Ash kontra Sash cz. III
- Co tu się stało? - zapytałam przerażona.
- Coś mi mówi, że to jest właśnie ta niezbyt przyjemna wiadomość, o której wspominał Slowking w zaświatach - rzekł Ash.
- Pika-pika-chu! - zgodził się z nim Pikachu.
- Tylko gdzie są nasi przyjaciele? - zapytałam.
Mój luby przyjrzał się uważnie całemu pokojowi.
- Moim zdaniem zostali oni uprowadzeni i chyba nawet wiem, przez kogo.
- Ja też się tego domyślam - powiedział Mewtwo, który właśnie wleciał przez okno do pokoju - Choć, jak mniemam, aby to odkryć nie trzeba być detektywem.
- Owszem, do tego wystarczy po prostu mieć rozum, a tego raczej nam nie brakuje - rzekł Ash.
- Pika-pika - zapiszczał Pikachu.
Nagle usłyszeliśmy jakieś jęki za jednym z łóżek. Podeszliśmy powoli do miejsca, z którego one dobiegały i zauważyliśmy wówczas leżącego na podłodze jakiegoś Pokemona.
- To Meowth! - zawołałam.
- I to nie byle jaki Meowth! To ten drań z Zespołu R! - rzekł Ash.
- Ciekawe, co on tu robi? - zapytał Mewtwo.
- Ocućmy go, to się dowiemy - stwierdził mój chłopak.
Tak też zrobiliśmy i już po chwili Meowth odzyskał przytomność. Na nasz widok jednak wrzasnął przerażony oraz zawołał:
- Nie! Błagam cię, głąbie! Nie rób mi krzywdy! Przysięgam, już nigdy więcej nie nazwę cię głąbem! Już nigdy w życiu tego nie zrobię, tylko nie bij mnie już!
- O co mu chodzi? - zdziwiłam się.
- Ja chyba wiem - powiedział Ash poważnym, dość przerażonym tonem - Słuchaj, Meowth. Zakładam, że zaatakował cię mój sobowtór, zgadza się?
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Sobowtór? To ty masz sobowtóra? - zdziwił się gadający Pokemon.
- To dość długa historia, ale sprowadza się ona do tego, że muszę go powstrzymać, bo inaczej on zabije moich przyjaciół - wyjaśnił mu detektyw z Alabastii.
- A w ogóle to skąd ty się tu wziąłeś, co?! - zapytałam groźnie.
Meowth popatrzył na mnie oraz na Mewtwo.
- O! Widzę, że ty też tu jesteś. To bardzo dobrze, bo twój stary kumpel Malamar trochę za bardzo rozrabia na dzielnicy.
- Domyślam się - mruknął ze złością Mewtwo - Ale lepiej odpowiedz nam na nasze pytania. Co ty tu robisz?
- A więc już wam mówię - rzekł Meowth - Wyobraźcie sobie, kochane głąby, że razem z moimi dwoma kumplami planowaliśmy właśnie napad na Centrum Pokemon. Chcieliśmy przebrani za pielęgniarki ukraść Pokemony, ale zauważyliśmy tu waszych przyjaciół.
- I oczywiście postanowiliście okraść z Pokemonów przede wszystkich ich, zgadza się? - spytałam złośliwie.
- He he he... Dobra jesteś, mała, wiesz o tym? Bardzo bystra. Naprawdę wyrabiasz się przy tym swoim głąbie...
Ja i Ash zrobiliśmy groźną minę w jego stronę, a Meowth zachichotał nerwowo:
- A tak, jasne. Miałem wam opowiadać o całej sprawie. No więc razem z moimi kumplami poszliśmy do waszego pokoju, żeby was zaatakować i porwać wasze Pokemony, ponieważ mieliście je cały czas przy sobie, nie zaś pod opieką pomocy medycznej. Niestety, waszej dwójki oraz waszego Pikachu tam nie było. Ale przecież szkoda byłoby zmarnować cały ten nasz trud, pomyślałem sobie.
- Co niby zrobiłeś? - zapytał Ash.
- Pomyślałem sobie, że...
- Słucham? Pomyślałeś? To właśnie zrobiłeś?
- No tak, a co?
Meowth dopiero po chwili załapał, o co chodzi Ashowi.
- Ha ha ha! Ale śmieszne, głąbie! Bardzo zabawne! Punkt dla ciebie! Gramy dalej!
- No to co się stało, jak już postanowiliście obrabować z Pokemonów moich przyjaciół? - zapytał Ash, który zdążył już spoważnieć.
- Już mówię... To było naprawdę niesamowite - mówił dalej Meowth - Ledwie zaczęliśmy walczyć z waszymi kumplami, a nagle okno się samo otworzyło i wleciał przez nie Malamar, który wszystkich zahipnotyzował. Znaczy wszystkich oprócz mnie, ponieważ zdążyłem na czas podrapać sobie pyszczek pazurami, a mój fizyczny ból ocalił mnie od transu. Potem twoi i moi kumple na polecenie tego drania Malamara pościerali zewsząd ślady pentagramu i do pokoju przez okno wparował twój sobowtór, głąbie. Był wściekły, że ciebie nie ma. Zobaczył, że ja jestem jeszcze przytomny, więc rzuciłem się na niego z pazurami, ale on niestety złapał mnie swoją mocą i powiedział: „Przekaż mojemu kumplowi detektywowi, że będę na niego czekał razem z jego przyjaciółmi w opuszczonej leśniczówce“. Potem rzucił mną o ścianę i film mi się urwał.
Popatrzyliśmy na Pokemona uważnie nie wiedząc, czy powinniśmy mu wierzyć, czy też nie. Mewtwo dla pewności przejrzał jego umysł za pomocą swoich mocy. Gdy to zrobił, powiedział:
- On mówi prawdę.
- No jasne, że mówię prawdę. No, a co myśleliście? - mruknął złośliwie Pokemon - Przecież ja jestem chodzącą uczciwością.
- Jasne, uczciwością - popatrzyłam na niego z kpiną w głosie - Żebym cię nie znała, to bym może nawet uwierzyła w tę twoją bajeczkę.
- To teraz bez znaczenia - powiedział Ash, uderzając się pięścią w dłoń - Musimy znaleźć naszych przyjaciół uwięzionych przez Sasha!
- Że niby kogo? Sasha? - Meowth parsknął śmiechem - Tak się nazywa ten twój sobowtór?
