piątek, 12 stycznia 2018

Przygoda 099 cz. IV

Przygoda XCIX

Bitwa o Kanto cz. IV


Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Dawn:
Kiedy mój brat i tata poszli wraz z Sereną, Pikachu oraz tajemniczym bohaterem w masce podziemnym tunelem, to ja i Clemont spojrzeliśmy na siebie zaniepokojeni. Oboje bardzo baliśmy się o Asha i całą resztę. Ich misja była bardzo konieczna, wiedziałam o tym, ale mimo wszystko czy to zmieniało fakt, że naprawdę się niepokoiłam?
- Martwię się, Clemont - powiedziałam do mojego chłopaka - Strasznie się o nich martwię. Oby tylko wyszli z tego cało.
- Spokojnie, na pewno tak będzie - uśmiechnął się do mnie czule mój chłopak - Przecież tam jest Ash, a on zawsze daje sobie radę. Twój tata też nie jest ułomkiem. Serena również jest świetna w walce, a ten superbohater z jego Blazikenem też jest dzielny i bardzo silny. Muszą sobie dać radę.
- Tak żałuję, że nie poszłam z nimi. Pomogłabym im.
- Spokojnie. Tutaj też się przydasz, możesz być tego pewna.
- Właśnie - uśmiechnęła się do nas Bonnie - Damy sobie radę!
- Dokładnie tak, stary! - zawołał wesoło Max - Skopiemy tyłek temu draniowi!
- Synku, co to za słownictwo? - jęknęła Caroline Hameron.
- Kochanie, on ma rację - zaśmiał się Norman Hameron - Poza tym jest dość duży, aby móc mówić takie rzeczy. Czuję, że drzemie we mnie demon wojny, który właśnie doszedł do głosu i nie pozwala się zagłuszyć.
- I bardzo dobrze, bo przyda się nam tutaj taki demon i jeszcze więcej demonów - dodała bojowo moja mama.
- Będziemy się bić za wolność naszą i waszą! - zawołał bojowo John Scribbler - Ja i mój przyjaciel Archimedes będziemy walczyć do upadłego.
- Wszyscy będziemy walczyć - rzekł profesor Oak - Przydadzą się w tej walce wszystkie Pokemony, jakie tylko mamy.
Madame Sybilla uśmiechnęła się do niego delikatnie i pokazała nam jakiś worek.
- Tutaj są pokeballe z Pokemonami Asha. Wzięłam je co prawda bez pytania, ale jestem pewna, że Ash zgodziłby się na ich udział w walce.
Potem wyciągnęła nie wiadomo skąd inne worki, wyjmowała z nich różne pokeballe i podawała je mnie, Clemontowi, Tracey’emu, Brockowi, Misty, May, Gary’emu, Iris i Cilanowi.
- Weźcie... To wasze Pokemony. Wszystkie, jakie macie. Bardzo wam się teraz przydadzą.
Zadowoleni nawet nie zadaliśmy kobiecie pytania, skąd ona je wzięła, tylko braliśmy je oraz wypuszczaliśmy z nich nasze stworki. Pozostali nasi przyjaciele zrobili to samo, tak więc już po chwili mieliśmy do dyspozycji całkiem pokaźną armię Pokemonów.
- No, teraz to ja się mogę bić! - zawołał wesoło Max - Z taką armią poradzimy sobie z każdym niebezpieczeństwem!
- Święte słowa, mój chłopcze! - dodał bojowo John Scribbler - Widać, że przemawia przez ciebie duch wojownika.
- Ja zaś widzę w tym nauki mojego przyjaciela Asha - uśmiechnął się lekko Herbert Jones - Tak czy inaczej musimy ruszać.
- Wszyscy pewnie zginiemy - mruknął dziadek Simon - No, ale cóż... Skoro wy idziecie, idziemy i my.
- Oddziały policji z Wertanii czekają już w pobliżu - powiedziała Jenny - Wkroczą do akcji, kiedy tylko pokonamy Pokemony Giovanniego.
- Najpierw Ash musi załatwić Malamara, a to nie będzie takie proste - zauważył Thomas Ravenshop.
Mewtwo jednak był całkowicie spokojny.
- Nie musicie się niczego obawiać. Jeśli ktoś ma pokonać Malamara, to tylko on. Tylko Sherlock Ash.
- Będzie dobrze - powiedział sierżant Bob i zmienił temat - Pamiętajcie tylko, jakie mamy zadanie. Tak, jak nam to powiedział Mewtwo... Musimy zmierzyć się z Pokemonami Giovanniego. Będziemy je musieli paraliżować tą specjalną bronią od profesora Oaka, którą to w cudowny sposób mamy rozmnożyła nam ta pani w dziwnym stroju.
Mówił oczywiście o Sybilli, która lekko się obruszyła.
- Dziwny strój. Też coś - prychnęła, po czym dodała: - Pokonujcie je, a ja będę je łapać do pokeballi i w ten oto sposób zostaną one całkowicie wyeliminowane z walki. Pamiętajcie jednak o tym, że armia naszego wroga z pewnością jest większa niż nasza. Będzie on posyłał na nas oddział za oddziałem. Więc musimy się bić tak długo, póki Ash nie pokona Malamara. Tylko wtedy będziemy mogli wygrać.
- A jeśli mu się nie uda? - spytała Iris.
- Wtedy polegniemy na polu chwały! - warknęła na nią Macy - Za Asha i za całe Kanto!
- Z pewnością wszyscy zginiemy - mruknął dziadek Simon - Ale skoro już mamy polec, to tylko w taki sposób.
- Ech, a ten zawsze czarnowidz - mruknęła Cindy - Po prostu porażka, ten twój stryjaszek.
- Niestety... Ale cóż... Ważne, że jest po naszej stronie - uśmiechnął się do niej Josh.
Z takimi oto słowami powoli wyruszyliśmy przed siebie w kierunku siedziby Giovanniego. Szliśmy spokojnym krokiem i nie spieszyliśmy się, ale mimo wszystko paliliśmy się już do działania. Jak najszybciej chcieliśmy już być na miejscu i sprać tego łajdaka i to tak, żeby rodzona matka go nie poznała. Jednak nie mogliśmy pędzić takim tłumem na złamanie karku, a poza tym woleliśmy oszczędzać siły na bitwę, dlatego szliśmy bez zbędnego pośpiechu, jedynie powoli, ostrożnie stawiając przy tym kroki. Z każdym z nich byliśmy coraz bliżej celu naszej wyprawy i coraz bliżej ostatecznego starcia z organizacją Rocket. Serce zaś biło mi jak szalone, z podniecenia przyszłą walką i zarazem też z obawy z powodu tego, co się może stać, jeśli przegramy.


