Gdzie jest Brock? cz. I
- Dobrze, kochanie. Zagrajcie to jeszcze raz! - zawołał wesoło Brock, łapiąc za gitarę elektryczną.
Następnie sam bardzo radośnie uderzył w struny i zaczął przygrywać, a pozostali członkowie zespołu The Brock Stones poszli w jego ślady. Już po chwili grali oni jedną z wesołych, świątecznych piosenek.
- Wiem, że już po świętach, ale wciąż ich echo pozostaje w naszych sercach - powiedział wesołym do mnie i do Asha, którzy bardzo uważnie obserwowaliśmy jego popis.
- Nie można temu zaprzeczyć - stwierdził mój chłopak.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
- No i jak graliśmy? - zapytał Brock, kiedy już występ jego drużyny już się skończył.
- Jak dla mnie było rewelacyjnie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, ponieważ występ naprawdę mi się podobał.
- A ja powiem tak: zagrajcie tak podczas zabawy sylwestrowej, to nie będzie żadnych problemów, zaś cała zabawa rozkręci się na całego - zaśmiał się wesoło Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał radośnie Pikachu.
- Miło mi to słyszeć, Ash - uśmiechnął się do niego Brock, schodząc powoli ze sceny - Zamierzam pokazać, na co nas stać podczas tej zabawy.
- Z pewnością ci się to uda - zauważył Tracey, dołączając do niego - Wielka tylko szkoda, że muzycy nie mogą podczas zabawy tańczyć.
- Sama tego żałuję - stwierdziła Melody, stając przy swoim chłopaku.
- Nie musicie się tym wszystkim przejmować - powiedział wesoło lider zespołu.
Wszyscy spojrzeli na niego wyraźnie zaintrygowani.
- Jak to? - zapytał Ash.
- Bo widzicie... Przyjeżdża do Alabastii drugi zespół, z którym nasz zespół będzie grać na zmianę i dlatego członkowie naszej kapeli będą mogli zatańczyć ze swoimi partnerami i partnerkami.
- To mi się podoba! - zawołał radośnie Tracey - Czyli możemy jeszcze zaprosić siebie nawzajem na tańce z okazji zabawy sylwestrowej i dobrze się bawić?
- Nie inaczej - zaśmiał się Brock - Pamiętajcie tylko, że restauracji „U Delii“ jest sporo miejsca, ale nie wszyscy ludzie z całego miasta się w niej zmieszczą, więc lepiej kupujcie bilety na zabawę, póki jeszcze możecie.
- Melody, czy pójdziesz ze mną na tę zabawę? - spytał Tracey, patrząc na swoją dziewczynę.
- Też pytanie! Jasne, że pójdę! - zawołała radośnie Melody - Przecież będę tam razem z tobą grać w kapeli Brocka.
- Wiesz, ale mnie chodziło o inny rodzaj pójścia na tę zabawę.
Panna z Shamouti parsknęła śmiechem.
- Spokojnie, doskonale rozumiem, o co ci chodziło. Nie przejmuj się. Nie jestem tak tępa, jak się czasem wam wydaje.
- Ale mnie się nigdy nie wydajesz tępa ani też nie jesteś tępa.
- Dziękuję. Już za sam ten komplement bardzo chętnie z tobą pójdę - powiedziała Melody, po czym ucałowała czule Tracey’ego w policzek.
- Czy wy musicie się tak miziać publicznie? - spytała złośliwie Misty - Niektórym ludziom może to przeszkadzać.
- Niby komu? - zapytał dowcipnie Brock, patrząc na nas wszystkich - Mnie jakoś to nie przeszkadza, a wam?
- Mnie również nie - odparł Ash, puszczając mu oczko.
- Mnie tym bardziej - dodałam równie wesoło, co on.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
Clemont i Bonnie również uznali, że im to nie przeszkadza, więc Misty pozostała samotna ze swoim zdaniem.
- Tak czy siak to jest moim zdaniem po prostu zwykłe dźganie ludziom w oczy swoim szczęściem - mruknęła dziewczyna - A to mnie naprawdę bardzo irytuje.
- Co takiego? - zapytałam ją.
- Te wszystkie zakochane pary tak obnoszące się ze swoim szczęściem, jakby chcieli nim dźgać w oczy tym ludziom, którzy są samotni. Prócz tego również wkurzają mnie telefony od moich starszych sióstr, którzy na święta zawsze życzą mi tego samego.
- To znaczy?
- Żebym znalazła sobie w końcu jakiegoś chłopaka, a teraz koniecznie chcą wiedzieć, czy na Sylwestra idę z kimś czy też osobno! To jest po prostu irytujące!
Następnie popatrzyła ona w stronę całego zespołu i tonem uroczystym, choć nie pozbawionym ironii, rzuciła:
- Uwaga! Ogłoszenie parafialne! Lubię być singielką i bardzo mi się to podoba! Nie uważam również, aby obowiązkiem każdego człowieka było przyjście na zabawę sylwestrową z kimś do pary!
- Wiesz, to nie jest żaden obowiązek, ale samemu zawsze trudniej jest tańczyć - zauważył Ash.
Misty prychnęła z delikatną ironią, słysząc jego słowa.
- A kto powiedział, panie mądraliński, że ja zamierzam z kimś tańczyć? A może mnie się podoba jedynie stanie na scenie i granie w tym zespole o świetnej nucie, ale za to o durnej nazwie?
- Co ty właściwie chcesz od tej nazwy? - spytała Melody - Przecież nie jest ona wcale taka zła.
- Ty się nie mądrz, tylko lepiej leć ze swoim chłopakiem kupić bilety na imprezę, bo za chwilę wam jeszcze ich zabraknie! - mruknęła rudowłosa dziewczyna z Azurii, po czym wyszła z sali.
- Co ją ugryzło? - spytał Clemont.
- Pewnie jest zła, bo nikt jej jeszcze nie zaprosił na zabawę, a ta ma mieć miejsce już pojutrze - zauważyła przemądrzałym tonem Bonnie.
- Moim zdaniem ona liczy na zaproszenie od kogoś szczególnego - zauważyłam, trącając lekko Asha w ramię.
Mój chłopak zrozumiał, o co mi chodzi, ponieważ parsknął on lekko śmiechem i popatrzył wymownie na Brocka, który jednak albo nie wiedział, do czego zmierzamy, albo też celowo udawał, że tego nie wie.
- Nie przejmujcie się Misty - powiedział po chwili lider zespołu The Brock Stones - Ona ma po prostu swoje fochy i tyle. Zobaczycie jeszcze, że podczas Sylwestra będzie się doskonale z nami bawić.
- Ja myślę - odparła Melody.
- Pytanie tylko, z kim - dodał Tracey, patrząc na Brocka.
Nasz przyjaciel uśmiechnął się delikatnie, po czym rzekł:
- Nie wiem i nie wnikam w to. Ostatecznie to bez żadnego znaczenia. Ważne, żeby się dobrze bawiła.
Po tych słowach wyszedł on powoli z sali, a następnie reszta zespołu również zaczęła się rozchodzić.
- Jak myślisz, zaprosi ją w końcu czy nie? - zapytałam Asha, kiedy zostaliśmy sami we dwoje (nie licząc Pikachu).
- Myślę, że tak, ale najpierw się z nią podroczy, jak to on ma już w zwyczaju - odpowiedział mi wesoło Ash - Poza tym musi się na niej odegrać za te wszystkie złośliwości, jakie ona rzuca pod jego adresem.
- Być może, ale moim zdaniem on powinien się pospieszyć, bo inaczej jeszcze ktoś go ubiegnie.
- Niby kto?
- A choćby on.
To mówiąc wskazałam palcem na zaglądającego przez drzwi do sali chłopaka o krótko obciętych, rudych włosach oraz niebieskich oczach. Jego twarz była obsypana liczną liczbą piegów.
- Co się stało, Chris? - zapytałam - Szukasz czegoś?
- Zapomniałem zabrać swój klarnet. Przepraszam was. Jestem strasznie zapominalski - uśmiechnął się do nas przepraszająco chłopak, a następnie wszedł on na scenę, gdzie faktycznie nadal leżała jego zguba.
Wziął ją do ręki ostrożnie niczym coś, co mogłoby się zaraz rozlecieć w drobny mak, gdyby ścisnął to za mocno, po czym powiedział:
- Nie powinienem go nigdzie zostawiać... Naprawdę jest on dla mnie bardzo cenny, jak pewnie o tym wiecie.
- Wiemy aż za dobrze - mruknęłam złośliwie - Przecież swego czasu przez ten twój klarnet rozpętała się tutaj niezła awantura, a Misty o mało nie trafiła do więzienia.
- Ale przecież wszystko się dobrze skończyło i o to chodzi, prawda? - zachichotał Chris wyraźnie zawstydzony moimi słowami - Przecież ja wiem doskonale, że nie pałacie do mnie sympatią od tego momentu...
- Delikatnie mówiąc - rzuciłam zgryźliwie.
Chris zlekceważył moje słowa, gdyż zaraz dodał:
- Ale mimo wszystko uważam, że ta sprawa z moim klarnetem, przez który wybuchło takie zamieszanie, powinna już dawno odejść w niepamięć, ponieważ naprawdę zrozumiałem swój błąd i to, że wtedy bardzo pochopnie oskarżyłem Misty o kradzież. Jak również wiem już doskonale, jakim byłem wtedy głupkiem, więc mam nadzieję, iż w końcu raczycie mi to wybaczyć, a między nami zapanuje zgoda.
Popatrzyłam na Asha uważnie ciekawa tego, co on powie. Ten koleś, mimo swego irytującego charakteru brzmiał bardzo przekonująco. W końcu nawet sama Delia dała mu szansę i nie zwolniła go z pracy pomimo tego, iż przez niego właśnie Misty miała same problemy. Mama mojego chłopaka uzasadniła to następującym stwierdzeniem:
- Osobiście jestem zdania, że każdemu należy dać szansę. Naprawdę rozumiem rozgoryczenie Misty po tym jakże przykrym dla niej fakcie i nie pochwalam ani trochę tego, co zrobił Chris, ale on z pewnością zrozumiał swój błąd i teraz chce go naprawić. Moim zdaniem powinien dostać na to szansę.
Ja i Ash byliśmy nieco innego zdania, jednak nie sprzeciwialiśmy się decyzji kobiety. Ostatecznie to przecież była jej restauracja i tylko ona miała prawo w tej sprawie decydować. No, a poza tym miała rację, bo ludziom trzeba dawać kolejne szanse. Gdyby Ash nie dał szansy swojemu ojcu, to z pewnością wiele by na tym stracił, gdyż Josh Ketchum okazał się (mimo pewnych wad) osobą niezwykle sympatyczną oraz pomocną nam w każdej sprawie, do jakiej tylko się zaangażował. Prócz tego Josh naprawdę kochał swoje dzieci, wydoroślał do wielu spraw, a ponadto przestał też uciekać od swojej przeszłości, choć jeszcze jej echa wciąż mu się dawały we znaki, o czym mogła zaświadczyć Cindy.
- Rozumiem go doskonale i nie chcę na niego naciskać, ale tak prawdę mówiąc czasami trochę boli mnie to, że nie mówi mi on jeszcze wszystkiego - powiedziała do mnie kobieta, gdy podczas świąt (które cała nasza wesoła kompania spędzała u profesora Oaka) miałyśmy nieco czasu dla siebie - Ja wiem doskonale, że mnie nie okłamuje i bardzo mnie to cieszy, ponieważ nienawidzę kłamstw, jednak widzę też wyraźnie, iż Josh nie mówi mi całej prawdy o swojej przeszłości. Zwłaszcza o swoim dzieciństwie.
- Widocznie nie ma się czym chwalić - zauważyłam.
- Być może, jednak ja chciałabym to wszystko wiedzieć - powiedziała kobieta smutnym tonem - W końcu chodzimy ze sobą na tyle długo, że już chyba mógłby mi on śmiało wyznać prawdę na temat swojej przeszłości, prawda?
- No, w sumie racja. Chodzicie ze sobą już prawie rok.
- Właśnie. A już niedługo będziemy mieli rocznicę naszego związku i co? On nadal nie mówi mi całej prawdy o sobie. Ciekawi mnie, czy Ashowi i Dawn już ją powiedział.
- Owszem, powiedział.
- Skąd ta pewność?
- Bo byłam przy tym obecna. Josh nie krępował się moją obecnością, gdy zwierzał się swoim dzieciom, prawdopodobnie wychodząc z założenia, że one i tak mi wszystko powtórzą.
Cindy załamała ręce, kiedy to usłyszała.
- Widzisz, Sereno?! Widzisz?! Nawet tobie, choć nie zna cię przecież tak dobrze, jak mnie, mówi prawdę, a przede mną ma tajemnice!
- Spokojnie, Cindy. Tylko spokojnie - uśmiechnęłam się do niej lekko - Nie chcę krakać i być może się mylę, ale odnoszę wrażenie, że nawet nam (to znaczy mnie, Ashowi i Dawn) nie powiedział on całej prawdy.
Cindy spojrzała na mnie wyraźnie zaintrygowana tym, co właśnie jej powiedziałam.
- Poważnie? Mówisz więc, że nawet przed Ashem ma on sekrety?
- Owszem, ale to tylko moje przypuszczenie - zauważyłam - Nie mogę powiedzieć z całą pewnością, że mam rację, ale tak właśnie sądzę. Może nie znam się zbyt dobre na psychologii, jednak uważam, iż człowiek, który ma jakieś mroczne sekrety nie mówi tak łatwo o nich wszystkich naraz. Raczej rozkłada je na raty. Ale jak mówiłam, to tylko przypuszczenie.
Chciałam ją jakoś pocieszyć, a jednocześnie nie dawać jej żadnych wielkich nadziei na cokolwiek, bo potem będzie miała do mnie pretensje, że ja coś potwierdzam, czego wcale nie jestem pewna.
- Uważam, że powinnaś dać mu więcej czasu, Cindy - zauważyłam po chwili - Lepiej będzie, jeżeli nie będziesz od niego oczekiwać za wiele od razu. Daj mu czas i daj szansę na to, aby mógł ci wyznać wszystko ze swojej przeszłości.
- Rozumiem. Wiesz co? Chyba masz rację, Sereno - pokiwała głową na znak zgody dziennikarka - Ostatecznie przecież nie zrobił mi on nic złego, a wręcz przeciwnie. Przeżyłam z nim wiele radości i szczęścia. A poza tym kocham go. Masz rację... Dam mu czas. Ludziom trzeba dawać szansę i czas na to, aby się całkowicie zmienili. Jeszcze trochę czasu pewnie minie zanim będzie mi się zwierzał całkowicie. Tak! Masz rację, Sereno! Trzeba dać mu czas! Trzeba dać mu szansę na to, aby się całkowicie przede mną otworzył. Dać mu szansę i stworzyć warunki.
