Przygoda XCVIII
Miasto w chmurach cz. I
Pamiętniki Sereny:
- Ech, wiecie co? Następnym razem, jak się zgodzę opiekować czyimś dziećmi, to mnie zastrzelcie - jęknął Ash wręcz załamanym głosem, powoli wychodząc z naszego pokoju.
Miał on wszelkie powody do tego, aby nieco ponarzekać, ponieważ Danny i Anne od samego rana biegali wesoło w piżamach po domu profesor Ivy, wesoło przy tym śpiewając na naszą cześć jakąś pochwalną piosenkę, której tekst wymyślili na doczekaniu. Niestety, nie zdołałam go zapamiętać, więc nie mogę go tutaj zacytować, chociaż może to i lepiej? W końcu i tak same dzieciaki szybko o nim zapomniały.
Ja i Ash obudziliśmy się jak zwykle rano nadzy oraz mocno do siebie wtuleni, kiedy to usłyszeliśmy ten skądinąd uroczy hałas. Domyśliliśmy się, kto go wydaje i z jakiego powodu, dlatego też założyliśmy na siebie nasze ubrania, po czym wyszliśmy z pokoju, aby się przyjrzeć zaistniałej sytuacji. Ta zaś przedstawiała się tak, że Danny i Anne zrobili wszystkim wesołą pobudkę swoją pieśnią. Znaczy „wesoła“ to była ona dla nich, bo dla nas to już nieszczególnie.
- Ech, to po prostu przechodzi ludzkie pojęcie - jęknęła załamanym głosem Misty, wciąż jeszcze będąc w piżamie - Mam wrażenie, że trafiłam do przedszkola.
- A z kolei ja czuję się tu jak w domu - zaśmiał się Brock, który jako najstarszy z dziesięciorga dzieci państwa Wandstorf widział już nie takie rzeczy, więc zdecydowanie nie przejął się tym, co wyprawiały powierzone naszej opiece bliźnięta.
Clemont i Dawn, również będąc w piżamach, z uśmiechem na twarzach obserwowali całe to zamieszanie, choć Clemont nieco się obawiał, żeby któreś z dzieci nie wywróciło się i nie zrobiło sobie krzywdę, zaś Dawn uznała, iż bardziej powinni bać się o dom pani profesor, bo przecież taka urocza dzieciarnia posiada prawdziwy talent przerobienia takiego spokoju miejsca w krajobraz po bitwie.
- Rozumiem, że mówisz to z własnego doświadczenia? - zaśmiała się dowcipnie Misty - Czy może sama, gdy byłaś dzieckiem tak robiłaś?
- Ani jedno, ani drugie - odpowiedziała jej Dawn - Po prostu rozum mi tak podpowiada i to, co widzę na własne oczy.
- Dobra, dzieciaki! Dosyć tego! - zawołał Clemont poważnym tonem, klaszcząc przy tym w dłonie - Skoro już nie śpicie, to pora się ubierać oraz zjeść śniadanie.
- Och, weź nie psuj dzieciom zabawy - odezwała się profesor Felina Ivy, wchodząc do pokoju.
Miała na sobie jedynie różową nocną koszulkę, która odsłaniała duże partie jej ciała, a zwłaszcza nogi, gdyż sięgała jej zaledwie do połowy ud. Brock z miejsca się zmieszał i odwrócił się, aby nie patrzeć na ten widok. Prawdę mówiąc już sam fakt, że przebywał w tym miejscu razem z kobietą, która kilka lat temu złamała mu serce (co on wciąż bardzo przeżywał) już było dla niego prawdziwym wyzwaniem, a co dopiero widzieć ją w takim oto stroju.
- Muszę popsuć im zabawę, bo jeżeli tego nie zrobię, to wtedy bardzo szybko zamienią ten dom w ruinę - stwierdził Clemont - Wiem, co mówię, proszę pani. Mam młodszą siostrę i choć jest ona jedna, to energii ma wręcz za dwoje.
- A ja za to mam dziewięcioro rodzeństwa i uwierz mi... Nie z takimi problemami nauczyłem się dawać sobie radę - rzekł wesoło Brock - I nie myśl wcale, że się chwalę. Ja po prostu mówię, jak jest. Musiałem się tego nauczyć i nauczyłem się.
- Zakładam, że nie było ci łatwo - powiedziałam.
- Nie było, ale mimo wszystko bycie starszym bratem ma swoje dobre strony - odparł na to nasz przyjaciel.
- Właśnie... Coś o tym wiem - uśmiechnął się Ash, patrząc wesoło na swoją młodszą, przyrodnią siostrę.
Chwilę później weszły do pokoju trzy asystentki profesor Feliny Ivy. Wszystkie były one niskie, pulchne, w okularach i nieco zrzędliwe czyli takie, jakie je zapamiętałam, gdy ostatnim razem tu byłam. Są one, rzecz jasna, trojaczkami, jednak wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby był klonami, gdyż ich podobieństwo do siebie nawzajem jest tak uderzające, że można by nawet i taką teorię wysunąć i byłaby ona prawdopodobna.
- Pani profesor, czy te dzieciaki muszą tak hałasować? - zapytała jedna z asystentek.
- No właśnie! - dodała druga - Spać nie można przez nie!
- A naukowiec musi być wyspany, jeśli ma dobrze wykonywać swoją pracę - rzuciła trzecia.
Profesor Ivy popatrzyła na nie z politowaniem.
- Co? Spać w dzień? A fe! Dziewczyny! Jak w ogóle coś takiego mogło wam przyjść do waszych uroczych główek?
- Jest jeszcze wczesny poranek - zauważyła jedna z asystentek - Więc to pewnie dlatego.
- Niewątpliwie - uśmiechnęła się lekko uczona - Ale już dosyć, moje kochane. Pora szykować śniadanie. Im szybciej coś zjemy, tym lepiej.
- Dobrze się składa, bo ma pani pod ręką dwóch najlepszych kucharzy w całym Kanto, jeśli nie na świecie - stwierdziła wesoło Misty.
- Pika-pika! - zapiszczał radośnie Pikachu, wskakując na ramię Asha.
- Trudno mi się z tym nie zgodzić - powiedział mój chłopak.
Brock i Clemont lekko się zarumienili pod wpływem tych wszystkich komplementów, a zaraz potem zapowiedzieli nam najlepsze śniadanie, jakie tylko jedliśmy w życiu. Miałam wraz z Misty wielką nadzieję, że nie są to wyłącznie czcze przechwałki.
***
Na całe szczęście dla nas wszystkich i dla naszych kubków smakowych zarówno Brock, jak i Clemont naprawdę się postarali, a przygotowane przez nich śniadanie było po prostu smakowite.
- Mmm! Jakie to pyszne! - zawołałam zachwycona, kiedy już jedliśmy nasz posiłek.
- To prawda. Przepyszne i smakowite! - dodała Dawn.
Piplup i Buneary, siedzące przy niej również okazali swój zachwyt, a drugie z nich uśmiechało się słodko do Pikachu, który to z kolei piszczał radośnie, gdyż jego apetyt był bardzo wysublimowany, dlatego też nigdy nie jadł on byle czego (podobnie zresztą, jak jego trener) a to danie szczególnie przypadło mu do gustu.
- Ach, przypominają mi się stare, dobre czasy, kiedy razem z Ashem i Brockiem podróżowaliśmy po Kanto i Johto - powiedziała Misty - Wtedy to zawsze mieliśmy tak wspaniałą kuchnię.
- Nie gorszą mieliśmy wtedy, kiedy podróżowaliśmy po Kalos razem z Clemontem i Bonnie - zauważyłam - Bo obaj nasi kucharze są po prostu genialni.
- Tak, a ich kuchnia jest niesamowita! - zawołał wesoło Ash, a Pikachu zapiszczał delikatnie.
- Bardzo miło nam to słyszeć - rzekł wzruszonym głosem Clemont.
- Dziękuję w imieniu swoim i mego szanownego kolegi - dodał Brock.
Profesor Ivy uśmiechnęła się lekko, zaś chłopak zarumienił się lekko i szybko odwrócił głowę w przeciwną stronę. Słynna uczona zrozumiała chyba, że jej słodkie spojrzenia ranią nieco naszego przyjaciela, dlatego też skierowała swój wzrok na Asha i rzekła:
- Mam tylko nadzieję, że restauracja twojej mamy nie poniesie wielkich strat z powodu braku dwóch najlepszych kucharzy.
- Spokojnie, na pewno tak nie będzie - uśmiechnął się wesoło mój luby - Cilan godnie ich zastępuje, jestem tego pewien.
- To prawda. Cilan jest naprawdę świetnym kucharzem, a w razie czego umie zastąpić zarówno Brocka, jak i Clemonta - powiedziała Dawn - Choć nie należy go w żadnym razie proponować mu rozmów na temat pociągów, bo grozi to zagadaniem przez niego na śmierć.
- Ooo! No proszę... Taki z niego gaduła? - zaśmiała się profesor Ivy, lekko przy tym chichocząc.
- Owszem i to jeszcze jaki! - parsknęła śmiechem panna Seroni - Na całe szczęście zwykle ma przy sobie Iris, która to potrafi go uciszyć i dzięki temu mamy święty spokój.
- Wiesz, nie powinnaś go tak negatywnie oceniać - stwierdził Clemont - Jak na mój gust on potrafi ciekawie opowiadać.
- Ciekawie opowiadać? Dobre sobie - prychnęła z kpiną Misty - To już prędzej Gary Oak, gdy się przechwalał przed panienkami tym, na co to go nie stać był o wiele ciekawszym rozmówcą niż Cilan. Przynajmniej umiał przykuć uwagę widza.
- Trudno było nie zwrócić uwagi na jego przechwałki - mruknął Ash nieco złym tonem - Całe szczęście, że się on zmienił i teraz się już tak nie zachowuje, jak kiedyś, bo wtedy miałem zwykle ochotę mu przyłożyć, ale gdyby teraz to robił, to chyba bym go udusił gołymi rękami.
- No proszę. Czyli Gary Oak był kiedyś takim zarozumiałym draniem? - zaśmiała się wesoło profesor Felina Ivy, biorąc do ręki kolejną zapiekankę - Muszę powiedzieć, że bardzo mnie tym zaskoczyliście. Nie sądziłam, że on kiedyś taki był.
- Podkreślam słowo „był“ - rzekł Ash - Na całe szczęście zmienił się i to na lepsze, choć nadal czasami lubi się nieco przechwalać...
- Podobnie jak pewien prywatny detektyw - rzuciła złośliwie Dawn.
Ash zarumienił się delikatnie na twarzy, po czym rzekł niesamowicie poważnym tonem:
- Zapewniam cię, kochana siostrzyczko, że ja nie jestem zarozumiały. Ja po prostu tak samo, jak Sherlock Holmes wychodzę z założenia, iż należy zawsze szczerze podchodzić do swoich umiejętności. Jeśli więc wiemy, że jesteśmy w jakieś sprawie genialni, to po prostu musimy to stwierdzić i tyle.
- Doprawdy? - spytała ironicznie Misty, robiąc przy tym złośliwą minę - A jeśli wiemy, że jesteśmy w jakieś sprawie imbecylami, to też mamy to stwierdzić?
- Dokładnie tak - uśmiechnął się lekko Ash - No, ale spokojnie. Aż tak smutnych wniosków nie musimy zaraz stwierdzać. Po prostu przyznajmy uczciwie, że w pewnych sprawach mamy wiedzę i doświadczenie, w innych zaś nie. To proste.
- Zgadzam się z Ashem - wtrącił się Brock - Szczere przyznanie się do naszych umiejętności lub ich braku to podstawa w każdym zawodzie, choć muszę przy tym dodać, że nie zaszkodzi w nich nieco skromności z naszej strony.
- Poważnie? - zapytał Ash - No, a czy widziałeś kiedyś genialnego detektywa, który by nie był choć trochę próżny? Czy Sherlock Holmes lub Herkules Poirot byli skromni?
- Przyjacielu... To są postacie fikcyjne. Oni nigdy nie istnieli naprawdę.
- To prawda, ale mimo wszystko byli oni inspiracją dla wielu ludzi w ich działalności. Zwłaszcza dla detektywów.
- Tak? Ciekawe, dla jakich? - spytała zadziornie Dawn - Chyba tylko dla Sherlocka Asha.
- Lepszy jeden niż nikt - zachichotał Ash.
Pikachu i Buneary zapiszczeli dowcipnie.
- Tak czy inaczej próżność bywa chyba cechą dość typową dla ludzi sławnych - zauważyła profesor Ivy - Ja sama bywam niekiedy naprawdę bardzo próżna i przyznaję to z ręką na sercu.
- Pani? Próżna? Nie zauważyłem - rzekł Ash.
Uczona uśmiechnęła się do niego delikatnie i przyjaźnie pogłaskała dłonią jego policzek.
- Miło mi, że tak uważasz, jednak naprawdę muszę to przyznać, bywam nieraz próżna i to niemiłosiernie.
- Tak, my jesteśmy świadkami - stwierdziła jedna z asystentek.
- Właśnie - pokiwała lekko głową pani profesor - Tak więc wcale mnie nie dziwi próżność Gary’ego Oaka, a raczej to, że był on aż tak próżny. Jego dziadek był kiedyś moim nauczycielem i muszę przyznać, że naprawdę wielkie nadzieje pokładam w jego wnuku. To genialny umysł i cieszę się, iż przestał się bawić w walki Pokemonów i zajął się nauką, jak zawsze jego dziadek miał nadzieję.
