środa, 10 stycznia 2018

Przygoda 089 cz. III

Przygoda LXXXIX

Pluszowy interes cz. III


Nie mieliśmy pewności, czy nasze podejrzenia względem dość dziwnej zawartości tajemniczej buteleczki znalezionej w pokoju Leonarda, dlatego też z miejsca zadzwoniliśmy na policję. Ci oczywiście z miejsca przyjechali i zarekwirowali nasze znalezisko, które potem dali do analizy.
- Sprawdzimy, co się tam znajduje - powiedział kapral Oliver Wood - Więc lepiej uważaj, mój drogi, bo jeżeli tam znajduje się to, co myślę, że się znajduje, to będziesz miał poważne kłopoty.
Leonard był przerażony i równie mocno zdumiony tym wszystkim, co właśnie odkryliśmy.
- Ja naprawdę nic z tego nie rozumiem - tłumaczył się - Ja nie wiem, co to w ogóle jest! Nigdy tej buteleczki na oczy nie widziałem!
- Doprawdy? Więc niby czemu znajdowała się ona w twoim pokoju, co? - spytała z ironią Jenny.
- Nie wiem. Może ktoś mi ją podrzucił albo co? - zasugerował student.
- Uhm... Tak, jasne. Ty chyba naprawdę masz nas wszystkich za jakiś idiotów - prychnęła pogardliwie policjantka - A może po prostu uważasz, że zgrywając idiotę przekonasz jakoś sąd, iż jesteś nienormalny i dostaniesz łagodniejszy wyrok?
- Kiedy ja mówię poważnie! - zawołał zrozpaczonym głosem Leonard - Ja naprawdę nie zrobiłem nic złego.
- Nie, skądże - mówiła z kpiną Jenny - Ty tylko ukradłeś lek, z którego wydestylowałeś brucynę, po czym trzymałeś tę wydobytą truciznę przez całą noc u siebie. To przecież jeszcze nie jest łamanie prawa, mam rację?
Student westchnął głęboko, po czym popatrzył załamanym głosem na policjantkę, nic nie mówiąc.
- Tak więc mogę przymknąć jeszcze oko na twoją drobną kradzież, ale zapewniam cię, że jeśli w tej butelce jest to, co myślę, to masz przechlapane i to na całego. Staniesz przed sądem i nie wlepi ci on tylko wyroku za złodziejstwo. O nie! Ty dostaniesz wyrok za zabójstwo z premedytacją!
- Kiedy mówię, że ja jej nie zabiłem!
- To się okaże.
Po tych słowach Jenny wyszła powoli z pokoju, mijając w drzwiach mnie, Asha i Pikachu.
- Dobra robota, młodzi - powiedziała - Bardzo się cieszę, że wreszcie przestaliście się interesować sprawą tych durnych pluszaków.
- Nigdy nie przestaliśmy się nią interesować - odparł na to Ash - Po prostu chwilowo odłożyliśmy ją na boczny tor.
- Tym lepiej. Ale w każdym razie nie zawracaj mi nią więcej głowy.
Następnie Jenny ruszyła w kierunku wyjścia z hostelu, a kapral Wood popatrzył na nas i dodał:
- Cieszę się, że zadzwoniliście. Nie ma co... Tę sprawę trzeba wyjaśnić. Osobiście mam nadzieję, iż was znajomy jest niewinny, ale jeżeli nie... To chyba sami rozumiecie...
- Rozumiemy - powiedziałam smutno.
- Pika-pika! - dodał Pikachu.
- Nie ma co gadać... Sprawiedliwości musi stać się zadość - odparł na to Ash.
Kapral Wood pokiwał smutno głową, po czym powoli ruszył on za swoją koleżanką z pracy. Zostaliśmy zatem w pokoju wraz z Leonardem, który popatrzył na nas wściekłym wzrokiem.
- Brawo! Pięknie! Po prostu cudownie! - krzyknął - Naprawdę ja nie rozumiem, jak wy możecie mi to robić! Czy wy uważacie, że jestem typem mordercy, który zabija ludzi z powodu zakładu?!
- Przykro mi, ale wiele wskazuje na to, że tak - odpowiedziałam mu ponuro - W końcu to ty ukradłeś lek z brucyną i to wydestylowałeś z niego truciznę, którą miałeś u siebie przez jakiś czas, nim ją wylałeś... A raczej rzekomo wylałeś.
- Uważacie, że zabiłbym koleżankę tylko dla zakładu?
- A czemu nie? W końcu co my o tobie wiemy? Ledwie cię znamy. Nie oczekuj więc, że będziemy traktować cię jak osobę, którą znamy od lat i której możemy ufać.
Leonard załamany złapał się za głowę, po czym załamany wyszedł z pokoju. My zaś spojrzeliśmy na siebie przez chwilę nic nie mówiąc.
- Myślisz, że naprawdę ją zabił? - zapytałam.
- Nie wiem, kochanie - odpowiedział Ash, kręcąc załamany głową - Po prostu nie wiem. To wszystko idzie nam za łatwo. To może być świr, ale moim zdaniem nie jest on idiotą. Czy trzymałby brucynę w swoim własnym pokoju?
- Tak... To słaby punkt, ale policja raczej nie ma nic przeciwko takim dowodom.
- Z pewnością... A prokurator to już na pewno pożre go żywcem.
- Właśnie. Więc co możemy zrobić?
- Chwilowo to chyba nic. Musimy badać inne wątki. Na pewno to nie zaszkodzi.
- Inne wątki? A jakie konkretnie?
- Chodzi mi o te maskotki.
- O te pluszowe Chikority? Czy uważasz, że one mają coś wspólnego z zabójstwem panny Nicky?
- Uważam, że właśnie dlatego ona zginęła.


Popatrzyłam na mojego chłopaka bardzo uważnie. Muszę powiedzieć, że naprawdę lubię słuchać jego wniosków i prowadzić z nim te ciekawe rozmowy o dedukcji w sprawach, które prowadzimy. Ash zawsze umiał wyciągnąć ciekawe wnioski z tego, co widzieliśmy i słyszeliśmy i choć, jak sam mówił, nie zawsze mu się to udawało, to z czasem logiczne myślenie oraz sztuka dedukcji zaczęła się w nim rozwijać. W dużej mierze pomogła mu w tym sprawa poprowadzona razem z detektywem Herbertem Jonesem, a prócz tego nałogowe czytanie kryminałów o Sherlocku Holmesie oraz o Herkulesie Poirot, jakie tylko wpadły mu w ręce. Oczywiście samo czytanie tych książek wcale nie rozwija sztuki dedukcji, ale Ashowi to zdecydowanie pomogło, choć pewnie by raczej kiepsko sobie radził jako detektyw, gdyby nie fakt, że posiadał zdolności w tym kierunku, które odziedziczył po swoim pradziadku Johnie Ketchumie, znanym powszechnie policyjnym detektywie.
Tak czy inaczej słuchałam uważnie tego wszystkiego, co mówi mój chłopak i muszę przyznać, że naprawdę bardzo zainteresował mnie jego tok myślenia. Brzmiał niezwykle ciekawie, ale mimo wszystko czasami teorie, które mi wysnuwał, były niesamowicie niezwykłe.
- Skarbie mój, ja to chwilami nie nadążam za twoim tokiem myślenia - zauważyłam wesołym głosem - Przecież to wszystko brzmi niczym jakaś fantastyczna teoria żywcem wyjęta z książek Agathy Christie.
- Wiesz, Sereno... Trafiłaś w dziesiątkę z tą autorką, bo naprawdę cała ta przygoda przypomina mi jedną taką jej powieść - zaśmiał się Ash.
- Rozumiem, ale tak na poważnie, to przecież jest sama prawda, nie sądzisz? Przecież właśnie to, co mówisz, jest dość... Dziwne.
- Wiem, że to brzmi dziwne, ale naprawdę ja coś tak czuję, iż ta sprawa wiąże się ze sprawą tych pluszaków.
- Masz na to jakieś dowody?
- Nie. Ja mam na to tylko przypuszczenia. Zwykłe przypuszczenia, nic więcej.
- Rozumiem, ale chyba doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że sądu to nie przekona.
- Wiem o tym, dlatego potrzebuję dowodów.
- Ale jak chcesz je zdobyć?
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
Zanim jednak Ash zdążył odpowiedzieć mi na to pytanie, to pojawiła się w pokoju pani Lemon. Była bardzo załamana.
- Naprawdę nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć - powiedziała przygnębiona - Policja nic nie chce mi wyjaśnić. Może wy mi pomożecie?
- Bardzo chętnie, bo ostatecznie nas nie obowiązuje tajemnica śledztwa - odparł Ash.
Dla pewności spojrzał on jeszcze na mnie czekając na moje zdanie w tej sprawie. Ja zaś uznałam tak samo, jak on, więc pokiwałam powoli głową na znak zgody, więc mój chłopak wyjaśnił w kilku słowach, o co chodzi. Pani Lemon była załamana, gdy to usłyszała.
- A więc to w taki sposób ona umarła - jęknął załamanym głosem - Brucyna... To okropne. Biedna dziewczyna. Czy naprawdę Leonard ją zabił?
- Nie wiemy tego, proszę pani - odpowiedziałam ponuro - Naprawdę nie mamy pojęcia. Być może tak, a być może nie. To wszystko jest jeszcze tajemnicą, którą próbujemy wyjaśnić.
- Pika-pika! - dodał Pikachu.
- Spróbujcie więc wyjaśnić tę sprawę, moi kochani - rzekła smutnym głosem kobieta - Naprawdę wiem, że policja robi wszystko, co w jej mocy, ale... Ja nie wiem... Ja nie wiem, czy mogę jeszcze zaufać policji. Oskarżają o to biednego Leonarda... Tego uroczego chłopca. Ja w wiele spraw jestem w stanie uwierzyć, ale na pewno nie w coś takiego. Nie! W to ja nigdy nie uwierzę! Proszę, musicie to wyjaśnić, moi kochani! Musicie jakoś wyjaśnić tę sprawę! Ja nie mogę tego tak zostawić!
- Spokojnie, proszę pani - powiedziałam do niej przyjaznym tonem, dotykając jej ramienia - Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze. Potrzeba tylko czasu, a na pewno rozwiążemy tę zagadkę.
Chwilę później do hostelu weszło kilka osób, które zaraz skierowały swe kroki do salonu, w którym siedzieliśmy.
- Przepraszam, czy nie przeszkadzamy? - zapytała jedna z nich.


Była nią Luna Carson-Calix, której towarzyszyło dwoje nastolatków. Jednym z nich jakiś był chłopak o czarnych włosach i czarnych oczach, w okularach, ubrany w białą bluzę z kołnierzykiem i nałożoną na to zieloną bluzę bez rękawów. Stroju dopełniały niebieskie spodnie i brązowe buty.
Drugą osobą towarzyszącą Lunie była urocza dziewczyna o brązowych włosach i takich samych oczach. Miała na sobie różową bluzkę, niebieskie rybaczki, biała pończochy, różowe buty z białymi dodatkami oraz białą czapkę z różową wstążką - czapka przypominała mi maciejówkę, niegdyś bardzo popularną, obecnie zaś raczej taką, która wyszła z mody. W sumie to nie była typowa maciejówka, ale tak czy siak podobieństwo do niej było spore. Oboje wydawali mi się dziwnie znajomi. Dopiero po chwili jednak przypomniałam sobie, że widziałam ich kiedyś, gdy Ash za pomocą magii Latias pokazał mi swoje wspomnienia i pośród nich były wspomnienia z nimi w roli głównej.
- Ciociu, nie przeszkadzamy ci? - zapytała dziewczyna.
- Ależ nie, wcale - pokręciła przecząco głową pani Lemon - Nic się nie przejmuj. Po prostu czuję się okropnie z powodu tego, co spotkało jedną z moich podopiecznych.
- Tak, wiem... Słyszeliśmy już o tym - odparła smutno dziewczyna - To naprawdę przykra sytuacja.
- Mam nadzieję, że policja ma już jakieś wnioski w tej sprawie - dodał towarzyszący jej chłopak.
- Owszem, ma pewne wnioski, ale nie wiem, czy są one prawdziwe - odpowiedziała mu pani Lemon - Jednak dość już tego smucenia się! Mamy przecież u siebie Sherlocka Asha! On na pewno nam pomoże.
- Z pewnością, bo to przecież na prawdę wspaniały detektyw - rzekła bardzo uśmiechnięta na twarzy Luna - Ja wiem, co mówię. Nie tak dawno poprowadził on naprawdę świetne śledztwo w sprawie kradzieży wyników egzaminów na uczelni mojego męża.
- Wiem, opowiadała nam pani o tym - odparła dziewczyna i spojrzała wesoło na mnie i na Asha - Choć bez pani zapewnień bym to wiedziała, bo przecież my się znamy. Cześć, Ash. Kopę lat. Pamiętasz mnie jeszcze?
Ash popatrzył na nią uważnie, jakby próbował on teraz sobie jakoś przypomnieć, aż tu nagle uśmiechnął się radośnie i zawołał:
- Lyra! Niesamowite! To naprawdę ty! I Khoury także! Kochani, tak się cieszę, że was znowu widzę!
- Pika-pika! - zapiszczał radośnie Pikachu.
- My też się cieszymy, że cię widzimy - powiedział chłopak, który miał na imię Khoury.
Ash podszedł do nich i radośnie uściskał im dłonie. Oboje wesoło przywitali się najpierw z nim, a potem z Pikachu, a następnie podeszli do mnie, aby dokonać prezentacji.
- Ty pewnie jesteś Serena, prawda? Dziewczyna Asha? Pani Luna wiele mi o tobie mówiła, a przynajmniej tyle, ile sama wie. Jestem Lyra.
- Miło mi cię poznać, Lyra. Naprawdę bardzo miło - odparłam wesołym tonem, ściskając jej dłoń - Ciebie również, Khoury.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł wesoło chłopak.
- No, no, Khoury. Tylko pamiętaj, że to ja jestem twoją dziewczyną - zaśmiała się na to Lyra.
- CO?! Chodzicie ze sobą?! - zawołał radośnie Ash.
- Pewnie, że tak. Od około czterech lat - wyjaśniła nam dziewczyna - Całe szczęście, iż w porę się zorientowałam, że on jest dla mnie kimś więcej niż przyjacielem, bo inaczej by mi go jakaś małpa uwiodła, a tak to ja mam najlepszego faceta pod słońcem.
- Przypominam ci, że ja również mam najlepszego faceta pod słońcem, kochana Lyro - zaśmiałam się wesoło.
- Zatem obie mamy najlepszych facetów pod słońcem - zachichotała Lyra - Czy możemy więc zabrać naszych chłopaków na lody?
- Oczywiście, że możemy - odparłam na to wesoło - Jeśli tylko oni nie mają nic przeciwko temu.
- W żadnym razie nie mamy. Prawda, Khoury? - spytał Ash, patrząc na swego kolegę.
- Ja również nie mam nic przeciwko temu - odpowiedział chłopak.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Doskonale! A więc już sprawa załatwiona! - zawołała wesoło Lyra, klaszcząc przy tym w dłonie - Chodźmy więc razem na lody.
- Idźcie, kochani - rzekła czułym tonem Luna - Ja tu posiedzę razem z panią Lemon. Nie bójcie się. Wszystko będzie dobrze.
- Oby tak było - rzekł smutno Khoury - Bardzo bym tego chciał. Ta cała sprawa mnie naprawdę niepokoi.
- A myślisz, że nas nie? - spytała Lyra - Ale spokojnie. Ash jest teraz z nami. Na pewno rozwiąże tę zagadkę.
- Dziękuję ci za twoją wiarę we mnie - rzekł wesoło mój luby, lekko się przy tym drapiąc po karku - Mam nadzieję, że was nie zawiodę.

