Kłopoty z Angie cz. II
Po zakończeniu posiłku pojechaliśmy wszyscy do Centrum Opieki Pokemonów państwa Somersby. Ash i Dawn szczególnie byli chętni, aby zobaczyć to miejsce, chociaż byli przy tym nieco zaniepokojeni. W końcu widzieli je ostatnim razem ponad dwa lata temu i zapamiętali je na swój sposób, a istniała wielka możliwość, że się ono zmieniło na gorsze. Na całe szczęście wygląd Centrum Opieki Pokemonów (zarówno zewnętrzny, jak i wewnętrzny) był taki sam jak podczas ich ostatniej wizyty.
- Piękny dom - powiedziałam, kiedy już do niego podeszliśmy.
Mnie osobiście przypomniał on farmę, ponieważ była to niewielka budowla otoczona ogrodzeniem oraz z wybiegiem dla Pokemonów.
- Naprawdę piękne miejsce - rzekł Clemont.
- Urocze! - dodała wesoło Bonnie.
- Nic się nie zmieniło. Jest tu tak, jak ostatnio! - zawołała Dawn.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał jej Piplup.
- O! Nawet Piplup ją sobie przypomina - zaśmiała się dziewczyna.
- Cieszy mnie, że wam się tu podoba - powiedziała pani Somersby z uśmiechem na twarzy.
- Moja mama ma podobny dom - rzekłam po chwili - Chociaż nasz to jest bardziej farma i służy jedynie naszym prywatnym sprawom. Państwo zaś pracujecie dla innych.
- Ale mamy z tego zysk, więc w sumie również robimy to dla siebie - stwierdził dowcipnie pan Somersby.
- Ja tam wolę powiedzieć, że łączą państwo przyjemne z pożytecznym - zachichotał Max.
Ojciec Angie uśmiechnął się do niego.
- No cóż... Zwał jak zwał... Ważne są przede wszystkim efekty.
Chwilę później zauważyliśmy, jak z Centrum Opieki wychodzi jakaś dziewczyna w wieku około szesnastu lat. Miała ciemno-złote oczy i zielone włosy obcięte na chłopaka. Nosiła na sobie zielone spodnie oraz sweter tej samej barwy. W ogóle to początkowo wyglądała mi ona na chłopaka, także dopiero po chwili, kiedy na nas spojrzała i zawołała dziewczęcym głosem: „Mamo! Tato!“ zorientowaliśmy się, że mamy tu do czynienia z osobą płci żeńskiej.
- Hej! To jest laska?! - zawołał zdumiony Max.
- W ogóle nie wygląda - dodała Bonnie.
- Mówiłem wam, że to chłopczyca - powiedział Ash.
- Nic się nie zmieniła - rzekła z uśmiechem Dawn.
Państwo Somersby przywitali się czule z dziewczyną, która to okazała się być ich córką. Angie, bo to ona była, spojrzała na nas i zapytała:
- A to kto?
- Nie poznajesz Asha Ketchuma? - zapytała jego matka.
Angie spojrzała na mojego chłopaka, prawdopodobnie próbując jakoś wydobyć jego twarz z pokładów pamięci i już po chwili jej twarz rozjaśnił lekki uśmiech.
- Ash?! Niesamowite! To naprawdę ty! Tak się cieszę, że cię widzę! I jest z tobą Pikachu!
Jej radość była całkowicie szczera. Dziewczyna nawet objęła mocno za szyję mojego ukochanego, po czym szybko go puściła i lekko przy tym zachichotała.
- Wybacz... Tak jakoś... No... Tego... Bardzo się cieszę, że cię widzę.
- Ja również się cieszę, Angie - odpowiedział jej Ash - Jak widzę twój Shinx ewoluował.
Teraz dopiero zwróciliśmy uwagę na Pokemona stojącego obok nóg Angie. Wyglądał on niczym niewielki lew, przy czym przednia połowa jego ciała (razem z pyszczkiem) była niebieska, tylna zaś czarna. Miał on także mała grzywkę barwy bordo, żółte oczy oraz znaki na przednich łapkach tej samej barwy. Koniec jego ogona zaś zdobiła złota gwiazda.
- Hej! To jest Luxio! - zawołałam.
- Pamiętam go, jak był Shinxem - powiedział Ash - A ty, Pikachu?
Jego Pokemon zeskoczył mu z ramienia, po czym podszedł do stworka Angie, po czym obaj radośnie się przywitali.
- Niesamowite! - zawołała Dawn zadowolonym głosem - Mały Shinx ewoluował? To po prostu niesamowite.
- Raczej elementarne - zaśmiał się Clemont, delikatnie przedrzeźniając słowa Asha.
Panna Somersby spojrzała uważnie na moją przyjaciółkę.
- Czy my się znamy? - zapytała.
Mój ukochany zaśmiał się radośnie:
- Nie pamiętasz mojej siostry, Dawn?
- Cześć, Angie - powiedziała wesoło panna Seroni.
- Dawn! Piplup! - zawołała radośnie córka państwa Somersby - Więc to naprawdę wy?! Nic się nie zmieniliście...
Nagle coś ją tknęło i spojrzała uważnie na Asha.
- Chwileczkę... Mówisz, że to twoja siostra?
- Tak, to moja siostra - zachichotał detektyw z Alabastii - Jakiś czas temu oboje to odkryliśmy... Wcześniej ten fakt był dla nas tajemnicą.
- Rozumiem - uśmiechnęła się Angie - A czy przedstawicie nam resztę swoich przyjaciół?
Mój chłopak z radością dokonał prezentacji. Zielonowłosa dziewczyna bardzo wesoło powitała każdego z nas, poza mną, gdyż ledwie usłyszała, że jestem dziewczyną Asha, to od razu zrobiła się jakaś taka smutna, chociaż oczywiście szybko odzyskała humor. Było jednak widać, iż wyraźnie moja obecność ją smuciła, a może raczej nie tyle moja obecność, co po prostu fakt, kim jestem dla Asha.
- Angie, kochanie... Był ktoś tutaj pod naszą nieobecność? - zapytał po chwili pan Somersby.
Dziewczyna pokiwała twierdząco głową.
- Tak, był tu znowu ten człowiek... Jonathan Smythe. Pytał się, gdzie jesteście. Nie wierzył, że was nie ma i chciał osobiście to sprawdzić.
- Lu-luxio! - pisnął jej Pokemon.
- Ech... To bardzo do niego pasuje - mruknął złośliwie jej ojciec.
- Czego on chciał? - spytała pani Somersby.
- A czego mógł chcieć? Tego, co zawsze. Miał do ojca jakieś wonty - mruknęła złośliwie Angie - Narzekał, marudził oraz twierdził, że wszystkie jego problemy są przez tatę... Nawet nie chciało mi się tego słuchać, bo to przecież same bzdury.
- Lu-lu-xio! - zamruczał gniewnie jej Luxio.
- Wielka szkoda, że go nie słuchałaś, bo może byśmy się czegoś od niego dowiedzieli - powiedział Ash.
Angie spojrzała na niego uważnie.
- Mówisz jak jakiś detektyw. Czytałeś ostatnio jakieś kryminały?
Mój ukochany zaśmiał się wesoło.
- Owszem, czytałem i nie tylko ostatnio... A co do tego detektywa, to trafiłaś jak w sam środek tarczy.
- Nie rozumiem.
Ash wyjął z kieszeni koszuli swoją legitymację i pokazał ją Angie.
- Proszę... Licencja detektywa...
Panna Somersby popatrzyła na nią bardzo uważnie, a jej zdumienie w tej sprawie chyba nie miało granic.
