czwartek, 4 stycznia 2018

Przygoda 066 cz. I

Przygoda LXVI

Przestępstwo na Mistrzostwach cz. I


Pamiętniki Sereny:
- Witamy serdecznie na otwarciu corocznych Mistrzostw Ligi Kalos! - zawołał przez mikrofon burmistrz miasta Lumiose, które to miasto tego roku było gospodarzem tej olimpiady (podobnie jak poprzednim razem).
Mistrzostwa zwykle odbywały się w czerwcu, chociaż w różnych jego tygodniach. W tym wypadku pierwszy dzień zawodów miał miejsce dopiero 12 czerwca ze względu na Dianthę, która jest Mistrzem Ligi Kalos, a co za tym idzie jej obecność na olimpiadzie była niezbędna, zaś kobieta jako, iż zajmowała się branżą filmową, to miała nieraz napięty grafik, więc żeby być na Mistrzostwach musiała jakoś zadbać o zdobycie dwóch tygodni wolnego od obowiązków związanych z aktorstwem. Ponieważ udało się jej to zrobić dopiero w dniu, o którym mówię, to cóż... Władze Lumiose musiały więc iść jej na rękę, co oczywiście zrobiły.
Ponieważ Ash był obok Dianthy drugim Mistrzem Ligi Kalos, to musiał on pojechać na olimpiadę. Jego obecność była tu niezbędna. Ponieważ zaś lider naszej drużyny ruszał do Kalos na Mistrzostwa, to oczywiście my, jego wierna drużyna także postanowiliśmy wyruszyć z nim w tę podróż. Byliśmy tym naprawdę podekscytowani. Ostatecznie Asha otrzymał zaszczyt zostania sędzią specjalnym razem z Dianthą. To było naprawdę wielkie wyróżnienie, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę jego młody wiek.
- Synu, jestem naprawdę dumny z ciebie - powiedział Josh Ketchum, kiedy żegnał nas na lotnisku razem z Cindy oraz Taylor - Zostać sędzią na Mistrzostwach w Kalos choćby najmniejszej nawet Ligii to przecież wielkie osiągnięcie, a zwłaszcza w tak młodym wieku jak twój, mój synu.
- Dziękuję ci, tato - uśmiechnął się do niego Ash - Mam nadzieję, że będziesz oglądać relacje z olimpiady. Co prawda, ja tam nie będę w ogóle występował, ale...
- Co do tego, to nigdy nic nie wiadomo - zaśmiała się wesoło Alexa, która leciała z naszą kompanią do Kalos - Jeżeli ktoś z zawodników dojdzie do finałów i pokona wszystkich swoich przeciwników, potem zaś pokona elitarną czwórkę najlepszych trenerów całej Ligi Kalos, to wówczas jeden z Mistrzów ma obowiązek z nim walczyć.
- To może przecież zrobić Diantha - powiedział detektyw z Alabastii - Ja wolę teraz rozwiązywać zagadki, niż się bić z jakimś farciarzem, który dotrze do samego końca olimpiady.
- Ale może być też i tak, że ten farciarz wybierze ciebie na przeciwnika - stwierdziła dziennikarka - A wówczas chyba nie odmówisz mu zaszczytu walki z tobą?
- Wiesz, czy to taki zaszczyt, to ja nie wiem - zaśmiał się wesoło Ash.
- Pika-pika-chu! - pisnął jego Pikachu.
- Jesteś zbyt skromny - powiedziała wesoło Cindy.
- No właśnie! - pisnęła radośnie Taylor - Dasz czadu! Mam nadzieję, że będziesz miał okazję pokazać, na co cię stać! Będę za to trzymać kciuki.
- Ja również - dodała wesoło Dawn - Jak widać, braciszku, obie twoje siostry chcą, żebyś jednak mógł wystąpić.
- Najwyraźniej - uśmiechnął się Ash.
Mój chłopak początkowo nie akceptował faktu, że Taylor Armstrong najpierw mu dokuczała, a potem nagle zaczęła go uwielbiać i traktować jak starszego brata. Uważał on takie zachowanie za dość irracjonalne, a prócz tego córka Cindy doprowadzała go do szału taką nagłą zmianą swojej opinii o nim. Jednak potem, kiedy to ocalił ją przed Łowczynią J jego nastawienie do niej się zmieniło, a on sam bardzo polubił dziewczynkę, która dalej go uwielbiała, a wręcz pokochała. Nie dziwiło mnie więc, że miała ona nadzieję na występ publiczny Asha. Chciała go podziwiać i mieć ku temu powody.
- W sumie to ja też podzielam zdanie Dawn i Taylor - powiedziałam wesoło.
Mój chłopak jęknął załamanym tonem.
- I ty, Sereno, przeciwko mnie?
Wszyscy parsknęliśmy śmiechem, słysząc jego słowa.
- Synu, to nie ważne, czy wystąpisz publicznie podczas olimpiady, czy też nie - rzekł poważnym tonem Josh - To nie ma dla nas żadnego znaczenia.
- Dla mnie ma - mruknęła Taylor.
Nikt nie zwrócił na nią uwagi.
- Dla nas ma znaczenie jedynie fakt, że osiągnąłeś wielki sukces i teraz czerpiesz z tego radość - dokończył swoją wypowiedź pan Ketchum.
- Twój ojciec ma rację - dołączyła się do tej wypowiedzi Cindy - Dla nas ma znaczenie to, że jedziesz na Mistrzostwa Ligi Kalos jako sędzia, na co w pełni zasługujesz. Będziemy oglądać całą olimpiadę przede wszystkim ze względu na ciebie, Ash. W ten sposób będziemy bliżej ciebie oraz tych z twoich przyjaciół, którzy jadą razem z tobą.
- Dziękuję - powiedział młody Mistrz Pokemonów - Nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy.
Delia, stojąca z boku, podeszła do mego chłopaka i ucałowała go czule.
- Synku... Jestem z ciebie taka dumna. Kiedyś ciebie oceniali, teraz ty będziesz oceniać innych. Pamiętaj tylko, żebyś był sprawiedliwy.
- Będę, mamo - odpowiedział jej Ash - Masz na to moje słowo.
- No, ale też nie przesadź - zaśmiała się porucznik Jenny, stojąca z boku - I pamiętaj... W razie czego moje kuzynki z Kalos, zarówno te dalsze, jak i te bliższe chętnie ci pomogą.
- I my też mu zawsze chętnie pomożemy! - zawołała radośnie Bonnie - Prawda, Dedenne?
- De-ne-ne! - pisnął jej mały Pokemon, siedzący jak zwykle w jej żółtej torbie.
- Wszyscy mu pomożemy - dołączył się do wypowiedzi Max.
- W końcu jesteśmy przyjaciółmi - rzekł Clemont.
- Obiecujemy czuwać nad Ashem - powiedziałam.
- A ja będę czuwać nad wami - zaśmiał się Steven Meyer, kładąc dłonie na ramionach swego syna.
Jak zwykle przybył on do Alabastii odwiedzić Delię Ketchum, z którą to już coraz bardziej oficjalnie był w związku, teraz zaś dołączył do naszej kompanii, aby polecieć do Lumiose na Mistrzostwa Ligi Kalos.
Nasi przyjaciele, którzy zostawali w Kanto, pożegnali nas jeszcze raz, ucałowali czule nasze policzki, po czym pomachali nam wesoło rękoma na pożegnanie. Oprócz Josha, Cindy, Taylor, Delii oraz Jenny byli także nasi wierni kompani, czyli Misty, Brock, Tracey, Melody, May, Gary, Iris i Cilan, a także profesor Samuel Oak.
- Pamiętaj, Ash, że w razie czego mogę ci przesłać jakiegoś Pokemona - rzekł uczony do mojego chłopaka.
- Dziękuję, profesorze - odpowiedział mu jego chrześniak - Być może mi się przyda w Kalos jakiś mój podopieczny.
- Więc w razie czego nie krępuj się, tylko dzwoń.
- Tak właśnie zrobię.
Pożegnanie trwało jeszcze jakiś czas, ale w końcu dobiegło ono końca, a my ruszyliśmy w kierunku samolotu.
- Daj czadu, Ash! - zawołała radośnie Taylor.
- Chyba masz nową wielbicielkę - zaśmiałam się wesoło.
- Weź mi nie mów o wielbicielkach - jęknął Ash - Jak sobie przypomnę jedną z nich, to już mi się reszty odechciewa na całe życie.
- O wilku mowa! - zauważył Max.
- Ash! Ash! ASH!!!


