wtorek, 2 stycznia 2018

Przygoda 045 cz. II

Przygoda XLV

Przyszłość mamy dziś cz. II


Wybiegliśmy za Fennekinem na polną drogą, a następnie ruszyliśmy wzdłuż niej.
- Mam tylko nadzieję, że zmysł węchu twojego Pokemona jest nadal taki dobry jak przedtem - powiedział Ash.
- Pika-pika! - dodał Pikachu, biegnący obok niego.
- Możesz być spokojny, taki właśnie jest - odpowiedziałam mu.
Biegliśmy dalej, a po mojej głowie nadal krążyła niepokojąca myśl. Co też stało się z biedną Megan? Czy porywacze już ją zabili, czy też nadal żyje? A jeśli tak, to czemu została porwana? I co się dzieje z Bonnie oraz Maxem? Czy jeszcze kiedyś ich zobaczymy?
Pogrążona w moich własnych myślach nie zauważyłam tajemniczego mężczyzny w blond włosach oraz szarym ubraniu, który zmierzał właśnie w naszym kierunku. Zwróciłam na niego uwagę dopiero wtedy, kiedy oboje na siebie wpadliśmy, po czym przewróciliśmy się.
- Sereno, co ty wyprawiasz?! - zawołał Ash, podbiegając do mnie.
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
- Strasznie pana przepraszam... Ja niechcący... - powiedziałam, patrząc na mężczyznę.
Ten uśmiechnął się do mnie delikatnie i przyjaźnie zarazem.
- Ależ nic nie szkodzi. Żaden problem, moja droga. Ja też powinienem uważać na to, jak chodzę.
- Nic się panu nie stało? - zapytał mój chłopak.
- Nie, wszystko w porządku, Ash - powiedział mężczyzna.
Detektyw z Alabastii nie mógł wyjść z podziwu, kiedy usłyszał słowa nieznajomego. Zdziwiło go to, że ten zwrócił się do niego po imieniu, choć widzieli się pierwszy raz w życiu.
- Skąd pan wie, jak mam na imię? - zapytał.
- Wiem o wiele więcej - odparł mężczyzna - Nazywasz się Ash Josh William Ketchum. Jesteś Mistrzem Pokemon z Ligi Kalos, jak również i detektywem oraz chłopakiem Sereny Evans.
Byłam równie zdumiona, co mój luby. Oczywiście to, iż mój luby jest Mistrzem Pokemon z Kalos nie było tajemnicą i dość łatwo można się było tego dowiedzieć choćby czytając wiadomości sportowe, ale przecież reszta wiedzy tajemniczego człowieka należała już raczej do kategorii „tylko dla wtajemniczonych“.
- Skąd pan to wszystko wie? - spytałam.
- Właśnie! Kim pan jest? - dodał Ash.
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
Mężczyzna uśmiechnął się do nas przyjaźnie.
- Teraz nie mogę wam powiedzieć, skąd to wiem. Dowiecie się tego w swoim czasie. A co do mnie, to... Możecie mnie nazywać Podróżnikiem w Czasie.
- Podróżnikiem w Czasie?! - zawołaliśmy zdumieni ja i Ash.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
- Właśnie. Jestem człowiekiem, który przybył z przyszłości.
Oboje spojrzeliśmy na tajemniczego mężczyznę wyraźnie zdumieni.
- Wiesz, wygląda na to, że chyba trochę za mocno na niego wpadłam - powiedziałam.
Ash uśmiechnął się do mnie i spytał:
- Uważasz, że to wariat?
- A niby kto inny?
- Nie wydaje mi się, żeby on był szalony. Przecież wie rzeczy, które wiedzą o mnie tylko zaufani.
- No, w sumie...
- Prócz tego już parę zetknęliśmy się z podróżami w czasie, więc cóż... Myślę, że on może mówić prawdę.
Spojrzałam na mojego Fennekina, który patrzył uważnie na naszego nieznajomego.
- Sama nie wiem, co mam o tym myśleć - powiedziałam.
Ash jednak wiedział.
- Skoro jest pan Podróżnikiem w Czasie, to proszę mi powiedzieć, czemu pan tutaj przybył?
- Po to, żeby zabrać stąd do swoich czasów moją podopieczną, Megan - odparł mężczyzna.
Jęknęliśmy z Ashem na sam dźwięk tego imienia.
- Megan?! - zawołaliśmy.
- Więc Megan pochodzi z przyszłości? - zapytałam.
- Wiedziałem - zaśmiał się Ash - Mówiłem ci o tym od początku. To wszystko tłumaczy.
Spojrzałam na niego zdumiona.
- Chcesz powiedzieć, że Megan to jest... Że ona to...
- Teraz to bez znaczenia, kim ona jest, bo została porwana - rzekł Ash.
Podróżnik w Czasie jęknął przerażony, łapiąc się mocno za głowę.
- Porwana? Jak to?! Przez kogo?!
- Sami tego nie wiemy - odparł mój chłopak - Ale ktoś wyraźnie chciał porwać Megan i niestety mu się to udało, a prócz tego uprowadził naszych przyjaciół, Bonnie Meyer oraz Maxymiliana Hamerona.
- Bonnie i Max też zostali porwani?! - zawołał przerażony Podróżnik - Wobec tego musimy ich za wszelką cenę uwolnić!
- Najpierw musimy ich znaleźć, a nie wiem, czy to będzie takie proste - rzekł Ash.
- A właściwie to skąd Megan tu się w ogóle wzięła? - zapytałam.


Podróżnik spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, po czym odparł:
- Prawdę mówiąc to wszystko moja wina.
- Jak to? - zdziwił się Ash.
- Co pan takiego zrobił? - zapytałam.
- Pika-pika? - zapiszczał zdumiony Pikachu.
- Widzicie... To dość długa historia, ale spróbuję ją wam opowiedzieć w miarę możliwości jak najkrócej. Wszystko zaczęło się od tego, że razem z profesorem Samuelem Oakiem prowadziłem badania na temat środka wzmacniającego dla chorych Pokemonów. Pewnego dnia przyprowadzono do nas chorego Lucario. Daliśmy mu taki środek. Niestety, zadziałał on źle na naszego pacjenta...
- A jaki sposób zadziałał? - spytałam.
- Mianowicie był dla niego bardzo uzależniający - rzekł Podróżnik - Lucario chciał go wciąż więcej i więcej. Celowo zaczął nawet wywoływać wypadki, za pomocą których mógłby zażywać to lekarstwo. Jednak bardzo szybko się w tym zorientowaliśmy i przestaliśmy mu je podawać. Niestety, Lucario nocą włamał się do naszego laboratorium, dobrał się do tego leku i zażył jego końską dawkę. Wskutek tego zmutował się. Jego mózg znacznie się powiększył, a on sam zaczął mówić ludzkim głosem. Przyłapaliśmy go z profesorem w laboratorium, ale było już po wszystkim. Początkowo obaj uznaliśmy, że taki Pokemon może być naprawdę ciekawym przypadkiem naukowym. Ale niestety przeliczyliśmy się, ponieważ razem z inteligencją wzrosła w Lucario chęć władania innymi, zwłaszcza ludźmi.
- Chciał rządzić światem? - zapytałam.
- Tak. Ponieważ uznał, że jako niezwykle inteligentna istota powinien być kimś więcej niż tylko Pokemonem służącym ludziom. Próbowaliśmy mu się przeciwstawić i udało się to nam. On wówczas uznał, że sprawa jest dla niego nazbyt trudna, dlatego też jakimś cudem uruchomił on pewien mój wynalazek, który nigdy nie zdołałem całkowicie spożytkować i z jego pomocą trafił tutaj.
- Co to za wynalazek? - spytał Ash.
- Pika-pika? - pisnął Pikachu.
- To specjalny sprzęt do otwierania portalu do innego świata, w tym również do świata przeszłości - odpowiedział Podróżnik.
- No dobrze, ale co to wszystko ma wspólnego z Megan? - zapytałam.
- Już mówię. Widzicie... W chwili, kiedy Lucario otworzył portal, do laboratorium przyszły z wizytą dzieci mego serdecznego przyjaciela: Dave i Megan. Przybyły one mnie odwiedzić, jak to często robiły. Mała Megan, kierowana ciekawością, pobiegła do święcących drzwi, jak je nazwała i wybiegła przez nie chwilę po tym, jak wybiegł przez nie Lucario. Dave wskoczył tam za nią, jednak ja już nie zdążyłem tego zrobić, ponieważ to przejście się zamknęło. Wiedziałem, że muszę ratować dzieciaki. Wziąłem więc swój wynalazek i zbadałem go bardzo dokładnie. Odkryłem, do jakich czasów trafiły dzieci i Lucario. Nie mogłem jednak otworzyć portalu, więc użyłem tego.
To mówiąc pokazał on przyrząd, jaki miał na lewej ręce.
- Na pozór wygląda jak zwykły zegarek, prawda? Ale to przenośnik w czasie. Wystarczy w nim tylko wpisać datę i miejsce, do jakiego chce się trafić i proszę... Efekty widzimy w postaci mojej obecności tutaj. Mam też dwa zapasowe przenośniki dla moich podopiecznych, o ile oczywiście ich znajdziemy.
- Właśnie... Jeśli ich znajdziemy - powiedziałam - Musimy spróbować znaleźć tę dwójkę, nim będzie za późno.
- Słusznie. Im szybciej, tym lepiej - odrzekł Ash, poprawiając sobie na głowie czapkę z daszkiem.
Podsunęłam Fennekinowi pod nos chusteczkę Megan.
- Dalej, mój kochany. Proszę, nie zawiedź mnie. Szukaj dalej. Proszę, znajdź naszą małą przyjaciółkę. Od tego zależy jej życie.
Mój Pokemon zapiszczał wesoło, po czym dość szybko złapał trop i ruszył biegiem przed siebie.
- Złapał trop! - zawołałam.
- Szybko, za nim! - krzyknął Ash.
- Na ratunek! - dodał Podróżnik w czasie.
Chwilę później cała nasza trójka ruszyła biegiem przed siebie.

