu organizowanym przez Alexę i Violę.
    Zaraz po posiłku Ash i Serena wybierają się do domu Johna Scribblera. Przyjaciel wita ich bardzo radośnie, wyraźnie próbując przykryć swój smutek swoim gadulstwem. Pytany o przyczynę swojego smutku wyraźnie próbuje zmienić temat i udawać, że wszystko jest w porządku, jednak Ash nie daje się nabrać. W końcu John zdradza przyczynę swojego smutku. Do miasta przyjechała niejaka Maggie - jego wielka miłość z dawnych lat, obecnie zamężna z kimś innym. John spotkał ją ostatnio na mieście i zauważył na jej ciele siniak, który Maggie wytłumaczyła upadkiem z drabiny. Dodatkowo, każdą próbę podjęcia przez Johna rozmowy na temat swojego męża ucina i ucieka. Mężczyzna podejrzewa, że kobieta może być ofiarą przemocy ze strony swojego męża. Dlatego decyduje się poprosić o pomoc Asha, który to, jak wiadomo, pomocy nigdy nie odmawia. :)
    Zaczyna się bardzo ciekawie, wierzę, że Ashowi uda się pomóc Johnowi odkryć tajemnicę skrywaną przez Maggie i, być może, uchronić kobietę od damskiego boksera.
    Ogólna ocena: 1000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...