Ostatni chichot Domino cz. II
Kwiecień 2005 roku.
Jimmy czekał przed namiotem, a ja tymczasem postanowiłam szybko działać. Rozebrałam się więc do bielizny, po czym powoli wzięłam w ręce ciuchy Asha i spojrzałam na nie z uśmiechem. Zakładając ubranie mojego ukochanego wiedziałam, że będę czuć się tak, jakbym nosiła cząstkę jego samego, a to było dla mnie niesamowicie przyjemne. Założyć to ubranie i czuć zapach Asha na sobie. To tak, jakby mnie obejmował do siebie.
- Boże... Jaka piękna...
Odwróciłam się za siebie próbując usłyszeć, kto to powiedział, chociaż zbyt wielu podejrzanych to nie miałam. Jednak jedyna osoba, która mogłaby wypowiedzieć te słowa spała i mruczała coś przed sen. Czyżby więc tylko mi się wydawało, że coś słyszę? A może Ash wcale nie spał i zobaczył mnie w bieliźnie? Zarumieniłam się na samą myśl o tym, ale także poczułam, że taka możliwość sprawia mi wielką przyjemność. Gdyby tak Ash zobaczył mnie prawie nagą, to może... Ech, szalone myśli. On na pewno spał...
Powoli zaczęłam zakładać na siebie strój Asha, czyli szare spodnie, czarną podkoszulkę, niebieską koszulę z białymi dodatkami, a także czarne rękawiczki z czerwonymi dodatkami, a także czerwono-czarne buty, zaś na sam koniec zwinęłam sobie moje włosy w kok, ale w taki sposób, aby jak najmniej ich wystawało spod czapki z daszkiem Asha, którą to nałożyłam sobie na głowę. Nawiasem mówiąc uwielbiam wręcz tę czapkę - czerwona z białymi znakami oraz białym daszkiem. Ash dostał ją od swojej mamy przed podróżą do Kalos. Ma ona dla niego wielkie znaczenie, podobnie również jak i osoba, która mu ją dała.
Po wszystkim spojrzałam na Asha i uśmiechnęłam się do niego czule.
- To dla ciebie, Ash - szepnęłam cicho.
Następnie przysunęłam się lekko i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.
- To jest twoje... I moje... Nasza słodka tajemnica - dodałam.
Chwilę później wyszłam powoli z namiotu, gdzie czekał już na mnie Jimmy ze swoim Spikiem. Zaraz za mną wyszedł Pikachu i przybrał bojową pozę. Na całe szczęście już wiele razy obserwowałam Asha w akcji, więc wiedziałam, jak go udawać.
- Ktoś mnie wołał? - spytałam, próbując nadać moim słowom męski i pewny siebie ton - Jestem Ash Ketchum z Alabastii!
Na szczęście ja i Ash mieliśmy podobną figurę, dlatego bez żadnego trudu dopasowałam się do ubrań mojego ukochanego i mogłam się w nich swobodnie poruszać.
Jimmy popatrzył na mnie z uśmiechem i zawołał:
- I co ty na to, mały? Spójrz na mojego Pikachu! Jest najsilniejszy na świecie. To król wszystkich Pikachu! Mój wierny Spike!
Rockowiec zdecydowanie nie grzeszył inteligencją, ponieważ mógł on mnie bez trudu poznać po głosie oraz po kolorze włosów, które wystawały mi nieco spod czapki. Najwyraźniej jednak ta muzyka zdecydowanie źle działała na jego klepki. No cóż... Tym lepiej dla mnie. W tym wypadku brak wysokiego ilorazu inteligencji przeciwnika działał na moją korzyść.
- Chyba to kupił - pomyślałam sobie - Tylko spokojnie, Sereno. Musisz to zrobić dla dobra Asha.
Pikachu mego ukochanego zapiszczał delikatnie i stanął tuż obok mnie. Prócz tego ścisnął lekko łapki na znak, iż trzyma za mnie kciuki.
- Dziękuję ci, Pikachu - powiedziałam do niego przyjaźnie.
Potem głośno dodałam:
- Pikachu, wybieram cię!
To mówiąc wykonałam gest ręką taki sam, jaki zawsze wykonuje Ash, gdy wybiera Pokemona do walki i pokazuje mu, z kim ma walczyć.
- No, fantastycznie! Oddaję ci pierwszy ruch! - zawołał Jimmy, dalej szarpiąc struny swej gitary.
Teraz dopiero zauważyłam, że jest ona żółta w kształcie uszu Pikachu z czarnymi zakończeniami. Zaś na końcu rączki gitary była jakby główka tego Pokemona. Podobnie było zbudowane to coś, co Jimmy miał na swoich plecach, czyli chyba zasilacz do gitary.
- Uwaga, Pikachu! Szybki Atak! Naprzód! - zawołałam.
- I my to samo! Użyj Szybkiego Ataku! - krzyknął Jimmy.
Oba Pokemony skoczyły na siebie i zderzyły się w powietrzu, po czym poleciały wskutek tego ciosu do tyłu, jednak nic im się poważnego nie stało.
- No, szybki jesteś! Plotki wcale nie są przesadzone! I to mi się bardzo podoba! - zawołał bardzo zadowolony Jimmy, zaś ostatnie słowa to wręcz wyśpiewał.
- Coś mi mówi, że to może być trudny przeciwnik z bardzo silnym Pikachu - powiedziałam do Pikachu, poprawiając sobie na głowie czapkę z daszkiem.
- Teraz, Spike! Cios Gromu! - zawołał Jimmy.
Jego Pokemon skoczył w górę, zaś jego łapka zaczęła wręcz pulsować elektrycznością. Nie wiedziałam, co mam zrobić, dlatego też krzyknęłam pierwsze, co mi przyszło do głowy:
- Unik!
Pikachu odskoczył i cios Spike’a uderzył w próżnię.
- Użyj Pioruna! - dodałam.
- Uwaga, Spike! Użyj Tunelu!
Spike skoczył w górę, okręcił się dookoła własnej osi i wpadł niczym świder w ziemię i zniknął w niej. Piorun stworka Asha uderzył w trawę, gdy jego przeciwnika już nie było na powierzchni.
- O nie! Jak on teraz zamierza nas zaatakować? - spytałam sama siebie, rozglądając się dookoła - Co Ash zrobiłby w takiej sytuacji?
- Pika! Pika-pika! - zapiszczał Pikachu, machając łapkami.
Uśmiechnęłam się rozumiejąc już, o co mu chodzi.
- Pikachu ma rację! Miałam szansę obserwować styl Asha częściej niż ktokolwiek inny! Muszę więc wiedzieć, co robić.
Szybko przed oczami stanęła mi walka Asha z Clemontem w Wieży Pryzmatu. Przypomniało mi się także, jak zaatakował on Stalowym Ogonem ziemię i wykopał z niej w ten sposób Bunnelby Clemonta. Już wiedziałam, co muszę zrobić.
- Pikachu! Stalowy Ogon! Atakujemy!
Pokemon skoczył w górę, po czym uderzył on ogonem w ziemię z całej siły, wyrzucając z niej Spike’a.
- Co to ma znaczyć?! - krzyknął zdumiony Jimmy.
Widać nie przewidział on takiego obrotu sytuacji. Tym lepiej dla nas, pomyślałam sobie.
- Świetna robota! Jeszcze raz, Stalowy Ogon! - zawołałam.
Pikachu skoczył w górę i uderzył tym ciosem Spike’a, który poleciał z piskiem na ziemię, prosto pod nogi swego trenera.
Stojący obok mnie Fennekin, Pancham i Sylveon zapiszczeli radośnie bardzo zachwyceni tą walką.
- Nic ci nie jest? - zapytał Jimmy swego Pokemona.
Spike wciąż bez trudu trzymał się na łapkach i zapiszczał zadowolony.
- Świetnie! - zawołał wesoło młody rockowiec - Takiego przeciwnika szukałem!
- Czekaj no! Jeśli chodzi o rzeczy, które potrafię, to jeszcze nieraz cię zaskoczę! - odpowiedziałam mu bojowo.
W duchu zaś piszczałam z radości jak mała dziewczynka i myślałam sobie:
- Ojejku! Nie wierzę, że to się udało!
- Dobra, mały! Ja też mam ci jeszcze co nieco do pokazania! - zawołał Jimmy.
- No, to dajesz! - krzyknęłam bojowo.
- Serena! - usłyszałam czyiś dziewczęcy głos.
Jęknęłam w duchu i spojrzałam za siebie. Zauważyłam wtedy stojących za mną Clemonta i Bonnie. Pierwszy z nich miał w ręku siatkę pełną czegoś zielonego. Oboje byli zdumieni moim widokiem.
- Serena - powtórzyła Bonnie - Dlaczego ubrałaś się tak, jak Ash?
- AAAAIIIII! - krzyknęłam załamana, machając przy tym rękami.
Miałam nadzieję, że w ten sposób zagłuszę dziewczynkę zanim Jimmy usłyszy coś, czego nie powinien usłyszeć.
- Co się dzieje? - spytała panienka Meyer.
Znowu wydarłam się najgłośniej, jak to było możliwe. Boże, zupełnie o nich zapomniałam. Przecież oni mogli mnie wsypać, a przecież w tej chwili dekonspiracja to było ostatnie, czego sobie życzyłam.
- To twoi znajomi? - spytał Jimmy bardzo zdumiony.
- Jacy znajomi? - zapytałam przerażona, po czym szybko się ocknęłam i przybrałam męski, pewny siebie ton - Tak, no pewnie!
Następnie podbiegłam do Clemonta i Bonnie, po czym spytałam ich po cichu:
- Macie zioła?
- Aha... Zrobimy z nich herbatkę ziołową i Ash na pewno poczuje się po niej lepiej - odpowiedział Clemony i dodał: - Ale co ty robisz?
- To jest Jimmy. No wiecie, ten chłopak, co wyzwał Asha i Pikachu na pojedynek, ale Ash jest wciąż chory, więc musiałam go zastąpić.
Clemont zachichotał delikatnie i z lekkim politowaniem, a następnie powiedział:
- Jasne... Wszystko rozumiem. A przynajmniej tak mi się chyba wydaje. To my zrobimy herbatkę dla Asha, a ty wracaj do tego... No, do tego, co tam robisz. Resztą się już nie przejmuj.
- Świetnie! Liczę na was! - zawołałam wesoło.
Clemont i Bonnie poszli więc zaparzyć ziółek dla Asha. Na szczęście nasz drogi wynalazca doskonale wiedział, jak to zrobić. Już miałam wracać do walki, kiedy nagle Bonnie podeszła do mnie i szepnęła:
- A właśnie! Powodzenia... Ash!
Jęknęłam lekko słysząc te słowa oraz złośliwy ton, w jakim zostały one wypowiedziane. Szybko się jednak ocknęłam i zawołałam:
- Przepraszam za nich i za to, że musiałeś czekać!
Jimmy był początkowo mocno zdumiony tym wszystkim, ale szybko odzyskał pewność siebie i rzucił:
- Dobra. Wracamy do bitwy!
6 czerwca 2007 roku.
Ash chciał z miejsca ruszyć ratować swoją siostrę, jednak dał się nam przekonać do tego, aby tego nie robił, gdyż niedługo miało się ściemniać, a on mógłby nie zdążyć przybyć do Wertanii na czas, nawet gdyby pędził na grzbiecie Pidgeota.
- Po nocy lepiej się nie włóczyć - rzekł Brock poważnym tonem - Poza tym chyba warto, abyśmy przygotowali się skutecznie do walki z Domino.
- Nie inaczej - poparłam go - Wiesz, nie jestem może wielkim znawcą czarnych charakterów, ale jakoś nie wydaje mi się, aby Domino wypuściła Dawn, kiedy już oddamy się w jej ręce.
- Sereno, chyba nie sądzisz, że jestem tak naiwny, aby wierzyć w jej zapewnienia... Ale co ja mam zrobić? Jeżeli Domino zauważy, iż nam ktoś towarzyszy, na pewno w furii zabije Dawn lub zrobi coś równie podłego. Nie mogę ryzykować życiem własnej siostry.
- Rozumiem cię, ale mimo wszystko nie możemy iść na pewną śmierć bez wsparcia.
- W sumie to racja, ale przecież nie mamy za bardzo kogo prosić o pomoc. Chociaż... Chyba jednak mamy.
Ja, Damian i Brock popatrzyliśmy na niego zaintrygowani.
- Masz jakiś pomysł?
- Chyba właśnie przyszedł mi pewien do głowy - powiedział mój luby bardzo zadowolonym głosem, lekko masując sobie podbródek - Słuchajcie... Najlepiej będzie, jeżeli poinformujemy o wszystkim porucznik Jenny oraz sierżanta Boba. Pojadą oni z nami do Wertanii, ale inną drogą i będą nas namierzać za pomocą jakiegoś nadajnika, który wskaże im miejsce naszego pobytu, choćbyśmy byli nawet daleko od nich.
- To dobry pomysł, ale przecież Domino nie jest głupia. Z pewnością domyśli się, że mamy nadajnik - zauważyłam.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
- A więc zaopatrzymy się w takie nadajniki, których ona nie znajdzie - odpowiedział Ash - Policja z pewnością ma takie i może nam je użyczyć na czas naszej misji.
- Tak! To dobry pomysł! - zawołałam wesoło.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Racja! To się może nam udać! - dodał Damian, również bardzo z tego planu zadowolony.
Jedynie Brock był nieco sceptycznie nastawiony do pomysłu Asha.
- To bardzo naprawdę ryzykowne. Domino jest sprytna i nawet to może odkryć.
- Wiem, ale powiedz sam... Czy ja mam inne wyjście? - spytał go mój luby załamanym głosem - Muszę ratować Dawn, choćby za cenę własnego życia. Poza tym wiem doskonale, czego ona chce. Ona chce mnie. Dawn jej przecież nic złego nie zrobiła. Istnieje cień szansy, że zdołam ją przekonać do wypuszczenia mojej siostry.
- Nie liczyłbym na to - rzekł Brock.
- Ja też nie - dodałam.
- Prawdę mówiąc sam w to wątpię - uśmiechnął się ponuro Ash - Ale co innego nam pozostało? No powiedz sam... Mam jakiś wybór?
Brock pokręcił przecząco głową.
- Nie, przyjacielu... Nie masz...
- No właśnie... Więc zrobimy tak, jak zaplanowałem. Chyba, że ktoś z was chce podrasować nieco mój plan. Bardzo chętnie wysłucham nowych pomysłów.
Niestety nikt z nas nie posiadał lepszego pomysłu ani też dodatkowych koncepcji, którymi to można by podrasować plan Asha, dlatego zgodziliśmy się na niego, chociaż czuliśmy, że Domino jest zbyt cwana na to, aby się dać tak oszukać.
***
Poszliśmy do porucznik Jenny i z miejsca opowiedzieliśmy jej, jak wygląda sytuacja i to, co zaplanowaliśmy. Jenny wraz z Bobem uważnie nas wysłuchali, a następnie stwierdzili, że plan Asha jest ryzykowny, ale prawdę mówiąc jedynie sensownym rozwiązaniem.
- To naprawdę bardzo duże ryzyko, jednak nieraz podejmowaliśmy się podobnych zadań - powiedziała porucznik Jenny, opierając łokcie o biurko - Dlatego też jestem za tym, aby zrealizować ten plan.
- Oczywiście przy pełnej kontroli całej sytuacji z naszej strony - dodał sierżant Bob - Nie możemy przecież ryzykować, że coś wam się stanie.
- Bob ma rację - zgodziła się z nim pani porucznik - Moim zdaniem każde z waszej dwójki należy zaopatrzyć w jakiś odpowiedni, miniaturowy nadajnik. Najbardziej miniaturowy, jakim dysponujemy na chwilę obecną. Dzięki temu będziemy mieli większą pewność, że jeśli nadajnik jednego z was zostanie zniszczony, to drugi przetrwa.
- Prawdę mówiąc, to my nie mamy wcale takiej pewności - stwierdził Ash ponurym głosem - Ale być może nam się uda zachować oba nadajniki lub przynajmniej tylko jeden. Tak czy siak lepiej chyba będzie, jeżeli cały czas będziecie w pobliżu.
- Spokojnie, możecie na nas liczyć - odpowiedział mu Bob - W razie czego ruszymy wam z pomocą.
Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie. Miałam naprawdę przeogromną nadzieję, że nasze obawy są jednak bezpodstawne i wszystko będzie dobrze, chociaż w takich wypadkach ryzyko zawsze istnieje, więc jak tu się nie bać? Tylko człowiek o nerwach ze stali może być zdolny do opanowania w takiej chwili. Ja zaś niestety do takich nie należę. Ash natomiast próbował udawać twardego, gdy wracaliśmy do domu po ustaleniu wszystkich szczegółów, ale też wyraźnie widziałam, iż się niepokoi. I wcale mu się nie dziwiłam, bo sama byłam nieźle zaniepokojona. Przecież Dawn mogła zginąć w każdej chwili, a my mogliśmy na razie i wyłącznie tylko czekać. Naprawdę bardzo to przeżywałam, choć Ash o wiele mocniej, czemu wcale się nie dziwiłam, bo przecież była to jego siostra.
Przekazaliśmy naszym przyjaciołom wiadomość o porwaniu Dawn, prosząc ich jednak o zachowanie dyskrecji póki wszystko nie będzie dobrze. Gdy tylko Bonnie dowiedziała się o tym, że jej brat jest w szpitalu i jak tam trafił, była przerażona. Z miejsca chciała tam jechać, podobnie zresztą, jak jej ojciec oraz Delia, jednak musieli z tego planu zrezygnować, ponieważ na chwilę obecną nie można było jeszcze odwiedzić Clemonta. Dopiero rano następnego dnia mogliśmy to zrobić, co oczywiście uczyniliśmy zaraz po śniadaniu. Wcześniej jednak spędziliśmy wszyscy niesamowicie ciężką noc. Nie wiem, jak udało nam się zasnąć, bo nerwy mieliśmy w strzępach, ale w końcu to zrobiliśmy, chociaż nie obyło się tutaj bez leków na uspokojenie. Tylko one pomogły nam zasnąć i to bez żadnych głupich snów, a nawet jeśli jakieś były, to szybko o nich zapomnieliśmy.
Tak czy siak rano po śniadaniu odwiedziliśmy Clemonta w szpitalu. Biedak był przytomny, ale też niesamowicie wykończony. Mówił do nas powolnym i zmęczonym głosem, jednak bynajmniej nie ukrywał tego, że bardzo się cieszy na nasz widok.
- Kochani... Tak się cieszę, że was widzę - powiedział, uśmiechając się przy tym delikatnie.
- Och, braciszku! - zawołała Bonnie, podbiegając do łóżka Clemonta i ściskając jego dłoń - Jak się czujesz?
- Che-spi! Che-spi! - pisnął Chespin, siadając piersi swego trenera.
- Bywało lepiej - odpowiedział jej z uśmiechem młody Meyer, gładząc powoli dłonią głowę swojej siostrzyczki - Ale to teraz jest bez znaczenia. Co z Dawn? Czy już coś wiecie?
- Jeszcze nie, ale już dzisiaj idziemy po nią - odpowiedział mu Ash - Spokojnie, stary. Uwolnimy ją, a Domino skopiemy tyłek i to porządnie.
- Skop go, przyjacielu. Tylko porządnie - zaśmiał się Clemont - Ale przy okazji uważajcie na siebie.
- No właśnie - dodała zaniepokojonym głosem Delia - Nie ryzykujcie bez potrzeby. Nie tylko Dawn, ale i wam nie powinno się nic złego stać.
- Obawiam się, mamo, że to już ode mnie nie zależy - odparł jej syn smutnym tonem - Póki co nie mam innego wyjścia. Jeżeli się nie zjawię w umówionym miejscu, Domino zabije Dawn, a ja nie mogę na to pozwolić.
- Ciągle ryzykujesz, synku - rzekła smutnym głosem pani Ketchum - Ja wiem, że nie masz innego wyjścia, ale... Może powinieneś powiedzieć o wszystkim ojcu?
- Właśnie! Josh mógłby tutaj wiele pomóc! - zgodził się z nią Steven Meyer, siedzący przy łóżku syna.
Chespin zapiszczał delikatnie, lekko podskakując w górę. Widocznie ten plan mu się spodobał, podobnie jak i Pikachu, który okazał nam swoją aprobatę poprzez wesoły pisk.
- Nie! - zaprotestował Ash - Nie mogę mieszać w to ojca. Już i tak dość osób mi pomaga w tej misji. Jeśli Domino się o tym dowie, to będziemy skończeni, a Dawn za to zapłaci. Nie mogę ryzykować. Plan jest już gotowy i będziemy się go trzymać.
- A co z podrasowaniem? - spytał Damian.
- Teraz już nie mamy na to czasu - rzekł słynny detektyw - Musimy działać i to szybko. Domino dała nam trzy dni, a właściwie teraz to chyba dwa, ale cóż... Obawiam się, że jej słowa „im szybciej, tym lepiej“ można zrozumieć tak, jak ja je rozumiem, czyli iż nie chce tyle czekać. Dlatego też lepiej zrobimy, jeśli się pospieszymy.
- To prawda - stwierdził Brock - Musimy się spieszyć, bo czas działa na naszą niekorzyść. Domino nie rzuca słów na wiatr i z pewnością zabije Dawn, jeżeli Ash po nią nie przyjdzie.
- Właśnie! - powiedziałam - Musimy się spieszyć.
- Będziecie nad nim tutaj czuwać? - spytał Ash, patrząc na swoją mamę i pana Meyera.
- Oczywiście, kochanie - odpowiedziała mu Delia.
- Będziemy o niego dbać i pilnować go - odparł na to przyjaźnie Steven Meyer - Włos mu z głowy nie spadnie.
- Możesz na nas liczyć! - zawołała Bonnie.
- Ne-ne-ne! - zapiszczał radośnie Dedenne.
Ash uśmiechnął się delikatnie, choć był to taki jakby śmiech przez łzy. Jego obawy o to, że ani ja, ani on nie wrócimy z tej wyprawy żywi, a prócz tego nie ocalimy Dawn była zbyt wielka, aby umiał się cieszyć. Clemont chyba wyczuł, jakie obawy dręczą mojego chłopaka, ponieważ złapał go on mocno za rękę, gdy już mieliśmy wyjść i powiedział:
- Proszę... Przyprowadźcie ją całą i zdrową...
Ash ścisnął mu dłoń i rzekł:
- Zrobię wszystko, aby ją ocalić, Clemont. Możesz być tego pewien.
Następnie popatrzył na swoją mamę i spytał:
- Mam nadzieję, mamo, że nie informowałaś pani Seroni o tym, co się stało.
- Ależ skąd, Ash! Czy masz mnie za głupią?! - obruszyła się delikatnie Delia Ketchum - Przecież ja bardzo dobrze wiem, że Johanna tylko by się niepotrzebnie denerwowała, a tym to już na pewno nie pomogłaby córce.
- Właśnie... Cieszę się, mamo, że myślimy w taki sam sposób - rzekł zadowolony detektyw z Alabastii - Powiemy o tym pani Seroni dopiero, gdy już będzie po wszystkim.
- Gdy już będzie po wszystkim, to nie trzeba jej będzie niczego mówić - zauważył Steven Meyer.
- Słuszna uwaga - pokiwał głową Ash - A więc dobrze... Pora już na nas, Sereno. Czas ruszać w drogę.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu, wskakując mu na ramię.
***
Po wyjściu ze szpitala ja, Ash oraz Pikachu poszliśmy na posterunek policji, gdzie porucznik Jenny i sierżant Bob obdarowali nas miniaturowymi nadajnikami, które potem ukryliśmy w bezpiecznych miejscach. Ten Asha został ukryty jako sprzączka w pasku jego spodni, mój natomiast w moim staniku. Mieliśmy zatem nadzieję, że Domino nie znajdzie żadnego z tych nadajników.
Potem rozmawialiśmy o dalszych działaniach. Nawet zaproponowałam, żeby wezwać Giratinę na pomoc, ale Ash odrzucił ten pomysł.
- Ona jest dzika i agresywna, nie umie atakować z zaskoczenia - rzekł na to mój luby - Jeśli zaatakuje siedzibę Domino, to może ją zburzyć i wtedy pogrzebie Dawn żywcem. A poza tym jest jeszcze coś. 009 z pewnością już wie od Annie i Oakley, że Giratina jest moją przyjaciółką. Jeśli ją zobaczy, z pewnością nabierze podejrzeń i domyśli się, kto ją wezwał, a wtedy... Nie mogę ryzykować życia mojej siostry.
Trudno było odmówić sensu takiej logice, dlatego zrezygnowaliśmy z tego pomysłu. Zaczęliśmy więc omawiać inne ewentualne możliwości, jakie możemy zrealizować. Kiedy już wszystko było ustalone, Ash wpadł jeszcze na pomysł podrasowania swojego planu działania. W tym celu odwiedził on profesora Oaka, od którego zabrał kilka pokeballi, które następnie oddał Brockowi, Maxowi i Damianowi, którzy wraz z Jenny i Bobem mieli nam pomagać w misji. Max został przyłączony do akcji nieco na ostatnią chwilę, ponieważ mój luby uznał, iż haker może się przydać podczas całej misji.
- Gdyby coś poszło nie tak i doszło do walki, te Pokemony mogą się nam przydać - powiedział do nas konspiracyjnym tonem Ash - W tych oto pokeballach jest kilka Taurosów z tego stada, które złapałem, a prócz tego jeszcze jest tu Snorlax, Noivern, Noctowl, Fletchinder oraz Hawlucha. To są chyba moje najsilniejsze Pokemony... Nie licząc oczywiście Charizarda i Pidgeota, ale te mam przy sobie.
- Może to ryzyko zabierać je ze sobą na misję? - spytał Damian.
- No właśnie! - zgodził się z nim Brock - To jest spore ryzyko, skoro spodziewasz się pojmania przez Domino. Nie warto ryzykować ich utratą.
- On ma rację. Nie można tak ryzykować - dodał Max przejętym tonem.
Ash pomyślał przez chwilę nad tym, co właśnie usłyszał.
- Myślę, że wobec tego możemy je zostawić w miejscowym Centrum Pokemon - powiedział po chwili - Tak! Właśnie tak zrobię! Zostawię nasze stworki u miejscowej siostry Joy. Reszta z was niech ma te Pokemony przy sobie i kiedy już dojdzie do walki, niech ich użyje. One w walce znacznie skuteczniej niż ludzie załatwią pomagierów Domino.
- Zgadzam się z tym, a poza tym myślę, że twoje Pokemony mogłyby zaatakować kryjówkę Domino, gdyby sprawa przybrała niefortunny obrót - dołączyła do rozmowy porucznik Jenny - Atak ludzi, a do tego policjantów na jej siedzibę może za bardzo zaniepokoić Domino, Pokemony zaś to już inna bajka. Jest nadzieja, że nie wzbudzą w niej takich podejrzeń.
- Właśnie - pokiwał głową Ash - Tak czy siak moje stworki, które mam przy sobie lepiej, niech zostaną u siostry Joy. Będą tam bezpieczniejsze.
- Skoro ty zostawisz swoje Pokemony, to ja również - stwierdziłam - Lepiej więc będzie, jeśli ochronimy nasze stworki przed porwaniem przez Domino. Jeśli ona znowu nam ucieknie, co jest przecież bardzo możliwe, to ryzykujemy ich utratę.
- Słusznie - rzekła Jenny - Ale ustalmy jeszcze raz wszystkie szczegóły. Ash i Serena lecą na grzbiecie Pidgeota do Wertanii. Ja niedługo potem wyjadę motorem razem z Maxem i Damianem. Nieco później Bob pojedzie z Brockiem drugim motorem. Spotkamy się potem u mojej kuzynki, czyli u detektyw Jenny z Wertanii, a tam będziemy już prowadzić podsłuch, a w razie czego wkraczamy do akcji.
- Eee... Mam pytanie. A czy to ja mogę jechać z Jenny? - spytał Brock, przysuwając się do pani porucznik i robiąc do niej maślane oczy - Pomyśl tylko... Będziemy jechać tym samym motorem, a ja będę cię obejmować od tyłu przez całą podróż. Tylko ty, ja i wiatr we włosach...
Jenny nie wiedziała, co ma mu powiedzieć, gdyż chociaż znała słabość Brocka do ładnych kobiet, to jednak tym razem była w niezłym szoku. Na całe szczęście w porę wkroczył Max, który to podskoczył i złapał naszego przyjaciela za ucho.
- Stary... Ty weź lepiej na wstrzymanie, bo inaczej zrazisz do siebie wszystkie policjantki w Kanto - mruknął, odciągając Brocka od jego obiektu westchnień.
- Może powinniśmy wziąć więcej naszych przyjaciół na tę misję? - spytał po chwili Damian.
- Lepiej nie... Ty i Brock byliście obecni podczas rozpoczęcia tej akcji, więc na pewno nie darowalibyście mi nigdy, gdybym nie pozwolił wam jej zakończyć - rzekł Ash - Poza tym Dawn może być potrzebny lekarz tak, jak Clemontowi.
- Ale wiesz przecież, że jestem tylko lekarzem Pokemonów, nie ludzi - zauważył Brock, którego Max już puścił.
- Może i tak, ale pomogłeś Clemontowi, więc Dawn także pomożesz jakby co... Ty zaś, Damianie, będziesz miał teraz okazję wypróbować swoje Pokemony w warunkach bojowych. Poza tym, jak ja cię znam, to na pewno nie siedziałbyś spokojnie w Alabastii, tylko pognał za nami w ten czy inny sposób i próbował nam pomóc bez względu na wszystko.
- Owszem, tak właśnie bym zrobił - rzucił wesoło Damian, głaszcząc po łebku swego Watchoga.
- No właśnie. Zaś Max jako haker może się okazać niezbędny w tej sprawie - dokończył swoją myśl detektyw z Alabastii - Lepiej więc będzie jedynie tę trójkę, nie licząc Jenny i Boba, włączyć w tę sprawę. Więcej osób nam nie potrzeba.
- On ma rację. Im mniej osób się w to wmiesza, tym lepiej - stwierdziła na to Jenny - Ale dość gadania, pora już przejść do działania. Im szybciej, tym lepiej.
- Dobrze - Ash pokiwał delikatnie głową - Pamiętajcie... Jeśli dojdzie do walki, to te Pokemony mogą się wam bardzo przydać.
- A czy nie lepiej wezwać oddziały specjalne policji? - spytał Bob - Większa pewność zwycięstwa.
- Nie sądzę - odparł na to mój luby - Widok policjantów atakujących jej kryjówkę może wywołać panikę w Domino.
- Więc zaatakowaliby w cywilu.
- To nic by nie dało. Domino będzie zwracać uwagę właśnie na ludzi. Pokemony kręcące się w pobliżu jej kryjówki nie wzbudzą jej podejrzeń, a przynajmniej mam taką nadzieję. Poza tym Pokemony mają nieraz większą siłę fizyczną podczas ataku.
- On ma rację... Dlatego też zrobimy tak, jak mówi Ash - zakończyła dyskusję Jenny - I już bez żadnych głupich dywagacji. Czas nam ucieka.
- Niestety... - mój luby pokiwał smutno głową - Dlatego musimy ruszać w drogę. Im szybciej, tym lepiej.
***
Ash i ja polecieliśmy zgodnie z planem na grzbiecie Pidgeota, który to zabrał nas do Wertanii. Nie wiem, jak długo tam lecieliśmy, ale z godzinę przynajmniej, może więcej. Gdy byliśmy już na miejscu, to wylądowaliśmy przed bramą miasta. Tam zaś schowaliśmy Pidgeota do pokeballa, który po wstąpieniu do Centrum Pokemon oddaliśmy zaraz pod opiekę miejscowej siostry Joy, razem z innymi naszymi stworkami. Siostra Joy oczywiście z uśmiechem na twarzy powiedziała, iż zaopiekuje się nimi.
- Możecie być spokojni. Będę o nie dbała.
- Mam taką nadzieję, bo to bardzo ważne - rzekł do niej niesamowicie poważnym tonem Ash - Odbierzemy je, gdy tylko wrócimy z wycieczki po mieście.
- Dobrze. Będą one tutaj na was czekać - odparła przyjaźnie Joy.
Podziękowaliśmy jej, po czym poszliśmy w kierunku zniszczonej przez nas niedawno fabryki klonów Pokemonów. Idąc tam czułam, że mam duszę na ramieniu. Nie wiedziałam, czego możemy się tam spodziewać poza tym, że z pewnością czeka tam na nas zasadzka. Ale jaka i czy wyjdziemy z niej żywi? I czy na pewno jest w tym miejscu Dawn? Na te pytania niestety nie znaliśmy odpowiedzi.
Ash szedł razem z Pikachu obok mnie. Oboje mieli niezwykle poważne miny. Jakie myśli krążyły im w głowach, nie miałam pojęcia. Być może jednak mój luby obawiał się tego samego, co ja. Jakoś wtedy nie chciało mi się o to pytać. Byłam zbyt mocno porażona tym wszystkim i zbyt mocno serce mi było, abym umiała skupić się na czymś innym niż na myśleniu o własnych lękach. Wiedziałam jednak, że jeśli ja sama niepokoję się o Dawn, która jest moją przyjaciółką, to co miał myśleć Ash, który wszak jest bratem panny Seroni? Skoro ja się niepokoję, to co dopiero on?
Szliśmy powoli i w milczeniu przed siebie, aż w końcu zauważyliśmy przed sobą szczątki fabryki, którą niedawno zniszczyliśmy podczas naszej brawurowej akcji sabotażowej. Wówczas ścisnęłam mocno Asha za rękę i jęknęłam przy tym.
- Ty też się boisz? - spytałam mego chłopaka.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo - odpowiedział mi Ash, mocno splatając swoje palce z moimi.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał smutno Pikachu.
On jako jedyny nie zgodził się zostać u Joy i postanowił iść z nami bez względu na wszystko, Ash zaś nie umiał go zmusić do pozostania.
Mój ukochany westchnął głęboko, po czym odparł lekko:
- Cóż... Nie mamy na co czekać. Idziemy.
Powoli zbliżyliśmy się do fabryki, uważnie rozglądając się dookoła siebie. Nikogo tam nie zauważyliśmy, co wzbudziło w nas jeszcze większe podejrzenia.
- Hej! Domino! Przyszliśmy! - krzyknął Ash przez dłonie zwinięte w trąbkę.
- Pika-pika! - dodał Pikachu, piszcząc równie głośno.
- Właśnie! Wychodź i oddaj nam Dawn! - zawołałam.
Przez chwilę nie usłyszeliśmy żadnej odpowiedzi, jednak już niedługo potem padły następujące słowa:
- Proszę, proszę... A więc przyszliście... To dobrze. Już się bałam, że uciekniecie.
Rozejrzeliśmy się uważnie dookoła, aż w końcu zauważyliśmy stojącą na resztkach dachu Domino. W ręku trzymała czarnego tulipana i udawała, że go wącha.
- Miło was znowu widzieć. I cieszę się, że raczyliście przyjść.
- Przyszliśmy tutaj, żeby uwolnić Dawn! - krzyknął do niej Ash.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
Domino zaczęła się podle śmiać.
- Och, jakie to wzruszające. Dzielny pan detektyw przyszedł tu ratować swoją małą siostrzyczkę. Jakie to wzruszające... I jakie też typowe dla niego. Bardzo przewidywalne.
Wokół nas rozległ się głośny, podły śmiech. Obejrzeliśmy się dookoła siebie i zauważyliśmy wokół siebie ludzi Domino w mundurach organizacji Rocket. Wszyscy śmiali się do rozpuku, a Ash zacisnął mocno dłoń w pięść, wołając:
- Dość już tych gierek, Domino! Gdzie moja siostra?! Co jej zrobiłaś?!
- Pika! Pika-pika-chu! - zapiszczał wściekle Pikachu.
- Och, a więc chcesz zobaczyć siostrunię? To się chyba da załatwić - powiedziała Domino, po czym wymierzyła w Asha i mnie swego tulipana.
Chwilę później wystrzeliła z niego, a ja poczułam ból w piersiach i upadłam na ziemię, po czym straciłam przytomność.
Nie wiem, jak długo byłam nieprzytomna, jednak kiedy odzyskałam świadomość, to leżałam na podłodze związana, zaś obok mnie znajdował się Ash, również związany. Niedaleko leżał też Pikachu skrępowany jakimś szarym sznurem, który to najwidoczniej nie przewodzącym prądu, czego dowodził fakt, że Pokemon kiedy próbował się wyrwać i strzelać prądem, to nic mu to nie dało.
- Witajcie... Czy moje śpiące królewny się wyspały? - spytała Domino, stając tuż nad nami.
Spojrzałam na nią i zamarłam z przerażenia. Ona miała w dłoniach te nadajniki od Jenny, które dostałam ja i Ash. Ale wyglądały jakoś inaczej, jakby wgniecione. Pewnie były uszkodzone.
- Ładne cacuszko. Ciekawe, ile policja musiała zabulić, żeby móc sobie takie coś kupić - mówiła dalej Domino złośliwym tonem, po czym dodała: - Ty idiotko! Myślałaś może, że jak sobie to schowasz w staniku, to ja tego nie znajdę?!
Następnie rzuciła sprzęt na podłogę i rozdeptała go butem. Tym samym przepadła już nasza szansa na ocalenie, a w każdym razie tak sobie wtedy pomyślałam.
- Ty, kuzynku, także mnie chyba nie doceniałeś. Sprzączka od paska... Naprawdę myślałeś, że dam się nabrać na taką starą sztuczkę? Masz chyba jeszcze mniej szacunku do mnie niż ta twoja niunia.
- Gdzie jest Dawn? - spytał Ash.
Domino parsknęła śmiechem, po czym odparła:
- Dowiesz się tego w swoim czasie. Ale najpierw odpowiesz mi na parę pytań.
- A niby po co? - odparł Ash - Przecież dobrze wiem, czego chcesz. Ty chcesz mnie zabić. Serenę także. Dlatego nas tutaj sprowadziłaś. Chcesz nas wykończyć.
- Nie inaczej. Bystrzak z ciebie, kuzynku - rzuciła podle Domino - Ale możesz być spokojny. Twojej siostrzyczce włos z głowy nie spadnie, jeżeli tylko będziesz mądry i odpowiesz mi na parę pytań. Przede wszystkim kim jest Anonim?
Ash popatrzył na Domino groźnym wzrokiem, przez chwilę milczał, po czym rzucił wściekle:
- A więc to po to nas tutaj sprowadziłaś. Po to jeszcze trzymasz nas żywych. Chcesz zdemaskować Anonima.
- Tak! - potwierdziła Domino - A dziwi cię to? Odebrałeś mi wszystko: godność, szacunek, pozycję, zwycięstwo oraz miłość ojca. Aby znów być kimś muszę wyrównać rachunki i wkupić się w łaski mojego ojca. Zabijając cię nie osiągnę tego celu, ale jeśli dowiem się, kim jest Anonim, wtedy co innego. Wtedy ojciec na pewno mi wybaczy.
- Marzenie ściętej głowy... Tym bardziej, że ja ci w tym nie pomogę!
- Naprawdę? - zaśmiała się Domino, bawiąc się tulipanem - A może jednak? Ostatecznie przecież mam twoją siostrzyczkę. Nie przekonuje cię to do ustępstw wobec mnie?
- Nie, bo nawet nie wiem, czy ona żyje! Póki się tego nie dowiem, nie będzie żadnych układów.
- A jednak nie jesteś mądry. Szkoda... Miałam nadzieję, że będę mogła to sobie odpuścić, ale co tam... Podnieście mi go!
Ludzie Domino podnieśli Asha, zaś sama Domino uderzyła go mocno w twarz z otwartej dłoni. Potem zadała mu cios pięścią w brzuch, a później walnęła go w kark i powaliła na ziemię.
- Zostaw go, ty podła wiedźmo! - krzyknęłam wściekła i zrozpaczona jednocześnie.
- Pika-pika! - dodał Pikachu.
- Podnieście mi go! - rozkazała Domino.
Jej ludzie podnieśli Asha, z którego wargi ciekła krew.
- Gdzie jest Dawn? - warknął na nią zmęczonym głosem.
- Już niedługo się spotkacie... Czeka na ciebie - zaśmiała się do niego bardzo podle Domino, gładząc go lekko dłonią po policzku - A więc jak? Masz mi coś do powiedzenia?
- Jesteś nad wyraz odważna... Wiesz o tym, kuzyneczko? - rzucił jej złośliwie Ash - Bijesz tylko bezbronnych, którzy nie mogą ci oddać. Cóż za odwaga!
Domino ponownie uderzyła go kilka razy dłonią po twarzy, na co ja i Pikachu mogliśmy tylko patrzeć w bezsilnej złości.
- No... Gadaj... - syknęła 009, będąc już coraz bardziej wściekła - Kim jest Anonim? No?! Masz mi coś do powiedzenia?!
- Tak. Bijesz jak baba, Domino - rzucił Ash.
Czarny Tulipan ponownie go uderzyła w twarz.
- A teraz co powiesz?
Ash zachichotał złośliwie i rzucił jej:
- Nie zmieniam zdania, tulipanku.
- Ty śmieciu! - warknęła Domino - Już ja cię nauczę moresu i rozwiążę ci ten twój uparty jęzor. Przywiązać go do ściany!
Patrzyłam zrozpaczona, jak ludzie 009 przywiązują Asha do ściany, na której wisiały jakieś kable. Te zaś podłączone do Pikachu i jego trenera w taki sposób, że byli oni ze sobą połączeni.
- Mam dla ciebie wspaniały prezent, kuzynku - mówiła dalej Domino - Być może nie jestem tak dobrym wynalazcą jak Arlekin, ale chyba docenisz moją inwencję.
Po tych słowach podeszła ona do Pikachu i zaczęła bezlitośnie kopać go. Z każdym ciosem biedny Pokemon z bólu strzelał elektrycznością, która rozchodziła się po kablu i raziła Asha.
- Pika-pi! - pisnął przerażony Pikachu widząc, co się dzieje.
Mój ukochany jęczał z bólu, jednak nie tak mocno, jak tego oczekiwała Domino. Najwidoczniej tyle razy już oberwał piorunem od Pikachu, że te ataki nie robiły na nim jakiegoś większego wrażenia, choć na pewno ból mu sprawiały, jednak nie na tyle mocny, na ile się tego spodziewano. Agentka 009 musiała to zauważyć, bo w końcu, po którymś z kolei ciosie zadanym Pikachu kazała w końcu odłączyć Asha i posadzić go na podłodze.
- Widzę, że prąd wcale cię nie rusza... A w każdym razie nie tak, jak myślałam. Będę musiała przejść do naprawdę drastycznych metod.
- A co? Tamto wcześniej to była tylko rozgrzewka? - rzucił Ash.
- A żebyś wiedział - warknęła Domino i spojrzała na mnie, wołając: - Podnieście mi ją!
Ludzie Czarnego Tulipana postawili mnie szybko w pozycji pionowej, a następnie sama Domino podeszła w moją stronę z nożem w ręku.
- A teraz zobaczymy, Sereno, jak twój chłopak mocno cię kocha. To jak będzie, kuzynku? Powiesz mi wszystko o Anonimie, czy mam zrobić twojej niuni takie same blizny, jakie miał Arlekin?
Ash przeraził się nie na żarty, podobnie zresztą jak i ja. Nie chciałam być oszpecona, chociaż oczywiście spodziewałam się, że Domino nigdy nie darowała mi pokonania ją w walce na szpady. Mogła więc się chcieć teraz na mnie za to zemścić właśnie w taki sposób. Jednak dobrze też wiedziałam, co zrobi Ash w takiej sytuacji.
- Ash, nie! Błagam! Nic jej nie mów! - krzyknęłam.
Domino położyła mi ostrze noża na policzku.
- Zła podpowiedź! - rzuciła złośliwie - Gadaj, Ash! Gadaj albo ta twoja kochana panienka będzie miała darmową operację plastyczną i to jeszcze bez znieczulenia!
- Nie waż się jej tknąć, ty podła...! - Ash próbował wyrwać się ludziom Domino, ale ci zbyt mocno go trzymali.
- Tknę ją, jeżeli ty nie będziesz mi mówić tego, co ja chcę wiedzieć - odpowiedziała mu podle 009 - A więc, jeśli pragniesz mieć swoją lubą jako nadal piękną dziewczynę, to lepiej gadaj.
- Ash, błagam cię! Nic jej nie mów! - krzyknęłam przerażona.
Nie chciałam być oszpecona, ale przecież nie chciałam też, żeby ta podła kreatura odkryła ważne dla siebie fakty.
- Dobrze, powiem ci wszystko - jęknął załamany Ash.
- Nie, Ash! Błagam cię! Nie rób tego! - krzyknęłam.
Domino popchnęła mnie ręką na podłogę i zaśmiała się podle:
- Mądra decyzja, kuzynku. Więc jak? Kto nim jest?
- Chwileczkę - odparł Ash poważnym, władczym tonem - Niczego ci nie powiem, jeśli nie wypuścisz Sereny i Dawn.
009 parsknęła śmiechem, słysząc jego żądanie.
- Kochany kuzynku... Ty naprawdę jesteś żałosny. Czy ty uważasz, że w swojej sytuacji możesz mi rozkazywać albo stawiać warunki? Ty głupi detektywie od siedmiu boleści! Ty musisz robić to, co ci każę, inaczej zabiję ciebie i twoje przyjaciółeczki!
- Wtedy niczego się ode mnie nie dowiesz.
- Hmm... Słuszna uwaga. Więc lepiej mów, a oszczędzisz życie swoich bliskich.
- Uwolnij Serenę i Dawn, wtedy wszystko ci powiem.
- Powiesz mi teraz albo poharatam buźkę twojej dziewczyny!
- Wtedy nic ci nie powiem.
- Tak? A co, jak zaraz potem poharatam buźkę również twojej młodszej siostrzyczce?
- Wtedy tym bardziej nic ci nie powiem.
Domino parsknęła śmiechem, słysząc jego słowa.
- Robisz postępy, kuzynku. Już umiesz się targować. No dobrze. Niech ci będzie. Wypuszczę twoją dziewczynę, ale twoja siostra zostanie tutaj jako gwarancja twojej prawdomówności. Cokolwiek mi powiesz, ja to sprawdzę. Jeśli okaże się, że kłamiesz, wtedy ona zginie. Jeśli powiesz prawdę, wtedy ją wypuszczę.
- Wypuść je obie, inaczej nic ci nie powiem!
- Poważnie? - Domino uśmiechnęła się podle - Jak sobie chcesz. Wtedy ja zabiję ciebie i te panienki, a potem znajdę sobie inne źródło informacji.
- Tak? Ciekawe, gdzie je znajdziesz?
- To już nie twój interes. A więc jak? Zgadzasz się na moje warunki? Uważaj... Bo więcej targów nie będzie.
Ash załamany pokiwał głową na znak, że tak i odparł:
- Dobrze... Niech tak będzie. Ale Pikachu wypuść także!
- Nie ma sprawy - rzuciła agentka 009, rozkładając beztrosko ręce - I tak nie jest mi do niczego potrzebny.
- Nie, Ash! Błagam! Nie rób tego! - krzyknęłam przerażona.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
- Oszczędzaj lepiej siły na powrót do domu, kochana - rzuciła Domino - Twoja zabawa w detektywa właśnie się skończyła. I to na zawsze. Żegnaj, niedoszła kuzynko.
Chwilę później otrzymałam cios w kark i straciłam przytomność.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz