Przyszłość mamy dziś cz. I
Oboje skończyliśmy swoje obowiązki w restauracji „U Delii“, więc zgodnie z naszym zwyczajem spędzaliśmy czas tylko we dwoje spacerując po mieście lub też robiąc masę innych rzeczy, jakie robić mogą zakochani w sobie ludzie obojga płci.
- Tak... Zauważyłem to, kochanie - odpowiedział mi Ash - Co jak co, ale miłość naprawdę potrafi zmienić ludzi na lepsze.
- Pomyśleć tylko, że oboje chodzą ze sobą zaledwie dwa tygodnie, a już dzięki ich uczuciu takie pozytywne zmiany zaszły w naszym drogim przyjacielu - mówiłam dalej.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu, siedzący jak zwykle na ramieniu swego trenera.
- Nie wydaje mi się, aby te wszystkie zmiany zaszły w nim dopiero teraz - odparł na to mój chłopak - Ja myślę, że one pojawiły się znacznie wcześniej, tylko dopiero teraz Clemont zaczął je w sobie naprawdę, ale to naprawdę rozwijać. Wcześniej nasz przyjaciel po prostu czuł, że musi coś w sobie zmienić, ale nie widział on sensu robienia tego, skoro obiekt jego westchnień jest obojętny na jego uczucia.
- Czyli, że wcześniej chciał coś w sobie zmienić, ale nie wiedział, czy to ma sens, bo nie był pewien uczuć Dawn? - zapytałam.
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
- Dokładnie tak - pokiwał głową Ash - Moim zdaniem tak właśnie było. Zacząłem już dawno dostrzegać zachodzące w nim zmiany, choćby w sposobie mówienia czy też zachowywania się. Jednak ze względu na brak pewności, co do uczuć ze strony Dawn te zmiany nie były rozwijane, co w rezultacie doprowadziło do tego, że nasz kochany Clemont poprzestawał jedynie na drobnych zamianach, tych ledwie przez nas widocznych, zaś te naprawdę poważne odłożył na przyszłość.
- Rozumiem. A jakie to były zmiany, które w nim dostrzegłeś?
- Niewielkie. Choćby sposób poruszania się oraz mówienia, a przede wszystkim zachowania. W pewnych sprawach Clemont wyraźnie zmierzał do ulepszenia swej osoby, jednak brak miłości Dawn (a raczej przekonanie o braku tych uczuć) prowadziło go do smutnego stwierdzenia, że nie warto się wysilać, dlatego zazwyczaj rezygnował ze zmian w swoim charakterze i zachowaniu, powracając przy tym do swoich dawnych nawyków. Czasami jednak nabierał on nadziei na zdobycie miłości mojej drogiej siostry, więc zaczął znowu lekko się zmieniać. Mówię „lekko“, ponieważ dopiero teraz, w obliczu bycia chłopakiem Dawn Clemont zaczął na poważnie ulepszać swój charakter.
- Czyli wcześniej chętnie by się zmienił dla Dawn, ale nie wiedział, czy ma to sens, więc większość planów w tym kierunku porzucał zaraz po ich podjęciu? - spytałam.
- No, dokładnie tak. Jak widzę, kochanie, rozumiesz już zachowanie naszego wiernego druha.
- Rozumienie to chyba za dużo powiedziane. Powiedzmy, że pojmuję już, dlaczego zachowywał się on tak, a nie inaczej, jednak mimo wszystko uważam, że gdyby się zmienił wcześniej, to szybciej zostałby chłopakiem Dawn.
- Możemy sobie gdybać, ale przeszłości nie zmienimy. Prawdy też nie.
- A jaka jest prawda?
- Taka, że Clemont i Dawn są dla siebie stworzeni i bardzo się cieszę, że wreszcie to sobie oboje uświadomili.
- Nie sądzę, aby Bonnie podzielała twój optymizm.
Ash machnął na to lekceważąco ręką.
- W tej sprawie jestem zupełnie spokojny. Ona w końcu zaakceptuje fakt, że jej brat sam sobie wybrał dziewczynę i że jest nią Dawn.
- Pika-pika-chu! - dodał wesoło Pikachu.
- Nie byłabym tak optymistycznie nastawiona do całej tej sprawy na waszym miejscu - powiedziałam - Bonnie to uparciuch. Ona nadal uważa, że jej brat powinien mieć inną dziewczynę, która będzie się nim opiekować w zastępstwie jego jakże opiekuńczej siostrzyczki.
Zachichotałam wesoło.
- Wiesz... Naprawdę ta nasza mała Bonnie czasami mnie rozbawia do łez. Jak ona może uważać, że opiekuje się swoim starszym bratem, skoro jest od niego o tyle lat młodsza?
Ash popatrzył na mnie z uśmiechem.
- Nie mam pojęcia, jak to możliwe, ale pokręcona logika panny Meyer już dawno przestała mnie dziwić.
Nagle naszą rozmowę przerwał jakiś przeraźliwy wrzask.
- Co to było? - zapytałam poważnie zaniepokojona.
- Brzmi jak krzyk dziecka - odpowiedział Ash.
- Pika-pi! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu, zeskakując z ramienia Asha, po czym pognał przed siebie w kierunku, skąd dobiegał ten krzyk.
- Hej, Pikachu! - zawołał mój chłopak.
- Biegnijmy za nim! - powiedziałam.
- Zgoda!
Pobiegliśmy za Pokemonem i trafiliśmy do pewnej części miasta, gdzie zwykle nie było zbyt wielu ludzi. Tam to właśnie dwóch mężczyzn ubranych na czarno oraz w okularach przeciwsłonecznych szarpało małą dziewczynkę, tak około sześcioletnią, która to bezskutecznie próbowała im się wyrwać.
- Puszczajcie! Zostawcie mnie, wstręciuchy! - krzyczała dziewuszka.
- Nie szarp się tak, dziecino! - powiedział jeden z jej napastników.
- To i tak ci nic nie da - dodał drugi.
- Hej, zostawcie ją! - wrzasnął Ash.
- Pika-chu! - dodał groźnie Pikachu.
Obaj mężczyźni spojrzeli na nas zdumieni. Widać nie przewidzieli oni tego, że ktoś zechce im przeszkodzić. Oczywiście nie zbiło ich to w ogóle z pantałyku.
- Dobrze wam radzę, szczeniaki... Zróbcie w tył zwrot i grzecznie się stąd oddalcie - rzekł jeden z nich.
- Nie ma mowy! Puśćcie tę dziewczynkę! - zawołałam.
Mężczyźni zrobili tak, jak im kazaliśmy, ale tylko po to, żeby wyjąć broń i wymierzyć ją w naszą stronę.
- Hej! Co jest?! Nie możemy się grzecznie bawić na tym podwórku? - zapytał nieco przerażony tym widokiem Ash.
- Najwidoczniej nie - odpowiedziałam mu.
- Zmówcie paciorek, głupie smarkacze - powiedział do nas jeden z bandytów.
Wtem jednak Pikachu, nie czekając ani chwili na atak łotrów, strzelił w nich szybko piorunem, wytrącając im obu pistolety z dłoni, które od razu kopnęłam w bok.
- Głupi gryzoń! - warknął bandyta, masując sobie obolałą dłoń.
