Przestępstwo na Mistrzostwach cz. III
Pamiętniki Sereny c.d:
Spojrzałam przerażona na Arlekina i jego ludzi czując, że znalazłam się naprawdę w wielkim niebezpieczeństwo. Co prawda nie skrzywdził mnie on ostatnim razem, ale przecież nigdy nic nie wiadomo, co takiemu szaleńcowi przyjdzie do głowy, także pewności co do swoich losów nie mogłam mieć żadnej.
- Nie cieszysz się na mój widok, moja słodka? - zapytał mnie złośliwym głosem Arlekin.
- Ależ ona się cieszy, tylko chyba nie umie ci tego należycie okazać - zachichotała złośliwie jego pacynka.
- Właśnie tak - odparłam z ironią.
Musiałam zyskać na czasie, aby wezwać na pomoc mojego ukochanego zanim dojdzie do nieszczęścia. Dlatego udając zadowoloną z obecności tego drania złapałam za swój plecak i przeszłam do realizacji mojego planu, który na szczęście szybko przyszedł mi do głowy.
- Nie spodziewałam się ciebie tutaj zobaczyć - powiedziałam.
Arlekin zachichotał wesoło, siadając na ławce obok mnie.
- Nie spodziewałaś się? Nie wiesz, że nie wolno kłamać?
- O co ci chodzi?
- O to, że kłamstwo nie popłaca! - pisnął wesoło Jacob.
- Nie udawaj, że nie wiedziałaś o mojej obecności tutaj - rzekł agent Giovanniego - Moi ludzie obserwują ciebie i mojego kochanego kuzynka od chwili, gdy się dowiedziałem, że tu jesteście. Słyszeli oni też kilka waszych rozmów. Ponoć podejrzewacie mnie o udział w kradzieży Pokemona, który należy do waszego przyjaciela.
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, po czym wsunęłam prawą dłoń do mojego plecaka. Zaczęłam w nim ostrożnie szukać laleczki od Latias, aby z jej pomocą wezwać Asha.
- Szczerze mówiąc to mój chłopak cię podejrzewał. Ja jakoś mam inne zdanie w tej sprawie - powiedziałam.
- No proszę, Sereno! Czasami okazujesz się być o wiele bardziej bystra od niego - zachichotał Arlekin - Nie myślałaś nigdy o założeniu własnego biura detektywistycznego?
- Jakoś nie przeszło mi to do głowy.
Starałam się mówić jak najmniej, ponieważ musiałam skupić swe myśli na Ashu. i poszukiwaniu laleczki. W końcu namacałam ów przedmiot, po czym zacisnęłam na nim mocno swą dłoń.
- Powinnaś się nad tym zastanowić... Byłabyś lepszym detektywem od mojego kochanego kuzynka - mówił dalej mój oszpecony rozmówca - Choć nie wiem, czy on zniósłby konkurencję.
- Myślę, że jakoś by ją przetrawił - odparłam ironicznie.
Przed oczami w tej samej chwili zauważyłam obraz Asha. Widocznie dotknął on laleczki od Latias i dzięki temu nasz kontakt był na tyle wyraźny, abyśmy się mogli oboje zobaczyć. Szybko przekazałam mu więc w myślach, gdzie jestem, jednak Arlekin przerwał moje połączenie z Ashem. Na całe szczęście nie widział on wcale obrazu mego ukochanego, gdyż moc laleczek umożliwia to, abyśmy my mogli się widzieć, ale osoby trzecie, nie mające kontaktu z tym jakże przydatnym artefaktem nie widziały nic.
- Co się tak patrzysz na tę ścianę? - zapytał mnie 005 - Wolałbym, abyś patrzyła na mnie, gdy z tobą rozmawiam. Słyszysz, co mówię?! Patrz mi w oczy, gdy do ciebie mówię, Sereno!
Po tych słowach kopnął on nogą mój plecak, wytrącając mi go z rąk. Kontakt z Ashem został urwany. Na całe szczęście zdążyłam mu powiedzieć, gdzie jestem i gdzie ma mnie szukać.
- Wybacz mi, Kevinie... Zamyśliłam się lekko - odpowiedziałam ponuro i zarazem z lekkim przerażeniem.
To, jak łatwo ten człowiek z łagodnego i nawet sympatycznego wesołka stawał się furiatem było po prostu zatrważające. Nawet jego ludzie wyraźnie się go bali w chwilach, gdy dostawał on ataku szału, czemu dali teraz wyraz siedząc tu razem z nami. Wyraźnie byli przerażeni, kiedy to zobaczyli złość swego szefa i z całą pewnością nie chcieliby z nim zadzierać, zwłaszcza, że jego siła fizyczna była potężna, a jego dłonie mogły zadać komuś śmierć bez większego trudu.
- Wolałbym, abyś nie zamyślała się o czymś innym wtedy, kiedy sobie ze mną sobie gawędzisz - mruknął niechętnym tonem Arlekin - No, a skoro o gawędzeniu mowa, to muszę zauważyć, że twój chłopak nie ma zbyt wiele rozumu. Czy on naprawdę uważa, iż marnowałbym cały swój intelekt na to, aby porwać jednego Pokemona?
- On uważa, że wiedziałeś o naszym przybyciu tutaj i dlatego właśnie dokonałeś tej kradzieży i zostawiłeś wskazówki, żeby nas zwabić.
Arlekin zastanowił się przez chwilę nad tym, co powiedziałam.
- Ciekawy pomysł, nawet bardzo - rzekł po chwili - Ale niestety muszę was rozczarować. Wykonuję tu inną misję dla Giovanniego i jakoś nie mam wielkiej ochoty na bawienie się z wami w gierki. Przynajmniej na razie.
- Przyznaj się, że po prostu jesteś kretynem! - mruknęła złośliwie jego pacynka - I nie umiesz wymyślić naprawdę dobrego planu działania.
- Ej! - obruszył się 005, patrząc groźnie na Jacoba - Myślisz sobie, ty mądralo, że jesteś taki bystry?!
- No pewnie, że tak! - Jacob zaczął się kłócić ze swym właścicielem - Gdybym to ja był agentem, to działałbym o wiele skuteczniej niż ty.
- Poważnie? Przecież ty nawet nie masz mózgu!
- Ty także go nie masz i jakoś żyjesz!
- COŚ TY POWIEDZIAŁ?! Odszczekaj to natychmiast!
- Ani mi się śni!
Arlekin zaczął dusić pacynkę, a przy okazji swoją dłoń. Patrzyłam na to nieco zdegustowana.
- On dusi własną rękę - jęknęłam - I jeszcze ją bije.
Załamana spojrzałam na jego ludzi, którzy bez słowa rozłożyli załamali ręce, jakby chcieli mi powiedzieć: „A co my możemy“? Musiałam przyznać w duchu, że cała ta scena byłaby nawet bardzo zabawna, gdyby nie to, że była żałosna. Jeśli Arlekin uważał, iż jest zabawny, to się grubo mylił. Ale w sumie czego od niego oczekiwałam? Przecież on dawno zatracił rozum, a co dopiero dobry smak i prawdziwe poczucie humoru.
Arlekin tymczasem w swojej walce z pacynką spadł na podłogę i zaczął się po niej tarzać, szarpiąc przy okazji swego rzekomego przeciwnika.
- Przepraszam, że przeszkadzam ci w zabawie, mój kuzynku, ale chyba przetrzymujesz tu moją dziewczynę i to wbrew jej woli.
Po tych słowach spojrzałam zdumiona w kierunku, z którego dobiegł mnie ten głos. Ku mojej radości zobaczyłam Asha.
- Ash! - zawołałam go po imieniu.
Arlekin szybko pozbierał się z ziemi, zaś jego ludzie zrobili krok w kierunku detektywa z Alabastii, ale ich szef szybko ich powstrzymał ruchem dłoni. Widocznie sam chciał się rozprawić ze swoim rywalem.
- No proszę, mój kochany kuzynek - zachichotał agent 005 - Widzę, że przybyłeś w samą porę, aby ze mną sobie pogadać.
- A czego ode mnie sobie życzysz? - zapytał mój luby.
- Przede wszystkim tego, abyś poszedł sobie spać z Magikarpami, ale to później. Na razie mam do ciebie mały interes.
- Poważnie? A jaki?
- Przestań roznosić o mnie plotki, bo psujesz moje dobre imię.
- Dobre imię? To ty je jeszcze posiadasz, Kevinie? - zapytał gniewnie mój chłopak - A poza tym o jakich plotkach mówisz?
- O tych, że rzekomo ukradłem wczoraj jakiegoś Pokemona.
- A ukradłeś?
- Ukradłem ich miliony, ale nie wczoraj i nie w tym mieście!
- Szczerze? Jakoś wątpię w prawdziwość twoich słów.
- Szczerze? Mało mnie to interesuje, ale nie waż się psuć mi opinii, bo będę musiał sobie z tobą inaczej pogadać.
- Tak? A co mi zrobisz, kuzynku?
- Pika-pika! - dodał bojowo Pikachu.
Arlekin zachichotał podle, po czym złapał Asha za rękę i wykręcił mu ją. Dzielny elektryczny gryzoń skoczył na pomoc swojemu trenerowi, ale otrzymał silnego kopniaka od 005, po której przez chwilę nie miał siły się ruszyć.
- Widzisz, ile potrafi jedna moja ręka, kuzynku? - warknął podle agent Giovanniego - Jesteś nikim wobec mnie, chłoptasiu.
Następnie puścił on Asha w taki sposób, że ten upadł na podłogę tuż pod moje nogi. Szybko podskoczyłam do mojego chłopaka i pomogłam mu się podnieść.
- Siła fizyczna to jeszcze nie wszystko! - warknęłam na niego - Trzeba mieć jeszcze intelekt!
- Ja mam jedno i drugie, natomiast twój chłoptaś ma chyba problemy z obydwoma, czego dowodzi to, że tutaj się znajduje.
Następnie Arlekin pstryknął palcami i wskazał ręką na nas oboje. Jego ludzie natychmiast nas otoczyli.
- Gdybyś był mądry, to sprowadziłbyś pomoc, a nie przyszedł tu sam po własną zgubę, kuzynku - powiedział po chwili ten podlec.
Wówczas Ash wybuchł gromkim śmiechem i przez chwilę sprawiał on wrażenie, jakby sam oszalał, podobnie jak 005.
- Co cię niby tak bawi, co? - zapytał nasz przeciwnik.
- Twoja głupota, kuzynku - zaśmiał się mój luby, rozmasowując sobie obolały nadgarstek - Jesteś strasznie głupi, jeżeli uważasz, że przyszedłem tutaj sam wiedząc, że mojej dziewczynie coś grozi.
- Poważnie? A czy to nie jest podobne do ciebie? Leźć w sam środek niebezpieczeństwa, żeby tylko ratować bliskich?
- Możliwe, ale niekiedy wyciągam wnioski z tego, co mi się wcześniej przydarza.
- Poważnie? A jakie wnioski wyciągnąłeś teraz?
- Takie, żeby nie przychodzić tu samemu.
Chwilę później drzwi pomieszczenia, w którym byliśmy zostały dziko wyważone i wparował przez nie Blaziken, ale nie taki zwyczajny Blaziken, ale taki po megaewolucji. Pokemon zaryczał groźnie, po czym złapał dwóch ludzi Arlekina i odrzucił ich niczym szmaciane lalki prosto na ścianę. Zrobił to samo z kolejnymi dwoma, natomiast Pikachu, który zdołał odzyskać część swoich sił, szybko poraził prądem kolejnych napastników. Wtedy wszyscy podwładni naszego przeciwnika padli nieprzytomni na podłogę i nie byli już dla nas zagrożeniem.
- W nogi! - zawołał Ash, łapiąc mnie za rękę - Zanim ci kolesie się obudzą!
Nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że mój chłopak jest tchórzem. Po prostu realnie ocenił sytuację. Bandyci z organizacji Rocket mieli broń palną przy sobie i na pewno w każdej chwili mogli jej użyć. Ash miał zaś przy sobie jedynie plastikowy straszak, a taka broń raczej niewiele by nam pomogła w tej sytuacji. Musieliśmy więc uciec i sprowadzić pomoc. Arlekin jednak nie zamierzał nam wcale tego ułatwić.
- Już sobie idziecie?! - zawołał - A może zagracie ze mną w karty przed wyjściem?
Następnie ten szaleniec cisnął w naszą stronę dwie karty z wizerunkiem Jokera. W ostatniej chwili zdołaliśmy uniknąć tych pocisków, które trafiły w ścianę za nami. Doskonale wiedzieliśmy, że te karty są naprawdę bardzo groźne. Mają ostro zakończone końce i potrafią zranić niczym noże, a może nawet i zabić. Lepiej było więc uniknąć bliskiego z nimi spotkania.
- Wybacz, ale zagramy z tobą innym razem! - zawołał Ash.
Arlekin pochwycił szybko za swój wierny parasol, aby z jego pomocą powstrzymać naszą ucieczkę, jednak nie doszło do tego, ponieważ Blaziken doskoczył do niego i obaj zaczęli się ze sobą szarpać. To nam dało szansę na ucieczkę. Wybiegliśmy szybko z pokoju, a nasz pokemoni sojusznik oraz Pikachu szybko wylecieli za nami.
- Ach, ten mój kuzynek! Skąd on bierze te wszystkie Pokemony, które mu pomagają? - usłyszeliśmy za sobą głos Arlekina.
Następnie ten sam głos przemienił się w gniewny ton.
- Na co czekacie?! Idźcie i zapytajcie go o to! Czy ja zawsze muszę o wszystkim sam myśleć?!
Widocznie mówił on te słowa do swoich ludzi, ale ci byli zbyt osłabieni walką z nami, aby móc nas ścigać, więc z pościgu wyszły nici.
- Ty to masz pomysły, wiesz? - zaśmiałam się do mojego chłopaka - Już myślałam, że przyszedłeś mi na pomoc bez wsparcia z zewnątrz.
- Przybiegłbym, gdyby nie pan Meyer - odpowiedział mi wesoło Ash - Spotkałem go biegnąc tutaj. Wyczuł, że coś jest nie tak, więc zapytał mnie, o co tu chodzi. Powiedziałem mu to, a on wtedy użyczył mi swego Blazikena w formie po megaewolucji, aby mi pomógł.
- Dzielny pan Meyer. Który to już raz wyciąga on nas z tarapatów?
- Nie mam pojęcia, bo straciłem rachubę. Ale jedno jest pewne. Będzie świetnym mężem dla mojej mamy.
- To samo właśnie przyszło mi do głowy.
Dalej sprawy potoczyły się bardzo szybko. Policja z sierżant Jenny na czele szybko przybyła na miejsce. Powodem tego był fakt, że Steven Meyer w chwili, gdy Ash z Pikachu i jego Blazikenem ratowali mi życie, szybko zadzwonił po pomoc. Policjanci sprawili się jak należy, przybywając dość szybko na miejsce i aresztując skołowanych ludzi Arlekina, ale niestety jego samego już nie schwytali. Drań ponownie nam się wymknął, co zresztą było bardzo łatwe do przewidzenia. Takie kanalie są niestety zbyt sprytne, żeby dać się aresztować. Oczywiście ich schwytanie jest możliwe, ale nie od razu. Trzeba się z nimi sporo, ale to naprawdę sporo namęczyć. Wiedzieliśmy więc, że jeszcze nieraz przyprawi nas on o ból głowy (delikatnie mówiąc), mieliśmy jednak wielką nadzieję, że w końcu temu draniowi powinie się noga, a wtedy to już on nam się nie wymknie.
Oczywiście po tym wszystkim Jenny pogratulowała nam tego, że nieco przyczyniliśmy się do triumfu sprawiedliwości. Ash zaś zapytał ją o Harleya.
- Czy przyznał się on już do kradzieży Frogadiera?
- Jeszcze nie, ale to tylko kwestia czasu - powiedziała policjantka - Poza tym drań i tak sobie posiedzi, bo wyobraź sobie, że ukradł niedawno kilka Pokemonów dla waszego kumpla, Arlekina.
- On nie jest naszym kumplem! - pisnęłam oburzona.
- To bez znaczenia - machnęła lekceważąco ręką policjantka - Tak czy siak byliśmy ciekawi, gdzie też ten koleżka trzyma porwanego Frogadiera. Wysłałam ludzi, którzy odkryli, że Harley przebywa u swego kolegi, a nie w Centrum Pokemon. Posłałam tam ludzi i wyobraźcie sobie, co odkryłam. Chwilę przedtem, zanim to dostałam telefon od waszego przyjaciela, pana Meyera, otrzymałam wieść, że kumpel Harleya zaczął uciekać, ledwie ujrzał moich ludzi. Ci oczywiście złapali go i przeszukali jego domek. I wiesz, co tam znaleźli? Kilkanaście Pokemonów skradzionych różnym trenerom. Nie wiem, komu je ukradli, ale trzymali je obaj w piwnicy domu w specjalnych pokeballach służących do kradzieży. Moi ludzie przycisnęli tego kolesia, ten zaś wszystko im wyśpiewał. On i Harley pracowali już od jakiegoś czasu dla Arlekina. Mieli mu sprzedać te Pokemony. Harley był pośrednikiem między swoim kumplem, a waszym znajomym. Podejrzewam, że pół roku temu, jak dostał wyrok w zawiasach, to też pracował dla kogoś z organizacji Rocket. A może nawet wcześniejsze kradzieże też były na zlecenie. Wtedy za to nie beknął, ale tym razem mu się oberwie! Poprawczak murowany!
- To dlatego Arlekin tu przybył! - zawołałam, przerywając ten wywód - Nie ze względu na mnie czy na ciebie, Ash! On chciał tutaj się spotkać z Harleyem, swoim człowiekiem i za jego pośrednictwem kupić te skradzione dla niego Pokemony, ale na jego nieszczęście pracujący dla niego agenci poszli siedzieć, dlatego przybył na stadion, aby się na nas wyżyć.
- To pewnie prawda - powiedział detektyw z Alabastii - I obawiam się, że muszę przyznać ci rację. To nie Arlekin napisał te wierszyki dla Lionela.
- Miło mi, że wreszcie się ze mną zgadzasz.
- Nie mam innego wyjścia, kochana Serenko. No bo tak logicznie rzecz ujmując, to jego niewinność jest całkowicie pewna. Tylko wobec tego kto stoi za porwaniem Frogadiera?
- Na pewno Harley - powiedziała sierżant Jenny - Idzie w zaparte, aby zagmatwać nasze śledztwo, ale spokojnie. Posiedzi na dołku, przycisnę go, a do wszystkiego się przyzna.
Ash nie wyglądał na specjalnie przekonanego jej słowami, ale zachował milczenie, gdyż wolał darować sobie kłótnie z policjantką.
***
Po odbyciu tej rozmowie wróciłam do loży dla VIP-ów, gdzie siedzieli moi przyjaciele, natomiast Ash zasiadł ponownie miedzy sędziami i zajął się swoimi obowiązkami. Spędziliśmy resztę dnia bardzo miło, oglądając (rzecz jasna z przerwami) walki uczestników Mistrzostw Pokemonów. Skończyły się one dopiero późnym popołudniem. Potem ja i mój ukochany poszliśmy na posterunek policji, gdzie poprosiliśmy drogą sierżant Jenny o pozwolenie przesłuchania Harleya. Policjantka wyraziła na to zgodę i odprowadziła nas do aresztu, po czym zostawiła samych z tym draniem.
- No proszę... Kogo ja tu widzę? Dwoje jakże genialnych detektywów jak zwykle na tropie - mruknął złośliwie złodziejaszek.
- No proszę, kogo ja tu widzę? Złodziejaszek w klatce - odgryzł mu się nie bez satysfakcji Ash.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
Harley jęknął z gniewem, po czym wysyczał:
- Powiedzcie mi, proszę... Czemu to zawdzięczam swoje uwięzienie, nie licząc oczywiście nieczystego sumienia? Twojemu geniuszowi?
- Raczej przypadkowi - odparł detektyw z Alabastii - Sierżant Jenny od rana zbadała sobie twoje dane i uznała, że jesteś głównym podejrzanym ze względu na swe dawne przewinienia. Potem posłała ludzi, aby zbadali twoje miejsce pobytu w tym mieście. No i twój kumpel tam był, a widząc policję spanikował i zaczął uciekać. W ten sposób się zdradził, że jest z nim coś nie tak, dlatego też policja z ostrożności przeszukała wasze lokum i znalazła skradzione Pokemony.
- Idiota! - warknął Harley - Ten mój kumpel to idiota. A już myślałem, że to właśnie twojej błyskotliwości zawdzięczam swoją odsiadkę, ale nie! Ja ją zawdzięczam temu kretynowi!
- Przyznaję, że nie wykazałem się w tym śledztwie - powiedział Ash - A w każdym razie nie w twoim przypadku. Tak czy inaczej wszystko już jest jasne. Arlekin to twój szef, prawda?
- Owszem. Wynajął mnie on, abym kradł dla niego Pokemony. Doszedł jakoś do tego, że kiedyś to zrobiłem, więc uznał, że jak najbardziej mogę to zrobić ponownie. A ja poprosiłem o pomoc mego drogiego kumpla. Czasami kradliśmy razem, ale w większości przypadków to on kradł, ja natomiast się kontaktowałem z Arlekinem, aby odebrał towar. Dzisiaj otrzymalibyśmy z moim kolegą zapłatę, gdybyś się nie wtrącił, panie detektywie.
- Nie ty jeden masz dzisiaj do mnie pretensje - mruknął złośliwie mój ukochany - Ja sam mam do siebie żal. Podejrzewałem Arlekina o kradzieży Frogadiera Lionela Montany, ale się pomyliłem. Żadem z was nie ma z tym nic wspólnego.
- Przykro mi, że cię rozczarowałem - odrzekł mu ironicznie Harley - O co jeszcze chcesz mnie zapytać?
- Gdzie teraz przebywa Arlekin?
- A skąd ja niby mam to wiedzieć?
- Przecież jest twoim szefem - odezwałam się po raz pierwszy podczas tej rozmowy.
- Ale nie cieniem, więc nie wiem, gdzie on obecnie przebywa.
Ash złapał go za poły ubrania.
- Uważaj, bo jak cię zostawię sam na sam z moim Pikachu, to zaraz ci się pamięć odświeży!
Mój chłopak był widocznie bardzo zawzięty na to, aby złapać Arlekina, a po dzisiejszej przygodzie jego pragnienie jeszcze bardziej się wzmogło. Niestety, ten nędzny złodziejaszek nic nie wiedział, więc musieliśmy sobie z nim dać spokój i wyjść z aresztu.
- Dała wam coś ta rozmowa? - zapytała Jenny.
- Niestety nie - odpowiedział jej smętnie Ash - Tylko potwierdziła moje przypuszczenia względem tego nędznego rabusia. Nie on ukradł Frogadiera.
- Więc jeśli nie on, to kto?
- Tego jeszcze nie wiem.
Zasmucony tym wszystkim Ash wyszedł z posterunku policji razem ze mną i Pikachu.
- To wszystko jest naprawdę dziwne - powiedział detektyw z Alabastii - Ktoś zadał sobie tyle trudu, aby zwalić winę za tę kradzież na Arlekina. Ja nawet dałem się na to nabrać, ale ty dostrzegłaś coś, czego ja nie widziałem wcześniej... To, że jest to tylko nędzne naśladowanie naszego przeciwnika. Te wierszyki rymują się inaczej niż wtedy, kiedy pisał je Arlekin. No i jest jeszcze jedno.
- Co takiego? - zapytałam.
- Ilość tych wierszyków... Dlaczego są tylko dwa? Nasz drogi Arlekin zostawiłby ich więcej. No i to, jak to wszystko wygląda... Pierwszy wierszyk łatwo było rozwiązać, a drugi już nie. O co tu chodzi?
- Sprawa jest coraz bardziej zagmatwana - powiedziałam.
- Pika-pika! - zapiszczał smętnie Pikachu.
- Możliwe... A może ja po prostu czegoś tu nie dostrzegam? Tak czy inaczej muszę się spieszyć. Lionel ma przecież pojutrze walczyć. Bez swego startera może nie dać sobie rady. Mamy coraz mniej czasu.
Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć, dlatego szłam w milczeniu obok niego pogrążona w ponurych myślach.
- Ash! Serena! Hej! - usłyszeliśmy nagle, jak ktoś nas woła.
Odwróciliśmy się za siebie i zauważyliśmy wtedy, że przy stoliku w małej kawiarence siedzi właśnie Diantha w towarzystwie Johna Scribblera. Na nasz widok oboje uśmiechnęli się wesoło i zawołali nas, abyśmy do nich podeszli. Oczywiście spełniliśmy ich prośbę.
- Witajcie, kochanie - powiedziała Mistrzyni Pokemon - A co wy oboje tacy smutni?
- Nie umiemy rozwiązać pewnej trudnej dla nas zagadki - odpowiedział jej Ash.
- Pika-pika-chu! - dodał ponuro Pikachu.
- Nie mów mi tylko, że słynny detektyw z Alabastii zamierza się teraz poddać? - zażartował sobie pisarz.
- Chyba nie ma on wyboru - odrzekł mój luby - Przecież nie mamy już żadnych poszlak. Nic się w tej sprawie nie zgadza.
Nasi przyjaciele pokazali dłońmi, abyśmy usiedli obok nich, po czym zamówili dla nas porcję lodów.
- Właśnie się tu spotkaliśmy, aby omówić z Dianthą ekranizację mojej nowej książki - mówił wesoło John Scribbler - Poprzednia już doczekała się filmowej adaptacji i teraz pora na kolejną. Mój detektyw bardzo się spodobał widzom.
- Miło mi to słyszeć - powiedziałam wesoło.
- Mnie również - stwierdził Ash, powoli się uśmiechając - Kiedy miała miejsce premiera tego filmu?
- Półtora tygodnia temu - wyjaśnił pisarz.
- Czyli jeszcze wyświetlają ten film w kinach? - spytałam.
- Jak najbardziej - odparła Diantha - A co? Zamierzacie się na niego wybrać?
- Ja bardzo chętnie - odpowiedziałam.
- W sumie to ja także - dodał mój chłopak - Zobaczę sobie przynajmniej jakiegoś prawdziwego detektywa w akcji. Założę się, że Henry Willow lepiej rozwiązałby tę zagadkę niż ja.
- Czy ja wiem? - zaśmiał się wesoło pisarz - Może tak, może nie.
- Biedny Lionel - rzekła smutno Diantha - Bez Frogadiera, który jest jego najlepszym Pokemonem, może sobie nie dać razy podczas Mistrzostw, chociaż... Choć tak zczerze mówiąc to nie wiem, czy nie jest mu to na rękę.
- Niby czemu? - zapytałam.
- On jakoś nie czuje zapału do tych walk - wyjaśniła kobieta.
- Korrina dzisiaj mówiła mi dokładnie to samo - powiedział detektyw z Alabastii - Myślałem jednak, że zmyśla.
- Korrina wie, co mówi - stwierdziła Mistrzyni Pokemon - Żyję nie od dzisiaj, kochani i widziałam wielu trenerów. Wiem więc, kiedy człowiek ma zapał do tego, co robi, a kiedy nie. W twoich oczach, Ash, widzę bardzo wiele zapału, a jego oczach widziałam jedynie smutek.
- Podobno on wolałby zostać artystą - zauważył mój luby.
- To by się zgadzało z tym, z jakim zachwytem patrzył on na ulicznych grajków - dodałam.
- Pika-pika! Pika-chu! - poparł mnie Pikachu.
- Wobec tego czemu nim nie zostanie? - zapytał John Scribbler.
- Podobno jego rodzina nie pochwala takich pomysłów - wyjaśnił Ash - Ponoć to wstyd mieć artystę w rodzinie.
Pisarz westchnął głęboko, gdy to usłyszał.
- Podobno posiadanie pisarza w rodzinie to też wstyd. Dziwne jednak, że posiadanie polityka w rodzinie jakoś nie jest ujmą na honorze.
Parsknęliśmy z Pikachu śmiechem, słysząc te słowa.
- Tak czy inaczej rozumiem Lionela - mówił dalej pisarz - Sam kocham sztukę i to nawet bardzo. Podobnie jak Kronikarz.
- Kronikarz? Mówisz o Hubercie Mareyu? - zapytała Diantha.
- Hubercie Mareyu?! - zawołaliśmy zaintrygowani ja i Ash - Dziadku Violi i Alexy?!
- Tak, właśnie o nim - pokiwał głową Scribbler - On również chciał być artystą. Jego ojciec uważał takie plany za żałosne, a mimo to dzielny Hubert osiągnął swój cel i zyskał sławę na cały świat. Jednak on także długi czas oszukiwał sam siebie, że podobają mu się walki oraz bycie trenerem. Los pozwolił mu ostatecznie spełnić marzenie, ale coś mi mówi, że nasz drogi Lionel nie będzie miał tak lekko, gdy będzie tak ciągle kłamał.
- A co ty byś zrobił na jego miejscu? - spytała Mistrzyni Pokemon.
Pisarz szybko udzielił jej odpowiedzi:
- Ja na jego miejscu albo bym wyłożył kawę na ławę, albo posunął się do jakiegoś podstępu, aby osiągnąć swój cel.
- Podstępu? - zapytał Ash.
I nagle zaczął powoli układać sobie w głowie jakiś plan.
- Hmm... Być może to by miało sens...
Następnie zaczął jeść lody i patrzeć zachwycony na pisarza.
- Znam to spojrzenie - zaśmiała się Diantha - Ono oznacza, że masz już jakiś pomysł, prawda?
- Pika-pika-chu! - pisnął potwierdzająco Pikachu.
- Dokładnie tak - powiedział mój luby - Jednak zanim się nim z kimś podzielę, to muszę zweryfikować pewne dane. Gdy już wszystko będzie dla mnie jasne, przekażę wam, co odkryłem.
Po tych słowach zamilkł i skupił się na swoich lodach.
Odbyliśmy miłą pogawędkę z Dianthą i Johnem Scribblerem, po czym pożegnaliśmy ich przyjaźnie, aby następnie skierować swe kroki do Centrum Pokemon.
- Powiesz mi, co wymyśliłeś? - zapytałam go.
- Później. Najpierw muszę jeszcze coś ustalić, kochanie - odpowiedział mi mój luby.
Następnie, gdy byliśmy na miejscu, zapytał on miejscową siostrę Joy o Miette. Kobieta wskazała mu jej pokój, więc poszliśmy oboje do niej, aby z nią porozmawiać. Niebieskowłosa dziewczyna uśmiechnęła się wesoło, gdy tylko nas zobaczyła (a raczej ucieszył ją jedynie widok Asha, bo co do mojej osoby, to raczej nie budziła ona jej zachwytu).
- Witaj, Ash - powiedziała - Co cię tu sprowadza?
- Pewne sprawa - rzekł detektyw z Alabastii - Chodzi o tego chłopaka, który wynajął cię do tego, abyś zostawił list na poczcie dla Lionela. Możesz mi powiedzieć o nim coś więcej?
- Obawiam się, że niestety nie. Bardzo mi przykro, ale naprawdę nie przypominam sobie nic więcej ponad to, co ci już powiedziałam.
- Poważnie? Spróbuj sobie przypomnieć coś jeszcze. Może jednak jakiś szczegół utkwił w twojej pamięci.
Miette pomyślała przez chwilę, aż w końcu rzekła:
- A właściwie to... Chyba jednak coś sobie przypomniałam. Chociaż nie wiem, czy to ma znaczenie.
- O co chodzi? - zapytałam podnieconym tonem.
- Widzicie... Kiedy ten koleś dał mi list, najpierw podał mi coś zupełnie innego.
- Co takiego?
- Jakąś kartkę złożoną na czworo, jednak zorientował się po chwili, że to nie ta i dał mi właściwy list. Ale to chyba bez znaczenia.
- Przeciwnie - rzekł Ash z uśmiechem na twarzy - Miette, to ma wielkie znaczenie! Dziękuję ci! Pomogłaś mi!
Następnie odszedł zadowolony, a ja poszłam za nim razem z Pikachu. Wróciliśmy potem do naszego pokoju. Zastaliśmy tam naszych przyjaciół z ponurymi minami. Max miał najbardziej ponurą z nich, gdyż siedział przy komputerze załamany.
- Coście tacy ponury? - zapytał Ash.
- Przykro mi, Ash, ale nie zdołałem znaleźć w internecie wiadomości na temat domku, który by pasował do naszego wiersza - wyjaśnił Max - Żaden dom z okolic Lumiose nie wygląda jak ten, o którym mówi zagadka. Nigdy też żaden z nich nie należał do czarownicy ani osoby podejrzanej o czary. Obawiam się, że tym razem nawaliłem.
Ash spojrzał na niego z uśmiechem.
- Przeciwnie, przyjacielu. Odkryłeś wszystko jak należy.
- Ale ja nie odkryłem niczego.
- I o to chodzi, Max! I o to chodzi - zaśmiał się detektyw z Alabastii - Zaraz wam wyjaśnię, co mam na myśli. Słuchajcie zatem...
***
Następnego dnia ja i Ash poszliśmy do pokoju Lionela. Chłopak przyjął nas z ponurym uśmiechem na twarzy.