W końcu, po nietrwającym wcale długo marszu dotarliśmy do siedziby Giovanniego. Przed nią zauważyliśmy stojących dwóch ochroniarzy.
- A wy czego tu chcecie?! - zawołał do nas jeden z nich, który wraz ze swoim kompanem wymierzył nas broń maszynową.
- Porozmawiać z twoim szefem - odpowiedział mu Simon Ketchum.
- A także wymierzyć mu sprawiedliwość - dodała Diantha.
- Już najwyższa na to pora - rzekła Cynthia.
Ochroniarze popatrzyli na nas uważnie. Wiedzieli, że jest nas więcej niż oni mają kul w swoich magazynkach, więc przerażeni szybko wbiegli do środka posesji i zamknęli bramę.
- Myślą, że się przed nami schowają - prychnęła z pogardą Kathi Lee.
- Nie byłbym tego taki pewny, że to chcą osiągnąć - odrzekł profesor Sycamore - Raczej chcą wezwać pomoc w postaci armii Pokemonów.
- To chyba dobrze, prawda?
- W sumie tak, ale mimo wszystko nie możemy lekceważyć naszych przeciwników.
- Cofnijcie się trochę - polecił nam Mewtwo - Zaraz będą gotowi.
- Tym lepiej - uśmiechnęła się Giratina - Załatwię ich wszystkich sama, bez waszej pomocy.
Sybilla nie podzielała jej entuzjazmu.
- Chyba ktoś nie słuchał, gdy mówiono o nielekceważeniu przeciwnika - mruknęła ponuro.
Powoli wycofaliśmy się i patrzyliśmy, jak brama się otwiera i już po chwili przechodzi przez nas cała armia Pokemonów Giovanniego. Giratina zaryczała groźnie, po czym rzuciła się w ich kierunku, strzelając do nich swoimi mocami. To samo uczynił Reshiram, który dobrze wiedząc o tym, w jaki sposób zginął jego trener z pewnością chciał poprzez tę walkę pomścić go. Ich moce trafiały w cały szereg stworków naraz, powalając ja na ziemię, jeśli jednak oboje myśleli, że w ten sposób sami wygrają tę walkę, to się poważnie pomylili, ponieważ nagle uderzyły w nich jakieś potężne, ciemne kule energii. Oba Pokemony upadły na ziemię, jednak szybko się pozbierały i zaczęły rozglądać się, kto w nie uderzył. Wtedy zza bramy wyleciały dwa potężne cienie przypominające jakieś prehistoryczne, latające Pokemony. Przez chwilę wydawało się nam, że są prawdziwymi Pokemonami, ale mimo wszystko, po dokładniejszym przyjrzeniu się im można było zobaczyć, że są to cienie wyglądające jak Pokemony. Chwilę później wyleciało ich jeszcze kilka, po czym zaatakowały one naszych gierojów. Na szczęście w sukurs ruszyli im Lugia z Mewtwo oraz Mew, po czym zaczęła się ostra walka.
- Co to za diabelstwa?! - zapytałam przerażona.
- To są cienie stworzone przez Malamara - odpowiedziała mi Sybilla - Ponieważ ma on moce od Zła, to jego potęga jest o wiele większa.
- Drań wyeliminował z walki naszych najlepszych wojowników - rzekł Max, zaciskając dłoń w pięść - Moje gratulacje, panie Malamar!
W tej samej chwili wszystkie Pokemony Giovanniego, którym oczy w nienaturalny sposób świeciły się na czerwono, ruszyły na nas. Wówczas to nasze Pokemony skoczyły na nie, a my zaraz dołączyliśmy do nich, aby je wesprzeć w walce za pomocą genialnej broni mojego chłopaka i profesora Oaka.
Bitwa o Kanto rozpoczęła się.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
Nie wiedzieliśmy, co mamy zrobić. Ci łajdacy mierzyli do nas z broni palnej i wiedzieliśmy, że ani Pikachu, ani też Blaziken nie zdążą uderzyć w nich swoimi mocami zanim ci przerobią nas na sito. Czuliśmy, że możemy tylko stać i czekać, aż rozwalą oni mojego chłopaka i to na moich oczach. Przerażała mnie ta myśl, ale nie wiedziałam, co mam zrobić. Chyba tylko zasłonić go własnym ciałem, na co jak najbardziej była gotowa, chociaż też wolałam tego uniknąć. Wiedziałam jednak, że w razie czego nie zawaham się w ten sposób ocalić mojego chłopaka.
- Żegnam, panie Ketchum - rzucił jeden z bandziorów.
W tej samej chwili coś huknęło i po chwili dwaj nasi przeciwnicy leżeli na ziemi nieprzytomni. Zanim zdążyliśmy zapytać, co się właśnie stało, do pokoju wleciał Pumpkaboo i Inkay, a za nimi wkroczyli Jessie, James oraz Meowth.
- Zawsze musisz pchać się w najgorsze tarapaty, głąbie? - zapytał ten ostatni.
- Zespół R?! - krzyknęliśmy ja i Ash.
- Pika-pika?! - dodał zdumiony Pikachu.
- Pomagamy wam, jak widzicie - odpowiedział nam James.
- Chwileczkę, bo czegoś tutaj nie rozumiem! - zawołał mój chłopak - Niby czemu nam pomagacie? Przecież jesteśmy wrogami.
- Hej, głąbie! Tylko spokojnie... - mruknął Meowth - Wrogowie chcą się zabić nawzajem, a my nigdy nie chcieliśmy cię zabić.
- Dobra, dość tego gadania - warknęła na niego Jessie - Mamy chyba jedną mamuśkę do uwolnienia!
- A niby dlaczego chcecie mi pomóc? - zapytał podejrzliwie Ash - Jak ja mam wam zaufać?
- Nie musisz tego robić, ale powinieneś - powiedziała Jessie - A co do twojego pytania, to wiesz już na pewno, że nasz szef kompletnie oszalał.
- Połączył siły z Malamarem! - dodał przerażonym tonem James - Nie możemy pozwolić na to, aby razem działali.
- Malamar to niezły świr, a nasz szef zwariował po śmierci córki, więc zaczynamy się go bać - rzekł Meowth - Całkowicie zwariował, a zresztą wystarczy tylko spojrzeć na to, co teraz robi. Gdyby nie zwariował, to by nie zawarł sojuszu z Malamarem! Jemu już kompletnie odbiło! Każdy, kto teraz służy dla szefa może też zwariować albo zginąć, a ja nie chcę zginąć ani zwariować!
- My również tego nie chcemy! - zawołała Jessie - Dlatego tym razem stoimy po twojej stronie, głąbie!
- A po wszystkim poszukamy sobie nowego szefa - dodał James.
Nie byliśmy pewni, czy możemy im zaufać, dlatego popatrzyliśmy na Asha, który jako nasz przywódca powinien podjąć decyzję w tej sprawie.
- Ich argumenty brzmią całkiem sensownie - stwierdził mój luby - Więc dobrze... Zaufamy wam, tylko powiedzcie mi, czy wiecie, gdzie jest moja mama?
- Jest w gabinecie szefa. Szef osobiście jej pilnuje - odpowiedział mu Meowth.
- Spokojnie, uratujemy ją! - rzekł bojowo James - Nie musisz się więc obawiać, głąbie!
- Dobrze... Kilka razy już walczyliśmy po tej samej stronie, a więc teraz też możemy - odpowiedział Zespołowi R Ash - Ale pamiętajcie, że jeżeli mnie zdradzicie, to możecie być pewni, że choć nigdy nie zabiłem nikogo specjalnie, wy będziecie pierwsi, których to spotka.
- Nie traćmy czasu, synu! Ruszajmy! - zawołał Josh.
Ruszyliśmy biegiem w kierunku drzwi. Spojrzeliśmy jeszcze na Cleo, która patrzyła na nas groźnie.
- Ratuj swoją matkę - powiedziała do mego chłopaka - Ratuj ją, ale nie myśl sobie, że to cokolwiek między nami zmienia.
- Nawet nie przyszło mi to do głowy - odciął się jej Ash.
Potem pognał pierwszy korytarzem w kierunku gabinetu Giovanniego, a my za nim.

***


Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Dawn c.d:
Bitwa rozgorzała na całego. Nasze Pokemony walczyły w niej zaciekle z Pokemonami zahipnotyzowanymi przez Malamara, ale te były od naszych znacznie silniejsze, nawet jeśli były mniejsze i normalnie miały mniejsze moce. Podejrzewałam w tym wszystkim jakąś kolejną sztuczkę Malamara, jednak wiedziałam, że nie możemy nic innego na to poradzić, jak tylko wspierać nasze stworki za pomocą broni stworzonej przez mojego chłopaka i profesora Oaka.
Wraz z Clemontem raz za razem strzelaliśmy zaciekle do Pokemonów przeciwnika, co w ferworze walki wcale nie było łatwe i musieliśmy nieraz uważać, aby nie trafić żadnego z naszych Pokemonów. Na naszą korzyść przemawiał tutaj fakt, że wrogowie atakowali także i nas, trenerów, dlatego też bez większego trudu takich przeciwników zdołaliśmy trafiać pociskami. Wtedy, gdy tylko wskutek ich mocy padały one sparaliżowane na ziemię, to zaraz zjawiała się Madame Sybilla, która rzucała pokeballe i łapała nimi Pokemony przeciwnika i chowała je sobie do swojej kieszeni bez dna, które bez trudu pomieściła je wszystkie, a i tak zostałoby w niej jeszcze miejsce na całą willę Giovanniego.
Bitwa była coraz ostrzejsza, a wszyscy walczyliśmy zażarcie i zaciekle. Pomimo tego, że raz za razem pokonywaliśmy Pokemony przeciwnika, to tych z jakiegoś powodu wcale zdawało się nie ubywać. Wciąż wydawało się ich być bardzo wiele, a już niejeden nasz Pokemon padał nieprzytomny na ziemię. Prócz tego kilku z naszych padło na ziemię ciężko rannych przez naszych przeciwników, ale nie mieliśmy możliwości udzielić im pomocy, ponieważ walka trwała dalej i byliśmy nią w pełni zajęci. Musieliśmy także uważać, aby samemu nie oberwać tak mocno i może nawet zginąć, a co dopiero pomagać innym. Jedno dobre z tego było to, że dzięki mocy Sybilli pociski nam się nie kończyły, więc mogliśmy strzelać do woli.
- Niezła zabawa, co nie, kochanie? - zapytał mnie dowcipnie Clemont.
Choć wcale nie była to najlepsza chwila na takie żarty, to mimowolnie uśmiechnęła się do niego i odparłam:
- Oczywiście, kochanie.
Walczyliśmy dalej. Kątem oka dostrzegłam, jak Latias przyjmuje swoją pokemonią postać i rzuca się w wir walki z jednym z widm, które atakowały Mew oraz Mewtwo (walczących ramię w ramię niczym dwaj najwierniejsi przyjaciele). Jednak drogę zastąpił jej jakiś zahipnotyzowany Latios i biedna Latias musiała się z nim zmierzyć.
Potem dostrzegłam moją mamę, jak u boku państwa Hameron walczy zaciekle z atakującymi ich przeciwnikami, a niedaleko z nich Alexa z Rene oraz Viola z Grantem bijący się zaciekle.
- Niedobrze, nasze siły słabną - powiedziałam do Clemonta.
- Oby tylko Ash załatwił szybko Malamara, bo inaczej będzie kiepsko - odparł mój chłopak.
- Spokojnie. Ash da sobie radę.
- Ja też tak uważam, ale mam nadzieję, że zrobi to szybko.
Powróciliśmy do walki, która dalej toczyła się wręcz zaciekle. Jak już wcześniej powiedziałam, nasi przeciwnicy wcale nie słabli, a my to wręcz przeciwnie. Nowe Pokemony co jakiś czas dołączały do armii Giovanniego, a nasi niestety powoli się wykruszali. Sytuacja nie wyglądała wcale zbyt dobrze. Cała nadzieja była w moim bracie.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
Biegliśmy pędem przed siebie, po drodze mijając kilku ludzi naszego wroga, jednak Pikachu i Zespół R ze swoimi Pokemonami bez trudu sobie z nimi poradzili, dlatego bez większych problemów wpadliśmy do gabinetu Giovanniego. Pokój wydawał się być początkowo pusty, ale dość szybko dostrzegliśmy w nim przywiązaną do fotela Delię Ketchum.
- Mamo! - krzyknął Ash, po czym podbiegł szybko do mamy i zaczął ją rozwiązywać.
- Ash, co ty wyprawiasz, synku?! - jęknęła przerażona kobieta - Czy nie wiesz, że to zasadzka? Że Giovanni czekał na ciebie?
- Wiedziałem o tym doskonale, mamo! - odpowiedział jej Ash, szybko rozwiązując mamę do końca - Ale nie mogłem cię tutaj zostawić! Musiałem cię uratować!
- Tak?! A kto ciebie uratuje?
- Jak to, kto? MY! - zawołał wesoło Josh.
- Dobra, dość tego gadania! - warknęła na nas Jessie - Musimy stąd iść, zanim szef wróci.
- Na to już za późno.
W drzwiach gabinetu stał Giovanni z podłym uśmiechem na twarzy. Wyraźnie był zadowolony z tego wszystkiego.
- No proszę... Zespół R. A więc i wy dołączyliście do moich wrogów - rzekł podły mężczyzna, powoli wchodząc do pokoju - Spodziewałem się tego, że Agentka C nie da rady mojemu bratankowi, jednak tego, że wasza trójka stanie po jego stronie w ogóle się nie spodziewałem. Bardzo mnie zawiedliście. Bardzo zawiedliście.
Zespół R przerażony wycofał się w naszą stronę. Tymczasem Giovanni zadowolony uśmiechnął się na widok brata.
- No proszę... Josh... Ty także tutaj jesteś. Nie sądziłem, że zechce ci się walczyć przeciwko mnie.
- Owszem, zamierzam z tobą walczyć, Giuseppe - odpowiedział mu na to Josh Ketchum - Najwyższa pora już na to, żeby nasze rodzinny spory raz na zawsze się zakończyły. Pora też na to, abyś wylądował tam, gdzie twoje miejsce!
- Być może ty wylądujesz pierwszy tam, gdzie jest twoje miejsce, czyli w grobie! I to razem ze swoim synalkiem.
- Jeszcze zobaczymy! - zawołałam, stając obok Asha.
Giovanni zachichotał podle.
- A więc przyszedłeś uratować swoją kochaną mamusię. Jakie to było proste do przewidzenia. Wielka szkoda, że ty nie byłeś taki domyślny i nie wiedziałeś, że będę na ciebie czekał.
- Przeciwnie, stryjaszku - odpowiedział mu Ash - Dobrze wiedziałem, że zastawisz na mnie zasadzkę.
- Poważnie? A mimo to przyszedłeś tutaj wraz ze swoimi przyjaciółmi? Jesteś jeszcze większym egoistą niż myślałem.
Ash wściekły złapał za szpadę, zaś Giovanni parsknął śmiechem.
- Mój chłopcze... Myślisz, że ten rożen ocali ci życie? Mylisz się. Tym razem nic cię nie uratuje.


