środa, 10 stycznia 2018

Przygoda 086 cz. V

Przygoda LXXXVI

Mroczny Rycerz przybywa cz. V


Jeszcze tego samego dnia wszystkie wydania „Gotham Express“ pisały o tym, jak odkryto sekret trucizny Jokera. Mówiły też one o bohaterskim czynie Batmana i panny Vale, z której to pary pierwsze zdobyło dane, zaś drugie z nich narażeniem swego życia dostarczyło je do redakcji, aby potem opublikować i dzięki nim ostrzec wszystkich ludzi w mieście. Następnie w wieczornych wiadomościach mówiono o tym wszystkim, a prócz tego także ostrzegano, jakich to produktów koniecznie ludzie powinni się wystrzegać i w jaki sposób nie łączyć ich ze sobą. Prócz tego wypowiedzieli się w tej sprawie porucznik Clemont Gordon i prokurator Gary Dent.
- Jesteśmy wdzięczni Batmanowi za pomoc w odkryciu sekretu Jokera - rzekł pierwszy z nich - Człowiek nazywający siebie Mrocznym Rycerzem ocalił całe miasto i dziękujemy mu za to z całego serca.
- Możemy też państwu obiecać, że dzięki jego pomocy o wiele łatwiej zadbamy o to, aby całe Gotham było ponownie bezpiecznym miejscem, w którym ten szaleniec Joker nie będzie już nikomu zagrażał - dodał drugi z mężczyzn.
Oglądający te wiadomości w telewizji Joker nie był nimi bynajmniej zachwycony.
- Już wiem, jak się nazywa mój ból - powiedział ponurym tonem - To Batman. Wielki nietoperz w rajtuzach.
Następnie wziął on pistolet i jednym strzałem z niego zniszczył ekran telewizora.
- Nigdy nie będzie w tym mieście porządku póki ten śmieć tu się pałęta - rzekł po chwili spokojnym tonem - Musimy zabić latający mysz, Jacob, a ja chcę mieć czyste pazurki.
Po tych słowach popatrzył on na swojego kompana, a następnie bardzo zadowolony poszedł powoli do innego pomieszczenia. Był to wielki strych z oknem wychodzącym na dach. O okno była oparta wielka rakieta, do której była przywiązana Harley Quinn.
- Przykro mi, moja słodka ślicznotko, ale nie mogę więcej ryzykować, że będziesz próbować zabić moją nową dziewczynę - powiedział do niej dość ponurym tonem - Naprawdę bardzo mi przykro z tego powodu, ale nie mam innego wyjścia. Doprowadziłaś mnie swoim czynem do ostateczności, a wielka szkoda, bo naprawdę doskonale mi się z tobą pracowało.
Dziewczyna zaczęła coś mówić, ale nie mogła wypowiedzieć na głos ani jednego słowa, ponieważ była zakneblowana.
- Mówiłaś coś może, kochanie? - zakpił sobie z niej Joker - Nie? Tak też myślałem. Nie ma sprawy. A więc doskonale... Wybacz mi, ale pora na ciebie, moja słodka. Ale wiesz... Jak już będziesz ginąć, to pomyśl o czymś przyjemnym. To zawsze pomaga. Podobno.
Następnie zachichotał on podle i podpalił lont rakiety, po czym zszedł zadowolony na dół. Chwilę później coś huknęło, a sama rakieta wyleciała przez okienko w dachu. Joker zadowolony wyjrzał przez okno z półpiętra i zadowolony obserwował lot rakiety, jednak dość szybko mu się to znudziło, gdyż zrezygnował z tego. Schował głowę i rzekł do Jacoba:
- Jake... Ponieważ sprawiedliwość została wymierzona, to wracajmy do naszych dalszych obowiązków.

***


Serena Vale przyjechała odwiedzić Asha Wayne’a, ale nie zastała go w domu, ponieważ ten był zajęty. Otworzył jej Alfred Oak, który na widok dziewczyny bardzo się ucieszył. Powiedział dziewczynie, iż panicza nie ma, ale zaraz może do niego zadzwonić i poinformować go o tym, kto właśnie ich odwiedził.
- Nie musisz tego robić - powiedziała do niego Serena z uśmiechem na twarzy - Przecież ja doskonale rozumiem, że Ash może być teraz zajęty i nie chcę mu przeszkadzać.
- Ależ panienka wcale mu nie przeszkadza - odparł na to Alfred - A gdyby nawet, to wtedy panicz z pewnością byłby na mnie zły, gdybym nie powiadomił go o przybyciu panienki.
Oboje przeszli do salonu, dalej prowadząc ze sobą rozmowę.
- On panienkę bardzo lubi.
- Nie wątpię - uśmiechnęła się dziewczyna - Ale ja naprawdę nie chcę mu przeszkadzać. Pewnie Ash jest teraz bardzo zajęty.
- Nigdy nie jest tak zajęty, aby nie mieć dla panienki czasu - stwierdził wesołym tonem Alfred.
- Naprawdę tak uważasz?
- Jestem tego pewien, panienko. Powiem więcej... On panienkę kocha.
- Kocha mnie... Wcale nie śmiem w to wątpić, jednak czasami odnoszę wrażenie, że jego miłość jest daleka od idealnej.
- Dlaczego panienka tak uważa?
- Cóż... Może dlatego, że owszem, kocha mnie, a jednak nie mówi mi wszystkiego. Nie ma do mnie pełnego zaufania.
- Rozumiem - Alfred pokiwał powoli i smutno głową - Wie panienka co? Myślę jednak, że on nie robi to z powodu jakieś niechęci do zaufania panienki, a po prostu obawy przed wyznaniem komuś wszystkiego o swojej osobie.
- Ty chyba wiesz o nim wszystko.
- Być może, ale panienka również na to zasługuje.
- Może i tak, ale on tak nie uważa.
- Przeciwnie... Uważa i zaraz to panience udowodnię. Proszę za mną, panienko.
Po wypowiedzeniu tych słów wierny kamerdyner powoli podszedł do wielkiego akwarium, w którym pływały Magikarpy. Stanął on na stołku, aby do niego sięgnąć, a następnie zanurzył tam rękę i nacisnął jakiś przycisk przymocowany do grzałki, która miała dbać o odpowiednią temperaturę w akwarium. Chwilę później regał w bibliotece się odsunął i odsłonił on tajne przejście do podziemi.
- O rany! Nigdy bym nie pomyślała, że tutaj może być coś takiego - jęknęła zdumiona Serena - Zupełnie jak na jakimś filmie.
- To jeszcze lepsze, gdyż dzieje się w rzeczywistości - uśmiechnął się wesoło Alfred - Proszę za mną, panienko.
Dziewczyna nie wiedziała, po co on to wszystko robi, ale ciekawość jakże typowa dla jej płci wzięła w niej górę, dlatego też powoli ruszyła za Oakiem, uważnie obserwując korytarz, po którym szli. Był on ciemny i naprawdę ponury, na całe szczęście kamerdyner miał w ręku latarkę, którą oświetlał drogę. Dzięki temu spokojnie przeszli po schodach na sam dół, po czym dość krętym i nieco skomplikowanym korytarzem dotarli do jakieś tajemniczej oraz ponurej groty, w której aż roiło się od Zubatów i Noibatów.
- Chwileczkę... Ja znam to miejsce - powiedziała Serena.
Alfred nic jej nie odpowiedział, a jedynie zgasił latarkę, gdyż tutaj były zamontowane wielkie lampy, które oświetlały całą jaskinię. Chwilę później dziewczyna zauważyła ten sam ogromny komputer, z którego to niedawno Batman wydrukował jej dane o truciźnie Jokera. Tym razem ktoś przy nim siedział i oglądał zdjęcia tego szaleńca. Serena Vale zaintrygowana powoli weszła po schodach do podwyższenia, na którym znajdował się komputer. Oak szedł przed nią niczym Wergiliusz oprowadzający Dantego po Piekle. Gdy już oboje byli na górze, to fotel odwrócił się w ich stronę, a siedząca w nim osoba spojrzała na niespodziewanych gości ze zdumieniem. Tą osobą był... Ash Wayne. Na jego kolanach siedział Pikachu, którego czule głaskał po głowie.
- To wy? - zdziwił się Ash na widok swojego kamerdynera i swojej dziewczyny.
Alfred uśmiechnął się delikatnie, po czym powoli odszedł, zostawiając Serenę razem z młodym Waynem i jego Pikachu.


- Cześć - powiedziała panna Vale, przez chwilę nie wiedząc, co innego może rzecz, po czym dodała: - A więc już wiem, skąd wiedziałeś o napadzie w supermarkecie. Ten twój szpieg mnie obserwował.
- To prawda, Pikachu często patroluje okolice i powiadamia mnie, gdy coś się dzieje - wyjaśnił jej Ash, wskazując na Pokemona.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu, zeskakując z kolan swego trenera.
- Prócz tego śledził też mnie, prawda? - spytała Serena.
- Czasami - odparł krótko Ash.
Panna Vale popatrzyła na niego uważnie, po czym jęknęła:
- Naprawdę nie rozumiem, czym sobie na to zasłużyłam.
- Niby na co? - spytał Wayne, wstając z fotela.
- Na wszystko, co mnie spotyka! - zawołała Serena wręcz załamanym głosem.
Zaczęła chodzić po pomieszczeniu i zrzucać z serca to, co od dawna już ją dręczyło.
- Myślałam, że możesz mi całkowicie zaufać! Że mówisz mi dosłownie wszystko tak, jak w dzieciństwie! Przecież ja zawsze ci wszystko mówiłam! Byłeś pierwszą osobą, której się pochwaliłam, że rosną mi kobiece atrybuty! Byłeś moim pierwszym facetem i nigdy nie przestałam cię kochać! Zawsze mogłam ci zaufać. Sądziłam, że to działa również w drugą stronę, a ty co?! Okłamujesz mnie! Mówiłeś mi, iż masz spotkanie, a tymczasem pojechałeś na ulicę, gdzie zamordowano twoich rodziców!
- Skąd o tym wiesz? Śledziłaś mnie? - zapytał Ash.
- Owszem. A co? Tylko ty masz monopol na śledzenie innych?
- Nie... Tylko się nieco zdziwiłem. Naprawdę bardzo się zdziwiłem.
- A nie mogłeś mi o tym wszystkim powiedzieć? Wtedy poszłabym z tobą uczcić to miejsce w odpowiedni sposób! Dlaczego ty wszystko robisz sam?! Walczysz o sprawiedliwość w tym mieście sam jeden... Cierpisz sam jeden... Przeżywasz wszystkie cierpienia samemu... Nie zamierzasz nic mi mówić, nic mi powierzyć... Naprawdę jesteś... Kompletnym idiotą!
- Sereno, pozwól sobie wyjaśnić...
- Naprawdę nie wiem, dlaczego ja to wszystko jeszcze toleruję!
- Kochana Sereno...
- Nie mam pojęcia, dlaczego! I nie mam pojęcia, dlaczego jeszcze cię mimo wszystko kocham!
Ash nie wytrzymał nerwowo, dlatego popchnął lekko Serenę na fotel, mówiąc przy tym gniewnie:
- Jesteś słodka i bardzo cię lubię, ale chwilowo się zamknij, dobrze? Muszę ci coś wyjaśnić.
Serena zrobiła urażoną minę, jednak ostatecznie nie skomentowała ona jego zachowania, a jedynie patrzyła na niego bardzo gniewnie i pozwoliła mu mówić.
- Naprawdę bardzo mi przykro, że cię zraniłem - powiedział Ash, kiedy już odetchnął i zdobył się na odwagę, aby wypuścić z ust powyższe słowa - To naprawdę jest trudna sytuacja. Powiedziałbym ci wcześniej, ale... Bałem się, jak zareagujesz.
- A niby jak miałabym zareagować? A może uważasz, że nie można mi ufać?
- Nie, to nie tak... Po prostu przywykłem do tego, aby ukrywać ten fakt przed innymi poza Alfredem i Pikachu, którzy zawsze mi pomagali. Zwykle nie mówię nikomu tak poważnych spraw, ale wiedziałem, że tobie w końcu będę musiał powiedzieć prawdę. Bałem się jednak, iż ta wiedza może być dla ciebie zgubna, bo przecież Joker mógłby ją w jakiś sposób wydobyć z ciebie, a chociaż jesteś twardą dziewczyną, to jednak mógłby cię zmiękczyć. Poza tym ta wiedza wiążę się z ryzykiem utraty życia. Nie chciałem cię na to narażać ani w to wszystko wciągać.
- Już się stało - powiedziała smutno i spokojnie Serena - Bardzo mi na tobie zależy. Pokochałam cię od pierwszej chwili, gdy tylko cię zobaczyłam, kiedy oboje mieliśmy po pięć lat. Moje uczucie nigdy nie minęło. Powiedz mi, czemu mnie do siebie nie dopuszczasz? Przecież wiesz, że komu jak komu, ale mnie możesz powierzyć każdą tajemnicę. Nie rozumiem, czemu przede mną cokolwiek ukrywasz.
- Czasem ja sam tego wszystkiego nie rozumiem - rzekł ponuro Ash, masując sobie lekko skronie - Po prostu muszę to robić. Muszę walczyć jako człowiek nietoperz.
- Ale dlaczego musisz?
- Bo tylko ja mogę. Bo nikt inny nie może tego zrobić. Bo po śmierci rodziców postanowiłem, że już nigdy nie dopuszczę do czegoś podobnego i nigdy nie będę bierny.
- A dlaczego nietoperz?
- Czy pamiętasz, jak mając siedem lat wpadliśmy do tej opuszczonej kopalni i natknęliśmy się na stado Zubatów i Noibatów?
- Pamiętam. Nie bałeś się ich, w przeciwieństwie do mnie.
- Właśnie... Nie bałem się ich, bo mama mi mówiła, jakie one są dobre wbrew temu, co bredzą o nich ludzie. Mówiła mi, że samice Zubatów czy Noibatów bronią swoich bliskich i jakie są wtedy groźne, choć na co dzień są spokojne. No i niedługo po tym, jak zabito moich rodziców pobiegłem znów do tej kopalni i płakałem z rozpaczy. Zobaczyłem wtedy te Pokemony, jednocześnie przypominając sobie słowa mojej matki o nich. Wówczas to zrozumiałem, że te nietoperze są mi bardzo bliskie. Gdy skończyłem studia i wróciłem tutaj, to postanowiłem walczyć o to, aby tego zła mniej było na świecie. Przypomniałem sobie wtedy tamtą naszą przygodę i cóż... Uznałem, że nietoperz to jest moja nowa twarz. Tak jak on broniłem moich bliskich. Muszę ich zawsze bronić, gdyż ten świat nie jest doskonały.
- I nie musi być doskonały, Ash - powiedziała smutno Serena, wstając z fotela i przytulając się do niego bardzo mocno - Powiedz mi tylko, czy spróbujemy się kochać.
- Chcę tego... Nawet nie wiesz, jak mocno - odparł Wayne, mocno ją do siebie obejmując - Ale Joker jest wciąż na wolności i póki na niej będzie, to póki mam robotę do wykonania i nie zaznam spokoju. Ten świr musi zgnić w Arkham lub zginąć. Dopiero wtedy Gotham będzie bezpieczne, a ja będę mógł zacząć tworzyć rodzinne życie.
Serena tuliła się do niego mocno i zachłannie, wsłuchując się przy tym w bicie jego serca i pomstując na Jokera, przez którego nie mogła być tak szczęśliwa, jak tego pragnęła.

***


Ash i Serena w nieco lepszych nastrojach, które wywołała ta rozmowa pojechali na obiad do najbliższej restauracji, aby tam jakoś ochłonąć po ostatnich przeżyciach. Potem pojechali do mieszkania Sereny. Wayne chciał bowiem, aby jego luba wzięła ze sobą kilka niezbędnych rzeczy i przeniosła się do niego, gdyż tylko w ten sposób byłaby ona całkowicie bezpieczna od Jokera, któremu wyraźnie wpadła w oko.
Weszli szybko do mieszkania, po czym Serena poprosiła Asha, aby się rozgościł i poczekał na nią.
- Spakuję kilka ciuchów i najważniejszych rzeczy i jedziemy razem - powiedziała wesoło.
Ledwie jednak weszła do swojej sypialni, a pisnęła z przerażenia, gdyż zauważyła siedzącego na jej łóżku Jokera.
- Tęskniłaś, kochanie? - spytał wesoło.
Z kątów pokoju wyskoczyli nagle jego ludzie z Jacobem na czele. Ash przerażony chciał ruszyć ukochanej na pomoc, ale pomyślał przez chwilę, jak odpowiednio się do tego zabrać. Zobaczył leżącą na stole srebrną tacę i już wiedział, co musi zrobić.
- Bardzo mi przykro, gdyż ostatnie nasze spotkanie zostało podle nam przerwane - powiedział Joker, zaciągając Serenę do salonu - Umówiłem się z tobą na spotkanie, a ty bez słowa wyjaśnienia uciekłaś z tym pokraką. A teraz przyjechałaś tutaj z inną pokraką.
To mówiąc spojrzał złośliwie na Asha i dodał:
- Kolejny brutalny cios, który mnie spotyka od losu. Poprzednim był los, jaki spotkał biedną Harley Quinn. Bo widzisz... Biedactwo wyskoczyło przez okno i zginęło na miejscu.
- Boże! - jęknęła Serena.
- Oj, tak... To wielka tragedia... Ale nie zrobisz omletu nie rozbijając jajek, prawda?
Joker zachichotał podle, po czym spojrzał na ukochanego Sereny.
- A ty pewnie jesteś jej chłopakiem. Ash Wayne, nieprawdaż?
- Na ogół tak - odparł złośliwie młodzieniec, podchodząc do niego.
Jacob złapał za broń, jednak jego szef pokazał mu, aby ją opuścił, gdyż chciał sobie porozmawiać z rywalem, zanim się go pozbędzie.
- Wiem, kim jesteś - powiedział bardzo złośliwie Ash - Kevin Napier vel Joker... Pierwszy psychopata przestępca mieniący się artystą przestępcą. Wiesz... Jak tak na ciebie patrzę, to przypomina mi się pewien mój znajomy. Był on podły, wredny i krzywdził ludzi.
- Już go lubię - zachichotał Joker - No i co z nim?
- Cóż... Nie żyje - zaśmiał się Wayne - A czy wiesz, co go wykończyło? Zrobił się niezręczny, bo mu odbiło. Po prostu coś mu wysiadło w czaszce. Był z tych, którzy słyszą pociąg z odległości zaledwie pół metra.
Mówiąc to Ash Wayne powoli podszedł do kominka i namacał dłonią pogrzebacz.
- A wiesz, jak skończył? Cóż... Zaczął robić błędy i zginął marnie.
Następnie Wayne zacisnął dłoń na pogrzebaczu, zamachnął się nim i wrzasnął:
- Przychodzisz tutaj i nękasz moją dziewczynę, uważając to za dobra zabawę?! Chcesz się naprawdę zabawić?! Zaszaleć?! To śmiało! Zaszalejmy więc razem! Ty i ja oraz ten pogrzebacz!
Joker parsknął śmiechem, po czym wyjął pistolet i powiedział:
- Powiedz mi, przyjacielu... Czy tańczyłeś kiedyś z diabłem w świetle księżyca?
- Co? - zdziwił się Wayne.
- Wiem, że to dziwne pytanie, ale pytam o to wszystkie moje ofiary, bo to... No wiesz... Ładnie brzmi.
Następnie Joker pociągnął za spust i kula ugodziła Asha prosto w pierś. Młodzieniec osunął się na podłogę nieprzytomny, Serena zaczęła krzyczeć, zaś Napier popatrzył na niego złośliwie, mówiąc:
- Lepiej nie wywoływać bijatyk.
Po tych słowach zachichotał podle i złapał pannę Vale za nadgarstek, mówiąc:
- Dlaczego ile razy po ciebie przychodzę, to ktoś mi włazi w drogę, co?
Następnie pociągnął ją za sobą mocno, wychodząc razem z nią z jej mieszkania. Jego ludzie natychmiast ruszyli za nim. Serena zdążyła jeszcze spojrzeć w kierunku nieprzytomnego Asha i zdawało się jej, że ten lekko się poruszył. Nie mogła jednak tego powiedzieć z całą pewnością, gdyż chwilę później została wpakowana do samochodu i odjechała razem z porywaczami w silną dal.

***


Wieczorem podczas edycji wiadomości stało się coś zarazem bardzo dziwnego, jak i przerażającego. Transmisja została bowiem przerwana, a na jej miejsce został ukazany obraz Jokera siedzącego w fotelu z zadowoloną miną.
- Witajcie, ludziska. Tutaj Joker - powiedział - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam wam w wysłuchaniu kolejnych niezwykle ważnych dla was informacji od waszych niezwykle ważnych ludzi. Tak czy inaczej chciałbym coś ogłosić. Za godzinę przelecę nad całym miastem i rozrzucę nad nim dwieście milionów dolarów. Spokojnie, stać mnie na to. Potem zatrzymam się w pięknej, gotyckiej katedrze Gotham i tam poczekam na osobę, która najbardziej działa mi na nerwy. Na waszego Mrocznego Rycerza zwanego Batmanem. Drogi Baciu... Wiem, że mnie teraz słyszysz. Bardzo chcę, abyś wiedział, że mam pannę Vale, która tak bardzo interesuje się twoją osobą razem ze swoją przyjaciółką, panną Alexandrą Knox. Już raz ją ocaliłeś z moich rąk. Zobaczymy, czy zdołasz tego dokonać drugi raz. Obiecuję ci, że jeśli przybędziesz, to zmierzymy się obaj w uczciwej walce. Sam na sam. Tylko ty i ja. Czy przyjmiesz to wyzwanie? Zastanów się, bo masz tylko godzinę na podjęcie decyzji godnej prawdziwego mężczyzny.
Ash Wayne oglądał dokładnie te wiadomości w telewizji. Z trudem przeżył przed paroma godzinami starcie z Jokerem, ponieważ przezornie umieścił sobie pod koszulą srebrną tacę i na szczęście wstrzymała ona kulę, którą wystrzelił do niego Joker. Wiedział, że musi uratować Serenę, ale nie miał pojęcia, gdzie ona jest. Przecież ten podły szaleniec mógł ją uwięzić dosłownie wszędzie, w każdym miejscu tego miasta. Szanse na znalezienie jej były zerowe. Nawet wysłany na przeszpiegi Pikachu niczego się nie dowiedział i powrócił z niczym. Ash czuł, że Joker nada w wiadomościach jakąś informację o tym, co zrobił i miał rację. Po wysłuchaniu wyzwania od swego przeciwnika Wayne wyłączył telewizor i zasłonił sobie twarz dłońmi. Wciąż po głowie chodziły mu słowa, jakie wypowiedział Joker na chwilę przed tym, nim do niego strzelił. To jedno zdanie... Czuł, że kiedyś już je słyszał. Gdzieś w pewnym przerażającym miejscu podczas przerażającego wydarzenia. Tylko jakiego?
Nagle coś go tknęło. To było wtedy, tamtego przerażającego dnia, w którym całe jego życie legło w gruzach. Około szesnaście lat temu, kiedy to zginęły dwie bliskie mu osoby. Ash zamknął oczy i zaczął wspominać, jak to wyglądało.
Miał wtedy jedenaście wiosen. Właśnie wracał z rodzicami z kina. Byli na jakimś zabawnym filmie. Śmiali się, powtarzali razem najzabawniejsze kwestie wypowiedziane przez jego bohaterów. Byli tak zajęci sobą, że nie zauważyli, jak za nimi zaczyna iść dwóch młodych mężczyzn. Dostrzegli ich obecność, gdy nagle jeden z nich, ukryty w cieniu, zaszedł im drogę i wymierzył w ich kierunku pistolet.
- Jeśli chcecie żyć, nie krzyczycie - powiedział groźnie.
Jego wspólnik podszedł do nich od tyłu i zerwał pani Delia Wayne naszyjnik z pereł. Jej mąż chciał coś zrobić, ale napastnik wciąż trzymał go na muszce, zaś ten drugi ograbiał zawartość ich kieszeni. Gdy już w końcu je opróżnił, to zadowolony uśmiechnął się i powiedział:
- Dziękuję za pańską szczodrość. To ja się zmywam.
Następnie pstryknął w nos Josha Wayne’a. Ten nie wytrzymał nerwowo i uderzył go pięścią prosto w twarz, a następnie skoczył na niego. Bandyta z trudem odepchnął mężczyznę od siebie, a wtedy padł strzał. To uzbrojony wspólnik złodziejaszka wystrzelił, trafiając bogacza kulą prosto w pierś. Pani Wayne podniosła krzyk, ale wówczas padł drugi strzał i jej wrzask stał się jeszcze głośniejszy, jednak bardzo szybko zanikł, ponieważ upadła ona na ziemię martwa.
Mały Ash patrzył na to wszystko w szoku nie wiedząc, co ma zrobić. W oczach miał łzy, a jego twarz wyrażała ogromne przerażenie.
- Mamo... tato... - jęknął.


Tymczasem morderca wymierzył broń w jego kierunku i zapytał:
- Powiedz, mały... Czy tańczyłeś kiedyś z diabłem w świetle księżyca?
Następnie wyszedł on powoli z cienia odsłaniając swoją twarz... Twarz młodego Kevina Napiera, patrzącego przy tym wzrokiem pełnym podłości i szyderstwa na chłopca, któremu właśnie odebrał rodziców.
- Coś ty narobił? - jęknął jego kumpel, który przerażony przyciskał do piersi swój łup - Coś ty najlepszego narobił?
Widocznie nie planował on, że ich napad zamieni się w morderstwo z premedytacją, więc czyn jego kumpla go przeraził. Chwilę później dało się słyszeć policyjne syreny. Widocznie strzały ktoś usłyszał i wezwał pomoc.
- Pryskamy stąd! - zawołał złodziejaszek, rzucając się do ucieczki.
Kevin Napier z uśmiechem wpatrywał się w małego Asha i mierzył dalej do niego z pistoletu.
- Chodź, Kevin! Trzeba wiać! - dodał jego kumpel.
Przyszły Joker schował dymiącą jeszcze broń do kieszeni i zachichotał podle, po czym rzucił krótko:
- Do zobaczenia, mały.
A następnie zniknął w ciemności.
Ash Wayne patrzył na znikającą w oddali jego postać, a już po chwili był znowu dorosły i opuścił krainę swoich zły wspomnień. Spojrzał wtedy na zdjęcie Jokera, które miał przed sobą. Następnie zacisnął dłoń w pięść i uderzył nią wściekle w stół.
- Dość już tego! - zawołał - Koniec koszmarów, koniec obaw! Teraz ty albo ja! Jeden z nas zginie!
Następnie zerwał się z kanapy i ruszył do tajnego przejścia.

***


O wyznaczonej przez siebie godzinie Joker przeleciał zadowolony na grzbiecie wielkiego Fearowa ze związaną Sereną i pilnującym ją Jacobem. Wokół niego leciały dwa helikoptery z jego ludźmi, którzy zrzucali radośnie pieniądze na tłumy ludzi, a te rzucały się na nie zachłannie, wrzeszcząc przy tym i wyrywając sobie nawzajem banknoty. Obserwująca to z dołu Alexa Knox jęknęła załamana.
- Gdzie jest Serena, kiedy jej potrzebuję?! Naprawdę to byłby materiał na pierwszą stronę! Chciwe Gotham zabijające się o każdy banknot rzucony im przez Jokera.
Helioptile zapiszczał gniewnie, a ona jęknęła załamana.
- Strasznie cię przepraszam. Gadam jak opętana. A przecież tam Serena ryzykuje utratę życia z rąk tego świra.
Nagle podbiegła do niej Dawn i zawołała:
- Alexa! Ten świr mówił, że zamierza zawieźć Serenę do katedry!
- Wiem, widziałam wiadomości - odparła dziennikarka - Szkoda, że nic nie możemy zrobić, aby mu przeszkodzić.
- Przeszkodzić nie, ale przecież możemy jakoś pomóc Batmanowi - stwierdziła Dawn - Oczywiście, gdy już przyleci.
- A niby jak chcesz to zrobić? To będzie trudne, zwłaszcza przez ten nawiedzony tłum.
Tymczasem Joker wylądował powoli na szczycie katedry, zaś Jacob na jego polecenie przywiązał do jej szpicu Serenę. Natomiast szaleniec bardzo zadowolony stanął obok niej i powiedział:
- Spokojnie, moje kochanie. Twój dzielny obrońca z pewnością tutaj przybędzie... Trzeba tylko cierpliwie na niego poczekać, ale na pewno się go doczekasz.
Serena bała się, że nikt nie przyjdzie. W końcu widziała wyraźnie, jak Ash otrzymał postrzał od tego bydlaka. Czy to możliwe, iż tym razem także wymknął się śmierci?
Nagle na niebie ukazał się jakiś ciemny kształt. Wyglądał on jak wielki nietoperz. Joker na jego widok aż pisnął z radości.
- Wiedziałem - uśmiechnął się - Twój bohater już przybył.
Serena odetchnęła z ulgą. To oznaczało, że Ash żyje, ale zaraz potem przypomniała sobie, iż przyleciał on po to, aby ją uratować i wszedł prosto w pułapkę zastawioną przez swego wroga. Co teraz? Czy on przeżył wtedy w jej mieszkaniu tylko po to, aby teraz zginąć? Nie! To niemożliwe! On na pewno to przeżyje!
- Doskonale - zaśmiał się Joker - Chodź tu, wstrętny skubańcu. Mam z tobą do pogadania.
Chwilę później tuż koło katedry przeleciał samolot przypominający wyglądem ogromnego Noiverna. To był Batlot, pojazd Batmana, którym ten przybył na ratunek swojej ukochanej.
- Chyba on nie chce cię ratować - zachichotał podle Joker - Tym gorzej dla niego. Chłopcy... Złapcie go.
Jego ludzie na helikopterach ruszyli w pościg za Batmanem, a kilku z nich dosiadło Fearowa, który jako jedyny był na tyle szybko, aby doścignąć Batlot. Kiedy już wszyscy ścigający byli dostatecznie blisko, to chwycili za pistolety maszynowe i zaczęli strzelać. Kule jednak skutecznie odbijały się od pancernej ochrony pojazdu, który chwilę później odwrócił się w stronę swoich przeciwników i posłał w ich kierunku dwie rakiety. Te dosięgły celu i helikoptery stanęły w ogniu razem z ludźmi, których miały one w środku. Ludzie dosiadający Fearowa zlecieli od tego huku z jego grzbietu i spadli prosto na ziemię, ginąc na miejscu.
- A to bydlę! - wrzasnął wściekłym tonem Joker, skacząc ze złości po dachu katedry - Nie zamierza grać fair! Jacob! Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś, że on ma taki sprzęt, co?!
Jacob nie wiedział, co ma mu odpowiedzieć, dlatego jedynie wzruszył ramionami. Joker zaś popatrzył na niego i zawołał:
- Moja spluwa!
Jake szybko wykonał polecenie, a już kilka sekund później jego szef wypalił mu prosto w pierś. Zdumiony bandyta złapał się za serce i upadł martwy na dach katedry.
- Jakie to okropne... Że też ja muszę być chwilami taki prymitywny - jęknął załamanym głosem Joker.
Następnie skinął palcem na kilku ludzi, którzy stali obok niego i nie brali udziału w pościgu. Jeden z nich podał mu walizkę, z której szaleniec wyjął niewielką bazookę, nabił ją, a następnie wymierzył w Batlot. Chwilę później huknęło, pojazd zabłyszczał od ognia i poleciał prosto na ziemię, o którą się rozbił i stanął w płomieniach.
Serena jęknęła przerażona, ale nie miała czasu rozpaczać, ponieważ już po chwili usłyszała ona cichy pisk za swoimi plecami:
- Pika! Pika-pika! Pika-chu!
Spojrzała lekko w bok i zobaczyła Pikachu ubranego w strój człowieka nietoperza. Obok niego stał ubrany w czarny dres i czarną czapkę nastolatek w okularach. Uśmiechnął się on do niej wesoło, mówiąc:
- Spokojnie, mała... Jesteśmy kumplami Batmana. Mamy cię uwolnić. Zróbmy to szybko, zanim ci kretyni zaczną znowu na ciebie patrzeć.
Pikachu zaatakował Stalowym Ogonem liny krępujące Serenę i dzięki temu została ona rozwiązana.
- Szybko, kochana. A teraz w nogi - syknął do niej nastolatek, łapiąc ją za rękę.
Chwilę później porwał on Serenę za sobą, a wówczas zauważyła ona dwie wychylająca się znad przepaści ludzkie głowy. Te głowy należały do mężczyzny i kobiety.


- Cześć, kochanie - powiedział mężczyzna z uśmiechem na twarzy - Jestem Norman Grayson, a to moja żona Caroline. Jesteśmy rodzicami tego wariata.
- A do tego cyrkowcami znającymi niezłe sztuczki - uśmiechnęła się kobieta - Zabieramy cię stąd póki czas.
- A co z Batmanem? - spytała Serena - Czy on żyje?
- Spokojnie, maleńka. Żyje i ma cały plan pod kontrolą - rzekł wesoło Norman, wskakując na wieżę katedry - Ale ruszaj się, nie mamy czasu.
Następnie posadził dziewczynę na Noivernie latającym niedaleko nich.
- Leć, maleńka!
- No, a co z wami? - spytała przerażona Serena, bojąc się o los swoich nowych przyjaciół.
- My zajmiemy się ludźmi Jokera - odpowiedział jej wesoło chłopak - Spokojnie, damy sobie radę. Leć już! A przy okazji... Jestem Max Grayson.
- Serena Vale - uśmiechnęła się do niego fotoreporterka.
- Leć! - krzyknął Norman widząc ludzi Jokera biegnących w ich stronę.
Chwilę później cała rodzina podjęła walkę z nimi, wspierana przez dzielnego Pikachu, zaś Serena na grzbiecie Noiverna odleciała bezpiecznie daleko od miejsca potyczki.
Tymczasem Joker patrzył wręcz załamanym wzrokiem na swoich ludzi bijących się zaciekle z rodziną Graysonów i wyraźnie im ulegającą.
- To jest wprost niesamowite... - jęknął porażony tym wszystkim, co właśnie widział - Moja dziewczyna mi zwiała, a moi ludzie nie umieją sobie poradzić z bandą tych clownów! Ale przynajmniej jest spokój z tym głupim nietoperzem. Już go więcej nie zobaczę.
- Przepraszam... - ktoś nagle trącił Jokera w ramię - Tańczyłeś kiedyś z diabłem w świetle księżyca?
Szaleniec odwrócił się w jego stronę i zobaczył wtedy Batmana całego i zdrowego. Jego przeciwnik bowiem zdążył w ostatniej chwili wyskoczyć z Batlotu, a następnie zwinnie wspiął się na wieżę katedry, aby teraz zadać Jokerowi cios pięścią prosto w twarz. Joker upadł na ziemię, a Batmana złapał go mocno za kołnierz i podniósł w górę.
- Nieźle mnie teraz zaskoczyłeś, Baciu - zaśmiał się bardzo ironicznie szaleniec - Muszę przyznać, nie spodziewałem się tego po tobie, stary. Ty jesteś chyba nieśmiertelny.
- Być może - zachichotał okrutnie Batman.
- Dobrze, Baciu... A więc co zamierzasz teraz zrobić? Wsadzić mnie do Azyl Arkham? Już raz stamtąd uciekłem, więc ucieknę i drugi raz. Żadne więzienie ani szpital mnie nie powstrzymają.
- Nie zamierzam cię aresztować, świrze. Zamierzam cię zabić - padła odpowiedź człowieka nietoperza.
Joker parsknął śmiechem.
- Ty idioto! Ty mnie chcesz zabić?! Przecież to ty mnie stworzyłeś! Pamiętasz? Wrzuciłeś mnie wtedy do tego kotła i załatwiłeś mi te blizny! Nie łatwo mi było się z tym wszystkim pogodzić, chociaż się starałem.
- Wierzę - mruknął Batman.
Następnie uderzył Jokera pięścią w brzuch i rzucił go w głąb wieży. Nie zamierzał zabić go szybko i sprawnie. Chciał najpierw zadać mu taki sam ból, który on czuł, kiedy ten bydlak zabił najbliższe mu osoby. Joker szybko poderwał się na nogi i uderzył Batmana w jego pancerz, ale ten był tak mocny, że aż zabolała go pięść. Człowiek nietoperz wykorzystał to, aby zadać mu kolejny cios i to prosto w szczękę.
- Czego ty w sumie ode mnie chcesz? - zapytał Joker, stając ponownie na nogach i ocierając ślady krwi na ustach - Beze mnie byłbyś bezrobotny!
- O tak i właśnie dlatego cię zabiję! - powiedział Batman, mierząc do niego groźnie palcem - Przez ciebie ja w ogóle istnieję.
- Przeze mnie?
- Tak... Zabiłeś moich rodziców i to na moich oczach.
- Co? Co ty pleciesz?
- To było jakieś szesnaście lat temu... Zastrzeliłeś ich na moich oczach.
- Poważnie? Szesnaście lat temu byłem jeszcze głupim dzieciakiem. Nie odpowiadam za to, co wtedy zrobiłem.
- Przeciwnie... Odpowiadasz i to więcej niż myślisz. Więc jak widzisz, ja stworzyłem ciebie, a ty stworzyłeś mnie.
- He he he! Byłem wtedy młody i głupi... Poza tym to było tak dawno... Ja mówię, że ty jesteś wszystkiemu winien, a ty, że ja jestem winien. Dajmy spokój tej dziecinadzie.
Następnie nałożył na siebie okulary, mówiąc:
- Chyba nie uderzysz faceta w okularach?
Batman popatrzył na niego bardzo groźnie i uderzył go tak mocno, że aż połamał mu ramki jego dodatkowego narządu wzroku. Chciał mu zadać kolejny cios, kiedy nagle ktoś skoczył mu na plecy i powalił na ziemię. Z trudem zepchnął ją z siebie i spojrzał na nią. Tym kimś była... Harley Quinn.


- Co?! Harley, ty żyjesz? - zapytał zdumiony Joker, widząc dziewczynę szarpiącą się z jego prześladowcą - Jak to możliwe?
- Miałam scyzoryk ukryty w bucie - powiedziała Harley - Rozerwałam więzy, którymi skrępowałeś mi ręce, a potem wyjęłam scyzoryk i rozcięłam nim resztę więzów, a potem zeskoczyłam zwinnie do rzeki. Tak właśnie przeżyłam i przybyłam ci pomóc.
Batman zerwał się na równe nogi, ale Harley Quinn skoczyła na niego i zaczęła zaciekle zadawać mu ciosy. Ten odpierał je tak sprawnie jak tylko zdołał, zaś Joker zaczął wręcz idiotycznie się śmiać.
- Ale zabawa! Takiego zwrotu akcji nikt by się nie spodziewał! - wołał.
Następnie spojrzał w górę i zauważył lecącego w jego stronę Fearowa.
- Chyba muszę was zasmucić, ale najwyższy czas na to, aby przejść na emeryturę - powiedział wesołym tonem - Wpadajcie z odwiedzinami, jeśli chcecie.
Chwilę później Pokemon podleciał do niego, a Joker zwinnie wskoczył na jego grzbiet i zaczął odlatywać przed siebie.
Batman tymczasem zdołał odepchnąć Harley, na którą skoczyła zaraz rodzina Graysonów. Cała trójka rozprawiła się z ludźmi Jokera i próbowała powstrzymać szaloną dziewczynę w czerwonym stroju i błazeńskiej czapce. Joker tymczasem wciąż śmiał się do rozpuku i zaczął odlatywać od katedry. Batman jednak nie zamierzał pozwolić mu uciec. Wyjął szybko coś, jakby pistolet i strzelił nim do swego przeciwnika. Zamiast kuli z lufy wyleciała długa lina z dwiema kulkami. Jedna kulka owinęła się wokół nogi Jokera, a druga wokół najbliższego maszkarona. Na twarzy Batmana zajaśniał wtedy bardzo okrutny uśmiech, ponieważ teraz on wyciął numer swemu wrogowi. Z satysfakcją obserwował, jak Joker szarpie nogą czując, że nie może dalej odlecieć. Był bardzo silny fizycznie, ale nie na tyle, aby oderwać linę od maszkarona, do którego został przywiązany (z czego wcale nie zdawał sobie sprawy, bo nawet nie raczył spojrzeć za siebie). Złapał się mocno Fearowa, który z całej siły próbował jakoś odlecieć razem z nim. W końcu wskutek ogromnej wręcz siły Pokemona maszkaron zaczął cały drżeć w posadach. Jeszcze tylko chwila i oderwie się od katedry, do której był przymocowany.
- Hej, Jokuś! - zawołał wówczas człowiek nietoperz.
Joker spojrzał na niego zdumiony, a Batman zadowolony oparł nogę na maszkaronie.
- Pomyśl o przyszłości!
Po tych słowach Mroczny Rycerz kopnął maszkarona, który to oderwał się już całkowicie od katedry i poleciał prosto na ziemię, pociągając za sobą Jokera i Fearowa. Pokemon próbował jakoś utrzymać się w powietrzu, ale ciężar kamiennej rzeźby ciągnął go w dół razem z jego pasażerem. Joker był coraz bardziej wściekły, zaczął podskakiwać na grzbiecie swojego środka transportu, krzycząc, aby ten leciał szybciej. W końcu wskutek tego zleciał z Fearowa, ale w ostatniej chwili złapał się jego szponów. Pokemon miał teraz jeszcze gorszą sytuację niż poprzednio. Próbował z trudem utrzymać się w powietrzu, ale opadał coraz niżej, zaś Joker coraz słabiej trzymał dłońmi jego szpony. Palce bolały go tak, jakby coś ostrego się w nie wbijało, a całą twarz zrosiły mu krople potu. W końcu dłonie odmówiły mu posłuszeństwa, zaś on sam puścił szpony Fearowa i z krzykiem zleciał prosto w dół.
Batman patrzył na to nie bez satysfakcji w oczach. Z kolei zaś Harley wyrwała się z rąk trzymającym ją mocno Normanowi, Caroline i Maxowi, po czym spojrzała w dół, wrzeszcząc z rozpaczy i bólu.
- Nie! Nie! Tylko nie to! Tylko nie on! Coś ty zrobił, potworze?! Coś ty narobił?! - krzyczała załamana, zasłaniając sobie twarz dłońmi, w które zaczęła głośno płakać - Mój ukochany! Mój jedyny! Sens mojego życia! Jak mogłeś, ty paskudny nietoperzu?! Jak mogłeś?!
- Biedna dziewczyna - powiedział smutnym głosem Norman - Chyba trzeba będzie jej jakoś pomóc.
- Dobrze, ale jak? - spytała smutno Caroline.
- Chyba jedyne, co możemy zrobić, to odwieźć ją do Azyl Arkham - stwierdził Max - To jedyne miejsce, w którym mogą jej pomóc. Chyba, że będziemy litościwi i też ją zrzucimy.
- Nie! - odpowiedział mu groźnie Batman - Nie jesteśmy mordercami jak Joker. Jego zabiłem, żeby już nigdy więcej nikogo nie zabił. Dla niego nie było nadziei. Ale dla niej... Być może jeszcze jest nadzieja. Być może.
Następnie spojrzał na Pikachu i rodzinę Graysonów.
- Dziękuję wam, przyjaciele. Dziękuję, że przyszliście mi z pomocą.
- Drobiazg - rzekł wesoło Norman - Miałeś szczęście, że dawaliśmy występy niedaleko stąd.
- Szczęście albo coś innego - zaśmiała się Caroline, patrząc na Pikachu, który zapiszczał delikatnie.
- Tak czy inaczej nie mogliśmy ci odmówić pomocy - powiedział Max bojowym tonem - Kiedy tylko przybyłeś i wyjaśniłeś co i jak, nie mogliśmy odmówić ci wsparcia. Zwłaszcza, że to prawdziwy zaszczyt pomagać tobie. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze będziemy mieli okazję to powtórzyć.
Batman uśmiechnął się delikatnie, po czym spojrzał na płaczącą Harley Quinn, której właśnie zawalił się cały świat. Poczuł, że jest mu jej strasznie żal. W końcu była jedynie kolejną ofiarą szaleństwa Jokera. Jego czyny już na zawsze pozostawią blizny na tym mieście i duszy wielu ludzi. Miną lata, zanim całkowicie zostaną one zabliźnione, jeśli to w ogóle jest możliwe.

***


Ludzie Jokera, których pokonali Graysonowie, gdy tylko odzyskali oni przytomność, to korzystając z okazji, że nikt na nich nie patrzy zbiegli szybko z wieży na sam dół próbując jakoś uciec mieszając się z tłumem wciąż jeszcze zachłannie bijącym się o pieniądze zrzucone im przez Jokera. Jednak ledwie zbiegli na sam dół, to natknęli się na Dawn i Alexę, które bezceremonialnie zagrodziły im drogę, a następnie z pomocą Piplupa oraz Helioptile’a ogłuszyły ponownie bandytów.
- Doskonale - uśmiechnęła się dziennikarka - Niezły z nas duet, Dawn.
- Niczego sobie, ale lepszy tworzysz z Sereną - odparła niebieskowłosa - Tak czy siak zostaje nam tylko wezwać policję.
- Jeśli jakoś się przeciśnie przez ten rozhisteryzowany tłum zbierający pieniądze i zaciekle o nie walczący - mruknęła Alexa.
- Tylko spokojnie, panno Knox! - zawołał porucznik Clemont Gordon, wchodząc do środka katedry - Trochę więcej wiary w policję, jeśli można prosić.
- No proszę! Pan porucznik - uśmiechnęła się na jego widok Dawn - Przecisnęliście się przez ten zwariowany tłum?
- Nie było to łatwe, ale w końcu nam się udało. Przybyłbym wcześniej, gdyby nie Batman.
- Batman? - zdziwiła się Alexa - A co on ma do tego?
- Zażądał, abym pod żadnym pozorem nie podejmował żadnej, choćby najmniejszej akcji ratunkowej. Za bardzo bał się o życie panny Vale, aby mi na to pozwolić. Zamiast tego rozstawiłem ludzi we wszystkich miejscach wylotowych z miasta. Powiadomiłem też wojsko na wypadek, gdyby Joker i jego ludzie chcieli uciec z Gotham drogą powietrzną. Ja zaś miałem czekać na wiadomości od Batmana, ale nie byłem w stanie tego zrobić i z częścią ludzi próbowałem dostać się do katedry. Niestety, to szaleństwo, które tutaj wynikło przez tych zwariowanych ludzi, bardzo utrudniło mi to zadanie.
- Ale w końcu pan się tu dostał - powiedziała Dawn.
- O tak. Obawiam się tylko, panno Kyle, że przybyłem nieco późno.
- Dobrze powiedziane - zachichotała dziewczyna - Zostaje więc panu w tej sztuce jedynie rola Fortynbrasa.
- To znaczy?
- Przyjdzie pan i po wszystkich posprząta.
Clemont Gordon parsknął śmiechem wyraźnie ubawiony tym żartem, po czym powoli dał on znak swoim ludziom, którzy weszli za nim, żeby aresztowali ludzi Jokera. Następnie swój wzrok zwrócił ku Dawn Kyle, która to lekko poprawiła sobie niesforny kosmyk włosów zwinnym ruchem dłoni. Kiedy ich wzrok się spotkał, uśmiechnął się do niej delikatnie, a ona to odwzajemniła.
W tym samym czasie rodzina Graysonów sprowadziła powoli na dół skrępowaną Harley Quinn, którą zaraz oddali w ręce policji. Natomiast sam Batman powoli oraz ostrożnie zszedł po murach katedry wraz z wiernym Pikachu, po czym odnalazł miejsce, gdzie wylądowała Serena z Noivernem. Dziewczyna radośnie rzuciła mu się na szyję i objęła go zachłannie.
- Tak się o ciebie bałam! - zawołała, kładąc głowę na jego ramieniu - Już myślałam, że cię więcej nie zobaczę.
- Spokojnie... Jak widzisz, wciąż żyję.
- Tak, ale niewiele brakowało. Gdyby nie ty i Graysonowie, to ja... A właśnie, kim oni są?
- To rodzina linoskoczków, z którą mam bardzo dobre relacje jako Ash i jako Batman.
- A oni wiedzą, że ty...
- Nie, ale kiedy poprosiłem ich o pomoc w imieniu Asha Wayne’a oraz swoim, nie umieli mi odmówić.
- A skąd oni się tu w ogóle wzięli?
- Dawali występy w sąsiednim mieście. Wysłali mi na nie zaproszenie, ale przez to wszystko, co tu się działo, nie miałem do tego głowy. Ale kiedy Joker cię porwał i zapowiedział, że zabierze cię na katedrę, uznałem, że oni mogą mi pomóc o wiele lepiej niż cały szwadron policji. Umieją się wspinać nawet na najbardziej niedostępne miejsca. Poprosiłem ich więc o pomoc, a oni z chęcią się zgodzili. Ustaliliśmy plan działania, w którym ja odwracam uwagę Jokera i jego ludzi, a oni wspinają się na katedrę od tyłu i uwalniają cię z rąk tych łajdaków.
- I udało wam się. Wygraliśmy.
- Tak, wygraliśmy, najdroższa.
Serena uśmiechnęła się delikatnie, ale szybko spoważniała i rzekła:
Widziałam, co spotkało Jokera. Czy to już koniec?
- Z nim tak, ale nie wiem, co z Harley - odpowiedział Batman.
- Próbowała mnie niedawno zabić.
- Dlatego właśnie Joker przywiązał ją do rakiety i wystrzelił w niebo. Ta z trudem się wymknęła śmierci i przybyła tutaj, aby mu pomóc walczyć ze mną.
- Poważnie? A Joker mówił mi, że wypadła przez okno.
- Joker? On całe życie kłamał... Większość jego słów to były nędzne kłamstwa. Nie można w nie wierzyć.
- Masz rację. Boże! Tak się cieszę, że to już koniec!
Po tych słowach jeszcze mocniej wtuliła się w Batmana, a ten czule ją objął do siebie czując, że po raz pierwszy od bardzo dawna zaznał ulgi.

***


Ciało Jokera zostało pochowane po cichu i bez pompy na koszt miasta na miejscowym cmentarzu. Ludzie szaleńca z kolei skończyli w więzieniu z ciężkimi wyrokami. Zaś sama Harley Quinn wylądowała w Azyl Arkham, w którym to jednak zmieniono personel na taki, który za cel wziął sobie wyleczenie swoich pacjentów, choć ani Batman, ani Serena Vale, ani nikt inny nie wierzył w to, aby w przypadku dziewczyny Jokera było to możliwe.
Alexa zaś pomimo braku zdjęć z miejsca ostatecznej walki Batmana z Jokerem jednak napisała doskonały artykuł na ten temat, a prócz tego jako jedna z osób, które powstrzymały ucieczkę ludzi Jokera została uznana za bohaterkę, zaś popularność jej artykułów znacznie wzrosła.
Bohaterami miasta ogłoszono także Maxa i jego rodziców, dzielnych cyrkowców specjalizujących się w różnych ekstremalnych sztuczkach takich jak skok na trapezie. Prócz tego bohaterką została również Dawn Kyle wraz ze swoim Piplupem, która nieco później zaczęła oficjalnie spotykać się z porucznikiem Gordonem. Ten zaś zawarł po cichu wraz z prokuratorem Garym Dentem oraz samym Batmanem pewne porozumienie nazywane Ligą Sprawiedliwości. Ten swoisty triumwirat miał pilnować porządku w mieście i dbać o to, aby nigdy więcej żaden szaleniec się w nim nie pojawił. Gdyby jednak coś takiego miało nastąpić, to wówczas Gordon i Dent mieli wezwać Batmana za pomocą specjalnego znaku.
- Ale jaki to niby ma być znak? - spytała Alexa, stojąca wśród tłumu dziennikarzy oraz słuchająca właśnie przemowy prokuratora i porucznika, którzy przekazali tę nowinę ludziom zebranym wokół ratusza - No i w jaki sposób mamy go wezwać?
- W bardzo prosty sposób - powiedział Gordon, po czym z uśmiechem podszedł do wielkiego reflektora, stojącego nieopodal - Włączając to!
Następnie uruchomił on ów przedmiot, a na niebie pojawił się wielki znak firmowy Batmana - znak czarnego nietoperza na białym tyle. Widząc ten znak ludzie podnieśli prawdziwy okrzyk radości.
Gordon zaś zadowolony pożegnał Denta i poszedł do Dawn, która to radośnie podała mu swoją dłoń. Chwilę później wsiedli oboje do limuzyny czekającej nieopodal. Do tego samego pojazdu wsiadły też Alexa i Serena bardzo z siebie zadowolone.
- To będzie udane Boże Narodzenie - powiedziała wesoło panna Knox - Nie dość, że pokonaliśmy tego świra, to jeszcze teraz wszyscy zyskaliśmy wielką sławę, o której Gotham nie prędko zapomni.
- Nie liczyłabym na to - stwierdziła Dawn - To niewdzięczne miasto. Łatwo zapomina swoich bohaterów.
- Tak, to prawda - rzekł ponuro Gordon - Jesteśmy bohaterami, których Gotham potrzebuje, ale na których nie zasługuje.
Chwilę później rozpogodził się i dodał:
- Co nie znaczy, że nie mamy go bronić.
- Racja - powiedziała Serena - Ale teraz już jedźmy, bo spóźnimy się na świąteczny obiad. Alfredzie... Możesz jechać.
- Oczywiście, panno Vale - odpowiedział jej siedzący za kierownicą kamerdyner pana Wayne’a.
Już po chwili limuzyna ruszyła w drogę do willi Asha, w której czekali już na nich Max z rodzicami, również zaproszeni na tę uroczystość.
- Czy wszyscy są w komplecie? - zapytał wesoło Norman.
- Nie sądzę - odparł jego syn - Chyba gospodarza gdzieś wcięło.
Nagle dało się słyszeć dzwonek do drzwi.
- Oho! To pewnie on! - zawołała wesoło Caroline.
Alfred poszedł otworzyć, ale ku rozczarowaniu gości okazało się, że do salonu weszły trzy następne osoby. Był to syn Alfreda, Steven Oak ze swoją żoną Grace oraz uroczą córeczką, dziesięcioletnią Bonnie.
- Mam nadzieję, że się nie spóźniliśmy - powiedział Steven.
- W żadnym razie - odparł wesoło Alfred - Przyszliście w samą porę.
Następnie uściskał synową i ucałował czule swoją małą wnuczkę, która pisnęła radośnie i zawołała:
- Dziadku, widziałeś Batmana w akcji?
- Widziałem, kochanie - uśmiechnął się jej dziadek i spojrzał na pannę Vale, która puściła mu oczko.
- Batman jest wspaniały, prawda, dziadziu? - zachichotała Bonnie.
- No jasne, że jest! - zawołał radośnie Max - Mówię ci, mała! Tak kopał tyłki tym bandziorom, że hej! A ja mu w tym pomagałem.
- Poważnie?! - dziewczynka nie mogła wręcz wyjść z podziwu, gdy go słuchała - Niesamowite! A opowiesz mi o tym?
Max zadowolony, że znalazł sobie słuchacza, radośnie zabrał Bonnie na bok, aby jej opowiedzieć o tym, jak to pomógł on Batmanowi pokonać Jokera. Alfred zaś z uśmiechem na twarzy podszedł do Sereny i powiedział jej następujące słowa:
- Panicz Wayne poprosił mnie, abym przekazał panience, że spóźni się nieco na przyjęcie.
Serena uśmiechnęła się delikatnie, słysząc te słowa.
- Jakoś wcale mnie to nie dziwi - stwierdziła dowcipnym tonem.
Oak zachichotał lekko, gdy to powiedziała, po czym dodał:
- Tak czy inaczej Wesołych Świąt, panno Vale.
- Wesołych Świąt, Alfredzie - odpowiedziała mu przyjaźnie Serena - A na ziemi pokój wszystkim ludziom... I nietoperzom.
Następnie dziewczyna spojrzała przez okno na niebo, na którym wciąż widniał znak Batmana. Widząc go, uśmiechnęła się zadowolona.
W tym samym czasie na katedrze Gotham ktoś również uważnie go obserwował. Tym kimś był wysoki mężczyzna w czarnym stroju człowieka nietoperza. Obok niego stał jego wierny towarzysz Pikachu, ubrany w taki sam kostium, ale mniejszych rozmiarów. Obaj stali i z uwagą obserwowali ten jakże majestatyczny znak widniejący właśnie na niebie, uśmiechając się przy tym delikatnie.


KONIEC











4 komentarze:

  1. Ależ ten Joker jest podły i niewdzięczny. Najpierw sam napuścił Harley na Serenę, chcąc żeby ze sobą walczyły, a potem postanowił ją za to zabić. Co za ohydny nędznik. Jestem ciekaw, czy Harley rzeczywiście zginie, czy też może jakimś cudem zdoła przeżyć. Ale jeśli nawet, to przecież nie ma już dla niej ratunku, skoro przez tego niegodziwego skurwiela zupełnie postradała rozum i zmysły, stając się tak samo szalona i niebezpieczna jak on. A Serena w końcu poznała kryjówkę Asha. To z pewnością Alfred przekonał go, aby ją w to wszystko wtajemniczyć, bo on ją bardzo lubi, ceni i szanuje. Wie, że naprawdę można jej ufać i chciałby, aby Ash ułożył z nią sobie szczęśliwie życie. Jednak dziwi mnie to, że Serena w ogóle nie okazała zaskoczenia, kiedy dowiedziała się, że to Ash jest Batmanem, zupełnie jakby była o tym przekonana. Czyżby już od dawna się tego domyślała, a raczej miała tą pewność, że to on jest Mrocznym Rycerzem? I coś mi się zdaje, że policja w końcu się do niego przekona i zacznie z nim współpracować, bo zda sobie sprawę, że tylko on może zakończyć podłą działalność Jokera, skoro oni w żaden sposób nie są w stanie sobie z nim poradzić.

    OdpowiedzUsuń
  2. No i widzę, że się Joker doigra, bo nie dość, że porwał ukochaną Asha, a jego samego omal co nie zabił, to jeszcze na dodatek Ash przypomniał sobie, że to on zastrzelił jego rodziców. A wszystko przez to, że Joshowi puściły nerwy i nie mógł się powstrzymać od zdzielenia tego parszywca w mordę. Gdyby nie to, to pewnie skończyłoby się tylko na rabunku i kradzieży, bo przecież ci przestępcy nie zamierzali nikogo zabijać. Ale niestety Joker wziął krwawy odwet za doznaną zniewagę i zastrzelił Josha. A gdy Deila podniosła krzyk, widząc jak jej mąż pada martwy, to zabił również ją, by ją uciszyć. Asha też chciał zabić, ale ostatecznie z tego zrezygnował. I teraz Ash dokona na nim w pełni zasłużonej zemsty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chwila, moment, skąd w tej historii wzięli się Max i jego rodzice? To jakaś grupa wędrownych cyrkowców? I skąd Ash ich znał? To jest naprawdę dziwne, że pojawili się tak nagle znikąd, żeby przybyć mu z pomocą. Chyba że kolejny rozdział wszystko wyjaśni, na co liczę. :) Batman okazał się naprawdę mściwy wobec Jokera, ale wcale mu się nie dziwię po tym wszystkim, co go spotkało. A ta idiotka Harley zamiast mu pomóc, to go zaatakowała w obronie psychopaty, który posłał ją na śmierć, z czego ona w ogóle nie zdała sobie sprawy, sądząc że to tylko niegroźna zabawa. A on tymczasem naprawdę chciał się jej pozbyć. Wysłanie do Azyl Arkham nic nie da. Przecież nikt jej tam nie pomoże. Lepiej by było dla niej, gdyby poniosła śmierć, zamiast trafić w miejsce, gdzie będą się nad nią znęcać. Chyba, że wszystko się tam pozmienia po śmierci ordynatora. Może teraz będą tam pracować normalni ludzie, którzy będą leczyć swoich pacjentów i dbać o nich, zamiast się nad nimi pastwić. Choć Harley pewnie już nie da się wyleczyć, skoro zupełnie postradała rozum, do tego stopnia, że nie pojęła nawet tego, że jej ukochany chciał ją uśmiercić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zakończenie opowiadania przeczytałem i widzę, że Dawn zaprzyjaźniła się również z Alexą i że one też potrafią pokazać na co je stać, skoro potrafiły ogłuszyć pomagierów Jokera. A policja znowu okazała się do niczego nieprzydatna, bo przybyła za późno. Co za tłumoki, no naprawdę. I widać, że Clemontowi spodobała się Dawn i to z wzajemnością. :) A tłum ludzi zebranych pod katedrą rzeczywiście musiał być bardzo zaaferowany, skoro Ash mógł Serenie otwarcie wszystko wyjaśnić, bez obaw że ktoś ich podsłucha. Szkoda mi Domino, bo ona mimo wszystko nie zasłużyła sobie na taki los, który zgotował jej Joker. Po tym wydarzeniu przynajmniej wszyscy mieszkańcy miasta dowiedzieli się o istnieniu Batmana, także nie mogli już w nie wątpić, skoro ujrzeli go na własne oczy. Do tego Gordon i Dent przekonali się do niego, nawiązując z nim współpracę. I to było do przewidzenia, że Gordon zacznie chodzić z Dawn, skoro tak się sobie spodobali. :) A Alexę i jej artykuły w końcu zaczęto traktować poważnie, skoro okazało się, że nie były one wyssane z palca.

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...