Zacięty pościg cz. I
Uzupełnienie pamiętników Sereny - zeznanie Anonima:
- Słucham, 008?
Na ekranie potężnego komputera ukazała się mroczna postać Giuseppe Giovanniego. Siedział on jak zwykle w fotelu, przybierając przy tym pozę króla. Trzymał na swoich kolanach Persiana i powoli go głaskał. Obok tego jakże podłego człowieka stała jego sekretarka, kobieta młoda, choć bardzo ponura. Miała ona czarne włosy oraz ciemno-różowe oczy. Nosiła żakiet tej samej barwy, co jej narząd wzroku, pod nim zaś miała szarą koszulę i czarną spódniczkę. Jej nos zdobiły okulary o grubych ramkach. Kobieta stała na baczność blisko fotela Giovanniego. Bezbarwnym wzrokiem patrzyła ona w stronę rozmówcy swego rozmówcy - był nim mężczyzna w wieku około sześćdziesięciu lat. Miał on siwe włosy i wąsy barwy mleka oraz monokl w oku. Jego strojem był czarny ubiór oraz biały kitel na niego nałożony.
- Witaj pana - powiedział zadowolonym głosem mężczyzna - Mam dla pana raport, o który pan prosił.
- Bardzo mnie to cieszy - odparł Giovanni z uśmiechem na twarzy - Mów zatem, 008.
- Zgodnie z pańskim poleceniem posłałem już szpiegów we wszystkie miejsca, gdzie mógł znajdować się obiekt naszego zainteresowania. Długo go szukałem, lecz w końcu odniosłem sukces i mogę powiedzieć, gdzie on się obecnie znajduje.
- A więc gdzie on jest?
- W małym mieście w regionie Kanto. Nazywa się ono Alabastia.
- No proszę. Właśnie tam - powiedział szef organizacji Rocket, powoli głaszcząc swego Pokemona - Dość niezwykłe, że ilekroć mamy coś bardzo ważnego do zrealizowania, to zwykle trafiamy do tego miasta.
Popatrzył on ponownie na swego agenta i zapytał:
- Czy masz absolutną pewność, 008, że właśnie tam znajduje się obiekt naszego zainteresowania?
- Jak najbardziej, proszę pana - odpowiedział Giovanniemu jego agent - Mój szpieg zdobył podstępem próbki DNA owego obiektu.
- Zbadałeś je?
- Oczywiście, proszę pana.
- I jakie wyniki?
- Zadowalające.
- A konkretnie?
- Badania DNA potwierdzają bez najmniejszych wątpliwości, że to jest obiekt naszego zainteresowania.
- Więc jednak - uśmiechnął się podle Giovanni - Tym lepiej. Oczekuję zatem, że wkrótce dołączy on do nas. Po dokonaniu praniu mózgu będzie bardzo cennym nabytkiem dla naszej armii.
- Oczywiście, proszę pana. A wtedy nasze nadzieje na podbicie świata staną się coraz bardziej realne.
- Dokładnie, 008. Przeprowadź więc akcję i zdobądź do nas ten cenny nabytek.
- Zrobię to z prawdziwą przyjemnością, proszę pana, ale jest pewien problem.
- Naprawdę? A jaki?
- Taki, że obiekt naszego zainteresowania jest wciąż pod opieką tego smarkacza, Asha Ketchuma.
Giovanni zacisnął pięść ze złości i popatrzył na swojego agenta, wręcz kipiąc z gniewu.
- Niech to! Znowu on?! Ten chłopak działa mi już na nerwy!
- Mogę go kazać zlikwidować, proszę pana.
- To zbyteczne. Wystarczy, że postarasz się, aby nam nie przeszkadzał.
- Jak mam to zrobić?
- Pozostawiam tę kwestię tobie, 008.
- Mówi pan poważnie, szefie?
- Najzupełniej poważnie. W tej sprawie zdam się na twoją wyobraźnię, o ile oczywiście ją posiadasz.
- Po co, szefie, bawić się w takie hece? Nie lepiej go zlikwidować?
- Może byłoby lepiej, ale ten chłopak intryguje mnie. Już wiele razy stanął na mojej drodze i za każdym razem wychodził z tego obronną ręką. On posiada naprawdę bardzo błyskotliwy oraz bystry umysł. Prócz tego ma również wielkie szczęście... Niewiarygodne wręcz szczęście. A może to coś więcej niż szczęście? Może to są jakieś niesamowite umiejętności?
- Niesamowite czy nie, lepiej go zabić.
Giovanni wykrzywił się lekko, słysząc te słowa.
- Tak może postąpić pierwszy lepszy prostak. Nie zapominaj, 008, że ty należysz do elity organizacji Rocket. Zachowuj się więc tak, jak na członka elity przystało.
- Oczywiście, szefie.
- Zrozum, 008. Ten chłopak może jeszcze kiedyś nam się bardzo, ale to bardzo przydać. Lepiej więc, aby pozostał przy życiu. Przynajmniej na razie, póki nie zdecyduję inaczej.
- Rozumiem, szefie. A więc mam jedynie zadbać o to, aby ten chłopak nie wszedł nam w drogę?
- Dokładnie tak.
- Chyba wiem, kto może mi w tym pomóc.
- Masz na myśli kogoś konkretnego?
- Mówię o pewnych osobach, które kiedyś wiernie nam służyły, lecz obecnie są dla nas niedostępne.
- Z jakiego powodu?
Agent podał powód. Giovanni spojrzał wówczas na niego groźnie.
- Wiesz doskonale, 008, jak te osoby poważnie mnie kiedyś zawiodły. Pomimo tego prosisz mnie o to, aby im pomóc?
- Te osoby najlepiej znają nasz obiekt zainteresowań. Mogą być bardzo użyteczne oraz pomóc nam go schwytać.
- Rozumiem. W takiej sytuacji rób to, co uważasz za słuszne.
- Czy mam wobec tego pańskie pozwolenie na swobodne działanie?
- Tak. Liczę, że nie narozrabiasz zbyt mocno.
- Ja również na to liczę, proszę pana - uśmiechnął się delikatnie 008.
- Doskonale. A więc do roboty.
To mówiąc Giovanni nacisnął guzik na komputerze i wyłączył ekran, tym samym przerywając połączenie. Spojrzał następnie na swoją sekretarkę, mówiąc:
- Chcę zobaczyć moje obiekty.
- Oczywiście, proszę pana.
Następnie dotknęła ona słuchawki telefonu, którą miała przymocowaną do ucha.
- Pan Giovanni chce zobaczyć swoje obiekty.
Następnie spojrzała na swego szefa i zameldowała:
- Wszystko przygotowane.
Szef organizacji Rocket wypuścił z rąk Persiana, który zaczął bardzo spokojnie i zadowolony iść obok swego trenera. Ten zaś razem z nim oraz swoją sekretarką powoli przeszedł przez korytarz do innej sali. Znajdowały się tam klatki z uwięzionymi w Pokemonami, nad którymi siedzieli różni naukowcy. Wszyscy oni stanęli na baczność przed Giovannim i zasalutowali mu, gdy tylko wszedł do środka.
- Jak postępują nasze prace? - zapytał mafioso.
- Doskonale, proszę pana. Robimy duże postępy - odpowiedział jeden z naukowców.
- A jak przebiega najważniejszy punkt naszych badań?
- Niestety, efekty prania mózgu stosowane na Pokemonach wciąż nie są trwałe.
- Musimy zatem wciąż je powtarzać, jeśli chcemy zachować wierność obiektów - dodała jakaś kobieta w kitlu, też widocznie uczona - Być może zdołamy to zmienić na lepsze, ale potrzeba nam czasu.