- A w jaki sposób zamierzasz stworzyć mu te warunki?
Cindy zarumieniła się lekko, po czym odparła:
- Pozwól, że zachowam ten szczegół dla siebie, kochana. Dobrze?
- Nie ma sprawy. Ale wiesz... Jedna szansa to może być za mało.
- Wobec tego dam mu ich więcej i stworzę mu dużo warunków miłych do zwierzenia się. I zawsze wtedy, kiedy tylko będzie odpowiednia ku temu okazja.
- A skąd będziesz wiedziała, kiedy jest odpowiednia okazja?
- Już ty się o to nie bój. Będę wiedziała.
Uśmiechnęłam się delikatnie zaczynając się domyślać, co ona ma na myśli, ale nie powiedziałam tego na głos uważając, że Cindy posiada prawo do własnych sekretów, nawet jeżeli wiedziałam, o co chodzi.
Tak czy inaczej powoli powróciłam do rzeczywistości i popatrzyłam uważnie na Chrisa myśląc o tym, o czym mówiła mi zarówno Delia, jak i Cindy. Obie miały racje. Ludziom należy dać zarówno szansę na to, aby się zmienili, jak i czas na to, aby mogli to zrealizować. Musiałam też uczciwie przyznać, że naprawdę Chris postarał się, aby się zmienić na lepsze, choć dalej wkurzał Misty swoją grą na klarnecie. OK, gdy grał z resztą zespołu, to jego muzyka dla niej była nawet znośna, jednakże, kiedy grał solo, wtedy miała ochotę zrobić mu jakąś krzywdę. Osobiście nie rozumiałam tego, bo przecież jego gra nie była wcale taka zła. O wiele bardziej wkurzający był jego żałosny charakter, zarozumiały i pełen zbyt wielkiej pewności siebie. Jednakże mimo wszystko, skoro sama Delia Ketchum dała mu szansę na to, aby się poprawił, kim ja byłam, aby podważać jej zdanie?
Popatrzyłam więc uważnie na Chrisa i powiedziałam:
- Słuchaj, przyjacielu... Przyznaję, że naprawdę zmieniłeś się na lepsze i z pewnością jeszcze będą z ciebie ludzie, ale... Mimo wszystko nas mogłeś przekonać, ale co innego Misty. Z nią nie będziesz mieć tak łatwo i musisz się do tego przyzwyczaić i jeśli chcesz ją do siebie przekonać, to musisz być niezwykle zdeterminowany.
- Jestem zdeterminowany. W końcu determinacja to moje drugie imię - rzekł wesoło Chris - Gdyby było inaczej, moi kochani, to czy nauczyłbym się grać na klarnecie?
- W sumie chyba nie - uśmiechnął się lekko Ash - Podobnie ja miałem z moją lekcją gry na skrzypcach, które brałem swego czasu jako dziecko. Mama mi je załatwiła widząc, że bardzo lubię ten instrument i co? Długo się musiałem namęczyć, aby wydobyć ze skrzypiec jakiś dźwięk choć trochę przypominający prawdziwą melodię, że o tym, aby na nich porządnie zagrać nie wspomnę. Jednak nie poddałem się i efekty tego widać dzisiaj.
- Ano sam widzisz! - zawołał wesoło Chris - Nic nie jest niemożliwe, jeśli się w to naprawdę mocno wierzy i uparcie dąży do swego celu.
- No, z tym polemizowałabym, bo ostatecznie są pewne rzeczy na tym świecie, które są niemożliwe - zauważyłam.
- Jak choćby? - spytał klarnecista.
- Jak choćby to, aby człowiek latał bez skrzydeł - odpowiedziałam mu pierwsze, co mi przyszło do głowy - No wiesz, tak sam z siebie latał, bez żadnego silnika i skrzydeł. To jest niemożliwe.
- W sumie to racja - zaśmiał się Ash - Wiele jest takich rzeczy na tym świecie, które są niemożliwe do realizacji dla człowieka. Być może do tej kategorii należy również zdobycie przez ciebie serca Misty, ale jeśli chcesz próbować aż do skutku, to czemu nie? Ja tam nie będę cię zniechęcał. Determinacja to jest cecha godna podziwu.
- Doskonale! - zawołał uradowanym głosem Chris, aż podskakując w górę - Zdeterminowanie rządzi! A jak! I niech wiara doda nam skrzydeł!
- Tylko nie machaj nimi zbyt mocno, bo jeszcze odlecisz, choć nie masz silnika - mruknęłam pod nosem, kiedy już wybiegł z pokoju.
Następnie popatrzyłam na mojego ukochanego i dodałam:
- Misty musiałaby być nieźle stuknięta, żeby po tym, co ją od niego spotkało umówiła się z nim choćby na spotkanie w supermarkecie.
- Wiesz, nie przesadzaj - uśmiechnął się do mnie wesoło Ash - Przecież gość się poważnie zmienił i to na lepsze. Może więc...
- Daj spokój! Chciałbyś, aby chłopakiem Misty został ktoś taki?
- Sereno, a kto tu mówi o tym, żeby został jej chłopakiem? Przecież ona może z nim iść jedynie na tańce. Nikt nie każe naszej przyjaciółce z nim chodzić.
- Może i nie, ale jeśli ona z nim pójdzie na Sylwestra, to przecież on zacznie sobie robić nadzieje wobec niej, a wtedy już nie da jej spokoju.
- Tak uważasz?
- Ja jestem tego pewna. W końcu sam powiedział, że determinacja to jego drugie imię.
- Wiesz, mówić to sobie można wiele, ale przecież czyny nie zawsze są równoznaczne ze słowami.
- Może i nie, Ash, ale wolałabym, aby ona się z nim nie umawiała, bo inaczej nigdy się od niego już nie uwolni.
- Wiesz, lepiej nie przesadzajmy, kochanie - mój ukochany widocznie bagatelizował całą sprawę - Możemy tutaj liczyć na naszą kochaną Misty. Zapewniam cię, że ona nie umówi się z nim, choćby miała wybierać tylko między nim a swoim Psyduckiem.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu, będąc całkowicie pewnym tego, co powiedział jego trener.
- A skąd ta pewność? - miałam wciąż wątpliwości - Być może Misty w końcu z nim pójdzie.
- A niby czemu miałaby z nim iść?
- Sama nie wiem. Może po to, aby zrobić na złość Brockowi?
- Myślisz, że posunęłaby się do czegoś takiego?
- Uwierz mi... zakochana dziewczyna jest do tego zdolna.
- Oj... To w takim razie bardzo dobrze zrobiłem, że wziąłem od mamy te oto dwa zaproszenia.
To mówiąc dał on ręką znak Pikachu, który wsunął się do jego plecaka i radośnie wyskoczył z niego, trzymając mu w pyszczku dwa zaproszenia na bal Sylwestrowy w restauracji „U Delli“.
- Dziękuję ci, Pikachu - powiedział jego trener, odbierając zaproszenia - Sereno, kochanie moje... Ze wszystkich dziewczyn na całym świecie chcę iść na ten bal właśnie z tobą. Spodziewam się, że taka super dziewczyna jak ty może iść na zabawę sylwestrową z kim tylko chce i to z kimś lepszym ode mnie, ale uczyniłabyś mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, gdybyś zechciała ze mną iść na ten bal. Oczywiście zrozumiem, jeżeli mi odmówisz, ale wiedz, że...
