Przygoda C
Ostateczne starcie cz. III
Następnego dnia po zamachu na Josha Ketchuma ja i Ash dostaliśmy wiadomość nagraną na dyskietce przyniesioną nam przez jakiegoś dzikiego Spearowa. Wiadomość owa ukazała nam hologramową postać Giovanniego siedzącego w fotelu z Persianem na kolanach. Mężczyzna miał wymalowaną na twarzy bardzo zadowoloną minę.
- Witaj, bratanku... - powiedział okrutnie pewnym siebie tonem - Jak się czujesz? A jak tam mamusia i tatuś?
Ash zacisnął pięść ze złości, kiedy to usłyszał, a tymczasem jego podły stryj zachichotał w okrutny sposób i rzekł:
- Zapewne teraz nieźle się złościsz, prawda? Tak, słusznie robisz. Masz powód, aby się na mnie złościć, bo przecież na pewno dobrze wiesz, to ja za to wszystko odpowiadam, ale to już chyba wiesz. Zapewne te trzy nieudolne zamachy na twoje życie też powiązałeś z moją osobą, prawda? I słusznie, bo za nie także odpowiadam. Oczywiście te trzy zamachy coś ci przypominają, prawda? O tak, na pewno. Ja również czytałem opowiadania o Sherlocku Holmesie. Chciałem ci sprawić tę ostatnią przyjemność i dać ci poczuć się jak twój ulubiony detektyw.
- No tak, oczywiście! - jęknął Ash wyraźnie zły na siebie, że wcześniej tego nie zauważyłem - Niemalże takie same zamachy urządził na Sherlocka Holmesa profesor Moriarty!
- Oczywiście te wszystkie moje zamachy mogą wydawać ci się mocno nieudolne - mówił dalej Giovanni - I słusznie, bo takie właśnie są, ale chyba nie sądzisz, że gdybym naprawdę chciał cię zabić, to bym podszedł do tego w tak nieudolny sposób, prawda? Oczywiście. Za dobrze mnie znasz, abyś miał tak myśleć. Ty wiesz doskonale, co to wszystko oznacza. To, że chcę cię ostrzec. Dać ci do zrozumienia, że póki ja żyję, ty nie jesteś bezpieczny. Już ci to wcześniej powiedziałem wtedy, w Kalos... Powiedziałem ci, iż dopóki żyję, dopóty nie zostawię cię w spokoju. Będziemy walczyć ze sobą tak długo, aż jeden z nas lub też obaj zginiemy. Wiesz o tym dobrze, Ash. Wiedziałeś o tym doskonale już w chwili, kiedy wypowiedziałeś mi wojnę. Wiedziałeś też, że prędzej czy później do tego dojdzie. Musimy się ze sobą zmierzyć. Wiem dobrze, iż nie odnajdziesz mnie bez poszlak, a tych nie możesz znaleźć. Ale spokojnie, ułatwię ci to. Jestem w Górach Skalnych w pobliżu granicy Kanto i Hoenn. W miejscu, gdzie znajduje się ten słynny Wąwóz Diabła i wodospad Rosenbeck. Tam właśnie ostatecznie zakończy się nasza walka. Będę tam na ciebie czekał. Spodziewam się ciebie pojutrze w południe. Jeżeli nie przyjdziesz lub też nie dasz mi jakiegoś znaku w tej sprawie, to wówczas powtórzą się zamachy i tym razem ich ofiarami padną twoi przyjaciele. Możesz ich sobie ukrywać, jak tylko chcesz lub chronić na wszelkie możliwe sposoby. Mój człowiek bez trudu ich dopadnie w ten lub inny sposób. Codziennie będą powtarzać się zamachy i tym razem będą one śmiertelne. Bardzo dobrze wiesz, że ja nie żartuję, dlatego radzę ci, abyś wziął moje słowa na poważnie i to poważniej niż jakiekolwiek inne słowa wcześniej przeze mnie wypowiedziane. Zapraszam cię serdecznie na małe spotkanie ze mną, podczas którego ostatecznie rozstrzygniemy wszystkie dzielące nas kwestie. Chyba dałem ci dość czasu na to, abyś mógł do mnie przybyć, prawda? A więc liczę na to, że przybędziesz na czas, ale jeżeli przyjdzie ci do głowy, aby się spóźnić, wtedy spodziewaj się kary z mojej strony. Chyba nie muszę ci mówić, jaka to będzie kara, nieprawdaż? A więc lepiej pospiesz się, bo twój czas ucieka. I jeszcze jedno. Nie próbuj wezwać policji, bo inaczej ja to szybko odkryję, a wówczas marny będzie los twoich bliskich. Pamiętaj o tym, kiedy przyjdzie ci do głowy jakiś głupi pomysł. Zatem... Do zobaczenia, bratanku.
Po tych słowach hologram zniknął, a rozmowa się zakończyła. Ash wówczas złapał wściekły dyskietkę i cisnął ją w kąt pokoju.
- A to bydlak i łotr! On naprawdę nie żartuje! On spełni swoje groźby, jestem tego pewien!
- Musimy zawiadomić policję, Ash! - zawołałam - On nam powiedział wyraźnie, gdzie jest. Możemy wysłać tam policję i...
- I co?! - zapytał z ironią w głosie Ash, patrząc na mnie załamany - Przecież on czuwa i odkryje przybycie policji. Wówczas znowu ucieknie i zemści się na moich bliskich. Chcesz być jedną z jego ofiar?
- Mam w nosie własne bezpieczeństwo, Ash! To o ciebie najwięcej się martwię! - krzyknęłam - Nie widzisz, że on chce cię zabić?!
- Wiem o tym od dawna, Sereno. Zdążyłem się już zorientować w jego zamiarach.
Wpadłam mu w objęcia i zaczęłam płakać.
- Och, Ash... Tak się o ciebie boję!
- Boisz się... A wiesz, czego ja się boję, kochanie? Tego, że cię stracę - odpowiedział mi smutno Ash, po czym zaczął głaskać moje włosy - Wiesz, co zobaczyłem wtedy, gdy Malamar uderzył we mnie swoją mocą?
- Co takiego zobaczyłeś?
- Najpierw ciebie, jak mówisz mi, że mnie nie kochasz i nigdy mnie nie kochałaś. Potem widziałem ciebie, jak patrzysz na śmierć naszych przyjaciół i sama potem giniesz... Potem znowu ożywasz, znowu mówisz, że mnie nie kochasz i znowu giniesz. Widziałem również wszystkich moich przyjaciół mówiących mi najgorsze rzeczy na świecie, jak odsuwają się ode mnie, ale najgorszy był widok ciebie mówiącej mi te trzy najgorsze słowa na świecie: „Nie kocham cię“.
- Ale ja cię kocham, Ash!
- I ja kocham ciebie, Sereno. Dlatego właśnie nie mogę narażać ciebie na niebezpieczeństwo. Ani ciebie, ani innych.
- Ale przecież dobrze wiesz, co powiedziała Sybilla. Tylko jeden z was wyjdzie z tej walki żywy. Albo jeden z was zginie, albo wy obaj...
- Wiem o tym, kochanie - powiedział smutno Ash, czule mnie do siebie przytulając - Ja naprawdę doskonale to rozumiem, ale co mogę zrobić? Mam pozwolić na kolejne zamachy? Muszę walczyć, czy tego chcę, czy nie.
- A jeśli... A jeśli ty...
- Wówczas polegnę walcząc o to, w co wierzę. To wymarzona śmierć dla detektywa.
- Przestań! - krzyknęłam na niego, mając już łzy w oczach - Proszę, przestań tak mówić! Kocham cię i nie chcę, żebyś zginął!
- Być może to nieuniknione, Sereno...
- Proszę... Nie idź tam! Albo jeśli musisz, to idź tam z policją!
- On się spostrzeże, jeśli wezwę policję. Ma swojego szpiega w policji, pamiętasz? A propos... Skoro już o szpiegu mowa, to mam do ciebie prośbę. Jeśli coś mi się stanie...
- Nie mów tak! - krzyknęłam na niego - Nie umrzesz!
Ash westchnął delikatnie, słysząc moje słowa i dokończył jakby nigdy nic:
- Jeśli coś mi się stanie, to wówczas... Musisz pomóc Jenny i Bobowi go złapać.
- Jak ja sobie niby poradzę bez ciebie, Ash?! Przecież nie posiadam twojego talentu do rozwiązywania zagadek! Nie dam sobie rady!
- Dasz sobie radę, Sereno. Na pewno dasz sobie radę, tylko jeszcze o tym nie wiesz, kochanie. Nie wiesz, bo nie wierzysz w siebie. Uważasz, że to ja jestem twoją siłą, ale to nieprawda. Jesteś dostatecznie silna, aby sama dać sobie radę. Ja cię jedynie w tym wspieram. Beze mnie też byś żyła i była szczęśliwa.
- Czy bez ciebie ja mogę być w ogóle szczęśliwa?! - płakałam w jego ramię - Proszę, obiecaj mi, że wyjdziesz cało z tej walki!
- Choćbym chciał, to nie mogę ci tego obiecać, bo przecież nie mogę przewidzieć, jak się zakończy walka.
- Przewidzieć? - spojrzałam na niego - Przewidzieć... Ty może nie, ale wiem, kto może to zrobić. Chyba ta osoba jest jeszcze w Alabastii, jeżeli dobrze pamiętam.
Ash uśmiechnął się do mnie delikatnie wiedząc doskonale, o kim mu mówię.
***
Poszliśmy z miejsca do Centrum Pokemonów, gdzie odwiedziliśmy Esmeraldę i jej dziadka. Oboje wciąż jeszcze przebywali w Alabastii, gdyż bardzo polubili kuchnię Delii Ketchum, a prócz tego Esmeralda szczególnie dogadywała się z Melody i Latias, które bardzo polubiła. Więc mogła nam pomóc w pewnej sprawie, jaką do niej mieliśmy, a mianowicie chodziło o to, aby powróżyła nam z kart.
- Oczywiście mogę to zrobić, ale nie mogę wam powiedzieć zbyt wiele szczegółów, ponieważ karty niestety tak nie działają - powiedziała do nas Esmeralda, gdy tylko dowiedziała się, o co nam chodzi - Z wielką chęcią wam pomogę, jednak musicie być przygotowani na to, że wróżba może się nie spodobać waszym osobom.
- Od dawna jesteśmy przygotowani na to, że przyszłość nam się nie spodoba - odpowiedział jej Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał smętnie Pikachu.
Usiedliśmy przy stoliku, zaś Esmeralda powoli zaczęła rozkładać karty i patrzeć w nie.
- Powróżę wam zwykłymi kartami, a potem tymi tarota, jeśli chcecie - powiedziała smutnym tonem - Muszę was jednak uprzedzić, że to jest tylko wizja tego, co się może stać. Pamiętajcie, że przyszłość jest w ciągłym ruchu i możecie uniknąć tego, co złe...
- Tak, wiemy o tym od dawna - burknęłam nieco poirytowana - Wróż nam, proszę. Musimy się dowiedzieć, co wyjdzie z naszych planów.
Esmeralda westchnęła głęboko, po czym zaczęła powoli oraz dokładnie układać w odpowiedni sposób karty na stole i patrzeć w nie uważnie.
- I co widzisz? - spytałam.
- Wróżby nie wyglądają wcale pomyślnie, moi kochani - odparła na to Cyganka - Sprawa, której chcecie się oboje podjąć, jest bardzo ryzykowna. Niebezpieczeństwo czai się nad wami. Widzę wielki smutek, a zwłaszcza u ciebie, Sereno.
- Tak... Mówiłaś mi kiedyś, że Ash zada mi wielki ból, jednak zrobi to niechcący i jeśli mu wybaczę, będzie dobrze. Chodziło ci zapewne o tę jego grę podwójnego agenta. Już mu to wybaczyłam.
- Nie o tej sprawie mówię.
- O innej? A o jakiej? Czy znowu będę musiała Ashowi coś wybaczyć?
- Co takiego zrobię? Jak zranię Serenę? - spytał Ash.
Pikachu oraz Ambipom patrzyli uważnie na Cygankę, jak ta ostrożnie wyjmuje karty Tarota i mówi:
- Muszę zajrzeć do tych kart. Pokażą mi one lepszy obraz tego, co się wydarzy.
Powoli zaczęła układać je na stole.
- Zły król czeka na ciebie, Ash. Na ciebie oraz na twoją śmierć. Walkę widzę i zło czające się wokół niej. Widzę także zdradę... I wielką wodą oraz ciemność... Upadek i...
Przerażona powoli zerknęła na kolejną kartę, którą to jednak położyła tyłem do góry i to naprawdę szybko, jakby chciała ukryć przed nami to, co widniało na tej karcie.
- Co się stało? Co tam zobaczyłaś? - spytałam.
- Nieważne. To bez znaczenia... Ta karta ma wiele znaczeń.
Położyłam jej dłoń na dłoni.
- Proszę... Powiedz mi, co zobaczyłaś.
Załamana odsłoniła kartą, na której było widać kostuchę z kosą.
- A więc jednak - powiedział Ash.
- Spokojnie, to jeszcze niczego nie dowodzi - odezwała się Esmeralda - To tylko dowodzi, że ona zabierze kogoś tego dnia, gdy dojdzie do realizacji waszych nowych celów.
- Kogoś zabierze... Ale nie wiesz, kogo, prawda?
- Nie, Ash. Nie wiem... Ale przecież to nie musisz być ty.
- Ale to mogę być ja... Albo ja, albo on... Albo też obaj. Wiem o tym. Twoje wróżby niestety tylko potwierdziły to, czego się obawiałem.
- Przykro mi, że ci nie pomogłam.
Ash załamany wstał od stolika i dodał smutno:
- Spokojnie... Zrobiłaś co mogłaś. Z całą resztą sam muszę sobie jakoś poradzić.
***
Po tej rozmowie Ash złożył jeszcze wizytę ojcu i matce, którzy wciąż leżeli w szpitalu. Opowiedział im dokładnie o tym, czego się dowiedział, ale zlekceważył ich wszelkie prośby, aby nie iść prosto w zasadzkę i zamiast tego wezwać policję. Powiedział jedynie tyle, że musi to zrobić dla dobra ich wszystkich, bo wie doskonale, że Giovanni nigdy nie ustąpi i będzie go wiecznie prześladował.
