czwartek, 4 stycznia 2018

Przygoda 061 cz. I

Przygoda LXI

Powrót Wybrańca cz. I


- Ash, synku! Ktoś do ciebie! - zawołała Delia Ketchum przez drzwi od tej części kuchni, w której myliśmy naczynia.
Gdy padły te słowa, cała nasza wesoła grupka kończyła właśnie swoją zmianę w pracy. Byliśmy wtedy bardzo zadowoleni, gdyż ostatnie kilka dni spędziliśmy przyjemnie bez żadnych niebezpieczeństw, ani tym bardziej przygód. Czułam jednak, iż ten jakże błogi stan cudownego spokoju będzie raczej krótkotrwały, ponieważ znając naszego farta, to prędzej czy później muszą nas dopaść jakieś niezbyt przyjemne perypetie. Tym razem też tak miało być. Zwykle bowiem tak jest: odpoczywamy sobie spokojnie przez kilka dni, a później znowu musimy ruszać do akcji.
Kiedy więc Delia powiadomiła nas, że ktoś szuka Asha, pomyślałam sobie:
- To było do przewidzenia!
Oczywiście to, iż ktoś szuka mojego chłopaka wcale nie musiało nic oznaczać, ale zbyt dobrze wiedziałam, jak zwykle takie sytuacje się kończą, więc lepiej było mieć się na baczności. Dlatego też głośno wyraziłam swoje zdanie w tej sprawie:
- Wiedziałam! Już nas szukają kłopoty! A tak miło nam było wtedy, gdy mieliśmy święty spokój.
- Komu miło, temu miło - stwierdziła złośliwie Bonnie - Ja tam bardzo lubię przygody. Kiedyś, jak podróżowaliśmy po Kalos, to wręcz codziennie byliśmy w nowym miejscu i mieliśmy nowe przygody. A teraz co?
- Teraz mamy tylko kilka dni spokoju przed kolejnymi perypetiami - stwierdził Clemont - Więc mamy więcej czasu na to, aby odetchnąć i sobie nieco odpocząć.
- Ja nie rozumiem, po co ta cała dyskusja - stwierdził ironicznie Ash, wycierając sobie dłonie w ręcznik - Przecież jeszcze nikt nie wspominał o tym, że czeka na nas nowa przygoda.
- Aha! I tak bez powodu ktoś go szuka? - mruknęłam - Jestem wręcz pewna, że ktoś chce nas prosić o pomoc w sprawie wymagającej pomocy detektywa.
- Nie będę się z tobą zakładał, Sereno, gdyż zbyt często przegrywam takie zakłady - zachichotał mój luby - Ale być może się mylisz. Tak czy inaczej wszystko będzie jasne, kiedy już wyjdę i zapytam, kto mnie szuka i z jakiego powodu.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu, wskakując swemu trenerowi na ramię.
- Mądra decyzja - stwierdziła Misty - Lepiej nie oceniać po pozorach, chociaż mam jakieś takie wrażenie, że Serena ma rację. Z tego, co wiem, to ostatni człowiek, który cię szukał, siedzi teraz na dołku u porucznik Jenny i czeka na wyrok.
- Finn, jeżeli o niego ci chodzi, to świr - zauważyła Dawn - Ale masz rację, przez tego kolesia mieliśmy tylko same kłopoty. Mam więc nadzieję, że teraz ten, kto szuka mojego brata jest osobą normalną, bo jeżeli nie, to mój Piplupek się nim zajmie.
- Pip-lu-li! - zaćwierkał bojowo jej starter.
Ash uśmiechnął się radośnie do siostry, po czym delikatnie pogłaskał jej włosy.
- Dzięki, Dawn - powiedział - Ale myślę, że nie będzie to konieczne. Zresztą zobaczymy.
Po tych słowach chłopak wyszedł z kuchni, mijając w drzwiach swoją mamę, która patrzyła na niego uśmiechnięta.
- Czy wolno wiedzieć, kto potrzebuje Asha? - zapytałam.
Delia spojrzała na mnie z uśmiechem i odparła:
- Dowiesz się, kochanie. Na pewno mój syn ci wszystko opowie. O ile wiem nie ma on przed tobą tajemnic.
- To prawda - stwierdziła Misty - Serena i Ash nie mają przed sobą tajemnic, jak na porządną parę przystało. Gdybym ja miała chłopaka, to też bym starała się nie mieć przed nim tajemnic.
- Starałabyś się? - zachichotała lekko Melody - Czyli istniałaby taka możliwość, że posiadałabyś przed nim jakieś sekrety?
Rudowłosa parsknęła śmiechem, rozkładając przy tym ręce.
- Trudno mi powiedzieć, ale niewykluczone, że właśnie tak by było. Ostatecznie czasami nie w sposób powiedzieć wszystkiego osobie, którą się kocha.
Zwłaszcza jest trudno wyznać jej miłość, pomyślałam nieco złośliwie.
Miałam powody, aby w taki sposób myśleć, bo ostatecznie wiedziałam doskonale, że swego czasu Misty była zakochana w Ashu, a możliwe, iż dalej coś do niego czuła. Jednak nigdy nie wyznała mu tych uczuć jawnie. Ja prawdę mówiąc pewnie też długo bym jeszcze z tym zwlekała, gdyby on nie zrobił pierwszego kroku w moim kierunku. Może więc nie powinnam posiadać złośliwych myśli na temat mojej niedoszłej rywalki, skoro sama daleka byłam od posiadania większej odwagi niż ona. No, ale czy można się nam dziwić w tej sprawie? Przecież uczucia to jest tak ważna sprawa, że nieraz wyznanie drugiej osobie, co się do niej czuje bywa trudniejsze niż wspinaczka na najwyższy szczyt gór w Kanto, a już zwłaszcza wtedy, kiedy nie ma się pewności, czy nasza miłość jest odwzajemniona, czy też wręcz przeciwnie.


Nagle do kuchni weszła Iris, która miała na sobie strój kelnerki. Tym, których to ubiór mojej przyjaciółki zdziwił wyjaśnić muszę zaznaczyć, że dziewczyna tymczasowo pracowała w restauracji „U Delii“, oczywiście z Cilanem, który także tu sobie dorabiał. Zbierali oni pieniądze niezbędne im do kolejnej podróży po świecie, a ponieważ zyski mojej przyszłej teściowej były bardzo duże, to spora była również wypłata, jaką otrzymywali od niej jej pracownicy, dlatego też nasi przyjaciele mogli liczyć na to, iż zarobią przez miesiąc lub dwa tyle, żeby bez problemów mogli dalej podróżować. Oczywiście jako trenerzy zawsze mieli oni w Centrum Pokemon darmowe jedzenie i opiekę medyczną dla swych stworków, jednak pieniądze zawsze były im potrzebne na wypadek, gdyby musieli mieć jakieś nieprzewidziane wydatki. Ostatecznie nigdy nic nie wiadomo.
- Czemu tak stoicie? - zapytała zdumiona - Sądziłam, że już kończycie swoją zmianę.
- Bo ją kończymy - odpowiedziała jej Dawn - Ale widzisz, mój drogi braciszek został właśnie wezwany na ważne spotkanie. Nie wiemy tylko, po co i na co.
- A nie mogliście go zapytać? - zdziwiła się Iris.
- Nie, bo on sam tego nie wiedział - wyjaśniłam - Jednak Ash właśnie poszedł się dowiedzieć, co i jak.
- Aha! Rozumiem - pokiwała powoli głową Mulatka - No, to w takim razie sprawa załatwiona. Nie rozumiem jednak, czemu tu jeszcze siedzicie.
- I nie musisz - mruknęła złośliwie Misty - Tak czy inaczej w jednym masz rację. Nie ma sensu tutaj stać i niepotrzebnie tracić czas. Chodźmy lepiej się przebrać. Nasza zmiana już się skończyła.
- A moja jeszcze nie - stwierdziła Iris - Macie zatem farta. Ja muszę pracować nieco dłużej niż wy, jeśli chcę zarobić tyle, aby dalej swobodnie podróżować.
- Nie musisz mieć majątku, aby podróżować - rzekł Max.
- Właśnie! My go nie mieliśmy, a mimo to wędrowaliśmy do Kalos - zauważyła Bonnie.
- De-ne-ne! - pisnął jej Dedenne.
- Ja też nie miałam majątku, kiedy Ash włóczył się po Unovie razem ze mną i Cilanem - powiedziała Mulatka - Ale majątku nie chcę robić. Po prostu chcę mieć sporo pieniędzy na ewentualne wydatki, które mogą mieć miejsce. W końcu nigdy nic nie wiadomo.
- Mądre podejście - pochwalił ją Clemont - Zdecydowanie lepiej być przygotowanym na każdą ewentualność.
Iris pokiwała złośliwie głową.
- No proszę... Gadasz jak Cilan. Normalnie kropka w kropkę on. Tak samo przemądrzały. Sobie możecie obaj rączki podać.
- Już to zrobiliśmy, jeżeli chcesz wiedzieć - odpowiedział jej wesoło młody Meyer.
- To i dobrze, bo naprawdę obaj jesteście do siebie podobni.
Dawn parsknęła śmiechem.
- Pewnie, że są podobni, przy czym mój chłopak nie jest wcale nudny, tak jak ten twój chłoptaś.


Mulatka zrobiła nieco oburzoną minę, po czym zawołała:
- Ej! To wcale nie jest mój chłoptaś!
- Ale na pewno chciałby nim być - zażartowała sobie moja przyszła szwagierka.
- A co mnie obchodzą jego pragnienia? - stwierdziła panna z Unovy - Jak na to, moja droga, to on jest za chudy w uszach.
- Ale przyznaj, że jest przystojny - rzekła z uśmiechem Misty.
Iris zarumieniła się i delikatnie rozmarzyła.
- W sumie racja... Zwłaszcza oczy ma urocze... Takie jasno-zielone.
- Podobnie jak włosy.
- Masz rację. Tak, jak włosy... No, ale co z tego? Trajkocze mi ciągle o swoich pomysłach i innych takich... Męczy mnie tym strasznie. Gdybym mu pozwoliła, to by mnie na śmierć zanudził opowieściami o metrze. To dziwny chłopak.
- Znam dziwniejszych - mruknęła rudowłosa Liderka Sali w Azurii.
Miała ona z całą pewnością na myśli Brocka. Tak nawiasem mówiąc zauważyłam, że ostatnio coraz częściej o nim mówiła. Czyżby nareszcie między nimi pojawiło się uczucie? W sumie już dawno coś takiego istniało w ich relacjach, ale dopiero teraz zaczęło to być naprawdę widoczne. Tym lepiej, bo jeśli wszystko dobrze pójdzie, to nasz świat zostaje poszerzony o nieco więcej miłości, czego bardzo pragnęłam, bo ostatecznie miłość (ale tylko ta prawdziwa) może przynieść tylko dobro, na pewno nie zło.
Po tych rozmyślaniach nasza kompania poszła do szatni się przebrać. Następnie wyszliśmy z niej i wtedy właśnie wpadliśmy na Asha. Wyglądał on na bardzo podekscytowanego.
- Słuchajcie! Mam niesamowitą nowinę! - zawołał.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Niech zgadnę... Mamy nowe zlecenie? - spytała Dawn.
Jej brat uśmiechnął się złośliwie.
- Nie, siostrzyczko. Jesteś w błędzie. Chodzi o zupełnie inną sprawę. Chodźcie, a wszystko wam wyjaśnię.
Ponieważ lider naszej kompani nie chciał nam nic więcej powiedzieć, to cóż... Musieliśmy iść za nim, aby wszystko było dla nas jasne. Po drodze wpadliśmy na Latias w ludzkiej postaci i stroju kelnerki.
- Cześć. A ty nie kończysz na dzisiaj zmiany? - zapytał ją mój luby.
Pokemonka pokręciła przecząco głową, a następnie pokazała mu coś na migi.
- Moja mama prosiła, abyś została... Rozumiem - rzekł wesoło Ash - No cóż... Mam nadzieję, że nie będziesz się przy nie nudzić.
Nasza przyjaciółka zachichotała wesoło i pokręciła przecząco głową, jakby chciała powiedzieć, że przy Delii Ketchum nie sposób się nudzić, co było zresztą prawdą. Matka mojego ukochanego była wręcz aniołem, a do tego umiała sprawić, że nasza praca stawała się przyjemnością. Nie dziwił mnie zatem zapał Latias do tego, aby pomagać swojej szefowej i to nawet w nadgodzinach. Dlatego nie przeszkadzaliśmy jej w tym i zostawiliśmy ją z jej ulubioną pracą, a sami ruszyliśmy ku nowej przygodzie, która już na nas czekała.

***


Po wyjściu z restauracji zastaliśmy jakąś młodą kobietę, która na nas czekała. Była ona wysoka oraz szczupła, miała zielone włosy z wielkim kosmykiem wysuniętym do przodu, a także ciemno-brązowe oczy. Jej ubiór stanowiły pomarańczowe spodnie, kurtka tej samej barwy (spod której to wystawała czerwone podkoszulka), a także granatowa czapka z daszkiem.
- Witajcie, przyjaciele! - zawołała radośnie kobieta.
- Maren! Jak się masz?! - pisnęła wesoło Melody - No proszę! Kogo, jak kogo, ale ciebie tu się nie spodziewałam!
Dziewczyna uściskała radośnie naszą przyjaciółkę, po czym spojrzała na rudowłosą Liderkę Sali w Azurii i zawołała:
- No proszę, Misty! Właśnie taką ciebie sobie zapamiętałam!
- My się znamy?
Maren parsknęła śmiechem, wyraźnie ubawiona jej pytaniem.
- Nie poznajesz mnie? Razem z Ashem i Traceym podróżowałaś po Wyspach Oranżowych, gdy się spotkaliśmy. Zabrałam was na Shamouti.
Misty walnęła dłonią w swoje czoło, po czym krzyknęła:
- Maren! No jasne! Jak ja mogłam o tobie zapomnieć! To naprawdę ty! Wybacz mi, proszę! Dawno się już nie widziałyśmy!
- Całe sześć lat! - patrzyła na nią z uśmiechem zielonowłosa - Przez ten czas pewnie wydarzyło się bardzo wiele, mam rację?
- A żebyś wiedziała!
- Chodzisz wreszcie z Ashem?
Wszyscy parsknęliśmy śmiechem, słysząc te słowa, natomiast nasza przyjaciółka się zarumieniła na twarzy.
- Prawdę mówiąc, to... Ash jest chłopakiem Sereny, czyli tej panny o miodowych włosach.
Dygnęłam przed nią delikatnie.
- To właśnie ja jestem dziewczyną Asha.
Maren zachichotała delikatnie.
- Wiem o tym, moja kochana. Wybacz mi, ale nie mogłam odmówić sobie tego drobnego żarciku. Naturalnie dobrze wiem, z kim jest związany dzielny Mistrz Ligi Kalos.
- A skąd ty to wiesz? - spytała Bonnie.
Nasza nowa znajoma uśmiechnęła się i szybko przeszła do udzielania nam wyjaśnień.
- To proste. Melody mówiła o Ashu swojej siostrze, ta zaś jest moją najlepszą przyjaciółką, z którą o wszystkim sobie mówimy.
- Rozumiem - pokiwałam głową.
- Wobec tego wieści o tym, czym ostatnio się zajmujemy, także już do was dotarły - stwierdził Max.
Maren uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.
- Ależ naturalnie, że tak. Melody opowiadała Carol o tym, a ta mnie, choć wcale nie jest niewykluczone, iż te wieści z drugiej ręki zostały nieco zniekształcone.
- Dobra opowieść zawsze wymaga ubarwienia - stwierdziłam bardzo dowcipnym tonem - Przynajmniej niektórzy tak uważają.
- Możliwe. Będziecie mieli okazję opowiedzieć mi co nieco o swoich przygodach, kiedy ruszymy w drogę.
- W drogę? W jaką drogę? - zapytałam zdumiona.
Nasza nowa znajoma uśmiechnęła się radośnie.
- Ano racja! Zapomniałam! Przecież wy o niczym nie wiecie! Już wam mówię, o co chodzi.
Następnie sięgnęła ona do wewnętrznej kieszeni swej kurtki i wyjęła z niej kilka różowych kopert. Potem przyjrzała się im uważnie, odczytując powoli zawarte na nich napisy.
- Ash Ketchum... Proszę bardzo.
Po tych słowach podała ona kopertę mojemu chłopakowi, a następnie czytała i rozdawał dalej:
- Serena Evans... Misty Macroft... Proszę, to dla was.
- A co to takiego? - zapytałam Misty.
- To zaproszenia na ślub - wyjaśniła Maren i spojrzała na Melody - A to jest dla ciebie, Melody. To specjalne zaproszenie. Przy okazji, masz być druhną.
- Wiem i wyraziłam na to już zgodę - zaśmiała się dziewczyna.
- Na ślub? Na jaki ślub? - spytała Bonnie.
- No właśnie - dodałam - O jaki ślub chodzi?
Zielonowłosa pokiwała wesoło głową.
- Jak to? Nie wiecie? Melody, nie powiedziałaś im nic?
- A co niby miałam mówić? Przecież termin jeszcze nie był ustalony - mruknęła zapytana - Nie wiedziałam, kiedy dokładnie moja siostrunia raczy się wydać za mąż.
- Twoja siostra wychodzi za mąż?! - zawołaliśmy zdumieni.
- No jasne! - zaśmiała się Melody - Już przecież dwa lata z tym swoim chłopakiem chodzi. Nie dziwnego, że w końcu postanowili być razem i to na stałe.
- Prawdę mówiąc oboje znają się od dziecka - wyjaśniła Maren - Ale dopiero od dwóch lat ze sobą chodzą, a teraz zostają mężem i żoną. No, a ja jestem świadkiem.


- Świadkiem? - zapytała Dawn - A kiedy dokładnie ma mieć miejsce ta ceremonia?
- W tę sobotę.
- A dzisiaj jest czwartek. Czy normalnie zaproszeń na ślub nie wysyła się na przynajmniej miesiąc z góry?
Melody jednak szybko wyjaśniła całą sytuację.
- Na Shamouti jest nieco inaczej - powiedziała - Posłaniec osobiście rozwozi zaproszenia na tydzień lub dwa tygodnie przed ślubem. Wcześniej nie wypada.
- Nie wypada? - zdziwiła się Bonnie.
Dziewczyna rozłożyła ręce.
- Nie mam pojęcia, dlaczego tak jest, ale nie wypada i już. Takie nasze tradycje. W ogóle my na Shamouti to żyjemy trochę tak archaicznie. Prawie wszystko jest inne niż powinno być. Chociażby to głupie Święto Legendy.
- Ja tam je lubię - wtrąciła Maren.
- A ja go nie cierpię, a zwłaszcza nie cierpię odgrywać roli kapłanki - rzuciła Melody - Tak czy siak nie macie się co obrażać, że zaproszenie dotarło na kilka dni przed samą ceremonią. Poza tym termin był niepewny i o ile wiem, to trudno było tutaj cokolwiek ustalić.
- No właśnie. Melody ma rację. Wszystko przez tego pastora. Ciągle miał jakieś inne zobowiązania i nie mógł niestety przybyć na Shamouti, aby odprawić ceremonię, ale w końcu może to zrobić, jednak ma on tylko ten weekend do dyspozycji. Następny termin ma dopiero za pół roku. Mojej przyjaciółce nie chce się tak długo czekać, dlatego wzięła, co jest i posłała mnie z zaproszeniami na swoje wesele. Od dwóch tygodni krążę po świecie szukając wszystkich gości. Was najtrudniej było znaleźć...
To mówiąc spojrzała na mnie i Asha.
- Ostatnio, jak tu byłam i was szukałam, to powiedziano mi, że oboje jesteście w Kalos. Więc cóż... Popłynęłam do tego regionu, a wy co? Już was nie było i musiałam wracać do Kanto. Ale wreszcie was znalazłam.
- Tak to jest, jak nie prowadzi się osiadłego trybu życia - zażartowała sobie Melody - Ale kiedy ty niby byłaś w Alabastii i nas szukałaś?
- Jakiś czas temu. Pytałam panią Ketchum o Asha i Serenę. To ona mi powiedziałam, gdzie mam ich szukać.
- A ze mną nie mogłaś się wtedy spotkać?
- Nie mogłam cię nigdzie znaleźć, a poza tym miałam odnaleźć przede wszystkim tę dwójkę. Carol naciska, aby oboje byli na jej weselu. Bardzo chce, żeby Ash się zjawił na jej ślubie i to koniecznie ze swoją ukochaną, którą ona bardzo chce poznać.
- A niby czemu jej tak na tym zależy? - zapytał Mistrz Ligi Kalos.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał jego starter.
- No właśnie! Sama jestem ciekawa - dodałam.
Maren popatrzyła na mego chłopaka, mówiąc:
- Kto jak kto, ale ty już powinieneś o tym doskonale wiedzieć, panie detektywie. Przecież sześć lat temu właśnie na Shamouti dokonałeś swego bohaterskiego czynu. Ocaliłeś cały świat przed zagładą.
- Nie zrobił tego sam! - zauważyła ironicznie Misty - Ja i Tracey nieco mu pomogliśmy.
- No i nie zapomnij o naszym udziale w tej sprawie - dodała Melody - Ja i Maren przecież też nie stałyśmy cały czas z założonymi rękami.
Zielonowłosa zachichotała delikatnie.
- W żadnym razie nie zapomnę. Przecież ja i każde z was odegrało tam swoją rolę. Dlatego właśnie jesteście zaproszeni na ślub Carol. A właśnie! Mam tu jeszcze zaproszenie do Tracey’ego Sketchita! Gdzie go znajdę?
- W laboratorium profesora Samuela Oaka - wyjaśniła jej dziewczyna z Shamouti - Jest obecnie jego asystentem.
- I chłopakiem Melody - dodała zadziornie Bonnie.
Maren uśmiechnęła się delikatnie.
- Poważnie? O tym Carol nic mi nie mówiła.
- Bo jej o tym nie wspomniałam - stwierdziła sucho Melody - Poza tym ten nasz związek trwa dopiero od niedawna. Nie miałam kiedy mówić mojej siostruni o tej sprawie.
Bonnie popatrzyła zaintrygowana na Maren i zapytała:
- A gdzie są zaproszenia dla nas?
Nasza nowa znajoma spojrzała na nią zdziwiona.
- Przepraszam, ale o czym ty mówisz, dziecinko?
- No, o zaproszeniu dla mnie, Clemonta, Dawn i Maxa.
- Ne-ne-ne! - pisnął Dedenne.
Zielonowłosa poprawiła sobie czapkę z daszkiem nieco zmieszana, po czym rzekła:
- Obawiam się, kochanie, że nie mam dla was żadnych zaproszeń. Bo widzisz, Carol na wesele zaprasza jedynie tych przyjaciół swojej siostry, których sama zdążyła poznać, czyli w tym wypadku chodzi tutaj o Asha, Misty i Tracey’ego.
Dawn i Clemont pokiwali głowami ze zrozumieniem, po czym dodali, że wcale nie mają do nikogo pretensji. Max natomiast wyglądał na nieco zasmuconego, ale zachował milczenie. Z kolei mała Bonnie tupnęła nóżką i pisnęła:
- Hej, to nie fair! A Serena to niby co?! Ona przecież nie była wtedy na Shamouti!
- No nie, ale Carol doskonale się domyśla, że Ash nie zechce przybyć na jej ślub bez swojej ukochanej - wyjaśniła Maren.
Panny Meyer to nie przekonało, ponieważ skrzyżowała ręce na piersi i zrobiła bardzo obrażoną minkę, mrucząc coś pod nosem.
- A przy okazji, mam propozycję dla Brocka Wandstorfa - rzekła nasza nowa znajoma, nie przejmując się tym wszystkim - O ile dobrze wiem, to jest szefem kuchni w tej restauracji.
- Nie inaczej - powiedział Max - A jaką masz dla niego propozycję?
- W sumie nie tyle ja mam tę prośbę, ile Carol. Chodzi o to, że przyda się nam szef kuchni i cateringu. Ponoć on jest najlepszy.
- Mój chłopak też nie należy do najgorszych - zauważyła z uśmiechem na twarzy Dawn.
- Możliwe, ale więcej na Shamouti jest bardziej znany Brock - rzekła Maren.
- Ja się nie obrażam - stwierdził Clemont - Chętnie odstąpię mojemu przyjacielowi ten zaszczyt. Przy okazji będę miał też więcej czasu na swoje wynalazki.
- Ty i te twoje wynalazki - mruknęła złośliwie jego siostrzyczka.
Zielonowłosa zachichotała lekko.
- No dobrze. To ja idę do profesora Oaka. Muszę osobiście przekazać zaproszenie Tracey’emu.
- Wielka szkoda, że nie będziemy mogli sobie potańczyć na weselu - stwierdził ze smutkiem w głosie Max.
- Będzie jeszcze okazja, stary - zaśmiał się Ash.
- Zatańczysz na naszym - dodałam wesoło.
- O! Na to, to ja jeszcze sobie trochę poczekam - machnął ręką młody Hameron, chichocząc przy tym wesoło.
- A jak ty w ogóle przybyłaś? - zapytała Dawn - Z Shamouti daleka droga.
- Mam swoją łódź - odpowiedziała Maren.
- Że co?! Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że pływasz ciągle na tej staruszce, którą woziłaś nas sześć lat temu - zachichotała Misty.
Nasza nowa znajoma zaśmiała się lekko.
- Jaka tam staruszka? To jest dobra, porządna łódź. Z sześć osób bez problemu się na niej zmieści. Może nawet siedem.
Ash zaczął szybko liczyć na palcach.
- Ja, Serena, Tracey, Melody, Misty i Brock to sześć... No i jeszcze ty, to razem siedem. Mam nadzieję, że się nie mylisz.



Bonnie tymczasem przestała być nadąsana i spojrzała zachwycona na Maren, mówiąc:
- Masz swoją łódź?! I umiesz nią pływać?! Już wiem! Jesteś tą jedyną!
Chwilę później padła na kolana, wołając uroczystym tonem:
- Proszę cię! Zaopiekuj się moim bratem!
- Słucham? - zapytała zdumiona Maren.
Clemont załamany zasłonił sobie dłońmi oczy, po czym jęknął:
- Prosiłem cię już milion razy, żebyś tego nie robiła! Milion i raz!
Jego siostrzyczka go zignorowała, gdyż mówiła dalej:
- Mój brat jest bardzo nieśmiały i mało zaradny, dlatego pomyślałam, że powinien poślubić naprawdę mądrą oraz porządną dziewczynę, taką jak ty.
- I dlatego ja mam wyjść za twojego brata? - spytała Maren - Przecież ja go nie znam.
- Spokojnie! Jeszcze się poznacie.
- Tylko, że... Twój brat już chyba ma dziewczynę.
- Wiem i Dawn jest całkiem fajna, ale on musi mieć taką, która się nim zaopiekuje wtedy, gdy ja już nie będę mogła, więc gdybyś mogła...
Mała nie zdążyła dokończyć swojej wypowiedzi, gdyż w tej samej chwili porwało ją i uniosło w górę ramię Aipoma, które miał Clemont w swoim plecaku.
- Proszę! Obiecaj, że to przemyślisz! - pisnęła dziewczynka.
- Nie widzisz, że mnie ośmieszasz?! Dlaczego mi to robisz? - jęknął młody Meyer.
- Dlatego, że jesteś moim starszym bratem i się o ciebie troszczę.
- Wolałbym, abyś nie wtykała nosa w nieswoje sprawy! A poza tym ja już mam ukochaną!
- Wiem, ale nie pasujecie za bardzo do siebie!
Dawn zachichotała delikatnie, słysząc te słowa.
- Jeszcze cię do siebie przekonam... Zobaczysz, Bonnie.
- Życzę powodzenia - burknęła dziewczynka urażonym tonem.

***


Dalej sprawy potoczyły się już naprawdę szybko. Maren odwiedziła profesora Oaka i przekazała Tracey’emu zaproszenie. Następnie przyszła do Delii porozmawiać z nią na temat Brocka. Żeby sprawa była bardziej wiarygodna, to przedzwoniono do Carol, która potwierdziła prośbę, jaką wyraziła jej przyjaciółka. Moja przyszła teściowa powiedziała, iż nie widzi żadnego problemu, aby spełnić życzenie przyszłej panny młodej, ale szef jej kuchni sam musi wyrazić na to zgodę. Oczywiście Brock z nieukrywaną radością powiedział, że chętnie popłynie na Shamouti. Jego decyzja była motywowana głównie tym, iż Misty również miała tam płynąć. Widocznie oboje bardzo chcieli spędzić nieco czasu ze sobą, choć z jakiegoś powodu postanowili sobie tego nie mówić wprost.
Następnego dnia ja, Ash, Melody, Tracey, Brock i Misty byli gotowi do podróży. Pożegnaliśmy się z Delią oraz naszymi przyjaciółmi, którzy życzyli nam dobrej zabawy.
- Mam nadzieję, że dacie sobie radę bez nas - powiedział Brock.
- No jasne, że damy - zaśmiał się radośnie Clemont - Cilan i ja damy sobie radę.
- Nie inaczej - poparł go zielonowłosy znawca Pokemonów z Unovy - Wiadomo, że bez ciebie nie będzie to samo, ale postaramy się nie puścić ci kuchni z dymem.
- Ja ich przypilnuję - zaśmiała się Iris.
- Na spółkę ze mną - dodała Dawn.
- Zaś my dwoje nadrobimy w miarę możliwości braki w personelu - powiedziała May.
Ona i Gary byli wtedy w Alabastii, dlatego postanowili popracować nieco w restauracji „U Delii“, a przynajmniej tymczasowo, póki ja i Ash nie wrócimy. Muszę tutaj zauważyć, że Max wcale nie wyglądał na specjalnie zachwyconego tym wszystkim.
- Praca z moją siostrą. Normalnie raj na ziemi - mruknął chłopak.
Panna Hameron spojrzała na niego niechętnie, po czym rzekła:
- Mądrala... Zawsze ma coś przeciwko mnie.
- Spokojnie, to tylko takie żarty - zachichotał Gary Oak - Zobaczysz... Obaj z moim przyszłym szwagrem łatwo się dogadamy.
- Przyszły szwagier... Też mi coś - mruknął nowy nabytek w naszej drużynie.
Latias parsknęła cichym śmiechem, słysząc tę wymianę zdań, a chwilę później pokazała na migi to, co chciała nam przekazać.
- Spokojnie, będziemy na siebie uważać - powiedział przyjaźnie Ash.
- Masz na to nasze słowo - dodałam radośnie.
Pokemonka w ludzkiej postaci objęła bardzo czule każde z nas, po czym ucałowała nasze policzki, o co oczywiście nikt z nas nie miał do niej żalu, w końcu bardzo ją lubimy, a poza tym czułość wśród przyjaciół jest mile widziana.

