Gdzie jest Brock? cz. III
Braixen prowadził nas wszystkich przez całe miasto tropem Brocka. Szliśmy za nim zaintrygowany i zarazem bardzo podnieceni tym wszystkim. Mieliśmy nadzieję, że dzięki jego genialnemu węchowi znajdziemy naszego przyjaciela, ale niestety tylko w kryminałach takie coś ma miejsce, ponieważ w życiu jest zupełnie inaczej. O wiele gorzej niż w fikcyjnych historiach, gdyż nam niestety trop się skończył. A tak dokładniej, to wyglądało to tak, że doszliśmy na błonia poza miastem, po czym nagle Braixen przestał nas prowadzić, a jedynie spojrzał wysoko w górę.
- Co się stało? - zapytała zaniepokojona Misty.
- Wydaje mi się, że Braixen właśnie zgubił trop - powiedziałam bardzo załamanym głosem.
Byłam tym faktem niezwykle zawiedziona, ponieważ spodziewałam się czegoś wręcz przeciwnie, jednak nie mogłam oczekiwać cudów od mojego Pokemona, dlatego też smutno pogłaskałam go po głowie, mówiąc:
- Spokojnie, Braixen. Spokojnie. Nic cię o nic nie obwinia. Robiłeś co mogłeś. Dałeś z siebie naprawdę wszystko.
Stworek zapiszczał smętnie, a ja tymczasem popatrzyłam na niego, jak ponownie podnosi głowę w górę i węszy.
- Ciekawe... - rzekł Cilan - To naprawdę ciekawe. Czyżby dawał nam coś do zrozumienia?
- Jestem tego pewien - uśmiechnął się lekko Ash - Z całą pewnością Braixen mówi do nas wyraźnie, że Brocka zabrano stąd jakimś powietrznym statkiem.
- Może kosmicznym? - jęknął Cilan, po czym przez jego ciało przeszły dreszcze - O nie! Tylko nie to! Brocka porwali kosmici i uprowadzili go ze sobą w przestrzeń kosmiczną!
Misty popatrzyła na niego z politowaniem, po czym zerknęła na mnie i prosząco zapytała:
- Mogę?
- Śmiało - odpowiedziałam wiedząc, czego ona chce.
Rudowłosa zadowolona podeszła do niego i strzeliła go otwartą dłonią przez potylicę.
- Naprawdę mnie irytujesz, Cilan - warknęła na niego - Weź się ogarnij i zacznij mówić normalnie.
- No dobrze, Misty. A więc spokojnie - rzekł zadowolonym głosem, po czym zaczął nerwowo chodzić w kółko - Na pewno da się to wszystko jakoś racjonalnie wytłumaczyć, prawda? Tak, z pewnością. Nie ma więc powodu do obaw, wszystko będzie dobrze. Brocka wcale nie porwali żadni kosmici, a jedynie jakieś nędzne złodziejaszki. Dranie wywieźli go jakimś pojazdem powietrznym, który to jednak nie zostawia żadnych śladów, co jest bardzo dziwne, co z kolei strasznie mnie przeraża.
Cilan zaczął nagle szczękać zębami ze strachu, po czym spojrzał na nas i wręcz przerażony zawołał:
- Ja uważam, że należy się stąd wynosić i to jak najszybciej!
- Możesz sobie stąd wiać, jeśli chcesz, kretynie - mruknęła Misty - Ja nie zamierzam. A gdybyś się dobrze przyjrzał temu terenowi, to na pewno byś znalazł ślady tego pojazdu.
- No właśnie! - mruknął Ash, a jego Pikachu zeskoczył mu z ramienia na ziemię.
Chwilę później zaczął on uważnie penetrować ziemię wokół miejsca, w którym Braixen zgubił trop. Mój luby zaś padł na czworaka, po czym z lupą w dłoni oglądał bardzo dokładnie trawę, jakby chciał coś w niej wyszukać.
- Pika! Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu, kiedy w końcu coś znalazł.
Zadowolony Ash uśmiechnął się podchodząc do niego, po czym bardzo uważnie obserwując to miejsce ze szkłem powiększającym w dłoni.
- O! No i proszę! - zawołał wesoło - Wiedziałem, że będzie gdzieś tutaj ten ślad.
- Jaki ślad? - spytałam zdumiona.
- Ślad kołka - odpowiedział mi Ash, uśmiechając się przy tym - Zaraz poszukam następnych trzech, bo z pewnością gdzieś tutaj muszą być.
Obszedł dookoła szeroki kwadrat ziemi, po czym wyraźnie bardzo z siebie zadowolony odnalazł ślady trzech pozostałych kołków. Znalazł on je dzięki wsparciu swego wiernego Pikachu.
- Doskonale! - zawołał radośnie - Po prostu doskonale! Nie mogło być inaczej!
Po tych słowach wstał z ziemi i powiedział:
- Znalazłem ślady czterech kołków, które niedawno były wbite tutaj w ziemię.
- A co to oznacza? - zapytała Misty.
- Ja chyba wiem! - odezwał się Cilan.
Popatrzyłam na niego z ironią, gdyż po ostatnich jego spostrzeżeniach raczej nie spodziewałam się po nim wcale mądrych wypowiedzi.
- Śmiało, chętnie posłucham twojej hipotezy.
Zielonowłosy przybrał poważną minę, po czym zaczął mówić:
- Moim zdaniem ktoś tutaj wbił w ziemię cztery kołki, do których to przywiązał jakiś latający pojazd, aby ten nie odleciał.
- Takim pojazdem mógłby być balon? - zapytałam.
Ash uśmiechnął się bardzo wesoło, po czym spojrzał na mnie przez szkło powiększające, mówiąc:
- Podziwiam twój intelekt, Sereno. Owszem, to bardzo możliwe.
Odsunęłam go lekko od siebie, mówiąc:
- Bądź łaskaw nie patrzeć na mnie przez szkło powiększające i może wyjaśnił mi coś innego, panie detektywie.
- A co takiego? - spytał Ash.
- Skoro balon można spokojnie posadzić na ziemi, to po co przybijać go kołkami do ziemi? Żeby nie odleciał z wiatrem?
- A chociażby.
- Wiesz... Ale balon to nie jest kartka papieru. Nie odleci z pierwszym lepszym podmuchem wiatru.
- Wobec tego wisiał on cały czas w powietrzu niewiele nad ziemią i dlatego przybito go tutaj kołkami do ziemi, aby nie odleciał.
- W sumie racja - zgodziła się Misty - Wobec tego on musiał być cały czas gotowy do lotu.
- Właśnie! - zauważył Cilan, po czym zaczął swój kolejny wykład - Jak powszechnie wiadomo, balony powoli unoszą się w powietrze, a im zależało na pośpiechu.