Odwróciliśmy się przerażeni i zauważyliśmy Macy biegnącą radośnie w kierunku naszej drużyny.
- Możemy zwiewać? - zapytał mój chłopak.
- Daj spokój, braciszku! Jest tylko jedna - zachichotała Dawn - Przecież słynny Mistrz Ligi Kalos nie będzie się bać tej niegroźnej wariatki.
- Nie jestem pewna, czy ona jest taka niegroźna - rzuciłam ironicznie, jednocześnie przypominając sobie wydarzenia z lotniska w Lumiouse, kiedy to pierwszy raz ją spotkałam.
Dawn chyba też sobie je przypomniała, bo zarumieniła się zawstydzona i powiedziała:
- Dobra, może nie jest „niegroźna“, ale leciutko groźna. Ale na serio, to tak tylko leciutko.
- Leciutko - prychnęłam kpiąco.
- Dobra, jest niebezpieczna dla otoczenia, gdy wpadnie w trans! Jesteś zadowolona?! - zawołała Dawn z lekką irytacją w głosie - Ale czy to znaczy, że słynny Sherlock Ash ma uciekać na sam jej widok?
Jej brat westchnął głęboko, chyba przekonany tymi słowami.
- W sumie masz rację. No dobrze... Witaj, Macy. O co chodzi?
- Chciałam ci tylko życzyć powodzenia na Mistrzostwach! - zawołała dziewczyna, podbiegając do naszej kompanii - Wiem, że dasz sobie radę i pokonasz wszystkich przeciwników.
- Eee... Macy, jesteś bardzo miła, ale widzisz... Ja wcale nie występuję w tej olimpiadzie osobiście - wyjaśnił jej Ash.
- Póki co jeszcze nie, ale przecież zawsze możesz wystąpić w walce z najlepszym zawodnikiem - odparła nawiedzona fanka - Mam nadzieję, że to nastąpi, bo ty przecież po prostu wymiatasz, o czym chyba już wie cały świat dzięki filmikowi twego przyjaciela, Maxa.
- No właśnie...
Po tych słowach Mistrz Ligi Kalos spojrzał wręcz gniewnie na młodego Hamerona, który to zarumienił się lekko na twarzy.
- No co?! Przecież nie wiedziałem, że takie będą tego konsekwencje, stary - jęknął chłopak.
Ash machnął lekceważąco ręką, po czym dodał:
- No cóż... Macy, wszystko w swoim czasie. Zobaczymy jeszcze, jak to będziemy z tymi Mistrzostwami. Być może wystąpię w nich jako trener, ale jak powiedziałem, to jeszcze nic pewnego.
- Z nim nigdy nie ma nic pewnego - zaśmiała się Dawn - Ale tak czy inaczej jednego możesz się spodziewać, Macy. Jeśli on wystąpi, to na pewno da czadu.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał Piplup, trzymający się głowy swej trenerki.
Chociaż ta nawiedzona pannica niezbyt przepadała za siostrą swojego idola, to jednak teraz zdecydowanie podzielała jej zdanie w tej sprawie.
- Wyjątkowo się z tobą zgadzam - powiedziała wesoło - Będzie super, jestem tego pewna. Więc powodzenia, Ash! Będę trzymać kciuki za to, abyś jednak walczył.
A ja za to, żebyś odzyskała rozum, jeżeli oczywiście go kiedykolwiek miałaś, pomyślałam sobie, ale nie ośmieliłam się tego powiedzieć na głos, aby nie wywołać niepotrzebnej awantury, której nikt z nas nie chciał.

***


Powoli wróciłam z krainy swoich wspomnień do rzeczywistości, która to wyglądała następująco: siedziałam razem z Bonnie, Maxem, Clemontem i Dawn na widowni dla VIP-ów, którą to załatwił nam burmistrz Lumiose. Ponieważ był on dobrym znajomym mojego zmarłego ojca, natomiast Ash pełni zaszczytną funkcję członka Duetu Mistrzów Ligi Kalos, to oczywiście urzędnik nie umiał odmówić drużynie słynnego Asha Ketchuma tej drobnej przyjemności.
- Ach! Nie ma to jak loża dla VIP-ów! - zaśmiała się Dawn, głaszcząc po główce swego Piplupa.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał wesoło Pokemon-pingwin.
- Dobrze jest mieć wysoko postawionych przyjaciół - zażartował sobie Max.
- A żebyś wiedział - zaśmiała się Bonnie - Rok temu, jak Ash wygrywał tytuł Mistrza Ligi Kalos nie mieliśmy wcale takich wygodnych miejsc.
- To prawda - potwierdził słowa siostry Clemont - Ale zawsze tamte miejsca nie były wcale takie złe. No, może mniej wygodne od tych, jednak złymi trudno je nazwać.
- Ach, Mistrzostwa regionu Kalos zeszłego roku! Doskonale je sobie zapamiętałam - westchnęła radośnie Dawn, patrząc na swojego chłopaka - Wtedy się poznaliśmy. Pamiętacie? Przypadkiem was spotkałam na lotnisku, gdzie natknęliście się na Macy i jej nawiedzone koleżanki.
- Nigdy tego nie zapomnę - rzekł wzruszonym głosem Clemont.
- Macy chyba także nie - zaśmiałam się - No, ale naprawdę bardzo nam wtedy pomogłaś, Dawn. Odciągnęłaś te wariatki od Asha, a dzięki temu my mogliśmy dostać się do samolotu, podczas gdy Macy latała po lotnisku za robotem podobnym z wyglądu do jej idola. A tak przy okazji, Clemont... Nigdy cię o to nie zapytałam, ale teraz muszę... Skąd ty wziąłeś tego robota?
- Miałem w plecaku tego robota rozmontowanego na części - wyjaśnił wynalazca - Więc potem wystarczyło je złączyć w całość.
- To dlatego podczas podróży po Kalos ciągle biegałeś strasznie wolno - zaśmiała się Bonnie - Bo ciągle targałeś w plecaku jakieś swoje wynalazki w częściach, które potem składałeś w całość.
- Ale skąd niby wiedziałeś, że przyda ci się robot podobny do mojego chłopaka? - spytałam wesoło.
- W sumie nie mam pojęcia - rozłożył bezradnie ręce młody Meyer - Po prostu coś tak czułem, że się przyda. Taki jakby instynkt wynalazcy. No, a prócz tego widziałem, jak jeden gość uciekał przed tłumem fanek. Widząc to pomyślałem, że Ash może mieć podobnie, stąd pomysł na robota.
- I stąd przyczyna, dla której nosisz ciągle ciężki plecak oraz biegasz najwolniej z nas wszystkich - zaśmiała się wesoło Dawn.
- Ale za to ma on najwięcej talentów technicznych z nas wszystkich - powiedział Max - Ja wiem, co mówię, ponieważ mam wielką przyjemność z nim często pracować.
- Nie dajesz nam o tym zapomnieć - parsknęłam śmiechem.
- Właśnie - mruknęła złośliwie Bonnie - No, ale w sumie nie jest tak źle. Przynajmniej się nie nudzimy.
- Dobra, cicho! Teraz będą prezentować sędziów! - zawołała Alexa.
Uciszyliśmy się i słuchaliśmy dalszej części przemowy burmistrza.
- Powitajmy także naszych sędziów! - mówił mężczyzna - Wśród nich znajdują się też nasi Mistrzowie Ligi Kalos... Panna Diantha!
Na wielkim ekranie ukazał się widzom obraz słynnej aktorki, a ludzie na widowni zaczęli głośno skandować jej imię.
- I pan Ash Ketchum!
Teraz na ekranie to jego postać pojawiła się na ekranie. Na naszej loży rozległy się głośne okrzyki radości.
- Rządzisz, Ash! - wołała wesoło Bonnie, klaszcząc w dłonie.
- Ash górą! - dodał Max.
Uśmiechnęłam się delikatnie, słysząc te wesołe okrzyki. Jak to dobrze, że każdy z nas wierzył w naszego lidera i wspierał go we wszystkim, co on robił. Nawet jeśli miał tylko siedzieć oraz oceniać innych. Chociaż prawdę mówiąc trudno używać tutaj słowa „tylko“, gdyż ostatecznie taka praca jest bardzo odpowiedzialnym zajęciem, dlatego nic dziwnego, że Delia miała nadzieję, że jej syn podoła temu zadaniu i prosiła, aby oceniał wszystkich sprawiedliwie. Ostatecznie to wcale nie jest takie proste być bezstronnym sędzią w tak poważnych zawodach.
- A zatem, skoro wszyscy jesteśmy gotowi, możemy zacząć zawody! - zawołał burmistrz Lumiose przez mikrofon.
Po tych słowach olimpiada się rozpoczęła.

