wtorek, 2 stycznia 2018

Przygoda 042 cz. II

Przygoda XLII

Ash kontra Sash cz. II


Zgodnie z moimi przewidywaniami plan Mewtwo moim przyjaciołom w ogóle się nie spodobał, jednak ponieważ nie mieli oni żadnych innych koncepcji, to musieli zaakceptować tę, choć zdecydowanie była ona dla nich przerażająca.
- Przecież możecie stamtąd nie wrócić - powiedziała Dawn.
- To prawda, istnieje takie ryzyko, ale musimy je podjąć, jeżeli dzięki temu zyskamy możliwość pokonania Sasha - odparł na to jej starszy brat.
- Pika-pika-chu! - poparł go Pikachu.
- Nie mamy więc czasu do stracenia - stwierdziłam ponurym tonem - Im szybciej zdobędziemy broń na Sasha, tym lepiej.
- No właśnie. Musimy się spieszyć - powiedział Ash - Ja i Serena oraz Pikachu zejdziemy do świata duchów, a wy zostaniecie tutaj oraz będziecie pilnować siebie nawzajem.
- Pamiętajcie tylko, żeby w każdym miejscu w tym pokoju narysować pentagram, a szczególnie na drzwiach i ramach okien - dodałam - Sash jest widmem i dzięki tym znakom nie będzie mógł was tutaj dosięgnąć.
- Ale Malamar może - zauważył Max.
- Możliwe, jednak zawsze lepsze to niż nic - stwierdziła Bonnie.
- Nie inaczej - powiedział Clemont - W razie czego też każdy z nas, jeśli będzie chciał wyjść, namaluje sobie na czole pentagram.
- Doskonały pomysł, przyjacielu - zaśmiał się wesoło Ash, klepiąc go po ramieniu - A więc uważajcie na siebie, proszę.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
- Wy też - powiedziała Dawn.
Po tej rozmowie ja, Ash i Pikachu udaliśmy się do miejsca, w którym miał na nas czekać nasz przyjaciel Mewtwo. Był on oczywiście tak, jak nam to obiecał.
- Jesteście gotowi? - zapytał.
- Jak najbardziej - powiedział Ash.
- Wobec tego ruszajmy.
Chwilę później Mewtwo powoli uniósł się w górę, zabierając ze sobą mnie, mojego chłopaka i jego Pokemona. Polecieliśmy razem poza miasto i wylądowaliśmy na jakieś polanie tuż przed wielkim głazem.
- Poczekajcie chwilkę tutaj - rzekł Mewtwo, po czym zaczął o czymś intensywnie myśleć.
Po około minucie przed nami pojawił się wielki Pokemon wyglądem przypominający ogromną kulę z silnymi rękami oraz małą głową z jednym okiem.
- To Dusknoir! - powiedziałam.
Wiedziałam, co to za Pokemon, ponieważ miałam możliwość zobaczyć takiego podczas pierwszej wizyty w Zamku Bitew, dlatego też nie musiałam sprawdzać go w Pokedexie.
Ash uderzył się dłonią w czoło, jakby właśnie coś sobie przypomniał.
- No tak, jasne! Przecież Dusknoir jest strażnikiem świata duchów! - zawołał - Pamiętam, jak mi o tym mówił profesor Rowan na Letniej Szkole Pokemonów w regionie Sinnoh.
- To tam poznałeś Angie? - spytałam.
- Dokładnie tak. I właśnie tam jedna zjawa chciała mnie oraz ją porwać w zaświaty, ale Dusknoir nie pozwolił na to.
Mewtwo spojrzał na nas i powiedział:
- Ten Dusknoir jest moim przyjacielem. Pomoże on nam dostać się do zaświatów. Sam nie mam takich mocy, żeby otworzyć te wrota.
Wezwany przez naszego przyjaciela Pokemon skupił się uważnie, po czym skierował swoje dłonie na wielki głaz, przed którym staliśmy. Chwilę później pękł on na dwoje, zaś z każdego z jego kawałków poleciała stróżka magii. Następnie złączyły się one w wielki portal mieniący się wszystkimi kolorami tęczy.
- Tędy - rzekł Mewtwo, wlatując powoli w owo przejście.
Złapałam mocno Asha za rękę, a ten uśmiechnął się do mnie delikatnie, po czym wszedł razem ze mną oraz z Pikachu, który wskoczył mu na ramię do środka.
- Dziękujemy, Dusknoir - powiedziałam.
Ten wymamrotał coś w swoim języku, ale nie wiedzieliśmy co, choć w tej chwili nie mieliśmy ochoty tego odgadywać.


Chwilę później po wejściu do portalu ukazała się nam wielka grota, a w niej jezioro, na którym stała ogromna łódź podobna do gondoli. Przed nią stała grupa duchów ludzi i Pokemonów wchodząca do środka. Wprowadzał ich jakiś Slowking.
- To przewoźnik - rzekł Mewtwo widząc, że wpatruję się zdumiona w różowego Pokemona - Zabiera on ludzi i Pokemony na drugą stronę. Na Sąd Ostateczny.
- Czy zawsze ten sam przewoźnik wykonuje to zadanie? - spytałam.
- Nie, to jest tylko jedno z licznych wejść w zaświaty, a więc co za tym idzie, Slowking jest tylko jednym z przewoźników.
- Rozumiem.
- Chodźmy tam już - rzekł Ash.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
Podeszliśmy do łodzi, gdzie Slowking spojrzał na nas uważnie.
- A wy czego tutaj szukacie? Nie jesteście ani martwi, ani umierający - powiedział do nas ludzkim głosem.
W normalnych okolicznościach na pewno byłabym bardzo zdumiona obecnością mówiącego ludzkim głosem Pokemona, ale to przecież nie były normalne okoliczności, więc praktycznie nic mnie nie dziwiło.
- Musimy dostać się do Raju i spotkać z pewną osobą - rzekł Mewtwo.
- Czy mógłbyś nas tam zabrać? - spytał Ash.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
- Bardzo cię o to prosimy - dodałam błagalnym tonem.
- Rzadko zabieram ze sobą żywych, poza tym taka wyprawa jest bardzo niebezpieczna - odpowiedział ponuro Slowking - Po tym jeziorze pływają widma. Ta woda to ich królestwo.
- Czemu widma są takie niebezpieczne? - zapytałam.
- Ponieważ nienawidzą one zarówno duchów, jak i żywych. Same nie są ani żywe, ani martwe. Balansują jedynie na krawędzi obu tych zjawisk - mówił dalej Slowking - Duchom nie mogą jednak nic zrobić, ale ludziom, gdy płyną moją łodzią... To już co innego.
- Proszę... Musimy się tam dostać - powiedziałam błagalnym tonem.
- Od tego zależy nasze życie - dodał Ash.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
Slowking smutno opuścił głowę.
- Niech wam będzie... Ale pod żadnym pozorem nie dotykajcie wody i najlepiej w ogóle na nią patrzcie.
Obiecaliśmy tak właśnie zrobić, po czym wsiedliśmy do łodzi, ta zaś sama z siebie, bez pomocy przewoźnika odbiła od brzegu i bardzo powoli ruszyliśmy w podróż na drugi brzeg. Gondola sunęła spokojnie i zarazem bez zbędnego pośpiechu przez taflę jeziora, a wszyscy jej pasażerowie byli spokojni. Najwidoczniej nie spieszyli się oni na Sąd Ostateczny. Dobrze, że nam jeszcze daleko do niego, pomyślałam sobie.
Mimowolnie spojrzałam na taflę jeziora i zobaczyłam przepływające po niej dość niezwykłe blaski. Jakieś takie dziwaczne ogniki pływały po wodzie, przebierając coraz to inne kształty. Raz to były Pokemony, a innym razem ludzie.
- Jakie to piękne - powiedziałam.
Poczułam wówczas w głowie jakieś dziwne pragnienie dotknięcia tych przecudownych obrazów migających po wodzie. Coś kazało mi to zrobić. Nie wiem co, ale to było silniejsze ode mnie, dlatego powoli wyciągnęłam rękę w kierunku wody. Zanim jednak zdążyłam dotknąć koniuszkiem palca tafli ciemnego jeziora, czyjaś dłoń mocno złapała mnie za nadgarstek. To była dłoń Asha, który cały przerażony szybko odciągnął mnie od burty.
- Nie dotykaj wody - rzekł z wyrzutem w głosie.
- Przepraszam - powiedziałam przepraszająco.
- Nie słyszałaś, co powiedział nam Slowking? Nie wolno nam dotykać wody, bo inaczej nas porwą i jeszcze zostaniemy tam na zawsze.
- Tak, to prawda - pokiwał głową nasz przewoźnik - Śmiertelnik, który dotyka tafli jeziora, zostanie w nim już na zawsze i nie ma już dla niego ratunku.
- Przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Poczułam tylko dziwną chęć dotknięcia tego jeziora - zaczęłam się tłumaczyć.
- To jest moc widm - wyjaśnił Slowking - One kuszą śmiertelników do tego, żeby dotykali wody i stawali się w ten sposób ich niewolnikami. Jeżeli więc patrzysz na jezioro za długo, zostaniesz przez nich zahipnotyzowana i wtedy może to się skończyć gorzej niż teraz.
- Dobrze, że Ash czuwał - powiedziałam.
Mój chłopak położył mi dłoń na dłoni.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze - rzekł.
- Pika-pika-chu! - dodał Pikachu wesołym tonem.
Chwilę później dobiliśmy do brzegu. Opuściliśmy wówczas pokład gondoli, a dusze ludzi oraz Pokemonów udały się ciemnym tunelem na Sąd Ostateczny.
- A my w jaki sposób mamy dostać się do Raju na rozmowę z osobą, której szukamy? - zapytał Ash.
- Moja moc was tam zaprowadzi - odpowiedział Slowking - Zaczekam tu na was, żeby was odwieźć z powrotem, gdy już wrócicie. Powodzenia.
Po tych słowach chuchnął on na nas lekko, a cała sceneria zmieniła się diametralnie, wskutek czego byliśmy teraz na łące pełnej kwiatów, drzew i jezior. Ludzkie oraz pokemonie dusze spędzały tu cudownie czas. Z daleka było widać małe domki otoczone płotami.
- Więc tak wygląda Raj - powiedział Ash zachwyconym głosem.
- Na pewno to nie Piekło, chociaż pozory mogą mylić - zaśmiałam się.
- Pika-pika - pisnął wesoło Pikachu.
Mewtwo zachichotał.
- Nie, to nie Piekło. To jest właśnie Raj.
- Czuję się jak Dante Alighieri - powiedziałam.
- He he he. Wiem, co masz na myśli - zaśmiał się mój chłopak - Ale on miał za przewodnika najpierw Wergiliusza, a potem swoją ukochaną... Zdaje się, że miała na imię Beatrycze.
- Owszem, tak miała na imię.
Rozejrzałam się dookoła tego jakże pięknego miejsca.
- Ciekawe, jak wygląda Piekło - zastanowiłam się na głos.
- Uwierz mi... Nie chcesz wiedzieć - rzekł Mewtwo.
- A przy okazji... Jestem ciekawa, jak wygląda czyściec.
- Nie ma go - odpowiedział nasz przyjaciel - Nigdy go nie było. Dusze potępionych ludzi trafiają do Piekła, a dusze szlachetnych istot do Raju. Z kolei ci, którzy nie mogą trafić ani do jednego miejsca, ani drugiego, muszą błąkać się po świecie dostając szansę na naprawienie swoich win, czego potępieni już nie mogę dokonać.
- A! To takie buty - powiedział Ash - No to w takim razie, wracając do celu naszej misji, jestem ciekaw, gdzie znajdziemy...
Nie dokończył jednak tego, co chciał powiedzieć, gdyż zauważył, że przed jego twarzą zaczął się unosić jakiś Pokemon przypominający bardzo małego ludzika lub całkiem sporą pszczołę. Był to stworek bardzo dobrze nam znany, także od razu go rozpoznaliśmy.