***


Gdy to urocze pożegnanie już się skończyło, to poszliśmy wszyscy na przystań w porcie, gdzie była zakotwiczona łódź Maren.
- Tym przypłynęłaś? - zapytałam zachwycona widokiem tego cuda.
Pojazd naszej przyjaciółka wyglądał po prostu niczego sobie. Piękna oraz naprawdę urocza łódź, biała z czerwonym paskiem. Nie była ona może zbyt szeroka na miejscu dla pasażerów, ale tak czy inaczej z całą pewnością mogła się tam zmieścić nasza drużyna.
- Tak, właśnie tym przypłynęłam - odpowiedziała mi zielonowłosa - Po tonie twego pytania wnioskuję, że podoba ci się moja łódź.
- I to jak! - zawołałam radośnie - Naprawdę to jest wspaniały środek transportu.
- A do tego też bardzo szybki - zaśmiała się nasza nowa przyjaciółka - Zwłaszcza, jak włączę dodatkowe silniki.
- A masz takie? - zapytał zachwyconym głosem Tracey.
- Nie inaczej - pokiwała głową dziewczyna - To zapraszam na pokład, przyjaciele.
Wszyscy radośnie spełniliśmy tę prośbę. Maren zaś wskoczyła tuż za nami, po czym siadła za sterami, odpaliła silnik i ruszyliśmy w drogę.
- Hurra! - zawołałam radośnie - Kierunek Shamouti!
Ash stanął radośnie obok mnie i powiedział:
- Widzę, że zachwyca cię perspektywa kolejnej przygody.
- Oczywiście, ale ciebie chyba także, prawda?
- Tak, to prawda... Nawet nie wiesz, jakie emocje mnie teraz dopadły.
- Mogę sobie jedynie wyobrazić - odparłam z uśmiechem - Przecież nie byłeś tam prawie sześć lat.
- Dokładnie tak - rzekł mój luby, opierając się przy tym o reling - Nie wiem, jak teraz wygląda to miejsce. Pewnie inaczej niż wtedy, kiedy byłem tam ostatni raz.
- Zawsze tak jest - powiedziałam smutno - Tego nie można uniknąć.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu, patrząc uważnie na swojego trenera.
- Nie inaczej - zgodził się Brock, podchodząc do nas - W końcu nie można wejść dwa razy do tej samej wody, jak rzekł pewien filozof. Z całą pewnością Shamouti wygląda teraz nieco inaczej niż wtedy, gdy byłeś tam ostatni raz, ale przecież nie oznacza to, że będziesz rozczarowany.
- Zgadzam się - powiedziała Misty - Sama jestem nieco zaniepokojona powrotem do miejsca, w którym nie było mnie tak długo. Wiem doskonale, że nie ma się czym przejmować, ale... Jakoś dziwnie się czuję. Moje serce tak mocno bije, a nawet jakby podskakuje do gardła. A przecież to nie ja wychodzę za mąż, tylko Carol, siostra Melody.
- Właśnie... A oboje denerwujemy się tak, jakbyśmy to my mieli brać ślub - zauważył dowcipnie Ash.
Ja i Brock parsknęliśmy śmiechem, słysząc te słowa. Misty również zachichotała, choć bardzo delikatnie.
- Tak, to prawda - rzekła po chwili - Ech, dziwnie to wszystko brzmi, te nasze nerwy. Przecież my jesteśmy tylko gośćmi na weselu. Dlaczego się więc tak denerwujemy? Nie zjedzą nas tam przecież.
- No, tego nie możemy być pewni - stwierdził dowcipnie Brock - Jak będą bardzo głodni i potrawy weselne nie będą wcale smaczne, to wtedy... Kto wie, co może mieć miejsce.
Wszystkim nam od razu poprawił się humor.
       

- Tak, masz rację, Brock - powiedział po chwili Ash z uśmiechem na twarzy - Nie ma co gadać. Niepokoi nas to, co zobaczymy na Shamouti, kiedy tam przybędziemy, ale cokolwiek by tam na nas nie czekało, zawsze damy sobie radę, bo jesteśmy przyjaciółmi.
- Dokładnie tak! - zawołałam radośnie - Stanowimy drużynę i nigdy nic nas nie zmoże!
- A jak! - zaśmiała się Misty.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pokemon.
Melody podeszła tymczasem do nas.
- Brock... Miło mi, że masz taki dobry humor, ale... Czy aby coś ci się nie przypala?
Szef kuchni w restauracji „U Delii“ zaczął szybko wąchać, po czym jęknął przerażony.
- A niech mnie! Nasz obiad!
Szybko podbiegł do części pokładu, gdzie stała mała butla z gazem i palnikiem, na którym to smażyła się jajecznica. Szybko zdjął patelnię, po czym sprawdził stan posiłku.
- Uff! Na szczęście w porę to zdjąłem. Nic nie jest spalone.
Po tych słowach otarł sobie pot z czoła, a następnie spojrzał na nas, mówiąc:
- Mam tylko nadzieję, że jesteście głodni, bo właśnie posiłek jest już gotowy.
- Nie wiem, jak oni, ale ja z całą pewnością jestem głodna - zaśmiała się Maren, wychodząc z kabiny sterowniczej.
- Mam nadzieję, że dzisiaj dopłyniemy do Shamouti, bo inaczej czeka nas nocleg tutaj, w łodzi na środku morza - powiedziała Misty.
Melody popatrzył na nią z uśmiechem.
- Nie masz się czym przejmować, moja droga. Jak płynęłam do was pierwszy raz, to w jeden dzień tutaj dotarłam.
- No, niby tak, ale przecież co innego statek, a co innego taka mała łódź - zauważył Tracey.
- Spokojnie, mój drogi - rzekła z uśmiechem jego dziewczyna - Maren to najlepszy pilot wycieczek, jakiego znam. Prócz tego nikt tak doskonale nie umie prowadzić tej łodzi, jak właśnie ona. Wiem, co mówię.
- Nie śmiemy w to wątpić - zachichotałam.
Chwilę później jedliśmy wszyscy w wesołym nastroju pyszny posiłek. Wypuściliśmy również nasze Pokemony, którym daliśmy karmę. Czekała nas jeszcze bardzo długa podróż, więc nie mogliśmy kazać im głodować. Zauważyłam przy tym, że Tracey i Melody dbają szczególnie o Eevee należącego do tej drugiej. Najwyraźniej opieka nad nim bardzo ich oboje połączyła. Tym lepiej, bo dzięki temu na tym świecie pojawiło się więcej miłości, a im jest jej więcej, tym lepiej dla świata.

