wtorek, 2 stycznia 2018

Przygoda 048 cz. III

Przygoda XLVIII

Latias w niebezpieczeństwie cz. III


Panna z wyspy Shamouti miała już sposób na to, aby zrealizować swój plan. Mianowicie wyszła ona poza laboratorium, stanęła na klifie, po czym zaczęła grać na muszli piękną melodię. Jak powiedział mi później Ash, był to ten sam utwór, który jego przyjaciółka grała podczas Święta Legendy wtedy, gdy on sam został wybrany do odegrania roli Wybrańca.
- To było ponad cztery lata temu, a jednak wciąż doskonale pamiętam tę melodię - powiedział czule mój ukochany, patrząc wraz ze mną na swoją przyjaciółkę.
- Jest bardzo piękna - stwierdziłam.
- A do tego też magiczna - zauważył Ash - Lugia usłyszy ją choćby z najdalszych zakątków świata i przybędzie tutaj, tak jak to było ostatnio.
- A co, jeśli nie usłyszy?
Detektyw z Alabastii uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Na pewno usłyszy. Musiałby być chyba na drugim końcu świata, aby jej nie usłyszeć.
- A jeśli tam właśnie jest?
- Na pewno nie, Sereno. Na pewno nie wtedy, kiedy jego syn jest teraz w niebezpieczeństwie.
Melody tymczasem grała dalej na muszli utwór, którym miała zamiar przywołać legendarnego Pokemona, ale niestety ten wciąż się nie zjawiał. Załamana dziewczyna opuściła powoli dłonie w dół i już miała odejść, gdy nagle z oceanu wyskoczyło coś wielkiego oraz białego, przypominającego wyglądem ogromną fokę ze skrzydłami zamiast dwóch przednich łap.
- Ta pieśń... Ta pieśń przywołała mnie - powiedział Pokemon.
Dobrą chwilę zajęło mi przyjrzenie się tej jakże niezwykłej dla mnie istocie oraz zauważenie tego bardzo istotnego faktu, iż mówiąc nie porusza on wcale ustami.
- Jak on mówi? - zapytałam zdumiona.
- Dzięki telepatii - odpowiedział mi Ash.
Następnie oboje podeszliśmy do Melody i ukłoniliśmy się delikatnie Pokemonowi na znak szacunku.
- Witaj, Lugia - powiedział mój chłopak.
- Witaj, Wybrańcze - odrzekł z szacunkiem mityczny stwór - Znów się spotykamy, dzielny młodzieńcze. Bardzo cieszy mnie twój widok, chociaż mam obawy, że czas na to nie jest zbyt dogodny.
- Niestety, nie jest - rzekł na to Ash - Twój syn został uwięziony przez doktora Zagera.
- Wiem o tym. Niestety nie wiem, jak go uwolnić, nie narażając przy tym własnego bezpieczeństwa.
Pokemon spojrzał na nas uważnie i dodał:
- Nie myślcie sobie tylko, że moje własne bezpieczeństwo znaczy dla mnie więcej niż los mojego syna. To nieprawda! Po prostu moja moc jest zbyt potężna, aby miał się nie obawiać, że może zostać wykorzystana przez kogoś tak podłego, jak ten człowiek. Dlatego też ukrywam się przed nim.
- Musimy jednak coś zrobić! - zawołała Melody - Przecież Zager nie spocznie, póki cię nie schwyta!
- Wiem o tym, lecz póki mamy przy sobie Wybrańca, to nadzieja nie powinna umierać w naszych sercach - powiedział Lugia.
Ash uśmiechnął się do niego przyjaźnie.
- Odnoszę wrażenie, że ratowanie świata przed Lawrencem III było o wiele łatwiejsze niż to, co zamierzamy zrobić teraz.
Lugia zachichotał delikatnie.
- Możliwe, ale wierzę w to, że razem wymyślimy bardzo dobry plan działania.
- Jeśli mamy go wspólnie wymyślić, to lepiej wejdź do kryjówki, którą dla ciebie przygotowaliśmy - zaproponowałam - Tam będzie nam łatwiej myśleć.
Pokemon bez wahania wyraził na to zgodę. Jego kryjówką okazał się być wielki garaż przylegający do laboratorium profesor Ivy. Był on na tyle szeroki, że Lugia bez trudu się w nim zmieścił. Tam też wszyscy razem się zebraliśmy, aby omówić plan dalszego działania.
Przed rozpoczęciem narady Ash i Dawn obejrzeli sobie dokładnie okolicę, aby mieć pewność, że nie ma w pobliżu robotów szpiegów Zagera. Gdy już wrócili, oboje przynieśli ze sobą szczątki dwóch blaszaków.
- Kręciły się po okolicy - powiedział mój luby - Na szczęście w porę je zauważyliśmy.
- No i posłaliśmy je do Krainy Wiecznych Łowów - dodała dowcipnie Dawn.
- Tym lepiej - zachichotałam pod wpływem tego określenia - Nie było ich aby więcej?
- Upewniliśmy się, że nie - rzekł detektyw z Alabastii.
- Wobec tego przejdźmy do narady - rzekł Lugia.