- Meloetta! - zawołał wesoło Ash.
- Niesamowite! To Meloetta! - pisnęłam z radością.
- Pika-pika! - zapiszczał radośnie Pikachu.
- Czemu się dziwicie? W końcu to jest Raj... Tutaj trafiają po śmierci dusze tych, co byli za życia dobrzy i szlachetni - rzekł Mewtwo.
- No tak, rzeczywiście... A chyba trudno znaleźć szlachetniejszą istotę niż nasza droga Meloetta - powiedział Ash - Witaj, Meloetto.
- Witaj, Ash.
Przez chwilę ja i mój chłopak zastanawialiśmy się, kto wypowiedział te słowa, potem jednak oboje zrozumieliśmy, że musiał to zrobić duch naszej przyjaciółki.
- Przepraszam... Czy to ty wypowiedziałaś przed chwilą te słowa, które właśnie słyszeliśmy? - zapytałam.
- Tak, to ja - odpowiedziała nam Meloetta.
Oboje z Ashem byliśmy po prostu w szoku.
- No nie! Czego jak czego, ale takich wrażeń to ja się tutaj w życiu nie spodziewałam! - zawołałam.
- Ani ja - doda Ash.
- Pika-pika! - pisnął zdumiony Pikachu.
Meloetta uśmiechnęła się do nas radośnie.
- Jesteście naprawdę uroczy i bardzo mądrzy, ale chyba o zaświatach nie wiecie zbyt wiele - powiedziała.
- Raczej nie, to w końcu nasza pierwsza wizyta w tutaj - zauważył mój chłopak - Mogłabyś więc nam wyjaśnić fakt, czemu tutaj umiesz mówić?
- Przecież to jest Raj, Ash - uśmiechnęła się do nas Meloetta - W tym miejscu po śmierci dusze zaznają wszystkiego, co dobre. Mają one również te umiejętności, których nie miały za życia, a które bardzo chciały posiadać.
- Rozumiem - Ash pokiwał głową.
- Powiedz mi, czy nie jesteś tutaj samotna? - zapytałam z troską w głosie.
Meloetta pokręciła przecząco głową.
- Nie, już nie jestem samotna, kochanie. Odnalazłam tutaj ducha Joshui Ketchuma, mojego dawnego ukochanego. Obecnie razem z nim jesteśmy tu szczęśliwi.
- Joshua Ketchum? Mój przodek? - spytał Ash.
- Pika-chu? - dodał jego Pokemon.
- Dokładnie ten sam. Czekał tu na mnie wiele setek lat, choć dla niego nie było to aż tak długie czekanie, jak dla mnie. Tutaj bowiem czas płynie zupełnie inaczej niż w naszym świecie. W każdym razie dla duchów. One nie muszą tyle czekać, co ludzie.
- Więc śmierć nie jest wcale niczym przerażającym? - spytałam.
- Nie, Sereno. Śmierć wcale nie jest straszna. Nie jest to także koniec wszystkiego, co znasz. To jest dopiero początek czegoś nowego - wyjaśniła Pokemonka.
Następnie rozejrzała się dookoła i dodała:
- Ale żeby po śmierci trafić tutaj należy godnie spędzić swoje życie, więc dbajcie o nie.
- To właśnie nas tu sprowadza - powiedział Mewtwo.
- Chcemy odnaleźć tutaj kogoś, kto może nam pomóc pokonać widmo prześladujące naszą drużynę - dodał Ash.
Meloetta zrobiła smutną minę.
- Widmo? A kto sprowadził na was to widmo?
Załamana opuściłam głowę w dół i powiedziałam:
- Obawiam się, że to moja wina.
Następnie opowiedziałam jej dokładnie, jak do tego doszło.
Pokemonka popatrzyła na mnie uważnie, jakby próbowała czytać mi w myślach, po czym pokiwała smętnie głową i rzekła:
- No cóż... Przyznaję, moja droga Sereno, że jestem nieco zawiedziona twoim postępowaniem. Sądziłam, że masz więcej zdrowego rozsądku.
- Spokojnie, Meloetto. Ona już dostała nauczkę i nie trzeba jej więcej za to dokuczać - wystąpił w mojej obronie Ash - Powiedz nam lepiej, gdzie możemy znaleźć Arthura Barringtona? To bardzo ważne.
- Jest obecnie w swoim domu. Zaprowadzę was - powiedziała nasza przyjaciółka.
Meloetta zaczęła powoli lecieć przed siebie, a my poszliśmy za nią. Rozglądaliśmy się dookoła siebie, obserwując cudownie spędzające czas dusze ludzi oraz Pokemonów. To był po prostu naprawdę piękny widok i nie umiem go tutaj należycie opisać, ponieważ brak mi właściwych słów. Mogę jedynie powiedzieć tak czysto prozaicznie, że to było coś wspaniałego, w sercu się aż robiło ciepło, gdy widziałam taki obrazek.
Doszliśmy powoli do pięknego, białego domu z czerwonym dachem oraz małym ogródkiem.
- To tutaj - rzekła Meloetta - Możecie wejść do środka.
- My zaczekamy tutaj - powiedział Mewtwo - Najlepiej będzie, jeżeli tę rozmowę odbędziecie sami.
Ja, Ash i Pikachu westchnęliśmy głęboko, a następnie bardzo powoli podeszliśmy do drzwi i zapukaliśmy do nich. Otworzył nam je mężczyzna w średnim wieku, o czarnych włosach i szarych oczach, ubrany był w strój z końca XIX wieku.
- Witajcie, przyjacielu. Co was tutaj sprowadza? - zapytał przyjaźnie.
- Pan Arthur Barrington? - spytałam.
- Tak, to ja - odparł mężczyzna - A wy kim jesteście? Nie widziałem was tu wcześniej.
- Bo jesteśmy tutaj pierwszy raz - powiedział mój chłopak - Nazywam się Ash Ketchum, to mój partner Pikachu, a to moja ukochana Serena Evans.
- Chcieliśmy pana prosić o pomoc - dodałam.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Wobec tego wejdźcie do środka - odrzekł pisarz, otwierając szeroko przed nami drzwi swego domu.
Chwilę później byliśmy już wewnątrz jego pięknego domu, po czym usiedliśmy na kanapie, zaś pan Barrington usadowił się wygodnie w fotelu naprzeciwko nas.
- A więc mówcie, moi drodzy, co was do mnie sprowadza.


Opowiedzieliśmy mu więc dokładnie, jak wyglądały nasze przygody z Sashem oraz jaki mamy z nim obecnie problem. Pisarz wysłuchał nas obojga dokładnie, po czym powoli pogłaskał dłońmi oparcie fotela oraz rzekł:
- Nieciekawa sytuacja... Naprawdę bardzo mi trudno cokolwiek wam mądrego poradzić, gdyż jesteście w niezwykle skomplikowanym położeniu.
- Czyli sytuacja jest beznadziejna? - spytałam smutnym tonem.
Arthur Barrington pokręcił przecząco głową.
- Tego nie powiedziałem. Na wszystko złe jest zawsze jakieś wyjście z sytuacji.
- Więc proszę nam powiedzieć, co możemy zrobić? - zapytał Ash.
- Prawdę mówiąc Mewtwo powiedział wam już praktycznie wszystko, co najważniejsze - rzekł pisarz - Widmo ukradło ci, mój chłopcze, cząstkę twojej osoby. Nie wiem, co to za cząstka, ale ty sam musisz to odkryć. Mogę ci jednak pomóc tego dokonać.
- A więc słucham uważnie - powiedział mój luby.
- Musisz dokładnie przemyśleć sobie wszystko, co się ostatnio dzieje i porównaj swoje cechy z cechami samego siebie sprzed kilku dni. Zastanów się, czego ci brakuje...
- Pan tego nie wie?
- Nie, gdyż to nie dotyczy bezpośrednio mnie. Tylko ty możesz odkryć, czego ci brakuje. Zastanów się nad tym uważnie, a wówczas to domyślisz się, co Sash ci odebrał. Gdy już to pojmiesz, to musisz wpuścić go w swoje ciało.
- Jak to?! - zapytałam zdumiona i przerażona jednocześnie - Co też pan mówi?! Chce pan, żeby Ash wpuścił do swego ciała Sasha?!
- Tak... Ale dopiero wtedy, kiedy już odkryje, co ten łajdak mu ukradł - mówił dalej pisarz.
- A to ma naprawdę wielkie znaczenie? - zapytałam.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
Barrington zaśmiał się delikatnie.
- Naprawdę bardzo żałuję, że w mojej książce nie napisałem znacznie więcej na temat widm. Ale wtedy, kiedy żyłem, nie wiedziałem o nich tyle, ile wiem obecnie. Po śmierci wie się znacznie więcej niż za życia.
- A więc prawdziwym mędrcem zostaje człowiek dopiero po zaliczeniu zgonu? - spytał Ash.
- Owszem, zazwyczaj tak jest - zaśmiał się pisarz - Inni z kolei nigdy nie nabiorą rozumu, ale mniejsza o to. Wracając do tematu... Mój chłopcze, jeśli widmo opanuje twoje ciało zanim odkryjesz, co ci on ukradł, stanie się twoim panem. Może nie od razu, bo jesteś silny i masz dobre serce, ale nie stawisz mu na zawsze oporu.
- Mewtwo mówił nam, że widma człowiek może z siebie wypędzić - powiedziałam.
- Owszem, ale nie wtedy, gdy widmo kradnie cząstkę twej osoby, gdyż wtedy jest częścią ciebie, Ash i czy ci się to podoba, czy nie, staniecie się w końcu jednością. To tylko kwestia czasu. Ale ty sam decydujesz, który z was będzie panem, a który z was stanie się jedynie cieniem twego jestestwa.
- Rozumiem. Widma opanowują ludzi, kiedy ci uwalniają je swoimi podłymi uczynkami lub za pomocą rytuałów magicznych i każą im kogoś krzywdzić za cenę swojej duszy... Dobrze wszystko rozumiem? - spytał Ash.
- Tak, właśnie tak - pokiwał głową pisarz - Ale kradzież cząstki osoby człowieka przez widma jest po prostu wielka rzadkością.
- Mewtwo mówił, że doszło do niego przez to, iż rozjuszyłam Widmo niepotrzebnie je przywołując - powiedziałam.
- Właśnie tak... I z tego powodu tylko ty możesz pomóc Ashowi.
- Ale jak?
Barrington powoli podniósł się z fotelu, po czym otworzył jakąś szafkę i wyjął z niej sztylet ze złotą rękojeścią.
- Proszę, weź to - powiedział pisarz, podając mi nóż do ręki.
Spojrzałam na niego zdumiona.
- Co mam tym zrobić? - spytałam.
- Musisz przebić nim serce Sasha - padła odpowiedź - Ten sztylet ma magiczne właściwości. Tylko jeśli przebijesz nim serce tego potwora, ciało Widma zostanie zniszczone, zaś Widmo będzie mogło złączyć się z Ashem. Ale pamiętaj... Zrób to dopiero wtedy, gdy twój chłopak odkryje, co ukradł mu Sash.
- Jednak czy będę zdolna tego dokonać? - zapytałam.
- To twoje usta wypowiedziały zaklęcie, które przywołało Widmo, więc to ty musisz je teraz zniszczyć - rzekł pisarz.
Wziąłem sztylet i schowałam go do plecaka, kiwając powoli głową.
- Zrobię, co będę mogła, aby ocalić mego ukochanego - powiedziałam.
Chwilę później pożegnaliśmy pana Barringtona, a następnie wyszliśmy z jego domu. Przed nim zaś czekali na nas Mewtwo i Meloetta.
- Pomógł wam? - zapytał ten pierwszy.
- Mniej niż się spodziewaliśmy - powiedziałam zniechęcona.
- Ale zawsze pomógł - dodał Ash nieco weselszym tonem.
- Pika-pika - zapiszczał potakująco Pikachu.
Meloetta uśmiechnęła się do nas.
- Więc chcecie już wracać? - spytała.
- Musimy... Pora na nas - odpowiedział Ash.
- Rozumiem. Ale najpierw, proszę, weźcie kąpiel w tym jeziorze. Jego moc pozbawi was trosk i pozwoli wam wrócić do waszego świata z nadzieją w sercach.
To mówiąc Pokemonka pokazała nam dłonią małe jezioro znajdujące się niedaleko od miejsca, w którym byliśmy. Trochę nas zdziwiła jej prośba, ale ostatecznie uznaliśmy, że możemy ją spełnić. Ja i Ash zrzuciliśmy więc ubrania, po czym skoczyliśmy do wody, w której zaczęliśmy w niej wesoło pływać, chlapać, nurkować i w ogóle byliśmy po prostu zwariowani niczym dwójka małych dzieci. Pikachu pływał obok nas z radością w oczach.
Przyznałam też, że Meloetta miała rację i woda naprawdę przywróciła nam nie tylko nadzieję w sercach, ale tchnęła również siły w nasze ciała. Zadowoleni wyszliśmy potem z wody i padliśmy nadzy na trawę, po czym patrząc w niebo przez chwilę zupełnie zapomnieliśmy o naszych kłopotach.


Gdy już wyschliśmy, to zarzuciliśmy na siebie nasze ubrania, po czym podeszliśmy do Mewtwo i Meloetty, którzy uśmiechnęli się widząc naszą dwójkę.
- Czujecie się już lepiej? - spytał pierwszy z nich.
- Owszem, o wiele lepiej - powiedziałam radośnie.
- Nie inaczej - dodał Ash - Kąpiel w tym jeziorku bardzo naszej trójce pomogła. Możliwe, że dzięki temu łatwiej przyjdzie nam walczyć z Sashem.
- To dobrze. Jeśli jednak możecie... Poczekajcie jeszcze chwilę - rzekła Meloetta - Tutaj są pewne osoby, które chcą z wami porozmawiać.
- Porozmawiać? Ale kto? - spytałam.
Pokemonka uśmiechnęła się do nas przyjaźnie, po czym w naszym kierunku podleciał jakiś młody mężczyzna po przed czterdziestką, ale już po trzydziestce. Miał on brązowe włosy i niebieskie oczy, a na sobie niebieski strój do jazdy na Rhyhornach. Znałam jego postać tylko ze zdjęć i z moich głębokich pokładów pamięci. Na jego widok poczułam, jak serce zaczyna mi mocniej bić.
- Czy to...? Czy ty...? - nie zdołałam więcej słów z siebie wydobyć.
- Witaj córeczko - powiedział mężczyzna.
- TATA!
Rzuciłam mu się mocno w objęcia, natomiast Robert Evans, mój ojciec, przytulił mnie do siebie zachłannie.
- Moja córeczka... Moja kochana córeczka... Tak się cieszę, że mogę cię tutaj zobaczyć.
- Tato... Tatusiu... Tato... - płakałam w jego pierś - Nawet nie wiesz, jak nam ciebie brakowało przez te wszystkie lata. Mama zmieniła się po twojej śmierci. Odepchnęła mnie od siebie. Traktowała mnie jak...
- Wiem o tym, kochanie. Wiem, jak ona cię traktowała - powiedział mój ojciec, powoli pieszcząc moje włosy - Kochanie... Nie uważaj jednak jej za złej kobiety. Ona zawsze była, jest i będzie dobrą osobą. Po prostu nie umiała inaczej walczyć z bólem, który przeżyła po mojej śmierci.
- Czułam przez te wszystkie lata, że ona mnie nie kocha albo nie kocha tak, jak powinna.
- Rozumiem cię, kochanie. Miałaś prawo tak uważać. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi żal, że odszedłem i doprowadziłem do tego wszystkiego.
- To przecież nie twoja wina.
- Moje kochanie. Moja kochana córeczko... Gdybym nie umarł w tak głupi sposób, to bym mógł być z wami i nie dopuścił do tego, co się stało. Ale ostatecznie nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki temu twoja miłość do Asha jest taka wielka.
- To prawda - uśmiechnęłam się lekko - Ash ofiarował mi to wszystko, czego potrzebowałam, ale zrobił to, bo tego potrzebowałam. Nie wiem, czy zwróciłby na mnie uwagę, gdybym była zaradna i odważna jak on sam. I nie wiem, czy ja bym go zapamiętała, gdyby nie to wszystko.
- Nigdy już nie dowiemy się tego, co by było, gdybyśmy postąpili inaczej niż postąpiliśmy - powiedział mój ojciec - Ale wiem jedno... Jestem z ciebie bardzo dumny, córeczko.
- Dumny? A czy ty wiesz, tato, co to twoje kochane dziecko zrobiło? - spytałam ze łzami w oczach.
- Wiem, ale nie obwiniam cię za to, Sereno. Poza tym twój chłopak ci wybaczył, więc czemu ja miałbym tego nie zrobić? Nawiasem mówiąc może nas sobie przedstawisz?
Zaśmiałam się wesoło, kiedy mój tata mnie o to zapytał. Puściłam go więc z objęć, po czym powiedziałam:
- Tato, to jest mój chłopak, Ash Ketchum. Ash, to jest mój tata, Robert Evans.
- Bardzo mi miło pana poznać - rzekł mój luby - Jestem Ash, a to jest mój przyjaciel, Pikachu.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pokemon.
- Bardzo miło mi cię poznać, chłopcze - uśmiechnął się radośnie mój tata - Proszę, dbaj o moją córkę.
- Zawsze to robię, proszę pana.
- I mam nadzieję, że dalej będziesz tak robić.
Następnie ojciec spojrzał na mnie bardzo uważnie i pogłaskał powoli moje włosy.
- Jesteś taka piękna - powiedział - Tak jak twoja matka, kiedy była w twoim wieku. Nawet nie wiesz, jak jesteście do siebie podobne.
- Wydaje mi się, że raczej bardzo się od siebie różnimy - stwierdziłam z goryczą.
- Bardzo możliwe, ale też wiele was łączy - zauważył mój ojciec - Obie przecież potraficie kochać i to całym sercem. Ona całe życie kochała tylko jednego mężczyznę, mnie. Ty całe życie kochałaś i zawsze będziesz kochać tylko jednego chłopaka, Asha. Moim zdaniem to wiele znaczy.
- Też tak uważam - poparł go mój chłopak.
- Musisz więc wybaczyć swojej mamie i spróbować się z nią pogodzić - mówił dalej mój tata - Dobrze wiem, że to nie będzie łatwe, ale powinnaś to zrobić.
Westchnęłam głęboko. Ten temat zdecydowanie był dla mnie przykry, zwłaszcza, że moja matka dopiero teraz, po tylu latach raczyła zauważyć, jak głupio mnie wychowywała przez te wszystkie lata, ale mimo wszystko czy mogłabym odmówić prośbie mojego ojca?
- Dobrze, tato... Zrobię to dla ciebie.
Robert Evans spojrzał na mnie uważnie.
- Nie, córeczko. Ty nie masz tego zrobić dla mnie, ale dla siebie samej i dla niej. Ja tylko o to proszę, ty zaś zrobisz tak, jak uważasz. Jednak wiedz, że twoja mama zawsze cię kochała i zawsze będzie cię kochać. Tylko nie zawsze umiała to okazać. Wierzę jednak, że teraz to się zmieni.
- A jeżeli ja jej wybaczę, a ona nie zmieni swego podejścia do mnie i niczego się nie nauczy? - spytałam.
- Wtedy będziesz miała czyste sumienie, bo przecież zrobiłaś wszystko jak należy - powiedział mój ojciec.
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
- No dobrze... Przekonałeś mnie. Zrobię tak, jak mnie o to prosisz, ale nie wiem, czy zdołam jej tak po prostu wybaczyć te wszystkie lata.
- Na pewno ci się to uda, bo masz dobre, kochające serce - powiedział mój tata i ponownie mnie do siebie przytulił - Tak bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też kocham, tato.
Mój ojciec pogłaskał mnie po głowie i złożył delikatny pocałunek na mym czole. Poczułam, że razem z tym cudownym pocałunkiem moje serce zostało napełnione ogromną porcją miłości oraz odwagi.


Chwilę później stanął przed nami kolejny duch. Przypominał on bardzo Delię Ketchum, ale trochę się od niej różnił. Poznałam tę postać, gdy już ją kiedyś widziałam.
- Pani... Bella Krupsh? - zapytałam.
- Tak, to ja, Sereno - uśmiechnęła się do nas kobieta.
- Babcia! - zawołał Ash, zaś w jego oczach pojawiły się łzy radości - Babuniu!
- Wnuczku mój kochany!
Bella przytuliła do siebie Asha i czule pocałowała go w oba policzki.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę.
- Ja też się cieszę, babciu - powiedział Ash wzruszonym tonem.
- Żałuję, że nie dożyłam twoich narodzin, ale za to miałam możliwość poznać cię, gdy cofnąłeś się w czasie - powiedziała Bella Krupsh - I wiedz, że jestem z ciebie naprawdę bardzo dumna. Detektyw... Kto by pomyślał? A do tego jeszcze Mistrz Pokemon Ligi Kalos. Wspaniale. Naprawdę jestem z ciebie bardzo dumna.
- Dziękuję ci, babciu... Ale nie wiem, czy na to zasługuję - powiedział mój chłopak - Wciąż nie wykonałem najważniejszego zadania, które sobie wyznaczyłem.
- Chodzi o zniszczenie organizacji Rocket i Malamara? Nie bój się, mój chłopcze. Pewnego dnia dokonasz tego, jeśli będziesz dzielnie walczył i dążył do realizacji tego celu. Nie wolno ci się jednak poddawać. Pamiętaj o swoim życiowym motcie.
Ash uśmiechnął się do babci delikatnie, po czym powiedział:
- Nigdy o nim nie zapomnę. Przysięgam.
Pół minuty później podleciały do nas dwa duchy. Były nimi postać wysokiego mężczyzny z siwymi włosami i bródką tego samego koloru oraz okularami na nosie. Obok niego stała jakaś mała dziewczynka w zielonych włosach i niebieskich oczach, ubrana w żółtą sukienkę oraz sandały tegoż samego koloru.
- Doktor Fuji... Amber... - szepnął zdumionym głosem Mewtwo, kiedy tylko zobaczył oba duchy.
- Witaj, Mewtwo - uśmiechnęła się do niego dziewczynka - Miło mi cię znowu widzieć.
- Ja również się cieszę, że mogłem cię znowu zobaczyć - dodał jej ojciec.
- Och, doktorze! - powiedział Mewtwo i gwałtownie posmutniał - Tak mi przykro. Tak bardzo mi przykro z powodu tego, co się stało.
- To mnie jest przykro, że cię zawiodłem - powiedział smutno doktor Fuji - Najpierw przez moje zachowanie poczułeś się tylko przedmiotem i okazem laboratoryjnym, a potem, gdy tylko przypomniałeś sobie o Amber, a następnie poprosiłeś o jej sklonowanie, odmówiłem ci.
- Prosiłem pana o to, bo potrzebowałem Amber, doktorze - rzekł na to Mewtwo smutnym głosem - To była moja pierwsza prawdziwa przyjaciółka. Oboje byliśmy w świecie naszych sennych jaźni, gdy czekaliśmy w pańskim laboratorium na przebudzenie ze snu.
- Wiem o tym - pokiwał głową doktor Fuji.
Popatrzyłam na nich uważnie. Wiedziałam, o czym oni rozmawiają, gdyż Mewtwo opowiedział kiedyś Ashowi swoją historię, a on opowiedział ją mnie. Mimo wszystko musiałam o coś zapytać.
- Panie doktorze... Proszę mi powiedzieć... Jak to było z Amber?
Fuji popatrzył na mnie, po czym westchnął i odpowiedział:
- Amber umarła, kiedy była bardzo mała, ale zachowałem kosmyk jej włosów. Z jego to pomocą udało mi się zamknąć w słoiku coś na kształt osobowości mego dziecka. Wystarczyło tylko utrzymać to zjawisko stabilne i potem sklonować ciało mojej córki i tchnąć w nie życie.
- Nie mógł pan po prostu sklonować Amber? - spytał Ash.
- Nie... Ponieważ wtedy byłaby ona tylko i wyłącznie kopią mej córki, a ja chciałem, żeby ona wróciła do życia całkowicie - odparł doktor Fuji - Jednak aby to osiągnąć, potrzebowałem środków finansowych. Zaoferował mi je Giovanni mówiąc, że dowiedział się on, iż gdzieś w dżungli niedaleko Amazonii leży świątynia Mew i możemy tam znaleźć coś, co pomoże nam go sklonować. Zorganizowałem więc za jego pieniądze (których mi wcale nie żałował) wyprawę do tej świątyni i udała się ona. Znaleźliśmy kamień z włosem zgubionym przez Mew. Z jego to pomocą stworzyliśmy Mewtwo. Giovanni zapłacił nam za wszystkie badania w tym celu. Co prawda dobrze wiedział, że wykorzystam większą część jego funduszy na podjęcie próby ożywienia córki, ale nie obchodziło go to. Chciał tylko Mewtwo. Zapłacił nawet za to, aby różnił się on od Mew, żeby był lepszy od niego. Aby mieć pewność, że mój plan zostanie zrealizowany, sklonowałem też Bulbasaura, Squirtle’a oraz Charmandera. Wszystkie te klony były razem z Mewtwo i jaźnią mojej córeczki podłączone do jednej aparatury, dzięki czemu miały ze sobą kontakt. Ale niestety, ten eksperyment przetrwał tylko Mewtwo. Sam próbowałem jeszcze raz odtworzyć jaźń Amber, lecz nie udało mi się to. Dlatego też wykasowałem z pamięci Mewtwo wspomnienia o mojej córce, aby nie cierpiał po jej stracie, tak jak ja.
- Ale ja odzyskałem te wspomnienia i chciałem znowu mieć moją małą przyjaciółkę - powiedział Mewtwo - Gdy doktor Fuji odmówił mej prośbie, byłem wstrząśnięty. Uznałem, że traktuje mnie jak przedmiot pozbawiony uczuć. Powiedział do mnie...
- Ty nie masz przyjaciół, Mewtwo - rzekł za niego uczony - Zostałeś stworzony przez ludzi jako klon wielkiego Pokemona, żeby być lepszy niż twój pierwowzór. Będziesz wielki, a wielkie istoty nie mają przyjaciół. One zawsze są same.
Mewtwo pokiwał smutno głową, potwierdzając słowa Fujiego.
- Tak, właśnie tak pan powiedział, a ja wtedy straciłem panowanie nad sobą. Uznałem, że jestem tylko okazem laboratoryjnym i moje życie dla was nie ma najmniejszego znaczenia, dlatego zniszczyłem laboratorium, a ludzi, którzy w nim byli... Zabiłem.
Nasz przyjaciel posmutniał bardzo mocno i spojrzał na swego stwórcę.
- Czy mi pan to kiedyś wybaczy, doktorze?
- Dawno ci to już wybaczyłem - odpowiedział Fuji - Dzięki tobie znów mogłem odzyskać moją małą Amber.
- A ja dzięki tobie odzyskałam tatusia - dodała dziewczynka.
- Ale zabiłem także innych ludzi, pańskich pomocników - mówił dalej Mewtwo - Bardzo żałuję swego czynu. Żałuję, że tak postąpiłem.
- Nie była to tylko twoja wina, Mewtwo, ale również nas wszystkich - powiedział Fuji ze współczuciem w głosie - Jednak twe dobre czyny umieją naprawić uczynione zło. Wierzę, że tam w górze to wszystko, co robisz dla Asha i jego kompani będzie ci poczytane za dobro.
- Oby tak było, doktorze - rzekł Mewtwo, a z jego oczu pociekły łzy.
Amber Fuji dotknęła delikatnie dłoni swego przyjaciela.
- Jeszcze kiedyś się spotkamy - powiedziała.
- Wiem, ale cieszy mnie, że mogliśmy chociaż na chwilę znów ze sobą porozmawiać - odparł Mewtwo.
- Ja także się cieszę - mówiła Amber radosnym głosem - I pamiętaj... Masz powody, żeby być szczęśliwym.
- Niby jakie?
- Choćby takie, że żyjesz. Rozumiesz mnie, Mewtwo? Żyjesz, a życie jest wspaniałe. Nie płacz więc nad nami.
- Ty także nie płacz nade mną, Ash - powiedziała czule Meloetta - Nie musisz po mnie płakać dlatego, że umarłam. Płacz raczej nad tymi, którzy żyją w nieszczęściu, a ich serca nigdy nie zaznają miłości.
- Musicie już iść. Sash chce was zniszczyć, a jeżeli go nie pokonacie, zniszczy wasz świat - dodała Bella Krupsh.
- Musicie walczyć o to, żeby wasze życie było wspaniałe nie tylko dla was, ale i dla waszych bliskich - poparł ją mój ojciec.
- Idźcie z nadzieją w sercach - rzekł doktor Fuji - Będziemy się modlić za to, aby się wam powiodło.
- I trzymać z was kciuki - pisnęła słodko Amber.
- Dziękujemy wam wszystkim... Dziękujemy - powiedział Ash bardzo wzruszonym tonem.
- Do zobaczenia! - zawołałam, machając im ręką.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu, który wskoczył na ramię swego trenera, a następnie kiwając łapką na pożegnanie uczynnym duchom.

***


Po opuszczeniu Raju udaliśmy się w kierunku jeziora, gdzie czekał na nas przewoźnik Slowking. Był wyraźnie uradowany, kiedy nas zobaczył.
- Widzę, że wracacie, a więc pewnie wszystko się udało - powiedział.
- Nie inaczej. Mamy to, co było nam potrzebne - potwierdziłam jego przypuszczenia.
- A więc wsiadajcie na pokład. Zabiorę was do waszego świata.
Spełniliśmy jego polecenie i już po chwili nasza łódź odbiła od brzegu, a następnie ruszyła powoli w kierunku drugiego brzegu.
- Ciekawe, jak długo nas nie było? - zapytałam.
- Chodzi ci o to, jak wiele czasu minęło w naszym świecie? - bardziej stwierdził niż zapytał Ash - Podejrzewam, że jeden dzień. A ty jak sądzisz, Mewtwo?
Pokemon popatrzył na niego, po czym rzekł:
- Podejrzewam tak samo.
- Tylko jeden dzień - stwierdził Slowking - Ale obawiam się, że przez ten czas mogło się wydarzyć w waszym świecie coś, co zdecydowanie wam się nie spodoba.
- Co masz na myśli? - spytałam go przerażonym głosem.
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
- Dowiecie się, jak już wrócicie do swojego świata - odparł zagadkowo Slowking - Nie popadajcie jednak w zwątpienie. Na pewno osiągnięcie swój cel, tylko musicie o niego zaciekle walczyć i nie poddawać się pod żadnym pozorem.
- Ktoś dzisiaj mówił nam dokładnie to samo - powiedziałam.
- To najwidoczniej ma on rację - stwierdził nasz przewoźnik.
Machnęłam na to ręką i spojrzałam na Asha.
- Wiesz, jedno mnie tylko zastanawia.
- Co takiego, Sereno? - zapytał mnie mój chłopak.
- Czemu pośród duchów nie było ducha pani Fuji, mamy Amber?
- Bo ona nadal żyje i czeka na śmierć, która zabierze ją do męża i córki - powiedział Ash.
- To prawda - potwierdził jego słowa Mewtwo - Pani Fuji odeszła od męża nie mogąc  znieść tego przerażającego widoku, który z każdym dniem musiała oglądać.
- Jakiego przerażającego widoku? - zdziwiłam się.
- Obłędu swego męża.
- Obłędu?
- Tak. Doktor Fuji popadał w coraz większe szaleństwo i po pewnym czasie umiał myśleć już tylko o jednym. O odzyskaniu ich córki. Stało się to jego obsesją, więc żona odeszła od niego nie mogąc dłużej patrzeć, jak ten podejmuje nieudolne próby przywrócenia do życia ich dziecka. Początkowo go w tym wspierała, ale potem...
- Miała już dość - dokończyłam opowieść Mewtwo.
- Dokładnie tak - Pokemon pokiwał smutno głową, po czym dodał: - Biedna rodzina. Biedna, nieszczęśliwa rodzina. To tylko w Raju śmierć nie wydaje się być niczym strasznym, ponieważ na Ziemi ona była, jest i będzie już zawsze końcem wszystkiego.
- Ale przynajmniej wiemy, że jest na tym świecie coś jeszcze niż tylko nasz świat - powiedziałam.
- Właśnie... Piekło i Niebo - zgodził się ze mną Ash - Bo jak wiemy, Czyśćca nie ma. Ale ja nigdy w niego nie wierzyłem. Mama wychowała mnie w religii, która nie wierzy w takie coś.
- A moja z kolei wychowała mnie w wierze, która wierzy w Czyściec, krucyfiksy, różańce i inne takie. Chciała nawet, żebym nosiła krzyżyk na szyi, ale nie zgodziłam się, gdyż nigdy nie byłam zbyt pobożna. Obecnie zaś wolę nosić to.
Wypowiadając te słowa dotknęłam swojego małego medalionu, który miałam zawieszony na szyi. Biały Yang, symbol męskiej części natury. Ash zaś nosi czarny Yin, symbol żeńskiej części natury. W ten sposób zakochana para miała zawsze przy sobie coś, co im przypominało o drugiej połowie.
- Według religii twojej mamy to bałwochwalstwo - zauważył Ash.
- Możliwe, ale za to według religii twojej mamy bałwochwalstwem jest modlenie się do krucyfiksu bądź obrazku świętych - dodałam.
- W rzeczy samej i ja się z tym całkowicie zgadzam - potwierdził mój chłopak - A ty jak uważasz?
- Ostatnimi czasy podzielam twoją opinię w tym temacie.
Popatrzyliśmy na siebie uważnie.
- Czy to nie dziwne, że nagle zeszliśmy na tematy religijne? - spytałam z uśmiechem na twarzy.
- Owszem, to dość niezwykłe - powiedział Ash.
- Raczej normalne, skoro niedawno zwiedziliśmy oboje Raj - zauważył Mewtwo - Tak czy inaczej pamiętajcie o jednym, kochani. To wszystko, o czym mówicie, to są tylko i wyłącznie symbole. Prawdziwa wiara natomiast jest w naszych sercach oraz w naszych uczynkach.
- Dokładnie tak - rzekł Slowking, dobijając łodzią do brzegu - Koniec przejażdżki. Wysiadka.
Opuściliśmy pokład gondoli i podziękowaliśmy przewoźnikowi za to, że nas przewiózł i to w obie strony, po czym przeszliśmy przez portal do naszego świata. Przy portalu czekał już na nas Dusknoir.
- Wybacz, że tak długo - powiedziałam przepraszającym tonem.
Pokemon mruknął coś w swoim języku.
- Mówi, że minęło tylko kilka godzin od naszego odejścia, więc nie ma sprawy - przetłumaczył Mewtwo.
- A więc minęło tylko kilka godzin, a nie cały dzień - zauważyłam.
- Owszem, ale przez ten czas mimo wszystko mogło się wydarzyć coś zdecydowanie nieprzyjemnego - powiedział Ash.
- Pika-pika-chu - zgodził się z nim jego Pokemon.
Tymczasem Dusknoir powoli zamknął portal, a następnie połączył ze sobą ponownie dwie połówki głazu tak, że wyglądały one znowu na jedną całość. Następnie uniósł się w powietrze i zniknął nam z oczu.
- Dziękujemy ci, Dusknoir! - zawołałam.
- No dobrze... Ruszajmy w drogę - powiedział Ash.


Już po chwili wszyscy unieśliśmy się w górę za sprawą siły umysłu Mewtwo i ruszyliśmy w drogę, także w ciągu zaledwie kilku minut byliśmy na miejscu. Było już popołudnie i słońce zachodziło powoli za horyzontem, gdyż jak wiadomo, zimą szybciej się robi ciemno.
- Mam nadzieję, że zdążyliśmy na kolację - rzekł mój chłopak.
Załamana zasłoniłam sobie oczy dłonią.
- Ech, Ash... Czy ty myślisz tylko o jedzeniu? - jęknęłam pół żartem, a pół serio.
- No co? Podróż po zaświatach wzmaga apetyt.
Mewtwo zaśmiał się, gdy to usłyszał.
- Jeśli pozwolicie, to tu się pożegnamy i wlecę przez okno do waszego pokoju. Lepiej, żeby mnie siostra Joy i inni nie widzieli.
- Słuszna uwaga. Lepiej nie rzucać się niepotrzebnie ludziom w oczy - zauważyłam.
Nasz przyjaciel poleciał w górę, a tymczasem ja, Ash oraz Pikachu skierowaliśmy swe kroki do Centrum Pokemon. Na nasz widok siostra Joy radośnie się uśmiechnęła.
- Witajcie. Mam nadzieję, że wasza wycieczka po mieście była udana - rzekła.
- Dziękuję. Nie mamy raczej powodu do narzekania - odpowiedziałam - Czy nasi przyjaciele są tutaj?
- Tak... A przynajmniej nie zauważyłam, żeby stąd wychodzili.
Poszliśmy więc do pokoju, który razem wynajmowaliśmy w Centrum, kiedy jednak już się w nim znaleźliśmy, przeszedł nas dreszcz przerażenia. Pokój był nie tylko pusty, ale wręcz wyglądał tak, jakby odbyła się w nim walka i to dość brutalna. Nasz przyjaciół zaś nigdzie nie było. Zostały tylko ich plecaki i torby, jakie mieli ze sobą, ale nic poza tym.


C.D.N.




1 komentarz:

  1. Kochanie, powiem jedno... jesteś jak Polsat xD Przerywać w takim momencie? Rozumiem, że to ma zachęcić czytelnika do dalszej lektury, ale żeby aż tak? No wiesz co... nie spodziewałam się tego po Tobie. :D
    Ale do rzeczy, zacznijmy zatem część właściwą recenzji. :)
    Serena po rozmowie z Mewtwo idzie do przyjaciół ogłosić im wiadomość o sposobie na pokonanie Sasha. Oczywiście nie są oni zachwyceni podróżą w zaświaty, gdyż nie są pewni powrotu. Ostatecznie na wyprawę wraz z Sereną i Mewtwo wybiera się Ash i po chwili lecą już oni w kierunku portalu.
    W zaświaty wpuszcza ich Dusknoir, a potem ich przewoźnikiem po rzece umarłych (niczym w Hadesie) zostaje Slowking. Po drodze napotykają oni Meloettę, na widok której obie strony bardzo się cieszą. Wskazuje im ona miejsce pobytu Arthura Barringtona, autora książki, którą otrzymał Ash.
    W rozmowie z pisarzem przyjaciele dowiadują się, że jedynym sposobem na pokonanie Sasha jest wbicie w jego serce sztyletu ze złotą rękojeścią (ktory to zostaje podarowany Serenie), ale dopiero wtedy, kiedy Ash dowie się, jaka jego cząstka została mu odebrana. Wtedy Sash przestanie istnieć, a Widmo tak czy siak w niego wniknie, ale nie będzie w stanie w pełni panować nad ciałem i umysłem Asha.
    Po tej krótkiej acz emocjonującej rozmowie nasza para wychodzi z domku pana Barringtona. Na zewnątrz spotykają Mewtwo i Meloettę, która w międzyczasie sprowadziła do nich kilka dusz, które chciały je spotkać. Jedną z nich okazuje się ojciec Sereny, Robert Evans, który radzi Serenie, żeby ona wybaczyła mamie jej oschłość i chłód w ich relacjach. Oczywiście, jak to dobry tata, poucza Asha, żeby ten dbał o Serenę. :D
    Następnie spotykają Bellę Krupsch, matkę Delii a babcię Asha, która niestety nie doczekała momentu jego narodzin. Spotkali ją po raz pierwszy podczas podróży w czasie, a teraz witają się jeszcze bardziej serdecznie niż poprzednio. Wyjątkowo piękna i wzruszająca scena. :)
    Na sam koniec przychodzi dobry znajomy Mewtwo - doktor Fuji oraz dawna przyjaciółka Pokemona i córka doktora, Amber. Rozmawiają oni długo i wybaczają sobie wszystkie winy. Po tej rozmowie i pożegnaniu z Meloettą, przyjaciele wracają do Slowkinga, który przewozi ich z powrotem do portalu prowadzącego na ziemię.
    Po powrocie na ziemię okazuje się, że minęło jedynie kilka godzin które niestety obfitowały w dość brutalne wydarzenia. Mianowicie gdy Serena, Ash oraz Pikachu wchodzą do pokoju w Centrum Pokemon, nie znajdują w nim nikogo, a pomieszczenie jest wypełnione śladami dość brutalnej walki... Co się stało z resztą przyjaciół? Tego dowiemy się już w kolejnej i ostatniej zarazem części historii. :)
    Historia piękna, bardzo ładnie Ci się udała. Podróż w zaświaty bardzo wzruszająca, mnóstwo pięknych rodzinnych i przyjacielskich spotkań. :)
    Ogólna ocena: 1000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...