***


Pierwszy dzień Mistrzostw Kalos minął nam całkiem przyjemnie. Kilku zawodników wystąpiło i stoczyło ze sobą walki. Niektórzy odpadli, a inni przeszli do drugiego etapu. Następnego dnia zaś miały być kontynuowane eliminacje, gdyż wszystkich, co chcieli walczyć, było tak wielu, że należało przez dobrych kilka dni wyszczególnić z tego tłumu chętnych co lepszych zawodników, żeby potem mogli oni powalczyć ze sobą w drugim etapie Mistrzostw. Natomiast ci, co przejdą do trzeciego etapu potem będą musieli się zmierzyć z tzw. elitarną czwórką, która to wykluczy albo wszystkich zawodników, albo też zostawi nam jednego czy dwóch szczęśliwców, którzy będą mieli dość siły, aby ich pokonać. Zazwyczaj mało kto posiadał tyle szczęścia, aby to osiągnąć, ale czasami się to udawało niektórym farciarzom. W zeszłym roku jednym z nich był właśnie Ash. Gdy zaś pokonał elitarną czwórkę, to zostało mu wówczas tylko jedno - walka z Mistrzem Ligi Kalos, Dianthą. Do dzisiaj nie wiem, jakim cudem jego Pikachu pokonał o wiele od siebie silniejszego Gardevoira, jednak osiągnął to i dlatego Ash rok temu spełnił swoje marzenie i został Mistrzem Pokemon.
Wieczorem, kiedy pierwszy dzień zawodów dobiegł końca, zadowoleni poszliśmy całą naszą drużyną do Centrum Pokemon, aby spędzić miło czas w swoim towarzystwie.
- To był naprawdę dzień pełen wrażeń - powiedziała Dawn - Naprawdę wspaniałe walki i do tego mój kochany brat w roli sędziego.
- Dobrze, że nie byłem jedynym sędzią - zauważył Ash - Sam mógłbym sobie na tym stanowisku nie dać rady.
- Ty miałbyś sobie nie dać z czymś rady? - zaśmiał się Max - No, proszę cię! Przecież widziałem cię wiele razy w akcji i pamiętam, że radziłeś sobie z większymi problemami niż głupie sędziowanie, gdzie po prostu siedzisz i patrzysz się na innych.
- To jest poważniejsza sprawa niż myślisz - zwrócił mu uwagę Clemont - Sędziowanie i ocenianie walki innych może być bardzo trudne. Weź taki konkurs piękności, który ostatnio mieliśmy w Alabastii. Wyobraź sobie, że ty sam masz rozstrzygnąć, kto lepiej wystąpił, a wszyscy twoim zdaniem wystąpili wspaniale. Kogo byś wybrał na zwycięzcę?
Max zastanowił się przez chwilę, jednak w końcu westchnął głęboko i powiedział:
- No dobrze, przyznaję ci rację. Nie umiałbym wybrać w takiej sytuacji. Potrzebowałbym pomocy innych sędziów.
- No właśnie - mówił dalej młody Meyer - A wyobraź sobie, że jesteś sam jeden sędzią. W takim wypadku twoja praca sędziego nie wygląda już chyba tak łatwo, mam rację?
- No, niby tak.
- A weź jeszcze dopilnuj, aby wszyscy zawodnicy walczyli fair. Musisz dostrzec najmniejsze nawet oszustwo, najmniejsze uchybienie od normy, jak również każdy malutki choćby szczególik, który pomoże ci wydać właściwą ocenę. Musisz więc mieć oczy dookoła głowy, wszystko widzieć, wszystko słyszeć itd.
- No dobra, przekonałeś mnie. Praca sędziego wcale nie jest taka prosta, jak mi się wydawało! - zawołał załamany tym wykładem Max.
- Owszem, nie jest ona prosta - rzekł Ash - Ale tym większy zaszczyt mi sprawia to, że zostałem o to poproszony. W końcu takie zadanie to wielka odpowiedzialność.
- Tak samo jak walka o to, żeby tego zła mniej było na tym świecie - zauważyłam wesoło - A z jednego i drugiego doskonale się wywiązujesz.
- Co do bycia sędzią, to nie wiem, nie chcę się wypowiadać. Póki co to dopiero pierwszy dzień Mistrzostw.
- Jesteś zbyt skromny.
- Zgadzam się - powiedziała Bonnie - Ty jesteś po prostu wspaniałym sędzią! Równie świetnym, co trenerem i detektywem.
- Ne-ne-ne! Pika-pika-chu! - zapiszczały wesoło Dedenne i Pikachu.
Lider naszej drużyny zaśmiał się delikatnie, kiedy to usłyszał.
- Dziękuję, naprawdę to bardzo miło z waszej strony, że tak mówicie, nawet jeśli mówicie te słowa tylko po to, aby mnie pocieszyć.
- No wiesz, Ash?! - jęknęła panna Meyer - Jak ty możesz tak mówić? Przecież wszystko, o czym ci mówimy, jest prawdziwe!
- Właśnie! - dodała Dawn - Nie wiem, braciszku, skąd przychodzą ci do głowy takie głupie pomysły, że niby gadamy jakieś niedorzeczności po to, żeby poprawić twój humorek? Ja myślałam, że masz większą wiarę w nasze osoby oraz swoje własne umiejętności.
- Powiedzmy, że zdaniem wielu mądrych ludzi niekiedy przyjaciele nie mówią nam prawdy, aby nas nie ranić - rzekł Ash.
Pikachu popatrzył na niego groźnie.
- Pika-pika! - pisnął groźnie, a z jego policzków poleciały iskry.
- No dobra, stary... - zachichotał jego trener - Wierzę wam na słowo, a te moje wątpliwości to tylko żarty. Chciałem, żeby było tutaj weselej.
Nagle rozległo się pukanie do naszych drzwi.
- Ciekawe, kto to może być? - zapytał Max.
- Może Alexa? - zasugerowała Bonnie.
- Nie wydaje mi się - stwierdził Clemont - Miała pisać artykuł na temat pierwszego dnia Mistrzostw Ligi Kalos. Nie wydaje mi się zatem, żeby już skończyła.
- Najlepiej się dowiemy, kto puka do drzwi, jeśli tego kogoś wpuścimy - powiedział Ash.
- Proste rozwiązanie jest często najtrudniejsze - zażartowałam sobie.