- To żaden problem. Mamy mnóstwo czasu - uśmiechnął się do niej Giovanni - A gdzie jest nasz najnowszy nabytek?
- Wciąż w klatce.
- Próbuje uciec?
- Gdy tylko ma okazję, a jego umysł wciąż nie chce się poddać naszym maszynom - rzekł jeden z naukowców.
Mężczyzna zachichotał podle, po czym podszedł do klatki, w której siedział jakiś Pokemon. Jego postać była ukryta w cieniu. Jedynie dwoje wielkich, świecących oczu wskazywały na to, że ktoś tam jest. Na widok Giovanniego stwór zaczął gniewnie warczeć oraz piszczeć.
- Spokojnie, mój słodki. Spokojnie - zaśmiał się podle Giovanni - To i tak ci nic nie pomoże. Klatka jest za mocna. Nie rozwalisz jej.
Pokemon zapiszczał jeszcze głośniej, słysząc te słowa.
- Doskwiera ci samotność, prawda?
- MRAU! - zamruczał Persian.
Jego trener pogłaskał go powoli po głowie, nie odrywając jednak przy tym wzroku od stworka w klatce.
- Nie bój się, mój uroczy kolego. Nie będziesz zbyt długo samotny. Już wkrótce dostaniesz kogoś do towarzystwa.
Dwoje wielkich i białych oczu wpatrywały się w niego uważnie.
- Tak, dobrze słyszysz. Już niedługo będziesz miał towarzystwo i to nie byle jakie.
Następnie zachichotał podle, głaszcząc dalej swego Persiana.
***
Pamiętniki Sereny:
- Wiesz, co? Bardzo mnie ciekawi, dlaczego nasza kochana porucznik Jenny wezwała nas na komendę i to jeszcze tak wcześnie? - zapytałam mego chłopaka.
- Pika-pika-chu? - zapiszczał Pikachu, siedzący jak zwykle na ramieniu swego trenera.
Ash uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Moja kochana Sereno... Kiedy już będziemy na miejscu, to Jenny nam wszystko opowie i wtedy ta tajemnica przestanie być tajemnicą.
Spojrzałam na mojego chłopaka z lekką ironią.
- Wiesz co? Muszę ci powiedzieć, że wiem już doskonale, dlaczego ty i nasza kochana pani porucznik tak dobrze się ze sobą dogadujecie.
- Doprawdy? To słucham... Jakie są twoje wnioski w tej sprawie?
- Ano takie, że oboje z Jenny się lubicie, ponieważ jesteście tak samo walnięci pod względem zachowywania tajemnic. Wszystko musicie mówić mi dopiero na samym końcu.
- Cóż... Tacy już jesteśmy... Tajemniczy - zaśmiał się wesoło Ash.
- Raczej próżni.
- Niby czemu?
- Bo oboje jesteście tacy, że uwielbiacie skupiać na sobie całą uwagę swoich słuchaczy, a kiedy już mówicie wszystko, to znacznie później niż od was tego oczekują i wtedy wasi słuchacze są bardziej skupieni na waszych osobach i bardziej was podziwiają za waszą błyskotliwość.
- Możliwe, że masz rację, aniołku - powiedział mój chłopak, całując mnie czule w policzek.
- Ty mi tu nie aniołkuj, Ash, tylko lepiej zacznij być ze mną całkowicie szczery - odparłam ironicznie.
- Przecież jestem z tobą szczery, kochanie.
- Jesteś szczery, ale nie całkowicie. Często wiele spraw nie mówisz mi od razu, tylko po jakimś czasie. A mógłbyś mi zaufać.
- To nie jest kwestia zaufania, najdroższa. Po prostu wtedy, kiedy się spieszę i dążę do tego, aby rozwikłać sprawę, to umiem skupić się jedynie na tym, aby połączyć ze sobą wszystkie fakty w jedno. Nie myślę wtedy o tym, żeby ci wszystko tłumaczyć.
- Niech ci będzie.
Mój luby uśmiechnął się lekko, objął mnie mocno w pasie i pocałował czule moje usta.
- Kocham cię, Sereno.
Popatrzyłam na niego z miłością w oczach.
- Ja ciebie też, Ash.
- Cieszę się. No, a co do Jenny, to ja jestem pewien, że chodzi o jakiś drobiazg, który jednak nie jest niezwykle ważną sprawą. Pewnie jej przyszli teściowie chcą ją odwiedzić, a ona chce nas poprosić, żebyśmy wymyślili jakieś rzekome przestępstwo, które tak ją zaabsorbuje, że nie zdoła przyjąć u siebie owych państwa.
Trąciłam go lekko w ramię.
- Proszę cię, zgrywusie jeden. Ja mówię poważnie - zachichotałam.
- Ja również mówię poważnie - odparł Ash, choć widziałam wyraźnie, że wręcz dusi się ze śmiechu.
- Pika-pika! - pisnął wesoło Pikachu.
- No dobra, nieważne - machnęłam na to ręką - Masz rację, mój drogi. Wszystkiego dowiemy się od Jenny, więc nie ma o czym mówić.
Kilka minut później w końcu dotarliśmy na posterunek policji. Nasza droga pani porucznik powitała nas serdecznie, choć wyraźnie było widać, iż trapi ją wielki smutek. Miałam nadzieję, że zechce ona być z nami szczera i opowiedzieć nam o wszystkim, co ją dręczy. Na całe szczęście została ona spełniona.
- Cieszy mnie bardzo wasz widok, przyjaciele - powiedziała Jenny dość strapionym głosem.
- Naprawdę? - zaśmiał się delikatnie mój chłopak - A z jakiego powodu aż się cieszysz na nasz widok?
- Ponieważ ogromnie mi zależy na tym, abyście to wy zajęli się sprawą, którą właśnie prowadzę.
- Dlaczego ci na tym zależy? - zapytałam zdumiona.
- I co to za sprawa? - dodał Ash.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
Jenny westchnęła głęboko. Widać było, że jest czymś bardzo przejęta.
- Lepiej usiądźcie. Na stojąco nie ma co rozmawiać.
Zgodnie z prośbą policjantki usadowiliśmy się wygodnie w fotelach naprzeciwko jej biurka i patrzyliśmy uważnie w oczy naszej rozmówczyni.
- Nie powinnam zadawać tego pytania, bo znam na nie odpowiedź, ale takie są procedury i muszę to zrobić - zaczęła naszą rozmowę oficer Jenny - Znacie Annie i Oakley prawda?
- Czy my je znamy? - zaśmiał się Ash - Lepiej niż byśmy chcieli.
- Dokładnie tak. W końcu sami wsadziliśmy je do więzienia - dodałam ironicznie.
- Pika-pika! - pisnął Pikachu.
Pani porucznik pokiwała głową i powiedziała:
- Annie i Oakley. Dwie siostry złodziejki. Annie jest starsza, a Oakley młodsza. Pierwsza jest głupia, druga zaś inteligentna. Pierwsza pracuje jako pomocnik, druga natomiast wymyśla plany działania, buduje roboty, a także bardzo sprawnie obsługuje komputery.
- Tak, to prawda - potwierdził Ash - Wszystko się zgadza.
Jenny spojrzała w papiery, które miała na biurku i rzekła:
- Nie mamy o nich zbyt wielu danych. Nie wiemy nawet, kiedy ani też gdzie się one narodziły, jednak trudno się temu dziwić. Te jędze pracują dla organizacji Rocket, a ona robi wszystko, aby jak najmniej danych posiadano na temat jej agentów. Fakty wszak mówią nam bardzo wyraźnie, że te bestie są strasznie cwane. Na tyle cwane, że mogę wam powiedzieć, że naprawdę stanowią trudne do pokonania przeciwniczki i dość szybko podnoszą się po ewentualnych porażkach.
- Dobrze, ale czemu nam o tym wszystkim mówisz? - zapytał Ash.
- Pika-pika-chu? - zapiszczał zdumiony Pikachu.
- No właśnie. Czemu o tym rozmawiamy? - dodałam.
Jenny spojrzała na nas zasmuconym wzrokiem.
- Ponieważ te dwie paniusie uciekły przedwczoraj z więzienia.
Byliśmy w szoku, kiedy usłyszeliśmy te słowa. Równie dobrze Jenny mogła nam powiedzieć, że już jutro nastąpi koniec świata. Wieść od naszej drogiej przyjaciółki była dla nas tak samo szokująca, co dla innych wieść o natychmiastowym armagedonie.
- Uciekły?! - zawołałam.
- Pika-pika?! - pisnął przerażony Pikachu.
Pani porucznik pokiwała smutno głową.
- Tak... Przedwczoraj wieczorem, czyli w sobotę 4 marca 2006 roku, doszło do bardzo, ale to bardzo niezwykłej sytuacji. Jeszcze nigdy region Kanto nie był świadkiem czegoś takiego.
- Ale czego? - zapytał zdumiony Ash.
- Nad zakładem penitencjarnym dla kobiet, w którym przebywały nasze obie panie, pojawił się nagle jakiś dziwny statek, jakby z filmów sf. Nim się spostrzegliśmy ostrzelał on mury więzienia, zrobił dziurę tam, gdzie była cela Annie i Oakley, po czym spuścił im drabinkę sznurową, a siostrzyczki dostały się na pokład, zaś statek odleciał. Próbowaliśmy go namierzyć, ale niestety nic to nie dało. Ten tajemniczy wybawca, jeżeli można tak nazwać tego drania, po prostu rozpłynął się w powietrzu.
Następnie Jenny podsunęła nam zdjęcia obu sióstr złodziejek, na które popatrzyliśmy z Ashem uważnie.
- Annie i Oakley - rzekł mój chłopak smutnym tonem - Pamiętam, jak je poznałem. Próbowały porwać Latias, ale ja ją ocaliłem. Potem znowu to chciały zrobić, wtedy zaś obie o mało nie zniszczyły całego Alto Mare, żeby tylko zrealizować swój cel. Poszły za to siedzieć, ale wyszły z więzienia tak jakoś pół roku temu i co? Zaraz wróciły do dawnego fachu. Chciały sobie dorobić udając psychiatrów. Hipnotyzowały one swoich pacjentów, aby ci im powiedzieli szyfry do alarmów zamontowanych w ich domach, a potem te domy okradały. Wpadły dzięki naszej prowokacji.
- W której ja wzięłam czynny udział - powiedziałam, nie ukrywając swojego zadowolenia z tego faktu.
Ash uśmiechnął się do mnie przyjaźnie i rzekł:
- No właśnie... Teraz zaś te jędze uciekły. Pytanie więc brzmi, kto im pomógł i po co? Giovanni rzadko wyciąga swoich ludzi z więzienia. Poza śp. Butchem i Cassidy nie robił tego wcale. No, ale tamci to byli jego tacy ulubieńcy. Chociaż i tak później przestali nimi być, do czego Domino się znacznie przyczyniła. Ale do rzeczy... Annie i Oakley miały być może fory u szefa, ale żeby aż takie, żeby kazał je wyciągać z więzienia? To mi do niego nie pasuje.
- Mnie również. Coś tu w tym wszystkim jest nie tak - powiedziałam - Jak uważasz, Ash?
- Moim zdaniem Giovanni szykuje jakąś akcję, do której realizacji są mu potrzebne właśnie te panie.
- Ale co to może być za akcja?
- Nie wiem, kochanie... Nie wiem...
Jenny popatrzyła na nas uważnie i uśmiechnęła się delikatnie.
- Ja też tego nie wiem. Dostałam tę sprawę wczoraj, ale za nic nie mogę jej rozwikłać. Posłałam swoich ludzi w pościg, ale cóż... Przecież zagadką pozostaje dla nas nawet to, kto uwolnił te paniusie, a co dopiero fakt, gdzie one uciekły.
- Drogie panie... Jak na mój gust, to bardzo szybko powinniśmy dostać wiadomość od naszych siostrzyczek - zauważył detektyw z Alabastii.
Spojrzałam na niego zdumiona.
- O czym ty mówisz? - zapytałam.
- Moim zdaniem Annie i Oakley nie wytrzymają długo bez popełnienia przestępstwa - zaczął mi tłumaczyć Ash - Poza tym nie po to Giovanni kazał je wydostać z więzienia, aby one się byczyły. On je kazał uwolnić dlatego, że są mu do czegoś potrzebne.
- Przecież wcale nie wiemy, czy to Giovanni kazał uwolnić te panie - zauważyła porucznik Jenny.
Mój chłopak uśmiechnął się do niej.
- A niby kto inny mógłby to zrobić? Przecież tylko on miałby nie tylko motywy, ale i środki do osiągnięcia tego celu.
- A powód? Jaki on miałby mieć powód? - spytała policjantka.
- Tego to ja nie wiem, ale skoro je uwolnił i to jeszcze z taką pompą, to moim zdaniem on się spieszy - mówił dalej Ash - Pomyślcie tylko. Mógł je wykupić z kicia lub też pociągnąć za właściwie sznurki, żeby załatwić im wcześniejsze zwolnienie. Jednak to by potrwało zbyt długo. Co najmniej tydzień, a może i dłużej. On moim zdaniem potrzebuje pomocy tych pań natychmiast, inaczej nie bawiłby się w takie ceregiele.
Jenny klasnęła zadowolona w dłonie.
- I właśnie dlatego poprosiłam ciebie o pomoc w tej sprawie, Ash, bo w rozmowie z tobą zawsze można wyciągnąć właściwe wnioski.
- No cóż... Mam w końcu do czynienia z Sherlockiem Ashem, a nie pierwszym lepszym amatorem - zaśmiał się mój luby.
Przewróciłam lekko oczami.
- Ech... A tobie słowo „skromność“ to już nic nie mówi, prawda? - mruknęłam złośliwie.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał dowcipnie Pikachu.
Ash zrobił nieco naburmuszoną minę.
- O co wam chodzi? Ja się wcale nie chwalę. Jedynie stwierdzam fakt - powiedział.
- Niech ci będzie - zachichotałam - Lepiej powiedz nam, co miałeś na myśli mówiąc o tym, że jeszcze dostaniemy od nich znak.
- To bardzo proste - powiedział detektyw z Alabastii - Jeśli Giovanni uwolnił nasze dwie piękne skądinąd panie i jeszcze zrobił to z taką pompą, to na pewno zaczną one już wkrótce działać. Może dzisiaj, może jutro, może pojutrze... Ale tak czy siak na pewno niedługo dostaniemy wiadomość, że te paniusie właśnie wkroczyły do akcji.
Jakoś tak kilka sekund po tych słowach, zadzwonił telefon stojący na biurku. Jenny odebrała go.
- Komenda policji w Alabastii, słucham? Bob? No, co tam? Nie mów mi, że już znaleźliście te panie... Jak to? Gdzie?! W Centrum Pokemon?! W biały dzień?! Dobra, zaraz tam będę! Pilnuj mi, żeby wszystko pozostało na swoim miejscu!
Następnie odłożyła słuchawkę i popatrzyła na mnie oraz na Asha.
- No to wykrakałeś, mój ty kochany panie detektywie. Albo inaczej ci powiem. Powinieneś zmienić fach i zostać jasnowidzem.
Mój chłopak uśmiechnął się wesoło, słysząc te słowa, po czym zapytał:
- Niech zgadnę. Annie i Oakley próbowały obrobić Centrum Pokemon w Alabastii?
- Dokładnie tak. Właśnie to chciały zrobić.
- Ukradły jakieś Pokemony? - spytałam.
- Spokojnie, moja droga. Niczego nie ukradły - odparła Jenny - Na całe szczęście zwiały bez łupu, ale cała ta sprawa jest moim zdaniem niezwykła. Może nawet bardzo niezwykła.
- W jaki sposób ona jest niezwykła? - zapytał Ash.
- Nie umiem tego wyjaśnić, ale mam jakieś takie złe przeczucia - rzekła policjantka - Zresztą na miejscu sierżant Boba nam wszystko wyjaśni.
Jenny zabrała nas swoim motorem z przyczepką do Centrum Pokemon, gdzie spotkaliśmy sierżanta Boba. Mężczyzna w towarzystwie kilku swoich ludzi przesłuchiwał właśnie siostrę Joy.
- Witaj, przyjacielu - powiedział Ash na widok policjanta.
Bob uśmiechnął się do nas wesoło.
- Witaj, Ash! Witaj, Sereno! Pani porucznik... Miło panią widzieć.
- Dobrze, już dobrze - zaśmiała się Jenny - Nie podlizuj mi się tu. Co mamy?
- Właśnie przesłuchuję siostrę Joy oraz jej pomocników.
Pani porucznik spojrzała na pielęgniarkę.
- Co może nam pani powiedzieć w tej sprawie? - zapytała.
- To, o czym poinformowałam już pani pracowników, pani porucznik - odparła Joy - Te dwie kobiety w biały dzień wpadły do mojego Centrum Pokemon, narobiły dużo huku, hałasu i jeszcze więcej dymu, także ledwie co widziałam. Na całe szczęście niczego nie ukradły.
- To dość niezwykłe - powiedziałam - Tyle zamieszania i hałasu, żeby nic nie ukraść?
- To naprawdę tajemnicza sytuacja - odparła Joy - Ale nie umiem tego sobie wytłumaczyć. Po prostu wpadły tutaj, chciały ukraść Pokemony, ale szybko uciekły, kiedy zaczęłam dzwonić na policję.
- To dość dziwne - rzekł Ash, drapiąc się po głowie - Czemu Annie i Oakley przestraszyły się policji? Dlaczego tak po prostu zwiały? Przecież to bez sensu, nie mówiąc już o tym, że w ogóle do nich nie pasuje.
- Zgadzam się, to bez sensu - poparłam go.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
- Pewnie, że bez sensu - powiedziała Jenny - Bo niby co? Giovanni nie zaopatrzył swoje agentki w sprzęt i ludzi? Poza tym od kiedy te wiedźmy na tyle boją się policji, żeby zwiewać, nie biorąc łupu?
- Miałaś rację mówiąc, że ta sprawa rzeczywiście jest bardzo niezwykła - pokiwałam smutno głową - Tylko o co w tym wszystkim chodzi? Jaki jest cel Annie i Oakley?
- Pika-pika? - zapiszczał smutno Pikachu.
- Też bardzo chciałbym to wiedzieć - powiedział Ash - Czy mogę się rozejrzeć?
- Proszę - odparła Jenny.
Mój luby założył na siebie strój Sherlocka Holmesa, a następnie powoli przeszedł do oględzin Centrum Pokemon. Razem ze mną oraz Bobem zaczął chodzić po całym budynku.
- Nie rozumiem tego wszystkiego - powiedział sierżant Bob - To jest po prostu jakieś dziwne...
- Prawda, bardzo dziwne - dodał Ash - Ale przecież prowadziliśmy już wiele podobnie trudnych spraw, jeśli nie bardziej. Poradzimy sobie także z tą.
- Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić - zauważyłam dość ironicznym tonem - O co w tym wszystkim chodzi? Najpierw ucieczka z więzienia, a potem ta napaść? Nie rozumiem tego.
- Ja też tego nie rozumiem, Sereno - powiedział mój chłopak - Jednak wszystkiego się dowiemy z czasem.
Przeszliśmy do sali, w której leżały pokeballa.
- Annie i Oakley dostały się tutaj? - zapytał detektyw z Alabastii.
- Tak - odpowiedział Bob - Ale niczego nie zabrały. Niby próbowały to zrobić, ale...
- Co to znaczy „niby próbowały“? - zdziwiłam się.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
- Sam tego wszystkiego nie rozumiem - odparł sierżant - Przecież to jest bez sensu. Włażą tutaj, zabierają się do dzieła, a potem nagle zaczynają panikować i zwiewają.
- Racja... To jest po prostu bez sensu - stwierdziłam.
- Przeciwnie... To wszystko ma na pewno jakiś sens. Po prostu my on istniene, tyle tylko, że my go jeszcze nie widzimy - zauważył mój chłopak.
Pikachu zeskoczył nagle z jego ramienia i podbiegł do jednej z szafek, na których znajdowały się pokeballe. Zaczął uważnie się jej przyglądać, po czym zapiszczał.
- Co się stało, Pikachu? - zapytał jego trener.
- Pika! Pika-pi! Pika-pika-chu! - piszczał Pokemon, pokazując łapką na małą szparkę pod szafką.
- Coś tam jest? - zapytałam.
Stworek pokiwał głową, po czym wsunął ogon pod szafkę, próbując to coś wyjąć. Ponieważ nie zdołał tego dokonać, mój chłopak powoli położył się na podłogę, żeby samemu to zrobić.
- Tu rzeczywiście coś jest... Dajcie mi jakiś długi, cienki przedmiot.
Bob szybko podał mu długopis. Ash z jego pomocą wydobył coś spod szafki.
- Spójrzcie... To coś bardzo interesującego - rzekł.
Sierżant szybko założył gumowe rękawiczki, po czym wziął do ręki ów przedmiot, który był niewielkie oraz z papieru.
- Hmm... To ulotka reklamująca występy Sensacyjnych Sióstr Macroft w Azurii - powiedział policjant.
Pokazał ją nam. Oboje z Ashem byliśmy bardzo zdumieni tym jakże niezwykłym znaleziskiem.
- Nie rozumiem, co ona robiła pod tą szafką - zdziwiłam się.
- Pewnie Annie i Oakley ją zgubiły uciekając - rzekł Bob z uśmiechem na twarzy - Dobra robota, Pikachu. Znalazłeś poszlakę.
- Pika! Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pokemon.
Ash nie wyglądał na specjalnie przekonanego tą teorią, ponieważ jego twarz wyrażała co najmniej smutek.
- Moim zdaniem to jest zbyt proste - powiedział - Naprawdę sądzisz, Bob, że dwie takie spryciule jak Annie i Oakley porzuciłyby tak ważny dla nas dowód rzeczowy i to całkiem przypadkiem?
- Tak. A czemu nie? Nie jest to możliwe? - zapytał sierżant.
- Niby jest, ale jak dla mnie takie coś na milę pachnie podstępem.
- E tam, gadanie! Szukasz dziury w całym, Ash! A my wreszcie wiemy, gdzie je możemy znaleźć.
- Jaką masz gwarancję, że tam właśnie są?
