piątek, 12 stycznia 2018

Przygoda 098 cz. III

Przygoda XCVIII

Miasto w chmurach cz. III


Rzeczywiście, Ash miał naprawdę jakiś pomysł i faktycznie był on dość szalony i zdecydowanie Misty go nie pochwaliła. Tym pomysłem był konceptem, aby wkraść się w nocy do pałacu i spróbować się tam rozejrzeć bez wiedzy króla Edgara oraz jego straży. W sumie żadne z nas nie miało pojęcia, czego my tam byśmy mogli szukać i co byśmy mogli znaleźć. Mimo wszystko musieliśmy się przekonać, co tam się dzieje, kiedy nie ma nas w pobliżu. Chcieliśmy wiedzieć, o czym rozmawiają król i jego kapitan (który budził w nas bardzo zdecydowanie nieprzyjemne uczucia). Chcieliśmy się dowiedzieć, czy oni coś knują przeciwko nam, a jeśli tak, to powinniśmy to odkryć zawczasu... Zanim nas zaszlachtują we śnie.
Z tego właśnie powodu ostatecznie zgodziliśmy się na plan Asha, po czym na grzbietach Charizarda i Pidgeota podlecieliśmy ostrożnie w nocy do pałacu króla Edgara. Lecieliśmy wysoko w górze starając się zachować wszelką ostrożność, aby strażnicy nas nie zauważyli. Prócz tego uważnie rozglądaliśmy się za jakimś dość bezpiecznym wejściem do zamku. Nie wiedzieliśmy, jakie to wejście może być, ale w końcu znaleźliśmy je - było nim okno w komnacie umieszczonej w najwyższej wieży. Dostrzegliśmy, że pokój był pusty, więc powoli ja i Ash podlecieliśmy do niego.
- Teraz ostrożnie - rzekł mój chłopak, pomagając mi przejść z grzbietu Pidgeota do pokoju, a potem sam do mnie dołączając - No, dzięki ci, stary! Teraz powrót!
To mówiąc schował go ponownie w jego pokeballu.
Chwilę później Misty i Brock na grzbiecie Charizarda podlecieli do okna i zrobili to samo, Ash zaś podziękował Pokemonowi i jego również przywołał na powrót do pokeballa.
- Doskonale. No i co teraz? - spytała Misty.
- Rozejrzymy się tu trochę - odpowiedział jej Ash - Myślę, że być może znajdziemy tu coś, co naprowadzi nas na trop tego, co się dzieje na Lapucie.
- A być może tylko tracimy czas.
- Czas zużyty z moją dziewczyną nigdy nie jest czasem straconym - zaśmiał się wesoło mój chłopak, patrząc na mnie czule.
Zachichotałam delikatnie zachwycona jego słowami, które bardzo mi się spodobały.
- Ech... Znaleźliście sobie doskonały moment na miłostki - mruknęła złośliwie dziewczyna.
- Oj tam, nie przesadzaj, Misty - zaśmiał się Brock - Przecież oni nie zapomnieli o swojej misji. Po prostu zawsze przyda się taka sytuacja, kiedy choć na chwilę się uśmiechniesz i podejdziesz do wszystkiego na luzie.
- Oczywiście... Ja będę na luzie, zaś oni nas zaszlachtują - burknęła dziewczyna i westchnęła głęboko - Chociaż z drugiej strony może i masz rację. Nie mam chłopaka, więc nie czuję potrzeby okazywania komuś aż tak ciepłych uczuć.
- Kiedy będziesz go miała, to inaczej na to spojrzysz - zaśmiałam się do niej lekko.
- Tak... Ja będę miała chłopaka... Jasne... Chyba na świętą Urszulę, jak sobie kupię koszulę albo na greckie kalendy. Ciekawe niby, gdzie ja znajdę takiego, co by chciał ze mną być?
- Być może jest on bliżej niż myślisz - odparłam żartobliwie, zerkając wzrokiem w kierunku Brocka.
- Jeśli masz na myśli kogoś, kogo i ja mam na myśli, to możesz być pewna, że raczej to mało możliwe.
- Ale nie wykluczasz takiej możliwości.
- Staram się niczego nigdy nie wykluczać. Nigdy nie wiadomo, co się stanie.
Ash powoli wyjął latarkę i powiedział do nas:
- Dobra, drużyna... Idziemy sobie pozwiedzać ten pałacyk.
Następnie zapalił latarkę i oświetlając nią ostrożnie drogę zaczął iść przed siebie, a my za nim. W większości pomieszczeń panowała ciemność niemalże egipska, dlatego też bez światła latarek byśmy sobie nie poradzili, choć oczywiście oświetlanie sobie drogi stanowiło dla nas wielkie ryzyko. Staraliśmy się w miarę możliwości nie świecić na korytarzach, korzystając jedynie z nikłych świateł, jakie dawały nam zawieszone tam lampki z nikłym światełkiem. Tam nie oświetlaliśmy sobie drogi, ale w pokojach już musieliśmy. Rozglądaliśmy się bardzo ostrożnie po każdym pomieszczeniu, na jakie tylko trafiliśmy, a w którym nikogo nie było. Dobrze wiedzieliśmy, że nie ma szans, abyśmy przeszukali cały pałac króla w jedną noc, ale cóż... Zawsze mogliśmy na coś trafić. Przede wszystkim interesowała nas komnata króla Edgara. Szukaliśmy jej długo, ale w końcu ją znaleźliśmy. Znajdowało się tam wielkie łoże z baldachimem, a w nim spał władca Laputy, głośno przy tym chrapiąc. Prócz tego było tam także kilka mebli, te zaś chcieliśmy sobie przejrzeć dokładnie, aby móc się upewnić czy niczego złego on w nich nie ukrywa.
- Jest ta nasza śpiąca królewna - powiedział Ash z uśmiechem pełnym zadowolenia - Śpi jak niemowlę.
- Pierwszy raz widzę niemowlę, które tak chrapie - rzuciła Misty.
- A co, jeśli się obudzi? - spytałam.
- Spokojnie - mój chłopak nie tracił zimnej krwi - Już my mamy na to rozwiązanie.
Następnie wypuścił z pokeballa Butterfree, który to na jego polecenie podleciał nad króla i posypał jego postać swoim usypiającym proszkiem.
- Doskonale... Teraz się nie obudzi nawet wtedy, gdyby w tym pokoju wybuchła bomba - rzekł Ash.
- Lepiej nie ryzykujmy aż tak wielkiego hałasu - powiedział na wpół żartobliwie Brock - Postarajmy się jak najszybciej zrobić swoje i pójść sobie stąd.
- Popieram - odezwałam się.
- No, to na co jeszcze czekamy? - spytał Ash - Bierzmy się do dzieła! Butterfree... Pilnuj, aby nasz kochany król się nie obudził!
Pokemon zapiszczał delikatnie, zaś my wszyscy zaczęliśmy uważnie rozglądać się dookoła po całym pokoju. Pikachu został na czatach przy lekko uchylonych drzwiach. W razie, gdyby ktoś się zbliżał, to miał dać nam znać delikatnym piskiem. My tymczasem szperaliśmy długo w szafie oraz w szufladach sekretarzyka króla Edgara.
Nie wiem, jak długo trwały poszukiwania, ale zdecydowanie ponad pół godziny, jeżeli oczywiście nie więcej. Natrafiliśmy podczas naszego dość wnikliwego śledztwa na kilka papierów, którym dokładnie się zaczęliśmy przyglądać.


- Dziwne - powiedział Brock, oświetlając je sobie latarką - To bardzo interesujące.
- Co takiego? - spytała Misty, podchodząc do niego.
- Zobacz sama - odpowiedział jej chłopak - To wyniki jakiś badań na temat pewnego obiektu...
- Jakiego obiektu? - zapytałam zaintrygowana.
- Nie wiem... Nie pisze tego. Ale wynika z tego, że to jest coś żywego i wyraźnie mięsożernego.
- Czy to Pokemon? - spytał Ash.
- Nie wiem... Nic tutaj nie pisze, ale prawdopodobnie... - Brock dalej oglądał papiery - A niech mnie! Tu pisze, że to coś jest niebezpieczne!
- Niebezpieczne? - spytaliśmy jednocześnie ja, Ash i Misty.
- Tak tu pisze. Nie wiem tylko, w jaki sposób to jest niebezpieczne - odpowiedział nam Brock - Autor tego raportu posługuje się nazwą „obiekt“. Czekajcie... Tu jest podpis gościa, który to pisał. Hmm... A to ciekawe...
- Co takiego? - Ash podszedł do niego zaintrygowany.
- Autorem tego raportu jest Heinrich Muller.
- Tak? Poważnie? - zapytałam, również podchodząc, aby to zobaczyć na własne oczy.
Brock pokazał nam kartki z raportem oraz podpis, który się na nich znajdował.
- Rzeczywiście. Heinrich Muller - Misty była wyraźnie zaintrygowana, gdy przeczytała to nazwisko - Czy to mąż Ingi?
- Pewnie tak - rzekł szef kuchni w restauracji „U Delii“ - Ale być może to zbieg okoliczności.
- Oczywiście - prychnęła rudowłosa i pokazała prawą dłoń - A tutaj mi rośnie kaktus, wiesz?
Nagle król Edgar poruszył się przez sen, mrucząc coś przy tym. Choć wiedzieliśmy, że Butterfree czuwa, to i tak się przestraszyliśmy odruchów króla i uspokoiliśmy się dopiero wtedy, kiedy Pokemon znowu go posypał proszkiem. Wówczas władca Laputy ponownie zasnął i mogliśmy odetchnąć z ulgą.
- Warto by chyba zabrać te papiery - powiedziała Misty.
- Lepiej nie - zaprotestował Brock - Jeśli król zobaczy, że ich brakuje, to może się domyślić, że ktoś tutaj był, a jeżeli znajdzie je u nas, to wtedy możemy mieć kłopoty.
- Racja... - zgodził się z nim Ash - Lepiej zostawmy je tutaj. I tak już wiemy, że nasze obawy były słuszne... Tu się dzieje coś niedobrego.
- Pika-pi! Pika-chu! - zapiszczał głucho Pikachu.
To był umówiony sygnał na wypadek, gdyby ktoś się zbliżał. Słysząc go postanowiliśmy się jak najszybciej wycofać. Wrzuciliśmy szybko papiery do szuflady sekretarzyka, zamknęliśmy ją i stanęliśmy po bokach drzwi czekając na rozwój wypadków. Usłyszeliśmy powoli zbliżające się kroki i po chwili drzwi się otworzyły i wsunął się przez nie jeden ze strażników. Nie wszedł on do pokoju, tylko pozostał w progu. Ponieważ nie zauważył niczego, co by go mogło zaniepokoić, poszedł sobie. Odczekaliśmy, aż jego kroki ucichną i dopiero wtedy wyszliśmy z komnaty króla, przywołując przy okazji do pokeballa Buterfree.
- Uff... Było gorąco - powiedziałam, ocierając sobie pot z czoła.
- Myślę, że dość już dzisiaj widzieliśmy - rzuciła Misty - Lepiej już stąd chodźmy.
- Racja - zgodził się z nią Brock - Powinniśmy jak najszybciej opuścić to miejsce.
- Dobrze... - pokiwał delikatnie głową Ash - Wyjdziemy stąd tak samo, jak tu weszliśmy.
- Tylko w którą stronę jest ten pokój? - spytałam.
Niestety, tu pojawił się mały problem i nie wiedzieliśmy, jak mamy go rozwiązać. Ash jak zwykle nie tracił głowy, dlatego też powoli poszliśmy w różnych kierunkach, próbując znaleźć pokój, przez który dostaliśmy się do pałacu, jednak mimo wszystko nie byliśmy w stanie go znaleźć.
- Słuchajcie, a czy to musi być koniecznie ten pokój, przez który tutaj weszliśmy? - spytałam.
- No właśnie - dodała Misty - W sumie to chyba nawet lepiej będzie, jeśli znajdziemy jakiś pierwszy lepszy pokój z oknem i przez nie się stąd wydostaniemy. No, bo ostatecznie przecież przez bramę nie przejdziemy.
- Raczej nie... Chyba, że chcemy sobie porozmawiać ze strażnikami, którzy raczej są z gatunku tych ludzi, którzy to najpierw strzelają, a dopiero potem zadają pytania - odpowiedział jej Ash.
A więc postanowiliśmy wykorzystać pierwszy lepszy pokój, na jaki trafimy, niestety to też było trudne, ponieważ choć było tu wiele pokoi, to większość zajętych i jego mieszkańcy spali, a my nie chcieliśmy ich budzić, bo to było zbyt wielkie ryzyko. Ostatecznie przecież zanim by nasz drogi Butterfree uśpił, to mogliby narobić hałasu, a tego nam nie było trzeba.
- Ciekawe, gdzie śpi Clemont? - spytałam.
- Mam nadzieję, że nie w lochu - rzekła Misty.
- Zmierzam do tego, że moglibyśmy uciec przez jego pokój - odparłam nieco złym tonem.
- Hej! To jest dobra myśl - uśmiechnął się Ash - On przecież nie narobi hałasu na nasz widok, a nawet pomoże nam. Tylko, gdzie on teraz może przebywać? Tego niestety nie wiem.
- Jak poszukamy, to go znajdziemy - zauważyła Misty - Ostatecznie nie zapadł się przecież pod ziemię.
Ledwie to powiedziała, a podłoga, po której się poruszaliśmy opadła i zlecieliśmy wszyscy prosto w dół. Z krzykiem opadaliśmy przez jakiś wąski korytarz wiodący prosto w dół, a jego końcu ujrzeliśmy coś, co nas nie na żarty przeraziło - przepaść...
Ponieważ Laputa znajdowała się na dysku, to nie było w niej podziemi, do których mogliśmy trafić, tylko prosta droga ku ziemi... z kilkuset tysięcy metrów. Tam właśnie zmierzaliśmy, gdy już wylecieliśmy z tunelu. Na całe szczęście Ash w ostatniej chwili złapał się dłońmi wylotu owego tunelu, ja złapałam się nóg Asha, Misty moich nóg, Brock nóg Misty, a Pikachu jego nóg.


- To chyba tyle, jeśli chodzi o wycieczkę po pałacu - powiedziałam do Asha, jednocześnie zerkając w dół - Wszyscy cali?
- Póki co jeszcze tak - odpowiedział mi Brock - Ale długo tak tu nie będziemy wisieć. Ash, trzymasz się?
- Jeszcze się trzymam, ale ważycie za dużo - jęknął mój luby, z trudem zaciskając palce na wylocie z tunelu - Za chwilę mi chyba dłonie wylecą z nadgarstków. Nie ruszajcie się, to dłużej was utrzymam!
- Nie ruszajcie się, tak? - mruknęła złośliwie Misty - No popatrz, a ja właśnie chciałam się gdzieś przejść.
- Musisz być taka wredna? - spytałam - Za dużo siedzisz z Iris, to cię wzięło na narzekanie na wszystko.
- Nie na wszystko, tylko na szalony pomysły twojego chłoptasia.
- Tak?! A kto ci kazał za nami iść?! Sama poszłaś i to z własnej woli!
- Owszem... Ale czego się nie robi dla przyjaciół?
- No widzisz.
- Misty, spokojnie... Będzie dobrze - rzekł Ash uspokajającym tonem.
- Sam sobie bądź spokojny... A przy okazji, zanim spadnę... To bardzo ci dziękuję za udaną wycieczkę!
- Skoro powiedziałem, że będzie dobrze, to będzie dobrze! - krzyknął do niej Ash i spojrzał na mnie - Serena! Sięgniesz do mojego pasa? Tam są moje pokeballe...
- Dobrze... Tylko który jest który? Swoje jakoś rozróżniam, ale twoich to niekoniecznie.
- Spokojnie... Ten z delikatnym płomykiem zawiera Charizarda. A ten z piórkiem to pokeball Pidgeota. Wypuść oba i zabieramy się stąd.
Choć było to ryzykowne sięgnęłam ręką najpierw po jeden pokeball i wypuściłam z niego Charizarda.
- Zabierz Brocka, Misty i Pikachu - polecił mu Ash.
Pokemon podleciał powoli pod naszych przyjaciół, ci natomiast bardzo ostrożnie zeskoczyli na jego grzbiet.
- Cali jesteście? - spytałam.
- Spokojnie, nic nam nie jest! - odpowiedziała Misty.
- Teraz wasza kolej! - dodał Brock.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
Ostrożnie złapałam za pokeball i wypuściłam Pidgeota.
- Dobra, kochany... A ty zabierz mnie i Asha - powiedziałam.
Pokemon zaskrzeczał lekko i podstawił się tak, abyśmy wraz z moim chłopakiem mogli wskoczyć na jego grzbiet. Pierwsza skoczyłam ja, potem zrobił to Ash. Oboje chwilę później siedzieliśmy już na Pidgeocie, zaś ja otarłam powoli pot z czoła.
- Uff... Znowu niewiele brakowało - powiedziałam, oddychając z ulgą.
- Nie inaczej - uśmiechnął się do mnie czule Ash - Ciekawi mnie tylko, dlaczego ta podłoga się osunęła nam spod nóg.
- Mnie również bardzo to ciekawi - odparłam.
- Wszystkich nas to ciekawi - rzekła Misty.
- Jeśli mam być szczery, to moim zdaniem ktoś uruchomił tutaj jakąś zapadnię i dlatego spadliśmy - dodał Brock.
Misty i Pikachu popatrzyli na niego zdumieni.
- Serio? Czyli sądzisz, że to nie jest przypadek? - spytała rudowłosa - Bo ja sądziłam, iż to my niechcący coś uruchomiliśmy. W końcu to też jest możliwe, prawda?
- Owszem, bardzo możliwe - pokiwał delikatnie głową Brock - Ale nie tym razem. W każdym razie ja w to nie wierzę. Nie w świetle tego, co dziś odkryliśmy.
- Słusznie - powiedział Ash - Dlatego lepiej wracajmy do domu Ingi. Musimy z nią porozmawiać.

***


Powróciliśmy powoli do domu pani Muller, po czym bardzo ostrożnie weszliśmy przez okno pokoju Asha licząc na to, iż gospodyni nie usłyszy niczego, a my będziemy udawać, że cały czas spaliśmy. Daremne były nasze wysiłki, ponieważ ledwie weszliśmy i zamknęliśmy okno, to otworzyły się drzwi i usłyszeliśmy gniewne słowa:
- Gdzie wy... do licha ciężkiego się włóczyliście, co?!
W drzwiach stała Inga Muller. Ubrana była w niebieską piżamę oraz zielony szlafrok wpatrywała się w nas gniewnie.
- O! Inga! - rzekł z dość głupkowatym uśmiechem na twarzy Ash - No proszę. To ty jeszcze nie śpisz?
- Już nie śpię - burknęła rozgniewana kobieta - Ciekawi mnie jednak, czemu wy się włóczycie po okolicy i jaki macie w tym cel.
Następnie podeszła powoli do okna, uważnie przez nie spoglądając na niebo. Widocznie zobaczyła to, co chciała zobaczyć, bo odetchnęła z ulgą i rzekła:
- Macie szczęście, że nie ma dzisiaj pełni księżyca. Gdyby była, marny byłby wasz los.
- A co się tu dzieje podczas pełni? - zapytałam.
- I dlaczego niby ludzie uważają, że król Edgar zawarł pakt z diabłem? - dodał Ash.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
- Król wygląda na znacznie młodszego niż powinien wyglądać - rzekła Inga Muller.
- To źle? - spytałam.
Inga nagle spostrzegła, że powiedziała za dużo, ponieważ westchnęła głęboko i odparła:
- Ależ oczywiście, że nie. To, co wam powiedziałam, to tylko głupie zabobony i nic więcej. Nie macie się czym przejmować, jeżeli zostajecie na noc w domu.
To mówiąc chciała już wyjść, kiedy nagle Misty złapała ją za rękę.
- Ingo, proszę... Dzisiaj o mało nie zginęliśmy w pałacu.
- Byliście w pałacu?! - zawołała zdumiona kobieta, patrząc na nią - Czy po to się wymknęliście? Aby się włamać do pałacu?! Bo chyba nie powiecie mi, że byliście tam za zgodą króla!
- Nie, przyszliśmy tam wbrew jego woli i bez jego wiedzy, ale to teraz jest bez znaczenia - odpowiedział jej Ash - Wiemy już coś, co bardzo nas niepokoi i zmusza do zadawania kolejnych pytań.
- Wiecie, co się tutaj dzieje z tymi, którzy zadają zbyt wiele pytań na temat króla? - rzekła Inga gniewnym tonem.
- Niech zgadnę. Znikają oni tak, jak ci ludzie, o których nam mówiłaś? - zapytałam ironicznie.
Kobieta westchnęła głęboko i spytała:
- Czego się tam dowiedzieliście?
- Tego, że twój mąż pracował z grupą innych naukowców na temat jakiegoś tajemniczego obiektu - rzekł ponuro Brock - Ponoć ten obiekt jest bardzo niebezpieczny i mięsożerny. Nie wiemy jednak, co to jest, chociaż podejrzewamy, że to Pokemon.
- Nie... To nie Pokemon, choć jest do niego podobny - rzekła Inga.
- Poważnie? - spytałam zaintrygowana - A co to takiego? To jest żywe?
- Tak, jest żywe, ale niesie śmierć - odparła pani Muller - Ale proszę, nie mówmy o tym więcej. Przez to paskudztwo mój mąż zginął, a ja sama żyję ze strachem w sercu, że taki sam los spotka Kurta.
- A więc twój mąż nie żyje i to coś go zabiło? - drążył temat Ash.
- Nie... Mój drogi mąż zginął, żeby powstrzymać to coś - rzekła ponuro kobieta - Szukał sposobu, aby to zniszczyć, jednak nie wrócił tu nigdy. Jak już wam mówiłam, leciał samolotem ze swoim kolegą i przepadł jak kamień w wodę.
- Więc skąd wiesz, że zginął? - spytała Misty.
- Bo go znam. Skoro tu nie wrócił, to oznacza, że musiał zginąć. Gdyby żył, to by do nas wrócił. Nic by go nie powstrzymało, aby do nas powrócić. Za bardzo kochał mnie i Kurta, żeby nas porzucić, tego możecie być pewni. Prócz tego kochał Laputę i chciał jej pomóc.
- Pomóc? Ale w czym dokładniej? - zapytałam.
- W powstrzymaniu monstrum, które on i jego koledzy tu sprowadzili.
- Aha... A więc to on je tu sprowadził, tak? - rzekł Ash.
Inga spojrzała na niego groźnie i zawołała:
- On nie wiedział, że coś takiego się stanie, rozumiecie to?! Gdyby to wiedział, to nigdy by tego nie sprowadził na Laputę! On chciał pracować dla dobra nauki i dla dobra Laputy! Skąd miał wiedzieć, że ściągnie nam na głowy kłopoty?!
- Ale jakie kłopoty?! - dodałam - Proszę, powiedz nam! Co się tutaj dzieje?! Dlaczego ludzie tu znikają? Dlaczego tak boisz się pełni księżyca? I czym jest to monstrum?!
- Nie zadawaj zbyt wielu pytań - odpowiedziała mi Inga Muller, powoli wstając z krzesła - Heinrich zadawał zbyt wiele pytań, podobnie jak i ja... Zobacz, jakie mam tego konsekwencje. Żyję tu bez męża z głuchoniemym synkiem, którego nikt poza mną nie kocha! Nie drąż więc tego tematu! Nie możesz nam pomóc, Sereno! Heinrich chciał to zrobić i jego już nie ma! Nie chcę, żebyście i wy musieli tak skończyć!
Po tych słowach powoli wyszła z pokoju, pozostawiając nam samych z naszymi myślami.
- Ech... Odnoszę wrażenie, że zamiast nam odpowiedzieć na nasze pytania sprawiła, iż mamy ich jeszcze więcej - powiedziała ponuro Misty.
- Tak... Mam takie samo wrażenie - zgodziłam się z nią.