- Lepiej się stąd zbierajmy! - powiedział drugi.
- Nie ma mowy! Musimy zabrać tę małą! - zawołał pierwszy.
Zastawiliśmy im jednak drogę.
- Spróbujcie ją tylko tknąć, to będziecie mieli z nami do czynienia! - krzyknął Ash.
- Poznacie wówczas prawdziwą moc tego głupiego gryzonia, jak go nazwaliście! - dodałam nieco złośliwym tonem.
Nasi przeciwnicy zrozumieli, że bez pistoletów nie mają z nami szans, a do broni nie zdążyliby doskoczyć, ponieważ Pikachu z łatwością by ich poraził piorunem zanim oni złapaliby za swoje klamki. Uznali zatem, że lepiej się będzie wycofać.
- To jeszcze nie koniec, smarkacze! - zawołali, po czym uciekli.
- Nie gonimy ich? - zapytałam.
- Lepiej zajmijmy się tą mała - odpowiedział Ash - A właśnie, gdzie ona jest?
Rozejrzeliśmy się dookoła i zobaczyliśmy małą dziewczynkę, która stała przerażona oparta o ścianę. Była ona ciemną blondynką o brązowych oczach, ubraną w różową sukienkę i różowe buciki. Wydawała mi się na do kogoś podobna, ale nie wiedziałam, do kogo.
- Spokojnie, maleńka. Nic się nie bój. Oni już sobie poszli - rzekłam przyjaznym tonem.
- Jesteś wśród przyjaciół. Nie masz się czego bać - dodał mój chłopak.
Pikachu podszedł do niej i zapiszczał bardzo radośnie. Dziewczynka popatrzyła na niego, po czym zachichotała.
- Jaki jesteś śliczny - powiedziała - Przypominasz mi Pikachu mojego tatusia.
- A kim jest twój tatuś? - zapytałam.
- Jest Mistrzem Pokemon - odparła z dumą w głosie dziewczynka - No i kimś jeszcze, ale zapomniałam, jakie to słowo.
- A gdzie on mieszka? - spytał Ash.
- W Alabastii - odpowiedziała mała istotka.
- Naprawdę? - zaśmiałam się - My też. Wobec tego zaprowadzimy cię do niego. Jak on ma na imię?
- Tatuś...
- Ech! - Ash jęknął załamany tą odpowiedzią - A na nazwisko?
- Nie wiem. Mamusia wie.
- A mamusia jak ma na imię?
- Mamusia...
Ash załamany opadł na kolana.
- To po prostu beznadziejne! - zawołał.
- Spokojnie, Ash... To małe dziecko. Nie oczekuj od niej zbyt wiele - zauważyłam.
- Może i małe, jednak mogłaby mieć w główce odrobinę podstawowej wiedzy - powiedział mój chłopak.
Prychnęłam z lekką kpiną, po czym spojrzałam na dziewczynkę.
- Nie bój się, maleńka. On tylko tak sobie gada. Powiedz mi, proszę, co tutaj robisz?
- Ja... Bo ja... - dziewczynka spojrzała na nas nieco zakłopotana - Bo ja się zgubiłam i chciałam wrócić, ale ci panowie chcieli mnie porwać.
- A dlaczego chcieli cię porwać? - zapytałam.
- Nie wiem, ale zabrali oni mojego brata.
- Twoje brata? - zdziwił się Ash.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
Dziewczynka pokiwała powoli głową.
- Tak, mojego brata. On razem ze mną tutaj trafił przez takie wielkie, białe drzwi w ścianie. I wujek mówił mi, abym tam nie biegła, ale ja bardzo chciałam zobaczyć, co jest po drugiej stronie, więc tam pobiegłam, a potem jakaś pani w okularach złapała mnie i mojego brata, który pobiegł ze mną, ale ja jej uciekłam i trafiłam tutaj.
- O czym ona mówi? - spytał zdumiony Ash.
- Nie mam bladego pojęcia - powiedziałam - Pewnie zmyśla albo też opowiada o jakimś swoim śnie.
- Może i tak... - mój chłopak podrapał się delikatnie po głowie - Ale w każdym razie nie możemy jej tutaj zostawić. Spróbujmy znaleźć jej dom.
- Właśnie! Skoro mówi, że mieszka w Alabastii, to powinna wiedzieć, gdzie stoi jej dom - poparłam go.
Spojrzeliśmy na dziewczynkę z uśmiechem.
- Odprowadzimy cię do domu, dobrze?
- Dobrze.
Wzięłam dziewczynkę za rękę i poprosiłam, aby wskazała nam, gdzie znajduje się jej dom.
***
Jeżeli kiedykolwiek w przeszłości byłam zdumiona, to nigdy jeszcze tak, jak byłam w tej chwili, gdy dziewczynka zaprowadziła nas do swojego domu.
- Jesteś pewna, że to tutaj właśnie mieszkasz? - zapytał Ash.
- Pika-pika-chu? - dodał Pikachu.
- Tak, to mój dom - powiedziała dziewczynka.
Oboje z Ashem spojrzeliśmy na siebie bardzo zdumieni. Nie dziwcie się nam, ponieważ słowa dziewczynki były dla nas po prostu szokujące i to nie bez powodu. Ostatecznie przecież dom, do którego nas zaprowadziła, okazał się być... domem pani Ketchum.
- Ale przecież ja tutaj mieszkam - powiedział mój luby.
- Ja również... Tymczasowo - dodałam.
- Pika-pika. Pika-chu - zapiszczał Pikachu.
Dziewczynka popatrzyła na nas zdumiona.
- Nie... Tutaj ja mieszkam.
Chwilę później wbiegła ona do domu wołając:
- Mamo! Tato! Wróciłam!
- Ale historia - jęknął Ash.
- No właśnie - dodałam.
- Pika-pika! - pisnął Pikachu.
Weszliśmy za małą do domu, ta zaś biegała po całym domu wyraźnie zdumiona i załamana zarazem.
- Gdzie są mamusia i tatuś? - zapytała - Co z nimi zrobiliście?
- Kochanie... Ich tutaj nie ma - odpowiedziałam dziewczynce wręcz matczynym tonem.
- A kiedy wrócą?
- Obawiam się, że oni nigdy tu nie mieszkali.
Mała wyglądała na przygnębioną naszymi słowami.
- Ale przecież oni tu mieszkają! Nie zmyśliłam tego!
Następnie wsadziła sobie piąstki w oczy i zaczęła płakać, a ja wzięłam ją na ręce i przytuliłam mocno do siebie.
- Nie płacz, kochanie... Proszę... Jesteś dużą dziewczynką...
- No właśnie... Ile masz lat? - zapytał czule Ash.
- Sze... Sze... Sześć - wychlipała mała.
- A jak masz na imię? - spytałam.
- Megan - odparła dziewuszka.
Uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie.
- Megan... Jakie śliczne imię. Chcesz, żebym ci zrobiła kaszkę mannę, Megan?
- Tak.
Powierzyłam zatem małą opiece Asha, sama zaś poszłam zrobić nam wszystkim wyżej wspomniany posiłek, którym potem wszyscy zajadaliśmy się ze smakiem, choć zauważyłam, że mój chłopak i nasza mała nieznajoma jedzą jakby tydzień nie mieli nich w ustach. Całe szczęście, że zrobiłam więcej tej przepysznej kaszki, bo inaczej bym ich nie wykarmiła. Jedynie ja i Pikachu zjedliśmy jedną porcją tego przysmaku. Im zaś musiałam dać aż kilka.
- Ach... Ależ to były pyszne - powiedział Ash, po czym padał lekko na kanapę i zaczął sobie masować brzuch.
- Tak, to bardzo smaczne - dodała Megan, robiąc to samo.
Jęknęłam lekko i spojrzałam na mojego chłopaka z politowaniem.
- Powiedz mi jedno, Ash... Jesteś naprawdę wielkim żarłokiem, a twój Pikachu wcale nie jest lepszy.
- Pika-pika! - zapiszczał gniewnie Pokemon.
Zachichotałam w jego stronę.
- Wybacz... Masz rację. Dzisiaj wyjątkowo wykazałeś się naprawdę bardzo dobrymi manierami - powiedziałam, po czym kontynuowałam swą wypowiedź: - Wyjaśnij mi więc, Ash... Jak to jest możliwe, że wciąż jesteś chudy, skoro jesz tyle, ile moja osoba pomnożona przez trzy?
Mój luby poprawił sobie lekko czapkę na głowę i powiedział:
- Mam inną przemianę materii.
- Aha... To rzeczywiście wiele wyjaśnia - zachichotałam.
- Mój tata to też żarłok i też zawsze jest chudy - zauważyła Megan.
- Już go lubię - zaśmiał się Ash.
Zachichotałam delikatnie, widząc tę scenę, po czym usiadłam wesoło obok nich i zapytałam:
- No to co my teraz zrobimy z tą małą?
- To proste... Zadzwońmy na policję... Niech poszukają jej rodziców - stwierdził Ash - Jeśli mieszkają w Alabastii, to ich znajdą.
- A jeśli tu nie mieszkają, a Megan coś pomyliła?
- Ja nic nie pomyliłam! Oni tu mieszkają! - mruknęła gniewnym tonem dziewczynka.
- Zupełnie zapomniałam, że ona wszystko słyszy - zaśmiałam się - No dobrze... Może oni tutaj i mieszkają, ale jak na razie ich nie ma. Musimy więc poprosić kogoś, aby go znalazł.
- Na pewno szybko zostaną znalezieni - powiedział Ash - W końcu Alabastia to nie jest jakieś wielkie miasto. Policja więc szybko powinna ich znaleźć.
- A jeśli nie? - zapytałam.
- To wtedy będziemy się martwić - rzekł Ash.
***
Pół godziny później do naszego domu przyjechał sierżant Bob, który spisał nasze zeznania w tej sprawie.
- Umielibyście opisać tych bandytów? - zapytał.
- Nie bardzo. Wyglądali raczej przeciętnie - powiedziałam.
- No właśnie... Nie mieli żadnych znaków szczególnych, a twarze jak twarze. Wszędzie pełno podobnych - dodał Ash.
Załamany policjant pokiwał głową i spojrzał na Megan.
- A więc mówicie, że ta mała twierdzi, że mieszka w waszym domu?
- Owszem, co jest jednak niemożliwe - zauważył mój chłopak.
Bob popatrzył uważnie na dziewczynkę.
- Sereno, ona jest do ciebie dość podobna.
- Serio? - spojrzałam na małą - Może troszkę. Ale oczy ma inne niż ja.
- Owszem. Bardziej jak Ash - rzekł, po czym zachichotał - A to nie jest przypadkiem wasze dziecko?
Spojrzeliśmy na niego oboje morderczym wzrokiem. Tak groźnym, że aż sierżant zachichotał nerwowo.
- No co?
- Nasze? Chyba sobie żarty stroisz, Bob! - powiedziałam - Ta mała ma sześć lat! Żebym ja ją mogła urodzić, to musiałabym ją z Ashem spłodzić wtedy, gdy oboje mieliśmy około dziewięć lat z ogonkiem, a potem wydać na świat mając dziesięć lat! Czy słyszałeś kiedykolwiek o dziesięciolatkach rodzących dzieci?
- Eee... No, nie bardzo... Ani tym bardziej o tym, aby dziewięciolatka zaszła w ciążę - zaśmiał się Bob - Masz rację, to dość słaby punkt. A może to twoja siostra?
- Moja siostra? Przecież moja mama jest wdową!
- A co? Wdowa nie może urodzić dziecka?
- Proszę cię! Musiałaby ją urodzić wtedy, kiedy miałam dziesięć lat. Przez ten czas z nikim się nie spotykała.
- Skąd wiesz? Nie pilnowałaś jej dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Jego słowa poważnie mnie zastanowiły. Może Bob miał rację i ta mała faktycznie była moją siostrą? Ostatecznie przecież bardzo mało wiedziałam o własnej matce. Mogła zatem mieć inne dziecko, o którym nie miałabym bladego pojęcia. Jednak jak miałaby ukryć swój wielki, ciążowy brzuch i niby po co by miała to robić? Nie, to słaby punkt.
- Masz rację, ale mimo wszystko uważam, że ta pannica nie jest moją siostrą - stwierdziłam po chwili.
Bob jęknął załamany.
- No dobrze, rozumiem. Więc wszelkie pokrewieństwo między wami, a nią jest niemożliwe? - zapytał.
- Zdecydowanie - odparłam.
- Nie inaczej - dodał Ash.
- Pika-pika - poparł go Pikachu.
- To czemu wobec tego mała uważa, że mieszka tutaj? - zapytał Bob.
Rozłożyliśmy bezradnie ręce.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałam.
Policjant załamany schował notes do kieszeni, po czym rzekł:
- Dobrze, przejadę się po mieście i rozpytam ludzi, czy ktoś może zna tę małą. Poszukamy też jej rodziców. Niestety, wiadomości w tej sprawie są dość skąpe.
Rzeczywiście, były one skąpe, ponieważ mała umiała nam powiedzieć o swoich rodzicach jedynie tyle, że tatuś jest przystojny, a mamusia bardzo piękna. Jeszcze próbowaliśmy ją maglować w tej sprawie, lecz mała umiała nam powiedzieć tylko tyle:
- Mamusia mówi, że mam jej włosy, ale oczy tatusia.
- A jakie włosy ma twój tatuś? - spytał Ash.
- Takie, jak twoje - odparła dziewczynka.
- Aha... Czyli twoi rodzice to facet o czarnych włosach i brązowych oczach, a także babka o włosach koloru jasnego brązu czy też ciemnego blondu - rzekł Bob, zapisując te dane.
Popatrzył na nas i uśmiechnął się.
- Muszę być podobni do was... Przynajmniej trochę.
- Możliwe - odparł na to Ash.
***
Kiedy sierżant już wyszedł, aby rozpocząć poszukiwania, ja, Ash oraz Pikachu postanowiliśmy zabawić naszego małego, choć też zdecydowanie niespodziewanego gościa. Wypuściliśmy swoje Pokemony, żeby mogła się ona z nimi pobawić. Na szczęście nasze stworki łatwo zdobyły sympatię tej uroczej istotki, ponieważ już po chwili Megan radośnie chichotała w ich towarzystwie.
- No i co o tym sądzisz, Ash? - zapytałam po chwili mego chłopaka.
