Latias w niebezpieczeństwie cz. II
Gdy już dokładnie wyjaśniliśmy naszym przymusowym sojusznikom, co zamierzamy zrobić, zaś oni wyrazili na to wszystko zgodę, Ash wypuścił Charizarda, który złapał mocno w swoje silne łapy całą związaną trójkę, a następnie zabrał ich do laboratorium profesor Ivy. Towarzyszyliśmy mu w tym locie na grzbiecie Pidgeota, po czym wylądowaliśmy obok naszych wrogów.
- Mam nadzieję, że podobał się wam lot - powiedział złośliwym tonem mój chłopak.
- Latałem gorszymi liniami - odpowiedział na to Meowth.
- Ale mógłbyś nam załatwić miejsca w I klasie - dodał James.
Jessie załamana przewróciła tylko oczami. Widocznie te słowa bardzo ją denerwowały, podobnie jak i mnie.
- Przykro mi, to były najlepsze miejsce - powiedziałam złośliwie.
W tym samym czasie profesor Felina Ivy oraz nasi przyjaciele wyszli z laboratorium i zobaczyli naszą wesołą kompanię.
- A niech mnie! Zespół R! - zawołał wesoło Max.
- Do tego jeszcze związani - dodała Dawn.
- Pip-lu-pip! - zapiszczał radośnie jej Piplup, trzymający się mocno ramienia swojej trenerki.
- Co oni tu robią? - zapytała Bonnie.
- Pomogą nam w załatwieniu doktora Zagera - odpowiedział na to mój chłopak - W zamian za co my puścimy ich wolno.
- Wasz przyjaciel umie się targować - mruknęła złośliwie Jessie.
- Ale co mieliby zrobić? - zapytała profesor Ivy.
Ash spojrzał na kobietę z uśmiechem, po czym szybko przeszedł do udzielania stosownych wyjaśnień.
- Już mówię. Chodzi nam o to, że chcemy dostać się na pokład statku doktora Zagera, aby dowiedzieć się, jak tam wszystko wygląda oraz czy możemy w jakiś sposób uwolnić Latias.
- Ale to przecież jest niewykonalne, nawet z pomocą Zespołu R - stwierdziła pewnym tonem uczona.
- No właśnie. Zager ma na pewno zbyt dobrą ochronę, abyśmy mieli wedrzeć się na statek i uwolnić Latias, a do tego jeszcze pokonać jego ludzi - dodał Clemont.
- Wiem, ale być może uda się nam dostać na statek i dokonać czegoś innego - odpowiedział mu Ash.
Dawn popatrzyła na brata uważnie, zaintrygowana tym, co on mówi, po czym powiedziała:
- Ja chyba wiem, co masz na myśli. Chcesz podłożyć tam podsłuch i w ten sposób wiedzieć, kiedy będzie można zaatakować. Prawda?
- Siostrzyczko, ty czytasz mi w myślach - uśmiechnął się do niej Ash - Właśnie taki jest mój plan. Nic dodać, nic ująć.
- Ale jak chcecie to zrobić? - zapytała profesor Ivy.
- Właśnie! To przecież bardzo niebezpieczne - dodała Bonnie.
- De-ne-ne! - pisnął jej Pokemon.
- Wiem, ale z pomocą Zespołu R wierzę, że nasz plan się uda - odparł na to mój chłopak.
- Pika-pika-chu! - pisnął wesoło Pikachu.
Mój chłopak przeszedł do udzielania wyjaśnień.
- Plan jest taki: ja i Serena przebierzemy się za członków organizacji Rocket, po czym razem z Zespołem R wejdziemy na pokład okrętu Zagera. Zostawimy na nim podsłuch oraz kamery, a potem powrócimy na ląd. Za pomocą tego wszystkiego będziemy wiedzieli, jakie ma zwyczaje Zager oraz co planuje. Zaczekamy na dogodny moment i wtedy zaatakujemy.
- To genialne! - zawołał Max, zacierając zadowolony ręce - Normalnie jak w filmach o Bondzie, a może nawet i lepiej.
- Zdecydowanie lepiej, bo to się dzieje naprawdę - stwierdziła wesoło Dawn, a Piplup uroczym piskiem poparł jej zdanie.
- Jedno pytanie. Co będzie, jeżeli na dogodną okazję przyjdzie nam czekać bardzo długo? Kilka dni, a może i więcej? - zapytał Clemont.
Ash westchnął głęboko.
- Biorę to pod uwagę, ale nie wiem, czy mamy jakieś inne wyjście z sytuacji. Jak na razie widzę tylko takie rozwiązanie.
Clemont popatrzył na niego uważnie.
- Naprawdę nie mamy innej możliwości?
- Krótka piłka, stary. Albo realizujemy ten plan, albo przeprowadzamy bezpośredni atak na statek Zagera i to bez żadnej nadziei na sukces, ale z wielką szansą na to, że nas złapią i zabiją.
Nasi przyjaciele uznali, że mamy rację, więc postanowiliśmy przejść do realizacji tego planu. Przygotowaliśmy sobie czarne stroje podobne do tych, jakie nosili Jessie i James (z tą różnicą, że ich były białe), a następnie założyliśmy je, zaś górną część naszych twarzy zakryliśmy sobie czarnymi maskami z materiału (a konkretniej były to opaski z wyciętymi dziurami na oczy).
- No i jak wyglądamy? - zapytałam naszych wrogów.
- Nieźle, tylko brakuje czerwonej literki R - zauważył Meowth.
- Spokojnie. W razie czego powiemy, że pracujecie dla nas incognito - stwierdziła Jessie.
- Słusznie. To będzie najlepsze wyjście z sytuacji - dodał James - Poza tym nie musicie wcale zdejmować kostiumów nurków, więc może was nie poznają.
Oboje z Ashem uznaliśmy, że oni mają rację, dlatego też przeszliśmy do działania.
Zgodnie z naszym planem ja i Ash popłynęliśmy na naszą akcję wraz z Maxem, Bonnie, Jessie i Jamesem na grzbietach Gyaradosa oraz Laprasa, które ponownie pożyczyliśmy od profesor Ivy.
- Po co bierzecie ze sobą eskortę? - zapytała Jessie.
- Chcemy mieć pewność, że nie przyjdzie wam do głowy jakiś głupi pomysł i nie zechcecie nas zdradzić - odpowiedziałam jej.
- Spoko, głąbinko - odparła złośliwie dziewczyna - Póki Meowth jest w waszych rękach, będziemy grać z wami na waszych regułach.
Dla wyjaśnienia dodam tu, że aby mieć całkowitą pewność, iż Zespół R nie spróbuje nas zdradzić, to pokemoni wspólnik Jessie i James pozostał pod strażą Clemonta, Dawn i asystentek profesor Ivy, oczywiście związany. Rzecz jasna nie dawało nam to stuprocentowej pewności, że nasi wrogowie zachowają się rozsądnie, ale zawsze lepsza taka gwarancja ich lojalności niż żadna.
Gdy byliśmy na miejscu, Ash założył na twarz maskę nurka.
- Max! Bonnie! Zostańcie tutaj - rozkazał - Jeśli nie wrócimy w ciągu godziny...
- To mamy lecieć po pomoc! Tak, wiem! - powiedział Max.
Ash spojrzał na niego z ironią.
- Nie... Wtedy macie zaczekać kolejną godzinę i dopiero wtedy lecieć po pomoc - zaśmiał się.
Następnie puścił im oczko i zachichotał.
- Żartowałem.
- To wcale nie było zabawne, Ash! - mruknęła z lekką złością w głosie Bonnie.
- Oj tam! Jak to, nie? Przecież ja się śmieję - zachichotałam.
- Ty zawsze się śmiejesz z żartów Asha - zauważył młody Hameron.
- No właśnie - dodała panna Meyer - Nawet, gdy nie są one zabawne.
Mój luby także miał ubaw po pachy z zachowania naszych przyjaciół, ale jak już wreszcie spoważniał, to popatrzył na swego Pikachu i rzekł:
- No dobra, przyjacielu. Zostań tu z Maxem i Bonnie. Nie możesz się pokazać Zagerowi. On cię niestety zbyt dobrze zna.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pokemon.
- Zostań więc tutaj i przypilnuj mi tej dwójki. Niech nie robią żadnych głupstw.
Pikachu zasalutował mu wesoło łapką, po czym radośnie wskoczył na Laprasa, na którego skorupie siedzieli Max i Bonnie.
- Trzymajcie się - powiedział ten pierwszy.
- Wracajcie szybko - dodała jego koleżanka.
Oboje pokazaliśmy im kciuk w górę na znak powodzenia, po czym zanurkowaliśmy razem z Jamesem i Jessie. Chwilę później zaczęliśmy z nimi płynąć w kierunku okrętu doktora Zagera. Gdy to robiliśmy poczułam, jak serce mi mocno bije w piersi z przerażenia. Bałam się, że cały nasz plan diabli wezmą, a my sami damy plamę. Wiedziałam, iż to mi nie pomoże, ale cóż... Strach i obawy bywają niekiedy silniejsze od choćby największej chęci pozytywnego myślenia.
W końcu dopłynęliśmy na miejsce. Oczywiście zaraz drogę zagrodziły nam roboty Zagera.
- Stać! Kto idzie?! - zawołał jeden z nich metalicznym głosem.
- Spokojnie! Swoi! - odpowiedziała mu Jessie.
- Jesteśmy wysłannikami Giovanniego - dodał bardzo poważnie James - Mamy pilną wiadomość od niego dla doktora Zagera.
Roboty popatrzyły na nas uważnie, po czym otworzyły jakiś właz i wpuściły całą naszą czwórkę do środka.
- Jak na razie wszystko idzie dobrze - wyszeptałam przez nadajnik do Asha.
- Nie mów hop, póki nie przeskoczymy, Sereno - odpowiedział mi mój chłopak.
- No dokładnie - skarciła mnie Jessie - Nie świętuj, póki nie wygramy, bo inaczej cały plan diabli wezmą, a wtedy blaszaki zabiją nas wszystkich.
Popłynęliśmy razem z nimi w głąb statku, następnie zaś wypłynęliśmy na powierzchnię jakiegoś basenu. Roboty wyskoczyły pierwsze.
- Proszę wyjść i udać się z nami - powiedział jeden z nich.
Posłuchaliśmy jego polecenie, zdejmując wcześniej maski nurków. Na szczęście twarze nasze były zakryte w górnej części opaskami z dziurami dla oczu, więc mieliśmy szansę nie zostać rozpoznanymi przez agenta 008, do którego roboty nas zaprowadziły.
Kilka minut po wyjściu z basenu dotarliśmy do wielkich drzwi. Jeden z dwóch prowadzących nas robotów zastukał.
- Kto tam? - zapytał jakiś głos.
- Posłańcy od szefa, proszę pana - odpowiedziała maszyna.
- Niech wejdą.
Chwilę później drzwi się otworzyły, a roboty powoli wprowadziły nas do środka pokoju. Zobaczyliśmy wtedy jakiegoś mężczyznę siedzącego w fotelu odwróconym do nas tyłem. Przed jego osobą znajdował się ogromny komputer z wielkim monitorem, a po bokach było tam kilka innych, małych ekraników. Zarówno na tym dużym, jak i małym widać było całą okolicę. Obserwowanie jej wyraźnie bardzo zajmowało Zagera.
- Możecie odejść, przyjaciele. Zostawcie mnie sam na sam z moimi gośćmi - powiedział mężczyzna.
Roboty zasalutowały, po czym wyszły.
- Doktorze Zager... - zaczął James.
- No proszę! Zespół R! - zachichotał mężczyzna, nawet się do nas nie odwracając - A więc to was przysłał do mnie nasz drogi szef?
- Prawdę mówiąc to przysyłają nas Annie i Oakley z raportem dla pana - powiedziała Jessie.
- Z raportem? A niby z jakim? - zapytał Zager.
- Chodzi tutaj o sprawę, którą mają dla pana załatwić - odpowiedział James.
- Czemu nie złożyły mi meldunku osobiście? - spytał uczony.
- Ich nadajnik uległ uszkodzeniu i nie mieli jak tego dokonać - odparła na to Jessie.
Mężczyzna odwrócił się w fotelu, po czym spojrzał na nas uważnie.
- No dobrze, rozumiem to. Ale dlaczego nie ma tutaj z wami waszego gadającego Pokemona?
- Eee... On... - zaczął James, ale Jessie szybko przemówiła za niego.
- On właśnie wykonuje pewne zadanie dla nas!
Zager spojrzał na nią, bawiąc się lekko swoimi palcami.
- A jakie to zadanie? - zapytał.
- Pan wybaczy, ale to sprawa między nami, a naszym szefem - rzekła dziewczyna.
Doktor przyjrzał się Jessie bardzo uważnie, jakby próbował zbadać jej prawdomówność, po czym wzruszył ramionami.
- Niech wam będzie. A ci dwoje, to kto?
Ostatnie zdanie wypowiedział, patrząc na mnie i na Asha.
- To nasi pomocnicy - odpowiedziała szybko Jessie - Nasz drogi szef przydzielił nam ich na praktyki.
Zager parsknął śmiechem.
- Praktyki? U was? Nasz drogi szef chyba nie wie, co robi. Dać kogoś na praktyki do was?
- Wypraszam sobie! - warknął James.
Jessie szybko nadepnęła mu na nogę, po czym powiedziała:
- Jak powiedziałam, mamy panu raport do złożenia. Zanim jednak go złożymy, to czy możemy zobaczyć naszą drogą pokemonią przyjaciółkę?
- Nasz szef spodziewa się, że jest w dobrej formie - poparł ją James.
- Możecie go zapewnić, że ma ona u mnie jak u rodzonego ojca - rzekł na to Zager.
Też mi coś, pomyślałam sobie z kpiną.
- Wolimy sami się upewnić - stwierdziła Jessie - W końcu to drugi powód, dla którego tutaj przybyliśmy.
- Właściwie to pierwszy, bo Annie i Oakley przy okazji nam kazały złożyć panu raport - dodał James.
Doktorowi chyba to odpowiadało.
- A więc dobrze. Chodźcie ze mną.
Następnie wstał z fotela i minął nas bez słowa, nawet nie racząc nas zaszczycić swoim spojrzeniem.
- Czy tych dwoje jest wtajemniczonych? - zapytał.
Jessie i James zerknęli kątem oka na nas, a my pokręciliśmy przecząco głowami.
- Nie, panie doktorze - odpowiedzieli więc oboje.
- W takim razie niech oni zostaną tutaj do czasu, aż wy dokończycie inspekcję oraz złożycie mi raport - zdecydował złowrogi uczony - Chociaż nie wiem, czy powinienem ich tu samych zostawiać.
- Nasz szef za nich ręczy, prawda, James? - stwierdziła Jessie.
- No dokładnie tak, Jess - poparł ją jej kolega - A skoro szef za kogoś ręczy, to nam to wystarczy.
Zager pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Skoro tak, to co innego. Ale jeśli za nich ręczy, to czemu nie chcecie, aby ich wtajemniczyć w nasze sprawy?
- Prawdę mówiąc oni wiedzą co nieco o Latias, jednak chyba lepiej, żeby wiedzieli o niej jak najmniej - rzekła Jessie.
- W razie wpadki nie będą oni mogli powiedzieć policji zbyt wiele - dokończył jej wypowiedź James.
Zager uśmiechnął się, gdyż najwidoczniej doskonale pojmował on taki tok rozumowania.
- Doskonale. A więc, moi drodzy...
Mówiąc te słowa 008 spojrzał na mnie oraz Asha.
- Zaczekajcie tutaj na waszych przyjaciół. To długo nie potrwa.
Następnie wyszedł on z pokoju, a Jessie i James poszli za nim.
- Mamy szansę - powiedziałam - Do tego niewiarygodne szczęście.
- Uważajmy, bo za tym szczęściem może stać jakaś perfidna zasadzka - rzekł Ash - Lepiej więc pospieszmy się, póki nie wrócą.
- Prawdę mówiąc chciałabym zobaczyć, czy z Latias wszystko jest w porządku.
- Ja też, ale mamy do wykonania zadanie, więc korzystajmy, zanim tu wrócą.
Po tych słowach wyjęliśmy z kieszeni naszych strojów do nurkowania małe kamerki i miniaturowe podsłuchy. Dziękować losowi Clemont tak je zbudował, że były one wodoodporne, dlatego też nic się im nie stało, kiedy nurkowaliśmy. Mogliśmy je zatem swobodnie zamontować, zanim doktor Zager oraz 2/3 Zespołu R wrócili.
- Przekażcie naszemu drogiemu szefowi, że już wkrótce Lugia będzie nasz - mówił mroczny doktor, gdy już wszedł do pokoju.
- Szef będzie tym zachwycony - powiedział James.
- Podobnie jak i faktem, że nasza droga pokemonia przyjaciółka ma się bardzo dobrze - dodała Jessie.
Następnie spojrzała na nas.
- Nie nudziliście się?
Pokręciliśmy przecząco głowami.
- To zbierajcie się, bo na nas już pora - rzekła dziewczyna.
Oddaliśmy ukłon pełen głębokiego szacunku doktorowi Zagerowi, po czym wyszliśmy razem z Zespołem R.
- Moje roboty was odprowadzą - rzekł uczony.
Te same blaszaki, które nas tutaj przyprowadziły, teraz odeskortowały całą naszą czwórkę do basenu, a stamtąd popłynęliśmy na powierzchnię.
- Mam nadzieję, że udało się wam - powiedziała Jessie przed nadajnik w swoim stroju.
- Owszem, udało się nam. Liczę jednak na to, że nas nie zdradziliście - dodała Ash.
James zachichotał lekko.
- Spokojna czaszka, głąbie. Gdybyśmy to zrobili, to musielibyśmy się przyznać do współpracy z wami.
- A wtedy szanowny pan doktor zabiłby również i nas - dodała Jessie - Wobec tego, jak widzisz, w naszym interesie było trzymać gęby na kłódkę, co oczywiście zrobiliśmy.
- Mam nadzieję, że tak było, bo chyba wiecie, że w przeciwnym razie los Meowtha byłby przesądzony - zauważył groźnym tonem Ash.
- Wiemy o tym, głąbie. Nie musisz nam tego wiecznie przypominać - odparła złym tonem Jessie.
Wypłynęliśmy na powierzchnię, gdzie czekali na nas Max i Bonnie.
- I jak? W porządku? - zapytali.
Ash powoli zdjął z twarzy maskę nurka i powiedział:
- Mam nadzieję, że tak. Wszystko na to wskazuje.
- Oby tylko Zager w niczym się nie zorientował - dodałam.
Usiedliśmy na grzbiecie Laprasa, a Jessie i James na Gyaradosie.
- Módlcie się też, żeby sprzęt głąba naukowca działał jak należy, bo inaczej cały wasz wysiłek pójdzie na marne - powiedziała Jessie.
- O to już się ty nie musisz martwić - zauważyłam złośliwie - Nasza misja wykonana, a wy możecie odejść.
- A gdzie jest Meowth? - zapytał James.
- Na brzegu, razem z naszymi przyjaciółmi - powiedziałam.
- No to prowadź nas tam! - zawołała groźnie Jessie - Chcemy go jak najszybciej zobaczyć.
- Właśnie! Chcemy wiedzieć, że nic mu nie jest! - dodał James równie podnieconym tonem.
- Spokojnie. My zawsze dotrzymujemy danego słowa - rzekł Ash.
Pokemony, na których się znajdowaliśmy, zabrały nas na brzeg wyspy Valencii, gdzie czekali już na nas Clemont, Dawn, asystentki profesor Ivy oraz związany Meowth.
- Koledzy! Jesteście nareszcie! - zawołała Pokemon na widok swoich kompanów.
- Misja się udała? - zapytała Dawn.
- Mam nadzieję, że tak - powiedziałam, zeskakując na ląd.
- Jeżeli Zager w niczym się nie zorientował, to tak - dodał Ash, robiąc to samo.
Jego Pikachu wskoczył mu wesoło na ramię.
- To co?! Możecie mnie wreszcie rozwiązać?! - zapytał Meowth nieco zagniewanym tonem.
Spojrzałam uważnie na Asha.
- To jak? Rozwiązujemy go? - zapytałam.
- Daliśmy tej trójce słowo, że to zrobimy, a słowa należy dotrzymywać - odpowiedział mój chłopak takim tonem, jakby to było coś oczywistego.
- Czyli rozwiązujemy - rzekł Clemont.
Następnie zdjął on więzy z Meowtha, który bardzo radośnie rzucił się w objęcia Jessie i Jamesa, ci zaś zaczęli go czule ściskać.
- Och, Meowth! Jak się cieszę, że nic ci nie jest! - zawołała Jessie.
- Byliśmy bardzo zaniepokojeni! - dodał James.
- Spokojnie, te głąby dbały o mnie - powiedział Pokemon.
Wzruszeni lekko tą sceną zbieraliśmy się właśnie do odejścia, kiedy nagle Meowth zachichotał podle.
- No, ale skoro już nasza transakcja z głąbami została zakończona, to chyba możemy wrócić do naszej pracy.
- Racja, sierściuchu - powiedział James - Hej, głąby jedne! Oddajcie nam zaraz Pikachu!
- Właśnie! Dawajcie go albo oberwiecie! - dodała złośliwie Jessie.
- Ale z was wstręciuchy! - pisnęła oburzona Bonnie.
- Ne-ne-ne! - dodał jej Dedenne.
Oboje byli oburzeni, podobnie jak i my wszyscy.
- Czy wy się już nigdy nie zmienicie?! - zawołała Dawn, która również była bardzo zagniewana.
- Niech no pomyślę... - udawała zamyślenie Jessie - Nie! Raczej nie! A więc teraz oddajcie Pikachu, a możemy wtedy my zapomnimy o tym, co wy nam niedawno zrobiliście!
- Nie ma mowy! - zawołał Ash - Pikachu, daj im nauczkę!
- Dedenne! Pomóż mu! - krzyknęła Bonnie.
Oba Pokemony skoczyły szybko do przodu i poraziły one prądem całą trójkę złodziejaszków, zanim ci zdążyli przystąpić do ataku. Chwilę później Lapras oraz Gyarados zaatakowali ich wodną pompą, która była tak silna, że wystrzelili ich w przestworza.
- Zespół R znowu błysnął! - krzyknęli nasi wrogowie, znikając nam z oczu.
- Wiedziałam, że im nie można ufać - powiedziała Dawn.
- Ale przynajmniej chociaż trochę nam pomogli - rzekł jej starszy brat.
Następnie zdjął z twarzy maskę bandyty i rzekł:
- Teraz zostaje nam tylko podsłuchiwać doktora Zagera oraz czekać na właściwy moment do ataku.
***
Resztę tego dnia spędziliśmy na podsłuchiwaniu rozmów w gabinecie doktora Zagera oraz obserwowaniu go z pomocą kamer. Jednak mimo tego nie dowiedzieliśmy się niczego, co mogłoby nam pomóc zrealizować nasz plan uwolnienia Latias z jego rąk. Cała ta dość pomysłowa aparatura mimo wszystko przyniosła nam o tyle pożytku, że zdołaliśmy odkryć dzięki niej coś bardzo ważnego, ale to już dopiero następnego dnia około południa.
- Chciałbym panu zameldować o moim pierwszym sukcesie - rzekł doktor Zager do komputera, na którym widniała postać Giovanniego.
Całą tę scenę oglądaliśmy z pomocą laptopa odbierającego sygnał z kamer oraz głos z podsłuchu.
- Jakiż to sukces? - zapytał spokojnym tonem Giovanni.
- Moje roboty namierzyły już młodego Lugię i są na jego tropie.
- Doskonale. Każę zaraz Annie i Oakley, aby go złapały i dostarczyły w twoje ręce.
- To one już wróciły ze swojej misji? - zapytał zdumiony Zager.
- Owszem. Szybko się uwinęły. Zwłaszcza, że posiadały bardzo dobry statek, który łatwo dotarły na miejsce. Co prawda miały mi dostarczyć to, po co je posłałem, ale to może poczekać. Ten Pokemon jest ważniejszy.
- Przecież moje roboty mogą go złapać. Albo Latias.
- Ty wiesz doskonale, że te twoje żałosne maszyny nie nadają się do łapania Pokemonów, a co do Latias, to sam mówiłeś, że jeszcze nie jest ona dostatecznie posłuszna twojej woli.
- To prawda, ale jeśli da mi pan nieco czasu...
- Czas już się skończył, 008. Chcę, żebyś złapał mi tego Pokemona i to jeszcze dziś! Rozumiesz mnie?
- Oczywiście, szefie. Rozumiem.
- To dobrze. Annie i Oakley go złapią oraz dostarczą na twój statek. Wtedy zaczekasz, aż pojawi się jego ojciec.
- Jest pan pewien, że to zrobi?
- Całkowicie. Przecież zechce odzyskać swojego synka, prawda? Nie sądzisz chyba, że zostawi go on w rękach kogoś takiego jak ty.
Zager i Giovanni zachichotali podle.
- Ma pan całkowitą rację, panie szefie - powiedział doktor.
- Cieszy mnie, że to zauważyłeś - odrzekł z ironią Giovanni - A teraz podaj mi współrzędne, gdzie znajduje się ten młody Pokemon.
Uczony podał mu je, a my szybko zapisaliśmy te dane.
- Doskonale, 008. A więc... Do pracy - odparł szef organizacji Rocket, kończąc rozmowę.
Spojrzeliśmy na siebie uważnie.
- Wreszcie możemy działać! - powiedział Ash.
- Pika-pika! - zapiszczał bojowo Pikachu.
- Musimy ratować Lugię i jego syna! - zawołałam.
- Tylko jak my się tam dostaniemy? - zapytała Dawn.
- Właśnie! On jest przecież zupełnie na innej wyspie - dodał Clemont.
Profesor Ivy uśmiechnęła się do nas delikatnie.
- To żaden problem - powiedziała - Mam łódź. Zabiorę was na wyspę, gdzie przebywa obecnie Lugia. Obyśmy tylko zdążyli mu pomóc.
***
Jakoś tak kilkanaście minut później ja, Ash, Pikachu, Max, Bonnie i profesor Ivy pędziliśmy motorówką w kierunku małej wysepki znajdującej się niedaleko Valencii. Tam to właśnie, według współrzędnych ustalonych przez doktora Zagera miał się znajdować Lugia, a w każdym razie jego syn. W laboratorium pozostali Clemont, Dawn i trzy asystentki naszej drogiej gospodyni. Woleliśmy ich zostawić na miejscu, bo w końcu nie wszyscy mogliśmy się zmieścić w jednej motorówce, a ktoś musiał zostać w domu, gdyby sytuacja tego wymagała.
W duchu modliłam się, abyśmy zdążyli na czas i nie musieli nikogo opłakiwać. Czas działał na naszą niekorzyść, więc robiliśmy wszystko, aby go zyskać, a nie tracić.
- To już tutaj! - powiedziała profesor Ivy, gdy już dobiliśmy do brzegu wysepki.
Pikachu pierwszy wskoczył na piasek plaży, a następnie zapiszczał on bojowo w kierunku Asha.
- Już lecę, przyjacielu! - krzyknął Ash, idąc w jego ślady.
Ja, Max i Bonnie szybko ruszyliśmy za nim.
- Pikachu mówi, że czuje niebezpieczeństwo! - zawołał mój luby - Być może Annie i Oakley już tu są!
- Musimy się więc pospieszyć - odpowiedziałam mu.
- Zostanę tu na brzegu i będę na was czekać! - wołała za nami profesor Ivy - Jeśli nie wrócicie za godzinę, wezwę pomoc!
- Nie chcę być złośliwy, ale mam jakieś dziwne wrażenie, że raczej nie miałaby kogo wezwać - zauważył Max.
- Raczej nie, ale chce nas podnieść na duchu - zauważyłam.
- Tak czy inaczej musimy pokonać te podstępne złodziejki - pisnęła Bonnie.
- De-ne-ne! - poparł ją bojowym głosikiem Dedenne.
Biegliśmy razem w kierunku miejsca, gdzie miał ponoć znajdować się mały Lugia.
- Gdzie on dokładniej ma być? - zapytałam.
- A bo ja wiem? - mruknął Ash, zatrzymując się - Równie dobrze może go tu już nie być.
- No to świetnie! - jęknęła Bonnie - Więc będziemy tu szukać kogoś, kogo być może wcale już tu nie ma!
- Mogłaś z nami nie płynąć! - mruknął na to Max.
- Przestańcie już! Oboje! - krzyknęłam oburzona ich zachowaniem - Musicie się teraz sprzeczać? Normalnie jak dzieci!
- Przecież jesteśmy dziećmi! - zauważyła panna Meyer.
- Trudno tego nie dostrzec - powiedziałam złośliwie.
Bonnie już chciała mi coś odpowiedzieć, ale Pikachu nastroszył lekko swoje uszka, po czym zapiszczał przerażonym tonem.
- Co się dzieje, Pikachu? - zapytałam.
- On chyba coś usłyszał - odpowiedział mi Ash - I to raczej coś, co mu się nie podoba.
- Pika-pi! Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał głośno Pokemon, po czym ruszył biegiem przed siebie.
- Za nim! Za Pikachu! - zawołała Bonnie, pierwsza rzucając się do biegu.
Szybko do niej dołączyliśmy, a już po chwili usłyszeliśmy głośny ryk, jakby ktoś właśnie kogoś zabijał lub też przynajmniej atakował. Brzmiał on niczym dźwięk wydawany przez stworzenie nie będące jeszcze całkiem dorosłe.
- To chyba młody Lugia! - powiedział Max.
- Szybko! Tędy! - zawołał Ash.
Przebiegliśmy najszybciej, jak to było możliwe przez las w kierunku najbliższej łąki i tam zauważyliśmy Pokemona. Wyglądał on zupełnie tak, jak jego ojciec, ale był znacznie mniejszy. Leżał on na ziemi skrępowany siecią. Wił się i szarpał, ale nic mu to nie dało, gdyż z każdym jego ruchem przez sieć przechodziły wyładowania elektryczne. Obok niego stały Annie i Oakley, wyraźnie z siebie zadowolone.
- A wij się i szamocz, ile wlezie - powiedziała ta pierwsza - Dużo ci z tego przyjdzie.
- Nie widzisz, biedaku, że im bardziej się szarpiesz, tym więcej prądu ta sieć wytwarza i bardziej cię boli? - zapytała złośliwym tonem Oakley - Jedyny więc sposób na to, aby przestało, to zaprzestanie prób ucieczki.
- Ja znam jeszcze jeden sposób - powiedział Ash.
Po tych słowach razem z wiernym Pikachu wyszedł powoli z lasu i zrobił krok w kierunku obu złodziejek.
- TY?! A skąd ty się tu...?! - jęknęła Annie, jednak nie mogła z szoku dokończyć swojej wypowiedzi.
- Milcz, idiotko! A co za różnica, skąd on się tu wziął?! - zawołała jej siostra wściekłym głosem.
Następnie spojrzała groźnie na Asha i wypuściła swego Pokemona.
- Ariados! Naucz go rozumu!
- Ty także, Espeon! Pokaż mu, co potrafisz! - dodała Annie, również uwalniając z pokeballa swego Pokemona.
Oba stworki zaatakowały Asha i Pikachu, ale ci szybko zrobili unik.
- Pikachu! Elektrokula! - zawołał mój chłopak.
Jego Pokemon ruszył do ataku.
- Pomóż mu, Dedenne! - dodała Bonnie, posyłając w ten bój swojego Pokemona.
Oba elektryczne gryzonie zaatakowały swoich przeciwników, których ich cios na chwilę oszołomił, ale tylko na chwilę, ponieważ dość szybko odzyskały one siły.
- Widzę, że nasze towarzystwo jest znacznie większe niż myślałyśmy - mruknęła Oakley.
- To nic nie szkodzi! Zabawa będzie dzięki temu ciekawsza - rzekła ironicznie jej siostra.
- Dla was zabawa się już skończyła! - zawołałam ze złością, prędko wypuszczając Fennekina oraz Panchama - Wracacie do więzienia!
- I to w trymiga! - dodał Max, rzucając do walki swego Mudkipa.
- Wy chyba śnicie, dzieciaki - powiedziała Annie - Nie mam zamiaru znowu nosić ubrania w paski! To mnie pogrubia.
Oakley westchnęła głęboko i załamana przewróciła oczami.
- Z kim ja muszę pracować? - jęknęła - Ale nieważne! Bierzcie ich!
Nasze Pokemony stanęły bardzo szybko do walki z Ariadosem oraz Espeonem, którzy byli dość silnymi przeciwnikami, jednak ponieważ było ich tylko dwóch, z łatwością sobie z nimi poradzili i już po kilku minutach oba stworki leżały nieprzytomne na ziemi.
- Niech to! - zawołała Annie, wycofując swego Pokemona - Jak widzę, wszystko znowu w naszych rękach.
- Jak zwykle zresztą - dodała Oakley, robiąc to samo.
Następnie cisnęła ona w nas jakąś kostkę, która wystrzeliła z siebie wyładowania elektryczne. Cała nasza ekipa ratunkowa została na chwilę sparaliżowana i powalona na ziemię. Widząc to siostry zachichotały podle, po czym załadowały młodego Lugię na pokład swego pojazdu, którym był przypominający poduszkowiec mały statek, lekko unoszący się nad ziemią.
- Zostałybyśmy z wami, aby podziwiać piękno przyrody, ale niestety... Obowiązki nas wzywają - powiedziała Oakley.
- Miłego dnia, kochani - dodała Annie.
Następnie obie siostry ruszyły w drogę do doktora Zagera.
- Nie uciekniecie tak łatwo! - zawołał za nimi Ash.
Wciąż był on lekko oszołomiony i dość obolały po ataku prądem, jaki zaaplikowały nam obie siostry, ale wypuścił on z pokeballa Charizarda.
- Leć za nimi, Charizard! Uwolnij Lugię!
Pokemon zaryczał i szybko wykonał polecenie. Jednak nie uleciał on daleko, gdyż już po chwili zauważyliśmy, jak Annie wystrzeliwuje w niego sieć taką samą, jaką złapała małego Lugię. Sieć oplotła się wokół dzielnego Pokemona krępując jego ruchy oraz rażąc go prądem.
- Charizard, nie! - zawołał Ash.
W tej samej chwili mój chłopak odzyskał siły, po czym podbiegł do swego Pokemona.
- Nie szarp się! Spróbuję to jakoś z ciebie zdjąć - powiedział.
Sam jednak był bezsilny, na całe szczęście ja, Max, Bonnie i Pikachu też szybko odzyskaliśmy swoje siły i podbiegliśmy do niego, po czym zaraz zaczęliśmy mu pomagać zdjąć sieć z Charizarda.
- Co teraz robimy? - zapytałam.
- Będziemy musieli skontaktować się z Lugią - powiedział Ash - Tylko on może nam pomóc uwolnić swego syna oraz Latias.
- Ale przecież Zagerowi właśnie o to chodzi - przypomniał mu Max - On chce dostać w swoje ręce Lugię! Tego dorosłego!
- Wiem o tym, ale być może uda się nam wykorzystać tę zasadzkę na własną korzyść - powiedział Ash.
- W jaki sposób? - spytałam.
- Właśnie! W jaki? - dodała Bonnie.
- Tego jeszcze nie wiem. Ale spokojnie. Coś na pewno przyjdzie mi do głowy.
- No jasne, że przyjdzie! - zawołał bojowo Max - Przecież ty jesteś Sherlock Ash! Jeśli ty czegoś nie wymyślisz, to niby kto?
Lider naszej drużyny pogłaskał go delikatnie po głowie.
- Dziękuję za wiarę we mnie. Obym tylko was nie zawiódł.
Wróciliśmy z profesor Ivy na Valencię, a potem do laboratorium, gdzie czekała na nas bardzo miła, choć niespodziewana wizyta. Okazało się, że pod naszą nieobecność przybyli tu Melody oraz Tracey.
- A co wy tutaj robicie? - zapytałam bardzo zdumiona, kiedy tylko ich zobaczyłam.
- Ładne powitanie, nie ma co - mruknęła dość złośliwie dziewczyna z Shamouti - My tu przybywamy wam z odsieczą, a wy jesteście do nas tacy niemili.
- No właśnie! Nie wiem, czy dobrze zrobiliśmy przybywając tu, skoro nasi przyjaciele tak nas traktują - rzekł Tracey, szczerząc dowcipnie zęby.
- Dajcie spokój! Przecież wiecie, że cieszymy się na wasz widok, choć jesteśmy jednocześnie również bardzo zdumieni - dodał Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał jego Pokemon.
- Dokładnie tak! Wasz widok nas po prostu zdziwił - powiedziałam, chcąc się nieco usprawiedliwić.
- Dziwnie okazujesz zdziwienie, Sereno Evans, ale co tam - zaśmiała się Melody, obejmując mnie przyjaźnie - Tak czy siak bardzo cieszy mnie twój widok.
- Mnie wasz również - odpowiedziałam mu.
Uściskaliśmy naszych przyjaciół, po czym zapytaliśmy, co ich tutaj sprowadza.
- To chyba oczywiste - odpowiedziała wesoło Melody.
- Chcemy wam pomóc - rzekł Tracey.
- Zwłaszcza, że teraz nie tylko Latias, ale i Lugia jest zagrożony.
- No właśnie. Nie możemy stać z założonymi rękami i nic nie robić.
Popatrzyłam na nich zdumiona.
- A skąd wy wiecie, że Lugia jest w niebezpieczeństwie? - zapytałam.
- No właśnie! Ciekawe, kto wam to powiedział?! - dodała Bonnie.
Następnie spojrzała ona nieco złośliwie na swojego starszego brata, który zarumienił się delikatnie na twarzy.
- No co? Zadzwonili do nas wczoraj wieczorem. Odebrałem telefon i powiedziałem im, co odkryliśmy - zaczął mówić wynalazca - Skąd miałem wiedzieć, że to ich zmobilizuje do działania?
- Nieważne... Skoro już tutaj jesteście, przyjaciele, to powiedzcie nam, co zamierzacie - przerwał tę całą tyradę Ash.
- No właśnie! Jak chcecie nam pomóc? - zapytała profesor Ivy.
Melody uśmiechnęła się do niej delikatnie.
- Pani profesor... Ja wiem, jak możemy wezwać tu Lugię.
- Jeśli go tutaj wezwiesz, to jest ryzyko, że doktor Zager go złapie - powiedziałam.
Dziewczyna pokiwała smutno głową.
- Wiem, ale jeśli wspomożemy Lugię w walce z Zagerem, to możemy wygrać.
- Melody ma rację - powiedział Tracey - Sami przecież nie damy radę temu łajdakowi.
Ash pokiwał smutno głową.
- Obawiam się, że oni mają rację. My już próbowaliśmy i co? Daliśmy plamę. Wobec tego musimy wezwać tu Lugię.
- To jest naprawdę bardzo ryzykowny plan - stwierdziła profesor Ivy - Wiele ryzykujemy. Może nawet zbyt wiele.
- Dokładnie tak! - powiedział podnieconym głosem Clemont - Tylko pomyślcie, co Zager zrobi z Lugią, jeśli go złapie!
- Jeżeli pozwolimy mu tutaj przybyć, to w ten sposób tylko oddamy przysługę Giovanniemu - poparł wynalazcę Max.
- Tak, ale czy mamy jakiś inny plan? - zapytała Bonnie.
- De-ne-ne! - pisnął jej Dedenne.
Ash pokręcił smętnie głową.
- Obawiam się, że nie mamy. Chyba naprawdę musimy skorzystać z pomocy Lugii i wezwać go tutaj, nawet jeżeli w ten sposób narazimy go na niebezpieczeństwo.
To mówiąc mój chłopak spojrzał na Melody i zapytał:
- Jak chcesz tu wezwać Lugię?
C.D.N.
Emocje sięgają zenitu i to tego najwyższego kochany Kronikarzu. Ash i Serena łączą siły z zespołem R jednocześnie biorąc na zakładnika ich lojalności Meowtha, który podczas wyprawy na łódź doktora Zagera zostaje na powierzchni.
OdpowiedzUsuńTymczasem Ash i Serena razem z 2/3 zespołu R płyną na łódź doktora Zagera jako agenci-praktykanci organizacji Rocket. Na szczęście nie zostają wykryci i mogą podłożyć podsłuchy i kamerki na łodzi profesora. Dowiadują się dzięki nim, że Annie i Oakley mają porwać młodego Lugię, by zwabić tym do naukowca jego ojca. Szybko ruszają mu na pomoc, niestety za późno. Na wyspie zamieszkanej przez młodego Lugię są już Annie i Oakley, które pochwyciły Pokemona w swoją sieć. Wywiązuje się krótka walka, w wyniku której niestety zwycięskie zostają siostry, które uciekają wraz z młodym Lugią, a Charizard zostaje zaplątany w sieć, z której po chwili uwalniają go przyjaciele.
Wszyscy wracają na Valencię, do laboratorium profesor Ivy, gdzie czekają na nich Melody i Tracey. Pragną oni pomóc naszym przyjaciołom w uwolnieniu Latias oraz już teraz młodego Lugii. Po krótkim zastanowieniu Ash dochodzi do wniosku, że jedynym sposobem na pokonanie złego naukowca jest sprowadzenie dorosłego Lugii, co jest bardzo ryzykownym zagraniem, gdy agentowi 008 właśnie o to chodzi i może przy okazji pochwycić pokemona. Ale jak wiadomo, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Tylko jak tu skontaktować się z Lugią?
Akcja wręcz pędzi do przodu, czasami ciężko jest nadążyć za jej rozwojem, ale to dobrze. Szybko się tą historię czyta, bo naprawdę wciąga. Zaraz przeczytam ostatnią część, chcę się dowiedzieć, jak to się skończy. :)
Ogólna ocena: 100000000000000000000000/10 :)