- Jeśli jest szansa, że raz na zawsze się go pozbędę z naszego życia, to muszę z tej szansy skorzystać - powiedział im obojgu.
Potem pożegnał się z przyjaciółmi, którzy oczywiście wszyscy razem, jak jeden mąż oświadczyli, że z nim pojadę, ale on się nie zgodził.
- Musicie zostać w Alabastii i prowadzić restaurację mojej mamy pod jej nieobecność - rzekł smutno - Interes nie może upaść.
- A pal licho interes! - zawołała oburzona Melody - Przecież ty możesz tam zginąć!
- Właśnie! - dodała Misty - Będziesz potrzebować przyjaciół.
- Nie... To moja mama będzie was potrzebować, jeśli mnie zabraknie. Obiecajcie mi, że jeżeli do tego dojdzie, to... zaopiekujecie się nią wszyscy. Dobrze?
Żaden z nich nie chciał mu tego obiecać, ponieważ uważali, że Ash wróci i wszystko będzie dobrze. Jednak mój luby, dotąd tak zawsze wiernie wierzący w to, że nam się uda, tym razem stracił w to wszelką nadzieję, dlatego też kazał obiecać swoim przyjaciołom, że zajmą się jego mamą oraz mną, jeśli zginie. W końcu obiecali mu to, a Ash z wdzięczności każdego z nich uściskał i ucałował. Była to smutna scena pełna łez i rozpaczy.
Następnego dnia zaś Ash i Pikachu spakowali się i ruszyli w drogę na autokar, który miał nas zabrać do Hoenn. Oczywiście nie było mowy, abym została w Alabastii, więc poszłam z nimi. Mój chłopak nawet nie próbował mnie przekonać do zmiany zdania wiedząc doskonale, że i tak nic na tym nie zyska. Poza tym zaznaczył, iż miła mu będzie moja obecność, dlatego też nie sprzeciwiał się, gdy do niego dołączyłam.
- Długo jeszcze mamy czekać na ten autokar? - spytał Ash, kiedy już byliśmy na przystanku i czekaliśmy dobrych kilka minut.
- Pewnie znowu się spóźni - odezwał się nagle głos Dawn.
Spojrzeliśmy za siebie i zauważyliśmy, że za nami stoi siostra mojego chłopaka wraz z Clemontem, Bonnie i Maxem.
- Wybierzesz się na wojnę bez nas? - spytała panna Seroni.
- Wybacz, siostrzyczko, ale tym razem nie możesz ze mną ruszyć - rzekł do niej Ash.
- Nie wiesz jeszcze, jaka ona jest uparta? - zapytał Clemont.
- To u nas cecha rodzinna - powiedziała wesoło Dawn.
- Właśnie - dodał Max, podchodząc do nich.
- A do tego zaraźliwa - zaśmiała się Bonnie, robiąc to samo.
Cała czwórka wzięła się nie wiadomo skąd, jednak ich miny wyraźnie wskazywały na to, że chcą nam pomóc.
- Co wy tu robicie? - zapytał zdumiony Ash.
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
- Chcemy ci pomóc w twojej rozprawie z Giovannim - rzekła na to Dawn - I nawet nie próbuj nas zniechęcać. Musimy iść z tobą i ci pomóc, czy tego chcesz, czy nie.
- W końcu jesteśmy jedną drużyną - dodał Max - Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Musimy walczyć razem do samego końca.
- Nie możemy was zostawić samych - stwierdziła Bonnie - Nawet jeśli tego chcecie.
Ash już chciał coś powiedzieć, ale Dawn nie dała mu dokończyć.
- Razem zaczęliśmy wojnę z Giovannim i razem też ją zakończymy, braciszku. Chyba, że tylko bawiliśmy się w detektywów.
- Wiesz dobrze, że nie, siostrzyczko - odparł Ash.
- Więc sprawa załatwiona. Jedziemy z tobą - rzuciła panna Seroni.
- Reszta też chciała jechać, ale uznali, że muszą spełnić twoją prośbę i zająć się restauracją pod nieobecność twojej mamy - rzekł Clemont - Poza tym to przede wszystkim sprawa drużyny detektywów.
- Dane z dysku twardego są zabezpieczone - dodał Max - I ukryte tam, gdzie prosiłeś, aby je ukryć. Nikt ich nie znajdzie.
- To dobrze. Użyjecie je, gdy już nadejdzie proces - powiedział Ash i popatrzył na swoją drużynę wręcz wzruszony - Prawdziwi z was przyjaciele, choć uważam, że głupio robicie.
- Ty zrobiłbyś to samo dla nas - stwierdził Max.
- Na pewno, ale wy nie musicie wariować jak ja.
- Musimy, ponieważ jak Bonnie powiedziała, to wszystko, co robisz, jest zaraźliwe.
Ash uśmiechnął się lekko i uściskał mocno swoich przyjaciół, po czym popatrzył na horyzont.
- Oho! Jedzie autokar! - zawołał - A więc, następny przystanek: granica z Hoenn.
***
Autokar zabrał nas do miasteczka leżącego niemalże na granicy Kanto i Hoenn. Niedaleko znajdowały się Góry Skalne, gdzie następnego dnia miał czekać na nas Giovanni. Zatrzymaliśmy się wszyscy w Centrum Pokemon, a tam otrzymaliśmy od miejscowej siostry Joy wiadomość pozostawioną przez naszego wroga na dyskietce. Łajdak zachował tam nagranie, na którym to powiedział, iż czeka na nas w południe jutrzejszego dnia i żebyśmy przyszli o odpowiedniej porze. Kusiło nas, aby spróbować go poszukać wcześniej i zaskoczyć, ale ten łotr także i to przewidział mówiąc w swojej wiadomości, że jeśli to zrobimy, to poniesiemy tego konsekwencje, a jakie miały one być, doskonale wiedzieliśmy. Nie mogliśmy ryzykować życiem naszych bliskich. Musieliśmy więc przyjąć warunki Giovanniego, choć oczywiście wcale tego nie chcieliśmy.
Noc spędziliśmy w miarę możliwości spokojnie, zaś ja i Ash razem we dwoje zajęliśmy się tym, co ze snem ma niewiele wspólnego. Robiliśmy to tak, jakby jutro miał się skończyć świat, gdyż nie mieliśmy wcale pewności, czy następnego dnia będziemy jeszcze żyć. Chcieliśmy więc choć mieć tę satysfakcję, iż choć przed śmiercią jeszcze poczuliśmy, że żyjemy.
Rano zjedliśmy śniadanie i bez zbędnego pośpiechu ruszyliśmy razem w kierunku gór, aby tam spotkać się z Giovannim. Szliśmy w milczeniu, bo jakoś nie chciało nam się rozmawiać o czymkolwiek, a już na pewno nie o tym, co miało nas już niedługo spotkać. Szliśmy tak i szliśmy, aż w końcu zbliżyliśmy się do gór.
- Czeka nas teraz wspinaczka - powiedziałam.