Ten uśmiechnął się lekko.
- Myślę, że ta mała jest całkiem urocza - odpowiedział.
- Nie o tym mówię! - zawołałam - Chodzi mi o to, co sądzisz o całej tej sprawie.
Mój luby rozłożył bezradnie ręce.
- Nie mam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć - odpowiedział - Ta mała po prostu zjawiła się znikąd. Twierdzi, że mieszka tutaj, a jej rodzice są do niej podobni. Nie ma na to logicznego wyjaśnienia. Chyba, że...
- Chyba, że co?
- Chyba, że ta mała, to jest...
Szepnął mi na ucho wyjaśnienie, a ja parsknęłam śmiechem.
- Proszę cię! Że niby ona jest... Naprawdę, to już jest zabawne. Co to niby ma być?! „Powrót do przyszłości“, czy co?! Takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach!
- Czy aby na pewno? A pamiętasz nasze spotkanie z moją mamą w wieku pięciu lat?
Jęknęłam delikatnie na wspomnienie tego faktu.
- No dobra, przyznaję. Takie rzeczy zdarzają się również w naszym świecie, ale błagam cię, Ash! Niby jakim cudem miałaby ona być tą osobą, o której mówisz?
- Nie wiem, jakim, ale to przecież możliwe.
Załamana położyłam sobie dłoń na twarzy, a następnie popatrzyłam uważnie w kierunku Megan, która to bawiła się bardzo wesoło z naszymi Pokemonami.
- Wiele wskazuje za tym, że masz rację, jednak ja nadal uważam, że to wszystko da się inaczej jakoś wyjaśnić.
- Niby jak? - zapytał Ash.
- Nie mam bladego pojęcia - odpowiedziałam.
Chwilę później usłyszeliśmy, jak ktoś wchodzi do naszego domu. To byli pozostali członkowie naszej drużyny.
- Cześć wszystkim - powiedziała Dawn.
Razem z nią byli Max, Bonnie oraz Clemont. Ten ostatni wyglądał naprawdę wyjątkowo, gdyż odkąd pomógł nam ocalić swoją dziewczynę z rąk Domino, to postanowił on coś w sobie zmienić, a zmienił naprawdę bardzo dużo, ponieważ przestał nosić na sobie ten swój dziwny, niebieski kombinezon, który teraz zakładał na siebie tylko wtedy, gdy pracował nad jakimś wynalazkiem u profesora Oaka, a obecnie miał na sobie niebieskie dżinsy, białą koszulkę oraz zieloną kamizelkę. Na głowie nosił zaś czapkę z daszkiem, którą otrzymał od Asha. Wyglądał teraz całkiem zwyczajnie, jak normalny chłopak, a nie jakiś dziwak rzucający się w oczy na pierwszy rzut oka. Dawn zdecydowanie się to bardzo podobało, choć powiedziała, iż Clemont wcale nie musiał tego robić, bo ona go kocha za to, kim jest, a nie za to, jak się ubiera. Ja jednak zdecydowanie byłam zdania, że nasz drogi przyjaciel lepiej wyglądał ze swoim nowym imagiem.
- Coś się stało? - zapytał młody Meyer, widząc nasze przygnębione miny.
- Owszem... Stało się - odpowiedział Ash - Sami zobaczcie.
Następnie wskazał on dłonią na salon. Nasi przyjaciele weszli za nami do niego, po czym zobaczyli Megan bawiącą się z naszymi Pokemonami.
- Ale śliczne dziecko - powiedziała Dawn.
- Urocza dziewczynka - dodał Max.
- Co to za jedna? - zapytała Bonnie.
- No właśnie... W tym jest problem - odparłam - Nie wiemy dokładnie, kim ona jest.
- Jak to, nie wiecie? - zdziwił się Clemont.
Opowiedzieliśmy więc naszym przyjaciołom, jak to wyglądała sprawa z małą Megan. Nasi kompani popatrzyli na dziewczynkę wyraźnie bardzo zdumieni tym wszystkim.
- Niesamowite - rzekł młody wynalazca - Więc ona mówi, że pochodzi stąd? Z Alabastii?
- Tak... I do tego twierdzi, że mieszka w tym domu - dodałam.
- Ale to przecież niemożliwe - powiedziała Dawn.
- Pip-lu-pip! - zgodził się z nią Piplup, siedzący na jej ramionach.
- Tyle, to i my wiemy, moja siostrzyczko - rzekł Ash - Musimy jednak dowiedzieć się, dlaczego ta mała mówi, że tutaj mieszka, skoro wcale nie mieszka.
- Coś mi mówi, że to sprawa dla Sherlocka Asha - zachichotał Max.
- Właśnie! Niech nasz detektyw zajmie się tą sprawą - dodała Bonnie.
Mój chłopak uśmiechnął się wesoło do najmłodszych członków naszej drużyny.
- Łatwiej powiedzieć niż zrobić - odpowiedział - W tej sprawie nawet nie mamy żadnych danych poza słowami tej małej, nawiasem mówiąc jakże bardzo dziwnymi.
- A nie możemy tych danych zdobyć? - zapytał Max.
- Chętnie bym to zrobił, przyjacielu. Tylko jak? Megan praktycznie nic nie wie, więc raczej niczego się od niej nie dowiemy.
Nasi przyjaciele jęknęli.
- Ech... To po prostu beznadziejne - rzekła załamana Dawn.
- Nie inaczej, ale przecież się nie poddamy - zauważyłam.
Ash pokiwał głową potwierdzająco.
- No właśnie, moi kochani. Nie przejmujmy się tą sprawą. Na pewno policja szybko znajdzie rodziców dziewczynki.
- A jeśli nie znajdzie? - zapytał Clemont.
Mój chłopak spojrzał przygnębiony na Megan i odpowiedział:
- Wtedy będziemy mieli problem.
***
Wieczorem do domu wróciła Delia Ketchum. Doszło wtedy do jeszcze bardziej niesamowitej sytuacji, ponieważ Megan na widok kobiety pisnęła z radością, po czym podbiegła do niej i wtuliła się mocno i zachłannie w jej fioletową spódnicę.
- Babuniu! Babciu! Moja kochana babciu! - zawołała dziewczynka z radością w głosie - Moja kochana babunia! Tak się cieszę, że cię widzę!
Delia spojrzała na nią zdumiona, przez chwilę chyba nie wiedząc, co ma powiedzieć lub zrobić.
- Kochanie... Co ty mówisz? - zapytała wreszcie delikatnym głosem.
- Babuniu, ty mnie nie poznajesz? To ja, Megan! - zawołała maleńka istota, patrząc na kobietę uważnie.
Pani Ketchum spojrzała na nią uważnie.
- Skarbie... Ja nie jestem twoją babcią... Ani też w ogóle nie jestem czyjąkolwiek babcią - zaśmiała się delikatnie kobieta.
Megan patrzyła na nią uważnie, jakby nad czymś uważnie myślała.
- Ma pani rację... Nie jest pani moją babcią - odparła dziewczynka, puszczając Delię - Babcia jest starsza i ma takie bielsze włosy.
Mama Asha uśmiechnęła się delikatnie.
- No widzisz, kochanie... A ja jeszcze nie siwieję.
Następnie spojrzała uważnie na naszą drużynę.
- Czy ktoś z was może mi wyjaśnić, kim jest ta dziewczynka i co tu się dzieje?
Ash wystąpił naprzód i krótko powiedział swojej matce powiedział, o co chodzi. Delia wówczas popatrzyła uważnie na Megan i rzekła:
- Rozumiem... A więc nie wiecie, kim są rodzice tej dziewczynki?
- Niestety nie, mamo - odpowiedział Ash - Ale daliśmy już znać na policję i liczymy, że sierżant Bob znajdzie rodziców Megan i wszystko się wyjaśni.
- Ja również mam taką nadzieję, ale teraz, kochani, chyba powinniśmy zrobić kolację - powiedziała pani Ketchum.
- A co zrobimy z Megan? - zapytałam.
Delia spojrzała nas poważnie i rzekła stanowczo:
- Kochana Sereno, to nie jest przedmiot, abyśmy mieli z nią coś robić. Zostanie ona tutaj z nami, zje z nami kolację, a jutro Sherlock Ash zabierze się za poszukiwania rodziców naszego drogiego gościa.
- A nie lepiej poczekać, aż zrobi to policja? - zapytał jej syn.
Pani Ketchum pokręciła przecząco głową.
- Nie, kochanie. Lepiej będzie, jeżeli słynny detektyw wesprze policję w tych poszukiwaniach. Ostatecznie co dwie głowy, to nie jedna.
Mój chłopak uśmiechnął się do niej przyjaźnie.
- Mam rozumieć, mamo, że wynajmujesz mnie do tego zadania?
- Nie inaczej - odpowiedziała mu wesoło Delia - Ty i Serena macie jutro wolny dzień. Poświęćcie go poszukiwaniom rodziców Megan.
- Oczywiście, mamo. Tak właśnie zrobimy - rzekł Ash.
Jego rodzicielka uśmiechnęła się do niego czule, gdy to usłyszała.
- Doskonale, a więc chodźcie, kochani... Pora wreszcie zjeść kolację.
***
Po kolacji ustaliliśmy bardzo dokładnie, co zrobimy następnego dnia, a następnie poszliśmy spać. Ja i Ash wzięliśmy Megan do swojego pokoju, oddaliśmy jej nasze łóżko, a sami ułożyliśmy się w śpiworach na dywanie. Dziewczynka była bardzo uradowana.
- Przypomina mi to mój pokój - powiedziała - Ale trochę inaczej on wygląda.
Te słowa znowu dały nam wszystkim do myślenia. Nie wiedzieliśmy, jak mamy rozumieć to, co się wokół nas działo, ale jednego mogliśmy być pewni. Mianowicie tego, że ta zagadka, z którą się borykaliśmy, była jedną z najbardziej tajemniczych spraw, jakie przyszło nam rozwiązywać.
- Dobranoc, Megan - powiedziałam, całując dziewczynkę w policzek.
- Dobranoc, maleńka - dodał Ash, dając jej buziaka w czoło.
- Dobranoc - odpowiedziała nam nasza mała znajda, po czym położyła się radośnie w łóżku.
Obok niej wygodnie położył się Pikachu, który to tej nocy wyjątkowo spał razem z nami. Dziękowałam potem losowi za ten jakże szczęśliwy dla nas zbieg okoliczności, gdyż bardzo on nam wtedy pomógł.
Około północy obudziłam się czując, jak bardzo zaschło mi w gardle. Nie mogłam z tym wytrzymać i ponownie zasnąć, więc powoli i w miarę możliwości cicho, aby pod żadnym pozorem nie obudzić nikogo w pokoju, wysunęłam się ze swojego śpiwora i zeszłam delikatnie po schodach na dół, aby napić się wody. Poszłam potem do kuchni, nalałam sobie zimnego płynu do szklanki, po czym zaspokoiłam swoje pragnienie. Zadowolona więc chciałam wrócić do Asha i Megan, ale wtedy właśnie usłyszałam jakiś dziwny dźwięk - dźwięk upadania czegoś ciężkiego na podłogę. Przerażona tym zdarzeniem poczułam, jak moje serce zaczyna mi mocno bić.
- Ash... Czy to ty? - zapytałam głucho.
Nie usłyszałam odpowiedzi, więc powoli weszłam do salonu, czyli do miejsca, z którego dobiegł mnie tajemniczy dźwięk. Rozejrzałam się potem dookoła próbując namierzyć sprawcę tego, co mnie zaniepokoiło.
- Kto tu jest? - zapytałam.
Znowu brak odpowiedzi. Poczułam wówczas, jak serce zaczyna mi bić w piersi coraz mocniej, jakby miało za chwilę z niej wyskoczyć. To było przerażające. Wiedziałam, jak wiele ryzykuję, ale mimo wszystko łudziłam się, że być może coś mi się tylko zdawało i nikogo tu nie ma. Byłam jednak w błędzie, ponieważ nagle coś złapało mnie od tyłu, a następnie czyjaś mocarna i zdecydowanie męska dłoń zatkała mi usta. Zaczęłam się szarpać z moim napastnikiem, ten jednak był zdecydowanie za silny jak dla mnie.
- Bądź cicho, a nic ci nie zrobię - powiedział jakiś ochrypły głos.
Oczywiście nie wierzyłam mu na słowo, jednak musiałam udawać, że jest inaczej, żeby w miarę możliwości ocalić swoje życie, więc przestałam się szarpać oraz wić.
- Mała tu jest, prawda? - zapytał napastnik.
Wymamrotałam przez zaciśnięte usta, że nie wiem, o co mu chodzi.
- Nie udawaj, mądralo. Dobrze wiesz, o kim mówię - odpowiedział mi mężczyzna, jakby doskonale zrozumiał, co mu chciałam powiedzieć.
Próbowałam coś znowu wymamrotać, on jednak tylko zachichotał w podły sposób.
- Nie myśl, że ci umożliwię mówienie - zaśmiał się - Jeśli to zrobię, ty zaraz zaczniesz wrzeszczeć i obudzisz cały dom. Kiwaj tylko głową na tak lub nie, a ja będę wszystko wiedział. Zrozumiałaś?
Pokiwałam głowa na znak potwierdzenia.
- Doskonale. Czy mała dziewczynka imieniem Megan jest tutaj?
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie kłam! Dobrze wiem, że ona tu jest... W którym pokoju? Zeszłaś z góry, więc jest pewnie z tobą, prawda?
Ponownie zaprzeczyłam. Mężczyzna zazgrzytał zębami ze złości.
- Uważaj, maleńka... Bo jak sam sprawdzę i ją znajdę, to marny twój los.
- Zostaw ją! - usłyszałam nagle głos mego ukochanego.
Ja i mój napastnik spojrzeliśmy w bok, po czym zauważyliśmy Asha w niebieskiej piżamie, stojącego przed nami. Jego widok bardzo zaszokował bandytę, co wykorzystałam, żeby namacać stopą nogę łajdaka i z całej siły na nią nadepnąć. Mężczyzna ryknął wówczas z bólu, zaś ja zdołałam wtedy wyrwać się z jego rąk.
- Pikachu, piorun! Teraz! - krzyknął Ash.
- Pi-ka-chuuuuuu!
Pokemon poraził prądem mojego napastnika, po czym chwilę później znokautowałam go patelnią, którą zabrałam szybko z kuchni. Od tego ciosu bandyta upadł na ziemię nieprzytomny.
- Ash! - zawołałam, wpadając w ramiona mego chłopaka.
- Spokojnie, kochanie. Jestem przy tobie... Już ci nic nie grozi - rzekł detektyw z Alabastii, czule gładząc moje włosy.
Chwilę później do salonu wpadły Delia oraz Latias (obie w piżamach), a po chwili także Mister Mime. Wszyscy byli wyraźnie w szoku na widok napastnika.
- Co tu się stało?! - zawołała pani Ketchum.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia. Mamo, dzwoń szybko po policję! - krzyknął Ash.
Następnie on i Mister Mime związali mocno bandytę, a potem usiedli na nim, aby przypadkiem nie uciekł on przed przybyciem stróżów prawa.
***
Na całe szczęście funkcjonariusze szybko przybyli na miejsce, zabrali delikwenta, po czym spisali nasze zeznania i odjechali, my zaś mogliśmy wrócić do krainy snów. Ponieważ jednak całe to przerażające wydarzenie było zbyt wstrząsające dla mnie, to Delia musiała mi podać środki nasenne, abym w ogóle mogła znowu uderzyć w kimono, bo inaczej chyba całą noc bym się wierciła z boku na bok. Na szczęście po zażyciu tabletki nasennej mogłam na zasnąć wtulona czule w mojego ukochanego Asha.
Rankiem zaś zeszliśmy wszyscy na śniadanie, gdzie mój chłopak oraz jego mama opowiedzieli reszcie naszej drużyny o tym, co miało miejsce poprzedniej nocy. Dla przypomnienia dodam tu, iż nasi kompani o niczym nie wiedzieli, ponieważ spali oni w domku na drzewie, jak zwykle zresztą.
- A więc ten ktoś, kto tu się włamał, wyraźnie chciał porwać Megan - powiedział Clemont.
- Tylko dlaczego chciał to zrobić? - zapytała Bonnie.
- Tego nie wiem, ale wyraźnie chciał on się dowiedzieć, gdzie mała śpi - odpowiedziałam im - Wątpię, aby chciał posiadać tę wiedzę od tak sobie, dla samego jej posiadania.
- Też mi się wydaje to bardzo wątpliwie - rzekł Ash - Uważam, że ten ktoś współpracuje z ludźmi, z których rąk odbiliśmy naszą biedną Megan.
- Masz na myśli tych dwóch bandziorów? - zapytałam.
- Tak, właśnie o nich mówię, Sereno - powiedział mój chłopak i skinął lekko głową - Jak dla mnie ta sprawa jest coraz bardziej poważna.
- Co zatem nam radzisz? - spytał Max.
- Musimy pilnować Megan zarówno w dzień, jak i w nocy. Nie wolno nam jej spuszczać z oczu.
- Wobec tego co powinniśmy zrobić? - zapytał Clemont.
- Pika-pi? Pika-chu? - dodał Pikachu.
Ash zastanowił się przez chwilę.
- Moim zdaniem nie powinniśmy jej trzymać tutaj. Skoro już raz się tu włamali, aby ją złapać, to przyjdą tu ponownie.
- Niekoniecznie - zauważył Max - Równie dobrze mogą uznać, że nie będziemy tak głupi, żeby ją tu trzymać, gdy oni już wiedzą, że ona tu jest, więc będą jej szukać gdzie indziej.
- Racja... Najciemniej jest pod latarnią i mogą sobie pomyśleć, że tutaj jednak jej nie będziemy trzymać - poparł go Clemont.
Delia pomyślała przez chwilę.
- To moim zdaniem dobry pomysł. Powinniśmy ją zostawić tutaj, ale tylko i wyłącznie pod czyjąś opieką.
- Ja mogę z nią zostać! - zgłosiła się Bonnie.
- De-ne-ne! - dodał jej Dedenne.
- I ja - rzekł Max.
- Mamo, ja nie wiem, czy to jest najlepszy pomysł - powiedział Ash - Lepiej by było, gdybyś ukryli ją w jakimś bezpiecznym miejscu.
- Tak, a potem narazili w ten sposób kogoś nam bliskiego na poważne niebezpieczeństwo? - rzuciła nam pani Ketchum z dezaprobatą - W żadnym razie się na to nie zgadzam! Nie mamy prawa nikogo narażać!
- Twoja mama ma rację - powiedziała Dawn - Poza tym niby gdzie byś chciał ją ukryć? Jakie tu znasz bezpieczne miejsca?
- Myślałem o laboratorium profesora Oaka - rzekł mój luby.
Delia pokręciła przecząco głową.
- Mała będzie się tam nudziła, a poza tym może jeszcze niechcący coś uszkodzić i co wtedy? Katastrofa gotowa.
- W sumie racja - zauważył Clemont - W laboratorium byle co może spowodować wypadek, a wtedy...
- Dobra, zrozumiałem. Megan zostaje tutaj - przerwał tę dyskusję Ash, po czym spojrzał na Bonnie i Maxa - No, a wasza dwójka posiedzi z nią i żebyście mi jej nie spuszczali z oczu!
- Możesz na nasz liczyć, szefuńciu! - zawołał wesoło Max.
- Nie zawiedziemy cię! - dodała radośnie Bonnie.
- Oby tak było, bo jeśli przez wasze głupie pomysły coś jej się stanie, to nigdy wam tego nie daruję. Sobie zresztą też nie.
Położyłam mu delikatnie dłoń na ramieniu.
- Nie bój się, najdroższy. Wszystko będzie dobrze, jestem tego pewna.
- A ja niczego nie jestem pewien poza jednym... - burknął na to Ash.
- Poza czym?
- Tym, że mam złe przeczucia. Tego jestem całkowicie pewien.
- Ech, czarnowidz z ciebie, mój braciszku - zaśmiała się Dawn - Moim zdaniem nie mamy się czego obawiać, kochani. Bonnie i Max mają swoje Pokemony, więc jakby co będą walczyć.
- No właśnie, Ash! Chyba nie uważasz nas za jakiś mięczaków, co? - dodał młody Hameron.
Jego przyjaciel detektyw zaśmiał się delikatnie i poczochrał mu lekko jego włosy barwy czarnej bądź też ciemno-zielonej (nigdy nie miałam w tej sprawie całkowitej pewności), po czym powiedział:
- Przypominasz mi mnie, jak byłem w twoim wieku.
- To chyba dobrze, prawda? - spytał Max.
Ash uśmiechnął się delikatnie.
- Oby było dobrze, mój przyjacielu. Nie chciałbym was niepotrzebnie narażać.
- To dla nas nie pierwszyzna - zaśmiał się Clemont.
- Wiem... Ale mam wyrzuty sumienia z powodu każdego razu, kiedy przeze mnie byliście narażeni na niebezpieczeństwo utraty życia.
- Ryzyko mamy wpisane w zawód detektywa - zauważyłam - Wszyscy dobrze to wiemy, a jeżeli wpadamy w tarapaty, to na pewno nie z twojego powodu.
- Ale czasami wpadacie w nie z mojego powodu - rzekł Ash.
- Pika-pika - poparł go Pikachu.
- To bez znaczenia. Tak czy inaczej każdy z nas zna swoje zadanie, prawda? - zapytałam naszą drużynę.
- TAK! - odpowiedział mi radosny krzyk.
- Doskonale - mówiłam dalej - A więc Max i Bonnie zostają. Potem dołączą do nich Clemont i Dawn lub też ich zmienią. Szczegóły się ustali. Przez ten cały czas ja i Ash będziemy prowadzić poszukiwania rodziców Megan. Obyśmy tylko ich znaleźli.
- Masz rację, Sereno - poparł mnie mój chłopak - Obyśmy tylko ich znaleźli.
***
Pożegnaliśmy małą Megan prosząc ją o to, aby została ona w domu i z niego nie wychodziła, a także aby się słuchała Bonnie i Maxa, po czym każde z nas ruszyło ku swoim obowiązkom. Delia razem z Clemontem oraz Dawn do restauracji, zaś Ash włożył strój Sherlocka Holmesa, zaś Pikachu ubrał w jego miniaturową wersję, po czym zadowolony razem ze mną ruszył na poszukiwania rodziców Megan.
- Od czego powinniśmy zacząć? - zapytałam, gdy już szliśmy ulicami Alabastii.
- Pika-pika? - dodał pytająco Pikachu.
- Najlepiej będzie od odwiedzenia posterunku policji - zasugerował mój chłopak - Być może niepotrzebnie się męczymy, a rodzice dziewczynki już dawno się znaleźli.
- A jeśli nie?
- Wtedy to będziemy szukać po całym świecie.
- Ale jak niby chcesz to zrobić? Chcesz zaczepiać każdego człowieka w odpowiednim wieku, pytając go „Przepraszam, czy jest pan/pani ojcem bądź matką naszej przyjaciółki?“.
Ash zachichotał, ubawiony moimi słowami.
- To bardzo interesująca propozycja. Myślę jednak, że nie będziemy musieli jej realizować.
- Pika-pika! - dodał radośnie Pikachu.
Chwilę później weszliśmy razem z naszym wiernym Pokemonem na posterunek policji i zapytaliśmy tam o sierżanta Boba. Natychmiast nas do niego zaprowadzono. Mężczyzna bardzo ucieszył się na nasz widok.
- Ash! Serena! Pikachu! - zawołał radośnie - Miło was znowu widzieć. Słyszałem, że mieliście bardzo nieprzyjemną wizytę wczoraj w nocy.
- Owszem, jakiś głupawy koleś wyraźnie chciał zrobić krzywdę mojej dziewczynie, ale spokojnie... Już mu to wyperswadowaliśmy - zażartował sobie Ash.
- To dobrze. Siadajcie, proszę.
Usiedliśmy naprzeciwko biurka naszego przyjaciela, który zapytał:
- Co was do mnie sprowadza?
- Sprawa naszej małej Megan, oczywiście - odpowiedziałam - Bardzo nas ciekawi, czy już coś wiadomo w tej sprawie.
Bob westchnął głęboko.
- Kochani moi... Czy wy dwoje aby nie za dużo ode mnie oczekujecie? Przecież dopiero wczoraj zajęliśmy się tą sprawą.
- Ale Alabastia to nie jest jakieś wielkie miasto - zauważył Ash - Więc chyba nie jest trudno znaleźć rodziców dziewczynki, która tutaj mieszka.
- A skąd wy wiecie, że ona tu mieszka? - zapytał Bob.
- Bo nam tak powiedziała - odparł mój chłopak.
- Pika-pika - zapiszczał Pikachu.
- A nie wydaje się wam, że ta cała Megan po prostu zmyśla?
- Proszę cię... To sześcioletnie dziecko - powiedziałam.
- A twoim zdaniem takie panienki nie umieją już kłamać? - zaśmiał się lekko Bob.
Ash delikatnie zachichotał, po czym powiedział:
- Prawdę mówiąc, to kobiety mają taką jakby wrodzoną umiejętność skutecznego opowiadania kłamstw i wcale bym się nie zdziwił, gdyby Bob miał rację.
Dałam mu sójkę w bok.
- No co? Ja tylko mówię, co myślę, ale cóż... W tej sprawie popieram Serenę. Jak dla mnie mała Megan mówi prawdę. Tylko mogła co najwyżej pokręcić nazwę miasta, w którym mieszka.
- To już bardziej możliwe - rzekł sierżant - Tak czy inaczej daliśmy już ogłoszenie do gazety. Jeśli więc ktoś się zgłosi, to będziemy w domu.
- A jak się nie zgłosi? - zapytałam.
Bob popatrzył na mnie uważnie.
- Chyba nie muszę mówić, co wtedy będzie. Jesteś dość bystra, aby się tego sama domyślić.
To prawda, sama zdołałam odgadnąć, co wtedy się stanie. Mianowicie będziemy musieli pogodzić z tym, iż Megan nas albo okłamała, albo też wszystko pokręciła i wcale nie mieszka tu, tylko gdzieś indziej, a to będzie oznaczało, że nasze śledztwo dopiero się zaczyna.
- Skoro Bob dał ogłoszenie do gazety w tej sprawie, to my chyba nie mamy już nic do roboty - zauważył Ash - Moim zdaniem powinniśmy teraz wrócić do domu i zająć się naszą małą Megan.
- No, a czy nie powinniśmy spróbować poszukać rodziców tej uroczej kruszynki? - zapytałam.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
Ash westchnął głęboko.
- A niby w jaki sposób chcesz to zrobić? Nie mamy żadnych poszlak poza drobnymi szczegółami, które nie mówią nam nic.
Jęknęłam załamana, uświadamiając sobie tę bolesną prawdę.
- Prawdę mówiąc, to masz rację, Ash. Może więc niepotrzebnie tutaj się włóczymy? Chodźmy więc do domu.
- Właśnie. Poza tym ja się naprawdę boję o naszą małą Megan. Mam jakieś takie złe przeczucie.
- Więc chodźmy i rozwiejmy je - zaproponowałam.
- Pika-pika-chu! - poparł mnie Pikachu.
Niestety, złe przeczucia mego ukochanego nie zostały wcale rozwiane wbrew temu, co mogłabym sądzić. Wręcz przeciwnie, one uległy jedynie potwierdzeniu, kiedy tylko weszliśmy do domu Asha. Wtedy zobaczyliśmy, iż wygląda on naprawdę strasznie, jakby przeszło przez niego tornado, albo gdyby ktoś tutaj stoczył walkę.
- Co tu się stało? - zapytałam przerażona.
- To, czego się obawiałem - rzekł mój luby - Nasi przyjaciele zostali uprowadzeni razem z Megan.
- No, ale przecież wcale nie musi tak być! Może oni po prostu gdzieś się pochowali. Poszukajmy ich!
Zaczęliśmy szukać naszych przyjaciół po całym domu, nawołując ich wszystkich.
- Megan! Bonnie! Max! - wołaliśmy ja i Ash.
- Pika-pikaaaaa! - krzyczał Pikachu.
Niestety, nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Nie znaleźliśmy także żadnego z naszych bliskich. Zamiast tego znaleźliśmy chusteczkę.
- Sereno, to jest ta sama chusteczka, którą moja mama dała Megan - powiedział Ash.