Następnie podbiegłam do drzwi i otworzyłam je wesoło. Stała w nich Viola, jak zwykle ubrana w swoją białą podkoszulkę oraz zielone dżinsy.
- Witajcie, kochani! - zaśmiała się.
- Viola! - zawołałam wesoło - Co cię do nas sprowadza?
- A co innego, jak nie kłopoty? - odpowiedziała mi pytaniem na pytanie dziewczyna - Mogę wejść?
- Jasne.
Wpuściłam ją do środka, a Liderka Sali w Santalune weszła do pokoju, po czym wygodnie usadowiła się przy nas.
- Mam nadzieję, że nie jesteście zajęci - powiedziała.
- Poza gadaniem o wszystkim i o niczym, to niczym się nie zajmujemy - wyjaśnił jej wesoło Ash - A co do tych twoich kłopotów, Viola, to jak one wyglądają?
- Nie układa się wam z Grantem? - zapytałam wesoło.
Na twarzy Violi zawitał delikatny rumieniec.
- Nie no... Co wam niby przyszło do głowy? - zachichotała - Wszystko z nami dobrze, znaczy... Ja chciałam powiedzieć... Skąd taki pomysł, że on i ja... Znaczy... No, może oboje mamy do siebie jakąś słabość, ale... Tak czy siak, to nie o tym chciałam z wami porozmawiać.
- A wolno wiedzieć, o czym chcesz z nami rozmawiać? - zapytał Max.
- No właśnie! - dodała Bonnie - Mów śmiało! O co chodzi?
Viola westchnęła głęboko, po czym przeszła do wyjaśnień.
- Wiecie, to naprawdę dziwna sytuacja i nie zawracałabym wam głowy, gdyby to nie dotyczyło bezpośrednio was, a szczególnie ciebie, Ash.
- Mnie? A o co chodzi? Czy coś zrobiłem nie tak? - zapytał mój luby.
Liderka Sali w Santalune pokręciła przecząco głową.
- Nie, ale widzisz... Pewna osoba, której co prawda nie znacie, ale którą ja dobrze znam, ma pewien problem i myślę, że tylko ty możesz mu pomóc, Ash.
- W jaki sposób? - zapytał mój chłopak.
- No i jaka to sprawa? - dodałam.
- Już ci mówię - powiedziała Viola - Widzisz... Ten ktoś to siostrzeniec naszego drogiego burmistrza. Nazywa się Lionel Montana. Miły chłopak i bardzo zaradny, ma czternaście lat oraz umiejętności... Dzisiaj wystartował w eliminacjach i dostał się do drugiego etapu.
- Pamiętam go - przypomniał sobie Ash - Był on jednym z pierwszych zawodników, którzy wystąpili. Całkiem nieźle walczył. Jego technika walki była może dość nietypowa, ale muszę powiedzieć, iż naprawdę się wykazał. Za dwa dni, jak będzie drugi etap, to jestem pewien, że też da sobie radę.
- Właśnie nie wiem, czy on weźmie udział w drugim etapie - rzekła smutno Viola.
- A czemu miałby nie wziąć w niej udziału? - spytała Bonnie.
- Bo ktoś zabrał jego startera - padła odpowiedź naszej przyjaciółki.
Spojrzeliśmy na nią zdumieni.
- Jak to?! - zawołaliśmy w szoku.
- Ktoś zabrał jego Frogadiera? - dodała Dawn.
- Nie inaczej - pokiwała głową siostra Alexy - Chłopak zadowolony po odbyciu walki poszedł do Centrum Pokemom, ale tam ktoś go zaatakował w jego własnym pokoju. Walnął go w głowę i ogłuszył go. Lionel stracił więc przytomność, a gdy się ocknął, to odkrył, że ktoś mu ukradł Frogadiera. Od razu poszedł do swojego wuja, żeby mu o tym powiedzieć, a po drodze spotkał mnie, więc mnie pierwszej opowiedział o tym, co się stało. Ja zaś poradziłam mu, aby poszedł do burmistrza i czekał tam na nas.
- To bardzo interesujące - rzekł Ash, masując sobie powoli podbródek - Spróbujmy dokładnie dowiedzieć się wszystkiego, co ważne w tej sprawie. Powiedz mi co i jak.
- Ja nie znam wszystkich szczegółów - powiedziała Viola - Naprawdę niewiele wiem. W sumie to najlepiej zrobicie, jeśli pójdziecie teraz ze mną, a Lionel wyjaśni wam wszelkie szczegóły swojej historii.
- Tak chyba będzie najlepiej - stwierdził detektyw z Alabastii - No to chodźmy. Sereno, idziesz ze mną?
- No jasne! - zawołałam.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał dość bojowo Pikachu, wskakując swojemu trenerowi na ramię.
- Świetnie! - zawołał mój chłopak - Reszta zostaje tutaj i czeka na nasz powrót.
- No jasne. Oni się idą bawić, a nas nie raczą zabrać ze sobą - jęknęła zasmucona Bonnie.
- Taki już nasz los - dodał załamanym głosem Max - Ale co poradzisz? Życie nie jest specjalnie fair.
- Spokojnie, kochani. Wszystko wam opowiemy, kiedy już wrócimy - powiedziałam chcąc ich w miarę możliwości pocieszyć.
- Nie inaczej - poparł mnie Ash - Powtórzymy wam wszystko, czego się dowiedzieliśmy, kiedy już wrócimy.
- Tylko nie każcie nam zbyt długo czekać - mruknęła panna Meyer.
- Bonnie, daj już lepiej spokój. Przecież nie możesz poganiać geniusza - stwierdził wesoło Clemont.
- Ani tym bardziej detektywa, a mój brat jest przecież jednym i drugim, a przynajmniej we własnym mniemaniu - zaśmiała się wesoło Dawn.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał wesoło Piplup.
Ash założył tymczasem na siebie swój strój detektywa, po czym rzekł:
- Brawo, siostrzyczko! Miło mi, że to raczyłaś wreszcie zauważyć!
- Wiesz, braciszku... To miał być raczej sarkazm niż pochwała, ale cóż... Możliwe, że ton, w jakim wypowiedziałam te słowa nie był najlepszy, aby można w nich było wyczuć kpinę.
Mój chłopak popatrzył na nią groźnie.
- Policzę się z tobą, jak tylko wrócę od swoich obowiązków detektywa.
- Ale się boję, kochany braciszku. Strasznie się boję.
- Właśnie widzę.
Parsknęłam śmiechem, słysząc te słowa.
- Naprawdę strasznie dowcipnie wyglądają te wasze urocze sprzeczki.
- Urocze? - zażartowała sobie Dawn - Kochana Sereno... Urocze to one są dopiero wtedy, gdy rzucamy w siebie butami lub też naczyniami do picia herbaty. Ale cóż... Tak zwykle zachowuje się rodzeństwo, która bardzo się kocha.
- Wobec tego wolę nie pytać, co robi rodzeństwo, które się nienawidzi - zachichotałam.
Moja najlepsza przyjaciółka popatrzyła na mnie, po czym odparła:
- Lepiej, żebyś nie wiedziała, kochana. Lepiej, żebyś nie wiedziała.

***


Po tej rozmowie ja, Ash i Viola poszliśmy razem w kierunku ratusza, gdzie zwykle rezydował burmistrz Lumiose.
- Panie burmistrzu, wiem już o wszystkim, bo Lionel mi opowiedział o tej sprawie, dlatego też pozwoliłam sobie sprowadzić na pomoc najlepszego detektywa w całym Kanto, a może i na świecie - rzekła nasza przyjaciółka, gdy już tam byliśmy.
Burmistrz wpatrywał się w Violę, słuchając bardzo uważnie jej słów. Muszę tu zaznaczyć, abyście lepiej mogli sobie wszystko wyobrazić, że ów urzędnik państwowy okazał się być mężczyzną tak około czterdziestu lat, o szarych oczach, ciemno-brązowych włosach oraz delikatnym wąsem, gładko ogolonym i dobrze uczesanym. Nos mężczyzny zdobiły okulary połówki, zaś jego siostrzeniec wyglądał niemalże niczym jego dużo młodsza kopia, poza włosami, które miał ciemno-zielone, a prócz tego okulary, które nosił młody Montana, posiadały bardzo grube ramki, przez co chłopak sprawiał wrażenie takiego raczej nieporadnego kujona, choć muszę przyznać, że podczas walki się naprawdę wykazał.
- Miło mi cię znowu widzieć, Ashu Ketchum - powiedział burmistrz, patrząc uważnie na mojego chłopaka - Naprawdę wiele dobrego o tobie słyszałem, zaś twoja sława detektywa dotarła również i do Kalos.
- Nic dziwnego, skoro tutaj także rozwiązał kilka naprawdę ciekawych spraw - wtrąciła się do rozmowy Viola - A jedną z nich w Zamku Bitew, co możemy poświadczyć ja oraz Grant. No i przy okazji, rozwiązując jedną z tych zagadek, uratował życie Dianthcie.
- Nie wiem, czy można tu mówić o ratowaniu życia - rzekł mój chłopak skromnym tonem - Przyznaję, że ten drań, który gnębił Dianthę był bardzo nieprzyjemnym typkiem, ale nie wiem, czy posunąłby się tak daleko.
- Posunąłby się, możesz być pewien - stwierdziłam - Przypominam, że mnie chciał zabić.
- Fakt, to rzeczywiście prawda - potwierdził moje słowa Ash.
- No to ciekawe mieliście przygody - zaśmiał się burmistrz - O kilku z nich słyszałem, więc tym chętniej powierzę wam problemy mojego drogiego siostrzeńca.
- Wujku, naprawdę nie wiem, czy to dobry pomysł - powiedział Lionel - Ostatecznie przecież policja może się tym zająć, choć nie wiem, czy ona coś tu pomoże. W końcu ja nawet nie wiem, kto mnie uderzył w głowę i zabrał Frogadiera. Naprawdę trudno mi jest cokolwiek powiedzieć w tej sprawie.
- Spokojnie, drogi chłopcze - przerwał mu jego wuj - Twoja matka, a moja droga siostra oczekuje ode mnie, że będę o ciebie dbał, gdy będziesz w Lumiose i to właśnie zamierzam zrobić. Dlatego też możemy powiadomić o wszystkim miejscową sierżant Jenny, jednak nie zaszkodzi, jeśli przy okazji poprosimy o pomoc dodatkowe osoby.
- Dodatkowa para rąk zawsze się przyda - zauważyłam, patrząc bardzo przyjaźnie na chłopaka w okularach.
Bardzo mi on przypominał Clemonta, chociaż w wersji takiej bardzo nieporadnej. Co prawda nasz kochany wynalazca również swego czasu nie należał do zbyt zaradnych osób, ale przecież się wyrobił podróżując z nami, a prócz tego chodził z Dawn, co już samo w sobie nauczyło go być takim, jakim zawsze chciał być. Patrząc na Lionela Montanę pomyślałam sobie, że niewykluczone, iż gdyby on podróżował z grupką wiernych przyjaciół, to wyrobiłby w sobie charakter oraz przydatne w życiu umiejętności.
- Może i macie rację - rzekł smutno okularnik - Chociaż ja naprawdę nie wiem, co mogę więcej powiedzieć w tej sprawie.
- Spróbujmy na spokojnie - powiedział przyjaźnie Ash - Co wiesz w tej sprawie?
- Ale ja naprawdę nie...
- Wiem, to już mówiłeś. Powiedz mi lepiej, co wiesz, bo przecież mimo wszystko coś jednak na pewno wiesz.


Lionel westchnął głęboko i widząc, że nie wymiga się raczej od zeznań, zaczął mówić:
- No więc, poszedłem po zawodach do Centrum Pokemon, a potem zaszedłem do swego pokoju.
- Frogadier był poza pokeballem? - zapytał detektyw z Alabastii.
- Tak, poza nim. Rozmawiałem z nim przyjaźnie i gratulowałem mu tak doskonałej walki. Nagle usłyszałem, jak ktoś wchodzi do mojego pokoju. Stałem plecami do drzwi, więc się odwróciłem, żeby zobaczyć, kto to jest i wtedy dostałem w głowę i straciłem przytomność. Obudziłem się jakiś czas później. Frogadiera nigdzie nie było, a na moim łóżku leżało jedynie to.
Po tych słowach wyjął on z kieszeni kartkę papieru złożoną na czworo. Ash założył na dłonie gumowe rękawiczki, a następnie wziął ową kartkę i przyjrzał się jej uważnie.
- No proszę... Wygląda na to, że znam tożsamość naszego złodzieja - rzekł z uśmiechem na twarzy.
- Skąd masz taką pewność? - zapytałam.
- Zobacz sama.
To mówiąc pokazał mi kartkę, na której zauważyłam krótki wierszyk:

Chcesz swego znaleźć startera?
Trudna to sprawa, drogi kolego.
Aby odszukać twego partnera
Musisz mnie słuchać dla dobra jego.
Zabawę tobie teraz proponuję.
Wskazówki zostawię dla tropiciela.
Taki sobie słodki plan teraz snuję,
Żeby zabawić się w twego gnębiciela,
Co pomoc jednak zostawi i odjedzie.
A więc niech umysłu ci nie zbywa.
Tam, gdzie wiadomości szlak wiedzie,
Gdzie raz za razem posłaniec przybywa.
Tam poszlaka kolejna na ciebie czeka.
A żebyś ją znalazł, plan taki mą głowę zmorzył.
Szukaj czegoś małego, co trzy znaki posiada.
Pierwszy znak brzuszek w dole sobie utworzył.
Drugi na górze go sobie zawsze zostawia.
By do pierwszego za nic nie być podobnym.
Trzeci natomiast, ten to dopiero koleżka.
Jest bez brzuszków całkiem panem ozdobnym.
Z pozostałymi znakami wywodzi się z mieszka
Jednego i rodzinę z nimi dwoma stanowi.
Żeby więc rozłupać skorupę tego orzeszka,
Znajdź pokrewieństwo, które ich zdobi.
Pod sekretem tych znaków twa wskazówka mieszka.

Przeczytałam ten wierszyk, po czym spojrzałam uważnie na Asha.
- Uważasz, że to... Arlekin?
- Nie inaczej - odpowiedział mi mój ukochany - Znam tylko jednego przestępcę, który zostawia takie właśnie wizytówki na miejscu przestępstwa. To właśnie Arlekin, agent 005 organizacji Rocket.
Burmistrz i Lionel zadrżeli, gdy usłyszeli te słowa. Najwidoczniej obaj doskonale wiedzieli, co ta nazwa oznacza, choć to raczej nie dziwne. Nie ma chyba w regionach człowieka, który nie słyszałby o największej mafii świata Pokemonów choćby niewiele. Zresztą nie trzeba wiedzieć o niej więcej niż tylko trochę, aby czuć przed nią respekt. Ostatecznie organizacja Rocket to tak groźne ugrupowanie przestępcze, że już tylko odrobina wiedzy w tym temacie wystarczy, żeby mieć ciarki na plecach na sam dźwięk tej nazwy.
- No, ale chyba nie mówicie o TEJ organizacji Rocket? - zapytał takim wręcz przerażonym tonem Lionel.
- Jeśli masz na myśli największą organizację przestępczą tego świata, to tak... Właśnie o niej mówię - rzekł Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
Młodzieniec wyraźnie się przestraszył, kiedy usłyszał jego słowa.
- A niech to! W takim razie sprawa jest zdecydowanie poważna.
- Właśnie - zauważyła Viola - Bez policji nic tu nie zdziałamy.
- Ani tym bardziej bez Sherlocka Asha - powiedziałam.
Mój chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Dziękuję ci za wiarę w moje umiejętności. Tak czy siak warto, aby ten świstek papieru obejrzała sobie miejscowa sierżant Jenny. Nie zaszkodzi, jeżeli będziemy mieli jej wsparcie.
- Z zasady uważam, że lepiej jest współpracować z policją niż działać przeciwko niej - zauważyła Liderka Sali w Santalune.
- Słuszna uwaga - zgodziłam się z nią.
- Doskonale - powiedział burmistrza Lumiose - Ash, przyjacielu... Czy mogę wobec tego liczyć, że wesprzesz miejscową policję swoim talentem, o którym krążą już legendy?
W jego głosie nie było wcale sarkazmu ani niczego z tych rzeczy (choć jego słowa mogły tak zabrzmieć), dlatego też detektyw z Alabastii ani trochę się nie wahał w udzieleniu odpowiedzi.
- Oczywiście, panie burmistrzu. Może pan na mnie liczyć.
- Na nas - poprawiłam go, kładąc mu dłoń na ramieniu - Ja zamierzam ci czynnie pomagać w twoim śledztwie.
- Nie tylko ty - dodała Viola - Coś mi mówi, że reszta twojej kompanii również zechce to zrobić.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Otóż to - zaśmiałam się.

***


Miejscowa sierżant Jenny doskonale pamiętała Asha z czasów, gdy ten prowadził sprawę anonimów dręczących Dianthę. Oczywiście my również bardzo dobrze ją pamiętaliśmy, jak także i to, że zlekceważyła ona całą sprawę myśląc, iż Diantha sama pisze do siebie anonimy. Trudno nam było jednak o to winić, bo po pierwsze autor tych wrednych liścików po prostu perfidnie naśladował charakter pisma naszej serdecznej przyjaciółki, a prócz tego policyjny grafolog okazał się być kompletnym kretynem, który łatwo dał się zwieść sztuczkom prześladowcy Mistrzyni Pokemon i uwierzył w to, że to właśnie ona pisała te liściki do samej siebie i to jedynie po to, żeby zwrócić na siebie uwagę. No cóż... Najwidoczniej nie wszyscy ludzie na poważnych stanowiskach bywają kompetentni. Wielka szkoda.
Tak czy siak sierżant Jenny bardzo ucieszyła się na nasz widok mówiąc, że miło jej będzie znowu z nami pracować. Dodała przy tym, iż tym razem nie popełni takiego błędu, jak wcześniej i nie zlekceważy naszych odkryć oraz przeczuć.
- Musicie zrozumieć, że wtedy to ja nie bardzo wiedziałam, co mam o was myśleć - mówiła policjantka - Krążyły o was legendy, jednak ja zawsze dość sceptycznie do nich podchodziłam. Miło mi jednak wiedzieć, że się co do was nieco pomyliłam i mogłam zobaczyć, iż jesteście naprawdę bardzo bystrymi ludźmi, którzy mogą zawsze pomóc w poważnych sprawach. To jest naprawdę trudne do wypowiedzenia dla kogoś tak ambitnego jak ja, ale powiem wam to... Okazałam się być idiotką, że was wtedy zlekceważyłam, jednak teraz nie popełnię tego błędu. Cokolwiek nie zrobicie, aby rozwikłać tę zagadkę, to macie moje poparcie. O ile oczywiście nie posuniecie się za daleko.
- Ależ spokojnie, sierżant Jenny - zaśmiał się Ash - My łapiemy tych, co łamią prawo, a nie sami je łamiemy.
- Pika-pika-chu! - poparł go wesoło Pikachu.
- Mam nadzieję, że jest tak, jak mówisz - zachichotała policjantka - Nie chciałabym was aresztować. Chociaż... Z drugiej strony to by dopiero była renoma dla Lumiose mieć w naszym areszcie słynnego detektywa i Mistrza Pokemon w jednej osobie. Czy wyobrażacie sobie te nagłówki w gazetach? Wielki Ash Ketchum siedzący w więzieniu za drobne przestępstwo.
- Moja siostra miałaby używanie - zażartowała sobie Viola - Jej gazety zresztą też.
- To prawda - zgodził się z nią mój chłopak - „Kalos Express“ by miało o czym pisać przez najbliższy miesiąc, jeśli nie dłużej.
- Może i tak, ale przy odrobinie szczęścia damy tej gazecie inne tematy, którymi będą się mogły zająć - stwierdziłam dowcipnie.
- Otóż to! - powiedziała Jenny - Gdzie macie ten liścik?
Lionel Montana pokazał go policjantce, która wzięła go do ręki przez chusteczkę.
- Ktoś poza tobą go dotykał? - zapytała Jenny.
- Nie - pokręcił przecząco głową Ash - To znaczy ja go dotykałem, ale przez gumowe rękawiczki.
- Mądrze zrobiłeś - uśmiechnęła się pani sierżant - Myślisz jak rasowy policjant. To bardzo dobrze. Zatem wezmę to sobie i przejrzę. Może znajdę w nim odciski palców, znaczy się inne niż Lionela Montany. Na razie mogę powiedzieć jedynie tyle, że ten złodziejaszek jest naprawdę cwany. Nie pisał tego swojego głupiego wierszyka odręcznie, ale na komputerze, a potem go sobie wydrukował. To ostatnio coraz bardziej popularne zjawisko w świecie przestępczym.
- Tak, wiemy coś o tym - powiedziałam.
Bardzo dobrze pamiętałam naszą ostatnią sprawę, jaką razem z Ashem prowadziliśmy na zlecenie fryzjera Rene Artoisa. Tam również anonimy były pisane, a potem wydrukowane z pomocą komputera. Tylko, że tam długo nie wiedzieliśmy, kto jest naszym przeciwnikiem, tu zaś mieliśmy o tym pojęcie od samego początku, chociaż ja miałam pewne wątpliwości w tej sprawie. Coś bowiem mi się tutaj nie zgadzało, chociaż nie umiałam powiedzieć, co dokładnie. Miałam jedynie takie dziwne przeczucie, że w tym wszystkim jest coś nie tak, ale gdyby mnie poproszono o jakieś rozwinięcie tego tematu, to musiałabym tylko rozłożyć bezradnie ręce i powiedzieć: „Przykro mi, ale nie wiem“.
- Dobrze, teraz chodźmy do twojego pokoju, Lionel. Musimy go sobie dokładnie obejrzeć - zadecydowała Jenny.
- Właśnie - zgodził się z nią Ash - Być może przestępca zostawił jakieś ślady.
- Zostawił mi ten liścik. Nie wiem, czy zostawił coś więcej - stwierdził siostrzeniec burmistrza.
- Właśnie dlatego musimy dokładnie sprawdzić twój pokój, aby się tego dowiedzieć - wyjaśniła mu pani sierżant - Sprawcy często zostawiają na miejscu przestępca nieświadomie coś, co może pomóc policji ich odnaleźć.
- Tym razem mamy do czynienia z kimś zupełnie innych - rzekł do niej Ash - Arlekin to człowiek, który lubi robić wokół siebie dużo szumu. On chce, abyśmy go znaleźli, gdyż w miejscu, w którym go znajdziemy, będzie czekać zastawiona na nas zasadzka. Już kilka razy ten drań tak sobie z nami pogrywał, ale doskonale wie, że będziemy grać w jego durną grę i to na jego zasadach, bo nie mamy innego wyjścia. Albo to zrobimy, albo on stanie się nieobliczalny i wtedy... Lepiej nie myśleć, co on może zrobić.
- A więc to jest świrus? - zapytała Jenny - Wobec tego im szybciej go złapiemy, tym lepiej dla wszystkich. Myślę sobie, że w miejscowym domu dla obłąkanych będzie mu bardzo wygodnie.
- Najpierw musimy go złapać, a to nie będzie takie proste, droga Jenny - zauważył mój chłopak - A poza tym nie rozumiem jednej rzeczy. Czemu ukradł on właśnie Frogadiera Lionela?
- Pewnie widział, jak dał on czadu na zawodach i postanowił go ukraść dla Giovanniego - zasugerowałam.
- To możliwe - zgodziła się Viola - Jednak wobec tego czemu zostawia nam wskazówki, żebyśmy go mogli znaleźć?
- Nie słuchałaś Asha? - zapytałam ironicznie - Arlekin to dziwny typ. W pewnym sensie traktuje on życie jako grę. Zanim wyda złapane przez siebie Pokemony swemu szefowi, to najpierw się zabawi z ich właścicielem. To mu sprawia przyjemność.
- Jest jeszcze jedna rzecz - powiedział Ash - Być może on już wie, że tu jesteśmy i dlatego zostawił tę wskazówkę. Bardzo możliwe, że Arlekin chce dorwać mnie, bo ma do mnie uraz. Obwinia mnie za swoje nieszczęścia.
Nie powiedziałam na głos tego, co mi przyszło do głowy, ale mój luby doskonale o tym wiedział i zdawał sobie z tego sprawę, a ja nie chciałam, żeby inni się tego dowiedzieli. Mianowicie chodziło o to, że Arlekin również chciał mnie. Na swój dziwny sposób obdarzył mnie miłością i czułam, iż jest on zdolny naprawdę do bardzo wielu rzeczy, byleby tylko mnie pochwycić i mieć tylko dla siebie, chociaż z jakiegoś powodu nie zrobił tego wcześniej. Ostatnio miał mnie już w swoich rękach, jednak mimo to puścił mnie wolno. Coraz mniej rozumiałam tego człowieka (być może zresztą on sam siebie nie rozumiał) i czułam, że jego działanie jest coraz bardziej irracjonalne i coraz trudniejsze stawało się przewidzenie tego, co on może zrobić. Jedno wszak mogłam wiedzieć bez wątpliwości - to, że ten człowiek nie musi koniecznie polować na Asha. Może również polować na mnie lub na nas oboje. Jednak bez względu na te szczegóły czułam, że Arlekin zostawił rymowaną zagadkę na miejscu swego przestępstwa właśnie ze względu na Asha oraz mnie. W innym przypadku raczej nie zadawałby sobie tyle trudu. Wniosek więc jest jeden. On wie, że tu jesteśmy.
Myśli te, jak już mówiłam, zachowałam wszak dla siebie i nikomu ich nie powiedziałam, nawet Ashowi (chociaż byłam całkowicie pewna, że on myśli podobnie). Po dokonaniu tych przemyśleń poszłam razem z innymi do pokoju Lionela i pomagałam w jego dokładnym przeszukaniu. Jak się można było tego domyślić, Jenny nie znalazła tam niczego.
- Trudno, nie ma co tu dłużej siedzieć - powiedziała policjantka, kiedy już szukanie dobiegło końca - Niczego tu nie znajdziemy. Sprawdzę jeszcze odciski palców, choć coś mi mówi, że to już tylko formalność, skoro jesteś pewien, kim jest złodziej.
- Prawdę mówiąc nie wiem tego na sto procent - zauważył Ash - To są tylko moje przypuszczenia. Czuję, że to zrobił Arlekin, ale być może ktoś go jedynie naśladuje.
- No właśnie - wtrąciłam się do tej rozmowy - Tak naprawdę wcale nie wiemy, czy rzeczywiście Arlekin ma z tym coś wspólnego.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Ja myślę, że ta kradzież jest jego sprawką, ale nie możemy wykluczyć innych możliwości - rzekł detektyw z Alabastii - Dlatego też lepiej będzie zapoznać się z innymi poszlakami. Być może są inni podejrzani, chociaż ja obstawiam Arlekina.
- Inni podejrzani? No dobrze, ale jacy? - zapytała Viola - Kto chciałby ukraść twego startera, Lionel?
Chłopak zastanowił się przez chwilę.
- Prawdę mówiąc nie wiem, chociaż... Chodzi mi po głowie Harley...
- A kto to jest Harley? - zapytałam.
- To jest mój przeciwnik, z którym walczyłem dzisiaj w zawodach i go pokonałem. Był na mnie wściekły, bo posiadał silniejszego Pokemona od mojego, a mimo to przegrał.
- Harley - powiedziała Jenny, poprawiając sobie na głowie czapkę - To ciekawe. Bardzo ciekawe. A zatem istnieje możliwość, że to on ukradł twego Pokemona, aby się na tobie odegrać?
- Owszem, istnieje taka możliwość, jednak trudno mi cokolwiek w tej sprawie powiedzieć. Nie znam go zbyt dobrze i nie wiem, czy posunąłby się do czegoś takiego.
- To wobec tego złóżmy mu wizytę i spróbujmy się tego dowiedzieć - stwierdziła policjantka.

***


Harley był niskim i grubym chłopakiem o czarnych włosach spiętych w kitkę oraz brązowych oczach. Chodził ubrany w szare spodnie i niebieską koszulę zapinaną na guziki, a jego głowę zdobiła czapka z daszkiem.
- No proszę, pani sierżant Jenny! - zaśmiał się podle ów chłopak, kiedy weszliśmy do jego pokoju - W dodatku z przyjaciółmi. Czy wolno wiedzieć, czemu zawdzięczam ten zaszczyt?
- Możesz jak najbardziej to wiedzieć - odpowiedziała mu policjantka - Wyobraź sobie, że ten chłopak, który cię dzisiaj pokonał w Mistrzostwach, Lionel, stracił swojego startera i jakoś wcale nie jest on zadowolony z tego powodu.
- Trudno mu się dziwić - zachichotał gruby chłopak - A gdzie Lionel? Bardzo chciałbym się nad nim poznęcać.
- Siedzi w swoim pokoju - odpowiedział mu Ash - Obawiam się więc, że będziesz musiał o tym zapomnieć. No... Chyba, że chcesz być zamknięty w areszcie za nękanie.
Harley parsknął śmiechem, słysząc te słowa.
- Pięknie to brzmi, mój przyjacielu, podobnie jak twój kostium. Pędzisz na bal przebierańców?
- To Sherlock Ash, ty gamoniu! - warknęła na niego Viola - Albo jak wolisz Ash Ketchum. Chyba o nim słyszałeś.
Gruby chłopak popatrzył na mojego ukochanego i uśmiechnął się doń ironicznie.
- No proszę... Słynny Mistrz Pokemon Ligi Kalos, a do tego też równie słynny prywatny detektyw. Słyszałem o tobie, ale nie wiedziałem, że nosisz taki kretyński kostium. Nie wiesz, że XIX wiek już się skończył?
Poczułam, że ten koleś naprawdę zaczyna mnie denerwować, ale nie zamierzałam mu dawać satysfakcji wpadając w złość i dlatego zachowałam milczenie.
- Co robiłeś po zawodach? - zapytała Jenny.
- A co ja niby miałem robić? - mruknął gniewnie Harley - Poszedłem do Centrum Pokemon pomstując na tego okularnika, który mnie pokonał.
- Czy ktoś cię wtedy widział?
- Nie... Zwykle, jak na kogoś pomstuję, to jestem sam.
- Domyślam się - mruknęła policjantka - No dobrze, a więc nie masz alibi. To wobec tego pozwolisz, że pobiorę twoje odciski palców i sobie je zachowam na wszelki wypadek.
- Jaki wypadek?
- Wszelki, gamoniu!
Następnie z pomocą Violi policjantka pobrała odciski delikwenta, po czym powiedziała:
- Słuchaj, kolego. Lepiej nie opuszczaj miasta do czasu, aż śledztwo nie zostanie zakończone. Jeśli zrobisz inaczej, to wówczas wykopię cię choćby z podziemi i wsadzę do paki. Załapałeś?!
- Załapałem - pokiwał głową Harley.
Następnie wyszliśmy z jego pokoju.
- Myślisz, że to on jest winien? - zapytałam Asha.
- Trudno mi powiedzieć - odpowiedział mój luby - Ostatecznie koleś ma motyw, ale trudno mi stwierdzić, czy bawiłby się w udawanie Arlekina i pisanie liściku ze wskazówkami.
- Ano właśnie, ten liścik! - zawołała Viola - Może by warto spróbować rozwiązać jego zagadkę?
- To dobry pomysł - powiedział detektyw z Alabastii.
Następnie spojrzał na Jenny.
- Możesz mi na chwilę pożyczyć ten liścik? Chcę sobie przepisać ten wierszyk i spróbować rozwiązać zawartą w nim zagadkę.
Policjantka zgodziła się.
- Tylko nie zostaw odcisków palców, jeśli łaska.
- Spokojnie. Pracuję w tym nie od dziś - rzekł mój chłopak - Tak czy siak ta zagadka może nam się jeszcze przydać.
- Więc ją szybko przepisz i oddaj mi kartkę.
Ash z przyjemnością spełnił jej prośbę w trybie bardzo szybkim, po czym mogliśmy dzięki temu przejść do dalszych działań śledczych.


C.D.N.



1 komentarz:

  1. Zaczyna się bardzo, ale to bardzo ciekawie. Ash bierze udział w Mistrzostwach Ligi Kalos jako jeden z sędziów. Oczywiście przed wyjazdem nie może się obyć bez dobrych rad jego ojca, Cindy, profesora Oaka i, rzecz jasna, wkurzającej i pojawiającej się wszędzie nagle Macy. Na szczęście tym razem dziewczyna ogranicza się do krótkiego życzenia powodzenia swojemu idolowi. Dzięki Bogu. :D
    Na Mistrzostwach Ligi Kalos nasi przyjaciele jako dobra paczka Asha zasiadają w loży VIP i wspominają nieco zeszłoroczne mistrzostwa, podczas ktorych Ash zdobywał swój tytuł. Wszak nie mieli wtedy tak dobrych miejsc jak teraz, ale zawsze miejsca nie były wtedy takie złe. :)
    Po zakończonym dniu nasza paczka wraca do Centrum Pokemon, aby odpocząć w nim po ciężkim dniu. Jednak nie jest im dane długo nacieszyć się odpoczynkiem, gdyż do drzwi ich pokoju puka Viola, liderka sali w Santalune. Ma dla nich sprawę będącą w sam raz dla Sherlocka Asha. Mianowicie Lionel Montana, siostrzeniec burmistrza Lumiose, padł ofiarą kradzieży. Ktoś ukradł jego Frogadiera i przez to chłopak nie może wystąpić w kolejnym etapie, do którego przeszedł.
    Nasza paczka natychmiast wyrusza do domu burmistrza, gdzie dowiadują się wszelkich szczegółów w sprawie. Lionel przekazuje im również liścik, który złodziej zostawił po kradzieży. Wskazuje w nim miejsce przechowywania kolejnej wskazówki odnośnie miejsca pobytu Frogadiera. Ashowi od razu przychodzi do głowy, że sprawcą kradzieży mógł być Arlekin, czyli agent 005 organizacji Rocket, którego wręcz znakiem rozpoznawczym są wierszyki pełne wskazówek.
    W celu uzyskania wsparcia i pomocy nasza ekipa udaje się do miejscowej oficer Jenny, która jak najbardziej zgadza się na współpracę z ekipą Sherlocka Asha. Detektyw przekazuje jej liścik, który otrzymał Lionel. Następnie wszyscy chcą udać się do pokoju okradzionego chłopaka, jednak Ashowi w międzyczasie przychodzi do głowy jeszcze jeden pomysł - to nie musi być Arlekin, może ktoś chce go naśladować. Lionel naprowadza Asha na trop Harleya - chłopaka, którego pokonał w pierwszym etapie mistrzostw. Cała ekipa, łącznie z oficer Jenny, wybierają się więc do pokoju Harleya.
    Chłopak od początku wizyty jest bardzo arogancki i nie ukrywa swojego negatywnego nastawienia do przeciwnika, który go pokonał. Wyraźnie nie umie się pogodzić ze swoją porażką, nawet ma ochotę "poznęcać" się nad Lionelem. Dodatkowo jeszcze kpi ze stroju Asha i jego dodatkowej profesji. Temperuje go dopiero oficer Jenny. Ach... co za wkurzający chłopak.
    Zaraz po rozmowie z Harleyem Ash decyduje się w końcu rozwiązać zagadkę wierszyka. Przepisuje go sobie... a co będzie potem tego dowiemy się w następnej części. :)
    Zaczyna się bardzo ciekawie, od mocnego akcentu, od razu przechodzimy do sprawy. :) Jak na razie podoba mi się i to bardzo. :)
    Ogólna ocena: 10000000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...