- Już się przycisz i daj mi to zaproszenie! - zawołałam wesoło, śmiejąc się do rozpuku z całej jego przemowy - I tak! Pójdę z tobą!
Ash parsknął śmiechem i podał mi zaproszenie, a ja radośnie rzuciłam mu się na szyję, niechcący spychając z jego ramion Pikachu.
- Wybacz mi to, Pikachu - przeprosiłam Pokemona, po czym ponownie spojrzałam w oczy mojego chłopaka - Ja naprawdę nie rozumiem, dlaczego w taki zwariowany sposób mnie zapraszasz. Ale czy nie mogłeś tego zrobić tradycyjnie?
- Nie, ponieważ wtedy już byś się nie zaśmiała tak słodko, jak teraz się śmiejesz, a ja kocham twój śmiech.
Objęłam go radośnie i pocałowałam czule w usta.
- A ja kocham ciebie, Ash. Ciebie i te twoje urocze wygłupy. I wiesz co? Tym chętniej pójdę z tobą na bal, bo mnie rozbawiłeś.
- Super! A więc wobec tego zostaje nam wybrać na nie odpowiednie kreacje.
- Dokładnie tak. Ciekawe, jaką założy Misty?
- Nie mam pojęcia, a zresztą ja tam mało znam się na modzie, ale za to znam Misty i wracając do naszego tematu mogę cię zapewnić, że ona z nim nie pójdzie na bal. Dlaczego? A choćby dlatego, że znam moją przyjaciółkę bardzo dobrze i wiem, że ma ona do Chrisa... No, może nie tyle niechęć, co raczej stosunek ambiwalentny.
- Co za słownictwo - zażartowałam sobie - Pewnie Clemont cię nieco podszkolił, co nie?
- Być może - zachichotał wesoło Ash.
***
Ponieważ zostały nam niecałe dwa dni do imprezy sylwestrowej, to musieliśmy się postarać, aby wszystko było zapięte na ostatni guzik. Wobec tego szykowaliśmy przepyszne przekąski i napoje dla gości, a prócz tego niezbędne dekoracje, a przede wszystkim występ muzyczny, który musiał być odpowiedni i najlepszy z najlepszych. Mieliśmy w tym małe wsparcie, ponieważ przyjechał do Alabastii raper Biff Mutano i jego zespół. Znaliśmy ich bardzo dobrze, bo swego czasu im pomogliśmy w sprawie, kiedy to Biff został niesłusznie oskarżony o zabójstwo jednego z członków swojego zespołu. Dlatego też tym chętniej postanowił on przyjąć nasze zaproszenie do Alabastii i pomóc nam przygotować występ dla gości.
- To będzie dla mnie prawdziwy zaszczyt - powiedział radośnie, kiedy już powitanie mieliśmy za sobą - Jeszcze szczęśliwy, że mogę wam się w jakiś sposób odwdzięczyć za to, co dla mnie zrobiliście. W końcu to dzięki wam uniknąłem odsiadki, a mój zespół rozbicia. Dlatego właśnie możecie liczyć na moją pomoc.
- Dzięki, Biff - odpowiedziałam wesoło - Będzie nam bardzo miło, jeśli dla nas zagrasz.
- Nie tyle dla nas, co dla naszych gości - zauważył Ash - Ale na pewno będą oni zachwyceni, kiedy znowu cię zobaczę na scenie. Przypominam ci, że nawet część naszych przyjaciół, a zwłaszcza tych płci żeńskiej należy do twoich fanek. Spodziewaj się więc bardzo ciepłego powitania.
- W takie zimne dni to jest sama przyjemność - zażartował sobie raper - Moi chłopcy również chętnie się rozgrzeją, jestem tego pewien.
- Ja również - zażartował sobie Brock - A więc doskonale, mój stary przyjacielu! Bierzmy się do dzieła, bo jutro wieczorem zaczyna się zabawa. Musimy więc zdążyć na czas.
- Spokojnie, zdążymy! - zawołał wesoło Biff Mutano, klepiąc go lekko po ramieniu - Nie musisz się niczym przejmować. Kto jak kto, ale my dwaj i nasze zespoły z pewnością damy sobie radę. A jeśli jeszcze pomoże nam nasz drogi Sherlock Ash, to nie może być mowy o tym, aby się nie udało.
- Właśnie! - zawołał zadowolony tymi słowami mój chłopak - Razem jesteśmy po prostu niepokonani!
- Nie inaczej! - dodał Brock.
- I tak mi mów! - poparł go raper, śmiejąc się przy tym radośnie - Taki zapał najlepiej do mnie przemawia! Zapał oraz determinacja w dążeniu do celu to przepis na sukces!
- Całkowicie się z tym zgadzam - poparł go Ash.
Ponieważ wszyscy mieliśmy mnóstwo zapału do pracy, więc nie można było mówić o jakiekolwiek możliwości porażki, a przynajmniej tak właśnie uważali Ash, Brock i Biff. Miałam wielką nadzieję, że mają oni rację, bo jeżeli nie, to wówczas będzie kiepsko. Wolałam nie myśleć o tym, co będzie, jeśli ich nadzieje okażą się być płonne. Osobiście jednak wierzyłam w słowa mojego ukochanego, bo przecież jak na razie jego determinacja połączona z pewnością siebie dawała jak najbardziej pozytywne efekty, dlatego też cóż... Chyba nie mogłam narzekać na skuteczność działań Asha, ale powszechnie wiadomo, że co innego jest rozwiązywać zagadki, a co innego przygotować wszystko na zabawę, która ma mieć miejsce już następnego dnia wieczorem. Ale cóż... Mój ukochany uważał, że jedno i drugie to w przypadku wiary w siebie całkowicie to samo.
- Bo niby jaka jest różnica w rozwiązywaniu zagadki a przygotowaniu imprezy na czas? - zapytał wesoło najlepszy detektyw z Alabastii i jej okolic - Oczywiście różnice tkwią w szczegółach, ale przecież nie będziemy się nimi zajmować. Ważne, że damy sobie radę.
- Ech... Ty i ta twoja wiara w siebie - uśmiechnęłam się do niego - Ale pewnie masz rację... Należy wierzyć w siebie.
- To prawda. Zobacz Clemonta. On uwierzył w siebie i zobacz, jak się wyrobił.
- Clemonta wyrobiła również miłość do twojej siostry, moje kochanie. Miłość oczywiście odwzajemniona.
- Nie inaczej. Tylko taka może motywować ludzi do działania, znaczy pozytywnego, bo nieodwzajemniona często wywołuje negatywne działania.
- Tak... Chris jest tego najlepszym przykładem.
- Faktycznie, ale nie przejmuj się nim. Brock ją na pewno zaprosi na bal. Jestem tego pewien.
Ja nie miałam takiej pewności jak on, jednak postanowiłam mu zaufać w tej sprawie. Jednocześnie też postanowiłam porozmawiać z Misty, aby się dowiedzieć czegoś więcej w tym temacie.
- Powiedz mi, Misty, czy Brock cię zaprosił już na bal? - zapytałam.
Rudowłosa pokręciła przecząco głową.
- Nie... Pewnie czeka na to, aż ja go zaproszę. Ale niech na to nie liczy. Poza tym niby skąd wniosek, że ja właśnie z nim powinnam iść na ten bal?
- Wiesz... To nie taki wniosek, co po prostu przypuszczenie - odparłam wesoło - Widzisz... Oboje doskonale się rozumiecie w wielu sprawach. No, a prócz tego znacie się od wielu lat i w ogóle...
Misty westchnęła głęboko i popatrzyła na mnie uważnie, mówiąc już spokojniejszym tonem:
- Sereno... Ja rozumiem doskonale, że chciałabyś, abym się związała z Brockiem, bo oboje mamy wiele ze sobą wspólnego, a ostatnimi czasy jakoś bardziej się do siebie zbliżyliśmy, zwłaszcza podczas kilkakrotnej wspólnej opieki nad różnymi Pokemonami. Ale wybacz mi, kochana, gdyż nic z tego nie wyjdzie.
- A niby czemu? Bo on cię nie zaprosił jeszcze na bal?
- Nie o to chodzi. Brock jest fajny i mądry, ale z pewnością nie pasuje na mojego chłopaka.
- Dlaczego?
- Bo ja go nie kocham.
- Kogo ty okłamujesz, Misty? - zapytałam z ironią w głosie.
Rudowłosa uśmiechnęła się do mnie lekko, po czym odparła, klepiąc lekko moje lewe ramię:
- Nie ważne, jakie są moje uczucia względem niego. Nawet gdybym go kochała, czego nie potwierdzam, to przecież on mnie nie kocha.
- Skąd niby to wiesz?
- Czy gdyby mnie kochał, to latałby za innymi babami i ślinił się na sam ich widok?
- Fakt... W sumie to racja, Misty. To jest z jego strony dość dziecinne zachowanie.
- Dziecinne i owszem, ale w sumie nawet chyba go rozumiem.
Popatrzyłam na nią zdumiona. Czego jak czego, ale takich słów się od niej nie spodziewałam.
- Co masz na myśli?
- Widzisz... Jego matka jest po prostu żałosna... Nigdy jej nie poznałaś, ale ja i owszem i muszę ci powiedzieć, że nie znam równie żałosnej kobiety. Zero odpowiedzialności. Urodziła mężowi kilkoro dzieci, a potem nawet nie zamierzała się nimi zajmować. Kiedy tylko miała okazję, to zostawiła Salę i dzieci na głowie męża i wyjechała sobie w podróż. Jej mąż niedługo do niej dołączył. Brocka nigdy nie nauczono szacunku do kobiet, więc wariuje na ich punkcie, a poza tym moim zdaniem on obawia się, że skończy jako stary kawaler, więc na siłę chce sobie kogoś znaleźć. Zresztą nie wiem, jak to z nim naprawdę jest. Jedno, co wiem na pewno, to fakt, że ten chłopak jest fajny, ale czasami zbyt mocno mnie wkurza. Dlatego zapowiadam ci, iż jeśli nie zaprosi mnie na ten bal, to niech nie liczy na to, że ja pójdę z nim na jakąkolwiek inną zabawę. O, takiego! Tyle z nim pójdę! Figę zobaczy, a nie mnie w sukience balowej!
- A nie możesz ty go zaprosić?
Misty popatrzyła na mnie, jakbym była nienormalna.
- Słucham? Sereno, co ty w ogóle gadasz?! Przecież to zawsze chłopak zaprasza dziewczynę na bal! To tradycja ustanowiona przed wielu laty.
- To jest głupia tradycja, bo jeżeli zamierzasz wiecznie czekać na krok swego ukochanego, to daleko wasz związek nie zajedzie! - zawołała Dawn, podchodząc do nas ze swoim Piplupem.
Parsknęłam śmiechem i pokazałam ją dłońmi jako najlepszy przykład na potwierdzenie moich słów.
- Widzisz? Masz tu niezależnego eksperta, który właśnie wyraził swoje własne zdanie.
- Aha... Czyli mam rozumieć, że ty byś zaprosiła Clemonta? - zapytała Misty, biorąc się pod boki dłońmi.
- Oczywiście, że tak - odparła wesoło Dawn takim tonem, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie - Zrobiłabym tak, gdyby Clemiś mnie nie zaprosił, co jednak jest nieaktualne, ponieważ on już zdążył mnie zaprosić, więc cóż... W sumie nie mam powodu, aby na niego narzekać.
- Poważnie? Clemont cię zaprosił? - spytałam uradowana.
- Ano tak! - zaśmiała się moja przyjaciółka - Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Co do Bonnie, to Max zaprosił ją na bal, a właściwie to ona zaprosiła jego, chociaż...
- No, to w końcu, kto kogo zaprosił na tę zabawę? - mruknęła Misty już nieco poirytowana tym wywodem.
- Bo to w sumie było tak - zaczęła wyjaśniać Dawn - Bonnie przyszła i zagadnęła Maxa, czy chciałby iść na bal. On na to, że tak, ale nie wie, z kim. Ona mówi, że jeśliby jej kandydatura mu nie przeszkadzała, to chętnie z nim pójdzie. On na to, że bardzo chętnie, ale przecież ona gra w zespole The Brock Stones. Na co ona odrzekła, iż przecież przyjechał zespół Biffa i co za tym idzie członkowie kapeli Brocka będą mogli też tańczyć, bo nie będą wiecznie tylko grać i grać. Więc on na to, że wobec tego ją zaprasza, a ona się zgodziła.
- Aha... Czyli to jednak on ją zaprosił - podsumowała cały ten wywód trenerka z Azurii - Wiedziałam! Normalnie wiedziałam! Nawet nasz drogi Max zaprosił Bonnie! Z tego jasno wynika, że to zawsze chłopak zaprasza dziewczynę. A prócz tego rozumiem już, iż gdyby Brock chciał mnie na coś zaprosić, to powinien zaprosić mnie na czas.
- Nie zapominaj, że jest jeszcze czas - zaśmiałam się wesoło - A więc póki życia, póty nadziei.
- Ech, Sereno... Ty to nie masz takich problemów z Ashem. Oboje się kochacie i jesteście ze sobą związani emocjonalnie.
- Tak, to sama prawda, ale przecież ciebie i Brocka także łączy więź emocjonalna, Misty.
- Być może, ale z pewnością nie taka, jak ciebie i Ash.
- No, to wiadomo. W końcu my znamy się od dziecka i się kochamy, ale moim zdaniem powinnaś zaprosić Brocka.
- Serena ma rację, powinnaś to zrobić - stwierdziła wesoło Dawn - Nie oczekuj, że on wszystko zrobi za was oboje.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał Piplup.
Uśmiechnęłam się wesoło, po czym powoli poszłam do sali, w której trwały próby zespołu muzycznego. Obserwował je właśnie Ash z May oraz Garym.
- Nie ma co, dają niezłego czadu - powiedział Gary Oak zadowolonym tonem - Dawno nie słyszałem takich bitów.
- Ale słowa też niczego sobie - zauważyła May - No i te głosy... To też niezwykle ważne. Piosenka może mieć ładne słowa, jednak co z tego, jeżeli śpiewak bądź śpiewaczka ma głos jak Meowth chory na gardło?
- Racja. To sama prawda - zaśmiał się lekko mój chłopak - No, ale tu na szczęście nikt nie choruje na gardło, więc śpiewają normalnie.
- Dokładnie tak - potwierdziłam, podchodząc do nich - To są najlepsi śpiewacy w całym Kanto. Mówię tu o obu zespołach.
- Właśnie - uśmiechnął się mój luby, przytulając mnie lekko do siebie - Tak czy siak przygotowania idą pełną parą, jak widzę, co mnie cieszy.
- Nas wszystkich - rzekł Gary, po czym spojrzał na Asha - No, a przy okazji, stary, to czy poszedłbyś zobaczyć ze mną ten garnitur?
- Jaki garnitur? - zapytała zdumiona May.
- No, ten garniak, w którym to zamierzam tańczyć z moją sympatią - zaśmiał się wesoło młody Oak.
Panna Hameron popatrzyła na niego z kpiną w oczach i odparła na to gniewnym tonem:
- Mój kochany... Jeżeli to jest z twojej strony zaproszenie na bal... to będziesz sobie sam tańczył!
Następnie mocno trąciła go łokciem w bok i rozgniewana odeszła w kąt, podstawiła sobie krzesło, po czym usiadła na nim wygodnie. Miała ona bardzo nadąsaną minę, która wyraźnie wskazywała na to, iż nie zamierza mu tak po prostu odpuścić.
- Co ja takiego powiedziałem? - zapytał zdumiony Gary, patrząc na mnie i na Asha.
Mój luby pokręcił załamany głową, dodając:
- Ech... Gary... Gary... Ty jak coś powiesz, to już normalnie klękajcie narody. Nie wiesz, co to jest romantyzm?
- Wiem, to była taka epoka w literaturze oraz sztuce - odparł Gary, po czym zaczął chichotać.
Widząc jednak, że nas to wcale nie bawi, załamany opuścił powoli ręce i głowę, po czym odparł:
- No dobra... Z tym garniturem to naprawdę przesadziłem, powinienem inaczej ją zaprosić na bal, ale co ja mogę teraz zrobić? Przecież ona jest teraz na mnie obrażona na całego.
- Spokojnie, na wszystko znajdzie się wyjście - stwierdził wesoło mój chłopak - Wystarczy tylko zaufać w swoje umiejętności.
- No i użyć romantyzmu - powiedziałam wesołym głosem, po czym dodałam: - Przydadzą nam się jakieś kwiatki.
- To będzie problem, bo jest zima - zauważył Gary.
- Tak, to jest mała trudność... Ale w sumie to mam już pewien pomysł. Oprócz kwiatów dziewczyny uwielbiają też słodycze. A może to tylko ja tak mam? Ale tak czy siak warto spróbować.
Gary posłuchał naszej rady i skoczył szybko do najbliższego sklepu, po czym wrócił z bombonierką czekoladek i podszedł do May, mówiąc:
- Kochana May Hameron... Wybacz mi moją głupotę i zarozumiały charakter... Naprawdę postąpiłem głupio i nierozważnie... Zraniłem do tego twe uczucia, czego nie mogę sobie darować. Naprawdę jestem kompletnym durniem.
- Co mówisz? - zapytała złośliwie May nadal udając, że go nie słyszy - Wybacz, ale tu jest straszny hałas. Musisz mówić głośniej.
- May Hameron... Chciałem cię bardzo serdecznie przeprosić za moje zachowanie i zaprosić cię na bal.
- Przepraszam, ale musisz mówić głośniej, żebym cokolwiek usłyszała.
Ash widział, że musi wziąć sprawy w swoje ręce, inaczej May jeszcze długo będzie tak pastwić się nad Garym. Co prawda gamoń sam sobie na to zasłużył, ale mnie również było go żal, bo w końcu naprawdę się starał, a fakt, iż czasami jeszcze odzywały się w nim jego dawne nawyki, to tylko niewielka niedogodność. Można mu to przecież darować zwłaszcza, że jego zmiana na lepsze jest po prostu ogromna i należy to docenić. Mój luby najwidoczniej tak właśnie uważał, gdyż przeszedł do działania.
- Dobra, kochani! - zawołał do muzyków - Hej! Wy tam! Przerwijcie na chwilę te swoje ćwiczenia!
Oba zespoły natychmiast przerwały robienie tego, co robiły, po czym popatrzyły zdumione na Asha.
- Kolega chciałby coś powiedzieć swojej ukochanej i cóż... Wy nieco zagłuszacie jego wypowiedź.
Brock parsknął śmiechem i popatrzył na Biffa, po czym widząc na jego twarzy zgodę, to pokiwał wesoło głową.
- Dobra, Gary. Możesz już swobodnie mówić - powiedział Ash wesoło do swego przyjaciela.
- A więc doskonale - uśmiechnął się do niego młody Oak, po czym bardzo zadowolony uklęknął przed May, podsunął jej bombonierkę razem z leżącym na niej zaproszeniem na bal.
- Mów śmiało, Gary - rzekła uroczystym tonem panna Hameron.
- Królowa by tego lepiej nie powiedziała - zażartowałam sobie.
Gary pokiwał delikatnie głową, westchnął głęboko, po czym rzekł:
- Kochana May... Wiem doskonale, że to moje pierwsze podejście do zaproszenia cię na zabawę było po prostu żałosne, ale wiem również, iż przy tobie właśnie czuję się najlepiej i tylko z tobą chcę tańczyć podczas zabawy sylwestrowej. Jesteś wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. To dzięki tobie czuję się o wiele lepiej. Dlatego właśnie chcę cię prosić, abyś mi wybaczyła moje żałosne zachowanie i poszła ze mną na zabawę sylwestrową.
Wszyscy popatrzyliśmy w jej stronę wyraźnie zaintrygowani tym, co się teraz dzieje. Bardzo chcieliśmy wiedzieć, jaka będzie odpowiedź panny Hameron. Tymczasem zadowolona dziewczyna powoli wstała ze swojego krzesła, odłożyła na nią bombonierkę, po czym zadowolona zawołała:
- Oczywiście, kochanie, że z tobą pójdę! Z przyjemnością!
Następnie objęła ona mocno swego chłopaka i czule go ucałowała w oba policzki.
***
Niestety, do końca dnia Brock nie zaprosił Misty na zabawę. Nasza rudowłosa przyjaciółka była z tego powodu naprawdę bardzo przygnębiona, ponieważ spodziewała się jego zaproszenia, choć tak prawdę mówiąc, to nie przyznawała tego publicznie. Prócz tego Chris Adams cały czas chodził za nią i próbował ją zaprosić na przyjęcie. Wskutek tego jeszcze bardziej była poirytowana.
- Gamoń jeden i tyle! Wielki mi pan kucharz, muzyk i lekarz w jednym - mruczała gniewnie na Brocka Misty, gdy zostałyśmy same na chwilę, a ja poruszyłam temat szefa naszej kuchni - Wiedziałam, że liczenie na niego jest po prostu głupotą.
- Ech... No, nie ma co gadać... Brock czasami przegina - zaśmiałam się lekko, próbując jakoś rozładować napięcie.
- Przegina?! To za mało powiedziane! On mnie teraz naprawdę mocno zawiódł! Nie tego się po nim spodziewałam! No, ale cóż... Skoro on mi tak, to ja mu też tak! To jest wojna, a przecież na wojnie i w miłości wszystkie chwyty są dozwolone!
Domyślałam się, co ona chce teraz zrobić i próbowałam jej jakoś to odradzić, jednak Misty wcale nie zamierzała mnie słuchać. Wyszła z sali i odnalazła Chrisa, który ciągle kręcił się w pobliżu, po czym zawołała:
- Słuchaj, chciałeś mnie zaprosić na tę zabawę sylwestrową, prawda?
- A i owszem, to chciałem zrobić - uśmiechnął się wesoło chłopak - W sumie to cały dzień próbowałem cię na to namówić. Wielka więc szkoda, że ciągle mi odmawiasz.
- Spokojnie, tym razem ci nie odmówię.
Chłopak popatrzył na nią zdumiony, po czym zawołał:
- Czy ty mówisz poważnie?!
- Tak, bardzo poważnie - odparła na to Misty - Przemyślałam sobie to wszystko dokładnie i doszłam do wniosku, iż nie ma co się męczyć czekając na coś, co jest nierealne i brać to, co jest.
- Eee... Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli - powiedział zdumiony Chris.
- Nic nie musisz rozumieć - burknęła dziewczyna - Ważne, żebyś mnie zaprosił na ten bal.
- A więc doskonale... Zapraszam cię na bal.
- A ja się zgadzam i pójdę z tobą.
Załamana podeszłam do Misty, która wpatrywała się we mnie uważnie, mrucząc gniewnie niemiłe słowa pod adresem Brocka.
- I coś ty najlepszego narobiła, dziewczyno? - zapytałam.
- Odegrałam się na Brocku i myślę, że wkurzyłam go nieźle - odparła na to dziewczyna - Chociaż mam też dziwne wrażenie, że ten młotek by nie zauważył, że tańczę z kimś innym nawet, gdybym robiła to na jego głowie.
- Moim zdaniem źle go oceniasz. Może on po prostu jest bardzo zajęty i dlatego nie miał czasu...
- Zajęty?! A ile by mu zajęło zaproszenie mnie?! To tylko chwila, a on co?! Nawet tej chwili dla mnie nie znalazł! To jak dla mnie jest oczywiste, że on wcale nie chce ze mną iść na tę zabawę! Koniec sprawy! Idę na nią z Chrisem i po kłopocie! Nie będę stać jak ta łamaga w kącie i czekać, aż mnie ktoś poprosi do tańca!
Zasmucona tym wszystkim, co właśnie się stało stałam przez chwilę patrząc w milczeniu na Misty. A więc jednak Ash nie miał racji, a miałam ją ja. Ciekawe, co mój luby powie, kiedy mu przekażę tę informację?
***
Ash nie był oczywiście zachwycony tym, co mu przekazałam. Powiem więcej... Jego złość osiągnęła niezwykle wysoki poziom.
- Ja naprawdę nie rozumiem tego człowieka - mówił do mnie - Ma taką fajną dziewczynę, która na dodatek się w nim buja, a on co? Marnuje swoją szansę na zatańczenie z nią, bo zwyczajnie zapomina ją zaprosić.
- Wiesz, nie wiemy przecież, czy rzeczywiście coś takiego planował - zauważyłam - Dlatego też raczej trudno nam powiedzieć, czy on w ogóle chce zaprosić Misty na tę zabawę.
- Jeśli nie chce, to tym bardziej jest idiotą! - zawołał Ash - Wiesz co? Jutro i to z samego rana powiem mu, co o tym wszystkim myślę i uwierz mi, bynajmniej nie będę wobec niego miły.
Uśmiechnęłam się bardzo zadowolona, słysząc te słowa. Sama bowiem chciałam powiedzieć coś niecoś Brockowi do słuchu, ale wyraźnie wszystko wskazywało na to, iż będę musiała ustawić się w kolejce. Trudno, jakoś to przetrzymam. Ważne jednak, żeby ten przygłup wiedział, co stracił, a jeżeli sam nie umie sobie tego uświadomić, to już my to zrobimy z Ashem.
Nie mieliśmy jednak możliwości tego zrobić, gdyż następnego dnia Brock nie zjawił się na ostatnich ćwiczeniach obu zespołów muzycznych. Bardzo nas to wszystkich zdziwiło, a nawet zaniepokoiło.
- To dziwne... Naprawdę dziwne - powiedział Ash, masując sobie lekko podbródek - Po Brocku można się wiele spodziewać, jak choćby tego, że nie znalazł on czasu zaprosić Misty za imprezę, ale żeby nie zjawił się na próbie własnego zespołu?
- Masz rację, Ash. To do niego niepodobne - dodałam zdumiona - To bardzo dziwne. O co tutaj chodzi?
Zapytaliśmy Clemonta, czy nie widział dzisiaj Brocka, ale ten rozłożył tylko bezradnie ręce, mówiąc:
- Dzisiaj jeszcze nie.
- To dziwne... A czy nie mówił czegoś wczoraj na temat dzisiejszego dnia? - spytał Ash - Bo wiesz... Może powiedział ci coś, co oznaczało, że się spóźni albo nie przyjdzie w ogóle.
Clemont pomyślał przez chwilę i pokręcił przecząco głową.
- Nie, nic takiego nie mówił. Wręcz przeciwnie.
- Co to znaczy? - zapytałam.
- Mianowicie powiedział do mnie: „Clemont, nie spóźnij się na próbę, bo dzisiaj jest ostatnia i więcej ich nie będzie“. Tylko tyle.
- Ciekawe... Powiedział coś takiego, a sam się spóźnił - mruknęłam - Rozumiesz coś z tego, Ash? Bo ja nie bardzo.
- Ależ to bardzo proste, Sereno - uśmiechnął się do mnie mój luby - To wyraźnie wskazuje na to, że Brock wcale nie planował się spóźnić. Chciał przyjść do pracy jak zwykle.
- Czemu więc nie przyszedł?
- Dobre pytanie i postaramy się na nie odpowiedzieć.
- Ale jak?
- Idziemy do Centrum Pokemon i tam zaczniemy go szukać.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
Propozycja była zdecydowanie jedyną możliwością działania w takiej sytuacji, dlatego chyba nic dziwnego, że uznałam ją najlepszą i natychmiast oboje poszliśmy ją zrealizować, czyli inaczej mówiąc ruszyliśmy na trop.
Ja, Ash i Pikachu poszliśmy natychmiast do Centrum Pokemon, gdzie podeszliśmy do siostry Joy mając nadzieję, że ona będzie znała odpowiedź na dręczące nas pytanie o miejsce pobytu naszego przyjaciela.
- Witajcie, kochani! - zawołała radośnie pielęgniarka, uśmiechając się do nas przyjaźnie - Jak się macie?
- Całkiem dobrze, nie narzekamy - rzekł wesoło Ash - Ale za to jeden z naszych przyjaciół ma problem.
- Poważnie? A jaki? - zapytała zaintrygowana Joy.
- Chodzi o Brocka - wyjaśnił mój luby - Widzisz... Miał się dzisiaj u nas zjawić w restauracji „U Delii“, aby przeprowadzić z nami próbę swego zespołu muzycznego.
- No i co?
- No i się nie zjawił.
Joy była zdumiona, kiedy jej to powiedzieliśmy.
- Ciekawe... To bardzo dziwne... Sądziłam, że on traktuje na poważnie swój zespół i jego występy.
- Najwidoczniej nie traktuje go tak poważnie, jak wszyscy uważaliśmy - zauważyłam - Albo stało mu się coś złego. Powiedz nam, proszę, siostro Joy. Widziałaś dzisiaj Brocka?