- Cóż... Musiał po prostu poznać świat walk i rywalizacji, aby uznać, że na dłuższą metę może on nudzić - powiedział Ash tonem znawcy - Dobrze wiem, co on czuje, bo sam miałem podobnie. Również dałem sobie spokój ze światem walk Pokemonów, gdyż zrozumiałem, że ten świat na dłuższą metę męczy mnie. Z tego właśnie powodu, kiedy już osiągnąłem swój cel, to postanowiłem zająć się czymś innym. No i zostałem detektywem.
- Ale dlaczego właśnie detektywem? - spytała profesor Ivy - Prawdę mówiąc zawsze mnie to ciekawiło, ale jakoś nigdy nie przypomniałam sobie na czas, aby cię o to zapytać.
- Och, to żadna tajemnica - zachichotał Ash - Spotkała pani na mojej osiemnastce detektywa Herberta Jonesa, nieprawdaż?
- Tak, pamiętam go. Niezwykle miły człowiek. A co?
- Widzi pani... Poznałem go podczas mojej podróży po regionie Hoenn. Wędrowałem wtedy razem z May, Maxem i Brockiem.
- Ash pomógł wtedy Herbertowi Jonesowi rozwiązać pewną bardzo skomplikowaną zagadkę - rzekł Brock.
- Czy taka skomplikowana ona była, to ja nie jestem pewien, ale i tak mieliśmy z nią nie lada problem - odpowiedział wesoło Ash - Po tej sprawie zainteresowałem się kryminałami i zacząłem je czytać tak często, jak tylko znalazłem ku temu okazję. Chociaż wtedy to wciąż byłem jednak bardziej zainteresowany walkami Pokemonów i zostaniem Mistrzem, ale i tak mimo wszystko chęć zostania detektywem wciąż we mnie żyła i cóż... Gdy już zostałem Mistrzem Ligi Kalos, to wiedziałem, że teraz mogę albo ganiać za każdą olimpiadą i innymi zawodami sportowymi, albo też zająć się czymś innym. Ostatecznie wybrałem to drugie, chociaż początkowo traktowałem to jak dobrą zabawę i dopiero z czasem stało się to moją misją. Życiową misją.
- Ash często robi z igły widły - powiedziała Misty - Chociaż muszę to przyznać, detektyw z niego jest świetny, a i walka z organizacją Rocket wychodzi mu świetnie. Poza tym naprawdę bardzo się w to wciągnął, co ja podziwiam, bo przecież nie każdy w jego wieku zaangażowałby się w taką walkę i osiągnąłby tyle, ile osiągnął.
- Nie inaczej - zgodził się z nią Clemont - Ash na poważnie traktuje to wszystko, co robi. Zwłaszcza bycie detektywem.
- No właśnie - potwierdziłam - Dlatego właśnie jest po prostu świetny w tym, co robi, bo traktuje to z należytą powagą.
- Tak, nie mówiąc już o tym, że prócz tego jest jeszcze naprawdę zdeterminowany i nigdy się nie poddaje - dodał Brock.
- Moje motto brzmi „Nigdy się nie poddawaj, tylko walcz“ - rzekł Ash z dumą w głosie - I zamierzam trzymać się dalej tego motta.
- No i bardzo dobrze - uśmiechnęła się delikatnie profesor Ivy - Taka determinacja i poważne traktowanie swego zajęcia to podstawa w każdym fachu. Dzięki temu osiąga się sukcesy, choć i porażki bywają boleśniejsze, jednak moim zdaniem dzięki tym cechom nigdy żadna porażka nie załamie człowieka do końca i będzie mógł on łatwiej się podnieść i kontynuować swoje działania.
- Ciekawa teoria. W przypadku Asha chyba doskonale się sprawdza - powiedziałam z uśmiechem na twarzy - W każdym razie jak dotąd zawsze się sprawdzała.
- I dalej będzie się sprawdzać, zapewniam was - odparł Ash.
Danny i Anne, którzy podczas całej tej rozmowy nie odzywali się, a jedynie przysłuchiwali temu, co jest przez nas mówione. W końcu jednak oboje postanowili coś powiedzieć, a kiedy już to zrobili, to okazało się, że wypowiedziane przez nich słowa były pełne pochwał dla ich idola, a mojego chłopaka.
- Ashowi zawsze wszystko się udaje! - stwierdził Danny.
- Właśnie! Ash jest super i zawsze sobie ze wszystkim radzi! - dodała z zachwytem w swoim głosie Anne.
- Wiesz, jak dotąd mało razy widziałaś mnie w akcji, dlatego nie wiesz jeszcze, ile razy poniosłem porażkę - rzekł skromnym tonem Ash - Ale nie można przecież zawsze wygrywać.
- Ty na pewno zawsze wygrywasz - odparła dziewczynka pewna tego, co mówi.
- Być może...
- Na pewno!
- A więc niech ci będzie, że zawsze wygrywam... Jednak wcześniej nie zawsze tak było, kochanie.
- Jesteś za skromny.
Ash zachichotał delikatnie, poprawiając sobie włosy dłonią.
- Masz kolejnych członków swojego fanklubu - zaśmiała się Misty.
- Weź mi tu nie mów o fanklubie - rzucił Ash - Jak sobie przypomnę zwariowane pomysły Macy, to aż mam ciarki na plecach.
- Boisz się, że zaraz wyskoczy z jakiegoś kąta i się na ciebie rzuci, aby cię wycałować? - zachichotała Dawn.
- Nie mogę być pewien, że tak nie jest - stwierdził na to mój ukochany - Ostatecznie z tą dziewczyną nigdy nic nie wiadomo.
- Weź już nie demonizuj całej tej sytuacji - powiedziała Misty nieco lekceważącym tonem.
- Tak, jasne, nie demonizuj. Łatwo ci mówić. To nie za tobą ugania się zwariowana fanka - mruknął na to mój chłopak nieco zły, że Misty wyraźnie nie traktuje jego problemu poważnie.
- Tak czy inaczej... - profesor Felina Ivy postanowiła zmienić temat - Ja uważam, że ty i Gary jesteście do siebie całkiem podobni. Obaj jesteście zdeterminowani, a także traktujecie na poważnie to, czym się zajmujecie. No i oczywiście zajmowaliście się walkami Pokemonów do chwili, aż wasze serca zachwyciło coś zupełnie innego. Mam tylko wielką nadzieję, że Gary Oak również czerpie przyjemność z tego, co robi i nie zmieni się więcej na gorsze.
- Ja również mam taką nadzieję, bo Gary to mój przyjaciel - rzekł na to Ash - Dlatego bardzo liczę na jego wytrwanie w byciu takim sympatycznym człowiekiem, jakim jest obecnie.
- Muszę powiedzieć, że jeśli chodzi o sympatię, to różnie z nią bywa w jego przypadku, ale i tak go lubię - stwierdziła Misty - Choć kiedyś go nie cierpiałam. Irytowało mnie to, jak się chwalił tym, na co go to stać i jakie to on sukcesy osiągnął. Nie mówiąc już o jego sposobie traktowania kobiet. Mam nadzieję, że z tego wyrósł.