- Tak... - rzekł mój chłopak.
- Serio w taki sposób on się nazwał?
- Owszem. Nie odpowiadam jednak za jego działania ani za to, jakie to kretyńskie imię sobie wybrał - odrzekł mój luby, już nieco poirytowany tymi pytaniami.
- No tak, racja... Ale wiesz chociaż, gdzie jest ta leśniczówka? - spytał Meowth.
- Niestety nie. Nie wiem tego - pokręcił przecząco głową Ash.
- Ale ja za to wiem - powiedział Mewtwo - Zaprowadzę was tam.
***
Ponieważ nie było czasu do stracenia Mewtwo wyfrunął przez okno i poleciał w stronę lasu, zabierając nas ze sobą za pomocą swoich mocy.
- Jak ja nie lubię takich podróży! - jęknął Meowth.
- Mnie tam one nie przeszkadzają - powiedziałam.
- Pika-pika - zapiszczał Pikachu.
Ash spojrzał uważnie na złodziejaszka z Zespołu R.
- Powiedz mi, przy okazji... Czemu postanowiłeś nam pomóc?
Meowth prychnął z pogardą, jakby samo pytanie o to go obrażało.
- Nie robię tego z sympatii do ciebie, głąbie, ale cóż... Po prostu twoi kumple są uwięzieni razem z moimi kumplami, więc jeśli chcę ich uwolnić, to muszę ci pomagać. Potem jednak dalej będziemy wrogami.
- Moim zdaniem mógłbyś znaleźć sobie inną pracę - mruknęłam na to.
Pokemon uśmiechnął się do mnie z politowaniem.
- Wiele o tym myślałem, jednak nie bardzo jest to możliwe. Poza tym nie chcę się rozstawać ze swoimi kumplami, a oni przecież nie nadają się do niczego innego niż kradzież Pokemonów.
- Ja tam uważam inaczej, ale każdy ma swoje zdanie w tej sprawie - stwierdził Ash.
Chwilę później wylądowaliśmy wszyscy w głębi lasu, gdzie Mewtwo wskazał nam drogę do leśniczówki. Nie było to daleko, gdyż znajdowaliśmy się niedaleko przed nią, ale w odpowiedniej odległości, aby nasi wrogowie na nie zauważyli zbyt wcześnie.
- Dobra, to jaki mam plan? - zapytałam.
- Bardzo prosty, niczym kij od miotły - powiedział Ash - Wchodzimy tam, uwalniamy naszych przyjaciół i wychodzimy.
- To pierwsze na pewno nam się uda. Ale pozostałe punkty są raczej dość trudne do zrealizowania - mruknął Meowth.
- Trudno... Musimy się tym jakoś zająć - rzekł mój chłopak.
Podeszliśmy delikatnie i ostrożnie do leśniczówki, po czym lekko się rozejrzeliśmy dookoła. W sumie nie wiem, dlaczego to zrobiliśmy. Pewnie dlatego, że z każdej strony mogło na nas skoczyć jakieś niebezpieczeństwo, ale ostatecznie nie wydarzyło się nic takiego, zatem Ash delikatnie uchylił drzwi, po czym weszliśmy do środka. W pomieszczeniu było ciemno, więc wyjęłam szybko latarkę zapalając ją. Światłem, które się z niej wydobywało, zaczęłam powoli penetrować dokładnie każdy kąt leśniczówki, aż w końcu w jednym z nich zauważyłam grupkę związanych i zakneblowanych ludzi. Byli to Dawn, Clemont, Max, Bonnie, Jessie oraz James.
- To oni! - zawołałam.
Podbiegliśmy do nich i zaczęliśmy się szarpać z ich więzami.
- Ależ mocne są te sznury... - powiedziałam, próbując bezskutecznie uwolnić naszych przyjaciół.
- Sami nie damy rady - zauważył Ash.
- Pika-pika-chu! - jęknął Pikachu.
Mój chłopak popatrzył uważnie na Meowtha.
- Mógłbyś nam pomóc swoimi pazurami? - zapytał.
- Się robi! - zawołał kot.
Chwilę później wysunął on swoje szpony z łap i zaatakował ciosami furii liny, którymi byli związani nasi kompani, dzięki czemu byli oni już po chwili wolni.
- Wiedziałem, że twoje umiejętności jeszcze się nam na coś przydadzą - powiedział zadowolony Ash.
- Się wie, głąbie! - zaśmiał się Meowth i przyjął bardzo dumną pozę - Hej, gamonie! Pobudka!
Nasi przyjaciele wciąż byli nieprzytomni, więc szybko zaczęliśmy ich klepać po policzkach, aby ich ocucić. W końcu się nam to udało.
- Co się tutaj dzieje? Gdzie my jesteśmy? - zapytała Dawn, pierwsza odzyskując przytomność.
- W leśniczówce niedaleko Marmorii - odpowiedział jej starszy brat - Powinniśmy się jednak stąd szybko zabierać.
Dziewczyna spojrzała na niego i pomasowała sobie lekko głowę.
- Ash? To ty?! - zapytała.
- Tak, to ja, siostrzyczko - uśmiechnął się do niej mój chłopak.
Clemont po chwili też odzyskał przytomność. Złapał się za łepetynę, rozejrzała dookoła i spytał:
- A gdzie my jesteśmy?
- Chyba w piekle - powiedziała złośliwie Dawn.
Bonnie rozejrzała się dookoła.
- Jak na piekło jest tutaj trochę za ciemno i za zimno. Sądziłam, że w takim miejscu jest raczej jasno i gorąco.
- Może trafiliśmy do niewłaściwego działu piekła? - zasugerował Max, powoli czyszcząc sobie okulary o koszulkę.
Tymczasem kompani Meowtha również powoli odzyskali przytomność.
- Co my tutaj robimy? - zapytała Jessie, rozglądając się dookoła.
- Nie wiem, ale raczej nie jest to miejsce, w którym chciałbym spędzić zimę - stwierdził James.
- Moje gamonie kochane! - zawołał Meowth, skacząc w objęcia swoich kumpli - Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że was znowu widzę!
- Meowth! Co ty tu robisz?! I to jeszcze z nimi?! - zdziwiła się Jessie.
- Później wam to wyjaśnię. Teraz musimy stąd spadać! - odparł na to gadający kot.
- Tak szybko?