***


Nasze poszukiwania zagnały nas daleko poza teren Alabastii, aż do miejsca, w którym Fennekin zatrzymał się, podniósł zrozpaczony nosek w górę i zapiszczał smętnie.
- Co jest, maleńki? - zapytałam.
Pokemon zapiszczał smętnie, pokazując noskiem na niebo.
- Chyba daje nam do zrozumienia, że porywacze uciekli z naszymi przyjaciółmi czymś, co umie latać - powiedział Ash.
- No to pięknie - jęknęłam załamana - I jak my ich niby teraz w ogóle znajdziemy?
- Musimy spróbować - rzekł Podróżnik w Czasie - Nie wolno nam się poddawać!
- Łatwiej powiedzieć niż zrobić - odparł detektyw z Alabastii - Ale nie zostawimy przecież naszych przyjaciół na pastwę losu.
- Pika-chu! - jęknął jego Pokemon.
- No proszę... Znowu się spotykamy, panie Ketchum - usłyszeliśmy nagle jakiś zawistny głos.
Spojrzeliśmy za siebie i zobaczyliśmy nagle kobietę ubraną w czarny, skórzany strój, ze srebrnymi włosami oraz wielkimi okularami szczelnie zasłaniającym jej oczy. Bez trudu ją rozpoznaliśmy.
- Łowczyni J! - krzyknął Ash.
- Co ty tu robisz? - zawołałam.
- Prawdopodobnie to samo, co i wy - odpowiedziała kobieta, robiąc krok w naszą stronę.
Ledwie to zrobiła, a upadła na ziemię, a z jej skroni zaczęła cieknąć strużka krwi.
- Ona jest ranna! - zawołał Podróżnik w Czasie.
- Co z tego? To jest nasz wróg! - krzyknęłam - A może to ona porwała Megan?!
- Zaraz się tego dowiemy! - powiedział Ash.
- Nie podchodź do niej! Może to jej kolejna sztuczka?! - zawołałam przerażona.
Mój chłopak jednak nie przejął się tym i podszedł do kobiety, po czym pomógł jej usiąść na trawie.
- Kto cię tak zaprawił? - zapytał.
Łowczyni zasyczała z bólu i złapała się ręką za ranne miejsce.
- Ten parszywy Pokemon mówiący ludzkim głosem. Przekabacił mi ludzi... Niech ja go tylko dorwę w swoje ręce, to go...
- Jaki Pokemon? - spytałam zdumiona.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
- Nie wiem, co to za monstrum, ale wyglądał jak Lucario.
- Lucario?! - krzyknął Podróżnik w Czasie.
Podbiegł on do Łowczyni i dodał:
- Powiedz mi, proszę... Co zrobił ten Pokemon?
- Już mówiłam, idioto! Przejął kontrolę nad moim statkiem - mruknęła J gniewnym tonem - A wszystko przez te głupie bachory!
- Dave i Megan! - jęknął Podróżnik.
- Więc to ty ich złapałaś?! - zawołałam.
- Pika-pika! - pisnął Pikachu.
J spojrzała na nas uważnie.
- Te dwa dzieciaki mają chyba dla was szczególną wartość, prawda? - zaśmiała się podle kobieta - Przyznaję, pojmałam je, ale tylko dlatego, że wpadły na mnie akurat wtedy, gdy polowałam razem ze swoimi ludźmi na Pokemony w tej okolicy.
- Jak to, wpadły na ciebie? - zapytałam.
- Nie wiem, jak to możliwe... Nagle, nie wiadomo skąd, pojawił się tu jakiś jakby portal czy coś, a potem wyskoczył z niego ten Pokemon i jakaś dwójka dzieciaków. Przez nich moja zwierzyna mi uciekła. Złapałam więc całą tę trójkę, żeby przypadkiem nie powiedzieli oni nikomu o tym, co właśnie widzieli, ale ta mała wiedźma mi uciekła.
- Megan - powiedział Ash.
- Możliwe - syknęła z bólu Łowczyni - Tak czy inaczej uciekła mi, a ja wysłałam za nią moich dwóch ludzi, ale dali plamę. O ile się nie mylę, to ty przyczyniłeś się do ich porażki.
- Owszem, nie chwaląc się, to byłem ja - rzekł z dumą w głosie Ash.
- Właśnie... Jak mi moi ludzie opowiedzieli, jak wyglądał koleś, który im przeszkodził to już wiedziałam, z kim mieli do czynienia. Posłałam więc innego z moich ludzi, aby porwał tę małą.
- Po co? - zdziwiłam się.
Kobieta parsknęła ironicznym śmiechem.
- Jesteś taka głupia czy udajesz? Po to, żeby nikomu nie powiedziała o tym, co widziała. Niestety, on też poniósł porażkę, dlatego wysłałam kilku ludzi następnego dnia, aby zaczekali na dogodny moment i zaatakowali. Udało im się i pojmali tę małą razem z jakimiś dwoma innymi dzieciakami. Wpakowałam całą trójkę do celi na moim statku, ale wtedy stało się coś... Coś strasznego.
- Co takiego? - zapytał Ash.
- Ten gadający Lucario nagle uciekł ze swojej celi i zaatakował mnie. Wypuściłam więc swojego Salamance’a, jednak ten pokonał go bez trudu, następnie przekabacił moich ludzi na swoją stronę i przejął dowodzenie nad moim statkiem. Mnie z trudem udało się uciec, ale zostałam ranna.
- Musimy więc znaleźć tego Lucario i odebrać mu naszych przyjaciół - powiedział Ash.
J parsknęła ironicznym śmiechem.
- A niby jak wy chcecie to zrobić, co?
- Mamy swoje sposoby - odpowiedziałam.
Łowczyni zachichotała podle.
- Jasne... Już ja widzę te wasze sposoby. Wiecie co? Zawrzyjmy układ. Wy opatrzycie mi rany, a ja pomogę wam uwolnić waszych przyjaciół.
- Niby czemu mielibyśmy wchodzić z tobą w jakiekolwiek układy? - zapytał Podróżnik w Czasie.
- Ponieważ łączą nas cele, które są ze sobą tożsame. Ja chcę odzyskać mój statek, a wy swoich przyjaciół - odparła kobieta.
- Jasne... A ty nas po prostu zabijesz, kiedy już dostaniesz to, czego chcesz - powiedział gniewnie Ash.
- Pika-pika! - dodał Pikachu.
- Właśnie! Nie damy się nabrać na twoje sztuczki! Sami poszukamy twojego statku! - dodałam.
J wzruszyła ramionami.
- Jak tam sobie chcecie, ale uprzedzam was, że tylko ja wiem, jak go znaleźć i wiem też, jakie pułapki czyhają w nim na intruzów. Sami sobie nie poradzicie. Dlatego też, jeśli chcecie uratować bliskich, to weźcie mnie ze sobą.
- Pozwól, że się naradzimy - rzekł Ash.
Następnie odszedł on na bok, gdzie szybko rozmówił się ze mną oraz Podróżnikiem.
- Co waszym zdaniem powinienem zrobić? - zapytał.
- Nie możemy jej ufać, to jest nasz wróg - powiedziałam.
- Możliwe, ale bez jej pomocy nie opanujemy statku i nie pokonamy Lucario - zauważył Podróżnik.
- Ale też nie mamy pewności, jak długo ona będzie nam pomagać - dodałam.
- Właśnie... Jednak wiemy, że bez niej sobie nie poradzimy - mówił mój ukochany - Może więc lepiej będzie tymczasowo zawrzeć z nią rozejm i rozpocząć współpracę? Tymczasowo.
Miałam poważne wątpliwości, co do zawarcia porozumienia z J, ale prawdę mówiąc nie posiadaliśmy żadnego skutecznego planu działania, a prócz tego również jak niby chcieliśmy znaleźć statek Łowczyni? W naszej obecnej sytuacji to wydawało się być raczej niewykonalne, wskutek czego, choć mieliśmy poważne wątpliwości, musieliśmy przystać na propozycję współpracy z naszym wrogiem.
Ash powoli podszedł do kobiety i wyciągnął rękę w jej stronę.
- Umowa stoi. My pomagamy tobie, a ty nam.
Mroczna osoba uścisnęła mu wesoło dłoń, uśmiechając się przy tym w zadowolony sposób, jak drapieżnik, który zdołał chwycić swoją zdobycz i już jej na pewno nie wypuści.
- Doskonale - powiedziała.

***


Ponieważ zawsze nosiłam w swoim plecaku zestaw pierwszej pomocy wyjęłam go szybko, po czym przeszłam do opatrywania rany na skroni kobiety. Gdy już to zrobiłam, zawiązałam jej opaskę z bandaża na głowie.
- W porządku... To powinno zatrzymać upływ krwi - powiedziałam.
- Dzięki, mała - rzuciła sucho J.
- Mam na imię Serena.
- Niech ci będzie.
- Masz... Wypij łyk tego. To na wzmocnienie.
Wypowiadając te słowa podałam Łowczyni niewielką buteleczkę leku produkcji miejscowej siostry Joy. Kilka kropel tego specyfiku dodawało nam sił i mogliśmy kontynuować nasze działania.
- Gorzkie paskudztwo - powiedziała J.
- Może, ale przynajmniej doda ci sił - odpowiedziałam jej.
Kobieta uśmiechnęła się do mnie złośliwie.
- No cóż... Co racja, to racja.
Chwilę później z trudem stanęła ona na nogach.
- Czuję się już lepiej... Możemy ruszać w drogę.
- Super! Tylko dokąd idziemy? - zapytał Podróżnik w Czasie.
Łowczyni uśmiechnęła się złośliwie.
- Spokojnie. Już ja wiem dokąd.
To mówiąc dotknęła swoich okularów i zaczęła coś na nich naciskać, po czym zadowolona powiedziała:
- Wiem już, gdzie są. Nad brzegiem morza.
- Skąd wnosisz, że akurat tam? - zapytałam.
- Moje okulary mają taki mały, podręczny komputer oraz kilka innych gadżetów - odparła kobieta - Wśród nich jest również GPS. Mój statek ma taki nadajnik, dzięki czemu zawsze mogę go namierzyć, choćby był daleko stąd.
- Gdzie mówisz, że oni są? - spytał Ash.
- Nad brzegiem morza, na plaży - odpowiedziała J.
- Dlaczego zostali tutaj? - zdziwiłam się - Czemu nie odlecieli?
- Widocznie wiedzą, że spróbuję odzyskać swój statek - powiedziała Łowczyni - Spodziewają się tego, że po niego przyjdę.
- Skoro się spodziewają, to znaczy, że to zasadzka - powiedział Ash.
- Owszem. Sama bym tego lepiej nie ujęła - rzekła mroczna kobieta.
- Więc możemy oczekiwać pułapki - stwierdziłam - Skoro oni się nas spodziewają...
- Poprawka... Oni spodziewają się mnie, a nie was... Nie wiedzą, że ktoś ze mną przyjdzie, a już na pewno nie wiedzą, kto to będzie - wyjaśniła J - Więc jednak w pewnym sensie mamy nad nimi pewną przewagę. Oni nie wiedzą, że przyjdę z kimś, co daje nam element zaskoczenia. Niewielki, ale zawsze.
- Rzeczywiście... To zawsze jakiś plus - powiedziałam.

***


Zakradliśmy się we czwórkę na plażę. Dość łatwo namierzyliśmy tam statek Łowczyni J. Był on wielki, srebrny, szeroki i miał prawdopodobnie objętość całkiem sporego domu.
- Tym się poruszasz? - zapytałam.
- Owszem. A co? - odparła J.
- Nic... Całkiem niezły pojazd. Jak z „Gwiezdnych Wojen“.
Ash uśmiechnął się delikatnie.
- Ostatnim razem chyba miałaś nieco mniejszy statek.
- Zdecydowanie mniejszy - mruknęła Łowczyni - No, ale to teraz bez znaczenia. Mamy coś do załatwienia.
- Ale jak my tam wejdziemy? Pewnie zostawili alarm - zapytał Ash.
- Możliwe... Jednak moim zdaniem będą chcieli, abym tam weszła i więcej już nie wyszła - odparła mroczna kobieta.
Chwilę później podeszliśmy bardzo ostrożnie do statku, a Łowczyni powiedziała głośno:
- Tutaj J. Proszę o wyłączenie systemu alarmowego.
Po kilku sekundach drzwi statku przemówiły:
- Zgodność głosowa potwierdzona. Wyłączam system alarmowy.
Następnie drzwi się otworzyły.
- Czy to aby nie za proste? - zapytałam.
J spojrzała na mnie ironicznie.
- Oczywiście, że tak. Przecież oni chcą, żebym tu weszła. Nie chcą za to, abym wyszła. W każdym razie nie żywa.
Następnie powoli wkroczyła ona na pokład swojego statku.
- Idziecie czy nie? - zapytała.
Spojrzałam uważnie na Asha i złapałam go mocno za dłoń, a ten czule ją uścisnął, patrząc z miłością w moje oczy.
- Ash... Boję się...
- Ja też... Ale damy sobie radę, zobaczysz - powiedział mój luby.
- Jesteśmy jedną, zgraną drużyną. Musimy wygrać - rzekł Podróżnik w Czasie.
Uśmiechnęłam się do niego, po czym wkroczyliśmy powoli na pokład statku, chociaż zdecydowanie nasz zdrowy rozsądek próbował nas do tego zniechęcić, ale w takich sprawach jak ratowanie przyjaciół rozum zawsze musi ustępować sercu.
Ledwie przestąpiliśmy próg, a drzwi się za nami zatrzasnęły.
- Wiedzą już, że tu jesteśmy - powiedziała J - Dlatego trzymajcie się blisko mnie.
Powoli zaczęliśmy iść przed siebie wzdłuż korytarzy statku Łowczyni. Prowadziła nas jego właścicielka, która znała przecież swój okręt na wylot i wiedziała, czego unikać.
- Stójcie! - powiedziała po chwili.
- Co się stało? - zapytał Ash.
- Pułapki.
Chwilę później z sufitu wysunęły się małe pistolety, które wymierzyły swoje lufy w naszym kierunku.
- Na ziemię! - ryknęła kobieta.
Padliśmy szybko na podłogę, a w tej samej chwili pistolety zaczęły do nas strzelać.
- Turlać się! Na bok! - krzyknęła Łowczyni.
Szybko przeturlaliśmy się w jeden z bocznych korytarzy, gdzie strzały z broni palnej nas nie mogły dosięgnąć.
- Nie ma innej drogi? - zapytał Podróżnik.
- Właśnie? Nie możemy tego obejść?! - krzyknął Ash.
- Nie... Tylko tędy - odparła J - Musimy załatwić te pistolety.
- Ale jak? - spytałam.
- Trzeba je rozwalić i tyle - mruknęła Łowczyni.
Następnie wysunęła ona lewą rękę, na której miała coś w rodzaju lufy od małej armatki, po czym zaczęła strzelać do pistoletów. Trafiła trzy, ale jeden z pozostałych trafił ją w ramię. Kobieta jęknęła z bólu i upadła na podłogę.
- Niech to! - syknęła ze złością, chwytając się za ramię.
- Spokojnie... Mam pewien pomysł - powiedział Ash - Pikachu, załatw te draństwa!
- Pancham, pomóż mu! - krzyknęłam, wypuszczając swego Pokemona z pokeballa.
Oba stworki szybko zaatakowały swoimi mocami pistolety na suficie, unikając przy tym skutecznie ich strzałów. W ciągu dwóch minut rozwaliły wszystkie, a ostrzał ustąpił.
- Doskonale... Droga wolna - powiedział Ash.
- Nic ci nie jest? - zapytałam z troską, dotykając dłoni J.
- Spokojnie... To nic poważnego - mruknęła mroczna kobieta - Dam sobie radę. Idziemy dalej!


Poszliśmy więc przez korytarz i minęliśmy go spokojnie. Trafiliśmy na następny, ale nie ujrzałam tam nic niebezpiecznego.
- Chyba wszystko w porządku - powiedziałam.
Chciałam już zrobić krok do przodu, ale Łowczyni zatrzymała mnie.
- Nie tak szybko, mała.
Następnie spojrzała na Podróżnika.
- Daj mi coś - rzuciła rozkazującym tonem.
- Ale co? - zapytał nasz przyjaciel.
- Cokolwiek. Jakiś mały przedmiot.
Mężczyzna podał jej do ręki śrubokręt. Zadowolona J uśmiechnęła się, po czym rzuciła ową rzecz na podłogę. Chwilę później z sufitu poleciały w dół sztylety, które wbiły się mocno w posadzkę, a następnie ostrzelały je małe karabinki. Ze śrubokrętu został tylko popiół i nędzne resztki.
- Jeszcze trochę i to byłabyś ty - powiedziała złośliwie do mnie J.
- Jak przeżyję tę przygodę... To ci podziękuję - odparłam jej równie złośliwie.
- Możemy iść dalej? - zapytał Ash.
- Tak... Teraz tak - potwierdziła J.
Poszliśmy dalej natykając się na kolejny korytarz.
- Stać! - zawołała mroczna kobieta - Tu jest kolejna pułapka.
- Jaka? - spytałam.
- Zaraz zobaczycie - uśmiechnęła się do nas Łowczyni - Na podłogę! Czołgajcie się!
Nie wiedzieliśmy, po co mamy to robić, ale wykonaliśmy polecenie i zaczęliśmy się czołgać.
- A właściwie, to po co my to robimy? - zapytał Podróżnik w Czasie.
- Daj mi jeszcze jakiś przedmiot.
Mężczyzna wciąż bardzo zdumiony podał Łowczyni J klucz francuski. Kobieta podrzuciła go wysoko w górę. Chwilę później ostrzelały go ukryte w ścianach karabiny i zamieniły w proch.
- Wystarczy za odpowiedź? - zapytała złośliwie J.
- Tak... Wystarczy mi w zupełności - odpowiedział Podróżnik.
Gdy już bezpiecznie przebyliśmy kolejną zasadzkę, to minęliśmy kilka korytarzy całkiem spokojnie. Wydawało się więc, że niebezpieczeństwo już zostało zażegnane. Nic jednak bardziej mylnego.
- Czekajcie... - powiedziała J - Ten korytarz też nie jest bezpieczny...
- A jaka tu jest pułapka? - zapytał Ash.
- Nie pamiętam dokładnie... Ale gdzieś tutaj... Jak się nadepnie, to...
Nasza przewodniczka zrobiła do przodu kilka kroków, a po chwili podłoga w całym korytarzu osunęła się w dół, odkrywając znajdujące się po nią ostre kolce. Łowczyni J w ostatniej chwili skoczyła w naszą stronę i złapała dłońmi za krawędź podłogi, na której staliśmy bezpiecznie my.
- J! - krzyknął Ash i rzucił się na pomoc.
- Pika-pi! - zawołał przerażony Pikachu.
Mój luby szybko złapał mocno Łowczynie za ręce, po czym powoli i z trudem zaczął wciągać kobietę na bezpieczny grunt. Złapałam go mocno w pasie, aby mu pomóc. Podróżnik złapał w pasie mnie, potem wytężyliśmy razem wszystkie swoje siły, żeby pomóc naszej przewodniczce. W końcu udało się nam to, a J opadła bezpiecznie na posadzkę obok nas, dysząc przy tym niczym miech kowalski.
- Ty.... Ty.... - dyszała ta podła kobieta - Uratowałeś mi życie.
- Tak... Zrobiłem to - odpowiedział Ash, z trudem odzyskując równy oddech.
- Czemu to zrobiłeś? - zdziwiła się J - Mogłeś sam zginąć.
- Wiem, ale nie mogłem inaczej - rzekł na to mój luby - Jesteśmy jedną drużyną. Musimy sobie pomagać.
- Drużyną... Pomagać - zachichotała złośliwie kobieta, jakby właśnie Ash powiedział jej coś zabawnego - Niech ci będzie.
Następnie powoli podniosła się z podłogi i otrzepała swoje ubranie.
- Musimy znaleźć inną drogę - powiedziałam.
- Tak, istotnie - odparła J - Za mną!

***


Po tej niebezpiecznej przygodzie szliśmy dalej, aż w końcu dotarliśmy do pomieszczenia z więzieniem. Szybko zauważyliśmy celę, a w niej kilka osób. Przed nimi siedział i drzemał sobie na krześle strażnik.
- Ja się nim zajmę - powiedziała J.
Podeszła do niego, trąciła go lekko w ramię, a kiedy ten się ocknął, to uśmiechnęła się złośliwie i mruknęła:
- Witaj.
Następnie zadała mu mocny cios pięścią między oczy, ogłuszając go w ten sposób.
- Chciałam ci tylko życzyć słodkich snów - powiedziała J.
Potem odpięła ogłuszonemu strażnikowi klucze od paska i dała nam znak ręką. Podbiegliśmy do niej, a ona otworzyła celę.
- Bonnie! Max! Megan! - zawołał mój chłopak radosnym głosem.
- ASH! SERENA! - pisnęli radośnie na nasz widok nasi przyjaciele.
Chwilę później skoczyli nam oni w objęcia, a my bardzo radośnie ich uściskaliśmy.
- Tak się o was baliśmy - powiedziałam.
- A my wcale - odparła dowcipnie Bonnie - Wiedzieliśmy, że po nas przyjdziecie.
- Nie mogło być inaczej - zachichotał Ash.
Spojrzeliśmy w kierunku Megan, która siedziała w kącie celi, tuląc się do jakiegoś starszego od niej o kilka chłopca mającego tak około dziesięć lub jedenaście wiosen. Miał on niebieskie oczy oraz czarne włosy, a także białą koszulkę, szare dżinsy i czapkę z daszkiem. Oboje wpatrywali się w nas bardzo uważnie.
- Ty jesteś Dave, prawda? - zapytał Ash.
Chłopak spojrzał na nas i pokiwał twierdząco głową.
- Tak myślałem. Jestem Ash... Ash Ketchum...
- Nieprawda - burknął chłopak.
- Dlaczego nie prawda? - zdziwiłam się.
- Bo Ash Ketchum to mój ojciec, a ty nim nie jesteś - odparł Dave.
- Myślę, że jednak jest - powiedział Podróżnik w Czasie, podchodząc do dzieci.
Chłopiec i dziewczynka uśmiechnęli się na jego widok.
- Wujek Clemont! - zawołały radośnie.
- CLEMONT?! - krzyknęliśmy jednocześnie ja, Ash, Bonnie i Max.
Wszyscy byliśmy w wielkim szoku po tym, co właśnie usłyszeliśmy. Podróżnik w Czasie zaś uśmiechnął się delikatnie.
- Później wam to wyjaśnię. Na razie powinniśmy stąd uciekać.
- Racja... Pora na nas - powiedziała Łowczyni J.
- Najpierw musimy zabrać nasze Pokemony - rzekł Max.
Szybko skierował swoje kroki w stronę jakieś małej szafki, gdzie była żółta torba Bonnie, a w niej drzemał Dedenne.
- Dedenne! - krzyknęła dziewczynka, łapiąc w objęcia swego stworka.
- Ne-ne-ne! - pisnął radośnie maluch, który właśnie się przebudził.
Bonnie szybko narzuciła sobie torbę na ramię, a Dedenne umieściła w jej wnętrzu.
Max tymczasem wyjął z szafki pokeball, otworzył go, a już po chwili przed nami ukazał się Mudkip, który wskoczył radośnie w objęcia swego trenera.
- Mudkip! Mój drogi przyjacielu! - zawołał chłopiec, tuląc do siebie swego Pokemona.
Ten zaskrzeczał radośnie, gdy tylko go zobaczył.
- Wzruszające. A teraz idziemy! - burknęła J.
Pobiegliśmy szybko w kierunku wyjścia, jednak nie odeszliśmy zbyt daleko, ponieważ wpadliśmy prosto na oddział ludzi z bronią w ręku. Na ich czele stał Pokemon przypominający wyglądem niebieskiego szakala z szarymi znakami na ciele. Doskonale wiedzieliśmy, co to za stwór, gdyż już mieliśmy możliwość poznać kilka istot z tego gatunku.
- Lucario! - zawołałam.
- Brawo! - powiedział złośliwie Pokemon - Widzę, że dobrze wiesz, kim jestem. Pewnie ten wasz przyjaciel blondynek wam powiedział o mnie, prawda?
- Owszem, to ja im wyjaśniłem, kim jesteś - odparł na to Podróżnik w Czasie - Dość złego uczyniłeś na tym świecie.
- Złego? - zaśmiał się podle Lucario - Ja jeszcze nie zacząłem siać zła. Jak na razie zapanowałem nad tym statkiem, ale później przyjdzie czas na cały świat. Wtedy dopiero będziecie mieli powody do narzekania.
- Nie pozwolimy ci na to! - zawołał Ash.
- Ja też ci nie pozwolę - powiedziała Łowczyni J - Choćby dlatego, że jeżeli ktoś ma zapanować nad światem, to tylko człowiek, a nie taka nędzna kreatura jak ty!
- Nędzna kreatura? - zaśmiał się Lucario, po czym podskoczył i zadał jej kopa z półobrotu, powalając ją w ten sposób na ziemię.
Po tym czynie Pokemon stanął przed nią w pozycji bojowej.
- Czy twoim zdaniem nędzna kreatura umie zrobić tak?
- Nieważne, jak potrafisz walczyć! Świata w ten sposób nie podbijesz! - krzyknął Ash.
Lucario uśmiechnął się do niego podle.
- Spokojnie, chłopaczku. Spokojnie... Jeszcze zobaczysz, na co mnie stać.
To mówiąc pstryknął on palcami.
- Chłopcy... Zabijcie ich... W miarę możliwości szybko. Niech zaznają łaski przyszłego pana tego świata.
Ludzie Łowczyni J, a właściwie teraz to już ludzie Lucario, wymierzyli w nas karabiny, które trzymały w dłoniach. Zrozumieliśmy, że właśnie być może nadeszła nasza ostatnia chwila.
Jednak Ash miał głowę nie od parady, ponieważ szybko wymyślił, co zrobić.
- Bonnie! Rzuć Dedenne...
Dziewczynka wyjęła szybko swojego Pokemona z torby i rzuciła go Ashowi, on zaś cisnął w nim kierunku naszych napastników. Jeden z nich dostał stworkiem prosto w twarz, przewracając się w ten sposób na swoich kolegów.
- Dedenne! Szok Elektryczny! - krzyknęła Bonnie.
Mały gryzoń szybko zaatakował przeciwników elektrycznością, Ash zaś posłał do walki swego Pokemona.
- Pikachu, Elektrokula!
- Pika-pika-chuuuuuuu! - wrzasnął stworek.
Po takim podwójnym ataku ludzie J stracili przytomność.
- Jak widzisz, mój drogi Lucario, twoi podwładni są już załatwieni - powiedziałam złośliwie.
- A teraz załatwmy jego - dodał Max, patrząc na Lucario.
W tym samym czasie, kiedy my załatwialiśmy naszych napastników, groźny Pokemon toczył właśnie walkę z J, strzelająca w niego raz za razem ze swojej broni, którą miała przymocowaną do swojej lewej ręki. Jednak w końcu Lucario osiągnął zwycięstwo, odpychając mocno kobietę i to jednym kopnięciem prosto na ścianę. Zrobił to akurat wtedy, gdy my pokonaliśmy jego pomagierów. Widząc nas całych i zdrowych, jęknął tylko i mruknął:
- Widzę, że wszystko muszę robić sam.
Chwilę później wystrzelił on w nas swoimi mocami i popchnął nas wszystkich jednocześnie na ścianę, tak jak wcześniej zrobił to z J.
- Jak on to zrobił? - zapytał Max.
- No właśnie! Sama jestem bardzo ciekawa! - dodałam i spojrzałam na Podróżnika w czasie.
Ten przerażony jęknął.
- No przecież! Ten lek, który wypił w nadmiarze, wywołał w nim nie tylko wzrost mózgu, ale i jego umiejętności.
- Dość tego dobrego! Pikachu, atakuj piorunem! - krzyknął Ash.
- Dedenne! Szok Elektryczny! - zawołała Bonnie.
Oba stworki zaatakowały Lucario, ten jednak wyjął wielką kość, którą miał zarzuconą na plecy i odbił nim bez problemu ataki obu Pokemonów prosto w ich stronę. Oba stworki w ostatniej chwili się uchyliły.
- Pancham, załatw go! Ciemny Puls! - zawołałam.
Mój wierny kompan zaatakował, ale jego cios Lucario również odbił, odrzucając Panchama prosto w moją stronę. Złapałam mocno w ramiona mojego stworka i zapytałam go z troską:
- Nic ci nie jest?
Ten jęknął tylko załamany.
- Załatwmy go razem! - krzyknął Ash.
Wszyscy wypuściliśmy swoje Pokemony i kazaliśmy im jednocześnie zaatakować Lucario, ten jednak bez najmniejszych trudności sparował ich wszystkie ruchy naraz.
- O nie! On jest niezniszczalny - jęknęła Bonnie.
- Nawet wszystkie nasze Pokemony naraz nie są w stanie go pokonać! - dodałam przerażona.
- Słuszne spostrzeżenie - rzekł Lucario.
Następnie strzelił z ręki jakimiś błyskawicami, którymi powalił na ziemię wszystkie nasze Pokemony. Ash złapał w ramiona swojego Pikachu, a pozostałe stworki odwołał do pokeballi.
- Niedobrze... Nie mamy już jak walczyć - powiedział Podróżnik w Czasie.
- Owszem, mamy - odparł na to Ash - Będziemy walczyć na pięści.
- Och, jesteś naprawdę uroczy... Myślisz, że możesz mnie pokonać? - mruknął Lucario.
Następnie skoczył on na Asha i uderzył go mocno w tors, powalając na ziemię.


- Ash! - krzyknęłam przerażona.
Mój chłopak zaczął się szarpać z podłym Pokemonem, ale ten niestety był silniejszy oraz bardziej sprawny w walce wręcz, więc szybko przygniótł naszego detektywa do ziemi. Próbowaliśmy ruszyć mu z pomocą, jednak Lucario uderzył w nas błyskawica i udaremnił ten plan. Nie mieliśmy przez to siły, aby pomóc memu ukochanemu. Mogliśmy tylko patrzeć, jak ten jest duszony silnymi rękami tego bydlaka. Bronił się dzielnie, ale nie mógł tego robić w nieskończoność.
- To już koniec twojej działalności, mój panie detektywie - powiedział Lucario.
Wtem coś świsnęło, a Pokemon jęknął z bólu, następnie puścił Asha, który zepchnął go z siebie i usiadł na podłodze, masując sobie swą obolałą szyję. Zobaczyliśmy wtedy, jak z pleców naszego wroga wystaje rękojeść noża. Jeden rzut oka na Łowczynię J uśmiechającą się z mściwą satysfakcją udzielił nam odpowiedzi, kto za to odpowiada.
- Zawsze patrz za siebie - mruknęła kobieta, powoli wstając z podłogi.
Ash popatrzył na nią uważnie.
- J... Ocaliłaś mnie... - powiedział mój luby zdumionym tonem - Nie musiałaś tego robić, a jednak to zrobiłaś.
- Czy to oznacza, że jesteśmy już przyjaciółmi? - zapytałam.
- Bzdura. Teraz po prostu jesteśmy kwita - odparła na to Łowczyni.
- Tak... Istotnie - odpowiedział jej mój chłopak.
Tymczasem Lucario upadł na podłogę, zwijając się w agonii. Jednak jego twarz wciąż zdobił złośliwy uśmieszek.
- Wy żałośni głupcy - powiedział podłym tonem - Myślicie może, że wygraliście? To dopiero początek. Będą inni, podobni do mnie.
- Wtedy wszystkich wykończymy, tak jak ciebie - odpowiedziałam.
Lucario parsknął śmiechem.
- Jesteście bardzo naiwni. Moja śmierć jest też waszą porażką.
- Niby czemu? - zdziwił się Max.
- Ustawiłem ten statek w taki sposób, że gdy moje serce przestanie już bić, to wówczas włączy się tutaj system autodestrukcji, który wysadzi was i to wszystko w powietrze.
Przerażeni krzyknęliśmy patrząc, jak ten podły Pokemon chichocze dalej, widząc nasz strach.
- A więc do zobaczenia po tamtej stronie - rzekł jeszcze Lucario, po czym wyzionął ducha.
W tej samej chwili na statku rozległ się głos komputera.
- System autodestrukcji został włączony. Statek eksploduje za dziesięć minut.
- Musimy stąd szybko uciekać! - krzyknął Ash.
- Ale jak? Tutaj jest masa pułapek! - zawołałam przerażona, wpadając Ashowi w ramiona.
Dave mocno przytulił do siebie Megan.
Łowczyni zachowała stoicki spokój. Wzięła do ręki małe urządzenie i podała je Ashowi.
- Masz, młody. To nawigacja. Poprowadzi was do wyjścia.
- A ty zostajesz tutaj? - zapytałam.
- Nie pozwolę, żeby to bydlę zniszczyło mój statek! Muszę wyłączyć system autodestrukcji - odpowiedziała kobieta.
- A co, jeśli ci się nie uda?! - krzyknął Max.
- Właśnie! Możesz zginąć! - dodała przerażona Bonnie.
- Za dużo mnie ten statek kosztował! Nie pozwolę go zniszczyć! - wrzasnęła J - Wy uciekajcie stąd! Otworzyłam wam już drzwi wyjściowe! Ja jednak nie zamierzam wiać!
Widać było, że ta kobieta jest wręcz opętana chęcią ocalenia swojego pojazdu i to za wszelką cenę.
- Nie możesz tutaj zostać! - zawołał Podróżnik w Czasie - To pewna śmierć!
- Wynoście się stąd, bo sama was zabiję! - ryknęła J.
- Spełnijmy jej ostatnią wolę - rzekł Ash już nieźle przerażony.
- Słusznie - pisnął Max.
- Pika-pika! - dodał Pikachu.
Ruszyliśmy biegiem w kierunku wyjścia prowadzeni przez nawigację. Komputer natomiast co chwila oznajmiał, ile czasu zostało nam jeszcze do eksplozji. Poczułam, jak mi serce bije tak mocno, jakby mi miało zaraz z piersi wyskoczyć. Nieraz widziałam takie coś w filmach, jednak nigdy nie sądziłam, że przeżyję to na żywo. Zdecydowanie na żywo jest to o wiele bardziej emocjonujące niż na ekranie... I o wiele bardziej trudne.
Jednak, podobnie jak w filmach, w ostatniej chwili, kiedy komputer odliczał już ostatnią minutę, zobaczyliśmy wyjście ze statku. Wytężyliśmy wszystkie swoje siły i wyskoczyliśmy przez nie na zewnątrz. Parę sekund później nastąpiła eksplozja, która to powaliła nas wszystkich na ziemię. Padliśmy na piasek, a szczątki statku latały we wszystkie strony i to wokół naszych głów. Poczułam, jak w uszach zaczyna mi gwizdać. Najwidoczniej wybuch mnie ogłuszył i chyba nie tylko mnie. Następnie film mi się urwał i straciłam przytomność.
Odzyskałam ją dopiero po chwili. Nie wiem, jak długo byłam bez życia, ale raczej nie trwało to zbyt długo. Powoli otworzyłam oczy i wtedy zauważyłam mego ukochanego, trzymającego mi głowę na kolanach. Miał twarz całą od piasku oraz kurzu, jak również mocno rozczochrane włosy.
- Obudziła się! Obudziła się! - zawołał radośnie mój luby.
- Ash... Gdzie... Gdzie ja jestem? - zapytałam z trudem.
- Jesteśmy na plaży - powiedział detektyw z Alabastii, patrząc na mnie radośnie - W ostatniej chwili uciekliśmy.
Powoli podniosłam głowę w górę i rozejrzałam się dookoła siebie. Zobaczyłam wówczas naszych przyjaciół, którzy także nie wyglądali lepiej niż Ash. Wszyscy byli cali od kurzu i piasku, ale mimo to wciąż bardzo zadowoleni.
- Ależ to były emocje! - zawołał wesoło Max - Normalnie jak w tych filmach o Bondzie! Tylko, że to było lepsze, bo na żywo!
- No właśnie! Niesamowita przygoda! - dodała Bonnie - Czekam na kolejną taką.
- Ash... Przypomnij mi, żebym ją zabiła - jęknęłam, wpadając potem w jego ramiona.
Mój luby zachichotał, po czym spojrzał bok.
- Ciekawe, czy J się uratowała?
- Przejmuje cię jej los? - zapytałam zdumiona - Przecież swego czasu chciała nas zabić.
- Ale teraz nas ocaliła - odparł na to Ash.
- Z wdzięczności za wcześniej okazaną pomoc - odparłam - Jak widać nawet takie kreatury jak ona mają swój punkt honoru. Założę się jednak i to o co tylko chcesz, że następnym razem nie będzie dla nas taka milutka.
- Jeśli w ogóle będzie następny raz - powiedział mój chłopak.
Podróżnik w Czasie podszedł do nas.
- Chyba powinniśmy już wracać... Zabiorę Megan i Dave’a do swoich czasów.
- Nie tak prędko, mądralo - rzekłam do niego bardzo gniewnym tonem - Najpierw nam wyjaśnij, kim jesteś i skąd się tu wziąłeś?
- Właśnie! Sam jestem tego ciekaw - dodał Ash.
Podróżnik uśmiechnął się do nas smutno.
- No dobrze, powiem wam, ale jeśli pozwolicie zrobię to w bardziej ustronnym miejscu niż to.

***


Nieco zmęczeni, ale bardzo zadowoleni powróciliśmy do domu Asha, gdzie zastaliśmy Delię, Clemonta oraz Bonnie. Wszyscy oni byli bardzo uradowani, kiedy nas ujrzeli całych i zdrowych, chociaż nieco osmalonych. Pani Ketchum szybko kazała nam się doprowadzić do porządku, po czym usiąść w salonie i wszystko jej opowiedzieć. Sama zaś szybko zadzwoniła do sierżanta Boba z wieścią, iż wróciliśmy do domu.
- Mamo, jeżeli możesz, to przekaż mu też, aby przeszukali dokładnie szczątki statku na plaży niedaleko Alabastii - powiedział Ash - Być może znajdą tam interesujące ich szczegóły.
Jego rodzicielka nie zrozumiała, dlaczego ma to zrobić, ale spełniła tę prośbę, zaś nasza wesoła kompania doprowadziła się do porządku, po czym zadowoleni usiedliśmy wszyscy w salonie, gdzie zjedliśmy razem kolację i kolejno opowiedzieliśmy, jakież to przygody spotkały nas wszystkich na pokładzie statku Łowczyni J.
- To była dopiero przygoda - powiedział Clemont.
- Szkoda, że nie mogliśmy wam pomóc - dodała Dawn.
- Jedno mnie tylko zastanawia - rzekła Delia Ketchum - Kim są ci trzej tajemniczy osobnicy z przyszłości?
- Właśnie! Sama bardzo chciałabym to wiedzieć - mruknęłam nieco zadziornym tonem.
Podróżnik w Czasie uśmiechnął się wesoło, po czym rzekł:
- Chyba to już dawno wiecie, ale żeby dopełnić wszelkie formalności, to pozwolę sobie wyjaśnić tę kwestię.
- Jedno jest pewne... To jest moja czapka - powiedział Ash, biorąc do ręki nakrycie głowy Dave’a.
Obejrzał je sobie dokładnie.
- To musi być moja czapka z dawnych lat. Nosiłem ją podczas podróży po Kanto, Wyspach Oranżowych oraz Johto. Wygrałem ją w takim jednym konkursie... Jeśli to ta sama, to musi mieć autograf tego baseballisty, Bena Jordana. Aha! Jest tutaj! Wiedziałem!
Na dowód, że mówi prawdę, pokazał nam czapkę i faktycznie na jego wewnętrznej części znajdował się podpis wyżej wspomnianej osoby.
- Rzeczywiście... Jest autograf - powiedziałam.
Ash potem podał czapkę Dave’owi i spytał:
- Więc to ja ci ją dałem, gdy skończyłeś dziesięć lat?
- Tak... Tato....
- No, nie! To są już naprawdę jakieś jaja! - zawołała zaszokowana Bonnie - Tato?! Chyba nie chcecie mi powiedzieć, że...
- Tak, Bonnie - powiedział Podróżnik w Czasie - To są dzieci Asha i Sereny... Dave i Megan... Pochodzą z przyszłości, podobnie jak ja.
- A ty kim niby jesteś?
- Twoim bratem.
Panna Meyer wyglądała, jakby miała zlecieć z krzesła.
- Co? Nie żartuj! Mój brat siedzi tutaj.
Clemont popatrzył uważnie na Podróżnika w Czasie.
- Myślę, że on może mówić prawdę... Więc jesteś mną?
- Tak, Clemont - uśmiechnął się jego rozmówca - Jestem tobą, ale z przyszłości.
- No, nie! Tego jeszcze nie grali! - zaśmiał się Max.
- Ech, to się dopiero nazywa niesamowita sytuacja - powiedziałam, po czym spojrzałam na Megan - A więc jesteś moją córeczką?
Dziewczynka popatrzyła na mnie uważnie, jakby niezbyt pewna tego, co ma mi odpowiedzieć, ale w końcu rzekła:
- Moja mamusia jest starsza.
- Wiem, bo ja jeszcze nie jestem twoją mamusią, ale będą nią za parę lat...
- Więc nie jesteś moją mamą.
- Ależ jestem... To znaczy dopiero będę... Znaczy... Tego no... Kurczę, jak ja mam ci to wyjaśnić? Clemont, może mi pomożesz?
- Nie ma sensu. Ona i tak niedługo wróci do swoich czasów - odparł nasz przyjaciel.
- Zanim jednak to zrobi, to mam jedno pytanie - powiedział Ash - Czy może zechcesz nam łaskawie opowiedzieć, panie Clemoncie z przyszłości, jak będą wyglądać nasze losy?
Podróżnik w Czasie pokręcił jednak przecząco głową.
- Przykro mi, ale nie mogę się na to zgodzić. Lepiej, żebyście nie wiedzieli zbyt dużo o swojej przeszłości.
- Hej! To nie fair! - zawołała urażona Bonnie - Mamy taką okazję się tego dowiedzieć, a on nam zabrania zadawać pytania! Widać, że to jest mój brat.
- Tylko dlaczego nie nosisz okularów? - zapytał Max.
- Zastąpiłem je szkłami kontaktowymi - powiedział Podróżnik - Ale obawiam się, że jedno z nich zgubiłem gdzieś podczas ucieczki ze statku, ponieważ gorzej widzę na lewe oko.
- Tak... To rzeczywiście jest mój brat. Fajtłapa jak zawsze - mruknęła Bonnie.
- Całkiem przystojny z niego mężczyzna - zaśmiała się Dawn - Jeżeli tak będziesz wyglądał za kilka lat, to chętnie za ciebie wyjdę, Clemont.
- Jestem pewna, że tak właśnie będzie wyglądał nasz młody przyjaciel w przyszłości - zachichotała Delia - Ale mam do was prośbę. Zostańcie z nami do jutra. Chcę się nacieszyć swoimi wnukami, bo zanim je znowu do siebie przytulę minie jeszcze dobrych kilka lat.
- Co najmniej kilka, mamo. Co najmniej - zażartował sobie Ash.

***


Nasi goście z przyszłości ulegli naszym prośbom i zostali na noc, a potem spędzili z nami bardzo radosny dzień w Alabastii, który to jednak zaczął się od niezbyt przyjemnej wiadomości. Mianowicie zadzwonił do nas sierżant Bob z informacją, iż przeszukał on ze swoimi ludźmi szczątki statku, ale wyniki tego przeszukiwania nie były dla nas pomyślne.
- Znaleźliśmy w nim ciała ludzi J, jednak jej samej nie odnaleźliśmy - powiedział - Prawdopodobnie ten wybuch rozerwał ją na kawałki.
- Albo też przeżyła - odparł na to Ash - Nie możemy być pewni jej śmierci, skoro nie znaleźliśmy ciała.
Po tej rozmowie spojrzał na mnie i rzekł:
- Właściwie to nie wiem, czy powinienem się cieszyć, czy też złościć. Ostatecznie Łowczyni J jest naszym wrogiem i jest pewne jak dwa razy dwa, że jeszcze nam nieźle napsuje krwi.
- Owszem... Ale może jednak się zmieni? - zasugerowałam - Przecież tym razem nas ocaliła, choć nie jestem pewna, czy nie zrobiła tego tylko po to, aby być fair wobec siebie samej. Jakkolwiek by jednak nie było, to i tak nas ocaliła. Tylko jak się wobec nas zachowa, kiedy następnym razem się spotkamy?
- Nie wiem, ale sądzę, że wkrótce znów się spotkamy i wówczas twoje pytanie łatwo uzyska odpowiedź - odparł Ash.
Mimo tego niezbyt przyjemnego początku spędziliśmy naprawdę miły dzień. Podróżnik w Czasie (nadal go tak będę nazywać, żeby nie mylić go z naszym starym, dobrym Clemontem) poszedł do profesora Oaka i długo obaj rozmawiali na im tylko wiadome sprawy. Gdy wrócił, nie chciał nam powiedzieć nic więcej ponad to, że zostawił on uczonemu plany pewnego wynalazku, nad którym jego ja z przeszłości oraz Samuel Oak od dawna się męczą.
Ja i Ash zabraliśmy zaś nasze przyszłe dzieci na lody oraz na spacer. Spędziliśmy z nimi bardzo miło czas. Potem zaś kupiliśmy im wisiorki na szyję, w które potem umieścili nasze zdjęcia.
- Na pamiątkę, żebyście zawsze pamiętali o tej przygodzie - rzekłam do nich czule.
- No i żebyście nigdy nie zapomnieli, jak wyglądali wasi rodzice w dawnych czasach - dodał Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
- Dzięki, tato. Dzięki, mamo - rzekł wzruszony Dave.
Megan nie mogła się specjalnie przemóc, aby to samo powiedzieć, ale wreszcie to zrobiła, ku mojej wielkiej radości. Uściskałam ją ze łzami w oczach.
- Moje maleństwo - powiedziałam - I pomyśleć, że dzisiaj wrócicie do swoich czasów, a my was więcej nie zobaczymy.
- Ależ zobaczycie, mamo - odparł wesoło Dave.
- Owszem, ale dopiero za ładnych parę lat - odparłam.
- Niestety, to prawda - dodał Ash - Wy nas będziecie mogli jeszcze dzisiaj uściskać, gdy powrócicie do swoich czasów, zaś my was dopiero za długi, bardzo długi czas.
- Więc uściskajcie nas teraz! - zawołała Megan.
Ash zaśmiał się i objął ją mocno do siebie, całując ją w oba policzki, a potem uściskał zachłannie Dave’a.
- Dbaj o nią, mój synu.
- Zawsze będę dbał, tato - rzekł chłopak.
Objęłam oboje dzieciaków, po czym poprosiłam ich, żeby nawzajem byli zawsze dobrzy dla siebie.
Po tej radosnej scenie, która rozegrała się w domu Asha, weszła Delia, która ustawiła nas wszystkich i zrobiła nam kilka uroczych zdjęć.
- Piękne wspomnienia powinny być uwiecznione - powiedziała.
- Racja - zgodziłam się z nią.
Potem przyszedł Podróżnik w Czasie, który powiedział, że już czas na Dave’a oraz Megan. Posmutnieliśmy słysząc jego słowa, choć doskonale wiedzieliśmy, iż ma on rację. Jeszcze raz ucałowaliśmy nasze dzieci, potem zrobiła to Delia, a następnie reszta naszej drużyny.
- Trzymaj się, Clemont - rzekł Podróżnik w Czasie - Dbaj o Dawn.
- Ty też się trzymaj i też dbaj o Dawn - dodał wesoło młody Meyer.
- A ty, Bonnie, przestań go już swatać z innymi dziewczynami - dodał Podróżnik.
Dziewczynka burknęła na to pod nosem coś, czego na szczęście nikt z nas nie zrozumiał.
Później Dave i Megan założyli na swoje dłonie niewielkie przyrządy przypominające zegarki, następnie Podróżnik nacisnął guziki, objął mocno dzieciaki, po czym cała trójka pomachała nam wesoło ręką i rozpłynęła się w powietrzu.
- Szkoda, że już odeszli - powiedziałam zasmucona, czując w moim sercu ogromną tęsknotą za tą trójką.
- Tak... - westchnął Ash - Wielka szkoda, ale spokojnie... Jeszcze się z nimi spotkamy... W przyszłości.
Następnie spojrzał na Clemonta i dodał:
- Wiesz co, przyjacielu? Tym razem naprawdę dzięki nauce przyszłość mieliśmy dziś. I to dosłownie.
- Tak, nie inaczej - zaśmiał się młody wynalazca - Albowiem, jak sam mówisz, mój drogi przyjacielu, nauka jest niesamowita.
- Tak... Nie sposób się nie zgodzić - zachichotałam.


KONIEC










3 komentarze:

  1. Nauka jest naprawdę niesamowita, albowiem dzięki niej przyszłość mamy dziś. Tym razem faktycznie dosłownie. Co prawda nietrudno było się domyślić, że mała Megan jest dzieckiem Asha i Sereny, niemniej bardzo urocza z Niej osóbka. Zabawna scenka, kiedy Ash bezskutecznie starał się dowiedzieć czegoś na temat jej rodziców: „Jak ma na imię mamusia?” „Mamusia” :) . Reakcja małej na widok Delii po prostu była piękna, choć widok młodej babci wzbudził w niej wątpliwości. Niemniej mamy tu do czynienia z kolejną groźną przygodą. Na dziewczynkę czyha Łowczyni J, która jak się okazuje musi później pomagać naszym Detektywom. Powodem takiej sytuacji jest pojawienie się inteligentnego, zmutowanego Lucario, który podobnie jak Megan i Jej brat Dave przybył z Przyszłości. A wszystko okazuje się być zasługą kolejnego eksperymentu naszego drogiego Clemonta. Jako Podróżnik w Czasie stara się on naprawić swój błąd odnajdując swych podopiecznych, przy czym współpracuje z Ich Przyszłymi rodzicami, a także z J. Pojawienie się Łowczyni oraz jej sojusz z Ashem uważam za bardzo udany pomysł. J okazuje się być osobą bardzo honorową, bo uczciwie wypełnia warunki sojuszu oraz w podzięce za ratunek umożliwia naszym bohaterom swobodną ucieczkę. Z szalonym Lucario mieliśmy już do czynienia w anime, podczas gdy Korrina doprowadziła do jego Megaewolucjii, co skutkowało jego szaleństwem. W tym wypadku eksperymenty medyczne miały jeszcze gorszy wpływ na tego stworka. Osobiście bardzo mi się on podobał w roli jednorazowego złoczyńcy. Samej J nie tak łatwo się pozbyć, więc jeszcze ją zobaczymy w akcji. Opowiadanie ogólnie rzecz biorąc bardzo miło się czyta i wcale nie uważam by było zbyt krótkie. Przeciwnie – zwięzłe i pozbawione zbędnych zapychaczy. Postaci Dave’a i Megan zaś okazały się być dobrą inspiracją dla mnie, choć w moim uniwersum Ash i Serena mają jedynie córkę. Niemniej u Ciebie, Kronikarzu, Młode Pokolenie zapowiada się naprawdę obiecująco i ufam w ich kolejne pojawienie się. Ogólnie oceniam ten epizod na 9.999/10 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Loki a jak sie nazywa twoj blog

    OdpowiedzUsuń
  3. Robi się coraz ciekawiej. Serenie i Ashowi niestety nie udaje się początkowo znaleźć Megan, Bonnie oraz Maxa, jednak z pomocą napotkanego Podróżnika w Czasie (którym okazuje się być Clemont) oraz oczywiście niezawodnego Fennekina natrafiają na Łowczynię J, która porwała Dave'a i Megan (dzieci Asha i Sereny z przyszłości), jednak zmutowany Lucario (również pochodzący z przyszłości) oszałamia jej ludzi i uprowadza jej statek. Chcąc nie chcąc nasza paczka musi połączyć siły z Łowczynią, która to okazuje się bardzo honorową osobą i dotrzymuje warunków sojuszu. Ash ratuje jej życie podczas próby przedostania się przez statek, gdzie czyhały na nich śmiercionośne pułapki, a ona odwdzięcza mu się uratowaniem życia podczas walki z Lucario, kiedy to wbija Pokemonowi nóż w plecy, a potem każe całej ekipie uciekać, podczas gdy ona sama zostaje na statku by wyłączyć system autodestrukcji, niestety bezskutecznie, gdyż statek wybucha prawdopodobnie wraz z nią na pokładzie. Niestety jej ciało nie zostaje odnalezione więc są wątpliwości co do jej losów po wybuchu.
    Na szczęście dla naszej paczki wszystko kończy się dobrze i wszyscy wracają do restauracji "U Delii" gdzie następuje ostateczne pożegnanie Podróżnika w Czasie i jego podopiecznych. Oczywiście nie mogło zabraknąć słodkiej uwagi w stronę Bonnie, żeby ta nie szukała już bratu żony, na co ta reaguje burknięciem czegoś niewyraźnie.
    Dodatkowo wszyscy robią sobie pamiątkowe zdjęcie i nasi podróżnicy w czasie wracają do siebie. Można śmiało powiedzieć o tej sytuacji, że "przyszłość mamy dziś" :D
    Ogólna ocena: 100000000000000000000000000000000/10 :) To mówi samo za siebie. :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...