- A moim zdaniem po prostu nie chcieli, żeby został odciśnięty w ziemi ślad po koszu od balona - stwierdził ironicznie Ash.
- O szczegóły nie będę się z tobą sprzeczać - mruknął Cilan urażonym tonem - Bardziej mnie ciekawi to, jak my teraz znajdziemy Brocka, skoro porywacze odlecieli z nim balonem?
- Ależ to bardzo proste - uśmiechnął się słynny detektyw - Będziemy go szukać z powietrza.
- Aha... I myślisz, że oni są na tyle głupi, że zaparkują balonem tak, abyśmy mogli ich wypatrzeć? - spytała złośliwie Misty.
- Być może - odparł wcale nie urażony Ash - Tak czy inaczej trzeba to sprawdzić. Skoro po ziemi szukać ich nie możemy z powodu braku tropów, będziemy szukać z powietrza.
- Jestem za! - zawołałam - Poza tym przypominam wam, że i tak nie mamy żadnego lepszego planu. Chyba, że drugi detektyw coś wymyślił. Ale coś, co ma ręce i nogi.
- Obawiam się, że na chwilę obecną nie mam żadnego planu - odparł na to Cilan zasmuconym tonem.
- No widzisz, a Ash ma plan, więc to chyba jasne, że go zrealizujemy - stwierdziłam tak, jakby to było coś zupełnie oczywistego.
- Dziękuję za poparcie, kochanie - uśmiechnął się do mnie Ash.
- Nie ma sprawy - odpowiedziałam wesoło.
Jak Ash postanowił, tak właśnie zrobiliśmy, więc już niedługo potem lecieliśmy razem na grzbiecie jego latających Pokemonów. Ja i mój chłopak dosiadaliśmy Pidgeota, Misty zaś dosiadła Charizarda, a Cilan Noiverna. Tego ostatniego Ash nie planował zabrać ze sobą na tę wycieczkę, jednak Misty uparła się, aby to zrobić.
- Nie mam nawet najmniejszego zamiaru lecieć z tym zielonowłosym dziwolągiem! - zawołała - Zapomnij o tym, mój ty drogi panie detektywie od siedmiu boleści, abym obejmowała cię mocno w pasie podczas lotu!
- Ale jeśli tego nie zrobisz, zlecisz - zauważył Cilan spokojnym tonem, choć słowa Misty zdecydowanie go uraziły.
- Nie zlecę, ponieważ będę lecieć na innym Pokemonie latającym. Ash ma ich kilka, prawda, Ash?
- Owszem, mam, ale nie wiem, czy wśród nich są dostatecznie duże, aby człowiek mógł na nich lecieć - odpowiedział jej mój chłopak - A poza Pidgeotem i Charizardem chyba nie mam żadnego...
- No, a Noivern? - zauważyłam.
Ash uśmiechnął się do wesoło, gdy mu o tym przypomniałam.
- Ano tak, racja! Rzeczywiście! Noivern przywieziony z mojej ostatniej podróży trenera Pokemonów! Noivern z Kalos! Sereno, ty jesteś po prostu genialna!
- Nie, raczej po prostu mam dobrą pamięć, ale miło mi, że tak uważasz - odparłam dowcipnie.
Pobiegliśmy razem w kierunku laboratorium profesora Samuela Oaka. Na szczęście był on tam i mógł nam służyć pomocą. Kiedy mu dokładnie opowiedzieliśmy, o co nam chodzi, uśmiechnął się tylko delikatnie i rzekł:
- Wiesz co, Misty? Naprawdę nie wiedziałem, że jesteś taka kapryśna. Trudno mi zrozumieć, dlaczego masz awersję do Cilana.
- W sumie sam się temu dziwię - odparł zielonowłosy.
- To, co ciebie dziwi, mogłoby chyba zapełnić niejeden tom - mruknęła złośliwie dziewczyna - Tak czy inaczej Ash ma Noiverna i zdecydowanie wolałabym, aby ten przemądrzały koleś poleciał sam na nim zamiast ze mną na Charizardzie.
- Zróbmy jej tę przyjemność, panie profesorze - zaśmiał się Ash - W końcu mamy Sylwester. To ostatni dzień starego roku. Nie będziemy chyba odmawiać naszej przyjaciółce tej drobnej przysługi.
- W sumie racja - stwierdził z uśmiechem profesor Oak - Tylko proszę, uważajcie na siebie. Nie wiemy przecież, kto porwał Brocka i dlaczego.
- Prawdę mówiąc, nie wiemy, ale się tego domyślamy - odpowiedział mu jego chrześniak - Jednak póki nie zyskamy całkowitej pewności, to nie będziemy nic mówić.
- Może jednak w tę sprawę powinna zaangażować się policja?
- Lepiej nie - powiedziałam na to - Jeśli się mylimy, a Brocka porwały groźne osoby, to na widok policji mogą one go zabić. No, a poza tym jest jeszcze coś, moi kochani.
- To, że nie wiemy dokładnie, gdzie obecnie jest Brock - dodała Misty zaniepokojonym tonem - My dopiero będziemy go szukać i mieć nadzieję, że go znajdziemy. A nadzieja, jak wiadomo, jest matką głupich.
- Nie tylko ich, ale nieważne - stwierdził słynny uczony - Skoro tak, to proszę bardzo. Tylko mimo wszystko uważajcie na siebie.
- Będziemy uważać. Słowo! - zapewnił go Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał jego starter.
Wyszliśmy na zewnątrz, po czym wypuściliśmy Noiverna z pokeballa. Ash uścisnął go wesoło, gdy tylko go zobaczył.
- Witaj, Noivern, przyjacielu! Miło cię znowu widzieć.
Pokemon lekko zaryczał na znak, że on również bardzo się cieszy na nasz widok.
- Słuchaj, Noivern, jest taka sprawa - mówił dalej mój luby - Musimy polecieć. Ja polecę z Sereną na Pidgeotcie, Misty na Charizardzie, ty zaś musisz podrzucić Cilana. Zdołasz to zrobić?
- Noive-noive! - zakwiczał Noivern, kiwając przy tym lekko głową na znak potwierdzenia.
- I po co ja niemądry pytam? - zaśmiał się wesoło jego trener - A więc już ruszajmy, kochani! Mamy coraz mniej czasu! Musimy zdążyć znaleźć Brocka przed rozpoczęciem zabawy.
- Właśnie! - przypomniałam im - Musimy zdążyć zanim rozpocznie się impreza sylwestrowa. Nie chcemy przecież jej przegapić.
- Jeżeli chodzi o mnie, to mało mnie ona będzie obchodzić, jeśli nie znajdę Brocka - odparła Misty.
- No proszę. Ktoś tutaj się chyba w kimś zakochał - zachichotał Ash, lekko trącając mnie w ramię.
Ja, on i Pikachu zachichotaliśmy wesoło, a sama rudowłosa popatrzyła na nas groźnym wzrokiem.
- Może w końcu polecimy zamiast dyskutować na takie jakże bzdurne tematy? - spytała.
- Nie ma sprawy - odpowiedziałam - Możemy śmiało ruszyć w drogę. Prawda, Ash?
- Jak najbardziej - stwierdził wesoło mój chłopak - Możemy ruszać w drogę i to natychmiast!
- Pika-pika! - zapiszczał wesoło Pikachu.
Chwilę później słynny detektyw wskoczył na grzbiet swojego Pidgeota, po czym dosiadł go i podał mi rękę, pomagając mi wsiąść. Następnie złapała go mocno w pasie, zaś głowę położyłam na jego ramieniu. To było bardzo przyjemne uczucia. Lubię to robić. Czuję się wtedy po prostu cudownie.
- Dobra, dosyć już tej czułości - zaśmiała się złośliwie Misty - A więc jedziemy dalej.
Następnie wskoczyła ona Charizarda i poleciała wysoko w górę, zaś Cilan dołączył do niej na grzbiecie Noiverna.
- Dobra, Pidgeot! Nie zostawajmy w tyle! - zaśmiał się Ash - Lecimy, przyjacielu!
Pokemon zaskrzeczał radośnie, po czym polecieliśmy tuż za nimi. Już chwilę później frunęliśmy wszyscy razem w przestworzach, bardzo uważnie wypatrując naszego celu.
- A właściwie to czego my szukamy? - spytał Cilan.
- To proste, szukamy balonu - odpowiedziałam mu - Prawdopodobnie jest to balon w kształcie głowy Meowtha.
- Ale to nie jest pewne - stwierdził Ash, patrząc na niego - To jest tylko nasze przypuszczenie.
Lecieliśmy dalej i uważnie wypatrywaliśmy czegoś, co wyglądało jak balon, ale niestety nie mogliśmy niczego znaleźć. To było naprawdę bardzo trudne wypatrzeć coś takiego z powietrza. Nasi przeciwnicy nie byli wcale takimi idiotami, aby nie schować balonu. Ale w sumie jak można schować balon? To chyba niemożliwe. Chyba, że spuści się z niego powietrze, ale przecież gorące powietrze to nie byle co i nie można go napuścić ponownie tak łatwo. Więc wypuszczenie go i wpuszczenie na nowo jest raczej mało możliwe. Wobec tego musieli go gdzieś ukryć, ale gdzie?
Powiedziałam o tym wszystkim Ashowi, a ten uśmiechnął się do mnie delikatnie i rzekł:
- Wiesz, Sereno... Ja doskonale sobie zdaję z tego sprawę i dlatego właśnie lecimy głównie nad lasem.
- Nad lasem?! - zdziwiłam się - Myślisz, że oni schowali ten balon gdzieś między drzewami?
- Tak właśnie myślę - pokiwał głową mój ukochany - Ale nie wiem dokładnie, czy mam rację.
- Obyś miał rację, bo inaczej będziemy tak krążyć po całej Alabastii i jej okolicach bez żadnego sensu - mruknęła Misty.
- Spokojnie, Mistyś - zaśmiał się wesoło detektyw z Alabastii - Oni nie mogą być daleko od tego miasta. Balonem daleko możesz zalecieć, ale to trochę trwa. To nie jest samolot. Lecisz długo i powoli, a prócz tego Brock szybko tutaj wrócił po leki. Więc logika mi mówi, że to wszystko wskazuje na to, iż oni są tutaj, w lesie przy Alabastii.
- Ale gdzie dokładniej? - spytał Cilan - Latamy już chyba z pół godziny nad tym lasem i nic.
Ash kazał Pokemonom się zatrzymać i jęknął załamany.
- Ech... Po prostu koszmar! Las jest wielki, a balon pewnie ukryli tak, żeby nie był on widoczny z nieba. Ale spokojnie, kochani... Znajdziemy ich. Pomyślmy... Oni muszą mieć tu jakąś bazę... Nie tak daleko od Alabastii, bo inaczej Brock by tak szybko nie wrócił. Chyba, że...
Nagle uderzył się dłonią w czoło.
- Jaki ja jestem głupi! Oni z pewnością są w tym lesie, ale w jakimś konkretnym miejscu!
- Tyle to i my wiemy, ale gdzie? - mruknęła złośliwie Misty.
Z jej głosu bił lęk, co oznaczało, że wyraźnie niepokoiła się ona o los Brocka, choć nie chciała się do tego przyznać.
- Słuchajcie... W tym lesie, w głębi puszczy jest taki stary domek do wynajęcia - mówił dalej zadowolonym tonem Ash - Wiem o nim, bo tata mówił, że raz tam pojechał z Cindy.
- Gdzie dokładniej jest ten domek? - spytałam.
Mój luby pomyślał przez chwilę, aż w końcu sobie przypomniał.
- Wiem! Lecimy!
***
Ash i ja polecieliśmy przed siebie w kierunku, który wskazał mój luby. Misty z Cilanem lecieli za nami nie wiedząc jednak, w jakim dokładnie kierunku zmierzamy. Na szczęście dzielny detektyw z Alabastii doskonale wiedział, co robi, gdyż w odpowiednim momencie kazał nam wylądować, po czym schowaliśmy nasze środki transportu do pokeballi i pognaliśmy za Ashem, który prowadził nas przed siebie.
- To już niedaleko, tylko nie hałasujcie, proszę - powiedział po chwili mój luby, powoli zwalniając - Uwaga... Jest!
Następnie wskazał on nam palcem cel naszej podróży, którym był spory domek z drewna posadzony między drzewami. Obok niej znajdował się balon z głową w kształcie Meowtha. Korony drzew sięgały naprawdę wysoko, więc zasłaniały go przed czujnym okiem takich śledczych jak my. Mogliśmy go sobie wypatrywać jeszcze bardzo długo i z pewnością byśmy tego draństwa nie zauważyli.
- A więc to Zespół R - powiedziała Misty ze złością, zaciskając dłoń w pięść - Powinnam się była tego domyśleć.
- Jesteś po prostu super, Ash - odrzekł Cilan zachwyconym głosem - Choć muszę też powiedzieć, że pewnie sam bym do tego doszedł, gdybym posiadał tyle informacji, co ty.
- Jasne... chwalipięta - mruknęła rudowłosa z kpiną.
- Ale po co oni porwali Brocka? - spytałam - Czyżby mieli jakieś chore Pokemony?