Po tych słowach światła w pokoju same się zapaliły, a nam przeszły po plecach ciarki.
Odwróciliśmy się za siebie i zauważyliśmy wówczas przed sobą Sasha stojącego przed nami i chichoczącego podle.
- No proszę... Jednak przyszedłeś. Miałem nadzieję, że perspektywa śmierci twoich przyjaciół przekona cię do poddania się - mówił dalej Sash.
- To jest niesamowite! Dwóch głąbów i to w dodatku takich samych! - zawołała Jessie, przecierając sobie w szoku oczy.
- Po prostu nie do wiary! - dodał James.
- Wasze żałosne, mikroskopijne móżdżki nie są stanie tego ogarnąć, ale nie ważne. Ten głąb jest zły i zdecydowanie ma wobec nas niemiłe zamiary! - krzyknął do swoich kumpli Meowth.
- Masz rację, koteczku - zaśmiał się podle Sash - Ale przede wszystkim mam niecne zamiary wobec mego sobowtóra.
- Przestań, Sash! - zawołał groźnie mój chłopak - Mam dość tego, że prześladujesz mnie i moich przyjaciół.
- Ja nie jestem jego przyjacielem, jakby co - zawołał Meowth, a Bonnie ze złości walnęła go pięścią w głowę.
- Zdrajca! - mruknęła.
- No co?! Przecież nie mam obowiązku obrywać za głąbów! - mruknął ze złością kot.
Jessie też mu przyłożyła pięścią w głowę.
- Ona ma rację, Meowth. Stul dziób.
- Jak mamy walczyć, to tylko razem - dodał James.
Sash zaśmiał się podle.
- Nawet z pomocą Mewtwo nie macie ze mną szans.
- Tak ci się wydaje? - zapytał Pokemon, po czym cisnął w Sasha kulą energii.
Ten jednak zatrzymał ją tuż przed swoja twarzą w ostatniej chwili, a następnie odrzucił w naszego przyjaciela, który poleciał na ścianę, uderzył w nią i stracił przytomność.
- Mewtwo! - krzyknęłam przerażona.
Chwilę później wszyscy, z wyjątkiem Asha, zostaliśmy popchnięci na ścianę.
Ash zacisnął pięści ze złości i krzyknął:
- Zostaw moich przyjaciół w spokoju!
- Wiesz... W sumie, to nawet chciałbym to zrobić, ale widzisz... Bardzo mnie bawi krzywdzenie innych - odparł podle jego adwersarz.
Korzystając z tego, że Sash akurat był zajęty rozmową z Ashem Max złapał szybko za pisak, szepnął coś do ucha Bonnie, po czym oboje bardzo zwinnie narysowali na podłodze pentagram, w który potem wciągnęli Asha. Sash za późno się zorientował, co jest grane.
- Ach! No proszę, jakie cwane dzieciaki!
Mówiąc to podniósł swoją mocą oboje rysowników w górę, który nie zdążyli wbiec do kręgu, a następnie zaczął ich dusić.
- Puść ich, Sash! Przecież to mnie chcesz zabić! Ich zostaw w spokoju! - wrzasnął na niego mój chłopak.
Widmo puściło naszych przyjaciół i podeszło do Asha najbliżej, jak to było możliwe.
- To w takim razie wyjdź z kręgu i chodź do mnie, przyjacielu. Stańmy się wreszcie jednością - mówił dalej.
Korzystając z tego, że Sash akurat na nas nie patrzy, wyjęłam powoli z plecaka sztylet.
- A ten majcher, to na co ci? - spytała Jessie.
- Muszę wbić go w serce Sasha - powiedziałam półszeptem.
- To będziesz mogła mieć mały problem, bo on ma serce po prawej stronie - rzekła Dawn.
Spojrzałam na nią zdumiona.
- O czym ty mówisz?
- Zanim dzisiaj nas pochwycili Malamar i Sash, to rozmawialiśmy z profesorem Leemigtonem - odpowiedział Clemont.
- Ano właśnie, Malamar! Czy ktoś mi powiedzie, gdzie on właściwie jest i czemu go tu nie ma? - spytał Max, rozglądając się dookoła.
- To teraz nie jest ważne! - mruknęłam i spojrzałam na Clemonta - Jak z nim rozmawialiście?
- Spotkaliśmy go przypadkiem w Centrum Pokemon. Opowiedział nam o Sashu i jego wadzie genetycznej. Jak dobrze wiecie, Sash jest widmem, które opanowało martwe ciało klona Asha.
- No tak, wiem o tym - kiwnęłam głową.
- To teraz słuchaj uważnie, bo dowiesz się czegoś, co wcześniej było dla ciebie tajemnicą - rzekł Max.
- No to słucham. O czym chcecie mi powiedzieć?
- Klon Asha ma serce po prawej stronie.
Spojrzałam zdumiona na młodego Hamerona.
- Jesteście tego pewni? - spytałam.
- To prawda. Profesor jest tego pewien - rzekł Clemont - Nie wie, jak mogło do tego dojść, ale to ciało, które opanował Sash, ma serce po prawej stronie. Jeśli więc chcesz mu wbić nóż, to pamiętaj o tym fakcie.
- Zapamiętam go sobie. Ale jak niby ja mam go podejść, żeby mu wbić ten nóż? Poza tym nie mogę tego zrobić wcześniej niż dopiero wtedy, gdy Ash nie pokona Sasha.
- A jak on niby ma pokonać tego świra?! - jęknął Meowth.
Nie wiedziałam, chociaż znałam odpowiedź na to pytanie, to jednak nie tłumaczyło ono wszystkich niejasności w tej sprawie.
- Jeśli puścisz moich przyjaciół wolno i nigdy nie będziesz ich nękał, to mogę ci się poddać - powiedział Ash, przerywając moje myśli.
- Niczego ci nie będę obiecywał. Chyba, że to, co możesz zyskać, jeśli pozwolisz mi pochłonąć twą duszę - rzekł podłym tonem Sash.
- Przecież wiem, co się wtedy stanie! Skończę w piekle!
Sash parsknął śmiechem.
- Piekło? Przecież w porównaniu z tym, co się dzieje na tym świecie, ono wydaje się być jedynie sauną, w której ktoś zbyt mocno napalił. No, ale pomijając ten fakt pomyśl tylko... Ile razem możemy dokonać. Obaj. Ty i ja.Wszyscy, którzy cię skrzywdzili, będą się czołgać u twoich stóp... Będą na twojej łasce. Będziesz mógł ich zabić w taki sposób, jaki tylko przyjdzie ci do głowy.
