Mroczny Rycerz przybywa cz. III
Serena zjadła śniadanie z Ashem bardzo zadowolona, ale zauważyła, że on jest jakiś dziwnie przygnębiony, chociaż powodu takiego stanu rzeczy w żadnym razie nie umiała znaleźć. Czyżby zrobiła ona coś nie tak? A może wypowiedziała jakieś słowo, które wywołało w nim jakieś bardzo niemiłe wspomnienia? Nie miała pojęcia. A może ona niechcący przypomniała mu o tym, że nie on ma on rodziców? Tak, to było bardzo możliwe. Ash Wayne był zawsze dość skrytym człowiekiem, a prócz tego niezwykle taktownym. Wolałby umrzeć niż zranić jej uczucia, dlatego też, jeśli coś go bolało, to zwykle tłumił to w sobie. Pamiętała doskonale, że rzadko kiedy widziała go płaczącego i okazującego swój ból. Jak byli dziećmi, to zwykle ona płakała, a on pocieszał ją oraz podnosił na duchu w ciężkich chwilach. Tylko w wyjątkowych chwilach on pękał i płakał jej ramię wyrzucając sobie, że nie zrobił nic, aby pomóc rodzicom, choć przecież był tylko dzieckiem i co niby mógł zrobić? Faktem jednak jest to, że niejeden raz w rozmowach z nią, gdy zamieszkał z jej rodziną, to sobie wyrzucał to wszystko.
- Mogłeś coś zrobić... Mogłem skoczyć na tego drania i spróbować go pokonać... A nie zrobiłem nic! Rozumiesz, Sereno? NIC! Pozwoliłem, aby on ich zabił na moich oczach! Jestem zwykłym tchórzem!
Tak właśnie mówił Ash, kiedy byli dziećmi. To były jednak wyjątkowe chwile, ponieważ już wtedy stawał się coraz bardziej skryty i teraz to tylko zostało pogłębiono. Serena czuła, iż między nią a jej dawnym przyjacielem z dzieciństwa jest jakiś mur, który ona bardzo chciała zburzyć, Wayne jednak nie pozwalał jej na to wyraźnie pokazując, iż wpuścił ją poza ten mur, ale póki co nie na zawsze i czasami ona musi wracać do swojego świata poza jego murem, a on musi za nim pozostać. Nie rozumiała tego jednak. Czyż nie była mu zawsze wsparciem oraz pomocą, kiedy on cierpiał po śmierci rodziców? Czyż nie była jego małą, słodką Różową Panienkę, którą on się opiekował w ciężkich chwilach? Czyż nie mówili sobie wszystkich swoich tajemnic, nawet te najbardziej skryte, których nigdy nikomu nie mówili, nawet rodzicom? To naprawdę było bardzo przykre. Chciała już powiedzieć Ashowi, że powinien się przed nią otworzyć, bo to zdecydowanie pomoże nie tylko jemu, ale również jej i oboje poczują się dzięki temu lepiej, jednak ostatecznie z tego zrezygnowała uważając, iż nie ma prawa narzucać się Ashowi ze swoją pomocą. Jeśli on jej zechce, to sam o nią poprosi.
- Wiesz, Ash... Może przyjechałbyś dzisiaj do mnie? Pokazałabym ci jak mieszkam i jakie zdjęcia robiłam do ostatniego magazynu?
Ash popatrzył na nią z uśmiechem i już miał coś odpowiedzieć, kiedy nagle zmienił zdanie i rzekł:
- W sumie to dzisiaj chyba nie mogę... A nawet na pewno nie mogę... Muszę dzisiaj coś ważnego załatwić i to mi zajmie nieco czasu. Poza tym wiesz... Interesy firmy i inne takie.
- Rozumiem. A więc może jutro?
- Jutro? Nie ma sprawy.
Serena ucieszyła się, ale jednocześnie wydawało się jej bardzo dziwne to, że jej przyjaciel wyraźnie zmienił tak szybko zdanie. O co mu chodzi? Czyżby miał inną dziewczynę na boku i musiał sobie wszystko poukładać? W innej sytuacji Serenę by to zabolało, ale nie tak mocno, aby mu zrobić scenę, bo nie miałaby do tego żadnych praw, jednak po tym, co między nimi zaszło jej zazdrość była jak najbardziej na miejscu i nie zamierzała udawać, że wszystko jest w porządku. Jeśli on ma inną, to ciekawe, co teraz zamierza zrobić? Może z nią zerwać? Tak, to by było fair wobec niego po tym, jak wczoraj dał nadzieję swojej przyjaciółce z dzieciństwa na coś więcej niż tylko przyjaźń. Jednak, jeśli nie zamierza zerwać znajomości z tamtą, to już ona mu pokaże, co sądzi o takim zachowaniu.
Takie właśnie myśli chodziły po głowie Sereny, lecz nie wyraziła ich głośno, bo jedynie uśmiechała się do niego delikatnie, a w swojej głowie już układała, co zrobi i w jaki sposób będzie go śledzić, żeby się dowiedzieć, co też Ash przed nią ukrywa. Z tego też powodu dość szybko zjadła śniadanie i potem wyszła, ale tylko po to, żeby wziąć do swego samochodu, a następnie z niego obserwować uważnie dom Asha.
Nie musiała długo czekać. Wayne dość szybko opuścił swoją willę, po czym powoli wsiadł do swego pojazdu i pojechał nim razem z Alfredem Oakiem.
- Bierze Alfreda? - zdziwiła się Serena - To chyba nie jedzie na żadną randkę. Chociaż... Lepiej to sprawdzę.
Jak postanowiła, tak zrobiła, więc już po chwili jechała w kierunku, w którym jechał również jej przyjaciel. Była ciekawa, dokąd on teraz się udał i w jakim celu. W myślach układała już sobie dokładnie, co mu powie, kiedy tylko przyłapie go z inną kobietą. Już Ash się od niej nasłucha, niech sobie nie myśli, drań jeden.
Jednak to, co zobaczyła zdecydowanie przerosło jej oczekiwania. Ash bowiem nie pojechał na spotkanie z kobietą, lecz na jakieś odludne miejsce w centrum miasta. To było skrzyżowanie ulic Baker i Sweeney. Kiedy tam dojechał, to wysiadł z samochodu wraz z Alfredem, a następnie obaj poszli przed siebie. Serena ostrożnie ruszyła piechotą za nim, żeby móc zobaczyć, co oni zrobią. Czy to właśnie tuta Ash ma spotkanie? Jeśli tak, to z kim?
Nagle panowie zatrzymali się, popatrzyli przez chwilę przed siebie, po czym Ash powoli wyjął spod płaszcza dwie czerwone róże owinięte w biały papier, a następnie delikatnym ruchem klęknął i położył je na chodniku. Klęczał tak przez jakąś minutę, aż wreszcie powoli powstał, w milczeniu pomasował sobie palcami skronie i odszedł, a z nim Alfred. Serena szybko odskoczyła w bok, żeby jej nie zauważyli, po czym odczekała, aż odjadą czując, że nie chce dłużej ich śledzić.
- Czemu on tutaj przyjechał? - zapytała sama siebie - Co takiego się zdarzyło w tym miejscu, że on tak to przeżywa? A może... To właśnie tutaj... Nie, to chyba niemożliwe. Chociaż... Należy to sprawdzić! I już ja wiem, kto dla mnie to zrobi!
***
Alexa siedziała w swoim mieszkaniu odsypiając wczorajszą imprezę i później o poranku robiąc sobie kompres z mokrej chusteczki. Nie wypiła zbyt wiele, ale i tak miała kaca. Taki był już jej los. Mogła ona wypić bardzo mało, a mimo tego zawsze bolała ją rano głowa. Na całe szczęście miała wsparcie swojego Helioptile’a, który opiekował się i pomagał jej zmagać się z tym bólem.
- Mówię ci, przyjacielu... Naprawdę więcej nie tykam alkoholu. Po nim tylko głowa mi nawala. Dobrze, że mam dzisiaj wolne, bo inaczej to bym chyba zwariowała w pracy. A tutaj mam ciszę i spokój.
Nagle zadzwonił telefon. Alexa Knox przycisnęła mocniej chusteczkę do swego czoła, głośno przy tym jęcząc.
- Boże kochany! Czego ci ludzi chcą ode mnie?! Sami mi dali wolne! Więc o co chodzi? A może to nie z redakcji? Podaj mi, proszę, telefon.
Helioptile z wesołym piskiem szybko wykonał polecenie, a gdy już to zrobił, to Alexa nacisnęła palcem przycisk rozmowy i powiedziała:
- Słucham? Tu Knox!
- Alexa? Musisz coś dla mnie zrobić - odezwał się w słuchawce dobrze jej znany głos.
- Serena? A co się stało? Czemu dzwonisz o tej porze?
- Jesteś chora? - spytała z troską panna Vale.
- Nie, skacowana... Mów, o co chodzi, skoro już dzwonisz.
- Potrzebuję pewnej przysługi od ciebie.
- Wiesz, że możesz mnie prosić o co tylko zechcesz, mała. Nie jestem wszechmocna, ale co mogę, to zrobię.
- Doskonale. Sprawdź mi, proszę, skrzyżowanie ulic Baker i Sweeney, dobrze?
- A co się tam stało?
- Właśnie tego chcę się dowiedzieć. Podejrzewam jakąś grubszą aferę, która miała miejsce właśnie na tym skrzyżowaniu. Muszę wiedzieć, co to za afera i kiedy dokładnie to się wydarzyło. I przede wszystkim, czy ma to coś wspólnego z Ashem Waynem.
- Waynem? A co on ma do tego?
- Gdybym wiedziała, to bym do ciebie nie dzwoniła i nie zawracała ci głowy. No, to jak? Pomożesz mi?
- Pomogę, ale mogłabyś...
- Dziękuję ci, kochana! Masz u mnie przysługę!
Po tych słowach Serena rozłączyła się, zaś Alexa odłożyła telefon na stolik obok siebie, mrucząc gniewnie pod nosem.
- Super... Po prostu cudownie... Nawet na urlopie muszę pracować. Ale czego się nie robi dla przyjaciół, co nie?
Helioptile zapiszczał delikatnie na znak, że w pełni się z nią zgadza.
***
Domino długo w nocy, zanim zasnęła rozmyślała nad tym wszystkim, co jej powiedział Joker. Chociaż to była dość pokrętna logika, to nie mogła zaprzeczyć jej słuszności. Widziała ona wyraźnie, co się działo za murami Azyl Arkham i wiedziała też doskonale, że to nigdy już nie ulegnie zmianie na lepsze. Zdawała ona sobie także sprawę z tego, iż nie ma na tym świecie żadnej sprawiedliwości, a już na pewno nie wtedy, kiedy żyją w Gotham tacy ludzie jak Giovanni. Policja nie umiała się za niego wziąć, więc ktoś inny powinien to zrobić. Tylko kto? Może taki Batman? Chociaż nie... On jakoś umiał sprać bandytów grasujących po ulicach, ale nie taką szychę. O nie! Na takiego drania trzeba naprawdę poważnego przeciwnika. Może więc Joker byłby w stanie? Jednak jeśli nawet zabije on Giovanniego, to co dalej? Wróci zaraz do Azyl Arkham, a ona sama za pomoc mu w ucieczce trafi do więzienia lub co gorsza wyląduje tu jako pacjentka, a tego nie chciała.
Z drugiej strony Joker nie zasługiwał na życie w takim miejscu. On jako człowiek na tym świecie w pełni ją rozumiał i podzielał jej zdanie na temat tego, co się dzieje w mieście i w ogóle w sprawie sprawiedliwości, która jest niestety bardzo pokręcona, a prawdę mówiąc, to chyba wcale jej nie ma. Bo jak niby ma istnieć, kiedy prawo pozwala żyć takim łajdakom jak Giovanni, a ludzie w Azyl Arkham nie są wcale leczeni i nikt o nich nie dba, ponieważ są oni wyrzutkami społeczeństwa i takimi mają pozostać do końca swoich dni? Co to jest niby za sprawiedliwość, która pozwala ojcom pijakom znęcać się nad swoimi dziećmi i żonami zamiast uziemić takich drani raz na zawsze? O jakiej sprawiedliwości może być może, kiedy dzieje się tutaj tyle zbrodni, a policja nie robi nic, aby im przeszkodzić?
W tym świecie panuje anarchia i nie ma w nim sprawiedliwości. Co więc powinno się zrobić, aby temu zapobiec? Ciekawe, jaką też Joker na to znajdzie odpowiedź. Domino musi go koniecznie o to zapytać. Może jego filozofia nie jest wcale taka szalona, jak się jej chwilami wydaje i być może właśnie w niej znajduje się prawdziwe wybawienie?
Jak postanowiła, tak zrobiła i następnego dnia, gdy tylko upewniła się, że ma taką możliwość i nikt jej nie obserwuje, to zadowolona poszła do celi Jokera. Z pomocą wiernej Chansey otworzyła drzwi, po czym poprosiła, aby ta czekała na nią do chwili, gdy będzie chciała wyjść i w razie czego dała jej znać, że ktoś idzie - ktoś, kogo powinna się obawiać. Gdy już tylko znalazła się sam na sam ze swoim pacjentem, to powiedziała:
- Myślałam wiele nad tym, o czym mi mówiłeś.
- Poważnie? - uśmiechnął się do niej Joker - To bardzo interesujące.
- Niby co takiego?
- To, że taka blond piękność jak ty umie myśleć.
Następnie bandyta parsknął śmiechem. Domino popatrzyła na niego nieco urażonym wzrokiem, ale szybko uznała, iż jej zachowanie wcale nie potwierdza tego, że ona umie myśleć. Wręcz przeciwnie, przecież jej ślepa wiara w to, iż lekarze pracujący w Arkham naprawdę chcą pomóc swoim pacjentom w świetle tego wszystkiego, co tu widziała i słyszała dowodziło, jak bardzo była naiwna.
- Nie jestem pewna, czy aby nie masz racji - powiedziała do niego bardzo smutnym głosem - Ostatnio przekonuję się o tym, jak bardzo jestem głupia.
- Nigdy nie jest za późno na to, aby zmądrzeć.
- Poważnie? A w jaki sposób powinnam to zrobić?
- Wypowiadając wojnę temu, co nienawidzisz, a najbardziej to chyba nienawidzisz fałszu, prawda?
- Tak, masz rację. Tego właśnie najbardziej nienawidzę. No i jeszcze też niesprawiedliwości.
- Moja droga... Świat zawsze był niesprawiedliwy - stwierdził Joker - Wiesz, co jest jedyne na nim sprawiedliwe? Chaos.
- Naprawdę?
- O tak! - bandyta patrzył na lekarką niezwykle uważnym wzrokiem - Chaos jest jedyną sprawiedliwością na tym świecie. Myślisz, że na świecie obecnie panuje chaos? O nie! Panuje na nim niesprawiedliwość i oligarchia bogatych! Ci, co mają pieniądze, mają wszystko. Ci, co nie mają pieniędzy, nie mają niczego. Ci, co są bogaci dyktują prawa. Ci, co są średnio zamożni lub biedni nie dyktują niczego poza swoimi nekrologami na przyszłość. Oto cała prawda. Chaos wyrównuje w prawach bogatych i biednych, więc jest sprawiedliwy. Dzięki nim ludzie nie czują się pokrzywdzeni, bo chaos nie zna ani prawa, ani nawet sprawiedliwości takiej, jakie ono dyktuje. Więc cóż... Jeżeli chcesz zaprowadzić porządek w tym świecie, musisz najpierw wyrzec się wszelkiego porządku. Chaos pozwoli ci się zemścić za krzywdy poniesione przez innych ludzi. Możesz być bezpieczna, bo nie będzie wtedy takich ludzi jak pracownicy Azyl Arkham. Tylko chaos zapewni ci wieczny spokój.
Popatrzył na nią uważnie i uśmiechnął się wesoło, po czym poprawił sobie lekko dłonią swoje zielone włosy, mówiąc:
- Gdybyśmy tak oboje mogli zaprowadzić prawdziwy chaos w tym mieście, to byśmy mogli zniszczyć wszystkich, którzy nas skrzywdzili bez obaw, że ktoś nas aresztuje lub umieści tutaj.
Następnie podszedł do Domino i zaczął mówić niemalże szeptem:
- Powiedz... Nie chciałabyś się zemścić na tatusiu za to, jak traktował ciebie i twoją matkę? Nie chciałabyś wyrównać rachunków z każdym, kto cię skrzywdził i złamał zasady, w których cię wychowano?
- Chciałabym... Ale jak ja mam to zrobić?
- Ja wiedziałbym, jak...
- Więc powiedz.
- Najpierw mnie stąd uwolnij.
- Wiesz, że nie mogę.
- Ja wiem, że możesz... Możesz osiągnąć wszystko, jeśli tylko chcesz. Zastanów się...
Domino wpatrywała się w niego uważnie i nie wiedziała, co też ma mu odpowiedzieć, więc milczała.
***
Następnego dnia ordynator Azyl Arkham wezwał do siebie Domino i powiedział do niej:
- Wiesz, moja droga... Wiele myślałem nad tym wszystkim, o czym mi opowiadałaś.
- O czym konkretnie? - spytała lekarka.
- O tym, że w tym miejscu wcale nie dba się o wyleczenie pacjentów. Przemyślałem to sobie i doszedłem do wniosku, iż masz absolutną rację.
- Mówisz poważnie? - zdziwiła się Domino.
- Ależ oczywiście - rzekł z uśmiechem ordynator - Uważam, że trzeba zacząć terapię leczniczą dla tych, którzy jej szczególnie potrzebują.
- Poważnie?
- O tak! I znam nawet skuteczne metody działania, jakie w tym celu powinniśmy podjąć.
- Jakie?
- Chodź, a sama zobaczysz.
Po tych słowach mężczyzna wstał i zaprowadził lekarkę do łaźni, w której to dwa Chansey trzymały skrępowanego kaftanem bezpieczeństwa Jokera. Na jego widok Domino jęknęła przerażona.
- Postanowiłem dziś wypróbować nasze najbardziej skuteczne metody lecznice na twoim przyjacielu. Wiem o tym, że bardzo się ostatnio z nim spoufalasz. Myślę więc, iż docenisz moje starania.
Dziewczyna nie wiedziała, co ma powiedzieć i czego się spodziewać od ordynatora. Ten zaś bardzo zadowolony wysłał stojącego obok niego Wigglytuffa, aby przyniósł mu armatkę wodną. Gdy już ją miał, ten nastawił ją na strzelanie gorącą wodą, po czym zaczął uderzać jej strumieniem prosto w Jokera, który zaczął wrzeszczeć z bólu.
- Przestań! To go boli! - krzyknęła przerażona tym widokiem Domino.
- Dobre musi boleć - uśmiechnął się podły ordynator - Takie są prawa każdego leczenia.
Następnie popatrzył na Jokera i zapytał:
- Może wolisz zimną, kolego? Proszę bardzo!
Chwilę później ustawił wodę na to, aby była zimna i jej strumieniem trafił w Jokera, śmiejąc się przy tym.
- I co? Przyjemnie ci, świrze?!
- Przestań! Wcale nie pomagasz mu w ten sposób! - krzyknęła Domino, próbując go odciągnąć.
Lekarz odepchnął ją jednak od siebie i krzyknął:
- Spokojnie, kochanie... Ty będziesz następna... Wyleczę was oboje z tych waszych chorych pomysłów. Raz na zawsze!
Domino popatrzyła na lekarza, po czym rozejrzała się dookoła szukając czegoś, czy mogłaby zadać cios. W końcu znalazła na jednym ze stojących obok stolików narzędzia chirurgiczne. Złapała za skalpel i wbiła go mocno prosto w serce ordynatora. Ten zaś jęknął przerażony nie spodziewając się czegoś takiego. Spojrzał zdumiony na Domino, po czym jęknął:
- Co ty zrobiłaś... ty głupia...
Nie dokończył, ponieważ padł martwy na ziemię. Chansey i Wigglytuff patrzyli na to wszystko przerażeni nie wiedząc, co mają zrobić. Domino tymczasem podbiegła do Jokera i zaczęła go rozwiązywać.
- Spokojnie, kochany... On już cię nigdy nie skrzywdzi - powiedziała do niego czułym tonem.
- Kochany? - zdziwił się Joker - A więc jednak uciekniesz ze mną? Bo przecież chyba nie zostaniesz tutaj po tym, co zrobiłaś?
- Nie! Żadne z nas nie zostanie tutaj ani chwili dłużej! Musimy jak najszybciej opuścić to miejsce.
- I zaprowadzić własną sprawiedliwość na tym świecie.
- Ale jak chcesz to zrobić?
- Najpierw musimy zdobyć władzę, a ja wiem, jak się do tego zabrać, kochanie...
- Jak?
- Zaufaj mi.
- Ufam ci.
Następnie oboje pocałowali się namiętnie w usta czując, że oto właśnie rozpoczyna się ich nowe życie.
***
Giovanni siedział przy biurku głaszcząc swojego Persiana, kiedy nagle usłyszał telefon. Zaintrygowany odebrał słuchawkę i powiedział:
- Słucham? Tu Giovanni.
- Proszę pana... Mam niedobre wieści - odezwał się głos porucznika Surge’a - Kevin Napier uciekł z Azyl Arkham.
- CO?!
Mafioso wrzasnął głośno i niechcący uderzył on swojego Pokemona, który zeskoczył mu z kolan, fucząc przy tym gniewnie.
- To, co mówię. On i jakaś młoda lekarka zabili ordynatora i uciekli. Obawiam się, że oboje zechcą się na panu zemścić za... Sam pan rozumie.
- Doskonale rozumiem. Kevin Napier to świr i do tego niebezpieczny. Trzeba było załatwić mu eutanazję, kiedy jeszcze była ku temu okazja. Jeśli go dopadnę, to tym razem nie popełnię błędu i osobiście go zabiję.
- To może być trudniejsze niż pan myśli.
- Być może, podobnie też, jak zabicie mnie - uśmiechnął się Giovanni - Dziękuję za cynk, Surge. Jednak dla własnego dobra zadbaj o to, aby ten koleś mnie nie tknął. Wiesz przecież, co to dla ciebie oznacza, jeśli on mnie zabije, prawda?
- Jak najbardziej.
- A więc do dzieła.
Po zakończeniu tej rozmowy Giovanni odłożył słuchawkę na widełki i wezwał szefa swojej ochrony.
- Przekaż swoim ludziom, żeby pilnowali oni wszystkich wejść do tego budynku. Nie wolno im zejść z posterunku ani na chwilę, chyba, że będą mieli zastępstwo. Niech mają się na baczności i kiedy tylko zobaczą tego świra Napiera, to dla własnego dobra lepiej by było, żeby strzelali tak, aby go zabić. Rozumiesz?
- Tak, proszę pana - odparł szef ochrony.
- Doskonale - uśmiechnął się do niego mafioso - Im szybciej zabiję tego świra, tym lepiej.
Kiedy jego bodyguard wyszedł, to Giovanni zaczął się na poważnie niepokoić. Wiedział on doskonale, iż Kevin Napier, nazywający sam siebie Jokerem może w każdej chwili tu wkroczyć. Wolał być na to przygotowany, choć miał on obawy, że może mu się to udać. Dlatego liczył na porucznika Surge’a. Przecież ten człowiek jak dotąd bardzo skutecznie dbał o to, aby ten nadgorliwy narwaniec Gary Dent nie wpadł na jego trop, a jeżeli do takiego tropu dochodziło, to ktoś życzliwy zawsze go niszczył, podobnie jak wszelkie zdobyte w tym kierunku dowody. Liczył więc na to, że i teraz też tak będzie.
Nagle ponownie zadzwonił telefon. Giovanni odebrał go i usłyszał w nim głos swojej sekretarki.
- Proszę pana... Pan prokurator Gary Dent jest tutaj i chce z panem mówić.
- Co?! On?! Chce ze mną rozmawiać? Ciekawe, o czym.
- Mam go wpuścić?
- Tak, wpuść go.
Chwilę później do gabinetu mafiosa wszedł prokurator okręgowy.
- Panie Giovanni... Mam dla pana nieprzyjemne wieści, choć być może już pan o nich wie.
- Nie wiem, o czym pan mówi.
- O tym.
Po tych słowach Dent rzucił na biurko mężczyzny gazetę, a tam na pierwszym stronie widniał wypisywany ogromnymi literami napis: „KEVIN NAPIER UCIEKA Z ARKHAM“. Giovanni udawał obojętność wobec tego, co właśnie przeczytał i powiedział ponurym tonem:
- No proszę... Ten świr jest na wolności. A pan się boi, że zechce mnie wykończyć?
- Dokładnie tak.
- A niby dlaczego miałby to robić? Przecież ja mu nigdy nic złego nie zrobiłem.
- Doprawdy? A sprawa tych chemikaliów w firmie Axis? Przecież obaj dobrze wiemy, że wystawił pan nam Kevina Napiera po to, żeby odsunąć od siebie wszelkie podejrzenia.
- Naprawdę? Nic o tym nie wiem.
- Panie Giovanni - Dent nie tracił zimnej krwi - Rozumiem doskonale, że mi się pan tutaj nie przyzna do tego, że jest pan mordercą i zbrodniarzem, ale przecież nie jest pan głupi. Ci pańscy ochroniarze pana nie obronią, gdy ten świr się tu zjawi.
- Więc co mi pan proponuje?
- Proponuję, abyśmy współpracowali ze sobą. Możemy złapać Napiera i dzięki temu ocalić pana życie.
- A w zamian czego pan chce ode mnie, panie prokuratorze?
- Żeby złożył pan zeznania przeciwko niemu.
- I tym samym przyznał się do pańskich zarzutów wobec mnie?
- Zapewniam pana, że policja da panu ochronę, ale tylko w zamian za to, żeby przyznał się pan i został świadkiem w procesie przeciwko swoim wspólnikom, z którymi prowadzi pan interesy.
- Przykro mi, ale muszę panu odmówić - odparł na to Giovanni - Ja nie prowadzę z nikim żadnych interesów, które byłyby nielegalne. Ja jestem uczciwym obywatelem i nie zamierzam przyznawać się do czegoś, czego nie zrobiłem.
- Czy to jest pana ostateczna odpowiedź? - zapytał Dent zawiedzionym tonem.
- Innej pan ode mnie nie otrzyma, panie prokuratorze - uśmiechnął się do niego podle Giovanni - A teraz niech pan będzie na tyle uprzejmy, aby dać mi spokój. A co do Napiera, to może się pan nie martwić. Sam sobie z nim poradzę.
***
Gary Dent opuścił gabinet Giovanniego zawiedziony, choć tak prawdę mówiąc nie spodziewał się on, że zdoła jakoś przekonać tego łajdaka do współpracy, ale uważał, iż należy spróbować. Teraz jednak musiał przyznać, że była to tylko i wyłącznie strata czasu. Ten człowiek naprawdę bał się o swoje życie, ale niestety nie do tego stopnia, aby można było go przekonać do czegokolwiek.
Giovanni tymczasem bardzo rozwścieczony propozycją, którą właśnie otrzymał pomstował na człowieka, który mu ją zaproponował, mówiąc sam do siebie:
- Niech no tylko rozprawię się z tym świrem, Napierem, a wówczas na kolejny ogień pójdzie nasz kochany pan prokurator. I lepiej, żeby ten kretyn Surge znalazł Napiera, bo inaczej obaj szybko udadzą się na spotkanie ze Stwórcą.
Po tych planach mafioso zajął się swoimi sprawami, jednak nie mógł się praktycznie na niczym skupić, ponieważ jego myśli trzymały się głównie osoby Jokera i jego tajemniczej pomocniczki. Bandytę ciekawiło, kim ona dokładniej była, a także dlaczego tak bardzo zainteresowała się tym nic nie wartym idiotą? Być może zechce zmienić ona swego szefa, kiedy Giovanni zaproponuje jej o wiele bardziej korzystną ofertę? Kto wie? Wystarczy tylko spróbować, a wszystkiego się dowiemy. A jeśli nie, to dołączy do Napiera w piekle szybciej niż by planowała.
Takie oto plany miał szef mafii w mieście Gotham na temat swoich ewentualnych zabójców. Planował również wiele innych spraw, a prócz tego zajmował się wszystkim, czym zawsze się zajmował, aż w końcu postanowił iść spać. Było już blisko północy, kiedy zadowolony z siebie przebrał się w piżamę i powoli położył do łóżka.
Nie umiał powiedzieć, jak długo spał, jednak sny miał zdecydowanie bardzo nieprzyjemne. W nich goniła go banda clownów i ich Pokemonów. Wreszcie go dopadli i przywiązali do wielkiego, drewnianego koła, które zaczęli obracać, po czym zaczęli to koło obracać, jednocześnie rzucając w nie nożami. Sen był tak przerażający głównie przez niesamowitą bliskość tych noży, którymi to w niego ciskano. Przerażony bandzior obudził się i rozejrzał dookoła siebie. Na szczęście leżał w swoim wygodnym łóżku cały i zdrowy.
- Uff... To był tylko sen - jęknął, ocierając sobie dłonią pot z czoła - Zwyczajny koszmar.
- Koszmar dopiero się zacznie, kochasiu - usłyszał nagle jakiś kobiecy głos.
Przerażony zapalił lampkę stojącą na nocnym stoliku i zauważył, że na jego łóżku siedzi po turecku jakaś wysoka, bardzo szczupła dziewczyna w obcisłym, czerwonym stroju i błazeńskiej czapce z dzwoneczkami. Jej twarz była tak mocno wysmarowana makijażem, że wyglądała na białą.
- Domino Quinzel, jak mniemam? - zapytał Giovanni.
- Może kiedyś... - odparła kobieta - Teraz nazywam się Harley Quinn.
- Poważnie? - uśmiechnął się bandyta - To całkiem ładne imię. Sama je wymyśliłaś?
- Nie... Wymyślił je dla mnie twój przyjaciel... Joker.
- Nie znam żadnego Jokera.
- Ależ znasz, choć pod innym nazwiskiem. Muszę powiedzieć, że jesteś bardzo niegrzecznym chłopcem. Wrobiłeś kiedyś biednego Kevina Napiera w swoje własne zbrodnie i teraz kazałeś go zabić swoim ludziom, jeśli ci by go zobaczyli. Niestety, dla niego są oni zbyt kiepscy w te klocki.
Giovanni przez chwilę nie wiedział, co ma odpowiedzieć, ale w końcu rzekł:
- Nie wiem, ile ten świr ci płaci, ale jestem pewien, że go przebiję. Ile chcesz za pracę dla mnie?
- Nie jestem na sprzedaż - odpowiedziała Harley Quinn - Ja nie pracuję dla Jokera z przyczyn finansowych. Ja pracuję dla niego, gdyż go kocham... On jako jedyny mnie rozumie i wie doskonale o tym, że cały ten świat jest nienormalny, więc tylko ludzie nienormalni mogą w nim być szczęśliwi.
- Jest w tym wiele logiki, ale jak taka dziewczyna jak ty może kochać takie monstrum jak on?
Niedawna lekarka złapała Giovanniego za głowę i przyciągnęła go do siebie, patrząc mu groźnie w oczy.
- Nigdy... nie nazywaj go tak... w mojej... obecności... Jasne?
- No oczywiście... Nie widzę problemów - uśmiechnął się do niej podły mafioso, próbując ją jakoś uspokoić.
Harley Quinn zadowolona puściła go, popatrzyła na niego i dodała:
- Doskonale... A teraz szykuj się.
- Do czego mam się szykować?
- Do spotkania ze Stwórcą.
- Zamierzasz mnie zabić?
- Ja nie... On to zrobi.
Następnie Harley zwróciła głowę mężczyzny w kierunku drzwi, które gwałtownie się otworzyły i wówczas stanął w nich Joker. Miał na sobie taki sam strój, co podczas ostatniej wizyty u Giovanniego, ale prócz tego w jego klapę był zapięty biały kwiatek.
- To ty?! - zawołał przerażony Giovanni - Ochrona! Ochrona, do mnie!
- Nie ma sensu tak krzyczeć - uśmiechnął się z kpiną w głosie Joker - Twoja ochrona jest właśnie w krainie snów. Nie przyjdą tu, choćby bardzo tego chcieli.
Giovanni bez trudu zrozumiał, że jego sytuacja jest teraz beznadziejna. Ten szaleniec od dawna dyszał już żądzą zemsty, a więc nie ma szans, aby jakoś go przebłagać, chociaż może jednak dałoby się coś zrobić? Jakoś go omotać i zmusić do posłuszeństwa? Być może jest jeszcze jakaś szansa, aby się z tego wykaraskać. W każdym razie należy spróbować.
- Kevin... Jokerze kochany... Ja naprawdę doskonale rozumiem twój gniew, mój przyjacielu. Jestem w stanie pojąć to, że masz do mnie żal za to wszystko, co między nami zaszło. Ale przecież, mój drogi, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, prawda? Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. Można jeszcze jakoś się chyba dogadać, prawda?
- Dogadać? - spytał ironicznie Joker, podchodząc do niego - Owszem, można. Ale wolę gadać z twoim trupem niż z tobą. On przynajmniej nie mówi tyle i nie skamle o litość.
- Kevin... Znaczy się... Jokerze... Naprawdę nie warto mnie zabijać. Uwierz mi, ja mogę dla ciebie zrobić więcej niż myślisz.
- Już coś dla mnie zrobiłeś. Wydałeś mnie policji i to przez ciebie przeżyłem trzy lata piekła w Azyl Arkham. Wiesz, jak tam się traktuje takich ludzi jak ja? Wiesz, w jaki sposób?
- Mogę się tylko domyślać - jęknął Giovanni - Ale naprawdę mogę ci to wszystko jakoś wynagrodzić. Mogę sprawić, że twoje życie będzie znowu pełne radości. Załatwię ci ułaskawienie i nową metę na mieście. Prócz tego będziesz miał pensję ministra i wszystko, czego tylko zapragniesz.
- Oczywiście, że będę to wszystko miał, ale ja chcę czegoś więcej.
- Czego?
- Twojej głowy... I chociaż jest mi to tak nieco nie w smak, to oddam przysługę temu społeczeństwu pozbywając się jego największego wrzodu, który je dręczy.
- A sam zostaniesz następnym wrzodem?
- Podziwiam twoją przenikliwość, mój przyjacielu. Harley, odsuń się... Nie chcę cię przypadkiem zranić.
Kobieta odskoczyła na bok, a Joker wyjął rewolwer i wymierzył go w stronę Giovanniego.
- Powiedz mi, mój przyjacielu... Tańczyłeś kiedyś z diabłem w świetle księżyca?
- Nie rozumiem tego pytania.
- No i nie musisz... Uważam, że to jest ładne pytanie i zadałem je paru osobom zanim trafiłem do Arkham. Jestem zdania, iż ono ładnie brzmi.
- Owszem, ma w sobie jakąś magię.
- Dokładnie... A ty masz w oczach strach. I wiesz co? Ja tam nie wiem, co kobiety w tobie widzą, ale ja widzę teraz w tobie tylko i wyłącznie tarczę strzelniczą. Jak sądzisz? Trafię w dziesiątkę?
Nim Giovanni zdążył odpowiedzieć, to padł strzał i otrzymał on kulę prosto w pierś. Chwilę później padł następny strzał, a zaraz po nich kolejne. Podły mafioso upadł na pościel martwy, ale Joker strzelił w niego jeszcze trzy razy i skończyła mu się amunicja. Dopiero wówczas uznał on, że jego przeciwnik jest już dostatecznie martwy.
- Rachunki wyrównane - powiedział zadowolonym tonem szaleniec do swojej dziewczyny - A przynajmniej z jednym. Na kolejnych już niedługo przyjdzie kolej. Ciekawe, czy też będą skamleć o litość?
- Może lepiej zabić ich nie mówiąc im wprost, że zaraz zginą? - spytała Harley Quinn - Ostatecznie wtedy mają na twarzy wymalowane zdumienie. To daje bardziej przyjemny wyraz niż sam strach.
- Kochanie... Jesteś genialna! - zawołał radośnie Joker, ściskając swoją dziewczynę - Tak właśnie zrobimy, Harley! Im bardziej on będą zaskoczeni, tym większą frajdę nam to sprawi! A przecież o to przede wszystkim w życiu chodzi. Żeby mieć z niego frajdę!
Następnie ryknął on śmiechem, po czym objął Harley i pocałował ją namiętnie w usta.
***
Dwa dni później Joker za pomocą wiernego Jacoba (którego to zdołał odnaleźć na jednej z ponurych ulic miasta) wezwał do siedziby Giovanniego wszystkich jego wspólników, czyli groźnych gangsterów tworzących z jego dawnym szefem prawdziwy syndykat zła. Joker na to spotkanie przygotował się w sposób specjalny smarując swoją twarz pomadą o kolorze ludzkiej skóry. Nie chciał bowiem, aby ludzie widzieli jego białą twarz, która (jego zdaniem) odbierała mu powagę, choć Harley próbowała mu wyjaśnić, iż jest to bezcelowe, ponieważ wszyscy z gazet doskonale wiedzieli, co spotkało Kevina Napiera. On jednak uparł się, aby zrobić swoje.
- Przecież nie jestem już Kevinem Napierem, złotko. Już zapomniałaś? Jestem Joker, więc muszę się godnie zaprezentować.
Jego ukochana nie zamierzała się z nim sprzeczać, ale była nieco zła, iż nie chce on jej zabrać ze sobą na to spotkanie.
- Spokojnie, moja droga. Wkroczysz do akcji wtedy, kiedy przyjdzie na to pora. Dopiero wtedy, gdy dam ci znać, dobrze?
Kobieta przyjęła to do wiadomości, zaś on sam poszedł na spotkanie ze wspólnikami Giovanniego. Wszyscy siedzieli właśnie przy stole i bardzo się zdziwili, kiedy tylko go zobaczyli. Nie sądzili przecież, iż ten obłąkaniec, do niedawna jeszcze zamknięty bezpiecznie w Arkham będzie chciał z nimi rozmawiać, jednak wysłuchali ze spokojem wszystkich jego uwag o tym, że Giovanni poważnie zachorował i balansuje on na krawędzi życia i śmierci, więc przekazał jemu, swemu najbardziej zaufanemu pracownikowi, a także kierowanie firmą do czasu, aż poczuje się lepiej.
- I tak właśnie to wygląda, panowie - powiedział Joker na sam koniec swojej przemowy - Póki Giovanni nie wyzdrowieje, ja tu wszystkim rządzę. On nie czuje się na siłach, aby z wami rozmawiać, jednak upoważnił mnie do przedłużenia z wami umowy o dalszych, wspólnych interesach.
- Dlaczego właśnie ciebie wybrał on na swojego zastępcę, a nie kogoś innego? - zapytał zdumiony jeden z gangsterów.
- Właśnie! I czemu się tak głupio uśmiechasz? - dodał drugi.
Joker popatrzył na niego doskonale wiedząc, iż chodzi o jego blizny.
- Bo mi dobrze na tym świecie... No, a poza tym śmiech leczy. Gdyby Giovanni więcej się śmiał, to teraz nie byłby chory. Więc jak, moi panowie? Przedłużamy umowę?
- A jeśli odmówimy? - zapytał ten sam bandzior, który pytał wcześniej o uśmiech Jokera.
- Drogi Tony! - zawołał przyjaznym tonem Joker - Przecież nikt z nas nie chce wojny, prawda? Jeśli mi odmówisz, to powiem: „trudno“, uścisnę ci rękę i dodam: „do widzenia“.
- Naprawdę?
- O tak! Proszę... Oto moja ręka.
To mówiąc Joker wyciągnął w jego kierunku prawą dłoń. Zdumiony tym Tony podał mu swoją, ale ledwie to zrobił, a zauważył, iż Joker... nie ma prawej dłoni, ponieważ ta została mu w ręku. Sam okaleczony zaczął się histerycznie śmiać, po czym wysunął z rękawa prawdziwą rękę, bo ta, która została w dłoni Tony’ego, była jedynie sztuczna.
- Niezły żart, prawda? - zapytał Joker, zanosząc się śmiechem.
- Jesteś obłąkany - powiedział do niego gangster, odrzucając sztuczną rękę.
- A ty aż się cały gotujesz z gniewu, kochany - zachichotał szaleniec, po czym popchnął Tony’ego na jego fotel.
Wówczas z fotela wyskoczyły wielkie pasy, które to oplotły go niczym sznury i skrępowały mocno, po czym przez całe ciało gangstera przeszła ogromna dawka prądu. Kilkanaście sekund później, na oczach przerażonych wspólników Giovanniego ich kolega zamienił się w dymiący szkielet. Joker zaś miał z tego powód do gromkiego śmiechu.
- Wasz przyjaciel Tony aż się zagotował z gniewu - chichotał podlec - Widać, że naprawdę złość piękności szkodzi. Zdrowiu zresztą także. Więc jak, koledzy? Chcecie podpisać ze mną umowę? Czy może wolicie skończyć tak, jak wasz przyjaciel?
Gangsterzy złapali za broń, jednak wtedy Joker zagwizdał i do pokoju wpadła Harley Quinn ze sporym oddziałem ludzi ubranych na czarno. Mieli oni pistolety maszynowe, które wymierzyli we wspólników Giovanniego.
- A więc, przyjaciele? Jaka będzie wasza odpowiedź? - zapytał Joker.
- Nie mamy wyjścia - odpowiedział mu jeden z nich - Musimy przyjąć twoje warunki.
- I niech cię diabli wezmą - rzucił kolejny.
- Być może wezmą nas wszystkich - chichotał dalej szaleniec - A teraz wynocha mi stąd! Jazda! Widzimy się jutro podczas uroczystego podpisania umowy.
Gangsterom nie trzeba było tego dwa razy powtarzać, ponieważ szybko wyszli oni z pomieszczenia.
- Mister Mime was odprowadzi - rzekł Joker i wskazał im Pokemona przypominającego clowna, który stał przed drzwiami - A jutro w południe pragnę was bardzo zaprosić na uroczyste potwierdzenie kontynuacji umowy o naszej współpracy. Możecie na nie przyjść ze swoimi ochroniarzami. Im nas więcej, tym weselej.
Gangsterzy nie wiedzieli, co mają powiedzieć, ale w końcu wyszli za Pokemonem, który pokazał im drogę. Harley Quinn potem wyprowadziła ludzi swojego szefa, także Joker został sam na sam z węglącym się jeszcze trupem Tony’ego.
- Twoi kumple nie są źli, tylko strasznie uparci - powiedział do niego szaleniec - Może im damy czas do namysłu? Nie? Rozwalić ich od razu? W sumie to masz nawet rację. Tylko nam zawadzają. A ich ludzie i tak będą nam posłuszni w obawie o swoje nędzne żywoty. Tak! To jest odpowiednie wyjście z sytuacji. Wiesz co, Tony? Strasznie jesteś krwiożerczy. Dobrze, że jesteś trupem, bo inaczej kazałbym cię zabić.
Następnie Joker ryknął śmiechem, patrząc na zwłoki gangstera i dodał, nie przestając się śmiać:
- Jak to dobrze, że jesteś trupem!
***
Zgodnie z zapowiedzią Jokera następnego dnia odbyło się uroczyste podpisanie umowy o kontynuacji dalszej współpracy pomiędzy Giovannim i jego wspólnikami. Co prawda Giovanni już od trzech dni był trupem, ale przecież tego gangsterzy wiedzieć nie mogli, gdyż Joker i Harley zachowali to w tajemnicy przed wszystkimi uważając, że lepiej będzie jeszcze nikomu nic na ten temat nie mówić.
Tak czy inaczej syndykat zbrodni miał kontynuować swoją działalność, aby łatwiej przeciwstawić się policji i prokuratorowi Dentowi. Porucznik Surge ze swej strony zapewnił kilku wspólników Giovanniego (gdy ci do niego zadzwonili), że wszystko jest w porządku i będzie on dalej w miarę swoich możliwości ochraniać ich działalność, oczywiście nie za darmo. W takiej sytuacji bandyci przybyli spokojni pomimo tego, iż poprzedniego dnia na ich oczach jeden z nich został usmażony prądem. Nie zamierzali się jednak tym przejmować, gdyż przynajmniej było mniej ludzi do podziału podczas przewidywanych zysków. Joker co prawda nie budził ich zaufania i to nawet najmniejszego, to jednak można było wykorzystać jego wpływy, aby osiągnąć własne korzyści, a potem się go pozbędą, gdy tylko przestanie im być potrzebny. Tak właśnie zrobią.
Dlatego całkiem spokojni przybyli oni do jednej z fabryk kierowanych przez Giovanniego. Tam w głównej hali stał wielki stół nakryty dla wielu osób. Siedział już przy nim Joker razem z Harley Quinn, oboje bardzo z siebie zadowoleni. Ten pierwszy ponownie miał wymalowany na swojej twarzy makijaż imitujący prawdziwy kolor skóry.
- Witajcie, kochani! - zawołał radośnie - Miło mi was znowu widzieć! Naprawdę bardzo mi miło. Zapraszam was serdecznie na mały poczęstunek, ale najpierw obowiązki.
- I słusznie - zgodził się jeden z gangsterów - Najpierw obowiązki, a potem przyjemność. Chodźmy więc podpisać umowę.
- Doskonale! - klasnął wesoło w dłonie Joker - Zapraszam panów do sąsiedniego pokoju. Wasi ochroniarze niech sobie zjedzą coś razem z moją ukochaną...
To mówiąc pocałował on dłoń Harley Quinn.
- Nie potrwa to długo. Umowa nie jest wcale długa i bardzo szybko będziecie mogli ją przeczytać i podpisać.
- Uważnie ją przeczytamy, aby wiedzieć, czy nas nie oszukujesz - rzekł kolejny bandyta.
- Proszę bardzo... Nie mam nic przeciwko temu - uśmiechnął się do nich zadowolony Joker - Chodźcie, panowie... Pora na nas.
Gangsterzy popatrzyli na niego nieco podejrzliwie, ale w końcu poszli za nim do osobnego pokoju, zostawiając w głównej hali swych ochroniarzy.
- Panowie, siadajcie - rzekła Harley Quinn, uśmiechając się do owych ochroniarzy bardzo zadowolona - Jedzcie. Dla wszystkich starczy jedzenia.
Ledwie bandyci usiedli, a za chwilę rozległ się głośny huk wystrzałów dobiegający z sąsiedniego pokoju. Popatrzyli przerażeni na Harley, która dalej, zupełnie najspokojniej w świecie popijała sobie herbatę.
- Co tu się dzieje? - spytał jeden z nich.
- Pewnie ktoś ogląda „Ojca chrzestnego“ w telewizji - odparła kobieta, uśmiechając się przy tym ironicznie.
Chwilę później z pokoju wyszedł Joker w towarzystwie Jacoba i kilku swoich ludzi uzbrojonych w pistolety maszynowe. Z ich luf leciał jeszcze niewielki dym.
- Panowie... Nie musicie wstawać - rzucił szaleniec, uśmiechając się dalej - Chciałem wam tylko powiedzieć, że umowa nadal jest aktualna. Kto z nami, dobrze. Kto nie chce, droga wolna.
Bandyci wpatrywali się w niego uważnie nie wiedząc, co mają zrobić ani powiedzieć. Byli po prostu przerażeni. Zaś Joker mówił dalej:
- Nie chcę wyjść w waszych oczach na mordercę. Po prostu od samego początku świata każdym imperium, wojskowym czy finansowym, rządziła jednostka. Rozumiecie? Zawsze rządził jeden... Zawsze... I tak już zostanie.
Po tych słowach Joker usiadł u szczytu stołu, a następnie zaczął powoli jeść, uśmiechając się podle:
- Na co czekacie, kochani? Jedzcie! To wszystko jest dla was.
- Przynajmniej nie musimy się dzielić z tamtymi - zaśmiał się Harley, pokazując palcem na pokój, w którym właśnie zabito gangsterów - Tylko nie wiem, co my zrobimy z tymi tam?
- Kochanie, odrobina pomysłowości i na pewno razem coś wymyślimy - stwierdził spokojnym tonem Joker - A może tak sprzedamy ich na czarnym rynku jako szwajcarski ser?
- O! To jest dobre! - zaśmiała się jego dziewczyna - A może lepiej by tak ich sprzedać do portu jako kotwice? W końcu teraz tak są nafaszerowani ołowiem, że pójdą na dno bez trudu.
- O! To jest po prostu genialne! - zachichotał Joker z ustami pełnymi krewetek - Jesteś wprost niesamowicie genialna, moje kochanie! Gratuluję ci pomysłowości!
Następnie pocałował ją w usta i zaśmiał się radośnie, po czym bardzo zadowolony popatrzył na ochroniarzy gangsterów, którzy właśnie zostali zmuszeni do zostania jego ludźmi. Ci zaś ze strachem patrzyli na usługujące im Pokemony (w tym też wiernego portiera Mister Mime’a), jak podają im przekąski.
C.D.N.
Od ostatniego spotkania z Sereną, Ash stał się bardziej skryty i zamknięty w sobie, czemu trudno się dziwić, skoro nie miał komu się zwierzać. Poza tym zawsze chciał uchodzić za silnego, dlatego trudno się dziwić, że tak tłumił w sobie emocje, ale czasem brały one nad nim górę, skoro płakał nieraz przy Serenie, która mówiła mu, że płacz nie jest żadnym powodem do wstydu. Do tego on obwiniał się o to, że nie zrobił nic, aby powstrzymać Kevina przed zabiciem jego rodziców. A Alexa ma słabą głowę do alkoholu, skoro wypiła tylko trochę i ma kaca, ale widać naprawdę polubiła Serenę, skoro już ją uważa za swoją przyjaciółkę, choć ledwo się znają. I ciekaw jestem, dlaczego Ash zostawił róże na skrzyżowaniu dwóch ulic. Czyżby to rzeczywiście było miejsce śmierci jego rodziców?
OdpowiedzUsuńPowiem tyle, że Domino, podobnie jak Ty, nienawidzi fałszu i pragnie sprawiedliwości, ale to, że zabiła człowieka z zimną krwią, świadczy o tym, że jest bezwzględna i niebezpieczna. Ten ordynator to był podły drań, skoro znęcał się nad swoimi pacjentami, a ona pokochała Jokera i nie mogła znieść tego widoku, więc nie wytrzymała i go zabiła, choć wcale tego nie pożałowała. A przez Jokera pewnie stanie się taką samą psychopatką, jak on. Szkoda mi jej, bo to mogła być naprawdę dobra dziewczyna, ale pozwoliła się tak zmanipulować temu szaleńcowi, który pewnie ją podle wykorzysta. Chyba, że naprawdę się w niej zakocha. W końcu wszystko jest możliwe.
OdpowiedzUsuńJoker szybko się rozprawił z Giovannim. A szkoda, bo liczyłem tu na jakieś tortury ze strony tego szaleńca, a on tymczasem po prostu go zastrzelił i po sprawie. Ale widać, że doskonale dogaduje się ze swoją ukochaną, która stała się tak samo szalona jak on. Aż tak ją zmanipulował i przekabacił na swoją stronę, wmawiając jej swoje chore poglądy, że zaczęła się identycznie zachowywać, tak bardzo się do niego upodabniając. A wszystko przez to, że był on pierwszym człowiekiem, który okazał jej zainteresowanie i zrozumienie, których zawsze jej brakowało.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że naprawdę zadziwiasz mnie tym, że tak potrafiłeś opisać podłości dokonywane przez Jokera i Harley z tego względu, iż dobrze wiem, jak bardzo gardzisz takimi postaciami. A mimo to potrafisz o nich pisać, choć wiem, że oni na pewno za to wszystko zostaną ukarani śmiercią. Ale to są naprawdę straszni i bezduszni zbrodniarze, którzy zasługują tylko na śmierć, bo stanowią zbyt wielkie zagrożenie dla społeczeństwa. Są tak bezwzględni i niebezpieczni, że to jest naprawdę przerażające. Joker jest psycholem, ale ma w sobie coś z geniusza. Domino też jest inteligentna i właśnie przez to są jeszcze bardziej nieobliczalni. Pozbyli się wspólników Giovanniego, bo Joker doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że oni mogą stanowić dla niego zagrożenie, dlatego uznał, że najlepiej będzie ich pozabijać i wziąć sprawy w swoje ręce.
OdpowiedzUsuń