Przyjaciele i rywale cz. III
Po tej niezwykle ryzykownej, chociaż też bardzo zabawnej przygodzie wróciliśmy do domu, gdzie zastaliśmy Dawn, która to wyraźnie była czymś podekscytowana.
- Co się stało? - zapytał zdumiony Clemont.
- A nic takiego. Tylko jestem naprawdę zachwycona - powiedziała jego dziewczyna.
- Serio? A czy wolno wiedzieć, jaki masz powód do takiej euforii? - spytał mój chłopak.
- Już wam mówię, braciszku. Wyobraź sobie, że Kenny powiedział mi, że pojutrze ma się odbyć w Wertanii Pokaz Pokemonów.
- Jaki Pokaz? - zapytałam.
- To będzie coś w rodzaju Konkursu Piękności - odpowiedziała Dawn - Trenerzy obojga płci w najlepszych strojach, jakie tylko mają, przejdą się po wybiegu razem ze swoimi ulubionymi Pokemonami. Wygrywają ci, którzy najbardziej spodobają się jury.
- Aha... Czyli jednak to coś w rodzaju jakże seksistowskiego Konkursu Piękności - mruknęłam.
Dawn spojrzała na mnie z ironią.
- O ile sobie dobrze przypominam, moja kochana Sereno, to ty sama kiedyś w czymś takim występowałaś.
- Wiem i bardzo tego żałuję, bo widzę, jakie to było żałosne. Prócz tego nie rozumiem, po co chcesz się w to bawić.
- Bo chcę znowu poczuć, że żyję.
- A teraz tego nie czujesz? - spytał Clemont.
- Owszem, czuję. Ale czasami marzy mi się powrót do dawnego życia - mówiła Dawn.
- I kto to mówi? - spojrzałam na nią ironicznie - O ile pamiętam, to ty sama kiedyś powiedziałaś mi, że zrezygnowałaś z kariery dla przyjaciół oraz możliwości bycia ze swoimi bliskimi, bo sława całkowicie pochłaniałaby twoje życie i nie miałabyś czasu dla tych, których kochasz.
- Pamiętam. Mówiłam ci te słowa wtedy, kiedy chciałaś zostać artystką - powiedziała moja przyjaciółka - Ale nie bójcie się. To tylko jeden Pokaz. Pojadę na niego, wystąpię w nim i wrócę.
- A jeśli nie wrócisz? - zapytał Ash.
Dawn spojrzała na niego uważnie.
- O co ci chodzi, braciszku?
- O to, że ten świat sławy może cię pochłonąć całkowicie i co wtedy?
Jego siostra westchnęła głęboko, po czym spojrzała na niego uważnie, a następnie powiedziała:
- Nie bój się o mnie, braciszku. Ja wcale nie zamierzam pozwolić się pochłonąć potworowi sławy. Zresztą prawdę mówiąc, to dopiero rozważam możliwość pojechania tam.
- Dopiero rozważasz? - zapytałam ze zdumieniem - Przecież jesteś tak podniecona, jakbyś już podjęła decyzję.
- Jak już mówiłam, ja dopiero różne za i przeciw, ale mam przy tym taką, jakby to ująć, mieszankę uczuć - odparła Dawn.
- Rozumiem - rzekłam.
Clemont spojrzał uważnie na swoją dziewczynę.
- A chciałabyś jechać?
Dziewczyna pokiwała głową.
- Właściwie to chcę, jednak wciąż się nad tym zastanawiam, mój drogi. Kenny wyjeżdża pojutrze rano. Mam mu do tego czasu dać odpowiedź.
Młody Meyer popatrzył na nią z delikatnym uśmiechem.
- I jaką decyzję podjęłaś? - zapytał.
- Mówiłam już, że jeszcze się zastanowię, kochanie.
Dawn podeszła do Clemonta i pocałowała go w policzek.
- Tak czy nie inaczej nie martw się. Wszystko będzie dobrze - rzekła moja przyjaciółka.
- Mam nadzieję - odparł jej chłopak, wcale nie przekonany jej słowami.
Panna Seroni nie zwróciła na to większej uwagi.
- A opowiedzcie mi, proszę... Jak tam śledztwo w sprawie Jenny?
Usiedliśmy więc i opowiedzieliśmy jej o wszystkim, chociaż odnosiłam dziwne, niejasne wrażenie, że myślami jest daleko stąd.
Stan Dawn nie poprawił się następnego dnia. Wręcz przeciwnie, coraz częściej mówiła ona o tym głupim pokazie, ale wciąż miała wątpliwości, czy powinna na niego jechać czy też nie. Miała różne za i przeciw. Ostatecznie porozmawiała w tej sprawie z Delią. Kobieta stwierdziła, że jeżeli panna Seroni chce rozwijać swoje pasje, to powinna to zrobić.
- Powiedziała, że przecież raz nie zawsze i nie muszę rzucać się w wir sławy, jeżeli się tego obawiam - opowiadała mi Dawn swoją rozmowę ze swoją szefową - Ale mimo wszystko ja się boję tego, że nieco... Jakby to ująć... Po prostu uzależni mnie ten cały świat sławy oraz blask chwały, jaki się wokół niego roztacza. Nie wiem, co mam zrobić. Co będzie, jeśli mnie to pochłonie i nie będę chciała wrócić?
- Wtedy nie wrócisz - odpowiedziałam jej ze smutkiem w głosie.
Dawn popatrzyła na mnie uważnie.
- I ty mówisz o tym tak spokojnie? - spytała.
- A jak mam mówić, kochana przyjaciółko? - uśmiechnęłam się do niej delikatnie - Przecież jesteś na tyle duża, aby sama wiedzieć, co chcesz robić. Poza tym cokolwiek się nie stanie, my zawsze będziemy przyjaciółkami, a Ash zawsze będzie twoim starszym bratem. Starszym o całe trzy lata.
- Właściwie to o dwa lata i jedenaście miesięcy - sprostowała Dawn, chichocząc przy tym delikatnie.
- Możliwe, ale zawsze starszego - dodałam ze śmiechem na ustach.
- Starszego oraz niesamowicie irytującego - zachichotała moja przyszła szwagierka - Jednak masz rację. Wszystko będzie dobrze. Naszej przyjaźni nic przecież nie zniszczy.
- Więc pojedziesz?
- Pojadę. Ale zobaczysz, że szybko wrócę.
Obie objęłyśmy się czule i ucałowałyśmy w oba policzki.
- Tylko daj z siebie wszystko, kochana.
- Spokojnie. Możesz być pewna, że tak właśnie zrobię.
Po tej rozmowie Dawn już zawiadomiła nas wszystkich, że wyjeżdża jednak do Wertanii, a potem powiedziała o tym Kenny’mu, który bardzo się ucieszył z tej wiadomości.
- Mówi, że będziemy razem występować w tym Pokazie - mówiła dalej panna Seroni, kiedy jedliśmy obiad - Znowu wracają stare, dobre czasy. Ja i on na jednym pokazie. Przyjaciele, a zarazem rywale.
- Coś mi mówi, że on by chciał być dla ciebie kimś jeszcze więcej niż tylko przyjacielem - mruknął złośliwie Clemont.
Dawn spojrzała na niego uważnie.
- O co ci chodzi?
- O nic. Tylko nie lubię, jak on mnie nazywa „świrem w okularach“.
- Proszę cię. Kenny czasami gada jak idiota, a więc lepiej nie zwracać uwagi na jego słowa. Jest chwilami naprawdę irytujący, mnie samą nieraz wkurza, ale umiemy się zawsze oboje jakoś dogadać. Tak czy inaczej już nie będzie cię już więcej obrażał.
To mówiąc Dawn poklepała swojego chłopaka lekko po dłoni. Clemont jednak odsunął rękę od swojej dziewczyny.
- Mam nadzieję.
- Clemont, co ci jest? - zapytała Dawn.
- Nic takiego... Naprawdę nic - odparł młody Meyer.
Następnie wstał od stołu i odszedł.
- Co mu się stało? - spytała moja przyjaciółka.
- Jesteś taka bystra, a taka mało spostrzegawcza - powiedziałam nieco dowcipnym tonem.
Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Dawn c.d:
Następnego dnia pojechałam autokarem z Kennym do Wertanii. Byłam tym wszystkim naprawdę podekscytowana. Miałam znowu stanąć przed jury w konkursie oraz pokazać od najlepszej strony siebie oraz swoje Pokemony. Byłam tym bardzo zachwycona. Co nieco się też jednak denerwowałam. Ostatecznie przecież wszystko mogło pójść nie tak, ja zaś bym się tylko zbłaźniłam przed sędziami. W końcu jednak odrzuciłam od siebie te myśli. Stwierdziłam, że to bez znaczenia, czy wygram, czy też przegram. W końcu najważniejsza jest dobra zabawa, prawda?
Spojrzałam na Kenny’ego, który paplał ciągle o tym, jaki to wspaniały będzie ten konkurs.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę - mówił chłopak - Cieszę się, że znowu będziemy razem walczyć o zwycięstwo.
- Nie obiecuj sobie zbyt wiele, kolego - odparłam zadziornym tonem - Nie zamierzam wracać więcej do świata sławy. Ten etap mojego życia mam już dawno za sobą.
- Czyli co? Po konkursie tak po prostu wrócisz do bycia kelnerką? - zdziwił się Kenny.
- Owszem, taki właśnie mam zamiar - odparłam.
- Wiesz co? Ty naprawdę jesteś dziwna.
- Możliwe, ale po prostu na wiele spraw mam już inne podejście niż przedtem i musisz to uszanować.
- Rozumiem. Ale tak czy inaczej ja będę jednak próbował cię namówić do tego, abyś przemyślała to sobie.
- Ja już sobie to wszystko przemyślałam, Kenny. Przemyślałam i nie chcę już więcej być koordynatorką. Skończyłam z tym. Świat wielkiej sławy jest raczej twoim światem. Mój świat jest zupełnie inny i niestety musisz to uszanować.
- Nie zamierzam tego zrobić, Dee Dee. Zamierzam cię przekonywać do tego, abyś zmieniła zdanie.
Uderzyłam się ze złością dłońmi o kolana i zawołałam:
- Przestań tak do mnie mówić! Nie jestem Dee Dee! Jestem Dawn! Tak właśnie mam na imię! A moją decyzję musisz uszanować, jeśli jesteś moim przyjacielem.
Kenny poklepał mnie lekko po ramieniu.
- No dobrze, nie ma sprawy. Nie będę już na ciebie naciskał. Ale mimo wszystko chciałbym cię przekonać do zmiany zdania.
- Chcieć to możesz sobie wiele, ale ja będę myśleć swoje.
Mój przyjaciel uśmiechnął się delikatnie.
Gdy podróż autokarem dobiegła końca, wysiedliśmy z niego, po czym udaliśmy się do budynku, w którym tego dnia miał mieć miejsce konkurs. Następnie oboje wpisaliśmy się jako uczestnicy tych zawodów.
- Gratuluję oraz życzę powodzenia - powiedziała młoda szatynka, która nas zapisała na liście uczestników.
- Dziękujemy - odpowiedziałam.
Następnie razem z Kennym wyszliśmy i niemalże wpadliśmy na jakąś dziewczynę.
- Strasznie przepraszam, ja.... MAY?! - zawołałam.
- Dawn! - pisnęła radośnie moja przyjaciółka.
Obie wpadłyśmy sobie w objęcia i ucałowałyśmy delikatnie.
- Co ty tu robisz? - zapytałam.
- Przybyłam na Pokaz Pokemonów, a ty? - odparła May.
- Ja po to samo.
- A niech mnie! Ty także? A ja myślałam, że to rzuciłaś.
- Ja myślałam to samo o tobie.
- Cóż... Pomyślałam sobie, że przecież raz nie zawsze i czasem chyba można wrócić do dawnych zainteresowań.
- Ja pomyślałam sobie dokładnie tak samo.
- No proszę. A więc znowu będziemy razem występować na Pokazach.
- Owszem, ale tym razem nie będą walczyć nasze Pokemony przeciwko sobie, a jedynie zaprezentujemy ich wdzięk oraz wewnętrzne piękno.
- Otóż to - powiedział Kenny.
May spojrzała na niego zdumiona.
- A to kto?
- Och, wybacz... Zapomniałam was sobie przedstawić. Poznajcie się. To jest mój przyjaciel z dzieciństwa, Kenny. A to jest May, moja serdeczna kumpela.
- Miło mi cię poznać - powiedział Kenny.
- Mnie ciebie również. Ty też występujesz w tych Pokazach?
- Jak najbardziej. A teraz wybaczcie mi, ale muszę się przebrać w mój strój. Za godzinę zaczyna się konkurs. Muszę zdążyć na czas.
To mówiąc chłopak pożegnał nas i pobiegł w swoją stronę.
- Wobec tego my też musimy obie przygotować sobie jakieś stroje - powiedziałam do May.
Dziewczyna objęła mnie wesoło ramieniem.
- Otóż to. Spokojnie. Razem na pewno coś wybierzemy.
Chwilę później poszłyśmy obie do galerii handlowej, gdzie chciałyśmy sobie wybrać jakąś odpowiednią kreację.
- A powiedz mi, jakiego Pokemona wystawisz? - zapytałam po chwili, gdy oglądałyśmy przed lustrem sukienki.
- Ja wystawię Eevee. Mam go jeszcze z czasów podróży z Ashem - odpowiedziała May - A ty Piplupa?
- Owszem. To mój ulubiony Pokemon ze wszystkich. Poza tym musisz przyznać, że jest naprawdę uroczy.
- No, to fakt. Uroku osobistego odmówić mu nie można - zaśmiała się moja przyjaciółka.
W końcu po bardzo długich poszukiwaniach i jeszcze dłużej rozmowie wybrałyśmy odpowiednie kreacje, a następnie poszłyśmy się w nie przebrać. Ja wybrała piękną, różową sukienkę z białymi falbankami. Wybór May padł zaś na kieckę koloru błękitnego, jednak potem dowiodła, iż jest kobietą w każdym znaczeniu tego słowa, bo kiedy już miałyśmy iść na pokaz, to moja droga przyjaciółka nagle zmieniła swoje zdanie i przebrała się w kostium, który miała już gotowy. Był to strój arabskiej księżniczki - widziałam ją w nim podczas jednego takiego balu, podczas to którego mój brat padł ofiarą intrygi Zespołu R.
- Wybacz, mogę cię nieco irytować takim zachowaniem, ale doszłam do wniosku, że tak lepiej wypadnę na konkursie - powiedziała.
- W sumie to nawet muszę przyznać ci rację. Lepiej wyglądasz w tym kostiumie - odparłam.
Upięłam sobie włosy w kok, po czym obie poszłyśmy razem z naszymi Pokemonami do budynku, w którym odbywał się Pokaz. Zastałyśmy tam innych uczestników, a wśród nich był Kenny ubrany w strój torreadora. No cóż... Jak widać gust mu się nie zmienił przez te wszystkie lata.
- Denerwujesz się? - zapytała May.
- Owszem, co nieco tak - powiedziałam.
- A ja nie. Wygrana czy przegrana jakoś mało mnie interesują.
- Jak to? - zdziwiłam się - Więc czemu występujesz?
May popatrzyła na mnie wesoło i odparła:
- Żeby mieć frajdę. To wystarczający powód, aby brać udział w takich zawodach.
Chwilę później w sali, gdzie odbywał się ten cały Pokaz, pojawiło się dziesięcioosobowe jury, któremu przewodziła owa Dominique jak jej tam, ta słynna osoba z Kalos. Była ona blondynką o bardzo jasnej cerze. Nosiła skromny, czerwony żakiet oraz białą spódniczkę, a na nos nałożone miała okulary o grubych ramkach.
- Witajcie serdecznie, moi kochani - powiedziała uroczystym tonem - Witam was na Pokazie Pokemonów. Chcemy, abyście zaprezentowali nam na nim swoich podopiecznych. Wierzę, że dacie z siebie wszystko. I choć nie możemy tego zrobić, to bardzo chcemy wam powiedzieć, iż jak dla nas każde z was już jest zwycięzcą. A więc zaczynajcie!
Po tej krótkiej, acz niezwykle przyjemnej przemowie, kolejno każdy z uczestników turnieju wyszedł na mały wybieg i zaprezentował się przed jury razem ze swoim Pokemonem. Obserwowałam to sercem mocno mi bijącym w piersi. Właściwie nie wiem, czym się tak denerwowałam? Przecież May ma rację, to jest tylko zabawa.
Gdy nadeszła moja kolej wyszłam razem z Piplupem na wybieg, po czym zaprezentowałam się przed jury, które głośno mnie oklaskało. Byłam zachwycona tą euforią, więc zadowolona dokończyłam swój swój spacer, po czym wróciłam do innych uczestników.
W ciągu godziny wszyscy uczestnicy zaprezentowali siebie oraz swoje Pokemony, zaś jury udało się na naradę. Kwadrans później wrócili oni do pomieszczenia, w którym czekaliśmy. Panna Dominique miała nam bowiem przedstawić ostateczne wyniki.
- No cóż, moi kochani - zaczęła - Naprawdę daliście z siebie wszystko, także z wielkim żalem możemy wybrać tylko jednego zwycięzcę lub jedną zwyciężczynię. A kto nim jest? Zaraz się tego dowiecie. Pozwólcie tylko, że założymy coś niezbędnego w odczytaniu tego nazwiska.
Chwilę później całe jury założyło na swe twarze maski przeciwgazowe. Widząc to wszyscy osłupieliśmy ze zdumienia.
- Co to ma znaczyć?! - zawołałam.
- O co w tym wszystkim chodzi? - dodała May.
- To znaczy, że wy wszyscy wygraliście - odpowiedziała Dominique - Wygraliście przepustkę do krainy głupoty.
Następnie wszyscy członkowie jury wyjęli z kieszeni jakieś dziwaczne pojemniki, po czym cisnęli je nam pod nogi. Z pojemników wydobył się jakiś dym, przez który straciliśmy przytomność. Ostatnie, co pamiętam z tej sceny, to demoniczny śmiech panny Dominique.
Pamiętniki Sereny c.d:
Po pracy cała nasza drużyna, oczywiście bez Dawn, która przecież była nieobecna, poszła do profesora Oaka. Tam natomiast usiedliśmy wszyscy przy niewielkiej skrzynce, która to emitowała sygnał z podsłuchów w domu oraz telefonie pana prokuratora Spencera.
- Posłuchajmy teraz, co nasz pan oskarżyciel będzie dzisiaj mówił - powiedział Tracey, włączając urządzenie.
- Mam nadzieję, że dowiemy się wreszcie czegoś na temat tego, jak ten drań wrobił Jenny we współpracę z grupą przestępczą - rzekł Max.
- Nie rozumiem, czemu od razu go nie aresztujemy? - zapytała Bonnie - Przecież już Eliot Spencer rozmawiał z tym gangsterem i wiemy, że ze sobą współpracują.
Clemont pokręcił przecząco głową.
- Jeszcze nie możemy tego zrobić - powiedział - Musimy mieć dowody, że to oni wrobili Jenny, bo te dranie może i pójdą siedzieć, ale Jenny także. A my musimy oczyścić ją z zarzutów.
- Rozumiem - dziewczynka pokiwała głową.
- Oby tylko to szybko nastąpiło - stwierdziłam - Inaczej Jenny pójdzie pod sąd, a ten drań Spencer będzie prowadził przeciwko niej akt oskarżenia i założę się, że już on się postara, żeby dowody jej winy były jak najbardziej obciążające.
- Spokojnie, moje kochanie. Zapewniam cię, że do tego nie dopuścimy - powiedział mój chłopak.
- Cicho sza! - zawołał Tracey - Zaczynają rozmawiać przez telefon.
Skupiliśmy więc swoje narządy słuchu na dźwiękach rozmowy, która właśnie miała miejsce w domu prokuratora Spencera.
- Czy wszystko idzie zgodnie z planem? - zapytał gangster Vittorialle.
- Jak najbardziej, proszę pana - odpowiedział mu prokurator Spencer - Wszystkie dowody potwierdzają tylko winę tej głupiej pani porucznik. Już niedługo pozbędziemy się jej raz na zawsze.
- Nagrywasz to? - spytał Ash Tracey’ego.
- Mowa - zaśmiał się chłopak.
- To doskonale - rzekł Vittorialle - Ta głupia policjantka już nie będzie wchodzić nam w drogę. Ale czy koniecznie trzeba było zabijać biednego Willa?
- Nie miałem wyboru, proszę pana. Policja była na jego tropie. Gdyby wpadł, to wszystko by wyśpiewał o panu oraz o mnie. Spuściłem mu więc manto, kazałem napisać ten głupi list pożegnalny, a potem dałem kolesiowi poprawkę.
- Nie musisz mi opowiadać aż takich szczegółów, Eliot. Jestem zbyt wrażliwy, aby tego wszystkiego słuchać. Lepiej mi powiedz, czy Jenny nam nie zaszkodzi?
- Po ostatniej awanturze, jaką panu zrobiła publicznie, to jej reputacja poważnie się zaniżyła, a pańska wzrosła.
- Tym lepiej. Nie zamierzam więcej się męczyć z tą idiotką.
- Nie będzie pan musiał tego robić.
- Nawiasem mówiąc, Eliot, czemu tak chętnie mi pomagasz?
- Chce pan wiedzieć, to powiem panu. Ta głupia Jenny odrzuciła moje zaloty. Zlekceważyła mnie i poniżyła w ten sposób. Upokorzyła mnie. Nikt mi jeszcze nigdy nie odmówił, dlatego to było dla mnie jak ostry policzek. Drugiego nadstawiać nie mam zamiaru. Jędza będzie miała za swoje.
- A zatem to takie przyjemne z pożytecznym. Tym lepiej. Uwielbiam, kiedy sprawy prywatne i zawodowe idą razem w parze.
- Ja również, proszę pana. Ja również.
Rozmowa została zakończona, a my wyłączyliśmy nagrywanie.
- Mamy drani! - zawołałam wesoło.
- Teraz się już nie wywiną! - dodała Max.
- W rzeczy samej - powiedział Ash.
Tracey szybko skopiował nagranie na kartę pamięci, po czym wręczył ją nam.
- Dajcie to kapitanowi Rockerowi i powiedzcie mu, że mamy inne takie nagrania.
- Na pewno tak zrobimy - zaśmiał się mój chłopak - Sereno, Clemont... Chodźcie ze mną. Tracey... Ty razem z Maxem oraz Bonnie nasłuchuj dalej. Może obaj panowie powiedzą coś jeszcze ciekawego.
- Robi się! - zawołała Bonnie.
- Możesz na nas liczyć, szefie! - dodał Max.
Następnie oboje nam zasalutowali po wojskowemu.
Nasza trójka natomiast pobiegła na posterunek policji, ale zanim tam dotarliśmy, drogę nam zastawił jakiś Pidgeotto, który to nagle i gwałtownie przed nami wylądował.
- A ten czego od nas chce? - zdziwiłam się.
- Chyba chce nam coś powiedzieć - powiedział Clemont.
Ash przyjrzał się uważnie Pokemonowi.
- On ma coś przywiązane do nogi! - zawołał.
Rzeczywiście, tym czymś był niewielki pierścień z małym guziczkiem, który wzbudził wyraźnie moje zainteresowanie.
- Co to może być? - spytałam.
- Zaraz się dowiemy - powiedział mój chłopak.
Następnie nacisnął on guzik. Przed nami pojawił się hologram, z niego zaś ułożyła się postać Kenny’ego.
- Ash?! Mam nadzieję, że ta wiadomość dotarła do ciebie. Słuchaj więc uważnie, bo to ważne. Dawn i May są uwięzione w Wertanii.
- Co takiego?! - krzyknęliśmy ja i Clemont.
- Ale jak to, uwięzione? - zapytał Ash.
- Ten Konkurs, na który je zabrałem... On był pułapką zastawioną przez organizację Rocket - mówił dalej Kenny - Wiedziałem o wszystkim, ale nie sądziłem, że to się tak skończy. Sądziłem, że ci dranie tylko je okradną.
- On wiedział o wszystkim? - zapytałam zdumiona.
- Nie mam czasu na wyjaśnienia. Musicie się spieszyć. Czarny Tulipan chce zabrać Dawn i May do siedziby swojego szefa. Nie wiem, co knują, ale musicie się spieszyć. Jesteśmy teraz w...
Wtedy nagle na hologramie ktoś złapał Kenny’ego od tyłu, zaczął się z nim szarpać, a połączenie zostało przerwane.
Spojrzałam przerażona na Asha.
- Co o tym myślisz? - zapytałam.
- Może to pułapka? - dodał Clemont.
Mój chłopak zacisnął pięść ze złości.
- To teraz bez znaczenia... Jeżeli Dawn i May są w niebezpieczeństwie, musimy im pomóc. Zwłaszcza, że w całą tę sprawę jest zamieszany Czarny Tulipan.
- A co, jeśli Kenny kłamie? - zapytałam.
- Wtedy pożałuje, że się urodził - odpowiedział mi mój chłopak.
- A jeśli mówi prawdę? - spytał Clemont.
- Wtedy też pożałuje - odparł Ash.
***
Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Dawn c.d:
Nie mam pojęcia, kiedy odzyskałam przytomność, ale gdy to się stało, to zauważyłam, że jestem związana tak, jak i inni uczestnicy, którzy powoli zaczęli wracać między żywych. Zauważyłam wśród nich May.
- Witaj, Dawn - powiedziała dziewczyna - Coś mi mówi, że impreza się rozkręciła i to na maksa.
- Owszem. Nawet aż za bardzo się rozkręciła - odpowiedziałam jej.
- No mówiłam, że się rozkręciła na maksa - potwierdziła May.
Po tych słowach próbowała rozerwać swoje więzy, ale na nieszczęście biedaczka nie podołała temu zadania, gdyż były one zbyt mocne.
- Niech to! Za mocne są te sznury.
- No to nieźle wpadliśmy - powiedziałam.
Moja przyjaciółka spojrzała na mnie uważnie.
- Powiedz mi, Dawn... Jak to jest, że ilekroć idę gdzieś z tobą lub też z twoim bratem, to ktoś mnie porywa i więzi za pomocą sznurów?
- Nie mam pojęcia, ale coś mi mówi, że zaraz mi powiesz, dlaczego - zaśmiałam się lekko.
- Owszem, powiem ci. Wiesz, dlaczego? Bo ty i twój brat przynosicie mi pecha! Ściągacie na wszystkich, a już szczególnie na mnie nieszczęścia.
- Cóż... Taka karma... - stwierdziłam ironicznie.
May westchnęła głęboko.
- Jak nas ostatnio złapał Arlekin, to twój kochany braciszek mówił mi dokładnie to samo.
- Serio? On też powiedział „taka karma“?
- Właśnie. I po co ja się z wami zadaję, co?
- Przy nas przynajmniej nie możesz narzekać na nudy.
Dziewczyna spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem.
- Tak, coś w tym jest. Ciekawi mnie tylko, kto nas uwięził i po co?
- Chętnie odpowiem na to pytanie - usłyszeliśmy nagle czyiś kobiecy głos.
Z cienia pomieszczenia wyszła Dominique, a na jej twarzy malował się ironiczny uśmieszek. W dłoni trzymała tulipana czarnej barwy i udawała, że go wącha.
- Witam cię serdecznie, panno Seroni - powiedziała złośliwym tonem kobieta - Liczę, że nie czujesz się skrępowana, prawda? Panna Hameron! Co za spotkanie?! Nie poznajesz mnie, kochanie?
May spojrzała na nią groźnie.
- Po pierwsze nie jestem z tobą na „ty“, po drugie „kochanie“ mówi do mnie tylko mój chłopak, a po trzecie nie znam cię, nawiedzona wariatko, ale wiedz, że będziesz miała poważne kłopoty, jak się stąd wydostanę!
Dominique parsknęła śmiechem.
- Nieznośna jak zawsze. No cóż... Odświeżę trochę twoją pamięć.
To mówiąc kobieta zrzuciła z siebie swój żakiet oraz okulary, zostając jedynie w białej spódniczce i czarnej podkoszulce z wielką, czerwoną literą R. Na głowę zaś narzuciła beret.
- I co? Nadal twoja pamięć szwankuje?
Spojrzałyśmy na nią w szoku, a May otworzyła usta ze zdumienia.
Dominique widząc jej minę zachichotała podle, po czym spojrzała na mnie:
- Nie byłyśmy sobie jeszcze dotychczas przedstawione, ale twój brat doskonale mnie zna. Twoja przyjaciółka, jak widzę, również bardzo dobrze mnie pamięta.
- Oczywiście, że dobrze cię pamiętam! - zawołała May - Rozmawiałaś z Łowczynią J przez komputer i kazałaś jej zabić mnie, mojego brata, Asha oraz Serenę! Wtedy podczas tego zamieszania w górach!
- Dokładnie tak! Jak widzę nasze spotkanie, chociaż nie bezpośrednie, wyraźnie zapadło ci mocno w pamięć - powiedziała kobieta - Bardzo mnie to cieszy. Ponieważ jednak twoja przyjaciółka mnie nie zna, to dokonam prezentacji... Jestem Domino lub też Czarny Tulipan, agentka numer 009, członkini organizacji przestępczej Rocket, o której na pewno bardzo dużo słyszałaś od swojego kochanego braciszka.
- O tak! Bardzo wiele o was słyszałam! - zawołałam oburzonym tonem - Czego od nas chcecie?
- Jesteś aż tak naiwna, aby tego nie wiedzieć, złociutka? Chcę waszych Pokemonów, które zasilą naszą prywatną armię - odpowiedziała Domino.
Następnie popatrzyła na mnie i dodała:
- Jak widzę dałaś się nabrać na moją sztuczkę z Pokazami Pokemonów. Naprawdę sądziłaś, że to wszystko jest prawdziwe?
- Kenny mówił, że tak... - mruknęłam załamana - Widocznie oszukałaś też i jego.
Domino wybuchła gromkim śmiechem.
- Och, ty moja słodka, niebieskowłosa dziewczyno. Ty chyba nadal nie rozumiesz pewnych istotnych faktów. Wyjaśnię ci je zatem teraz... Kenny... Chodź tutaj.
Z cienia powoli wyszedł mój przyjaciel, który miał na twarzy niezbyt tęgą minę. Nie był on związany, co nasunęło mi tylko jedno wyjaśnienie.
- TY?! Jesteś jednym z nich?! - zawołałam.
Kenny uśmiechnął się głupkowato i odparł:
- Przeceniasz mnie, Dee Dee. Jestem tylko pomagierem Domino. Gdzie mi do jej organizacji?
- Ja nie mam na imię Dee Dee, tylko Dawn! - krzyknęłam oburzona - A za to, co zrobiłeś, jeszcze pożałujesz!
Chłopak spojrzał na mnie smutno.
- Przepraszam cię, ale nie miałem wyboru. Domino ma mnie w garści.
- Niby w jaki sposób? - zapytała May.
- Kiedyś, podczas jednych Pokazów groziło mi, że moje Pokemony nie wygrają - zaczął opowiadać Kenny - Dlatego kupiłem w sklepiku taki jakiś środek wzmacniający dla nich. Sprzedawczynią była Domino. Wygrałem te pokazy, ale wtedy Czarny Tulipan wyznała mi, że te środki wzmacniające to tak naprawdę jest doping. Niechcący złamałem więc prawo. Groziło mi więc dożywotnie wykluczenie z zawodów. Musiałem się jakoś ratować. Dlatego zgodziłem się na warunki panny Domino.
- Jesteś żałosny! Nie licz na to, że będę ci współczuć! - mruknęłam.
Czarny Tulipan parsknęła śmiechem.
- Jak widzisz, Kenny, twoja jakże urocza pannica jakoś nie specjalnie cię lubi. Ale mniejsza z tym. Muszę złożyć raport komu trzeba.
Następnie położyła na stole niewielką, czarną kostkę, z której po chwili wysunął się hologram ukazujący postać mężczyzny dobrze nam znanego. Był nim Giuseppe Giovanni, szef organizacji Rocket. Jak zwykle siedział w fotelu i głaskał Persiana.
- Słucham 009? Co cię sprowadza? - zapytał mężczyzna.
- Nasza misja została zakończona sukcesem - odpowiedziała Domino - Złapaliśmy wszystkie Pokemony uczestników naszego konkursu. Niestety, nasz środek transportu jest za mały, żeby je wszystkie pomieścić i uciec z nimi bezpiecznie. Nie przewidzieliśmy, że uczestników będzie aż tylu.
- To żaden problem. Przyślę wam zaraz helikopter na tyle duży, żeby pomieścić was wszystkich z waszym łupem.
- Dziękuję panu. Pragnę też zakomunikować, że w nasze ręce wpadła siostra naszego zaciekłego wroga.
- Siostra Ketchuma?
- Dokładnie. Razem ze swoją przyjaciółką, z którą nasz wróg również ma bardzo dobre kontakty. Uważam więc, że te dwie panienki mogą nam się jeszcze przydać. Może warto by je zabrać ze sobą?
Giovanni uśmiechnął się podle.
- To jest bardzo dobry pomysł, 009. Wysyłam już transport po ciebie. Czekaj na niego i przybądź do naszej kwatery głównej jak najszybciej. Ma się rozumieć z naszymi drogimi gośćmi.
- Oczywiście, proszę pana.
Hologram zniknął, a Domino klasnęła w dłonie. Wówczas to do pokoju weszli pozostali członkowie jury, tyle że teraz nosili oni mundury agentów organizacji Rocket.
- Wszystkie Pokemony w pokeballach? - zapytała.
- Tak jest, proszę pani - odpowiedział jeden z ludzi.
- Doskonale... Mamy czekać na transport od szefa, który zabierze nas do kwatery głównej.
- A co zrobimy z nimi? - zapytał kolejny bandyta, wskazując ręką na związanych trenerów.
- Zostają tutaj poza tymi dwiema panienki. Te weźmiemy ze sobą.
- Hej! Nie tak się umawialiśmy! - zawołał wściekłym głosem Kenny - Miałaś im nie robić krzywdy!
- Milcz, idioto! - zawołała Domino, uderzając chłopaka w policzek tak mocno, że aż ten się przewrócił.
Kenny upadł na podłogę, zaś 009 powiedziała groźnie:
- Twoje drogie przyjaciółki będą cennym nabytkiem dla naszego szefa. Z ich pomocą możemy zniszczyć tego głupiego szczeniaka, który już nieraz udaremnił nasze plany. Nie licz więc na to, że puszczę je wolno.
Chłopak załamanym wzrokiem spojrzał na mnie i na May.
- Przepraszam was. Nie wiedziałem, że tak to się skończy.
- Idź do diabła, ty kretynie! - warknęła na niego May.
- Co nam teraz po twoich przeprosinach?! - krzyknęłam na nią.
Domino tymczasem dalej rozkoszowała się swoim zwycięstwem i nie zauważyła, jak Kenny wyszedł z pomieszczenia. Zauważył to jednak jeden z jej ludzi, który poszedł za nim. Kilka minut później wrócili obaj, z tym, że mój przyjaciel z dzieciństwa był związany.
- Co się dzieje? - zapytała Domino zdziwiona tym widokiem.
- Ten drań nagrał jakąś wiadomość i wysłał ją przez swego Pidgeotta. Przyłapałem go na tym, ale jego Pokemon zwiał.
- Dawaj tu tego zdrajcę.
Agent Domino rzucił jej Kenny’ego pod nogi niczym worek kartofli. Kobieta powoli podniosła chłopaka w górę i zapytała:
- Co to była za wiadomość? I komu ją wysłałeś?
Ponieważ chłopak nie odpowiedział, uderzyła go w twarz.
- KOMU?!
Kenny jednak milczał, więc Domino rzuciła nim wściekła o podłogę. Koordynator Pokemon upadł tuż obok nas.
- Jeszcze wszystko mi powiesz - wysyczała kobieta - Podejrzewam, że wysłałeś wiadomość komuś, kto jest blisko. Tym lepiej. Szybko się tu zjawi.
Następnie spojrzała na swoich ludzi.
- Przyjaciele! Nasza wycieczka do kwatery głównej trochę się opóźni. Musimy najpierw przygotować bardzo gorące powitanie dla osób, które tu przybędą.
- A nie lepiej uciec od razu? - zapytał jeden z jej ludzi - Przecież nasz transport zaraz tu będzie.
- Nie ma mowy! - warknęła na niego Domino - Chcę wiedzieć, kogo ta gnida wezwała na pomoc.
- Teraz to jedziemy na tym samym wózku, Dawn - powiedział Kenny, patrząc na mnie.
- Tak... Na to wychodzi - mruknęłam.
Pamiętniki Sereny c.d:
Ponieważ czas nas naglił szybko pobiegliśmy na posterunek policji i poprosiliśmy na rozmowę kapitana Rockera, a kiedy już ją uzyskaliśmy, to powiedzieliśmy mu, że jesteśmy w posiadaniu nagrania dowodzącego winy prokuratora Spencera.
- To on wrobił porucznik Jenny w kolaborację z gangiem Vittoriallego - wyjaśnił Ash - On jest również odpowiedzialny za śmierć Willa Martena, który napisał ów feralny list.
- Jesteście pewni? - zapytał zdumiony kapitan.
- Wszystko jest na tym nagraniu - powiedziałam, kładąc je na biurku policjanta.
- Proszę je posłuchać i aresztować prawdziwych winowajców - dodał Clemont.
- W razie czego mamy jeszcze inne nagrania. Wszystkie są u profesora Oaka - dodał Ash.
- Ale skąd wy je...
- Nie mamy czasu na wyjaśnienia! - zawołał mój chłopak - Musimy spieszyć komuś z pomocą. Tutaj sam pan sobie da radę.
Chwilę później wybiegliśmy z gabinetu kapitana Rockera, po czym pognaliśmy ponownie do profesora Oaka, pożyczając od niego Charizada i Pidgeota.
- Ale powiedz mi, Ash... Po co ci oni? - zapytał zdumiony uczony.
- Teraz nie mam czasu na wyjaśnienia - odpowiedział mój chłopak.
- Chodzi tu o ludzkie życie! - dodałam.
Następnie wybiegliśmy przed laboratorium, nieomal wpadając na kilku jego pracowników zajętych właśnie swoimi badaniami, po czym wypuścili oba Pokemony z pokeballi. Potem ja z Ashem usadowiliśmy się na grzbiecie Charizarda, zaś Clemont z Pikachu wsiadł na Pidgeota.
- Naprzód! Do Wertanii! Ale błyskawicą! - zawołał mój luby.
Pokemony zamachały skrzydłami i pognały niczym burza prosto w kierunku miasta, które wskazał im ich trener. Clemontowi co prawda taka wyprawa niezbyt się podobała, ale ponieważ chodziło tutaj o życie Dawn, to zachował ewentualne zastrzeżenia dla siebie. Obok nas leciał Pidgeotto należący do Kenny’ego. Wskazywał on nam drogę. Jego obecność była nam niezbędna, bo w końcu tylko on wiedział, z jakiego miejsca został wysłany z wiadomością.
Podróż trwała chyba pół godziny, może nieco więcej. W końcu jednak dotarliśmy na miejsce, a następnie Ash schował szybko swoje Pokemony do pokeballi i dał je Clemontowi.
- Weź je ze sobą. Mogą ci się przydać - powiedział.
- Co zamierzasz zrobić? - spytał nasz przyjaciel.
- Idę tam z Sereną. Muszę rozprawić się z Domino.
To mówiąc położył dłoń na szpadzie, którą zabraliśmy z domu Asha, gdy minęliśmy go w drodze do Wertanii.
- Idę z wami! - powiedział Clemont.
- Nie! Ty idź zawiadom policję! Puść im to nagranie od Kenny’ego i poproś, aby zebrali ludzi i przybyli tutaj - rzekł Ash.
- Ale...
- Rób, co ci mówię! Od tego zależy los Dawn!
Nasz przyjaciel nie chciał się na to wszystko zgodzić, ale ostatecznie nam ustąpił i pognał na policję, podczas gdy my weszliśmy do budynku, w którym według Pidgeotta miał przebywać jego trener. Dziękować losowi ten Pokemon poleciał z nami, bo inaczej nigdy byśmy nie odkryli, gdzie są nasi przyjaciele.
Weszliśmy do środka i zaczęliśmy rozglądać się dookoła. Nie mieliśmy pojęcia, gdzie dokładniej są nasi bliscy, ale dobrze wiedzieliśmy, że z całą pewnością ich oprawcy spodziewają się naszej wizyty. Tym bardziej więc musieliśmy tu przybyć, bo choć nie mieliśmy żadnego planu działania, to mimo tego posiadaliśmy nadzieję, że Domino łapiąc nas straci czujność i nie pomyśli o policji, którą sprowadzimy.
- Gdzie też oni mogą być? - zapytałam.
- Nie wiem, ale sądzę, że gdzieś na najwyższym piętrze - odpowiedział mi Ash.
- Pika-pika! - poparł go Pikachu.
- Zgadłeś, przyjacielu. Brawo! - usłyszeliśmy nagle pewien podły głos.
Przerażeni szybko odwróciliśmy się za siebie i zobaczyliśmy Domino w towarzystwie dwóch ludzi z karabinami w dłoniach.
- Więc to jest ta odsiecz, którą sprowadził Kenny? - mruknęła kobieta - Równie żałosna pomoc, co on sam. Ręce do góry! Oboje!
Wykonaliśmy polecenie, choć bardzo niechętnie. Wówczas to Domino podeszła do nas, śmiejąc się przy tym podle.
- I wy chcieliście we dwójkę pokonać mnie?! Mnie? Agentkę 009?! To żałosne. Ale czego ja się mogłam po was spodziewać? Przecież wy zawsze lubiliście zgrywać bohaterów.
- Domino, masz moje słowo, że jeśli teraz dobrowolnie się poddasz, to zadbam o to, abyś dostała krótszy wyrok - powiedział Ash.
- Pika-chu! - pisnął na nią jego Pokemon.
Kobieta wybuchła śmiechem. Widać propozycja Asha rozbawiła ją.
- Jesteś naprawdę zabawny. Ty chcesz, żebym ja się poddała? W twojej sytuacji nie możesz mi tego proponować.
- Tak ci się tylko wydaje - odpowiedział jej przeciwnik - Zapewniam cię, że jesteś w błędzie.
Domino znowu się zaśmiała, po czym zaprowadziła nas do pokoju, w którym leżeli jej więźniowie, a wśród nich zauważyliśmy Kenny’ego, Dawn oraz May.
- ASH! - zawołała przerażona siostra mego chłopaka - Co wy tu oboje robicie?!
- Przybyliście wam na pomoc - odpowiedział jej brat.
- Jesteśmy waszą odsieczą - dodałam.
- I też daliście się złapać? Żenujące - jęknęła May.
- Spokojnie, moje piękne panie. Jeszcze to odkręcę - powiedział Ash z pewnością siebie w głosie.
- Ciekawe, jak niby zamierzasz to zrobić? - zapytała panna Hameron.
- Mam swoje sposoby.
Domino tymczasem usiadła za stołem i popatrzyła na nas uważnie.
- Jaka z was dzielna brygada ratunkowa. Pseudo-detektyw, jego śliczna dziewczyna oraz nic nie warty Pikachu, za którym uganiają się Jessie, James i Meowth. I to wy chcieliście ze mną walczyć? Jesteście żałośni.
- Żałosna to jesteś ty, jeśli sądzisz, że wygrałaś - odpowiedziałam.
- A co? Może nie wygrałam? - spytała kobieta.
Ash zerknął kątem oka w stronę okna, po czym uśmiechnął się i wesoło odpowiedział:
- Nie, nie wygrałaś.
- Dobra, dosyć już tego dobrego! - warknęła na niego Domino - Masz jakieś ostatnie życzenie, zanim cię poślę na tamten świat, miernoto?
- Owszem, mam. Spójrz w prawo.
009 parsknęła śmiechem i spełniła jego prośbę. Wówczas to zobaczyła przez okno unoszącego się w powietrzu Charizarda, na którego grzbiecie siedział Clemont.
- Niespodzianka - powiedział wesoło Ash.
Chwilę później jego Pokemon głośno ryknął, wypuszczając ze swojej paszczy wielki strumień ognia.
- O nie! To nie fair! - jęknęła Domino.
Chwilę później skoczyła ona zwinnie przed siebie zanim płomień z pyska Pokemona zdążył zniszczyć okno oraz stolik, przy którym siedziała. Następnie Clemont razem z Charizardem, a także Pidgeotem i Pidgeottem wparowali do pomieszczenia.
- Zdążyłem na czas? - zapytał nasz przyjaciel.
- CLEMONT! - krzyknęła radośnie Dawn.
- Mój Pidgeotto! - dodał Kenny.
- Przybyłeś w samą porę! - zawołałam.
- Pidgeot! Podmuch Wiatru! - krzyknął Ash.
- Pidgeotto! Pomóż mu! - ryknął rywal Clemonta.
Chwilę później oba Pokemony wywołały swymi skrzydłami tak wielką wichurę, że popchnęli nią na ścianę ludzi Domino, nokautując ich w ten sposób. Tymczasem ja wypuściłam z pokeballi Fennekina i Panchama.
- Fennekin! Atak Żarem! Pancham! Ciemny Puls!
Pokemony zaatakowały więzy uwięzionych trenerów, uwalniając ich w ten sposób ze sznurów, które krępowały im ruchy.
Dawn, gdy już była wolna, rzuciła się radośnie na szyję Clemontowi.
- Och, Clemont! Wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz! - powiedziała.
- Jaka wzruszająca scenka - mruknęła Domino, zbierając się z ziemi - A ja nie cierpię takich czułości!
To mówiąc kobieta wycelowała w parę ze swego tulipana. W ostatniej chwili oboje uskoczyli w bok i kula mrocznej energii uderzyła w ścianę.
- Zostaw ich, Domino! - wrzasnął Ash, dobywając szpady - To ze mną masz porachunki!
- No proszę... Widzę, że wykułeś sobie nową szpadę. Niepraktyczna to broń w dzisiejszych czasach i zaraz ci pokażę, dlaczego!
To mówiąc wycelowała ona z tulipana prosto w Asha, ale chłopak odbił ostrzem swej broni ów groźny pocisk, który poleciał rykoszetem w kierunku Domino. Ta w ostatniej chwili zrobiła unik.
- Co?! Jak ty...?!
- Tajemnica zawodowa - powiedział Ash.
- To koniec, Domino! - zawołał Clemont - Policja już tu jest! Nie masz szans!
Jak na zawołanie chwilę później wokół całego tego budynku rozległ się dźwięk syreny policyjnej. 009 zazgrzytała zębami ze złości.
- Nie myślcie sobie, że to koniec! - zawołała.
Chwilę później rzuciła się do ucieczki.
- Stój! - krzyknął Ash i ruszył za nią w pogoń.
Ja i Pikachu ruszyliśmy, aby go wesprzeć. Dopadliśmy najwyższego pomieszczenia w całym budynku, którym był strych. Domino otworzyła w nim małe okienko i zamierzała przez nie uciec na dach, ale właśnie wtedy do pomieszczenia wpadł Ash ze szpadą w dłoni.
- Stój! - zawołał - Nie dam ci uciec! To koniec!
- Nie licz na to, smarkaczu - powiedziała 009.
Chwilę później przemieniła ona swój czarny tulipan w szpadę.
- Już raz cię pokonałam. Zrobię to ponownie, ale tym razem nikt mi nie przeszkodzi cię zabić.
Ja i Pikachu patrzyliśmy z przerażeniem, jak mój luby oraz Domino ścierają się ze sobą w pojedynku. Tym razem jednak Ash był o wiele lepiej przygotowany do walki niż poprzednio, zaś jego broń biała miała o wiele potężniejsze ostrze. Prócz tego mój luby odpierał ciosy swej przeciwniczki, stosując przy tym opanowane przez siebie niedawno uniki oraz skoki, od czasu do czasu zadając jej cios nogami.
- Nieźle... Widzę, że ktoś cię podszkolił - powiedziała 009 - Ale to za mało, żeby mnie pokonać.
Po tych słowach natarła na Asha z całej siły. Ten jednak spokojnie się przed nią bronił, raz po raz stosując uniki, a więc szpada Domino uderzała ciągle w próżnicę. Przy jednym takim natarciu mój chłopak drasnął mocno ostrzem policzek swej przeciwniczki, zostawiając na nim szramę.
- Teraz jesteśmy kwita - powiedział.
Domino ryknęła niczym rozjuszony Tauros, po czym natarła na niego, a Ash bez najmniejszego pośpiechu i ze spokojem parował jej ciosy. W końcu mój luby zrobił tak zwinny skok w bok, że broń Czarnego Tulipana wbiła się w drewnianą belkę i nie chciała z niej wyjść. Ash wykorzystał tę okazję, uderzając swoją szpadą ostrze rapiera 009 tak silnie, że odpadło ono, a w dłoni agentki pozostała tylko rękojeść.
- Poddaj się, Domino! - zawołał Ash.
W tej samej chwili ktoś skoczył na mnie od tyłu. To był jeden z ludzi naszej przeciwniczki. Zaczęłam się z nim szarpać, jednak jego siła fizyczna znacznie przewyższała moją. Pikachu ruszył mi na ratunek, lecz otrzymał on silny cios nogą i poleciał na ścianę, tracąc przytomność.
Kątem oka dostrzegłam wówczas, jak 009 wskakuje na okno w dachu, zaś Ash łapie ją za nogi i próbuje powstrzymać przed ucieczką.
- Wybieraj, co wolisz - zaśmiała się podle Domino - Łapać mnie czy ratować ukochaną?
Mój luby zazgrzytał zębami ze złości, patrząc raz na tę podłą kreaturę, a raz na mnie walczącą z jej pomagierem.
- Jeszcze cię dopadnę! - zawołał, dokonując wyboru.
Następnie puścił nogę Domino i skoczył mi na ratunek. Zrobił to w ostatniej chwili, gdyż jeszcze trochę, a ten łajdak by mnie udusił. We dwoje zaś daliśmy sobie z nim radę i ogłuszyliśmy go.
- Och, Ash! - zawołałam, obejmując mocno mojego chłopaka za szyję - Wybacz mi! Przeze mnie ona znowu nam uciekła.
- Nic nie szkodzi, kochanie - uśmiechnął się do mnie czule mój luby - Ważne, że wyrównałem z nią rachunki. A coś mi mówi, że pan Giovanni nie będzie specjalny zachwycony meldunkiem, który za chwilę złoży mu jego ulubiona agentka.
Policjanci z Wertanii z miejscową oficer Jenny na czele aresztowali wszystkich ludzi Domino oraz uwolniła uwięzione przez nich Pokemony, które natychmiast zwróciła trenerom, oczywiście wcześniej spisując ich zeznania. Najbardziej obszerne dane podała funkcjonariuszom Dawn, która opowiedziała również o roli, jaką w całej tej historii odegrał jej przyjaciel Kenny. Wskutek tego on także został zakuty w kajdanki.
- No cóż... Najwyraźniej te zawody przegrałem - powiedział chłopak bardzo smutnym tonem - Ale przynajmniej zrobiłem coś dobrego.
- Tak, to prawda - zauważyła Dawn.
- Nie bój się, Kenny. Masz dopiero czternaście lat. Jestem pewna, że nie pójdziesz siedzieć - zauważyła May.
- Co najwyżej dostaniesz wyrok w zawiasach albo też prace społeczne - dodałam.
- Wstawimy się za tobą na procesie - powiedział Ash - Wyjaśnimy tam dokładnie, że gdyby nie ty, to nie zdołalibyśmy ocalić naszych przyjaciółek.
- Dzięki, stary. Jesteś naprawdę równy gość - odparł Kenny - Ty także, Clemont. Myliłem się co do ciebie. Nie jesteś świrem.
- A propos tego świra - powiedział młody Meyer, podchodząc powoli do Kenny’ego z groźną miną na twarzy - To świr ma do ciebie pytanie.
- Jakie?
- Jak mogłeś narazić moją dziewczynę na niebezpieczeństwo, co? A do tego jeszcze kpić sobie ze mnie w żywe oczy i to w jej obecności?
Kenny widząc jego zachowanie, zachichotał nerwowo.
- No co? Chyba nie chowasz do mnie urazy, prawda? - zapytał.
Clemont spojrzał na niego, po czym zadał mu cios pięścią prosto w szczękę. Tak mocny, że aż go dłoń zabolała.
- Nie! Teraz już nie żywię urazy - powiedział.
- Dobra, dość już tych samosądów, bo inaczej wszystkich was aresztuję - mruknęła oficer Jenny, podnosząc Kenny’ego z podłogi.
- AU! Chyba złamałeś mi szczękę - jęknął koordynator Pokemonów.
- To jak niby możesz mówić, mądralo? - zakpiła sobie May.
Kenny zastanowił się nad tym zagadnieniem.
- Chyba jednak nic mi nie jest. Ale należało mi się, przyznaję.
- Za to, co zrobiłeś, należał ci się o wiele mocniejszy cios, ale daruję ci ze względu na Dawn - powiedział Clemont - Tylko pamiętaj... Zadam ci go, jeżeli jeszcze raz nazwiesz moją dziewczynę Dee Dee.
- Będę o tym pamiętać - mruknął Kenny - Wbiłeś mi tę wiadomość mocno do głowy.
***
Na noc zatrzymaliśmy się w Wertanii, a następnego dnia powróciliśmy radośnie do Alabastii, gdzie natychmiast odwiedziliśmy profesora Oaka. Uczony bardzo ucieszył się na nasz widok tym bardziej, że miał do nas małą wiadomość.
- Kapitan Rocker prosił, aby wam przekazać, że jesteście proszeni na rozmowę w jego gabinecie.
- Ulala! To nie wróży nic dobrego - powiedziałam.
- Spokojnie, damy sobie radę - zaśmiał się Ash.
Ja oraz mój luby, zostawiając Clemonta i Dawn pod opieką profesora, poszliśmy na posterunek policji, a tam skierowaliśmy swoje kroki w stronę gabinetu kapitana Rockera.
Mężczyzna uśmiechnął się na nasze widok, po czym kazał nam usiąść i chwilkę zaczekać, po czym wykonał jeden ważny telefon, a gdy zakończył rozmowę przez niego spojrzał na nas, mówiąc:
- Powinienem was wszystkich aresztować.
- Niby za co? - zapytałam niewinnym tonem.
- Ty się mnie o to pytasz, dziewczyno? To nie wiecie, że ratując Jenny złamaliście co najmniej kilka przepisów?
- Wiemy - odpowiedział mu butnie Ash.
Szef policji w Alabastii zaczął wyliczać na palcach nasze przewinienia.
- Podkładanie podsłuchów bez zezwolenia... Nagrywanie prywatnych rozmów ważnych osobistości... Wiecie, czym to wszystko pachnie?
- Eee... Więzieniem? - spytałam.
- Tak... Właśnie tak! Więzieniem! Dziwię się sam sobie, że jeszcze was tam nie wsadziłem - mruczał niezadowolonym tonem kapitan Rocker.
- Myślę, że nie zrobił pan tego tylko z jednego, jakże bardzo ważnego powodu - zasugerował Ash.
- Doprawdy? A jaki to powód?
- Że nasze działania odniosły skutek.
Kapitan powoli się uśmiechnął.
- Tak, Ash. Masz rację. Wasze starania odniosły sukces, bo dzięki wam mogliśmy aresztować prokuratora Eliota Spencera. Początkowo wszystkiego się wypierał, ale potem, jak mu puściłem to nagranie, co je od was dostałem, zmiękł i wszystko wyśpiewał. To on zabił Martena oraz dokonał przelewu na konto Jenny, żeby ją oskarżyć o kolaborację z gangiem i branie łapówek. Powiedział wszystko, co wie o Vittoriallim, a wie o nim całkiem sporo. Obaj siedzą już pod kluczem.
- Czyli sprawa dobrze się skończyła? - zapytałam.
- Tak. Ale jest jeszcze ktoś, kto ma wam coś ważnego do powiedzenia.
Chwilę później do gabinetu kapitana Rockera weszła jakaś osoba. Była to porucznik Jenny w mundurze. Uśmiechnęła się na nasz widok, po czym złapała nas oboje w objęcia i mocno uściskała.
- Dziękuję wam, kochani! Dziękuję wam! - zawołała ze łzami w oczach - Nawet nie wiecie, ile dla mnie zrobiliście!
- Żaden problem - zaśmiał się Ash.
- W końcu jesteśmy przyjaciółmi - dodałam wesoło.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
- Muszę tylko jeszcze podziękować reszcie waszej dzielnej drużyny - powiedziała Jenny z uśmiechem na twarzy.
- To zrobisz później - rzekł kapitan Rocker.
Następnie położył on na swoim biurku jej broń i odznakę.
- Na razie zajmij się swoimi obowiązkami, za którymi tak tęskniłaś.
- Tak jest, szefie! - zawołała Jenny, stając na baczność.
- A wy spróbujcie jeszcze raz złamać regulamin, a posadzę was razem z przestępcami, których mi wydacie - powiedział szef pani porucznik, patrząc na nas groźnym wzrokiem.
- Dobrze, proszę pana - zaśmiał się Ash.
- Pika-pika-chu! - dodał Pikachu.
- Dobra, a teraz znikajcie stąd. Jesteście wolni... Na razie...
Po tej rozmowie wyszliśmy zadowoleni z posterunku policji, ciesząc się z dobrze wypełnionego obowiązku.
***
Następnego dnia ujrzeliśmy w gazecie „Kanto Express“ piękny artykuł pod tytułem „PORUCZNIK JENNY Z ALABASTII UNIEWINNIONA“.
- A to drań jeden! - zawołałam, czytając gazetę - Znowu przypisał sobie prawie wszystkie nasze zasługi!
Ash zaśmiał się wiedząc doskonale, że mówię o kapitanie Rockerze.
- Co tam! Niech on też ma coś z życia, biedaczek. My mamy za to kasę od niego za dobrze wykonane zadanie, jak również i satysfakcję z tego, że teraz, dzięki nam, znowu tego zła jest trochę na tym świecie.
- Fakt... To zawsze odpowiednia dla nas zapłata - powiedziałam.
- Nie inaczej - zachichotał wesoło Ash - Lepiej ta sprawa nie mogła się skończyć.
Spojrzałam delikatnie za siebie i zauważyłam Clemonta z Dawn. Ich usta były złączone w miłosnym pocałunku.
- Masz rację, Ash. Lepiej ta sprawa nie mogła się skończyć - odparłam.
KONIEC
A więc jak widać wszystko rozwiązało się tak jak myślałam na początku. Coś ten Eliot Spencer mi śmierdział od samego początku i jak widać miałam nosa. Współpraca z przestępcą i wrabianie policjantki w przestępstwa... Długo posiedzi za kratkami, gdzie w sumie moim zdaniem jego miejsce. :)
OdpowiedzUsuńI jak widać słusznie wkurzał mnie Kenny, jednak nie przewidziałam, że okaże się on być pomagierem Domino i świadomie sprowadził niebezpieczeństwo na Dawn namawiając ją do udziału w pokazach w Wertanii. Wiedział doskonale, że to zasadzka organizacji Rocket, ale myśląc, że to się nie uda, w końcu skusił Dawn do udziału w tych pokazach. Wszystko skończyło się dla niego tak jak powinno, czyli aresztowaniem, jednak posiedzi pewnie tylko w poprawczaku ze względu na młody wiek. Jednak słusznie dostał to na co zasłużył - czyli z pięści w gębę od Clemonta. Swoją drogą, nie spodziewałam się po Clemoncie takiej siły. Nawet okularnikom miłość daje siłę. :)
I muszę serdecznie pochwalić za walkę Asha z Domino, przeprowadzona w sposób idealny, nie znalazłam tam żadnych niedociągnięć, chociaż szkoda, że Ash finalnie nie złapał Domino, ale cóż... bezpieczeństwo Sereny było dla niego ważniejsze, a musimy dodać, że ona w tym samym czasie była przyduszana do ściany przez jakiegoś pomagiera Domino. Więc Ash chcąc nie chcąc wolał uratować ją niż złapać agentkę 009, z którą na pewno spotka się jeszcze nie raz. :)
Myślę, że poruszyłam wszystkie najważniejsze wątki, więc pora na podsumowanie mojej recenzji. Historia ciekawa, wciągająca, wbijająca w fotel i trzymająca w napięciu od pierwszego do ostatniego zdania. Inni mogą się czepiać płytkości czy innych pierduł, jak dla mnie wszystko jest naprawdę super pod każdym względem! :) Brawa dla Ciebie, kochanie. :)
Ogólna ocena: 100000000000000000000000000000/10 :)