Latias w niebezpieczeństwie cz. I
Pamiętniki Sereny:
Nieraz w życiu człowieka dzieje się tak, że nasze decyzje prowadzą do bardzo przykrych konsekwencji i chcielibyśmy cofnąć czas oraz zmienić bieg wydarzeń, ale na to jest już za późno. Czasami jednak bywa też i tak, iż nawet zmiana czasu niewiele by pomogła, bo to, co się stało, musiało się stać. Bez względu jednak na to, czy można było uniknąć złego losu, czy też nie, wyrzuty sumienia oraz poczucie winy zawsze w człowieku pozostaną i zwalczenie ich jest raczej niemożliwością.
Tak właśnie było teraz, gdy doszło do tego jakże nieprzyjemnego dla nas incydentu. Mianowicie chodzi mi tutaj o porwanie naszej serdecznej przyjaciółki Latias. Dotychczas sądziliśmy, że jest ona zupełnie bezpieczna w Alabastii. Uważaliśmy też, iż nikt nie wie o jej sekrecie, czyli o mocy przybierania ludzkiej postaci i przybierając wygląd Bianki, swej serdecznej przyjaciółki, mityczna Pokemonka na pewno będzie bezpieczna i wszyscy ją będą uważać za człowieka, więc nic jej nie grozi.
Niestety teoria teorią, a praktyka praktyką, zaś jedno wcale nie musi oznaczać drugiego. Przekonaliśmy się o tym bardzo boleśnie, kiedy to podstępny doktor Zager uwolnił z więzienia Annie i Oakley, dwie agentki Giovanniego. Owe panie od razu zabrały się do swojej pracy, a dokładniej to zaplanowały atak na Salę w Azurii prowadzoną przez trzy starsze siostry Misty. Ponieważ dowiedzieliśmy się o tym znacznie wcześniej, to razem z Ashem uznaliśmy, że powinniśmy jakoś temu zapobiec. Z tego też powodu wyjechaliśmy do Azurii pomimo faktu, iż mój chłopak miał zdecydowanie złe przeczucia względem całej tej sytuacji. Czuł, że coś tu jest nie tak, a my sami możemy jeszcze pożałować swojej decyzji. Mimo wszystko oboje tam pojechaliśmy i złapaliśmy obie złodziejki na gorącym uczynku. Wówczas jednak okazało się, iż przypuszczenia Asha były jak najbardziej słuszne, a my sami pożałowaliśmy swojej decyzji.
Konkretniej mówiąc po prostu wyszło na jaw, że Annie i Oakley zwyczajnie nas oszukały. Cała ta ich akcja w Azurii miała na celu jedynie odciągnąć Asha oraz mnie od Alabastii, podczas gdy podły doktor Zager będzie porywał Latias. Widocznie złowrogi uczony uważał, iż obecność naszej dwójki, a zwłaszcza mego ukochanego, może poważnie zaszkodzić jego planom, więc zadbał o to, żebyśmy byli daleko od miejsca jego akcji.
Nic jednak straconego, pomyśleliśmy sobie, kiedy nagle doktor Zager skontaktował się z nami i zaproponował nam pewien interes. Powiedział, że może uwolnić Latias oraz Melody (porwaną razem z naszą pokemonią przyjaciółką) w zamian za wypuszczenie na wolność Annie i Oakley. Po długim wahaniu wyraziliśmy na to zgodę, ale podstępny uczony oddał nam tylko jedną ze swoich zakładniczek - tę, która była człowiekiem. Niestety, tej drugiej nie zamierzał nam wcale oddawać, a kiedy ta okrutna prawda wyszła na jaw, to zadowolony z siebie agent 008 uciekł. Na całe szczęście nie wiedział, iż Clemont jednym zwinnym ruchem przyczepił mu do statku nadajnik, za pomocą którego z łatwością mogliśmy go namierzyć.
Teraz więc nie zostało nam już nic innego, jak tylko odnaleźć drania i uwolnić z jego rąk Latias. Zdawaliśmy sobie sprawę, że będzie to bardzo niebezpieczne zadanie, lecz czy mogliśmy postąpić inaczej?
Uzupełnienie pamiętników Sereny - zeznanie Anonima:
W wielkiej i ponurej sali stał ogromny stół, przy którym usadowili się najważniejsi agenci organizacji Rocket. Nie wszyscy z nich byli tam wtedy obecni. Niektórzy z nich zostali aresztowani i siedzieli w więzieniu. Inni zaś mieli swoje zadania, które wykonywali niemal na całym świecie, wobec czego nie mogli sobie pozwolić na bezpośrednią obecność podczas narady. Takimi agentami byli właśnie doktor Zager, a także Annie i Oakley. Zatem zamiast w ich fotelach siedziały jedynie zastępujące je postacie stworzone z hologramów. Nikogo jednak to nie dziwiło, gdyż takie coś w organizacji Rocket dość często miało miejsce.
Gdy wszyscy zajęli już swoje miejsca, zaczęli głośno wyrażać swoje zdanie na temat tego, po co zostali tutaj wezwani. Rozmowę trwała nawet wtedy, kiedy to sali weszła sekretarka ich szefa - jak zwykle poważna oraz bardzo ponura.
- Pan Giovanni prosi państwa o zaprzestanie prywatnych rozmów, a także zwrócenie uwagi na jego osobę - powiedziała kobieta.
W sali zapanowała cisza, jak makiem zasiał, a chwilę później z sufitu wysunął się ogromny ekran, na którym to widniała bardzo mroczna postać Giuseppe Giovanniego. Jak zwykle siedział on w fotelu i głaskał powoli swego Persiana, który wygodnie spoczywał na jego kolanach.
- Witam serdecznie elitę organizacji Rocket - rzekł mrocznym głosem mężczyzna - Mam nadzieję, że fotele są wygodne.
- Jak najbardziej, proszę pana - odpowiedział jeden z agentów.
- To dobrze - powiedział Giovanni - Chcę usłyszeć raport w sprawach, które nas interesują. 005?
Agent posiadający ten numer i nazywany przez wszystkich Arlekinem uśmiechnął się wesoło do szefa i rzekł:
- Zapewniam pana, że wszystko jest jak należy. Złapaliśmy już kilka naprawdę cennych Pokemonów. Prawda, Jacobie?
To mówiąc pokazał on pacynkę spoczywającą mu na dłoni.
- Dokładnie tak! Złapaliśmy najlepsze Pokemony na świecie - odrzekł jego wyimaginowany przyjaciel.
Żart ten był tak często stosowany przez Arlekina, że już praktycznie nikt nie zwracał na niego uwagi. Jedynie Domino, agentka 009, westchnęła głęboko i z politowaniem, widząc to wszystko.
- Żenujące - powiedziała.
Giovanni uśmiechnął się ironicznie.
- Może i żenujące, 009, ale czy ty sama możesz się pochwalić równie dobrze przeprowadzonymi akcjami? - zapytał.
Domino spojrzała na szefa uważnie.
- Mogę się pochwalić nawet lepszymi akcjami, proszę pana.
Mężczyzna popatrzył na nią uważnie.
- Być może, ale te czasy, kiedy miałaś na koncie same sukcesy, należą już chyba przeszłości, prawda? - zapytał z kpiną w głosie.
- Tak! Tak! Do przeszłości - przemówiła pacynka Arlekina.
Domino zazgrzytała zębami ze złości, kiedy to usłyszała, z kolei inni agenci organizacji Rocket zachichotali bardzo ironicznie. Nie cierpieli oni Czarnego Tulipana, jak nazywali tę pannę ze względu na jej sztuczny kwiat o hebanowej barwie, który stale przy sobie nosiła. Domino zresztą nie dała się w żaden sposób lubić. Była próżna, arogancka i zarozumiała. Zawsze posiadała ona specjalne fory u szefa, jak również ogromną taryfę ulgową. Powodów takiego zachowania u Giovanniego nikt z jego agentów nie znał, ale nie miało to wcale żadnego znaczenia, bo przecież ważnym był jedynie ten szczegół, iż ta tu paniusia nie tylko, że panoszy się po całej organizacji Rocket uważając swoją osobę niemalże za boga, to jeszcze kpiła sobie oraz szydziła z innych agentów, nie szczędząc im przy tym podłych docinków. Najwięcej się obrywało trójce oferm znanych jako Zespół R. Co prawda Jessie, James i Meowth nigdy nie posiadali sympatii swoich kolegów oraz koleżanek z pracy, jednak w tym wypadku wszyscy im współczuli, gdyż rozumieli oni doskonale, co oznaczają kpiny ze strony panny Domino. W końcu praktycznie każdy, kto tu pracował, chociaż raz je od niej otrzymał. Ponieważ zaś 009 była bezkarna jako ulubienica szefa, to wszyscy musieli tolerować jej zachowanie, jak również zaciskając zęby ze złości pogodzić się z tym, iż ta podła jędza drwiła z nich podle, a okazyjnie nawet knuła przeciwko nim intrygi, aby w ten czy inny sposób ich ośmieszyć w oczach Giovanniego. Teraz jednak, kiedy sama padła ofiarą złośliwości ze strony tak uwielbianego przez siebie szefa, inni członkowie organizacji Rocket nie ukrywali swojego zadowolenia. Przynajmniej raz jeden ta jędza poczuła, co to znaczy kpić sobie z innych i wpędzać ich przy szefie w zakłopotanie, a takie zachowanie zdarzało się pannie Domino nader często. Dlatego też nic nie było w tym niezwykłego, że teraz z niej się śmiano, gdy los wobec niej przestał być taki łaskawy.
Czarny Tulipan wychodziła jednak z innego założenia. Dla niej samej jej osoba zawsze była, jest i będzie podporą organizacji Rocket, więc mimo drobnych porażek nie zasłużyła sobie na jakieś ostre słowa ze strony szefa. Dlatego też te docinki z jego strony oraz złośliwy chichot jej koleżanek i kolegów bardzo szybko doprowadziły ją do gniewu. Gdyby nie obecność Giovanniego, to już ona by im pokazała, kto tu rządzi i ten głupi uśmieszek zszedłby im z twarzy.
Giovanni nie zwrócił więcej uwagi na swoją ulubienicę, gdyż spojrzał na miejsce, w którym spoczywał hologram doktora Zagera.
- 008... Czy obiekt naszego zainteresowania został zabezpieczony?
- Jak najbardziej, proszę pana - odpowiedział mu uczony - Pomogły mi w tym nasze drogie przyjaciółki, panny Annie i Oakley, które właśnie w moim imieniu oraz swoim własnym proszą o łaskę za poprzednią porażkę.
Hologramy obu kobiet uśmiechnęły się do szefa w sposób, który przy odrobinie wyobraźni, można by nazwać nawet słodkim. Miał on przekonać ich pryncypała do pozytywnego rozpatrzenia przedłożonej mu prośby.
- Tak, być może im wybaczę - powiedział mrocznym głosem Giovanni - Ale jeszcze nie teraz. Na razie muszą wykonać dla mnie inne zadanie.
- Jakie, szefie? - zapytała Oakley.
- Zrobimy wszystko, co pan zechce - dodała Annie.
Mężczyzna na ekranie pogłaskał powoli Persiana, po czym rzekł:
- Wszystkiego nie musicie dokonywać. Wystarczy, że zrobicie jedynie to, co wam każę.
- A więc rozkazuj nam, panie - powiedziała Oakley, kłaniając się ze swojego fotela.
- Pan jest naszym szefem, a my pańskimi pokornymi sługami - dodała Annie, powtarzając gest siostry.
Giovanni parsknął ironicznym śmiechem.
- No, już dobrze... Nie lubię lizusów, a przynajmniej nie was w tej roli. Zrobicie coś dla mnie, ale teraz nie powiem wam, o co chodzi. Tego już dowiecie się rozmawiając ze mną na osobności.
Następnie spojrzał na Zagera.
- Liczę, mój drogi 008, że już niedługo dostarczysz mi obiekt naszych zainteresowań.
- Oczywiście, proszę pana. Pragnę jednak najpierw wykorzystać go w warunkach bojowych - odpowiedział naukowiec - Ostatecznie sam pan mi nakazał, abym sprawdził, czy możliwości Latias są rzeczywiście takie, jak tego oczekujemy.
- To prawda, lecz nie jest na to jeszcze za wcześnie, 008? W końcu od porwania tego Pokemona minęły zaledwie trzy dni.
- Prawie cztery, szefie. Przez ten czas przeprowadziłem na niej szereg różnych testów, które wykazały bez najmniejszych wątpliwości, że jest to naprawdę silny Pokemon. Wystarczy tylko ją okiełznać.
- To może być trudniejsze niż myślicie - zaśmiał się Arlekin z kpiną - Kobiet okiełznać nie można, a przynajmniej nie tak łatwo.
- Prawda, kobiety to twarde sztuki - dodała jego pacynka.
Giovanni spojrzał na niego groźnie, zaś Arlekin zamilkł w pół słowa. Zadowolony z takiego obrotu spraw szef organizacji Rocket znów spojrzał na hologram przedstawiający doktora Zagera i powiedział:
- Liczę zatem, że wiesz, co robisz, 008.
- Oczywiście, szefie - odparł na to uniżenie jego agent - Zapewniam pana, że wkrótce nasza prywatna armia zyska potężnego żołnierza.
- Doskonale. Zamykam posiedzenie rady - rzekł Giovanni - Jeszcze dziś każdy z was otrzyma ode mnie kolejne zadanie. Bądźcie więc gotowi.
Chwilę później postać szefa organizacji Rocket zniknęła z ekranu, a narada została zakończona.
Pamiętniki Sereny c.d:
Clemont oraz Max zajrzeli do komputerze, który pokazywał im sygnał wysyłany z nadajnika podłożonego na statku doktora Zagera.
- I co? Gdzie on teraz jest? - zapytałam zaintrygowana, patrząc moim przyjaciołom przez ramię.
Wszyscy siedzieliśmy razem w laboratorium profesora Oaka, bardzo zaintrygowani tym wszystkim, co miało miejsce. Chcieliśmy ocalić naszą drogą Latias, jednak wymagało to użycia wielu umiejętności naukowych, jak również wielkich pokładów cierpliwości. O ile jednak tym pierwszym dysponowaliśmy, to tym drugim już raczej nie mogliśmy się pochwalić. Ostatecznie przecież trudno oczekiwać od kogoś, aby był cierpliwy wtedy, gdy jego przyjaciółka znajdowała się w poważnym niebezpieczeństwie.
- Spokojnie, moja droga Sereno - powiedział Clemont - Nie musisz się niczego obawiać.
- No właśnie - dodał zadowolonym tonem Max - Sygnał jest bardzo wyraźnie i pokazuje nam, gdzie znajduje się obecnie statek doktora Zagera.
- Jedno mnie tylko zastawia - powiedział Ash - Dlaczego oni znajdują się obecnie na terenie Wysp Oranżowych?
- Pika-pika-chu! - zapiszczał zaniepokojonym tonem Pikachu.
- No właśnie. Mnie też to niepokoi - rzekłam.
- Nie inaczej. To przecież dziwne - zauważyła Dawn - W końcu, o ile się nie mylę, siedziba Giovanniego znajduje się gdzieś w Wertanii, a więc na terenie Kanto. Czemu więc nagle Zager, zamiast lecieć do swego szefa, leci w zupełnie innym kierunku?
- To rzeczywiście bardzo dziwne - dodała Bonnie.
Tracey i profesor Oak popatrzyli na nas uważnie.
- Też nie wiemy, jak to wyjaśnić, jednak możliwe, że doktor Zager ma tam jakieś sprawy do załatwienia - zauważył Tracey.
Jego pracodawca westchnął głęboko, po czym rzekł:
- Bardzo mnie to niepokoi. Bardzo... Znam doktora Zagera jeszcze z czasów studenckich. Był on niezwykle utalentowanym człowiekiem, ale niestety przejawiał też wszelkie cechy osoby pragnącej władzy. Wychodził z założenia, że nauka oraz wykształcenie to czynniki, które sprawiają, że człowiek jest predysponowany do posiadania władzy nad innymi ludźmi, zwłaszcza tymi, którzy nie są wykształceni. Prawdę mówiąc, początkowo mnie to nie przerażało. Uważałam, że to tylko takie sobie głupie gadanie i z czasem mu przyjdzie. Niestety potem zaczął głosić, że ci, którzy są uczeni mają wręcz obowiązek rządzić tymi, którzy nie mają wcale wykształcenia. Wtedy już wiedziałem, że tego człowieka należy się obawiać.
- Skoro on głosił tak radykalne poglądy, a pan dobrze wiedział, że to jest drań, czemu nie poszedł do więzienia? - zapytałam.
Profesor Oak uśmiechnął się do mnie z politowaniem.
- Moja droga Sereno... Dokładnie to samo pomyślałem, gdy byłem na studiach. Ale widzisz... Za głoszenie podobnych poglądów nie można pójść do więzienia. Prawo mówi, że takie słowa są tylko słowami i dopóki się w żaden sposób nie dąży do ich realizacji, to nie można iść za to do więzienia.
- Co racja, to racja - powiedział Ash smętnym tonem - A więc doktor Zager od zawsze był złym człowiekiem?
- Nie oceniaj go tak surowo, mój drogi chłopcze - odpowiedział na to uczony - Zager był dobrym człowiekiem, ale biednym. Pochodzi z ubogiej rodziny. Otrzymał możliwość studiowania na tym samym uniwersytecie, co ja tylko dzięki stypendium dla bardzo inteligentnych, ale ubogich uczniów. Zawsze wstydził się swojego ubogiego pochodzenia i uważał, że może być kimś lepszym niż jest, a wręcz, że powinien nim zostać. Dlatego też robił wszystko, aby zapomnieć o tym, kim jest i skąd pochodzi.
- To smutne - stwierdziłam, opuszczając głowę - Nie wiem dlaczego, ale zaczynam mu współczuć.
- Bo on zasługuje na współczucie - odparł profesor Oak - Był bardzo dobrze zapowiadającym się człowiekiem nauki i miał ogromne zadatki na to, aby otrzymać nagrodę Nobla. Zamiast tego został kolejnym pachołkiem Giovanniego. Żałosny żywot.
- I spotka go na pewno równie żałosny koniec - dodał mój chłopak - Ale wszystko w swoim czasie. Póki co spróbujmy znaleźć tego drania.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał bojowo Pikachu.
- To nie będzie takie trudne. Gorzej z uwolnieniem Latias - stwierdził z lekką ironią Max.
- Racja. Zager na pewno dobrze ją pilnuje - zauważył Clemont.
- Sami możecie nie dać sobie z nim rady. Potrzebujecie pomocy policji - rzekł profesor Oak.
Ash uśmiechnął się z delikatną kpiną w oczach.
- Policja? Już raz poprosiliśmy ją o pomoc i co? Wszyscy wiemy, jak to się skończyło. Oni nie umieli nam pomóc. W tej sprawie też pewnie będą bezużyteczni. Jesteśmy zatem zdani na siebie.
- Zgadzam się z tobą, Ash - powiedziałam - Musimy sami ocalić naszą drogą przyjaciółkę, choćby za cenę naszego życia.
- Obawiam się, że właśnie taką cenę przyjdzie wam zapłacić - rzekł profesor Oak smutnym tonem - Bardzo mnie to niepokoi. Możecie zginąć w trakcie tej walki, a mimo tego sami i to na własne życzenie pchacie się w tarapaty.
- To dla nas nie pierwszyzna! - zawołała Bonnie, naśladując Asha.
- No tak - dodał Max - Już nieraz to robiliśmy i zawsze udało się nam uratować skórę.
- Tym razem może być jednak inaczej - odparł Tracey - Naprawdę nie powinniście tak ryzykować.
- A co w takim razie twoim zdaniem powinniśmy zrobić? - zapytał Clemont - Siedzieć tu z założonymi rękami i czekać na cud?
- A może liczyć na naszą kochaną policję? - dodała ironicznie Dawn - O nie, przyjacielu! My ruszamy na ratunek Latias, ale tobie nikt nie każe, abyś szedł z nami i w sumie lepiej będzie, jeśli tego nie zrobisz!
Tracey wyraźnie posmutniał, słysząc słowa dziewczyny. Było to tak bardzo widoczne, że sam profesor Oak położył mu dłoń na ramieniu i rzekł:
- Spokojnie, chłopcze. Dawn nie chciała cię obrazić.
Następnie groźnym wzrokiem spojrzał na moją przyjaciółkę, mówiąc:
- Prawda, Dawn?
Panna Seroni nieco się zmieszała, po czym burknęła:
- Prawda. Nie chciałam nikogo obrazić.
- No i widzisz - uśmiechnął się uczony, a następnie rzekł: - Skoro tak bardzo chcecie szukać guza, to nie mogę was zatrzymywać, jednak musicie posłuchać mojej rady.
- Jakiej? - zapytał Ash.
- Jadąc na Wyspy Oranżowe zatrzymajcie się koniecznie na wyspie o nazwie Valencia, gdzie mieszka moja była uczennica, profesor Felina Ivy. Ona wam pomoże i przy okazji będziecie mieli zapewniony nocleg.
Propozycja była bardzo dobra, więc postanowiliśmy z niej skorzystać, choć obawialiśmy się, że możemy niechcący narazić naszą panią profesor na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Mieliśmy jednak nadzieję, iż do tego nie dojdzie.
***
Kiedy profesor Ivy została powiadomiona o naszych planach, to z prawdziwą radością oświadczyła, że bardzo chętnie nam pomoże. Wobec tego, bez zadawania zbędnych pytań wsiedliśmy na pokład najbliższego samolotu, który zabrał nas na Valencię, czyli wyspę, gdzie od kilku już lat przebywa obecnie nasza droga sojuszniczka. Mieszka ona tam w swoim laboratorium znajdującym się w pobliżu ogromnej skarpy, z której to miała doskonały widok na ocean. Żyje tam razem z trzema asystentkami, którymi są trzy młode, pulchne i zdecydowanie mało urodziwe (a także chwilami też mało inteligentne) dziewczyny w okularach, prawdopodobnie trojaczki. Nie będę o nich jednak wiele mówić, ponieważ nie odgrywają one w naszej historii zbyt wielkiej roli. Tak czy siak powiem jedynie, iż asystentki pani profesor są brzydkie w przeciwieństwie do niej samej, która jest bardzo, ale to bardzo piękną kobietą. Jej włosy posiadają barwę ciemno-fioletową, zaś oczy są brązowe niczym gorzka czekolada (czyli prawie czarne). Felina Ivy zawsze chodzi ubrana w czerwoną koszulkę bez ramiączek, jasno-niebieską spódniczkę, czerwone buty na obcasie oraz biały kitel. Jednym słowem, jest kobietą piękną oraz elegancką i nie dziwię się Brockowi, że kiedyś się w niej kochał.