- Macie dla mnie jakieś wiadomości? - zapytał.
- Owszem, mamy - rzekł mój luby - Znamy już adres, pod którym został ukryty twój Pokemon.
- Naprawdę? A co to za adres?
Ash podał mu kartkę papieru. Lionel przyjrzał się jej uważnie.
- Ale tu nie ma nic napisane.
- Wiem o tym. Liczę na to, że ty napiszesz mi ten adres.
- Że co?
Detektyw z Alabastii popatrzył na niego uważnie.
- Dość tej głupiej zabawy, Lionelu Montana. Wiemy już wszystko. Nie było żadnej kradzieży twego Pokemona. To twój Frogadier sam dał ci w łeb, a potem uciekł przez okno, aby ukryć się w bezpiecznym miejscu. Zrobił to jednak na twoje własne życzenie.
Lionela zamurowało. Nie wiedział przez chwilę, co powiedzieć, ale też nie próbował zaprzeczać oczywistym faktom. Spuścił tylko głowę w dół i w chwili, gdy już odzyskał mowę, rzekł ponuro:
- Ja... Ja naprawdę nie wiem... Co powiedzieć...
- Lepiej już nic nie mów - mruknęłam gniewnie - Wiemy doskonale, co zrobiłeś i dlaczego. Nie wstyd ci zwalać winę na Korrinę i Harleya? Tak, ten drugi wcale nie jest święty, a wręcz przeciwnie i niechcący przyczyniłeś się do jego aresztowania, za co sierżant Jenny będzie ci zresztą niewymownie wdzięczna.
- Ale nie zmienia to tego, co zrobiłeś - dodał gniewnym tonem Ash - Oszukałeś nas! Nas... Ludzi, których rzekomo traktujesz jak przyjaciół!
- Bo to prawda! Jesteście moimi przyjaciółmi! - jęknął Lionel.
- Jakoś dziwnie okazujesz nam swoją przyjaźń - burknęłam.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał gniewnie Pikachu.
Chłopak w okularach spojrzał załamany na Asha i powiedział:
- Wszystko, co mówicie, jest prawdą. Ale jak na to wpadłeś?
- Na trop naprowadził mnie John Scribbler - rzekł detektyw z Alabastii - Powiedział mi wczoraj coś, co dało mi bardzo do myślenia.
- Czy chodzi o to, że gdyby on miał taką sytuację jak Lionel, to pewnie wymyśliłby jakiś podstęp, aby uniknąć walk? - zapytałam.
- Właśnie o tych słowach mówię - potwierdził mój chłopak - Wtedy już zaczynałem powoli wszystko rozumieć, jednak najpierw musiałem zdobyć dodatkowe informacje. Dostarczyła mi je Miette mówiąc, że osoba, która jej dała list do ciebie i kazała zostawić go na poczcie, początkowo podała jej zupełnie coś innego, jakąś taką kartkę papieru i dopiero po chwili ta osoba się zorientowała, że kopertę z kluczykiem do skrytki ma wciąż przy sobie, dlatego bardzo szybko ta osoba przeprosiła za swoją pomyłkę i dała Miette właściwy list do wysłania. Skąd taka pomyłka? Było dla mnie jasne, że tajemniczym osobnikiem w okularach przeciwsłonecznych i rudej peruce byłeś ty. Musiałeś zdjąć swoje okulary i zastąpić je przeciwsłonecznymi, aby nie było widać twoich oczu, po których Miette by cię mogła z łatwością poznać. Poza tym chciałeś udawać kogoś, kto ma dobry wzrok, aby w razie czego nas zmylić. Niestety, okulary przeciwsłoneczne nie pomagają osobom, które mają wadę wzroku, dlatego biedaku byłeś prawie ślepy rozmawiając z Miette nią i nie zorientowałeś się, że dałeś jej kartkę, którą to zamierzałeś potem zostawić w swoim pokoju jako dowód winy Arlekina. Dopiero tak kilkanaście sekund później pojąłeś, że wyjąłeś z kieszeni nie to, co trzeba i szybko naprawiłeś błąd. Ale mnie to dało do myślenia.
- Potem resztę dołożył Max, nasz drogi przyjaciel - wtrąciłam się do rozmowy - Nie mógł on znaleźć w Internecie w okolicy Lumiose żadnego domu, który by leżał na błoniach i pasował do opisu w wierszyku numer 2, a prócz tego należał kiedyś do osoby choćby podejrzanej o czary. Dlaczego? Bo takiego domu nie ma. Wymyśliłeś go sobie, aby poszukiwania Frogadiera się przeciągnęły.
- Muszę przyznać, że sprytnie to sobie wykombinowałeś - powiedział Ash - Naprawdę bardzo pomysłowy był twój plan. Miałeś już dosyć walk i tego, że twoi rodzice oraz wuj cię do nich zachęcają, więc cóż... Wymyśliłeś sobie, że możesz się od nich wymigać w sprytny sposób. Widząc reakcję Harleya na porażkę uznałeś, iż nadaje się on doskonale na kozła ofiarnego. Prócz tego widok mnie, detektywa z Alabastii przypomniał ci o mojej walce z Arlekinem. Czytałeś o niej pewnie w „Kalos Express“. Więc napisałeś jego wzorem dwa liściki do siebie samego w formie wierszy, aby na niego spadła wina. Miało to być zabezpieczenie na wypadek, gdyby Harley się jednak wymigał, a sądziłeś, że tak będzie. W razie czego miałeś jeszcze jeden atut w rękawie: Korrinę, która nie ukrywała swojej niechęci do ciebie. Dałeś policji aż trzech podejrzanych, zaś ciebie nikt nie podejrzewał, bo w końcu byłeś poszkodowanym i praktycznie wszystko traciłeś po porwaniu Frogadiera. Nikt by nie przypuszczał, że tak naprawdę żadnego porwania nie było. Nikt poza pewnym detektywem z Alabastii.
- Twój plan był prosty i zarazem bardzo przebiegły - kontynuowałam wypowiedź mojego chłopaka - Napisałeś do siebie dwa krótkie listy. Potem w przebraniu ukryłeś na poczcie list numer 2, a następnie zaczepiłeś Miette, aby przekazała pracownicy poczty kopertę z kluczem do skrytki numer 693, w której schowałeś ów feralny list. Potem zaś wróciłeś do swego pokoju, zostawiłeś liścik numer 1 i poprosiłeś Frogadiera, aby walnął cię w łeb. Ten to uczynił, a potem zgodnie z waszym planem uciekł w bezpieczne miejsce. Ty zaś udawałeś, że zostałeś napadnięty i mąciłeś nasze śledztwo w taki sposób, abyśmy nigdy nie doszli prawdy.
- I pewnie byśmy jej nie doszli, gdyby nie twoje błędy - powiedział złośliwie Ash - Najwięcej cię wkopało to, że chciałeś pogrążyć Korrinę. To właśnie ona mi powiedziała, że podsłuchała rozmowę swego dziadka z tobą, w której to rozmowie przyznałeś się, że naprawdę nie czujesz zamiłowania do walk.
- To prawda, taka rozmowa rzeczywiście miała miejsce - powiedział smutnym głosem Lionel - Nie chciałem tego mówić temu miłemu i mądremu staruszkowi, ale on mnie przycisnął, więc powiedziałem mu wszystko. Nie wiedziałem jednak, że ta jego zarozumiała wnuczka wszystko słyszy.
- No widzisz, stary... Musisz przewidywać takie rzeczy, jeśli planujesz kolejne tego typu akcje - zakpił sobie z niego Ash - No i musisz następnym razem namówić wujka, aby zatrudnił kogoś mniej inteligentnego niż my do prowadzenia śledztwa w takiej sprawie, bo w przeciwnym wypadku prędzej czy później wpadniesz.
Okularnik załamany usiadł na swoim łóżku, po czym rzekł:
- Nie sądziłem, że tak szybko wpadniecie na mój trop. Słyszałem o was wiele dobrego, jednak przyznaję, że nie doceniłem was.
- I to był twój największy błąd - odparł mój luby - Gdzie masz swego Frogadiera?
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
- U siostry Joy. To moja dobra znajoma. Ale ona nie wiedziała o tym, co planuję. Miała tylko milczeć w sprawie Frogadiera, gdyby ktoś ją o coś pytał. Więc milczała. Błagam, nie mówcie nic policji! Nie chcę jej wrabiać! Ona może stracić pracę!