- Prywatny detektyw? - spytała - A nie jesteś aby za młody na to?
- Niech mój młody wiek cię nie zmyli - zaśmiał się Ash.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu, wskakując na ramię swego trenera.
- On jest doskonałym detektywem - powiedziała Bonnie.
- De-ne-ne! - pisnął jej Dedenne.
- Nie znam lepszego - dodała Dawn.
- Pip-lu-pip! - zgodził się z nią Piplup.
- Nie żeby znali więcej detektywów - zażartowałam sobie.
- Ash jest taki, jak ja - wtrącił Max - W sensie, że nigdy nie należy go oceniać po pozorach. Mnie tak samo. Myślisz pewnie: „Co to za pokurcz? On przecież nic na pewno nie potrafi!“. A to błąd! Bo ja jestem może niski i okularnik, ale jak się rozkręcę...
- To nie przebacz! Tak, wiemy! - jęknęli jednocześnie Ash i Dawn.
- No właśnie - uśmiechnął się młody Hameron.
Angie zachichotała delikatnie, słysząc te słowa.
- Zabawni jesteście. Ale może wejdziecie do środka? Niedługo pora na kolację.
- Lu-xio-ooo! - dodał jej Luxio.
- Spokojnie, córeczko. Mamy jeszcze trochę czasu - powiedział pan Somersby - Nie ma więc co się spieszyć.
- Słusznie. Bez pośpiechu - stwierdziłam wesoło.
Angie zachichotała, po czym szybko spoważniała i popatrzyła na nas uważnie.
- Skoro jesteś detektywem, to powiedz mi... Przybyłeś tutaj z przyczyn prywatnych czy też służbowych? - spytała mojego ukochanego.
Ash schował legitymację do kieszeni i uśmiechnął się do niej.
- Jedno i drugie. Przyjechałem tu w sprawie tych kradzieży i włamań do Centrum Opieki.
- Myślałam, że takimi sprawami zajmuje się policja.
- Angie! Nie bądź wredna! - skarciła dziewczynkę jej matka.
- Nie jestem wredna, tylko stwierdzam dane... Znaczy się fakty.
Mój luby uśmiechnął się lekko.
- Dane... No tak...
- Co „no tak“? - spytała panna Somersby, przyglądając mu się uważnie razem ze swoim Luxio.
Ash delikatnie zachichotał.
- Nie, nic... Tak tylko mi się coś przypomniało. A teraz przepraszam na chwilę.
Następnie odszedł na bok razem z Maxem i oboje rozmawiali na jakiś temat. Trwało to jednak bardzo krótko, ponieważ szybko wrócili i to bardzo zadowoleni. Następnie mój ukochany rzekł:
- Przepraszam, ale coś mi przyszło do głowy... Gdzie obecnie jest pan Jonathan Smythe?
- Jego Centrum Opieki znajduje się w sąsiednim mieście. On tam też pewnie przebywa - powiedziała pani Somersby.
- A czemu pytasz? - zdziwiła się Angie.
- Bo chciałbym sobie z nim porozmawiać - odparł Ash.
Pan Somersby spojrzał na niego zdumiony i rzekł:
- Nie wiem, po co chcesz z nim mówić. Z pewnością nasłuchasz się od niego samych kłamstw na nasz temat.
- Możliwe, ale te kłamstwa mogą mi dużo powiedzieć - stwierdził mój ukochany - Tak więc chciałbym je poznać, zatem muszę tam się udać.
- Idę z tobą - zgłosiłam się.
- Pika-pika-chu! - pisnął wesoło Pikachu.
- Weźcie nasze rowery, to szybko tam dojedziecie i zdążycie wrócić na kolację - powiedziała matka Angie.
Jej mąż nie wyglądał na specjalnie zadowolonego tą sytuacją, jednak dał sobie spokój z przekonywaniem nas.
- Dobrze, ale postarajcie się wrócić przed kolacją.
- Wrócimy na czas, proszę pana - zapewnił go Ash.
Następnie ja i mój chłopak wskoczyliśmy na rowery rodziców Angie i razem pojechaliśmy w kierunku sąsiedniego miasteczka.
- Po co tam właściwie jedziemy? - zapytałam.
- Pika-pika? - zapiszczał jego wierny kumpel, siedząc ma na ramieniu.
- Coś mi nie daje spokoju - odpowiedział nam Ash - Zauważ, że pan Somersby powiedział, że posiada on dane na temat Centr Opieki Pokemon. Twierdzi też, iż inni nie mają takich danych.
- Właśnie tak nam powiedział - potwierdziłam jego słowa - A co?
- Max uważa, że wszelkie dane na temat jakiekolwiek Centrum Opieki Pokemon można łatwo znaleźć w Internecie - mówił dalej mój ukochany - Dane, gdzie znajduje się jakie Centrum Opieki, kto jest jego właścicielem i inne takie to są dane ogólnie dostępne.
- Hmm... Rzeczywiście... Ale co to ma za znaczenie?
- Takie, że nasz drogi gospodarz nas okłamał.
- Okłamał nas?
- Dokładnie. Pytanie, czemu on to robi? No i jeszcze jedno... Dlaczego nasza kochana policja właśnie JEGO podejrzewa o zorganizowanie tych wszystkich włamań? On twierdzi, że to z powodu tych danych. Ale te dane są ogólnie dostępne i każdy może łatwo je zdobyć. Wobec tego nasz drogi pan Somersby może posiadać inne dane, które nie są dostępne dla każdego. I z tego powodu policja go podejrzewa, zaś pan Smythe go oskarża o to, że jest on winien tych wszystkich włamań.
- Ale jakie to dane? I dlaczego ojciec Angie nas okłamał?
- Nie wiem, kochanie, ale dowiemy się tego - odpowiedział mi Ash - Możliwe, że nasz drogi pan Smythe nam o tym powie. Wystarczy go tylko odpowiednio podejść.
- Na twoim miejscu nie byłabym tak optymistycznie nastawiona do tej sprawy - stwierdziłam z lekką ironią.
Pan Smythe był człowiekiem wysokim, około pięćdziesięcioletnim, o czarnych włosach delikatnie przyprószonych siwizną. Miał szare oczy oraz duży nos zakończony niczym dziób i w ogóle sprawiał on bardzo niemiłe wrażenie. Mężczyzna początkowo nie chciał z nami rozmawiać, ale kiedy oboje pokazaliśmy mu swoje legitymacje, a potem dodaliśmy, iż badamy właśnie sprawę oszustw prowadzonych przez pana Somersby, to od razu zmienił do nas nastawienie i poprosił, abyśmy usiedli, a nawet poczęstował naszą dwójkę sokiem oraz ciastkami.
- W sumie, to ja nie wiedziałem, że tacy młodzi ludzie mogą być już detektywami i to jeszcze z licencją - powiedział mężczyzna.
- Widzi pan... Świat nas potrafi zaskakiwać - uśmiechnął się do niego Ash - Ale jeżeli pan nam nie wierzy, to może pan sprawdzić autentyczność naszych legitymacji. Są prawdziwe. Wyrobiono je w Alabastii.
- Nie zamierzam sprawdzać ich autentyczności, ponieważ wierzę wam na słowo - odrzekł pan Smythe - A skoro prowadzicie sprawę tego drania Somersby, to doskonale. Będzie mi bardzo miło zobaczyć, jak gość idzie za kratki.
- Nie lubi go pan, co? - bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
Mężczyzna popatrzył na mnie uważnie.
- A za co mam go lubić? Nie dość, że robi mi konkurencję, to jeszcze mnie szantażował.