Gdy już byliśmy na miejscu, to ułożyliśmy wspólnie plan działania. Ponieważ z jakiegoś powodu doktor Zager zatrzymał się na terenie Wysp Oranżowych, to mogliśmy go z łatwością odnaleźć.
- Jego statek znajduje się obecnie pod wodą, niedaleko Valencii - rzekł Clemont, gdy sprawdził położenie pojazdu naszego przeciwnika.
- Co on tu robi? - zapytała zdumiona Dawn - Dlaczego właśnie tutaj osadził swój statek?
- Możliwe, że chce na coś tutaj zapolować - powiedziała profesor Ivy.
Jej oczy wyrażały nieco senne spojrzenie, jakby właśnie wybudziła się ona z bardzo długiego snu. Pomimo tego słowa kobiety, jak i ton, w którym je wypowiedziała, brzmiały niesamowicie poważnie.
- Na tym terenie jest wiele tajemniczych i nie do końca też zbadanych przez naukowców Pokemonów - mówiła dalej uczona - Możliwe zatem, że doktor Zager zamierza użyć Latias do złapania jednego z nich.
- Ale którego? - zapytałam.
- Tego nie wiem, jednak uważam, że mamy wszelkie powody, aby się go obawiać - odparła na to słynna uczona.
- Zwłaszcza, że ma na usługach cały oddział robotów - dodał Max.
Bonnie machnęła lekceważąco ręką.
- Głupie blaszaki! A co to dla nas?! Pikachu oraz Dedenne porażą je prądem, wywołają zwarcie w ich obwodach i po sprawie. Prawda?
- Ne-ne-ne! - zapiszczał bojowo mały Dedenne.
Profesor Felina Ivy popatrzyła uważnie i z delikatnym politowaniem na dziewczynkę.
- To może nie wystarczyć. Lepiej bądź ostrożni.
- Cały czas jesteśmy - powiedział Ash - Wobec tego, skoro nasz drogi doktorek jest pod wodą, to musimy jakoś dostać się na pokład jego statku i uwolnić Latias. Im szybciej tego dokonamy, tym lepiej.
- Nie zapominajcie, że doktor Zager się nas spodziewa, więc raczej go nie zaskoczymy - przypomniał Clemont.
- No i co z tego?! - zawołała wesoło Dawn - Akcja będzie dla nas tym ciekawsza, im większe będzie ryzyko.
- Co prawda nie podzielam twojego entuzjazmu, ale niech ci będzie - odparłam na to nieco ironicznie.
- Super. A więc bierzmy się do dzieła! - zawołał Ash.
- Pika-pika-chu! - dodał wesoło Pikachu.
- Super. Jest tylko jedno „ale“ - zauważył Clemont - Jak my będziemy pływać pod wodą bez odpowiedniego sprzętu?
- Hmm... To rzeczywiście problem - stwierdził smętnie nasz lider.
Jego Pikachu smutno opuścił uszka w dół.
Profesor Ivy, widząc to, uśmiechnęła się do nich przyjaźnie.
- Mam sprzęt do nurkowania w moim laboratorium.
Dawn i ja popatrzyłyśmy na kobietę z radością.
- Naprawdę?! - zawołałam.
- Z nieba nam pani spada! - dodała moja przyjaciółka.
Kiedy tylko jeden nasz problem został rozwiązany, to automatycznie pojawił się drugi. Mam tu na myśli fakt, iż sprzęt do nurkowania należał profesor Ivy oraz jej asystentek, więc jego rozmiary dopasowane były do ich ciał, a nie do naszych. Całe szczęście mnie się udało założyć kostium nurka, który nosiła sama pani Felina. Ash, Clemont oraz Dawn wciągnęli zaś na swe szacowne osoby stroje nurków po pracownicach pani profesor. Musieli jednak zacisnąć mocno paski, aby te z nich nie zleciały, ponieważ były one zdecydowanie za szerokie w pasie. Dziękować losowi udało się je jakoś dopasować do naszych figur, a zatem misja ratunkowa mogła zostać rozpoczęta.
Na grzbietach Pokemonów Gyaradosa oraz Laprasa, pożyczonych od pani profesor, pełni zapału popłynęliśmy do miejsca naszej akcji. Tam zaś zanurkowaliśmy i zaczęliśmy dokładne poszukiwania statku Zagera.
- Gdzie on może być? - zapytałam Asha za pomocą mikrofonu, który każdy z nas miał w swoim stroju.
- Nie wiem, ale coś mi mówi, że pewnie gdzieś tutaj - odpowiedział mi Ash - No, a co ty o tym sądzisz, Clemont?
Nasz przyjaciel pokiwał głową na znak potwierdzenia i rzekł:
- Nadajnik pokazuje, że Zager jest gdzieś tutaj.
Rozejrzeliśmy się dookoła, a ponieważ nie wypatrzyliśmy niczego, co choćby częściowo mogło przypominać statek naszego wroga, to szukaliśmy dalej.
Nie wiem, jak długo to nam zajęło, ale w końcu namierzyliśmy okręt Zagera. Wyglądał on dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy uciekł na naszych oczach razem z Latias, jednak tym razem nie latał w powietrzu, a osiadł na morskim dnie. Schowaliśmy się szybko za skałę słusznie podejrzewając, że doktor wystawił straże. Mieliśmy więc dobre przeczucie, ponieważ naszym oczom ukazały się wkrótce jakieś postacie w strojach nurków pływające po najbliższej okolicy.
- To muszą być roboty Zagera - powiedziałam.
- Albo jego ludzie - zauważyła Dawn.
- Odniosłem wrażenie, że ten pan bardziej ufa robotom niż ludziom - stwierdził Ash.
- Chyba masz rację - odparł Clemont.
- Jak one pływają, że woda im nie szkodzi? - zapytałam zdumiona.
- Widocznie te gumowe stroje płetwonurków, które noszą, chronią je przed zamoczeniem się i zwarciem - odpowiedział mi młody Meyer.
- Tak... To wiele wyjaśnia - odparłam.
Ash zaczął uważnie obserwować pływające wokół statku roboty.
- Obawiam się, że robotów jest zbyt wiele i są zbyt czujne. Raczej się nie zdołamy wedrzeć do środka - powiedział po chwili.
- Też uważam, że mamy raczej marne szanse, ale musimy spróbować - powiedziałam bojowym tonem.
- No właśnie - poparła mnie Dawn - Nie po tu przybyliśmy, aby teraz uciekać.
Nagle coś błysnęło, huknęło, zaś skała tuż obok nas rozprysła się na drobne kawałki.
- Chyba nie mamy wyboru - powiedział Clemont - Zauważyli nas!
Spojrzeliśmy szybko przed siebie i zauważyliśmy wtedy kilka robotów Zagera płynących w naszą stronę oraz mierzących do nas z broni palnej.
- A niech mnie! W nogi! - zawołał Ash.
- Zaraz! A co z Latias?! - krzyknęłam przerażona.
- Uciekajmy stąd, bo i nas będzie trzeba ratować - odparł mój chłopak.
Jego ton wyraźnie wskazywał na to, że on sam nie jest tym w ogóle zachwycony, ale wie, iż musimy to zrobić. Szybko zaczęliśmy więc płynąć na powierzchnię, jednak roboty były tuż za nami.
- Piplup! Zatrzymaj je! - krzyknęła Dawn.
Jej Pokemon zaatakował roboty bąbelkami, kilka z nich w ten sposób poważnie uszkadzając, inne z kolei na chwilę eliminując z gry.
- Świetny strzał, Piplup! - zawołał radośnie Ash.
Płynęliśmy dalej w kierunku powierzchni, ale roboty dalej nas goniły, strzelając przy tym w naszym kierunku z pistoletów. Jedna z wystrzelonych przez nich kul trafiła prosto w moją butlę z tlenem. Poczułam wówczas, że powietrze zaczyna z niej uciekać, a ja powoli traciłam je w płucach. Dzięki Bogu Ash zauważył to wszystko, szybko zawrócił i zawołał Clemonta oraz Dawn.
- Szybko, pomóżmy jej - powiedziała moja przyjaciółka.
- Ale jak? - zapytał młody Meyer.
Mój chłopak wiedział jednak, co ma zrobić w tej sprawie.
- Dajcie jej moją butlę z tlenem! - krzyknął.
- Ale wtedy ty się udusisz! - zawołała przerażona Dawn.
- Szybko wypłynę na powierzchnię i nic mi nie będzie - odparł lider naszej drużyny - Ale bez gadania! Ratujcie Serenę! Prędko!
Ponieważ roboty były już bardzo blisko, to Ash wypuścił z pokeballa Totodile’a, który wraz z Piplupem zaatakował swoimi mocami roboty. Mój luby tymczasem widząc, że Clemont razem z Dawn zakładają mi jego butlę z tlenem na plecy i podłączają ją do aparatury, to szybko skierował swoje ruchy w kierunku powierzchni.
- Biedny Ash... On się zaraz udusi - powiedziałam załamana.
- Spokojna głowa - zawołała Dawn - Mój brat jest nie do zdarcia!
Następnie panna Seroni oraz jej chłopak zaczęli kierować Totodilem i Piplupem, żeby walczyli oni skutecznie z atakującymi nas robotami, ja zaś szybko wypłynęłam na powierzchnię. Podpłynęłam do Laprasa, na którym siedzieli już Ash i Pikachu. Ten ostatni nie płynął z nami pod wodą, gdyż wolał pozostać na górze. Zadowolona zawołałam ich obu.
- Ash! Pikachu!
- Serena! Szybko, tutaj! - zawołał mój luby.
Następnie złapał mnie za rękę i wciągnął na grzbiet Laprasa. Zdyszana padłam obok swego ukochanego, po czym dysząc mocno uśmiechnęłam się do niego, uściskałam go mocno i zawołałam:
- Dziękuję, że mnie uratowałeś!
Ash pogłaskał czule palcem mój policzek i rzekł:
- Przecież nie mogłem postąpić inaczej, najdroższa moja.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał jego Pokemon.
- Szkoda tylko, że nie uratowaliśmy Latias - powiedziałam.
Mój luby pokiwał smętnie głową.
- Owszem. Co prawda nie zdołaliśmy jej ocalić, ale przecież nasza wyprawa przyniosła nam jakiś pożytek.
Spojrzałam na niego zdumiona tymi słowami.
- A jakiż to?
- Mianowicie taki, że dzięki temu wiemy, że doktor Zager dobrze się pilnuje i dostanie się na pokład statku jest prawie niemożliwe. Będzie nam potrzebna pomoc.
- Rozumiem. Tylko czyja pomoc?
- Tego nie wiem, ale być może coś wymyślimy.
Chwilę później na powierzchnię wypłynęli Clemont oraz Dawn, jak również towarzyszący im Totodile i Piplup.
- Skopaliśmy tym blaszakom tyłki - zaśmiała się wesoło siostra mego chłopaka.
- Oczywiście nie było to wcale łatwe, ale daliśmy sobie radę - dodał nasz przyjaciel wynalazca.
Oba Pokemony radośnie pokazały nam, że są z siebie zadowolone i to bardzo.
- Szkoda tylko, że nie uwolniliśmy Latias - powiedziałam.
- Nie bój się, jeszcze to zrobimy - odparła pocieszająco Dawn.
- Dokładnie tak, jednak teraz musimy odpocząć i wymyślić naprawdę skuteczny plan działania - dodał Clemont.
Następnie razem ze swoją dziewczyną wspiął się na grzbiet wielkiego Gyaradosa.
***
Wróciliśmy do laboratorium profesor Feliny Ivy, która wraz z Maxem i Bonnie wysłuchali opowieści z naszej nieudanej akcji ratunkowej.
- A więc oni już wiedzą, że ich śledzimy - powiedział młody Hameron.
- Niekoniecznie. Być może wiedzą jedynie, że roboty namierzyły jakiś intruzów, ale nie wiedzą jakich - dodała Bonnie.
Jej starszy brat pokręcił przecząco głową.
- Nie wydaje mi się, aby Zager był taki niedomyślny. Jak na mój gust on już wie, że go namierzyliśmy i przeniesie się w inne miejsce. Pozostaje mieć nadzieję, iż nie odnajdzie on naszego nadajnika, bo inaczej pozostanie problem z ponownym namierzeniem go.
- Moim zdaniem nie mamy raczej powodu do obaw - zauważył mój chłopak - Doktor Zager jest bardzo pewny siebie. Skoro nas przepędził, to po prostu podwoi straże i nie ruszy się stąd. Poza tym on tutaj na coś lub na kogoś czeka. Więc skoro tak jest, to on musi wobec tutaj siedzieć, czy tego chce, czy nie.
- Sądzisz, że on wykonuje tu jakąś misję? - spytała Dawn.
- Właśnie tak uważam, siostrzyczko.
- Ale jaka to jest misja? - zapytałam zdumiona - I dlaczego przybył właśnie tutaj, a nie gdzie indziej?
Ash pomyślał przez chwilę nad tym zagadnieniem.
- Moim zdaniem to wymaga dobrego przemyślenia.
Następnie poprawił sobie na głowie czapkę z daszkiem i rzekł:
- Pójdę się przejść. Być może na świeżym powietrzu coś mądrego mi przyjdzie do głowy.
Pikachu wskoczył mu na ramię i obaj wyszli na spacer, żeby sobie wiele spraw we dwóch przemyśleć. Nie zaproponowałam mu, że pójdę tam z nimi, ponieważ uważałam, iż mój ukochany na razie musi spędzić czas jedynie ze swoim najwierniejszym kompanem. Czasami tak bywało w jego życiu. Zresztą tak to już chyba jest w życiu każdego człowieka, że jedynie samotny spacer lub spacer w towarzystwie wiernego Pokemona może mu pomóc się rozluźnić oraz pomyśleć o wszystkim tak, jak należy.
Ash razem z Pikachu wrócili po godzinie i powiedział na wstępie:
- Wiecie co, kochani? Ja już chyba wiem, jak możemy się dowiedzieć, czego Zager tutaj szuka.
Spojrzeliśmy na niego uważnie, bardzo zaintrygowani tymi słowami.
- Naprawdę?! - zawołałam.
- A więc co proponujesz? - dodała Dawn.
- Przesłuchanie tego blaszaka - odparł na to Ash.
- Jakiego blaszaka? - zdziwiła się profesor Ivy.
- Tego, co jest na zewnątrz pani laboratorium.
Szybko wybiegliśmy na zewnątrz i zauważyliśmy wówczas leżącego bardzo poważnie uszkodzonego robota przypominającego swoim kształtem wielką kulę. Była to na pewno jedną z maszyn pracujących dla Zagera.
- Skąd go wytrzasnąłeś? - zapytała Bonnie.
- Zauważyłem to coś, jak latało po okolicy, więc zaczaiłem się na i w odpowiednim momencie Pikachu poraził tego blaszaka piorunem. Dostał on przez to zwarcia, a ja mogłem go zabrać tutaj. Pomyślałem, że może się nam przydać.
- Dobra robota, Ash - powiedziała profesor Ivy zadowolonym tonem - Teraz trzeba go będzie odpowiednio zbadać.
- Spokojnie, proszę pani - rzekł Clemont naukowym tonem - Jestem pewien, że zdołam się dobrać do jego bazy danych.
- A ja ci chętnie w tym pomogę - zaoferował swą pomoc Max.
- Doskonale! - uśmiechnęła się do nich młoda uczona - A zatem do dzieła!
Profesor Felina Ivy wraz ze swoimi asystentkami zabrały robota do warsztatu, a tam pomogły one Clemontowi i Maxowi dokładnie obejrzeć znalezisko Asha oraz zajrzeć do jego bazy danych. Byliśmy ciekawi, co też możemy tam znaleźć.
- Podejrzewam, że takich robotów może być więcej niż tylko jeden - rzekł mój chłopak - Jak dla mnie te blaszaki czegoś tu szukają.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
- Raczej nie trzeba być jakimś wielkim geniuszem, żeby to wiedzieć, mój braciszku, ale tak czy siak masz rację - zauważyła z lekką ironią Dawn.
- Tylko ciekawe, czego te blaszaki mogą tu szukać - rzekła Bonnie.
- No cóż... Pewnie niedługo się dowiemy - odparłam wesoło.
Miałam rację, ponieważ jakieś pół godziny później nasi przyjaciele w końcu otworzyli system pamięci robota. Wtedy to właśnie ukazał się nam hologram przedstawiający jakiegoś Pokemona. Wyglądał on jak ogromna biała foka ze skrzydłami.
- To Lugia! - zawołał Ash.
Poznałam tego Pokemona, gdyż widziałam go już kiedyś, kiedy to mój chłopak za pomocą magii Latias pokazał mi swoje wspomnienia, a wśród nich wspomnienie jego przygody na wyspie Shamouti.
- Czekajcie... Tu jest jeszcze coś... Jakiś zapis - powiedział Max.
- Spróbujemy go włączyć - dodał Clemont.
- Tylko ostrożnie, bo nas poślesz do nieba - zwróciła mu uwagę Dawn.
Jej chłopak puścił tę uwagę mimo uszu i zaczął się męczyć z maszyną, przekręcając w niej różne śrubki, ale w końcu z pomocą Maxa (który wciąż wiernie mu asystował) wreszcie osiągnął sukces. Wtedy to zobaczyliśmy hologram, który ułożył się w postać Zagera, a następnie przemówił:
- Zapamiętajcie moje polecenie. Macie mi znaleźć tego Pokemona, a kiedy już go znajdziecie, to sfotografujcie jego miejsce pobytu. Zabraniam jednak wam go ruszać. Nie wolno wam tknąć ani jego, ani jego młodszej wersji. Macie jedynie zrobić im zdjęcia. Im oraz miejscu, w którym obecnie przebywają. Gdy już tego dokonacie, to natychmiast wracajcie do bazy i przekażcie mi wasze dane.
Po tych słowach hologram zniknął, zaś my wszyscy spojrzeliśmy na siebie zaniepokojeni.
- A więc po to Zager tutaj przybył - powiedział Ash - On chce złapać Lugię i założę się, że wykorzysta do tego Latias!
- Pika-pika! - zapiszczał groźnie Pikachu.
- A to podły drań! - pisnęła Bonnie, a jej Dedenne bezsprzecznie się z nią zgodził.
- Ale o co chodzi z tą młodszą wersją Lugii? - zapytałam zdumiona.
Ash jednak i na to miał gotową odpowiedź.
- To proste. Lugia ma syna, którego ukrywa przed światem gdzieś w tej okolicy.
- Syna? - zdziwiliśmy się wszyscy.
- Tak. Kiedyś, gdy podróżowałem po Johto razem z Misty i Brockiem, to trafiliśmy na Wyspę Wirów. Spotkaliśmy tam Ritchiego, wraz z którym przeżyliśmy taką jedną przygodę z Lugią i jego synem. Wówczas to cała nasza czwórka walczyła wtedy z Zespołem R oraz Butchem i Cassidy, ale mniejsza o szczegóły.
Mój chłopak popatrzył na nas bardzo poważną miną.
- Jeżeli ci kolesie chcą złapać Lugię i jego syna, to wyraźnie mają ku temu możliwości. Moc Latias rzeczywiście może im w tym pomóc.
- Ale jak doktor Zager chce zmusić Latias do poddania się jego woli? - zapytałam - Przecież wszyscy wiemy, że to niemożliwe.
Profesor Ivy była innego zdania.
- Nie jest to niemożliwe, a jedynie bardzo trudne do dokonania. Skoro nasz wróg porywa się na coś takiego, to oznacza, że zna jakieś sposoby na osiągnięcie tego celu.
- Jakie to mogą być sposoby? - zapytał Clemont.
Uczona pokręciła smutno głową.
- Nie wiem, ale Zager to nie byle kto. Wykorzystuje naukę do swoich celów, a ponieważ jest geniuszem w tym, co robi, to naprawdę mamy wiele powodów, aby się bać.
- Musimy ostrzec Lugię! - zawołała Bonnie.
- A niby jak? - zapytał Clemont - Przecież nawet nie wiemy, gdzie on teraz jest!
- Nie mamy też możliwości, aby się tego dowiedzieć - dodał Max.
- Nawet gdybyśmy mieli taką możliwość, to nie skorzystałbym z niej - odparł po chwili Ash.
Spojrzeliśmy na niego bardzo zdumieni jego słowami.
- A to czemu? - zapytałam.
- Pika-pika? - dodał zdziwiony Pikachu.
- Nie pomyśleliście o jednej, ale bardzo ważnej rzeczy - rzekł nasz lider - Jeżeli pójdziemy szukać Lugię, to wówczas musimy liczyć się z tym, że namierzą nas roboty doktora Zagera. Jeśli zaś nas namierzą, to pójdą za nami i my sami wskażemy im kryjówkę Lugii. A zatem, chcąc go chronić, sami wpakujemy go w tarapaty.
- Faktycznie, masz rację - powiedziałam.
Byłam zła na siebie, że sama o tym nie pomyślałam. W końcu to było takie oczywiste.
- Nie pomyślałam o tym - dodała smutno Bonnie.
- De-ne-ne! - pisnął jej Dedenne.
- Wobec tego uważasz, Ash, że jeżeli chcemy pomóc Lugii, to musimy trzymać się od niego z daleka? - zapytał Clemont.
- Właśnie tak uważam - stwierdził detektyw z Alabastii z powagą.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu, okazując w ten sposób poparcie dla zdania swego trenera.
- Ale przecież nie możemy siedzieć tu z założonymi rękami i nic nie robić - zauważyła Dawn.
- Tak, to prawda, siostrzyczko. Nie możemy - zgodził się z nią jej brat - Jeśli jednak będziemy działać, to tylko i wyłącznie rozważnie.
- Więc co robimy? - spytałam.
Mój luby rozłożył bezradnie ręce.
- Nie mam pojęcia, Sereno. Nie mam pojęcia.
Do następnego dnia nie wymyśliliśmy niczego konkretnego, a zatem mogliśmy jedynie obserwować na komputerze, czy pozycja statku Zagera zmieniła się w jakiś sposób. Nie zmieniła się, co oznaczało, iż nasz drogi doktorek dalej dąży do realizacji swojego planu. Pytanie brzmiało wobec tego, co należy zrobić, aby mu w tym przeszkodzić.
Kolejna wyprawa ratunkowa nie wchodziła w grę. Nasi przeciwnicy spodziewali się nas, więc na pewno zabezpieczyli się na wypadek naszej wizyty. Odnalezienie Lugii również było raczej mało możliwe, bo w końcu, jak słusznie Ash zauważył, mogliśmy go przez to wpakować w kłopoty.
