Przygoda LXXXVIII
Zaginiona księżniczka cz. IV
- Wielka Księżna prosi państwa - powiedział lokaj w liberii, wchodząc do pokoju, w którym siedzieliśmy.
Ash popatrzył przyjaźnie na Alexandra, uśmiechając się przyjaźnie do niego.
- Jesteście gotowi? - spytał.
- Pika-pika-chu? - zapiszczał pytająco Pikachu.
- Ja to i owszem, ale nie wiem, jak Lucy - odpowiedział mężczyzna i spojrzał na żonę, która trzymała na kolanach swojego synka, do którego jej Pansage robił zabawne miny.
- Lucy... Jesteś gotowa?
- Gotowa? - nieco zdziwiła się tym pytaniem Lucy - A czy można być gotowym na spotkanie z osobą, którą zna się jedynie z opowieści i którą powinno się pamiętać, ale się nie pamięta? No i co ja jej niby powiem? Co ja jej powiem? „Cześć, babciu! To ja, twoja wnuczka, która w ogóle cię nie pamięta“? To mam jej powiedzieć?
- Kochanie... Proszę cię... - Alexander położył jej dłoń na dłoni - Nie ważne, co jej powiesz. To jest twoja babcia i ona cię kocha. Jeśli nawet jej nie pamiętasz i nic do niej nie czujesz, to możesz ją poznać i pokochać. Przecież jedno nie przeszkadza drugiemu.
- Wiem, kochanie, ale mimo wszystko... Naprawdę się boję.
- Nie masz się czego bać! Przecież to twoja babcia, a nie jakiś potwór! - zawołała wesoło Bonnie, a jej Dedenne zapiszczał radośnie na znak, że całkowicie się z tym zdaniem zgadza.
- No właśnie! Nie zapominaj o tym, że jesteśmy z tobą i nie zostawimy cię samej w potrzebie! - dodał przyjaznym tonem Max - A więc głowa do góry! My cię wesprzemy!
- Tak, oni mają rację - powiedziałam delikatnym głosem - Możesz być spokojna. Twoja babcia z pewnością cię kocha, Lucy, a miłość przecież jest niezwykle zaraźliwa. Zobaczysz, że szybko odwzajemnisz jej uczucie, a kto wie? Może miłość cię uleczy i odzyskasz pamięć?
- Takie coś zdarza się tylko w filmach - odparła Lucy, a ton jej głosu wyraźnie poddawał pod wątpliwość moje słowa.
- Ale przecież filmy dość często są oparte na prawdziwych historiach - zauważyła Dawn - A więc kto wie? Może opowieść o Wielkiej Księżniczce Lucy zakończy się jednak happy endem?
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał radośnie Piplup, radośnie machając przy tym skrzydełkami.
- Dawn ma rację - zgodził się ze swoją dziewczyną Clemont - Choć wiele razy życie pisze okrutne scenariusze, to jednak jest zawsze nadzieja na lepsze. Trzeba tylko działać... Zwłaszcza, kiedy ma się wsparcie wiernych przyjaciół.
- Właśnie, a my przecież jesteśmy twoimi przyjaciółmi, pamiętaj o tym - wtrącił się Ash - Więc śmiało... Wstawaj i idziemy...
- Może wy idźcie pierwsi - zaproponował Alexander, obejmując czule do siebie żonę - My dotrzemy za chwilę.
- W sumie chyba tak będzie lepiej - uśmiechnął się mój chłopak - Więc idziemy i zaanonsujemy waszą trójkę. Tylko proszę was, uśmiechnijcie się wszyscy.
Mały Andrew zachichotał delikatnie, klaszcząc w dłonie i wołając:
- Pójdziemy do babci! Pójdziemy do babci! Pójdziemy do babci!
Lucy pod wpływem jego przypływu radości uśmiechnęła się delikatnie i pocałowała swoje dziecko w czoło.
- Jestem bardzo szczęśliwa, że mam taką rodzinę i takich przyjaciół - powiedziała - Dobrze, idźcie już.
Zadowoleni poszliśmy razem do salonu. Tam zaś ujrzeliśmy siedzącą na kanapie kobietę w wieku około siedemdziesięciu lat, o siwych włosach, dużej ilości zmarszczek na twarzy, niebieskimi oczami, ubraną w niezwykle kosztowną suknię, diadem i naszyjnik z diamentami. Obok niej na poduszce siedział jakiś Pokemon. Był to Axew, który najwyraźniej wyglądał już na znudzonego tym wszystkim, co się wokół niego działo. Przy kanapie stał zaś wysoki mężczyzna w średnim wieku ubrany znacznie skromniej. Miał on na sobie czarne spodnie, bury sweter oraz długi, brązowy płaszcz sięgający do ziemi. Miał też czerwone oczy, czarne włosy oraz długą brodę takiej samej barwy, która sięgała mu do pasa. Przyznam się, że nieco zdziwiła mnie jego obecność, bo zdecydowanie tutaj on nie pasował. Wyglądało to tak, jakby do pokoju pełnego antyków wsadzono nowoczesny sprzęt muzyczny.
- Witam, Waszą Wysokość - rzekł Ash, kłaniając się uniżenie naszej klientce - Jestem Ash Ketchum, a to są moja dziewczyna, moja siostra oraz przyjaciele.
- Wiem, kim wy jesteście... - odparła ponurym głosem Wielka Księżna Anne Rosenbaum - Ash Ketchum, Serena Evans, Clemont Meyer, Dawn Seroni, Max Hameron i Bonnie Meyer. Drużyna detektywistyczna, która to umie sobie poradzić z każdym powierzonym jej zadaniem. Pan Cook bardzo dokładnie was zbadał, zanim zgodziłam się was wynająć.
- Rozumiem, Wasza Wysokość - powiedział mój luby, zachowując swój pełen szacunku ton - Bardzo się cieszymy, że nie zawiedliśmy oczekiwań Waszej Wysokości, gdyż odnaleźliśmy wnuczkę Waszej Cesarskiej Mości, a raczej potwierdziliśmy bez najmniejszych wątpliwości jej tożsamość.
- Tym lepiej - pokiwała głową Wielka Księżna - Wasze zadanie, wbrew pozorom, nie było wcale łatwe, dlatego też właśnie powierzyłam je wam, detektywom o naprawdę wielkiej renomie, a nie adwokatowi. Rzecz jasna doskonale wiem, jaki on jest i że można mu powierzyć wiele spraw, lecz w takim wypadku lepiej było zlecić to zadanie zawodowcom.