***


Ponieważ nie mieliśmy innego wyjścia, to poszliśmy wszyscy spać i nie rozmawialiśmy już o tym wszystkim, jednak następnego dnia, kiedy tylko mieliśmy ku temu okazję, poszliśmy do pałacu (tym razem już całkiem jawnie), aby odwiedzić Clemonta. Nasz przyjaciel bardzo się ucieszył na nasz widok, jednak mina mu zrzedła, kiedy tylko opowiedzieliśmy o tym, co miało miejsce w nocy. Wówczas jego radość zastąpiło przerażenie.
- A niech mnie! - zawołał - Ta sytuacja rzeczywiście jest poważna. Ciekawi mnie, o co chodzi z tym całym monstrum? Co to takiego może być? I co to ma wspólnego z pełnią księżyca oraz znikaniem ludzi?
- Jeśli mam być szczery, to wydaje mi się, że rozwiązanie tej zagadki jest tak proste, jak formularz podatkowy - stwierdził na wpół żartobliwie, a na wpół poważnie Ash - Moim zdaniem to monstrum z jakiegoś powodu jest aktywne tylko podczas pełni księżyca i skoro jest ono mięsożerne, a ludzie znikają, to pewnie to coś ich pożera.
- To ma sens - rzekł zamyślonym tonem Brock - Ale wciąż nie wiemy, co to jest ani gdzie król to trzyma.
- Podejrzewam, że tutaj - zauważyłam - Bo inaczej czemu szef ochrony starałby się, żebyśmy siedzieli u Ingi? Bał się, iż możemy to odkryć.
- Więc czemu się zgodził, żeby Clemont nocował w pałacu? - zapytał Brock.
- Ponieważ wziął go za nieszkodliwego bzika, który może być bardzo użyteczny - burknęła Misty, wywołując niechętną minę na twarzy naszego przyjaciela - Albo po prostu woli go mieć na oku i dbać o to, żebyśmy nie mieli zbyt dużego kontaktu z nim.
- Naprawdę masz mnie za nieszkodliwego bzika? - zapytał Clemont.
Misty zlekceważyła jego pytanie i dodała:
- To wszystko jeszcze bardziej mnie niepokoi niż przedtem. Zaczynam żałować, że w ogóle tu przybyliśmy.
- Ja również - dodałam - Ale przecież nie wycofamy się stąd, prawda?
- W żadnym razie - odpowiedział Ash - Nie ma takiej opcji, żebyśmy mieli się wycofać. Nie zostawimy Laputy samej na pastwę losu. Nawet jeśli Inga nie zamierza nam pomagać, to my i tak rozwiążemy tę zagadkę. A gdy już to zrobimy, to pomożemy Indze. Jej, Kurtowi, no i w ogóle wszystkim mieszkańcom Laputy. Nawet jeśli oni sami tego nie chcą.
- Bałam się, że to powiesz - rzekła Misty, po czym uśmiechnęła się lekko i spytała: - To co robimy?
- Spokojnie. Przemyślmy sobie dokładnie to wszystko, ale najlepiej w innym miejscu niż to - zaproponował Ash.
Za bardzo się baliśmy o to, że ktoś może nas tu podsłuchiwać, więc postanowiliśmy wrócić do domu Ingi, bo w innym miejscu nie czuliśmy się zbyt bezpieczni. Clemont zgodził się z nami i dodał:
- Będę tutaj czuwał i miał uszy i oczy otwarte. Jeśli wyczaję coś złego, zaraz was o tym powiadomię.
- Mam taką nadzieję, przyjacielu - powiedział do niego Ash, klepiąc go lekko po ramieniu - Tylko nie pakuj się w kłopoty. Od tego ja tu jestem. Ty bądź tym rozsądniejszym, który unika problemów.
Uśmiechnęłam się delikatnie, słysząc te słowa, które były naprawdę zabawne, a przy okazji również bardzo urocze. Clemont musiał uważać tak samo, ponieważ uśmiechnął się wesoło i także poklepał Asha po ramieniu.
- Będzie dobrze, przyjacielu. Obiecuję uważać na siebie, ale ty w miarę swoich możliwości też to zrób. Nie chcę, żebyś przez swoje zamiłowanie do brawury kiedyś zginął.
- Zamiłowanie do brawury? Ciekawa nazwa - zaśmiał się Ash - Wolę już to niż określenie „chroniczna głupota“ i inne wyzwiska, jakie słyszałem pod swoim adresem.
Po tych słowach spojrzał na Misty i zaśmiał się lekko.
- Widzisz, jak Clemont miło się o mnie wyraża? Mogłabyś brać z niego przykład.
- Ja tam wolę być sobą niż brać przykład z kogokolwiek - rzuciła na to rudowłosa.

***


Po tej rozmowie poszliśmy ponownie do domu Ingi Muller, aby móc swobodnie porozmawiać o wszystkim, co się tu dzieje. Po drodze minęliśmy Erica, który ukłonił się nam lekko, jednak czuć było w jego zachowaniu wyraźną niechęć do nas. Najwyraźniej nie był on wcale zadowolony z tego powodu, że nas widzi i prawdopodobnie dlatego, że w ogóle żyjemy. Kiedy tylko zobaczyłam jego pełne niechęci spojrzenie poczułam, że już wiem, kto próbował nas zabić w nocy.
Z takim oto wnioskiem powróciłam do domu pani Muller wraz z resztą naszej kompanii. Oczywiście zastaliśmy tam jak zawsze Ingę zaczytaną w swoich naukowych książkach, a także Mister Mime’a, który krzątał się po kuchni szykując nam obiad, jak również i Kurta wesoło coś rysującego. Chłopiec uśmiechnął się na nasz widok, po czym pokazał nam swoje dzieło.
- A co to niby ma być? - zapytała Misty, wpatrując się w postacie na rysunku.
- To chyba my - odpowiedziałam jej.
- Aha... Wiesz... Nawet nieźle uchwycił nasze... kontury.
W sumie ten rysunek niewiele miał wspólnego z nami i zdecydowanie bardziej przypominał cztery strachy na wróble, jednak chłopiec naprawdę się starał i cóż... Docenialiśmy to.
- Słuchajcie, coś mi właśnie przyszło do głowy! - zawołał wesoło Ash, po czym przybrał konspiracyjny ton - Inga nie chce nam nic powiedzieć, ale może jej synek będzie bardziej rozmowny?
- Myślisz, że on może coś wiedzieć? - zapytałam.
- To bardzo możliwe, Sereno. Jeśli więc dowiemy się od niego czegoś konkretnego, to będziemy mogli łatwiej odkryć, co tutaj jest grane.
- Świetny plan, ale ma jeden mały defekt. Mały nie umie mówić i nie słyszy zresztą także - zauważyła Misty - Więc raczej mała jest tu możliwość dogadania się z nim.
- Serio? - Ash uśmiechnął się do niej ironicznie - Może i tak, ale za to ma oczy i widzi... A prócz tego zna język migowy, który ja i Serena również znamy.
Uderzyłam się dłonią w czoło zła sama na siebie, że już wcześniej nie przyszło mi to do głowy. Naprawdę nie wiedziałam, jak mogłam sama o tym nie pomyśleć. Przecież Kurt mógł posiadać wiedzę, której potrzebujemy, a skoro tak, to musieliśmy ją poznać.
Usiedliśmy na dywanie obok Kurta (który bawił się właśnie z Rattata), a następnie Ash zaczął powoli pokazywać mu na migi:
- Słuchaj, Kurt. Chcielibyśmy poprosić cię o drobną przysługę. Czy możesz nam pomóc?
Chłopiec uśmiechnął się do niego przyjaźnie, po czym odpowiedział mu w tym samym języku:
- Z przyjemnością pomogę, jeśli tylko zdołam.
- Doskonale - powiedziałam zadowolona i pokazałam mu coś na migi.
Chłopiec spojrzał na mnie zdumiony, jakby nie rozumiał, o mi chodzi. Ash uśmiechnął się z politowaniem i rzekł:
- Powiedziałaś, że prosisz go, aby powiedział ci, co wie o parsknięciu jego ojca.
- Parsknięciu? Nie! Ja chciałam powiedzieć „zniknięciu“! - jęknęłam załamana - Och, wybacz mi, Ash. Jeszcze mi się mylą niektóre znaki.
- Spokojnie i tak umiesz już bardzo dużo - odparł wesoło Ash - Dobrze, a więc do rzeczy.
Następnie poprosił on na migi Kurta, aby mu opowiedział, co też wie o zniknięciu swojego ojca. Mały smutno zaczął więc nam na migi pokazywać wszystko, co wie w tej sprawie.
- O czym on opowiada? - spytał Brock.
- Właśnie. Nie gniewajcie się, ale my nie znamy migowego - dodała Misty.
Zaczęłam im więc tłumaczyć słowa Kurta:
- Sześć lat temu tata z mamą mówili mi, że zaczynają znikać ludzie z Laputy i poprosili, abym nigdy nie chodził samemu po mieście, zwłaszcza w nocy. Bali się o mnie. Mój tata jak zwykle pracował w pałacu nad jakimś dziełem naukowym, ale coraz mniej lubił on swoją pracę. Pewnego dnia przestał tam chodzić i powiedział mi, żebym opiekował się mamą, póki nie wróci. Dodał również, że leci szukać rozwiązania problemu znikania ludzi. Więcej go już nie widziałem, bo tata niestety nie wrócił.
Misty i ja byłyśmy zasmucone tą historią, podobnie jak, Ash, Brock i Pikachu, choć ci byli bardziej zaniepokojeni tym, co usłyszeli.
- A więc jednak ojciec Kurta pracował nad tym monstrum i odkrywszy, że pożera ono ludzi postanowił je zniszczyć. Ale nie wrócił. Pytanie teraz, czy zginął, czy też może żyje?
- Skoro żyje, to czemu nie wrócił do rodziny? - spytałam - Przez sześć lat chyba znalazłby na to jakiś sposób.
- Może nie może wrócić z jakiegoś ważnego powodu? - rzekła Misty - Tylko nie wiem, jaki to mógłby być powód.
Ash spojrzał na Kurta i zapytał go w języku migów:
- Powiedz, proszę... Czy tata ci mówił, dokąd leci?
- Nie... Ale wspominał coś o Wyspach Oranżowych. Często tam kiedyś latał, aby przywieźć mamie sadzonki kwiatów... Mama wtedy bardzo lubiła swój ogród. Teraz już go nie lubi.
Ash uśmiechnął się zadowolony.
- Wyspy Oranżowe... Mamy trop.
- Pika-pika! - zgodził się z nim Pikachu.
Misty była jednak innego zdania.
- Niekoniecznie. Równie dobrze to może być tylko zbieg okoliczności, że akurat o nich wspomniał Kurtowi przed odlotem.
- Z drugiej strony to jedyny trop, jaki mamy - powiedział Brock.
- W sumie racja. Ale jak my sprawdzimy, czy mamy rację w naszych przypuszczeniach?
- Naszych? Dobre sobie. Przed chwilą je krytykowałaś - mruknęłam złośliwie.
Misty nie przejęła się moim stwierdzeniem, zaś Ash spojrzał na nią z uśmiechem na twarzy i rzekł:
- Bardzo łatwo to sprawdzimy. Proponuję, żebyście ty i Brock wrócili na Valencię i porozmawiali z profesor Ivy.
- Porozmawiali? A o czym? - zapytał Brock.
- O tym, czy sześć lat temu nie było może głośno o jakimś wypadku samolotowym w okolicach Wysp Oranżowych.
- Ash, proszę cię! - jęknęła Misty - Przecież takich wypadków mogła być wtedy cała masa. Skąd wiesz, że trafimy na właściwy?
- Jak dobrze poszukacie, to na pewno traficie.
Rudowłosa jęknęła załamana.
- Jak dobrze poszukacie, to na pewno traficie! Też mi gadanie! No, ale cóż... Czego się nie robi dla przyjaciół? Kiedy mamy ruszać?
- Najlepiej natychmiast. Im szybciej, tym lepiej - rzekł Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu, zgadzając się z nim.