***


Zgodnie z obietnicą Maren podróż nasza trwała naprawdę długo, ale mimo wszystko dotarliśmy wieczorem do celu. Wcześniej zaś Ash wysłał swojego Pidgeota z listem do pana Tobiasa (ojca Melody i Carol), aby mógł on wiedzieć, kiedy dokładnie przybędziemy.
- Mam nadzieję, że twój Pidgeot znajdzie mojego ojca - powiedziała Melody - W końcu nie było go z tobą wtedy, gdy byłeś na Shamouti i może go nie poznać.
- A może lepiej było wysłać Charizarda? - spytała Misty - On przecież był z nami podczas podróży po Wyspach Oranżowych. Shamouti na pewno dobrze pamięta.
- Z pewnością - pokiwał głową Brock - Pokemony mają lepszą pamięć niż ludzie.
- To wiem, ale Charizard swoim wyglądem może wzbudzać strach - wyjaśnił Ash - Pidgeot to co innego.
- Mogłam z nim polecieć - stwierdziła Melody - Szkoda, że dopiero teraz przyszło mi do głowy.
- Spokojnie... Pidgeot to nie jest ułomek - zaśmiałam się - Na pewno będzie szybko na miejscu, znajdzie twego ojca i przekaże mu nasz list.
- No właśnie! Nie mamy się czym przejmować - dodał Tracey.
Ash westchnął radośnie, po czym oparty o reling i spojrzał na morze, wzdychając delikatnie.
- Jak ja dawno tu nie byłem - powiedział - Całe sześć lat. Dziwne to uczucie, kiedy nagle wracasz do miejsca, które ostatni raz się odwiedziło dawno temu. To naprawdę niezwykłe.
Spojrzałam w stronę mojego chłopaka z uśmiechem i podeszłam do niego, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Będzie dobrze, kochanie. Cokolwiek by nie było, damy sobie radę.
Mój ukochany położył dłoń na mojej dłoni.
- Dziękuję ci, Sereno. Dziękuję za te słowa - powiedział - Nawet nie wiesz, ile one dla mnie znaczą.
Chwilę później Ash spojrzał przed siebie i zauważył coś, co wywołało na jego twarzy zdumienie, może nawet lęk. Niestety, ja tego nie zdołałam dostrzec, ale za to nie umknął mojej uwadze ten lęk, który ozdobił twarz mojego ukochanego.
- Co się stało? - zapytałam zdumiona i przerażona jednocześnie.
- Nie wiem... - rzekł zasmuconym głosem mój luby, ocierając sobie oczy - Wydawało mi się, że widziałem...
- Co takiego?
- Pika-pika? - dodał Pikachu, patrząc na niego smutno.
- Nic... Pewnie mi się zdawało - odparł jego trener.
Spojrzał na mnie z wymuszonym uśmiechem, który wcale mi się nie spodobał, dlatego przybrałam najpoważniejszą minę, jaką tylko zdołałam z siebie wykrzesać, po czym powiedziałam:
- Proszę... Przestań ukrywać przede mną prawdę. O co tu chodzi? Co takiego zobaczyłeś?
Mój luby westchnął głęboko, gdyż widocznie nie chciał tego zrobić, ale ostatecznie postanowił ulec moim żądaniom, gdyż rzekł:
- Wydawało mi się, że widziałem... Malamara.
- Malamara? - jęknęłam załamana.


Wszyscy spojrzeli na niego przerażeni.
- Jego?! - jęknęli.
Ash pokiwał głową, po czym odparł:
- Ale może mi się tylko zdawało. Poza tym może to był inny Malamar, a nie ten, który jest naszym wrogiem.
- Mam nadzieję, że tylko ci się zdawało - powiedziała Misty - Wolę więcej nie spotykać tego potwora.
- Tak czy inaczej spotkanie z nim jest nieuniknione - odrzekł na to mój luby.
- Słucham?! - zawołała rudowłosa - Chcesz nam powiedzieć, że mimo wszystko zamierzasz go szukać?!
- Nie muszę tego robić - wyjaśnił mój chłopak - Prędzej czy później on znajdzie mnie.
- I ty to mówisz tak spokojnie? - zapytała Melody.
- A jak mam o tym mówić? - Ash spojrzał na nią smutno - Naprawdę nie widzę innego wyjścia, jak tylko podejść do tego normalnie, bez paniki.
- Normalnie? Bez paniki? - krzyknęła Misty - Ash, co ty opowiadasz?! Przecież ten pokemoni psychol chce cię zabić!
- Nie tylko on - burknął smętnie mój ukochany - Ostatecznie jest na tym świecie co najmniej kilka osób, które bardzo chciałyby mnie sprzątnąć. Szukanie ich po całym świecie nie ma sensu. One same nas znajdą. Jedyne, co musimy zrobić, to być gotowi do walki z nimi, kiedy ona nastąpi.
- Słuszne słowa - rzekł Brock - Uważam, że uganianie się za naszymi wrogami po całym świecie jest bezcelowe.
- No, ale czekanie na ich atak też nie jest zbyt mądre - zauważyła rudowłosa.
- To prawda - pokiwał głową czarnoskórzy kucharz - Jednak musimy być po prostu gotowi do walki z nimi, choć na pewno nie będzie to łatwe.
- Z całą pewnością to nie będzie łatwe - potwierdził Tracey Sketchit - Ale jesteśmy przyjaciółmi. Będziemy zatem walczyć ramię w ramię, jeżeli będzie trzeba.
- Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego! - zawołałam bojowo.
Melody uśmiechnęła się lekko, mówiąc:
- Brzmi nieco patetycznie, ale może być!
- Popieram - zgodziła się z nią Misty - W końcu przyjaciele powinni zawsze móc na siebie liczyć.
- Dokładnie! - dodała wesoło Maren - A teraz uważajcie, przyjaciele! Niedługo dobijemy do brzegów Shamouti! Lepiej zapnijcie pasy.
- Pasy? - zdziwiła się rudowłosa - A tu w ogóle jakieś są?