Jedynym planem, jaki przyszedł do naszych mądrych głów, to było podłożenie podsłuchu na statek Zagera. Jednakże, żeby dostać się do jego środka, należało być robotem. Mogliśmy co prawda załatwić kilka robotów i w ich skafandrach dostać się na pokład, ale ten plan miał niestety bardzo nikłe szanse powodzenia.
W takiej sytuacji Ash zaproponował nam, żebyśmy wszyscy po kolei obserwowali z małej wieżyczki w laboratorium profesor Feliny Ivy ocean, a szczególnie tę jego okolicę, gdzie pod wodą znajdował się statek Zagera. Dla wyjaśnienia dodam tutaj, iż rok temu nasza droga, szanowna uczona wybudowała sobie taką małą wieżę, aby móc z niej obserwować niekiedy latające w pobliżu jej siedziby Pokemony. Teraz taki punkt obserwacyjny bardzo nam się przydał.
Siedzieliśmy więc parami w tej wieżyczce obserwując uważnie morze. Robiliśmy to na zmianę, ponieważ praca ta była niezmiernie nużąca oraz sprawiała, że czasami mieliśmy ochotę zrobić sobie krzywdę, byleby tylko poczuć, iż w ogóle żyjemy. Zajmowaliśmy się tym zajęciem już następnego dnia po naszej nieudanej akcji ratunkowej, ale długo nie mieliśmy żadnych śladów.
Podzieleni na pary obserwowaliśmy morze, zmieniając się co godzinę. Na pierwszy ogień poszliśmy ja i Ash, potem Clemont i Dawn, później Max i Bonnie. Gdy przyszła ponownie kolej na mnie oraz mego chłopaka, to nie byłam wcale z tego powodu zachwycona, ale przecież nie zawsze możemy robić coś, co nam się podoba. W tym wypadku musieliśmy coś zrobić dla dobra naszych przyjaciół: Latias oraz Lugii, więc przemilczałam, iż taki pomysł zdecydowanie mi się nie podoba i zajęłam swoje stanowisko.
Na całe szczęście nie posiedzieliśmy sobie zbyt długo w tym miejscu, ponieważ kilka minut po jego zajęciu zauważyliśmy, jak z wody zaczyna się coś wynurzać.
- Patrz, Ash! - zawołałam - Ktoś wypłynął na powierzchnię!
- Gdzie? - zapytał mój chłopak.
- Pika-pika?! - pisnął jego Pikachu.
- Tam! Z tego miejsca, gdzie jest statek Zagera! - wyjaśniłam.
Szybko złapaliśmy za swe lornetki i zaczęliśmy przez nie obserwować ocean.
- A faktycznie! Widzę jakieś dwie postacie - rzekł po chwili Ash.
- Ja też, ale nie wiem, kto to jest - powiedziałam.
- Spokojnie, zaraz się tego dowiemy - rzekł mój chłopak.
Obserwowaliśmy dalej tajemnicze postacie z wielką uwagą i w końcu zauważyliśmy, jak obie te osoby zdejmują z twarzy maski nurków. Wtedy dopiero mogliśmy im się należycie przyjrzeć.
- A niech mnie! - zawołałam - To Annie i Oakley!
- Schowajmy się, bo nas zauważą! - powiedział Ash.
To mówiąc złapał mnie mocno za rękę i pociągnął szybko na podłogę wieżyczki. Potem delikatnie się tylko z niej wychyliliśmy, aby zobaczyć, jak nasze przeciwniczki rzucają na wodę jakiś przedmiot, który po chwili zmienił się w nadmuchiwany ponton, po czym wskakują na niego, montują w nim mały silnik na parę i zaczynają z jego pomocą płynąć przed siebie.
- Nie możemy pozwolić im uciec! - rzekł Ash - Musimy je śledzić!
- Pika-pika! - zgodził się z nim Pikachu.
- Ale jak chcesz to zrobić? - zapytałam.
Mój luby uśmiechnął się do mnie wesoło.
- Spokojnie, najdroższa. Mam już na to pewien sposób.
***
Rzeczywiście, Ash już miał na to jakiś sposób, a polegał on na tym, że wypuścił on swego Pidgeota z pokeballa, po czym wskoczyliśmy na niego (oczywiście razem z wiernym Pikachu), szybko powiedzieliśmy naszym przyjaciołom, co zamierzamy zrobić, następnie zaś ruszyliśmy w drogę za Annie i Oakley. Obie siostry co prawda płynęły szybko, a nawet bardzo szybko, ale Pokemon, na którym lecieliśmy umiał z łatwością usiąść im na ogonie, oczywiście w taki sposób, aby paniusie się w tym nie zorientowały. Dla pewności trzymaliśmy wszak bezpieczną odległość, obserwując nasze złodziejki z góry, częściowo zasłonięci chmurami, mając przy tym nadzieję, że nas nie zauważą.
Podróż ta trwała jakiś czas, jednak w końcu dobiegła ona końca, zaś Annie i Oakley wskoczyły na stały ląd, po czym poszły pieszo w kierunku jakiegoś miasteczka. Polecieliśmy za nimi i dalej je obserwowaliśmy aż do chwili, gdy weszły do jakiegoś baru. Tam nie mogliśmy za nimi wlecieć, więc musieliśmy coś wymyślić, aby móc je dalej obserwować.
- No dobra, Pidgeot! Powrót! - zawołał mój chłopak, przywołując nasz środek transportu do pokeballa.
- Powinniśmy tam wejść, ale w przebraniu, żeby nas nie rozpoznały - zasugerowałam.
- Dobrze, tylko co mamy pod ręką? - zapytał Ash.
Przetrząsnęłam szybko mój plecak i znalazłam w nim jedynie moją różową sukienkę oraz czarną perukę.
- OK! Chyba mam pewien pomysł - rzekł mój chłopak - Choć pewnie pożałuję, że na niego wpadłem.
Poszliśmy oboje w jakieś ustronne miejsce, po czym Ash poszedł się przebrać. Gdy wrócił, miał już na sobie moją kieckę oraz perukę. Na jego widok ja i Pikachu zaczęliśmy kwiczeć ze śmiechu, tak zabawnie wyglądał. Oczywiście mojemu ukochanemu wcale się to nie spodobało.
- Ach tak! Więc was to bawi?! Dobrze! Wobec tego nie idę tam!
- Wybacz mi, Ash... Ja nie chciałam się śmiać... To tak samo wyszło - powiedziałam, zaciskając zęby ze śmiechu.
Pikachu również próbował zrobić poważną minę, ale niezbyt mu to wyszło.
- No dobra, nieważne - burknął urażonym tonem Ash - Idę tam i będę uważnie wszystko obserwować.
- Pamiętaj, że jakby co, to ja mogę tam iść - powiedziałam.
Mój luby uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Rozumiem, ale nie chcę, aby coś złego ci się przydarzyło.
- Ale ty też wróć cały.
- Dobrze, wrócę.
Następnie dzielny pan detektyw z Alabastii, przebrany za dziewczynę, powoli wszedł do baru, trzymając w dłoniach laleczkę zrobioną przez Latias. Dzięki niej mógł się ze mną swobodnie kontaktować. Ja natomiast usiadłam z Pikachu na ławce niedaleko baru i ściskając w dłoniach swoją lalkę czekałam na wiadomość od Asha. Dopiero po jakimś kwadransie pokazała mi się jego postać w formie takiego jakby hologramu. Taka była bowiem moc tych szmacianek, że dzięki nim mogliśmy kontaktować się ze sobą i to nawet widząc siebie nawzajem.
- No i jak, Ash? - zapytałam.
- Nie zapominaj, że chwilowo jestem Ashley - zachichotał mój luby - Ale mniejsza o to. Widziałem nasze paniusie. Spotkały się tutaj w barze z kimś, kogo obecność mnie bardzo zaskoczyła.
- To znaczy z kim?
- Z Zespołem R.
Byłam zdumiona jego odpowiedzią.
- Z Zespołem R?!
- Nie inaczej. Właśnie z nimi - odpowiedział Ash - Przekazali oni obu siostrzyczkom jakieś rozkazy od Giovanniego, ale nie zrozumiałem, o czym mówili, bo rozmawiali dość cicho.
- Rozumiem. A więc Annie i Oakley gdzie teraz się wybierają?
- Nie wiem dokładnie, ale mają jakąś tajną misję i raczej nie jest ona związaną z Latias.
- Wobec tego póki co ona nas nie interesuje.
- Dokładnie. Za to bardzo interesuje nas co innego.
- Co konkretnie?
- Dokąd zmierza Zespół R. Z tego, co zrozumiałem, cała trójka ma się udać do doktora Zagera, żeby mu przekazać jakieś dane od Annie i Oakley. One same nie mogą przekazać doktorkowi tej wiadomości, bo ich nadajnik się popsuł.
- A więc oni idą do naszego kochanego pana doktorka? - zapytałam z ironią w głosie.
Ash uśmiechnął się tajemniczo.
- Owszem i być może uda się nam z tego właściwie skorzystać.
- W jaki sposób?
- Zaraz się dowiesz. Na razie bądź gotowa do akcji.
- Jakiej akcji?
Mój luby szeptem, aby nikt go nie usłyszał, powiedział mi, co planuje zrobić. Bardzo mi się ten plan spodobał, więc przeszłam do jego realizacji.
Zgodnie z poleceniem Asha schowałam się za rosnącym nieopodal drzewem razem z jego Pikachu oraz moim Panchamem, tam zaś czekałam na dogodny moment do ataku. Nie czekałam długo, ponieważ już chwilę później z baru wypadł mój chłopak w kiecce, mówiący piskliwym głosem, stylizowanym na dziewczęcy.
- Proszę, naprawdę was proszę! Pomóżcie mi!
- No dobra... To gdzie zgubiłaś tego swojego jakże cennego Pikachu? - zapytała Jessie.
Miała na ona sobie prochowiec, szary kapelusz oraz przeciwsłoneczne okulary. James i Meowth nosili taki sam ubiór, jak ich koleżanka z pracy.
- Gdzieś tutaj - powiedziała rzekoma Ashley - Tutaj mi się wyrwał i nie wiem, jak mam go namierzyć.
- Skoro ty tego nie wiesz, to jak niby my mamy ci pomóc? - mruknął Meowth złośliwym tonem.
- Na pewno możecie mi pomóc. W końcu wyglądacie mi państwo na bardzo doświadczonych i bystrych ludzi - mówił dalej Ash.
James i Jessie napuszyli się, słysząc jego słowa.
- No cóż... Młoda z ciebie osóbka, ale jak widzę, bardzo inteligentna - rzekł ten pierwszy.
- Och, nie ma co gadać. Bardzo spostrzegawcza z ciebie dziewczynka - dodała jego przyjaciółka - Wobec tego pomożemy ci.
- Cieszą mnie wasze słowa - rzekł Ash już swoim normalnym głosem.
Wtedy nasi wrogowie zdumieni spojrzeli na niego, a mój luby dał mi znak, gwiżdżąc na palcach.
- Nie ruszać się! - zawołałam, wyskakując zza drzewa.
Zespół R spojrzał na mnie zdumionym wzrokiem, lecz wtedy Pikachu zaatakował ich Elektrokulą. Cała trójka hultajska została porażona prądem i opadła na ziemię. Próbowali się co prawda podnieść, ale Pancham dołożył im Ciemnym Pulsem. Teraz już dranie nie mieli siły, aby nam uciec. Chwilę później wyjęliśmy z plecaka mojego chłopaka sznur i związaliśmy nim całą trójkę naszych nieprzyjaciół.
- Świetnie! - zawołał wesoło Ash.
- Mamy was! - dodałam zadowolona.
- Czego od nas chcecie?! - krzyknął Meowth.
- Właśnie! Jak możecie, głąby jedne, przeszkadzać nam w pełnieniu naszych obowiązków?! - dodał James.
- Ładne mi obowiązki, nie ma co - zaśmiałam się z ironią.
- Złodzieje Pokemonów z was i nic więcej - dodał Ash, zdejmując z głowy perukę.
- Niezła fryzurka, panienko Ashley - mruknęła złośliwie Jessie.
Mój luby zaśmiał się.
- Dziękuję ci, Jessie. Musiałem być bardzo przekonującą dziewczyną, skoro daliście się tak łatwo nabrać na moje sztuczki - powiedział detektyw z Alabastii - Ale to bez znaczenia. Mam dla was pewien interes.
- Nie robimy interesów z głąbami - mruknął Meowth.
Jessie uderzyła go ze złością nogą.
- Zamknij się, sierściuchu! - zawołała.
- Właśnie! Mów za siebie! - dodał James.
Następnie spojrzał na nas i zapytał, jaki to interes.
- Bardzo prosty - powiedział Ash - Zrobicie coś dla nas, w zamian za co my nie wydamy was policji.
Zespół R popatrzył na nas udając, że się zastanawia, po czym Jessie w imieniu ich wszystkich:
- Umiesz się targować, głąbie - powiedziała - Niech ci będzie. Czego od nas chcecie?
C.D.N.
Kontynuacja historii rozpoczętej w przygodzie 47 od początku nie napawa nas optymizmem. Nas drogi Giovanni dalej dybie na naszą kochaną Latias, ciągle będącą w mocy doktora Zagera. Naukowiec przeprowadza na niej serię drakońskich testów, które mają wykazać jej siłę. Jednocześnie w sztabie Giovanniego odbywa się narada elity agentów, podczas której nasz drogi naukowiec deklaruje przyprowadzenie Latias swojemu mocodawcy, zaraz po tym jak skończy swoje pseudotesty.
OdpowiedzUsuńW tym samym czasie w Alabastii nasi przyjaciele dalej opracowują plan uwolnienia Latias. Decydują się oni zrobić to na własną rękę i w tym celu wybierają się na Wyspy Oranżowe, w pobliżu których przebywa statek (a raczej łódź podwodna) doktora Zagera. Korzystają tam z pomocy dobrze im znanej profesor Ivy, która bez problemu decyduje się wesprzeć naszych przyjaciół w walce ze złem.
W pierwszej kolejności przyjaciele próbują się dostać na łódź doktora, jednak jest ona dobrze strzeżona przez armię robotów, która przy próbie zbliżenia się do łodzi ostrzeliwuje naszych przyjaciół. W wyniku tej strzelaniny zostaje przebita butla z tlenem Sereny, jednak szybko Ash decyduje się dać jej swoją by ratować jej życie. Po wszystkim przyjaciele wypływają na powierzchnię i opracowują kolejny plan.
Przy okazji na statek trafia jeden z "blaszaków" doktorka, który zostaje podłączony do aparatury Clemonta (rzecz jasna robot) i stąd przyjaciele dowiadują się, że naukowiec planuje schwytać Lugię właśnie przy pomocy Latias. Oczywiście Ash i spółka muszą temu zapobiec, wskutek czego podejmują się współpracy z zespołem R, któremu Annie i Oakley przekazały bardzo cenne informacje...
Jak na początek dość dynamicznie i ciekawie. Jestem ciekawa, jak dalsza akcja się rozwinie. Lecę czytać kolejną część. :)
Ogólna ocena: 1000000000000000000/10 :)