- Niekoniecznie - odezwał się dobrze nam znany, kobiecy głos.
Powoli rozejrzeliśmy się i zauważyliśmy Jessie z Zespołu R, która wychodzi zza skał. Obok niej szli James z Meowthem.
- Wy tutaj? - spytał zdumiony ich obecnością Clemont.
- Ciekawe - rzekł Ash - Giovanni jeszcze was trzyma... Po tym, jak go zdradziliście?
- Zmusił nas do współpracy, chociaż wcale nie mamy na to ochoty - odpowiedział mu ponuro James.
- Mamy was zabrać balonem do miejsca, gdzie czeka nas was nas szef - dodała Jessie.
- Ale tylko ciebie i głąbinkę - miauknął Meowth - I jeszcze Pikachu. Reszta musi tutaj pozostać.
- CO?! - wrzasnęła oburzona Dawn - Chyba wasz szef za dużo sobie wyobraża!
- Pip-lu-li! - zaćwierkał Piplup.
- Właśnie! - dodała Bonnie - Nie zostawimy Asha samego!
- Ne-ne-ne! - zapiszczał Dedenne.
- Szef powiedział, że jeżeli ktoś więcej niż wymienione wyżej osoby zjawi się na miejscu spotkania, wówczas będą konsekwencje - rzekła na to Jessie - Podobno wy już wiecie, o co chodzi.
Tak, doskonale wiedzieliśmy. Słowa Zespołu R, a także ich obecność w tym miejscu oznaczały, że Giovanni wciąż nas obserwuje i wie o każdym naszym ruchu. Przewidział też, iż przyjdziemy większą grupą i chce mieć pewność, że Ash zginie, dlatego oddziela go od przyjaciół. Oczywiście nie chcieliśmy przyjąć takich warunków, ale nie mieliśmy większego wyboru. Za bardzo baliśmy się tego, co on może zrobić, jeśli odmówimy.
- Dobrze... Niech będzie - powiedział po chwili Ash - Spełnimy jego żądanie.
- Ash, przecież nie możemy - jęknął Clemont.
- Wolisz, aby ten łajdak zabił naszych bliskich? - zapytał mój luby ze łzami w oczach.
Następnie uściskał mocno Clemonta, mówiąc:
- Dbaj o moją siostrę, przyjacielu. Dziękuję ci, że byłeś przy mnie tak długi czas.
Potem uściskał mocno Dawn, mówiąc:
- Dbaj o swojego chłopaka.
- Kocham cię, braciszku! - łkała zrozpaczona Dawn.
- Ja ciebie też, siostrzyczko - rzekł Ash i podszedł do Bonnie - Trzymaj się, pani sekretarko.
Uściskał ją i ucałował w czoło, a dziewczynka wraz ze swoim Dedenne rozpłakała się na całego i wcale się jej nie dziwiłam, bo sama miałam ochotę płakać.
Potem Ash uściskał Maxa i powiedział:
- Pamiętaj tylko o danych z dysku. Gdy nadejdzie czas, zrobisz z nich użytek.
- Pamiętam i zrobię - odparł Max, łykając łzy - Trzymaj się, szefunciu.
- Ty też się trzymaj, Max - Ash poklepał go lekko po ramieniu - Będzie dobrze.
Pikachu tymczasem uściskał czule Dedenne, Piplupa i łkającą Buneary, po czym wraz ze mną i Ashem ruszył za Zespołem R do miejsca, gdzie za wysokimi skałami znajdował się ich balon. Potem zaś wsiedliśmy do niego i unieśliśmy się w górę, ku naszemu przeznaczeniu. Machaliśmy przy tym dłońmi na pożegnanie przyjaciołom, których musieliśmy zostawić na dole, chociaż Ash poczuł swego rodzaju ulgę, że nie będzie ich przy ostatecznej walce, gdzie w końcu mogła ich spotkać śmierć, czego bynajmniej on sobie nie życzył.
- Daleko to? - spytał po chwili Ash Zespołu R.
- Nie, nie tak znowu daleko - odpowiedział mu James.
- W ciągu pół godziny powinniśmy być na miejscu - odparł Meowth - O ile oczywiście wiatr będzie nam sprzyjał.
***
Lecieliśmy balonem nieco dłużej niż to przewidział Meowth, ale mimo wszystko powoli i bez pośpiechu dolecieliśmy nim do wielkiego wąwozu zwanego Wąwozem Diabła. Nazwa ta wzięła się podobno stąd, że był on tak głęboki, że nie było widać w nim dna, a jedynie wielką i ponurą ciemność, ziejącą grozą i śmiercią. Na samym jego dnie znajdowała się rwąca rzeka, a do niej wpływał ogromny, pieniący się wodospad nazwany Wodospadem Rosenbeck od nazwiska podróżnika i badacza, który to odkrył go w XIX w. Przerażające to miejsce, ten wodospad. Zaczynał się on na jednym końcu wąwozu i był po prostu ogromny, zaś jego pieniąca się woda kipiała oraz huczała bardzo głośno, wywołując ciarki na plecach każdego, kto tam przebywał. Tuż przy końcu wąwozu i przy wodospadzie wisiał drewniany most, przez który podróżni mogli śmiało przechodzić, choć miał on swoje lata i zdecydowanie nie zaufałabym mu, zwłaszcza, że składał się jedynie z lin oraz kawałków drzewa, a całość nie wyglądała zbyt stabilnie.
To właśnie przy tym miejscu wylądowaliśmy balonem, z którego potem wyskoczyliśmy i rozejrzeliśmy się dookoła.
- Stryjaszku, jestem! - zawołał Ash - Tak, jak tego żądałeś!
- Jesteś punktualny, bratanku - odezwał się podły, męski głos.
Chwilę później zza skał wyszedł Giovanni z Persianem i tajemniczą postacią ubraną w strój ninja. Bez trudu rozpoznaliśmy w niej Cleo.
- Jak miło, że przyszedłeś, drogi chłopcze - powiedział Giovanni dość ironicznym tonem - Miałbyś poważne kłopoty, gdybyś nie przyszedł lub gdybyś się spóźnił. Ponieważ jednak przybyłeś na czas, to sprawiłeś mi tym wielką radość. Masz zatem moje słowo, że twojej dziewczynie ani twoim przyjaciołom nic się nie stanie, kiedy wygram.
- O ile tylko wygrasz - powiedział Ash - Nie wiadomo, komu z nas jest śmierć pisana.
Giovanni zachichotał podle, gdy to usłyszał.
- Och, skończony głupcze! Czy ty naprawdę nie widzisz jednej, prostej rzeczy? Ty już przegrałeś. Właśnie sam dobrowolnie wszedłeś w moje sidła i mógłbym cię teraz zastrzelić, ale ponieważ lubię wyzwania, to wobec tego sprawdzimy się w boju.
Po tych słowach wyjął on gwizdek i zagwizdał na nim. Chwilę później odezwał się głośny ryk, a na niebie ukazał się wielki Aerodactyl, który to zaryczał straszliwie, przekrzykując huk wodospadu. Potem wylądował tuż przed Giovannim, który wziął szpadę podaną mu przez Cleo i rzekł:
- Będziemy walczyć ze sobą tak, jak to lubisz najbardziej... Z użyciem szpad oraz Pokemonów. Walka ta będzie toczyć się na śmierć i życie. Tylko jeden z nas może z niej wyjść zwycięsko. Masz swojego wierzchowca? Wypuść go więc.