- Szantażował? - zapytałam zdumiona.
- Nie wiedzieliście o tym? - zdziwił się Smythe.
Ash zachichotał wesoło.
- Widzi pan... Osoby, z którymi dotąd rozmawialiśmy na temat pana Somersby nie powiedziały nam, jakie to mają, że się tak wyrażę... Pretensje do pana Somersby. Dziwnie milkli, kiedy zaczęliśmy o to pytać i zamykali się w sobie. Nie wiemy zatem, dlaczego mają oni żal do pana Somersby, a więc tym bardziej nie mamy pojęcia, dlaczego pan go nie lubi.
Oczywiście mój luby kłamał jak z nut, gdyż nic takiego, o czym mówił nie miało miejsca, ale przecież pan Smythe tego nie wiedział, co działało na naszą korzyść.
- Rozumiem... Nie chcieli wam nic powiedzieć - kiwnął głową nasz rozmówca - Pewnie ich też szantażuje, więc ci państwo stchórzyli bojąc się, że ten drań wykorzysta zdobyte przez siebie informacje przeciwko nim. Ale ja nie zamierzam się bać i powiem wam to, co chcecie wiedzieć. A wiecie, dlaczego? Ponieważ ja nie zamierzam żyć w lęku. Szantaż zaś nie jest mi wcale straszny.
- Innym jakoś jest straszny - stwierdziłam.
Jonathan Smythe uśmiechnął się ironicznie.
- Ten, kto ulega szantażom ma powody, aby to robić. A jaki jest tego powód? Nieczyste sumienie. Ja zaś nie mam sobie nic do zarzucenia.
Pokazał nam swoje ręce i rzekł:
- Widzicie? Moje dłonie są czyste... Rozumiecie to? Nie zrobiłem nic złego przez całe swoje życie i nie zamierzam robić. Jestem niewinny, więc nie mam się czego obawiać.
- Ale skoro tak, to czym pan Somersby pana szantażował?
Smythe popatrzył na nas uważnie, po czym rzekł:
- Już mówię. Ten człowiek zdobył w jakiś sposób... Nie wiem jaki... Podkupił mi ludzi czy co... No więc, zdobył on dane na mój temat.
- Jakie dane? - zapytałam.
- Moje bardzo prywatne dane... Stan mojego konta, moja rodzina, moi bliscy, zainteresowania, kiedy jedziemy na wakacje itd. Ogólnie mówiąc wszystko, co tylko można wiedzieć o obcym człowieku, żeby wykorzystać to później przeciwko niemu. Potem zaś, kiedy Somersby popadł w kłopoty finansowe, to przyszedł do mnie i powiedział, że moja działalność przynosi mu straty. Zaczął wówczas naciskać, abym nieco sobie odpuścił i przysyłał klientów do jego Centrum Opieki. Nie chciałem się zgodzić, ale on pokazał mi te dane i powiedział, że może je wykorzystać do własnych celów.
- Jakich celów? - spytał Ash.
- Pika-pika-chu? - pisnął Pikachu.
- Nie wiem... Ale już sam fakt, że ktoś posiadane dane na temat mojej rodziny jest dla mnie niepokojący - wyjaśnił Smythe.
- Więc uległ pan szantażowi? - zapytałam.
- Pika-pika? - pisnął Pikachu.
- Nie miałem wyboru. Musiałem to zrobić. W końcu rodzina jest dla mnie najważniejsza - odpowiedział mężczyzna - Ale poszedłem po cichu na policję, ponieważ, jak już wcześniej mówiłem, ja się nie boję. Podkomisarz Jenny obiecała wszcząć śledztwo, jednak nic na tego drania nie miała, więc musiała sobie odpuścić.
- Rozumiem. Czy inni właściciele Centr Opieki Pokemonów też byli szantażowani przez pana Somersby?
Smythe uśmiechnął się wesoło.
- Nie mam pewności, czy tak jest, ale to bardzo możliwe.
- No tak - pokiwał powoli głową Ash - A więc doskonale. To, co nam pan powiedział, może popchnąć śledztwo do przodu.
- Tym lepiej. Jak ten gość pójdzie siedzieć, to wreszcie będzie spokój - rzekł pan Smythe.
Nagle do gabinetu mężczyzny (bo to właśnie tam prowadziliśmy naszą rozmowę) wszedł elegancko ubrany chłopak około osiemnastoletni, mający brązowe włosy, czarne oczy i delikatne piegi na twarzy. Ogólnie sprawiał on raczej miłe wrażenie, w przeciwieństwie do swego pracodawcy.
- Proszę pana... Pana żona i córka proszą na kolację - rzekł ów młody człowiek.
- Dziękuję ci. Już idę - kiwnął głową Smythe, potem spojrzał na nas - Wybaczcie, ale nie mogę poświęcić wam więcej czasu. Sami rozumiecie... Rodzina...
- Oczywiście - rzekł Ash - Naturalnie. Rodzina jest najważniejsza.
Nagle mój ukochany spojrzał na chłopaka, który właśnie przyszedł do gabinetu i zaśmiał się wesoło.
- Edmund?
Młodzieniec zwrócił swój wzrok w kierunku detektywa z Alabastii, po czym uśmiechnął się do niego radośnie.
- A niech mnie! Ash Ketchum!
- Edmund Camon!
- Pika-pika!
Obaj chłopcy wpadli sobie radośnie w objęcia i uściskali przyjaźnie, a potem tajemniczy panicz Camon uściskał przyjaźnie Pikachu.
- Co ty tu robisz, stary? - zapytał Edmund po chwili.
- Przeżywam przygody, przyjacielu - zaśmiał się wesoło Ash.
- Domyślam się. A jakie są teraz twoje cele? Słyszałem, że zostałeś Mistrzem Pokemon.
- Owszem, w Lidze Kalos.
- Przepraszam, ale wy się znacie? - spytałam.
Ash, wciąż mając na swojej twarzy ogromny uśmiech wywołany tym spotkaniem, radośnie podszedł do mnie i rzekł:
- Wybaczcie mi, zapomniałem was sobie przedstawić. Sereno, to jest Edmund, mój dawny przyjaciel z czasów mej podróży po regionie Sinnoh. Edmundzie, to jest Serena, moja dziewczyna.
- O! Mówisz poważnie? - zaśmiał się wesoło Edmund, ściskając moją dłoń - Miło mi cię poznać, Sereno.
- Mnie ciebie również - powiedziałam.
Pan Smythe patrzył na nas uważnie.
- Ja też jestem uradowany tym pięknym widokiem, ale wiecie... Czas nagli... Chodźmy, Edmundzie, bo zjedzą nam całą kolację.
- Na pewno tego nie zrobią, proszę pana - zaśmiał się wesoło młody Camon - Jednak ma pan rację, pora już na kolację.
Następnie spojrzał w naszym kierunku i dodał:
- Wybaczcie mi, ale czas nagli. Musimy się jednak kiedyś umówić na spotkanie. Długo zostajesz w Sinnoh?
- Na jakiś czas - odpowiedział mu Ash.
- A gdzie się zatrzymaliście?
- W Solaceonie.
- Rozumiem. To jakby co znajdę was i sobie pogadamy, jak za starych, dobrych czasów.
- Trzymam cię za słowo.
Jonathan Smythe oraz jego pracownik pożegnali nas, po czym wyszli, a my poszliśmy po rowery, którymi następnie wyruszyliśmy w drogę.
- Skąd znasz Edmunda? - zapytałam.