- Widocznie ją zgubiła, gdy została porwana - zauważyłam.
Załamana popatrzyłam na mojego chłopaka.
- Przepraszam cię, Ash.
- Za co? - zapytał detektyw z Alabastii.
- Za to, że cię nie posłuchałam. Przeze mnie nasi przyjaciele zostali porwani.
Mój luby machnął na to ręką.
- To teraz bez znaczenia, kochanie moje, czyja to jest wina... Musimy zająć się poszukiwaniami naszych przyjaciół.
- Ale jak ty chcesz ich niby znaleźć? - zapytałam - Przecież nawet nie wiemy, gdzie oni zostali zabrani.
- Spokojnie... Mamy przecież Fennekina, a on ma doskonały zmysł węchu, więc być może to nam pomoże.
Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło.
- No jasne! Jak ja mogłam o tym zapomnieć?! To co? Szukamy ich?
- Jeszcze nie. Najpierw zadzwonimy na policję i powiemy im, co się stało, a potem do mojej mamy. Musi wiedzieć, co się stało.
Uznałam słuszność jego racji, dlatego pobiegliśmy szybko do aparatu telefonicznego i zadzwoniliśmy z niego do Delii Ketchum, opowiadając jej o wszystkim, co miało właśnie miejsce.
- Jak to? Megan została uprowadzona?! - zawołała przerażona kobieta - Zaraz tam do was idę!
- Nie, mamo. Ty zostań lepiej tam, gdzie jesteś - rzekł jej syn - Lepiej, abyście byli daleko od tego miejsca. Ja z Sereną poszukamy Megan, póki trop jest jeszcze świeży. Zadzwonimy jeszcze na policję. Niech też szukają naszej małej przyjaciółki, póki nie jest za późno. My zaś ruszymy na trop z pomocą Fennekina Sereny. Jego zmysł węchu bardzo nam tutaj pomoże.
Kobieta popatrzyła na nas z troską w oczach.
- No dobrze, kochanie. Tylko błagam was... Bądźcie oboje z Sereną ostrożni. Nie przeżyję tego, jeśli i wam coś się stanie.
- Obiecujemy, że będziemy ostrożni - powiedziałam, stając obok mego chłopaka.
Delia uśmiechnęła się do na czule.
- Trzymam was za słowo, kochani moi.
Po tych słowach rozłączyła się, zaś my zadzwoniliśmy do sierżanta Boba, opowiadając mu o porwaniu Megan i prosząc go o to, aby rozpoczął poszukiwania dziewczynki. Obiecaliśmy mu, że my także będziemy szukać naszej małej zguby. Policjant zgodził się nam pomóc, a my zakończyliśmy połączenie i przeszliśmy do działania. Najpierw wypuściłam Fennekina.
- Dobrze, mój kochany - powiedziałam do mojego Pokemona - Teraz uważaj. To chusteczka, którą miała Megan. Na pewno został na niej zapach tej dziewczynki. Poszukaj jej, proszę. Zaprowadź nas do miejsca, w którym ona jest.
Fennekin powąchał chusteczkę, a następnie zapiszczał delikatnie, po czym zaczął biec przed siebie.
- Złapał trop! - zawołałam zadowolona.
- Świetnie! No to naprzód! Za nim! - krzyknął Ash.
- Pika-pika! - pisnął Pikachu.
C.D.N.
No ciekawie się zaczyna. Mamy małą Megan, którą Ash i Serena podczas spaceru w parku ratują z rąk potencjalnych porywaczy. Dziewczynka twierdzi, że jej rodzice pochodzą z Alabastii, więc nasza para prosi ją by zaprowadziła ich do jej domu, który okazuje się być... domem Asha. Megan twierdzi, że to jest jej dom i ze szczegółami opisuje swojego tatę, który np. jest żarłokiem, ale nie tyje, czyli jest w tym względzie podobny do Asha... Nasza para oczywiście zgłasza sprawę na policję, która podejmuje się odnalezienia rodziców dziewczynki. Jednak mała nie potrafi o nich powiedzieć nic poza tym, że jej mama jest piękna, tata przystojny, a ona jest podobna do nich. Śledztwo policyjne na razie utyka w martwym punkcie, więc... to idealna sprawa dla Sherlocka Asha.
OdpowiedzUsuńPo powrocie do domu dziewczynka rozpoznaje w Delii Ketchum swoją... babcię, która jednak zdecydowanie temu zaprzecza twierdząc, że "jeszcze nie siwieje", z czym mała po chwili się zgadza. Wszystko zaczyna się powoli układać w jedną całość, jednakże pozwól iż swoją hipotezę na temat pochodzenia dziewczynki wysnuję na koniec swojej recenzji. :)
Dodatkowo jeszcze należy wspomnieć, iż porywacze dwukrotnie podejmują próbę porwania małej Megan. Za pierwszym razem próbują zaatakować Serenę by ta zdradziła miejsce pobytu dziewczynki, jednak z opresji ratuje ją Ash i decyduje, aby Bonnie i Max opiekowali się małą Megan podczas ich śledztwa. Zostawiają zatem dziewczynkę pod ich opieką i wyruszają na poszukiwania rodziców małej, które niestety są bezskuteczne. Nagle tknięty złym przeczuciem Ash postanawia wrócić z Sereną do domu i jak się okazuje jego przeczucie było trafne. Megan, Bonnie oraz Max zostali porwani. Na szczęście Ash i Serena znajdują chusteczkę dziewczynki, dzięki czemu Fennekin podejmuje trop...
Powiem tak, zaczyna się ciekawie i to bardzo. Podejrzewam, że skoro mała twierdzi iż przeszła "przez białe drzwi w ścianie", to tymi białymi drzwiami mógł być portal do podróży w czasie. Wiele faktów się zgadza i można tu wysnuć śmiałą teorię, że mała jest córeczką Asha i Sereny z przyszłości. Troszeczkę za bardzo wszystko podane na tacy i to jest jedyny mankament tej historii, jednak wnioskuję, że to nie wątek Megan jest głównym, tylko sprawa porywaczy, którym z nieznanych powodów bardzo zależy na Megan, więc dlatego wątek pochodzenia dziewczynki jest tak bardzo uproszczony i to myślę, że można wybaczyć. :)
A tak abstrahując, imię Megan nie wiedzieć czemu skojarzyło mi się z bohaterką jednej z książek Jamesa Pattersona "W sieci pająka" (na podstawie której powstał również film z Morganem Freemanem w roli detektywa Alexa Crossa i Miką Boorem w roli Megan Rose Dunne), która opowiada właśnie o porwaniu Megan Rose przez nauczyciela Gary'ego Soneji (w tej roli Michael Wincott). Chciałabym obejrzeć kiedyś z Tobą ten film, kochany Autorze. :) Taka mała dygresja, tak mi się jakoś skojarzyło i uznałam, że warto o tym wspomnieć. :)
Ogólna ocena: 1000000000000000000000000/10 :)
59 yr old Speech Pathologist Griff Waddup, hailing from Angus enjoys watching movies like Downhill and Sculling. Took a trip to Longobards in Italy. Places of the Power (- A.D.) and drives a Mercedes-Benz 300SL. dlaczego nie sprobowac tutaj
OdpowiedzUsuń