środa, 10 stycznia 2018

Przygoda 086 cz. I

Przygoda LXXXVI

Mroczny Rycerz przybywa cz. I

Opowiadanie dedykuję Lokiemu27 oraz Arsenowi, którzy najbardziej lubią Batmana i zainspirowali mnie do stworzenia tego dzieła.


Pamiętniki Sereny:
- Muszę powiedzieć, że te święta są po prostu cudowne - powiedział Ash, rozsiadając się wygodnie na kanapie.
- Tak, bo spędzamy je w naszym wesołym gronie - odparłam na to z uśmiechem na twarzy - Święta w samotności to nie święta.
- Właśnie - poparła mnie Maggie Ravenshop - Tak się cieszę, że mój brat dał się namówić na przyjazd tutaj.
- Długo go musieliśmy namawiać, ale w końcu wyraził zgodę - dodał John Scribbler wesołym tonem.
- Bardzo mi przykro, jeśli was uraziłem tym długim odmawianiem, ale taki już jestem... Lepiej mi jest w mojej samotni niż w towarzystwie ludzi - odparł na to Thomas Ravenshop.
- Dobrze znam to uczucie. Czasami człowiek musi spędzić czas jedynie w swoim własnym towarzystwie. Swoim i własnych myśli - rzekł Ash ze zrozumieniem w głosie.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał potwierdzająco Pikachu.
- Jednak potem tym milej jest wyrwać się z tej samotności i pójść porozmawiać z przyjaciółmi - zauważyłam.
- To już zależy od człowieka - stwierdził Thomas - Nie zrozumcie mnie źle, kochani. Ja naprawdę bardzo was wszystkich lubię i szanuję. Jesteście najlepszymi przyjaciółmi, jacy mogli mi się trafić, ale musicie zrozumieć, że niestety taki już jestem. Outsider ze mnie i tyle. Taki ja już jestem i takiego muszą mnie ludzie akceptować, a jeśli nie chcą, to wolna droga. Ja ich nie trzymam siłą.
- Braciszku, czy musisz tak drastycznie podchodzić do tej sprawy? - spytała Maggie, dotykając delikatnie jego ramienia.
Ten spojrzał na nią uważnie, westchnął głęboko i powiedział:
- Masz rację... Może jestem nazbyt radykalny w swoich ocenach, ale przynajmniej jestem szczery wobec innych.
- Szczerość jest bardzo pożyteczną cechą, ale nie należy z nią nigdy przesadzać - powiedział John Scribbler.
- A tutaj się z tobą nie zgadzam, przyjacielu - odparł Ravenshop - Nie mogę przyznać ci rację, ponieważ dla mnie szczerość jest najważniejszą i podstawową cechą każdej relacji międzyludzkiej.
- We wszystkim trzeba znaleźć umiar, a już zwłaszcza w szczerości - zauważyła jego siostra - Nie można przesadzać w mówieniu prawdy innym ludziom.
- Człowiek, który jest fair wobec innych nie ma powodu, aby się bać prawdy - zauważył jej brat.
- Może lepiej zmieńmy temat? - zaproponowałam - Święta tego roku są naprawdę bardzo przyjemne i wcale nie tak chłodne, jak przepowiadano.
- Przepowiednie rzadko się spełniają - stwierdził Thomas.
- Nie powiedziałbym - odparł Ash - Jeśli chodzi o mnie, to muszę wam się przyznać, że miałem kilka razy okazję się przekonać, że przepowiednie niekiedy się sprawdzają i to w stu procentach.
Ravenshop parsknął śmiechem. Widać nie do końca wierzył w jego słowa.
- Może mi jeszcze powiesz, że widziałeś Świętego Mikołaja?
- A i owszem. Widziałem go.
Thomas popatrzył uważnie na mojego chłopaka, jakby ten robił sobie z niego żarty. Potem jednak się zorientował, że Ash jest niezwykle poważny.
- Nie no... Ty tak na serio?
- Mówię poważnie. Naprawdę go widziałem.
Spojrzałem na mojego ukochanego bardzo zaintrygowana.
- Poważnie? Nic mi nigdy o tym nie mówiłeś.
- Bo nie było nigdy okazji - uśmiechnął się do mnie Ash - Tak czy siak naprawdę go poznałem podczas mojej pierwszej podróży po świecie. Brock i Misty mogą to potwierdzić.
- I naprawdę ma on fabrykę zabawek? - spytał John Scribbler.
- Ma, ale nie prowadzą mu jej elfy, ale Jynxy - odparł mój luby.
- Poważnie?
- Mówię zupełnie poważnie. Ale wspominał nam o tym, że to jedna z jego fabryk, a ma on ich kilka, więc cóż... Być może jedną z nich prowadzą elfy, kto wie?
- Ciekawe... Bardzo ciekawe - pisarz był tym bardzo zaintrygowany - Naprawdę interesujące. A jakie Pokemony ciągną jego sanie?
- Zaprzęgu nie widzieliśmy, ale być może to są renifery, jak w każdym filmie. Tak czy siak rozwozi prezenty, a przynajmniej je produkuje.
- A propos prezentów, mam dla was nowy prezent - odezwała się nagle Maggie Ravenshop i wyjęła z plecaka plik kartek spiętych ze sobą w jeden plik - Proszę... Poczytajcie sobie.
- Co to? Nowe opowiadanie? - spytałam, biorąc od niej jej dzieło.
- Oczywiście.
- Maggie je pisze hurtowo - zaśmiał się wesoło Scribbler - Ale tak czy siak poczytajcie je sobie. Powinno się wam spodobać.
- Poprzednie było super, choć nie rozumiem, czemu ja właśnie grałem tam rolę Scrooge’a - zachichotał Ash.
- W sumie to ja sama nie wiem, dlaczego właśnie ciebie do tej roli wybrałam - odparła Maggie - Po prostu uznałam, że doskonale nadajesz się do odegrania tej postaci, ale nie pytaj mnie o przyczyny takiej decyzji, bo sama jej nie znam.
- I moim zdaniem doskonale ci to wyszło - stwierdziłam - A jaką teraz rolę wyznaczyłaś mojemu chłopakowi?
Spojrzałam na kartki i zawołałam:
- O! No proszę! „Mroczny Rycerz przybywa“. Ciekawe... A więc tym razem historyjka o Batmanie?
- Clemontowi się to na pewno spodoba - powiedział mój chłopak - On jako dziecko po prostu kochał komiksy o Batmanie.
- Musimy więc dać mu je do przeczytania, kiedy sami się zapoznamy z tą lekturą - stwierdziłam wesoło.
- Ja to zrobię z wielką przyjemnością - rzekł Ash - A więc do lektury!
- Właśnie! Im szybciej przeczytacie, tym szybciej ocenicie - Maggie wręcz nie mogła się doczekać poznania naszej oceny.
Dlatego też nie kazaliśmy jej długo czekać, a jedynie razem z Ashem i Pikachu poszliśmy do osobnego pokoju, gdzie padliśmy na nasze łóżko, a następnie pogrążyliśmy się w lekturze.

***


Opowiadanie Maggie Ravenshop:
Czarnowłosy chłopiec o brązowych oczach, ubrany w czerwono-żółtą koszulkę i niebieskie spodenki szedł powoli z latarką w dłoni, oświetlając nią w niewielki sposób ciemności panujące w jaskini.
- Spokojnie, Sereno... Wszystko będzie dobrze - rzekł uspokajającym tonem do dziewczynki, która szła obok niego.
Była to urocza istotka o niebieskich oczach i włosach barwy dojrzałego miodu, ubrana w różową sukienkę, różowe buciki oraz słomkowy kapelusz. Stała ona tuż za Ashem i trzymała go mocno za ramiona, rozglądając się ze strachem dookoła siebie, jakby z każdego rogu miało nagle wyskoczyć na nią jakieś niebezpieczeństwo.
- Tu jest strasznie, Ash - jęknęła dziewczynka - Boję się.
- Spokojnie, Sereno - odpowiedział jej z czułym uśmiechem na twarzy przyjaciel - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wyjdziemy z tego.
Dzieciaki włóczyły się po okolicy i zwiedzały ją sobie do czasy, kiedy nagle ziemia zapadła im się spod stopami. Nie wiedzieli bowiem o tym, że trafili oni na tereny starej kopalni, do której teraz wpadli. Na szczęście mały Ash miał przy sobie latarkę i z jej pomocą powoli zaczął szukać wyjścia.
- Ja się boję, Ash... - jęknęła dziewczynka.
- Spokojnie, Sereno - chłopiec próbował jakoś pocieszyć swoją małą przyjaciółkę - Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Nie musisz się niczego obawiać.
Nagle coś zaszeleściło tuż za nimi.
- No chyba, że tego! - dodał zaniepokojony.
- Co to było?! - pisnęła przerażona dziewczynka.
Ash szybko się odwrócił i zobaczył, że w ich stronę leci właśnie całe stado Pokemonów nietoperzy.
- AAAAAIIII! - pisnęła przerażona Serena, schylając mocno głowę.
- Spokojnie, Sereno! - zawołał jej przyjaciel, osłaniając ją - To są tylko Zubaty i Noibaty. One nas nie skrzywdzą.
Rzeczywiście, nietoperze przeleciały nad nimi, nie robiąc im przy tym żadnej krzywdy. Mimo to dziewczynka zasłoniła sobie głowę dłońmi, zaś chłopiec osłonił ją najmocniej, jak to było możliwe. W końcu nietoperze przeleciały, zaś oni byli już bezpieczni.
- Spokojnie... To tylko nietoperze - rzekł Ash spokojnym tonem - To tylko nietoperze.
- Tak się bałam... - pisnęła Serena i jeszcze mocniej wtuliła się ona w swojego wybawcę.
Ten zaś spojrzał na nią z delikatnym uśmiechem i pogłaskał powoli jej policzek palcem.
- Będzie dobrze, zobaczysz... Będzie dobrze. Znajdziemy stąd wyjście, Sereno.
- Ale którędy mamy iść? - spytała dziewczynka.
Ash rozejrzał się dookoła i pomyślał.
- Nietoperze wylatują z jaskiń na łowy. Musi się już robić ciemno albo już jest ciemno. Idźmy za nimi... One nas stąd wyprowadzą.
Następnie złapał dziewczynkę za rękę i oboje pognali w kierunku, w którym zniknęły Zubaty i Noibaty. Trwało to kilka minut, zanim zgodnie z przewidywaniami Asha, znaleźli się przed wejściem do kopalni.
- Jesteśmy, Sereno! Udało nam się! - zawołał radośnie chłopiec.
- Tak, Ash! Udało się nam! - pisnęła wesoło Serena.
Następnie objęła mocno chłopca szyję i zaczęła zachłannie całować go po całej twarzy.
- Jesteś dla mnie taki dobry, taki kochany! - wołała ściskając go czule i bardzo mocno.
- A dla kogo mam być dobry i kochany? - zaśmiał się Ash - W końcu jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
- Właśnie... Jesteśmy przyjaciółmi. I zawsze nimi będziemy, prawda, Ash?
- Prawda, Sereno.
- To dobrze...
Chłopiec rozejrzał się dookoła i powiedział:
- Słońce zaszło. Za niedługo będzie całkowicie ciemno. Powinniśmy już iść.
- Masz rację - pokiwała głową dziewuszka - Chodźmy już.
Następnie wzięła ona przyjaciela za rękę i radośnie poszła z nim przed siebie.
- Nie boisz się nietoperzy? - spytała Serena, kiedy już szli w kierunku domu Asha.
- Nie, nie boję się - odparł chłopiec - Znaczy kiedyś się ich bałem, ale teraz... One są bardzo ładne... I takie odważne...
- Odważne?
- Tak... Bo żyją nocą... Mama mi mówiła, że mama Zubat czy też mama Noibat umieją bronić odważnie swoich dzieci... Tak, jak ludzie.
- Naprawdę?
- Tak... One w sumie atakują tylko wtedy, gdy bronią rodziny i swego domu.
- Ciekawe...
- Bardzo ciekawe, Sereno. I dlatego ja się nie boję nietoperzy, bo one nie chcą mnie skrzywdzić, bo ja nie chcę ich skrzywdzić. Ale kiedyś się ich bałem.
- Naprawdę?
- Tak, ale potem mama mi wyjaśniła, że niepotrzebnie się ich boję, bo one są bardzo dobre i jeśli atakują, to bronią bliskich.
- Tak, jak ty bronisz mnie.
- Właśnie, Sereno... Dokładnie tak samo - uśmiechnął się wesoło Ash, obejmując mocno do siebie dziewczynkę.

***


Kilkanaście lat później w mieście Gotham, w bardzo ponurej uliczce o niezwykle późnej porze pojawił się pewien mężczyzna w prochowcu. Był on wysoki, miał całe dwa metry wzrostu, złote włosy i delikatny zarost na twarzy. Jego miedziane oczy błyszczały groźnie w jasnym blasku księżyca. Wyjął on papierosa i zapalił go, rozglądając się uważnie dookoła.
- No proszę... Psinka przyszła po karmę - usłyszał nagle dobrze sobie znany głos.
Obejrzał się za siebie i zauważył podchodzącego do niego jakiegoś mężczyznę po trzydziestce, dosyć grubego, o jasnych oczach i brązowych włosach. Miał on czarne ubranie i kapelusz tego samego koloru.
- Witaj, Surge - powiedział mężczyzna.
- Witaj, Kevin - rzekł z pogardą w głosie człowiek nazwany Surgem.
Jego rozmówca wyjął z kieszeni płaszcza pękatą kopertę i rzucił mu ją, a Surge zwinnym ruchem rąk złapał ją w obie dłonie.
- Przyniosłem ci coś na ząb, psinko - rzekł nie bez złośliwości Kevin.
- Krzycz jeszcze głośniej. Może wszyscy cię usłyszą - warknął na niego Surge gniewnym tonem.
- Coś taki nerwowy, poruczniku?
- Sam powinieneś być nerwowy, Napier. Wasza sytuacja nie rysuje się najlepiej.
- Wiem o tym. Ten nowy prokurator generalny, Gary Dent... Bardzo mi się nie podoba. Podobno kumpluje się z tym waszym nowym gliniarzem... Jak mu tam? Gordonem?
- Tak, porucznik Clemont Gordon... Obaj chodzili do jednej szkoły i kumplują się od dawna. Są jak dwa wrzody na siedzeniu, ale spokojnie. To mój problem, ja się nim zajmę.
Kevin Napier popatrzył na niego wesoło.
- Twój problem jest naszym problemem. Zwłaszcza, jeśli go nie umiesz należycie rozwiązać.
- Słuchaj, koleś... - warknął na niego Surge - Odpowiadam tylko przed Giovannim, nie przed tobą! Nie zamierzam ci się z niczego tłumaczyć!
- Poważnie? Surge... Pomyśl lepiej o przyszłości, dobra?
- O przyszłości, w której ty przejmiesz władzę nad miastem? - prychnął pogardliwie porucznik - Nie myśl nawet o tym. Jesteś na to zbyt mały, a Giovanni zbyt potężny. Poza tym ty nie masz przyszłości, Kevin. Ty jesteś zwykłym świrem i twój szef doskonale o tym wie.
- Nie pyskuj się, Surge - warknął na niego rozzłoszczony Napier, łapiąc go za poły płaszcza - Nie wiesz, że nie gryzie się ręki, która cię karmi?
Chwilę później popchnął go on prosto na najbliższą ścianę. Surge z wrażenia aż wypuścił cygaro z ust. Szybko jednak odzyskał animusz i złapał za rewolwer, ale wtedy zewsząd wyskoczyli ludzie Napiera z bronią w ręku, którą natychmiast wymierzyli w porucznika.
- Lepiej się zastanów - rzekł Kevin - Nie zdążysz pociągnąć za spust nim oni zrobią z ciebie miazgę. I nikt nie będzie po tobie płakał. Jesteś tylko brudnym gliną, zwykłym śmieciem, a jeśli zaczniesz mi bruździć, to nagle to miasto może zrobić się za małe dla nas dwóch.
Surge schował broń do kieszeni i popatrzył groźnie na Napiera.
- Kiedyś się doigrasz, kanalio.
- Być może - odparł na to Kevin - Ale póki co, to zmiataj stąd i lepiej załatw tę sprawę, jak należy, bo zamiast cię karmić po prostu cię uśpimy, piesku. Rozumiesz?
Po tych słowach Napier powoli odszedł w swoją stronę, a za nim udali się jego ludzie.

***


W siedzibie Giovanniego, największego gangstera w mieście Gotham, trwała właśnie narada. Sam nikczemny mafioso oraz szefowie pomniejszych gangów, którzy to chcieli wchodzić z nim w układy, rozmawiali właśnie na temat najnowszych działań. Nie ukrywali oni, że bardzo chętnie wejdą w układy z Giovannim i przyjmą jego propozycję, ale tylko i wyłącznie wtedy, kiedy pozbędzie się on zagrożenia ze strony Gary’ego Denta.
- Ten człowiek jest nam solą w oku - powiedział jeden z nich - Musimy się go pozbyć.
- Po co? - spytał Giovanni.
Mężczyzna siedział w fotelu i głaskał powoli swojego Persiana, patrząc przy tym uważnie na swoich rozmówców. Był on wysoki, miał czarne włosy i oczy podobnej barwy oraz pomarańczowy garnitur i brązowe buty.
- Jeśli zabijemy jednego, przyjdą kolejni i może jeszcze gorsi niż ten - uśmiechnął się do nich wesoło Giovanni - Musimy więc podejść do niego w sposób profesjonalny. On chce mieć kogoś na pożarcie, natomiast ja chcę mieć święty spokój. Możemy przecież połączył jedno i drugie.
- Niby w jaki sposób? - spytał kolejny gangster.
- Spokojnie... - uśmiechnął się do niego Giovanni, nadal głaszcząc swego Persiana - To już moje zmartwienie, jak to załatwię. Wy nie musicie się niczego obawiać.
- Powiedzieliśmy wyraźnie... Nie podpiszemy ugody, dopóki ten drań wciąż węszy wokół pana - rzekł kolejny bandzior.
- Zrozumiałem - odrzekł na to mafioso - I spełnię panów oczekiwania, możecie być panowie pewni. Ale póki co, to naszą konferencję uważam za zakończoną. Dziękuję panom za przybycie. Niedługo przekażę wam radosną nowinę o kolejnym spotkaniu oraz o tym, że ten żałosny gryzipiórek Dent nie będzie nam więcej przeszkadzał, bo zajmie się czymś innym.
Po tych słowach konferencja została zakończona i wszyscy gangsterzy zaczęli kolejno wychodzić z sali. Giovanni wyszedł jako ostatni i poszedł do swojego gabinetu, w którym siedział właśnie jego zastępca oraz prawa ręka, Kevin Napier, bawiący się wesoło talią kart.
- I co powiedzieli? - spytał swego szefa, gdy tylko go zobaczył.
- To żałosne przygłupy - powiedział Giovanni, siadając w fotelu i dalej głaszcząc swojego Persiana - Żadni z nich wizjonerzy. Nie umieją patrzeć w przyszłość. Ale i oni nam się jeszcze przydadzą.
- Racja... A w każdym razie ich ludzie oraz ich pieniądze - zaśmiał się złośliwie Napier.
- Tak, to prawda... Ale niestety mamy większy problem niż ich brak zdecydowania.
- Wiem. Tym problemem jest Gary Dent i ten jego kumpel ze studiów, porucznik Clemont Gordon. Ale spokojnie, zajmę się nimi.
- To zbyteczne... Jak już mówiłem tym prymitywom, zabicie tych gości tylko nasili niechęć wobec nas i pokaże, że jest coś na rzeczy we wszystkich oskarżeniach.
- Więc co robimy?
Giovanni westchnął głęboko udając, iż się zastanawia.
- Nie wiem... Ten drań Dent dzisiaj ogłosił wszem i wobec, że zamierza się wziąć porządnie za sprawdzanie miejsc podejrzanych o przynależność do naszej organizacji. Boję się, że może on nas powiązać z chemikaliami firmy Axis.
- Najlepszym wyjściem byłoby chyba zniszczenie wszelkich dowodów - powiedział Napier, dalej bawiąc się kartami.
- Dobry pomysł, ale jak to zrobić?
- Wyślij tam kogoś i on niech upozoruje włamanie i zniszczy wszelkie dowody twojej działalności, a potem powiemy, że to wina jakiegoś szpiega przemysłowego.
Giovanni radośnie klasnął w dłonie, gdy to usłyszał.
- Jesteś po prostu wielki, Kevin! To jest doskonały pomysł! I dlatego właśnie to ty poprowadzisz akcję w fabryce Axis.
- Ja? - zdziwił się Napier.
W dłoni mężczyzny właśnie znajdowała się jego ulubiona karta - Joker, symbol żartów i kawałów.
- Chyba nie mówisz poważnie - powiedział Kevin.
- Mówię najzupełniej poważnie, mój przyjacielu - uśmiechnął się podle Giovanni, odkładając Persiana na biurko i podchodząc do swojego zastępcy, który z szacunku do niego wstał - To może zrobić tylko zaufana osoba, a nie mam nikogo bardziej zaufanego od ciebie, mojego numeru 1.
- Może jednak ktoś inny to zrobi? Tam są trujące opary.
- Chyba taki drobiazg nie przeszkodzi komuś tak genialnemu jak ty, prawda?
Napier uśmiechnął się dowcipnie.
- Masz rację. Nie przeszkodzi mi. Kiedy mam tam iść?
- Najlepiej od razu. Im szybciej zadziałamy, tym lepiej.
Jego zastępca popatrzył na niego i powoli nałożył sobie kapelusz na głowę.
- Niech tak będzie. Idę. Ilu mam wziąć ludzi?
- Ilu zechcesz, byle niezbyt wielu. Nie możemy rzucać się w oczy.
Napier już ruszył ku wyjściu gdy Giovanni go zatrzymał.
- Zaczekaj... Nie zapomnij zabrać swojej szczęśliwej talii kart.
Bandyta uśmiechnął się złośliwie i wziął ją, po czym schował sobie do kieszeni i wyszedł z gabinetu.
- Żałosny pokurcz - powiedział Giovanni do Persiana - Myśli sobie, że nie wiem o tym, iż zamierza mnie obalić i przejąć po mnie władzę w tym mieście? Zresztą wcale mu się nie dziwię. Na jego miejscu również bym to planował. Ale na swoje nieszczęście Kevin nie jest na moim miejscu, ale na swoim. A wiesz, co to oznacza, prawda, kotku?
- Miau! - zamiauczał ponuro Persian.
- Tak też myślałem - zaśmiał się podle Giovanni.
Następnie usiadł on przy biurku i sięgnął po telefon bardzo z siebie zadowolony. Potem wybrał numer, mrucząc przy tym:
- Och, biedny Kevinie... Obawiam się, że szczęście cię opuściło i to już na zawsze.
Chwilę później usłyszał w słuchawce głos.
- Policja, w czym mogę pomóc?
- Proszę z porucznikiem Surgem.

***


W gabinecie prokuratora generalnego Gary’ego Denta siedział właśnie jego przyjaciel z dawnych lat, porucznik Clemont Gordon. Był to wysoki, młody mężczyzna o włosach koloru jasnego blondu, niebieskich oczach i z okularami mocno osadzonymi na nosie. Sprawiał on wrażenie niepozornego chucherka w przeciwieństwie do swojego rozmówcy, którym to był wysoki mężczyzna o brązowych włosach, takich samych oczach, a także niezwykle męskim spojrzeniu.
- Wiesz, Clemont, że zamontowałem podsłuch w telefonie Surge’a, prawda? - spytał Dent.
- Tak, jak najbardziej - odpowiedział mu Gordon - Podejrzewasz, że ten koleś siedzi w kieszeni Giovanniego.
- Ja tego nie podejrzewam, przyjacielu... Ja to wiem - powiedział na to Dent stanowczym głosem - Ale niestety... Brakuje mi na to jakichkolwiek dowodów.
- Dlatego zamontowałeś mu w telefonie podsłuch?
- Dokładnie tak... Ale obawiam się, że drań jest za cwany na to, aby się dać złapać na taką tanią sztuczkę. Posłuchaj tylko, jak brzmi rozmowa, którą nagrałem chwilę temu, zanim tu przyszedłeś.
Następnie pokazał mu laptopa, którego miał na biurku.
- Jak wiesz, ludzie odpowiedzialni za podsłuch na bieżąco nagrywają każdą rozmowę i potem wysyłają ją do mnie na maila. Posłuchaj, co właśnie nagrali.
Nacisnął kilka przycisków i z laptopa poleciało nagranie.
- Tak, słucham? Kto mówi?
- Mówi pewien życzliwy obywatel.
- To głos Giovanniego! - zawołał Gordon.
- Tak, ale dość zmieniony. W sądzie nie będzie to żadnym dowodem przeciwko niemu - odparł Dent i pokazał palcem na usta, aby policjant nie przeszkadzał.
- W czym mogę panu pomóc? - spytał na nagraniu Surge.
- W fabryce Axis, tak za jakąś godzinę dojdzie do napadu - ponownie odezwał się głos Giovanniego - Będzie brał w nim udział Kevin Napier. To jest bardzo groźny przestępca, a ja, jako uczciwy obywatel chyba nie muszę panu mówić, panie poruczniku, że tego łotra należy złapać, prawda?
- Oczywiście, proszę pana. Ale czy jest pan pewien tych informacji?
- Jak najbardziej - rzekł Giovanni - Uważam zatem, że powinien pan wiedzieć, że ma pan okazję schwytać tego łotra.
- Dobrze pan uważa... Zaraz się tym zajmę.
- Doskonale... Proszę jednak uważać... Oni będą uzbrojeni i będą mieli przy sobie groźne Pokemony.
- My też je będziemy mieć.
- To dobrze... Mam nadzieję, że panu pomogłem, poruczniku.
- Jak najbardziej mi pan pomógł.
- I proszę uważać na Napiera. Szkoda by było, gdyby tak przypadkiem zginął on podczas akcji. Wtedy przecież nie mógłby już wszystkiego, co wie powiedzieć w sądzie, nieprawdaż?
- Tak... Zdecydowanie to byłby kłopot. Dziękuję panu za informacje i życzę miłego wieczoru.
Rozmowa się zakończyła.
- No i co o tym powiesz? - zapytał Dent Gordona.
- A to gadzina! - zawołał wściekłym głosem Clemont - Ten drań chce wykończyć Napiera i to rękami Surge’a!
- Właśnie tak - zgodził się z nim Gary - Jeśli to zrobi, to wtedy Kevin Napier nie stanie przed sądem i nie będzie mógł zeznawać przeciwko niemu i jego ludziom, a o to temu łajdakowi chodzi.
- Musimy go powstrzymać! To nagranie jest dowodem w sprawie!
- Mylisz się, przyjacielu. To nagranie nie dowodzi niczego.
- Jak to?! Przecież Giovanni wyraźnie w nim sugeruje, że Surge ma zabić Napiera!
- To my wiemy, ale obawiam się, że sądu to nie przekona. Przecież on nie mówi wprost, że Surge ma zabić Napiera, prawda?
- No nie...
- Właśnie... W ten sposób go nie złapiemy. Musimy inaczej podejść do całej sprawy.
- Rozumiem... Mam jechać do tej fabryki?
- Tak i to szybko, zanim ten łajdak Surge wszystko zniszczy!
Clemont Gordon wstał szybko z krzesła i założył na siebie płaszcz i kapelusz.
- Możesz na mnie liczyć! Już tam jadę!

***


Przed fabryką Axis stał spory oddział policjantów dowodzonych przez porucznika Surge’a ubranego w zwykłe, cywilne ubranie oraz prochowiec i szary kapelusz.
- Przyjrzyjcie mu się bardzo uważnie, chłopcy - powiedział do swoich ludzi, pokazując im zdjęcia Kevina Napiera.
Ci wpatrywali się w nie bardzo uważnie.
- Zapamiętajcie go sobie i strzelajcie tak, żeby zabić. Rozumiemy się?
- Tak jest, panie poruczniku - powiedział jeden z nich.
- Doskonale... A więc idziemy!
Następnie weszli do fabryki, w której ludzie Napiera właśnie buszowali w najlepsze. Oglądali bardzo dokładnie wszystkie szuflady i szafki, ale ich głównym celem był wielki sejf stojący w gabinecie dyrektora. Kevin patrzył na nich ze spokojem i lekkim uśmiechem na twarzy nie spodziewając się jeszcze tego, co zaraz miało nastąpić.
- Dobra, Kevin! Ustąpiło! - zawołał Jacob, zaufany człowiek Napiera i jego dawny kumpel spod celi.
Ich ludzie właśnie rozpruli sejf palnikiem i otworzyli go, jednak ku ich ogromnemu zdumieniu niczego tam nie było. Żadnych papierów ani nic z tych rzeczy, tylko kilka opróżnionych teczek.
- Szefie! Ta puszka jest pusta! - zawołał jeden z pomagierów.
- Co tu się dzieje?! - dodał drugi.
Po raz pierwszy tej nocy Napier zaczął poważnie się niepokoić.
- Ktoś nas wsypał, chłopcy... Lepiej uważajcie... Wychodzimy stąd, ale ostrożnie.
Chwilę później wyszli z gabinetu i skierowali się ku wyjściu, jednak tam czekał na nich oddział policji ze swymi Pokemonami.
- Stać, policja! - krzyknął Surge.
Napier złapał za broń i strzelił w jego kierunku, ale chybił, po czym zaczął szybko uciekać. Jego ludzie z Jacobem na czele otworzyli ogień do policjantów i wypuścili swoje Pokemony, które zaraz rzuciły się na stworki stróżów prawa, przez co doszło do walki i ostrej wymiany ognia.
- Surge... Ta nędzna gnida - powiedział sam do siebie Napier, uciekając po terenie fabryki - Przyszedł mnie zabić... Założę się, że Giovanni go tutaj przysłał. Już ja im obu pokażę! Niech no tylko dorwę ich w swoje ręce!
Jego myśli jednak chwilę później skupiły się na czymś zupełnie innym, ponieważ wszędzie po fabryce kręcili się policjanci i wyjście z tego miejsca było bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe, lecz Kevin Napier nie z takich pułapek wychodził już obronną ręką, więc i z tej się wydostanie.
- Szukać mi go, chłopcy! Szukać go! - krzyczał Surge na swoich ludzi, zachęcając ich do działania.
Nagle główne wejście do fabryki się otworzyło i wparował przez nie nowy oddział policjantów dowodzonych przed porucznika Gordona.
- Chryste, człowieku! Co ty tu robisz? Wszystko popsujesz! - zawołał rozjuszony Surge.
- Zamknij się, Surge! - warknął na niego Gordon, podchodząc bliżej - Przejmuję dowodzenie nad akcją!
- Nie masz prawa!
- Mam wszelkie prawa, a ty lepiej się módl, żeby po tym wszystkim nie trafić do paki, bo już ja się o to postaram, abyś stracił odznakę, ty żałosny, skorumpowany łajdaku!
Następnie złapał za wielką tubę, którą miał w ręku i krzyknął:
- Słuchajcie mnie uważnie! Mówi porucznik Gordon! Weźcie żywcem Napiera! Ostrzegam, że kto strzeli do Kevina Napiera, ten odpowie przede mną! Rozumiemy się?! Możecie go ewentualnie lekko zranić, ale nie wolno wam go zabić! Chcę go żywego!
Surge zaklął pod nosem. Wiedział doskonale, że żywy Napier to tylko same problemy i to nie tylko dla niego, ale też i dla Giovanniego. Nie mógł więc pozwolić na to, aby ten łajdak opuścił budynek, chyba że tylko jako trup. Skoro jednak jego ludzie mieli rozkaz nie zabijać Napiera, to on sam to zrobi. Korzystając więc z tego, że nikt na niego nie patrzy, szybko ruszył w pościg za Kevinem.


Tymczasem sam bandyta i kilku jego ludzi, którzy jakoś wyrwali się z policyjnego ostrzału, próbowali wymknąć się z fabryki. Nagle jednak miało miejsce coś, czego w ogóle się nie spodziewali. Przed jednym z bandytów stanął bardzo wysoki człowiek w czarnym stroju, będącym czymś w rodzaju zbroi. Z ramion zwisała mu długa peleryna, a na głowie miał jakiś dziwny hełm z odstającymi uszami, a także sporym otworem na usta oraz dwoma mniejszymi na oczy. Wyglądał jak skrzyżowanie człowieka z nietoperzem.
- Kim jesteś?! - krzyknął bandyta.
- Sprawiedliwością - powiedział nieznajomy.
Bandyta strzelił do niego, ale ten uchylił się i wykonał zwinny ruch, po którym ściął go w nogach i powalił na ziemię. Następnie skoczył na niego i związał mu ręce. Chwilę później zadowolony ruszył w kierunku następnego bandyty, który też próbował uciec i znokautował go kilkoma ciosami pięści. To samo zrobił z dwoma następnymi bandytami.
Następnych przestępców, którzy wyrwali się policji, zaatakowało nagle jakieś dziwne, małe stworzenie ubrane na czarno. Miało ono taki sam strój, co tajemniczy napastnik, lecz wyglądało na Pokemona. Atakowało zwinnie i szybko, zadając raz za razem ciosy długim ogonem, którym to wręcz ścinało przestępców z nóg.
Porucznik Gordon zauważył to stworzenie i jęknął:
- Co to jest, na Boga?!
Szybko jednak przestał się tym przejmować, kiedy to nagle zauważył biegnącego Surge’a. Wiedział doskonale, co on chce zrobić, dlatego szybko pognał za nim, aby mu w tym przeszkodzić.
Tymczasem Kevin Napier próbował uciec z fabryki, ale ciągle na jego drodze stawali policjanci. Strzelił do kilku z nich, żadnego z nich jednak nie trafiając, po czym zmienił szybko kierunek ucieczki, gdy nagle zauważył, że przed nim stoi tajemniczy nieznajomy cały ubrany na czarno. Jego strój przypominał coś w rodzaju nietoperza. Osobnik ten wyskoczył tuż przed Napierem i złapał go za kołnierz, po czym podniósł w górę.
- O Jezu! - wrzasnął przerażony Kevin.
Rzadko kiedy coś mogło przerazić tego nędznika.
- Hej, ty! Nietoperz! - usłyszeli nagle obaj jakiś głos dobiegający ich z niższej części hali.
Spojrzeli obaj w dół i zauważyli porucznika Gordona, do którego to właśnie mierzył z pistoletu długowłosy i cały ubrany na szaro mężczyzna, wyglądający jak jakiś podstarzały hipis.
- Puść go, bo zabiję Gordona! - krzyknął bandyta.
Niedaleko stał porucznik Surge, który jednak nie zamierzał ratować swojego kolegi. Nieznajomy ubrany na czarno doskonale wiedział, co to oznacza - ten drań musiał być w zmowie z bandytami i dlatego nie robił nic, aby im przeszkodzić. Wiedział więc, że jeśli nie puści Napiera, to Gordon zginie, a tego nie chciał, dlatego też postawił on przestępcę na podłodze.
Napier uśmiechnął się do niego ironicznie.
- Fajny kostium - powiedział - Mamusia ci go uszyła?
Następnie złapał za broń, którą chwilę wcześniej upuścił i wymierzał w człowieka nietoperza, jednak ten zniknął mu z oczu.
- Jacob, a gdzie ten dziwoląg?!
- Nieważne! Wiejemy stąd! - krzyknął hipis, powoli się wycofując, ale nie przestając przy tym mierzyć w Gordona - Kevin, pryskamy!
Surge patrzył na to wszystko niechętnym wzrokiem, po czym ostrożnie zaczął wyjmować broń z kieszeni, aby zastrzelić Napiera. Ten jednak był od niego szybszy i wymierzył w niego swój rewolwer.
- Surge... Pomyśl o przyszłości! - zawołał i strzelił.
Porucznik jęknął z bólu trafiony kulą, uderzył o jakiś kocioł, po czym opadł nieprzytomny na podłogę.
- Jednego śmiecia mniej - mruknął Napier i ruszył przed siebie.
Nie ubiegł jednak za daleko, ponieważ po chwili wpadł na człowieka nietoperza.
- Znowu ty?! Jesteś namolny! - wrzasnął Kevin.
Wściekły strzelił do ze swej broni nieznajomego, gdy wtem, zupełnie niespodziewanie z jakiegoś kąta wyskoczyła jakaś niewielka postać ubrana w takim sam kostium nietoperza, co tajemniczy napastnik. Postać ta jednym, zwinnym ruchem ogona odbiła pocisk wycelowany w człowieka nietoperza. Kula trafiła wówczas w jeden z kotłów, po czym rykoszetem odbiła się od niego i uderzyła Napiera w twarz. Ten jęknął z bólu, zasłonił sobie twarz dłońmi i niebezpiecznie przechylił się przez barierkę, po czym z krzykiem poleciał w dół. W ostatniej chwili ktoś jednak powstrzymał jego lot. Tym kimś był tajemniczy człowiek w stroju nietoperza, który to złapał Napiera mocno za nogi, po czym z wielkim trudem wciągnął na podwyższenie, na którym obaj stali.
- Dzięki, koleś... - jęknął Napier, ocierając sobie dłońmi z twarzy krew - Byłoby po mnie.
- Nie dziękuj... Nie zrobiłem tego z miłosierdzia. Musisz stanąć przed sądem - odpowiedział mu nieznajomy.
- Przed sądem? - zachichotał Kevin - Twoje niedoczekanie!
Następnie wyrwał nóż zza pasa i rzucił się z nim na swego wybawcę. Wziął go z zaskoczenie, dlatego powalił przeciwnika na ziemię, a następnie próbował przebić mu gardło nożem. Ale człowiek nietoperz nie zamierzał się poddawać i namacał nogami brzuch przeciwnika, po czym zadał silny cios. Napier został odrzucony do tyłu, a następnie ponownie przeleciał przez barierkę, lecz tym razem nikt go nie złapał na czas, a on z krzykiem spadł w dół prosto do wielkiej kadzi z chemikaliami. Rozległ się głośny plusk, po którym bandyta zniknął w tym ogromnym naczyniu.
- Niech to szlag! - krzyknął Gordon, patrząc na to wszystko - A już go prawie mieliśmy!
Surge tymczasem powoli podniósł się z ziemi i zaczął sobie masować obolałą pierś. Gdyby nie kamizelka kuloodporna, którą miał na sobie, to już by nie żył. Widział wszystko doskonale i uśmiechnął się zachwycony. Swoje zadanie wykonał. Kevin Napier zginął, a więc jego szef będzie bezpieczny. A wszystko dzięki tajemniczemu wybawcy w masce, który chwilę później zniknął wraz ze swym małym pomocnikiem.

***


Następnego dnia w gazecie Giovanni przeczytał o akcji policyjnej w fabryce Axis. Prawie wszyscy bandyci biorący w niej udział zginęli lub też zostali aresztowani. Uciekł jedynie Jacob, zaś sam Kevin Napier wpadł do ogromnej kadzi z chemikaliami i utopił się w niej, a wszystko to przez jakiegoś samozwańczego stróża prawa w stroju nietoperza, który zamierzał bawić się w pomaganie policji.
- Doskonale! - zachichotał wesoło mężczyzna - Sam bym tego lepiej nie zaplanował. Wszystko poszło doskonale.
Po przeczytaniu gazety zamówił sobie obiad, który miała mu przynieść jego sekretarka. Następnie stanął przed oknem i popatrzył przez nie ponuro.
- Miasto Gotham... Nawet nie wiesz, że już jesteś moje...
Nagle usłyszał, jak drzwi do jego pokoju się otwierają, a Persian syczy groźnie.
- Co ci się stało, kotku? - spytał Giovanni, odwracając się przodem do drzwi.
Oczekiwał, że stanie w nich jego sekretarka z wózkiem, na którym to będzie ciastka oraz kawa, jednak zamiast niej stanął w nich jakiś podejrzany osobnik w kapeluszu rzucającym rondem cień na jego twarz i w wielkim, szarym płaszczu zakrywającym szczelnie resztę ubrania.
- Kim jesteś?! - zawołał Giovanni.
- To ja... kotku - odpowiedział mu jakiś ironiczny głos, który mafioso natychmiast rozpoznał.
- Kevin?! - jęknął zdumiony i zarazem przerażony Giovanni - To ty żyjesz?! A mówili, że...
- Utopiłem się? Tak ci powiedzieli? Nieładnie... - rzekł Kevin, powoli podchodząc do swego dawnego szefa - Ty też postąpiłeś bardzo nieładnie... Wrobiłeś mnie, żeby móc uratować własny tyłek. Mnie, swojego najbardziej zaufanego człowieka!
- Chyba oszalałeś - zachichotał Giovanni, podchodząc do biurka.
Chwilę później nacisnął on guzik znajdujący się tuż pod blatem stołu. Guzik wzywający ochronę.
Tymczasem Kevin Napier powoli wyjął z kieszeni pistolet i wymierzył go w swego szefa.
- Nawet nie próbuj! - zawołał do niego mafioso - Jeśli mnie zabijesz, to tylko pogorszysz swoją sytuację! Rozumiesz, co mówię, człowieku?! Beze mnie zginiesz na tym świecie!
- Poważnie? - zakpił sobie z niego Kevin Napier - Już raz umarłem. To wyzwala. Wiesz... Można by to nawet uznać za terapię.
Giovanni wiedział, że jeszcze chwila i zginie, dlatego też postanowił za wszelką cenę grać na czas, aż jego ochrona przybędzie mu z pomocą.
- Słuchaj, Kevin... Może się dogadamy? Chcesz może większy udział w zyskach? A może wakacje na mój koszt? Wiesz, że tu jesteś już spalony i nie możesz się pokazać ludziom na oczy. Przecież wszyscy myślą, że umarłeś... Powinni dalej tak myśleć. Załatwię ci jakąś małą, ładną tropikalną wysepkę z dobrym klimatem... Osiądziesz tam sobie i będziesz już do końca życia szczęśliwy...
- Ja już jestem szczęśliwy, Giovanni.
- Kevin... Posłuchaj mnie...
- Kevin? Kevin nie żyje, mój przyjacielu. Zobacz sam...
Po tych słowach Napier zdjął powoli kapelusz i podniósł głowę. Jego rozmówca wówczas zauważył, że Kevin miał zielone włosy i białą twarz, którą to szpeciły blizny imitujące uśmiech.
- Nie ma już Kevina Napiera, przyjacielu... Jestem Joker... I jak sam widzisz, jestem teraz dużo szczęśliwszy i stale się uśmiecham. Pięknie mnie załatwili chirurdzy, co nie?
Człowiek nazywający siebie Jokerem zachichotał podle, po czym rzekł:
- Jacob mnie znalazł w tej fabryce, kiedy policja już sobie pojechała i zabrał mnie do jakiegoś pokątnego konowała, który ocalił mi gębę w taki oto sposób. Pięknie, co? Musisz przyznać, że gość ma talent. Dzięki niemu już zawsze będę uśmiechnięty. Czyż to nie cudowne?
Następnie wymierzył pistolet w Giovanniego, mówiąc:
- Tobie po śmierci zafunduję taki sam uśmiech. Będziesz sobie leżeć w trumnie bardzo zadowolony, obiecuję ci to.
Wtem na Jokera skoczyli ochroniarze Giovanniego, którzy po cichu go zaszli od tyłu i obezwładnili.
Mafioso natychmiast odzyskał animusz.
- Ty to naprawdę jesteś żałosny, Kevin - powiedział nie bez kpiny w głosie dawny pracodawca Napiera - Naprawdę sądziłeś, że można mnie tak po prostu zabić? Jestem niepokonany!
- Mamy go zabić, szefie? - spytał jeden z ochroniarzy.
- Nie... Załatwimy mu lepszą karę... - odpowiedział podle Giovanni - Zadzwońcie do Azyl Arkham... Powiedzcie, że szykuje im się nowy pacjent. Niech trzymają go w odosobnieniu.
Chwilę później ochroniarze wyprowadzili Jokera, który to nagle zaczął się histerycznie śmiać i krzyczeć:
- Jeszcze cię dorwę, Giovanni! Jeszcze cię dorwę i wtedy to ja będę rządził tym miastem! Zobaczysz! Będę nim rządził na wieki!
Giovanni patrzył z satysfakcją, jak ochrona wyprowadza jego dawnego zastępcę.
- Ty naprawdę zawsze byłeś żałosny, Kevin - powiedział, siadając w fotelu i nalewając sobie whisky.

***


Od tych wydarzeń minęły trzy lata. Clemont Gordon i Gary Dent nie zdołali niczego dowieść ani Giovanniemu, ani Surge’owi, dlatego też na wszelkie możliwe sposoby próbowali oni utrudnić im życie, co nawet nieźle im się udawało. Jednak ku swojej wielkiej wściekłości zawsze w ich ręce wpadali jedynie pośrednicy czy inni pojedynczy ludzie, którzy nie mogli w żaden sposób swoimi zeznaniami pomóc im wykończyć te dwie kanalie.
W mieście Gotham jednak panował względny spokój nie tylko dzięki działaniu policji, ale również dzięki tajemniczemu człowiekowi w stroju nietoperza, który skutecznie pomagał policji w walce z wszelkiego rodzaju przestępczością. Oczywiście robił to nieoficjalnie, ponieważ Gordon i Dent nie byli wobec niego pozytywnie nastawieni.
- To jest jakiś głupi samozwaniec i nikt więcej - stwierdził Gary Dent - Nawet jeśli chce dobrze, to tylko szkodzi. Przecież to właśnie przez niego straciliśmy Napiera, który siedzi teraz w Azyl Arkham i nie może składać wiarygodnych zeznań przeciwko Giovanniemu.
Clemont Gordon miał zdecydowanie bardziej pozytywne zdanie na temat człowieka nietoperza, jednak też miał do niego żal o akcję w fabryce Axis, którą niechcący pokrzyżował ich plany. Mimo wszystko był również na swój sposób wdzięczny, że tamten nie dopuścił do jego śmierci, dlatego miał głównie mieszane uczucia względem tajemniczego mściciela.
Tak czy inaczej działalność człowieka nietoperza była wielka, a głośno się o nim stało najbardziej wtedy, kiedy to pewnego dnia dwóch bandytów napadło na młode małżeństwo spacerujące sobie po mieście wraz ze swoim dziesięcioletnim synkiem. Obrabowali ich, zaś jeden z bandziorów postrzelił groźnie ojca dziecka. Na szczęście mężczyzna wyszedł z tego cało i przeżył, ale i tak sam ten uczynek wzbudził przerażenie u ludzi. Także nikogo nie zasmucił fakt, że jakąś godzinę po napaści znaleziono obu bandytów ciężko poranionych, przy czym jeden z nich już nie żył (to był właśnie ten, który strzelał). Zgodnie z zeznaniami złożonymi przez tego, którzy zdołał przeżyć, sytuacja wyglądała następująco:
Obaj bandyci uciekli z miejsca przestępstwa po dokonaniu napaści, po czym schronili się oni w bezpiecznym miejscu, którym był dach jednego z budynków mieszkalnych. Tam zaś przeszli do dzielenia się łupem.
- Masz! Twoja działka - powiedział do swego kumpla ten, który strzelał - Coś taki przerażony?
- Nie lubię takich miejsc - odpowiedział ten drugi - Zwłaszcza po tym, co spotkało Harry’ego.
- Przecież Harry się upił i skoczył z dachu.
- Mówią, że dopadł go ten człowiek nietoperz...
- Bzdura!
- Tak? To dlaczego w jego ciele nie było krwi?
- Bo się rozprysła na chodniku i ścianach.
- Tak uważasz? Ja mam jednak pietra.
- Jak masz pietra, to nie trzeba było tu ze mną przychodzić.
- Niepotrzebnie strzeliłeś do tego faceta. Musiałeś to zrobić?
- Zamknij gębę, jeśli chcesz swoją dolę!
Nagle usłyszeli za sobą jakiś dziwny dźwięk, jak ktoś machnął groźnie jakimś materiałem. Bandyci szybko odwrócili się za siebie i zauważyli, że stoi przed nimi człowiek nietoperz. Z jego rąk powiewały długie, czarne skrzydła, a on sam sprawiał wrażenie wampira.
- To on! To ten nietoperz! - wrzasnął bandyta, który miał wątpliwości co do słuszności strzelania do ojca chłopca.
Jego kompan nie miał już takich obaw, ponieważ szybko złapał za broń i wymierzył ją w kierunku napastnika. Ten jednak cisnął w jego kierunku jakimś przedmiotem, przypominającym czarny bumerang i wytrącił mu nim rewolwer. Następnie podskoczył do niego, złapał go za poły jego koszuli i warknął:
- O mało dzisiaj nie zabiłeś człowieka!
- Stawiał mi się, więc go postraszyłem! - warknął na niego bandyta.
- Poważnie? To teraz ja cię przestraszę!
Następnie bez najmniejszych skrupułów zakręcił nim w powietrzu i wyrzucił go w przepaść. Bandyta runął w dół na ziemię. Jego kumpel zaś zaczął piszczeć ze strachu, kiedy człowiek nietoperz złapał go za koszulę, a następnie podniósł w górę w taki sposób, że ten zawisł nad przepaścią.
- Błagam! Nie zabijaj mnie! - wrzeszczał bandzior - Ja nie chciałem, żeby on strzelał! Nie chciałem tego!
- Jednak nie powstrzymałeś go! - warknął nietoperz.
- Nie mogłem... Bałem się... Błagam, nie zabijaj mnie.
- Nie zabiję cię, ale musisz w zamian coś dla mnie zrobić.
- Co takiego?
- Opowiesz o mnie swoim kumplom. Chcę, żeby się mnie bali równie mocno jak ty.
- A ktoś ty?
- Jestem Batman... Mroczny Rycerz miasta Gotham. Powiedz swoim kumplom, aby się mnie bali, bo skończą jak twój wspólnik. Zapamiętałeś to sobie?
- Tak, panie Batmanie...
- Doskonale.
Następnie rzucił bandytę na dach, po czym rozłożył skrzydła i zniknął w mroku nocy. Bandzior zaś przerażony zaczął wrzeszczeć i narobił takiego hałasu, że policja szybko się zjawiła zwabiona tym rwetesem i aresztowała go, a następnie zabrała do szpitala, aby tam otrząsnął się z szoku, jakiego doznał. Jego kumpel z kolei skończył w kostnicy.


- Znowu atak tego świra w masce - rzekł policjant do prowadzącego tę sprawę porucznika Surge’a - Jednak tym razem wreszcie się przedstawił. Ciekawe, dlaczego?
- Może nie podobało mu się, że w gazetach dziennikarze nazywają go hrabią Draculą? - spytał ironicznie Surge - A zresztą ci kolesie byli pewnie pijani i sami się posprzeczali o łupy.
- Tak mamy napisać w raporcie do komisarza?
- Jeszcze się zastanowię.
Chwilę później porucznik Surge zauważył podchodzącą do nich jakąś młodą dziewczynę o brązowych włosach spiętych w fantazyjną fryzurę. Miała ona zielone oczy, czarno-beżową bluzkę oraz szare dżinsy, a na jej ramieniu wygodnie spoczywał Helioptile.
- Chryste! Knox tu przylazła! - jęknął Surge - Dlaczego właśnie ona?!
Alexandra Knox, nazywana Alexą, nie cieszyła się najlepszą opinią u porucznika i prawdę mówiąc u nikogo. Lubiła wsadzać swój nos tam, gdzie nikt jej o to nie prosił i lubiła nadawać dziwaczne ksywki różnym ludziom. Samego Batmana nazwała niedawno hrabią Draculą po Jasnej Stronie Mocy. Być może właśnie dlatego postanowił się on w końcu przedstawić, aby na przyszłość uniknąć takich sytuacji.
- Znowu atak Draculi? - spytała dziennikarka wesołym tonem - To już chyba ósmy w tym miesiącu. Od trzech lat atakuje poszukiwanych przez was bandziorów, a wy nic z tym nie robicie. Może jest wam to na rękę, co? Choć podobno sam szef policji założył nietoperzowi teczkę, czy to prawda?
Następnie podsunęła Surge’owi pod nos dyktafon. Ten zaś niechętnie odsunął od siebie sprzęt ręką i powiedział:
- Przykro mi, Alexa... Ale oni się po prostu poślizgnęli. Byli pijani i mieli zwidy o tym całym Batmanie. To wszystko w tym temacie.
- A co dokładniej widzieli?
- Nieważne. Poza tym po przyjacielsku ci radzę... Nie pisz o tym. To ci już do reszty zepsuje opinię.
Knox się tym nie przejęła, ponieważ zachichotała wesoło, jak dziecko po odkryciu tajemnicy swej koleżanki i powiedziała:
- Może jednak coś powiesz mi o tej sprawie, poruczniku? Mówią, że ten nietoperz jest nieśmiertelny i pije ludzką krew. Mówią też, iż pracuje dla was i wysyłacie go tam, gdzie sami nie dajecie sobie rady.
- A ja ci mówią, że jesteś idiotką! - warknął na nią porucznik Surge, coraz bardziej poirytowany - Możesz mnie zacytować w swoim porannym artykule.
Zamierzał już odejść, kiedy nagle Alexa zawołała:
- Nie obrażaj mnie, Surge! Myślisz, że nie wiem, iż siedzisz w kieszeni Giovanniego?!
Porucznik popatrzył na nią z kpiną w oczach i zapytał:
- Naprawdę?
- O tak! Wiem doskonale o twoich powiązaniach z tym draniem. Płaci ci sporo za to, abyś chronił jego tyłek. Ile dokładniej ci płaci? Odkładasz sobie kasę od niego jako dodatek do emerytury?
Surge powoli zapalił cygaro i zachichotał złośliwie:
- Ciekawe hipotezy... A masz na ich potwierdzenie jakiś dowód? No, masz?
Popatrzył na nią przez chwilę i powiedział:
- Tak też myślałem. Gadaj więc sobie zdrów.
Następnie chuchnął jej dymem z cygara prosto w twarz, wywołując kaszel w niej i w jej Pokemonie.
- Gdybym miała dowody, to już byś siedział razem ze swoim szefem - warknęła Knox.
- Gdybyś je miała, to już byś nie żyła, Alexa... Leżałabyś sobie teraz w trumnie, a te dowody spłonęłyby w piecu Giovanniego. Dlatego ciesz się, że ich nie masz. Giovanni nie jest człowiekiem, z którego można sobie stroić żarty. Pamiętaj o tym.
Następnie zadowolony wyjął z ust cygaro i wsadził je do pyszczka je Helioptile’a.
- Masz nagrodę za bystrość! A teraz spadaj.
Po tych słowach odszedł, zaś Helioptile wypluł cygaro i zaczął głośno kaszleć. Alexa pogłaskała go czule po główce, mówiąc:
- Spokojnie... Jeszcze dorwiemy drania... Jego i Giovanniego. Obiecuję ci to. A wtedy nasze imiona staną się sławne na cały świat.


C.D.N.



6 komentarzy:

  1. Widzę tu pewną przygodę, którą Ash i Serena przeżyli w dzieciństwie. Serena była wtedy strachliwa, ale Ash już wówczas wykazywał się dużą odwagą, inteligencją i pomysłowością, a także troskliwością i empatią, za którą Serena tak go pokochała. A Surge to z pewnością szpieg Giovanniego w policji, który o wszystkim mu donosi przez Kevina, ale obaj wyraźnie za sobą nie przepadają. A Clemont w tej historii jest policjantem. Ciekawie się rozpoczyna ta historia. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastępca Giovanniego chce się go pozbyć, by zająć jego miejsce na czele przestępczej organizacji. On jednak zdołał go przejrzeć i postanowił zastawić na niego pułapkę za pomocą policji, którą w cwany sposób zaalarmował o jego poczynaniach, żeby go ujęto, a najlepiej zabito. Skoro Surge w rzeczywistości jest szpiegiem Giovanniego, więc zapewne będzie wolał się pozbyć Kevina zamiast go aresztować, skoro on wie po czyjej stronie tak naprawdę stoi i mógłby go wydać, wpędzając w poważne kłopoty. Clemont z kolei wydaje się niepozorny, ale z pewnością okaże się świetnym policjantem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem ciekaw, czy Kevin rzeczywiście zginął wpadając do tego kotła z chemikaliami i czy zaatakowałby Batmana po tym, jak on ocalił mu życie, gdyby nie powiedział mu, że zrobił to po to, by go aresztowano. Jestem też ciekaw, jak w tej historii wygląda sytuacja rodzinna Asha i Sereny. Czy też pojawią się w niej ich rodzice i ewentualne rodzeństwo. :) Ogólnie pojawienie się Batmana i jego walecznego Pokemona było ogromnym szokiem zarówno dla policjantów, jak i bandytów. On zjawił się po to, aby dopomóc policji w pochwyceniu tych nędzników. Ciekawe czy uda im się jakichś dorwać i czy Surge zostanie zdemaskowany.

    OdpowiedzUsuń
  4. Osobiście uważam, że przestępcy służący Giovanniemu to skończeni idioci, którzy nie potrafią dostrzec tego, że on ma ich wszystkich głęboko gdzieś, jako że wcale się nie przejął tym, że wysłani przez niego ludzie zginęli bądź też zostali aresztowani przez policję. Był tylko uradowany faktem, że Kevin zginął. Zastanawia mnie tylko to, dlaczego Kevin został oszpecony przez chirurga. Po co on mu zrobił szramy na twarzy, żeby wyglądał tak, jakby się wiecznie uśmiechał niczym Gwynplaine? Rozumiem to, że on zapewne był cały poparzony po wpadnięciu do rżących substancji, więc pewnie miał przez to oszpecone całe ciało, ale nie rozumiem dlaczego ten chirurg oszpecił go jeszcze bardziej. A Giovanni postąpił bardzo głupio, skoro postanowił zamknąć go w zakładzie dla obłąkanych, zamiast go zabić, bo przecież on może stamtąd uciec i co wtedy? A Ash jako Batman w tej historii zabija zbrodniarzy z zimną krwią, skoro zrzucił jednego z nich z dachu wysokiego budynku. Z drugim postąpiłby tak samo, gdyby nie zaczął go błagać o litość. Do tego jeszcze pojawiła się wścibska i irytująca dziennikarka Alexa, która drażni Surge'a podejrzeniami o współpracę z Giovannim. Myślę, że nie ona jedna podejrzewa go o zdradę i bycie wtyczką Giovanniego. A jej Pokemon to odpowiednik jakiego zwierzęcia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właściwie, to chirurg nie chciał Kevina oszpecić. Po prostu zwyczajnie Kevin musiał pójść do pokątnego chirurga, bo do szpitala nie poszedł, gdyż jako poszukiwany przestępca zostałby łatwo wydany policji. Poszedł więc do jakiegoś pokątnego lekarzyny, który operował go na szybko i dlatego go przez głupotę oszpecił. A z tym Gwynplainem trafiłeś doskonale, bo pomysł na postać Jokera w komiksach o Batmanie pojawił się właśnie po tym, jak twórcy obejrzeli ekranizację powieści Victora Hugo "CZŁOWIEK ŚMIECHU". A jeśli chodzi o Batmana, to rzadko kiedy zabija, czasami po prostu inaczej nie można, choć stara się tego nie robić. A Pokemon Alexy to odpowiednik agawy kołnierzastej, takiej jaszczurki.

      Usuń
  5. Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi, zwanemu dr Agbazarą, wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość, pomagając mi przywrócić mego kochanka, który zerwał ze mną Cztery miesiące temu, ale teraz ze mną przy pomocy dr Agbazary, wielkiego zaklęcia miłosnego odlewnik. Wszystkim dzięki niemu możesz również skontaktować się z nim o pomoc, jeśli potrzebujesz go w czasach kłopotów poprzez: ( agbazara@gmail.com ) możesz również Whatsapp na ten numer ( +2348104102662 )

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...