Ash popatrzył na niego i wypuścił z pokeballa Charizarda, który głośno i groźnie zaryczał w kierunku swego przeciwnika. Potem mój luby zdjął płaszcz detektywa, czapkę oraz plecak i podał go mnie.
- Uważaj na siebie, proszę - powiedziałam.
- Zrobię, co mogę - odpowiedział mi Ash, chociaż jego głos wcale nie zawierał w sobie wielkiej nadziei.
Tymczasem Giovanni usiadł powoli na grzbiecie Aerodactyla i powoli wyjął swoją szpadę.
- Szykuj się do walki, chłopcze. Naszej ostatniej walki.
Charizard zaryczał, zaś mój luby powoli usadowił się na nim, po czym powoli obaj przeciwnicy unieśli się w górę, zaś ich wierzchowce ryknęły na siebie groźnie.
- Niech nasi wierni druhowie też sobie powalczą - powiedział nagle Giovanni i spojrzał na Persiana.
Ten zamiauczał groźnie i skoczył szybko w kierunku Pikachu, który w ostatniej chwili zrobił unik, a następnie przystąpił do odparcia ataku. Nie skupiałam się jednak na walce Asha z Giovannim, jedynie od czasu do czasu zerkając na bijących się ze sobą Pikachu i Persiana. Cleo stanęła tuż obok mnie i Zespołu R, obserwując całe to starcie.
- Jak możesz mu służyć wiedząc, kim on jest? - zapytałam dziewczyny wściekłym tonem.
- Chcę tylko mieć pewność, że morderca mojej siostry zginie. Potem odejdę - odpowiedziała mi Cleo.
- Ty głupia dziewczyno! On nie zabił twojej siostry! Byłam przy jej śmierci i wszystko widziałam.
- Nie obchodzą mnie twoje kłamstwa, Sereno. Sprawiedliwości musi stać się zadość.
Widziałam, że na nic się zda przekonywanie jej o czymkolwiek, więc cóż... Musiałam zapomnieć o tym i skupić na walce Asha z Giovannim. A ta toczyła się w powietrzu naprawdę zaciekle. Obaj przeciwnicy podlatywali do siebie i uderzali się nawzajem szpadami, gdy tylko znaleźli się na tyle blisko, aby móc dosięgnąć się bronią. Prócz tego oba Pokemony nacierały na siebie nawzajem swoimi szponami i kłami, zaś Charizard dołożył do tego jeszcze swój ogień. Potem jednak Aerodactyl złapał Charizarda kłami za szyję i nie chciał go puścić. Widząc to Ash, nie zważając wcale na własne bezpieczeństwo, uderzył szpadą w kark Aerodactyla, zmuszając go w ten sposób do puszczenia Charizarda. Jednak tę chwilę wykorzystał Giovanni, aby uderzyć Asha szpadą w prawe udo. Ash jęknął z bólu i osunął się na swego wierzchowca, ale kiedy jego stryj powoli zbliżył się do niego, aby zaatakować ponownie, mój luby bardzo zwinnym ruchem szpady uderzył go w lewe ramię. Giovanni wrzasnął z bólu, a Ash szybko regenerując swoje siły skoczył na niego, strącając go z Aerodactyla. Obaj przeciwnicy spadli w dół, ale ich wierzchowce złapały je, zanim ci zderzyli się boleśnie z ziemią. Powoli stanęli na nogach i walka rozgorzała na nowo.
W tym samym czasie Pikachu i Persian atakowali się zaciekle przez nikogo nie kierowani - jeden atakując ogonem i zębami, drugi pazurami i zębami. Walka była bezwzględna, jednak nie miałam za bardzo czasu ani też ochoty spoglądać na nią, ponieważ spoglądałam głównie na Giovanniego i Asha. Ci natomiast walczyli ze sobą zaciekle na szpady pomimo zadanych sobie wcześniej ran. Głównie atakował Giovanni, Ash zaś powoli cofał się pod naporem jego ataków. Powoli walka przeniosła się na stary, drewniany most. Z niepokojem i smutkiem obserwowałam tę walkę, podczas której Ash spokojnie i bez pośpiechu odbijał ciosy Giovanniego, wyciągając go na sam środek mostu. Jego stryj dość szybko zaczął się męczyć, co w końcu mój luby wykorzystał, aby wytrącić łajdakowi szpadę i przyłożyć ostrze swojej do jego gardła.
- Poddaj się, stryju! To już koniec!
Giovanni cofnął się o kilka kroków, zaś ja i Cleo powoli podeszliśmy bliżej mostu, aby móc lepiej zobaczyć, co się tam dzieje. Wtedy właśnie ten łajdak wybuchnął gromkim śmiechem i zawołał:
- Koniec?! Nie, mój chłopcze! Koniec będzie dopiero wtedy, kiedy ja tak powiem!
Następnie padł strzał i zauważyłam, że Ash powoli osuwa się na most z krwawiącym bokiem, a Giovanni ryczy ze śmiechu.
- Ash! - wrzasnęłam przerażona i ruszyłam biegiem w kierunku mostu.
Wtedy właśnie, gdy już miałam postawić na nim swoją stopę, ten łotr Giovanni odwrócił się w moją stronę z pistoletem wymierzonym w moją osobę.
- Popatrzysz sobie teraz, jak najbliższa ci osoba ginie z mojej ręki! - krzyknął bandzior, powoli idąc ku mnie.
Ash zaś z wyraźnym trudem stanął na nogi i próbował go gonić, ale nie miał siły zrobić kroku z powodu bólu, jaki mu zadawała jego rana. Zaczął przerażony rozglądać się dookoła siebie, aż dostrzegł swoją szpadę leżącą na moście. Sięgnął po nią, a tymczasem Giovanni podszedł blisko mnie i powiedział:
- To będzie dla mnie prawdziwa przyjemność.
Powinnam uciekać, ale ze strachu sparaliżowało mnie tak, że nie byłam w stanie się ruszyć. Tylko stałam jak wryta i wpatrywałam się w te ponure ślepia szalonego z zemsty człowieka.
- Hej, stryjaszku! - rozległ się nagle krzyk Asha.
Bandzior odwrócił się i zauważył (podobnie jak i ja) mojego chłopaka, jak ten stoi ze szpadą uniesioną obiema rękami do góry. Już wiedzieliśmy, co chce zrobić.
- Do zobaczenia w piekle! - krzyknął Ash i zanim ktokolwiek zdążył go powstrzymać, to uderzył szpadą w poręcz mostu.
- Czyś ty zwariował?! - wrzasnął Giovanni i strzelił w jego stronę, ale chybił.
- Ash, nie! - krzyknęłam przerażona.
- Wybacz mi, Sereno... Kocham cię! - odpowiedział mi Ash i uderzył szpadą ponownie.
Most zachwiał się, zaś Giovanni podbiegł bliżej bratanka, strzelając jeszcze dwa razy w jego stronę, ale chybił. Potem przerażony zrozumiał, że musi uciekać, jeśli chce żyć, więc ruszył biegiem w moją stronę, ale było już za późno. Ash uderzył szpadą w most po raz trzeci i już po chwili ten pękł na dwie części. Te zaś opadły w dół, doprowadzając do upadku dzielnego detektywa oraz najgorszego gangstera świata Pokemonów. Giovanni ryknął niczym ranne zwierzę, zaś Ash z uśmiechem na twarzy oraz łzami w oczach zachował spokój, kiedy obaj runęli w głąb wąwozu, znikając po chwili nam wszystkim z oczu.
- O nie, Ash! - zawołałam przerażona.
Charizard zaczął szybko pikować w dół, w kierunku swego trenera, ale niestety powrócił z niczym. Widocznie nie odnalazł on Asha.
- O nie! - załamana upadłam na kolana, zaś moje serce bolało mnie niemiłosiernie - Ash... Tylko nie to... Nie ty... Nie ty... NIE!
Wrzasnęłam z rozpaczy i zaczęłam wściekła bić pięściami o ziemię. Zespół R i Cleo też patrzyli w dół wyraźnie zaszokowani, po czym Jessie jako pierwsza się ocknęła i wysłała swojego Pumpkbaoo, aby ten przeszukał wąwóz i spróbował znaleźć Asha. James posłał tam też swojego Inkaya, a ja Butterfree i Pidgeya, które to były w pokeballach, jakie Ash miał w swoim plecaku. Po głowie krążyły mi myśli, że gdyby nie oddał mi on plecaka, to wówczas mógłby z ich pomocą powrócić do nas i ocaleć. Niestety takie myślenie było poniewczasie, ponieważ najgorsze już się stało, zaś wysłane na poszukiwania Pokemony powróciły z niczym.
***
Tak oto właśnie zakończyła się walka pomiędzy Ashem Ketchumem a Giuseppe Giovannim. Obaj przeciwnicy runęli w dół Wąwozu Diabła, aby już nigdy się z niego nie wydostać. Ciało Giuseppe Giovanniego wkrótce potem zostało wyłowione z rzeki przez policję. Mimo usilnych poszukiwań nie znaleziono ciała Asha, a jedynie jego szpadę, którą to oddano mnie. Ja i moi przyjaciele przez kilka kolejnych dni czekaliśmy na wiadomości o tym, że mimo początkowych trudności odnaleziono Asha całego i zdrowego, ale niestety nie otrzymaliśmy ich. Policja nie znalazła ani jego, ani jego ciała. Wszystko więc było dla nas aż nadto jasne. Nasz dzielny lider i zarazem mój ukochany i moja jedyna prawdziwa miłość poległ w walce za to, aby tego zła mniej było na świecie. Walczył do samego końca i zginął, aby inni mogli żyć bezpieczni.
Z taką oto nowiną powróciliśmy wszyscy do Alabastii, gdzie na samą wieść o tym zapanowała powszechna żałoba. Wielu nie chciało uwierzyć w śmierć Asha, a Delia dostała ataku nerwowego i lekarz musiał jej dać coś na uspokojenie, bo inaczej chyba zwariowałaby ona z tej rozpaczy. Wiedziałam doskonale, co czuje, gdyż przechodziłam teraz dokładnie to samo, chociaż próbowałam być silna... Nie dla siebie, ale dla niej, aby ją wspierać w tej ciężkiej chwili.
Załamana pierwszą noc po powrocie do Alabastii spędziłam w pokoju Asha płacząc niemalże cały czas w poduszkę. Nie wiem, jakim cudem udało mi się zasnąć, ale rano nie miałam ani siły, ani też ochoty na nic, a już na pewno nie na jedzenie śniadania. Przygnębiona siedziałam tylko w pokoju i gapiłam się w ścianę, od czasu do czasu rozglądając się też dookoła siebie. Potem jednak dostrzegłam leżącą na biurku płytę, a do niej doczepioną kartkę z napisem „Dla Sereny“. Zaintrygowana wzięłam płytę i włączyłam ją do laptopa. Już chwilę później na ekranie ukazał się Ash siedzący w tym samym pokoju.
- Witaj, Sereno - powiedział - Skoro to oglądasz, to oznacza, że nie ma mnie już pośród żywych... Albo po prostu przeżyłem i teraz obaj śmiejemy się z tego nagrania i moich obaw. Ale wydaje mi się jednak, że raczej to pierwsze ma miejsce, prawda? Jeśli tak, to chcę, żebyś wiedziała, jak bardzo mi przykro, że sprawiłem ci tak wielki ból, ale niestety nie było innego wyjścia. Musiałem walczyć, aby dokończyć to, co razem zaczęliśmy dwa lata temu, kiedy zostaliśmy detektywami. Bardzo się cieszę, że chociaż ty przeżyłaś. Chcę cię bowiem prosić, abyś kontynuowała moją misję. Tak, ja wiem, iż nie czujesz się na siłach, żeby tego dokonać, ale dla mnie zawsze byłaś, jesteś i będziesz wspaniałą, dzielną i silną psychicznie dziewczyną. Wierzę, że dasz sobie radę bez względu na wszystko. Nie może być inaczej. Nasi przyjaciele ci pomogą, to pewne. Ale chcę, żebyś to przede wszystkim spróbowała normalnie żyć. Ja wiem, że to nie będzie łatwe, jednak wierzę w ciebie i twoją silną psychikę. Musisz dać sobie radę, ponieważ nie będę w stanie żyć w zaświatach ze świadomością, że ty się przeze mnie poddałaś. Proszę, nie rób tego, tylko walcz do samego końca. Tak, jak to zawsze było naszym mottem... Nie poddawaj się, tylko walcz. Moja mama ci w tym pomoże... Musicie obie sobie nawzajem pomagać. Mam też prośbę... Zajmij się Pikachu. On będzie cierpiał równie mocno, co ty, więc mam nadzieję, że jakoś razem to przetrwacie. Aha! I jeszcze jedno... Na tej płycie są też dane na temat agentów organizacji Rocket. Przekaż je Jenny, a ta niech je roześle szybko do policji z innych miast i regionów. Dzięki nim rozpocznie się już niedługo proces stulecia, jakiego świat jeszcze nie widział. Żałuję tylko, że nie dożyłem tej chwili, ale cóż... Widocznie tak musiały się zakończyć moje przygody. W końcu powinęła mi się noga. Ale nie żałuję tego. Żałuję tylko jednej rzeczy... Że musisz teraz zostać z tym wszystkim beze mnie i że muszę czekać na ciebie w zaświatach do chwili, aż znowu będziemy razem. Ale nie bój się, to zleci szybciej niż myślisz. Zobaczysz. Ani się obejrzysz, jak znowu będziemy razem. Kocham cię, Sereno. Pamiętaj o tym. Zawsze o tym pamiętaj i nie poddawaj się, tylko walcz. Liczę w tej sprawie na ciebie.
Po tych słowach Ash posłał mi delikatny pocałunek dłonią i nagranie się zakończyło. Powoli wyjęłam płytę z laptopa i uśmiechnęłam się lekko.
- Tam, gdzie nikt ich nie znajdzie - zachichotałam - Oczywiście. W końcu kto by szukał tajnych danych w przedmiocie wystawionym na samym wierzchu, gdzie każdy może go zobaczyć? Sprytne.
Uśmiechnęłam się mimowolnie, po czym znowu zaczęłam płakać. I jak ja niby teraz mam sobie bez niego poradzić? Czy to będzie możliwe? Czy to w ogóle jest możliwe? Szybko jednak dotarło do mnie, że odpowiedź brzmi: TAK! Muszę sobie z tym poradzić. Nie dla siebie, ale dla Asha. Dla moich przyjaciół, dla Pikachu, dla Delii, dla wszystkich tych, którzy teraz opłakują Asha. I dla sprawiedliwości.
- Proces stulecia się odbędzie - powiedziałam sama do siebie, patrząc na płytę - A ja nigdy się nie poddam, Ash. Obiecuję ci to! Nigdy się nie poddam! Będę walczyć! Będę!
Potem schowałam płytę do pudełka i położyłam się na łóżku, dodając ciszej:
- Będę walczyć, ale nie dzisiaj. Dziś nie jestem w stanie tego dokonać. Pomyślę o tym jutro. Ostatecznie przecież jutro też jest dzień.
I tak oto właśnie kończą się moje kroniki. Prawdopodobnie już nic nigdy więcej nie napiszę, bo przecież przygody drużyny Sherlocka Asha bez jej lidera to już nie będzie to samo. Chociaż kto wie? Być może któregoś dnia się na to zdobędę, ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie czas na takie myśli. Chwilowo rozpacz odbiera mi siły na dalsze pisanie, dlatego teraz kończę i nie żegnam się, gdyż być może jeszcze powrócę do mych kronik, ale to nie jest wcale nic pewnego, dlatego rzeknę wam tylko, moi wierni czytelnicy (kimkolwiek jesteście): „DO ZOBACZENIA... BYĆ MOŻE“.
KONIEC
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przygoda 129 cz. II
Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...
-
Tutaj zaś znajdują się krótkie opisy przygód bohaterów serii „ Ash i Serena na tropie ”. Dzięki nim łatwiej przypomnicie sobie, o czym był k...
-
Świat Pokemonów - a oto kilka wiadomości niezbędnych po to, aby można było zrozumieć całą fabułę. Akcja naszej historii dzieje się w świe...
-
Początek, czyli jak to się zaczęło Pamiętam jak dziś dzień, w którym Ash zdołał spełnić swoje marzenie i został Mistrzem Pokemon. Było t...
Po wielkiej bitwie z Organizacją Rocket nasi przyjaciele nie mają czasu na świętowanie zwycięstwa. Choć zginął Malamar i wielu agentów Giovanniego, zaś sam lider Zespołu trafił za kratki, to przyszłość wcale nie rysuje się w różowych barwach. Z pozytywnych postaci wielu odniosło rany w walce, jednak zginął tylko jeden: Simon Ketchum. Niemniej była to śmierć bohatera o jakiej marzy wiele osób. Niestety, nie miał on zbyt wielu bliskich, poza Joshem i Ashem, więc oni zajęli się pochowaniem bohaterskiego krewnego. Możemy teraz lepiej poznać postać Anonima vel Theodorę Brown. W rzeczywistości nazywa się ona Tania Micawber i jest policjantką, która przez niezwykłe podobieństwo do sekretarki Giovanniego mogła zająć jej miejsce, prawdziwa Brown zginęła bowiem w wypadku i można było to przeprowadzić. Możemy przyjrzeć się też postaci rannego Latiosa, niedawnego więźnia naukowców Rocket. Ze zwyczajnych wydarzeń mamy także wzmiankę o zawodach sportowych z okazji święta sportu. Nasi detektywi poznają też problem, z jakim borykają się policjanci. Kapitan Rocker jest załamany faktem, że mimo starań najlepszych policyjnych hakerów, nie można dobrać się do danych dotyczących agentów organizacji Rocket. Dane te znajdują się na dysku wykradzionym wcześniej przez Asha. Nie mając innego wyjścia, kapitan zgadza się przyjąć pomoc od mózgowców drużyny Asha – czyli Clemonta i Maxa. Odnajdują oni właściwą kombinację i (na polecenie Asha) robią zapasową kopię danych, na wypadek zniszczenia oryginału. Przezorność godna pochwały, zwłaszcza w związku z nadchodzącymi wydarzeniami. W pierwszej części opowiadania mamy jeszcze wesołe przedstawienie i piosenki na cześć Asha. Niestety, to cisza przed burzą. Okazuje się, że arcywróg Asha, Giovanni uciekł z więzienia. Nieoczekiwanie z Ashem i Sereną chce rozmawiać inny więzień, który chce im pomóc schwytać zbiega. Okazuje się nim nie kto inny, jak Lysander. Lider Zespołu Flare przyznaje, że to on pomógł uciec Giovanniemu, jednak wcale nie zrobił tego, aby mu pomóc, lecz żeby dopilnować jego całkowitego upadku. Sprytny przestępca pomaga teraz Naszym Detektywom, mając nadzieję, że Lider Zespołu R zginie w starciu z policją. Niestety zasadzka, w jaką miał wpaść nie powiodła się – ludzie Lysandra zostali złapani, zaś Giovanni uciekł. Nie wiadomo kiedy i skąd spadnie cios. Nasz detektyw unika zamachów na swoje życie, niczym Sherlock Holmes w „Ostatniej Zagadce„. Groźby Giovanniego są jak najbardziej realne. Ranni zostają rodzice Asha, a Delia przeżywa nawet tę samą sytuację, co Duńczyk w „Vabanku II„. Co gorsza, Szpieg Giovanniego w policji niszczy dysk twardy i wszelkie kopie zawartych na nim danych. Jedynie ekipa Asha posiada teraz te informacje, o czym jednak ten drań nie wie.
OdpowiedzUsuńC.D.
OdpowiedzUsuńW końcu szef Zespołu R rzuca bratankowi wyzwanie. Ma się on stawić w wskazanym przez niego miejscu, nawiązującym do miejsca pojedynku Holmesa z Moriartym. Ash z Sereną i kilkoma przyjaciółmi wyrusza w drogę. Jego starania, by powstrzymać bliskich przed towarzyszeniem mu są bezowocne. Ani ukochana Serena, ani pozostali mimo groźby śmierci nie opuszczą go. Miejsce starcia jest w górach, zaś w dotarciu na miejsce pomagają naszym detektywom znajomi przeciwnicy – Zespół R. Nie chcą oni pracować już dla Giovanniego, lecz nie mają teraz wyboru. Zabierają oni Asha z Sereną i Pikachu w wyznaczone miejsce. Czeka tam już na nich Giovanni w towarzystwie Cleo. Zamierza On walczyć z Ashem na śmierć i życie, przy pomocy szpad i Pokemonów. Tak jak jego trener, walkę musi też toczyć Pikachu, którego przeciwnikiem jest Persian. Ostatecznie dramatyczna walka kończy się upadkiem w przepaść obu przeciwników: Ash, by powstrzymać stryja przed zabiciem Sereny przecina linki mostu, na którym stoi wraz z Giovannim. Mimo starań Pokemonów Sereny i Zespołu R nie udaje się uratować Asha. Czyżby zginął? Ciała nie udaje się odnaleźć. Takim oto dramatycznym akcentem kończy się walka Sherlocka Asha z jego największym przeciwnikiem, demonicznym liderem Zespołu R Giuseppe Giovannim. Serena, Rodzice Asha i Dawn a także wszyscy Ich przyjaciele przeżywają ogromną tragedię. Doskonałe zakończenie V sezonu, opowiadanie pełne ciekawych zwrotów akcji i dramatu, przeplatanych także z humorem i mistycyzmem. Poza ostatecznym starciem mamy ciekawą intrygę przebiegłego Lysandra, chcącego rękami Asha i policji pozbyć się swego rywala. Rozbawiły mnie jego teksty w stylu Sztyca z „Vabanku II” :). Niezła scenka z meczu bilarda między Joshem i Ashem. Miło jest widzieć, jak nadrabiają stracone lata i spędzają razem czas, jako ojciec i syn. Podobało mi się również delikatne nawiązanie do narratora z „Hrabiego Kaczuli„, w postaci pożegnalnych słów Sereny w tej opowieści. Podsumowując, za całą fabułę wspomniane przeze mnie elementy oraz skorzystanie z moich rad (odnośnie pojawienia się Lysandra i jego podwójnej gry), za występ naszego Trio z zespołu R, a także za smutne zakończenie (tutaj konieczne) daję ocenę 11/10. :)
Emocjonujący rozdział. Akcja poprowadzona szybko, bez zbędnych ceregieli (prawie), tylko ten melanchlijny Ash tak mocno nie pasował, bo w końcu nie wiadomo czy był gotów poświęcić wszystko by pozbyć się Papy Maria czy jednak bardziej bał się o własną skórę. Wiadomo że z punktu psychologii i instynktu samozachowawczego ten strach jest uzasadniony, ale na kogoś kto tak dumnie mówił o wyższych ideałach i poświęceniach względem nich to nie przystoi. Zwyczajnie muszkieter to to słaby. Ale serio nie wiem w końcu jaki jest Ash w tym odcinku lub nie wiedziałem aż do ostatecznego starcia. Ta scena była piękna (tylko znowu Papa Mario zachował się jak ułom a nie wyrafinowany mistrz zbrodni biegając tam i nazad jak kot z pęcherzem). I podobała mi sie też ta luźniejsza otoczka tego opowiadania. W sensie takim że nie mieliśmy nachalnego patosu czy masy wybuchów zamiast fabuły co mogło przypominać Mission Impossible.
OdpowiedzUsuńDam mocne 9 za opowiadanie. Bo z jednej strony mamy Lysandra (jak ja gościa lubię) a z drugiej trochę zbędny wątek z wróżbami seniority Esmeraldy Ramirez sprzedającej tanie rurki i płetwy radosnym turystom w Puerto Vallarta! Czy jakoś tak.
Ash jest jak jego Torracat - zawsze spada na cztery łapy.
OdpowiedzUsuńTo był taki Alolański wstęp, to teraz trochę popiszę.
Po pierwsze, jak widzę Jessie i James mają w tych opowiadaniach rolę mądrych ludzi, a nie pospolitych głąbów. Ekstra, to na plus.
Tak więc wreszcie Ash nie uniknął śmierci, ale raczej i tak powróci prędzej czy później. Bo jak mówiłem, torracat i ash mają wiele wspólnego.
A więc może... Koncept?
Owszem, mam taki jeden (ale ja ci głowę zawracam xD)
Ash ze swoją kompanią wyrusza do Aloli, aby rozwiązać zagadkę, która prawie zniszczyła ten region. Duchowe miejsce na wyspie Poni - Solarinum zostaje zburzone przez Guzzlorda. Wiadomo, że do otwarcia tego miejsca potrzeba mocy duchowej, którą posiadają jedynie Tapu Koko, Tapu Lele, Tapu Bulu i Tapu Fini. Na pierwszy trop naprowadza ich stary przyjaciel (człowiek lub pokemon) mówiąc, że skoro strażnikiem Poni jest Tapu Fini, tylko ona mogła to zrobić. Niedoczekanie! Tapu Fini mówi, że w tym czasie uczestniczyła w Wielkiej Próbie. Okazuje się, że na Poni przyleciały też Tapu Koko, Lele i Bulu, ale z ich zeznań nic nie wynika. Wtedy serena wpada na nowy trop - aby przepytać kahunów. Hapu, Nanu i Hala nie są zbyt skorzy do rozmów, ale wreszcie mówią o tym, że w tym samym czasie cała trójka prowadziła równoegłe próby wraz z ich strażnikami. Jedynie Olivia, z wielkim zdziwieniem mówi, że nie było żadnej próby. Cała drużyna spotyka się i rozmawia. Według nich jedynym pokemonem z winą może być Tapu Lele, strażnik Akali. Potwierdzać zdaje się to fakt, że gdy idą do ruin Solarinum, witają ich wszyscy strażnicy wysp, jedynie Tapu Lele ucieka od nich wzrokiem, i w najbliższej chwili odlatuje najszybciej jak tylko może. Ash szybko tłumaczy, co się stało Tapu Koko, Bulu i Fini. Oburzeni strażnicy razem z trójką kahunów używają ruchów Z, wskrzeszając Solgaleo i Lunalę, a potem polecieć całą piątką za Tapu Lele. Dopadają ją, i zmuszają do walki. Jednak Tapu Lele posiada jakąś dziwną, ogromną moc, która sprawia, że pokonuje wszystkie te legendarne pokemony. Rozpoczyna się wielka wojna z strażnikiem Akali, i armią jej pokemonów. W środku bitwy z ultra tunelu wyłania się naganadel asha, pomagający w pokonaniu Tapu Lele. Potem kahuna Nanu, policjant i sierżant w towarzystwie Lunali aresztuje Tapu Lele. Wtedy Naganadel ze złością atakuje Nanu, a kiedy ten pyta się, dlaczego to zrobił, pokazuje całą historię mocą telepatyczną. Wynika z niej, że wiele bestii wrogo nastawionych do naganadela w jego świecie uknuło spisek przeciw Aloli. Najpierw zahipnotyzowali Tapu Lele, i przekazali jej swoj moce, potem wysłali ją z misją otwarcia Solarinum, w czym pomogła jej kahuna Olivia, od wielu lat współpracownik ultra bestii. Potem kahuna Olivia wykonała międzyświatowe połączenie z bestiami, mówiąc, że solarinum otwarte. Wtedy posłano Guzzlorda, aby zniszczył to ważne miejsce. I to dlatego Olivia unikała wzrokiem detektywów, aby odsunąć od siebie podejrzenia...
Oczywiście zgodnie ze sprawiedliwością tapu lele uwolniono i przywrócono życie, dzięki mocy Tapu Fini połączonej z mocą Marshadowa i Ho-Oha, a Olivię skazano na dożywocie w lochach pachnących Gloomami :)
Charizard wrócił z niczym - a nie prawda!
OdpowiedzUsuńWrócił ze złością, smutkiem i rozpaczą