- Ja nie chcę nikogo zabijać - odpowiedział mu Ash.
- Czyżby? Nikogo nie chcesz zabić? - zapytał Sash.
- Nikogo.
- Naprawdę nikogo? Nawet Malamara?
Ash spojrzał na Sasha bardzo uważnie i spytał:
- No właśnie, gdzie on jest?
- Zostawiłem go w lesie tuż po tym, jak mu spuściłem manto.
- Spuściłeś manto? - zdziwiłam się.
- Ano tak... Nie zamierzałem dłużej słuchać jego poleceń - powiedział Sash - Niestety on wiecznie mi tylko rozkazywał i mówił mi, co mam robić. Nie muszę chyba mówić, że strasznie mnie to denerwowało.
- To po co go przez taki czas słuchałeś? - spytała Bonnie.
- Bo musiałem się poruszać szybko po dużym terenie, żeby was ścigać, a niestety nie mogłem tego zrobić siedząc w tym żałosnym i śmiertelnym ciele - powiedział Sash - Ale cóż... W końcu przestał mi on być potrzebny, więc zrezygnowałem ze współpracy z nim.
- A czemu uznałeś, że on przestał ci być potrzebny? - spytała Dawn.
- Bo byłem pewien, że Ash tutaj przyjdzie - rzekło widmo - A skoro tu przyjdzie, to już stąd nie wyjdzie. Stąd wniosek, że Malamar nie jest mi już potrzebny. Dlatego zakończyłem z nim znajomość.
- Jakoś nie wiem, czy ma nas to cieszyć, czy nie - mruknął Max.
- Ja też nie wiem - powiedziałam.
Sash tymczasem dalej uważnie obserwował Asha stojącego spokojnie w pentagramie i spytał:
- Powiedz mi... Czy nie chcesz zabić Malamara? Przecież zamordował Meloettę, twoją serdeczną przyjaciółkę... O tak... Twoją drogą przyjaciółkę, która cię kochała... Ona cię kochała, a on ją zabił... Pamiętasz?
Ash zacisnął pięść, ale jednak spokojnie powiedział:
- Nie chcę go zabić.. A jeśli nawet to zrobię, to wykonam ten cel bez ciebie.
- Więc nie nienawidzisz Malamara?
- Nie. Ja nie czuję do niego nienawiści.
- Wobec tego możesz nienawidzisz kogoś innego? Może Giovanniego? Przecież on chciał zabić twoją dziewczynę i twoich wiernych przyjaciół. A jego agentów? Może chociaż ich nienawidzisz?
Ash przyglądał mu się uważnie, obserwując uważnie Sasha krążącego wokół pentagramu, którego nie mógł przekroczyć.
- Nie... Nie czuję do nich nienawiści. Chcę ich wsadzić do więzienia... Chcę, żeby tam zgnili... Ale nienawiści do nich nie czuję.
- To może wobec tego nienawidzisz Paula? Twojego dawnego rywala? Pamiętasz, jak traktował cię on z góry? Jak swoim żałosnym zachowaniem wpajał w ciebie poczucie bycia nikim?
- Nie... On już dostał nauczkę ode mnie. Nie chcę jego śmierci. A poza tym nigdy go nie nienawidziłem.
Sash zaśmiał się podle, po czym powiedział:
- No dobrze... A co powiesz o mnie? Jeżeli za chwilę nie wyjdziesz z pentagramu, to zabiję twoich przyjaciół. I jak? Nie czujesz nienawiści do mnie, który chce odebrać życie twoim bliskim?
Ash patrzył na niego zły, ale jego złość nie była taka, jaka być powinna normalnie, co było naprawdę niezrozumiałe dla nas wszystkich.
- Nie rozumiem tego - powiedziałam - Czemu Ash nie dostaje furii z powodu słów tego bydlaka?
- To rzeczywiście dziwne - zdziwił się Clemont.
- Może głąbowi od tego wszystkiego odbiło? - zasugerował Meowth.
Nagle zaczynałam powoli wszystko rozumieć. Ash również to pojął, bo nagle się uśmiechnął i rzekł:
- Ja nie czuję do ciebie nienawiści, Sash. Nigdy jej do ciebie nie będę czuł, ponieważ musiałbym znienawidzić samego siebie.
- Nie rozumiem - zdziwił się Sash.
- To proste. Ja już wszystko rozumiem. Teraz, kiedy nie poczułem ani trochę nienawiści do osób, które wymieniłaś, a które normalnie mam ochotę udusić i to gołymi rękami, zacząłem już wszystko rozumieć. Wiem już, co mi ukradłeś. Wiem też, jak się naprawdę nazywasz. Nie jesteś żaden Sash... Tylko Ash Ketchum.
Sash spojrzał niezrozumiałym wzrokiem na swego przeciwnika, po czym zawołał:
- Nie! To ty jesteś Ash Ketchum!
Mój luby pokręcił przecząco głową.
- Obaj nim jesteśmy. Wiem już, kim się stałeś. Byłeś Widmem, a teraz stałeś się mroczną częścią mnie. Ukradłeś z mojego serca nienawiść oraz tę część mojej osoby, która odpowiada za agresję oraz wielki gniew na moich wrogów.
- Nie! Nie! Mylisz się! - krzyknął Sash przerażonym głosem.
Mój chłopak nie dał się jednak oszukać. Wiedział doskonale, że ma rację. Zachichotał więc złośliwie i powiedział:
- Nie mylę się, Sash. I wiesz o tym tak samo dobrze, jak ja. Ukradłeś moją nienawiść, agresję, a także silny gniew na moich wrogów, czyli moje największe wady, nad którymi zwykle panuję, a które ty wykorzystałeś, aby mnie gnębić. Powinienem się z tego cieszyć, ale bez moich wad nie jestem w pełni sobą. Jestem niczym obrazek ułożony z puzzli, w którym brakuje kilku elementów. To dlatego byłem słabszy, dlatego szybciej się męczyłem i dlatego mnie prześladowałeś. Nie mogę odrzucić moich wad, zwłaszcza, że są one częścią każdego człowieka w mniejszym lub też większym stopniu. Muszę się z nimi pogodzić i panować nad nimi tak, jak to robiłem zawsze.
Sash powoli odsunął się od pentagramu i upadł na kolana, patrząc na mego chłopaka groźnym wzrokiem.
- Ash Ketchum... - zaczął powtarzać jak w amoku - Ash Ketchum.
- Teraz, Sereno! - zawołał mój luby.
Wkroczyłam do akcji, podbiegłam do Sasha, który nawet nie ruszył się z miejsca, po czym wbiłam mu mocno nóż w plecy, oczywiście w prawą stronę. Wówczas to nasz przeciwnik krzyknął głośno, niemalże ryknął, a z jego postaci zaczął bić ogromny blask oślepiający nas wszystkich. Szybko odbiegłam w kąt, żeby być od tego jak najdalej. Sash zaryczał niczym ranny Tauros, po czym z hukiem pękł, a jego ciało razem ze sztyletem, którym go raniłam, zniknęło zamieniając się w piasek. Zamiast niego pozostała tylko mała, czarna mgła. Ash zaś powoli wyszedł z pentagramu i rozłożył szeroko ręce w geście zaproszenia. Mgła powoli zjednoczyła się z jego osobą. Mój luby wówczas powoli opuścił ręce w dół i spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Ash... Czy to ty? - spytałam niepewnie.
- Nie... Mroczne widmo - odpowiedział mi groźnym tonem detektyw z Alabastii.
- O NIE! - wrzasnęli jednocześnie Jessie, James i Meowth.
Ash powoli wybuchnął śmiechem. Znałam doskonale ten cudowny i uroczy śmiech. Tylko mój luby umiał tak się śmiać.
- Ale was nabrałem! Spokojnie, to tylko ja!
- Pika-pi! - zapiszczał Pikachu, skacząc Ashowi w ramiona.
Jego trener przytulił go do siebie oraz pogłaskał powoli jego łebek.
- Tak się cieszę, że już po wszystkim, Pikachu.
- Pika-pi! Pika-pi! - piszczał radośnie Pokemon, tuląc główkę w pierś mego chłopaka.
- Proszę cię, nie strasz mnie tak więcej - powiedziałam.
Ash uśmiechnął się do mnie wesoło.
- Spokojnie, kochanie. Już nie będę tak robić.
Dawn skoczyła bratu na szyję i ucałowała go w oba policzki.
- Braciszku mój kochany! Nareszcie jesteśmy bezpieczni!
- Dziś ocaliłeś nas wszystkich, Ash - powiedział Clemont wzruszonym głosem - Dziękujemy ci.
- Jesteś bohaterem - dodał zachwyconym głosem Max.
- Ash zawsze nim jest - pisnęła Bonnie.
- Święte słowa - potwierdziłam i przytuliłam się do Asha.
- Pika-pika! - zapiszczał wesoło Pikachu.
- No cóż... - rzekła Jessie - Muszę przyznać, że całkiem sprytnie sobie to wymyśliłeś, głąbie.
- Ocaliłeś również i nasze tyłki - dodał Meowth.
- Winniśmy ci za to wdzięczności - powiedział James.
- No i w ramach tej wdzięczności postanawiamy tym razem dać wam spokój, zaś nasz błyskotliwy plan złapania Pikachu zachowamy sobie na inną okazję - stwierdziła Jessie.
- Dziękuję. To miło z waszej strony - powiedział Ash.
- Nie ma co dziękować, młody - rzekł James - Następnym razem twój Pikachu będzie nasz.
- Naciesz się więc jego obecnością, póki możesz, bo już niedługo twój elektryczny gryzoń zasili nasze oddziały specjalne - zawołał Meowth.
- Ale o tym później pomówimy, bo jak na razie to my się zmywamy - powiedziała Jessie.
- A co z Mewtwo? - zapytałam.
Dopiero teraz zauważyliśmy, że po ciosie, jaki otrzymał od Sasha, nasz przyjaciel wciąż jest nieprzytomny. Podbiegliśmy więc szybko do niego i zaczęliśmy go cucić.
- Co się stało? - spytał Mewtwo - Czy wszystko już w porządku?
- Tak, że lepiej nigdy nie było - uśmiechnął się do niego Ash.
- Pika-pika! - dodał Pikachu.
Godzinę później, kiedy już odebraliśmy nasze rzeczy z miejscowego Centrum Pokemon, polecieliśmy wszyscy balonem Zespołu R, a Mewtwo powoli sunął obok nas, popychając nas nieco do przodu za pomocą swoich mocy.
- Żałuj, że nie widziałeś, jak Serena i Ash załatwili tego drania, Sasha - powiedziała Bonnie do Mewtwo.
- No właśnie! Żałuj, bo to była po prostu niesamowita walka! - dodał Max podnieconym tonem.
- Domyślam się, ale mogę sobie ją jedynie wyobrazić - uśmiechnął się do nich Mewtwo.
- Ech, ty to naprawdę masz pecha. Przespać cały punkt kulminacyjny przygody... - mruknął Meowth.
- Co tam! Założę się, że w moim życiu będzie jeszcze niejeden taki punkt kulminacyjny do podziwiania - stwierdził na to nasz przyjaciel.
- No, ja myślę, bo przecież przy Sherlocku Ashu raczej nie można się nudzić - powiedziałam.
- Pika-pika-chu! - poparł mnie Pikachu.
- Tak, to prawda. Na brak wrażeń w towarzystwie mojego brata raczej nie można narzekać - dodała Dawn.
- Wielka szkoda, że nie złapaliśmy Malamara.. - rzekł Clemont.
Mewtwo rozłożył bezradnie ręce.
- Przeszukałem dokładnie las, ale nie znalazłem go. Najwidoczniej tym razem także nie było nam dane go schwytać.
- Spokojnie. Jeszcze go złapiemy. No, a wtedy zapłaci on za wszystkie swoje zbrodnie - powiedział Ash, zaciskając pięść.
Położyłam mu dłoń na ramieniu, mówiąc:
- Pamiętaj, że miałeś panować nad swoimi wadami, prawda?
- Pamiętam, kochanie.
- Więc panuj też nad nienawiścią.
- To nie nienawiść, ale chęć sprawiedliwości przeze mnie przemawia.
Po tej rozmowie wylądowaliśmy w Alabastii przed domem Asha. Cała nasza drużyna wyskoczyła z kosza balonu, a Zespół R oraz Mewtwo, którzy lecieli w swoich kierunkach, pomachali nam na pożegnanie.
- Do zobaczenia, przyjaciele - powiedział Mewtwo - Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.
- My również mamy nadzieję na kolejne spotkanie, głąby - zachichotał Meowth - Jeszcze dopadniemy waszego Pikachu.
- Jak miło, że tym razem przygoda nie kończy się dla nas błyśnięciem - powiedziała Jessie uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Właśnie! Wszystko jest takie, jakie być powinno - dodał James.
Chwilę później balon Zespołu R uniósł się w górę i... Nadział się on na wystający konar dębu, przez co pękł, zaś cały pojazd poleciał z zawrotną prędkością przed siebie.
- A jednak znowu błysnęliśmy! - wrzasnęła cała trójka, znikając nam z oczu w mroku nocy.
- Oni chyba już nigdy się nie zmienią - powiedziałam, kiwając głową z politowaniem.
- Możliwe, ale mówi się trudno. Trzeba będzie jakoś to zaakceptować - stwierdził wesoło Ash.
Pomachaliśmy jeszcze ręką na pożegnanie Mewtwo, który odleciał w swoją stronę, po czym razem weszliśmy do domu.
W salonie siedzieli już Delia Ketchum, Steven Meyer oraz moja mama. Wszyscy wyglądali na bardzo przejętych. Ledwie nas zobaczyli, a szybko poderwali się na nogi.
- Spokojnie, mamo. Nie bój się. To tylko ja, twój syn - powiedział Ash z uśmiechem na twarzy.
- A skąd my niby mamy wiedzieć, że to ty? Może jesteś tym podłym sobowtórem, Sashem? - zapytała pani Ketchum.
- No właśnie, musimy się upewnić, że mówisz prawdę - dodał Steven Meyer.
Clemont i Bonnie zasłonili sobie załamani oczy.
- Och, proszę! Tato! - zawołał Clemont.
- Czy gdyby to był Sash, to czy przyszedłby tutaj z nami? - zapytała Bonnie.
- Pozory mogą mylić córeczko - powiedział ich ojciec.
- Właśnie! Niech powie coś, co tylko prawdziwy Ash może wiedzieć - zasugerowała moja mama.
Delia spojrzała uważnie na swego syna i zastanowiła się przez chwilę, po czym zaczęła zadawać pytania.
- Jaki napój Ash lubi najbardziej?
- Mleko prosto z lodówki - odpowiedział mój chłopak.
Pani Ketchum popatrzyła na niego uważnie.
- Hmm... Dobra odpowiedź, ale to za mało, żeby mieć pewność... Od kogo dostałeś szpadę?
- Od księcia Edwarda z królestwa Queenlandii.
- Dobrze... A od kogo dostałeś płaszcz Sherlocka Holmesa?
- Od detektywa Herberta Jonesa.
- Pani Ketchum, przecież to jest Ash! - zawołałam załamana całym tym egzaminem.
Kobieta jednak uciszyła mnie ruchem ręki i powiedziała:
- Teraz zadam ci pytanie, na które tylko mój Ash zna odpowiedź. Jak mówiłam do ciebie w dzieciństwie?
Chłopak zarumienił się cały na twarzy.
- Mamo, proszę cię! Nie przy ludziach!
Delia Ketchum wzięła się pod boki, spojrzała groźnie na syna i rzekła:
- Ashu Joshu Williamie Ketchumie! Natychmiast odpowiedz na moje pytanie!
- Ale nieźle! Wyszło do rymu! - zaśmiała się Bonnie.
Spojrzałam zdumiona na mego chłopaka.
- To ty masz trzy imiona? - spytałam.
- Taki traf - odparł Ash, po czym spojrzał na matkę i rzekł - Odpowiedź na twoje pytanie brzmi... ekhem...
Ash przełknął mocno ślinę i powiedział:
- CUKIERECZKU. Jak byłem mały, mówiłaś do mnie cukiereczku. A właściwie to „Cukiereczku mój kochany“.
- A czemu tak mówiłam?
- Bo miałem słabość do cukierków.
- To jest mój syn! - zawołała Delia, po czym zachłannie go przycisnęła do swej piersi.
Dawn i ja parsknęłyśmy śmiechem. Bonnie, Max oraz Clemont zaś po cichu chichotali.
- Cukiereczku... Ale dobre... - chichrała się panna Seroni.
Ash, który uwolnił się z objęć matki, spojrzał groźnie na siostrę.
- Coś nie tak, Dawn?
- Nie, skądże znowu... CUKIERECZKU MÓJ KOCHANY.
Chwilę później turlała się po podłodze ze śmiechu, a Pikachu i Bonnie razem z nią. Ja sama z Clemontem i Maxem z trudem utrzymywałam się na nogach. Ash spojrzał na nas groźnie.
- Jeszcze mi za to zapłacicie, daję słowo. Ty także, zdrajco przebrzydły - dodał, patrząc na Pikachu.
Chwilę później poprosiłam moją mamę o chwilę rozmowy.
- Wiesz, mamo... Bardzo chciałabym z tobą porozmawiać, a właściwie to dokończyć naszą ostatnią rozmowę.
- Dobrze, córeczko. A więc mów - powiedziała moja mama spokojnym oraz opanowanym tonem.
Spojrzałam jej w oczy, po czym wydusiłam z siebie moje wyznanie.
- Widzisz, mamo... Wtedy, kiedy powiedziałam, że cię nienawidzę, nie mówiłam prawdy. To wszystko było kłamstwem. Powiedziałam tak dlatego, że bardzo cierpiałam. Kierowałam się wówczas emocjami, a zwłaszcza tymi negatywnymi.
- Wiem, kochanie. Wiem o tym - rzekła moja mama - Wiem też, że w pełni zasłużyłam sobie na twoje słowa.
- Mimo wszystko nie powinnam ich była mówić. To było podłe.
- Podłe było moje zachowanie względem ciebie przez te wszystkie lata. Uwierz mi... Twoja rozpacz, jaką niedawno okazałaś w rozmowie ze mną, kazała mi przemyśleć wiele faktów i doszłam do wniosku, że nie byłam zbyt dobrą matką. Ale teraz chciałabym to wszystko naprawić.
- Jest trochę późno... Ale być może lepiej późno niż wcale, prawda?
- No właśnie, kochanie. Więc jak? Zgoda między nami?
Rzuciłam się jej w objęcia, a ona czule mnie do siebie przytuliła.
- Kocham cię, mamo.
- Ja też cię kocham, córeczko. Zobaczysz, że się zmienię. Postąpiłam głupio, ale zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby ci to wynagrodzić.
- Wiem, mamo. Wierzę, że tak będzie - odpowiedziałam jej - Mimo, że bolało mnie to wszystko postanowiłam ci wybaczyć, bo przecież jesteś moją mamą i chciałaś dla mnie jak najlepiej. Prócz tego gdyby nie ty, nigdy nie poznałabym Asha.
- Fakt... Mam swój mały udział w waszej miłości - zaśmiała się moja mama.
- Poza tym obie umiemy kochać całe życie tylko jednego mężczyznę - powiedziałam - Ja zawsze będę kochać Asha, a ty będziesz zawsze kochać tatę.
- Tak... To prawda - posmutniała moja mama - Zawsze będę go kochać. Bardzo za nim tęsknię i chciałabym go znowu zobaczyć, chociaż raz.
Uśmiechnęłam się szelmowsko.
- Być może jest na to jakiś sposób.
***
Gdy już wybiła północ Max i Bonnie nakreślili na ziemi pentagram, po czym zapalili świeczki.
- Tylko tym razem odczytaj wszystko tak, jak jest napisane w książce - powiedział Ash, stojący obok mnie.
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
- Nie ma mowy, kochanie, abym tym razem coś pomyliła. Poświeć mi tylko latarką, jeśli możesz.
- Co wy w ogóle kombinujecie? - spytała moja mama.
- Spokojnie... Zaraz zobaczysz. Ale wejdź w krąg - powiedziałam.
Moja mama zdumiona spełniła moje polecenie, a tymczasem ja i Ash odczytaliśmy dokładnie zaklęcie z księgi, skupiając przy tym swoje myśli na jednym, konkretnym duchu.
Niewielką chwilę później przed naszymi oczami zmaterializowała się postać mojego ojca, Roberta Evansa.
- Czemu mnie wezwaliście? - zapytał.
- Wybacz, tato. Ale to ważne... Chodzi o mamę - powiedziałam.
Moja matula złapała się za serce na widok swego męża. Wyglądała na bardzo wzruszoną.
- Robert...
- Witaj, Grace... Chciałaś mnie znowu zobaczyć? - zapytał tata.
- Tak, kochanie. Chciałam tego... Choć na chwilę...
- Nie bój się mnie. Nie zrobię ci krzywdy. Możesz wyjść z pentagramu.
Mimo lekkich obaw mama zrobiła to i wpadła w objęcia mojego ojca, który czule ją do siebie przytulił, na ile tylko mógł sobie na to pozwolić.
- Wiem, że nie możesz zabrać mnie ze sobą, ale chcę, abyś wiedział, że nigdy nie przestanę cię kochać - powiedziała mama.
- Ja ciebie także nie przestałem kochać - odparł mój tata - Ani naszej córeczki. Dbaj o nią, proszę. To taka wspaniała dziewczyna.
- Wiem o tym... Żałuję, że ją raniłam przez te wszystkie lata.
- Ten błąd możesz jeszcze naprawić.
- Wierzysz w to?
- Wierzę. Tak jak i w to, że za jakiś czas, kiedy nadejdzie twoja kolej, to spotkamy się razem, a wtedy nic nigdy nas nie rozdzieli.
Mama spojrzała mu w oczy i rozpłakała się wzruszona.
- Tak, Robercie... Tak... Nic nigdy nas nie rozdzieli.
Równie mocno wzruszona spojrzałam na Asha i spytałam:
- Kochanie... A czy nas też nigdy nic nie rozdzieli? - zapytałam.
Mój luby wziął mnie za rękę i odpowiedział mi czułym tonem:
- Naturalnie, najdroższa. Naturalnie.
KONIEC
Ciąg dalszy przygód z czarną magią i Widmem Sashem. Na samym początku mamy drobną retrospekcję i żal Sereny, że przez niezdrową ciekawość doprowadziła do tak groźnego wydarzenia. Sash, będący sojusznikiem podłego Malamara pragnie pochłonąć duszę Asha i aby go zwabić w pułapkę dopuszcza się niecnych czynów. Dzięki Mewtwo, pierwsze starcie kończy się szczęśliwie dla naszych bohaterów. Walka jednak trwa. Serena mówiąc o tych wydarzeniach i swoim żalu, wspomina cudowną chwilę z czasów, gdy jako dziecko była na Letnim Obozie Pokemonów i poznała Asha. Była burzliwa noc i mała Serena bardzo się bała, dlatego przyszła do Asha, mającego osobny pokój. Oboje mieli kiepskie relacje z rówieśnikami, dlatego tym bardziej zbliżyli się do siebie. Owa scenka, gdy Ash pociesza Serenę podczas burzy jest naprawdę piękna, stanowi też zapowiedź ich późniejszych, dorosłych relacji. Potem wracamy do teraźniejszości. Spotkany sierżant Bob i inni policjanci próbują powstrzymać Sasha, dziwiąc się niezwykle jego podobieństwem do Asha. Obecna tam policjantka Jenny również jest zdziwiona obecnością „dwóch” Ashów. Sash dokonuje szkód w restauracji Delii, aby zwabić do siebie Asha. Dochodzi do starcia, lecz ani Ash i jego przyjaciele, ani policja czy Pokemony nie mogą dać rady Widmu. Jednak Serena korzystając z chwili, rysuje Ashowi na czole pentagram, który zmusza Sasha do wycofania się. Przed wyjazdem drużyny do Marmorii, dochodzi do krótkiej rozmowy Sereny z Matką. Serena nadal czuje żal do Grace i nie ukrywa tego, ta zaś czuje wyrzuty sumienia z powodu popełnionych błędów. Widzi, że nie może się z nią teraz dogadać, życzy jednak Córce powodzenia, zapewniając przy tym, że ją kocha. Podczas powietrznej podróży do Marmorii nasi bohaterowie zostają zaatakowani przez Malamara i Sasha. Choć drużynie udaje się chwilowo zatrzymać wrogów, to Ash zaczyna mocno słabnąć. Sash mimo wszystko ma sposób, aby pozbawiać sił naszego detektywa. Spotkany przez Serenę Mewtwo ujawnia, że jest sposób na pokonanie Widma. Niemniej Ash z Sereną muszą udać się w Zaświaty. Mewtwo zaś będzie Im stale towarzyszył. Przewoźnikiem po wodach Zaświatów okazuje się być Slowking, mówiący ludzkim głosem. Woda okazuje się być domem Widm. Dowiadujemy się nieco więcej na temat ich natury, uświadamiając sobie, jak bardzo są niebezpieczne. Serena omal nie dała się im porwać. Mamy tu nawiązanie do sceny z „Dwóch Wież„, gdzie Gollum prowadził Froda i Sama przez Martwe Bagna. Nasi przyjaciele spotykają w Zaświatach bliskie sobie osoby: Ash babcię i Meolettę, Serena ojca, zaś Mewtwo Amber i profesora Fuji. Rozmawiają też z autorem księgi, przez którą mają problem z Widmem. Znając sposób na pokonanie Widma, postanawiają się z Nim rozprawić. Okazuje się jednak, że w Centrum Pokemon, gdzie przebywali Ich przyjaciele, spotkali jedynie nieprzytomnego Meowth z Zespołu R. Informuje On Ich, że przyjaciele oraz jego kumple zostali porwani przez Malamara i Sasha. Podczas finałowego starcia Ash w końcu, prowokowany przez Widmo, uświadamia sobie, co ten też mu ukradł – jego gniew, złość, niechęć do wrogów itp. negatywne cechy, będące mroczną częścią osobowości każdego człowieka. Dzięki temu odkryciu unieruchamia Widmo. Wówczas Serena przebija potwora sztyletem, zaś Ash odzyskuje brakującą cząstkę siebie. Sash zostaje więc pokonany. Na koniec mamy wzruszającą scenkę pojednania Sereny z Matką oraz ponowne ich spotkanie z Robertem Evansem, mężem Grace.
OdpowiedzUsuńC.D.
OdpowiedzUsuńNaprawdę wspaniałe opowiadanie, pokazujące z jednej strony, jak niebezpieczna jest ciekawość i igranie z ciemnymi mocami, a także to, jaki ból sprawiają skumulowane cierpienia z przed lat. Po śmierci męża Grace cierpiała tak mocno, że nie chciała okazywać zbyt mocno ciepłych uczuć córce, chcąc w ten sposób chronić ja przed podobnym losem. Wyrządziła jej w ten sposób ból, który dopiero te wydarzenia pomogły go rozładować. Grace zaś mogła zrozumieć swoje błędy i dzięki spotkaniu z duchem męża ukoić dawny ból. Od tej pory relacje Sereny z Matką zaczynają się poprawiać, obie też zbliżają się do siebie. Cierpiąca z braku miłości mała Serena mocno przywiązała się do Asha, który od pierwszego spotkania okazywał jej ciepło, przyjaźń i zrozumienie. Widzimy więc genezę potężnego uczucia, jakim Serena obdarzyła Asha i jakim darzy go obecnie. Ogólnie więc za wspaniały klimat, mądre przesłanie i co bardzo lubię, pojawienie się Zespołu R – nie mogę dać innej oceny, jak 12/10 :)
Bardzo wzruszająca i pełna ciekawych momentów historia. Zwłaszcza zakończenie wycisnęło ze mnie chyba wszystkie możliwe łzy wzruszenia. :) Ale od początku.
OdpowiedzUsuńNasi przyjaciele przybywają do centrum pokemon i w swoim pokoju zastają istne pobojowisko. Znajdują jedynie Meowth, który zdradza im, że chcieli ukraść Pokemony ich przyjaciołom, ale przeszkodził im w tym Malamar, który zahipnotyzował wszystkich i nakazał im wszystkim zmazać pentagramy z czoła, by Sash mógł ich uprowadzić do starej leśniczówki. Ocalał jedynie właśnie Meowth, który podrapał się po twarzy ciosami furii i wyrwał się w ten sposób z transu.
Ash, Serena, Pikachu, Meowth oraz Mewtwo lecą jak najszybciej się da w kierunku podanym przez złe widmo. Odnajdują tam swoich przyjaciół oraz zespół R, rozwiązują ich i chcą uciec, jednak zatrzymuje ich Sash, tym razem działający sam. Ponownie próbuje przekonać Asha do poddania się, jednak bezskutecznie. Max maluje na ziemi pentagram, który ma ochronić ich przed demonem.
Wywiązuje się rozmowa między Ashem a Sashem, z której dowiadujemy się, że cząstką, którą Sash odebrał Ashowi jest... nienawiść do jego wrogów. Moment słabości demona wykorzystuje Serena, która wbija mu nóż w serce (które z niewiadomych powodów znajduje się u niego po prawej stronie), w ten sposób niszcząc Sasha ostatecznie. Widmo, które z niego wychodzi pochłania Ash, którego osobowość na szczęście się nie zmienia pod jego wpływem.
Nasi przyjaciele z pomocą zespołu R wracają do domu ich balonem. I gdy już się wydaje, że Jessie, James i Meowth nie błysną, balon zaczepia się o gałąź, co wyrzuca wszystkich w powietrze. Ot, ironia losu. :) Chcieli, to mają. :)
Po przybyciu do salonu domu Asha, chłopiec zostaje zasypany serią pytań od swojej mamy, z czego najbardziej mnie rozwala pytanie o ksywkę z dzieciństwa, która brzmi "Cukiereczku mój kochany". Dzięki temu Delia ostatecznie potwierdza tożsamość swojego syna i rzuca mu się na szyję. A przyjaciele z Dawn na czele mają z jego ksywki niezłą bekę xD
Następuje również pojednanie Sereny z jej mamą. Grace w końcu zrozumiała, jak bardzo krzywdziła córkę swoim zachowaniem, a Serena wycofała swoje wcześniej wypowiedziane w złości słowa. Dodatkowo córka aranżuje spotkanie matki z jej zmarłym ojcem, co wywołało u mnie naprawdę ogromne wzruszenie. :) Piękne zakończenie. :)
Wspaniałe opowiadanie dające nam naprawdę mądre przesłanie - nie igraj z ciemnymi mocami, bo to się źle dla ciebie skończy. :)
I za to przesłanie, za wspaniały klimat i ogólnie fabułę bliską mojemu sercu daję ocenę 1000000000000000000/10 :)