- Dziękuję w imieniu swoim i moich przyjaciół - odpowiedział na to Ash, ponownie kłaniając się staruszce - Mogę więc z dumą donieść Waszej Wysokości, że wszystkie jej przypuszczenia w tej sprawie okazały się być słuszne i mamy tu do czynienia z Wielką Księżniczką Lucy Rosenbaum.
- Mówiłem Waszej Wysokości, że oni ją znajdą - odrzekł mężczyzna, który stał przy naszej klientce.
- Wiem i jak zwykle miałeś rację - odparła starsza pani, lekko się przy tym uśmiechając.
Następnie spojrzała na niego, pokiwała lekko głową, a potem zwróciła swój wzrok w naszą stronę, mówiąc:
- Pozwólcie, że przedstawię. To jest pan Gregory Razustin, doktor nauk paranormalnych oraz jasnowidz, a także wierny przyjaciel naszej rodziny. Niegdyś działał na dworze mojej synowej, ale wyjechał na niedługo przed wybuchem rewolucji.
- My się już znamy - rzuciła zadziornym tonem Dawn.
- Pip-lu-lu! - zaćwierkał Piplup, siedzący właśnie na głowie swojej trenerki.
- Jasnowidz, tak? To dziwne, że jakoś nie wyczuł rewolucji, skoro jest takim jasnowidzem - mruknęła złośliwie Bonnie.
Razustin parsknął śmiechem, słysząc te oskarżenia pod swoim adresem i odparł:
- Panienka Meyer ma, jak widzę spore poczucie humoru. Ale niestety, nie mogę potwierdzić jej słów. Przewidziałem wybuch rewolucji i naprawdę wiele razy ostrzegałem przed nią Jego Cesarską Mość, jednak Jego Cesarska Mość nie chciał mnie słuchać.
- To prawda - potwierdziła nasza klientka - Byłam osobiście świadkiem kilku takich ostrzeżeń, ale niestety... Mój syn zupełnie lekceważył wszelkie zjawiska paranormalne, czego nie da się powiedzieć o mojej synowej.
- Zakładam, że ona wierzyła w nie nagminnie - bardziej stwierdziła niż zapytała Dawn.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał Piplup.
- Dokładnie tak - pokiwała głową starsza pani - W każdym bądź razie Razustin ocalił swe życie przed ogniem rewolucji dzięki temu, iż zdołał w porę opuścić ten przerażający kraj. Dopiero niedawno przybył tutaj, na mój dwór i powiedział mi, że wie, iż moja wnuczka żyje. Pan Cook miał się tego dowiedzieć, ale niestety dał plamę, dlatego też nie pozwoliłam mu na dalsze śledztwo prowadzone na własną rękę i wynajęłam was. Jak widzę dobrze zrobiłam, skoro przywieźliście tu moją wnuczkę i dowody na to, że jest ona tym, kim naprawdę jest. A właśnie... Gdzie jest Lucy?
- Została w pokoju obok - odpowiedział Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Bała się nieco spotkania z Waszą Wysokością, więc postanowiła ona zaczekać nim tutaj przyjdzie - dodałam.
- Rozumiem... - pokiwała delikatnie głową Wielka Księżna - Jestem w stanie pojąć, dlaczego ona tak się zachowuje. W końcu przez dziesięć lat się nie widzieliśmy, a prócz tego również straciła pamięć, nieprawdaż? Chyba tak napisaliście w raporcie do pana Cooka.
- Tak, nie zaprzeczam - powiedział Ash - Tak napisaliśmy, bo taka jest prawda. Wnuczka Waszej Wysokości niestety straciła pamięć wskutek próby jej zabicia przez rewolucjonistów.
- I naprawdę niczego nie pamięta?
- Nie pamięta, a przynajmniej nic na to nie wskazuje, jednakże pragnę powiedzieć, że być może jeszcze odzyska ją, jeżeli tylko otrzyma pomoc bliskich. Nie jestem co prawda lekarzem, ale jako człowiek mający swój własny rozum tak właśnie uważam.
- Mówisz to jako detektyw czy jako przyjaciel mojej wnuczki?
- Jako detektyw i jako przyjaciel wnuczki Waszej Wysokości.
- Rozumiem. Dla pewności każę zbadać ją najlepszym lekarzom w całym Johto. Jeśli będzie trzeba, to sprowadzę go z innego regionu, byleby tylko pomógł jej odzyskać pamięć. Ale dość gadania! Pora na działanie!
Spojrzała na lokaja i zawołała:
- Przyprowadźcie moją wnuczkę i jej rodzinę.
Lokaj ukłonił się i wykonał polecenie, po czym wrócił razem z Lucy, która trzymała na rękach Andrew. Obok niej szedł Alexander, na którego ramieniu siedział Pansage. Pokemon, ledwie tylko zobaczył Wielką Księżnę, zaraz skoczył radośnie w jej stronę i mocno się do niej przytulił.
- Pansage! Kochany mój! - zawołała radośnie kobieta, gładząc go czule po główce - To ty żyjesz? Pamiętasz mnie jeszcze? Och, mój ty słodziaku! Tak się cieszę, że cię widzę.
Następnie Pansage doskoczył wesoło do Axew, który nagle się ożywił i również radośnie przywitał Pokemona. Potem zaś Axew zobaczył Lucy. Jej widok wywołał w nim wielką radość, więc doskoczył do niej i przytulił się bardzo mocno.
- Witaj, mój maleńki - powiedziała dziewczyna delikatnym głosem - Odnoszę wrażenie, że mnie znasz.
Stworek zapiszczał wesoło, po czym popatrzył on na Andrew, który radośnie wyciągnął rączki w jego stronę. Axew skoczył więc w nie wesoło i pozwolił się uściskać chłopczykowi.
- Widzę, że już się lubicie - rzekł wesoło Alexander.
- Lucy...
Dziewczyna spojrzała w kierunku Wielkiej Księżnej, gdy ta zawołała ją po imieniu. Patrzyły na siebie obie przez chwilę, po czym starsza pani czule powiedziała:
- Lucy... Moja maleńka Lucy... Aleś ty wyrosła.
Następnie zerwała się z kanapy i mocno przytuliła do siebie wnuczkę, całując ją w oba policzki, wywołując w ten sposób na twarzy dziewczyny lekkie zmieszanie.
- Miło mi panią poznać... Pani jest moją babcią, prawda?
- Lucy! Kochana Lucy... Ty naprawdę mnie nie poznajesz, skarbie? - zapytała zasmuconym głosem starsza pani, a w jej oczach zaszkliły się łzy - Proszę... Naprawdę mnie nie pamiętasz? Nawet twój Pansage mnie pamięta, a ty nie?
- Bardzo mi przykro, że sprawiam pani ten ból, ale ja naprawdę pani nigdy nie widziałam - odpowiedziała na to Lucy.
Po tonie jej głosu łatwo było zgadnąć, że ją również bardzo to boli, ale co mogła poradzić na fakt, iż nic nie pamięta ze swojej przeszłości?
Wielka Księżna chyba to rozumiała, ale też nie zmniejszało to jej bólu wywołanego faktem, iż jej ukochana niegdyś wnuczka zwracała się do niej per „pani“. Dopiero po chwili zdołała ona powstrzymać łzy cieknące jej strumieniami z oczu i powiedzieć:
- Spokojnie, kochanie. Wszystko w swoim czasie. Na pewno wszystko sobie przypomnisz.
- Właśnie, Wasza Wysokość - dodał Razustin, podchodząc bliżej swojej protektorki - Trzeba tylko dać Wielkiej Księżniczce czas.
- Tak, masz rację - pokiwała głową kobieta i spojrzała na syna Lucy - Ty jesteś zapewne Andrew.
- A ty jesteś moją prababcią? - spytał wesoło chłopiec.
- Tak, jestem nią.
- To pocałuj mnie.
Kobieta zaśmiała się lekko i pocałowała go delikatnie w czoło.
- Jesteś taki uroczy. Na pewno szybko się polubimy.
- Ja już cię lubię - pisnął mały chłopiec.
- To bardzo dobrze - uśmiechnęła się starsza pani, po czym spojrzała na Alexandra - A ty jesteś mężem mojej wnuczki.
- Tak jest... Alexander Tchaikowsky, do usług.
To mówiąc mężczyzna delikatnie ucałował dłoń kobiety z największym szacunkiem. Ta zaś spojrzała na niego uważnie, mówiąc:
- Winnam ci wielką wdzięczność za to, że ocaliłeś moją wnuczkę. Nic nie zdoła wyrazić w pełni tego, co czuję na jej widok pomimo tego, iż ona mnie nie pamięta. Wierzę jednak, że miłość zrobi swoje i z czasem Lucy odzyska pamięć, a jeśli nie, to że chociaż zdoła mnie na nowo pokochać.
- Na pewno tak będzie, Wasza Wysokość. Na pewno - powiedziałam głosem pełnym nadziei.
Wielka Księżna poprosiła nas, żebyśmy zajęli pokoje gościnne w jej pałacu, co oczywiście natychmiast zrobiliśmy, a następnie przebraliśmy się wszyscy w wykwintne stroje i udaliśmy się na kolację do naszej gospodyni. Posiłek jedliśmy nie tylko z Wielką Księżną, ale również z Lucy, jej rodziną, panem Cookiem oraz Razustinem. Prócz tego na posiłek przybyła pewna młoda i pulchna blondynka o zielonych oczach oraz nosie jak kartofel. Jej wygląd zdecydowanie nie budził sympatii, a jeszcze mniej budził go wyraz jej twarzy, który wyrażał wyraźną niechęć do Lucy i jej rodziny.
- Czy wolno wiedzieć, kim jest owa niezadowolona dama? - po cichu zapytałam pana Cooka.
Adwokat uśmiechnął się delikatnie, słysząc moje pytanie.
- Niezadowolona dama... Tak, to określenie doskonale oddaje charakter owej panny. Ma ona zresztą ku temu powody. Widzi pani, panno Evans... To jest panna Cecile, wnuczka zmarłej siostry Wielkiej Księżnej. Jak dotąd była ona jedyną spadkobierczynią swojej ciotecznej babci. Teraz jednak sprawy się zmieniły na gorsze... Na gorsze dla niej oczywiście.
- Rozumiem - odpowiedziałam - To wyjaśnia, dlaczego patrzy na nią tak nieprzyjemnym wzrokiem.
- Właśnie tak - pokiwał głową mecenas - Można więc śmiało chyba przypuszczać, że żywi ona do Wielkiej Księżniczki niechęć, jeśli tylko. Ale nie chcę wyciągać zbyt pochopnych wniosków.
- Interesujące - odezwał się nagle Ash - Prawdę mówiąc trudno mi się nie zgodzić z panem, panie mecenasie. Gdyby wzrok mógł zabijać...
- Zapewniam pana, panie Ketchum, że księżniczka Cecile być może nie jest zbyt przyjaźnie nastawioną do innych osobą, ale nie ma w sobie żądzy mordu.
- Być może - pokiwał lekko głową Ash - A ten cały Razustin... Co to za człowiek?
- Dość niezwykły - odparł na to pytanie mecenas - Jest jasnowidzem i doktorem nauk paranormalnych. Prócz tego zajmuje się on również nauką okultystyczną i zna się na wielu zjawiskach wykraczających poza to, w co jest łatwo uwierzyć laikowi.
- Czy widział pan na własne oczy jego umiejętności?
- Widziałem, jak przepowiadał przyszłość Wielkiej Księżnej - odrzekł pan Cook - Powiedział, że Wielka Księżniczka Lucy żyje i oczywiście miał rację. Poza tym sprawdzili go biegli psycholodzy. Jest on normalny, a prócz tego całkiem bystry. Myślę zatem, iż jego reputacja człowieka o wielkiej wiedzy jest zasłużona.
- Możliwe, ale maniery jego pozostawiają bardzo wiele do życzenia - stwierdziłam ironicznie, widząc, w jaki sposób Razustin je zupę, niemalże maczając w niej swoją brodę.
Prócz tego człowiek ten strasznie siorbał, nie mówiąc już o tym, że co chwila karmił kawałkami zupy (wyjętymi palcami wprost z talerza) swojego Zubata albinosa, który siedział mu na ramieniu.
Inne osoby przy stole również były wyraźnie zniesmaczone tym jego prostackim zachowaniem, ale jakoś nie umiały tego powiedzieć na głos, zwłaszcza, że sama Wielka Księżna nie uważała tego w ogóle za coś złego. Postanowiliśmy więc ignorować jego zachowanie, chociaż to wcale nie było łatwe. Mężczyzna ten zachowywał się żałośnie przy stole, ale co ciekawe, w żadnym razie nie obrzydzał posiłku swojej pracodawczyni, co wyraźnie nas dziwiło, gdyż w Bonnie zdecydowanie jego zachowanie budziło co najmniej odruch wymiotny, a reszta naszej kompanii próbowała na wszelkie możliwe sposoby nie zwracać na niego uwagi, co było dość trudne.
Sama Lucy z kolei zachowywała się przy stole niezwykle wzorowo. Okazało się, że brak pamięci o ludziach i wydarzeniach zdecydowanie nie oznacza braku pamięci o tym, czego już raz się nauczyło, w tym chociażby zasad dobrego zachowania przy stole, co wywołało naprawdę wielką radość w jej babci, która uznała to za dobrą wróżbę.
Kolacja minęła nam niemalże w milczeniu i jedynie na pojedynczych rozmowach prowadzonych po cichu, które wypowiadaliśmy w taki sposób, aby pozostałe osoby tego nie usłyszały. Potem zaś wszyscy udaliśmy się do swoich pokoi, które dzieliliśmy parami, tam natomiast zasnęliśmy w bardzo wielkich, wygodnych łóżkach. To było naprawdę niesamowicie przyjemne i zarazem nowe doświadczenie dla nas. Choć w sumie może nie takie znowu nowe, bo przecież już kiedyś mieliśmy podobnie wygodne posłania - to było wtedy, gdy mój drogi Ash zastępował władcę królestwa Queentanii na jego stanowisku. To był (jak dotąd) jedyny taki przypadek, gdy przebywaliśmy w takich luksusach. Muszę przyznać, że takie wygody były dla nas niezwykle przyjemne, chociaż jeśli chodzi o mnie, to z pewnością po dłuższym czasie miałabym ich serdecznie dość, gdyż za bardzo przywykłam do normalnego i w miarę skromnego trybu życia, aby go teraz zamienić na wieczne luksusy połączone ze sztywną etykietą, której zdecydowanie nie chciałabym znosić do końca swoich dni.
Tak czy inaczej wszyscy miło spędziliśmy tę noc, po czym na rano zaczęliśmy się pakować do drogi. Gdy jednak ja i Ash to robiliśmy, to nagle przyszedł pan Cook, a widząc, co robimy, zapytał:
- Państwo się pakują?
- Tak, proszę pana - odpowiedział mu Ash - W końcu Wielka Księżna zapłaciła nam obiecaną nagrodę miliona dolarów, a prócz tego wykonaliśmy swoją pracę. Chyba nic więcej zrobić nie możemy.
- Owszem, możecie państwo.
- Naprawdę? - spytałam zdumiona - A niby co takiego?
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
- Chodzi o Wielką Księżniczkę Lucy - wyjaśnił nam mecenas - Moja klientka prosi was bardzo, abyście pomogli jej w odzyskaniu pamięci.
- Ale dlaczego my mamy się tym zajmować? - zapytałam - Przecież nie jesteśmy lekarzami.
- Nie, ale jesteście państwo przyjaciółmi Wielkiej Księżniczki Lucy - rzekł nasz rozmówca - Więc możecie pomóc Wielkiej Księżniczce odzyskać pamięć.
- Z wielką chęcią byśmy to zrobili, gdybyśmy tylko wiedzieli, jak my niby mamy to zrobić - dodał Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał nagle Pikachu.
- To proste... Bądźcie państwo przyjaciółmi Wielkiej Księżniczki. To przecież każdy człowiek, który wie, co to przyjaźń, potrafi zrobić. Poza tym sama Wielka Księżniczka prosi, abyście zostali.
Spojrzeliśmy na siebie z Ashem wyraźnie zdumieni. Również Pikachu nie ukrywał, że jest wyraźnie zaskoczony tymi słowami.
- Poważnie? Sama Lucy nas o to prosiła? - spytał Ash.
- Nie inaczej - pokiwał głową mecenas - Sama Wielka Księżniczka o to prosi szanownych państwa.
- Skoro tak, to w takim razie na pewno zostaniemy - uśmiechnął się do mnie Ash.
- Pika-pika-chu! - pisnął wesoło Pikachu.
- Zgadza się... Zostajemy - potwierdziłam decyzję mojego chłopaka.
***
Ponieważ obiecaliśmy Wielkiej Księżnej, że zostaniemy w jej pałacu i pomożemy Lucy odzyskać pamięć, to właśnie zrobiliśmy. Poza tym nawet, gdybyśmy tego nie obiecali, to z pewnością byśmy zostali ze względu na Lucy, którą to serdecznie polubiliśmy. Prócz tego również bardzo mocno polubiliśmy jej męża i synka, a tego ostatniego to już szczególnie, ponieważ podbił on bez trudu nasze serca. I chyba nic w tym dziwnego, w końcu jak można nie lubić takiego uroczego szkraba?
Tak czy inaczej przez kilka pierwszych dni naszego pobytu w pałacu Wielkiej Księżnej nasza gospodyni zdążyła sprowadzić kilku znakomitych lekarzy, którzy zbadali jej wnuczkę i wszyscy jak jeden mąż orzekli, że z medycznego punktu widzenia młodej kobiecie nic nie dolega.
- Sprawa jest prosta - powiedział jeden z nich - Wasza Wysokość musi dać swojej wnuczce bardzo wiele czasu i bardzo wiele miłości, a na pewno w końcu dostrzeże pani pozytywne zmiany w jej zachowaniu.
- To dobrze, chociaż takie czekanie jest chwilami naprawdę okropne - rzekła smutnym głosem starsza pani - Strasznie mnie to boli, kiedy widzę ją bez pamięci i kiedy ona mówi do mnie „proszę pani“ zamiast „babciu“. Chciałabym, aby mnie znowu uściskała, pocałowała i powiedziała, że mnie kocha... Ale to przecież niemożliwe... W każdym razie nie w tak krótkim czasie.
To była prawda, więc Wielka Księżna musiała na spokojnie podejść do swojej wnuczki. Codziennie chodziła z nią na spacery, rozmawiała z nią i próbowała jakoś przypomnieć jej szczegóły z dawnego życia. Miała ona nadzieję, że to pomoże Lucy, jednak nie osiągnęła tym swojego celu, choć częściowo nasza przyjaciółka zaczęła coś sobie przypominać, kiedy tylko zobaczyła kilka sobie znanych miejsc, a zwłaszcza salę balową.
- To miejsce... Coś mi przypomina - powiedziała do swojej babci, kiedy wraz z nią, ze mną i Ashem znalazła się tam.
Zaczęła chodzić po tym miejscu i oglądać uważnie portrety swoich przodków tam zawieszone. Prócz tego znalazła tam też portret całej swojej rodziny. Przy nim zatrzymała się na dłużej i zaczęła bardzo uważnie się w niego wpatrywać.
- To moi rodzice i rodzeństwo, prawda? - spytała.
- Tak, kochanie. Właśnie tak - odpowiedziała jej babcia, podchodząc do niej czule - Twój ojciec, twoja matka, twój starszy brat oraz twoja starsza siostra.
- Jaka to szkoda, że już ich nie pamiętam - powiedziała smutno Lucy, wyciągając dłoń w kierunku portretu - Chociaż może... Wiecie, kiedy tak o tym myślę, to te twarze... One mi się wydają dziwnie znajome... Podobnie jak i twoja... Wiem, że ją skądś znam, ale nie wiem, co czuję do osoby, która ją posiada.
Spojrzała smutno na babcię i widząc wyraźny zawód malujący się w jej fizjonomii dodała:
- Przykro mi, ale ja naprawdę nie pamiętam nic ponad to, co mówię.
- Ależ nic nie szkodzi, kochanie - odpowiedziała jej załamanym głosem Wielka Księżna - Przecież doskonale wiem, że to nie twoja wina. Wszystko wróci z czasem, jestem tego pewna.
Nagle do sali balowej weszła księżniczka Cecile. Wyraźnie miała ona gniew wymalowany na twarzy. Obecność Lucy w pałacu ich wspólnej babci zdecydowanie działała jej na nerwy, co okazywała przy każdej, nadarzającej się ku temu okazji.
- Babciu, miałaś mi pomóc wyhaftować tę chusteczkę - powiedziała nieco z gniewem i zazdrością w głosie.
- Przepraszam cię, kochanie... Byłam nieco zbyt zajęta i zupełnie o tym zapomniałam - rzekła przepraszającym tonem Wielka Księżna.
- Właśnie widzę - mruknęła złośliwie Cecile - Pomożesz mi? To jest dla mnie bardzo ważne.
- Oczywiście. Bardzo was przepraszam - starsza pani dygnęła przed nami, po czym udała się za Cecile, która wyszła razem z nią z sali.
- Co za wredna małpa! - zawołałam wściekle - Strasznie mnie wkurza!
- Nie tylko ciebie - uśmiechnął się do mnie Ash - Jak dla mnie, to ta pannica jest po prostu żałosna. Nędzna zazdrośnica, która teraz musi dzielić się uczuciami babci, że o jej majątku to nawet nie wspomnę.
- Pika! Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał gniewnie Pikachu, również wyraźnie tym wszystkim oburzony.
- Na swój sposób ją rozumiem - rzekła na to smutnym głosem Lucy - Przecież ukradłam jej babcię i jej miłość.
- Wcale niczego jej nie ukradłaś - odpowiedziałam na to żywo - Twoja babcia zawsze cię kochała i nie wiem, czemu właśnie tak myślisz.
- Bo jestem załamana... Sereno, Ashu... Jestem kompletnie załamana tym, co się ze mną dzieje.
To mówiąc podeszła powoli do okna i zaczęła obserwować przez nie ogród, w którym bawili się radośnie Andrew z ojcem oraz Maxem i Bonnie. Za nimi biegali wesoło Pansage z Axew, a także Dedenne, Mudkip oraz Treecko. Widok ten był po prostu prześliczny, jednak w Lucy wywołał on jedynie wielki smutek i łzy w oczach. Chwilę później zaczęła ona płakać.
- Co się stało, Lucy? - spytałam, podchodząc do niej i dotykając czule jej ramion.
- Czasami żałuję, że mnie znaleziono - odpowiedziała mi załamanym głosem Wielka Księżniczka - Zawsze, odkąd tylko pamiętam, byłam bardzo przygnębiona faktem, że nie pamiętam nic ze swojej przeszłości, jednak kiedyś mało mi to przeszkadzało. Liczyło się dla mnie szczęście u boku mojego ukochanego męża i synka. A teraz co? Nie wiem już, kim jestem ani czym jestem. Czy jestem księżniczką, czy też może żoną i matką? A może jednym i drugim? Wiem, że znam ten pałac, ale jednocześnie jest mi on obcy. To chore jednocześnie znać coś i nie znać. Przez to wszystko czuję się niepewnie i nie wiem już, co mam myśleć ani też co odczuwać. Naprawdę jestem załamana.
Po tych słowach Lucy spojrzała na mnie i powiedziała:
- Co mam zrobić, Sereno?
- Spróbuj sobie to wszystko na spokojnie przypominać. Tylko w ten sposób możesz coś zyskać - odparłam przyjaźnie.
- Nie inaczej - pokiwał głową Ash - Trzeba mieć cierpliwość do innych i siebie samych.
- Jak można mieć cierpliwość w takiej sytuacji? - zapytała załamana Lucy, po czym rozpłakała się na całego.
- Też kiedyś straciłem pamięć - powiedział nagle mój luby.
Wielka Księżniczka spojrzała na niego zdumiona i wyraźnie bardzo zaintrygowana jego słowami.
- Naprawdę? - spytała.
- Tak. Serena może to potwierdzić. Straciłem pamięć na kilka dni, po czym odzyskałem ją dzięki wsparciu mojej dziewczyny.
- Nie było to dla nas obojga ani łatwe, ani też przyjemne - dodałam na potwierdzenie jego słów - Mój chłopak nawet mnie nie pamiętał, więc nie miał jak coś do mnie czuć. A przynajmniej tak sądziłam, ponieważ dość szybko okazało się, że on nadal mnie kocha.
- No, jak to? Nie pamiętał cię, a jednak cię kochał? - spytała zdziwiona Lucy.
- Tak... Bo widzisz, Lucy, miał on głęboko w pamięci i w swoim sercu zakorzenione uczucie dla mnie, a prócz tego pamiętał moje oczy i usta, a szczególnie malujący się na nich uśmiech.
- To prawda... Wiedziałem więc, że ona mnie nie skrzywdzi i mogę jej zaufać - dodał Ash, uśmiechając się czule - Zacząłem więc jej ufać, razem spędzaliśmy wiele czasu, a potem odzyskałem pamięć... I własne życie.
Ash celowo pominął w tej opowieści fakt, że odzyskał ją po mocnym uderzeniu w głowę, bo w końcu nic to nie wnosiło do historii, a przy okazji chcieliśmy podnieść naszą przyjaciółkę na duchu, co chyba nam się udało, gdyż ta uśmiechnęła się delikatnie i powiedziała:
- Jesteście wszyscy bardzo kochani... Ale czy mnie też można pomóc? Może jestem beznadziejnym przypadkiem?
- Nic z tych rzeczy - odpowiedziałam jej wesoło - Moim zdaniem masz wciąż nadzieję na szczęśliwe życie z pamięcią, skoro już kojarzysz pewne fakty.
Następnie uśmiechnęłam się do niej i podeszłam blisko Asha, mówiąc przy tym:
- To miejsce jest naprawdę bardzo piękne. Przypomina mi twój pałac w Unovie. Ale nie wiem, który z nich jest piękniejszy.
- W takiej sali aż chce się tańczyć - powiedział Ash.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
- To prawda - przyznałam rację memu chłopakowi.
Następnie powoli zaczęłam kręcić się dookoła własnej osi i śpiewać:
Lecę w dal, w dawne dni,
Co minęły daremnie.
Nie wiem skąd znana mi
Ta melodia gra we mnie.
Dawnych wspomnień rzewny ton.
Stukot kopyt w grudniowy szron.
W rytmie walca raz-dwa-trzy.
To się na pewno śni!
Ostatnie słowa zaśpiewałam razem z Lucy. Spojrzałam na nią wesoło, a ta dołączyła do mnie, po czym złapałam ją za ręce i zaczęłyśmy obie tańczyć dookoła własnej osi, a następnie razem zaśpiewałyśmy:
Dawnych wspomnień rzewny ton.
Stukot kopyt w grudniowy szron.
W rytmie walca raz-dwa-trzy.
To się na pewno śni!
Płynie czas, liczę dni,
Co minęły daremnie.
Nie wiem skąd znana mi
Ta melodia gra we mnie.
Po zaśpiewaniu tej piosenki obie zatrzymałyśmy się, a ja popatrzyłam bardzo wesoło na moją przyjaciółkę i zapytałam:
- Znasz tę piosenkę?
- Tak, ale w sumie nie wiem, skąd. Nigdy się jej nie uczyłam - rzekła Lucy nieco zakłopotanym tonem.
- A jednak ją znasz - zauważył Ash.
- Pika-pika! - dodał Pikachu.
- To jest naprawdę interesujące - uśmiechnęłam się do niej - Więc nie przypominasz sobie, gdzie mogłaś znać tę piosenkę?
- Nie... Chociaż... Kojarzy mi się to z jakąś bajką, ale nie mam pojęcia, z jaką.
Ash uśmiechnął się do mnie wesoło, bo oboje doskonale wiedzieliśmy, z jakiego to filmu animowanego.
- Chyba mam pewien pomysł - powiedział.
Chwilę później oboje siedzieliśmy z Lucy przed komputerem, zaś Max pokazywał nam kilkanaście różnych zdjęć z filmu animowanego, z którego pochodziła owa piosenka.
- Hmm... To ciekawe - powiedziała Lucy nieco zmieszana - Postacie jakby mi znane, ale nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek to oglądała.
- To wobec tego koniecznie musisz sobie przypomnieć - odrzekł Max pewnym tonem - Być może takie drobiazgi pomogą ci się na powrót stać tym, kim jesteś.
- Ale kim ja jestem, Max? - spytała zasmucona Wielka Księżniczka - Kim ja jestem? Czy Lucy Rosenbaum? Czy też może Evą Tchaikowsky?
- Jednym i drugim - rzucił szybko Ash - Musisz jednak stopniowo zacząć odzyskiwać dawne wspomnienia. Pomożemy ci znaleźć to, co kiedyś lubiłaś i dzięki temu być może chociaż część wspomnień odzyskasz. Bo w końcu, jeśli mnie się udała podobna sztuka, to czemu nie tobie?
Jego słowa pobudziły nadzieję w sercu Lucy, ponieważ uśmiechnęła się ona do Asha i powiedziała:
- A więc, mój przyjacielu... Czas na lekcje...
Ash popatrzył na Maxa i powiedział, aby włączył on pewną piosenkę, którą znaleźliśmy. Pochodziła ona z tej samej bajki, co ten poprzedni uroczy utwór zaśpiewany przeze mnie i Lucy. Gdy takty tej piosenki zaczęły lecieć, to Ash zaśpiewał:
Pamiętam doskonale...
Miałaś dom, jak pałac, mówię ci!
Zaczekał na odzew Lucy, która popatrzyła na niego bardzo uważnie, a następnie zaśpiewała nieco niepewnie:
Więc pałac, mówisz mi.
Wierzyć ci?
Ash zachichotał i odśpiewał jej:
Tak, to fakt.
Niósł cię koń, gdy skończyłaś latka trzy.
Lucy parsknęła śmiechem i odśpiewała nieco śmielej:
Tylko latka trzy?
Ja sama zachichotałam i dołączyłam do tego chóru, także już po chwili wszyscy razem śpiewaliśmy tę piosenkę z podziałem na role, co wyglądało tak:
ASH:
Białą koń...
JA:
Grzywę miał!
ASH:
Raz przez ciebie w strumyka rwący nurt...
JA:
Kucharz zrobił chlup!
LUCY:
To znów ja!
JA:
Raczej tak!
ASH:
Zmieniłaś się, gdy twój tata widział cię.
JA:
Wyobraź sobie to...
ASH:
W miniony zajrzyj czas...
JA I ASH:
Musimy wiele cię nauczyć.
Słuchaj tylko nas.
LUCY:
Dobra, gotowa!
ASH:
Ramiona w tył i trzymaj styl.
JA:
Nie próbuj iść, a raczej płyń.
LUCY:
Troszeczkę jest mi głupio.
Czy już płynę?
JA:
Jak prawdziwy prom.
ASH:
Ukłonisz się...
LUCY:
A dalej co?
ASH:
Daj ucałować dłoń.
Zapamiętaj właśnie to,
Że jeśli ja to zrobię,
Uda się też tobie.
JA I ASH:
Stara to maksyma,
Zanotuj sobie.
ASH:
Stąpaj za mną krokiem.
Raz-dwa-trzy.
JA I ASH:
Musisz też to umieć ty!
ASH:
A teraz łokcie ściśnij już!
JA:
W kubeczku stygnie już twój czaj.
LUCY:
Ja nigdy nie lubiłam go.
ASH:
Stwierdziła to jak Rosenbaum.
JA:
Gorący czaj...
ASH:
Kawioru smak...
LUCY:
Deserek, potem spać!
JA I ASH:
Najpierw masz egzamin zdać!
Bo jeśli ja to zrobię,
Uda się też tobie.
Stara to maksyma!
Zanotuj sobie.
Stąpaj za mną krokiem!
Raz-dwa-trzy!
Musisz też to umieć ty!
LUCY:
Bo skoro poszło tobie,
Ja to także zrobię.
ASH:
Stara to maksyma...
LUCY:
Dam radę sobie.
Stąpaj za mną krokiem!
Raz-dwa-trzy!
JA I ASH:
Musisz też to umieć ty!
RAZEM:
Bo jeśli ja to zrobię
Uda się też tobie!
Stara to maksyma.
Zanotuj sobie.
Stąpaj za mną krokiem!
Raz-dwa-trzy.
Musisz też to umieć ty!
Po tej piosence parsknęliśmy wszyscy śmiechem, mając prawdziwy ubaw z takiego rodzaju lekcji.
- Widzisz? Znasz na pamięć piosenki z filmu, którego wcale sobie nie przypominasz, że go widziałaś, a który nie jest ci wcale obcy - powiedział zadowolony Ash - Tylko tak dalej. Jesteś na dobrej drodze do odzyskania pamięci.
- Myślisz, że dziecinne piosenki mi w tym pomogą? - spytała z lekkim powątpiewaniem Lucy.
- Z pewnością nie zaszkodzą - zaśmiał się Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
Kuracja autorstwa Asha zaczęła przynosić skutki, ponieważ dzięki niej Lucy przypomniała sobie, że znała pewne filmy, książki czy piosenki, które były ponoć dla niej obce. Prócz tego zaczęła sobie stopniowo przypominać sposób, w jaki je poznała. Gdy zaś Wielka Księżna pokazała jej kilkanaście rysunków, które Lucy jej kiedyś podarowała, nasza przyjaciółka uśmiechała się na ich widok powoli przypominając sobie, kiedy je rysowała. Minęło kilkanaście dni takiej kuracji, nasz pobyt w pałacu się przedłużał, jednak zdecydowanie misja pomagania Lucy zaczęła przynosić owoce. Było coraz lepiej, a ona sama zaczęła odzyskiwać stopniowo swoje wspomnienia, co napawało ją wielką radością, podobnie jak i nas.
To całe szczęście mąciło nam kilka przykrych spraw. Pierwszą z nich był fakt, że księżniczka Cecile okazywała Lucy swą jawną niechęć, która to każdego dnia wydawała się być coraz większa. Przy każdej, nadającej się okazji Cecile dogadywała złośliwie Lucy, podstawiała jej nogę i w ogóle zachowywała się wobec niej chamsko, lecz zawsze w białych rękawiczkach. Sama Lucy znosiła to wszystko bardzo cierpliwie uważając, że tak powinna postępować osoba na poziomie, którą przecież miała być, lecz wcale nie ukrywała, że zachowanie kuzynki ją boli.
Drugą przykrą dla nas sprawą było to, że Alexander nie spodobał się babce swojej żony. Owszem, miała ona wielką wdzięczność do mężczyzny za ocalenie Lucy, jednakże czuła do niego również swego rodzaju pogardę. Nie mówiła nam tego wprost, ale wyraźnie uważała, iż jej wnuczka mogła lepiej wybrać swego męża.
- Odnoszę wrażenie, że chce ona przy najbliższej okazji rozwieść Lucy - powiedziałam do Asha, gdy rozmawialiśmy na ten temat.
- Być może - pokiwał głową mój luby ponurym tonem - Okazuje się jednak, że przypuszczenia, czy też raczej obawy Alexandra w tej sprawie nie były wcale bezpodstawne.
- Żałujesz więc, że zwróciłeś Wielkiej Księżnej jej wnuczkę?
- Nie, Sereno. Ale żałuję tego, iż nie umie ona w jakiś normalny sposób podejść do Alexandra. Ciągle obserwuje go takim pogardliwym wzrokiem... Nie rozumiem, jak ona może. On ocalił życie Lucy i teraz taka spotyka go za to wdzięczność?
- Ale za to Wielka Księżna straciła zupełnie głowę do małego Andrew - rzuciłam tak jakby na pociechę.
- Nic dziwnego. W końcu to jest imiennik jej syna, a do tego synek jej ukochanej wnuczki - stwierdził Ash - Nic dziwnego, że go tak kocha. Za to Cecile ma więcej powodów, aby nie cierpieć swojej kuzynki.
- Masz rację, drogi chłopcze - odezwał się nagle jakiś męski głos.
Odwróciliśmy się za siebie i zauważyliśmy Razustina, który patrzył na nas uważnie. Chwiał się on na nogach, a w dłoni trzymał butelkę do połowy opróżnioną, a na jego ramienia siedział Zubat albinos, czkający przy tym w pijacki sposób.
Prawdę mówiąc widok jego zalanego wcale mnie nie dziwił. Już parę razy widzieliśmy go wszyscy pod wpływem alkoholu, a raz nawet byliśmy świadkami, jak w miejscowym barze urządził sobie po pijaku potańcówkę na stole. Zachowywał się po prostu skandalicznie, a prócz tego wielokrotnie bywał nachalny wobec nas oferując się z ukazaniem nam naszej przyszłości. Co prawa wierzyliśmy w istnienie jasnowidzów, bo przecież sami znaliśmy kilku (a właściwie tylko jedną, Madame Sybillę, bo Esmeraldy, choć umiała wróżyć, przecież do grona jasnowidzów nie można w ogóle zaliczyć), ale zachowanie Razustina i jego brak dbania o wygląd zewnętrzny oraz higienę osobistą sprawiał, że zdecydowanie chcieliśmy ograniczyć kontakty z nim do minimum. Może i Wielka Księżna bez wahania akceptowała wszystko, co on robił, mając go za wybawcę ich rodziny, który natchnął ją nadzieją i wiarą w sens poszukiwania wnuczki, ale my nie zamierzaliśmy tolerować jego zachowania i choć nie chcieliśmy wcale robić mu awantur, to jednak woleliśmy trzymać się od niego i od jego obskurnych manier jak najdalej. Dlatego też fakt, że teraz nas zaczepił bynajmniej nam się nie podobał. Jego słowa jednak zaintrygowały mnie, jak i Asha, który zapytał:
- Niby w czym mam rację?
- W tym, że nie należy ufać pannie Cecile - odpowiedział Razustin, a ton jego głosu wyraźnie nam wskazywał, że jest zalany - Tego dnia jeszcze stanie się temu chłopcu nieprzyjemny wypadek.
- Jaki? - spytałam zainteresowana.
Co prawda ten człowiek był pijany i trudno mi było brać na poważnie jego słowa. Jednak być może miał choć trochę racji. Należało to sprawdzić, choć miałam nadzieję, że koleś się upił i po prostu bredzi od rzeczy.
- Nie widziałem dokładnie, ale wiem, że tego wieczoru przy kolacji coś złego spotka panicza Andrew - mówił dalej Razustin - Prócz tego ktoś dybie na bezpieczeństwo jego matki.
- Niby kto? - spytał Ash.
- I w jaki sposób? - dodałam.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
- O to już zapytajcie swoją przyjaciółkę i jej męża, a zwłaszcza jego - rzekł na to Razustin - Spytajcie go, dlaczego niszczy on listy z pogróżkami, które od chwili przybycia tutaj jego żona otrzymuje. Ciekawe, co też wam odpowie?
Następnie zataczając się odszedł, pociągając powoli z butelki.
- O czym on bredzi? - spytałam zdumiona i spojrzałam na Asha - Jak sądzisz, on mówi tak zupełnie poważnie?
- Jestem pewien, iż on jest święcie przekonany o prawdziwości tego, co nam powiedział - odpowiedział mój chłopak - Jednak czy to jest prawda, to już inna kwestia. Tak czy siak nie zaszkodzi, Sereno, jeżeli poważnie sobie porozmawiamy z Alexandrem.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
Jak postanowiliśmy, tak też zrobiliśmy i już po chwili poszliśmy do pokoju, który dzielili państwo Tchaikowsky. Lucy tam nie było, a jedynie jej mąż, jak zwykle przygnębiony.
- Witajcie - powiedział smutno na nasz widok - Jak się czujecie? Mam nadzieję, że lepiej niż ja.
- Widzimy, iż nie czujesz się za dobrze - powiedziałam - Chodzi o sposób, w jaki traktuje cię babcia twojej żony?
- Właśnie - pokiwał głową mężczyzna - Miałem dobre przeczucia, żeby tutaj nie przyjeżdżać. Wielka szkoda, że was posłuchałem. A teraz co? Lucy odzyskuje pamięć, a ja tracę żonę.
- Możesz ją stracić, jeśli będziesz dalej zatajał przed nią informacje o tym, że ktoś jej grozi - odezwał się Ash.
Alexander popatrzył na niego zdumiony i zapytał:
- Skąd o tym wiesz?
- Od Razustina - wyjaśnił mu detektyw z Alabastii - Powiedz, czy on nas okłamał? Nigdy nie było takich listów, o jakich mówimy?
Tchaikowsky posmutniał, po czym załamany jęknął i rzekł:
- Nie... On was nie okłamał. Naprawdę ktoś grozi Lucy. Zostawia na jej łóżku podłe anonimy. Udaje mi się jednak je przechwycić, zanim ona je zobaczy, a potem je niszczę.
- Ale dlaczego to robisz? - spytałam - Dlaczego je ukrywasz?
- Ponieważ nie chcę jej martwić, a to są pewnie tylko głupie i bardzo żałosne kawały ze strony tej wrednej Cecile.
- Skąd wniosek, że to akurat od niej? - zapytał Ash.
- A niby kto inny miałby pisać te listy? - rzekł Alexander - Tylko ona ma powód, żeby jej nienawidzić. Zobaczcie, co teraz napisała.
To mówiąc podał nam do ręki karteczkę, na której pisało:
Uważaj... Dzisiaj wieczorem twój bachor poczuje, co to znaczy kraść komuś majątek. Będziesz miała szczęście, jeśli kolacja mu nie zaszkodzi.
- Nie ma podpisu - rzekł Ash, oglądając list - Nie rozumiem jednak, dlaczego nie pokażesz tego Lucy albo jej babci.
- Bo to na pewno tylko głupie żarty... Przynajmniej mam taką nadzieję - rzekł Alexander - A co? Uważasz, że to coś więcej?
- Nie wiem - wzruszył ramionami detektyw z Alabastii - Być może, ale trudno mi jest cokolwiek powiedzieć bez żadnych poszlak. Tak czy inaczej zachowam ten liścik. Może nam się jeszcze przydać jako dowód przeciwko Cecile. Jeśli to oczywiście ona.
- A niby kto? - spytałam - Tylko ta jędza ma powody, aby nie cierpieć Lucy i jej synka.
- Pika-pika! - zgodził się z nim Pikachu.
- Hej, kochani! - do pokoju weszła Dawn - Wielka Księżna prosi nas na kolację. Chodźcie, bo się spóźnimy.
Ashowi i Pikachu zaburczało w brzuchach jak na zawołanie, ledwie to usłyszeli.
- Racja... Chodźmy lepiej - powiedział lekko zawstydzony.
- Oby nie sprawdziły się słowa Razustina - rzekłam cicho do mojego ukochanego - Musimy tylko uprzedzić Lucy, żeby jej synek nie jadł niczego podczas kolacji.
- Spokojnie... To pewnie tylko próba zastraszenia Lucy - powiedział Alexander - Myślę sobie, a w każdym razie mam taką nadzieję, że ktoś, kto wysyła takie listy nie posuwa się do działań.
- Dowiemy się tego na miejscu - odparłam ponuro, mając jak najgorsze przeczucia.
- O czym wy mówicie? - spytała Dawn.
- Zobaczysz sama przy stole - odpowiedział jej Ash - Choć mam wielką nadzieję, że te groźby nie zostaną zrealizowane.
- Pika-pika! - zapiszczał smętnie Pikachu.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz