wtorek, 2 stycznia 2018

Przygoda 047 cz. II

Przygoda XLVII

Zacięty pościg cz. II


- To Annie i Oakley! - zawołała Misty.
- Wiedziałem - dodał Brock.
- No i wykrakałeś. Jest tu gorąco - mruknęłam na ucho Ashowi.
- Pika-pika! - dodał przerażony Pikachu.
- Tak... W rzeczy samej - odparł mój luby.
Annie i Oakley tymczasem zadowolone z siebie stanęły przed basenem, patrząc zachwyconym wzrokiem w stronę sparaliżowanych Pokemonów.
- No proszę... Niezłe łupy nam się trafiły - powiedziała Oakley.
- Właśnie... Będzie piękny prezent dla szefa - dodała Annie.
- Czego wy od nas chcecie? - zapytała oburzonym tonem Violet.
- Och, nic takiego - zaśmiała się podle Oakley - Chcemy tylko waszych Pokemonów.
- Chyba śnisz! - zawołała oburzona Daisy - Nie oddamy ci ich!
- A czy my was pytamy o zdanie? - mruknęła złośliwie złodziejka o krótkich, niebieskich włosach.
- Dokładnie. Bierzemy bez pytania - dodała jej siostra blondynka.
- Chyba po moim trupie! - krzyknęła Lily.
Starsza z sióstr złodziejek wyjęła więc pistolet i wymierzyła z niego do dziewczyny.
- Jak sobie życzysz - powiedziała.
- Zostaw ją! - wrzasnęła Misty.
Następnie przedarła się ona przez tłum widzów i wskoczyła na arenę z basenem, po czym przybrała bojową pozę.
Jenny szybko wyjęła krótkofalówkę, a następnie zaczęła się przez nią kontaktować ze swoimi ludźmi.
- Zostaw ją, ty wiedźmo! - krzyknęła Misty.
- O! No proszę! Rudzinka! - zaśmiała się ironicznie Oakley - Pamiętam cię. Znowu zamierzasz stanąć nam na drodze?
- Co ty masz za fryzurę? - zapytała złośliwie Annie - Normalnie totalne bezguście. Ja bym w czymś takim nie wyszła na ulicę.
- Zostawcie moje siostry w spokoju - warknęła Misty, ignorując przy tym złośliwe teksty obu złodziejek.
- Twoje siostry? - zdziwiła się Oakley - Więc to są twoje siostrzyczki?
- Jakoś wcale nie jesteście do siebie podobne - mruknęła Annie.
- Misty, dziecino! Co ty wyprawiasz?! - zawołała przerażona Violet.
- Właśnie! Uciekaj! Nie mieszaj się do tego! - dodała Daisy.
- Nie ma mowy! To jest też moja Sala i nie pozwolę, aby ją okradano! - krzyknęła do sióstr Misty, po czym spojrzała na złodziejki i dodała: - Macie natychmiast zostawić moje siostry i ich Pokemony w spokoju!
- Doprawdy? - zaśmiała się Oakley - A niby dlaczego mamy to zrobić? Bo ty nam każesz?
- Bo my wam każemy! - krzyknął Brock, skacząc obok Misty.
- O! To twój chłopak? - zachichotała Annie.
- Tym lepiej! Będzie patrzył na twój zgon - dodała jej siostra.
Nie zdążyła ona jednak strzelić, ponieważ w tej samej chwili Pikachu uderzył piorunem w jej dłoń. Oakley upuściła pistolet z piskiem. Odwróciła się na bok i spojrzała w naszym kierunku.
- TY?! - krzyknęła wściekle złodziejka.
- No nie! Znowu ten bachor! - jęknęła załamana Annie.
Ash przeskoczył przez miejsca w widowni razem z wiernym Pikachu i wyjął szpadę z pochwy.
- Jesteście aresztowane! Rzućcie broń!
- Tylko zróbcie to szybko! - zawołała Misty, łapiąc do ręki upuszczony przez Oakley pistolet i mierząc z niego do złodziejek.
- I nie próbujcie żadnych sztuczek! - dodała Jenny, dołączając razem ze mną na arenę - Moi ludzie już tu są! Cały budynek jest przez nich otoczony! Nie uciekniecie!
Annie i Oakley podniosły ręce do góry, jednak ta druga wyraźnie była ubawiona całą tą sytuacją.
- Ojej... To jest naprawdę straszne, proszę pani - mruknęła złośliwie - Chyba będziemy musiały się poddać. Prawda, Annie?
- Nie inaczej - dodała jej siostra - To wygląda na beznadziejną sytuację.
- A może jednak nie - zaśmiała się podle Oakley.
Następnie cisnęła nam pod nogi coś, co narobiło strasznego dymu w całym pomieszczeniu. Zaczęliśmy od tego dymu kaszleć i się krztusić. Obie złodziejki zachichotały wtedy podle, po czym zaczęły uciekać.
- Gdzie one są?! - zawołałam, wciąż kaszląc.
- Spokojnie, znajdziemy je! - krzyknął Ash.
Następnie wypuścił z pokeballa jakiegoś swego Pokemona.
- Pidgeot! Rozpędź tę chmurę! - zawołał.
Jego stworek natychmiast wykonał polecenie i wtedy zauważyliśmy, jak Annie i Oakley śmiejąc się skaczą po widowni w kierunku wyjścia, a za nimi lecą te ich małe roboty. Pokemony Sensacyjnych Sióstr pozostały w basenie razem ze swoimi trenerkami.
- Nie zabrały tego, po co przyszły? - zdziwiłam się.
- To teraz bez znaczenia! - krzyknęła Jenny.
Złapała za krótkofalówkę i zawołała:
- One uciekają! Otoczyć budynek! Nikt nie ma prawa z niego wyjść ani do niego wejść aż do odwołania!
Następnie sama rzuciła się w pościg za złodziejkami.
- Może ich nie złapać - powiedziałam.
- Wiem. Mam pewien pomysł - rzekł Ash.
Następnie schował on szpadę do pochwy i gwizdnął na palcach. Wtedy właśnie wylądował przed nim Pidgeot.
- Wskakuj, Serena! - zawołał mój chłopak.
Następnie jednym, bardzo zwinnym ruchem usadowił się na grzbiecie Pokemona. Ja wskoczyłam za nim i objęłam go mocno w pasie.
- Lecimy, Pidgeot!
Dzielny ptak zatrzepotał mocno swymi skrzydłami, po czym uniósł się wysoko w górę. W ostatniej chwili Pikachu wskoczył na jego grzbiet, bo jeszcze trochę i odlecielibyśmy bez niego.
- Hej! A my to co?! - zawołała Misty widząc, jak odlatujemy.
- Zostańcie tutaj! - krzyknął Ash.
- No jasne! - usłyszałam słowa mojej rudowłosej przyjaciółki - Oni lecą na akcję, a my musimy zostać na miejscu. Nieźli z nich przyjaciele, nie ma co!
Brock wówczas coś powiedział, ale nie wiem, co to było, ponieważ odlecieliśmy z moim chłopakiem w kierunku wyjścia, którym uciekły obie złodziejki.
- Gdzie one mogą być? - zapytałam.
Ash rozejrzał się szybko dookoła i zobaczył obie nasze uciekinierki znikające za jakimś rogiem.
- Tam! Za nimi, Pidgeot!
Pokemon zaskrzeczał i ruszył szybko w pościg. Złodziejki zaś śmigały niczym dwie strzały zwinnie po wszystkich pomieszczeniach, ale w końcu udało się nam je wyprzedzić oraz zagrodzić im drogę.
- Stójcie! - zawołał Ash.
- Dalej nie uciekniecie! - krzyknęłam groźnie.
Oakley widząc nas dała znak Annie, która rzuciła jej pistolet.
- Sprawiacie nam coraz więcej kłopotów! Jednak to się zaraz zmieni! - zawołała kobieta i wymierzyła w naszym kierunku broń.
- Właśnie! - dodała jej starsza siostra w blond włosach - Zejdźcie nam z drogi!
- Nie ma mowy! Musiałybyście nas zabić! - krzyknął Ash.
Oakley wzruszyła obojętnie ramionami.
- Jak sobie chcesz.
- Pikachu, piorun! - zawołałam.
Pokemon strzelił elektrycznym atakiem w obie kobiety, które jęknęły z bólu i upadły na ziemię. Mój luby zeskoczył wówczas z grzbietu Pidgeota, po czym odkopnął broń Oakley daleko od niej, wyjął szpadę i powiedział:
- Jesteście aresztowane!
Obie siostry spojrzał na niego groźnie.
- Nie ma mowy! Nie wrócimy do więzienia!
Następnie nacisnęła ona jakiś guzik na swoim zegarku, a wówczas dwa niewielkie roboty w kształcie kul, unoszące się tuż nad głowami złodziejek, zaatakowały mnie i Pidgeota, rażąc nas prądem.
- Spadaj, ty blaszaku! - zawołałam, próbując się od niego opędzić.
Na całe szczęście Pikachu nie był w ciemię bity, gdyż sam zaatakował elektrycznością jednego z robotów. Jego atak był tak silny, że ów wredny blaszak upadł na podłogę nie nadając się do użytku. Pozostał jednak drugi robot, wciąż nas atakujący. Wówczas jednak przyszedł nam z pomocą Ash, który ciął robota swoja szpadą. Jeden cios i z tej głupiej puszki pozostały jedynie szczątki.
- I po krzyku - rzekł Ash, uśmiechając się do mnie.
- Super, ale te jędze uciekają! - zawołałam.
Detektyw z Alabastii odwrócił się i zobaczył, jak Annie oraz Oakley biegną przed siebie, chichocząc przy tym podle. Ledwie jednak otworzyły drzwi, którymi zamierzały uciec, to stanęły przed obliczem inspektor Jenny mierzącej do nich z pistoletu.
- Wybieracie się gdzieś? - zapytała złośliwie policjantka.
Ash doskoczył do nich i wymierzył w obie panie swoją szpadę.
- Jeden ruch i będziecie nadziane na rożen! - zawołał.
Siostrzyczkom uśmiech zszedł z twarzy, po czym podniosły one ręce do góry. Teraz już musiały się poddać.

***


Annie i Oakley zostały skute kajdankami i zaprowadzone przez Jenny na posterunek policji. Tam następnie posadzono je w pokoju przesłuchań, w którym to nasza droga pani inspektor razem ze mną oraz Ashem zajęła się swoim obowiązkiem, czyli przesłuchaniem złodziejek.
- Brawo! Naprawdę bardzo piękną macie kartotekę, moje drogie panie - powiedział nasza policjantka, siadając naprzeciwko obu sióstr - W 2001 roku dostaliście sześć lat odsiadki za zamieszanie, jakiego to narobiliście w mieście Alto Mare. Jednak wyszłyście wcześniej za dobre sprawowanie.
- Tak wypadło - powiedziała Oakley.
- Owszem, ale co z tego, skoro i tak już parę miesięcy później znowu dostałyście wyrok, tym razem osiem lat. A za co? A za wyjątkowo perfidne przestępstwo - mówiła dalej pani inspektor.
- Niestety sądy nas chyba nie lubią - odparła Annie.
- Najwidoczniej - rzekła na to z kpiną w inspektor Jenny - Jednak, jak widzę, odsiedziałyście sobie jedynie kilka miesięcy i co? Znudziło się wam w naszym zakładzie penitencjarnym? Dlaczego?
- Posiłki były bardzo kiepskie - zauważyła niebieskowłosa złodziejka.
- Do tego paski mnie pogrubiają - dodała jej siostra.
Uśmiechnęłam się ironicznie, słysząc te słowa.
- Coś mi mówi, że będziecie jednak musiały do nich przywyknąć - powiedziałam - Bo za samą ucieczkę dostaniecie jeszcze parę lat, a za to, co teraz wyczyniałyście na Sali w Azurii, to będziecie miały... Niech pomyślę... Ile mogę dostać, Ash?
- Coś tak piętnaście lat, włączając w to oczywiście wyrok, którego nie skończyłyście odsiadywać, jak i wyrok, jaki was teraz czeka - odpowiedział mój chłopak.
- Tak... No właśnie - zaśmiałam się.
Annie i Oakley jakoś jednak wcale nie wyglądały na przejęte tym, co im mówiliśmy. Przeciwnie, wciąż były bardzo ironicznie uśmiechnięte oraz niesamowicie pewne siebie.
- Mam rozumieć, że was to bawi? - zapytała ze złością Jenny - Wydaje się wam może, iż wasza sytuacja jest zabawna? Mylicie się! Wcale taka nie jest! Wręcz przeciwnie! Zgnijecie w więzieniu! Nie rozumiecie tego?!
- To dla nas bez znaczenia - powiedziała Annie.
Spojrzeliśmy na kobiety zdumionym wzrokiem.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytałam.
- To, że nie obchodzi nas, czy pójdziemy siedzieć, czy też nie - odparła mi złodziejka bezczelnym tonem.
- Właśnie. Bo nasza misja została i tak wykonana - dodała Oakley.
Ash zacisnął ze złości pięść, gdy to usłyszał.
- Możecie mówić jaśniej? - warknął na obie złodziejki.
- Mam mówić jaśniej? Ależ proszę bardzo - powiedziała z jadowitym uśmiechem młodsza z sióstr - Widzisz, mój kochany detektywie... Podczas, kiedy ty bawiłeś się w zacięty pościg za nami, ktoś inny wykorzystał twoją nieobecność w Alabastii, żeby przeprowadzić swój jakże sprytny plan.
Mój chłopak przerażony pobladł na twarzy, słysząc te słowa.
- O czym ty mówisz? - zapytał.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
Oakley parsknęła śmiechem.
- Taki z ciebie genialny detektyw, a nie widzisz, że zostałeś po prostu wykiwany? - zachichotała podle.
- Jak to? - zdziwiłam się.
- Moja droga... Pościg za nami odciągnął wasze szacowne osoby od Alabastii, a na tym zależało nam najbardziej - powiedziała Annie.
- Właśnie - pokiwała głową Oakley - Myślisz, że jesteś taki sprytny, bo nas złapałeś?
- W sumie to on nawet jest sprytny, bo przecież złapanie i odsiadka nie była w naszym planie - rzekła jej siostra.
Młodsza ze złodziejek, przewyższająca jednak swoją wspólniczkę pod względem inteligencji i pomysłowości, jęknęła załamana słysząc te słowa.
- Niech ci będzie... Rzeczywiście jest on sprytny, jak również ma wiele dobrych pomysłów oraz umie sobie radzić w różnych sytuacjach. Złapał nas, czego wcale nie przewidziałyśmy.
- No dokładnie! Myślałyśmy, że wam uciekniemy - dodała Annie.
Oakley puściła jej uwagę mimo uszu i mówiła dalej:
- Ale to wszystko jest bez znaczenia, ponieważ jak widać, inteligencja każdego człowieka, w tym również i twoja, mój drogi chłopcze, ma pewne ograniczenia, których chyba nie bierzesz pod uwagę.
- Doprawdy? - zapytałam złośliwie - A więc mam rozumieć, że w jakiś sposób nas oszukałyście? To ja jestem ciekawa, w jaki.
Niebieskowłosa złodziejka zachichotała wówczas okrutnie i rzekła:
- Już ci to mówię. Uciekłyśmy z więzienia dzięki jednemu z naszych kolegów z pracy.
- Pracy... Też mi coś... - mruknęłam złośliwie.
Oakley nawet nie zwróciła na to uwagi.
- Uwolnił nas jeden z agentów naszego szefa. Mniejsza o to, kto to był. Ważne, że dzięki niemu mogłyśmy uciec z naszego miejsca odosobnienia i zrealizować pewną misję, jaką powierzył nam szef.
- Jaka to misja? - zapytał Ash.
Jego mina mówiła jednak wyraźnie, że domyśla się on, co złodziejka chce mu powiedzieć. Świadomość ta była dla niego naprawdę przerażająca, podobnie jak i dla mnie, bo i ja zaczęłam coś rozumieć.
- Odciągnięcie słynnego detektywa Sherlocka Asha od Alabastii i to tak najdalej, jak to tylko możliwe - powiedziała Oakley.
- Wiedziałem! - zawołał Ash - Wiedziałem! No, po prostu wiedziałem! Naprawdę byłem kompletnym idiotą! Jak ja mogłem dać się w to wszystko wciągnąć?! Ta nieudana napaść na Centrum Pokemon! I potem ta ulotka! To wszystko było po to, żebym wyjechał z Alabastii, prawda?!
Annie i Oakley zachichotały podle.
- No proszę... Jaki bystrzak z ciebie - powiedziała pierwsza z nich.
- Szkoda tylko, że poniewczasie - dodała druga.


Jenny walnęła pięściami w biurko.
- Dość już tego dobrego! - wrzasnęła - Gadajcie zaraz! Dlaczego wasz szef chciał odciągnąć Asha od Alabastii?!
Obie siostry jednak milczały. Widząc to pani inspektor wprost kipiała z gniewu.
- Uważajcie... Bo za chwilę zrobię wam przesłuchanie jak w czasach II wojny światowej!
- Masz na myśli te metody, jakie stosowało gestapo? - zapytałam.
Jenny uśmiechnęła się ironicznie.
- Uwierz mi, moja droga... To, co robili swoim pacjentom pracownicy gestapo będzie niczym w porównaniu z tym, co zrobię tym paniom, jak będą dalej się tak głupio szczerzyć.
- Nie zrobisz tego! - zawołała Annie przerażonym głosem.
Widocznie bardzo poważnie potraktowała ona słowa policjantki, która widząc jej strach kuła żelazo, póki gorące i odparła ironicznie:
- Założymy się?
- A jak niby wytłumaczysz to swoim przełożonym? - spytała Oakley.
- Coś wymyślę. Ale satysfakcja pozostanie - rzuciła policjantka.
Obie panie widziały wyraźnie, że to już nie przelewki i inspektor Jenny naprawdę zechce potraktować je pałką (jeżeli tylko tym), jeśli będą milczeć. Jednak młodsza z nich wyraźnie była mimo wszystko spokojna, czego o tej drugiej nie można było powiedzieć.
- No dobrze... Powiem pani - rzekła po chwili Annie.
- Siostrzyczko... Siedź cicho... Ona nic nam nie zrobi... - odparła na to Oakley.
- Ale ona grozi, że nas skatuje.
- Blefuje.
- Założysz się? - zapytała ironicznie Jenny.
To mówiąc wzięła do ręki pałkę i zaczęła ją oglądać tak, jakby właśnie rozważała w głowie, czy jej użyć, czy też nie. Widząc to Annie zaczęła się cała pocić ze strachu.
- To chodzi o Latias! - krzyknęła w końcu.
Oakley nadepnęła jej mocno na nogę, jednak nic to jej już nie pomogło, ponieważ znaliśmy już prawdę.
- Latias! - jęknął załamany Ash.
Następnie podbiegł do kobiet i zawołał:
- Co jej zrobiłyście?! GADAJCIE!
Zaczął szarpać Annie, która przerażone pisnęła:
- My nic! Przysięgam! My miałyśmy tylko cię odciągnąć od Alabastii, żeby doktor Zager mógł ją spokojnie porwać!
- Zamknij się, ty idiotko! - wrzasnęła Oakley.
Ponieważ była skuta kajdankami od tyłu i nie mogła sięgnąć rękami swojej siostry, to użyła do tego nogi, kopiąc Annie w kostkę. Ash jednak nie zwrócił na to wszystko uwagi, dalej szarpiąc starszą ze złodziejek.
- Co?! Doktor Zager?! - zawołał - Weź nie opowiadaj bzdur! Przecież on nie żyje! Sam widziałem, jak wpadł do morza i utonął!
- Mylisz się! On żyje! To on nas wydostał z więzienia i potem nakazał wyciągnąć cię z Alabastii, aby można było swobodnie uprowadzić tę twoją pokemonią przyjaciółkę! - wołała Annie.
Ash posiniał na twarzy słysząc jej słowa. Wcale mu się nie dziwiłam. Latias była mu bardzo bliską osobą i traktował ją jak młodszą siostrę. Wieść o tym, co zrobiły obie złodziejki była więc dla niego naprawdę porażająca.
- Dokąd on ją zabrał?! DOKĄD?! - wrzasnął.
- Nie wiem! Przysięgam! Pewnie na pokład swojego statku! - jęknęła Annie przerażonym głosem.
- A gdzie on teraz jest?!
- Nie wiem!
- Nie kłam, bo cię uduszę gołymi rękami!
- Przysięgam, nie wiemy!
- Niech pani coś zrobi, bo on ją jeszcze zabije! - jęknęła załamana oraz wyraźnie oburzona Oakley.
Jenny podeszła spokojnie do Asha i złapała go za rękę.
- Puść ją, proszę.
- Nie puszczę, póki nie powie, gdzie jest Latias! - odparł mój luby.
- Ona tego nie wie, idioto! Zresztą w ogóle mało co wie! - krzyknęła Oakley.
Detektyw z Alabastii puścił wreszcie złodziejkę, a następnie wybiegł na zewnątrz pokoju przesłuchań.
- Ash! - zawołałam przerażona.
- Pika-pi! - dodał równie zaniepokojony Pikachu.
Oboje spojrzeliśmy na siebie, a następnie wybiegliśmy szybko za nim.


Zauważyliśmy mojego chłopaka przed posterunkiem policji. Wyraźnie był zrozpaczony i wściekły jednocześnie. Gdy wybiegliśmy, to wyciągał on właśnie motor z parkingu, po czym odpalił go.
- Ash! Zaczekaj! Dokąd jedziesz?! - zawołała.
Ukochany mój spojrzał na mnie przygnębiony, po czym powoli odpiął od paska pokeball i podał mi go.
- Jadę do Alabastii.
- To pojadę z tobą - odpowiedziałam.
- Pika-pika! - dodał Pikachu.
- Nie... Na razie muszę zostać sam... Z tym wszystkim... Wiatr wywieje wściekłość z mojej głowy - rzekł Ash.
Posmutniałam słysząc jego słowa.
- Jestem tak samo winna, jak i ty, jeżeli tutaj w ogóle można mówić o jakiejkolwiek winie.
- Wina spoczywa tylko na mnie, Sereno. To przeze mnie to wszystko się stało. Czułem, że coś jest nie tak, a jednak tu przybyłem. Jestem idiotą.
- Możliwe, ale równie dobrze oni mogli porwać Latias tuż pod twoim nosem i ty byś nic nie zrobił - powiedziałam.
- Owszem, ale mimo wszystko czuję się okropnie - rzekł mój chłopak - Jadę do Alabastii. Muszę zbadać tę sprawę, póki jest jeszcze świeża.
- Pojadę z tobą.
- Nie... Ja będę jechał bardzo szybko. Mogę się nawet zabić. Nie chcę więc, abyś i ty umarła.
- Pika-pi! - pisnął przerażony Pikachu.
- Nawet nie waż mi się umierać! - zawołałam przerażona jego planami - Nie pozwalam ci na to, rozumiesz?!
- Sereno, proszę...
Zastawiłam mu drogę do motoru.
- Nie puszczę cię tam! Nie puszczę, rozumiesz?! Nie chcę, żeby coś ci się stało! Ash, ty idioto! Ja cię kocham!
Mój chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie i przytulił mnie mocno do siebie.
- Ja ciebie też kocham, ale muszę cię prosić, abyś pozwoliła mi jechać samemu.
- Dlaczego? - zapytałam, nic z tego nie rozumiejąc.
- Bo ja na razie muszę być sam. Muszę ochłonąć. I muszę przemyśleć wiele spraw. Później chętnie z tobą pomówię o tym wszystkim, jeśli jest tu w ogóle o czym mówić. Ale na razie nie mogę. Na razie muszę być sam.
- Pika-pi! - zapiszczał smutno Pikachu.
Ash wziął go na ręce i przytulił czule do siebie.
- Zostań z Sereną. Wrócicie razem.
Następnie odstawił go na chodnik i pokazał dłonią na pokeball, który mi podał.
- Tu jest Pidgeot. Wrócicie na nim... Ja... Ja muszę... Proszę, zrozum to. Czasami człowiek musi pozostać sam ze swoimi problemami, żeby łatwiej potem sobie z nimi poradzić.
Pokiwałam smutno głową i w końcu pozwoliłam mu samemu pojechać do domu. Następnie poszłam się przejść. Spotkałam wówczas Brocka oraz Misty.
- Serena?! Pikachu?! - zdziwili się oboje na nasz widok.
- Sami? A gdzie Ash? - zapytała rudowłosa.
- Pojechał do Alabastii - odpowiedziałam.
Następnie krótko wyjaśniłam im, jakie miał ku temu powody. Oboje byli wyraźnie przerażeni.
- Biedna Latias - powiedziała Misty smutnym głosem - A te Annie i Oakley to po prostu... Ja bym je naprawdę...
Była wyraźnie rozgniewana na obie panie, podobnie zresztą jak i ja, czym poprawiła mi nieco humor, ale tylko trochę.
Po rozmowie z nimi wskoczyłam na grzbiet Pidgeota razem z Pikachu, po czym wróciliśmy oboje do Alabastii ciekawi, co też się obecnie dzieje z moim ukochanym.

***


Kiedy przyszłam z Pikachu do domu cała nasza drużyna (poza moim chłopakiem) siedziała smutno w salonie, zaś Delia razem z Mister Mimem szykowała kolację. Wszyscy byli bardzo smutni.
- Czyli to prawda? - zapytałam.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
Przyjaciele popatrzyli w moją stronę przygnębieni.
- Zależy, co masz na myśli - rzekła Dawn.
- Chodzi mi o porwanie Latias - odpowiedziałam.
Siostra mego ukochanego pokiwała smutno głową i rzekła:
- Niestety, to prawda.
Spojrzałam smutno na moich przyjaciół.
- Jak do tego doszło? - spytałam.
- Pika-pika-chu?
- Nie mam pojęcia - powiedział Clemont - Wysłaliśmy Latias z Melody do sklepu po... Już nawet nie pamiętam, po co... Zresztą to bez znaczenia.
- I one... Już nie wróciły - załkała smutno Bonnie.
Max delikatnie ją do siebie przytulił i rzekł:
- Porwano je w biały dzień z ulicy.
- Jak do tego doszło? - zapytała Dawn - Naprawdę nie rozumiem, jak to możliwe? Żeby w XXI wieku można było kogoś porwać w biały dzień i to jeszcze z ulicy?
- Najwidoczniej można - powiedziałam smutno.
Delia wyszła z kuchni i spojrzała na mnie załamanym wzrokiem.
- Witaj, Sereno - powiedziała.
- Latias... Porwana... To wszystko moja wina... - jęknęłam smutno.
Następnie wpadłam mocno w objęcia kobiety.
- Wiesz, że dzisiaj ktoś mi już to powiedział? - odparła moja przyszła teściowa.
- Ash, prawda? - zapytałam - On tu jest?
- Pika-pi? Pika-chu? - zapiszczał pytająco Pikachu.
- Tak... Leży na łóżku w swoim pokoju. Jest załamany.
- Mogę do niego pójść?
- Oczywiście. Przy okazji zawołaj go na kolację, bo to już pora.
Poszłam więc z Pikachu do pokoju mojego ukochanego i zapukałam do drzwi.
- Odejdź! - usłyszałam dobrze mi znany głos.
- To ja... Serena - powiedziałam - Jest ze mną Pikachu. Możemy wejść?
- Proszę bardzo. Możecie wejść.
Pokemon powoli otworzył drzwi łapką, po czym oboje wkroczyliśmy do pokoju Asha. Mój luby leżał na łóżku patrząc załamany w sufit.
- Twoja mama prosiła, aby ci powiedzieć, że już jest kolacja - zaczęłam rozmowę - Ma nadzieję, że zejdziesz.
Ash usiadł na łóżku po turecku i odpowiedział:
- Ona jest mi jak młodsza siostra... Miałem ją pilnować... No i co? Nie upilnowałem jej. Do tego jeszcze porwali Melody. Ładny ze mnie opiekun!
- Nie mogłeś tego przewidzieć - rzekłam.
- A powinienem! - zawołał mój chłopak - Powinienem był przewidzieć, że to podstęp! Zresztą podejrzewałem to, a mimo wszystko pojechałem do Azurii zostawiając Latias samą! I co?! Porwali ją! O Melody się nie boję, bo to twarda sztuka i nie da się tak łatwo złamać. Ale Latias... Dlaczego ja ją zostawiłem tutaj samą?
- Równie dobrze mogli ją porwać wtedy, kiedy tu byłeś i nic byś na to nie poradził. Nie możesz przecież pilnować Latias przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- Może gdybym tak zrobił, to by jej nie porwano.
- Nie bądź śmieszny! Co by to niby dało? Ciebie też by wtedy porwali. A tak możesz coś zdziałać.
- Ale co? - Ash spojrzał na mnie - Co niby mam zrobić? Rozmawiałem z porucznik Jenny. Nie ma żadnych świadków. Nikt nic nie widział. Akcję porwania przeprowadzono szybko oraz sprawnie. Żadnych śladów. Niczego. Nie wiem nawet, z jakiego miejsca dokładniej ją porwano.
- Inspektor Jenny z Azurii trzyma u siebie w areszcie Annie i Oakley. Jak tylko dobrze je przyciśnie, to zmusi je do tego, żeby skontaktowały się z doktorem Zagerem.
- I co niby w ten sposób zyskamy?
- Być może nic, a być może coś.
To mówiąc usiadłam na łóżku i dotknęłam dłoni mojego chłopaka.
- Proszę cię, Ash... Twoja przybrana siostra liczy na ciebie. Nie możesz jej zawieść. I nie możesz się poddać. Pamiętasz, co mi zawsze powtarzałeś? Jakie jest twoje życiowe motto?
Chłopak westchnął głęboko, po czym rzekł:
- Nigdy się nie poddawaj, tylko walcz.
- No właśnie! Chyba więc teraz się nie poddasz?
- Ależ oczywiście, że nie. Tylko dręczy mnie bezsilność. Nic nie mogę zrobić, a chciałbym już działać, już wkroczyć do akcji i już ratować Latias. A nie jestem w stanie tego dokonać, dlatego mnie to boli. Czuję się okropnie z tym wszystkim.
Ścisnęłam delikatnie jego dłoń.
- Rozumiem. Sama nie mam najlepiej ze świadomością, że nas tu nie było, podczas gdy Latias i Melody... Ale przecież obwinianie się tylko nam zaszkodzi. Podobnie jak głodzenie się.
- Głodzenie?
- Tak. Bo zaraz zjedzą nam całą kolację i niczego nam nie zostawią, a my będziemy głodni.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
Ash uśmiechnął się do mnie i do niego bardzo radośnie, po czym objął nas oboje czule i z miłością.
- No cóż... Masz rację... Chodźmy razem zjeść kolację, bo na głodnego trudno mi się myśli.
- Doskonale cię w tej sprawie rozumiem - powiedziałam.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.

***


Następnego dnia poszliśmy wszyscy do pracy, ale nie umieliśmy się na niej skupić, w każdym razie nie ja i Ash. Na szczęście Delia zauważyła to i posłała nas do domu prosząc, żebyśmy sobie odpoczęli, a zwłaszcza pod względem psychicznym. Nie bardzo chcieliśmy to robić, bo przecież przez to nasza droga szefowa mogła ponieść straty, ale ostatecznie ustąpiliśmy i poszliśmy do domu. Wychodząc spotkaliśmy Brocka i Misty, którzy życzyli nam powodzenia.
- Mam nadzieję, że uwolnicie Latias - powiedział szef kuchni w naszej restauracji.
- I skopiecie tyłek temu całemu doktorowi Zagerowi - dodała rudzina.
Zaśmiałam się do niej delikatnie.
- Mam nadzieję, że zdołamy spełnić twoje życzenie - odpowiedziałam jej.
- Ja również na to liczę - rzekł mój chłopak.
Misty i Brock uśmiechnęli się do niego przyjaźnie.
- To nie była twoja wina - powiedziała rudowłosa dziewczyna.
- Właśnie - dodał jej czarnoskóry kompan - Nie obwiniaj się już o to wszystko.
- Łatwo wam mówić - powiedział ponuro Ash.
Panna Macroft wzięła się pod boki i spojrzała na niego groźnie.
- Łatwo nam mówić, tak? Wyobraź sobie, że wcale nie jest łatwo! My również doskonale znamy naszą drogą Latias i niepokoimy się o nią równie mocno, co ty! Nie myśl więc sobie, że masz monopol na cierpienie z tego powodu!
- No właśnie. Misty ma rację - dodał Brock.
- Jak raz oboje macie takie samo zdanie w tej sprawie - zauważyłam, lekko chichocząc.
Misty prychnęła ironicznie.
- Właśnie. Jak raz... To wyjątek i nie zamierzam go więcej powtarzać.
- A dziękuję. I wzajemnie - mruknął na to jej przyjaciel.
Ash spojrzał na tę dwójkę z uśmiechem na twarzy.
- Dziękuję wam. Nawet nie wiecie, jak bardzo mi pomagacie.
- Od tego ma się przyjaciół - stwierdził Brock.
- Miło nam to słyszeć, że ci pomagamy - dodała Misty.
Po tej krótkiej, acz naprawdę bardzo przyjemnej rozmowie poszliśmy na spacer. Myślami byliśmy już daleko stąd. Zastanawialiśmy się, w jakim miejscu znajduje się nasza serdeczna przyjaciółka Latias. W końcu statek doktora Zagera z nią na pokładzie mógł być dosłownie wszędzie.
- Mógłbym wysłać na poszukiwania moje latające Pokemony, ale mam jakieś dziwne obawy, że tylko zmarnują one czas - powiedział Ash - Być może moje latające Pokemony będą mi już niedługo potrzebne.
- Zwłaszcza Charizard i Pidgeot - zauważyłam - O ile się nie mylę, to są twoje najsilniejsze Pokemony.
- Nie mylisz się, kochanie - pokiwał głową mój chłopak.
Poszliśmy potem do kawiarni „Pod Różą“, po czym zamówiliśmy tam jakieś ciastka i gorącą czekoladę. Zaczęliśmy się nimi raczyć, jak również rozmawiać.
- Tylko po co doktorowi Zagerowi Latias? - zapytałam.
- Pytasz o to, jakbyś nie wiedziała - zauważył mój ukochany - W końcu Giovanni chce mieć jak najwięcej Pokemonów, z których potem tworzy swoją prywatną armię, za pomocą której chce rządzić światem. Zaś Latias jest naprawdę wyjątkowym Pokemonem. O ile dobrze wiem, to jest bardzo niewiele Latias na całym świecie. Niewykluczone, że ona jest już ostatnia ze swego gatunku, ale mogę się w tej sprawie mylić. Zresztą to bez znaczenia. Ważne, że jako rzadka istota ma ogromną wartość dla Giovanniego. A więc doktor Zager ją złapał tak jak kiedyś złapał śp. Meloettę i będzie chciał ją oddać swojemu szefowi.
- Co więc możemy zrobić? - zapytałam.
- Póki co nic. Jesteśmy bowiem bezsilni, bo nie mamy żadnych danych.
Załamana nie wiedziałam, co mam teraz powiedzieć, więc zajęłam się swoimi ciastkami oraz gorącą czekoladą.
Siedzieliśmy tak z Ashem około godziny, może nieco dłużej, gdy nagle podjechał do nas motorem sierżant Bob.
- Tak myślałem, że was tu znajdę - powiedział policjant.
- O co chodzi? - zapytał mój chłopak.
- Pika-pika? - dodał jego Pikachu.
- Szukałem was w restauracji, ale twoja mama, Ash, powiedziała mi, że wyszliście, więc szukałem was.
- A w jakim celu? - spytałam zaintrygowana.
- Porucznik Jenny was wzywa. Zdaje się, że mamy wreszcie jakiś trop w sprawie waszych przyjaciółek - odpowiedział Bob.

***


Ta wiadomość bardzo nas ucieszyła, dlatego pojechaliśmy z Bobem na posterunek policji, a tam nasza dobra znajoma, porucznik Jenny, zaprosiła nas do swego gabinetu.
- Cała ta sprawa jest dość nietypowa - powiedziała na wstępie - Wiem, że udało wam się złapać razem z moją kuzynką te dwie panny cwaniary, Annie i Oakley. Jestem wam za to niewymownie wdzięczna, obawiam się jednak, że cały wasz trud był daremny.
- A to czemu? - zapytałam, nie rozumiejąc jej słów.
- Ponieważ będzie chyba trzeba je wypuścić.
Oboje spojrzeliśmy zdumieni na panią porucznik.
- Co mamy zrobić?! - krzyknęłam.
- Niby czemu mamy je wypuścić?! - wrzasnęłam.
- Pikaaaaaa?! - dodał Pikachu.
Jenny pokazała nam dłońmi, żebyśmy się uspokoili, po czym powoli przeszła do wyjaśnień.
- Moja kuzynka powiadomiła mnie właśnie, że rozmawiała z doktorem Zagerem.
- W jaki sposób ona mogła z nim rozmawiać? - spytałam zdumiona.
- On się z nią skontaktował - odparła policjantka - Przesłał jej pewne nagranie, które jednak przede wszystkim ty, mój drogi, powinieneś obejrzeć.
- A to czemu? - spytał mój chłopak.
- Ponieważ dotyczy ono bezpośrednio ciebie.
Następnie Jenny ustawiła na biurku laptopa i włożyła do niego płytę. Chwilę później ekran ukazał nam oraz człowieka około sześćdziesięciu lat, siwego z białymi wąsami i monoklem w oku.
- Witam... Żywię nadzieję, że ogląda mnie teraz młody Ash Ketchum, ponieważ mam dla niego ważną sprawę.
- To doktor Zager! - zawołał mój chłopak - Doskonale go pamiętam! Świat chyba nie zna bardziej szalonego naukowca!
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu, strosząc lekko futerko na swoim grzbiecie.
- Drogi młodzieńcze - mówił dalej złowrogi uczony - Zapewne wiesz już, że dwie twoje serdeczne przyjaciółki są teraz w mojej mocy. Mogę z nimi zrobić, co tylko zechcę. Mogę je również zabić, ale z jakiegoś powodu wolę nie dopuszczać się czegoś tak brutalnego.
- Co za nowość - mruknął złośliwie mój chłopak.
- Wiem, że twoi przyjaciele z policji mają dwie moje koleżanki z pracy. Annie i Oakley - ciągnął swoją wypowiedź doktor Zager - Na pewno już dobrze wiesz, że miały one odciągnąć twoją uwagę od Alabastii i twojej serdecznej przyjaciółki Latias. Nie sądziłem jednak, że zdołasz je schwytać. No cóż, punkt dla ciebie. Pragnę jednak dodać, iż nie jest mi to na rękę. Z tego też powodu pragnę zaproponować ci wymianę. Ja mam dwie twoje przyjaciółki, ty dwie moje. Zamieńmy się więc. Ja ci oddam to, co należy do ciebie, a ty mnie to, co należy do mnie. Jeśli zechcesz skontaktować się ze mną w tej sprawie, to nagraj wiadomość i wyślij mi ją na maila, z którego przesłałem ci tę wiadomość. Uprzedzam cię też lojalnie, że jeśli spróbujesz jakiś sztuczek, to nigdy więcej nie zobaczysz swoich przyjaciółek żywych. Będę czekał na wiadomość do północy. Później uznam, że odrzuciłeś moją propozycję. Spiesz się zatem, bo nie masz zbyt wiele czasu.
Po tych słowach filmik się zakończył.
- A niech to! Więc jest szansa na uratowanie Latias?! - zawołałam.
- Pika-pika! - pisnął radośnie Pikachu.
- Nie cieszcie się za bardzo - powiedział mój chłopak - Jak dla mnie to zwykły podstęp. Doktor Zager nie po to zadał sobie tyle trudu, aby złapać Latias, żeby teraz mi ją tak po prostu oddać.
- Ale nie możemy nie spróbować, jeśli to szansa na uwolnienie Latias - stwierdziłam.
Pikachu poparł mnie radosnym piskiem.
- To prawda - rzekł mój luby - Ale nie wiem, czy powinniśmy się na to godzić. Ostatecznie przecież puszczenie na wolność Annie i Oakley może mieć dla nas poważne konsekwencje. Poza tym jaką my mamy gwarancję, że Zager dotrzyma słowa?
- A więc co proponujesz? - zapytała Jenny.
Niestety, słynny detektyw z Alabastii nie miał żadnego pomysłu, więc musiał on zaakceptować ten niezbyt przyjemny dla niego fakt, że musimy właśnie taki, a nie inny plan zrealizować.
- Spokojnie, przyjacielu - powiedziała pani porucznik - Moja kuzynka będzie nadzorować całą tę transakcję i nie dopuści ona do jakiegokolwiek oszustwa ze strony tego pana.
- No, nie wiem, czy ona coś tu pomoże, ale spróbować nie zaszkodzi - powiedziałam z wątpliwością w głosie.
Ash pokiwał smutno głową.
- Dobra. No to wobec tego trzeba tylko nagrać wiadomość dla doktora Zagera i wysłać ją mu. Ale to już zrobimy w Azurii!
Następnie spojrzał na mnie i Pikachu.
- Czeka nas kolejna podróż.
- Czy weźmiemy ze sobą kogoś z naszej drużyny? - zapytałam.
- Tak... Weźmiemy Clemonta i Dawn. Mogą nam pomóc. Zwłaszcza Clemont. Mam wobec niego pewne plany.

***


Powiadomiliśmy o wszystkim naszych przyjaciół, po czym zabraliśmy ze sobą Clemonta i Dawn. Razem poszliśmy do profesora Oaka, skąd Ash pożyczył Charizarda. Na jego grzbiecie ja oraz mój luby polecieliśmy do Azurii, z kolei za środek transportu naszych przyjaciół posłużył Pidgeot. Po wylądowaniu na miejscu poszliśmy od razu na posterunek policji, gdzie opowiedzieliśmy inspektor Jenny o tym, jaką podjęliśmy decyzję.
- Doskonale, moi przyjaciele - powiedziała kobieta - Musimy przejść do działania i to jak najszybciej. Nagrajmy zatem wiadomość dla Zagera. Niech dłużej nie czeka.
- Słusznie. Niech jednak gość wie, że ta transakcja będzie nadzorowana przez miejscową policję i niech nie liczy na to, iż będzie inaczej - rzekł Ash.
- Na pewno się tego spodziewa, w końcu nie jest głupi - stwierdziła pani inspektor - Musi wiedzieć, jakie są policyjne procedury i że w takim wypadku nie może być inaczej.
- Lepiej, aby o tym wiedział, bo inaczej może się gorzko rozczarować - zauważyła Dawn.
- Pip-lu-pip! - zapiszczał jej Piplup, siedzący na ramionach swojej trenerki.
- A rozczarowanie tego drania może doprowadzić do niezbyt ciekawej sytuacji naszych przyjaciółek - dodał Clemont.
- No właśnie - powiedział Ash - Dlatego musimy zadbać o to, aby nasz drogi doktorek był zadowolony. Przynajmniej na razie.
- Słusznie! A więc do dzieła! - zawołałam.
Następnie ustawiliśmy kamerę, a potem mój chłopak nagrał wiadomość dla szanownego pana doktorka. Powiedział w niej, że zgadza się na jego prośbę, jednak musi być ona przeprowadzona następnego dnia na otwartej przestrzeni i w towarzystwie policji. Dodał także, że w razie zdrady Zagera postara się już o to, aby jego koleżanki z pracy dostały po kulce w łeb. Gdy wiadomość została nagrana, to Jenny przerobiła ją w komputerze i wysłała mailem.
- Tego ostatniego nie musiałeś mu mówić - zauważyłam - Jeszcze się wścieknie albo coś.
- I dobrze. Niech się wścieka - stwierdziła pani inspektor - Niech wie, że nie żartujemy.
- Rozjuszanie go nie jest chyba najlepszym pomysłem w tej sytuacji - powiedział Clemont - Jeszcze wyżyje się na naszych przyjaciółkach.
- Może... Ale tak czy siak ja zamierzam uratować obie - odparł Ash, zaciskając pięść - Przeze mnie one teraz są w niewoli i to ja muszę je teraz uratować.
- Mówiłam ci już, żebyś przestał się obwiniać - przypomniałam mu.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
- Wybaczcie mi, ale to silniejsze ode mnie. Chyba po prostu nie umiem inaczej - stwierdził mój chłopak.

***


Noc spędziliśmy w miejscowym Centrum Pokemon, natomiast rankiem otrzymaliśmy telefon od inspektor Jenny.
- Kontaktował się ze mną doktor Zager - powiedziała - Wyraża zgodę na nasze warunki, ale dodał, że chce, aby Annie i Oakley odzyskały swoje Pokemony zabrane im w chwili, gdy poszły do więzienia.
- Zgodziłaś się na to? - zapytał Ash.
- Nie miałam wyboru, musiałam. Zadzwoniłam gdzie trzeba i przysłali mi pokeballe z tymi Pokemonami.
- Gdzie i kiedy zostanie dokonana wymiana? - spytałam.
- Niedaleko miasta, na polanie. Mniejsza o szczegóły, zawiozę was tam - odparła policjantka.
- A kiedy?
- Za godzinę. Przygotujcie się.
Ponieważ nie mieliśmy innego wyjścia, to przygotowaliśmy się całą czwórką do owej transakcji, a następnie, gdy już byliśmy gotowi, poszliśmy na posterunek policji. Tam zaś wsiedliśmy razem do samochodu, którym pojechaliśmy z Jenny na miejsce transakcji. Za nami jechał inny wóz razem z Annie i Oakley oraz kilkoma policjantami. Mieli oni pilnować porządku, by wszystko podczas transakcji było odpowiednio przeprowadzone.
Gdy już byliśmy na miejscu, to wysiedliśmy wszyscy z samochodów. Obie złodziejki były wciąż skute kajdankami. To stanowiło swego rodzaju zabezpieczenie zastosowane z tego powodu, aby nasze panie nie próbowały zrobić niczego głupiego.
- Mam nadzieję, że przybędzie - powiedziałam.
- Ja również - dodał Clemont.
- A ja mam nadzieję, że będzie grał fair - stwierdziła Dawn.
Jej Piplup zapiszczał smutno, jakby chciał on nam dać znak, że raczej wątpi, aby pan doktor był uczciwy.
- O! Już jest! - zawołał Ash, wskazując palcem na niebo.
Chwilę później tuż nad naszymi głowami ukazał się ogromny statek niczym z jakiegoś filmu sf. Wylądował on przed nami, po czym wyszedł z niego doktor Zager. Wyglądał dokładnie tak samo, jak na nagranej przez siebie wiadomości.
- Witaj, młodzieńcze - powiedział na widok mojego chłopaka.
Ash powoli zacisnął pięść ze złości.
- Gdzie są Melody i Latias? - zapytał.
- Powoli, mój chłopcze. Spokojnie. Wszystko po kolei - uśmiechnął się do niego ironicznie Zager - Gdzie są Annie i Oakley?
- Tutaj - powiedziała Jenny, dając znak swoim ludziom.
Ci przyprowadzili obie złodziejki skute kajdankami.
- A ich Pokemony? - spytał doktor.
- Tutaj - odparł Ash, pokazując dwa pokeballe.
- Doskonale. Oddaj je im teraz.
- Najpierw moje przyjaciółki! Chcę je zobaczyć!
- Proszę bardzo.
To mówiąc Zager pstryknął palcami i już po chwili przed statek wyszły jakieś szare, człekokształtne roboty z karabinami w dłoniach. Prowadzili oni Latias w ludzkiej postaci oraz Melody. Obie miały związane dłońmi.
- Ash! - zawołała ta druga.
Ta pierwsza, ponieważ jako człowiek nie umiała ona mówić, to jedynie spojrzała na nas smutno.
- Rozwiąż je - powiedział Ash.
- Najpierw ty każ rozkuć Annie i Oakley - odparł Zager.
Inspektor Jenny dała ręką znak swoim ludziom, żeby ci spełnili żądanie doktora. Gdy kobiety były już wolne, to Ash podał im ich pokeballe.
- Tym razem my wygrałyśmy, chłopcze - zaśmiała się złośliwie Oakley.
- Tylko tę rundę - odparł na to mój luby.
- Cóż... Na pociechę masz tę satysfakcję, że walczyłeś dzielnie i przez chwilę miałeś nas w garści - dodała ironicznie Annie.
Następnie obie panie ruszyły w kierunku Zagera.
- Teraz twoja kolej! - zawołałam do doktora.
- Ależ proszę, panienko - zaśmiał się uczony i spojrzał na swoje roboty - Uwolnić je!
Latias i Melody zostały rozwiązane, po czym popchnięte nieco w naszą stronę. Obie wyglądały na wyraźnie smutne. Ash podszedł do nich bliżej.
- Witajcie... Mam nadzieję, że traktowali was dobrze - rzekł.
- Normalnie, jak to w niewoli - stwierdziła ironicznie Melody.
Latias nic nie odpowiedziała, tylko szła powoli w naszym kierunku, gdy nagle stało się coś, co naprawdę nas zaskoczyło. Mianowicie upadła ona na ziemię, a jej głowa dosłownie odskoczyła od tułowia i potoczyła się pod nogi zdumionego Asha. Chłopak podniósł ją szybko, po czym pokazał ją Clemontowi.
- To jest robot! - zawołał nasz wynalazca.
- Oszukano nas! - krzyknął Ash.
- To nie jest Latias! - pisnęła wściekle Dawn.
- Pip-lu-pi! - zgodził się z nią Piplup.
Detektyw z Alabastii spojrzał groźnie na Zagera.
- Zawarliśmy umowę! Miałeś mi oddać Latias!
- No i ci ją oddałem - zaśmiał się podle uczony.
- To nie jest Latias!
- Ależ jest... Tylko, że nieprawdziwa. No co? Przecież obiecałem, że ci ją oddam. Nie mówiłem nic o tym, że będzie prawdziwa.
- Ty podstępny oszuście! - wrzasnął Ash, po czym ruszył biegiem w kierunku uczonego.
W tej samej chwili roboty Zagera wymierzyły szybko karabiny w mego chłopaka, zmuszając go w ten sposób do zatrzymania się.
- Uważaj, młodzieńcze... Bo za chwilę zmienię warunki naszej umowy na zdecydowanie gorsze.
Następnie wszedł on spokojnie na pokład swego statku, a za nim Annie i Oakley oraz jego roboty, wciąż mierzące z broni palnej do mej największej miłości. Gdy już drzwi statku się zatrzasnęły, to ten powoli podniósł się w górę. Wówczas to Jenny krzyknęła:
- Ognia! Zestrzelić mi to!
Policjanci zaczęli strzelać do statku, ale ten miał zbyt mocny pancerz, aby kule mogły mu coś zrobić. Pociski więc tylko odbijały się od niego.
- Oni uciekają! - zawołał Clemont.
- O nie! - jęknęłam.
- Musimy coś zrobić! - krzyknęła Dawn.


Ash szybko odpiął od paska pokeball i wypuścił z niego Charizarda, po czym wskoczył na jego grzbiet.
- Za tym statkiem! - zawołał.
Pokemon zaryczał i ruszył szybko w pościg za ogromnym pojazdem. Niestety, doktor Zager był widocznie przygotowany na to, ponieważ z jego okrętu wystrzelona została ogromna sieć. Ta zaś oplotła mocno Asha oraz Charizarda, przez co spadli oni na ziemię.
- Ash! - krzyknęliśmy przerażeni ja i Clemont.
- Braciszku! - dodała Dawn.
Podbiegliśmy do niego i próbowaliśmy go wydobyć z sieci. Niestety, nie umieliśmy tego zrobić, dlatego do akcji wkroczyła Jenny, która rozcięła ową przeszkodę nożem i uwolniła mego chłopaka i jego Pokemona.
Tymczasem Clemont wyjął coś, co miał w kieszeni, po czym rzucił to zwinnym ruchem w kierunku statku. Rzut ten był celny, ponieważ pocisk przyczepił się do pokładu okrętu, zanim ten całkowicie zniknął nam z oczu. Zauważyłam to kątem oka, ale byłam zbyt zajęta wyswabadzaniem mojego ukochanego z sieci, aby się tym zainteresować.
- W porządku, Ash? - zapytałam.
Ten obdarzył mą osobę ironicznym spojrzeniem i rzekł:
- Wszystko mnie boli, a Latias nadal jest w rękach Zagera... Dlatego nie, kochanie. Nie jest dobrze.
Następnie podniósł się z ziemi i zerknął w górę.
- Uciekli nam.
- Niestety... - powiedziałam - Przykro mi.
- Tylko spokojnie, przyjaciele... To przecież jeszcze nie koniec - rzekł Clemont - Zrobiłem tak, jak kazałeś, Ash.
Mój chłopak uśmiechnął się do niego.
- To dobrze. Dzięki temu dorwiemy tego drania.
- O czym wy mówicie? - zapytałam.
- Właśnie, o czym? - zdziwiła się Dawn.
- Ja chyba wiem - powiedziała Melody, podchodząc do nas - Pewnie rzuciłeś im jakiś nadajnik czy coś, który przylepił się do kadłuba statku i dzięki temu będziemy mogli ich ścigać.
- Domyślna jesteś - zaśmiał się Clemont.
Melody wzruszyła ramionami.
- Co chcesz? Interesuję się Traceym, a on cóż... Mówi mi o podobnych sprawach, o jakich ty mówisz Dawn.
- A skąd wiesz, o czym ja mówię Dawn? - zdziwił się Clemont.
- Bo my nie mamy przed sobą tajemnic - stwierdziła jego dziewczyna.
- Aha...
- No dobra, żarty na bok - powiedziała Jenny, podchodząc do nas - Ci dranie nam uciekli. Do tego nie odzyskaliśmy wszystkich zakładników.
- Spokojnie, droga pani - rzekł młody Meyer - Łatwo namierzymy tych drani dzięki nadajnikowi, który stworzyłem i przyczepiłem im do statku.
- Obyś miał rację, bo inaczej nie dowiemy się, gdzie ci łajdacy lecą - stwierdziła Jenny.
Ash spojrzał w niebo i zacisnął pięść.
- Ta gra się jeszcze nie skończyła, Zager. Dopadnę cię i uwolnię Latias! A ty zgnijesz w więzieniu razem ze swoimi przyjaciółeczkami!
Następnie smutno spojrzał w naszą stronę, mówiąc:
- Latias na nas liczy. Nie zawiedziemy jej, prawda?
- Nie ma mowy! - zawołała Dawn.
- Pip-lu-pip! - Piplup potwierdził te słowa bojowym piskiem.
- Póki życia, póty nadziei - dodał Clemont.
- Będziemy walczyć - powiedziała Melody.
- Do samego końca - stwierdziłam.
- I nigdy się nie poddamy - dokończył Ash.
Potem znowu spojrzał w niebo i krzyknął:
- Uwolnię cię, Latias! Nieważne, ile czasu mi to zajmie! Uwolnię cię! Przysięgam! Uwolnię cię!


KONIEC










1 komentarz:

  1. Doprawdy... nie wiem co napisać. Ta historia dosłownie odebrała mi mowę. Jest jednocześnie tak wzruszająca i tak ciekawa, że po prostu... brakuje słów by opisać moje wrażenia. Niemniej jednak spróbuję.
    Annie i Oakley kontynuują swój zuchwały atak na salę w Azurii. Nawiązuje się krótka walka, po której siostry próbują uciec, jednak zostaje im to udaremnione przez Asha, Serenę i oficer Jenny. Zostają aresztowane i podczas przesłuchania wyznają, że ich akcja w Azurii miała wywabić Asha z Alabastii, podczas gdy profesor Zager (który notabene pomógł im uciec z więzienia), czyli agent 008, wybrał się do Alabastii i porwał Latias oraz Melody.
    Ash nie może sobie darować i jest wściekły na siebie, że dał się tak nabrać i samotnie wyrusza w drogę powrotną do Alabastii, gdy tymczasem Serena oraz Pikachu wracają na Pidgeotcie. Na szczęście zastają oni chłopaka w domu i po krótkiej, ale jakże motywującej rozmowie wspólnie postanawiają walczyć z doktorem Zagerem i odzyskać przyjaciółki. :)
    Następnego dnia zostają oni wezwani na komendę. Okazało się, że profesor Zager przysłał im wiadomość wideo, w której proponuje im wymianę - Annie i Oakley w zamian za Latias i Melody. Ash niechętnie przystaje na te warunki i wraz z Sereną, Clemontem oraz Dawn wyrusza do Azurii, gdzie nagrywa dla profesora wiadomość zwrotną, w której informuje go o zgodzie na jego warunki i umawia się z nim na wymianę. Oczywiście zabezpieczoną przez miejscową policję.
    Wieczorem w miejscowym porcie dochodzi do wymiany - Annie i Oakley zostają przekazane profesorowi, natomiast do Asha i spółki wracają Melody oraz Latias. Niestety, okazuje się, że profesor nie zagrał czysto i zamiast prawdziwej Latias przekazał przyjaciołom robota udającego Latias.
    Ash jest wściekły na niego i próbuje z nim walczyć, jednak zostaje to niestety udaremnione przez profesora, który odpływa swoim statkiem. Jednak chłopak zdołał rzucić w kierunku jego statku nadajnik, który przyssał się do jego burty. Dzięki temu Ash będzie wiedział, gdzie w danej chwili znajduje się Latias oraz profesorek. Chłopak poprzysięga, że nie spocznie, dopóki nie odnajdzie swojej przyjaciółki. :)
    Bardzo ciekawe opowiadanie, wątek naprawdę intrygujący i wciągający. Nie znalazłam żadnych niedociągnięć i z radością przeczytam kolejne rozdziały, gdyż zakończenie jest dość intrygujące i wręcz zachęca do przeczytania kolejnych przygód, w których ta sprawa się wyjaśni. Wierzę, że Ash odnajdzie Latias, a profesorek wreszcie odpowie za swoje występki.
    Ogólna ocena: 10000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...