- Z czasów, gdy podróżowałem po regionie Sinnoh - odpowiedział mi Ash - Spotkałem go przypadkiem w Centrum Pokemon i tak jakoś wyszło, że obaj szybko się zaprzyjaźniliśmy. Przeżyliśmy razem kilka naprawdę zwariowanych przygód. Fajny gość. Raz nawet uratowałem go, gdy tonął, a on przysięgał uroczyście, iż kiedyś mi się odwdzięczy. Naprawdę świetny facet. Cieszę się, że go tutaj spotkałem. Muszę koniecznie odnowić z nim znajomość.
- Tak czy inaczej była to owocna wizyta - powiedziałam po chwili.
- Pika-pika-chu! - zgodził się ze mną Pikachu.
- Nie inaczej. Poznaliśmy kilka bardzo interesujących faktów - rzekł na to Ash.
- Teraz już wiemy, czemu pan Somersby nas okłamał.
- No właśnie... Coś mi mówi, że będziemy musieli sobie z nim bardzo poważnie porozmawiać.
***
Zapowiedź Asha szybko została spełniona, ponieważ po kolacji, kiedy już wszyscy zaczęliśmy szykować się do snu (wszyscy poza mną i moim lubym, ponieważ ja i on mieliśmy jeszcze obserwować Angie), poszliśmy sobie porozmawiać z panem Somersby na osobności.
- Słucham was, moi drodzy - powiedział mężczyzna - Co takiego wam naopowiadał ten kłamca, Smythe?
- Bardzo ciekawych rzeczy, proszę pana - odparł na to mój ukochany - Choćby to, że go pan szantażował wykorzystaniem jego osobistych danych rodzinnych przeciwko niemu.
Ojciec Angie parsknął śmiechem, gdy to usłyszał.
- Proszę was... Chyba nie wierzycie w te brednie?
- Bardzo byśmy chcieli nie wierzyć, ale niestety ponoć szantażował pan również kilka innych osób. Do tego, jak na ironię, wszystkie te osoby są właścicielami jakiegoś Centrum Opieki Pokemonów.
- Brednie - mruknął mężczyzna.
- Wie pan... Chcielibyśmy, aby to były brednie, ale możemy zapytać o to innych ludzi, których pan szantażował... - rzekł mój ukochany.
- Z pewnością chętnie potwierdzą opowieść pana Smythe’a - dodałam nieco złośliwym tonem.
- Pika-pika-chu! - pisnął gniewnym tonem Pikachu.
Pan Somersby jęknął załamany, po czym spojrzał na nas uważnie.
- Dobrze... Widzę, że nie ma co was okłamywać.
- Ano nie ma - odparł na to detektyw z Alabastii.
- Głupi byłem sądząc inaczej.
- To na pewno głupota, czy może coś gorszego?
Ojciec Angie popatrzył na mojego ukochanego groźnym spojrzeniem:
- Młody człowieku...
Ash jednak nie dał mu dokończyć, ponieważ powiedział:
- Proszę pana! Wezwał nas pan tutaj prosząc o pomoc! Ale jak pana zdaniem możemy udzielić pańskiej rodzinie pomocy, skoro już od samego początku nie jest pan z nami szczery?!
- No właśnie! - dodałam gniewnym tonem - Opowiada pan nam jakieś bajki, wprowadza w błąd, a następnie chce pan, abyśmy panu pomogli?!
Pan Somersby jęknął załamany, słysząc nasze oskarżenia.
- Ech... Wiem, że to było głupie i żałosne, ale cóż... Wstyd mi się było przyznać do tego, co zrobiłem.
- Ale po co pan to zrobił? - zapytał Ash.
Mężczyzna westchnął głęboko i powiedział:
- Dla rodziny to zrobiłem. Dla mojej rodziny, bo ona jest dla mnie najważniejsza.
- Wie pan, że już ktoś nam to dzisiaj mówił? - zaśmiał się ironicznie mój luby.
- Pika-pika-chu! - potwierdził jego słowa Pikachu.
- No właśnie. Mówił to nam pan Smythe. Dla niego także rodzina jest najważniejsza. W każdym razie tak nam powiedział.
Ojciec Angie zacisnął ze złości dłoń w pięść.
- Wstrętny hipokryta. Wszystko zawsze robi na pokaz. On chyba nie umie nikogo szczerze kochać.
- Za to pan kocha swoich bliskich tak mocno, że dla nich bawi się pan w szantaże - stwierdził złośliwie Ash.
Pan Somersby dotknął sobie dłonią czoła i rzekł:
- Tak... Masz rację... To było głupie, ale nie miałem wyboru. Przez tę konkurencję ponieśliśmy same straty. Nikt nie chciał nam przesyłać swoich Pokemonów, woleli iść do bardziej luksusowych Centr Opieki. Nie było mnie stać na wprowadzenie tych samych innowacji, które znajdują się w innych Centrach, więc cóż... Musiałem coś zrobić. Rok temu wyjechałem więc na tak trzy lub cztery miesiące pod pretekstem chęci zarobienia za granicą. Naprawdę jednak jechałem do wszystkich tych Centr Opieki w całym Sinnoh i w przebraniu zatrudniałem się tam na kilka dni, a potem zdobywałem dane, żeby móc je wykorzystać przeciwko mojej konkurencji. Szefowie tych Centr Opieki bali się, że te wiadomości mogą w jakiś sposób zadziałać na ich szkodę lub wpaść w niepowołane ręce oraz ich w jakiś sposób skrzywdzić.
- Rozumiemy - pokiwał głową mój ukochany - Dzięki temu mógł pan podbierać konkurencji klientów i naprawić swoje problemy finansowe.
- A i owszem. Czasami naprawdę cel uświęca środki - powiedział nasz gospodarz.
- Tak pan sądzi? - zapytałam z ironią - Jednak pańscy konkurenci mają inne zdanie w tej sprawie. Pewnie dlatego policja pana magluje. Bo ludzie, których pan szantażował, kiedy zostali okradzeni, zaczęli składać zeznania przeciwko panu.
- Masz rację... Tak właśnie było - powiedział mężczyzna - Gdyby nie to, że policja nie ma na mnie żadnych dowodów, to cóż... Już bym poszedł siedzieć.
- A dane dotyczące tych państwa, których pan szantażował?
- Mam je bezpieczne ukryte i nikt nie wie, gdzie one są.
- Tym lepiej.
Mój ukochany poprawił sobie na głowie czapkę.
- A więc... Proszę nam powiedzieć, ale tak szczerze... Podejrzewa pan, że Angie wynosi te dane i komuś przekazuje, prawda?
Mężczyzna westchnął ponownie, po czym rzekł:
- Tak, mój chłopcze. Właśnie tak. Ale pewnie się mylę.
Nagle do pokoju weszła pani Somersby. Miała na sobie nocną koszulę oraz szlafrok.
- Kochani... Angie właśnie wyszła.
Spojrzeliśmy na kobietę zaniepokojeni.
- A wie, że pani ją widziała? - zapytał detektyw z Alabastii.
- Raczej nie... - odpowiedziała kobieta.
- To dobrze. Nie powinna tego wiedzieć.
Po tych słowach Ash spojrzał na mnie oraz na naszych gospodarzy.
- Idziemy, Sereno... Mamy zadanie do wykonania.
- Ech... Coś mi mówi, Ash, że raczej nie spędzimy tej nocy w swoich łóżkach, a przynajmniej nie całą - powiedziałam ironicznie.
- Pika-pika-chu! - pisnął wesoło Pokemon mojego ukochanego.
Ja, Ash oraz nasz wierny druh Pikachu wyszliśmy po cichu z Centrum Opieki, po czym powoli zaczęliśmy iść za Angie i Luxio, którzy co prawda mieli nad nami nieco przewagi, ale szybko ją nadrobiliśmy. Odnaleźliśmy dziewczynę oraz jej Pokemona, po czym uważnie śledziliśmy każdy ich krok. Dziękować losowi panna Somersby nie wiedziała o tym, co robimy, bo inaczej nie byłoby nam już tak łatwo ją śledzić. Chyba rzeczywiście los sprzyja odważnym, jak to napisał niegdyś sam wielki Wergiliusz w swoim wiekopomnym dziele „Eneida“. Zdecydowanie odwagi nam nie brakowało, miałam tylko nadzieję, że rozumu także.
Angie i Luxio poprowadzili nas na jakąś polanę, gdzie następnie się zatrzymała. Oboje ukryliśmy się wówczas pomiędzy drzewami i zaczęliśmy obserwować naszą podejrzaną.
- Zatrzymała się - powiedziałam.
- Nie inaczej... Pewnie na kogoś czeka - rzekł mój ukochany - Tylko na co lub na kogo?
- Mam nadzieję, że szybko się tego dowiemy - odparłam, ocierając sobie dłońmi ramiona - Chłodno jest tutaj.
- Co chcesz? W końcu mamy noc, a nie dzień, zaś to jest początek wiosny, a nie środek lata.
- Pika-pika! Pika-chu! - skarcił nas lekko Pikachu.
- Masz rację, stary. Lepiej skupmy się na tym, co mamy teraz robić - powiedział Ash.
Zrobiliśmy tak, jak powiedział i zaczęliśmy czekać. Nie musieliśmy długo tego robić, gdyż wkrótce na polanie pojawiło się kilku wyrostków w wieku podobnym do naszego, a także kilku nieco starszych. Spojrzeli oni na Angie uśmiechając się podle, zaś ich szef, którym był jakiś młodzieniec o fioletowych włosach, zapytał:
- Nikt za tobą nie szedł?
- Nie... Jestem sama, nie licząc oczywiście Luxio - odpowiedziała mu Angie.
- Lepiej dla ciebie, aby tak było - powiedział chłopak - Masz to?
Dziewczyna wyjęła z kieszeni coś, co wyglądało nam na kartę pamięci ukrytą w karcie matce.
- Masz... To ostatnie dane, jakie mogę wam dać. Więcej już ojciec ich nie zebrał.
Młodzieniec odebrał kartę od Angie i uśmiechnął się wesoło.
- Spokojnie, maleńka. Więcej nam nie będzie potrzeba - powiedział - Robimy jeszcze jeden skok i kończymy robotę.
- Tylko szkoda, że przez tę wasze akcje mój ojciec jest podejrzany o zorganizowanie tych włamań.
Wyrostki zachichotały bardzo podle, natomiast chłopak o fioletowych włosach poklepał delikatnie Angie po policzku.
- Nie masz się czego obawiać, moja słodziutka. Nie masz powodu do obaw. Twój tatuś nie pójdzie siedzieć, bo gliny nic na niego nie mają, a bez dowodów go nie posadzą.
- Ale sam fakt, że posiada te dane, o czym policja wie, działa niestety na jego niekorzyść.
- Pewnie, że działa na jego niekorzyść, ale spoko... Nie masz się czym przejmować. Nasza jakże droga i kochana policja nie może mu udowodnić posiadania tych danych, bo schował je w bezpiecznym miejscu i poza nim tylko ty wiesz, gdzie one są i co dokładniej zawierają.
- A teraz wiecie i wy... Ciekawi mnie, jak to odkryliście.
Jej rozmówca popatrzył na nią z kpiną w oczach.
- Nie musisz tego wiedzieć i prawdę mówiąc, to dla własnego dobra lepiej zrobisz, jeśli nie będziesz w to wnikać. Chyba to rozumiesz, prawda?
- Tak... Masz rację.
- No widzisz! Więc lepiej w to nie wnikaj, a wszystko będzie dobrze.
To mówiąc poklepał ją znowu po policzku i odszedł razem ze swoimi kompanami, śmiejąc się podle. Angie tymczasem załamana, razem ze swym Luxio, skierowała swoje kroki w kierunku domu. Nim jednak tam dotarła, ja, Ash i Pikachu zastawiliśmy jej drogę.
- Ash! Serena! Pikachu! A co wy tutaj robicie?! - zapytała zdumiona naszym widokiem Angie.
- Chyba się domyślasz - odpowiedział jej mój chłopak.
- Wszystko widzieliśmy - powiedziałam.
Angie spojrzała na nas jeszcze bardziej zdumiona.
- Słucham? Mam rozumieć, że śledziliście mnie?
- Na polecenie twoich rodziców - odparłam gwoli wyjaśnienia.
- Są oni zaniepokojeni twoim zachowaniem - dodał Ash.
- Pika! Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
Dziewczyna nie była specjalnie zadowolona tym, co właśnie usłyszała, gdyż powiedziała:
- Skoro więc widzieliście wszystko, to czego chcecie?
- Chcemy wiedzieć, kim jest ten gość i czemu przekazałaś mu te dane - odpowiedział jej detektyw z Alabastii.
- Pika-pika-chu! - dodał Pikachu.
Angie spojrzała na niego ponuro i odparła:
- Nie mogę wam tego powiedzieć...
- Dlaczego? - zapytałam.
- To sprawa osobista. Nie mogę nikogo w nią wtajemniczać.
Chciała odejść, ale mój ukochany złapał ją za rękę.
- Zaczekaj.
- Czego?! - warknęła na niego dziewczyna.
- Chcę ci pomóc, Angie... Jeżeli masz jakieś problemy, to możesz mi o nich powiedzieć. A jeśli nie mnie, to chociaż swoim rodzicom.
- Oni zasługują na szczerość - dodałam - Nie zapominaj też, że możesz ich wpędzić w niezłe tarapaty tymi swoimi pomysłami.
Panna Somersby westchnęła głęboko, po czym powiedziała:
- Zapewniam was, że oni nie będą mieli wcale problemów przez to, co właśnie zrobiłam.
- Założymy się? - zapytałam.
- Angie... Ja chcę ci pomóc - powiedział Ash.
- Pika-pika-chu! - dodał Pikachu.
Dziewczyna popatrzyła na niego smutnym wzrokiem.
- Nie możesz mi pomóc, Ash. Dwa razy uratowałeś mi życie, ale tym razem niestety nie jesteś w stanie mi pomóc.
- Jestem w stanie! Wystarczy, że mi zaufasz!
Angie pokręciła przecząco głową.
- Tym razem nie możesz mnie uratować, Ash. Przykro mi...
To mówiąc powoli poszła razem z Luxio w kierunku domu, nam zaś został jedynie powrót do łóżek oraz nieprzyjemny obowiązek opowiedzenia o wszystkim nie tylko naszym przyjaciołom, jak i rodzicom Angie.
Następny dzień nie zaczął się przyjemnie, gdyż właśnie wtedy rodzice Angie porozmawiali z córką bardzo poważnie na temat tego wszystkiego, czego się od nas dowiedzieli. Oczywiście panna Somersby najpierw szła w zaparte, a potem nie chciała nic powiedzieć.
- Przyznaję, że zabrałam te dane i przekazałam im, ale sam jesteś sobie winien, tato - mówiła dziewczyna - To przecież ty zdobyłeś te dane, żeby potem szantażować nimi innych.
- Wiem i wcale nie jestem z siebie dumny - odrzekł jej ojciec bardzo przygnębiony - Jednak zrobiłem to wszystko po to, aby pomóc nam wyjść z problemów finansowych. Miałem więc poważne powody.
- Ja również je miałam.
- Jakie?
- Nie mogę wam powiedzieć.
Pani Somersby spojrzała na nią smutnym wzrokiem.
- Przykro mi, ale nie mogę wam tego powiedzieć - mówiła załamanym głosem Angie.
- Dlaczego, córeczko? Dlaczego?
- To jest bardzo przykra dla mnie sytuacja. Nie mogę wam powiedzieć.
Pan Somersby rozłożył bezradnie ręce, po czym popatrzył na nas:
- Ech... I co ja mam z nią zrobić?! Po prostu załamać się można.
- Przykro nam - powiedział Ash - Naprawdę bardzo przykro.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał smutno Pikachu.
Mężczyzna poklepał go delikatnie po ramieniu.
- To nie wasza wina.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Ojciec Angie poszedł mu otworzyć. Nie poszliśmy za nim, więc tylko usłyszeliśmy jakiś ponury głos, który rzekł:
- Pan Somersby?
- Tak, to ja.
- Możemy wejść?
- Proszę.
Chwilę później w salonie pojawiło się kilku policjantów.
- Podkomisarz Jenny - przedstawiła się ich szefowa - Mam do pana sprawę, panie Somersby. Co pan robił dzisiaj w nocy?
- Przepraszam bardzo, ale czemu zadaje mi pani to pytanie? - odparł nieco gniewnym tonem nasz gospodarz.
- No właśnie! Czy wolno nam wiedzieć, z jakiego powodu pani tak postępuje? - dodała jego żona.
Jenny uśmiechnęła się ironicznie, po czym odpowiedziała:
- Proszę bardzo. Otóż wyobraźcie sobie państwo, że wczoraj w nocy został zamordowany pan Jonathan Smythe, właściciel najbardziej dla pana konkurencyjnego Centrum Opieki Pokemon. Ktoś podciął mu gardło jego własnym kindżałem, który miał zawieszony na ścianie swego gabinetu.
Wszyscy byliśmy przerażeni tym, co właśnie usłyszeliśmy. Wręcz nie mieściło się to nam w głowach.
- Co? Pan Smythe został zamordowany? - zapytała pani Somersby.
- Właśnie tak - pokiwała głową Jenny - Jego żona zeznaje, że jest pan osobą, która najbardziej była mu nieprzychylna.
- To wierutne kłamstwo! - zawołała Angie.
Jej matka położyła dziewczynie dłonie na ramionach.
- Spokojnie, kochanie. Nie unoś się tak... - powiedziała.
Pan Somersby westchnął głęboko i rzekł:
- Przyznaję, że obaj nigdy się specjalnie nie lubiliśmy, ale przecież z tego powodu bym go nie zabił.
- Naprawdę? Pan Smythe już jakiś czas temu złożył na pana skargę, że pan go szantażuje - stwierdziła złośliwie policjantka.
Mężczyzna zarumienił się lekko.
- Już chyba wyjaśniliśmy sobie tę sprawę, pani podkomisarz.
- Nie, nie wyjaśniliśmy jej sobie. Po prostu nie posiadałam przeciwko panu żadnych dowodów, więc sprawę umorzono. Teraz jednak, w świetle najnowszych wydarzeń przyzna pan chyba, że cała ta sprawa nie wygląda dla pana najlepiej.
- No dobrze, nie byłem wobec Smythe’a zbyt fair, ale nie podniósłbym nigdy na niego ręki.
- Jego rodzina uważa co innego. Twierdzą wręcz, że nikt inny nie miał motywu, aby go zabić.
- To kłamstwo! Wierutne kłamstwo! - krzyknęła oburzona Angie.
Ash podszedł do policjantki i zapytał:
- Przepraszam bardzo, ale czy dom pana Smythe’a został obrabowany?
Jenny spojrzała na niego uważnie.
- Z czyjego upoważnienia zadajesz mi to pytanie, młodzieńcze?
- A z takiego - powiedział mój luby, po czym pokazał jej legitymację.
Kobieta przyjrzała się temu dokumentowi uważnie.
- Detektyw Sherlock Ash... No proszę... Słyszałam już o tobie... Moja kuzynka, porucznik Jenny z Alabastii, bardzo chwali twoje metody śledcze. Obawiam się jednak, że w tym wypadku musisz zostawić działanie mnie.
- Być może, ale chciałbym się mimo wszystko dowiedzieć, czy dom denata został obrabowany, czy też nie - powiedział Ash, chowając swoją legitymację do kieszeni.
Pani podkomisarz zastanowiła się przez chwilę, po czym rzekła:
- Właściwie to nie złamię przepisów, jeżeli ci to powiem. Tak, został on obrabowany z Pokemonów oraz kosztowności.
- A zatem mamy motyw - stwierdziła Dawn - Pan Smythe przyłapał włamywaczy na gorącym uczynku, a ci go zabili.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał wesoło Piplup, trzymający się mocno głowy swe trenerki.
Jenny uśmiechnęła się do panny Seroni z politowaniem.
- Piękna historia, ale niezbyt pasuje do faktów.
- Dlaczego? - zapytała Dawn.
- No właśnie, dlaczego?! - zawołała Bonnie.
- Ne-ne-ne! - pisnął Dedenne, wskakując dziewczynce na ramię.
Policjantka pochyliła się nad nią, po czym powiedziała:
- Ponieważ pan Smythe został zabity w swoim gabinecie, gdzie ktoś podał mu środek na zwiotczenie mięśni, a potem podciął mu gardło nożem, w dodatku wiszącym na ścianie w jego własnym gabinecie. Wystarczy?
- Jak to? Ktoś go najpierw unieruchomił, a potem zabił? - zapytałam zdumiona tym wszystkim.
- Dokładnie tak - powiedziała policjantka poważnym, nieco złośliwym tonem - Więc chyba sami rozumiecie, że nie bardzo pasuje to na zbrodnię popełnioną przez przestępców przyłapanych na gorącym uczynku.
- Faktycznie, nie bardzo - stwierdził Clemont.
- No właśnie... I dlatego też musimy aresztować pana Somersby pod zarzutem zamordowania Jonathana Smythe’a.
- Co?! - krzyknęła Angie oburzona - Przecież mój tata nic nikomu nie zrobił!
- Lu-xio! - miauknął jej Pokemon.
- O tym, moja droga, zadecyduje sąd - odpowiedziała jej podkomisarz Jenny - Chyba, że ma pan, panie Somersby żelazne alibi na tę noc.
- Spałem w swoim pokoju - odparł na to zapytany.
- Czy ktoś pana wtedy widział?
- Tak. Moja żona.
- Która spała obok pana?
- Dokładnie.
Jenny podeszła do pani Somersby i zapytała:
- Czy ma pani mocny sen?
- Zazwyczaj tak, chociaż nie zawsze.
- Czy wobec tego, gdyby pani mąż wstawał w nocy z łóżka, to pani by to zauważyła?
- Trudno mi powiedzieć, ale...
- To mi wystarczy. Panie Somersby, jest pan aresztowany.
Policjanci natychmiast skuli w kajdanki mężczyznę. Jego biedna żona patrzyła na to wszystko załamana, zaś Angie podskoczyła do policjantki, wrzeszcząc i okładając ją pięściami:
- Nie możecie zabrać mojego ojca! On nic nie zrobił!
Jenny delikatnie, chociaż stanowczo, odsunęła od siebie dziewczynę, a następnie powiedziała:
- Ja tylko wykonuję swoje obowiązki, moja droga. Jeżeli twój ojciec jest niewinny, to nie ma się czego obawiać.
