czwartek, 4 stycznia 2018

Przygoda 064 cz. II

Przygoda LXIV

Płomienna rocznica cz. II


Nasz występ był po prostu fenomenalny, ale też bardzo nas wyczerpał, dlatego przebraliśmy się szybko z Ashem i Misty w nasze normalne stroje, a potem pożegnaliśmy Sensacyjne Siostry (które gorąco nam dziękowały za udział w ich przedstawieniu) i razem z naszymi stworkami poszliśmy do Centrum Pokemon, gdzie dostaliśmy od siostry Joy dwa pokoje - jeden dla mnie i dla Asha, drugi dla Misty i Pikachu.
- Ach! To był dzień pełen wrażeń - powiedziałam wesoło, kładąc się spać zmęczona.
- No pewnie, że tak - zachichotał mój ukochany - Ale mam nadzieję, że nie narzekasz, prawda?
- No, coś ty! Ja miałabym niby narzekać? Te wrażenia były naprawdę bardzo przyjemne dla mnie i jak mniemam, dla ciebie także.
- Tak uważasz?
- Owszem... Bo chyba nie powiesz mi, że czułeś się źle, kiedy całowały cię te wszystkie córeczki Trytona.
Ash zachichotał lekko, a jego twarz ozdobił delikatny rumieniec.
- Jesteś urocza, wiesz o tym?
- Ty także. Zwłaszcza, kiedy się rumienisz. Daisy Macroft ma rację. Do twarzy ci z tym zjawiskiem.
Mój ukochany objął mnie mocno do siebie i pocałował czule moje usta.
- Nie będę ukrywał, że te buziaki od córek Trytona były słodkie, ale te od ciebie najbardziej sobie cenię.
- Miałam nadzieję, że tak powiesz - zachichotałam.
Następnie w nagrodę za tak piękne słowa porwałam mego ukochanego do łoża, gdzie... Ekhem... Spędziliśmy miło czas na tym, co ze snem nie ma wcale zbyt wiele wspólnego. Następnie jeszcze bardziej zmęczeni, ale za to niesamowicie usatysfakcjonowani poszliśmy spać.
Niestety, mnie i Ashowi nie dane nam było spędzić spokojnie tej nocy, ponieważ wtedy, kiedy sobie oboje słodko drzemaliśmy, to nagle przybiegł Pikachu, który to głośnym piskiem nas wyrwał z krainy Morfeusza. Powoli otworzyliśmy wtedy oczy, patrząc na niego z lekką irytacją.
- O co chodzi, stary? - zapytał Ash, patrząc uważnie na swego startera.
Pokemon podskakiwał w górę raz za razem, pisząc przy tym zawzięcie i pokazując coś na migi.
- Chwileczkę... Mów trochę wolniej, bo nie umiem tego wszystkiego zrozumieć. O co chodzi?
Pikachu westchnął i zaczął na spokojnie pokazywać mu coś w języku migowym. Mój ukochany widząc to, gwałtownie zrzucił z siebie resztki snu.
- Co?! Hotel się pali?!
- Jaki hotel?! - zapytałam przerażona - Czyżby ten hotel dla turystów, w którym May...
Stworek nie dał mi dokończyć, ponieważ zapiszczał głośno i zaczął nam dalej pokazywał coś na migi.
- Obudziłeś się czując, że coś jest nie tak - tłumaczył jego słowa Ash - A potem wyjrzałeś przez okno i zobaczyłeś pożar? Obudziłeś więc Misty, która już pobiegła i posłała cię do nas?
- Pika! Pika-pika! Pika-chu!
- A niech to! Mam nadzieję, że May...
Nagle mój ukochany szybko zrzucił z siebie kołdrę i zaczął nakładać na siebie gwałtownie ubrania.
- Ash, co ty robisz?! - zapytałam.
- Nie rozumiesz tego?! May była na tym wieczornym przyjęciu. Pewnie została tam na noc. Jeżeli nie zdołała uciec z tego pożaru, to...
- Boże! - wrzasnęłam przerażona, zrywając się szybko na równe nogi - Musimy ją ratować! A przynajmniej upewnić się, że nic jej nie jest!

***


Nie tracąc cennego czasu na zbyteczną gadaninę szybko założyliśmy na siebie ubrania i skoczyliśmy biegiem na pomoc w kierunku hotelu. Tam zaś zebrał się już cały tłum ludzi, którzy patrzyli wręcz z przerażeniem na wszystko, co się działo. Niektórzy z nich, którzy to dysponowali wodnymi Pokemonami, wypuścili je szybko, żeby te gasiły pożar wraz z miejscową strażą pożarną. Wśród tych ludzi zauważyliśmy Misty i Sensacyjne Siostry. Podbiegliśmy szybko do nich.
- Ash! Serena! - zawołała nasza rudowłosa przyjaciółka, gdy tylko nas zobaczyła - Widzę, że Pikachu zdołał was wybudzić.
- Na szczęście - odpowiedział jej - Widziałaś May?
- Niestety nie - pokręciła przecząco głową dziewczyna - Ale może nie spała dzisiaj w hotelu. Może wróciła do Centrum Pokemonów?
- Mam pewne wątpliwości co do takiej wersji wydarzeń - powiedział mój luby.
Następnie spojrzał on na strażaków, którzy właśnie wyciągali kolejne ofiary z pożaru. Podbiegł do nich i zapytał:
- Czy ktoś jeszcze tam został?!
- Nie wiem! - odrzekł mu szef straży pożarnej - Ogień jest dosłownie wszędzie. Trudno nam przeszukać wszystkie pokoje.
Nagle usłyszeliśmy jakiś dobrze nam znany głos wzywający pomocy.
- Boże, to May! - zawołał Ash.
- Pika! Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
Jego trener spojrzał na Pokemona uważnie, po czym pokiwał głową.
- Masz rację. Nie ma to tamto! Trzeba się ruszyć!
Następnie wypuścił z pokeballa swego Totodile’a, wołając:
- Idziemy, stary!
Chwilę później obaj ruszyli biegiem przez płomienie i zniknęli wśród nich. Jeden ze strażaków próbował go zatrzymać, łapiąc ręką za jego plecak, ale mój luby szybko zrzucił z siebie ten zbędny ciężar i pobiegł dalej, zaś strażak został jedynie z jego tornistrem w dłoni oraz złą miną na twarzy.
- Ash, nie! - krzyknęłam przerażona.
Chciałam ruszyć za nim, ale Misty przytrzymała mnie szybko w pasie.
- Zwariowałaś?! - zawołała - Chcesz zginąć?!
- Ale on się może spalić! - pisnęłam.
Rudowłosa spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Ty chyba naprawdę nie wierzysz w swojego chłopaka, Sereno. Proszę cię! Przecież to jest nasz kochany Ash! On zawsze spada na cztery łapy. Nic go nie ruszy! Ani Giovanni, ani Malamar, ani tym bardziej ten głupi pożar.
Załamana złączyłam ze sobą dłonie nie wiedząc, co mam teraz zrobić. Bardzo chciałam mu pomóc, ale też przecież wiedziałam, że w płomieniach sama jeszcze mogę się spłonąć, a przecież w ten sposób nie pomogę memu chłopakowi. Oczywiście gwizdać na mnie. Ważne, aby on wyszedł cało z tej opresji, jednak bałam się, iż zabłądzę w tym pożarze i nie pomogę w żaden sposób Ashowi, który będzie musiał jeszcze mnie ratować, a nie tylko May. Tak to czasami już bywa na tym świecie, że chcąc pomóc komuś bliskiemu pakujemy go tylko w kłopoty. Nie chciałam być taką osobą dla Asha.
- Patrzcie! - wyrwał mnie z rozmyślań okrzyk Violet Macroft.
Chwilę później zauważyłam, jak z płomieni wybiega Totodile, a za nim idzie Ash, krztusząc się i kaszląc. Na rękach trzymał jakąś postać.
- May! - krzyknął jakiś chłopak.
To był Gary Oak. Dopiero teraz go zauważyłam. Był trzymany przez dwóch strażaków, którym próbował się wyrwać. Widocznie chciał on wbiec do pożaru i ratować swoją dziewczynę, ale dzielni obrońcy ludzkości uznali jego czyn za szaleńczy, więc go powstrzymali. Teraz jednak puścili go, aby mógł podbiec do swojej dziewczyny. Ja i Misty również tam podbiegłyśmy.
- Co z nią? - zapytał Gary.
- W porządku. Jest tylko trochę osmalona, ale poza tym nic jej nie jest - odpowiedział mu wesoło mój ukochany.
Młody Oak szybko wziął swą dziewczynę na ręce, po czym troskliwie zaniósł ją do karetki, która właśnie przyjechała pod hotel.
- Spokojnie, mój chłopcze. Zajmiemy się nią - powiedziała siostra Joy, która przybyła razem z ratownikami.
Spojrzałam na mojego najdroższego, który miał osmaloną od popiołu twarz, a jego dłonie były całe czerwone i w kilku miejscach krwawiły.
- Jesteś ranny! - jęknęłam.
Ash spojrzał na swoje ręce i zaśmiał się delikatnie.
- Co? O tym mówisz?! To nic takiego.
- Nic takiego?! Ty czubku jeden! Mogłeś zginąć! - wrzasnęła na niego Misty.
- No i co z tego?! A bo to pierwszy raz? - zbagatelizował cały problem detektyw z Alabastii.
Jeden ze strażaków podszedł do niego, mówiąc:
- Powinienem ci natrzeć uszu, chłopaku, za ten twój wyczyn, ale wiesz co? Jestem pod wrażeniem twego bohaterskiego czynu. Tylko, że następnym razem mógłbyś wykazać się większym rozsądkiem. Mogłeś tam spłonąć.
- Nie z takich tarapatów wychodziłem - zachichotał wesoło mój luby, po czym syknął z bólu.
Strażak obejrzał sobie jego dłonie.
- Niedobrze... Poparzyłeś się. Lepiej, żeby lekarz to obejrzał.
- To jeszcze nic... Kawałek stropu na mnie zleciał - dodał Ash, masując sobie tylną część głowy - I to dokładnie w to samo miejsce, gdzie kiedyś upadłem na kamień. Ja mam naprawdę farta, nie ma co.
- Oj, tak... Ale nie większego niż właściciel tego hotelu - stwierdziła z ironią Misty - Ledwie postawił ten budynek, a już mu się spalił.
- Fakt... Tego nie można nazwać szczęściem - powiedziałam ponuro, patrząc powoli na pożar, który strażacy z trudem gasili.

***


Asha, podobnie jak też i May, przewieziono szybko do szpitala, gdzie oboje zostali opatrzeni. Ja, Misty, Gary oraz Pikachu wybraliśmy się tam razem z nimi, aby móc czuwać nad naszymi kochanymi pacjentami, których nie potrafiliśmy pozostawić samych w tej ciężkiej dla nich sytuacji. Lekarze znaleźli dla nas polówki, abyśmy mogli się na nich przespać. Co prawda czułam, że z nerwów mogę nie zasnąć, ale ku swojemu zaskoczeniu udało mi się jakimś cudem trafić do krainy Morfeusza, którą to opuściłam dopiero tak około południa. Moi przyjaciele także wybudzili się dopiero jakiś czas po mnie. Widocznie ta noc dała nam wszystkim we znaki.
Po opuszczeniu krainy snów zjedliśmy wszyscy śniadanie, a następnie odwiedziliśmy naszych pacjentów. Oboje leżeli na tej samej sali, przy czym May siedziała na łóżku w szpitalnej piżamie, natomiast Ash stał przy oknie i był ubrany w swoje własne ubranie, jego dłonie były zabandażowane, zaś czoło zdobiła mu niewielka opaska z bandażu.
- No proszę, nasz drogi bohater i uratowana przez niego panienka - zażartowała sobie Misty - Jak się oboje czujecie?
- Tak sobie... - mruknęła May, po czym parsknęła śmiechem - Ważne, że wyszłam z tego w jednym kawałku.
- Ja tam też nie narzekam - powiedział Ash - W końcu przywykłem już do takich przygód. Ostatecznie to dla mnie nie pierwszyzna.
- Pika-pi! - zapiszczał radośnie Pikachu, skacząc swemu trenerowi w objęcia i tuląc się mocno do niego.
- Pikachu, przyjacielu! - chichotał radośnie mój luby, obejmując go do siebie zachłannie.
Patrzyliśmy na to wszystko wzruszeni, co jednak przerwała nam May, mówiąc ironicznie:
- To dla ciebie nie pierwszyzna. Święte słowa. Dla mnie też nie.
- Co takiego? - zapytałam.
- Wypadki - wyjaśniła mi dziewczyna - Pamiętasz, co wam mówiłam, kiedy ostatnim razem wylądowałam w szpitalu? Podtrzymuję to teraz, Ashu Ketchum! Ty mi po prostu przynosisz pecha!
- May, no co ty?! - parsknął śmiechem mój luby - Ja?! Tobie pecha?! Błagam! Przecież to nie moja wina, że ten hotel spłonął! Nawet trzymałem się od niego z daleka!
- Wiem, ale sam fakt, że przybyłeś do Azurii ściągnął na mnie oraz na to miasto kłopoty.
- Ciekawe stwierdzenie, jednak wydaje mi się, że ono jest dalekie od prawdy.
- A mnie wręcz przeciwnie - zachichotała Misty - Moim zdaniem nasza droga przyjaciółka ma rację. Ostatecznie sporo takich sytuacji miało miejsce tam, gdzie ty byłeś, co tylko potwierdza teorię May. Gdzie byś nie poszedł, to tam od razu są kłopoty.
- Coś w tym jest - stwierdził dowcipnie Gary Oak.
- A ty się lepiej nie odzywaj, mądralo! - mruknął na niego Ash - Nawet nie raczyłeś uratować swojej ukochanej i ja cię musiałem wyręczać!
- Nie musiałbyś, gdyby nie ci dwaj głupi strażacy, którzy mnie trzymali za ręce, a siłę mieli w łapach taką, że za nic nie mogłem im się wyrwać - odpowiedział mu wnuk słynnego profesora.
May popatrzyła na swego chłopaka, mówiąc:
- Nie przejmuj się jego gadaniem. Dobrze zrobiłeś, że nie pchałeś się w ten głupi pożar! Chyba bym cię zabiła, gdybyś tak ryzykował swoje życie dla mnie.
- Jego jakoś nie zabiłaś - zauważyłam ironicznie, wskazując na Asha.
- Bo jestem na to teraz nazbyt zmęczona - mruknęła panna Hameron - Zamierzam jednak to zrobić później, kiedy już odzyskam siły. Ostatecznie, co się odwlecze, to nie uciecze.


- Widzicie, jaką mamy teraz wdzięczność na tym świecie? - mruknął detektyw z Alabastii - Ja tu ją wyciągam z płomieni, a w zamian za to mam zapewnioną szybką podróż na tamten świat.
- A kto ci powiedział, że będzie ona szybka? - zapytała May bardzo wesoło - Wyobraź sobie, że wręcz przeciwnie. Będzie ona raczej bolesna i powolna.
Następnie parsknęła śmiechem, opadając na poduszki.
- Nie słuchaj mnie. Opowiadam bzdury i nic więcej, bo jestem bardzo przerażona tym, że mogłeś przeze mnie zginąć.
- Dość dziwnie to okazujesz - zachichotał mój ukochany - Ale mniejsza z tym. Lepiej wypoczywaj, a ja muszę się zbierać.
- No tak, mówiłeś mi już o tym! - zachichotała panna Hameron - Macie z Sereną rocznicę związku. Spędźcie ją więc najprzyjemniej, jak to tylko możliwe, a ja zostanę z moim chłopakiem i będę planować naszą wspólną rocznicę, o ile oczywiście wytrzymamy ze sobą dłużej niż rok.
- Ja z tobą na pewno wytrzymam - odpowiedział jej żartem Gary Oak - Pytanie tylko, czy ty ze mną wytrzymasz.
- Wytrzymałam około rok w towarzystwie Asha i mojego szurniętego brata oraz równie szurniętego Brocka, kiedy podróżowaliśmy po Hoenn, a  potem też po Strefie Walk. Dlaczego więc miałabym nie wytrzymać z tobą? Zwłaszcza, że przecież nie jesteś tak walnięty jak oni.
- Miło mi to słyszeć, moja słodka.
- Raczej dobrze wypieczona.
- Tak, to też.
Ash i ja parsknęliśmy śmiechem, Misty zaś uśmiechnęła się delikatnie widząc, jak Gary siada na krześle obok łóżka May.
- Chodźmy już. Nie przeszkadzajmy zakochanym - powiedziała panna Macroft.
- Jacy tam oni zakochani? - zażartował sobie Ash - Raczej zwariowani. Mówię wam, jak tylko stąd wyjdziemy, to zaczną się całować zachłannie i szalenie, jakby mieli zaraz wykitować i bali się, że nie zdążą na czas zaznać rozkoszy pocałunków.
- Poważnie? - parsknęłam śmiechem - Interesująca teoria. Ciekawe, czy ma oparcie w faktach. Jak sądzisz, skarbie?
- Zobaczymy. Czas pokaże, kochanie - zachichotał Ash.
- Spadaj, mądralo! - zawołał życzliwie Gary.
Detektyw z Alabastii ukłonił się jemu i jego dziewczynie, a następnie zadowolony wyszedł razem ze mną i Misty, a także Pikachu, który wskoczył mu na ramię.

***


Mój ukochany poszedł do lekarza, który obejrzał jego ręce. Powiedział, że nic poważnego mu się nie stało, ale powinien jeszcze tutaj zajrzeć, aby zmienić opatrunek w sposób fachowy.
- Zajrzyj tu jutro, jeżeli oczywiście nadal tu będziesz - powiedział - I dbaj też o siebie.
- A co z jego głową? - zapytałam.
- Niedobrze, jak zwykle zresztą - zażartowała sobie Misty.
Lekarz parsknął śmiechem, słysząc ten docinek, po czym odrzekł:
- Spokojnie. Nie jest z nią aż tak źle. Oberwał kawałkiem stropu, ale to nic groźnego, chociaż może być bolesne. Rana szybko się zagoi. Ta panna, którą ratował przypiekła się nieco mocniej niż on, ale z nią również będzie dobrze.
- Mam nadzieję. W końcu to nasza przyjaciółka. Jej zdrowie ma dla nas wielkie znaczenie - powiedziałam.
- Pika-pika-chu! - poparł moje słowa Pikachu swoim uroczym piskiem.
- Jestem tego pewien, że bardzo się o nią troszczycie - zaśmiał się do nas lekarz - Ale może być spokojni o jej zdrowie. Rany waszej przyjaciółki są może mało przyjemne, ale na pewno niegroźne dla życia.
Bardzo nas ucieszyły te słowa, następnie razem pożegnaliśmy lekarza i wyszliśmy z jego gabinetu, a następnie całego szpitala.
- To jakie macie plany na dzisiaj? - zapytała Misty, gdy byliśmy poza budynkiem.
- Będziemy spędzać bardzo miło czas - odpowiedział jej mój chłopak - Mamy z Sereną rocznicę naszego związku.
- To już cały rok odkąd chodzicie ze sobą? Nieźle - uśmiechnęła się nasza przyjaciółka - W naszych czasach to naprawdę bardzo duży rekord. A macie jakieś pomysły, jak spędzicie ten czas?
- Spokojnie, razem coś wymyślimy - odparłam - Wiesz, my nigdy nie planujemy tego, co będziemy robić podczas randek. Działamy w tej sprawie raczej spontanicznie.
- Mądre podejście - powiedziała rudowłosa.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
Nagle usłyszeliśmy jakiś dziwny dźwięk, jakby ktoś właśnie pędził po własną śmierć. Spojrzeliśmy z boku i zauważyliśmy naszą dobrą znajomą inspektor Jenny pędzącą na swoim motorze. Zajechała nam drogę, po czym zatrzymała swój pojazd, uśmiechając się przy tym radośnie.
- Jak to dobrze, że nie odeszliście zbyt daleko - powiedziała - Mam do was małą sprawę.
- Poważnie? - zapytałam - A czy to ważne?
- A w ogóle, to czy ty musisz tak pędzić? - dodała Misty - Jeszcze sobie kiedyś rozwalisz motor albo co gorsza głowę.
- Przywykłam do takiej jazdy - mruknęła policjantka - Tak czy inaczej muszę was prosić, abyś poszedł ze mną, mój ty bohaterze.
To mówiąc spojrzała ona na Asha, który zachichotał delikatnie.
- No, a w jakim celu? - spytał mój luby.
- Pika-pika-chu? - zapiszczał jego starter.
- Dowiesz się wszystkiego na komendzie. Idziesz?
- Ale wiesz... Ja mam dzisiaj rocznicę z moją dziewczyną i w ogóle...
Jenny westchnęła smutno.
- Wielka szkoda. Miałam nadzieję, że pomożesz mi w moim śledztwie. Tak dobrze mi się z tobą pracowało w sprawie Annie i Oakley, a wcześniej w tej sprawie porwanego Laprasa. Nie żebym sobie sama nie poradziła, ale zdecydowanie milej mi się pracuje z przyjacielem, do tego jeszcze bardzo utalentowanym. Ale nie ma sprawy. Nie narzucam się.
Znałam doskonale ten sposób mówienia. Miał on za zadanie wzbudzić w nas poczucie winy albo też sprawić, żebyśmy poczuli się jak kompletni egoiści. Może to jest głupie, ale właśnie takie uczucie weszło w moje serce. Jenny naprawdę umiała manipulować ludźmi. To dziwne, że nie została ona psychologiem, tylko wybrała pracę w policji, choć tak prawdę mówiąc, ten zawód również wymagał niezłych umiejętności w dziedzinie psychologii.
- Sereno... Jak uważasz? - zapytał mnie Ash - W końcu inspektor Jenny to nasza przyjaciółka. Powinniśmy jej w miarę naszych możliwości pomóc. Poza tym może nie zajmie nam to wiele czasu.
- Tak szczerze? Śmiem uważać inaczej - odparłam ironicznie - Ale w końcu to nasza przyjaciółka, a przyjaciele sobie pomagają.
W myślach zaś dodałam:
- To już pewnie po naszej randce.

***


Pani inspektor zabrała nas ze na posterunek policji, po czym rzekła:
- Słuchajcie, sprawa jest naprawdę bardzo ważna. Chodzi o ten pożar, który wybuchł wczoraj w hotelu.
- No i co z tym pożarem? - zapytała Misty - Wypadek jak wypadek, bardzo przykry, ale chyba to nie jest sprawa dla policji.
Jenny uśmiechnęła się do niej wesoło.
- No właśnie, moja droga! Początkowo wszyscy myśleliśmy, że to był tylko i wyłącznie wypadek, ale... Istnieją bardzo poważne wątpliwości, czy naprawdę tak było.
- A wolno wiedzieć, dlaczego? - spytał Ash.
- Pika-pika-chu? - zapiszczał Pikachu.
Pani inspektor pokiwała powoli głową na znak potwierdzenia.
- Owszem, wolno. Zobacz sam.
Po tych słowach nasza przyjaciółka z policji wyjęła coś z szuflady, a następnie położyła to na biurku. To był niewielki, prostokątny przedmiot w woreczku na dowody. Miał on niebieską barwę, a także dwa małe, różowe serduszka z napisem „Love you“.
- Ładna zapalniczka - powiedział detektyw - Choć raczej nie w moim guście.
- W moim też nie - wtrąciła Misty.
- Pika-pika! Pika-chu! - pisnął Pikachu.
Policjantka zachichotała, słysząc ich słowa.
- Strasznie dowcipni jesteście, wiecie o tym? No, ale przejdźmy już do rzeczy. Widzicie, ta oto zapalniczka została znaleziona w kuchni spalonego hotelu. Technicy uważają, że to ona mogła wywołać pożar.
- Chwileczkę! - zawołałam - Ktoś celowo podpalił kuchnię?
- Nie mówię, że zrobił celowo. Być może zrobił to przypadkiem, ale zawsze zrobił - odpowiedziała mi Jenny - Zszedł na dół z zapalniczką i od jej ognia zajęły się firanki w kuchni. To wystarczyło, aby wywołać pożar.
- Na zapalniczce są odciski palców? - spytał mój luby.
- Tak, ale nie wiemy jeszcze, czyje - wyjaśniła Jenny - W hotelu było tak wiele osób, że trudno ustalić, kto mógł dokonać tego czynu. Moi ludzie przesłuchują wszystkich gości i pracowników. Pobierają również ich odciski palców.
- Więc w czym potrzebna ci jest nasza pomoc? - zapytałam.
- Chcę wiedzieć, kto kupił tę zapalniczkę - powiedziała policjantka - Nie mam wielu ludzi, a wszyscy są obecnie zajęci przesłuchiwaniem gości i pracowników hotelu. Muszę mieć jak najwięcej informacji w tej sprawie.
Ash wziął woreczek na dowody i przyjrzał się uważnie zapalniczce znajdującej się w niej. Obejrzał ją dokładnie, po czym rzekł:
- Hmm... Chyba widzę nazwę firmy bądź sklepu. „Spencer i syn“.
Spojrzeliśmy z Misty uważnie na dowód rzeczowy.
- Masz rację! - zawołałam - Rzeczywiście, jest taki napis.
- Chyba widziałam taki sklep w Alabastii - wtrąciła rudowłosa.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
- Na pewno go widziałaś - uśmiechnął się nasz dzielny detektyw - To sklep z różnymi drobiazgami.
- Zapalniczka wygląda na nową - powiedziała Jenny - Jeżeli tak jest, to oznacza, że dopiero niedawno ją kupiono. A skoro tak, to trzeba, aby ktoś nam dostarczył danych na ten temat. Nie mam kogo posłać do Alabastii, bo jak powiedziałam, wszyscy moi ludzie są zajęci.
Ash uśmiechnął się do niej wesoło.
- Możesz liczyć na moje wsparcie. Zdobędę dla ciebie te dane.
- Jasne... To już po naszej randce - jęknęłam smutno.

***


Rozumiałam doskonale, że mój ukochany chce pomóc inspektor Jenny w śledztwie, jednak naprawdę też mnie denerwowało, dlaczego on właśnie teraz musi się w coś ważnego angażować, kiedy powinien spędzać czas ze mną sam na sam. Wiem, nie powinnam być egoistką, ale przecież w takich sprawach jak miłość trudno być zawsze i wyłącznie altruistą, dlatego mam wielką nadzieję, że ci, co czytają moje pamiętniki nie mają mi za złe tego, co właśnie piszę. Tak czy inaczej naprawdę w życiu bywają takie sytuacje, kiedy skupiasz się tylko i wyłącznie na swojej osobie, a problemy innych tracą dla ciebie jakiekolwiek znaczenie. To była jedna z takich sytuacji.
Tymczasem poszliśmy razem do Centrum Pokemon i stanęliśmy przed najbliższym aparatem telefonicznym.
- Szkoda... Moglibyśmy teraz sobie spokojnie iść na randkę, a zamiast tego prowadzimy znowu śledztwo - powiedziałam głośno.
Ash zmierzył mnie ponurym wzrokiem, który odebrał mi wszelką chęć na marudzenie.
- Ależ spokojnie, Sereno. Mamy tylko zdobyć kilka danych dla naszej pani inspektor. Zrobimy to i możemy zająć się sobą - rzekł.
- Tak... Już ja to widzę - mruknęłam ironicznie.
Mój ukochany wziął do ręki słuchawkę i wybrał numer restauracji „U Delii“. Chwilę później na ekranie ukazała się Latias, która od razu szeroko się uśmiechnęła na nasz widok.
- Cześć! Możesz zawołać moją siostrę? - powiedział do niej Ash.
Pokemonka w ciele ludzkiej dziewczyny pokiwała wesoło głową, po czym pobiegła szybko po wyżej wspomnianą osobę.
- Ona raczej nie powinna odbierać telefonów - zauważyłam - Przecież jest niemową. Jak ona chce zawiadomić kogokolwiek o czymkolwiek? Nie każdy w końcu zna język migowy.
- Spokojnie, Sereno. Moja kochana siostra na pewno zrozumie, o co jej chodzi. W każdym razie mam taką nadzieję.
Na całe szczęście jego nadzieje nie okazały się być wcale płonne, gdyż chwilę potem na ekranie telefonu zauważyli dobrze nam znaną twarz panny Seroni w stroju kelnerki.
- Ash! Serena! Misty! Czemu dzwonicie? Czy coś się stało? - zapytała - Ach, no tak! Chodzi o ten pożar, prawda?
- Pożar? A skąd ty o nim wiesz? - jęknęłam zdumiona.
- Violet Macroft do nas dzwoniła i powiedziała Maxowi, że jego siostra została ranna w pożarze i że ty ją ocaliłeś. Jesteśmy z ciebie bardzo dumni, braciszku.
Mój luby zachichotał delikatnie, lekko zakłopotany tym pochlebstwem.
- Tak, wiem... Jestem prawdziwym bohaterem, Dawn. A tak naprawdę po prostu zrobiłem to, co było trzeba zrobić. Ale do rzeczy. Bardzo potrzeba mi kilku danych i chodzi o to, że tylko ty możesz je dla mnie zdobyć.
- Nie ma sprawy. Zrobię, co będę mogła. Tylko powiedz, o co chodzi.
- Musisz odwiedzić sklepik „Spencer i syn“ i dowiedzieć się, kto tam kupił pewną zapalniczkę.
Następnie Ash dokładnie opisał siostrze, jak ów przedmiot wygląda. Dziewczyna wysłuchała go, uśmiechnęła się wesoło i zawołała:
- Luzik, braciszku! Załatwię to najszybciej, jak się tylko da! Pójdę tam zaraz z Clemontem, o ile oczywiście nie ma on innych spraw do załatwienia.
Ostatnio ci nasi chłopcy mają ciągle coś do załatwienia, rzekłam do siebie w duchu. Poczułam wówczas, że znowu zbiera się we mnie żal i złość na Asha, iż ciągle nie ma on czasu na naszą randkę, tylko znowu walczy o to, aby tego zła mniej było na świecie. Nie mówię, że to źle, ale przecież dzisiaj miała być nasza rocznica, a tymczasem on znowu zajmuje się jakimiś swoimi sprawami, nie zaś tym, czym powinien, czyli nami.
- Dobrze, to jak już będę coś wiedziała, to przekażę wam przez telefon te dane, a na razie do zobaczenia.
Po tych słowach rozłączyła się, a my popatrzyliśmy na siebie uważnie.
- To co teraz robimy, skarbie? - zapytałam mego chłopaka - Chyba już zrobiliśmy, co powinniśmy zrobić. Posłaliśmy swoich ludzi po wiadomości, a teraz nie mamy chyba nic do roboty.
- Możliwe... Więc w sumie możemy już iść na randkę - rzekł do mnie Ash - Tylko, że naprawdę nie wiem, czy naprawdę już zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy.


- Hej, ferajna!
Oboje spojrzeliśmy szybko w kierunku, z którego dobiegł nas ten głos. Należał on do Maxa Hamerona, uśmiechającego się do nas wesoło i idącego w naszą stronę.
- Max! - zawołałam - Co ty tu robisz?
- Jak ty tutaj przybyłeś? - dodała Misty.
- Podobnie jak nasi drodzy detektywi - zachichotał nasz haker - Za pomocą maszyny profesora Oaka.
- No tak... Po co pytałem - zaśmiał się mój ukochany.
- Pika-pika! Pika-chu! - pisnął Pikachu.
Chłopak podszedł do nas z wesołym uśmiechem na twarzy.
- Czemu przybyłeś? - zapytałam.
- Żeby odwiedzić moją kochaną siostrę - wyjaśnił nam młody Hameron - Podobno leży tutaj w szpitalu. Chętnie ją odwiedzę. Ale wiecie... Nie znam zbyt dobrze tej okolicy. Możecie mnie zaprowadzić?
- Jasne - powiedział detektyw z Alabastii - Ale najpierw ty musisz nam pomóc zdobyć kilka danych.
- Niby jakich? - zapytałam zdumiona i jednocześnie bardzo załamana - Przecież już posłaliśmy kogoś, aby zdobył dla nas wiadomości.
- Owszem, ale coś mi przyszło do głowy - wyjaśnił mi Sherlock Ash - Chodzi o właściciela tego hotelu. Jak on się nazywa?
- Arthur Penjamin - przypomniała mu Misty - A co? Masz wobec niego jakieś podejrzenia?
Widząc jego jakże wymowną minę, zawołała:
- No nie! Ash, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że to on stoi za tym pożarem?
- Ale po co miałby podpalać własny hotel? - zapytałam.
- Ubezpieczenie, kochanie. Jeżeli budynek, który zbudował był wysoko ubezpieczony, to równie dobrze on mógł go spalić, aby potem móc dostać za niego odszkodowanie.
- To nieco naciągane, ale warte sprawdzenia - stwierdziłam.
Max uśmiechnął się do nas radośnie.
- Nie musisz mi więcej tłumaczyć. Już wiem, o co ci chodzi. Zaraz zdobędę dla ciebie te dane.
Usiedliśmy sobie razem przy jednym z komputerów, po czym nasz drogi haker rozpoczął poszukiwanie danych. Ponieważ był wręcz geniuszem w tym, co robił, to nie zajęło mu to zbyt wiele czasu.
- Miałeś rację, stary! - zawołał po chwili młody Hameron - Penjamin ubezpieczył swój hotel, którego budowę ukończył tydzień temu, na bardzo wysoką sumę.
- A o jakiej to konkretnie sumie mówimy? - zapytałam, po czym nagle przybrałam dowcipny ton - Czy to tylko herezja, czy wręcz bluźnierstwo?
- Prawdziwe bluźnierstwo - odpowiedział mi Max, szczerząc przy tym zabawnie swoje zęby - Mówię ci, ubezpieczył tę swoją budę na dokładnie pięćset tysięcy dolarów.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu zaszokowany równie mocno, co my wszyscy.
Jego szok był tak wielki, że o mało nie zleciał z ramienia Asha.
- Fiu-fiu! - zagwizdała Misty - Nieźle. Naprawdę nieźle.
- A więc, gdyby hotel poszedł z dymem, to wtedy z łatwością Penjamin mógłby zgarnąć pieniądze z odszkodowania - dodałam - Ciekawe tylko, czy inspektor Jenny już o tym wie?
- Może i wie, ale lepiej będzie ją o tym powiadomić - rzekł Sherlock Ash.
- Bałam się, że to powiesz - jęknęłam.

***


Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Dawn:
Powiedziałem szybko pani Ketchum o tym, o co poprosił mnie mój brat. Ta zaś, gdy tylko o tym usłyszała, odpowiedziała mi:
- Rozumiem cię, kochanie. Masz moje pozwolenie, żeby się wybrać po wiadomości dla Asha. Tylko, proszę... Uważaj na siebie.
- Będę uważać, proszę pani.
Następnie poszłam po mojego chłopaka, mówiąc mu na szybko, o co chodzi i oboje wzięliśmy sobie wolne z pracy, aby zaraz potem zajrzeć do sklepu „Spencer i syn“. Jego właścicielem był niejaki pan Roger Spencer, wysoki i bardzo chudy mężczyzna o siwych włosach oraz szarych oczach. Nie wyglądał mi on na kogoś silnego, raczej na faceta, którego byle powiew wiatru może porwać ze sobą.
- Witajcie! - powiedział przyjaźnie - Co was do mnie sprowadza?
- Dzień dobry, panie Spencer - odpowiedział mu Clemont - Chodzi o pewien drobiazg.
- Musimy pomóc Sherlockowi Ashowi - dodałam - To, jak zapewne pan wie, jest...
- Ależ wiem, kim on jest, moja śliczna - zaśmiał się mężczyzna - Wiem również, że oboje jesteśmy jego wiernymi przyjaciółmi. Z największą więc przyjemnością pomogę wam. Tylko jak mam to zrobić?
- Potrzeba nam danych w pewnej sprawie - odparłam - Chodzi o pewną zapalniczkę.
Dokładniej mu ją opisałam w taki sam sposób, jak Ash opisał ją mnie. Mężczyzna wysłuchał nas uważnie, po czym zawołał:
- Kochani! Naprawdę przyszliście do właściwej osoby - Tak się składa, że doskonale wiem, kto nabył ten przedmiot.
- Naprawdę? - zapytał Clemont - Pamięta pan wszystkich ludzi, którzy coś u pana kupują?
- Nie, mój młody człowieku, ale tak się akurat składa, że ta zapalniczka to było specjalne zamówienie. Dlatego je zapamiętałem.
Spojrzałam na niego bardzo zaintrygowana. Ta sprawa coraz bardziej nas intrygowała.
- Czy może więc pan sprawdzić, kto zamówił i kupił tę zapalniczkę? - zapytałam.
Właściciel sklepu zadowolony wyjął jakąś książkę, po czym zaczął ją bardzo uważnie przeglądać.
- Dobrze to pamiętam. Zamówienie złożone tak półtora miesiąca temu. Osoba, która złożyła zamówienie bardzo chciała, aby zapalniczka wyglądała właśnie tak, a nie inaczej.
- Czy ta osoba uzasadniła to w jakiś sposób? - zapytał Clemont.
- Tak. Ta babka powiedziała, że chce podarować prezent swojej córce. Podobno jej śp. małżonek i ojciec jej pociechy też taką miał, ale ta ją gdzieś zgubiła jakoś tak rok temu.
- Babka? - zdziwiłam się - Więc to była kobieta?
- A tak. Sarah Bergson - odpowiedział mi sprzedawca, patrząc uważnie w książkę - Ta zapaliczka miała być prezentem dla jej córki Nancy.
- Interesujące - powiedział mój chłopak - Bardzo interesujące. A więc pani Bergson kupiła tę zapalniczkę?
- Tak. Dla swojej córki, o ile oczywiście powiedziała mi prawdę - rzekł mężczyzna i odłożył książkę - Mam nadzieję, że coś wam pomogłem.
- Zdecydowanie pan nam pomógł - powiedziałam - Mam nadzieję, że mojemu bratu się to na coś przyda.
- Ja również mam taką nadzieję - dodał Clemont.
Chwilę potem wyszliśmy ze sklepu, aby powiadomić mojego brata o tym, jakiego to odkrycia dokonaliśmy.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
Misty odprowadziła Maxa do szpitala, w którym to leżała jego starsza siostra, z kolei ja, Ash i Pikachu poszliśmy razem na posterunek policji, aby porozmawiać z inspektor Jenny. Funkcjonariuszka rzecz jasna wysłuchała naszych rewelacji, które wywołały w niej ogromne zainteresowanie.
- Brzmi naprawdę bardzo interesująco - powiedziała - No cóż, oboje jesteście bardzo pomysłowi i skuteczni w działaniach. Dobrze wiedziałam, co robię, kiedy poprosiłam was o pomoc. Choć co do tego ubezpieczenia pana Penjamina, to wiedziałam o nim, bo byłam wieczorem na przyjęciu z okazji otwarcia tego hotelu i rozmawiałam z nim.
Ash uderzył się dłonią o kolano.
- To w takim razie nie on! - zawołał.
- A niby czemu? - zapytałam zdumiona.
- Gdyby był winny, to na pewno by nie powiedział inspektor Jenny o tym, że ubezpieczył swój hotel na wysoką sumę - wyjaśnił mój ukochany - Wiedziałby, że po pożarze takie coś by go przed nią zdemaskowało.
- Racja... To słaby punkt - pokiwałam załamana głową - Ale warto by się temu przyjrzeć. A co do zapalniczki, to nasi specjaliści sprawdzają już odciski palców wszystkich osób, które były w tym hotelu wczoraj w nocy. Niestety jest ich cała masa, więc to zajmie nam sporo czasu.
- Być może mniej niż myślisz - zaśmiał się lekko Ash - Poprosiłem już moją siostrę, żeby sprawdziła, kto zakupił tę zapalniczkę. Być może dowie się ona czegoś bardzo interesującego.
- Mam nadzieję, bo inaczej ta sprawa się może przeciągnąć, a sprawca przez ten czas zniszczy dowody swej winy - jęknęła policjantka.
- Zobaczymy, jak to będzie - powiedział detektyw z Alabastii - Tylko musimy poczekać na dane od mojej siostry. Ano właśnie! Powinniśmy już wrócić do Centrum Pokemon! Musimy tam czekać na telefon od Dawn, bo inaczej przegapimy dane.
- Czy to oznacza, że nie idziemy jednak na naszą randkę? - zapytałam załamana.
Ash popatrzył na mnie uważnie.
- Sereno, jak możesz mnie o to pytać?! Przecież ta sprawa jest dla nas naprawdę ważna.
- Pika-pika-chu! - poparł go Pikachu.
- Dla nas?! - zawołałam - Chyba dla ciebie, bo dla mnie na pewno nie! Mieliśmy ten dzień spędzić razem tylko we dwoje, a ty co?! Zawiodłeś mnie i znowu zacząłeś się bawić w detektywa!
Mój chłopak powoli wstał z krzesła, patrząc na mnie ze złością.
- Ja się bawię? - zapytał - Przecież wiesz doskonale, że to...
- Tak, wiem! Twoja życiowa misja! Mówiłeś o tym już wiele razy! Ja to rozumiem i doceniam, ale przecież ten dzień jest dla nas wyjątkowy i co?! Ty to niszczysz! Nie rozumiem, jak możesz tak robić!
- A ja nie rozumiem, jak możesz mówić takie rzeczy! Wiesz doskonale, że zależy mi na naszej rocznicy tak samo, jak tobie, ale przecież musimy zakończyć tę sprawę! Przecież nie zostawimy Jenny z tym wszystkim samą! Nie po tym, jak nas poprosiła o pomoc.
- Ciebie prosiła! Mnie do tego nie mieszaj!
- Przecież możemy przełożyć naszą rocznicę na jutro.
- Wczoraj mówiłeś to samo! Ash, mam tego dość! Skoro zagadka jest dla ciebie ważniejsza ode mnie, to spędzaj sobie ten czas beze mnie! Ja już nie wyrabiam!
Następnie załamana wybiegłam z posterunku, płacząc zrozpaczona i ukrywając swą twarz w dłoniach. Wiedziałam doskonale, że powinnam być teraz z moim chłopakiem i go wspierać, jednak mimo wszystko czułam się zawiedziona jego postawą. To był przecież jeden jedyny dzień w roku, tak wyjątkowy i tak ważny dla mnie, a ponoć także i dla niego. Ponoć, bo teraz już nie miałam pojęcia, czy naprawdę ten piękny dzień miał jakiekolwiek znaczenie dla niego. A jeśli tak, to pewnie i nasz związek nic dla niego nie znaczył, chociaż może takie myśli są zbyt daleko posuniętym wnioskiem, ale co miałam czuć w tej okropne dla mnie chwili?
Z takimi oto myślami biegłam przed siebie poza miasto. Tam usiadłam na łące i zaczęłam płakać.
- Niech sobie rozwiązuję te swoją zagadkę, głupek jeden! - warknęłam - Skoro nasza rocznica nic dla niego nie znaczy!
Nagle usłyszałam za sobą jakieś kroki. Ktoś powoli do mnie się zbliżał.
- Jeśli masz zamiar mnie przeprosić, Ash, to sobie daruj! - zawołałam - Lepiej kontynuuj to swoje głupie śledztwo! Tylko na tym ci przecież zależy.
- Doprawdy? - zapytał jakiś ochrypły głos.
To nie był głos Asha. To nie był głos nikogo, kogo znałam. Przerażona odwróciłam się za siebie i zauważyłam jakieś młodego mężczyznę ubranego na czarno. Jego twarz zasłaniała kominiarka.
- Czego chcesz? - zapytałam.
- Ja nic, ale ktoś bardzo chce sobie z panią porozmawiać, panno Evans - rzekł tajemniczy osobnik.
Następnie wyjął on coś, co przypominało farbę w sprayu i psiknął mi tym w oczy. Poczułam wówczas, jak ogarnia mnie senność, nad którą nie byłam w stanie zapanować, a następnie straciłam przytomność.


C.D.N.




1 komentarz:

  1. Serenę i Asha ze snu po... czymś co ze snem za wiele wspólnego nie miało budzi ich Pikachu. Jest bardzo zdenerwowany i początkowo Ash nie może go zrozumieć. Jednak po chwili stworek się uspokaja i nasza para dowiaduje się, że w hotelu, w którym poprzedniego dnia May organizowała przyjęcie, wybuchł pożar i dziewczyna prawdopodobnie w nim nocowała. Ash i Serena natychmiast pędzą na ratunek dziewczynie. Chłopak z narażeniem życia wbiega do płonącego hotelu ze swoim wodnym pokemonem, Totodilem, i wynosi z niego ranną May, do której od razu dopada przybyły wcześniej Gary Oak, chłopak panny Hameron. Dziewczyna natychmiast zostaje przewieziona do szpitala. Ash również, gdyż podczas ratowania przyjaciółki odniósł niegroźne poparzenia i doznał równie niegroźnej rany głowy.
    Następnego dnia Misty, Serena i Gary odwiedzają naszych rannych w szpitalu. Ash może już opuścić placówkę, May musi w niej jeszcze zostać.
    W drodze powrotnej naszą parę spacerującą wraz z Misty zaczepia oficer Jenny, która prosi Asha o pomoc w śledztwie w sprawie prawdopodobnego podpalenia hotelu. Chłopak jest początkowo niechętny, gdyż ma rocznicę związku z Sereną i chciałby ją spędzić tylko z nią, jednak po namowach kobiety (i lekkim graniu na emocjach albo litości mam wrażenie) zgadza się na pomoc w śledztwie. Początkowo ma tylko odnaleźć właściciela sklepu "Spencer i syn", w którym została kupiona zapalniczka, z której ktoś podpalił hotel. Chłopak zleca to zadanie Dawn, która dociera do sprzedawcy, a przy jego pomocy ustala nazwisko nabywczyni zapalniczki - Sarah Bergson, która prawdopodobnie kupiła przedmiot dla swojej córki Nancy.
    W tym samym czasie na zlecenie Asha przybyły do Azurii Max ustala, że właściciel hotelu ubezpieczył swój biznes na niemałą sumkę 500 000 tysięcy dolarów. Istniało więc prawdopodobieństwo, że to on mógł podpalić budynek by wyłudzić odszkodowanie. Ten zarzut rozwiewa jednak oficer Jenny, która rozmawiała z biznesmenem i wiedziała doskonale o tak wysokim ubezpieczeniu budynku.
    Po rozmowie z oficer Jenny nasza para decyduje się szybko wracać do Centrum Pokemon, gdyż tam właśnie może dzwonić Dawn z informacjami. Serena cały czas ma w głowie rocznicową randkę z Ashem i jest wyraźnie rozgoryczona faktem, że z powodu śledztwa, którego podjął się Ash, do randki nie dojdzie, mimo iż chłopak chce ją przełożyć na kolejny dzień. Dziewczyna kłóci się ze swoim ukochanym i zapłakana wybiega z posterunku, po wyjściu z którego ktoś ją zagaduje i usypia chloroformem...
    Jak dla mnie nieco karygodne zachowanie Serenki. Naprawdę, randka to nie jest coś, czego nie można przełożyć. Ja rozumiem, rocznica i te sprawy, wyjątkowy dzień, ale do jasnej ciasnej dziewczyna nie pomyślała, że to może być wyjątkowy sposób na spędzenie takowej rocznicy? Taka oryginalna randka podczas ratowania świata? Jak widać dziewczyna ma dość płaskie wyobrażenia na temat spędzania rocznic ze swoim ukochanym.
    Mimo wkurzającej mnie na każdym kroku Sereny opowiadanie jest super. Jestem ciekawa, co będzie dalej i mam nadzieję, że Serena jednak w końcu zrozumie, że świat nie kręci się tylko wokół jej rocznicowej randki z Ashem. :)
    Ogólna ocena: 100000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...