- Jeśli tak, to czemu nie zostawili ich w Centrum Pokemon? - zdziwiła się Misty.
- Widocznie bali się rozpoznania - rzekł Ash - Ale tego dowiemy się zaraz, kiedy ich przesłuchamy.
- Co robimy? - zapytałam.
- Zakradamy się tam po cichu i ostrożnie - wyjaśnił nam detektyw z Alabastii - Idę z Pikachu pierwszy... Zaraz potem po kolei idziecie wy.
- Dobra - pokiwała głową Misty.
Ash wraz z wiernym Pikachu na ramieniu zakradł się do ściany domku. Delikatnie zajrzał przez okienko do środka, a następnie wyjął zza pasa swój pistolet straszak i pomachał nim w naszym kierunku. Ja, Misty oraz Cilan pobiegliśmy cicho, po czym ostrożnie, uważając, aby nie nadepnąć na żadną gałązkę czy coś w tym rodzaju. Chwilę później staliśmy oparci o ścianę domu i patrzyliśmy na Asha czekając na to, co on dalej zarządzi.
- Są w środku - powiedział - Przejdźmy pod tym oknem. Nie mogą nas zauważyć.
Przeczołgaliśmy się ostrożnie pod oknem domku, po czym doszliśmy do drzwi. Czułam, jak serce mocno mi bije w piersi i pomyślałam sobie, iż to naprawdę coś niesamowitego przeżyć na żywo jakąś przygodę podobną do tych z filmów sensacyjnych. Co prawda Zespół R to nie są wcale żadni terroryści, których powinniśmy się obawiać, jednak lepiej uważać, bo jeżeli wyczują zagrożenie, to mogą uprowadzić Brocka jako zakładnika lub zrobić coś jeszcze gorszego. Oczywiście nie są oni zabójcami, lecz skąd mieliśmy wiedzieć, co oni zrobią w desperacji? Woleliśmy nie ryzykować.
Ash powoli podniósł się z ziemi i trzymając w prawej dłoni straszak popatrzył na nas, po czym kiwnął głową, mówiąc szeptem:
- Teraz wchodzimy... Za mną, przyjaciele!
Następnie nacisnął on klamkę i wparował do środka razem z Pikachu, krzycząc przy tym:
- Nie ruszać się! Ręce do góry!
Ja, Misty i Cilan wbiegliśmy za nim i zauważyliśmy Jessie i Jamesa, jak przerażeni podnoszą ręce do góry.
- Cześć, my po kolędzie! To kogo mamy prześwięcić?! - rzuciłam nieco dowcipnym tonem, kiedy zobaczyłam naszych przeciwników, jak boją się plastikowej broni Asha.
- Przybieżeli to Betlejem i zaraz was zlejem! - dodał Cilan, po czym parsknął śmiechem.
Widząc jednak, że nikogo nie ubawił jego żart, jęknął tylko i zapytał:
- Co? Nie było zabawne?
- Przykro mi, ale niestety nie - odpowiedziała mu Misty.
- Szkoda - jęknął chłopak - A taką miałem nadzieję, że was rozbawię.
- A niech mnie! To głąby z bronią! - zawołała Jessie - Normalnie niezłe atrakcje mamy na koniec roku!
- Tego się nie spodziewaliśmy - dodał James.
- Miałem po cichu taką nadzieję - rzekł Ash, nadal mierząc do nich z plastikowego straszaka - Gdzie jest Brock?
- Tutaj, Ash.
Chwilę później do pokoju wszedł Brock. Był cały i zdrowy, a ponadto wyraźnie zdumiony naszą obecnością.
- Brock! Ty żyjesz! - zawołała radośnie Misty.
Następnie podbiegła ona do chłopaka i bardzo mocno go uściskała, ale szybko zorientowała się, co robi i zachichotała nerwowo, puszczając go od razu.
- He he he... Wybacz, to wszystko z tych nerwów.
Natychmiast spojrzała na Jessie groźnym wzrokiem, wołając:
- Co mu zrobiliście, dranie?!
- Nic! Nic złego! - zawołał przerażony James.
- Jak nam nie wierzycie, możecie go sami o to zapytać - dodała Jessie zirytowanym głosem - Dalej, głupku. Powiedz sam. Zrobiliśmy ci krzywdę?
- Nie, nie zrobili mi krzywdy - odparł na to Brock - Poszedłem z nimi dobrowolnie, choć nie byłem pewien, czy mnie wypuszczą, ale liczyłem na to, że tak.
- Brock, tak bardzo się martwiliśmy - powiedziałam radośnie - Już się baliśmy najgorszego.
- Tak, Ash nawet miał obawy, że porwali cię kosmici - dodał Cilan.
- CO?! Pierwsze słyszę - mruknął Ash.
Misty westchnęła głęboko, zaś ja uśmiechnęłam się lekko.
- Tak czy inaczej ważne, że jesteś cały i zdrowy. Może jednak nam powiesz, co się tutaj dzieje?
- Właśnie! - dodał Ash, nie przestając mierzyć ze straszaka do Zespołu R - Mówcie mi tu zaraz, co się tutaj dzieje? Dlaczego porwaliście Brocka?
- My go wcale nie porwaliśmy - odparła Jessie - Owszem, co nieco go postraszyliśmy tym, co będzie, jeżeli z nami nie pójdzie, ale porwanie... To przesada.
- Tak, to sama prawda - pokiwał głową Brock - Przyszli do mnie rano i mi powiedzieli, że potrzebują mojej pomocy jako lekarza Pokemonów. Nie chciałem im pomagać, ale oni zaczęli mi mówić, że beze mnie nie pójdą i jeśli będzie trzeba, wezmą mnie ze sobą siłą. W końcu im ustąpiłem, a kiedy obiecali mi, iż mnie wypuszczą po wszystkim, to poszedłem z nimi. Na miejscu zaś znalazłem te oto Pokemony.
Następnie wskazał on dłonią pokój, z którego właśnie wyszedł. Powoli i ostrożnie weszliśmy do niego, a wówczas oczom ukazał nam się smutny widok. Na dość prowizorycznych posłaniach leżała cała masa Pokemonów z kompresami na czołach. Były one spocone i z trudem oddychały. Widać, że dokuczała im gorączka. Wśród nich dostrzegliśmy też Meowtha, kompana Jessie i Jamesa. Kiedy ten nas zauważył, jęknął:
- No świetnie... Głąby nas wykryły...
- Co się tutaj dzieje? - zapytałam zdumiona - Co tu robią te wszystkie chore Pokemony?
- I czemu wasz kumpel jest chory? - dodała Misty.
- Spróbuję sam zgadnąć - odpowiedział jej Ash, podchodząc bliżej - A wy mi mówcie tylko TAK lub NIE. To są kradzione Pokemony, prawda?
- Owszem, nie zaprzeczam - powiedział James, kiwając lekko głową - Ostatecznie dobrze wiesz, jaki mamy fach.
- Świetnie - burknął Ash i mówił dalej: - Ukradliście te Pokemony, po czym chcieliście je przewieźć Giovanniemu, ale niestety jeden z nich był chory i zaraził tym inne Pokemony, prawda?
- Tak... Wczoraj były one wszystkie zdrowe, a dzisiaj rano wszystkie złapały to paskudztwo - rzekła Jessie ponurym tonem - Nawet nasz kochany Meowth.
- Bardzo chcieliśmy je zanieść do Centrum Pokemon, ale niestety sami nie mogliśmy ich ruszyć. Przeniesienie ich było niemożliwe. Jeszcze by im się tylko pogorszyło - dodał James przejętym tonem.
- Więc czemu nie wezwaliście pomocy? - spytał Cilan - Przecież one wymagają fachowej opieki medycznej.
- To prawda, ale baliśmy się - odparł na to smutno James - Kiedy tylko poszliśmy do Centrum, aby poprosić siostrę Joy o zabranie ich do siebie karetką, to nagle zauważyliśmy, że tam jest jeden z okradzionych przez nas trenerów. Było duże ryzyko, iż nas pozna, dlatego szybko się przebraliśmy i zaczęliśmy planować dalsze działanie. Uznaliśmy, że jeśli w Centrum jest więcej okradzionych osób, to nas poznają lub poznają swoje stworki, a my nie chcieliśmy tracić łupu. Wówczas przypomnieliśmy sobie o tym waszym kumplu, który jest lekarzem Pokemonów. Na szczęście był na miejscu, więc mogliśmy go poprosić o pomoc.
- Tak właśnie było - powiedział Brock - Chciałem sprowadzić karetkę pogotowia dla tych Pokemonów, ale oni się uparli, żebym tego nie robił.
- Spanikowaliśmy - jęknął załamanym głosem James - Baliśmy się już własnego cienia. Poza tym chcieliśmy je ratować natychmiast, a Meowth... No, sami zobaczcie, jak wygląda, biedaczek.
- Wiecie, że to nieodpowiedzialne? - spytała Misty gniewnym tonem - Pokemony te powinny znaleźć się jak najszybciej w Centrum Pokemon.
- Spokojnie, zrobiłem dla nich, co mogłem - wyjaśnił jej Brock, lekko się uśmiechając - Jutro powinny poczuć się lepiej, ale i tak mówiłem, że bez fachowego sprzętu medycznego ich choroba potrwa znacznie dłużej.
- Mimo wszystko nie chcieliście ich przewozić, ponieważ prócz lęku, że okradzeni trenerzy tam się zjawią i rozpoznają was oraz swoje stworki było jeszcze coś - powiedział Ash, patrząc na dwójkę złodziejaszków bardzo groźnym wzrokiem - Baliście się, że siostra Joy zacznie zadawać pytania, skąd macie taką wielką liczbę Pokemonów. Niewygodne pytania pociągną za sobą niewygodne odpowiedzi, a wtedy wpadka, co? Dziwi mnie jednak, Brock, że poszedłeś z nimi dobrowolnie zamiast wezwać policję.
- A miałem wybór? - jęknął na to nasz przyjaciel - Powiedzieli, że mnie tam zaciągną choćby siłą. A kiedy się okazało, iż nie mam przy sobie dość leków i wróciłem do miasta po nie, to Jessie przez cały czas mnie pilnowała, żebym nie robił, jak to ona powiedziała, głupstw.
- Dokładnie tak - wtrąciła się Jessie - Więc sami teraz widzicie, jak się sprawy mają. Przede wszystkim martwiliśmy się o Meowtha. Gdyby nie on, to ucieklibyśmy stąd i wezwali z bezpiecznej odległości pomoc. Wówczas byśmy stracili łup, ale przynajmniej Pokemony by wyzdrowiały.
- Tak nagle odezwało się w was dobre serce, co? - mruknęła z kpiną w głosie Misty.
- Ej, ty! Głąbinko! Tylko bez takich - warknęła Jessie urażonym tonem - Może i jesteśmy złodziejami, ale nie pozwalamy na to, aby Pokemony przez nas porwane umierały nam na rękach. Nie jesteśmy przecież bez serca.
- Powiedzmy, że wam wierzę - mruknęła złośliwie rudowłosa - No i co? Nie mogliście odjechać na bezpieczną odległość i anonimowo wezwać pomoc?
- Albo też porwać karetkę i zawieść te Pokemony do Centrum? - dodał Cilan - Może niezbyt to zgodne z prawem, ale chyba znacznie lepsze niż to, co wymyśliliście.
- Przyznaję, że nie myśleliśmy wtedy racjonalnie, ale sami powiedzcie, czy umielibyście tak myśleć na naszym miejscu? - zapytał James - Przecież te biedactwa pochorowały się przez nas i jeszcze nasz przyjaciel cierpiał. Musieliśmy coś wymyślić i widok waszego kumpla zaraz nam podsunął taki plan.
- Może był i głupi, ale przecież mieliśmy oboje dobre intencje - dodała załamana Jessie.
- Wy i dobre intencje?! - prychnęła z kpiną Misty - Jasne! Tere-fere kuku! Baba strzela z łuku! Chcieliście zwyczajnie uniknąć paki, a potem, jak już Pokemony wyzdrowieją, to zanieść je Giovanniemu!
- Przyznaję, że mieliśmy podobne plany - powiedział James wyraźnie zawstydzonym tonem - Może nie jest to zbyt szlachetne, ale cóż... Tacy już jesteśmy.
- Byliśmy w desperacji - dodała smutno Jessie - Gdyby nie chodziło o Meowtha, to już dawno byśmy poinformowali siostrę Joy o wszystkim, ale baliśmy się, że Meowtha ktoś rozpozna jako złodzieja, a co gorsza pozna też i nas. Poza tym baliśmy się pytań na temat, skąd mamy te Pokemony.
- Mogliście i tak sprowadzić pomoc wzywając anonimowo pogotowie - zauważył Cilan.
- I zostawić Meowtha samego w Centrum?! - odparł oburzony już samą taką propozycją James - Nigdy w życiu! To nasz przyjaciel.
- Właśnie! - poparła go wspólniczka - Nawet jeśli czasami mamy go już serdecznie dosyć, to nadal jest naszym kumplem i nie możemy zostawić biedaka samego w szpitalu, w którym my byśmy się raczej zjawić nie mogli z obawy, że nas poznają.
- Dokładnie tak - dodał James.
Ich logika była dość pokręcona, jednak pasowała do nich idealnie. Taki właśnie oni mieli tok myślenia. Obawa o własne bezpieczeństwo przeplatała się u nich z obawą o życie przyjaciela. Wybrali więc takie wyjście, aby nie musieć niczego ryzykować.
- No i co teraz z nimi zrobimy? - spytała Misty - Wydamy policji?
- Proszę, tylko nie to! - wrzasnęła Jessie, padając na kolana i składając dłonie w błagalnym geście - Proszę! Miejcie litość!
- Nie chcemy spędzić Sylwestra i Nowego Roku za kratkami! - dodał James, powtarzając gest swojej wspólniczki.
Ash popatrzył na nich uważnie, po czym podszedł do drzwi i otworzył je szeroko, mówiąc:
- Wynocha.
Wszyscy patrzyliśmy na niego wyraźnie zdumieni jego decyzją. Jessie i James także byli nią zaskoczeni.
- Puszczasz nas wolno? - spytali chórem.
- Tak.
- A Meowth? - zapytał James - Nie możemy iść bez niego.
- Za pół godziny powinna przyjechać tu karetka pogotowia z Centrum Pokemon - powiedział Ash poważnym tonem - Zajmą się tam Meowthem i całą resztą. Ale wy będziecie aresztowani, więc jeśli nie chcecie, aby was kompan odwiedzał was za kratkami, to spadajcie.
- Och, głąbie! Ty jesteś po prostu wielki i wspaniałomyślny! - zawołała zachwyconym głosem Jessie.
- Dziękujemy ci! - dodał wzruszonym tonem James.
Chwilę później oboje uważnie przez nas pilnowali powoli wyszli z domku i wsiedli do balonu, którym potem unieśli się w górę.
- I żadnych sztuczek, pamiętajcie! Bo jak nie, to strzelę wam w balon, a wtedy już nigdzie nie polecicie! - pogroził im Ash.
- Co? Czy sądzicie, że rzucilibyśmy z powietrza jakąś bombę dymną, po czym porwalibyśmy w zamieszaniu twego Pikachu? - zapytała ironicznie Jessie, siedząc już w koszu.
- Prawdę mówiąc przyszło nam to do głowy - dodał James - Ale w końcu mamy ostatni dzień starego roku... Nie powinno się go żegnać takimi matactwami.
- Poza tym za bardzo nam zależy na bezpieczeństwie Meowtha - rzekła jego wspólniczka - Nie będziemy zatem robić żadnych akcji póki on nie wyzdrowieje.
- Dobra, nie gadajcie już tyle i spadajcie stąd, bo jeszcze się rozmyślę! - mruknął na nich już nieco rozzłoszczony Ash.
Złodzieje przyjaźnie i z ulgą zachichotali, po czym odbili od ziemie i ruszyli na swoim balonie w sobie tylko znanym kierunku. Już tak po kilku minutach zniknęli nam z oczu. Dla pewności trzymałam jednak mocno w objęciach Pikachu, zaś Ash mierzył do nich ze straszaka, który oni brali za prawdziwy pistolet (na nasze szczęście).
- Przyznam się, że jestem nieco zdumiony twoją postawą - powiedział Brock, gdy Jessie i James zniknęli nam z oczu.
- A ja twoją - odparł na to mój chłopak - Czy nie mogłeś nas jakoś o wszystkim poinformować?
- Właśnie! - dodała Misty - Albo powiedzieć mi, kiedy się widzieliśmy na mieście?
- Wybaczcie mi, ale obowiązki lekarza przede wszystkim - odparł na to nasz przyjaciel - Tak czy inaczej lepiej już zadzwońmy po pomoc. Tu jest aparat telefoniczny. Możemy śmiało poinformować siostrę Joy o wszystkim.
- Właśnie... Niech przyjedzie i zabierze tych biedaków - dodał Cilan - A my będziemy mogli wrócić do przygotowania imprezy.
- No właśnie! Impreza! - zawołał Brock, po czym spojrzał na Misty zakłopotanym tonem - Wiesz, Misty... Ja naprawdę chciałem cię serdecznie przeprosić.
- Niby za co? - zapytała rudowłosa.
- Wiesz... Wczoraj byłem tak zajęty, że nawet nie miałem czasu cię zaprosić na bal, ale miałem już zaproszenia kupione i nawet chciałem dzisiaj dać ci zaproszenie, jednak tyle się dzisiaj działo, że...
- Rozumiem... - powiedziała Misty dziwnie wyrozumiałym tonem - To wszystko wyjaśnia. Naprawdę nie musisz mi się tłumaczyć. Ja to rozumiem.
- Ale pewnie już ktoś cię zaprosił, co nie?
- Tak właściwie, to... - chciałam już coś powiedzieć, ale Misty lekko nadepnęła mi na nogę i zamilkłam w pół słowa.
- Ależ skąd! Nic z tych rzeczy! - zawołała wesoło nasza przyjaciółka - Nie mam na ten wieczór żadnych zobowiązań, dlatego możesz mnie śmiało zaprosić, jeśli chcesz.
- Super! - zawołał radośnie Brock - Bo pomyślałem, że moglibyśmy razem trochę zatańczyć.
- To świetnie. A więc jak? Zapraszasz mnie?
- Oczywiście. A ty się zgadzasz?
- Oczywiście!
Misty była zachwycona, kiedy właśnie Brock zaprosił ją na bal. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak się zachowuje, ale najwidoczniej to jej uczucie do Brocka i zachwyt tym, jak poświęcał się on dla tych biednych, chorych Pokemonom sprawiło, że zapomniała o całej złości, jaką miała do niego. Poza tym pewnie nie uśmiechało się jej tańczenie z Chrisem i to również dlatego przyjęła zaproszenie.
- Ciekawi mnie tylko, co też ona powie Chrisowi, kiedy mu w ostatniej chwili odmówi - spytałam Asha, kiedy Brock i Misty dzwonili właśnie po siostrę Joy.
- Jak znam życie, to pewnie wymyśli coś w trymiga - zaśmiał się na to mój chłopak.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
***
W ciągu pół godziny, a może nawet jeszcze szybciej zjawiła się karetka pogotowia, aby zabrać ze sobą wszystkie chore Pokemony. Siostra Joy oraz towarzyszące jej Chansey po kolei ułożyły je w karetce, a potem zabrały do Centrum.
- Na całe szczęście znalazły się one pod dobrą opieką - powiedziała, gdy już byliśmy na miejscu - To dobrze, że wasz przyjaciel się nimi zajął. Dzięki temu będę miała nieco mniej do roboty, ale i tak przyda im się kilka naszych leków oraz wygodne posłania w odpowiednim pokoju z właściwą temperaturą. Ci złodzieje naprawdę nie mieli sumienia, aby je tak trzymać w tej chacie.
- Na całe szczęście porwali lekarza, który się nimi zajął - dodała Misty - Szkoda tylko, że uciekli nim tam przybyliśmy.
- Ale skąd wiedzieliście, że tam właśnie należy ich szukać? - zdziwiła się Joy.
- To już zasługa Sherlocka Asha - powiedział z dumą w głosie Brock.
- Jego oraz jego sztuki dedukcji - dodałam równie zadowolona, co on, patrząc na mego chłopaka.
Ash zarumienił się delikatnie, po czym dodał:
- Zrobiłem jedynie to, co należało do moich obowiązków. Przy okazji pożegnałem stary rok jakimś ciekawym śledztwem.
- Czy jeszcze będziemy ci do czegoś potrzebni? - spytał Cilan.
- Nie, poradzę sobie z nimi - powiedziała wesoło Joy - Zobaczymy się wieczorem, chyba, że się tym biedactwom pogorszy.
- W razie czego możesz liczyć na moją pomoc - zgłosił się Brock, ale nagle Misty pociągnęła go za rękę.
- Lepiej, żebym ja mogła na nią liczyć - mruknęła - Zapomniałeś, że idziemy dzisiaj na zabawę?
- Nigdy bym tego nie zapomniał - uśmiechnął się do niej wesoło Brock - W żadnym razie, moja droga.
- Cieszy mnie, że nie muszę ci tego przypominać - rzuciła rudowłosa nieco złośliwym tonem.
Następnie wyszła ona z Brockim i Cilanem. Ja i Ash zostaliśmy jeszcze chwilę, gdyż mój ukochany chciał zobaczyć Meowtha. Zajrzeliśmy więc do niego. Pokemon był przytomny, ale nadal źle się czuł i ledwie mówił.
- Och... Głąby - jęknął na nasz widok - Przyszliście sobie popatrzeć, jak cierpię?
- W żadnym razie - powiedział na to Ash - Chcieliśmy zobaczyć, jak się czujesz i życzyć ci Szczęśliwego Nowego Roku.
- Poważnie? - zdziwił się Pokemon - Naprawdę dziwi mnie, że tego mi życzysz.
- Niby czemu?
- Bo dla mnie szczęście w nowym roku to złapanie twojego Pikachu i podarowanie go szefowi.
Ash uśmiechnął się do niego z politowaniem.
- Twój szef w nowym roku prawdopodobnie wyląduje za kratkami, więc być może będziesz musiał szukać sobie nowej pracy. Pamiętaj jednak, że ja nigdy nie byłem i nigdy nie będę waszym wrogiem. Co najwyżej tylko przeciwnikiem, a to co innego.
- Serio? - zdziwił się Meowth - Myślałem, że nas nie cierpisz.
- Nie cierpię tylko tego, że próbujecie mi ukraść Pikachu, a poza tym nawet was lubię - uśmiechnął się Ash - Ostatecznie bez was moje życie nie byłoby tak ciekawe. Poza tym gdyby nie wy, to nie poznałbym Sereny.
- Poważnie?
- Tak. Bo widzisz... Wtedy, kiedy ponad dwa lata temu wywołaliście w Lumiose to całe zamieszanie z Garchompem, to wówczas Serena oglądała razem ze swoją mamą wiadomości na żywo z tego miasta i zobaczyła mnie. Potem przypomniała sobie, że już mnie gdzieś widziała, a po namyśle już wiedziała, skąd i cóż... Ruszyła do Lumiose, aby się ze mną spotkać, dzięki czemu obecnie jesteśmy razem.
To mówiąc ścisnął delikatnie moją dłoń.
- On ma rację - potwierdziłam - Gdyby nie wy i gdyby nie moja mama, która namówiła mnie, abym obejrzała z nią telewizję, być może nigdy bym nie spotkała ponownie Asha, mojego przyjaciela z dzieciństwa i obecnego chłopaka.
- Czyli, że niechcący ja i moi kumple przyczyniliśmy się do waszego szczęścia? - spytał Meowth.
- Dokładnie tak.
Pyszczek Pokemona rozjaśnił jasny uśmiech.
- Super! Czy to oznacza, że nie boczycie się już na nas i możemy wam zabrać Pikachu?
Pokręciłam załamana głową, słysząc to pytanie. Czy on kiedykolwiek zmieni swoje zachowanie wobec nas?
- Spokojnie, Meowth. Tylko bez takich pomysłów - odparłam mu na to wesoło - Nie spodziewaj się nie wiadomo czego. Pikachu nigdy nie damy wam ukraść, jednak życzymy tobie oraz twoim przyjaciołom Szczęśliwego Nowego Roku.
- I pamiętajcie, że jak zechcecie zmienić fach, to wystarczy nam tylko powiedzieć - dodał wesoło Ash - Restauracja mojej mamy zawsze będzie potrzebować dobrych kucharzy, a ty i twoi kumple nieźle sobie radzicie.
- Fakt, niezgorsi z nas kucharze - zachichotał lekko Meowth - Jeszcze przemyślę twoją propozycję.
- Przemyśl ją. A teraz odpoczywaj, Meowth - powiedział Ash.
- Do zobaczenia - dodałam wesoło.
- Pika-pika! - zapiszczał przyjaźnie Pikachu.
Następnie wyszliśmy zostawiając go, aby sobie spokojnie odpoczął w towarzystwie innych pacjentów.
***
Wszyscy nasi przyjaciele byli wręcz mile zaskoczeni widokiem Brocka całego i zdrowego. Bardzo chcieli się oni dowiedzieć, co się z nim stało i dlaczego tak długo go nie było, jednak on powiedział im, że odpowie na ich wszystkie pytania jutro, bo dzisiaj chce jeszcze nam pomóc w końcowej fazie szykowania imprezy. Potem zaś uwijał się jak w ukropie, aby tylko być użytecznym i w dużej mierze dzięki jego pomocy poradziliśmy sobie z tym, co jeszcze zostało do zrobienia.
Potem rozpoczęła się sylwestrowa zabawa. Zespół The Brock Stones dawał czadu, a kiedy nie grali, to zastępowała go kompania Biffa Mutano, który nie pozostawał w tyle za swym drogim przyjacielem. Wówczas też członkowie poprzedniego zespołu mogli zatańczyć na parkiecie. Chris był zawiedziony, kiedy dowiedział się w ostatniej chwili, iż nasza droga Misty będzie tańczyć z Brockiem, ale na całe szczęście dość szybko porwała go do tańca młoda kelnerka naszej restauracji, dlatego nie miał on powodów, aby narzekać na brak towarzystwa.
Par na parkiecie było wiele. Ja tańczyłem z Ashem, May z Garym, Misty z Brockiem, Dawn z Clemontem, Bonnie z Maxem, Cindy z Joshem, Delia ze Stevenem, Caroline z Normanem, Iris z Cilanem, Melody z Traceym, Alexa z fryzjerem Rene, porucznik Jenny razem z profesorem Oakiem, Maggie razem z Johnem, a jej brat Thomas, choć zwykle ponurak, dał się porwać kilku paniom do tańca. Również Pokemony tańczyły ze sobą, a głównie to Pikachu z Buneary. Zabawa była więc naprawdę udana, a gdy nadszedł już czas na odliczanie ostatnich sekund starego roku i krzyknięcie głośno „Szczęśliwego Nowego Roku“, to zapanowała taka euforia oraz takie wrzaski radości, że o mało nie ogłuchłam.
Zabawa trwała chyba do godziny trzeciej w nocy. Potem zaś padliśmy wszyscy zmęczeni na swoje łóżka. Ostatnie pary tańczyły do samego końca, a pośród nich byliśmy ja i Ash, Dawn i Clemont oraz Misty i Brock. Niechętnie myślałam o tym, iż rano trzeba będzie posprzątać po tej zabawie, co nie było wcale miłą perspektywą.
Oczywiście miało to miejsce następnego dnia, ale prócz tego porucznik Jenny przesłuchała mnie, Asha, Cilana, Misty i Brocka w sprawie tych porwanych Pokemonów oraz zniknięcia ostatniego z nas. Opowiedzieliśmy jej wszystko bardzo dokładnie, łącznie z tym, że wypuściliśmy wolno Jessie i Jamesowi. Policjantka nie była z tego zadowolona, lecz ostatecznie uznała, iż szkoda by było tych pajaców zamykać.
- Poza tym mimo wszystko zadbali o zdrowie tych Pokemonów, choć w nieco dziwaczny sposób - powiedziała - A więc w sumie może to nawet lepiej? Może kiedyś to wyjdzie z pożytkiem dla nas wszystkich?
Mieliśmy nadzieję, że tak właśnie będzie, a Zespół R będzie umiał okazać wdzięczność za uczynioną im przysługę. Tak czy owak Pokemony w ciągu tygodnia powróciły do zdrowia, a ich właściciele odebrali je potem z Centrum Pokemon. Meowtha zaś zabrali Jessie i James przebrani za młode małżeństwo. Prócz tego ktoś (prawdopodobnie James) zostawił siostrze Joy kopertę z niemałą sumką pieniędzy oraz listem, w którym wyrażał prośbę, aby wpłacić te pieniądze na jakiś jakże szczytny cel związany z leczeniem Pokemonów. Joy oczywiście wzruszona spełniła jego prośbę.
Cóż mogę jeszcze dodać w tej całej sprawie? Chris przestał wreszcie denerwować Misty swoją osobą, a zainteresował się ładną kelnerką, która na zabawie porwała go w tany. Sama Misty z kolei zaczęła nieco więcej czasu spędzać z Brockiem i choć przy byle okazji wypominała mu, iż zaprosił ją na ostatnią chwilę, to jednak nie żałowała tego, że się zgodziła.
- Jak myślisz, czy z tej mąki będzie chleb lub też jakieś ciasto? - spytał mnie Ash, gdy zauważyliśmy pewnego razu, jak Brock rozmawia z Misty, która droczy się z nim delikatnie.
- Któż to wie, kochanie? - uśmiechnęłam się do niego - Być może w tym Nowym Roku 2007 nadejdą jakieś pozytywne zmiany wokół nas? Ja osobiście życzę im jak najlepiej.
- Ja także, Sereno. Ja także - dodał Ash, obejmując mnie czule.
KONIEC
Całkiem niezła przygoda i zagadka z cyklu tych luźniejszych :). Tym razem Ash i jego przyjaciele przygotowują wszystko na zabawę Sylwestrową, na której rzecz jasna nie zabraknie tańców. Okazuje się, że jedna dziewczyna jest niechętna owej zabawie. Kiedy wszyscy panowie zaprosili już swe ukochane na zabawę, włączając w to Maxa, który zapomniawszy dawne urazy chętnie zaprosił Bonnie, jedynie Misty jest w złym nastroju. Mimo otwartemu zaprzeczeniu liczyła ona na to, że uda się na tę zabawę z Brockiem. Ten jednak niespodziewanie znika, nie dając znać przyjaciołom. Fakt ten wzbudził niemałe zdziwienie, jako że Brock, będący liderem zespołu muzycznego najpoważniej podchodził do przygotowań. Miał również zamiar zaprosić Misty na tańce, lecz nie zdążył tego zrobić, gdyż (jak się okazało) został uprowadzony. Sherlock Ash wraz z Sereną nie zamierzają czekać, tylko natychmiast rozpoczynają poszukiwania. Towarzyszą im zmartwiona Misty oraz Cilan, w przeciwieństwie do Asha detektyw o mizernych możliwościach, za to pełen zapału. Pomoc z niego niewielka, ale przyda się każda pomoc. Opis porywaczy, nawiązujący do szpiegów z kiepskich filmów nie pozostawia wątpliwości, co do ich tożsamości. Oczywiście nasze kłopotliwe Trio, Zespół R znów namieszało. Tym razem jednak kradzież Pokemonów pokrzyżowała im Ich choroba. Jessie i James mieli dodatkowo tego pecha, że zachorował również Meowth. Po cichu nakłonili więc Brocka, będącego lekarzem Pokemon, aby im pomógł. Całość kończy się szczęśliwie, Ash poznawszy po raz kolejny, że Trio choć kłopotliwe, nie jest całkiem złe puszcza Ich wolno. Pokemony zaś trafiają pod opiekę Siostry Joy. Ash i Serena składają życzenia Noworoczne Meowth, dziękując mu przy tym, że On i jego kumple pośrednio przyczynili się do Ich szczęścia. Ash wyraża również nadzieję co do Ich poprawy. Jeśli chodzi o powracające wątki, to mamy tu ponownie do czynienia z postacią Chrisa, gościa od klarnetu, który podkochuje się w Misty. Nawet jego spotyka szczęście, gdyż mimo fiaska w zalotach do rudowłosej spotyka się z zainteresowaniem innej miłej panny. Podsumowując, miły i sympatyczny odcinek z krótką, acz wciągającą zagadką. Dobry akcent w postaci Zespołu R oraz ukazania go z lepszej strony, a także ukazanie w akcji Pokemonów Braixena i Noiverna, których dawno już nie widzieliśmy. Ogólnie więc 10/10
OdpowiedzUsuń