- Jest niewinny! Musi mu pani uwierzyć! On nikogo nie zabił!
- Zobaczymy - odpowiedziała na to policjantka.
Następnie spojrzała w kierunku matki Angie.
- Pani również jest zatrzymana.
- Za co?! - zawołałam oburzona.
- Właśnie! To nie fair! A ona za co?! - dodała Bonnie.
- Musimy sprawdzić, czy pani Somersby aby nie pomagała mężowi w jego zbrodni - odpowiedziała policjantka.
- Przecież on jest niewinny! - krzyknęła Angie.
- No właśnie! - dodał Max - Przecież jemu jeszcze nie udowodniliście winy!
- Sprawę winy czy też niewinności pana Somersby oczywiście bardzo dokładnie sprawdzimy - odpowiedziała Jenny - Jednak wszystko w swoim czasie. Najpierw musimy ich przesłuchać.
Rodzice Angie zostali wyprowadzeni z domu przez policjantów przy akompaniamencie płaczu oraz wrzasków ze strony ich córki, czym żaden z funkcjonariuszy specjalnie się nie przejął.
- Pani podkomisarz! Popełnia pani błąd! - zawołał Ash.
- Pika-pika! - pisnął oburzony Pikachu.
- Właśnie! Oni są niewinni! - dodałam.
Jenny spojrzała na nas uważnie.
- Już powiedziałam, że tylko wykonuję swoje obowiązki. Jeżeli macie jakieś pretensje, to kierujcie je do moich szefów. Ja po prostu robię swoje.
Ash zatrzymał kobietę jeszcze na chwilę.
- Chwileczkę, proszę pani... Rozumiem, że pan Smythe został zabity w sąsiednim miasteczku.
- Tak... Tam właśnie mieszkał i tam spotkała go śmierć - potwierdziła Jenny.
- Więc chciałbym wiedzieć, kto z tamtejszej policji prowadzi śledztwo w tej sprawie?
- Ja je prowadzę, ponieważ moja droga kuzynka, która jest tam szefem policji, wyjechała na urlop i chwilowo zastępuję ją w obowiązkach.
- Trudno jest pilnować porządku w dwóch miastach naraz, prawda?
- Pewnie i trudno, ale jakoś sobie radzę.
Ash spojrzał na policjantkę.
- Czy mogę zobaczyć miejsce popełnienia przestępstwa?
Jenny nie wyglądała na specjalnie zadowoloną z tego wszystkiego, ale ustąpiła:
- Skoro tak bardzo tego chcesz, to proszę bardzo, jednak to bez sensu. Tamtejsza policja już tam była i wszystko przejrzała. No, jeśli jednak ci się nudzi, to proszę bardzo. Możesz tam sobie poszperać. Jedź zatem, a jakby co, to powiedz, że ja cię przesyłam.
- Dziękuję, pani podkomisarz - odpowiedział Ash, salutując jej.
Policjantka uśmiechnęła się do niego.
- Nie wiem, czy masz mi za co dziękować. Swojej sławie oraz temu, że moja droga kuzynka, porucznik Jenny z Alabastii tak wysoko cię ceni, zawdzięczasz moją zgodę. Wiem jednak, że nic tam nie znajdziesz, bo nie ma tam nic do znalezienia. Wszystko jest jasne jak dobrze wyprana pościel, a wina twojego przyjaciela jest oczywista.
- Nie sądzę i postaram się to udowodnić.
- Spróbuj, ale dowody są jednoznaczne. To musiał być on i tak też napiszę w raporcie do swoich przełożonych. Będzie to stało jak Tauros na polu, czarno na białym.
- Czarno na białym, tak? Cóż... Być może udowodnię pani, że obraz w tej opowieści jest jednak kolorowy, nie zaś czarno-biały.
- Pika-pika! - dodał Pikachu.
Jenny zachichotała, słysząc te słowa:
- Wiesz co? Jeżeli uda ci się tego dokonać, to złożę wniosek do moich szefów, abyś został za ten czyn odznaczony. Więcej ci powiem! Osobiście przypnę ci medal do piersi!
Następnie odeszła, śmiejąc się przy tym ironicznie.
- Mam wrażenie, że droga pani podkomisarz niezbyt wierzy w moje umiejętności detektywistyczne - powiedział po chwili Ash, kiedy policjanci już odjechali razem z aresztowanymi.
- Sama bym tego lepiej nie ujęła - odpowiedziałam mu.
- Pika-pika-chu - zgodził się ze mną Pikachu.
Następnie weszliśmy do środka domu i podeszliśmy do Angie, którą podnosili na duchu pozostali członkowie naszej drużyny oraz Luxio.
- Koniec tajemnic, Angie - rzekł bardzo poważnym tonem Ash - Chcę wiedzieć, co to za gang i dlaczego im pomagasz!
Dziewczyna spojrzała na nas smutnym wzrokiem, po czym rzekła:
- No dobrze, powiem wam. Ten gość w fioletowych włosach, którego wtedy ze mną widzieliście, to mój dawny kumpel, Borys.
- Niezłe imię - stwierdziła z ironią Dawn - Pasuje do kogoś, kto jest draniem.
- To on kieruje tą bandą, która napada na Centra Opieki Pokemonów? - zapytał Ash.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
Angie pokiwała głową na znak potwierdzenia.
- Właśnie on. Prócz tego zorganizował kilka napaści na bogate domy. Zabrali z nich sporo kosztowności. Przede wszystkim jednak zależy im na Pokemonach.
- Co oni z nimi robią? - spytałam.
- Sprzedają jakieś babce. Nie wiem, komu.
- Kobiecie? - zdziwił się Ash - Jesteś pewna, Angie, że ich klientką jest kobieta?
- Pewności to ja nie mam żadnej. Borys jedynie wspominał o swoim zleceniodawcy i o mówił o tym kimś „ONA“, a więc pewnie chodzi tutaj o jakąś laskę.
- Lu-xio - miauknął Luxio.
- Rozumiem - powiedział Ash.
Chwilę później spojrzał na mnie bardzo uważnie i zapytał:
- Myślisz o tym samym, co ja?
- Owszem - uśmiechnęłam się tajemniczo - To chyba znowu ona.
- Nie mamy pewności, czy to ona - przypomniał nam Clemont, który także zaczął się domyślać, o kogo nam chodzi - Nie powinniśmy wyciągać żadnych wniosków z tego, co się tu dzieje, póki nie zdobędziemy dobrych i twardych dowodów.
- Słusznie. To rozsądna uwaga - dodał Max.
Ash uśmiechnął się delikatnie.
- Nie mamy dowodów, mówisz? - zapytał - Nic nie szkodzi. Zbadamy sprawę i zdobędziemy je. Najpierw jednak niech nasza droga Angie powie nam, czemu musiała pracować dla Borysa.
Dziewczyna zasmucona popatrzyła na niego, po czym rzekła:
- Nie chciałam tego, ale musiałam. Nie miałam wyboru.
- Mów do rzeczy! - zawołała Dawn.
- Właśnie! - dodała oburzona Bonnie.
- Pip-lu-pip! Ne-ne-ne! - pisnęli Piplup i Dedenne.
Angie zasmucona opuściła głowę w dół, a następnie zaczęła mówić:
- Rok temu uległam namowom Borysa i razem z nim i jego kumplami włamałam się do cukierni. Ukradliśmy razem sporo łakoci, a przy okazji też zdemolowaliśmy pół sklepu.
- Co proszę?! - zawołałam.
- Na miłość boską! Jak ty mogłaś to zrobić?! - krzyknęła Dawn, a jej Piplup zaćwierkał oburzonym tonem.
- Nie wiem, czemu to zrobiłam. Chciałam należeć do jego paczki. On mi imponował. No i również podobał się. Uległam zatem jego namowom. Niestety, zbyt późno zrozumiałam, jak żałosne to było moje zachowanie. Potem zaś ten drań i jego kumple dostali za to wyrok, chociaż wyszli jakiś czas temu za dobre sprawowanie. Ja wyroku nie otrzymałam, gdyż Borys i jego kumple przemilczeli, że brałam w tym udział, ale teraz oni zażądali, abym im pomogła grożąc, iż w przeciwnym razie wszystko powie policji i mojemu ojcu. Musiałam mu więc pomagać, jednak nie chciałam, żeby on kogokolwiek zabił i żeby mój ojciec poszedł przez to siedzieć.
Po tych słowach Angie rozpłakała się. Ash położył jej delikatnie dłoń na ramieniu.
- Spokojnie, moja droga. Spokojnie. Nie wierzę w to, żeby ta napaść miała cokolwiek wspólnego z zabójstwem pana Smytha.
Dziewczyna o zielonych włosach spojrzała na niego uważnie.
- Jak to? Więc uważasz, że to nie Borys jest winien?
- Oczywiście, że nie. Ani on, ani twój ojciec - rzekł Ash - Dla mnie obie te sprawy zupełnie przypadkowo miały miejsce tej samej nocy. Pana Smythe’a zabił ktoś inny, kto się do tego wcześniej już przymierzał, zatem nie było to więc dzieło przypadku, ale dokładnie zaplanowana zbrodnia.
- To nie będzie łatwe do udowodnienia - zauważył Max.
- Przeciwnie. Raczej bardzo proste - powiedział Clemont - W końcu sama podkomisarz Jenny nie łączy ze sobą obu tych spraw.
- Właśnie - potwierdziłam ich słowa - My musimy tylko udowodnić, że to nie ojciec Angie zabił Smythe’a.
- Ale jak? - zapytała Bonnie.
- Zacznijmy od poznania przeszłości pana Smythe’a - powiedział Ash - Max! Poszukasz w Internecie wszystkiego, co się da na temat tego pana. Wejdź na wszystkie możliwe strony, nawet te niezbyt legalne. Zresztą nie muszę cię chyba uczyć, jak masz zdobywać informacje.
- Nie ma sprawy, szefuńciu! - zawołał wesoło chłopak, salutując mu.
- Doskonale - uśmiechnął się Ash - Bonnie, pomożesz mu.
- Tak jest, Ash! - zawołała dziewczynka, również salutując mojemu ukochanemu.
- Zaś ja, Serena, Clemont i Dawn zajrzymy na miejsce przestępstwa - dokończył mój luby - Być może znajdziemy tam coś, co przegapiła nasza kochana policja.
Angie złapała mocno dłoń mego ukochanego.
- Proszę cię, Ash! Udowodnij, że on jest niewinny. Proszę cię! Pomóż mojemu ojcu! Błagam...
Detektyw z Alabastii uśmiechnął się do niej delikatnie.
- Zrobię, co w mojej mocy, aby spełnić twoją prośbę, ale mam pewien warunek.
- Jaki?
- Nigdy więcej mnie nie okłamuj ani nie zatajaj przede mną prawdy.
Panna Somersby pokiwała głową na znak zgody.
- Dobrze, Ash. Obiecuję ci to.
C.D.N.
Zgodnie z obietnicą czytam i zostawiam recenzję. I widzę, że w historii zaczyna się naprawdę dużo dziać.
OdpowiedzUsuńNasi przyjaciele odwiedzają miejscowe Centrum Opieki Pokemonów państwa Somersby. Podczas zwiedzania przychodzi do nich Angie, która informuje rodziców o wizycie niejakiego pana Jonathana Smytha, który prowadzi centrum opieki w sąsiednim miasteczku. Z jej słów wynika, że nie jest on zbytnio pozytywnie nastawiony do jej rodziców z nieznanego powodu. Ash postanawia się tego dowiedzieć u źródła i wyrusza do pana Smytha wraz z Sereną.
Dowiadują się od niego, że pan Somersby kiedyś szantażował pana Smytha przy pomocy prywatnych informacji, które skądś zdobył na jego temat. I jak się okazuje, nie tylko na jego temat ale też na temat innych właścicieli centrów.
W czasie wizyty do pokoju wchodzi Edmund, stary znajomy Asha jeszcze z czasów podróży po regionie Sinnoh. Witają się bardzo serdecznie, po czym pan Smyth wraz z Edmundem idą na kolację, a Ash i Serena wracają do państwa Somersby.
Tam przeprowadzają bardzo poważną rozmowę z ojcem Angie, który przyznaje im się do szantażowania innych właścicieli centrów. Okazuje się, że zatrudniał się on tam na kilka dni, zdobywał informacje, po czym uciekał. Robił to ze szlachetnych pobudek - jego biznes był wtedy w niezłych tarapatach finansowych i chciał w ten sposób zyskać klientów. Niby można by mu to było wybaczyć, jednak jest to średnio dobrym uczynkiem.
W tym samym czasie wszyscy zostają poinformowani, że Angie właśnie wyszła. Ash i Serena wraz z Pikachu postanawiają ją śledzić i widzą ją jak rozmawia z pewnym fioletowowłosym gostkiem, któremu przekazuje kartę pamięci z danymi, rozmawia chwilę a potem odchodzi. Gdy na jej drodze stają Ash i Serena i próbują się czegoś od niej dowiedzieć, ta zdecydowanie odmawia im powiedzenia czegokolwiek i wraca do domu.
Następnego dnia do drzwi państwa Somersby puka policja. Okazuje się, że w nocy został zamordowany pan Jonathan Smythe, a ojciec Angie jest głównym podejrzanym w sprawie. Wszyscy próbują udowodnić, że mężczyzna jest niewinny, jednak jego alibi na tę noc jest niewiarygodne. Dodatkowo zostaje aresztowana też jego żona, gdyż policja podejrzewa, że mogła ona współpracować z panem Somersby. Ash proponuje pomoc w przeprowadzeniu dalszego śledztwa, jednak miejscowa porucznik Jenny mimo zgody na pomoc ma wątpliwości, czy chłopakowi uda się odnaleźć jakiekolwiek dowody na miejscu zbrodni.
Zaraz po odjeździe policji Ash zleca Maxowi zebranie wszelkich danych na temat ofiary i decyduje się ponownie porozmawiać z Angie. Ta przyciśnięta do muru wyznaje, że człowiek, któremu przekazała dane, to Borys, jej dawny znajomy, z którym niegdyś dokonała napadu na cukiernię, jednak on nie wspomniał policji o jej udziale w sprawie, dzięki czemu nie poszła siedzieć. Teraz jednak ją szantażuje i zmusza do przekazywania danych, które zdobył niegdyś jej ojciec, a jeśli by nie chciała tego zrobić, to jest w stanie powiedzieć policji o jej udziale w napadzie na cukiernię. Zastraszona Angie spełniała jego polecenia. A Borys, jak się okazuje w trakcie rozmowy, działa na zlecenie jakiejś tajemniczej kobiety. Czyżby znowu Domino? :) To się okaże w kolejnym odcinku. :)
Akcja jak widać nabiera tempa, zaczyna robić się groźnie, ale to dobrze.
Ogólna ocena: 10000000000000000000000000000000000/10 :)