***


Jakiś kwadrans później przybyliśmy do brzegów Shamouti. Następnie zeskoczyliśmy z łodzi na plażę, rozglądając się dookoła.
- I co? Ani żywej duszy - powiedziała Melody - Sądziłam, że będą nas witać tłumy.
- Ostatnim razem tak właśnie było - zauważyła Misty - Przybyli nas przywitać mieszkańcy tej wyspy przebrani za ptaki. Wśród nich byli Tobias i Carol.
- To prawda, zaprosili nas oni na uroczystość z okazji Święta Legendy - rzekł Ash - A mnie poprosili o to, żebym odegrał rolę Wybrańca w ich ceremonii.
- Tak, a potem wyszły z tego same problemy - jęknęła Melody.
- A właśnie, że nie! - zaprzeczył Tracey - To przecież nie była wasza wina. Ten szaleniec Lawrence III wcześniej sobie wszystko zaplanował.
- Racja - rzekła Maren - Nikt z nas nie mógł przewidzieć, że tak to się skończy, a zabawa w Święto Legendy zamieni się w przerażającą walkę o uratowanie całego świata.
Wiedziałam doskonale, o czym oni mówili, ponieważ Ash wcześniej zdążył mi o tym wszystkim dokładnie opowiedzieć, Melody zaś dodała od siebie tyle, ile tylko było trzeba, żebym zrozumiała wszystko, jak należy. Musiałam przyznać, że mój ukochany przeżył naprawdę wielką przygodę i żałowałam, iż nie podróżowałam wtedy z nim. Bardzo wiele mnie ominęło. Zbyt wiele.
- A pamiętacie, jakie wesołe powitanie nas wtedy czekało? - zapytał wesoło Tracey, kiedy ruszyliśmy przed siebie.
- No jasne, że tak - zaśmiał się Ash - Nigdy tego nie zapomnę.
- Pika-pika-chu! - pisnął radośnie Pikachu, wskakując na ramię swego trenera.
- Mieszkańcy wyspy przebrani za ptaki zjawili się na plaży i powitali nas - zaczął mówić Sketchit - Powiedzieli nam, że właśnie rozpoczyna się ich coroczne święto i zaprosili nas do udziału w nim. Poznaliśmy też wtedy Melody.
- Która z miejsca przywitała nas pewnym wrednym tekstem, że nie włożyła tego „durnego“ kostiumu, jak inni i zapytała swoich przyjaciół, czy nie uważają, że są za starzy na te wygłupy?
Dziewczyna Tracey’ego zarumieniła się lekko, kiedy jej chłopak o tym wspomniał.
- Tak, a ubrana byłam młodzieżowo oraz buntowniczo. Chyba różowa podkoszulka, niebieskie dżinsy, adidasy i szary beret, prawda?
- I jeszcze okulary przeciwsłoneczne - dodał Ash.
Panna z Shamouti zachichotała delikatnie.
- Pamiętasz to jeszcze? Rzeczywiście, miałam też wtedy okulary. No i byłam bardzo wredna.
- Tak, a ja od początku cię znielubiłam - powiedziała wesoło Misty - Potem dopiero to mi się zmieniło.
- Wcale mnie nie dziwi, że czułaś do mnie niechęć - rzekła Melody, śmiejąc się przy tym - Przecież wyraźnie wpadł mi w oko Ash, czego wcale nie kryłam.
- A co mnie to mogło obchodzić, że wpadł ci w oko Ash? - mruknęła złośliwie rudowłosa.


Parsknęłam śmiechem, słysząc te słowa. Ach, ta nasza kochana Misty. Ona chyba nigdy się nie zmieni. Nawet teraz nie umie publicznie przyznać, że czuła swego czasu coś do mojego chłopaka. Nie tylko ona zresztą. Ostatecznie wiele dziewczyn się w nim kochało, ale on wybrał jedną, mnie. Ale czemu wybrał właśnie mnie? Kiedyś wiele razy zadawałam sobie to pytanie nie rozumiejąc, co on widział w takiej osóbce jak ja, takim nikim, biednej dziewuszce bez żadnych możliwości przed sobą. Później dopiero zrozumiałam, że on pokochał we mnie szereg pozytywnych cech, takich jak odwaga, dobre serce, wiara w niego oraz stałość uczuć. Nie chcę się tutaj chwalić, dlatego nie będę wymieniać innych swoich zalet, za które Ash mnie pokochał. Wiedziałam jednak jedno, on mnie kocha i nie chce innej, choć kiedyś w to wątpiłam. Kiedyś bałam się, że pierwsza lepsza może mi go odebrać, jednak w końcu pojęłam, iż właśnie takie myśli mogą się stać przyczyną, dla których stracę mojego ukochanego. Pamiętam, jak Delia Ketchum powiedziała mi kiedyś, że zbyt silnie okazywana zazdrość może być przyczyną nie tylko rozstania, ale też i tragedii. Wiem to już i dlatego staram się zawsze panować nad zazdrością, zwłaszcza, iż mój luby nigdy nie dawał mi powodów, abym je miała. Dlatego umiałam teraz na spokojnie słuchać o podbojach miłosnych mojego chłopaka tym bardziej, że cała ta historia była naprawdę zabawna.
Tak czy inaczej Misty nigdy nie wyznała Ashowi, co do niego czuje, nigdy też nie odważyła się spróbować być w nim w związku. Nie wiem, dlaczego. Ash mówił mi kiedyś, że czuł do swojej rudowłosej przyjaciółki coś na kształt zarówno przyjaźni, jak i miłości, taka mieszanka jednego i drugiego uczucia. Co ona do niego czuła? Pewnie prawdziwe uczucie, ale chyba nie na tyle silne, aby chciała o nie walczyć. No cóż, ja zawalczyłam, porzucając ten wręcz żałosny świat sławy i wracając do swojego dawnego wyglądu i dawnego charakteru, okraszonego jedynie sporą dawką pewności siebie, chociaż tak naprawdę prawdziwa wiara w moje możliwości pojawiła się we mnie dopiero z czasem. No cóż... Najwyraźniej wszystko wymaga czasu, zwłaszcza tak poważne sprawy, jak nasze uczucia.
- A jak to było z tym, że nie chciałaś brać udział w Święcie Legendy, a potem nagle, tak zupełnie niespodziewanie zmieniłaś zdanie? - zapytałam Melody, uśmiechając się przy tym jak niewiniątko.
Moja przyjaciółka zachichotała delikatnie, słysząc to pytanie.
- A... To taka nieco zwariowana sytuacja. Mianowicie początkowo nie chciałam brać w tym udziału i obiecałam siostrze, że odegram rolę kapłanki w Święcie Legendy, ale nie będzie to dla mnie przyjemne.
- A potem zobaczyłaś Asha i zmieniłaś zdanie - dodał ze śmiechem na ustach Tracey.
- No... W sumie nie do końca tak to było. Początkowo nie zwróciłam na niego uwagi. Dopiero wtedy, gdy Maren powiedziała głośno, że Ash jest trenerem Pokemonów, zaintrygowana spojrzałam na niego i...
- I wpadł ci w oko - stwierdziła złośliwie Misty.
- W pewnym sensie - odparła Melody - Podeszłam do niego, oceniłam jego wygląd i oceniłam, że jest niczego sobie.
- I dałaś mu buzi - rzekł Tracey - Jak ty to nazywałaś, że co to niby było? Aha! Już wiem! Tradycyjny, powitalny całus. Dziwi mnie jednak, że mnie i Misty nim nie obdarzyłaś.
- He he he... No cóż, na takiego buziaka, to trzeba sobie zasłużyć - stwierdziła jego dziewczyna.
- A Ash czym sobie zasłużył?
- Bo... Bo... Bo był całkiem przystojny i w ogóle...
Spojrzała na mnie przepraszającym wzrokiem.
- Wybacz, jeśli cię to razi, Sereno. Nie chciałabym...
- Ależ spokojnie, nie jestem zazdrosna o to, co było sześć lat temu - odparłam zgodnie z prawdą.
- To dobrze, bo nie chciałabym, aby między nami wybuchł konflikt o jednego chłopaka.
- Jakby urządzić zawody między wszystkimi dziewczynami, które się kochały w Ashu, to by wyszła z tego całkiem niezła olimpiada - stwierdziła złośliwie Misty - Jak ty wtedy mogłaś pomyśleć, że jestem jego siostrą, co? Przecież wcale nie jesteśmy do siebie podobni.
- Rodzeństwo nie musi być do siebie podobne - stwierdził Brock - Ale na serio Melody wzięła cię za siostrę Asha?
- No tak... A potem, gdy zaprzeczyłam, to zapytała, czy może jestem jego dziewczyną - mówiła dalej rudowłosa.
- Tak, a ty odpowiedziałaś mi wtedy: „Też coś“ - zachichotała nasza przyjaciółka.
- A ty na to: „Oj, nie wściekaj się. Ja z przyjemnością zagram dla niego wieczorem na przyjęciu“ - dodała wesoło Misty - I jeszcze kazałaś mi nie być zazdrosną. Ja nie wiem, moja droga, skąd ci to przyszło do głowy, że ja niby jestem zazdrosna.
- Powiedzmy, że miałam pewne spostrzeżenia - zachichotała panna z Shamouti.
- Powiedzmy, że twoje spostrzeżenia były błędne.
- Powiedzmy, że w to wierzę.
Śmialiśmy się wszyscy słysząc te słowa, które nas bardzo rozbawiły.

***


Szliśmy więc przed siebie, kiedy wtem, zupełnie niespodziewanie, zza pobliskich drzew wyskoczyła spora grupka ludzi, która głośno krzyknęła:
- Niespodzianka!
Spojrzeliśmy na nich zdumieni, tymczasem oni chichotali, jednoczenie kłaniając się nam nisko.
- Już myśleliśmy, że nie przybędziecie - rzekł pewien męski i bardzo przyjazny głos.
Z tłumu ludzi wyszedł do nas wysoki mężczyzna z długimi, siwymi wąsami, szarymi włosami oraz czarnymi oczami. Wyglądał mi on tak jakoś na pięćdziesiąt lat, może więcej, a jego twarz zdobiły drobne zmarszczki.
- Witaj nam, o Wybrańcze! - przemówił bardzo uroczystym głosem mężczyzna - Wiedziałem, że w końcu nadejdzie ten szczęśliwy dzień, kiedy to raczysz znowu wrócić tutaj, w nasze niskie progi.
- Oj, tato! - jęknęła załamanym głosem Melody, zasłaniając sobie oczy dłonią - Czy ty zawsze ze wszystkiego musisz robić wielkie halo?!
Człowiek, który wcześniej przemawiał do nas tak bardzo patetycznie, parsknął nagle śmiechem i zawołał:
- Och, córeczko! Chyba nigdy nie będziesz należycie doceniać mojego talentu aktorskiego! Przyznasz jednak, że udało nam się was zaskoczyć.
- Tak, to prawda, zaskoczyłaś nas - mruknęła jego pociecha, po czym rzekła - Sereno... Brock... Wy się jeszcze nie znacie. Ten wariat, który was tak dziwacznie przywitał, to mój ojciec, Tobias.
- Bardzo mi miło was poznać, kochani - przywitał nas rodziciel naszej przyjaciółki przyjaznym tonem.
Następnie popatrzył na mnie z uśmiechem na twarzy.
- Serena... Melody opowiadała mi o tobie, kiedy dzwoniła do mnie i opowiadała o waszych przygodach. Bardzo mnie cieszy, że nasz Wybraniec znalazł sobie wreszcie ukochaną, choć zdziwiony jestem, iż nie jest nią ta rudowłosa piękność.
- Tak jakoś wyszło - zachichotałam delikatnie.
- Na pewno Wybraniec... To znaczy Ash jest z tobą bardzo szczęśliwy, skoro ciebie wybrał.
Poczułam, jak na moich policzkach pojawiają się rumieńce.
- No oczywiście, że tak, proszę pana - rzekł mój ukochany, ściskając czule mą dłoń.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał radośnie jego starter.
- No proszę, Pikachu! - zawołał przyjaźnie Tobias - Ciebie również bardzo miło mi cię widzieć, przyjacielu.
Po tych słowach pogłaskał on lekko policzki Pokemona, który pisnął radośnie pod wpływem tych pieszczot. Następnie mężczyzna przywitał się z Misty oraz Traceym, mówiąc:
- Właśnie takich was sobie zapamiętałem. Bardzo mi miło móc znowu zobaczyć znajome twarze.
Następnie przywitał on Maren, a później Brocka.
- Więc ty jesteś ten słynny hodowca Pokemonów i zarazem wspaniały kucharz z restauracji „U Delii“, o którym tyle słyszałem? Bardzo miło mi cię poznać. Melody wiele mi o tobie mówiła.
- Mam tylko nadzieję, że to były same dobre rzeczy - zachichotał nasz przyjaciel.
- Nawet bardzo dobrze. Powiedziałbym nawet, że wyrażała się o tobie w samych superlatywach. Tym bardziej chciałem cię poznać i powierzyć ci nadzór nas naszym cateringiem. Mam również nadzieję, że zechcesz coś ugotować dla gości weselnych.
Brock spojrzał na mężczyznę z uśmiechem, po czym ukłonił mu się lekko, mówiąc:
- Proszę pana... Będzie to dla mnie prawdziwy zaszczyt.
- No, ja myślę - mruknęła bardzo zadziornie Melody - Bo w końcu nie codziennie otrzymujesz takie propozycje.
- No i tym lepiej, bo inaczej byś musiał często wyjeżdżać z Alabastii - zauważyła wesoło Misty.
Chłopak spojrzał na nią uważnie, zaintrygowany jej słowami:
- A tęskniłabyś?
Rudowłosa prychnęła złośliwie.
- Ja? A niby czemu miałabym tęsknić?
- Zakochani są wśród nas - szepnęła do mnie po cichu Maren, widząc to wszystko.
Pokiwałam wesoło głową, mówiąc:
- A żebyś wiedziała, moja droga. A żebyś wiedziała.


C.D.N.




1 komentarz:

  1. Cóż można tu napisać... Ładnie i tajemniczo się zaczyna. Ash zostaje zaproszony na wesele Carol, siostry Melody, które ma odbyć się na Shamouti. Wraz z nim zaproszenia otrzymują Serena, Misty, Brock, Dawn i Tracey. Oczywiście nie mogło zabraknąć rezolutnej Bonnie, która jak zwykle próbuje znaleźć bratu narzeczoną, nie zważając, że ten już ma dziewczynę. Uważa bowiem, że Dawn do niego nie pasuje i wyraźnie czuje niechęć do dziewczyny brata. Tym razem jej wybranką zostaje Melody, która ma chłopaka (Tracey'a), jednak i na to dziewczynka nie zważa i uparcie próbuje przekonać Melody do wyjścia za jej brata. Nie ma co, uparta dziewczynka. :D
    Dodatkowo jeszcze Brock zostaje poproszony o bycie szefem cateringu na weselu Carol, na co się zgadza zarówno on, jak i Delia Ketchum.
    Koniec końców później cała paczka jedzie, a raczej płynie na Shamouti, gdzie wszyscy witają naszych przyjaciół z radością.
    Wszystko jednak psuje fakt, iż Ashowi wydaje się, że zobaczył Malamara, swojego odwiecznego wroga. Czyżby ten mściwy Pokemon znowu miał zamiar coś namieszać w życiu naszych przyjaciół? Czy ma zamiar zepsuć wesele Carol na Shamouti? Odpowiedzi na te oraz inne pytania zapewne poznamy już w kolejnych częściach. :)
    Na razie krótsza recenzja, gdyż mało tu się dzieje. Ale jednakże to wcale nie oznacza, że jest nieciekawie, wręcz przeciwnie - bardzo ciekawie się to wszystko zaczyna. :)I myślę, że kolejne recenzje będą już dłuższe. :)
    Ogólna ocena: 100000000000000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...