- Co do wyrośnięcia, to różnie może z nim być - odparł wesoło Ash - Ostatnio byłem świadkiem bardzo ciekawej sytuacji.
- Poważnie? A jakiej? - spytała profesor Ivy, która była bardzo ciekawa tego, co ma do powiedzenia mój chłopak, podobnie jak i my wszyscy.
Chwilę później zaczął opowiadać.
***
To był drugi dzień po moich urodzinach. Poszedłem wtedy z ojcem do miejscowego baru, na tzw. męską wyprawę. Ojciec chciał się ze mną napić wtedy piwa ciesząc się, że mogę wreszcie to zrobić, czyli napić się razem z nim. Oczywiście ja również byłem zadowolony z tego powodu, choć może nie tak mocno, jak on, bo ostatecznie jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do alkoholu. To już bardziej Gary lubi wypić coś mocniejszego, choć też nigdy nie widziałem go pijanego. Nie, zdecydowanie upijanie się nie leży w jego naturze. No, ale do rzeczy. Poszedłem z ojcem do baru po to, abyśmy mogli pierwszy raz w życiu napić się piwa. Nigdy wcześniej nie miałem ku temu okazji ani też możliwości, więc byłem ciekaw, jaki smakuje piwo.
- Dwa piwa. Dla mnie i dla syna - powiedział ojciec z uśmiechem na twarzy do barmanki, gdy już usiedliśmy przy ladzie, po czym poklepał mnie lekko po ramieniu - Kawał chłopca, co? Ma już skończone osiemnaście lat. Niech spróbuje, jak smakuje dorosłość.
Barmanka uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, po czym wyjęła dwie butelki piwa, dwie szklanki i nalał nam napoju.
- Ciekawe, czy Cindy wie, jaki z ciebie podrywacz? - zaśmiałem się dowcipnym tonem.
Ojciec parsknął śmiechem i machnął lekko ręką.
- Spokojnie. Nic złego przecież nie robię, a poza tym przecież nie musi niczego się dowiedzieć, jeśli oczywiście ty jej nie powiesz.
- Ja? - obruszyłem się lekko - Jak możesz tak myśleć? Przecież wiesz dobrze, że nie jestem kapusiem, tylko detektywem. To zupełnie dwa różne fachy.
- Tym lepiej.
Wzięliśmy obaj szklanki piwa i lekko się nimi stuknęliśmy, śmiejąc się przy tym wesoło.
- No, to nasze kawalerskie, synu - powiedział tata - I za nasze żony i dziewczyny... Oby nigdy się nie spotkały.
Parsknęliśmy śmiechem, a potem wypiliśmy.
Cóż... Jeżeli chodzi o smak piwa, to był on nawet lepszy niż się tego spodziewałem. Taki trochę kwaskowy oraz goryczkowy, ale zarazem bardzo przyjemny, chociaż w przeciwieństwie do soku zdecydowanie nie można pić go duszkiem. Jednak tak czy owak ten napój ma w sobie coś, co sprawia, że chce się go pić, a przynajmniej od czasu do czasu. Jeżeli chodzi o mnie, to zdecydowanie byłem pewien, że raczej nie będę chciał za często pić tego napoju. Nie jestem mięczakiem ani nic z tych rzeczy, ale po prostu piwo nie jest jakieś rewelacyjne. Cóż... Jeśli tak smakuje dorosłość, to jest ona nieco kwaskowa.
Tak czy inaczej ojciec i ja wypiliśmy nieco piwa, kiedy to nagle miało miejsce coś, co zwróciło naszą uwagę. Do baru weszło kilka nowych osób, a pośród nich były znajome twarze.
- Czy to aby nie twoi przyjaciele? - spytał ojciec.
Przyjrzałem im się uważnie i uśmiechnąłem się wesoło.
- Nie inaczej. To moi przyjaciele... Gary, Clemont i Max.
- Clemont? Ciekawe... Mój przyszły zięć i jego kumple - zaśmiał się lekko mój tata - Co też oni tutaj robią?
- Pewnie przyszli na piwo. Chociaż... W sumie raczej się go nie napiją. No... Chyba, że Gary. Tylko on jest w tym towarzystwie pełnoletni.
- Racja. Zobaczmy, co będą robić, bo bardzo mnie to ciekawi.
- W sumie mnie także.
Obaj zaczęliśmy obserwować poczynania moich przyjaciół, którzy to usiedli przy stoliku niedaleko baru. Gary wyraźnie rozmawiał o czymś z Maxem. Na szczęście byliśmy blisko nich więc zdołaliśmy usłyszeć temat ich rozmowy.
- Sprawa wygląda tak, że odpowiednie rozpoczęcie jest tutaj podstawą sukcesu - mówił zadowolonym tonem Gary do Maxa - Chodzi o to, żeby wiedzieć, jak zacząć. Jeśli zaczniesz nieudolnie, to cała reszta nie ma sensu, bo wtedy wszelkie twoje starania są skazane na porażkę.
- To prawda - pokiwał lekko głową Clemont - Może nie jestem zbyt dobrym podrywaczem, ale za to mogę cię zapewnić, że jako wynalazca mam podobnie... Tylko z dobrym początkiem mogę cokolwiek osiągnąć. Jeżeli jednak źle zacznę, to wtedy wszystkie moje starania diabli wezmą.
- Ciekawe - rzekł Max, zastanawiając się nad tym, co właśnie usłyszał - Bardzo ciekawe. Mówisz, że trzeba wiedzieć, jak zacząć? W sumie to racja. Tylko jak tu zacząć, aby nie zrazić do siebie babki już na samym początku rozmowy?
- O! To jest bardzo dobre pytanie, Max - uśmiechnął się zadowolony tym pytaniem Gary - Z wielką przyjemnością ci zaprezentuję, jak należy to robić.
- Aha... To będzie taka lekcja poglądowa, tak?
- Owszem, bo tylko takiego rodzaju lekcja może odnieść skutek. Mogę ci gadać i gadać różne bzdury, jednak o wiele lepiej wyjdziesz na tym, jeśli zobaczysz to wszystko na żywo i wyciągniesz z tego odpowiednie wnioski.
- Strasznie jestem ciekaw tej lekcji - powiedziałem z uśmiechem na twarzy do ojca.
- Ja także - rzekł mój tata - Bardzo mnie ciekawi, jak Gary to rozegra, bo odnoszę jakieś takie dziwne wrażenie, że nie do końca mu wyjdzie ta jego lekcja poglądowa.
- Nie do końca wyjdzie? Tato, ja jestem pewien, że on po prostu nie da sobie rady, a wręcz przeciwnie... Dostanie w papę jak dwa razy dwa.
- Pięć dolców, że się mylisz, synku. Moim zdaniem on odniesie skutek, choć początkowo będzie mu bardzo trudno, bo jest zbyt pewny siebie i to właśnie sprawi, że pójdzie mu gorzej niż się spodziewa.
- A ja uważam, że jego zbytnia pewność siebie go zgubi.
- Sprawdzimy więc, synu, czy masz rację.
Obserwowaliśmy uważnie poczynania Gary’ego Oaka, lekko przy tym chichocząc.
Tymczasem Gary, wciąż nas nie widząc, popatrzył na Maxa i rzekł mu wesoło:
- A teraz patrz na mistrza i ucz się.
Potem chłopak zadowolony podszedł do jednej kelnerki i lekko na nią wpadł:
- Mógłbyś uważać, paniczyku - warknęła w jego stronę dziewczyna.
Gary jednak nie przejął się tym, ponieważ poprawił sobie lekko dłonią włosy i rzekł:
- Przepraszam panią bardzo, ale muszę się o coś zapytać.
- O co takiego?
- O coś bardzo ważnego.
- Mianowicie?
- Mianowicie o to, czy wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia, czy też może mam przejść przed tobą jeszcze raz?
Kelnerka popatrzyła na niego z kpiną i rzuciła:
- Jakie to płytkie i żałosne.
- Och, naprawdę? A nie sądzisz, że raczej słodkie? Podobnie jak i ja? Sama przyznaj, że miękną ci kolana na sam widok takiego przystojniaka. Mam rację?
- Nie... Przykro mi, ale nie.
- Przykro ci? To oznacza, że muszę ci się podobać, inaczej nie byłoby ci przykro, moja słodka... I słusznie, bo w końcu taki towar, jak ja nie trafia się codziennie. Mam rację?
Lekko przysunął swą twarz do kelnerki, a ta dała mu w twarz i odeszła oburzona. Max i Clemont zaczęli się wesoło śmiać, podobnie jak ja i mój tata. Gary usłyszał nasz śmiech, gdyż spojrzał w naszym kierunku i zapytał zdumiony:
- Ash? Pan Ketchum? Co wy tu robicie?
- Mała męska wycieczka ojca i syna - wyjaśnił mój ojciec - Nawiasem mówiąc niezła była ta twoja lekcja poglądowa.
Ja zaś chichotałem jak wariat.
- To żeś zaeksperymentował! - zawołałem wesoło - Naprawdę nieźle ci to wyszło.
- Genialna lekcja poglądowa - zaśmiał się Max, podchodząc do nas - No, ale w sumie była bardzo użyteczna. Dzięki niej wiem już, jak nie należy postępować w relacjach z kobietami.
- Tak czy siak to była pożyteczna lekcja, bo zawsze dowiedziałeś się z niej czegoś pożytecznego dla siebie - dodał wesoło Clemont, lekko przy tym chichocząc.
Gary powoli zaś pomasował sobie swój policzek i rzekł:
- Ech, Max... Związek z twoją siostrą zdecydowanie nie sprzyja mi jako podrywaczowi. Wychodzi na to, że wyszedłem z wprawy.
- Wątpię, żeby moja siostra była niezadowolona z faktu - zaśmiał się Max.
- Powiedziałbym raczej, że będzie ona z tego faktu bardzo zadowolona - stwierdził Clemont - Oczywiście mogę się mylić, ale nie sądzę, abym się mylił.
- Ani ja tak nie sądzę - dodałem wesoło - Jestem wręcz pewien, że May bardzo ucieszy fakt, że jej chłopak nie gania za babami jak pierwszy lepszy podrywacz za dychę.
- Chyba jestem ci winien pięć dolców, stary - rzucił do mnie wesoło mój tata.
- No, coś ty, tato? Nie będziemy przecież bawić się w takie ceregiele - odpowiedziałem mu wesoło.
***
Opowieść Asha bardzo nas rozbawiła, gdyż naprawdę była zabawna. Przy okazji pokazała nam kilka nieznanych nam wcześniej faktów o Garym, które to rewelacje jednak niespecjalnie nas zdziwiły, ponieważ tak prawdę mówiąc spodziewaliśmy się czegoś podobnego po naszym przyjacielu. Tak, zdecydowanie takie zachowanie do niego pasowało. Nie zamierzałam temu zaprzeczać, on taki właśnie jest, jednak miło było wiedzieć, że nasz drogi Gary postanowił pomóc swemu przyszłemu szwagrowi, z którym ma coraz lepsze relacje i to tak dobre, że nawet uczy go, jak podrywać dziewczyny. Ciekawiło nas tylko, czemu tak bardzo interesuje to naszego młodego kompana. Czyżby znowu chciał on starać się o względy jakieś dziewczyny? Pewnie tak, ale ciekawiło mnie, czemuż to nie interesuje go chęć zdobycia względów Bonnie. Ostatecznie oboje wyraźnie mieli się ku sobie, co było aż nadto widoczne. Czemu jednak nie umieli sobie tego powiedzieć wprost?
Podejrzewałam, że ta cała tajemniczość jest związana z tym, że Max miał lekki uraz do Bonnie. Kiedyś mu się podobała i chciał jej dać buziaka, ale ona podsunęła mu do pocałowania Dedenne, co on mógł uznać za obrazę swej osoby i dlatego zaprzestał wszelkich prób podbijania do panny Meyer, która z kolei teraz wyraźnie zaczęła się nim interesować. Cóż... Bardzo dziwaczne bywają niekiedy losy młodych zakochanych, jak to powiedział kiedyś Josh Ketchum, bo gdy jedno chce, to nie chce drugie i takie coś często ma miejsce wtedy, kiedy jest się młodym oraz bardzo zakochanym.
Ech, Max i Bonnie są niekiedy bardzo zwariowani. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby mogli oni być kiedyś razem, skoro wciąż bawią się w takie podchody, jednak mówią, że wszystko jest możliwe, a więc czemu nie to? Może po prostu to tylko kwestia odpowiedniego podejścia? A może muszą jeszcze nieco podrosnąć do pewnych spraw?
Mimo tych moich rozważań bynajmniej nie zamierzałam wcale wtrącać się w ich sprawy uznając, że należą one tylko do nich i nie mnie o tym decydować. Niech młodzi sami rozstrzygną swój spór. Wtrącanie się tylko może wszystko pogorszyć, a szkoda by było zniszczyć takie fajne relacje, jakie się między nimi powoli tworzą.
Z takimi oto myślami powoli zaczęłam powracać do rzeczywistości i przypominać sobie, że to już dwa dni siedzimy u profesor Ivy, a ja sama powoli zaczynam się czuć znacznie lepiej niż poprzednio, więc pewnie już niedługo powrócimy do Alabastii, a tam już czekały na nasze obowiązki. Choć chyba tak nie do końca, ponieważ tegoroczne Mistrzostwa Ligi Kalos odbywały się w lipcu, więc właśnie wtedy Ash miał się wybrać do Lumiose, aby wykonać swoje obowiązki Mistrza Ligi Kalos i sędziować w kolejnych zawodach finałowych w tym regionie. Nie mieliśmy jednak pojęcia, że coś zdecydowanie pokrzyżuje nam nasze plany, a tym czymś będzie... Nowa przygoda.
Wszystko zaczęło się z chwilą, kiedy po rozmowie, jaką opisałam na początku naszej opowieści, poszliśmy wszyscy razem na spacer po okolicy. Chcieliśmy się nacieszyć pięknymi widokami, jakie one stanowiły, zanim znowu je stracimy na dłuższy czas (bo przecież nie planowaliśmy wcale szybkiego powrotu w te okolice).
- Nie ma co, kochani. Tu jest naprawdę pięknie - powiedziałam bardzo zachwycona, rozglądając się dookoła.
Moi przyjaciele szli spokojnie obok mnie, uśmiechając się lekko w moim kierunku.
- Tak, zdecydowanie tu jest bardzo pięknie - dodał Ash, czule ściskając moją dłoń.
- Nie ma co, profesor Ivy wybrała sobie naprawdę doskonałe miejsce na laboratorium - stwierdziła Misty, głęboko przy tym oddychając - Świeże powietrze, piękne widoki, a do tego wszędzie wspaniałe Pokemony.
- A szczególnie te typu wodnego, co nie? - zaśmiał się Brock wiedząc, że do takich właśnie Pokemonów Misty ma największą słabość, czego ona bynajmniej wcale się nie wypierała.
- Owszem, Brock - stwierdziła rudowłosa trenerka z Azurii - Wodne Pokemony są naprawdę bardzo urocze. Mam do nich szczególną słabość i coś mi mówi, że nie tylko ja.
To mówiąc spojrzała ona na Anne, która właśnie bawiła się nad małym jeziorkiem z kilkoma małymi, wodnymi Pokemonami. Jej brat natomiast obserwował niewielkie stadko Butterfree, latające sobie nieopodal.
- Ach, naprawdę piękne miejsce - powiedziałam zachwycona - Szkoda, że nie możemy tu zostać dłużej.
- Nie możemy, bo mamy swoje obowiązki - rzekł Clemont - Chociaż zawsze część z nas może tu zostać. Nie będziemy przecież nikogo zmuszać, aby wracał z nami.
- W sumie racja - zgodził się z nim Ash - Kto chce, może jeszcze tutaj zostać. Profesor Ivy na pewno nie będzie miała nic przeciwko temu.
Dawn spojrzała na niego ironicznie.
- Uważasz, braciszku, że mogłabym tutaj zostać i obijać się, kiedy inni mają swoje obowiązki?
- No właśnie! - dodałam - Poza tym przypominam ci, że gdy już za tydzień wyruszysz na Mistrzostwa Ligi Kalos, to część z nas ruszy tam z tobą, aby cię wspierać.
- Moim zdaniem wcale nie musicie zaraz całą szóstką ruszać z Ashem - stwierdziła Misty - Bo w końcu, czy to konieczne włóczyć się wszędzie za nim? Nie lepiej byłoby skorzystać z wakacji i pojechać w jakieś przyjemne miejsce takie jak to?
- Może i byłoby lepiej, jednak mimo wszystko zwykle nasza drużyna detektywistyczna trzyma się razem - odpowiedziałam jej.
- Poza tym nigdy nie wiadomo, kiedy znowu Ash trafi na jakąś zagadkę do rozwiązania, a potem będzie potrzebował wiernej drużyny, aby łatwiej sobie z nią poradzić - rzekł Clemont.
Jego słowa bardzo mi się spodobały głównie dlatego, że dowodziły one, iż nasz drogi wynalazca bynajmniej nie uważał, żeby Ash nie umiał sobie sam, bez pomocy przyjaciół poradzić z rozwiązaniem jakiekolwiek sprawy, ale wychodził z założenia, że Ash lepiej sobie radzi mając u boku wiernych druhów, lecz gdyby został zdany jedynie na własne siły, to i tak by sobie poradził, tyle tylko, że zajęłoby mu to nieco więcej czasu. Z takiego samego założenia wychodziłam i ja, więc tym chętniej zgodziłam się z jego słowami.
- Ech, to naprawdę zwariowane - powiedziała po chwili Misty.
- Co takiego? - spytała Dawn.
- Widzisz, Dawn... Ash zawsze sprawiał wrażenie kogoś, kto przyciąga problemy jak magnez szpilki. Gdzie byśmy z nim nie poszli, tam zawsze prędzej czy później dopadał nas Zespół R lub jakiś inny problem, z którym musieliśmy sobie poradzić. Kiedy został detektywem, ta sytuacja jeszcze bardziej stała się wyraźna.
- Tak, to prawda - zgodził się z nią Brock - Ash, nie myśl sobie, że cię obrażamy albo coś w tym stylu, ale naprawdę czasami przyciągasz kłopoty jak jakiś magnez. Co nie znaczy, że nie chcemy się z tobą z tego powodu przyjaźnić.
- No właśnie... Ostatecznie przy tobie nigdy się nie nudzimy - dodała wesoło Dawn - No i niektórzy z nas przywykli do szalonych przygód, jakie z tobą przeżywamy.
Ash uśmiechnął się delikatnie do siostry i rzekł:
- Dziękuję ci, Dawn. A w sumie to, co mówicie faktycznie jest dość zabawne. Prawdę mówiąc brzmi to jak fabuła jakieś przygodowego serialu. Ano właśnie... Mogliby nakręcić kiedyś serial o naszych przygodach. To by było dopiero coś!
- Poważnie? - spytała zadziornie Misty - I jakby się taki serial miał nazywać?
- Sam nie wiem... Może „Prawdziwe przygody Sherlocka Asha“?
- E tam, to jest bardzo kiepska nazwa! - zawołała Dawn - Ja bym tam wolała „Sherlock Ash na tropie“.
- A może „Ash i Serena na tropie“? - zasugerował Clemont.
- Hej! To całkiem niezła myśl! - zawołał Ash zachwyconym głosem, a jego Pikachu, który akurat bawił się z Buneary oraz Piplupem, zapiszczał na znak, że i jemu ta nazwa przypadła do gustu.
Zarumieniłam się lekko, słysząc zaproponowaną nazwę.
- Naprawdę uważacie, że powinnam znaleźć się w tytule?
- Oczywiście, że tak! Nie wyobrażam sobie innej opcji! - zawołał Ash radosnym głosem - W końcu zwykle jako dzielny doktor Watson wspierasz swego genialnego detektywa w każdej sprawie, jaką on prowadzi.
- Jaki skromny - mruknęła Dawn - Choć w sumie ma rację.
- Ale mógłby się już tak nie chwalić... Genialny detektyw... Też coś - dodała złośliwie Misty.
- Ja osobiście jestem zdania, że gdyby wytwórnia filmowa Pokewood zainteresowała się twoimi kronikami naszych przygód, Sereno, to miałaby doskonały materiał na niesamowity serial! - zawołał Clemont podnieconym głosem.
- Popieram w całej rozciągłości! - stwierdził Brock wesołym tonem - Uważam, że serial o detektywistycznych przygodach Asha i Sereny oraz ich przyjaciół byłby po prostu genialny.
- Ciekawi mnie, jaka prześliczna aktorka wcieliłaby się w moją rolę? - zapytała Misty.
- Jak już będzie gotowy scenariusz, to obsada się znajdzie - rzekł na to Brock - Żeby tylko za dużo nie pozmieniali w fabule.
- Tylko jedno mi wyjaśnijcie - powiedziała nagle Dawn - Dlaczego wszyscy mówicie o kręceniu przygód Asha dopiero z czasów, w których on został detektywem? Dlaczego by nie nakręcić serialu o jego wcześniejszych przygodach?
- Żartujesz sobie? A niby kto by to oglądał? - parsknął śmiechem Ash - Daj spokój. Takie przygody, jakie miałem będąc trenerem, gdy wędrowałem od miasta do miasta, to pewnie miał co drugi chłopak w moim wieku. Poza tym większość tych przygód nie była aż tak ciekawa, żeby o nich kręcić serial, nie mówiąc już o tym, że taki serial byłby raczej nudny.
- A niby dlaczego?
- Dlatego, siostrzyczko, że moje przygody wówczas kręciły się wokół jednego celu... Zostania Mistrzem Pokemonów i założę się, że tylko na tym serial by się skupiał. Może od czasu do czasu poruszałby on jakieś inne, poważniejsze sprawy takie, jak choćby nasza walka ze złem, na które się natknęliśmy. Jednak prócz tego raczej serial skupiałby się na takich moich przygodach, które zmierzają zostania Mistrzem Pokemonów. No i widzowie byliby zawiedzeni, że raz za razem wciąż mi się to nie udawało.
- Mogliby zmienić fabułę.
- Nie! - zaprotestował Brock - To byłoby naginanie faktów, a jakoś nie wydaje mi się, aby Ash na to pozwolił.
- To prawda... Wolę, żeby pokazano prawdę, ale to z kolei prowadzi mnie do wniosku, że ta prawda jest raczej mało ciekawa i nikogo by ona nie zainteresowała - powiedział na to Ash.
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
- Spokojnie. Ja wiem, co mówię, stary - uśmiechnął się do niego jego trener - Przecież takie przygody, jakie my mieliśmy na szlaku, to pewnie miało większość trenerów. Twórcy musieliby nieźle ubarwić taki serial, aby ktoś zechciał go oglądać. No i jeszcze ten fakt, że dopiero w Kalos, po sześciu latach mi się wreszcie udało także nie sprzyja powodzeniu takiego serialu. Bo w końcu ile można oglądać przygody chłopaka, który chce być sławny i dąży do tego tak kiepsko, że trzeba aż kilkunastu sezonów, aby w końcu osiągnął swój cel?
- Założę się, że dzieciaki by to uwielbiały - powiedziała Misty.
- Tak, ale starsi widzowie już nie bardzo - odparł Ash.
- Więc serial byłby tylko dla dzieci.
- Wątpię, czy to wyszłoby mu na dobre. W końcu dzieci nie ciekawią przygody nastolatka. Epizody, gdy byłem jeszcze dzieckiem, pewnie by ich ciekawiły, ale te, jak dorastam już raczej nie. Twórcy musieliby przyciągać dzieciaki różnymi głupimi sztuczkami, aby tylko dalej chciały to oglądać. Może nawet zrobiliby ze mnie wieczne dziecko w wieku dziesięciu lat?
Wszyscy zdecydowanie uznaliśmy, że byłby to fatalny pomysł i jak się tak nad tym dobrze zastanowić, to Ash ma rację i lepiej, aby taki serial nigdy nie powstawał.
- Z kolei serial o naszych przygodach detektywistycznych, to już co innego - mówił dalej Ash - W każdym innym odcinku inna, zawiła sprawa do rozwiązania lub niesamowita przygoda w jakiś sposób powiązana z tym, że nasza kompania jest na czyimś tropie i musi czegoś szukać. Pomyślcie tylko... Zawiłe sprawy, bardzo ciekawe przygody, interesujące postacie o różnorodnych charakterach, a do tego super czarne charaktery oraz ich głupi pomagierzy... No, mówię wam! Taki scenariusz to aż się prosi o serial!
- W sumie, jak się nad tym tak zastanowić, to masz rację - rzekła Misty, lekko się uśmiechając - Ale wiecie co? Gdyby to był serial, to cała nasza rozmowa nagle zostałaby przerwana przez jakiś tajemniczych napastników, którzy porwaliby jednego z nas, a reszta musiałaby mu ruszyć z pomocą lub coś w tym stylu. No wiecie... Takie dramatyczne napięcie zawsze doskonale buduje akcję.
Wszyscy zaśmialiśmy się, słysząc te słowa.
- Tak, zdecydowanie świetnie buduje - powiedziała Dawn.
- Na całe szczęście życie to nie serial i takie dziwaczne sytuacje raczej nie mają w nim miejsca - stwierdziłam.
Szybko jednak przekonałam się, jak w wielkim byłam błędzie, gdyż nagle, zupełnie niespodziewanie tuż przed nami wylądował Salamance i zaryczał groźnie w naszą stronę. Na jego grzbiecie siedziało kilku ludzi, którzy po wylądowaniu zaraz zeskoczyli na ziemię i podeszli do nas.
- Hej! A wy kim jesteście?! - zawołał Ash, łapiąc za rękojeść szpady.
Tajemniczy ludzie byli cali ubrani na czarno. Początkowo wzięłam ich za członków organizacji Rocket, jednak szybko uznałam ten pomysł za niedorzeczny, ponieważ nie mieli oni na ubraniach czerwonej literki R, więc to musiał być ktoś inny, tylko kto?
Niezwykle napastnicy mieli przerzuconą przez ramię broń maszynową, którą natychmiast w nas wymierzyli. Nie mając wielkiego wyboru szybko podnieśliśmy wszyscy ręce do góry czekając na ich kolejny ruch.
- Ten! - zawołał jeden z napastników - Ten w okularach!
- Ja?! - krzyknął Clemont - Ale na co ja jestem wam potrzebny?
- Dowiesz się wszystkiego na miejscu - odpowiedział mu napastnik - Brać go!
Jego kumple wręcz brutalnie pochwycili Clemonta i posadzili go siłą na grzbiecie Salamance’a, na którego to potem wskoczyli, wciąż mierząc do nas z pistoletów maszynowych.
- Clemont! - krzyknęła przerażona Dawn.
- Clemont! - zawołaliśmy wszyscy.
Salamance zamachał tak mocno skrzydłami, że wzniósł aż tumany kurzu, który zasłonił nam widok na wszystko wokół nas, a przy okazji zrobił też spory wiatr, odrzucając nas daleko do tyłu. Następnie Pokemon wraz z napastnikami i naszym przyjacielem uniósł się w górę.
- Clemont! - krzyknął Ash, patrząc w niebo.
- Pika-pika! - dodał Pikachu, wskakując mu na ramię.
- Oni go porwali! - zawołała Misty.
- Musimy coś zrobić! - dodała Dawn i spojrzała błagalnie na brata.
- Tak! I zrobimy! - krzyknął Ash, łapiąc za pokeballe - Polecimy tam za nimi i zobaczymy, dokąd go zabierają! A potem odbijemy!
- Tak! Nie oddamy im naszego przyjaciela! - krzyknęłam bojowo.
Ash wypuścił z pokeballi Charizarda i Pidgeota. Na pierwszego szybko wskoczyli Misty i Brock, zaś na drugiego ja i Ash oraz Pikachu. Następnie unieśliśmy się w powietrze i ruszyliśmy w pościg za porywaczami.
- Hej! Ja też chcę z wami lecieć! - krzyknęła Dawn oburzonym tonem.
- Wybacz, ale nie mamy więcej środków transportu powietrznego! - zawołała do niej Ash.
- Zwrócimy ci twojego chłopaka całego i zdrowego! - rzuciła do niej przyjaźnie Misty.
- Pilnuj dzieciaków! - dodałam proszącym tonem.
- Uważajcie na siebie i powróćcie z Clemontem! - zawołała za nami Dawn zapłakanym tonem.
Buneary w podobny sposób zawołała coś za Pikachu, który pomachał jej łapką na pożegnanie zanim zniknęliśmy im z oczu.
- Właściwie to powiedzcie mi... Dlaczego nie chcesz odbić Clemonta teraz, tylko dopiero w miejscu, do którego oni go zabierają? - spytała Misty Asha, gdy już lecieliśmy.
- Oni mają broń maszynową... Wolę nie ryzykować walki w powietrzu - odpowiedział jej Ash - Poza tym, jakby tak nie daj Boże Clemont zleciał z Salamance’a, to jak go uratujemy? Za duże ryzyko, że coś może mu się stać. Swoje życie mogę narażać bez wahania, ale nie będę ryzykował życia mego przyjaciela.
Taka logika miała sporo sensu, dlatego też Misty nie oponowała dłużej przeciwko decyzji mojego chłopaka.
- Ciekawe, dokąd oni lecą - rzekł Brock.
- Nie wiem, ale się tego dowiemy - odpowiedział mu Ash.
Lecieliśmy w taki sposób, aby nasi przeciwnicy nas nie zauważyli, ale też tak, aby nie stracić ich z oczu, bo w końcu jak byśmy ich potem znaleźli, gdybyśmy nagle przestali ich widzieć? Tak czy inaczej sunęliśmy pośród chmur niczym dywizjon samolotów, ale takich bardzo cichych i zarazem niesamowicie szybkich.
- Dokąd oni mogą lecieć? - zapytałam Asha, obejmując go mocno w pasie.
- Nie wiem, ale z pewnością do jakieś bazy - odpowiedział mój luby.
- Pika-pika! - zapiszczał bojowo Pikachu, obserwując niebo z głowy Pidgeota.
- Patrzcie! - zawołał Brock.
Spojrzeliśmy przed siebie i zauważyliśmy niezwykły widok, którego bynajmniej nie spodziewaliśmy się tutaj ujrzeć. Tym widokiem było wielkie miasto otoczone murem i zbudowane na ogromnym dysku unoszącym się w powietrzu, kilkaset tysięcy metrów nad ziemią, jeśli nie więcej. To właśnie tam zmierzali nasi napastnicy z Clemontem.
- Widzicie, to samo, co ja? - spytałam w szoku.
- Nie wiem, co ty widzisz, ale ja widzę miasto w chmurach - odparła równie zaszokowana Misty.
- Ja także - dodał Brock.
- Uszczypnijcie mnie, bo ja chyba śnię! - jęknął Ash.
- Pika! - pisnął zaszokowany Pikachu.
Przez chwilę wisieliśmy w powietrzu nie wiedząc, co mamy zrobić, a tymczasem napastnicy powoli wylądowali w owym mieście pośród chmur, wciąż nas nie dostrzegając.
- Co się tutaj dzieje? - spytałam zaintrygowana - To wygląda jak miasto z „Podróży Guliwera“!
- Czy masz na myśli Laputę? - zaśmiał się Ash, który jakiś czas temu poznał wraz ze mną tę książkę, a wcześniej jedynie o niej słyszał - Tak, to porównanie jest bardzo adekwatne.
- Lepiej skończmy już gadać i ratujmy Clemonta! - zawołała Misty - Przypominam wam, że ci dranie go porwali!
- Racja! Trzymaj się, stary! Pomoc nadchodzi! - krzyknął Ash i już po chwili zaczęliśmy zmierzać w kierunku latającego miasta.
C.D.N.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przygoda 129 cz. II
Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...
-
Tutaj zaś znajdują się krótkie opisy przygód bohaterów serii „ Ash i Serena na tropie ”. Dzięki nim łatwiej przypomnicie sobie, o czym był k...
-
Świat Pokemonów - a oto kilka wiadomości niezbędnych po to, aby można było zrozumieć całą fabułę. Akcja naszej historii dzieje się w świe...
-
Początek, czyli jak to się zaczęło Pamiętam jak dziś dzień, w którym Ash zdołał spełnić swoje marzenie i został Mistrzem Pokemon. Było t...
Końcówka fajna. Szkoda, że wpierw trzeba przemęczyć wstęp.
OdpowiedzUsuńResztę doczytam chyba później.
Powiem tak, nawiązanie do tego co zrobili z serialem pokemon jest niezłe ale jak wiemy nie wyszło to na dobre patrząc na pokemon xy i xyz to było fajne bo widać ze ash wydoroślał i z samego wyglądu było widać ze jest starszy a w sun and moon to zrobili z niego siedmio latka więc twoje opowiadania kronikarzu lepiej wiele rzeczy ukazują ale z wieloma elementami się nie zgodzę. A więc tyle ode mnie i myśle ze się dużo osób zgodzi ze mną.
OdpowiedzUsuńDobrze, że szczerze mówisz. Lepsza jest dla mnie szczerość niż fałszywe pochlebstwa. Ja także uważam, że to, co zrobili z Ashem w serialu woła o pomstę do nieba. Dlatego stworzyłem własną serię i swoją wizję wydarzeń. Cieszy mnie, że moje opowiadania lepiej ukazują wiele spraw. Oczywiście nie musi Ci się wszystko tutaj podobać. Miło mi wszakże będzie, jeżeli będziesz dalej je czytać i oceniać :) A tak z ciekawości - z jakimi elementami się nie zgadzasz? Tak tylko chciałbym wiedzieć :)
Usuń