środa, 10 stycznia 2018

Przygoda 089 cz. I

Przygoda LXXXIX

Pluszowy interes cz. I


- To było naprawdę bardzo proste - powiedział Sherlock Ash, powoli przechadzając się po sali.
Był on ubrany w płaszcz detektywa oraz czapkę do kompletu. Na jego ramieniu siedział zaś Pikachu ubrany w miniaturową wersję tego stroju, który bardzo uważnie słuchał tego, co mówi nasz genialny śledczy.
- Wystarczyło tylko, że dobrze przyjrzałem się miejscu popełnienia przestępstwa, a już wszystko wiedziałem. Naprawdę myślałeś, mój ty drogi przyjacielu, że nie poznam odcisku twego buta na podłodze? Nie jestem być może znawcą, ale to sportowe obuwie, które ty nosisz, zostawia naprawdę charakterystyczne znaki. Przyjrzeliśmy im się bardzo uważnie i nie można tu mówić o jakiekolwiek pomyłce.
Student, który był czarnowłosym młodzieńcem o brązowych oczach, delikatnych ustach i niewielkim nosie, nic nie mówił, uważnie słuchając tylko całej litanii oskarżeń, jakie mu rzucał mój chłopak. Ten zaś spokojnie i z delikatnym uśmiechem na twarzy kontynuował swoją wypowiedź.
- Ślad buta był tutaj kluczowy i nie było wcale łatwo go wypatrzeć. Na całe szczęście go zauważyłem i cóż... Zdołałem dzięki niemu rozwiązać całą sprawę. Wiem już doskonale, jak to było. Przyszedłeś do pana profesora, aby poprosić go o coś. Niestety, pan profesor miał wtedy właśnie umówioną rozmowę, dlatego też wyszedł z gabinetu i niestety, na swoje nieszczęście, zostawił otwartego laptopa z widocznymi na ekranie wynikami przyszłego egzaminu. Nie mogłeś się oprzeć tej pokusie, gdyż od tego egzaminu zależy cała twoja przyszłość. Sprawdziłem dokładnie twoją rodzinę i dowiedziałem się, że masz niezwykle ambitnego ojca, którego bardzo byś zawiódł, gdyby na tych egzaminach coś przypadkiem poszło coś nie tak. Nie mogłeś więc pozwolić sobie na jakąkolwiek pomyłkę i uczyłeś się w dzień i w nocy. Było jednak wielkie ryzyko, że mimo wszystko popełnisz jakiś błąd, dlatego też skorzystałeś z nadarzającej się okazji, aby tego uniknąć. Miałeś przy sobie dyskietkę, więc szybko wsadziłeś ją do laptopa i próbowałeś skopiować na nią wyniki egzaminów. Niestety trwało to dość długo, a nagle pan profesor Calix zaczął wracać. Usłyszałeś jego kroki, więc bardzo szybko uciekłeś rozłączając laptopa, ale zostawiłeś w nim dyskietkę. Nie miałeś, na swoje nieszczęście czasu, aby wrócić do pokoju i jakoś ją wyjąć, co sprawiło, że profesor szybko zorientował się w tym, że ktoś grzebał w jego prywatnym komputerze, bo przecież on nie wsadzał tam żadnej dyskietki, więc musiała to zrobić jakaś inna osoba. Tą osobą byłeś ty.
- Przyznaj się, proszę. Zaprzeczanie oczywistym faktom nie ma sensu - powiedział profesor Calix.
Miał on spokojny i niezwykle opanowany ton, spod którego przewijał się jednak wyraźny smutek. W sumie wcale mnie on nie dziwił. Ostatecznie przecież uczony uważał tego studenta za jednego ze swoich najlepszych podopiecznych. Naprawdę wcale go o nic nie podejrzewał podczas śledztwa w tej sprawie, o której rozwiązanie nas poprosił, więc teraz był kompletnie załamany odkrycie prawdy na jego temat. Z pewnością każdy z nas by tak samo się czuł, gdyby odkrył nagle okrutną prawdę na temat kogoś, w kim pokładał wielkie nadzieje. Szczerze współczułam temu biedakowi, ale także jednocześnie czułam również naprawdę wielkie współczucie wobec tego studenta. Ostatecznie zbyt ambitni rodzice to nie jest coś, z czym można sobie łatwo poradzić. Sama przeżyłam coś podobnego w przypadku mojej matki, która co prawda nie była zbyt ambitna, to jednak miała swoje własne plany na temat osoby swej córki. Innymi słowy zaplanowała mi niemalże całe życie zanim zrozumiała, że ja chcę podążać własną ścieżką. Na całe szczęście ona umiała się z tym pogodzić, z kolei rodzice tego studenta to chyba będą mieli z tym poważne problemy.
Tymczasem załamany winowajca opuścił powoli głowę w dół i rzekł:
- Cóż... Ma pan rację, panie profesorze. Nie ma już sensu zaprzeczać oczywistym faktom. Tak, to prawda... Próbowałem ukraść panu wyniki tych egzaminów. Ale pan nie wie, jacy są moi rodzice i jaka jest ich ambicja. Naprawdę musiałem mieć całkowitą pewność, że mi się uda. Ja chciałem tylko osiągnąć wielkość, ale niestety upadłem na samo dno.
Ash powoli podszedł do niego i uśmiechając się delikatnie rzekł:
- Spokojnie, mój przyjacielu. Ostatecznie jeszcze całe życie przed tobą. Teraz się potknąłeś i być może upadłeś na samo dno, to jednak możesz się podnieść w górę oraz osiągnąć sukces.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał przyjaźnie Pikachu, uśmiechając się lekko do winowajcy.
- Naprawdę tak uważasz? - spytał student, podnosząc powoli głowę i patrząc na Asha.
- Tak, dokładnie tak - potwierdził swoje wcześniejsze słowa mój luby - Wiadomo, że wielki człowiek może upaść na samo dno, jednak często ludzie zapominają o tym, iż może on również z samego dna podnieść się, po czym wydostać z tego dna, w jakie popadł.
- No właśnie - zauważył profesor Calix, podchodząc bliżej - Wcale nie mam do ciebie żalu z powodu tego, że zbłądziłeś. Wierze, że możesz jeszcze stać się niezwykle wielkim człowiekiem. Wszystko przed tobą, jeśli tylko uwierzysz w siebie i będziesz zdeterminowany, aby to osiągnąć.
- No, ale przecież ja zawiodłem pana oczekiwania - powiedział bardzo przygnębionym tonem student - Ostatecznie zrobiłem coś żałosnego.
- Być może, ale spokojnie. W końcu nie jest to nic, czego nie można by naprawić. No i cała sprawa wyszła na jaw przed egzaminami.
- Ale jak można to naprawić?
- W bardzo prosty sposób. Tożsamość niedoszłego złodzieja wyników egzaminów pozostanie jedynie tajemnicą osób tu obecnych.
- Jak to? Więc nie wyjawi pan profesor innym studentom tego, kto jest złodziejem?
- Nie, nie wyjawię.
- A co z egzaminami?
- O, to żaden kłopot. Po prostu zmienię pytania i po sprawie. Tematyka oczywiście pozostanie ta sama, jednak pytania będą inne. Macie też nieco więcej czasu na przygotowanie się na egzamin. Wszystko będzie dobrze, jestem tego pewien.
Student patrzył uważnie na uczonego, po czym radośnie zerwał się ze swojego miejsca i uściskał mu dłoń, niemalże ją przy tym szarpiąc.
- Dziękuję panu, panie profesorze. Obiecuję panu, że już pana więcej nie zawiodę! Obiecuję to panu!
- Spokojnie, mój chłopcze. Będzie dobrze, jestem tego pewien.
Ja, Ash i Pikachu patrzyliśmy na tę scenę bardzo z siebie zadowoleni.
- Nie ma to tamto... Doskonale sobie poradziłeś z tą sprawą, kochanie - powiedziałam czule do mojego chłopaka, uśmiechając się wesoło.
- A żebyś wiedziała - zaśmiał się lekko Ash - Sprawa poszła szybko, choć obawiałem się, że będzie inaczej.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał radośnie Pikachu.
- Cóż... Najwidoczniej jestem lepszy niż myślałem - odrzekł bardzo z siebie zadowolony mój luby.
- Najwidoczniej - zachichotałam ubawiona tą jego wielką pewnością siebie.

***


Żeby cała sprawa nabrała nieco większego sensu muszę tutaj wyjaśnić, że po załatwieniu sprawy dla Wielkiej Księżnej Rosenbaum chcieliśmy wrócić do Kanto, jednak musieliśmy zmienić nieco plany, ponieważ na balu urządzonym przez naszą klientkę z okazji zakończenia przez nas śledztwa (na którym to balu byliśmy rzecz jasna honorowymi gośćmi) spotkaliśmy dobrego znajomego Asha. Był to słynny uczony, profesor Cullen Calix. Mój chłopak poznał go podczas swojej trzeciej podróży trenera Pokemonów, gdy wędrował po regionie Johto. Miało to miejsce podczas tej samej podróży, kiedy zmierzył się po raz pierwszy z Giovannim i Domino, a po raz drugi spotkał Mewtwo. Pamiętam, jak Ash za pomocą magii Latias pokazał mi podczas naszego wspólnego snu wszystkie swe najważniejsze wspomnienia z dawnych lat. Wśród nich było właśnie spotkanie z Cullenem Calixem oraz z panią Luną Carson, znaną kobietą naukowiec, która obecnie była żoną Cullena.
- Cullen i Luna poznali się tego samego dnia, w którym Luna poznała mnie - wyjaśnił nieco później całej naszej kompanii Ash - Tego właśnie dnia razem z Misty i Brockiem trafiłem do Johto. Mieliśmy złapać autobus do najbliższego miasta, które jednak było daleko, ale spóźniliśmy się na niego, a następny miał jechać dopiero za miesiąc.Wówczas z pomocą przyszła nam Luna Carson, młoda pani naukowiec. Musieliśmy się u niej zatrzymać na noc. Wieczorem do domu przyszedł Cullen Calix w towarzystwie swojej asystentki, którą była Domino.
- Nasza Domino? - spytał zdumiony Max.
- Właśnie ona - potwierdził mój luby - Naprawdę była bardzo sprytną aktorką, ponieważ nie sprawiała wcale wrażenia bardzo złej osoby i agentki organizacji Rocket. Wręcz przeciwnie, moi kochani. Sprawiała ona wrażenie stereotypowej blondynki.
- Udawała aż taką idiotkę? - zdziwiła się Dawn.
- Tak i do tego doskonale jej to szło - powiedział Ash - Nikt by jej nie podejrzewał, że może ona pracować dla Giovanniego i tym właśnie zdołała nas podejść. Wyszło to na jaw, kim ona jest, kiedy zaatakował nas Zespół R i porwał mi Pikachu. Cała nasza szóstka ruszyła za nimi w pościg i kiedy już ich schwytaliśmy, to nagle Domino wyznała nam, kim jest i zniszczyła balon Zespołu R, który wyraźnie ją drażnił, a przy okazji wezwała posiłki.
- Dlaczego? - zapytała Bonnie.
- Ponieważ odkryła, że w pobliżu znajduje się Mewtwo, którego miała znaleźć na polecenie swojego szefa. Oczywiście my wszyscy wtedy tego nie wiedzieliśmy i próbowaliśmy odnaleźć Pikachu, który wraz z Zespołem R rozbił się na terenie, w którym siedział Mewtwo. Dostaliśmy się tam, ale Domino nas złapała. Udało się jej porwać wiele Pokemonów, które tam były i wraz z Giovannim zmusiła Mewtwo do poddania się grożąc mu, że jeśli on tego nie zrobi, to ona skrzywdzi owe Pokemony. Na szczęście działalność Giovanniego doprowadziła do furii miejscowe stworki, które zaatakowały go wściekłe za zniszczenie ich środowiska (bo wiecie, Giovanni chciał tam założyć swoją siedzibę, a kiedy to robił, to zniszczył część dzikich terenów należących do Pokemonów robaków). Podczas ich ataku zdołaliśmy się uwolnić, a następnie uwolniliśmy Mewtwo i razem daliśmy niezłego łupnia temu draniowi Giovanniemu.
- Rozumiem, a więc tak to wyglądało - powiedział Clemont, kiwając delikatnie głową.
- Szkoda, że nas tam nie było! - zawołała Bonnie, machając przy tym bojowo piąstkami - Chętnie bym dołożyła tej całej Domino jak się patrzy za krzywdzenie Pokemonów!
- De-ne-ne! - zapiszczał bojowo jej Dedenne.
- Nie wątpię, żebyś jej pokazała - odparłam wesoło, delikatnie klepiąc ją po głowie - Ale cóż... Nie znaliśmy wtedy Asha i niestety nie mogliśmy mu pomóc.
- Wielka szkoda - mruknęła zasmucony tonem panna Meyer.
- Sama tego żałuję - zaśmiałam się - Ale ostatecznie lepiej późno niż wcale, mam rację?
- Tak, to sama prawda - poparł mnie Clemont - Ważne jest to, że teraz jesteśmy jedną wielką, zgraną drużyną.
- Ja nie wiem, czy taką wielką, ale że zgraną, to pewne - zaśmiała się wesoło Dawn.
- Pip-lu-li! - zaćwierkał jej Piplup.
- Wielkość nigdy o niczym nie świadczy - stwierdził pewnym siebie tonem Max - Ja jestem tego chyba najlepszym przykładem, nie sądzicie? Bo przecież zobaczycie sami. Może i jestem niski oraz okularnik, ale jak się rozkręcę...
- To nie ma przebacz! Tak, wiemy! - jęknęliśmy chórem ja i Ash.
- No właśnie - zachichotał młody Hameron, nie wyczuwając wcale w  naszym głosie sarkazmu (jak zwykle zresztą) - Ale przecież podobna zasada dotyczy was wszystkich.
- Co masz na myśli? - spytała zaintrygowana jego słowami Dawn.
- Krótko mówiąc my wszyscy może jesteśmy jeszcze bardzo młodzi, ale dajemy sobie radę w każdej sprawie - wyjaśnił nam swój tok myślenia Max - Dowodem tego może być liczba śledztw, jakie już rozwiązaliśmy, a prócz tego fakt, że mamy za klientów wyjątkowo bogate i wpływowe osoby. Zobaczycie... Nim się obejrzymy, to zaraz będziemy mieli nowego klienta.


Miał rację, ponieważ następnego dnia Cullen Calix zaprosił nas na uczelnię, w której był wykładowcą. Kiedy zaś dowiedział się o tym, że ktoś grzebał w jego prywatnym laptopie, to natychmiast poprosił nas o pomoc uważając, iż lepiej w całą tę sprawę nie mieszać policji. Później bardzo się cieszył, że tak właśnie postąpił, ponieważ dzięki temu mógł on oszczędzić nieszczęścia chłopcu, który już i tak miał niezłe piekiełko ze zbyt ambitnymi rodzicami. Całe śledztwo było dość krótkie i naprawdę bardzo szybko sobie z nim poradziliśmy, choć i tak największą zasługę w tym wszystkim miał Pikachu, który znalazł ślad buta młodzieńca, dzięki czemu śledztwo weszło na właściwe tory. Oczywiście Ash nie omieszkał podziękować za to swemu starterowi, chociaż zdecydowanie lepiej to zrobiła Buneary, gdyż urocza ta Pokemona uściskała mocno swojego ukochanego i wycałowała go po obu jego policzkach, aż ten się zarumienił na całej buzi.
- Coś mi mówi, że naprawdę Pikachu został nagrodzony za swoją pomoc w najlepszy sposób na świecie - powiedziała wesoło Dawn.
- Też jestem tego samego zdania - zaśmiał się Ash.
- Pi-pika-chu! - pisnął lekko Pikachu, który spłonął jeszcze większym rumieńcem na pyszczku.
Śledztwo było zatem zakończone i nie zostało nam nic innego, jak tylko porozmawiać jeszcze z panem Calixem, który z wdzięczności nie tylko zapłacił nam należne honorarium, ale jeszcze również zaprosił nas na sutą kolację w swoim domu.
Cullen Calix okazał się być w swoim domu równie sympatycznym człowiekiem, co w swojej pracy. Muszę też przyznać, iż był również nawet przystojnym mężczyzną. Wysoki, z czarnymi włosami, brązowymi oczami i delikatny zarostem w ogóle nie sprawiał wrażenia poważnego naukowca - raczej sympatycznego pisarza i podróżnika. Mieszkał w ładnym domu na przedmieściach, który bił w oczy swoją prostotą. Jeśli chodzi o ubiór, to pan Calix ubierał się zawsze skromnie, choć za pieniądze, które zarabiał jako naukowiec mógł sobie zafundować nie tylko niesamowicie super ciuchy, ale też doskonałą willę. Ale nie... On miał jedynie taki dom i taki ubiór, jaki mu wystarczał.
Jego żona miała podobnie. Ubierała się raczej skromnie, ale także na swój sposób elegancko. Nosiła na nosie okulary o cienkich ramkach, a jej ciemno-niebieskie oczy tryskały radością i szczęściem. Z kolei posiadane przez nią ciemno-zielone włosy były uczesane w bardzo elegancki, choć również skromny sposób. Dawn powiedziała mi, że jej zdaniem pani Calix mogłaby posiadać tłumy wielbicieli, gdyby zaczęła się ubierać wystrzałowo, jednak może lepiej, iż tak nie robiła, gdyż dzięki temu podobała się jedynie swojemu mężowi, co wydawało się w pełni ją zadowalać.
- Nawet nie wiesz, jak mi miło, że cię znowu widzę, Ash! - zawołała radośnie Luna, widząc mojego chłopaka - Dawno się nie widzieliśmy. To było tak chyba pięć lat temu, prawda?
- Pięć i pół, tak dokładniej mówiąc - sprostował wesoło Ash, ściskając jej dłoń - Ale takie szczegóły nie mają znaczenia. Cieszę się, że ani ty, ani Cullen o mnie nie zapomnieliście.
- Zapomnieć o tobie? Jak moglibyśmy o tobie zapomnieć?! - odparła przyjaznym głosem Luna - W końcu to właśnie dzięki tobie się poznaliśmy z Cullenem.
- Nie przesadzaj, ja mam w tym wszystkim naprawdę niewielki udział - zaśmiał się mój chłopak.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
- Niewielki? Dobre sobie - dołączył do rozmowy Cullen - Zapomniałeś już chyba o tym, że to właśnie twój Pikachu został porwany przez złodziei Pokemonów, a wtedy ty ruszyłeś za nimi w zacięty pościg, w którym my ci pomogliśmy. Ta wspólna wyprawa połączyła mnie i Lunę. Gdyby nie ona, to... Nie wiem, czy byśmy stworzyli tak udany duet.
- Jestem pewien, że stworzylibyście doskonały duet nawet pomimo tej całej wyprawy - rzekł Ash z uśmiechem na twarzy - W końcu oboje umiecie się doskonale ze sobą dogadać. Poza tym wiele was łączy i to musiałoby prędzej czy później wyjść podczas waszych rozmów.
- Właśnie! W rozmowach takie sprawy zwykle wychodzą, choć muszę przy tym powiedzieć, że Cullen ma rację, iż również wspólne przygody łączą ze sobą ludzi - stwierdziłam wesoło.
- Tak, to sama prawda - uśmiechnął się Cullen - Ale wy chyba dwoje również jesteście tego najlepszym przykładem.
- Właśnie! - dodała jego żona, patrząc na mnie i na Asha z wielkim uśmiechem na twarzy - Oboje z Ashem wyglądacie mi na naprawdę zgraną parę.
Zarumieniłam się, słysząc te słowa, które bardzo mi się spodobały.
- Nie będę zaprzeczać, że to prawda - powiedziałam po chwili, łapiąc Asha za dłoń - Ja i Ash jesteśmy naprawdę zgraną parą.
- Właśnie. Serena i ja dogadujemy się nieraz nawet bez słów, jak na zakochanych przystało - dodał wesoło mój chłopak.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu, potwierdzając nasze słowa.
- Ale wydaje mi się, że mamy tutaj więcej zakochanych i zgranych par - powiedziała Luna, spoglądając wesoło na Clemonta i Dawn.
Oboje zarumienili się lekko, po czym również wzięli się za ręce.
- Tak, to sama prawda. Ja i Clemont także jesteśmy parą i doskonale się oboje rozumiemy - powiedział moja najlepsza przyjaciółka.
- No, z tym doskonałym rozumieniem się, to już różnie bywa, jednak zazwyczaj jest wszystko dobrze między nami - sprostował jej wypowiedź Clemont.
- No i bardzo dobrze. I właśnie o to chodzi - zauważył Cullen - Nie o to chodzi, żeby zawsze się ze sobą doskonale dogadywać, ale żeby umieć się ze sobą dogadać mimo wszystko i pomimo wszystkich przeciwności kochać się oraz wspierać nawzajem.
- Sama bym tego lepiej nie ujęła, kochanie - zgodziła się z nim Luna.
Następnie wraz z mężem spojrzała ona na Maxa i Bonnie.
- No, a wy, moi kochani? Jesteście parą?
Ja, Ash, Clemont i Dawn ryknęliśmy śmiechem, słysząc to pytanie, a Pikachu, Buneary i Piplup wręcz kwiczeli wesoło, turlając się przy tym po podłodze. Max z Bonnie natomiast spojrzeli na nas wyraźnie lekko urażeni naszym zachowaniem, po czym szybko się od siebie odsunęli.
- W żadnym razie! - zawołał Max - My jesteśmy tylko przyjaciółmi!
- Właśnie! - pisnęła Bonnie - Ja miałabym z nim chodzić?! Jeszcze czego!
Luna i Cullen spojrzeli na siebie wesoło, widząc wyraźnie to, co oboje widzieliśmy, a mianowicie to, że między tą dwójką jest jedna wielka chemia jedynie lekko zakłócona faktem, iż Max wciąż miał słabość do Cleo Winter, a w międzyczasie próbował się umówić z jedną z pracujących w restauracji „U Delii“ kelnerek. Jednak cała nasza kompania była całkowicie pewna tego, że oboje jeszcze zostaną parą, gdyż to jest tylko kwestia czasu. Poza tym Bonnie od dawna bujała się w Maxie, a znając babską determinację w kwestiach uczuć chłopak był już ugotowany i to na cacy, choć jeszcze o tym nie wiedział.
- Dobra, kochani. Przestańcie już tyle gadać, bo najwyższa pora na to, aby zasiąść do kolacji - powiedziała w końcu Luna, klaszcząc w dłonie.
Jednocześnie, na sam dźwięk słowa „kolacja“ Ashowi i Pikachu nagle zaburczało w brzuchach, co wyraźnie wskazywało na to, że oboje nie mogą się już doczekać posiłku, choć tak prawdę mówiąc, to my wszyscy bardzo chcieliśmy jeść, ale niestety nie wypadało nam o tym głośno mówić, wtedy moglibyśmy wyjść na żarłoków, czego woleliśmy uniknąć.


Tak czy siak kolacja wyszła po prostu wspaniale. Luna Carson-Calix naprawdę okazała się być wyśmienitą kucharką, chociaż Clemont po prostu musiał wtrącić swoje trzy grosze i dodać kilka dobrych rad od serca. Luna oczywiście nie miała nic przeciwko temu, ponieważ rady te bardzo jej się spodobały i posłuchała ich, czego wcale nie żałowała, gdyż (jak sama nam to powiedziała) kolacja przez nią uszykowana tylko i wyłącznie dzięki radom od Clemonta była aż tak wyśmienita.
- Naprawdę to jest wspaniały posiłek! - zawołała Bonnie niemalże z pełnymi ustami.
- Bonnie, nie rób mi wstydu i przestań mówić z pełną buzią - skarcił ją jej starszy brat.
- Ależ nic się nie stało, naprawdę - powiedziała wesoło Luna - To tylko dowodzi, że Bonnie smakuje moja kuchnia.
- Tak, a prócz tego została ona wsparta przez przepisy mojego brata! - zawołała wesoło - Mój brat jest naprawdę świetnym kucharzem, ale ty też sobie doskonale radzisz.
- Zgadzam się z nią całkowicie - poparła ją Dawn, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha - Posmakowałam podczas podróży z Ashem kuchni Brocka i Cilana, ale zdecydowanie kuchnia mojego chłopaka jest najlepsza na świecie.
- Miłość każe ci tak mówić - stwierdził dowcipnie Max - Jak dla mnie cała ta trójka doskonale gotuje i trudno mi wybrać, który z nich jest lepszy.
- Ale przecież coś w tym jest, że miłość wpływa na kubki smakowe - dołączyłam do rozmowy - Ash przykładowo zawsze lubi wszystko, co mu tylko upiekę czy ugotuję, choć tak prawdę mówiąc kucharka ze mnie żadna.
- Nie obraź się, ale masz rację w tej sprawie - zaśmiała się Dawn - Jak ostatnim razem zrobiłaś pomidorową z makaronem, to była za ostra i czułam się tak, jakbym jadła tabasco w wersji płynnej.
- Weź nie przesadzaj. Wcale nie było takie złe - zachichotał Clemont.
- Właśnie! Poza tym mnie smakowało - wtrącił się Ash.
- Tobie smakuje wszystko, co upichci twoja dziewczyna - rzuciła jego siostra.
- No właśnie o tym mówię - zachichotałam - Spójrzmy prawdzie w oczy. Kucharka ze mnie żadna, ale cukiernik to już inna bajka. Jednak dla Asha jestem doskonała w obu tych dziedzinach.
- Bo jesteś! Taka jest prawda! - zaprotestował Ash.
- Prawda jest taka, że ja gotuję kiepsko, choć nieźle piekę - odparłam szczerym głosem - Jednak Ashowi smakują nawet Pokeptysie upieczone przeze mnie.
- Pokeptysie Sereny są cudowne! - zawołał mój chłopak.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
- Pikachu to ja się nie dziwię, że je lubi, bo w końcu to są łakocie dla Pokemonów, ale żeby one smakowały tobie, braciszku? Tego ja już chyba nigdy nie zrozumiem - stwierdziła żartobliwie Dawn.
- I nie musisz, siostrzyczko. Nie musisz - odgryzł się jej Ash.
- To wszystko zmierza do tego, że zakochanym miłość wpływa na osąd w wielu sprawach - powiedział Cullen, śmiejąc się - Ale tak prawdę mówiąc doskonale was rozumiem. Sam jestem zakochany w mej żonie i mam wielką słabość do jej kuchni. I wiecie co? Nawet gdyby tak cały świat mówił mi, że Luna wręcz okropnie gotuje, to i tak uważałbym jej kuchnię za najlepszą na świecie.
- Ale na całe szczęście ludzie tak nie mówią - zaśmiała się wesoło Luna - No dobrze, to kto ma ochotę na deser?
To było chyba pytanie retoryczne, ponieważ wszyscy mieliśmy ochotę na deser, którym była strucla i ciastka. Wszyscy rzuciliśmy się na te łakocie i zaczęliśmy je zachłannie pożerać raz za razem, rozkoszując się przy tym ich smakiem.
- Muszę powiedzieć, że naprawdę deser wyszedł ci najlepiej - rzekła Dawn, oblizując palce - Sama piekłaś?
- Nie. Strucla jest ze sklepu, a ciastka upiekła nam nasza znajoma - wyjaśniła Luna - Niestety wypieki nie są moją mocną stroną.
- Te ciastka są po prostu przepyszne! - zawołał radosnym głosem Ash, pochłaniając je zachłannie jedno po drugim.
Jego Pikachu piszczał wesoło, jedząc je nieco wolniej, ale także bardzo łakomie.
- Szczerze mówiąc ja też tak uważam - dodałam szczerze zachwycona - Bardzo chciałabym poznać osobę, która je upiekła. Muszę wziąć od niej na nie przepis.
- To się świetnie składa, ponieważ ta osoba również chce was poznać - odrzekł na moje słowa Cullen Calix.
- Hm? Serio?! - zawołaliśmy chórem.
- O tak! To sama prawda! - pokiwał głową uczony - Ta osoba, o której mowa jest naszą dobrą znajomą. Ledwie się dowiedziała, że tu jesteście, a zaraz zaczęła mnie prosić, abym załatwił jej spotkanie z wami.
- I co? Załatwiłeś je? - zapytał wyraźnie zaintrygowany Ash.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
- Ależ skąd.
Jego odpowiedź bardzo nas wszystkich zadziwiła. Przyznam się, że czego jak czego, ale takich słów się nie spodziewaliśmy.
- Dlaczego? - spytał zdumiony Ash.
- Ponieważ uznałem, że najpierw muszę porozumieć się z wami w tej sprawie - odpowiedział mu Cullen Calix takim tonem, jakby to było coś zupełnie normalnego - Ja nie mam przecież prawa decydować za was, z kim wy macie się spotykać. Jeśli więc zechcecie uczynić tę przyjemność naszej znajomej, to będzie mi bardzo miło, ale jeżeli odmówicie, to trudno, ale to wy sami musicie w tej sprawie zadecydować.
Oczywiście wszyscy, a już zwłaszcza ja i Ash (a także i Pikachu) wyraziliśmy chęć poznania owej osoby, zatem sprawa była już załatwiona. Teraz pozostało nam jedynie ustalić, kiedy i gdzie się z nią spotkamy.
- Muriel prowadzi hostel dla studentów, który znajduje się w samym środku miasta - wyjaśniła Luna - Praktycznie zawsze jest na miejscu, więc śmiało możecie ją odwiedzić o każdej porze dnia, jeśli tylko chcecie.
- Oczywiście, że tego chcemy! - zawołałam wesoło - Kogoś, kto piecze takie pyszności musimy koniecznie poznać. Choćby po to, aby wyrazić mu nasz zachwyt nad jego wypiekami.
- Sam bym tego lepiej nie ujął! - poparł mnie Ash - A więc chętnie jutro ją odwiedzimy. Co powiecie na południe?
- Mnie pasuje! Będzie wtedy pora na drugie śniadanie! - zaśmiał się Max - Może będzie miała ona więcej tych smakowitych ciastek, którymi nas poczęstuje.
- Niewykluczone - zaśmiał się Cullen.
- Wobec tego postanowione! - zawołał Ash - Jutro w południe złożymy tej pani wizytę.
- Super! Zaraz do niej zadzwonię i jej to powiem! - Luna była wręcz w siódmym niebie - Rety! Ale się ona ucieszy!
- Nie tak, jak Ash, Max i Pikachu na widok stosu ciastek - zażartowała sobie Dawn.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał radośnie Piplup, również wcinając ciastko.

***


Zgodnie ze swoim postanowieniem (czy też raczej postanowieniem większości członków naszej drużyny) następnego dnia poszliśmy wszyscy razem do hostelu dla studentów, który to prowadziła Muriel Lemon, dobra znajoma państwa Calix. Byliśmy bardzo ciekawi, jak ta kobieta wygląda i czy jest ona osobą sympatyczną, czy też raczej niekoniecznie. Ostatecznie przecież umiejętność pieczenia wyśmienitych ciastek jeszcze nie czyniła z kogoś anioła.
- Spokojnie, moi kochani. Ja jestem pewien, że to naprawdę dobra i sympatyczna kobieta - powiedział Ash, gdy podczas drogi podzieliłam się z nim moimi obawami.
- Pika-pika! Pika-chu! - poparł go Pikachu.
- Zgadzam się z Ashem. Osoba, która piecze tak wyśmienite ciastka, musi wkładać w nie całe swoje serce, a co za tym idzie, nie może być zła - stwierdził Max wesołym tonem - Jak dla mnie to jest śmiesznie proste!
- Raczej elementarne, drogi przyjacielu - odpowiedział na to Ash tonem Sherlocka Holmesa z filmów z Basilem Rathbonem w roli głównej - Ale tak czy siak jestem dokładnie tego samego zdania.
- Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej - zachichotała Dawn - Żarłok żarłoka zawsze zrozumie.
- O! Przepraszam bardzo! Ja sobie wypraszam tego żarłoka! - mruknął Max - Ja po prostu nie lubię sobie odmawiać przyjemności, a Ash ma tak samo.
- Nie musisz mnie tak dzielnie bronić, przyjacielu, ale znowu muszę się z tobą zgodzić - rzekł na to Ash.
- A nie mówiłam? - zaśmiała się Dawn.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał wesoło Piplup.
Dotarliśmy podczas rozmawiania na ten jakże wesoły temat tuż pod wskazany nam adres. Cullen Calix podał nam go dokładnie, więc nie mogło być mowy o żadnej pomyłce. Chwilę później staliśmy przed hostelem dla studentów.
- Wygląda całkiem zwyczajnie - powiedziała Bonnie, patrząc na niego uważnie.
- De-ne-ne! - zapiszczał Dedenne.
- A niby jak twoim zdaniem powinien wyglądać? - mruknął Max - Jak wielki pałac pełen wypasionych sprzętów?
- Dobra, dość tej wymiany zdań! - skarcił ich Clemont - Przyszliśmy tu w konkretnym celu, więc go zrealizujmy i po sprawie. Chcę jak najszybciej wrócić do Alabastii.
- Co? Już ci tęskno za tą twoją kuchnią? - zaśmiała się Bonnie - Spoko, braciszku. Na pewno Brock dopilnuje tam porządku pod twoją nieobecność. Jestem tego pewna.
- W sumie nie chodzi mi tyle o kuchnię, co po prostu o to spokojne miejsce, jakim jest Alabastii - wyjaśnił Clemont.
- Nie sądzisz, kochany mój, że tam jest tak spokojnie tylko dlatego, że nas tam nie ma? - zażartowała sobie Dawn.
- Pip-lu-li? - zaćwierkał zdumiony Piplup.
- Właśnie! - potwierdził Max - Moja kochana siostra jest zdania (choć ja osobiście uważam, że ona plecie trzy po trzy), że obecność Asha i Dawn przyciąga na to miasto kłopoty, a szczególnie na jej biedną głowę.
- Mnie mówiła dokładnie to samo - zaśmiałam się - Ale nie przejmujcie się nią. May bardzo lubi narzekać na Asha i Dawn, jednak oboje są dla niej jak rodzeństwo.
- Tak, ale takie, które powinno się od niej trzymać z daleka - rzucił wesoło Ash.
- Jesteś niesprawiedliwy. Wiesz równie dobrze, jak ja, a może nawet jeszcze lepiej, jak bardzo ona cię lubi.
- Wiem o tym, Sereno, a z tym trzymaniem się z daleka to ja tylko żartowałem, chociaż ona niejeden raz mi coś takiego sugerowała.
- Mnie również - wtrąciła Dawn.
- Dobra, zapukajmy już do tych drzwi, bo do jutra stąd nie odejdziemy - mruknął już nieco poirytowany Clemont.
Ash uśmiechnął się do niego przyjaźnie, po czym powoli podszedł do drzwi i zadzwonił, a dla pewności również zapukał. Już tak chwilę później otworzyła nam drzwi wysoka kobieta pomiędzy trzydziestką a czterdziestką, o brązowych włosach, zielonych oczach, nieco tęga, ubrana raczej skromnie w białą bluzkę oraz żółtą spódnicę z doczepiony do niej biały fartuchem. Ledwie nas zobaczyła, a zaraz złożyła podniecona swoje dłonie w jedno i wyrzuciła siebie:
- O... mój...Boziu...
Następnie pisnęła radośnie i zawołała:
- Niesamowite! To naprawdę ty! To naprawdę jesteś ty! Sam słynny Sherlock Ash! Wprost nie mogę w to uwierzyć! Nareszcie mam okazję cię zobaczyć na własne oczy! Kiedy Luna wczoraj do mnie zadzwoniła i mi powiedziała, że do mnie przyjdziesz, to nie sądziłam, że ona mówi tak na poważnie. Sądziłam, że ona tylko żarty sobie stroi, ale na wszelki wypadek przygotowałam różne łakocie na poczęstunek! Jak widzę, dobrze zrobiłam, bo jednak przyjechałeś razem ze swoimi jakże wspaniałymi przyjaciółmi! Tak się cieszę, że to zrobiłeś!
Nagle przestała trajkotać i powiedziała wesoło:
- Ale wybaczcie mi, proszę! Gdzie są moje maniery?! Pozwólcie, że się przedstawię! Jestem Muriel Lemon!
- Miło mi panią poznać - uśmiechnął się do niej Ash - Ja jestem Ash Ketchum, a to mój parter, Pikachu.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał radośnie Pokemon.
- No oczywiście. Zawsze wierny i lojalny Pikachu. Bez niego ani rusz - zaśmiała się wesoło kobieta - Wy zaś zapewne jesteście ich wiernymi oraz oddanymi przyjaciółmi i członkami ich drużyny, mam rację?
- Nie myli się pani - odpowiedział jej Clemont i delikatnie się ukłonił - Jestem Clemont Meyer, a to moja młodsza siostra, Bonnie Meyer.
- Miło panią poznać! Jestem Bonnie, a to jest mój Dedenne! - dodała wesoło dziewczynka, pokazując swojego Pokemona.
- Jest równie słodki, co i ty - uśmiechnęła się do niej kobieta.
- Ja jestem Dawn Seroni, siostra Asha i zarazem dziewczyna Clemonta - odezwała się po chwili Dawn.
- A ja Max Hameron, do usług - dodał przyjaźnie Max.
- A ja jestem Serena Evans, dziewczyna Asha - zakończyłam tę jakże uroczą prezentację.
- Strasznie się cieszę, że mogę was wszystkich poznać - powiedziała przyjaznym tonem kobieta - Ale obawiam się, że całkowicie zapomniałam o moich dobrych manierach. Przecież przez cały ten czas rozmawiamy na progu! Wybaczcie mi, proszę! To wszystko przez to podniecenie wywołane waszym przybyciem! Śmiało! Wchodźcie do środka, moi kochani! Proszę!
Oczywiście skorzystaliśmy z tego jakże miłego zaproszenia i już po chwili byliśmy w środku budynku. Kobieta, wciąż zanosząc się radosnym śmiechem, zaprowadziła nas do salonu, gdzie natychmiast posadziła całą naszą gromadkę przy stoliku, a tam zaserwowała nam kakao oraz ciastka własnej produkcji, na widok których Ash, Max i Pikachu aż się oblizali. W sumie trudno im się dziwić, bo naprawdę były one po prostu wyśmienite i chyba tylko osoba całkowicie pozbawiona smaku mogłaby na nie narzekać. Postanowiłam, że przy okazji poproszę kobietę o przepis, gdyż zamierzałam upiec takie same, kiedy już wrócimy do domu.
- Nawet nie wiecie, jak strasznie się cieszę, że mogę was tu u siebie gościć - powiedziała po chwili milczenia i patrzenia na nas z zachwytem w oczach kobieta - Naprawdę wiele czytałam w gazetach na temat waszych spraw. No, a poza tym bardzo dużo się dowiedziałam o was dzięki mojej serdecznej przyjaciółce, Alexandrze Marey.
- Zna pani Alexę? - zdziwiłam się.
- Oczywiście, słonko - pokiwała wesoło głową kobietą - Znam ją, a ona zna mnie. Zresztą kogo ona nie zna na tym świecie?
- To prawda. Alexa dużo podróżuje - potwierdził Ash - Podobnie jak ja kiedyś, ale ja obecnie ograniczam podróże do takich naprawdę koniecznych.
- Wiem, Alexa mi już o tym mówiła - uśmiechnęła się Muriel - Nie ukrywam, że naprawdę z zapartym tchem słuchałam jej opowieści o tym, jak rozwiązałeś zagadkę Zamku Bitew.
- Bez pomocy moich przyjaciół nie udałoby mi się - zauważył skromnie Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał radośnie Pikachu.
- Wierzę, bo bez przyjaciół na tym świecie żyć trudno - zgodziła się z nim kobieta - Alexa opowiedziała mi o kilku poprowadzonych przez ciebie sprawach, a im więcej mi o nich opowiadała, to tym bardziej chciałam cię poznać i proszę! Wreszcie mi się to udało! Kto by pomyślał? Siedzę sobie teraz, piję kakao i jem ciastka w towarzystwie samego słynnego Sherlocka Asha. Jak opowiem o tym mojej siostrzenicy, to mi nie uwierzy! A propos... Ona mówi, że ponoć cię zna i ponoć kiedyś przez pewien czas razem z tobą wędrowała po jednym z regionów.
- To bardzo możliwe - uśmiechnął się do kobiety Ash - W końcu swego czasu dużo podróżowałem i niejedna osoba tymczasowo do mnie dołączała.Alexa również to robiła.
- To prawda, sama mi o tym wspomniała - mówiła podnieconym tonem Muriel - A tak z innej beczki, czy byłbyś tak uprzejmy i zrobił coś dla mnie?
- Ależ oczywiście, proszę pani - odpowiedział jej mój chłopak - Za tak cudowne ciastka to może pani mnie prosić o co tylko pani chce.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Oby tylko nie była to jakaś nowa sprawa - jęknął Clemont, załamany opierając głowę o rękę, którą położył na stole.
- Spokojnie, moi kochani. To żadna sprawa - uśmiechnęła się kobieta - Jedna ze studentek, które wynajmują u mnie pokoje wraz z kilkoma swoimi kolegami, chciała bardzo cię zobaczyć.
- Następna fanka? - zaśmiała się dowcipnie Dawn - Zaczynam odnosić wrażenie, że całe Johto aż roi się od twoich fanów, braciszku.
- Tak, śmiej się, śmiej, ty szelmo - odparł na to ironicznie Ash, po czym spojrzał na Muriel i dodał: - Nie widzę żadnych przeszkód, aby zobaczyć się z tą dziewczyną. Czy nie wie pani jednak, w jakim celu ona chce mnie zobaczyć?
- Przykro mi, ale nie mówiła mi tego - odrzekła kobieta - Z pewnością chodzi jednak o autograf, ponieważ ledwie się dowiedziała o tym, że jesteś w okolicy, a koniecznie chciała cię zobaczyć. Nawet szukała cię wczoraj wieczorem w Centrum Pokemonów, ale nie znalazła cię tam.
- Nic dziwnego, bo jadłem kolację u państwa Calix - wyjaśnił Ash.
- Rozumiem i wcale nie mam do ciebie o nic żalu, mój drogi - odparła na to wesoło kobieta - Ani ja, ani ona nie mamy do ciebie żadnego żalu. Po prostu byłoby jej bardzo miło, a przy okazji także i mnie, gdybyś był tak uprzejmy i z nią porozmawiał.

***


Po przyjemnie spędzonym drugim śniadaniu Clemont poszedł z Dawn i Maxem pozwiedzać miasto. Co prawda naszemu drogiemu wynalazcy nie bardzo chciało się to robić, ale Max i Dawn go przegłosowali, a prócz tego Dawn tak bardzo prosiła swojego ukochanego, aby się zgodził, że w końcu wyraził on zgodę na jej prośbę. Bonnie nie poszła z nimi, bo była nieco znudzona chodzeniem po mieście, które jakoś wcale nie zrobiło na niej zbyt wielkiego wrażenia, a ja z Ashem chcieliśmy zobaczyć się z ową studentką, która bardzo chciała poznać mego ukochanego. Nie było jej jednak obecnie w hostelu, dlatego też zaczekaliśmy na nią, przy okazji racząc naszą drogą gospodynię opowieścią z naszego ostatniego śledztwa. Kobieta słuchała nas z niezwykłą uwagą, nie ukrywając swego zachwytu.
- Naprawdę jesteście niesamowici - powiedziała - Przeżyliście tyle wspaniałych przygód. Aż trudno chwilami uwierzyć w to, że jeszcze żyjecie po takich przeżyciach, jakie musieliście przejść.
- Prawdę mówiąc, to my sami się nieraz dziwimy, jak to możliwe, że jeszcze żyjemy - zażartował sobie Ash.
Muriel uśmiechała się do nas przyjaźnie, po czym nagle usłyszała jakiś dziwny dźwięk. Pokazała nam dłońmi znak oznaczający prośbę, abyśmy przez chwilę nic nie mówili, po czym powiedziała:
- Zdaje się, że właśnie wróciła.
Następnie podeszła do drzwi i otworzyła je.
- Witaj, Patty! Widzę, że już wróciłaś. Bardzo mnie to cieszy, bo jest tu ktoś, kto bardzo chce cię poznać.
- ON?! - odezwał się nagle zza drzwi kobiecy pisk.
- Oho... Zaczyna się znowu powtórka z rozrywki - zażartowałam sobie.
- Jakiej rozrywki? - spytała Bonnie.
- Pika-pika? De-ne-ne? - dodali Pikachu i Dedenne.
- Rozrywki pt. „Walnięte fanki w akcji“ - odpowiedziałam im wesoło i nie bez ironii w głosie - Lepiej szykujmy się do szybkiej ewakuacji.
- Będzie trudno. To pierwsze piętro - zauważył Ash.
Chwilę później do pokoju wparowała młoda blondynka o zielonych oczach. Była ona ubrana w różową sukienkę z białymi dodatkami. Na widok Asha pisnęła z radości, po czym podbiegła do Asha i zaczęła go uważnie obserwować ze wszystkich stron niczym obiekt w muzeum.
- To ty! To ty! To ty! - piszczała wesoło dziewczyna, zachowując się przy tym jak małe dziecko - Niesamowite! To naprawdę ty!
- Czy tylko ja mam takie dziwne wrażenie, że właśnie doznaliśmy deja vu? - zapytałam cicho Bonnie.
- Nie... Ja również tak uważam - odparła dziewczynka z wyraźnym politowaniem w głosie.
Ash tymczasem stał zdumiony i nieco zażenowany całą tą sytuacją i nie wiedział, co ma zrobić, kiedy dziewczynka śmiała się radośnie, po czym mocno uścisnęła mu dłoń, wołając:
- Jestem Patty! Naprawdę bardzo mi miło cię poznać, Sherlocku Ashu. Naprawdę Alexa dużo nam o tobie opowiadała. A kiedy jeszcze w gazetach zaczęli o tobie pisać, to już koniecznie musiałam cię poznać. Już co prawda wcześniej o tobie słyszałam dzięki Macy...
- Macy, no jasne - mruknęłam - A któżby inny?
- Macy opowiadała mi, jak uratowałeś jej życie i jak zostałeś Mistrzem Pokemonów Ligi Kalos. Naprawdę bardzo mnie ona tymi opowieściami zachwyciła, ale do fanklubu, jaki założyła dołączyłam dopiero wtedy, kiedy zostałeś detektywem. Bo wiesz, ja podobnie jak pani Muriel interesuję się bardzo kryminałami.
- Tak, to prawda - potwierdziła pani Lemon - Jest właśnie tak, jak ona mówi.
- Wcale w to nie wątpimy - zażartowałam sobie.
- Pika-chu! - pisnął smętnie Pikachu.
- Wiesz... To wszystko bardzo mi miło słyszeć, jednak ciekawi mnie, dlaczego tak bardzo chciałaś się ze mną widzieć - rzekł po chwili Ash, gdy Patty się zmęczyła i przestała trajkotać.
Dziewczyna zachichotała nerwowo jak dziecko przyłapane na gafie przez rodzica.
- Och, wybacz mi. Zupełnie zapomniałam o tym, jaką mam do ciebie sprawę. No więc, to są w sumie dwie sprawy. Pierwsza to autograf. Byłbyś tak uprzejmy?
Patty podsunęła Ashowi bloczek oraz długopis, więc Ash zostawił jej to, o co go ona prosiła, wprawiając zwariowaną studentkę w wielką radość.
- Och, wszystkie koleżanki z fanklubu będą mi zazdrościć! - piszczała zwariowana pannica.
Zaraz potem jednak uspokoiła się, westchnęła głęboko i dodała:
- Dobra, Patty. Weź głęboki wdech... Zapanuj nad emocjami... Niech energia spokojnie krąży po całym twoim ciele.
Następnie złożyła ona dłonie jak do modlitwy, zamknęła oczy, po czym rękami przesunęła po całej swojej postaci, powtarzając:
- Namaste... Namaste...
Bonnie pokręciła lekko palcem wokół swojej głowy, aby mi pokazać, co sądzi o owej pannicy. Muszę przyznać, że częściowo się z nią zgadzałam w tej sprawie, ponieważ Patty sprawiała naprawdę wrażenie co najmniej lekko stukniętej.
- Dobra, już jestem spokojna - zachichotała wesoło Patty - Nie no, ale na serio mieć twój autograf, to prawdziwa... Dobra, już jestem normalna. A więc chodzi o to, że w naszym hostelu dzieją się dziwne rzeczy. I to nawet bardzo dziwne. Moim zdaniem wykraczają one poza wszelkie granice.
Pani Lemon westchnęła głęboko, gdy to usłyszała.
- Ech, Patty. Znowu zaczynasz? - spytała z politowaniem - Przecież już ci mówiłam, że to musiała być sprawka jakiegoś wandala.
Patty nie wygląda na wcale przekonaną jej słowami.
- Wandal, proszę pani? Nie sądzę - powiedziała stanowczym tonem - Poza tym wandal nie kradnie żarówek.
- Przepraszam, ale o czym mówisz? - spytał zdumiony jej słowami Ash.
- Właśnie! O co chodzi z tymi żarówkami? - dodałam coraz bardziej zaintrygowana tym, o czym się tu mówiło.


Patty zadowolona, że wreszcie ma słuchaczy, przeszła do wyjaśnień.
- Już wam mówię. W zeszłym tygodniu ktoś mi wyniósł z pokoju moją maskotkę, którą przywiozłam z wycieczki z Wysp Oranżowych.
- Wysp Oranżowych? - zapytał Ash.
- Tak. W tym roku wycieczki weekendowe tam są niesamowicie tanie i pan dziekan sponsoruje je od kilku tygodni tym studentom, którzy to mają najlepsze wyniki w danym tygodniu. Kto naprawdę wykazał się podczas egzaminów lub też na samym wykładzie, ten może tam jechać. No i tam, niedaleko hotelu dla wczasowiczów, przesiaduje sobie taka miła, starsza pani, która sprzedaje ludziom takie ładne bardzo maskotki przedstawiające Chikoritę. W sumie nie tyle je sprzedaje, co daje za darmo. Mówi, że to na szczęście.
- Czy wszyscy biorą od niej te maskotki?
- Jeśli pytasz o studentów, to tak, wszyscy bez wyjątku. Żal nam tej babci, więc je bierzemy, a poza tym one są całkiem ładne. Pokazałabym ci ją, gdyby mi jej nie zniszczył ten złodziejaszek żarówek.
- A co mają do tego żarówki?
- Ktoś je skradł tego samego wieczoru, co moją maskotkę. Żarówek nie znaleziono, ale za to znaleziono moją maskotkę i to całą rozprutą. Leżała tuż pod domem. Nie wiem, dlaczego ktoś to robi.
- Robi? Chcesz powiedzieć, że takich przypadków było więcej?
- Dokładnie tak. Kilku studentom z różnych hosteli ginęły maskotki i zawsze znajdowano je rozprute. Nie wiemy, co mamy o tym myśleć.
- Najlepiej nic. To tylko głupi akt wandalizmu, nic więcej - stwierdziła nasza gospodyni.
- Nie sądzę - rzekł Ash, masując sobie podbródek - Nie wydaje mi się, aby to wandal. To jest szaleństwo, które ma w sobie jakąś metodę. Tylko nie wiemy jeszcze, jaką.
Następnie popatrzył na Patty i dodał:
- To bardzo ciekawa łamigłówka. Z chęcią nad nią pogłówkuję.
Patty aż rzuciła się Ashowi na szyję i ucałowała go w oba policzki.
- Jesteś kochany! Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć!
Po tych słowach wybiegła ona z pokoju, a nasza gospodyni popatrzyła na nas załamanym wzrokiem.
- Strasznie was za nią przepraszam - powiedziała - Gdybym wiedziała, że będzie wam tym głowę zawracać, to nigdy...
- Spokojnie, ja się przecież nie gniewam - rzekł wesoło Ash - Poza tym cała ta sprawa brzmi naprawdę interesująco.
- Jaka sprawa? - zapytał jakiś kobiecy głos.
W drzwiach stała właśnie jakaś ruda dziewczyna o zielonych oczach, ubrana w czerwoną spódniczkę i szkarłatną bluzkę. Uważnie się ona w nas wpatrywała. Dłońmi trzymała książki, na których miała położoną maskotkę przypominającą Chikoritę.
- Chodzi o sprawę maskotki Patty - wyjaśniła gospodyni.
- Ach tak! - zawołała dziewczyna - Ja bym się nie przejmowała tym, co opowiada Patty. Ona często robi z igły widły. Nie warto się przejmować.
- Może i nie, ale jej opowieść brzmi naprawdę ciekawie - rzekł Ash.
Studentka westchnęła głęboko, gdy to usłyszała.
- Naprawdę tak uważasz? Chociaż w sumie trudno ci się dziwić. Jesteś przecież Sherlock Ash. Wiem, bo widziałam cię w gazecie. Ja jestem Nicky. Miło mi cię poznać.
To mówiąc podała mojemu chłopakowi dłoń, który ją uścisnął. Wtedy właśnie książki, które trzymała w rękach, niebezpiecznie przesunęły się w dół. Dziewczyna zdążyła je przytrzymać, jednak stojąca na nich maskotka spadła na podłogę. Bonnie szybko podniosła pluszaka i rzekła:
- Proszę, to twoje. Jaka śliczna.
- Podoba ci się? - uśmiechnęła się do niej Nicky - Skoro tak, to weź ją sobie.
Bonnie była uradowaną tą propozycją, choć jednocześnie miała pewne wątpliwości, czy powinna ją przyjąć.
- Wiesz, ja chyba nie powinnam... To przecież twoja maskotka...
- Ja już wyrosłam z pluszaków - rzuciła wesoło Nicky - Weź ją sobie. A co do Patty, to nie przejmujcie się tymi jej opowieściami. Ona naprawdę robi nieraz problemy z niczego.
- Ciekawe... Podobny zarzut mają niektórzy wobec mnie - zażartował sobie Ash, patrząc przy tym na mnie.
Zachichotałam nerwowo, zaś Nicky pokiwała delikatnie głową i rzuciła kilka słów do naszej gospodyni i odeszła. Bonnie zaś zadowolona mocno tuliła do siebie swoją maskotkę, która bardzo przypadła jej do gustu.
- Tak, to była bardzo ciekawa rozmowa - rzekł Ash nieco zamyślonym głosem - Dała mi wiele do myślenia.
- Która? Ta z Nicky czy ta z Patty? - zapytałam.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
- Miałem na myśli je obie - odpowiedział mi detektyw z Alabastii, a jego wzrok i ton głosu mówiły, że jest całą sprawą bardzo zainteresowany.

***


Z powodu tej rozmowy, jaką odbył Ash z panną Patty nasz powrót do Alabastii został odłożony na czas raczej nieokreślony. Co prawda mój luby zapowiedział nam wszystkim, że możemy swobodnie wracać do miasta, bo on nas nie zatrzymuje, jednak sama taka propozycja była dla nas raczej dość obraźliwa, więc chyba nikogo nie zdziwi to, że ją odrzuciliśmy.
- Jak to? Więc ty uważasz, że jesteśmy takimi osobami, co porzucają najlepszego przyjaciela w potrzebie i pozwalają mu samemu borykać się z problemami? - zapytała oburzona Dawn.
- Pip-lu-li! - zaćwierkał groźnie Piplup.
Ashowi zrobiło się nieco głupio, że to powiedział, więc zarumienił się na twarzy i powiedział:
- Wybacz, Dawn. Nie chciałem żadnego z was urazić. Po prostu jestem zainteresowany tą sprawą, a wy spieszycie się do Alabastii, zaś ja nie chcę was tutaj zatrzymywać i dlatego właśnie powiedziałem to, co powiedziałem.
- Rozumiem, ale i tak czuję się nieco urażona - odparła jego siostra.
- Ja w sumie też - dodał Max - Przecież jesteśmy jedną zgraną drużyną i razem jesteśmy w stanie osiągnąć naprawdę wszystko. Nie możesz więc od nas oczekiwać, że zostawimy cię samego z tą zagadką. Nawet gdyby była ona najgłupsza na świecie.
- Nie oceniaj po pozorach, przyjacielu - powiedział na to Ash, lekko się przy tym uśmiechając - Ta sprawa tylko na pozór może się wydawać bez sensu, jednak powszechnie to już wiadomo, że pozory bywają mylące. Sam tak mówisz o swoim wyglądzie.
Max nieco się zmieszał, ponieważ Ash pokonał go jego własną bronią, dlatego też odparł:
- W sumie to ty masz rację, stary. Ale ja nie rozumiem, co niby sprawa rozprutych maskotek może mieć w sobie, że jesteś nią tak zainteresowany? Przecież to tylko zwykły akt wandalizmu.
- Wobec tego czemu tylko niektóre osoby posiadające te maskotki je straciły i tylko niektóre pluszaki zostały rozprute? Czy raczej nie powinny zostać skradzione i rozprute wszystkie, skoro to bezmyślny wandalizm?
Max nie umiał odpowiedzieć na to pytanie, dlatego Ash uśmiechnął się zadowolony, że jego jest na wierzchu. Wszyscy zaczęliśmy rozmawiać na ten temat i zaczęliśmy sugerować, że być może te pluszaki mają w sobie coś ukryte, o czym ktoś, kto odpowiada za to wszystko, doskonale wie. Jednak co to takiego, nie wiadomo.
- Jeśli ukradziono tylko kilka maskotek, to tylko kilka z nich posiadało jakąś tajemniczą zawartość - rzekł Clemont.
- Właśnie, przyjacielu - pokiwał głową Ash - Tylko o jaką tu zawartość chodzi?
- Może narkotyki? - zaproponowałam.
- Możliwe... Albo coś innego - rzekł na to detektyw z Alabastii.
Następnie spojrzał na Bonnie, ściskającą mocno w dłoniach maskotkę od panny Nicky.
- Możemy zobaczyć tego pluszaka?
Bonnie gwałtownie zaprotestowała i odsunęła się od niego.
- Nie ma mowy! Nic z tego! Ta maskotka jest na pewno czysta, bo inaczej Nicky by mi jej nie dała!
- Jak tam uważasz - mruknął niezadowolony Ash, więcej nie naciskając w tej sprawie - Tak czy siak warto by było porozmawiać z tą panną Nicky na ten temat. Chętnie jutro to zrobię.
- A więc postanowione - zdecydowałam - Jutro porozmawiamy sobie z tą panną. I przy okazji warto się dowiedzieć, czy policja się zainteresowała sprawą maskotek.
- O ile ich znam, to raczej nie - stwierdził ironicznie Max.


C.D.N.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...