***


Porozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, po czym poszliśmy z Brockiem i Misty, aby pomóc im się spakować.
- Tylko uważajcie na siebie - powiedziałam do nich.
- To samo chciałam powiedzieć tobie - rzekła na to rudowłosa - Dobrze wiem, co ty i Ash potraficie, kiedy was się spuści na chwilę z oczu. Brawura się wylewa uszami, co nie? Tylko szkoda, że przy okazji jesteście wtedy strasznie bezmyślni.
- Weź nie przesadzaj. Nie jest zaraz tak tragicznie - zaśmiał się Brock - Poza tym pamiętaj, że oni radzili sobie nawet w bardziej niebezpiecznych przygodach i zawsze wychodzili z nich cało.
- Tak, ale mimo wszystko martwię się. Wolałabym stąd nie lecieć i nie zostawiać Asha, Sereny i Clemonta samych.
- Spokojnie. Nie jesteśmy sami - powiedziałam wesoło - Mamy siebie nawzajem. Poza tym Pikachu nas strzeże.
- Pika-pika! - zapiszczał radośnie zadowolony Pokemon.
- Jakoś wcale mnie to nie uspokoiło, wiesz? - mruknęła Misty - Poza tym Pikachu jest taki sam, jak jego trener, więc nie liczyłabym za bardzo na jego pomoc. W każdym razie nie w sferze zdrowego rozsądku, bo tym żadne z was nie grzeszy.
- Po prostu nie lubimy grzeszyć - zachichotał Ash.
Misty spojrzała na niego spode łba i rzekła:
- Słuchaj, dowcipnisiu... Jeśli Serenie przez twoje głupie pomysły coś stanie, to możesz być pewien, że osobiście wykopię cię choćby z podziemi i pożałujesz tego! Zobaczysz!
- Dobrze, już dobrze - uśmiechnął się do niej mój chłopak - Lepiej się już spakujcie do końca, aby być gotowym do drogi.
- Boję się tylko, żeby królowi nie wydał się ten wyjazd zbyt podejrzany - powiedziałam.
- Mnie zaś bardziej niepokoi zachowanie Kurta.
Spojrzałam zdumiona na Asha, gdy to powiedział.
- Dlaczego tak mówisz?
- Nie zauważyłaś tego? Gdy potem zapytaliśmy go, czy może wie coś więcej o tym znikaniu ludzi, wyraźnie się zmieszał i przestał reagować na nasze pytania.
- Znam to zjawisko. On wyraźnie coś kręci - stwierdził Brock - Moje rodzeństwo ma podobnie, kiedy chce ukryć jakiś niemiły dla nich fakt.
- A więc Kurt nas okłamuje? Nieźle - powiedziała Misty.
- Nie okłamuje, tylko nie mówi nam całej prawdy, a to co innego - zauważyłam.
- Ale mimo wszystko utrudnia nam zadanie.
- To prawda. Bardzo mnie jednak ciekawi, co on przed nami ukrywa. I dlaczego?
Niestety, na to pytanie nie znaliśmy odpowiedzi, ale wiedzieliśmy, że musimy przycisnąć zarówno Kurta, jak i jego mamusię, inaczej ten koszmar, w który się wplątaliśmy, nigdy się nie skończy. Jeśli oni coś wiedzieli, to musieli nam to powiedzieć - dla własnego i naszego dobra.