- Nie mam żadnej, ale przecież nie zaszkodzi sprawdzić tego tropu, co nie?
- No... Niby tak...
Bob zadowolony pobiegł do Jenny, a Ash spojrzał na mnie.
- Też uważasz, że już złapaliśmy trop? - zapytał.
- Sama nie wiem - odparłam - Niby brzmi logicznie, ale przecież ciebie rzadko myli twoja intuicja detektywa.
- To prawda... Nie zaprzeczam - uśmiechnął się do mnie mój chłopak - Ale przecież to jest zbyt proste... Mogę oczywiście być w błędzie, jednak dla mnie cała ta sprawa brzmi podejrzanie.
Rozłożyłam załamana ręce.
- Nie wiem, co mam ci powiedzieć, kochanie... Ale chyba warto jest pojechać do Azurii i sprawdzić ten trop, prawda?
- Oczywiście, że tak - pokiwał głową mój chłopak - Musimy znaleźć te dwie panie. Im szybciej, tym lepiej.
***
Jakąś godzinę później siedzieliśmy oboje w gabinecie porucznik Jenny, która rozmawiała właśnie przez telefon. Gdy skończyła, odłożyła słuchawkę i powiedziała:
- Doskonale. Wszystko jest już załatwione. Moja kuzynka, miejscowa oficer Jenny, została powiadomiona o tym, że może się spodziewać udziału Annie i Oakley na pokazie Sensacyjnych Sióstr. Obiecała mi zaprowadzić wszelkie środki ostrożności podczas występu.
- To może nie wystarczyć - odpowiedział kobiecie ponuro Ash - Twoja kuzynka, inspektor Jenny z Azurii, nie zna w ogóle Annie i Oakley. Nie wie, do czego te dwie są zdolne. Ich umiejętności, a także sposób działania jest jej zupełnie obca.
- I właśnie dlatego mam do ciebie serdeczną prośbę - powiedziała pani porucznik.
- Chyba domyślam się, jaka to prośba - odparł z uśmiechem na twarzy Ash.
- Domyślny z ciebie chłopak - rzekł kapitan Jasper Rocker, wchodząc do gabinetu Jenny - Więc powiedz nam, co zgadujesz?
- Nic nie zgaduję, bo ja się jedynie domyślam - odparł z lekką ironią w głosie mój chłopak.
- A więc powiedz nam swoje domysły, młodzieńcze - poprawił się szef policji w Alabastii - O co chce cię prosić porucznik Jenny?
- O to, żebym pojechał do Azurii, mam rację?
Kapitan spojrzał na swoją zastępczynię z uśmiechem na twarzy.
- Geniusz! Jak Boga kocham geniusz! Naprawdę bardzo mnie cieszy twoja domyślność, Ash! Teraz ja spróbuję być bystrym panem detektywem i powiem ci, że twoja mina mówi mi o tym, że chcesz spełnić moją prośbę.
Ash uśmiechnął się do niego wesoło.
- Powiedzmy, że rozważam jej przyjęcie.
- Przestań już, chłopcze! Przecież doskonale wiem, że moja propozycja przemawia do twojej wyobraźni.
- Zgoda, przemawia... Ale czy ją przyjmę, to inna sprawa.
Zaśmiałam się delikatnie, ubawiona jego słowami i powiedziałam:
- Jesteś po prostu uroczy, Ash.
- W jakim sensie? - zapytał mój luby.
- W takim, że udajesz i to całkiem sprawnie, iż masz wątpliwości, co należy zrobić. A ja przecież znam cię bardzo dobrze.
- I co w związku z tym?
- W związku z tym wiem, że już się zgodziłeś wyjechać do Azurii. Za dobrze cię znam, żeby tego nie wiedzieć.
Ash popatrzył na mnie, potem na kapitana i Jenny z uśmiechem.
- Ech... Jesteście zbyt bystrzy oraz zbyt dobrze mnie znacie, abym mógł was oszukać w tej sprawie - powiedział - Niech będzie. Powiem więc wam prawdę. Zamierzam jechać do Azurii. Jutro o godzinie 12:00 w południe mają swój występ Sensacyjne Siostry Macroft. Ulotka przez nas znaleziona zaprasza właśnie na niego dnia 7 marca 2006 roku. A to już jutro. Musimy tam być, aby w razie czego pomóc starszym siostrom Misty.
- Tyle tylko, czy miejscowa policja zechce z nami współpracować? - zapytałam.
- Jestem pewien, że zechce - powiedziała Jenny z uśmiechem na twarzy - Moja kochana kuzynka doskonale cię pamięta ze sprawy Laprasa, który to zginął Sensacyjnym Siostrom. Zrobiłeś na niej wówczas bardzo pozytywne wrażenie.
- Cieszy mnie to - odparł radośnie Ash - A więc nie ma co gadać, po prostu bierzmy się do dzieła.
Kapitan Rocker klasnął wesoło w dłonie.
- NO! I takie właśnie słowa najbardziej sobie cenię u moich śledczych! - zawołał wesoło - A więc jutro wybieracie się oboje do Azurii?
- Jak najbardziej. Pora już, żeby Annie i Oakley wróciły tam, gdzie ich miejsce - powiedziałam.
- Muszę tylko opowiedzieć o wszystkim mojej mamie oraz naszym przyjaciołom - rzekł Ash - Powinni przecież wiedzieć, dokąd się wybieramy i dlaczego.
- Słusznie. W końcu jesteśmy jedną drużyną. Nie możemy więc przed nimi ukrywać takich spraw - stwierdziłam.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
Podczas kolacji opowiedzieliśmy Delii i naszym przyjaciołom o tym, co zamierzamy zrobić. Wysłuchali nas oni, jak również wyrazili swoją chęć pomocy.
- Nie możemy wszyscy jechać do Azurii - powiedział Ash.
- A dlaczego niby nie? - zdziwiła się Bonnie.
- Choćby dlatego, że nasz szanowny pan detektyw uważa, że będziemy mu przeszkadzać - dodała Max.
Spojrzałam na niego złym spojrzeniem.
- Proszę cię, Max! Czy ty naprawdę nie umiesz myśleć? Ash nie chce, żebyśmy wszyscy z nim jechali, bo uważa, że w tym wszystkim jest coś nie tak.
- No dokładnie! - pokiwał głową mój luby - Wciąż nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi, ale mam bardzo złe przeczucia, dlatego właśnie wolę nie ryzykować zabierając was wszystkich ze sobą.
- Podejrzewasz, że Annie i Oakley chcą, żebyście pojechali do Azurii? - zapytała Dawn.
Jej brat pokiwał smutno głową na znak potwierdzenia.
- Tak... Ale podejrzewam też coś innego.
- A co konkretnie, braciszku?
- Widzisz, moja kochana siostrzyczko... Mam takie dziwne, niejasne przeczucie, że być może ktoś chce nas wyciągnąć z Alabastii, bo planuje tu nie lada akcję, a ponieważ ja temu komuś zawadzam, to ten ktoś chce mnie wyciągnąć w inne miejsce.
- To możliwe, ale równie dobrze mogliby chcieć cię po prostu zabić - zauważył Clemont - W końcu takie coś jest łatwiejsze niż bawienie się w takie ceregiele.
- Słusznie. To ma większy sens - powiedziała Max - Giovanni to taki gość jak Blofeld, a on nie wahał się zabijać swoich wrogów. Ja wam mówię, to jest taki nasz Blofeld.
- Kto? - zdziwiła się Bonnie.
- Ernst Stavro Blofeld. Największy wróg Jamesa Bonda.
- Aha.
Max uśmiechnął się delikatnie.
- No właśnie. A więc mówię wam... Giovanni to taki jakby Blofeld, zaś ten gość był po prostu bezwzględny. Nie wahał się zlecić zabicia Bonda, na szczęście mu nie wyszło, bo przecież 007 jest nie do zdarcia.
- Owszem, nie do zdarcia - zauważyła ironicznie Dawn - Ale to bez znaczenia. Clemont i Max mają rację. Po co Giovanni miałby się bawić w takie hece? Nie lepiej kazać cię po prostu sprzątnąć?
- Pewnie, że o wiele lepiej - rzekł Ash - Jednak gdyby ten łajdak chciał mnie zabić, to by to zrobił już dawno. Nie wiem, czemu pozwala mi nadal żyć, skoro wiecznie staję mu na drodze.
- Jego zachowanie to jedna wielka zagadka - powiedziałam - Tak czy owak wszystko, o czym mówimy jest prawdą. Ale twoje przypuszczenia również są prawdziwe, a przynajmniej mogą być. Istnieje takie ryzyko, że ktoś nas chce po prostu stąd wywabić, żebyśmy mu nie przeszkadzali albo po prostu zamierza zastanawiać na nas zasadzkę w Azurii.
- Więc może lepiej nie jechać i po prostu zostawić tę sprawę policji? - zapytała Delia, po raz pierwszy odzywając się w tej rozmowie.
- To by było rozsądne - stwierdził Clemont.
- Może i rozsądne, ale co, jeżeli się mylę? Nasze drogie Annie i Oakley mogą wtedy dokonać jakieś zuchwałej kradzieży, a ja nie zrobię nic, aby im przeszkodzić - mówił dalej Ash.
Jego matka położyła mu dłoń na ręce.
- Kochanie... Od bronienia obywateli przed przestępcami jest policja, a nie nastolatkowie, choćby nawet najbardziej uzdolnieni.
Mój luby spojrzał na nią uważnie.
- Mamo, nie myśl o mnie źle, proszę. Ja wcale nie chcę wyjść w twoich oczach na osobę, która lubi się popisywać oraz być w centrum uwagi, ale sama rozumiesz. Kapitan Rocker i porucznik Jenny już zapowiedzieli policji w Azurii, że tam pojadę. Nie chcę łamać danego słowa.
- A jeśli przez te ich obietnice ty wylądujesz na cmentarzu, to twoim zdaniem ja się poczuję lepiej? - zapytała ironicznie Delia.
- Mamo, przestań! Przecież wiesz, że dla mnie to nie pierwszyzna łapać przestępców oraz rozwiązywać zagadki! - zawołał Ash - Ja dobrze wiem, że dla ciebie zawsze będę twoim małym dzieckiem, które wymaga opieki, ale naprawdę musisz mi trochę bardziej zaufać. Przecież ja nie jestem jakimś tam pierwszym lepszym amatorem pakującym się od razu w kłopoty.
Delia spojrzała na swego syna ze smutnym uśmiechem.
- Kochanie... Ja to wiem i rozumiem. Ty nie możesz tak po prostu stać z boku, kiedy inni działają, ale... Ja mam ciebie tylko jednego. Prócz ciebie nie mam nikogo.
- A mój tata? - zapytała Bonnie.
Kobieta uśmiechnęła się do niej czule.
- Masz rację, dziecinko. Wybacz mi, nie to miałam na myśli. Po prostu chodzi o to, że ja... Bo widzisz, naprawdę bardzo lubię twojego tatę. Lubię też was... Jesteście dla mnie wszyscy jak rodzina, ale...
- Ale Ash... To zawsze Ash - zaśmiał się Max.
- Dokładnie tak - pokiwała głową Delia - Widzicie... Ash jest moim jedynym dzieckiem. Od samego początku się nim opiekowałam, karmiłam go, zmieniałam mu pieluchy, ubierałam go, posyłałam do szkoły, a potem do jego pierwszej wyprawy trenera Pokemonów... Jak ja mogę tak po prostu zwyczajnie podejść do faktu, iż naraża on swoje życie i być może więcej go nie zobaczę na oczu?
- Z tymi pieluchami to mogłaby już sobie darować - mruknął ironicznie Ash.
- Pika-pika - zapiszczał wesoło Pikachu.
Popatrzyłam na Delię i rzekłam:
- Pani Ketchum... Daję pani słowo, że Ashowi się nic nie stanie.
Kobieta pokręciła smutno głową.
- Nie możesz mi tego zaręczyć, kochanie, bo to przecież nie jest taka sobie obietnica, jak np. to, że będziesz pić lekarstwo albo nosić szalik. Tutaj chodzi o życie. Ash niejeden raz już narażał je na szwank. Rozumiem to i nie narzucam się ze swoją opieką, jednak... Jak mam się nie martwić?
Po tych słowach spojrzała na mojego chłopaka i powiedziała:
- Wiem, że nie mogę cię powstrzymywać przed tym, co musisz robić, synku, ale przecież nie zabronisz mi martwić się o twoje bezpieczeństwo, prawda?
- Bardzo bym chciał ci tego zabronić, mamo, ale doskonale wiem, że to niemożliwe, więc tego nie robię - uśmiechnął się do niej Ash.
- Właśnie, skarbie. To niemożliwe - pokiwała głową Delia Ketchum - Jestem twoją matką i zawsze będę się o ciebie niepokoić. Zwłaszcza, gdy się narażasz na niebezpieczeństwo. Ja wiem, że musisz robić to, co robisz, ale jeśli mogę cię prosić... Uważaj na siebie.
Ash pokiwał głową wzruszony jej słowami.
- Obiecuję, mamo. Obiecuję, że będę na siebie uważał.
- Proszę, synku... Powiedz mi... Uważasz, że ta cała akcja w Azurii... To może być pułapka zastawiona na ciebie?
- Właśnie tak uważam.
- A mimo to chcesz tam jechać?
- Muszę, mamo. Muszę złapać te dwie siostry złodziejki. Muszę... Sam je wsadziłem do więzienia i ja muszę pomóc je ponownie ująć. To sprawa honoru. Poza tym moje podejrzenia mogą być błędne, a co za tym idzie w Azurii nie musi być wcale żadnej zasadzki.
Delia pokiwała smutno głową.
- Kiedy ruszasz? - zapytała.
- Jutro po śniadaniu - odpowiedział jej syn.
- Pojedziecie z Sereną autokarem?
- Nie, weźmiemy motor. Ten, który dostałem od ojca.
- Czy to aby bezpieczne? - zapytała Dawn przejętym tonem.
- Spokojnie, drogi nie są wcale śliskie. Poza tym nie będziemy pędzić tak szybko, żeby się wywrócić - powiedział Ash.
Dziewczyna popatrzyła na niego uważnie.
- Braciszku...
- Tak, siostrzyczko? - zapytał mój chłopak.
- Uważajcie tam na siebie.
Ash uśmiechnął się do niej i przytulił ją mocno.
- Nie ma sprawy, Dawn. Będę uważał.
Bonnie popatrzyła na nich zachwycona, następnie zerknęła na swojego starszego brata i powiedziała:
- Widzisz? Ash docenia to, co robi dla niego jego siostra, a ty co?
Clemont spojrzał na nią zdziwiony.
- Sugerujesz, że niby cię nie doceniam? - zapytał.
- Oczywiście, że mnie nie doceniasz i nigdy nie doceniałeś - burknęła dziewczynka - Ani mnie, ani tego, co dla ciebie robię, choćby tego, że wciąż szukam dla ciebie wspaniałej żony.