Pielęgniarka pomyślała przez chwilę, po czym odpowiedziała:
- Tak... Teraz, jak o tym myślę, to sobie przypominam, że widziałam go dzisiaj rano. Podszedł do mnie i zostawił mi swoje Pokemony prosząc, abym się nimi zajęła, gdyż on musi gdzieś iść, po czym wyszedł w towarzystwie dwojga ludzi.
- Dwojga ludzi? - zapytałam zdumiona.
Ash popatrzył na Joy wyraźnie zaintrygowany tym, co usłyszał.
- Ciekawe... A wolno wiedzieć, jak oni wyglądali?
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
- W sumie nie wiem, ponieważ mieli na sobie długie płaszcze, takie jakby prochowce - wyjaśniła nam pielęgniarka - A prócz tego jakieś szare kapelusze i okulary przeciwsłoneczne. Wyglądali jak jacyś tajniacy z filmów sensacyjnych. Ale wiecie... Z takich raczej kiepskich filmów.
Oczywiście wydawało nam się to bardzo dziwne, a także niesamowicie podejrzane. To nie wróżyło nic dobrego. Osobiście przyszły mi do głowy jedynie dwie osoby, które to już kilka razy tak się przebierały, ale to chyba było niemożliwe, aby to one odpowiadały za zniknięcie Brocka. Bo niby po co by im był Brock? To przecież bez sensu.
Tak właśnie wtedy myślałam, a tymczasem Ash podziękował siostrze Joy za pomoc, jakiej nam udzieliła, po czym poszliśmy razem z Pikachu do pokoju Brocka. Byliśmy bardzo ciekawi tego, co on może nam powiedzieć o jego właścicielu. Mnie osobiście wydawało się to mało sensowne.
- Pospiesz się, Ash. Mamy mało czasu - powiedziałam zaniepokojona - Musimy jak najszybciej go znaleźć.
- Dobrze, ale gdzie chcesz go szukać, Sereno? - zapytał Ash - Przecież oni mogli go zabrać dosłownie wszędzie. Jak niby chcesz znaleźć Brocka, skoro nie masz nawet żadnych poszlak?
Jęknęłam załamana, kiedy mi to powiedział.
- Tak, to rzeczywiście słaby punkt. Ech... Nie ma co gadać, po prostu żałosny ze mnie detektyw.
Ash położył mi dłoń na ramieniu i uśmiechnął się do mnie czule.
- Spokojnie, kochanie. Moim zdaniem przesadzasz. Przecież dobrze sobie radzisz, tylko czasami za bardzo rozpiera cię energia.
- Poważnie? I kto to mówi? - prychnęłam lekko poirytowana - Ty sam tak kiedyś miałeś i coś mi się wydaje, że dalej tak masz.
Mój luby zarumienił się lekko, kiedy to powiedziałam.
- Nie zaprzeczam, kochanie, ale odkąd zacząłem się brać poważnie za bycie detektywem, to nauczyłem się panować nad energią, a przynajmniej na tyle, na ile tylko zdołam osiągnąć ten cel.
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i pocałowałam go bardzo czule w policzek.
- Kochanie, ty jesteś wręcz cudowny. Cieszę się, że mnie wspierasz. A więc chodźmy już. Przeszukajmy pokój Brocka.
Weszliśmy więc do wyżej wspomnianego pomieszczeni, po czym cała nasza trójka rozejrzała się po nim bardzo dokładnie, rzecz jasna ja i Ash mieliśmy na dłoniach gumowe rękawiczki, bo nie chcieliśmy przypadkiem zamazać odcisków palców porywaczy, gdyby takowe były. Choć nie wiem, czy słowo „porywacze“ jest tutaj na miejscu, bo ostatecznie Brock poszedł z tymi ludźmi z własnej woli, jak nam wyjaśniła siostra Joy. Ale przecież też poprosił on siostrę Joy, aby zajęła się jego Pokemonami, co jak mniemam oznaczało, że przewidywał, iż może zniknąć na dłuższy czas. Tylko czemu wobec tego nie dał siostrze Joy jakiegoś ostrzeżenia czy małej wiadomości do swoich przyjaciół z informacją o tym, co go spotkało. Dziwne...
Muszę zauważyć, że w pokoju Brocka nie było niestety niczego choćby nawet odrobinę podejrzanego. Wręcz przeciwnie, podejrzane wydawało się to, iż w nic w tym pokoju nie było ani rozwalone, ani przeryte. Wyglądało wszystko tak, jakby Brock dopiero co wyszedł i miał zaraz wrócić. Nic nie wskazywało na to, żeby coś się z nim złego stało.
- Nie ma co... Nic tu nie wskazuje na porwanie - powiedziałam bardzo załamanym głosem, kiedy przeszukaliśmy już cały pokój i niczego w nim podejrzanego nie znaleźliśmy - Wręcz przeciwnie, wszystko wskazuje na to, że Brock sam z własnej woli opuścił ten pokój.
- Tak i to właśnie mnie niepokoi - odparł Ash - Przecież tych dwoje wcale nie chciało zostać rozpoznanymi przez siostrę Joy ani przez nikogo, skoro założyli prochowce i przeciwsłoneczne okulary.
- Ale kto to był? Jacyś tajniacy?
- Nie wydaje mi się. Raczej podejrzewam kogoś z przeciwnej branży, że tak powiem.
- Organizacja Rocket?
- Być może. Ale po co im Brock? Pomyślmy...
Po tych słowach Ash usiadł na łóżku i zaczął myśleć.
- W jakim celu ktoś potrzebowałby Brocka? Niech no pomyślę. Może chodzi tutaj o jego zdolności jako hodowcy Pokemonów? Albo lekarza? To jest najbardziej prawdopodobne.
- Niby czemu? - spytałam - Może ktoś potrzebuje dobrego muzyka lub kucharza?
- Nie wydaje mi się - rzekł na to detektyw z Alabastii - Równie dobrze mogliby porwać Clemonta lub Cilana, bo oni też są dobrymi kucharzami. A co do muzyka, to już chyba lepiej porwać Biffa, zawodowego piosenkarza niż Brocka, śpiewaka amatora.
- W sumie racja... Ta teoria jest chybiona - uśmiechnęłam się do niego delikatnie - Wobec tego porwali go dla jego zdolności hodowcy lub lekarza Pokemonów. Ale na co im ktoś taki?
- Tego nie wiem, jednak dowiemy się tego.
Nasze rozmyślania przerwał nagle Pikachu, piszcząc bardzo głośno.
- Co się stało? - spytał Ash, patrząc na niego.
Pokemon trzymał coś w łapce, coś papierowego i prostokątnego. Jego trener podszedł do niego zaintrygowany, po czym obejrzał to sobie bardzo dokładnie.
- No proszę! - zawołał radośnie - Zobacz, Sereno, co znalazł Pikachu.
To mówiąc podał mi owo znalezisko. Wzięłam je i przyjrzałam mu się bardzo dokładnie.
- A niech mnie! To przecież są zaproszenia na tę imprezę sylwestrową! - zawołałam zdumiona - Niesamowite! I to jeszcze dwa. A więc widocznie zamierzał kogoś zaprosić! Ciekawe tylko, kogo?
- Tego nie wiemy, ale być może już niedługo to odkryjemy! - zawołał wesoło Ash - Ale na razie chodźmy do Misty. Powinna się dowiedzieć, co spotkało jej ukochanego.
Już chciałam zauważyć, że on nie jest jej ukochanym, ale zmieniłam zdanie uważając, iż przecież wszyscy dobrze wiemy, co ona do niego czuje.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz