czwartek, 4 stycznia 2018

Przygoda 065 cz. III

Przygoda LXV

Konkurs piękności cz. III


Następnego dnia rano zadzwonił telefon. Byłam wtedy w kuchni wraz z Latias i szykowałam nam wszystkim śniadanie. Moja przyjaciółka już chciała odebrać, ale powiedziałam:
- Poczekaj, ja to zrobię.
Ta uśmiechnęła się do mnie i pozwoliła mi na to. Poszłam więc do aparatu telefonicznego, po czym wziąłem słuchawkę do ręki. Na ekranie zobaczyłam wówczas postać Alexy.
- Cześć, Sereno - przywitała mnie moja przyjaciółka - Macie z Ashem chwilkę?
- Dla przyjaciół zawsze - odpowiedziałam jej - A o co chodzi?
- Rene prosi, abyście przyszli w południe do jego salonu.
- To on już wyszedł ze szpitala?
- Tak, wypisał się na własne życzenie. Zresztą jakoś mu się nie dziwię. Ktoś mu przysłał anonim i to do sali, w której leżał.
- Co takiego?! No nie! Ktoś ma tupet!
Alexa pokiwała smętnie głową, widząc moją reakcję.
- Zareagowałam na to tak samo, jak ty. Też jestem wściekła, możesz mi wierzyć. Rene to jest naprawdę fajny facet, a takie coś go spotyka. I to za co? Wielka szkoda, że złe rzeczy przytrafiają się tylko dobrym ludziom.
- Nie tylko, ale najczęściej właśnie im.
- A to prawda. Tak czy inaczej Ash powinien o tym wiedzieć.
- O tych anonimach, które dostał w szpitalu? Powiem mu.
- Dzięki. Widzimy się potem.
- Oczywiście.
Rozmowa została zakończona, a ja odłożyłam słuchawkę na widełki.
- Jeśli będzie jakieś „potem“ - dodałam sama do siebie - Ostatnio mam coraz większe ku temu wątpliwości.
Gdy Ash zszedł na dół już ubrany, to przekazałam mu wiadomość od Alexy. Ten bardzo się tym przejął.
- A więc dostał kolejny anonim? - zapytał mój luby - To oznacza, że ten tajemniczy autor tych uroczych liścików go obserwuje. Wobec tego tym kimś ktoś z jego otoczenia. Tylko kto?
- Pika-pika! - zgodził się z przedmówcą Pikachu.
- Stawiam na tego całego Adama - stwierdziłam - Jest w nim coś, co mnie niepokoi.
- Co takiego? - spytał Ash.
- Nie wiem, nie umiem tego wyjaśnić. Po prostu to czuję. On ma w sobie coś naprawdę groźnego. Poza tym to jego zachowanie...
Nie zdążyłam jednak dokończyć, ponieważ przerwali mi Pikachu oraz Jolteon, którzy zapiszczeli groźnie i podbiegli do okna.
- Co się dzieje? - zapytałam zaniepokojona.
- Chyba kogoś zauważyli - powiedział detektyw z Alabastii.
Następnie zeskoczył z krzesła i podbiegł szybko do miejsca, gdzie byli nasi pokemoni przyjaciele. Następnie wyjrzał przez okno.
- Widzisz tam coś? - spytałam.
- Przez moment mi się tak wydawało, ale teraz już nie.
- Co tam zobaczyłeś? A może raczej „kogo“ zobaczyłeś?
- Chyba... To był Meowstic.
- Meowstic?!
- Wiesz, mogę się mylić, widziałem go tylko przez chwilę. Chociaż...
- Chociaż co?
- Nie wydaje ci się to wszystko dziwne, Sereno? Wczoraj ten atak na twojego Panchama, a dzisiaj...
- A dzisiaj widziałeś Meowstica - dokończyłam za mego chłopaka - To przecież Pokemon typu psychicznego. Miette ma takiego. Czyżby chciała sabotować mój udział w Konkursie?
Ash zacisnął pięść ze złości, po czym założył sobie na głowę czapkę z daszkiem, wołając:
- Sprawdzimy to! Idziemy do Centrum Pokemon!
- Pika-pika-chu! - zapiszczał bojowo jego starter.

***


Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy i po śniadaniu poszliśmy razem w stronę naszego celu. Traf chciał, że spotkaliśmy po drodze Misty. Miała ona pod pachą jakąś paczkę.
- Hej, a wy gdzie idziecie? - zapytała wesoło - I czemu idzie z wami jakiś obcy Pokemon?
- Idziemy do Centrum Pokemon - odpowiedziałam - Mamy tam sobie do pogadania z pewną damulką. No, a ten Jolteon jest chwilowo pod moją opieką.
- Będzie występował razem z jej Braixenem - dodał mój luby.
- Aha... Już rozumiem. Na pewno wypadniecie doskonale, jestem tego pewna. A propos... Czy masz już jakąś kreację? Ja dziś rano kupiłam sobie super kieckę! Ostatnią, jaka była w sklepie.
- Zakładam, że nie była tania - zażartował sobie Ash.
On i Pikachu zachichotali, zaś Misty zmierzyła ich groźnie wzrokiem.
- Nikt nie mówił, że zwycięstwo jest tanie, mądralo! Czasami trzeba w nie zainwestować i to porządnie!
- Ciekawe, czy Miette myśli tak samo? - zapytałam - Chociaż, jak ją znam, to pewnie tak.
Rudowłosa prychnęła z pogardą.
- Proszę cię! Oczywiście, że ona dba o swój wygląd i wcale się jej nie dziwię. Musi o nią dbać, bo to jest jej jedyny atut.
Nagle zauważyliśmy, jak w naszą stronę zmierza wyżej wspomniana osoba. Tuż za nią szedł Brock, dźwigając jakiś pakunek.
- Cześć! O czym wy tak sobie rozmawiacie?! - zapytała Miette tonem niewiniątka.
- Oczywiście o tobie - odpowiedziałam jej złośliwie.
- Poważnie? No proszę... Nie wiedziałam, że taki ze mnie wdzięczny temat do rozmów - zachichotała dziewczyna.
- Człowiek całe życie się uczy - mruknęła Misty - A ty co, Brock? Robisz za tragarza tej żałosnej paniusi?
- No cóż... Ona przynajmniej docenia moje starania - odpowiedział na to zapytany - Ty przecież nie chciałaś, abym nosił twoje zakupy.
- Dla twojego własnego dobra - powiedziała rudowłosa - Jak widzę panna już jest w twoim typie. Pozazdrościć ci gustu.
Miette spojrzała na Misty spode łba i spytała ze złością:
- Ej! Co to niby miało znaczyć?
- Domyśl się! - warknęła rudowłosa.
Obie dziewczyny spojrzały na siebie tak groźnie, jakby miały zaraz sobie skoczyć do gardeł. Całe szczęście, że Brock szybko odłożył pakunek swojej koleżanki na chodnik i rozdzielił te pannice, bo inaczej doszło by do krwawej jatki.
- Spokojnie, dziewczyny - powiedział - Nie ma powodu do kłótni.
- Masz rację - mruknęła Misty - Szkoda moich nerwów.
- Moich też - dodała Miette - Wiesz co, Brock? Nie mówiłeś mi, że ta twoja dziewczyna jest taka nerwowa.
- Ja nie jestem... - panna Macroft już chciała zawołać, iż wcale nie jest dziewczyną Brocka, jednak z jakieś powodu tego nie zrobiła i zachowała milczenie. Oczywiście nie uszło to mojej uwadze.
Ash tymczasem wykorzystał tę krótką sytuację względnego spokoju, aby przemówić.
- Słuchaj, Miette. Mam do ciebie takie mało pytanko. Gdzie ty byłaś wczoraj wieczorem?
Panna z Kalos spojrzała na niego zdumiona tym pytaniem.
- A po co ci to wiedzieć?
- Odpowiadaj, jak cię grzecznie pytają! - warknęła na nią Misty.
Zapytana westchnęła głęboko, panując nad złością, po czym raczyła udzielić nam odpowiedzi na to pytanie.
- Byłam w Centrum Pokemon cały wieczór. Przygotowywałam swój program.
- I my mamy w to uwierzyć? - zapytałam z kpiną w głosie.
- Wierzcie sobie, w co chcecie. Ja mówię prawdę - burknęła w moją stronę Miette.
- Dlaczego nie wierzycie w moje słowa?! Dlaczego wy wszyscy mnie nie lubicie?!
Z kpiną zaczęłam liczyć na palcach powody mego zachowania.
- Niech pomyślę... Od pierwszej chwili, gdy mnie spotkałaś, robiłaś mi na złość, kpiłaś z moich wypieków, przystawiałaś się do Asha, o mały włos nie rozbiłaś mojego związku z nim, a teraz jeszcze celowo prowokujesz Misty i wykorzystujesz Brocka jako swojego osobistego tragarza i jednym słowem, jesteś po prostu wredna. Można się zatem po tobie wszystkiego spodziewać. Czy to mało powodów, aby cię nie cierpieć?
Miette zrobiła smutną minę, gdy wysłuchała całej litanii oskarżeń pod swoim adresem.
- Wszystko to, co mówisz, jest prawdą, ale nie powinniście brać tego wszystkiego tak na poważnie. To przecież tylko żarty, nic więcej. Chciałam się tylko podroczyć z Misty.
- No właśnie - poparł ją Brock, patrząc na rudowłosą - Ja też miałem taki zamiar za to, że mi wiecznie dokuczasz i z jakiegoś powodu ostatnio unikasz mojego towarzystwa. Pomyślałem więc sobie, że przyda ci się mała nauczka.
Panna Macroft spojrzała na niego gniewnie.
- Że co?! Mała nauczka?!
- No tak. Za te twoje wieczne docinki pod moim adresem. Nie są one przyjemne. Pomyślałem więc sobie, że ci nieco dokuczę pomagając Miette wybrać jakąś ładną kreację na Konkurs.
- Że słucham?! Chciałeś mi dokuczyć pomagając mojej rywalce?! Ty... Ty... Ty głupku jeden! Nie chcę cię już więcej widzieć na oczy! Tej twojej laluni także! Oboje jesteście siebie warci!
Brock poczuł, że przesadził w swojej chęci dokuczenia przyjaciółce, gdyż zaraz stracił rezon i zaczął ją przepraszać.
- Misty! Przecież ja tylko jej pomagałem wybrać suknię.
- Daj mi spokój!
Rudowłosa wrzeszcząc na Brocka niechcący upuściła swoją paczkę. Ta zaś upadła na ziemię i wyrzuciła z siebie całą zawartość, którą to była piękna, zielona sukienka. Wpadła ona w kałużę przy chodniku, na którym to właśnie staliśmy. Misty na ten widok krzyknęła przerażona.
- No i coś ty narobił, co?! - krzyknęła w kierunku szefa kuchni naszej restauracji.
- Że niby ja?! - zdziwił się oskarżony - To ty upuściłaś kieckę w błoto!
- Cała kreacja zniszczona! Wszystko przez ciebie!
- Ale to przecież nie ja...
- Zamknij się wreszcie!
Po tych słowach nasza droga przyjaciółka pozbierała swoją zniszczoną kreację z ziemi, rozpłakała się i uciekła załamana. Brock popatrzył na nas wzrokiem pełnym bólu.
- Nie wiedziałem, że tak ją zrani moje zachowanie - powiedział.
- Moim zdaniem ona robi z siebie widowisko - stwierdziła Miette.
- Zamknij się! - warknął na nią nasz przyjaciel - Co ty o niej wiesz?!
Po tych słowach odszedł z głową opuszczoną w dół.
- Chodźmy, Sereno - powiedział Ash.
Pociągnął mnie za rękę i ruszyliśmy oboje do salonu fryzjerskiego Rene. Odchodząc minęłam swoją rywalkę, mówiąc:
- A ty zapamiętaj sobie, Miette... Jeżeli będziesz próbowała grać nie fair, to osobiście wytarzam cię w smole! Masz na to moje słowo!
Następnie odeszliśmy z moim chłopakiem i jego Pikachu, zostawiając tę jędzę samą w towarzystwie jej podłego charakteru.

***


Rene ucieszył się na sam nasz widok.
- Witajcie, moi młodzi detektywi! - zawołał radośnie - Witaj, Jolteon! Tęskniłeś za mną, przyjacielu?
Nasz rekonwalescent wyglądał całkiem zdrowo, choć na jego dłoniach i policzkach nadal widniały ślady zadrapań. Należący do niego stworek radośnie skoczył na swojego trenera, przewrócił na podłogę i czule wylizał mu twarz.
- Och, przestań, ty łobuzie! Wiesz, że to łaskocze! Nie przy ludziach, no! - śmiał się wesoło fryzjer.
Pokemon posłuchał jego polecenia i usiadł na podłodze.
- Mam nadzieję, że mój podopieczny jest grzeczny i zbytnio wam nie przeszkadza - zaśmiał się Rene - Czasami za bardzo rozpiera go energia.
- Jest wspaniałym Pokemonem i świetnie go wyszkoliłeś - rzekłam z pochwałą w głosie - Wczoraj to nawet nas uratował przed atakiem kogoś, kogo tożsamości jeszcze nie znamy.
- To doskonale - ucieszył się fryzjer - A wiecie, skoro już o tym mowa, to miałbym do was prośbę, moi kochani. Czy moglibyście się nim zająć do końca tego tygodnia?
- Dlaczego? - zapytał Ash - Coś nie tak z twoim zdrowiem?
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
- Widzicie, lekarze zabronili mi ruchu, a obawiam się, że przy tym energicznym koledze pozrywam sobie szwy. Zrobicie to dla mnie?
Bez wahania wyraziliśmy na to zgodę.
- Cześć, wszystkim! - zawołała Alexa, wchodząc do salonu.
- Witam piękną panią - zaśmiał się Rene na widok dziennikarki - Twój widok raduje moje serce.
- Weź już mi już tyle nie kadź - mruknęła nasza przyjaciółka.
Oboje stali przez chwilę, patrząc sobie w oczy i nic nie mówiąc. W końcu Ash przerwał tę jakże romantyczną, choć dla nas bardzo niezręczną sytuację, zadając pytanie:
- Rene... Słyszałeś, że dostałeś kolejny anonim. Masz go przy sobie?
- Tak, mam. Ktoś podrzucił mi go do szpitala, w którym mnie badano - wyjaśnił fryzjer - Nie mam jednak pojęcia, kto mógł to zrobić.
Następnie wyjął on złożony na czworo liścik, rozłożył go i przeczytał:

Stłuczone szyby to tylko moje małe ostrzeżenie. Jeżeli chcesz uniknąć całkowitego zniszczenia swojego zakładu, to zostaw mi pięćdziesiąt tysięcy dolarów na ławce dla zakochanych o godzinie 13:00. W przeciwnym razie dołączysz do swojego tatusia w niebie.

Ash założył na dłonie gumowe rękawiczki, po czym wziął od Rene list. Następnie przez lupę obejrzał go sobie dokładnie.
- Na liście są odciski palców, ale pewnie tylko twoje. Nie zaszkodzi jednak, jeżeli policyjni grafolodzy to sobie obejrzą. A tak przy okazji, to mi powiedz, co zamierzasz zrobić z tym fantem?
- To już nie przelewki. On wyraźnie grozi mi śmiercią - odpowiedział nam fryzjer - Zapłacę temu maniakowi i niech wreszcie da mi spokój.
- A skąd weźmiesz pieniądze? - zapytałam.
- Mój ojciec zmarł rok temu i zostawił mi sporo pieniędzy. To będzie oczywiście bardzo duża suma, nawet jak dla mnie, ale wolę już zapłacić niż stracić ten zakład.
Nagle do salonu wszedł Adam. Wydawał się on być nieco czystszy niż ostatnio, choć ogolić to on się nie raczył.
- Witajcie! - zawołał wesoło na powitanie.
Kilka sekund później do młodzieńca dołączyła jakaś dziewczyna w wieku Alexy. Była ona szczupła, miała długie i kręcone włosy koloru brązu oraz oczy tej samej barwy. Musiałam przyznać, że naprawdę była śliczna.
- To jest Martha, moja dziewczyna - przedstawił nam ją Adam - A to są Ash, Serena i Alexa.
- A to mój Pikachu - dodał detektyw z Alabastii.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło jego starter.
Dziewczyna zmierzyła nas uważnie wzrokiem, po czym bąknęła ona jedynie krótkie:
- Cześć.
Nagle w kieszeni Adama coś błysnęło. Pokeball, który najwidoczniej się on tam znajdował, otworzył się i wyskoczył z niego Spearow, głośno przy tym skrzecząc. Rene bardzo ucieszył jego widok.
- Witaj, przyjacielu - powiedział, wyciągając do niego dłoń.
Ptaszysko jednak z jakiegoś powodu dziobnęło go w palec.
- Auć! - jęknął mężczyzna, zaczynając ssać zraniony palec - On chyba masz dzisiaj gorszy dzień, kolego.
Jolteon tymczasem zaczął groźnie warczeć na ptaszysko, a jego futro najeżyło się, a on sam stanął w pozycji bojowej.
- Proszę, przestań! - poprosiłam stworka - Co ty tak na niego ostatnio naskakujesz?
- Dość już tego! Spearow, powrót! - zawołał Adam, chowając swojego Pokemona do pokeballa.
Następnie popatrzył na przyjaciela, mówiąc:
- Coś jest chyba nie tak z twoim Jolteonem, drogi Rene. Od jakiegoś tygodnia ciągle warczy na Spearowa, a przecież przedtem żyli w zgodzie.
- Jakoś sam to zauważyłem, wiesz? - mruknął gniewnie jego druh.
- Cóż... Czasami nawet najlepsi przyjaciele stają się rywalami, a nawet wrogami - stwierdziła dość filozoficznym tonem Martha - Bardzo mi jest przykro z tego powodu.
Adam pokiwał smutno głową, po czym wziął on swoją dziewczynę za rękę, mówiąc:
- Chodźmy już, mamy randkę. A ty, Rene, nie daj się! Pamiętaj!
Następnie oboje wyszli, a my zostaliśmy sami.


- Więc chcesz jednak zapłacić temu szantażyście? - zapytałam.
- Nie mam innego wyjścia - rzekł fryzjer - Nie widzę innej możliwości w tym przypadku. Muszę chronić swoje życie i swój zakład. Zbudowałem go razem z ojcem, ale on dwa lata temu oddał mi go, a sam wyjechał do Kalos. Stwierdził, że tutaj nie czuje się najlepiej.
- Interesujące - rzekł mój chłopak, masując sobie palcami podbródek - Nawet bardzo interesujące. Możliwe, że to właśnie w tym tkwi tajemnica tożsamości szantażysty.
- Sądzisz, że mój ojciec mógł się komuś tu narazić?
- Istnieje taka możliwość. Ale wszystkiego dowiem się później. Muszę sprawdzić pewne dane.
Popatrzyłam na niego uważnie, mówiąc:
- Czuję, że masz już jakieś podejrzenia, prawda?
- Owszem, ale nie mogę jeszcze powiedzieć ich na głos.
- Dlaczego?
- Dlatego, że nie mam na nie żadnych dowodów. To, co ja uważam, to tylko moje domysły i wcale nie muszą być one zgodne z prawdą. Wolę ich nie mówić na głos, póki nie będę ich całkowicie pewien.
- Pika-pika-chu! - zgodził się ze swoim trenerem Pikachu.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę z naszym nowym przyjacielem. Oczywiście nie omieszkałam mu opowiedzieć o moich planach w związku z konkursem piękności. Rene bardzo pochwalił pomysł, abym skorzystała z pomocy jego Jolteona.
- To jest bardzo dobry pomysł. Jestem pewien, że mój wierny kompan bardzo ci pomoże. A teraz poważniejsza sprawa. Muszę tylko wyciągnąć pieniądze z banku i potem zostawić je w parku. Może dzięki temu ten cały szantażysta da mi spokój.
- Da albo też i nie da - mruknęłam - Jakoś wcale nie wierzę w to, żeby zapłacenie szantażyście było dobrym rozwiązaniem.
- A ja myślę, że to dobry pomysł - powiedział Ash tajemniczym tonem.
Wszyscy spojrzeliśmy na niego zdumieni.
- Ash, czy ty naprawdę sugerujesz nam, że powinniśmy zapłacić temu maniakowi? - zapytała lekko oburzonym tonem Alexa.
Jej Helioptaile oraz nasz Pikachu wydali z siebie piski zdumienia, gdy to usłyszeli.
- Tak, ale po swojemu - rzekł detektyw z Alabastii - Mam pewien mały pomysł w tym zakresie.

***


Poszliśmy do Clemonta, który to dysponował wciąż kilkoma wersjami miniaturowego nadajnika własnego projektu. Chłopak użyczył nam jedno z tych cacek, które potem umieściliśmy w kopercie z pieniędzmi, które Rene wydobył z banku i zamierzał zapłacić nimi szantażyście. Oczywiście Ash był też za tym, aby powiadomić o wszystkim policję, ale fryzjer nie zgodził się na to. Za bardzo bał się, że tym razem jemu lub też Alexie może jego tajemniczy przeciwnik coś zrobić. Wolał więc nie ryzykować. Detektyw z Alabastii był załamany, słysząc jego decyzję. Rozłożył więc ręce na znak bezradności, po czym nie poruszał więcej tego tematu.
Po tym wszystkim poszliśmy do parku. Nie mówiliśmy nic, gdy tam szliśmy. Każde z nas na pewno zastanawiało się, co też może mieć miejsce, jeżeli szantażysta otrzyma pieniądze. Prócz tego, choć może to egoistycznie zabrzmi, ale też układałam sobie w głowie plan swojego występu podczas Konkursu piękności. Dzięki temu mogłam się jakoś oderwać od ponurych myśli na temat prowadzonego przez nas śledztwa, jak i nie zwariować od tego wszystkiego, co nas ostatnio spotkało.
Gdy byliśmy już na miejscu, czyli w parku, to zauważyliśmy ławkę, na której to widniała kartka z napisem „Dla zakochanych“. Przesiadywały na niej zwykle zakochane pary, ale tym razem była ona pusta. W ogóle park był dzisiaj prawie pusty, nie licząc kilka par ludzi przechadzających się po nim. Ta pustka niepokoiła mnie bardzo, zresztą chyba nie tylko mnie. Ash również wygląd na przejętego.
Rene zgodnie z ustalonym przez nas planem usiadł na ławce, po czym położył na niej kopertę zawierającą w sobie okup. Ja, Ash i Alexa staliśmy w bezpiecznej odległości, obserwując bardzo uważnie zza krzaków całą tę sytuację. Byliśmy gotowi przejść do działania, gdyby zaszła taka potrzeba, a coś mi mówiło, że zajdzie.
Nasz fryzjer tymczasem poczekał chwilę, a następnie poszedł sobie jakby nigdy nic, zostawiając na ławce kopertę. Zgodnie z naszym planem wyszedł z parku i poszedł w inne miejsce, aby szantażysta miał swobodę działania, przynajmniej teoretycznie.
- Myślicie, że się zjawi? - zapytała Alexa.
- Musi - odparł Ash - Choć może wcale nie przyjdzie osobiście. Może skorzystać z pośrednika.
- Racja! Bądźmy więc czujni - dodałam.
- Pika-pi! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu, wskazując swoją łapką na ławkę „Dla zakochanych“.
Spojrzeliśmy w tę stronę zaintrygowani tym, co możemy zobaczyć. Wtedy właśnie zobaczyliśmy siedzącego na niej Fearowa, który dziobem porwał kopertę i wzbił się w górę.
- O żesz ty! Znowu ten Fearow! - zawołałam.
- Odlatuje z kopertą! Doskonale - zaśmiał się Ash - Zaprowadzi nas do swego trenera. Za mną!
Niestety, jak to często bywa, los bywa złośliwy. Zauważyliśmy, jak z koperty zawierającej pieniądze wylatuje przez dziurę mała kulka, będąca naszym nadajnikiem.
- No nie! Nadajnik wypadł! - jęknęłam.
- A ten drań odlatuje z forsą! - dodała Alexa.
- Pikachu, walnij go piorunem! - krzyknął detektyw.
Pokemon szybko wykonał polecenie, ale ptaszysko było za daleko i z łatwością uniknęło ciosu.
- Szlag! Jest za wysoko! - zezłościła się Alexa.
Na całe szczęście nie straciłam w tej sytuacji głowy.
- Jolteon! Zaatakuj go! - krzyknęłam - Szpilopocisk!
Mój tymczasowy pupil szybko wykonał to polecenie, po czym nie wykonał mojego polecenia, a jedynie ogłuszył Fearowa ultradźwiękami, a następnie wskoczył na jego grzbiet, zmuszając w ten sposób do lądowania. Szybko podbiegliśmy do ptaszyska. Dołączył do nas Rene.
- Co ty tutaj robisz?! - zawołała dziennikarka - Przecież miałeś być w bezpiecznym miejscu!
- Nie mogłem siedzieć spokojnie, gdy wy się narażacie! - odparł jej na to fryzjer.
Następnie podszedł do Fearowa, zaś Jolteon, widząc swojego trenera, radośnie zeskoczył z grzbietu swego przeciwnika i wesoło zapiszczał.
- Fearow... Oddaj mi kopertę... Proszę...
Groźne ptaszysko o dziwo posłuchało polecenia fryzjera i oddał mu jego własność, po czym odleciał.
- Czemu cię posłuchał? - zapytałam.
- Znasz go? - dodała Alexa.
- Nie... Ja pierwszy raz go widzę... A przynajmniej tak myślę - odparł fryzjer.
Pikachu zapiszczał smętnie, Ash natomiast popatrzył na niego i lekko pokiwał smutno głową.
- Masz rację, stary. Szkoda, że akcja się nie udała, ale przynajmniej odzyskaliśmy pieniądze.
- Racja, chociaż tyle - rzekł Rene - Jednak nie mam pojęcia, co będzie dalej.
- I dlaczego niby Jolteon nie posłuchał mojego polecenia? - zapytałam zdumiona - Wiem, że nie jestem jego trenerką, ale... Zachowywał się tak, jakby nie chciał go skrzywdzić.
Elektryczny gryzoń zeskoczył z ramienia swego trenera i podszedł do mego tymczasowego Pokemona, po czym zaczął z nim rozmawiać. Chwilę później zaczął tłumaczyć coś na migi Ashowi. Ten wysłuchał go uważnie, po czym rzekł:
- Pikachu mówi, że Jolteon nie chciał zranić tego Fearowa, bo nie ze swojej woli zaatakował on zakład fryzjerski Rene.
- To wiemy, że nie ze swojej woli, ale kto mu kazał to zrobić i po co? - zdziwiła się Alexa - I o co tutaj w ogóle chodzi?
- Nie wiem, ale cała ta sprawa jest coraz ciekawsza - rzekł detektyw z Alabastii.

***


Resztę dnia spędziłam trenując razem z Jolteonem i Braixenem swój układ, jaki miałam zamiar zastosować podczas konkursu piękności. Ash zaś poszedł z Pikachu na posterunek policji, żeby porozmawiać z porucznik Jenny. Był ciekaw, czy jej kuzynka z Kalos dowiedziała się czegoś na temat ojca Rene. Sama byłam tego niezmiernie ciekawa. Być może właśnie tam, w przeszłości tkwiła odpowiedź na dręczące nas pytania.
- Dobrze, Braixen! No, a teraz Miotacz Ognia! Jolteon, dołóż do tego Kolec Piorunów!
Pierwszy z Pokemonów skierował swój kijek w niebo, natomiast drugi wystrzelił iskrę, która rozpadła się na wiele mniejszych. Po chwili te małe pioruny rozeszły się poprzecznie po niebie. W tym samym momencie mój starter strzelił w nie podmuchem ognia. Ogień podążał za elektrycznością. Gigantycznych rozmiarów kwiat stworzony z płomieni rozchodził się po niebie. Z tego połączenia wyszła kombinacja nazywana roboczo Ognistym Kwiatem.
- Brawo! Mistrzostwo! - usłyszałam za sobą pewien wredny głosik.
Doskonale go poznałam. Należał on do Miette, która stała blisko mnie i obserwowała uważnie moje poczynania. Nie miałam wcale ochoty z nią rozmawiać, więc warknęłam:
- Czego chcesz?
- Niczego. Tak tylko przechodziłam i zobaczyłam twoje dzieło. Muszę przyznać, że masz naprawdę dobre pomysły.
- Dziękuję. Bardzo mi miło. No, a co do twoich, to też bym je chętnie oceniła, gdybym je znała.
- Bardzo mi przykro, ale to jest niemożliwe. Będę musiała zachować je w tajemnicy, przynajmniej na razie.
- W takim razie pozwól mi zachować moje nowe pomysły również w tajemnicy.
- A masz jakieś nowe pomysły?
- Nie twój interes.
- Coś ty taka niemiła?
- Bo mnie ktoś wkurza.
- Weź się nie zachowuj jak dziecko. Złość piękności szkodzi.
- Twojej urodzie już nic nie może zaszkodzić, bo jej nie masz.
Braixen i Joleton parsknęli śmiechem, słysząc moje słowa, zaś Miette naburmuszyła się gniewnie.
- Strasznie jesteś dowcipna, Sereno Evans. Wiesz o tym? Ale poczucie humoru nie pomoże ci wygrać konkursu.
- A tobie wredny charakter - odgryzłam się jej.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, po czym odeszła, a ja westchnęłam z ulgą, że sobie poszła. Popatrzyłam przy tym na oba Pokemony, mówiąc:
- Ona jest taka, że chwilami mam ochotę ją zmasakrować, ale nie dam jej tej satysfakcji, o nie! Po prostu ją pokonam w uczciwej walce. To będzie najlepsza dla niej nauczka.
Oba stworki całkowicie podzielały moje zdanie w tej sprawie, zaś ja chwilę później zakończyłam trening z nimi i powróciłam do domu. Był już wieczór, jednak nikt z naszej kompanii jeszcze nie przybył, nawet Latias. Znalazłam tylko Mistera Mime, który pomógł mi uszykować kolację. Gdy ją zjadłam wrócił właśnie Ash z Pikachu.
- No, jesteś nareszcie - mruknęłam z lekkim wyrzutem w głosie - Coś strasznie długo cię nie było.
- Miałem pewne sprawy do załatwienia - rzekł mój luby - Uwierz mi, to śledztwo jest coraz bardziej zagmatwane, ale powoli zaczyna się ono wyjaśniać.
- Pika! Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał jego Pikachu.
- No i co ci powiedziała Jenny? - zapytałam, podsuwając mu talerz z jedzeniem.
Detektyw z Alabastii zaczął powoli jeść, jednocześnie odpowiadając mi na moje pytanie.
- Ojciec Rene, Louis Artois powrócił dwa lata temu do regionu Kalos, choć wcześniej opuścił z jakiegoś powodu to miejsce. Przyczyny obu tych wyjazdów są nieznane. Ale za to wiemy coś innego.
- Co takiego?
- Wyobraź sobie, że ojciec Rene po śmierci swojej żony, która zmarła wydając na świat ich jedynego syna, nawiązał bliższą znajomość z pewną dziewczyną. Nie muszę ci chyba mówić, o co chodzi.
- Domyślam się - powiedziałam ponuro - I niech zgadnę... Owocem tego romansu było dziecko?
- Właśnie! Louis Artois nie chciał drugiego dziecka. Jego całe uczucie skupiło się na Rene, którego kochał ponad życie. Dziewczyna, z którą się związał była załamana, gdy poznała jego reakcję na tę radosną, jej zdaniem nowinę. Zrozpaczona wyjechała i nigdy więcej nie wróciła.
- Skąd masz te dane?
- Od sierżant Jenny z Fontenblau. Przekazała te dane naszej drogiej pani porucznik, a ta przekazała je mnie.
- A jak je odkryła?
- Odwiedziła ona miejscowe bary, a to jak wiadomo centrum plotek. Przyszła tam w cywilu, postawiła komu trzeba kilka kolejek i wszystko jej ta osoba powiedziała. Niestety, nazwisk ona nie pamiętała, poza imieniem tej dziewczyny, o której ci mówiłem. Aurora.
- Aurora... Bardzo ładne imię - zauważyłam.
- Nie ładniejsze niż Serena - rzekł mój chłopak.
Zachichotałam delikatnie, słysząc jego słowa.
- Dziękuję, schlebiasz mi. No i co z nią?
- Tego nie wiem, ona po prostu zniknęła. Nigdy więcej nie wróciła do Fontenblau. Ale ponoć ma starszą siostrę, która dalej tam mieszka. Jenny ma ją jutro odwiedzić. Może od niej dowiemy się czegoś więcej.
- Czyli jak na razie dowiedziała się tylko tego, o czym mówisz?
- A czy to mało? Poza tym jest jeszcze coś.
- A co do takiego?
- Ojciec Rene na dwa miesiące przed śmiercią wygrał na loterii sporą sumę pieniędzy. Ponad sto tysięcy dolarów.
Omal nie zakrztusiłam się sokiem pomarańczowym, który to właśnie piłam, gdy usłyszałam te słowa.
- Sto tysięcy dolarów?! No, teraz to ja już rozumiem, czemu Rene jest szantażowany. Tylko kto mu wysyła te anonimy?
- Chyba domyślasz się, kto, Sereno.
- Uważasz, że to dziecko Louisa Artoisa? Nieślubne dziecko?
- To jest jedyne wytłumaczenie, które ma jakikolwiek sens. Tylko, kto jest tym dzieckiem?
- Stawiam na Adama, tego rzekomego przyjaciela. Jakoś nie wyglądał na specjalnie przejętego problemami Rene. Był zbyt zajęty randką z piękną panną Marthą.
Ash nie wyglądał na przekonanego tą teorią.
- Może to prawda, a może odpowiedź jest zupełnie inna? Tak czy siak ojciec Rene dostawał przed śmiercią podobne anonimy i to pewnie z ich powodu wyjechał z powrotem do Kalos.
- Skąd to wiesz?
- Od naszego drogiego Rene. Odwiedziłem go w tym jego salonie fryzjerskim. Początkowo ściemniał, ale w końcu powiedział mi prawdę. Jego ojciec przed ostatecznym wyjazdem do Kalos dostawał jakieś listy, które palił zaraz po przeczytaniu.
- Rozumiem. Więc co zamierzasz?
- Odwiedzę jutro Kalos i popytam razem z miejscową sierżant Jenny o pewne fakty. Być może razem coś odkryjemy. A jeżeli tak, to znajdziemy tego anonimowego drania i to szybciej, niż on zdąży mrugnąć powieką!
Położyłam dłoń na pięści mego ukochanego, mówiąc:
- Obiecaj mi wobec tego, że będziesz na siebie uważał szukając tych informacji.
Ash pogłaskał czule dłonią mój policzek.
- Obiecuję ci to, Sereno.

***


Następny dzień zaskoczył nas wszystkich, a zaczęło się od tego, że podczas śniadania dostaliśmy telefon od Rene. Okazało się, że otrzymał on kolejny anonim.
- Pisało w nim: „Koniec tej zabawy. To już ostatnie ostrzeżenie. Teraz suma wynosi sto tysięcy dolarów. Albo zapłacisz, albo Twój lokal razem z Tobą poleci aż do gwiazd“ - mówił fryzjer, którego postać widzieliśmy na ekranie naszego aparatu telefonicznego.
- Spokojnie, mój przyjacielu - powiedział Ash - Będzie dobrze. Muszę dzisiaj odbyć taką małą wycieczkę, żeby się czegoś ważnego dowiedzieć, a wszystko będzie już jasne.
- Czy to oznacza, że uważasz, iż nie powinienem płacić?
- W żadnym razie!
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
Ja również tak uważałam. Nie można było się dać zastraszyć i spełniać żądań szantażysty. Prócz tego zastosowanie sztuczki z małym nadajnikiem już raz nie wypaliło, więc tym razem tym bardziej byśmy dali plamę.
- Co więc mam robić? - zapytał po chwili Rene.
- Trzymaj się Alexy. W jej obecności będziesz bezpieczny - odparł na to Ash.
- No, a co z lokalem?
- Póki szantażysta nie dostanie od ciebie pieniędzy, to nie zrobi nic z twoim lokalem. A jeżeli nawet, to chyba lepiej, żeby poprzestał na twoim salonie fryzjerskim niż żeby cię zabił, prawda?
- No fakt, coś w tym jest. Dobrze, wobec tego posiedzę z Alexą i będę się jej trzymał. A ty co chcesz zrobić?
- Muszę zdobyć jeszcze kilka informacji zanim wszystko będzie dla mnie jasne.
- Ale masz już podejrzenia, kto jest winien?
- Tak, jednak wciąż brakuje mi motywu. Gdy go już znajdę, to wtedy wszystko będzie jasne.
Następnie rozmowa została zakończona, zaś mój ukochany założył na siebie strój Sherlocka Asha, mówiąc:
- Muszę odwiedzić Kalos, aby zdobyć niezbędne mi dane.
- Ale jak chcesz to zrobić? Do Kalos daleka droga - zapytał Clemont.
- Wiem, ale zawsze jest maszyna profesora Oaka, pamiętasz?
- Ano tak, rzeczywiście.
Pikachu wskoczył swemu trenerowi na ramię i zapiszczał wesoło.
- Chcesz mi towarzyszyć, mój wierny druhu? - zapytał go Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał stworek.
- Tak też myślałem. No cóż... Ruszajmy zatem, przyjacielu.
Bardzo chciałam iść z nim, ale niestety nie mogłam tego zrobić ze względu na ten głupi konkurs, do którego uczestnictwa przez głupotę się zgłosiłam. Dlatego jedynie uściskałam mojego chłopaka na pożegnanie.
- Obiecaj, że będziesz ostrożny - powiedziałam.
- Obiecuję - uśmiechnąłem się do niej.
Każdy z naszej drużyny chciał iść z nim, ale praktycznie wszyscy byli zajęci. Clemont pomagał w kuchni Brockowi i Cilanowi szykować potrawy na jutrzejszy konkurs, Dawn i ja trenowałyśmy układ, Bonnie i Max natomiast pomagali w restauracji, więc chcąc nie chcąc musieliśmy puścić Asha na tę misję samego. Oczywiście miał mu towarzyszyć jego wierny Pikachu, ale przecież to nie jest to samo, co ktoś z nas.
Tak czy inaczej dzielny detektyw ruszył na swoją solo-misję, z kolei ja wróciłam do trenowaniu nowego układu razem z Braixenem i Jolteonem. Jednak nie mogłam się zbytnio na tym skupić, ponieważ moje myśli wciąż krążyły wokół mojego chłopaka.
- On może teraz być się w poważnym niebezpieczeństwie - myślałam sobie - A ja nie mogę mu w żaden sposób pomóc. Dlaczego ja musiałam być taka głupia? Po co mi był ten głupi Konkurs? Aby dokuczyć Miette?! Gdyby nie to, byłabym teraz z Ashem. Kto wie, co się z nim teraz dzieje? Wszystko przez moją próżność i chęć dokuczenia tej jędzy! Myślałam, że nauczyłam się panować nad swoimi emocjami, a tu proszę... Ja jestem po prostu żałosna. Zupełnie jak wtedy w Kalos.
Po tych słowach gwałtownie wróciły do mnie wspomnienia z czasów, gdy jeszcze fascynowały mnie te nic nie warte Pokazy.

***


Styczeń 2005 roku.
Po tym, jak zemdlałam urwał mi się film i wszystko, co miało miejsce do chwili, aż odzyskałam przytomność pozostało dla mnie niewyjaśnioną zagadką. Obudziłam się dopiero w szpitalu. Leżałam na łóżku wciąż mając na sobie ubrania, jakie nosiłam zanim doszło do tego wszystkiego. Obok mnie siedzieli moi wierni przyjaciele: Ash, Pikachu, Clemont oraz Bonnie z Dedenne na kolanach. Widząc, że powoli powracam do świata żywych, uśmiechnęli się radośnie.
- Dzięki Bogu! Żyjesz! - zawołała Bonnie.
- Ne-ne-ne! - pisnął jej ulubieniec.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
- Nawet nie wiesz, jak nas nastraszyłaś - dodał Clemont.
Ash jako jedyny z całej naszej paczki milczał, patrząc tylko na mnie smutno. Doskonale wiedziałam, dlaczego on się tak zachował. Ostatecznie przecież przed tym, zanim tu trafiłam nieźle na niego nakrzyczałam. Więc zdziwiłoby mnie, gdyby teraz chciał coś do mnie mówić.
- Co mi się stało? - zapytałam załamana, dotykając powoli ręką czoła - Pamiętam tylko tyle, że zakręciło mi się w głowie, a dalej to już nic nie wiem.
Rodzeństwo Meyer, podobnie jak i Ash, nie miało przyjemnych min. Widocznie coś ich dręczyło i to chyba dotyczącego mojej osoby.
- O co chodzi? - zapytałam - Wy coś ukrywacie, widzę to!
Clemont westchnął, po czym rzekł:
- Lekarz powiedział, że jesteś wygłodzona.
- Że co?! - krzyknęłam oburzona - Wy chyba sobie żartujecie! Że niby ja wygłodzona?! Przecież jem razem z wami.
- Jesz, owszem, ale bardzo mało - stwierdziła Bonnie.
- De-ne-ne! - poparł ją jej stworek.
- Dbam tylko o sylwetkę - odparłam.
- Tak, do tego stopnia, że twoje Pokemony też ledwie trzymają się na nogach - burknął nagle Ash.
Clemont i Bonnie spojrzeli na niego zaszokowani. Widocznie jego ton wyraźnie ich zdziwił.
- No co?! Przecież to prawda. Słyszeliście wszyscy tezę lekarza.
- To prawda, ale mogłeś powiedzieć to nieco delikatniej - stwierdziła panna Meyer.
- Nie chcę się bawić teraz w delikatności - rzekł mój przyszły chłopak, który był chyba zdecydowany, aby mi dołożyć.
Usiadłam na łóżku gotowa zatem na jego cios.
- Mów śmiało. Nie obrażę się - powiedziałam.
Ash westchnął głęboko, po czym zaczął mówić:
- No dobrze. Skoro tak mówisz, to ci powiem. Głodzisz siebie i swoje Pokemony. Z każdym dniem jest z wami coraz gorzej. Ledwie trzymacie się na nogach! Nie rozumiesz tego?! Otarłaś się o anoreksję! I tak dobrze, że tylko zemdlałaś, bo mogło być o wiele gorzej. A wszystko przez te twoje głupie konkursy piękności! Wiedziałem od początku, że takie pomysły są beznadziejne, ale nie sądziłem, że tak się to skończy.
Potrzebowałam chwili, aby do mnie dotarły jego słowa. A zatem to te wszystkie głupie pomysły są powodem, dla którego teraz leżę w szpitalu? I do tego zaszkodziłam nie tylko sobie, ale również swoim Pokemonom? A wszystko po to, żeby pokonać Shaunę? Załamana zasłoniłam sobie twarz dłońmi i zaczęłam w nie płakać.
- No i coś ty narobił?! - zawołała oburzonym tonem Bonnie - Przez ciebie Serena płacze!
Szybko odsłoniłam twarz i popatrzyłam na nią. Jej widok był dla mnie dość mocno zamazany przez łzy, które ciekły mi z oczu.
- Nie, Bonnie... On ma rację. To wszystko moja wina. Zasłużyłam na takie słowa! Ale przecież ja tylko chciałam wygrać! Ja chciałam wreszcie pokonać Shaunę! Nie wiedziałam, że tak to się skończy!
Chwilę później do sali wszedł lekarz i poprosił moich przyjaciół, aby wyszli, zaś mnie zbadał uważnie, po czym udzielił mi kilku niezbędnych porad na temat mojego zdrowia, a następnie zostawił mnie swoim własnym myślom, które jednak były dalekie od przyjemnych. Czułam się okropnie. Swoim zachowaniem skrzywdziłam moich podopiecznych, a prócz tego zraniłam Asha, podczas gdy on chciał mi pomóc. Jaka ja byłam żałosna. A wszystko z powodu tej głupiej rywalizacji!
Załamana poleżałam cały dzień w szpitalu, odwiedzana przez moich przyjaciół. Lekarz chciał powiadomić o wszystkim moją matkę, jednak nie pozwoliłam na to. Wtedy jeszcze nie miałam z nią tak dobrych relacji, jakie mam obecnie, więc wolałam, aby ta sprawa pozostała dla niej tajemnicą. Jeszcze by miała ona tylko kolejny pretekst do tego, żeby mi znowu prawić kazania i mówić, że moje pomysły to strata czasu itd.


Wieczorem odwiedziły mnie moje Pokemony: Fennekin, Pancham i Eevee. Wszystkie one również były bardzo słabe, ale siostra Joy pomogła im odzyskać stracone siły. Widząc je wszystkie bardzo mocno je do siebie przytuliłam, płacząc zrozpaczona.
- Przepraszam was... Przepraszam!
One tylko zapiszczały słodko, tuląc się do mnie zachłannie. Widocznie ich miłość do mnie była tak wielka, iż byli w stanie mi wszystko wybaczyć.
Przez następne dwa dni powoli odzyskiwałam siły jedząc tyle, żeby poczuć, jak w moje ciało znowu wchodzi życie. Czułam się chwilami tak, jakbym właśnie uciekła co najmniej z obozu koncentracyjnego, taka byłam głodna, dlatego wcinałam za wszystkie czasu. Lekarz widząc to, powiedział mi żartem, iż muszę teraz uważać, żeby nie przytyć za bardzo, bo inaczej zbyt przytyję i mogą zapomnieć o konkursach piękności.
- Chociaż w sumie nie ma się co przejmować. Ostatecznie pulchne też są całkiem ładne - żartował sobie pan doktor.
Mnie to jednak nie ubawiło. Byłam załamana tym wszystkim, co mnie ostatnio spotkało, dlatego też nie chciałam rozmawiać o sprawach, które doprowadziły do takiej sytuacji. Czułam się z tym wszystkim po prostu okropnie, zwłaszcza, że przecież mogło być o wiele gorzej. Do tego jeszcze obraziłam Asha, który chciał mi pomóc i mnie uratować. To wszystko było beznadziejne. Czy on zechce mi wybaczyć?
W końcu mogłam wyjść ze szpitala. Clemont i Bonnie czekali, aby się ze mną przywitać. Był z nimi Pikachu, ale bez Asha. Zasmucona z tego powodu zapytałam o chłopaka. Moi przyjaciele wskazali mi miejsce jego pobytu. Był on na przystani i rozmyślał.
- Powiedział, że musi zebrać myśli - wyjaśnił nasz drogi wynalazca - Ale nie mam pojęcia, o co mu chodzi. Może ty to wiesz? Od czasu, kiedy miałaś ten wypadek on niemal zaniemówił. Chodzi ciągle jakiś ponury i taki jakby zamyślony.
- Właśnie! - dodała jego siostra - A przecież wcześniej był wesoły oraz uśmiechnięty.
Czułam, że dobrze znam powody jego zachowania, jednak musiałam mieć pewność, iż się nie mylę. Poszłam więc na przystań. Znalazłam tam Asha, który stał odwrócony plecami do mnie i patrzył na horyzont. Wiatr delikatnie wiał w jego twarz, mierzwiąc lekko jego piękne, krótko obcięte czarne włosy przykryte czapką z daszkiem. Podeszłam powoli do niego i wyciągnęłam dłoń w jego stronę, chcąc dotknąć jego ramienia.
- Już jesteś zdrowa? - usłyszałam głos chłopaka.
Nawet na mnie nie musiał patrzeć, aby wiedzieć, że stoję tuż za nim. Jak to było możliwe?
- Masz oczy dookoła głowy? - zapytałam.
- Nie... Po prostu widziałem cię kątem oka, jak tu idziesz - odparł Ash, wciąż patrząc na horyzont - Masz do mnie jakąś sprawę?
- Tak. Chciałam cię przeprosić za to, co niedawno zrobiłam.
- Nie mnie przepraszaj, tylko swoje Pokemony.
- Już już przeprosiłam. Teraz muszę przeprosić też ciebie. W końcu na ciebie nakrzyczałam, a ty mi tylko chciałeś pomóc. Jesteś na mnie zły?
- Byłem, ale już mi przeszło. Teraz jestem zły na siebie.
- Na siebie? Za co?
- Za to, że cię karcę, a sam nie jestem wcale lepszy. Ty bawisz się w te głupie konkursy piękności, a ja w równie głupie walki Pokemonów. Oboje ostatnio żyjemy ciągle tylko rywalizacjami z innymi ludźmi. Tylko to nam w głowie, wygrywanie oraz nagrody.
- Co w tym złego?
- To, że się w tym zaczynamy zatracać. Powoli wchodzi nam w nawyk rywalizowanie z każdym, kto się nam nawinie. Jesteśmy oboje żałośni, a ja chyba najbardziej.
- Ty? A niby czemu?
- Bo ja walczę o nagrody, o zdobycie miejsca w tzw. panteonie sław, a tymczasem to miejsce wcale nie jest warte tych wszystkich wyrzeczeń ani męczących treningów, a już na pewno nie jest warte tego, żeby poświęcać dla niego przyjaźń. Prócz tego ta cała rywalizacja... Ona niszczy przyjaźń, widzę to teraz bardzo wyraźnie. Najlepszym tego dowodem jesteś ty. Do niedawna byłaś jeszcze przyjaciółką Shauny, a teraz jej nienawidzisz.
- Shauna nigdy nie była moją przyjaciółką, skoro nasza przyjaźń tak mało dla niej znaczy!
Ash zadrżał smutno, pochylając powoli głowę w dół, po czym rzekł:
- Możliwe... Ale też wiem, że rywalizacja może i bywa piękna, jednak prędzej czy później, jeżeli się w niej zatracimy, potrafi nas zniszczyć od środka. Przez nią czujemy gniew i złość do naszych bliskich, jak również niechęć, kiedy nas pokonują, albo oni czują to samo do nas, gdy my ich pokonamy. Nie zawsze tak jest i na początku można jeszcze podejść do tego normalnie. Jednak z czasem ta gorycz z powodu porażki w nas rośnie i rośnie, aż w końcu oplecie nas swymi pędami i zniszczy.
- Twoich przyjaźni nie zniszczyła - zauważyłam - Przecież już kiedyś rywalizowałeś z przyjaciółmi i nigdy nie zniszczyło to twojej przyjaźni.
- To były jednorazowe sytuacje, wyjątki potwierdzające regułę. Nigdy rywalizacja między nami nie była dla nas normą. Ale myślę sobie, że gdyby to były częstsze sytuacje, to straciłbym ich, tak jak ty straciłaś Shaunę.
Widziałam, jak na chodnik zaczynają kapać małe kropelki cieknące z twarzy Asha. Chłopak płakał. Dotknęłam delikatnie jego ramienia, mówiąc:
- To już nie ma znaczenia. Nie zamierzam więcej się z nią zadawać. Jest nędzną i fałszywą istotą. Czego ja w sumie od niej oczekiwałam? Że będzie uczciwa? Świat sławy i możliwość bycia wielbionym przez tłumy niszczy ludzi. Mnie też to zniszczyło.
Ash otarł sobie oczy i nos rękawem, mówiąc:
- Nie! Ty w porę się opamiętałaś.
- Niewiele brakowało, a skoczyłoby się inaczej. Wiesz... Powiem ci, że chciałabym być taką osobą jak ty. Znać umiar we wszystkim, nie posuwać się za daleko, myśleć o innych, a nie o sobie. Bardzo bym tego chciała.
Chłopak powoli odwrócił się do mnie, po czym zapytał:
- Nadal chcesz ją pokonać?
- Tak. Chcę ją pokonać i odebrać jej jedyne, co ma dla niej znaczenie. Zwycięstwo. Nie chcę tego jednak zrobić dla swojej własnej sławy. Chcę tylko wyrównać z nią rachunki, a potem dopiero pomyślę o tym, czy pragnę dalej działać w branży konkursów piękności.
- Nie musisz z tego wcale rezygnować, jeśli ci to sprawia przyjemność i daje radość, ale walka z Shauną zmieniła cię na gorsze. Czy jesteś pewna, że chcesz ją pokonać?
- Muszę, Ash. To silniejsze ode mnie. Ty powinieneś mnie zrozumieć. Tak, ty na pewno mnie rozumiesz, w końcu nie odpuściłeś ani Gary’emu Oakowi, ani Paulowi, póki ich nie pokonałeś oraz nie starłeś tego głupiego uśmieszku triumfu, jaki widniał na ich buźkach. To była dla ciebie sprawa honoru. Ja teraz mam tak samo. Muszę ją pokonać, Ash. Muszę.
Chłopak westchnął głęboko, gdy to usłyszał, po czym odparł:
- Wobec tego pomogę ci, Sereno.
- Pomożesz mi? - zapytałam zdumiona.
- Tak. Masz rację, rozumiem cię doskonale i właśnie dlatego, że cię rozumiem czuję, że muszę ci pomóc. Potrzebujesz wsparcia przyjaciół w tej sytuacji. Bez tego możesz nie dać rady. Ja dałem sobie radę tylko dzięki pomocy moich przyjaciół. Ja jestem twoim przyjacielem i ci pomogę.
- Ale jak?
- Zostaw to mnie. Mam już nawet pewien pomysł.
To mówiąc mój przyszły ukochany złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Pobiegliśmy razem do Centrum Pokemon, gdzie byli nasi przyjaciele. Tam zaś wypuściliśmy nasze stworki, aby z nimi trenować. Ash był bardzo podekscytowany. Przyniósł ze sobą gramofon i wypuścił swoje Pokemony z pokeballi.
- No dobrze... A teraz przygotujemy Serenę do kolejnego występu - powiedział przyszły Mistrz Kalos.
- Niby w jaki sposób chcesz to zrobić? - zapytałam.
- Następny konkurs, jak mówiłaś, ma dotyczyć piosenek ze znanych filmów, prawda? - odpowiedział mi pytaniem na pytanie Ash.
- No tak - potwierdziłam.
- Wobec tego wystąpisz w piosence, o której mi już kiedyś mówiłaś, że ją bardzo lubisz.
- Jaka to piosenka?
Chłopak uśmiechnął się do mnie wesoło, nim odpowiedział.
- „I wanna be like you“ z bajki „Księga Dżungli“ z 1967 roku.
- Mówisz o bajce Disneya? - zapytała Bonnie.
- Dokładnie o tej - zaśmiał się Ash - Widzę, że ją znasz.
- No pewnie! - pisnęła panna Meyer - Chyba wszyscy ją znają.
- Swego czasu była bardzo popularna - dodał Clemont.
Pokemony zapiszczały wesoło.
- Właśnie - zaśmiał się nasz przyjaciel - Gdy powiedziałaś mi dzisiaj, Sereno, że chcesz być taka jak ja, to przypomniała mi się ta piosenka i już wiem, w jakim utworze możesz wystąpić.
Następnie nastawił on płytę i z gramofonu poleciały dobrze nam znane nuty. Ja zaś zaczęłam trenować z moimi Pokemonami taniec połączony z małym pokazem ich mocy. Jednak nie szło mi to najlepiej. Widocznie ta głupia głodówka, której poddawałam siebie i moich podopiecznych mocno nas osłabiła, gdyż me stworki ciągle się potykały, ja sama zaś czułam, że się za chwilę załamię. Jednak Ash nie tracił zapału do działania.
- Czekajcie, zaraz wrócę! - zawołał.
Następnie zniknął on w Centrum Pokemon, aby za chwilę powrócić z nieco zmienionym wyglądem. Miał on na sobie swój normalny strój, ale prócz tego również wielką perukę z kudłatymi, niebieskimi włosami oraz jakieś kolorowe malunki na policzkach. Bonnie na jego widok zaczęła aż kwiczeć ze śmiechu, Clemont zaś z trudem panował nad tym, żeby do niej nie dołączyć i próbował jakoś zachować powagę. Ash natomiast razem z Pikachu (którego także trzymały się teraz żarty) zaczęli tańczyć i gibać się wesoło. Widząc ich wygłupy od razu odzyskałam dobry humor, po czym nie wiedzieć kiedy dołączyłam do nich. Tak chwilę później Pikachu porwał do tańca mojego Panchama, zaś Frogadier Asha zaczął wesoło tańczyć z jego Hawluchą. Chespin Clemonta szybko wyskoczył ze swego pokeballa, po czym dołączył razem z Dedenne do zabawy, która w ten sposób zrobiła się coraz weselsza.
- A teraz razem, kochani! - zawołał mój przyszły chłopak, gdy ja i on tańczyliśmy taniec Baloo i Louisa z „Księgi Dżungli“.
Kilka sekund później razem głośno śpiewaliśmy:

Ubi-du!
Tak, jak my nie tańczy nikt!
Przetańczyć z tobą chcę...
Z tobą chcę dzień cały.
Ten małpi dryg
Załapiesz w mig!
Załapiesz w mig,
Tak jak my!
Jak my!

- Ludzie, zeświruję! - zawołał wesoło Ash.
Zaraz potem dalej wszyscy śpiewaliśmy:

Załapiesz w mig!
Tańcz jak my, od dziś!
Tańcz od dziś!

Ash zaś zachichotał i wciągając się w piosenkę zaśpiewał:

Tak!
Ten małpi styl
Czuje nawet miś!

Po tych słowach piosenka się skończyła, ale Ash i Pikachu chyba tego nie zauważyli, bo dalej jeszcze podrygiwali. Dopiero po tak około minucie zorientowali się, że nie mają już do czego tańczyć, więc zachichotali tylko wesoło jak dzieci przyłapane na byciu niegrzecznym.
- Ale była zabawa - zaśmiałam się - Dawno tak dziko nie tańczyłam z nikim.
- Ja również. Wciąż mi serce mocno bije - dodał Ash.
Otarłam sobie pot z czoła, po czym zawołałam:
- Już wiem! Już mam pomysł na układ taneczny podczas Konkursu!
Moi przyjaciele spojrzeli na mnie zaintrygowani.
- No i? Jaki to pomysł? - zapytała Bonnie.
- Mów śmiało, Sereno! - dołączył do niej Clemont.
Ash i Pikachu oraz inne Pokemony patrzyli na mnie pytająco, ja zaś z radością wyjaśniłam im mój koncept.


C.D.N.




1 komentarz:

  1. Kolejny epizod naszej cudownej historii. Alexa kontaktuje się z Sereną, by zarówno ona jak i Ash, jak najszybciej pojawili się w salonie fryzjerskim Rene. Jak się okazuje, fryzjer wypisał się ze szpitala na własne żądanie po tym, jak leżąc tam otrzymał kolejny anonim, żądający od niego 50 tysięcy w zamian za ocalenie jego życia. Mężczyzna ma zostawić pieniądze następnego dnia o 13:00 na "ławce dla zakochanych" w miejscowym parku.
    W międzyczasie, w drodze do salonu, nasza para napotyka Misty, która idzie ku nim z nową suknią, zakupioną specjalnie na konkurs. Niestety, napotykają również Miette, której, o zgrozo, pomaga Brock, chcący utrzeć nosa Misty, która od jakiegoś czasu mu dogryzała. Wściekła rudowłosa odchodzi dość zamaszystym krokiem, jednak niestety upuszcza swój pakunek i piękna droga sukienka wpada prosto w błoto, kompletnie się niszcząc. To już kompletnie dobija Misty, która obwinia o całą sytuację Brocka, po czym odchodzi wściekła na chłopaka.
    Już w salonie Ash i Serena dowiadują się o całej sytuacji z Rene. Ash radzi mężczyźnie, by ten zapłacił. Okazuje się, że fryzjer ma spore oszczędności po ojcu, więc nie jest to dla niego problem. W tym samym czasie do salonu wpada Adam wraz ze swoją dziewczyną Marthą. Wypytuje się o zdrowie Rene oraz o sprawę z szantażystą, po czym odchodzi wraz ze swoją ukochaną. Zaraz potem Ash wyjawia wszystkim swój plan schwytania szantażysty.
    Następnego dnia w umówionym miejscu i o umówionej godzinie Rene zostawia kopertę z pieniędzmi. Jest w niej również ukryty nadajnik, mający pomóc w odnalezieniu szantażysty. Kopertę zabiera Fearow, niestety podczas lotu nadajnik wypada na ziemię. Serena rzuca do walki Jolteona, który atakuje ptaka Szpilopociskiem, co powala stworka na ziemię. O dziwo, stworzenie bez oporu oddaje Rene kopertę z pieniędzmi, kompletnie nie stawiając mu oporu ani nie atakując go, tak jakby już skądś go znało. Ciekawe... Dodatkowo okazuje się, że podczas ataku na salon fryzjerski Rene Fearow atakował mimo swojej woli.
    Rene odzyskuje swoje pieniądze, co jeszcze bardziej rozwściecza szantażystę, który tym razem podwaja kwotę do zapłaty, grożąc wysadzeniem salonu Rene. Ash radzi fryzjerowi, by ten absolutnie nie płacił szantażyście, mimo iż ma z czego. Dowiadujemy się przy okazji, że ojciec Rene, Louis Artois, kiedyś wygrał na loterii sporą sumę pieniędzy. Po jego śmierci oczywiście odziedziczył ją Rene. Jednak jest jeszcze jeden problem. Ojciec fryzjera po śmierci swojej żony nawiązał romans z pewną kobietą. Owocem tej relacji było dziecko, prawdopodobnie dziewczyna, nosząca obecnie prawdopodobnie imię Aurora. Ash wyrusza do Kalos, by dowiedzieć się szczegółów na ten temat, a cała reszta zostaje w Kanto. Rzecz jasna Serena jest niepocieszona, że nie może pomóc Ashowi, gdy ten jej potrzebuje, ponieważ sama jest zajęta przygotowaniem do konkursu piękności. To wyzwala w niej kolejne wspomnienie sprzed lat, kiedy to maniakalnie chciała pokonać Shaunę w konkursie i robiła to do tego stopnia, że nawet się głodziła. W końcu wylądowała w szpitalu po groźnym omdleniu. Dopiero ostra reprymenda od Asha otworzyła jej oczy na to co robi. Po wyjściu ze szpitala kilka dni później pogodziła się ze swoim (wtedy jeszcze) przyjacielem i oboje doszli do wniosków, że niepotrzebnie gonią za sławą. Jednak Serena decyduje się wystąpić w konkursie, a Ash oferuje jej swoją pomoc, wymyślając układ w stylu "Księgi dżungli". :D Bardzo ciekawy pomysł moim zdaniem. :)
    Tak na marginesie, trochę mnie w tej historii wkurza Miette. Pojawia się zawsze tam gdzie nie jest proszona, nie szczędzi docinków. Czy to jej "hobby" kiedyś jej się znudzi? :D
    Ogólna ocena: 1000000000000000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...