- Spokojnie - powiedział detektyw z Alabastii - Mam pewien pomysł, który pomoże nam sprawić, żeby wszyscy (a przynajmniej prawie wszyscy) byli zadowoleni. Musisz tylko nam pomóc.
Lionel spojrzał na niego radośnie.
- Zrobię, co zechcesz. Tylko powiedzcie mi, co mam robić.
- To proste - zaczął mu wyjaśniać mój luby - Najpierw weźmiesz swego Frogadiera od siostry Joy i pójdziesz do swego wuja. Tam zaś powiesz mu, że z naszą pomocą znalazłeś swego Pokemona.
- Niby jak mam mu to wcisnąć?
- Jesteś bystry, więc coś wymyślisz. Przez ostatnie dwa dni udawałeś, że zostałeś okradziony ze swego startera, a poza tym doskonale wszystkich umiałeś przekonać do tego, że mówisz prawdę. Skoro byłeś taki bystry, aby to zrobić, to na pewno teraz wymyślisz jakąś dobrą bajeczkę dla swojego wujka, żeby go przekonać co do prawdziwości swych słów. Pamiętaj też, że w razie czego pomożemy ci ustalić szczegóły.
- Dlaczego?
- Co dlaczego?
- Dlaczego chcecie mi pomóc?
Ash podrapał się lekko po nosie, po czym rzekł:
- Prawdę mówiąc mamy kilka powodów. Po pierwsze twoje kłamstwa pomogły aresztować ludzi Arlekina, w tym także Harleya oraz jego głupiego kumpla, zatem jakby nie patrzeć przyczyniłeś się do złapania przestępców. Twoje kłamstwo wyszło nam na dobre, ale nie zawsze tak będzie. Po drugie nie chcemy, aby siostrę Joy zwolnili z pracy przez twoje głupie intrygi. Po trzecie zaś przypominasz mi pewnego człowieka, którego to miałem okazję osobiście poznać. On też nie chciał być trenerem Pokemonów, ale artystą i mimo sprzeciwu swego ojca postawił w końcu na swoim. Świat chyba nie znał bardziej sympatycznego człowieka oddanego sztuce... No, nie licząc Johna Scribblera, ale nie o nim tu mówię. Ten człowiek był mi przyjacielem.
- A co się z nim stało? - zapytał zaintrygowany tymi słowami Lionel.
- Zmarł jako starszy pan - odpowiedział Ash - Ale jak jeszcze żył, to zdobył moją przyjaźń i szacunek. Ze względu na niego i na to, jak bardzo mi go przypominasz jestem gotów przymknąć oko na twoje sprawki, nawet na to, że uważałeś mnie za debila, który nie pozna się na tym, że go robisz w bambuko.
- To nie tak! - jęknął okularnik - Po prostu nie sądziłem, że tak szybko wpadniecie na mój trop i tyle! Miałem nadzieję, że znajdziecie go dopiero wtedy, gdy będzie po wszystkim, a ja z braku mego startera będę się musiał wycofać z Mistrzostw.
- Nie mogłeś z nich po prostu zrezygnować? - zapytałam - Albo nie wiem... Celowo podstawić się w walce, aby przegrać?
- Nie mogłem... Widzicie, gdybym przegrał, to mój ojciec uznałby mnie za kompletne zero. Matka z kolei by mi to wypominała do końca życia. Więc musiałem znaleźć wyjście pośrednie.
- No i znalazłeś - powiedziałam - Ale chyba sam rozumiesz, że będziesz musiał powiedzieć wujkowi, że nie chcesz dłużej walczyć.
On spojrzał na nas zdumiony.
- Jak to? Mam tak po prostu mu to powiedzieć? - zapytał.
- A czego się spodziewałeś?! - zdziwiłam się - Że będziesz mógł teraz spokojnie odejść z zawodów, zniknąć z oczu swoim bliskim i robić, co tylko chcesz?
- W sumie... To właśnie taki miałem plan.
Spojrzałam na niego załamana, po czym rzekłam:
- Słuchaj, mądralo. Możemy trzymać buzie na kłódkę, jeżeli chodzi o twoje intrygi, ale w tej kwestii musimy powiedzieć twemu wujkowi prawdę.
- Nie!
Ash postanowił wówczas postawić sprawę jasno.
- Słuchaj no, stary... Albo ty mu powiesz tę część prawdy, którą możesz mu powiedzieć, albo my to zrobimy. Tylko, że jak my to zrobimy, to razem z resztą faktów, jakie zamierzamy jak na razie zataić. Rozumiesz? Na razie jeszcze chcemy je zataić, jednak jeśli nas wkurzysz, powiemy mu wszystko, ale to dosłownie wszystko.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał groźnie Pikachu, zaś z jego czerwonych policzków posypały się iskry.
Chłopak zrozumiał, że jest w sytuacji bez wyjścia.
- No dobrze... A więc jak to zrobimy?
Detektyw z Alabastii nie krył swego zachwytu taką odpowiedzią.
- Już ci mówię, przyjacielu. Oto, jaki mam plan...
***
- I wtedy właśnie Ash dzięki pomocy Maxa zorientował się, że ten domek to po prostu jeden z tych samotnych domków wokół Lumiose, ale z przemalowanym kominem oraz kilkoma innymi zmienionymi szczegółami - kłamał Lionel godzinę później, gdy opowiadał swemu wujkowi naszą wersję historii - Poszliśmy tam i znaleźliśmy Arlekina razem z moim Frogadierem, którego zdołaliśmy uwolnić.
- A co z Arlekinem? - zapytał burmistrz.
- Niestety, uciekł nam - powiedział smętnie Ash - Bardzo nam przykro, ale nie zdołaliśmy go zatrzymać.
Urzędnik na szczęście jakoś nie zamierzał nam czynić z tego powodu wyrzuty, gdyż rzekł z delikatnym smutkiem w głosie.
- Rozumiem. Najważniejsze, że odzyskaliście Frogadiera i nic się wam nie stało. Powiedzcie mi tylko, dlaczego ten drań porwał startera mojego siostrzeńca? Czyżby to był aż tak rzadki Pokemon, że aż organizacja Rocket go chciała posiadać?
- Tu nie chodziło wcale o Frogadiera - wyjaśnił mężczyźnie mój luby - Tu chodziło o nas. Arlekin ma do nas uraz i to tak wielki, że postanowił nas wciągnąć ponownie w swoją chorą grę, jak już kilka razy to robił. Wiedział, że przybyliśmy do Lumiose i chciał, abyśmy zaczęli go szukać, a on czekał na nas z zasadzką. Wiedział też, że będziemy grać według jego zasad, bo jeśli nie, to Frogadierowi coś się stanie, a tego przecież nie chcieliśmy.
- Rozumiem was - rzekł burmistrz - No cóż... Zadanie było naprawdę bardzo trudne, ale cieszy mnie, że sobie z nim poradziliście. Przy okazji znowu pokrzyżowaliście szyki agentom organizacji Rocket, a to wielki plus dla systemu sprawiedliwości. Dlatego też uważam, że w pełni zasługujecie na nagrodę.
Następnie wypisał on czek na sporą sumkę, podpisał go, po czym podał Ashowi do ręki.
- Nie wiem, czy powinniśmy - powiedział detektyw.
- Pika-pika. Pika-chu! - poparł go jego starter.
Obaj mieli poważne wątpliwości, czy powinni przyjmować pieniądze, zresztą nie tylko oni, bo ja również je miałam. I nic dziwnego, ostatecznie okłamaliśmy burmistrza, a prócz tego zatailiśmy przed sierżant Jenny ważne fakty. Trudno więc uznać takie postępowanie za godne pochwały, jednak czy mogliśmy postąpić inaczej w danej sytuacji?
- O co wam chodzi? - zapytał zdumiony burmistrz - Zasłużyliście na te pieniądze. Rozwiązaliście przecież zagadkę, czy może nie?
- No... Właściwie to tak - rzekł nieco speszony Ash - Choć nieco czasu nam to zajęło. Więcej niż powinno.
- To bez znaczenia. Najważniejsze jest to, że wam się udało. Więc chcę, abyście przyjęli ode mnie te pieniądze.
- Ale panie burmistrzu...
- Nalegam!
Ash uśmiechnął się delikatnie i wziął czek od mężczyzny.
- Dobrze, no to sprawa załatwiona - zawołał radośnie urzędnik - A teraz szykuj się, młodzieńcze, bo masz jutro walkę do odbycia.