Do pokoju wleciał przez drzwi Malamar i rzucił coś w swoim języku.
- Malamar! - zawołał Ash.
- Tak, właśnie on - uśmiechnął się do niego podle Giovanni - Jak już wiesz, jest on moim sojusznikiem i wspólnikiem. Z wielką przyjemnością wyrówna on z tobą również swoje rachunki, natomiast ja z równie ogromną przyjemnością popatrzę sobie na to. Prawdę mówiąc chciałem, abyś sobie najpierw zobaczył, jak nasza armia podbija region za regionem, ponieważ jednak mój sojusznik nie chce na to czekać i wyrywa się do wyrównania z tobą rachunków, to cóż... Będziesz musiał umrzeć jeszcze dzisiaj.
Ash wydobył szpadę, a podły Pokemon zaskrzeczał coś podłego w swoim języku. Nie mieliśmy pojęcia, o czym on mówi, ale z całą pewnością nie było to nic miłego.
- Spokojnie, zaraz załatwimy tego łajdaka! - zawołał pan Meyer, wraz ze swym MegaBlazikenem stając w pozycji bojowej.
Malamar zachichotał wówczas i uderzył w nich tak potężną mocą, że aż rzucił ich o ścianę gabinetu. Podobnie zrobił ze mną, Zespołem R oraz Delią. Josh jako jedyny w ostatniej chwili uskoczył i popatrzył groźnie na Giovanniego.
- Dość tego dobrego, braciszku! - krzyknął - Pora wreszcie, żeby zrobić to, czego nie umiałem zrobić w dzieciństwie.
Następnie rzucił się na tego łajdaka i obaj przewrócili się na ziemię, po czym zadawali sobie raz za razem ciosy. Jednocześnie Malamar zachichotał podle i cisnął swoją mocą w kierunku Asha, który odbił ten cios szpadą, podobnie jak kilka kolejnych ciosów.
- W ten sposób mnie nie pokonasz, Malamar! - krzyknął Ash.
Malamar zachichotał groźnie, jednak zanim cokolwiek zdążył zrobić, ugodziła w niego niebieska, bijąca elektrycznością kulą, która wpadła przez okno i uderzyła w podłego Pokemona, powalając go na ziemię. Zaraz potem do gabinetu wparował Mewtwo.
- Mewtwo! - krzyknęliśmy wszyscy.
- Tak, przyjaciele - odpowiedział nasz niespodziewany sojusznik - Pora zakończyć tę walkę i to raz na zawsze!
Malamar jednak szybko się pozbierał i mrucząc coś swoim papuzim dziobem cisnął w Mewtwo ciemną kulą energii. Mewtwo odpowiedział mu swoją mocą, ale widać było, że jest osłabiony, a ponadto słabszy niż jego podły przeciwnik.
- Co tu się dzieje? - jęknęła Jessie - Mewtwo był znacznie silniejszy, a teraz co?
Kobieta z trudem zdołała usiąść, podobnie jak i my wszyscy. Atak Malamara był na tyle potężny, że sprawił, iż straciliśmy większość naszych sił fizycznych, co uniemożliwiło nam dalszą walkę. Mogliśmy więc tylko obserwować, jak Ash staje u boku Mewtwo i odbija szpadą ciosy Malamara, w czym pomaga mu Pikachu ciskając w podłego Pokemona ataki pioruna, podobnie jak Mewtwo ciskał w niego kule energii. Jednak nie przynosiło to wcale jakiegoś większego pożytku, ponieważ nasz wróg śmiał się z tego i wciąż ich atakował. W końcu uderzył on mocą Pikachu tak, że ten poleciał na bok i stracił przytomność.
- Pikachu, nie! - krzyknął przerażony Ash.
Następnie jednak sam otrzymał on potężny cios, który powalił go na kolana. Mój luby przerażony zamknął oczy i złapał się za głowę, krzycząc przerażony.
- Co mu się stało? - jęknęła Delia.
- Dostał on atakiem wywołującym wizje pełne lęku - odpowiedział jej Mewtwo, wciąż odpierając ataki Malamara.
Pisnęłam przerażona, gdyż doskonale wiedziałam, co oznaczają takie wizje. Już raz ich doświadczyłam, kiedy to sama otrzymałam taki cios od Malamara podczas naszego starcia wtedy, w tej jaskini podczas pierwszej intrygi Malamara (znaczy pierwszej od chwili, gdy Ash został detektywem). Wiedziałam, że muszę pomóc mojemu chłopakowi, dlatego też na wciąż chwiejących się nogach powoli podeszłam do niego, uklękłam i położyłam mu dłonie na ramionach.
- Nie wiem, co widzisz, kochanie, ale proszę cię... Proszę, musisz to zwalczyć - mówiłam.
Ash dalej trzymał się za głowę, jęcząc i mamrocząc coś pod nosem, co nie do końca zrozumiałam. Następnie zaczął on mówić już głośno:
- Nieprawda! Zostaw mnie, przeklęte widmo! Ona mnie kocha! Serena mnie kocha! Twoje kłamstwa nie zniszczą tego!
Potem mówił jeszcze inne rzeczy związane widocznie z jego wizjami. Walka z widmami trwała dalej.
Tymczasem w kącie pokoju Josh powalił na podłogę Giovanniego i zaczął uderzyć go zaciekle pięściami. Wtedy jednak skoczył w jego stronę Persian, który ugryzł pana Ketchuma w rękę. Josh wrzasnął z bólu, co podle wykorzystał Giovanni, aby zepchnąć z siebie napastnika. Persian rzucił się na mego przyszłego teścia, ale ten zdążył uwolnić z pokeballa Raichu, a ten odepchnął go na bok i zaczął z nim walczyć, zaś Josh doskoczył do brata i obaj przeciwnicy wrócili do potyczki.
Nie mogłam jednak skupić się na tej walce, ponieważ musiałam pomóc Ashowi, który wciąż pod wpływem tych przerażających wizji zesłanych mu przez Malamara wił się na podłodze i trzymał się za głowę. Z trudem, bo z trudem, ale w końcu udało mi się jakoś złapać twarz Asha w swoje dłonie i krzyknąć:
- Ash! Jestem tutaj! To ja, twoja dziewczyna! Serena! Tak, masz rację, kocham cię! I twoi bliscy cię kochają! Wszystko będzie dobrze, tylko nie poddawaj się! Proszę! Nie poddawaj się!
Następnie zaczęłam śpiewać:

Wiesz, że odkąd ciebie znam
Ta przyjaźń nieprzerwanie trwa.
Wielu mam przyjaciół,
Jednak nikt jak ty.
Chociaż nie powiemy tego
Sił nam wciąż dodaje wspólna myśl.

Ash powoli otworzył oczy i jednocześnie przestał się już wić z bólu i rozpaczy. Spojrzał wówczas na mnie i dodał:

Ty ze mną, ja z tobą, przez słońce i deszcz.
Od dzisiaj aż po świata kres.
Będziemy razem, nieważne jak jest.
I na zawsze ty i ja, przyjaźń nasza trwa
Jak ja długo tego chcę.

Po tych słowach mój chłopak uśmiechnął się lekko i powiedział:
- Usłyszałem twoją piosenkę, a wcześniej twoje słowa, kochanie. Nie wiem, jakim cudem pokonały one te straszne wizje... Ocaliłaś mnie, Sereno. Ocaliłaś mnie, kochanie.
Następnie spojrzał on w kierunku Malamara, który atakował Mewtwo coraz zacieklej swymi mocami, aż w końcu powalił go na ziemię. Widocznie ten bydlak Malamar był o wiele silniejszy od naszego przyjaciela przez to, że posiadał dodatkowe moce. Wcześniej nigdy nie osiągnął przewagi nad naszym przyjacielem, a teraz powalił go na ziemię i zamierzał dokończyć swego dzieła.


- Ash! On go zaraz zabije! - zawołałam.
- Nie pozwolę na to! - jęknął Ash.
Następnie złapał za szpadę, którą to wcześniej upuścił na podłogę, po czym skoczył w kierunku Malamara wiszącego nad osłabionym Mewtwo i szykującego się do zadania mu ostatecznego ciosu. Nim się spostrzegliśmy, to Ash skoczył i wbił ostrze szpady w zdumionego tym wszystkim podłego Pokemona, krzycząc przy tym:
- To za Meloettę!
Malamar ryknął z bólu, po czym odepchnął mocą od siebie Asha, a następnie otrzymał kolejny cios, ale tym razem od Mewtwo. Podły Pokemon poleciał prosto na ścianę, rycząc coraz mocniej.
- Nie! - wrzasnął Giovanni.
Wciąż bił się z Joshem, ale potem, widząc to wszystko na chwilę stracił czujność, co wykorzystał ojciec mojego chłopaka, żeby go uderzyć pięścią w twarz i powalić na ziemię.
Malamar tymczasem jęczał oraz ryczał, a także zaczął wystrzeliwać z siebie jakieś moce, które rozwaliły wszystkie okna w pokoju, a prócz tego zniszczyły sufit, a ten zaczął walić się na podłego Pokemona.
- Uciekajmy stąd! To się zaraz zawali! - zawołał Josh.
Choć ja i większość z nas była wciąż osłabiona, ruszyliśmy najszybciej, jak to było możliwe, w kierunku drzwi. Ash wziął mnie na ręce, Blaziken złapał Pikachu, a James z Jessie chwycili Meowtha i sami z trudem idąc poszli w kierunku korytarza. Delia biegła za nami, ale osłabiona potknęła się i jęknęła z bólu.
- Mamo! - zawołał przerażony Ash.
- Ja się nią zajmę! - krzyknął Meyer.
To mówiąc podbiegł do kobiety, wziął ją na ręce i przytulił ją mocno do siebie, a następnie wybiegł za nami zanim strop zdołał go przysypać.
Ostatni wybiegł z pokoju Josh niosąc na plecach Mewtwo i upewniając się, że nikt z nas nie zostaje. Kątem oka dostrzegłam, że na Malamara wali się sufit pokoju, który zaczyna przykrywać go całego aż po sam czubek głowy. Prawdopodobnie i nam by to groziło, gdyby nie fakt, że w ostatniej chwili zdołaliśmy opuścić pomieszczenie.
- Czy to koniec Malamara? - zapytałam.
- Chyba tak - odpowiedział mi Ash - Ale nie jestem pewien.
- To już jest jego koniec - wydyszał zmęczonym tonem Mewtwo - Nie wyczuwam jego funkcji życiowych. Malamar nie żyje.
- Hurra! - zawołał Zespół R, choć osłabionymi głosami - Wreszcie ten potwór nie żyje!
- Tak, ale ja wciąż żyję! - zawołał Giovanni, wychodząc z pokoju.
Był cały zakurzony i rozwścieczony zarazem, a z ust ciekła mu krew. Patrzył na nas zabójczym wzrokiem i warknął:
- Sądziliście, że wykończycie Malamara i mnie także? Ale nie ze mną takie numery! Mnie nie tak łatwo zabić!
- Właśnie widzimy! - mruknął na to Ash.
- Pika-pika! - zapiszczał bojowo Pikachu.
Giovanni zaś wyjął pistolet, a kiedy zrobiliśmy krok w jego stronę, zawołał:
- Nie podchodźcie! Bo zanim wy mnie zaatakujecie, ja zdążę strzelić. Chcecie cię przekonać?
Wiedzieliśmy, że ma rację, więc spokojnie i w milczeniu patrzyliśmy na niego i czekaliśmy na jego dalsze postępowanie.
- Ja i tak zawsze wygrywam, w ten lub w inny sposób - rzekł po chwili podły mężczyzna i wymierzył w Asha - Więc lepiej szykuj się, chłopcze na spotkanie z przeznaczeniem.
Nagle tuż za nami, jak z podziemi wyrosła Theodora Brown, sekretarka Giovanniego. Miała jak zwykle ponurą minę i wyniosłe spojrzenie.
- Proszę pana... Czy pan mnie wzywał? - zapytała - Bo miałam telefon w swoim pokoju.
- Nie, nie wzywałem cię - odpowiedział jej ponuro Giovanni - Ale skoro już tu jesteś, to wezwij dla mnie helikopter na dachu za pięć minut. Zamierzam się stąd wynosić.
- Słusznie, proszę pana - odpowiedziała mu kobieta i powoli podeszła do niego, po czym wyjęła komórkę i zaczęła coś przez nią mówić.
- Żegnam cię, bratanku - wysyczał Giovanni, mierząc do nas i zbliżając się do naciśnięcia spustu.
Wtem jednak ktoś przyłożył mu pistolet do głowy i tym kimś nie było żadne z nas, ale... Theodora Brown.
- Rzuć broń! - zawołała.
- Theo, co ty wyprawiasz?!
- Powiedziałam RZUĆ BROŃ!
- Popełniasz ogromny błąd.
- RZUĆ!
Giovanni wykonał polecenie, zaś jego sekretarka wymierzyła lepiej w niego pistolet, mówiąc:
- Widzę, że zdążyłam w samą porę, Ash.
- Owszem. Zdążyłaś, choć niewiele brakowało, Anonimie.
- Anonim?! - krzyknęliśmy zdumieni.
- To ona jest Anonimem? - spytałam zdumiona - Kretem w szeregach organizacji Rocket?
- Właśnie tak - potwierdził Ash.
- No proszę... A podobno ja nim jestem, jak próbowałeś ponoć wmówić pewnej pannie 009 - rzekł z ironią w głosie Meowth.

***


Tak jak przewidział to Mewtwo wraz ze śmiercią Malamara jego moce przestały działać, a wtedy walka została zakończona. Wszystkie Pokemony Giovanniego przestały mu podlegać i poddały się, zaś ludzie z organizacji Rocket zostali pokonani przez wezwane przez porucznik Jenny i Anonima oddziały policji z Wertanii. Po ostrej, ale także krótkiej wymianie strzałów bandyci zostali pokonani: część z nich zginęła, a reszta została aresztowana, łącznie ze swoim szefem. Giratina natomiast w furii rozwaliła cały budynek siedziby Giovanniego, gdy tylko walka dobiegła już końca.
Potem jeszcze zjawił się tajemniczy, groźny Pokemon, którego Ash, Dawn i Brock rozpoznali jako Arceusa - pojmał on ze sobą ducha Malamara i porwał ze sobą, znikając tak szybko, jak się pojawił.
- Co tu się stało? - zapytałam - Dokąd on go zabrał?
- Do zaświatów. Tam, skąd on nigdy już nie powróci - odpowiedział Mewtwo - Zakończyłeś swoją walkę, Ashu Ketchum.
- Tak, ale za jaką cenę? - zapytał załamany mój chłopak.
Miał on powód do smutku, gdyż w walce większość z jego przyjaciół zostało ciężko rannych, a najciężej to Viola i Grant, którzy ocaleli tylko dzięki połączonym mocom Sybilli i Mew lecących po polu walki po bitwie i ratujących tych, co otrzymali rany i groziła im śmierć. Niestety, jednego z nich nie zdołali ocalić. Tym kimś był Simon Ketchum. Mężczyzna walczył zaciekle na pierwszej linii, ale podczas starcia upuścił broń z ręki i nie zdołał jej pochwycić, gdy nagle zobaczył Dawn i Clemonta atakowanych przez przeważające siły przeciwnika. Gdy jeden zahipnotyzowany Ursaring zaszedł Dawn od tyłu i zamachnął się na nią łapą z ostrymi pazurami, Simon skoczył tam i w ostatniej chwili odepchnął dziewczynę na bok, sam zaś przyjmując na siebie cios, który przeciął mu pierś, a potem otrzymał kolejny w głowę. Ten zaś atak odrzucił go daleko i sprawił, że mężczyzna upadł potylicą na kamień. Niestety Simon był człowiekiem starym i zmęczonym, a więc walka już sama w sobie go wykończyła, a co dopiero taki cios. Umarł niemal natychmiast, a Sybilla nie mogła już nic mu pomóc.
- Przykro mi, ale ożywienie umarłych przekracza moje możliwości - powiedziała przepraszającym tonem.
Wszyscy opłakaliśmy dzielnego starszego pana, a także płakaliśmy nad rannymi w tej walce, którymi zajął się na szczęście szpital, a wcześniej Mew z Sybillą. Kobieta ta z kolei miała zebrane wszystkie Pokemony z armii Malamara.
- Trzeba będzie je oddać ich trenerom - powiedziała - A te, które nie mają trenerów, wypuścić na wolność. Ale to ja się tym zajmę.
Nie wiedzieliśmy, w jaki sposób zamierza to zrobić, ale też jakoś nie paliliśmy się do wypytywania jej. Kobieta zresztą nie była zbyt rozmowa, a wręcz sprawiała wrażenie zaniepokojonej, co było niezwykłą u niej reakcją, powiedziałabym nawet, że wręcz do niej nie pasującą, co oczywiście też i w naszych sercach wzbudziło niepokój. Sybilla szczególnie przygnębiona się zrobiła wtedy, gdy Dawn wspomniała o nieznanym jej wcześniej dzielnym trenerze, który podczas bitwy nie tylko dzielnie walczył, ale też bojowymi okrzykami zachęcał innych do działania.
- Serio mówię - mówiła Dawn - Gość krzyczał, aby walczyć za Asha, aby wierzyć w niego i nie poddawać się. Naprawdę był tak charyzmatyczny, że aż z miejsca mieliśmy większą ochotę się bić. Nawet mieliśmy chwilami jakby więcej sił, aby to robić.
- A nie wiesz może, kto to taki był? - zapytał Ash.
- Nie wiem. Pierwszy raz go widziałam, ale był młody, chyba w twoim wieku, braciszku. Nawet trochę podobny do ciebie.
Ta tajemnicza osoba bardzo nas zadziwiła i też dziwnie zaniepokoiła Sybillę, która to jednak nie kwapiła się do wyjaśnienia nam tej kwestii, jak również zniknęła bardzo szybko i tyle ją widzieliśmy.
Pomimo wielkiego smutku, jaki spotkał nas po bitwie miały też miejsce sceny radosne. Przede wszystkim wielka radość zapanowała w sercu Delii, gdy tylko wyniesiona na rękach przez zamaskowanego trenera Blazikena zdjęła mu maskę z twarzy i odkryła, że to jej ukochany.
- Steven! - zawołała radośnie i ucałowała go w usta.
- Tata?! - dodali zaszokowani Clemont i Bonnie, podchodząc do nich.
- To ty byłeś tym naszym zamaskowanym bohaterem?! - rzekła Bonnie.
- Ale dlaczego? - dodał Clemont.
Meyer zachichotał i lekko się zarumienił.
- To dłuższa historia, dzieciaki - rzekł mężczyzna.
Podsumowując Bitwa o Kanto została zakończona, Malamar zginął, a Giovanni został aresztowany. Spokój powrócił do regionu, zaś Pokemony do swoich trenerów. Simon Ketchum został zaś pochowany w Sinnoh na cmentarzu w pobliżu Twinleaf. Ash nad jego grobem zagrał na skrzypcach Kronikarza jeden z najpiękniejszych utworów, jaki kiedykolwiek słyszałam. Mój luby uważa, że to moc skrzypiec sprawiła, iż grał tak, jak mu w jego sercu grało, jednak moim zdaniem to po prostu jego talent tak pokierował jego ręką. Choć być może te skrzypce naprawdę są magiczne? Nigdy nie próbowałam na nich grać, więc nie wiem, ale być może spróbuję zrobić to w najbliższym czasie.
Wyjaśnić muszę jeszcze jedną sprawę. Otóż Mewtwo po walce wyjawił nam, że to on i jego tajemniczy przyjaciel (ten sam od sprawy Kali) otoczyli specjalną magiczną powłoką Alabastię, aby ochronić ją od mocy Malamara, dlatego też w tym mieście jego moc nie działała, a w innych miastach Kanto i owszem. Tylko dzięki temu nasze własne Pokemony nie rzuciły się na nas i nie rozszarpały nas na kawałki, jak pierwotnie zamierzali to zrobić Giovanni z Malamarem. Ten czyn oczywiście sprawił, że nasi wrogowie zmienili taktykę działania i doszło do bitwy, którą nazwaliśmy Bitwą o Kanto i pod tą nazwą z pewnością przejdzie ona do historii.
Obecnie Sherlock Ash szykuje się do procesu przeciwko Giovanniemu, na którym mamy całą drużyną zeznawać o wszystkim, co o nim wiemy (a jest tego dużo). A jeśli chodzi o mnie, to mam wielką nadzieję, że ten proces raz na zawsze zakończy naszą wojnę z organizacją Rocket.

Wiadomość z ostatniej chwili! Kilka tygodni po opisanych przeze mnie wydarzeniach (czyli dwa dni temu) Giovanni uciekł z więzienia. Śledztwo w tej sprawie wciąż trwa.


KONIEC















4 komentarze:

  1. Ostateczne starcie czas zacząć. Ash wraz z Sereną i przyjaciółmi staje do ostatecznej walki z swym arcywrogiem Giovannim. Na początku mamy scenkę, w której lider Zespołu R pije z rozpaczy po śmierci Domino i przysięga zemstę Ashowi. Nieoczekiwanie odwiedza go Madame Sybilla, ostrzegająca, że dążenie do zemsty zgubi go. Ten jednak lekceważy średniowieczne, zabobonne przepowiednie (jak sam je nazywa). Gdy próbuje zastrzelić naszą znajomą, ta niespodziewanie znika. Nasi detektywi zaś mają spotkanie z syrenką Adelą i jej bliskimi. Towarzyszy im Greninja, który rozpacza po stracie ukochanej. Ash oczywiście stara się pocieszyć przyjaciela, choć doskonale wie, że to trudne. Gdy w końcu Nasi bohaterowie docierają do domu, nie wiedzą jeszcze, że czekają ich nowe kłopoty. Ash przewidując je nalega, aby przyjaciele opuścili Alabastię, ale Ci nie chcą o tym słyszeć. Zdają sobie sprawę z powagi sytuacji, lecz mimo to chcą zostać ze swym liderem i pomóc mu w razie potrzeby. Ash opowiada Im także o swoim spotkaniu z Giovannim podczas Mistrzostw Ligi Kalos. Przypomina Ona rozmowę podczas pierwszego spotkania Holmesa i Moriarty’ego – wroga, lecz kulturalna dyskusja. Giovanni po rozmowie z Madame Boss postanawia dać Ashowi jeszcze jedną szansę, pomimo nienawiści, jaką go darzy. Proponuje trzy wyjścia, z czego dwa pierwsze pozwalają Ashowi ocalić siebie i bliskich. Chłopak ma więc do wyboru: albo ponowne dołączenie do Rocketsów (tym razem szczere), albo wycofanie się z misji detektywa. Trzecia opcja, czyli dalsza walka oznacza śmierć. Ash oczywiście wybiera trzecie rozwiązanie, lecz stryj nie zabija go od razu, zgodnie z obietnicą daną mu przed spotkaniem. Niemniej groźba wisi nad Naszymi bohaterami. Jej zwiastunem są wieści o dziczejących Pokemonach atakujących ludzi. Zarówno żyjące spokojnie na wolności, jak i te należące do trenerów zaczynają zachowywać się agresywnie i atakują ludzi. Tak się dzieje w całym Kanto poza… Alabastią. Tu stworki zachowują się normalnie. Ash z Sereną udają się zbadać to zjawisko i trafiają na sprawców. Koszmar stał się faktem: Giovanni połączył siły z Malamarem, który przejął kontrolę na Pokemonami w Kanto. Podli wrogowie, choć mają naszych detektywów w garści, nie zabijają Ich, gdyż planują coś wyjątkowo paskudnego – planują podbój Kanto. W dodatku Giovanni porwał Delię i trzyma ją jako zakładniczkę. Doskonale wiedząc, że to pułapka Ash chce uratować mamę. Ponownie towarzyszy mu Serena, która nie chce opuścić ukochanego, zwłaszcza w takiej chwili. W Wertanii Nasi detektywi starają się ustalić jakiś w miarę sensowny plan działania, co w takiej sytuacji wydaje się syzyfową pracą. Dołącza do Nich Simon Ketchum, który opowiada o swojej przeszłości i własnej walce z Rocketsami oraz zdradzie swojego brata (ojca Josha), którego później zabił. Dziadek stara się zniechęcić Asha do walki, gdyż doskonale wie, że oznacza ona śmierć. Ash mimo to nie chce się wycofać, zaś Serena i Pikachu go popierają. Gdy Detektywi są blisko sekretnego wejścia do siedziby Rocketsów, Simon ponownie stara się Ich przekonać do zmiany zdania. Gdy to zawodzi, zjawia się Josh z Cindy oraz wszyscy bliscy i przyjaciele Asha wraz z Legendarnymi Pokemonami. Mają zamiar pomóc Ashowi w jego walce – większość drużyny ma wywabić siły Giovanniego w pole, aby stoczyć walkę. Ash wraz z Sereną, ojcem oraz Meyerem i jego MegaBlazikenem udają się do siedziby Giovanniego, aby uratować Delię. Po krótkiej walce z Cleo drogę zastępują im kolejni agenci, których pokonuje… Zespół R. Nasze Trio odmawia bowiem walki po jednej stronie z Malamarem i dołącza do ekipy Asha. Dochodzi do ostatecznej walki, Ash wraz z pojawiającym się Mewtwo zmaga się z Malamarem, zaś Josh stacza pojedynek ze swym bratem. Niestety wzmocniony przez Zło Malamar zyskuje przewagę i zsyła koszmary na Asha, chcąc go złamać, jednak miłość i wsparcie Sereny pomagają chłopakowi odzyskać zmysły.

    OdpowiedzUsuń
  2. W ostatniej chwili Ash ratuje Mewtwo, zadając cios Malamarowi i mszcząc się za Meolettę. Mewtwo zaś dobija podłego Pokemona, który w agonii powoduje zawalenie się pomieszczenia. Josh zaś pokonuje Giovanniego. Ten nie daje za wygraną i próbuje zastrzelić Asha przed swoją ucieczką, jednak nieoczekiwanie zjawiająca się Theodora Brown, wierna do tej pory sekretarka, okazuje się być tajemniczym Anonimem, czyli agentem policji. Giovanni ponosi klęskę, a jego wojska przegrywają Bitwę. Siły naszych przyjaciół poniosły wszak ciężkie straty: było wielu rannych i zginął też Simon Ketchum. Ten w swej ostatniej walce wykazał się on niezwykłą odwagą i ratując Dawn poświęcił własne życie. Dodać należy również fakt, że szybkie pojawienie się przyjaciół Asha w Wertanii jest zasługą Mewtwo oraz jego tajemniczego przyjaciela, który także pomógł mu ochronić Alabastię przed mocami Malamara. Dawn wspomina także o pewnym bohaterskim trenerze, który podczas Bitwy nie tylko walczył w pierwszej linii, lecz nakazywał wierzyć w Asha i jego zwycięstwo. Wszystko byłoby wspaniałe, lecz Madame Sybilla (również czynna uczestniczka walk) bardzo zaniepokoiła się tą osobą. Niestety, jej nagłe zniknięcie uniemożliwiło zadaniu pytań i wyjaśnieniu tej zagadki. Wydarzenia poprzedzające Bitwę są opisane bardzo dokładnie i szczegółowo, lecz sama Bitwa dość ogólnie. Można by się tego przyczepić, gdyby nie fakt, że Dawn jako narratorka była zbyt zaabsorbowana walką, która działa się niezwykle dynamicznie i nie zdołała zwrócić na wszystko uwagę. Podobnie sprawa się ma ze starciem z Giovannim i Malamarem, z których ten drugi wreszcie zginął. Podsumowując doskonałe opowiadanie, pierwsza część finału V sezonu. Wielka Bitwa i śmierć Malamara na plus. Podobnie jak pojawienie się wszystkich przyjaciół Asha i ich udział w walce. Nasze Trio z Zespołu R dokonało słusznego wyboru, dołączając do sił Głąba. Również cieszę się z wzmianek o sojuszniku Mewtwo, który wciąż jest blisko Naszych Bohaterów, lecz jego motywy są wciąż tajemnicą. Cieszę się, że autor przychylił się do moich rad, dzięki czemu opowiadanie to podoba mi się jeszcze bardziej, zatem moja ocena nie może być inna, jak tylko 11/10 :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To był naprawdę dobry rozdział pełen akcji i konfliktów natury ideowej, co bardzo mi się podobało, podobnie jak układ sił w bitwie czy postawa dziadka, chociaż on w tym rozdziale był strasznie rozchwiany (ale to w jaki sposób odnotowałeś jego śmierć było naprawdę słabe, potraktowany jak pierdnięcie i tyle w temacie). Przy okazji to nie wiedziałem że Josh posiada moce teleportacyjne czy duplikujące by być w dwóch miejscach na raz.
    Na świeżo po lekturze jestem naprawdę ciekaw ostatecznego starcia, bo fabuła wybornie poprowadzona milordzie. Owszem pojawiło się pełno głupotek typu powtarzanie tych samych zdań po dwa razy czy niepotrzebne mówienie kilka razy tego samego (kłótnia w PokeCentrum naprawdę boli podczas czytania i warto ją jakoś przeredagować). Ale z większych minusów to strasznie niezbilansowana liczba martwych i rannych. Nie wiem czy to potomkowie Terminatora czy co, ale dziwne jest to że niby są słabsi, z mniejszą liczbą "jednostek" a i tak wychodzą niemal bez szwanku, przez to całe te dywagacje o śmiertelnym niebezpieczeństwie przechodzą w czcze gadanie które nie robi wrażenia, bo i tak wiesz ze to tylko dramatyczna gadka (serio, mogłeś już tą Iris ubić nikt by za nią nie zapłakał).
    Ogólnie rozdział bardzo dobry, ale nie wybitny, jednak zdecydowanie oceniłbym na 8+/10

    OdpowiedzUsuń
  4. 36 year-old Data Coordiator Deeanne Viollet, hailing from Camrose enjoys watching movies like Parasite and Taekwondo. Took a trip to Muskauer Park / Park Muzakowski and drives a Accent. przydatne odnosniki

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...