***


Gdy wiedzieliśmy już, co należy robić, to poszliśmy spać, natomiast następnego dnia przeszliśmy do działania.
- Czy wszyscy wiedzą, jakie jest ich zadanie? - zapytał Ash.
Miał on na sobie swój strój Sherlocka Holmesa, a u boku przypasaną szpadę. Wyglądał w tym ubiorze i z tą bronią bardzo dostojnie, zwłaszcza wtedy, kiedy mówił do nas wszystkich zebranych w salonie laboratorium profesor Ivy.
Ponieważ wszyscy wiedzieli, co mają robić i kiedy, to mój luby nie musiał nam niczego dwa razy powtarzać.
- A zatem... Do dzieła! - zawołał nasz lider.
Chwilę później wszyscy ruszyliśmy do akcji.
Najpierw Lugia wyleciał ze swojej kryjówki i zanurkował w morzu. Zgodnie z planem zaatakował on swoimi mocami statek doktora Zagera, a następnie następnie szybko się wycofał.
- A co, jeśli nasz doktor nie zrobi tak, jak przeczuwamy? - zapytałam, gdy razem z Ashem obserwowaliśmy ocean z wielkiego wzgórza.
- Wtedy to będziemy musieli zastosować plan awaryjny - odparł mój ukochany.
- A mamy jakiś?
- Nie.
Załamana poczułam, jak moje serce mocno bije mi w piersi, po czym ponownie skierowałam swój wzrok na ocean. Chwilę później wyskoczył z niego niczym strzała Lugia.
- Udało się. Gna za mną! - przekazał nam telepatycznie Pokemon.
Minutę później woda zaczęła groźnie bulgotać i syczeć, a następnie powoli, chociaż bardzo groźnie wynurzył się z niej ogromny statek doktora Zagera. Lugia widząc go, zaryczał potężnie, po czym wystrzelił z pyska w jego kierunku ogromny snop światła. Okręt odpowiedział mu strzałami, jednak nie odniosły one żadnego rezultatu, gdyż nasz przyjaciel wszystkich  z łatwością uniknął.
- Teraz my wkraczamy do akcji - powiedział Ash.
Następnie wyjął krótkofalówkę i rzekł:
- Max! Bonnie! Wiecie, co robić?!
- Jasne, szefie! - odezwał się głos młodego Hamerona.
- To dobrze. A więc do dzieła!
- HURRA!
Następnie zauważyliśmy, jak z dachu laboratorium profesor Ivy unosi się Pidgeot Asha. Na jego grzbiecie siedzieli Max oraz Bonnie. Mieli oni za zadanie podlecieć blisko statku, otworzyć właz i spuścić nam drabinkę sznurową, na której to ja oraz mój ukochany mieliśmy się dostać na pokład. W ten sposób chcieliśmy złapać Zagera, jak również uwolnić Latias.
- Oby im się udało - powiedziałam.
- Spokojnie. Na pewno im się uda. Więcej wiary - rzekł mój chłopak.
W tej samej chwili ze statku Zagera wyleciały jakieś dwie postacie z odrzutowymi plecakami na plecach. Wyjęłam lornetkę i przyjrzałam im się uważnie.
- To Annie i Oakley! - zawołałam - Wiedziałam, że przyłączą się do walki!
- Na taką okoliczność również jesteśmy przygotowani - rzekł Ash.
Potem wyjął on krótkofalówkę i zawołał:
- Clemont! Dawn! Pora na wasz udział w całej akcji!
- Się wie, braciszku! - zawołała panna Seroni.
- Skopiemy im tyłki! - dodał radośnie Clemont.
Chwilę później unieśli się oni oboje na Charizardzie Asha i ruszyli do ataku. Zaskoczyli oni Annie i Oakley, gdy te właśnie nacierały na Lugię, próbującego jednocześnie odpierać ich ataki, jak i strzały ze statku Zagera. Charizard zaatakował ogniem obie paniusie, które z jego powodu musiały na chwilę zaprzestać atakowania legendarnego Pokemona.
- Póki co wszystko idzie zgodnie z planem - powiedziałam.
- Jak na razie tak - odparł Ash.
Przez lornetkę oboje zaczęliśmy obserwować Maxa i Bonnie, którzy na grzbiecie Pidgeota dolecieli w końcu do statku Zagera, szukając w nim jakiegoś miejsca, za pomocą którego mogliby jakoś tam wlecieć. Wreszcie je odnaleźli, ale otworzenie go nie było już proste. Na całe szczęście Max posiada smykałkę do takich spraw - komputery oraz rzeczy z nimi związane nie mają przed nim żadnych tajemnic. Przy drzwiach, które okupowali on i Bonnie, znajdowała się mała tablica rozdzielcza. Młody Hameron szybko oderwał od niej płytę, po czym wyrwał z niej jakieś kabelki i z ich pomocą wywołał lekkie zwarcie, dzięki czemu drzwi się otworzyły.
- Doskonale! Teraz nasza kolej - powiedział Ash.
Następnie wziął on krótkofalówkę i rzekł:
- Dobra robota, przyjaciele! A teraz poślijcie nam Pidgeota!
- Robi się, szefuńciu! - zawołał Max.
Chłopak razem z Bonnie wskoczył wewnątrz statku i wysunął z niego drabinkę sznurową, jednocześnie posyłając do nas Pokemona.
- Wsiadaj, Serena! - zawołał Ash.


Razem z mym chłopakiem oraz Pikachu usadowiłam się na grzbiecie Pidgeota, po czym ruszyliśmy naprzód w kierunku statku Zagera. Niestety, nasz lot nie trwał długo, ponieważ jeden z pocisków, które okręt wystrzelił do Lugii, trafił w skrzydło nasz środek transportu, który zaczął gwałtownie pikować w dół.
- Uwaga! Spadamy! - zawołałam - S.O.S! S.O.S! S.O.S!
- Spokojnie! Tylko bez paniki! - krzyknął Ash.
- Pika-pi! - pisnął Pikachu.
- Jak mam niby nie panikować?! Zaraz zginiemy! - wrzeszczałam ze strachu.
Mój luby dał mi lekkiego klapsa w ciemię.
- Dziękuję - odpowiedziałam czując, że się uspokajam, choć tylko na chwilę, bo za chwilę znowu zaczęłam mieć pietra oraz ochotę darcia się i to wniebogłosy.
Dziękować losowi Pidgeot wylądował na ziemi, co prawda awaryjnie, ale w taki sposób, abyśmy nie doznali żadnych obrażeń. Gdy już byliśmy bezpieczni, to zeskoczyliśmy z grzbietu Pokemona i obejrzeliśmy szybko jego ranę.
- Niedobrze. Dalej nie poleci, przynajmniej na razie - powiedział mój chłopak po chwili oględzin.
- To co my teraz zrobimy?! - krzyknęłam.
Ash obejrzał się za siebie i nagle zobaczył on jakiegoś nastolatka na rowerze, który patrzył uważnie na widowisko, którego był świadkiem. Był to rudy młodzieniec o czarnych oczach w wieku około trzynastu lat, ubrany w zielony dres z białymi paskami.
- Już wiem!
Po tych słowach mój ukochany podbiegł do nieznajomego i wyrwał mu z rąk jego pojazd.
- Wybacz, stary, ale spieszę się! - zawołał Ash.
Następnie wskoczył na siodełko i zaczął gnać przed siebie.
- Ej! To mój rower! - krzyknął chłopak.
- Oddam ci go w nienaruszonym stanie! - odparł mój luby.
Chwilę później wjechał on na jakiś kamień i lekko nim zatrzęsło.
- No... Może w prawie nienaruszonym stanie - poprawił się detektyw z Alabastii.
Następnie zaczął on pedałować bardzo szybko ku drabince sznurowej zwisającej wciąż ze statku Zagera, który wciąż unosił się w powietrzu nad Valencią. Ash szybko ocenił sytuację, po czym pognał niczym wicher, a jego strój Sherlocka Holmesa (czyli czapka oraz płaszcz z małą peleryną) powiewał majestatycznie na wietrze. Mój luby wyglądał wówczas niczym Batman gnający właśnie na ratunek miastu Gotham. Pikachu zaś z trudem trzymał się bagażnika roweru, aby z niego nie zlecieć, tak szybko jechał jego trener ku swemu przeznaczeniu.
- Uważaj na siebie, proszę! - powiedziałam, zaciskając ze sobą swoje dłonie, które pociły się ze strachu.
- Czy on właśnie pędzi na klif?! - spytał właściciel roweru.
- Obawiam się, że tak - odparłam.
Chwilę później Ash przejechał dramatycznie krawędź przepaści, po czym razem z Pikachu wykonał niezwykle trudny skok i... złapał się rękami drabinki sznurowej wystającej ze statku. Jego Pokemon zaś mocno trzymał łapkami jego pelerynę.
- Ash! - krzyknęłam przerażona.
- Mój rower! - wrzasnął zrozpaczony chłopak.
Nie zwróciłam jednak na niego uwagi, po czym pognałam szybko w kierunku klifu. Chciałam dołączyć do mego ukochanego, niestety drabinka była zbyt daleko, a mój ewentualny skok zakończyłby się moją śmiercią.
Całe szczęście okręt Zagera nieco przybliżył się w pogoni za Lugią do klifu, dzięki czemu uznałam, że mogę zaryzykować. Wzięłam rozbieg, po czym skoczyłam i... w ostatniej chwili złapałam się lewą ręką ostatniego szczebelka drabinki. Pisnęłam przerażona, wołając przy tym głośno Asha po imieniu. Miałam spocone dłonie, więc szczeble drabiny powoli zaczęły mi się wyślizgiwać z rąk.
- Serena! - krzyknął przerażony Ash.
- Pika-pika! - dodał Pikachu.
Mój luby złapał się mocno lewą ręką drabinki, a drugą chwycił mnie za dłoń w tej samej chwili, gdy ja już puściłam się szczebelka. Spojrzałam w górę na mojego ukochanego i obdarzyłam go promiennym uśmiechem.
- Spokojnie, Serena... Wciągnę cię!
Nie wiem, jak mu się to udało, ale już po chwili mocno trzymałam się drabinki sznurowej, po której to oboje z trudem weszliśmy na górę, gdzie czekali już na nas Max i Bonnie.
- Uff! Było gorąco - powiedziałam.
Ash dysząc niczym parowóz spojrzał na mnie i zawołał:
- Wariatko jedna! Przecież mogłaś zginąć! Czemu to zrobiłaś?!
Popatrzyłam na niego i odpowiedziałam:
- Jeśli ty skoczysz, ja skoczę za tobą.
- Ech, Serena! Niezły sobie moment wybrałaś na cytowanie naszych ulubionych filmów - zaśmiał się Ash.
Następnie bardzo mocno mnie do siebie przytulił.
- No dobra, koniec tych czułości - powiedziała złośliwie Bonnie.
- Właśnie! Mamy tu coś do załatwienia! - dodał Max.

***


Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Dawn:
Kiedy mój brat i jego ukochana wdarli się na pokład statku naszego wroga, ja z Clemontem, siedząc mocno na grzbiecie Charizarda, zaciekle atakowaliśmy Annie i Oakley, aby w ten sposób odciągnąć ich uwagę od Lugii, broniącego się wciąż przed wystrzałami armat na pokładzie okrętu Zagera.
- Zaczynacie mi już działać na nerwy! - zawołała Oakley po dłuższej chwili takiej walki.
- Do tego zepsuliście mi moją fryzurę - dodała zrozpaczonym głosem Annie.
- Zaraz jeszcze bardziej ci ją zepsujemy - zawołałam do niej złośliwie, po czym dałam polecenie Charizardowi, aby zaatakował on obie siostry i to ogniem.
Pokemon wykonał polecenie, a obie siostrzyczki zaczęły w nas ciskać małymi kostkami z energią elektryczną. Z łatwością jednak udawało nam się je ominąć, gdyż Charizard był bardzo szybki.
- Oby tylko Ash szybko złapał Zagera, bo inaczej możemy mieć mały problem - zauważył Clemont.
- Niby dlaczego? - zapytałam.
- A choćby dlatego!
To mówiąc Clemont wskazał ręką na statek doktora Zagera, z którego coś właśnie wyleciało. W tej samej chwili armaty ucichły i ostrzał ustąpił.
- Czemu przestali strzelać? - zdziwiłam się.
- Chyba znam odpowiedź!
Po tych słowach Clemont ponownie wskazał palcem na jakiś dziwny kształt, jaki właśnie wyleciał ze statku. To coś dziko zaatakowało Lugię, który zaczął przed tym czymś uciekać.
- Co to jest? - zdziwiłam się.
- Nie wiem, ale widocznie chce złapać Lugię - rzekł mój chłopak.
Z daleka nie mogłam się temu przyjrzeć, ale zauważyłam, że to coś jest białe i lekkie czerwone, a do tego ma na głowie jakieś takie dziwne urządzenie przypominające wielki kask z ogromnymi goglami. Jednak nie zdążyłam zauważyć innych szczegółów, ponieważ Annie i Oakley natarły na nas. Musieliśmy więc unikać ich ciosów, jak również sami je atakować. Nie mogliśmy też pomóc Lugii, który z jakiegoś powodu nie odpierał w ogóle ataków oraz ciosów zadawanych mu przez to dziwne „coś“. Jedyne, co robił, to przed nim uciekał.
- Lugia jest w niebezpieczeństwie! - zawołał Clemont.
- Musimy mu jakoś pomóc! - dodałam.
Piplup zapiszczał smętnie, ale niestety ani on, ani ja, ani Clemont nie wiedzieliśmy, co mamy zrobić, zwłaszcza, że ciągle atakowały nas siostry złodziejki, ciskając w nas wciąż swoje kostki. Dzielny Charizard zaczął już powoli tracić siły i wskutek tego jeden z pocisków uderzył go, rażąc jego prawą łapę prądem.
- Wytrzymaj, proszę! Jeszcze tylko trochę! - powiedziałam błagalnym tonem do Pokemona.
Niestety on już prawie całkowicie opadał z sił, zaś Annie i Oakley nas wyraźnie osaczały.
- No to już po was, wy małe...
Oakley nie zdążyła dokończyć swojej wypowiedzi, ponieważ właśnie wtedy otrzymała ona cios wodną pompą od Laprasa, na którego grzbiecie siedziały asystentki profesor Ivy. Obok nich płynęła sama uczona ubrana w fioletowy kostium kąpielowy i siedząca na grzbiecie Gyaradosa. Ten zaś na jej polecenie zaatakował obie siostry swoją mocą, odrzucając je daleko od nas i całego pola bitwy.
- To nie jest fair! - wrzasnęła Annie, odlatując razem z siostrą.
- Dziękuję, pani profesor! - krzyknął Clemont.
- Nie ma za co! - odpowiedziała Ivy - Ratujcie Lugię!
Skierowaliśmy Charizarda w kierunku naszego przyjaciela i razem zaatakowaliśmy tajemnicze coś, które nie dawało mu spokoju.
- Przypiecz go, Charizard! - zawołałam.
- Nie! - krzyknął przerażony Lugia - Nie rób tego! To Latias!
- CO?! - jęknęłam załamana - Latias?
- Przecież ona by nigdy cię nie zaatakowała! - zawołał Clemont.
- Ona nie jest sobą - odparł Lugia.
- Jak to? - zdziwiłam się.
- To przez ten kask na jej głowie - wyjaśnił nam Pokemon - Biedna Latias nie kontroluje tego, co robi. Proszę, nie krzywdźcie jej.
Spojrzeliśmy w kierunku napastnika i teraz dopiero zauważyliśmy, że to rzeczywiście Latias, ale ma na głowie jakiś dziwaczny kask oraz wielkie gogle, a do tego w furii atakowały ona zarówno Lugię, jak i nas.
- Latias! Nie poznajesz mnie?! To ja, Dawn! - krzyknęłam.
Niestety, moje krzyki były tutaj bezcelowe. Pokemonka atakowała co chwila Lugię oraz nas, kiedy próbowaliśmy ją powstrzymać. Sytuacja była więc coraz bardziej napięta.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
Po wdarciu się na pokład Zagera ruszyliśmy w kierunku jego kabiny, z której pilotował on swój okręt. Wiedzieliśmy, gdzie to jest, bo wcześniej już tutaj byliśmy. Po drodze oczywiście stanęła nam cała masa robotów, ale nie stanowiły one dla nas wcale żadnego problemu. Pikachu, Dedenne, Pancham, Fennekin, Totodile, Bulbasaur i Mudkip z łatwością sobie z nimi poradzili, rażąc ich swoimi mocami.
- Głupie blaszaki! - zawołałam, kiedy to po raz kolejny zagrodziły one nam drogę.
Strzelały one w nas bez litości laserami, ale na szczęście żaden z ich pocisków nas nie trafił, a po ostrym ataku ze strony naszych Pokemonów dzieła doktora Zagera nadawały się jedynie na złom.
- Ale akcja! - zawołała wesoło Bonnie.
- Jak na filmach o Bondzie! - dodał zadowolony Max.
Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam:
- Lepsza, bo na żywo.
Ash klasnął mocno w dłonie, aby nas przywołać do rzeczywistości.
- Dobra, pora wracać do pracy! Max i Bonnie lecą do lochów uwolnić małego Lugię! Zaś ja i Serena bierzemy na siebie Zagera!
- Nie ma sprawy, szefuńciu! - zasalutował mu Max.
- Ale gdzie są lochy? - zapytała Bonnie.
Na szczęście Jessie i James opowiedzieli nam to, zanim uwolniliśmy Meowtha, dzięki czemu znaliśmy odpowiedź na pytanie naszych przyjaciół.
- Uważajcie tylko na siebie! - pisnęła panna Meyer.
Chwilę później oboje zniknęli w jednym korytarzu, a my w drugim, wcześniej chowając do pokeballi nasze Pokemony. Dotarliśmy potem do kabiny naszego przeciwnika, którego pilnowały dwa roboty, ale jeden celny strzał prądem od Pikachu posłał je na złom.
- Dobra, teraz wchodzimy! - zawołał Ash.
To mówiąc idąc wzorem Maxa otworzył w tablicę rozdzielczą, wyrwał z niej kabelki i złączył ze sobą, powodując zwarcie oraz otwarcie drzwi. Następnie wbiegliśmy do pokoju, gdzie siedział 008 przed przeogromnym komputerem, z którego śledził cały przebieg walki.
- Co się tu dzieje?! - zawołał Zager, odwracając się w fotelu przodem do nas.
Gdy zobaczył naszą dwójkę, był wyraźnie zdumiony.
- To wy?! - zawołał.
- A tak, panie doktorze - odpowiedział mu złośliwie Ash - To właśnie my. Przyszliśmy pana zamknąć.


Uczony zachichotał podle, gdy usłyszał te słowa.
- Jesteś naiwny, jeżeli sądzisz, że uda ci się to osiągnąć. To ja mam w ręku wszystkie karty, a już niedługo Lugia będzie mój!
- Mylisz się! - zawołałam - On będzie wolny, podobnie jak jego syn!
- Nie masz żadnej broni, którą mógłbyś go złapać - dodał Ash.
- Pika-pika! - pisnął groźnie Pikachu.
Zager parsknął złośliwym śmiechem.
- Jesteś w błędzie, naiwny chłopcze. Właśnie, że mam doskonałą broń przeciwko niemu.
- Niby jaką?
- Sam zobacz.
To mówiąc podły agent 008 nacisnął jakiś guzik na klawiaturze swego komputera, ukazując nam z bliska obraz Lugii atakowanego przez jakiegoś dziwnego stwora.
- Zobacz sobie, kto właśnie atakuje twego drogiego przyjaciela - rzekł mrocznym głosem uczony.
Mój chłopak mimo wątpliwości zerknął przez nie i jęknął przerażony.
- Latias! To jest Latias!
Niestety, mój luby się nie mylił. Latias w swojej prawdziwej postaci z jakimś bardzo obrzydliwym czymś na głowie atakowała Lugię, natomiast Clemont i Dawn bezskutecznie próbowali ją powstrzymać.
- Jak ci się podoba teraz twoja przyjaciółka? - zapytał złośliwie doktor Zager - Jest pod moją całkowitą kontrolą. Trochę to trwało, ale udało mi się stworzyć to nakrycie głowy, za pomocą którego zapanowałem nad nią. Od tej chwili jedynym celem Latias jest złapać dla mnie Lugię. I zrobi to, mój chłopcze. Zrobi to albo sczeźnie próbując tego dokonać.
Po tych słowach zrozumieliśmy, że nie tylko dzielny Strażnik Wód (jak nieraz nazywano Lugię) jest zagrożony, ale też i nasza droga, kochana Latias znajduje się w wielkim niebezpieczeństwie, a jeśli szybko czegoś nie wymyślimy, to ona zginie.

***


Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Dawn c.d:
Latias dalej była w stanie hipnozy bądź transu, czy co to tam było, przez co nie mogliśmy jej uspokoić, a ta dalej atakowała Lugię oraz nas. Ja i Clemont byliśmy w prawdziwej kropce. Co mieliśmy teraz zrobić? Jeżeli byśmy ją zaatakowali, to istniało ryzyko, że ją zabijemy, zwłaszcza wtedy, gdy przez nas upadnie ona na ziemię i to z takiej wysokości. Ale przecież bezczynnie też nie mogliśmy siedzieć.
- Jeszcze trochę i Lugia już zupełnie opadnie z sił! - zawołał do mnie Clemont.
- Musimy coś zrobić! - odpowiedziałam mu przerażona.
Clemont pomyślał przez chwilę i powiedział:
- Gdybyśmy podlecieli do niej na tyle blisko, aby zerwać jej z głowy ten kask, to istnieje spora szansa na to, że odzyska ona wtedy świadomość.
- Świetny pomysł! Zróbmy tak!
Niestety, łatwiej powiedzieć niż zrobić. Latias zaś latała niesamowicie szybko, z kolei nasz środek transportu, czyli Charizard, zaczął już powoli tracić siły, podobnie jak również Lugia, który nie chcąc skrzywdzić naszej przyjaciółki tylko od niej uciekał i unikał jej ciosów, starając się za wszelką cenę nie atakować. Nasze szanse na to, żeby podlecieć blisko Latias oraz zerwać jej z głowy kask były praktycznie żadne.
- Biedny Lugia - powiedział Clemont.
- Biedna Latias - dodałam - I co my teraz zrobimy?
- Spokojnie, przyjaciele! Jeszcze jesteśmy tu my! - usłyszałam za sobą znajomy, dziewczęcy głos.
Odwróciłam się i zauważyłam Melody lecącą na lotni, a obok niej na tym samym środku transportu szybował Tracey.
- Czyżby ktoś nas potrzebował?! - zapytał Sketchit.
- No jasne! - zaśmiałam się radośnie.
- Latias atakuje Lugię, ale nie jest sobą! - zawołał do nich Clemont - Podlećcie do niej jak najbliżej się da i zdejmijcie jej ten kask! Tylko wtedy odzyska ona panowanie nad sobą!
- Robi się! - odkrzyknęła mu Melody.
Następnie razem z Traceym ruszyła ona w kierunku Latias, zaś my pozwoliliśmy Charizardowi osiąść spokojnie na ziemi, gdyż jeszcze chwilę, a zarówno on, jak i my runęliśmy byśmy w dół z wysokości kilkudziesięciu metrów, co na pewno nie byłoby przyjemne.
- Oby tylko im się udało - powiedziałam, kiedy już zeskoczyliśmy na stały grunt.
- Pozostaje nam tylko mieć nadzieję - odparł Clemont.
Następnie oboje zaczęliśmy obserwować walkę Melody i Tracey’ego z Latias, którą wciąż atakowała Lugię, zadając mu coraz poważniejsze rany. Moc legendarnego Pokemona była tak wielka, że bał się on ją zaatakować wiedząc, że jeden jego cios mógłby jej zadawać na tyle poważne rany, iż mogłaby od tego umrzeć, na co on przecież nie chciał się zgodzić. Unikał więc za wszelką cenę jej ataków i nie dążył wcale do konfrontacji, niestety w żaden sposób nie zdołało go to uchronić od ciosów, których otrzymywał coraz więcej.
W tym samym czasie nasi przyjaciele na lotniach próbowali podlecieć dość blisko Latias, aby móc zerwać z niej kask nałożony przez Zagera. Nie było to łatwe, w końcu Pokemonka latała niesamowicie szybko i nawet na zwinnych lotniach dogonienie jej było bardzo trudne. W końcu jednak Tracey uderzył w Latias od dołu, na chwilę osłabiając jej prędkość, co też wykorzystała Melody, żeby podlecieć do niej i złapać ręką za kask, niestety zerwanie go z głowy naszej przyjaciółki nie było już takie proste, gdyż był on mocno przypięty paskiem. Latias tymczasem zaczęła się dziko wyrywać i szarpać, o mało nie strącając Melody w dół. Na całe szczęście z pomocą przyszedł jej Tracey, który po zderzeniu z naszą mityczną przyjaciółką na chwilę stracił panowanie nad swą lotnią, ale szybko je odzyskał, po czym podleciał blisko i z trudem, lecz w końcu rozpiął pasek i kask został zdjęty z głowy Latias. Ta wówczas straciła przytomność, a następnie runęła w dół.
- O nie! - krzyknęłam, zasłaniając sobie usta dłońmi.
- Do góry! Poderwij się do góry! - wołał Clemont.
- Pip-lu-pip! - piszczał mój Piplup, podskakując w miejscu.
Całe szczęście Lugia w ostatniej chwili interweniował, łapiąc mocno Latias na swój grzbiet. Złapał na niego również Melody, która wskutek tych wszystkich wydarzeń straciła całkowicie panowanie nad swoją lotnią. Teraz jednak obie nasze przyjaciółki były bezpieczne.
- Udało się nam! - zawołałam, obejmując Clemonta za szyję - Udało się nam, kochanie!
- Musiało się udać! - odpowiedział radośnie nasz kochany wynalazca.
- Pip-lu-pip! Pip-lu-pip! - piszczał mój Piplup, podskakując w górę.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
- Jak widzisz, mój drogi chłopcze... Latias jest teraz w mojej mocy - powiedział Zager okrutnym tonem - Już niedługo Lugia będzie mój, a to wszystko dzięki twojej dobrotliwej i łagodnej przyjaciółeczce.
Po tych słowach zły uczony wybuchnął okrutnym śmiechem. Ash zaś zacisnął ze złości pięści, a następnie rzucił się z nimi na Zagera.
- Ty potworze! - wrzasnął, skacząc mu do oczu.
Doktor zaczął się z nim szarpać, aż oboje upadli na ziemię, zadając sobie nawzajem ciosy pięściami. W końcu jednak nasz przerażający jakże wróg zepchnął z siebie mojego chłopaka, po czym wstał i złapał pistolet.
- Robisz się coraz bardziej namolny, chłopaczku! - wydyszał - Pora to wreszcie zmienić!
Następnie strzelił on w stronę Asha, ale ten dobył szpady i zasłonił się jej ostrzem, dzięki czemu pocisk odbił się rykoszetem w kierunku Zagera. Ten w ostatniej chwili uniknął go, po czym postanowił ponownie strzelić. Wtedy właśnie Pikachu wytrącił mu atakiem pioruna broń z ręki. Uczony spojrzał na niego groźnie.
- Dość tego, ty elektryczny szczurze! - ryknął 008, po czym szybkim ruchem wydobył on nóż i cisnął nim w Pikachu.
Ostrze broni drasnęło stworka po żebrach, ale cios był na tyle mocny, że biedaczek upadł ranny i osłabiony na ziemię.
- Pikachu! - krzyknęliśmy ja i Ash.
Podbiegłam do Pokemona, po czym wzięłam go na ręce.
- Spokojnie, przyjacielu. Wyjdziesz z tego - powiedziałam.
- Pika-pika! - pisnął smutno Pokemon.
Ash chciał też podbiec do nas, ale Zager dopadł swojej broni i strzelił w jego kierunku, na całe szczęście niecelnie. Słysząc strzały załadowałam rannego Pikachu do mojego plecaka, po czym spojrzałam w bok widząc, jak agent 008 mierzy w kierunku mojego chłopaka z pistoletu, próbując do niego ponownie strzelić.
- Zostaw go! - krzyknęłam, skacząc na doktora od tyłu.
Zaczęłam się z nim szarpać i wić, aż w końcu doktor Zager pociągnął za spust, ale zupełnie nie tak, jak to zaplanował, przez co pocisk uderzył w kokpit komputera, przed którym siedział nasz drogi uczony, zanim tu oboje weszliśmy i mu przerwaliśmy.
- Ty idiotko! Zobacz, co narobiłaś! - ryknął wściekły 008, zrzucając mnie w końcu z siebie.
Podbiegł on do komputera, po czym złapał się za głowę, wołając:
- Rozwaliłaś panel sterowania! Nie mam już kontroli nad statkiem.
- I bardzo dobrze, łajdaku! - odpowiedziałam mu.
Zager spojrzał na mnie okrutnym, niemalże wręcz dzikim wzrokiem.
- Czy ty nic nie rozumiesz, smarkulo?! Nie mogę już tym sterować! Automatyczny pilot także nie działa! Zaraz się rozbijemy!
Ash przerażony szybko schował szpadę do pochwy.
- Mówisz poważnie?
- Najzupełniej.
- Musimy stąd uciekać.
Zager złapał ponownie za broń i wymierzył ją w Asha.
- Nie ma mowy! Ja stąd uciekam, a wy zostajecie!
- Chyba nie myślisz, że cię posłuchamy! - zawołałam z kpiną.
008 uśmiechnął się podle.
- Jak wolisz umrzeć, panienko? Od kuli w głowie czy od rozbicia się tego statku? - zapytał - Przypominam ci, że to drugie masz jeszcze szansę przeżyć, ale tego pierwszego już nie.
Zrozumiałam wówczas, iż jesteśmy w pułapce bez wyjścia. Jeśli więc szybko czegoś nie zrobimy, to może być groźnie. Los jednak, jak to często w naszej sytuacji bywa, przybył nam z pomocą.
- Uważaj! - krzyknął nagle Ash.
- Myślisz, że dam się nabrać na tę starą sztuczkę?! - zapytał złośliwie Zager.
- Kiedy ja na poważnie...
- Milcz, chłopaczku i zejdź mi z drogi, jeśli chcesz żyć!
- Obejrzyj się za siebie, idioto! - wrzasnęłam w furii.
008 niechętnie to zrobił, a kiedy to się stało, to przerażony krzyknął. Zauważył bowiem na ekranie swojego wielkiego komputera, iż jego statek, który wciąż leciał przed siebie, zmierza właśnie nieuchronnie w kierunku najbliższej w okolicy góry, a następnie z impetem w nią uderza. Cały statek zaczął się trząść, z sufitu leciały na nas kawałki stropu, a alarm rozległ się po całym okręcie.
- To wszystko się zaraz rozleci - zawołałam.
- Musimy stąd uciekać! - krzyknął Ash.
- O nie! Nic z tego! - wrzasnął doktor Zager, wciąż mierząc do nas z broni - Jeśli spróbujecie uciec, zastrzelę was!
- Co ci z tego przyjdzie?! I tak sam zaraz zginiesz! - zdziwiłam się.
- Przynajmniej więcej nie staniecie na drodze mojemu szefowi - odparł podle Zager.
Wtedy właśnie statek, który to zaczął opadać w dół, uderzył o coś tak mocno, że aż została rozbita szyba w jednym z iluminatorów w ścianach. Powstała wówczas tak często widziana przeze mnie na filmach sytuacja, gdy silny prąd powietrza zaczął wysysać na zewnątrz wszystko, co było w pomieszczeniu. Nim się spostrzegłam, a Ash wyleciał z prądem przez okno, następnie zaś mnie spotkało to samo. W ostatniej chwili złapałam jeszcze mocno mój plecak, w którym siedział Pikachu. Następnie razem z nim oraz moim ukochanym znalazłam się na zewnątrz, po czym oboje runęliśmy w dół, krzycząc z przerażenia.
Nie uderzyliśmy jednak o ziemię, gdyż nagle coś złapało nas mocno i powoli zatrzymało w powietrzu. Z trudem otworzyłam oczy, aby spojrzeć, co to jest.
- Ash, zobacz! - zawołałam.
Mój chłopak powoli otworzył oczy i zobaczył... małego Lugię, który trzymał nas mocno w swoich tylnych łapach.
- Hejka, przyjaciele! - pisnął nagle jakiś dziewczęcy głosik.
- Chcieliście spadać z tej kupy żelastwa bez nas? - dodał drugi głos, tym razem chłopięcy.
Oboje z Ashem wychyliliśmy lekko głowy, żeby móc zobaczyć, kto to do nas mówi i zobaczyliśmy Maxa i Bonnie bardzo z siebie zadowolonych.
- To wy?! - zawołałam zdumiona.
- A co?! Miała nas ominąć dobra zabawa?! - odpowiedział mi wesoło Max.
- Mały Lugia jest taki przesłodki! - wołała radośnie Bonnie - Oboje od razu przypadliśmy sobie do gustu. Prawda, słodziaku?
Pokemon zapiszczał radośnie, potwierdzając jej słowa, zaś ja i Ash, nie wiedzieć czemu, wybuchliśmy radosnym śmiechem.

***


Uzupełnienie pamiętników Sereny - zeznanie Anonima:
Giovanni siedział w swoim gabinecie w fotelu, trzymając na kolanach Persiana, którego nieustannie głaskał. Obok niego stała jego sekretarka, jak zwykle ponura oraz milcząca. Oboje patrzyli w kierunku Annie i Oakley, który klęcząc na jednym kolanie, jak również uniżenie opuszczając głowy, składali mu raport ze swoich poczynań.
- A więc mam rozumieć, że kiedy wodny atak Laprasa oraz Gyaradosa odrzucił was daleko od pola bitwy, to wy obie tak po prostu sobie z niego uciekłyście? - zapytał Giovanni.
- Eee... Tak, proszę pana. Tak właśnie było - powiedziała Oakley, z trudem wypuszczając słowa ze swoich ust.
Mężczyzna popatrzył na obie kobiety groźnie, dalej głaszcząc swojego Pokemona.
- Mam więc także rozumieć, że opuściliście swojego przełożonego w potrzebie, żeby tylko ratować swoje nędzne życie?
- Nie mieliśmy wyboru, mój panie - odparła na to Oakley - Przecież my mieliśmy własną misję do wykonania.
- I była ona znacznie ważniejsza niż pomaganie doktorowi Zagerowi - dodała Annie.
Giovanni zazgrzytał ze złości zębami.
- To ja jestem waszym szefem i to ja decyduję o tym, która misja jest ważna, a która nie. Wy natomiast samowolnie opuściłyście swój posterunek i miałyście jeszcze na tyle odwagi, aby tu przybyć i mi o tym zameldować.
- Ale proszę pana...
Mężczyzna uciszył Annie stanowczym ruchem ręki.
- Milcz, ty głupia! Ty nic nie rozumiesz! Ta misja była dla nas bardzo ważna, a wy ponownie zawiodłyście moje zaufanie!
- Ależ szefie... To wszystko wina tego głupiego dzieciaka - zaczęła się tłumaczyć Oakley.
- Właśnie! To przez niego znowu przegrałyśmy! - dodała Annie.
Giovanni uśmiechnął się ironicznie.
- Odnoszę wrażenie, że Ash Ketchum jest ostatnio doskonałą wręcz wymówką dla wszystkich moich agentów wtedy, gdy ponoszą oni porażkę. Może, skoro ten chłopak jest taki skuteczny w swoich działaniach, to lepiej by dla mnie było, gdybym to jego zatrudnił, a was wszystkich zwolnił?
Oakley ośmieliła się przerwać jego wywód.
- Proszę pana... Na swoje usprawiedliwienie możemy powiedzieć, że chroniłyśmy przesyłkę, którą miałyśmy panu dostarczyć zanim nie wysłał nas pan na pomoc doktorowi Zagerowi.
- Czy macie ją nadal przy sobie? - zapytał ich szef.
- Oczywiście, proszę pana.
To mówiąc Oakley wyjęła z buta niewielką dyskietkę, którą następnie położyła na biurku przez Giovannim. Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie.
- Czy znajduje się na niej to, po co was wysłałem? - spytał.
- Oczywiście, proszę pana - powiedziała młodsza ze złodziejek.
- Same osobiście je sprawdzałyśmy - dodała jej starsza i zdecydowanie głupsza siostra - Dane się zgadzają. Jest tu wszystko, czego pan chciał.
Giovanni wziął dyskietkę do ręki, po czym powiedział z uśmiechem na twarzy:
- No... A więc jednak był z was jakiś pożytek, moje drogie. Opłaciło mi się wydobycie was z więzienia. Dlatego też tym razem wam wybaczę tę żałosną porażkę.
- Dziękujemy panu - powiedziała Oakley, kłaniając się uniżenie.
- Jest pan dla nas niezwykle łaskawy - dodała Annie, powtarzając czyn siostry.
- Ale pamiętajcie - przerwał im groźnie Giuseppe Giovanni - Kolejna porażka nie zostanie wam już wybaczona.
- Nie będzie kolejnych porażek, proszę pana - odrzekła mu złodziejka o niebieskich włosach.
- Będziemy nie tylko wiernie, ale też i skrupulatnie wykonywać pana polecenia - dodała jej koleżanka, blondynka.
Giovanni uśmiechnął się do nich podle.
- Mam nadzieję, ponieważ to wasza ostatnia szansa.
Następnie spojrzał na dyskietkę, dodając:
- Może i tym razem wygrałeś, Ashu Ketchumie... Jednak ja również zdobyłem w tej grze punkt, a ten kiedyś obróci się przeciwko tobie.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
Z pomocą małego Lugii powróciliśmy do naszych przyjaciół, którzy już na nas czekali. Od nich to właśnie dowiedzieliśmy się szczegółów ich bitwy z Annie i Oakley oraz jak Tracey oraz Melody ocalili całą sytuację.
- Musisz przyznać, że dobrze zrobiliśmy, przybywając tutaj - rzekła nie bez satysfakcji w głosie panna z Shamouti.
Ash uśmiechnął się do niej delikatnie.
- Masz rację. Muszę to przyznać. Ale co z Latias?
- Spokojnie, ma się całkiem dobrze - odpowiedział Tracey - Jest tylko nieco osłabiona.
- Profesor Ivy i jej asystentki już się nią zajęły - wyjaśniła Melody.
- Wobec tego może zajmą się one również Pikachu - powiedziałam, zdejmując swój plecak i pokazując na Pokemona.
- A co mu jest? - zapytała Dawn.
Opowiedzieliśmy naszym przyjaciołom (oczywiście w bardzo wielkim skrócie) całą przygodę, jaką przeżyliśmy na statku doktora Zagera, po czym szybko pobiegliśmy do pani profesor Ivy, aby jej zanieść naszego rannego bohatera.
- Spokojnie, nic mu nie będzie - powiedziała uczonego, oglądając go - Jest tylko draśnięty. Zrobimy mu opatrunek i po sprawie.
- Dziękujemy, pani profesor - powiedziałam.
- A co z Latias? - zapytał mój chłopak.
- Jest osłabiona, ale dojdzie do siebie.
Ash spojrzał na leżącą w czymś na kształt inkubatora Latias, która to uśmiechnęła się do niego delikatnie.
- Spokojnie, moja maleńka - powiedział czułym głosem - Zobaczysz. Szybko wyzdrowiejesz.
Następnie wyszliśmy na zewnątrz, gdzie Lugia oraz jego syn właśnie żegnali się z naszymi przyjaciółmi.
- Dobrze, że jesteście - powiedział starszy z Pokemonów - Na nas już czas.
- Musicie wracać? - zapytałam ze smutkiem w głosie.
- Niestety, tak - odpowiedział Lugia - Niedługo zjawi się tu wezwana przez nas policja. Lepiej, żeby nas nie widzieli. Im mniej osób nas widzi, tym bardziej jesteśmy bezpieczni.
Chwilę później ojciec i syn unieśli się wysoko w powietrze, natomiast legendarny Pokemon przemówił ponownie:
- Dziękuję wam wszystkim. Po grób będę waszym dłużnikiem.
- A my twoimi - odpowiedział Ash.
Lugia uśmiechnął się do niego przyjaźnie.
- W razie czego zawsze możecie mnie wezwać melodią, którą znacie. Pamiętajcie, że jeżeli będzie na terenie Wysp Oranżowych i wpadniecie w tarapaty, to zróbcie tak, jak niedawno zrobiliście, a zjawię się.
Następnie spojrzał na Asha i dodał:
- Mówiłem to już kiedyś, ale teraz znowu to powtórzę. Los całego świata nie mógł trafić w lepsze ręce.
- Tym razem nie ocaliłem świata, a jedynie jego małą cząstkę - zaśmiał się mój chłopak.
- Bez względu na to, jak wielką część naszej planety ocaliłeś, ty jesteś prawdziwym Wybrańcem, a twoi przyjaciele na pewno są dumni, gdy mogą walczyć u twego boku, podobnie jak i ja jestem z tego dumny. Bądź zdrów, Ash i pamiętaj... Tutaj zawsze masz przyjaciół.
Mały Lugia podleciał do Maxa i Bonnie, po czym dotknął lekko głową ich obojga.
- Trzymaj się, słodziaku - powiedziała panna Meyer.
- Do zobaczenia - dodał Max.
Pokemon zapiszczał przyjaźnie, po czym powrócił do swojego ojca i chwilę później obaj zanurkowali w odmętach oceanu.

***


Kilka minut później przyjechała policja na czele z miejscową oficer Jenny. Przyjechały również inne służby specjalne, które to zbadały szczątki rozbitego statku doktora Zagera. Ciało podłego uczonego zostało szybko z nich wydobyte oraz zbadane. Nie ulegało wątpliwości, że tym razem podły agent 008 zginął na dobre.
Policja spisała dokładnie nasze zeznania, jak również zabrała się za poszukiwanie Annie i Oakley. Niestety, nigdzie nie odnaleźli żadnej z obu sióstr pomimo tego, iż starali się bardzo mocno.
- Niedobrze - powiedział Ash - To oznacza tylko jedno. Obie paniusie znowu nam uciekły.
- Szkoda. Miałam nadzieję, że ten rozdział naszej historii zostanie już definitywnie zamknięty, podobnie jak i one - powiedziałam.
Mój luby pokiwał smutno głową.
- Trudno. Ale jeszcze je dopadniemy i zadbamy o to, aby wróciły one do więzienia. A jak na razie możemy się cieszyć z tego, jak poważny cios zadaliśmy organizacji Rocket.
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
 - No właśnie. Cios to nie byle jaki - stwierdziłam - Doktor Zager nie żyje, jego roboty i dzieło zniszczone... Latias i Lugia są wolni. To jest nasz sukces.
Nagle usłyszeliśmy za sobą jakiś głos.
- Przepraszam bardzo...
Odwróciliśmy się i zauważyliśmy, że osobą, która nas zagaduje, jest miejscowa oficer Jenny.
- Słucham? - zapytał Ash.
- Nie chciałabym wam przeszkadzać, ale pewien chłopak ma do was sprawę.
Następnie zza jej pleców wyszedł ten sam nastolatek, od którego mój luby pożyczył bez pytania środek transportu. Chłopak był wyraźnie zły.
- Ten koleś i jego Pikachu ukradli mój rower i do tego go zniszczyli! Utopili go w oceanie! Domagam się, aby oddali mi kasę za niego!
Mój ukochany popatrzył na niego uważnie, mówiąc:
- To już czwarty rower, którego zniszczenie poszło na moje konto. Tylko, że tym razem naprawdę osobiście go rozwaliłem. Wcześniej robił to Pikachu.
Parsknęłam śmiechem, słysząc jego słowa.
- Masz rację. Rower Misty, rower May, rower Dawn... A teraz rower tego panicza. Ty chyba masz jakąś awersję do rowerów.
- Możliwe.
- O czym wy gadacie? Chcę kasę za mój rower! - warknął chłopak.
Jego ton przypominał nam pewną rudowłosą dziewczynę, która ponoć parę lat temu mówiła bardzo podobnie do Asha. Mój luby bardzo dobrze to pamiętał, gdyż wesoło spojrzał na mnie, a ja spojrzałam na niego, po czym oboje wybuchliśmy gromkim śmiechem.
- Bardzo śmieszne, wiecie?! Bardzo śmieszne - warknął oburzonym tonem nastolatek.
Nie zwróciliśmy jednak na niego uwagi, ponieważ zbyt byliśmy zajęci śmianiem się z całej tej sytuacji.


KONIEC












1 komentarz:

  1. Na szczęście wszystko kończy się dobrze, chociaż nie bez pewnych perturbacji. Wiadomo, żeby do czegoś dojść, trzeba się najpierw nieźle namęczyć.
    Melody sprowadza dorosłego Lugię za pomocą melodii dobrze znanej nam z Pokémon 2: Uwierz w swoją siłę. Pokemon bardzo chce ratować swojego syna, jednak nie jest to możliwe bez narażenia jego własnego bezpieczeństwa. Dlatego konieczne jest opracowanie dokładnego planu.
    Po jego dopracowaniu przyjaciele wraz z Lugią przystępują do ataku. Lugia wabi doktora Zagera na powierzchnię i w ten sposób nasi przyjaciele próbują dostać się na jego statek, co łatwe nie jest, gdyż pojazd zaczyna unosić się w powietrzu. Dzięki pomocy Pidgeotta Ash i Serena próbują dostać się na statek naukowca, jednak Pokemon zostaje postrzelony w skrzydło na tyle poważnie, że jego dalszy lot nie jest możliwy. Ryzykując życie nasza para ląduje z powrotem, po czym Ash na szybko konstruuje nowy plan dostania się na statek, wykorzystując tym samym rower napotkanego nastolatka. Skacze na nim z klifu (rower niestety ląduje w oceanie) a sam Ash łapie się zwisającej ze statku drabinki sznurowej. To samo po chwili robi Serena, która wraz z nim dostaje się na statek.
    W tym samym czasie Dawn oraz Clemont próbują bronic Lugię przed atakami od... Latias, która ma na głowie hełm kontrolujący jej umysł. Jak widać zadanie to nie będzie należało do łatwych.
    Tymczasem Ash i Serena próbują wyrównać rachunki z profesorkiem, który nie zamierza poddać się tak łatwo. Wywiązuje się walka, w wyniku której ciężko ranny zostaje Pikachu.
    W tym samym czasie Melody oraz Tracey przybywają z pomocą Clemontowi i Dawn. Po krótkiej wymianie ciosów w końcu powalają opętaną Latias na ziemię i zdejmują jej hełm kontrolujący umysł, a konkretnie robi to Melody. Lugia jest już praktycznie bezpieczny. Pozostaje tylko profesorek, z którym walczą Ash i Serena. Statek, którym lecą, zmierza na kurs kolizyjny z najbliższą górą i niestety zderza się z nią. Para zostaje wciągnięta w wir powietrza, który wysysa ich ze statku. Na szczęście z pomocą przychodzą im Lugia ojciec i Lugia syn, którzy wyciągają naszą parę z wraku statku.
    Na miejsce przybywa policja, która wyciąga ciało profesora z oceanu. Jego śmierć zostaje potwierdzona i tym razem nasi przyjaciele pozbyli się wroga na dobre. Uwolnili też Latias i w jakimś sensie uratowali świat.
    Niestety... jednak Giovanni przy pomocy Annie i Oakley zdobywa tajemniczą dyskietkę z danymi... Co na niej jest? To się zapewne okaże w przyszłości. :)
    Na koniec zostaje im jeszcze sprawa roweru, o który wykłóca się pozbawiony go nastolatek, który upiera się przy zwrocie kasy za pojazd... Cóż, jeśli chodzi o Asha, to klątwa rowerowa chyba nigdy go nie opuści. :)
    Czytałam opowiadanie z zapartym tchem, wciągnęło mnie od początku do końca. Dobrze, że 008 skończył tak jak skończył, śmierć była dla niego jedyną słuszną karą za to co zrobił i chciał zrobić dalej. Wiem, że nie powinno się cieszyć z nieszczęścia innych, ale cóż... jemu to się należało. :)
    Akcja wciąga i jest bardzo dynamiczna, co sprawia, że czytelnik się nie nudzi. Bardzo dobre opowiadanie. :)
    Ogólna ocena: 10000000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...