***


Pożegnaliśmy Brocka i Misty, którzy na grzbiecie Charizarda polecieli na Ziemię, aby spotkać się z profesor Feliną Ivy i omówić z nią sprawę zaginionego męża pani Muller. Jeśli rzeczywiście rozbił się on na terenach Wysp Oranżowych, to nasza droga pani naukowiec powinna o tym wiedzieć. W końcu wiedziała ona o praktycznie wszystkich ważnych wydarzeniach mających miejsce na jej terenach badawczych, więc czemu by miała nie wiedzieć o tym? Z pewnością katastrofa lotnicza nie mogła tam przejść bez echa. W każdym razie ja sobie tego jakoś nie wyobrażałam.
Tak czy inaczej nasi przyjaciele na grzbiecie użyczonego im przez Asha Charizarda polecieli do „naszego“ świata, a my zostaliśmy na Lapucie, aby rozwiązać dręczącą nas sprawę ludzi, którzy znikają z tego miejsca w niewyjaśnionych okolicznościach. Wiedzieliśmy doskonale, że to wszystko musi mieć jakieś logiczne uzasadnienie, tylko wciąż nie mieliśmy pojęcia, jakie. Znaczy wiedzieliśmy, że musi to mieć związek z owym tajemniczym eksperymentem, który prowadził pan Muller i jego koledzy po fachu, tylko o co dokładnie chodziło, tego nie wiedzieliśmy. Wiele wskazywało na to, iż jego żona oraz synek coś wiedzą, ale oni nabrali wody w usta i nie chcieli powiedzieć nam więcej ponad to, co już nam powiedzieli. Nie wiedzieliśmy, co było tego przyczyną, choć rozum podpowiadał nam, że prawdopodobnie po prostu się bali. To by miało sens, jednak mimo wszystko ile mieli zamiar żyć w strachu?
- Mam nadzieję, że zechcą się przed nami otworzyć, kiedy znowu z nimi porozmawiamy - powiedziałam do Asha, kiedy wraz z nim i Pikachu wracaliśmy do domu Ingi Muller (tuż po tym, jak pożegnaliśmy Brocka i Misty).
- Ja również mam taką nadzieję, choć obawiam się, że jeśli sami nie weźmiemy się do roboty, to niczego się nie dowiemy - odpowiedział mi mój chłopak.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał smętnie Pikachu.
- Tylko jak ty chcesz to zrobić? - zapytałam załamana - Przecież jedyne informacje są w pałacu, a tam nie włamiemy się ponownie. Po pierwsze dranie będą się teraz lepiej pilnować, a po drugie ostatni razem o mało nas nie zabili. Nie wiadomo, co się teraz stanie, jeśli znowu tam pójdziemy.
- Spokojnie, kochanie - rzekł z uśmiechem na twarzy Ash - Przecież nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody, tak samo nie powtarza się dwa razy tego samego błędu.
- Czyli przyznajesz, że włamanie się do pałacu było błędem?
- Powiedziałbym raczej, iż było nie do końca przemyślaną decyzją, a to zupełnie co innego.
Ja i Pikachu parsknęliśmy śmiechem, słysząc jego słowa.
- Zawsze twoje musi być na wierzchu?
- Owszem. I wiesz co? Wszyscy już jakoś dawno do tego przywykli. Tylko ty jakimś dziwnym trafem nie.
- Wiesz... Bo inni to twoi przyjaciele. Ja zaś jestem twoją dziewczyną, więc mam większe przywileje.
- Aha... Przywileje. Urocze.
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i dodałam:
- Wiesz... Tu chodzi o to, że ja mam też swoje zdanie i nie zamierzam się godzić na wszystkie twoje zwariowane pomysły, choć i tak staję prawie zawsze po twojej stronie.
- Wolałbym, abyś zawsze po niej stawała.
- Przykro mi, ale nie mogę zawsze podzielać twojego zdania, a już na pewno nie wtedy, kiedy się mylisz.
- Że niby ja się mylę? Wybacz mi, skarbie, ale ja mam zawsze rację, aż mnie to przeraża. Zawsze mam rację. Poza tymi sytuacjami, kiedy naprawdę nie mam racji, co się jednak rzadko zdarza.
Parsknęłam ponownie śmiechem.
- Dobra, już dobra. Herkules Poirot się odezwał.
- Wiesz... Kiedyś byłaś mniej krytyczna wobec mnie.
- Wtedy jeszcze nie byliśmy w związku.
- A to duża różnica?
- W tej sprawie ogromna.
Rozmowę przerwał nam zdecydowanie nieprzyjemny widok, a była nim scena, w której grupa wyrostków dokucza podle Kurtowi, który niestety nie rozumie w ogóle tego, co oni do niego mówią - w końcu był przecież głuchoniemy, więc niby jak miał cokolwiek zrozumieć? Te podłe dzieciaki bezczelnie to wykorzystywały kopiąc go od tyłu i potem udając, że o niczym nie wiedzą, a także wyśmiewając się oni z chłopca w najbardziej perfidny sposób. Rattata próbował bronić swego pana, ale niewiele zdołał zrobić, bo te wyrostki bez trudu trzymały go na dystans.
- Te, głuchy! Naprawdę nic nie słyszysz, czy tylko udajesz?! - zawołał jeden z wyrostków.
- Naprawdę nie wiesz, co się wokół ciebie dzieje, co?! - dodał podle drugi z nich.
- Te, niedorozwój! A wiesz chociaż, że masz głowę, czy o tym też nie masz pojęcia?!
- A nie umiesz mówić, bo ci jęzor obcięli?
- Sprawdzimy! Zaraz to sprawdzimy!
To mówiąc złapali oni Kurta i otworzyli mu usta, aby sprawdzić czy ma język. Dla tego biednego, głuchoniemego chłopca to była straszna sytuacja, o czym świadczyła jego przerażona mina. Poczułam w sercu wręcz ogromny gniew, gdy tylko to zobaczyłam. Byłam wściekła, a prócz tego też załamana i przygnębiona, że w cywilizowanym świecie, gdzie ludzie bardzo szanują naukę, takie coś może mieć miejsce. Ale cóż... Najwyraźniej nauka nie idzie w parze z empatią, a miłość do nauki nie oznacza miłości do bliźniego.
- To jest podłe! - zawołałam - Musimy mu pomóc!
- Oczywiście - odpowiedział mi mój chłopak, zaciskając dłoń w pięść.
Widać było wyraźnie, że jego również cała ta sytuacja wręcz oburzyła. Wściekły zdjął plecak z pleców i podał mi go.
- Potrzymaj, proszę - rzekł, nawet na mnie nie patrząc.
Powoli podszedł on do wyrostków, po czym złapał on dwóch z nich za kołnierze, podnosząc ich wysoko w górę.
- Tak was bawi znęcanie się nad słabszymi od siebie, co? - warknął na nich wściekłym głosem - A może zmierzycie się z kimś, kto jest wam równy siłą?
Wyrostki, widząc Asha, odskoczyły natychmiast od biednego Kurta, który uśmiechnął się zadowolony do mojego ukochanego, zaś te dwa dranie trzymane przez mojego chłopaka machały przerażone nogami i piszczały ze strachu.
- Jesteście, jak widać mocni tylko w gębie, a jak co do czego, to jakoś łatwo pękacie - powiedział do nich złym tonem Ash - Nie ma co... Jesteście po prostu żałośni. Szkoda na was mojego czasu. Wynoście się stąd!
To mówiąc puścił drani i popchnął ich lekko przed siebie.
- I żebym was więcej nie widział, jak znęcacie się nad Kurtem, bo jak się dowiem, że coś takiego miało miejsce...
- A dowie się o tym, uwierzcie mi! - zawołałam, włączając się do tej sceny.
- Właśnie - potwierdził Ash i popatrzył groźnie na dzieciarnię - Lepiej więc, żebyście więcej go nie tykali, bo jak to zrobicie, to ja was osobiście zrzucę na dół z Laputy. Albo sprowadzę tu mojego Snorlaxa, który was zje i to nawet bez popitki. Zrozumieliśmy się?!
Dzieciaki pokiwały przerażone głowami, po czym uciekły. Kurt był wyraźnie zadowolony z tego wszystkiego, podobnie jak jego Rattata, który piszczał bojowo w kierunku uciekających wyrostków.
- Nie powinieneś się sam włóczyć po okolicy, Kurt - powiedziałam, podchodząc do niego - Jak widzisz, ulice miasta nie są bezpieczne dla dzieci z takim urazem, jak twój.
Chłopiec popatrzył na mnie zdumiony, wyraźnie nie rozumiejąc, o co mi chodzi.
- Ech... Zapomniałam, że ty przecież niczego nie słyszysz, biedaku. Masz z nimi przechlapane, co? Wybacz mi... Znowu zapomniałam.
Pokazałam mu więc na migi, co chciałam powiedzieć. On na szczęście to zrozumiał, bo uśmiechnął się do mnie i odpowiedział:
- Dziękuję wam... Jesteście kochani. Bardzo was lubię.
- My ciebie też - odparł na to Ash też w języku migów.
Pikachu zapiszczał przyjacielsko i podszedł do chłopca, ten zaś wziął go na ręce i delikatnie przytulił.
- Uroczy dzieciak - powiedziałam wzruszona tym widokiem.
- Tak... Jaka szkoda, że musi tak cierpieć - odpowiedział smutno Ash - I wielka szkoda, iż nie możemy mu jakoś bardziej pomóc.
- Jeśli mówisz o tym, żeby mu pomóc słyszeć i mówić, to niestety tego nie sprawimy.
- Ano nie... I to mnie dobija. Czuję się taki bezsilny.
- Bezsilny? - spojrzał na Asha zdumiona - Przed chwilą pokazałeś mu, że jesteś jego przyjacielem i on może zawsze na ciebie liczyć. Uważasz to za bezsilność?
Ash uśmiechnął się do mnie czule i pogłaskał dłonią mój policzek.
- Kochana Serena...
- Kochany Ash - odpowiedziałam mu delikatnym głosem.

***


Wróciliśmy do domu Ingi, gdzie nasza gospodyni wraz z Misterem Mime uszykowała dla nas bardzo pyszny obiad. Zjedliśmy go bardzo nim zachwyceni, gdyż był on niesamowicie smakowity. Po posiłku poszłam z Ashem do naszego pokoju, lecz zanim tam dotarliśmy, to dogoniła nas Inga. Popatrzyła na nas smutnym wzrokiem i powiedziała:
- Kurt mi właśnie powiedział, jak mu pomogliście. Naprawdę... Bardzo mi przykro, że musieliście na to patrzeć. Takie sytuacje to nie jest, niestety rzadkość. Ale naprawdę bardzo wam dziękuję. Pomogliście mu w ciężkiej dla niego chwili. Nie rozumiem tylko, dlaczego to zrobiliście.
- Jak to, dlaczego? - zapytałam zdumiona jej pytaniem - Dlatego, że jesteśmy waszymi przyjaciółmi, a przyjaciele pomagają sobie nawzajem.
- Wiesz, Sereno... W Lapucie już dawno zapomniano o tym, co znaczy empatia - odparła smutno Inga - Miłość do nauki to w wielu przypadkach jedyna miłość, jaką człowiek umie stworzyć w swoim sercu. Wydaje mi się czasem, że odbiera ona nawet ludziom inne uczucia, zwłaszcza te wyższe.
- Bardzo możliwe - powiedział Ash - Choć nasz przyjaciel Clemont jest wynalazcą i kocha naukę, a jednocześnie jest też chłopakiem mojej siostry, którą również bardzo kocha.
- Są ludzie i parapety, jak mawiał mój mąż - odparła na to pani Muller - Wybaczcie mi tamto głupie pytanie. Jesteście porządnymi ludźmi i cieszę się, że mogę was tutaj ugaszczać. Ponieważ jednak jesteście tacy dobrzy, to dam wam dobrą radę.
- Jaką? - spytałam.
- Dzisiaj jest pełnia księżyca. Tutaj ta pora nocy jest bardzo straszna.
- Dlaczego? - zapytał Ash.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu pytająco.
- Nie zadawajcie zbyt wiele pytań - rzekła wymijająco kobieta - Niech wam wystarczy to, co wam teraz powiem. Zamknijcie szczelnie okna oraz drzwi. Zatkajcie szczelnie szpary w oknie i zatkajcie sobie uszy watą.
- Ale dlaczego? - zapytałam zdumiona.
Te wszystkie rady brzmiały naprawdę zaskakująco i nie byliśmy w stanie ich zrozumieć. Chcieliśmy pojąć ich znaczenie, ale Inga była wręcz niechętna do rozmowy o tym.
- Nieważne... Proszę, nie pytajcie mnie o nic więcej. To nie jest wcale przyjemny temat. Nie chcę go poruszać.
- Ale Inga...
Ash nie zdołał dokończyć swojej myśli, ponieważ kobieta uciszyła go ruchem dłoni.
- Dosyć, Ash! Proszę, przestań mnie już wypytywać! Nic więcej wam nie powiem!
Po tych słowach odeszła zostawiając nas z jeszcze większą niewiedzą niż wcześniej.
- No i super - mruknęłam - Po prostu cudownie... Zamiast powiedzieć nam coś konkretnego tylko jeszcze bardziej namieszała nam w głowach. Ona już chyba inaczej nie umie.
- Najwyraźniej - odparł Ash - Choć teraz powiedziała nam coś bardzo konkretnego.
- Tak? A co takiego?
- To, co mamy zrobić w nocy. I myślę, że się zastosujemy do tych rad, Sereno.
- Pika-pika! - pisnął Pikachu.

***


Posłuchaliśmy poleceń Ingi, więc w nocy zamknęliśmy szczelnie okna oraz zapchaliśmy szmatami kilka drobnych szczelin, przez które mogłyby do nas dotrzeć dźwięki z zewnątrz. Okna były ponoć dźwiękoszczelne, ale zdaniem Ingi lepiej dmuchać na zimne. W uszy wsadziliśmy sobie watę, aby niczego nie słyszeć, po czym przebraliśmy się w piżamy i położyliśmy spać.
Gdy zasypiałam, to miałam jakieś złe przeczucia. Powodem tego stanu rzeczy był fakt, że w naszym pokoju znaleźliśmy pewien bardzo dla nas nieprzyjemny list. Jego treść brzmiała następująco:

Jestem tutaj, Ashu Ketchum. Nie uciekłeś ode mnie. Chcę, żebyśmy wreszcie zakończyli nasze sprawy i to raz na zawsze. Bądź o północy przed domem swojej gospodyni. Tam ostatecznie rozstrzygniemy nasz spór. Nie chcę Cię zaszlachtować podczas snu, aby pomścić moją siostrę, dlatego nie zmuszaj mnie do tego. Przybądź na miejsce spotkania, jeżeli nie chcesz, żebym to ja przyszła do ciebie.

Cleo Winter.

Zdecydowanie treść tego listu była dla nas bardzo nieprzyjemna. A więc ta panienka dopadła nas tutaj i zamierzała wykończyć Asha? Pięknie! Po prostu cudownie! Lepiej już być nie mogło!
- I co zamierzasz z tym zrobić, Ash? - zapytałam mojego chłopaka.
- Co zamierzam? Nic - odparł mój luby - Przecież nie pójdziemy na noc poza dom. Inga nas ostrzegała, abyśmy tego nie robili, a ja zamierzam jej posłuchać. Cleo wyraźnie oszalała z rozpaczy po śmierci siostry, ale nie do tego stopnia, aby nas tutaj zaszlachtować. Na pewno nie przyjdzie tutaj.
Niestety, mój ukochany poważnie się mylił i szybko mieliśmy się o tym przekonać.
Spaliśmy właśnie spokojnie w nocy, kiedy nagle poczuliśmy, że coś po nas skacze i wyciąga nam watę z uszy. Obudziliśmy się i spojrzeliśmy na tego tajemniczego intruza. Był nim Pikachu wyraźnie przerażony.
- Co się stało, stary? - zapytał Ash.
Pokemon pokazał przerażony łapkami na okno. Spojrzeliśmy w bok i zauważyliśmy stojącą w nim Cleo ubraną w strój ninja. Jej twarz wyrażała wściekłość.
- Cleo! - zawołał przerażony Ash.
Przeraziła go nie tyle obecność dziewczyny, co raczej otwarte okno, które przecież miało być zamknięte.
- Tak, to ja - odpowiedziała mu dziewczyna - Miałeś przyjść do mnie, aby rozstrzygnąć nasze sprawy raz na zawsze, Ash. Ale nie zjawiłeś się. Schowałeś się pod cieplutką kołderką i wydaje ci się może, że tutaj będziesz bezpieczny? Myślałam, że masz w sobie na tyle honoru, aby przyjść się ze mną zmierzyć.
- Cleo, proszę cię! Ty nic nie rozumiesz...
- Milcz, ty nędzny tchórzu! - zawołała Cleo, podsuwając mu ostrze miecza do gardła - Wydaje ci się, że jakiekolwiek tłumaczenia coś ci tutaj pomogą?! Nie zamierzam się dłużej z tobą cackać! Zabiję cię i pomszczę moją siostrę!
- Cleo, proszę cię... Musisz zrozumieć, że Domino cię okłamała! Nie zabiłem twojej siostry!
- MILCZ! - wrzasnęła na niego Cleo - Dość mam twoich tłumaczeń! Dość mam twoich kłamstw i twego tchórzostwa! Pokaż wreszcie, że masz odwagę umrzeć godnie!
Wściekła dziewczyna patrzyła na niego swym wzrokiem, aż tu nagle stało się coś, czego żadne z nas nie przewidziało. Do naszych uszu dotarł bardzo dziwny dźwięk, jakaś niesamowicie przyjemna muzyka. Cleo nagle uśmiechnęła się do Asha w przyjemny sposób, ale zarazem w taki jakiś... Dziwny i nienaturalny.
- Jaki przyjemny dźwięk. Słyszycie go? - spytała nas - Jest po prostu boski. Przyjemnie mi się go słucha.
- Cleo, o czym ty mówisz? - zapytałam zdumiona.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
- Cleo... Co się z tobą...?
Nie dokończyłam mego pytania, ponieważ ta muzyka nagle i na mnie dziwnie podziałała. Całe moje ciało zaczęło tak jakoś przyjemnie drżeć, a w moje członki wstąpiło przyjemne ciepło. Poczułam też, jak wszystkie moje troski mnie opuszczają, a zastępuje je prawdziwa błogość.
- Ash... To naprawdę piękna muzyka - powiedziałam.


Mój luby i Pikachu patrzyli na mnie w szoku nie wiedząc, co się ze mną dzieje, a tymczasem ja wstałam powoli z łóżka i razem z Cleo powoli podeszłam do okna.
- Muszę tam iść - dodałam - Muszę iść do miejsca, skąd pochodzi ten dźwięk. Muszę go posłuchać. Muszę go posłuchać tam, gdzie on się rodzi.
- Ja także - rzekła Cleo - Chętnie ci w tym pomogę.
Ash i Pikachu patrzyli na nas przerażeni, jednak nie powiedzieli nic, gdyż wyraźnie zdumienie odebrało im mowę. Tak czasami bywa, ale wtedy nie przejmowałam się tym zbytnio, podobnie jak i sama Cleo. Obie powoli wyszłyśmy przez okno, ponieważ jednak znajdowało się ono na piętrze, to panna Winter musiała mi pomóc, co oczywiście zrobiła. Bardzo chciałyśmy zobaczyć, co wydaje taki cudowny dźwięk, który nas po prostu zachwycił. Szłyśmy w jego kierunku niczym się nie przejmując. Wokół nas szli ludzie, którzy mieli wymalowany na swych twarzach podobny zachwyt względem muzyki, która tak podbiła nasze uszy.
- Serena! Cleo! Wracajcie! - krzyczał za nami Ash, biegnąc razem z Pikachu w naszym kierunku.
W końcu podbiegł do mnie i złapał mnie za ramiona.
- Nie idź za nimi! To wszystko mi się nie podoba! Tu coś jest nie tak! Sereno, proszę! Posłuchaj mnie!
- Wszystko będzie dobrze, Ash - odpowiedziałam mu - Wszystko będzie dobrze.
Po tych słowach szłam razem z innymi w kierunku źródła tego jakże pięknego dźwięku, który porywał me serce i mnie samą. Chciałam wiedzieć, skąd on pochodzi i co jest jego twórcą. Musiałam to wiedzieć i to nawet wtedy, gdyby miało to być ostatnie, co zrobię w życiu.
Nie dotarłam tam jednak, ponieważ nagle poczułam dziwna senność i padłam na ziemię nieprzytomna. Kątem oka dostrzegłam jeszcze Cleo, którą spotyka to samo. Potem już straciłam poczucie rzeczywistości.

***


Obudziłam się jakiś czas później. Przez okno powoli wpadało światło słoneczne oznaczające, że właśnie nadszedł dzień. Podniosłam lekko głowę w grę i zauważyłam przy mnie Asha, Pikachu, Ingę i Kurta.
- Obudziła się! - zawołał mój chłopak uradowanym głosem - Obudziła się!
- Trudno nie zauważyć - odpowiedziała mu pani Muller.
- Pika-pika! - okazywał swą radość Pikachu.
Ash złapał mnie za ręce i spojrzał mi w oczy.
- Kochanie... Tak bardzo się cieszę, że cię widzę całą i zdrową. Nawet nie wiesz, jak się o ciebie bałem!
Złapałam się mocno za głowę i jęknęłam:
- Co się ze mną stało? To było bardzo dziwne. Poczułam w uszach jakiś dziwny dźwięk... Taki naprawdę bardzo przyjemny, który kazał mi iść przed siebie, do miejsca, z którego on dobiega. Nie wiem czemu, ale musiałam za nim iść... To było silniejsze ode mnie.
- Domyślam się - rzucił Ash nieco złym tonem.
- A gdzie jest Cleo?
- Spokojnie. Już się wykurowała, choć szybciej od ciebie, a kiedy to zrobiła, to zaraz zniknęła.
- Rozumiem... Ale jak to się stało, że ciebie ta muzyka nie dopadła?
- Wiesz... Kiedy Kali cię opętała, to powiedziała mi, że ponoć jestem odporny na hipnozę. Tak, jak Madame Boss i Giovanni. Ponoć ta druga ma potężny umysł, który broni się przed hipnozą. Ponoć... Ja nie wiem, czy to prawda, ale możliwe, że tak. W każdym razie kazałem Butterfree was uśpić, bo inaczej nie wiem, co by was spotkało.
- Być może by tutaj wróciły, a być może i nie - odpowiedziała Inga - Ostrzegałam was, żebyście nie otwierali okien i zostali w domu. Dlaczego wy nigdy nie słuchacie dobrych rad?
- To nie była nasza wina! To wina Cleo i tych jej głupich pomysłów! - zawołałam oburzona, że jesteśmy posądzani o coś takiego.
Inga machnęła na to ręką.
- Jakie to ma teraz znaczenie? Ledwie uniknęłaś śmierci i gdyby nie to, że twój chłopak czuwał...
- To bym mogła zostać pożarta! Tak, wiem! - zawołałam rozgniewana - Tylko nadal nie rozumiem, co by mnie mogło pożreć! Ingo, powiedz nam wreszcie prawdę! Czego się tak obawiasz?! Kim lub czym jest to monstrum, które hipnotyzuje ludzi śpiewem?! Dlaczego jest takie groźne?! Musisz nam to powiedzieć!
- Ona ma rację, Ingo - poparł mnie Ash - Koniec z tajemnicami. Zacznij wreszcie być szczera, bo inaczej zostawimy was tu samych z tym potworem i nie będziemy się przejmować waszymi losami... Tak samo, jak wy nie przejmujecie się naszymi!
- Jak możesz tak mówić?! - zawołała Inga oburzona - Czy gdybym się wami nie przejmowała, to czy ostrzegłabym was?!
- Ale mimo tego nie raczyłaś nam nic więcej powiedzieć - odparłam z ironią - Może teraz to zrobisz? Chyba należy nam się kilka słów wyjaśnienia po tym, jak o mało nie zostałam pożarta?
Inga załamana popatrzyła na mnie, potem na Asha i na swego synka, po czym powoli usiadła na krześle i zaczęła mówić.
- To monstrum jest przerażającym wytworem genetycznym. Nie wiem dokładnie, co to za stworzenie, ale nie Pokemon. To jakaś wielka roślina.
- Roślina?! I ona żyje?
- W pewnym sensie. Wydaje się, że wykształciła w sobie coś na kształt świadomości i wykorzystuje ją, aby zwabiać do siebie ludzi i ich zabijać.
- Czy król wie o wszystkim? - zapytał Ash.
- Tak.
- I co? Nie przeszkadza mu fakt, że to monstrum zjada mu poddanych?! - dodałam zaszokowana.
- Wątpię, bo inaczej dawno zrobiłby z nim porządek - odrzekła ponuro Inga - Poza tym niby czemu miałby się złościć? To monstrum robi to tylko raz w miesiącu podczas pełni księżyca. W ten sposób oszczędza jedzenie, że tak powiem.
- Jedzenie. Dobre sobie! - prychnęłam - Widziałaś to monstrum?
- Raz będąc w transie... Heinrich nim wyjechał ostrzegł mnie, abym nie opuszczała domu nocami, a zwłaszcza podczas pełni księżyca. Raz go nie posłuchałam i z ciekawości, co się stanie nocą wyszłam na zewnątrz. Trans dopadł i mnie. Gdyby nie Kurt, już bym dzisiaj z wami nie rozmawiała.
- Jak cię ocalił? - zapytał Ash.
- Zauważył, że wychodzę z domu jakaś taka... inna niż zwykle. Pobiegł za mną i choć jest głuchoniemy, to szybko zorientował się w sytuacji. Dotarł do siedziby monstrum. Widział je i przeraziło go ono. Dlatego chcąc mnie wybudzić z transu ugryzł mnie w rękę. Poskutkowało - odzyskałam rozum, a widząc, co się dzieje, uciekłam wraz z moim synkiem.
To mówiąc objęła ona mocno Kurta.
- Musisz zdać sobie sprawę z tego, że sprawa jest nad wyraz poważna.
- Czy dlatego miałbym teraz porzucić moich przyjaciół?! - zawołał Ash oburzonymi tymi słowami - Może czasem bywam zwariowany, ale nie będę porzucał przyjaciół w potrzebie.
- Nie wygrasz z tym paskudztwem, Ash - rzekła smutno Inga - Mój mąż nie dał mu rady. Czemu ty miałbyś dać?
- Bo jestem Sherlock Ash - odpowiedział jej mój chłopak - Ja zawsze jakoś sobie radzę z przeciwnościami losu.
- Dobrze powiedziane... Jakoś - zaśmiałam się - Ale w sumie liczy się efekt końcowy, który zawsze jest zadowalający, mam rację?


C.D.N.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...