- No właśnie... - jęknął Lionel - Co do tego, to... Chodzi o to, że...
- No co, chłopcze? O co chodzi?
- Bo widzisz, wujku... Ja... Ja...
Chłopak strasznie przypominał mi teraz Clemonta, kiedy swego czasu bardzo nieśmiało chciał powiedzieć swojemu ojcu, że zamiast być Liderem Sali woli podróżować z Ashem i ze mną, jak również uczyć się od nas, jak być dobrym trenerem Pokemonów. Wtedy nasz drogi wynalazca również nie mógł wystękać jednego zdania i Bonnie musiała mu w tym pomóc. Uznałam, że muszę zrobić to samo.
- Po prostu mu to powiedz! - niemalże krzyknęłam w stronę Lionela.
Okularnik podskoczył lekko, gdy usłyszał te słowa, po czym westchnął głęboko i zaczął wyjaśniać.
- Wujku... Chodzi o to, że ja... Nie chcę walczyć w Mistrzostwach.
Burmistrz spojrzał na niego zdumiony.
- Nie rozumiem tego. O czym ty do mnie mówisz? Nie chcesz walczyć? Przecież to zawsze było twoje marzenie.
- Nie, wujku. To marzenie moich rodziców, nie moje. No i może twoje, ale ja nigdy tego marzenia nie podzielałem.
- Czemu mi nigdy tego nie powiedziałeś?
- Bo matka cię nakręciła, że mam być trenerem i koniec pieśni. Nigdy ani ona, ani ojciec, ani też ty nie chcieliście mnie wysłuchać, gdy mówiłem o czymś innym. Prawda jest jednak taka, że te wszystkie walki mnie nigdy nie kręciły. Nie lubię brutalnej walki, tej całej rywalizacji, tych dzikich ryków, jakie dobiegają z widowni, gdy dwa stworki biją się ze sobą.
- Wobec tego co lubisz?
- Chciałbym być pokemonowym artystą, tak jak słynny Hubert Marey, którego zwano Kronikarzem.
- Przecież on był pisarzem.
- Ale występował też na scenie i był w tym naprawdę dobry. Chciałbym iść w jego ślady.
- A masz chociaż do tego talent, chłopcze?
- Większy niż myślisz, wujku. A jeśli nawet nie, to go w sobie rozwinę. Ash i Serena znają tego słynnego pisarza, Johna Scribblera, który to często wystawia przedstawienia dla dzieci z udziałem kilku Pokemonów swoich przyjaciół. Pomyślałem, że od tego zacznę.
- A pomyślałeś, co powiedzą o tym twoi rodzice?
- Tak... Wiem, że nie będą zadowoleni, ale to... To... To jest moje życie, a nie ich. Sam muszę je sobie ułożyć po swojemu.
Burmistrz wpatrywał się bardzo uważnie w swego rozmówcę, po czym podszedł do niego, położył mu dłoń na ramiona i rzekł:
- Dobrze, że w końcu mi o tym powiedziałeś. Zbyt długo musiałeś to w sobie dusić, prawda? Nareszcie zrzuciłeś z siebie ten ciężar.
- Nie gniewasz się na mnie, wujku? - zapytał nieśmiało Lionel.
- Skądże, kochany chłopcze. Smuci mnie jedynie to, że masz takie małe zaufanie do mnie, aby nie powiedzieć mi o wszystkim wcześniej. Naprawdę powinieneś wcześniej się na to zdobyć. No, ale lepiej późno niż wcale. Teraz będziemy musieli jakoś powiedzieć o tym twoim rodzicom. Niezbyt im się to spodoba, ale trudno. Ważne jest to, żebyś robił w życiu to, co ty kochasz i dzięki czemu jesteś sobą. I pamiętaj, proszę, o jednej rzeczy. O tym, że masz we mnie przyjaciela, któremu zawsze możesz wszystko powiedzieć.
Lionel uśmiechnął się do swego wuja, po czym wpadł mu w objęcia, my zaś uznaliśmy, że jesteśmy zbędni, dlatego wyszliśmy z pokoju, a kilka minut później ruszyliśmy ulicą w kierunku stadionu.
- Nieźle się cała sprawa skończyła - powiedziałam wówczas do Asha.
- Tak, to prawda - kiwnął głową mój luby - Żałuję tylko jednego, że nie złapaliśmy Arlekina. A ty od początku czułaś, że to nie on jest winien. No cóż, miałaś rację.
- Ty także miałeś rację mówiąc, iż on jest w to zamieszany, bo przecież był - zauważyłam - W końcu to dla niego Harley kradł Pokemony.
- Tak... Oboje mieliśmy rację w pewnych aspektach, ale w innych się myliliśmy.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
Nagle zauważyliśmy, jak drogą przejeżdża na motorze Steven Meyer. Pomachaliśmy mu wesoło rękami, a on uśmiechnął się, ledwie nas zobaczył, po czym zatrzymał swój pojazd, zsiadł z niego i zawołał:
- Ash! Serena! Miło was znowu widzieć!
- Pana również - odpowiedzieliśmy mu, podchodząc do niego.
- Jedzie pan na zawody? - spytałam.
- Owszem, ale mamy jeszcze trochę czasu do nich - rzekł pan Meyer - Mam nadzieję, że wszystko już w porządku.
- Wszystko to na pewno nie, ale przyznaję, że pewne sprawy zostały pozytywnie zakończone - odrzekł mój chłopak.
- To dobrze - stwierdził mężczyzna wesołym głosem - A jak tam wasze śledztwo? Czy zamknęliście już sprawę porwanego Frogadiera?
- Tak - potwierdził detektyw z Alabastii - Nie mieliśmy zresztą jakiegoś większego wyboru. Sprawca nie został ujęty, ale Pokemon się znalazł. Co więcej możemy zrobić?
- Może zataić fakt o tym, kim on naprawdę jest? - zapytał niewinnym tonem nasz rozmówca.
Spojrzeliśmy na niego zdumieni.
- Słucham?! - jęknęłam - To pan wie?
- Tak, wiem.
- Ale skąd?
- Bonnie mi powiedziała.
- No jasne - mruknęłam ze złością - Jej coś powiedzieć, to zaraz innym wypapla.
- Nie miej do niej o to żalu - rzekł Steven Meyer - W końcu wasz sekret to jest też mój sekret. Nikomu o tym nie powiem, podobnie jak i wy nie powiedzieliście nikomu, że bawię się w superbohatera.
- No tak, ale przecież pański sekret nie jest wcale niezgodny z prawem - zauważył dowcipnie Ash - A co do naszego sekretu, to...
- Postąpiliście słusznie - stwierdził poważnym tonem mężczyzna - Bo pomyślcie tylko... Co by komu przyszło z tej prawdy? Niewinna dziewczyna poszłaby siedzieć albo przynajmniej straciłaby pracę. Chłopak zaś straciłby votum zaufania u swojego wuja. A tak wszyscy są zadowoleni.
- Nie wszyscy. Rodzice Lionela raczej nie będą - zauważył Ash.
- Jeżeli nie umieją kochać swojego syna za to, jaki on jest naprawdę, to żadni z nich rodzice - powiedział pan Meyer.
Uznaliśmy, że ma on rację, więc postanowiliśmy nie drążyć więcej tego tematu. Tylko wciąż mieliśmy jeden mały problem.
- Czuję się nieco głupio, że wziąłem ten czek od burmistrza - stwierdził detektyw z Alabastii.
- Pika-chu! - zapiszczał smętnie jego starter.
- Mnie w sumie też jest głupio - dodałam - Bo nie wiem, czy na niego zasługujemy po tym, co zrobiliśmy.
- Moim zdaniem właśnie za to na niego zasługujecie - zawyrokował w tej sprawie ojciec Clemonta i Bonnie - No, a poza tym, jeżeli macie z tego powodu wyrzuty sumienia, to zawsze możecie przeznaczyć te pieniądze na cel charytatywny i będziecie w zgodzie sami z sobą.
- O! To dobry pomysł! - zawołałam - Tylko na jaki cel najlepiej by było je przeznaczyć?
- Moja mama planowała niedawno remont domu - rzekł Ash - Może więc jej przekazać te pieniądze?
Pan Meyer parsknął śmiechem.
- Akurat nie taki cel miałem na myśli, ale zawsze to cel szlachetny, a to się liczy.
Jak już wspomniałam, cała sprawa została zamknięta, a dokładne jej szczegóły zostały zachowane w naszej pamięci. Zaś Lionel z pomocą swego wujka poinformował swoich rodziców o tym, jakie ma plany. Nie spodobały im się one, ale musieli je zaakceptować. Później nasz nowy przyjaciel zawarł znajomość z Johnem Scribblerem, który to postanowił razem z nim w ten weekend zorganizować pewne małe przedstawienie dla dzieci. W ramach tego przedstawienia Lionel w asyście swoich Pokemonów zaśpiewał wesołe piosenki z kilku znanych bajek. Jeden z utworów miał dla nas szczególne znaczenie.
- Chciałbym zadedykować tę piosenkę moim przyjaciołom... Ashowi i Serenie oraz ich dzielnej drużyny, która pomogła mi w ciężkich chwilach - powiedział do mikrofonu Lionel, gdy stał on na scenie w Centrum Pokemon.
Przed nim siedziała na składanych krzesłach jego widownia, głównie dzieci, ale prócz tego nasza drużyna oraz Alexa, Viola, Grant, Diantha, John Scribbler i Steven Meyer.
- Muszę przyznać, że ten młodzieniec ma talent - powiedziała Mistrzyni Pokemon - Jakbyśmy tak kręcili z moimi przyjaciółmi musical (a mamy coś takiego w planach) to on by się nam bardzo przydał.
- Jestem pewna, że Lionel Montana nie miałby nic przeciwko temu - stwierdziłam wesoło.
- Ja także - dodała Alexa - On naprawdę ma talent.
- Tak - poparła swoją starszą siostrę Viola - Zupełnie jak nasz dziadek, Kronikarz. Jaka szkoda, że nie ma go teraz z nami. Znalazłby sobie godnego kompana do śpiewu.
- Na pewno jest on teraz z nami - stwierdził Grant - Może nie obecny ciałem, ale duchem to i owszem. A poza tym mieszka w naszych sercach, to zaś sprawia, że nigdy nie umrze, ale będzie wieczny.
- Fakt - zgodziła się z nim Viola - Masz całkowitą rację.
Po tych słowach położyła ona dłoń na jego dłoni i obdarzyła go bardzo czułym uśmiechem, który oczywiście nie umknął mojej uwadze.
- Oj tak, tę dwójkę rzeczywiście nic nie łączy, tylko przyjaźń - rzekłam w duchu i spojrzałam na Asha, który również zauważył ową słodką scenę i oboje zachichotaliśmy.
- No dobra, a teraz cicho - zganił nas John Scribbler - On zaraz zacznie śpiewać.
Uciszyliśmy się więc, a ze sceny doleciała nas wesoła melodia. Lionel zaś zaczął śpiewać w towarzystwie swych Pokemonów tańczących na scenie wesołą piosenkę, która szła tak:
Zdarzają się czasem takie dni,
Że wszystko jest nie tak.
I nie wiesz nawet kim masz być,g
Gubisz się w tym sam.
Nie chowaj się za siebie,
Za piękny na to świat,
Jest obok ktoś, kto w potrzebie
Zmieni kłopoty w żart.
O! Jupi jej! Przyjaciół dobrze mieć,
Bo wtedy uda się wszystko, co chcesz.
Na każdy stres, kłopotów sto.
Przyjaciel to naprawdę dobra rzecz.
Naprawdę dobra rzecz.
Nieważne jest ile nóg ma.
Czy sierść, czy gładką twarz.
Nieważne, który kolor skóry
I czy maniery zna.
Choć świat by się zawalił,
A ty byś nie miał nic,
On nie nawali i cię ocali,
To samo zrobisz ty!
O! Jupi jej! Przyjaciół dobrze mieć,
Bo wtedy uda się wszystko co chcesz.
Na każdy stres kłopotów sto,
Przyjaciel to naprawdę dobra rzecz!
Znaliśmy doskonale z Ashem tę piosenkę, więc tym większą sprawiła nam ona radość. Gdy zaś utwór dobiegł końca, zaczęliśmy wszyscy radośnie klaskać w dłonie na znak uznania.
- On ma naprawdę do tego talent - powiedział do mnie wesoło Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał radośnie jego starter.
- To prawda - zgodziłam się z nim - Ale chyba nigdy nie wyszedłby on na jaw, gdyby nie ta kradzież.
- Przestępstwo na Mistrzostwach Ligi Kalos - zachichotał mój chłopak - My to naprawdę mamy talent przyciągania kłopotów.
- Fakt... Coś w tym jest - skinęłam głową, lekko chichocząc.
Ash tymczasem przysunął się do mnie i powiedział tak, abym tylko ja go słyszała:
- Mam tylko do ciebie wielką prośbę, najdroższa.
- Tak? A jaką?
- Chcę cię prosić, że gdybyś kiedyś spisywała w swoich pamiętnikach niedawne wydarzenie, to bądź uprzejma zataić pewne fakty. Albo jeżeli nie chcesz kłamać po prostu spisz tę przygodę, ale zachowaj ją tylko dla naszych oczu. Przynajmniej na jakiś czas. Albo zmień pewne imiona i w ogóle.
- Najlepiej będzie, jeśli to zachowam dla siebie - odpowiedziałam mu na jego prośbę - A jeżeli jednak spiszę te wszystkie wydarzenia, to masz moje słowo, że tej relacji nie pozna nikt poza nami. Przynajmniej do czasu, aż dyskrecja nie będzie konieczna.
Ash uśmiechnął się do mnie czule. Był wyraźnie uradowany, tak samo, jak i ja, że znowu myślimy jednakowo.
KONIEC
Bardzo zaskakujące zaskoczenie tej historii. Arlekin złapał Serenę i nie ustaje w przekonaniu jej o swojej wyższości nad swoim kuzynem. Oczywiście wręcz w sposób bezczelny informuje o swojej obecnej działalności przestępczej. Właśnie w tym momencie jak na złość do tej zgrabnej grupki dołącza Ash wraz ze swoim wiernym Pikachu, którzy heroicznie próbują uwolnić Serenę ze szponów wrednego 005, niestety bezskutecznie. Na szczęście z pomocą przychodzi im Mega Blaziken, którego Ash pożyczył od Stevena Meyera, by móc odbić Serenę. Kładzie on na łopatki zbirów Arlekina, co wykorzystują Ash i Serena by uciec, co zostaje niestety utrudnione przez samego agenta 005. Na szczęście udaje im się wszystkim uciec i wrócić do domu, by dalej rozwiązać zagadkę, tym razem będąc bogatszym o nową wiedzę.
OdpowiedzUsuńW mieście okazuje się, że Harley działał na zlecenie właśnie Arlekina, co wyznaje podczas przesłuchania w więzieniu, oczywiście nie szczędząc uszczypliwych uwag na temat Asha. Jego działania mogłyby potencjalnie wskazywać na niego jako złodzieja Frogadiera, jednak Ash ma na ten temat inne zdanie.
Ma już nawet pomysł na zdemaskowanie złodzieja, który podsuwa mu napotkana przypadkowo Diantha, będąca na spotkaniu z Johnem Scribblerem.
Ash i spółka na spotkaniu z Lionelem udają, że udało im się rozwiązać zagadkę drugiego wierszyka. W ten sposób zastawiają na chłopca fortel, podczas którego chłopak przyznaje się do tego, że to on upozorował kradzież swojego pokemona, żeby nie brać udziału w zawodach. Boi się i to bardzo powiedzieć wujowi o tym, że nie chce brać udziału w Mistrzostwach, bo walki go nie interesują. Na szczęście dzięki wsparciu przyjaciół udaje mu się to zrobić, a za "rozwiązanie" zagadki nasza ekipa zostaje sowicie wynagrodzona, a zarobione pieniądze postanawiają przeznaczyć na remont domu Ketchumów.
Jeszcze tego samego dnia Lionel wraz z Johnem Scribblerem organizuje przedstawienie dla miejscowych dzieci, podczas którego śpiewa piosenkę z "Księgi dżungli 2" i dedykuje ją Ashowi oraz jego ekipie. :) Bardzo ładne zakończenie jak na tak emocjonującą historię. :)
Ogólna ocena:1000000000000000000000000000000000/10 :)
40 year-old Quality Control Specialist Leeland Kleinfeld, hailing from Quesnel enjoys watching movies like Prom Night in Mississippi and Pet. Took a trip to Harar Jugol and drives a Ferrari 250 GT Series I Cabriolet. kontynuuj czytanie
OdpowiedzUsuń