Parsknęłam śmiechem, widząc tę sytuację, a już po chwili znowu było wesoło.
***
Następnego dnia zaraz po śniadaniu pożegnaliśmy się z naszą drużyną, po czym Ash założył strój Sherlocka Holmesa i wydobył z garażu motor.
- Pora na nas - powiedział.
Zadowolona podałam mu do rąk szpadę.
- Proszę, kochanie. Może ci się przydać.
Mój chłopak wziął ją ode mnie z radością w oczach.
- Na całe szczęście nie jest ona zbyt wielka.
Przymocował sobie ją do spodni, po czym radośnie wskoczył na motor i założył na głowę kask.
- Pora ruszać w drogę, kochanie.
- Pika-pika-chu! - dodał Pikachu, sadowiąc się na jego ramieniu.
Usiadłam za nim, założyłam swój kask, po czym objęłam mocno mego ukochanego w pasie.
- Jestem gotowa. Możemy ruszać.
- To trzymaj się, maleńka! I ty też, Pikachu!
Chwilę później włączył silnik, po czym ruszyliśmy w podróż. Sherlock Ash zacisnął mocno dłoń na kierownicy, ja zaś swoje dłonie na jego torsie, po czym ruszyliśmy radośnie przed siebie w kierunku Azurii.
Jazda motorem razem z moim ukochanym była dla mnie niesamowicie przyjemna, zwłaszcza, że mogłam się do niego mocno przytulać. To miało dla mnie zawsze ogromne znaczenie, gdyż ta bliskość z Ashem dawała mi poczucie bycia bezpieczną i ważną osobą oraz prawdziwe szczęście. Serce mocno mi biło, natomiast całe ciało przechodziły przyjemne dreszcze. W sumie przez chwilę nawet przyszło mi do głowy, że to byłoby cudownie, gdyby ta wycieczka trwała wręcz całą wieczność, wiedziałam jednak, iż to niemożliwe i musi kiedyś nadejść jej kres. Nadszedł on dość szybko, po tak po około godzinie, chociaż mogę się w tej sprawie mylić, gdyż postąpiłam zgodnie z zasadą, że szczęśliwi czasu nie liczą.
- Jesteśmy na miejscu? - zapytałam, gdy już nasza przejażdżka została zakończona.
- Właśnie tak - powiedział mój chłopak, zeskakując z motoru - Musimy się zameldować u inspektor Jenny na posterunku.
- Słusznie. Chodźmy tam - odpowiedziałam mu.
Pozostawiliśmy motor na parkingu policyjnym, który to z tej racji był strzeżony i nie było ryzyka, aby nam go ukradziono. Następnie Ash nałożył sobie na głowę czapkę Sherlocka Holmesa i zapytał:
- Gotowi?
- Jak najbardziej! - odpowiedziałam mu wesoło.
- Pika-pika! - pisnął radośnie Pikachu, wskakując memu chłopakowi na ramię.
- No to idziemy! - powiedział detektyw z Alabastii.
Chwilę później weszliśmy na posterunek policji, gdzie przywitała nas miejscowa oficer Jenny.
- Dzień dobry, pani inspektor - rzekł Ash.
Kobieta uśmiechnęła się do nas radośnie.
- Witaj, drogi chłopcze! Miło cię znowu widzieć.
Uścisnęła ona dłoń mojego chłopaka, a potem moją.
- A ta panienka to kto? - zapytała, wpatrując się we mnie.
- Och, proszę mi wybaczyć, pani inspektor. Zapomniałem, że panie się jeszcze nie znają - zachichotał detektyw z Alabastii - To jest Serena, moja dziewczyna. A to inspektor Jenny.
- Serena... Miło mi cię poznać - powiedziała policjantka, ściskając mi dłoń - Tylko mam do ciebie prośbę. Żadnego „pani inspektor“. Ja mam imię, a z Ashem razem prowadziliśmy jakiś czas temu pewne śledztwo, dlatego mówimy sobie na ty. Z tego też względu z tobą również nie chcę się bawić w formalności.
- Dobrze, pani in... Dobrze, Jenny - uśmiechnęłam się do niej.
- Doskonale... A zatem czy wiemy już coś na temat Annie i Oakley? - zapytał Ash.
Policjantka rozłożyła bezradnie ręce.
- Niestety nie. Moi ludzie dostali zdjęcia tych dwóch pań i szukają ich po całym mieście, ale te dwie cwaniary są zbyt sprytne, żeby dać się złapać. Tak w ogóle, to zachodzi wątpliwość, że one tu będą.
- Rozumiem, ale przecież mamy prawie stuprocentową pewność, że obie pojawią się na występie Sensacyjnych Sióstr Macroft - rzekł detektyw z Alabastii.
- Prawie robi wielką różnicę - zauważyła nieco uszczypliwie Jenny - Ale ta ulotka to jedyny trop, jaki mamy, więc dlatego się go podejmujemy.
- Jak będzie wyglądać akcja? - zapytałam.
- Już mówię. Pójdziemy razem na ten pokaz, usiądziemy na widowni i będziemy czekać. Moi ludzie zaś, przebrani za zwykłych obywateli, będą obserwować cały budynek. Jeśli zobaczą oni, że coś jest nie tak, to wkroczą do akcji.
- Więc zostaje nam tylko się przygotować ostatecznie - powiedział mój ukochany.
- Nie inaczej. Tylko czy ten scyzoryk nie za bardzo rzuca się w oczy? - zapytała ironicznie Jenny.
Ash poklepał dłonią swoją szpadę.
- Spokojnie. Może i rzuca się on w oczy, ale ostatnio są one znowu na topie.
- Tak, to prawda. W Alabastii czasami można spotkać ludzi z takimi, jak raczyłaś powiedzieć, scyzorykami - dodałam.
Jenny popatrzyła na nas z uśmiechem.
- Niech wam będzie. Poza tym musicie się jakoś bronić, gdyby doszło co do czego.
- Mamy jakby co jeszcze pistolety na kapiszony - zauważyłam - Ale to w walce raczej niewiele pomoże.
- Fakt. Ale to nieważne... Szykujcie się, bo pora na nas - powiedziała Jenny.
***
Nieco później wybraliśmy się z panią inspektor do Sali w Azurii, gdzie miały się odbyć występy Daisy, Violet i Lily Macroft oraz ich Pokemonów. Zadowoleni usiedliśmy na swoich miejscach. Z powodu szpady Ash miał trudność, żeby usiąść, ale odpiął białą broń, położył ją na kolanach, po czym usadowił się wygodnie tam, gdzie było jego miejsce.
- Weź nie rozglądaj się tak bardzo. Mogą nas obserwować - szepnął mi cicho na ucho mój ukochany.
Pokiwałam głową i spojrzałam na Jenny.
- Twoi ludzie są gotowi? - zapytałam.
- Na miejscu i gotowi do działania - odparła policjantka.
Uśmiechnęłam się lekko, po czym popatrzyłam na dwa wolne miejsca obok nas. Chwilę później dostrzegłam, jak ktoś w nich siada. Ku mojemu zaskoczeniu byli to Misty i Brock.
- A niech mnie! - powiedziałam zdumiona.
Mój luby spojrzał w bok i też ich zauważył. Przysunął się lekko głową w ich stronę, po czym zapytał szeptem:
- Odbiło wam? Co wy tu robicie?
- To chyba tobie odbiło, Ash! Żeby nie powiedzieć nam, że jedziesz do Azurii! - odparła złośliwie rudowłosa - Dzień dobry, pani inspektor.
- Witaj, Misty - odparła policjantka.
- Skąd wiedzieliście, że tu będę? - zapytał mój luby.
- Twoja mama nam o tym powiedziała - odpowiedział Brock.
Detektyw z Alabastii uderzył się ze złością dłońmi o kolano.
- Wiedziałem, że nie powinienem jej był niczego mówić! Zaraz musi wszystko wszystkim wypaplać!
- Poprawka. Powiedziała to nam, a nie wszystkim. To duża różnica - odparł na to Brock.
- Dlaczego nam o tym sam nie powiedziałeś? - spytała Misty - Przecież Azuria to moje rodzinne miasto. Tutaj mieszkają moje siostry. Jeśli coś im grozi, ja powinnam wiedzieć o tym pierwsza.
- Co ty się tak nimi przejmujesz? - zapytał zdumiony mój chłopak.
- Właśnie, Misty! Przecież podobno nie cierpisz swoich siostrzyczek - stwierdziłam nieco ironicznie.
- Być może - mruknęła rudowłosa - OK! Niech będzie! Nie lubię ich! Denerwują mnie! Działają mi na nerwy! Ale do jasnej anielki, to są w końcu moje siostry! Chcę im pomóc, skoro ich życie jest zagrożone. Nawet jeżeli będę tego żałować do końca swoich dni.
- To się dopiero nazywa siostrzana miłość - zauważyłam z lekką ironią w głosie.
- A czym wy w ogóle przyjechaliście? - zapytał Ash.
- Autokarem - odpowiedział mu Brock.
- No tak... To wiele wyjaśnia - zaśmiał się mój chłopak.
- Pika-pika-chu! - pisnął wesoło Pikachu.
Następnie skierowaliśmy swój wzrok na miejsce, gdzie miał się odbyć pokaz. W tym samym pomieszczeniu Liderki Sali w Azurii wystawiały też swoje Pokemony do walki, ale rzadko to robiły, ponieważ nie należało to do ich ulubionych rozrywek. Wolały one skupiać się na tylko swojej ulubionej czynności, czyli występach artystycznych, w których (jeśli wierzyć Ashowi) były one naprawdę dobre. Chciałam się o tym osobiście przekonać.
W Sali tej znajdowała się arena z wielkim basenem i to w nim miał mieć miejsce pokaz artystyczny Sensacyjnych Sióstr, które wyszły po chwili ubrane w krótkie, obcisłe i dość seksowne sukienki. Na widok tych trzech dziewczyn cała widownia zaczęła głośno klaskać, zaś Sensacyjne Siostry pomachały im rękami.
- Witamy serdecznie naszą drogą publiczność! - zawołała wesoło Daisy - Mam nadzieję, że będziecie się świetnie bawić podczas występu!
- Życzymy państwu przyjemnych wrażeń oraz mnóstwo uśmiechów na twarzy - dodała Violet.
- Jak również prosimy o gromkie brawa dla naszych Pokemonów, które ukażą państwu to wszystko, co razem z nimi przygotowałyśmy - zakończyła przemowę Lily.
Po tych słowach z widowni posypały się gromkie brawa, a Sensacyjne Siostry przeszły do pokazów sztuczek swoich wodnych Pokemonów. Te zaś zaczęły ukazywać naprawdę doskonałe sztuczki, za które to zdecydowanie należały im się brawa, więc nic dziwnego, że je od nas otrzymały.
Zabawa trwała w najlepsze, także po jakimś czasie prawie całkowicie zapomniałam o tym, że za chwilę może się tu wydarzyć coś naprawdę, ale to naprawdę niebezpiecznego.
- Piękne! Po prostu wspaniałe! - powiedziałam do Asha.
- Uważaj tylko, kochanie - rzekł mój luby - Jeszcze trochę i może być tu gorąco. I nie mówię wcale o temperaturze.
Chwilę później Lapras, na którym właśnie wesoło sunęła sobie Lily, został czymś porażony, jakby prądem i zrzucił z siebie jeźdźca. Dziewczyna wylądowała w wodzie.
- Co się dzieje? - zawołała.
- Lily! - pisnęła przerażona Misty.
Chwilę później Pokemony kierowane przez Daisy oraz Violet, również zostały porażone.
- A niech to! - zawołał pierwsza z dziewczyn - Co się tu u licha dzieje?
- My się dziejemy, moja droga! - usłyszeliśmy jakiś kobiecy głos.
- Wkraczamy do akcji z hukiem - dodał drugi głos.
Następnie z widowni wyskoczyły jakiś dwa kształty w czarnych oraz obcisłych strojach, na których widniała duża, czerwona litera R. Stanęły one na skraju basenu, a wokół nich unosiły się dwie szare kule, jakby roboty.
- To Annie i Oakley! - zawołała Misty.
- Wiedziałem - dodał Brock.
- No i wykrakałeś. Jest tu gorąco - mruknęłam na ucho Ashowi.
- Pika-pika! - dodał przerażony Pikachu.
- Tak... W rzeczy samej - odparł mój luby.
C.D.N.
Sprawa jest naprawdę gorąca i ciekawa. A zaczyna się jak u Hitchcocka, od trzęsienia ziemi, a potem napięcie rośnie. :) Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której Ash i Serena zostają wezwani na posterunek, gdzie otrzymują informację o ucieczce z więzienia Annie i Oakley, dwóch sióstr złodziejek, które zdążyły już zaleźć za skórę naszej ekipie detektywistycznej. Zarówno policja jak i Ash podejrzewają, że w ucieczce dwóch sióstr mógł maczać palce arcywróg Asha, czyli Giovanni. Co w sumie byłoby dziwne, gdyż siostry straciły zaufanie swojego szefa po zawaleniu swojej ostatniej akcji.
OdpowiedzUsuńNagle oficer Jenny otrzymuje informację o ataku sióstr na Centrum Pokemon w Alabastii. Od razu rusza na miejsce wraz z Ashem i Sereną, jednak siostry zdążyły już uciec. Co dziwne, nie ukradły żadnych Pokemonów i uciekły jak tylko siostra Joy zaczęła dzwonić na policję. Zostawiły jednak bardzo ważną rzecz... ulotkę informującą o występie Sensacyjnych Sióstr Macroft w Azurii.
Po konsultacji z oficer Jenny Ash decyduje się (a raczej zostaje łatwo namówiony) na wyprawę do Azurii. Mimo iż podejrzewa, że to może być tylko przynęta by wyciągnąć go z Alabastii, decyduje się jechać, by ponownie wsadzić za kratki złodziejskie siostry.
Wyrusza on tam na motorze wraz z Sereną i pierwsze co robią, to meldują się na posterunku u miejscowej oficer Jenny. Ta informuje ich, że pokaz został zabezpieczony na wszelkie możliwe sposoby. Uspokojona parka wyrusza na salę w Azurii, gdzie spotykają Misty i Brocka. :) Coś mi się wydaje, że ta dwójka chyba ostatecznie jest razem. :)
Podczas pokazu wszystko odbywa się zgodnie z planem, jednak porządek niestety zakłóca pojawienie się naszych złodziejskich siostrzyczek... ;)
Dobry pomysł na historię i oczywiście zgadzam się z Ashem, że akcja w Azurii to może być tylko przynęta by wyciągnąć go z Alabastii, a podczas jego nieobecności coś zorganizować w jego rodzinnym mieście. Czy miałam rację? Zaraz się okaże, bo od razu idę czytać drugą część. Zresztą zaintrygowałeś mnie, więc co się dziwić, że jestem ciekawa. :)
Ogólna ocena: 10000000000/10 :)