***


Poszliśmy wszyscy do najbliższej kawiarni, gdzie zamówiliśmy sobie lody. Następnie usiedliśmy przy stoliku i zaczęliśmy rozmawiać.
- Naprawdę cała ta sprawa budzi mój niepokój - powiedział Ash - Mam też co do niej pewne podejrzenia, jednak za to nie mam pojęcia, czy one są prawdziwe, a jak na razie nie mam niczego na ich potwierdzenie.
- Ale chyba nie zamierzasz się poddać, prawda? - zapytał Khoury.
- No, co ty, Khoury? Co ty znowu wygadujesz? - spytała Lyra wyraźnie oburzonym tonem - Ash miałby się poddać? Jeszcze czego! Przecież on się nigdy nie poddaje!
- Właśnie! - zgodziłam się z nią - On walczy do samego końca tak, jak przystało na członków jego rodziny.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
- To prawda, nie zaprzeczam - rzekł z uśmiechem na twarzy Ash - W mojej rodzinie praktycznie każdy Ketchum tak ma. Co prawda mój ojciec się kiedyś poddał w pewnej niezwykle ważnej dziedzinie życia, ale potem podjął na nowo walkę i to się liczy. Dlatego też nieważne, ile razy będę musiał podchodzić do każdego starcia, jakie mnie jeszcze czeka w moim życiu. Będę walczył i w końcu wygram albo zginę próbując tego dokonać.
- Lepiej osiągnij to pierwsze niż to drugie - zażartowała sobie Lyra - Inaczej Serena zapłacze się na śmierć.
- Nie ma sprawy, bardzo chętnie tak zrobię - odpowiedziała jej wesoło mój chłopak - Będę jednak potrzebować pomocy moich wiernych przyjaciół i razem z nimi muszę dokładnie zbadać tę sprawę.
- Masz już jakiś pomysł? - zapytała Lyra.
- W mojej głowie rodzi się już pewien koncept, ale jeszcze nie mam pojęcia, czy on się uda.
Dziewczyna zachichotała radośnie i popatrzyła na Khoury’ego.
- Widzisz? Mówiłam ci, że jeśli on się weźmie za tę sprawę, to nie ma mowy o porażce. Sprawa na pewno zostanie rozwiązana.
- Tylko pytanie, jaki masz plan, Ash? - zapytał Khoury.
- Opowiem wam wszystko, gdy już będziemy w komplecie - odparł na to mój chłopak - Wszystkiego dowiecie się więc, kiedy już razem cała nasza kompania zbierze się w Centrum Pokemon.
- Cały Ash. Jak zwykle najlepsze zostawia na koniec - zachichotała delikatnie Lyra - Nic się nie zmieniłeś przez te wszystkie lata.
- Tylko tyle, że stał się on bardziej dojrzały emocjonalnie - dodałam wesoło.
- No właśnie - potwierdziła dziewczyna.
Rozmawialiśmy tak jeszcze przez chwilę, po czym zjedliśmy swoje lody, zapłaciliśmy za nie, po czym poszliśmy wszyscy w kierunku Centrum Pokemon, opowiadając sobie przy tym wesołe historie.
- Naprawdę, tak mu powiedział - mówiłam wesoło, wspominając jedną z naszych poprzednich przygód, które przeżyłam u boku Asha - Ten drań pomyślał, że naprawdę ma rozładowany pistolet i stracił na chwilę czujność, co pozwoliło Ashowi powalić go na ziemię.
- Ale nie udałoby mi się to bez twojej pomocy - zauważył skromnym tonem Ash.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- No i oczywiście bez wsparcia naszego kochanego Pikachu - dodał wesoło jego trener.
Lyra i Khoury parsknęli śmiechem, słysząc nasze słowa. Nagle śmiech zamarł im w ustach, kiedy to zupełnie niespodziewanie rozległ się głośny krzyk.
- Znam ten głos - powiedziałam.
- Bonnie! - krzyknął Ash.


Pikachu zeskoczył z jego ramienia i ruszył biegiem przed siebie, a my za nim. Pognaliśmy w pewien zaułek, gdzie zauważyliśmy Bonnie, która właśnie szarpała się z jakąś wysoką kobietą. Jej Dedenne wściekle trzymał się mocno zębami lewej dłoni napastniczki, która jednak wytrzymała ból fizyczny, wciąż szarpiąc Bonnie.
- Gdzie to masz?! GADAJ NATYCHMIAST! Gdzie to masz?! Masz mi to oddać! - wrzeszczała napastująca ją kobieta.
 Była ona ubrana w dziwny prochowiec i szary kapelusz, spod którego widniała jakaś tania spódnica. Na nogach miała buty.
- Puść mnie! Zostaw! Czego ty chcesz?! - krzyczała Bonnie wyraźnie przerażona tym wszystkim, co się właśnie działo.
Ash skoczył w jej kierunku i z trudem wskoczył między szarpiące się osoby, po czym oderwał Bonnie od kobiety.
- Zostaw ją, ty wariatko! Czego chcesz od tej dziewczynki?!
Kobieta z trudem strąciła Dedenne ze swej ręki i rzuciła go na ziemię. Bonnie podbiegła do niego i mocno przytuliła go do serca.
- Już niczego nie chcę - warknęła kobieta - Ona nie ma tego, co mnie interesuje.
- I bardzo dobrze, a skoro tak, to lepiej sobie idź, bo inaczej zawołam policję - powiedział mój chłopak, kładąc dłoń na rękojeści swej szpady.
Kobieta parsknęła śmiechem, po czym otuliła się ona szczelniej swoim prochowcem i powoli odeszła w swoją stronę.
- Bonnie, wszystko w porządku? - zapytałam przerażona, kucając przed dziewczynką i uspokajająco dotykając jej twarzy.
- Spokojnie. Ona nic mi nie zrobiła - odparła Bonnie, uśmiechając się delikatnie - Naprawdę wszystko dobrze.
- Czego ta baba od ciebie chciała? - zapytała Lyra.
- Pytała o moją pluszową Chikoritę - powiedziała panna Meyer - Bo podobna to jedyna w całym mieście i ona by chciała ją kupić ze względu na to, że kocha te Pokemony.
- Dość niezwykłe... I dlatego zaczęła cię szarpać? - zdziwił się Khoury.
- Powiedziałam jej, że nie mam tej maskotki, a ona straciła nad sobą panowanie - mówiła dalej dziewczynka - Zażądała, żebym jej natychmiast ją oddała, bo to jest pamiątka rodzinna. Mówiła coś, że panna Nicky nie miała prawa dawać mi tej maskotki, bo nie była ona jej... A potem zjawiliście się wy i mnie uratowaliście.
- Wolno wiedzieć, co tu robisz sama na mieście? - zapytał Ash.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
- Poszłam z Maxem na spacer, bo nie chciało mi się już siedzieć na miejscu, gdy jest taki ładny dzień - odpowiedziała mu zapytana - Ale potem Max poszedł do najbliższego sklepu, a mnie nie chciało się tam iść, więc postanowiłam zaczekać i wtedy to się stało.
W tej samej chwili usłyszeliśmy, jak ktoś idzie wesoło w naszą stronę. Tym kimś był Max.
- Hej, Ash. Cześć, Serena. Się masz, Pikachu! - zawołał wesoło - Co wy tu robicie? I kim oni są?
To ostatnie pytanie zadał wyraźnie zaintrygowany obecnością Lyry i Khoury’ego.
- Pytanie raczej powinno brzmieć, czemu zostawiłeś Bonnie samą na ulicy? - zapytał gniewnie Ash.
Max popatrzył na niego z wyrzutem.
- A co ja niby jestem? Niańka? Mam się nią opiekować dwadzieścia cztery godziny na dobę?! Zresztą podobno ona jest bardzo samodzielna, a w każdym razie tak mówi! A właściwie, to co się stało?
- Sama chciałabym wiedzieć - odpowiedziałam, patrząc na Asha, który tymczasem delikatnie zaczął się uśmiechać.
- Co się stało? Sprawa zaczyna nabierać tempa. To się stało - odrzekł detektyw z Alabastii wyraźnie zadowolonym tonem.

***


Poszliśmy razem do Centrum Pokemon, gdzie czekali na nas Dawn i Clemont. Przedstawiliśmy im Lyrę i Khoury’ego, choć tak prawdę mówiąc, to Dawn nie musieliśmy ich przedstawiać, ponieważ ona ich bardzo dobrze znała. Z kolei Clemont z miejsca polubił całą tę dwójkę, a już zwłaszcza Khoury’ego, który wyraźnie przypadł mu do gustu, choć to wcale mnie nie dziwiło. Obaj byli okularnikami oraz wielkimi miłośnikami naukami, dzięki czemu doskonale umieli się ze sobą dogadać. Już bardzo szybko zaczęli ze sobą przyjaźnie rozmawiać i to w taki sposób, jakby znali się od dawna.
- Wiedziałem, że Clemont polubi się z Khourym - powiedział do mnie po cichu Ash, delikatnie się uśmiechając - Obaj są ulepieni z tej samej gliny, a przynajmniej z niezwykle podobnej.
- Coś w tym jest - zaśmiałam się wesoło.
Pomimo całej tej euforii wywołanej poznaniem pozostałych członków naszej drużyny z Lyrą i Khourym, nie mogliśmy wcale zapomnieć o tym, co spotkało Bonnie na ulicy. Byliśmy tym bardzo zaszokowani, a już zwłaszcza Clemont.
- Max, ty idioto! Jak ty mogłeś zostawić ją samą na ulicy?! - krzyczał nasz wynalazca na młodego hakera, gdy tylko się o tym dowiedział.
- A co ja niby miałem robić?! - odpowiedział mu na to krzykiem Max - Ja przecież nie jestem jej niańką, a ona sama chciała zostać na ulicy przed sklepem! Co ja niby miałem zrobić?!
- Uspokójcie się! Obaj! - wrzasnął na nich Ash.
Chłopcy uspokoili się, zaś mój ukochany popatrzył na nich groźnym wzrokiem.
- Ech, te wasze sprzeczki do niczego nas nie doprowadzą. Sprawa naprawdę nie jest przyjemna, ale przynajmniej jedno dobre z niej wyszło.
- Niby co takiego? - zapytał Clemont.
- A chociażby to, że dzięki temu wiemy, iż te maskotki mają jakieś znaczenie dla całej sprawy.
- Braciszku, mylisz pojęcia - odezwała się Dawn - Te maskotki mają znaczenie jedynie w sprawie ich kradzieży i rozpruwania. Nie mają za to nic wspólnego z zabójstwem Nicky.
- Poprawka... Nie mamy jedynie dowodów na to, że one nie mają z nią nic wspólnego - rzekł Ash - A to zupełnie inna sprawa.
Dawn popatrzyła na niego nieco poirytowana, po czym dodała:
- No dobrze... Nie mamy dowodów na to, że maskotki nie są powiązane z zabójstwem Nicky, ale jaką mamy pewność, iż są one z nią powiązane?
- Mamy jeden, niezwykle solidny dowód.
- Tak? A niby jaki?
- Kobieta, która dzisiaj napadła na Bonnie domagała się, aby ta oddała jej maskotkę od Nicky.
Dawn nieco zła popatrzyła na brata i jęknęła:
- No dobra... To rzeczywiście poszlaka. Ale właściwie o co chodzi z tą maskotką? Co jest w niej takiego wyjątkowego?
- Musi być coś naprawdę wartościowego, skoro ktoś próbował wydusić informację o tym z mojej siostry - rzekł na to Clemont - Nawiasem mówiąc mam nauczkę, żeby nigdzie cię więcej samej nie puszczać.
- Słucham?! - warknęła na niego Bonnie - Przecież jestem dość duża, aby sobie sama poradzić!
- Tak... Właśnie to widzieliśmy - mruknął jej starszy brat - Naprawdę to faktycznie dowodzi, jaka ty jesteś duża i samodzielna.
- Wiesz co, Clemont?! Mam cię już serdecznie dość!
Po tych słowach rozjuszona dziewczynka złapała za swoją pluszową Chikoritę, którą potem mocno cisnęła w stronę swojego brata. Ten natomiast jęknął, gdy tylko maskotka trafiła go w głowę.
- Auu! To boli!
- Boli śmoli! To jest tylko maskotka! Jak niby może cię boleć uderzenie maskotką? - mruknęła ironicznie Bonnie.
- Ale mnie na serio to zabolało - jęknął Clemont, masując sobie czoło - Poczułem, jakbym dostał woreczkiem kamyczków.
- Woreczek kamyczków?! Ale sobie wymyśliłeś!
Ash popatrzył uważnie na Clemonta i zaczął sobie delikatnie masować palcami podbródek.
- Ciekawe... Woreczek kamyczków, mówisz? To ciekawe.
- Właśnie, bardzo ciekawe. Żeby mój brat miał taką wyobraźnię, to ja się nie spodziewałam - rzuciła Bonnie.
Mój luby tymczasem powoli podszedł do maskotki i podniósł ją z ziemi, a następnie potrząsnął nią lekko. Potem dokładnie zaczął naciskać na nią palcami.
- Ciekawe... Naprawdę ciekawe...
- Co takiego? - spytałam.
- Coś tutaj jest... Tylko nie wiem, choć się zaczynam powoli domyślać. Ale znam prosty sposób, żeby to odkryć.
Powoli wyjął z kieszeni scyzoryk, po czym powoli zaczął nim pruć brzuch maskotki.
- Hej! Co ty w ogóle wyprawiasz, Ash?! - krzyknęła Bonnie, której taki widok wyraźnie się nie spodobał.
- Spokojnie, Bonnie. Ja ci to potem zaszyję - powiedziałam do niej uspokajającym tonem.
Tymczasem Ash powoli rozpruł brzuch maskotki i wsadził do niego rękę, po czym zaczął tam coś szukać.
- A czy chociaż znieczuliłeś swoją pacjentkę przed operacją? - zapytała nieco zadziornym tonem Lyra.
- Bardzo śmieszne - mruknął Ash.
Następnie zaczął on jeszcze intensywniej czegoś szukać w brzuchu tej maskotki, aż w końcu coś znalazł i zaśmiał się radośnie, wołając:
- Wiedziałem! No, wiedziałem!
Po tych słowach pokazał on nam mały, biały woreczek.
- O ja cię piko! - zawołała Dawn.
- Co to takiego? - spytałam.
- Zaraz się dowiemy. Zróbcie mi miejsce na stoliku.
Bardzo szybko wykonaliśmy polecenie naszego lidera, a tymczasem on bardzo ostrożnie położył woreczek na stoliku i rozwiązał go. Następnie naszym oczom ukazał się niesamowity widok. Było nim kilkanaście małych kamyczków o przeźroczystej barwie. Ash wyjął szkło powiększające, po czym z jego pomocą bardzo uważnie zaczął nią oglądać kamienie.


- Czy to jest to, co myślę, że jest? - zapytał Max.
- Ja tam nie wiem, co ty myślisz, Max, ale ja myślę, że to są diamenty - odpowiedział mu Ash.
- Diamenty?! - krzyknęliśmy wszyscy.
- To niemożliwe! - powiedziała Bonnie.
- A jednak możliwe - odparł jej brat - To dlatego tej babie tak zależało na tej maskotce. Musiała doskonale wiedzieć, co tam się znajduje.
- Tak, najwyraźniej - pokiwał głową Ash.
- Nie, to nie mogą być diamenty - rzekł Khoury - Prawdopodobnie to są jedynie jakieś kamyki podobne do diamentów.
- Jest jeden sposób, aby to sprawdzić - powiedziała Lyra i wzięła jeden z kamyków - Diamenty, jak wiadomo, tną szkło jak nóż masło. Jeśli więc to jest diament, to zaraz będziemy mogli to sprawdzić.
Podeszła ona powoli do okna i szybkim ruchem przejechała po jego dolnym prawym rogu diamentem. Chwilę później na szybie pozostała mała szrama.
- Proszę... Mamy więc dowód - rzuciła Lyra.
- A więc to jednak jest diament - powiedział Khoury, przyglądając się uważnie szybie - Niech mnie licho!
- To po prostu niesamowite - jęknął Max - Naprawdę jak w filmie o Bondzie. A konkretnie to „Diamenty są wieczne“.
- Ale tam przemycali diamenty w piłeczkach, jeśli się nie mylę, a nie w maskotkach - zauważyłam dowcipnie.
- W sumie racja - zaśmiał się Ash, oglądając dalej diamenty - Ale tak czy siak naprawdę ciekawe. Wiemy już, czego ta baba chciała od Bonnie.
- Czy to dlatego Nicky zginęła? - spytałam.
- Prawdopodobnie tak - pokiwał głową detektyw z Alabastii.
- Ciekawi mnie, czy Nicky wiedziała, co tutaj jest - rzekł Max.
- Gdyby to wiedziała, to by chyba nie dała Bonnie tej maskotki, co nie? - stwierdziłam ironicznie.
- Racja... W sumie prawda - pokiwał głową chłopiec - Ech, nie ma co gadać po próżnicy. Trzeba ustalić, co robimy.
- Jak to, co? Zanosimy to na policję - powiedziała Dawn.
- Spokojnie... Poczekajmy z tym do jutra... - zaproponował Ash - Może jeszcze będziemy mieli z tego jakiś pożytek, że nie będziemy się spieszyć.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.

***


Mimo pewnych wątpliwości posłuchaliśmy Asha, a potem jak zwykle okazało się, że naprawdę miał rację. Jego decyzja pomogła nam zrozumieć pewne sprawy, ponieważ w nocy do tego pokoju, który zajmowali Dawn, Clemont, Max oraz Bonnie włamało się dwoje osób. Dranie byli ubrani na czarno, a na twarzach mieli kominiarki, więc nasi przyjaciele niestety nie mieli możliwości, aby im się przyjrzeć.
- Musiały to być młode i zwinne osoby - powiedział Clemont, gdy już potem wszystko nam wyjaśniał - Poruszały się one naprawdę sprawnie, jak zawodowi złodzieje.
- Dokładnie tak - poparł go Max - A widząc, że nie śpimy, rzucili w nas czymś, co zrobiło nieco dymu i uśpiło nas, a kiedy się obudziliśmy, to już było po wszystkim.
- Zabrali mi maskotkę - rzekła smutno Bonnie.
- Dobrze, że ją zaszyłaś, bo inaczej by się szybko zorientowali, że jest coś nie tak - powiedziała do mnie Dawn.
- Dokładnie - pokiwałam lekko głową - No i dobrze też, że woreczek z diamentami był u nas, bo inaczej mogliby go znaleźć. Swoją drogą ciekawe, kto to był, ci złodzieje?
- Nie wiem, ale się tego dowiemy - stwierdził Ash, poprawiając sobie czapkę na głowie - Miałem dobre przeczucie, żeby zaczekać. Wiemy już doskonale, że obserwują nas lub obserwowali, aby się upewnić, czy mamy diamenty.
- Myślisz, że dalej mogą nas obserwować - powiedziałam - Lepiej więc będzie, jeśli jakoś po cichu zaniesiemy na policję te diamenty, żeby więcej nie było z nimi problemu.
- Tak, zdecydowanie tak będzie najlepiej - zgodził się ze mną Ash - A więc postanowione. Idziemy na policję zanieść te cacka. Jednak najpierw musimy coś sprawdzić i tutaj będzie nam potrzebny haker.
Maxowi aż zabłyszczały oczy, kiedy to Ash powiedział, a następnie bardzo zadowolony zasalutował Ashowi, po czym zawołał:
- Możesz na mnie liczyć, szefuńciu! Powiedz mi tylko, co mam dla ciebie znaleźć, a zaraz to zrobię!
- Doskonale - uśmiechnął się Ash - Przede wszystkim interesują mnie wycieczki dla studentów na Wyspy Oranżowe organizowane przez pewne miejscowe biuro podróży. Sprawdź mi wszystkie dane w tym temacie.
Max zadowolony zasiadł przy komputerze i zaczął powoli stukać w klawiaturę, a następnie zawołał:
- Mam! Znalazłem! Chodzi tu o wycieczki organizowane przez biuro podróży „Słoneczko“. Są one organizowane tylko i wyłącznie dla studentów uczelni, w której dziekanem jest pan profesor Cullen Calix. Wycieczki są jedynie weekendowe dla studentów z naprawdę dobrymi wynikami. Są one organizowane co tydzień i przez ostatni miesiąc.
- Ciekawe - powiedział Ash, patrząc na ekran laptopa - To naprawdę jest bardzo ciekawe. Czyżby Cullen Calix był w to zamieszany?
- Ja nigdy w to nie uwierzę! - zawołał Khoury oburzonym samym takim tokiem myślenia - Zapewniam cię, Ash, że nie masz racji. Pan Calix to najbardziej uczciwy człowiek na świecie.
- Nigdy w to nie wątpiłem - powiedział mój luby - Ale mimo wszystko naprawdę musimy to sprawdzić.
- W sumie to racja - zgodził się z nim chłopak - Naprawdę sam nie wiem, co mam myśleć. Być może jest niewinny, ale być może jest winny i co wtedy? Nawet nie chcę o tym myśleć.
- Dowiemy się tego wszystkiego na miejscu - powiedział Ash - Chodź, Sereno. Pikachu, idziemy. Musimy porozmawiać z panem Calixem.
- Idziemy z tobą, Ash! - zawołała Lyra.
- Właśnie! - dodał Khoury - Trzeba tę sprawę raz na zawsze wyjaśnić!
- Dobrze - zgodził się na to detektyw z Alabastii - Ale też pilnujcie wszyscy Bonnie jak oka w głowie. Nie chcemy, aby znowu jej się coś stało.
- Pewnie, że tego nie chcemy! - rzekła Dawn - I tym razem będziemy wszyscy jej pilnować.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał Piplup.
- Dobrze, ale na wszelki wypadek to zabierzmy ze sobą - dodałam, zabierając woreczek z diamentami.

***


Chwilę później byliśmy na uczelni w gabinecie Calixa. Mężczyzna był zdumiony naszą obecnością, ale oczywiście przyjął nas u siebie.
- Mówcie zatem śmiało, kochani - powiedział uczony - Naprawdę nie wiem, czy zdołam wam pomóc, ale w miarę swoich możliwości postaram się to zrobić.
- Doskonale - rzekł Ash, wpatrując się uważnie w Cullena Calixa - Na pewno już wiesz o tym, co spotkało niedawno jedną z tych studentek, które wynajmują pokoje w hostelu pani Lemon?
- Tak, wiem o tym - pokiwał smutno głową mężczyzna - To naprawdę okropna sprawa. Wiem także, że dzisiaj policja aresztowała Leonarda, bo sprawdzili oni dokładnie tę buteleczkę, którą u niego znaleziono.
- I co wykryto? - spytałam.
- Silny lek zawierający brucynę. Wiecie, pewną substancję, która to w malutkiej dawce leczy, a w większej śmiertelną trucizną.
- Wiemy, co to jest brucyna - rzekł na to Ash - Ale jakoś nie wierzymy w to, żeby Leonard mógł otruć biedną dziewczynę.
- Rozumiem waszą wiarę w jego osobę i sam nie uważam, aby on mógł być winien, jednak... mimo wszystko nie mamy innego podejrzanego, tylko właśnie jego.
- Właśnie, my w tej sprawie - odparł mój luby - Podejrzewamy, że cała ta sprawa może mieć coś wspólnego z biurem podróży „Słoneczko“.
- „Słoneczko“? - zdziwił się tego Calix - A niby co oni mają z tym wszystkim wspólnego?
- Nie możemy tego panu powiedzieć ze względu na dobro śledztwa - rzuciła dowcipnie Lyra - Ale jak już wszystkiego się dowiemy, to ma pan nasze słowo, że zaraz panu powiemy o wynikach naszego śledztwa.
- Tak, dokładnie tak - pokiwał delikatnie głową Khoury - Tak właśnie zrobimy.
Uczony popatrzył na nas uważnie, po czym westchnął i rzekł:
- Ash... Wiem doskonale, że nie prosiłbyś mnie o pomoc w tej sprawie, gdybyś nie był święcie przekonany o słuszności swoich słów. A więc mów... Czego ci trzeba?
- Chodzi mi o wyjaśnienie współpracy twojej uczelni z biurem podróży „Słoneczko“.
Cullen Calix oparł się łokciami o biurko, pomyślał przez chwilę, po czym rzekł:
- Prawdę mówiąc sam jestem tym wszystkim zaskoczony, bo widzicie... Przedstawiciel tego biura podróży zaoferował się nam za niezwykle niską cenę sfinansować przez kilka miesięcy weekendowe podróże do hotelu na Wyspach Oranżowych.
- Co to za hotel? - spytałam.
- Luksusowy i bardzo wygodny - odpowiedział Cullen Calix - Znajduje się on na wyspie Shakitwo. Zdziwiło mnie to, że oni mi takie propozycje składają, ale wyraziłem ostatecznie zgodę, jednak dla pewności najpierw sprawdziłem ten hotel i to biuro. Nie odkryłem jednak niczego podejrzanego na jego temat. Hotel istnieje naprawdę, biuro ma wysoką renomę, więc się zgodziłem. Uznałem, że to doskonale zmotywuje studentów do działania. Perspektywa weekendu spędzonego w takim miłym miejscu będzie dla nich kusząca i zachęci do bardziej intensywnej nauki. Miałem rację.
- No dobrze, a ilu studentów wyjechało na takie wycieczki? - spytał Ash, patrząc uważnie na uczonego.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
- No, trochę ich było. Co prawda oferta jest obecna tylko tak od półtora miesiąca, ale przez ten czas pojechało sporo studentów na tę wyspę.
- A można prosić o ich listę? Chyba posiada pan dane w tej sprawie?
- Owszem, bo sam oceniałem, który student w danym tygodniu oraz wcześniej wykazał się na tyle wielką inicjatywą i wiedzą, aby zasłużyć na taki wyjazd.
- Zakładam, że w każdym tygodniu jeździli inni studenci, tak? - zapytał Khoury.
- Tak. Niestety, chociaż wycieczka była po prostu cudowna, to wielu studentów się rozleniwiło przez taki wyjazd i nie mogli oni liczyć na moje pozwolenie na wyjazd.
- Czyli pozwolenie pana było niezbędne? - spytała Lyra.
- Tak - potwierdził uczony - Przecież to miała być nagroda za postępy w nauce, a tylko ja decydowałem, kto osiągnął takie postępy, aby zasłużyć na wycieczkę, a kto nie.
- Rozumiem - rzekł Ash - A czy mimo wszystko jakieś nazwiska się nie powtarzały?
- Chyba tak, nawet dwa, ale nie jestem pewien. Muszę sprawdzić.
Następie Cullen Calix zajrzał do swego komputera i obejrzał sobie dokładnie wszystkie dane w tej sprawie.
- A tak... Miałem rację. To były dwie moje studentki. Lola Hooman i Patty Grosman.
- One? - zdziwił się Ash - To bardzo ciekawe. Musimy z nimi poważnie porozmawiać.
- A reszta osób? - spytałam.
- Zaraz wam wydrukuję listę - zaoferował się Cullen Calix - Choć miło by mi było, gdybyście wreszcie raczyli mi wyjaśnić, o co tu chodzi.
- Wszystko w swoim czasie, proszę pana. Wszystko w swoim czasie - odpowiedział Ash, uśmiechając się tajemniczo.
- Pika-pika-chu! - poparł go Pikachu.

***


Posłaliśmy Lyrę i Khoury’ego na rozmowę z Lolą, z kolei zaś ja i Ash poszliśmy porozmawiać z Patty. Dziewczyna bardzo się ucieszyła na nasz widok, a kiedy wyjaśniliśmy jej, co nas sprowadza, to była zadowolona, że może nam pomóc w śledztwie.
- Jeju! To niesamowite! Pomagam słynnemu Sherlockowi Ashowi! - zaśmiała się radośnie dziewczyna - To dla mnie prawdziwa przyjemność. A więc pytajcie śmiało. Co chcecie wiedzieć?
- Przede wszystkim jak to było z tymi wycieczkami na wyspę Shakitwo - spytałam - No i chodzi o te maskotki.
Dziewczyna popatrzyła na nas uważnie, pytając:
- A więc jednak coś z tymi maskotkami jest na rzeczy?
- Tak, moja droga - uśmiechnął się do niej Ash - Mamy podejrzenia, aby sądzić, że w tych maskotkach jest coś przemycane.
- Przemycane? A co takiego?
- Na razie nie wiem tego, choć mam pewne przypuszczenie. Muszę to jeszcze sprawdzić. Opowiedz mi, proszę... Czy na tych wycieczkach na tę wyspę, to czy miały miejsca jakieś dziwne wydarzenia?
- W jakim sensie dziwne?
- Wiesz... Czy nie zaczepiali was tam jacyś podejrzani ludzie? Nie było włamań do waszych pokoi ani nic z tych rzeczy?
Patty pomyślała przez chwilę, po czym pokręciła przecząco głową.
- Nie... Nic takiego nie miało miejsca. A czemu pytasz? Sugerujesz, że może podłożyli nam podstępem coś do tych maskotek, kiedy my tego nie widzieliśmy?
- Owszem... Tak myślę.
- Eee... To chyba niemożliwe, bo te maskotki zawsze dostawaliśmy na koniec wycieczki, gdy w poniedziałek rano jechaliśmy na lotnisko.
- Aha... - pokiwał głową Ash - Teraz rozumiem. To wiele wyjaśnia. Ale jesteś pewna, że zawsze dostawaliście te maskotki dopiero na sam koniec wycieczki?
- Tak. Dokładnie tak.
- I czy tylko studenci je dostawali czy ktoś jeszcze?
- Tylko studenci.
- Rozumiem. A czy wszyscy zawsze brali te maskotki?
- Tak... Tylko raz jeden ze studentów nie chciał jej wziąć, to staruszka, która je rozdawała to niemalże na siłę mu ją wcisnęła do ręki, mówię wam - Patty parsknęła śmiechem - Zabawne, prawda?
- Tak, nawet strasznie zabawne - mruknęłam - A powiedz mi, czy tylko studentom je ona rozdawała?
- No tak, przecież już wam to mówiłam.
- Faktycznie, mówiłaś to. Wybacz mi, Patty, ale po prostu chciałam się upewnić.
- Nic nie szkodzi, ja się nie gniewam - odparła wesoło Patty - Poza tym lubię odpowiadać na wasze pytania.
- Mam taką nadzieję - uśmiechnął się Ash - Powiedz mi, czy mieliście maskotki przy sobie cały czas, czy też były one w bagażu?
- Niektórzy mieli je w bagażu, a inni cały czas przy sobie - rzekła cały czas pogodnym tonem Patty, jakby rozmawiała z nami o pogodzie - A czy to takie ważne?
- Nawet bardzo ważne, bo wyjaśniło nam wiele spraw - powiedział do niej Ash - Dzięki, Patty. Pomogłaś nam bardzo.
- Nie ma sprawy. Zawsze do usług - rzekła wesoło dziewczyna.
Ash uśmiechnął się delikatnie, po czym rzucił okiem na lewą dłoń Patty i rzekł:
- Mam nadzieję, że w razie czego jeszcze nam co nieco pomożesz.
- Oczywiście i nawet więcej niż co nieco - odparła studentka.
- Liczę na to, moja droga.
Chwilę później pożegnaliśmy Patty i wyszliśmy powoli z biblioteki, w której nasza rozmówczyni siedziała pogrążona nad książkami.


- Nie ma śladu ugryzienia na dłoni - powiedział po chwili Ash - To nie ona zaatakowała Bonnie.
- Sądziłeś, że to ona? - spytałam.
- Owszem, ale myliłem się. No, a co o tym wszystkim myślisz?
- To, co mówi nasza znajoma brzmi to naprawdę bardzo ciekawie. Z tego jasno wynika, że to ta staruszka może być w to zamieszana.
- Albo też Patty zwyczajnie kłamie i chce celowo nas naprowadzić na niewłaściwy trop.
- Myślisz, że ona jest w to zamieszana?
- Bardzo możliwe. Nie mogę tego niestety wykluczyć, choć to nie ona zaatakowała Bonnie, ale to wcale nie oznacza, że nie jest członkinią gangu przemytników diamentów.
- A Lola?
- Nie wiem. Być może też jest w to zamieszana albo jest niewinna.
- Albo obie są niewinne.
- Nie, Sereno... Czuję... Ja to wiem, że jedna z nich jest członkinią tego gangu. Tylko która i dlaczego? Naprawdę nie mam pojęcia. Ale zobaczymy, co powiedzą nam o niej Lyra i Khoury.
Nagle ktoś na nas wpadł. Były to dwie studentki pogrążone w lekturze książek, w których miały ukryte nosy.
- Uważajcie, jak chodzicie! - zawołałam zła jak Beedrill - Oczy służą ludziom nie tylko do czytania!
- Strasznie panienkę przepraszamy! I panicza też - powiedziała jedna z nich.
- Nauka pilna nas goni i nie możemy się zatrzymywać - dodała druga z nich, lekko przy tym chichocząc.
- Następnym razem czytajcie w bibliotece, a nie tutaj - mruknął Ash.
- Pika-pika! - zapiszczał gniewnie Pikachu.
Dziewczyny, nawet nie racząc na niego spojrzeć, odeszły szybko przed siebie, wciąż mając twarze ukryte w książkach.
- Dziwaczki - mruknęłam ze złością.
- Ale mają dziwnie znajome głosy - powiedział mój chłopak, patrząc wzrokiem na miejsce, w którym dziewczyny zniknęły.
- Znajome głosy?
- Tak... Tobie nie wydały się znajome?
- Może przez chwilę... A co? Sądzisz, że to ktoś z organizacji Rocket?
- Właśnie. Podejrzewam, że to ktoś od nich. Ktoś, kto nas dobrze zna i wie, że my znamy jego, dlatego te paniusie zasłaniały sobie twarze książki. Chodźmy za nimi!
Pikachu zeskoczył zwinnie z ramienia Asha, po czym poprowadził nas w kierunku drzwi, za którymi zniknęły obie dziewczyny. Niestety nigdzie jednak ich nie zauważyliśmy. Próbowaliśmy je znaleźć, ale tylko straciliśmy czas. One po prostu przepadły jak kamień w wodę.
- Może jestem przewrażliwiony - powiedział Ash, gdy wychodziliśmy z uczelni i poszliśmy do miejsca, w którym to mieliśmy czekać na naszych przyjaciół.
- Być może, ale chyba lepiej będzie, jeśli będziemy się na baczności - zaproponowałam.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał bojowo Pikachu.
- Zgadzam się z wami, kochani. Zgadzam się - rzekł Ash.

***


Zaczekaliśmy na Lyrę i Khoury’ego, którzy opowiedzieli nam o swojej rozmowie z Lolą (wyglądała ona niemalże podobnie, co nasza z Patty) po czym razem z nimi wróciliśmy do Centrum Pokemon, gdzie jednak nie zastaliśmy naszych przyjaciół. Siostra Joy powiedziała nam, że widziała ich, jak wychodzili, więc pewnie niedługo wrócą. Postanowiliśmy więc iść do swojego pokoju, jednak kiedy tam poszliśmy, przeżyliśmy prawdziwy szok. Pokój mój i Asha był całkowicie zdemolowany. Wszystko w nim zostało przewrócone do góry nogami, natomiast materace w łóżku rozprute i pierze z niego leciało na wszystkie strony.
- O rany! Ale była dzika impreza! - zawołała Lyra.
- A nas oczywiście, nikt na nią nie zaprosił - dodał wesoło Khoury.
- To wcale nie jest śmieszne! - zawołałam w ich stronę.
- No co? Próbujemy jakoś rozładować napięcie - rzuciła Lyra.
- Jakoś kiepsko wam to idzie - burknęłam i rozejrzałam się po pokoju - Kto to mógł być?
- Z pewnością zrobił to niedawno. Wszystko wygląda na świeżą robotę - powiedział Khoury, czyszcząc sobie okulary swoją koszulką.
- Ktokolwiek to był, czegoś szukał - dodała Lyra.
- I wszyscy wiemy, czego - powiedział Ash - Diamentów z maskotki otrzymanej przez Bonnie.
- Widocznie złodzieje zorientowali się, że w maskotce nie ma towaru - dodałam - Ciekawe, czy zrobili też kipisz w pokoju naszych przyjaciół?
- Zaraz się o tym przekonamy - rzekł Ash.
Jak można było przewidzieć, tam także panował niezły bałagan. Całe szczęście, że wszystkie nasze rzeczy mieliśmy przy sobie, gdyż w innym diamenty przepadłyby, podobnie jak szansa na złapanie złodzieja.
- Naprawdę ktoś dzisiaj robił niezłe imprezy w naszych pokojach bez naszej wiedzy - zażartowała sobie Lyra, oglądając pokój naszych przyjaciół.
- Tak, ale to też może być ostrzeżenie do nas wystosowane - zauważył Khoury - Albo po prostu ktoś jest naprawdę zdesperowany, żeby odzyskać te diamenty.
- Bez względu na to, czym się ten ktoś kieruje, to ja nie zamierzam dłużej czekać - zdecydował detektyw z Alabastii - Idę na policję! Musimy zanieść im te diamenty i niech oni się o nie martwią! Nie będę już dłużej ryzykował, że nas zabiją z powodu tych głupich kamyków.
- Idę z tobą, Ash! - zawołałam.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- A wy zaczekajcie tutaj na naszych przyjaciół - zadecydował Ash - Postaramy się jak najszybciej wrócić.
Lyra i Khoury bardzo chcieli iść z nami, ale w końcu nam ustąpili i zostali w naszym pokoju, a my wyszliśmy z Centrum Pokemon i ruszyliśmy razem w kierunku posterunku policji. Nie uszliśmy jednak daleko, kiedy to nagle zatrzymał się przy nas jakiś samochód, z którego wysiedli kapral Wood i aspirant Jenny. Byli ubrani po cywilnemu.
- Witajcie, kochani - powiedział Wood - Wybieracie się gdzieś?
- Tak, na policję, aby przekazać tam bardzo ważną poszlakę w sprawie, którą prowadzicie - odpowiedział Ash.
- To dobrze się składa. Podrzucimy was - zaoferowała się Jenny.
Jej miły ton wzbudził moje podejrzenia, ponieważ ona nas zwyczajnie nie lubiła. Czemu więc nagle zaczęła być do nas uprzejma?
- Bardzo nam miło, ale mamy niedaleko... - zaczęłam, ale Jenny bez pytania wepchnęła mnie do samochodu, a potem to samo zrobiła z Ashem i Pikachu.
Następnie policjanci wsiedli do auta i dodali, żebyśmy zapięli pasy, po czym ruszyli.
- Maniery to zdecydowanie moglibyście sobie poprawić - mruknęłam z gniewem, spełniając jednak ich żądanie.
Ash nic nie mówił, ale zarówno on, jak i Pikachu byli równie mocno niezadowoleni z tego wszystkiego, co i ja.
Policjanci zaś bez słowa wyjaśnienia zabrali nas samochodem prosto przed jakiś budynek. Gdy wysiedliśmy z auta, to zauważyliśmy, że jest to jakaś kamienica.
- To nie jest posterunek policji - powiedziałam.
- Wiem - odpowiedziała mi Jenny - Ale zapewniam was, że tutaj też będziecie potrzebni.
- Ktoś chce z wami porozmawiać - dodał Wood - I to natychmiast.
Te słowa nie zabrzmiały wcale dobrze i poczułam, że zdecydowanie jakoś nie pali mi się do rozmowy z tym kimś. Ash, zdaje się, czuł dokładnie to samo, Pikachu zaś zapiszczał gniewnie, a iskry poszły z jego policzków.
- Proszę, wejdźcie - powiedziała Jenny, otwierając nam drzwi na oścież i wpuszczając nas do środka.
Początkowo nie wiedzieliśmy, co my mamy zrobić, jednak ostatecznie weszliśmy do środka, a Wood i Jenny poszli za nami. Chwilę później kazali nam oni iść po schodach na górę, a następnie wejść do środka pierwszego mieszkania, które zobaczymy. Posłuchaliśmy ich rady i tak już po chwili byliśmy w ponurym pokoju, w którym stała odwrócona do nas tyłem osoba. Stała ona patrząc w okno, a gdy weszliśmy, powiedziała:
- Ash Ketchum i Serena Evans... Jak miło, że wreszcie przyszliście. Kiedy zamierzaliście oddać nam diamenty?
- Jakie diamenty? - zapytałam zadziornie.
- Nie udawaj, Sereno... Bardzo dobrze wiesz, o czym mówię. O tych diamentach, które masz w swoim plecaku.
- Widzę, że posiadasz dobre źródło informacji - rzekł Ash.
- Tak, istotnie. Mam bardzo dobre źródło - odparła na to tajemnicza osoba, po czym odwróciła się w naszą stronę.
Jej widok zdziwił wyraźnie nas oboje, chociaż Sherlocka Asha bardzo mało co umiało zadziwić, to jednak tym razem był naprawdę zaskoczony.
- No proszę... A więc to ty - powiedział po chwili - Powinienem był się domyślić.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
Osoba tymczasem uśmiechnęła się do nas tajemniczo i rzekła:
- Dobrze... A teraz, panie Ketchum, podzielisz się ze mną swoją wiedzą w sprawie diamentów ukrytych w pluszowych maskotkach.


C.D.N.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...