czwartek, 11 stycznia 2018

Przygoda 094 cz. IV

Przygoda XCIV

Detektyw czy zdrajca? cz. IV


Zostaliśmy zaraz zaprowadzeni na sam dół do kotłowni, gdzie Domino powiedziała do nas podłym tonem:
- Bardzo chcieliście wiedzieć, co też takiego jest w naszej kotłowni. Umożliwię wam to, a nawet pokażę wam więcej, niż byście chcieli.
- Zbytek łaski - rzuciła w jej stronę Misty.
- To tylko chęć bycia gościnną - odparła na to 009, po czym podeszła do jednej ściany, chwyciła za wystający z niej uchwyt i otworzyła w ten sposób przejście.
Wówczas ujrzeliśmy schody prowadzące na dół, a Domino wycelowała w nas tulipan i pokazała nim na przejście.
- Włazić! - rzuciła krótko.
Nie mieliśmy wyboru i musieliśmy wykonać jej polecenie, o czym świadczyły argumenty w postaci pistoletów wycelowanych w nasze osoby przez jej ludzi. Zeszliśmy zatem na sam dół, gdzie Domino wraz ze swoimi pomagierami zabrała nas do jakiegoś osobnego pokoju. Po drodze do niego mijaliśmy różne pomieszczenia pełne komputerów oraz wielkich probówek, w których pływały postacie Pokemonów.
- To klony! - jęknęła przerażona Misty.
- Tworzycie tu armię sklonowanych Pokemonów! - dodał Brock równie mocno zaniepokojony.
- A i owszem - zaśmiała się Domino - To prawda. Jak więc widzicie, będziemy już niedługo mieć dość Pokemonów, aby podbić świat. Zaczniemy od tego waszego Kanto. Łatwo nam pójdzie.
- Nie bądź zbyt pewna siebie - rzuciłam gniewnie.
009 parsknęła śmiechem, po czym odparła:
- A niby kto miałby nam w tym przeszkodzić? Może ty? A może twój kochany detektyw? Jeśli dotąd tego nie zauważyłaś, to cię uświadomię, że on już zdradził was wszystkich i przystąpił do naszej organizacji.
Nie odpowiedziałam jej nic na to stwierdzenie wiedząc, że ona właśnie tego chce... Sprowokować mnie i doprowadzić do szału, a także wciągnąć w dyskusję, w której to ona będzie górą.
Nie miałam jednak zbyt wielkiego czasu, aby to sobie wszystko dobrze przemyśleć, ponieważ zostaliśmy zaraz wprowadzenie do pokoju, w którym zastaliśmy niezwykły widok, a mianowicie: Asha i Pikachu razem z kilkoma ludźmi z organizacji Rocket oraz związanymi Macy, Maxem i Bonnie. Ash wyraźnie był przerażony naszą obecnością, podobnie jak i Pikachu. Obaj mieli nietęgie miny.
- Popatrz, kuzynku, kogo ci tutaj przyprowadziłam - zaśmiała się podle Domino, popychając mnie mocno do przodu - A ty przywitaj się ze swoim chłopakiem, Sereno.
Upadłam na ziemię wskutek tego popchnięcia, ale szybko podniosłam się z niej i popatrzyłam na Asha, który nie mówił nic, chociaż jego twarz wyrażała więcej emocji niż tysiąc słów.
- Skąd wy się tu wzięliście? - spytała Macy.
- Przyszliśmy wam na pomoc - odpowiedziałam z lekką ironią - Choć swoją drogą, gdybyście nie urządzali sobie samowolki, to nie byłoby takiej potrzeby.
- Chcieliśmy pomóc Ashowi! - zawołała Bonnie - No, a poza tym Macy nam powiedziała, że on chce się tu z nami spotkać i nawet pokazała list od niego, w którym Ash prosi o spotkanie.
- Poważnie? - spytałam zdumiona, patrząc na Asha, który miał bardzo zdumioną minę.
Domino parsknęła śmiechem i odpowiedziała:
- Ach, moi kochani... Jacy wy jesteście bardzo naiwni. Czy naprawdę uważacie, że wasz drogi detektyw napisałby do was taki list?
- No właśnie! Ja mówiłem, że coś z tym listem jest nie tak! - zawołał gniewnie Max - Ale nie! Głupie baby się uparły, aby w nocy tu przyłazić!
- Ty sam nie jesteś wiele mądrzejszy - powiedziała do niego Misty - Nie musiałeś z nimi tu przyjeżdżać.
- Nie musiałem i bardzo teraz żałuję, że poszedłem razem z nimi - mruknął chłopak.
- Cóż... Nie ma co... Za błędy się płaci - rzuciła złośliwie Domino, dalej bawiąc się tulipanem - A dzisiaj cena głupoty jest niestety naprawdę wysoka i szybko się o tym przekonacie.
- Daj spokój, 009 - powiedział Ash - To są moi przyjaciele. Twój ojciec zapewnił mi ich nietykalność.
- Tak, jeśli tylko nie będą oni wtykać nos w nasze sprawy. No, a sam przyznasz, że teraz to go wetknęli bardziej niż się dało. A jak mówi mądre przysłowie, nie pchaj palców między drzwi, bo ci je przytną. I właśnie my im te paluszki przytniemy... Razem z głową.
- Nie mogę się na to zgodzić. To moi przyjaciele.
- Człowiek twojego pokroju powinien pozbyć się takich przyjaciół, im szybciej, tym lepiej, bo inaczej pójdzie razem prosto z nimi na dno. Oni są jak statek, który walnął w górę lodową i może zatonąć. Chcesz tonąć z nimi?
Ash przełknął głośno ślinę, po czym rzekł:
- Nie... Nie chcę.
- Doskonale. A więc zajmij się sobą i swoimi sprawami. Pamiętaj, że jesteśmy tu na inspekcji. Jutro rano wracamy do siedziby mojego ojca, ale zanim to zrobimy, to przerobimy twoich kumpli na karmę dla Magikarpów. I mam nadzieję, że będą im smakować.
Po tych słowach Domino wybuchła gromkim śmiechem, a następnie wyszła z pokoju dając znak Ashowi, aby poszedł za nią. Ten zaś popatrzył na mnie załamanym wzrokiem i wyszedł z pokoju, zostawiając nas z ludźmi 009, którzy związali mnie, Brocka i Misty.
***


Domino zostawiła nas w pokoju pod strażą swoich ludzi, a potem wraz z Ashem zajmowała się tym, po co tu przyjechała, jednocześnie co jakiś czas zerkając do nas i zapowiadając nam już rychłe wykonanie na nas wyroku. Wiedzieliśmy, że jesteśmy w poważniejszych tarapatach niż kiedykolwiek przedtem, dlatego też musieliśmy się jakoś uwolnić. Niestety, to było raczej niemożliwe, ponieważ zabrano nam nasze pokeballe, dlatego też na nasze Pokemony nie mogliśmy liczyć.
Wieczorem Domino przyszła do nas ponownie, po czym zapowiedziała nam wprost, że rano zrobi z nami porządek. Nie musiała nam tłumaczyć, co ma na myśli, gdyż było to aż nadto wymowne. Wyraźnie też napawała się naszym strachem, który wyraźnie ją bawił. Musieliśmy więc uciec i to jak najszybciej, tylko jak? Niestety, więzy nasze były zbyt mocne, zaś ludzie Domino czuwali w pobliżu. Nawet więc gdybyśmy się rozwiązali, to raczej daleko byśmy nie uciekli. Jednym słowem, to już był koniec.
- Po prostu cudownie - powiedziałam załamanym głosem - Wygląda na to, że tutaj właśnie zakończą się nasze przygody.
- Spokojnie, Ash na pewno nas uwolni - odparł Max.
- No właśnie! - zawołała pewnym tonem Macy - On już teraz pewnie knuje dobry plan, aby nas ocalić.
- Tak myślisz? - zapytała Bonnie.
- Jestem tego pewna.
Panienka Meyer uśmiechnęła się zadowolona, gdy usłyszała te słowa, podobnie jak i Macy. Obie wierzyły w swojego idola, choć prawdę mówiąc ja także podzielałam jej wiarę w Asha i miałam ku temu swoje powody.
- Ach, żeby to się okazało prawdą - powiedziałam po chwili - Bardzo bym tego chciała.
- Nie sądzę, żeby on nas uwolnił - rzekła Misty - Za wiele ryzykuje, a poza tym, skoro poświęcił Jenny, to co tam my?
- Przestań, proszę cię... - skarcił ją Brock - Przecież on taki nie jest.
- Tak? A Jenny kto zabił?
- Może to był nieszczęśliwy wypadek?
- A może po prostu ja miałem rację od samego początku? - rzucił Max - Mówiłem wam, w filmach o Bondzie...
- Max, bądź tak dobry i już mi nic o tym nie mów - powiedziała na to rudowłosa załamanym głosem - Przecież wszyscy wiemy doskonale, że cała ta historia jest pozbawiona sensu. Nadaje się do filmu, ale nie do życia.
- A skąd wiesz? Może on właśnie ma rację? - zapytała Macy.
- No właśnie! Przecież to może być prawda - dodałam.
Misty spojrzała załamana na sufit.
- Ech, Sereno... Ty także w to wierzysz?
- Wolę wierzyć w to niż w zdradę mojego chłopaka.
- A w to, że zabił Jenny jakoś uwierzyłaś.
- On jej nie zabił.
- Że co?! Przecież sama widziałaś, jak on...!
- Wiem, co widziałam, ale jestem pewna, że Jenny nie umarła od tego postrzału.
- A więc od czego?Nie zdążyłam jej jednak odpowiedzieć, ponieważ chwilę później dało się słyszeć jakieś wyładowanie elektryczne, a potem głośny łomot, jakby coś bardzo ciężkiego upadło na podłogę. Następnie drzwi się otworzyły i do pokoju wpadł Ash z Pikachu.
- Ty?! - zdziwiła się Misty.
- Nie mam czasu na wyjaśnienia... Musicie stąd uciekać - powiedział mój chłopak, po czym szybko wyjął scyzoryk i zaczął rozcinać nasze więzy.
- No proszę! A nie mówiłam! A nie mówiłam, że on nas nie zostawi samych w potrzebie?! - mówiła podnieconym tonem Macy - A nie mówiłam, że mówiłam?!
- W porządku, niech ci będzie. Mówiłaś - mruknęła Misty, rozcierając sobie obolałe nadgarstki, gdy już była wolna.
- Dobrze, że poszedłeś po rozum do głowy, przyjacielu - rzekł Brock.
- Wielka szkoda, że wy nie - odrzekł na to Ash, po czym spojrzał na mnie z wyrzutem - Sereno, po coś ich tutaj przyprowadziła? Po co, pytam się? Ustaliliśmy przecież wyraźnie, że nie będziesz tu przychodzić. Czy po to zostajesz wtajemniczona w moje plany, żeby teraz wpakowywać się w takie kłopoty?
- Wybacz mi, Ash. Oni nie chcieli mnie słuchać - odpowiedziałam mu przepraszającym tonem.
- Zaraz, moment! Jaka znowu wtajemniczona? O co tutaj chodzi, co? - spytała zdumiona Misty.
- No właśnie! Sam chciałbym wiedzieć - dodał Brock, który był równie bardzo zaskoczony tym wszystkim.
- O to, że Ash jest podwójnym agentem w służbie policji - odparłam do nich nieco ironicznie.
- A nie mówiłem wam?! On coś kombinuje! Tak jak Bond w „Licencji na zabijanie“! - zawołała wesoło Max.
- Czy to prawda, Ash? - spytała Bonnie, patrząc na Asha z podziwem w oczach - Powiedz, czy Max ma rację? Czy jesteś...
- Czy ty jesteś podwójnym agentem? - spytała Macy, również z głosem pełnym podziwu.
- Tak, to prawda - powiedział Ash zaniepokojony - Ale nie traćmy już czasu! Powinniśmy się stąd wynosić i to jak najszybciej.
- Ale jak to, podwójny agent? - spytała Misty - O co tutaj chodzi? I w ogóle skąd ty to wiesz?
- Pan Ketchum mi powiedział - odpowiedziałam.
- Co?! To on też o wszystkim wiedział? - spytał Brock.
- A i owszem, wiedział, ale to bez znaczenia... Musimy ruszać w drogę! - zawołał Ash - Zanim Domino zorientuje się, co i jak.
- Na to już za późno, kuzynku.
Odwróciliśmy się w kierunku drzwi, a w nich stała właśnie Domino w towarzystwie dwóch ludzi uzbrojonych w pistolety maszynowe.
- Pięknie... Po prostu cudownie... Mój kochany kuzynek to podwójny agent i wtyczka policji... Pogratulować ci pomysłowości. Naprawdę muszę ci powinszować, bo nawet mnie zaskoczyłeś. Przyznam ci się, że czego jak czego, ale tego to ja się po tobie jakoś nie spodziewałam. W końcu zabiłeś policjantkę, więc nie sądziłam, że gliny będą się z tobą po tym wszystkim układać. Sądziłam, że pracujesz dla konkurencji, a tu proszę... Pan kapitan Rocker chciał z tobą współpracować? Po tym, jak zabiłeś jego zastępczynię? A może wcale jej nie zabiłeś, co? Może w tym wypadku też odegrałeś przed nami szopkę?
- Nie myśl sobie, że cokolwiek ci powiem, Domino - rzekł Ash.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
- Nie musisz... Mój ojciec weźmie cię w obroty i zmusi do gadania, a twoi przyjaciele będą świetnym argumentem w naszych negocjacjach.
- Nawet nie próbuj ich...
- Rączki, kochasiu! Rączki do góry! Wszyscy!
Podnieśliśmy ręce do góry nie wiedząc przez chwilę, co mamy innego zrobić, cała bowiem sprawa wyglądała zdecydowanie bardzo nieprzyjemnie. Wyszliśmy z jednych problemów, aby zaraz wpaść w drugie.
- Naprawdę dobry byłeś, kochany kuzynku... A nawet bardzo dobry - powiedziała zadowolonym z siebie głosem Domino - Obserwowałam cię z pomocą Cleo, ale ty ciągle miałeś się na baczności. Nawet jak spotykałeś się z tą swoją niunią na... Sam wiesz co... To nie rozmawiałeś z nią o niczym.
- Poważnie? Spotykałaś się z nim? - spytała mnie zdumiona Misty.
- Tak się złożyło... - odparłam.
- I co robiliście? O czym ona mówi? - dodała Bonnie.
Zarumieniłam się lekko i powiedziałam:
- Nieważne. To teraz bez znaczenia.
- Racja... - zgodziła się ze mną Domino - Ale tak czy siak naprawdę muszę przyznać, że się starałeś, kochasiu. Byłeś bardzo dobry, jednak na twoje nieszczęście ja okazałam się znacznie lepsza. Nigdy mnie w pełni nie doceniałeś, prawda? Ale o sobie, draniu, miałeś zawsze wysokie mniemanie. I teraz, przez to wpadłeś. Jak myślisz, czemu nie rozwaliłam ich na miejscu? Liczyłam na to, że gdy postawię cię przed możliwością zabicia ich, zechcesz ich ocalić, a ja znajdę dowody na ciebie. Jednak nie sądziłam, że przy okazji opowiesz mi bez krępacji o swej działalności podwójnego agenta. Sądziłam, iż tylko będziesz chciał ich uwolnić i to wystarczy. Ale ty dałeś mi więcej niż się spodziewałam. Tym lepiej. Tym razem mój tatuś wreszcie przejrzy na oczy, kim jesteś... Ty zdrajco... Ty nędzna gnido. Ostrzegałam cię, co cię spotka za zdradę. Nie bałeś się wtedy, więc będziesz bał się teraz.
- Możesz sobie próbować! Ash i tak ci ucieknie! - zawołała bojowo Macy - Prawda, Ash?
Mój luby nie odpowiedział jej, tylko patrzył dalej gniewnym wzrokiem na Domino.
- Dlaczego mnie od razu nie zabijesz? - spytał po chwili.
- Nie zamierzam cię jeszcze zabijać - odparła mi na to 009 - Na pewno współpracujesz z Anonimem, mam rację? Nie odpowiadasz? Och, to nic nie szkodzi. Dowiemy się jeszcze wszystkiego od ciebie, kochasiu. Dowiemy się. Już my mamy w naszej organizacji sposoby na rozwiązywanie języka. Będziesz musiał grzecznie wszystko nam wyśpiewać o twoich układach z Anonimem, a przy okazji o tym, jak to było z porucznik Jenny.
- A jeśli tego nie zrobię?
Domino pogłaskała go powoli tulipanem po twarzy i rzekła:
- Zrobisz to, kuzynko. Zrobisz to. A jak nie, to wówczas mamy aż sześć argumentów przemawiających za tym, abyś nam to powiedział. A w sumie to nawet siedem.
Ostatnie słowa dodała patrząc na Pikachu.
- Ty podła...
Domino parsknęła śmiechem i uderzyła mojego chłopaka w brzuch, po czym popchnęła go na podłogę.
- Ash! - podbiegłam do Asha i pomogłam mu wstać.
- Pika-pi! - zapiszczał Pikachu.
- Za kilka godzin będziesz inaczej śpiewał, draniu. Jazda! Zabieramy ich ze sobą! W siedzibie Giovanniego już czekają na ciebie właściwe środki rozwiązywania języka.


W tej samej chwili padły dwa strzały, a ludzie Domino padli martwi na ziemię, zaś na ich plecach widniały niewielkie plamy krwi.
- Co jest?! - krzyknęła zdumiona kobieta.
- Rzuć broń, Domino! - zawołał jakiś znajomy, kobiecy głos.
Chwilę później do pokoju wpadła jakaś wysoka kobieta w mundurze organizacji Rocket. Przez ramię miała przewieszoną jakąś torbę, zaś w dłoni trzymała pistolet.
- CO?! Jeszcze jeden zdrajca? - spytała zdumiona 009.
- Niekoniecznie - uśmiechnął się Ash - I znowu mnie nie doceniłaś, Domino. Myślałaś, że jestem tak głupi i nie wiem, że to wszystko pułapka przygotowana przez ciebie? Że nie ulokowałem tutaj wcześniej swojego człowieka?
- No właśnie, Domino... Znowu lekceważysz swoich przeciwników - zaśmiała się kobieta, po czym zdjęła beret i maskę z oczu.
Wówczas zobaczyliśmy dobrze nam znaną osobę, której szyję zdobił uroczy pieprzyk.
- Jenny! - jęknęła Misty.
- Porucznik Jenny! - zawołał zdumiony Brock.
- Ale jak to?! Przecież ty... - pisnęła Bonnie - Przecież podobno Ash ciebie... Jak to?!
- Wiedziałem! No wiedziałem! Mówiłem wam, że on jest jak Bond w tym filmie! - zawołała wesoło Max, bardzo z siebie zadowolony.
- Wiem, mówiłeś nam to, mówiłeś, ale my nie wierzyliśmy - mruknęła Misty, już nieco znudzona jego gadaniem.
- Mów za siebie. Nie wszyscy nie wierzyli w jego słowa - zaśmiała się ironicznie Macy.
- W sumie racja... Nie wszyscy byli takimi niedowiarkami - dodałam nieco zadziornie.
- A więc to jednak była szopka - powiedziała gniewnym tonem Domino - Powinnam była się tego domyślić. Popełniłam błąd odrzucając od początku taką możliwość, ale cóż... To błąd, który da się jeszcze naprawić.
- Wątpię - mruknęła porucznik Jenny - Pójdziesz do paki i zgnijesz tam całkowicie.
- Poważnie? Nie sądzę - odparła 009.
Następnie rzuciła na ziemię tulipana, który wystrzelił wielki promień z siebie i trafił w lampę na suficie. W całym pomieszczeniu nagle zapanowała ciemność, którą to z miejsca Domino wykorzystała, aby wybiec z pokoju i uciec nam.
- Ona ucieka! - krzyknęła Bonnie.
- Spróbujmy ją złapać! - dodał Max.
- Spokojnie, teraz to nie mamy jak, w tych ciemnościach! - zawołała do nas Jenny - Poza tym lepiej zwijajmy się stąd, bo zaraz to wszystko wyleci w powietrze.
- O czym ty mówisz? - spytałam zdumiona.
- Co? Nie powiedzieli ci niczego, pani wtajemniczona? - zapytała mnie złośliwie Macy.
- Nie, nie powiedzieli - burknęłam zadziornie.
- Kiedy Domino was złapała, zrozumiałem, że będzie chciała was zabić lub udawać, że to zrobi, abym się zdradził - mówił Ash, zapalając latarkę - Jednak nie wiedziałem, czy ona naprawdę was zabije, czy też nie. Wolałem nie ryzykować i ostatecznie postanowiłem was uwolnić. Dobrze wiedziałem, że Domino tylko na to czeka, więc chciałem, aby moja misja nie poszła na marne.
- Jaka misja? - spytała Macy.
- Moi szefowie z tajnych służb kazali mi wysadzić tę przeklętą fabrykę i laboratorium pod nim, a także zniszczyć wszystko, co mogłoby posłużyć Giovanniemu do stworzenia armii Pokemonów klonów - wyjaśniła Jenny - Zatrudniłam się więc jako robotnica w tym miejscu i podstępem odnalazłam wejście do laboratorium, ale wciąż nie miałam możliwości tam wejść. Za dobrze się pilnowali, dranie. Dopiero dziś zyskałam sposobność. Załatwiłam jednego z ludzi Domino, przebrałam się za niego, a następnie podłożyłam kilkanaście ładunków wybuchowych na terenie całej fabryki i laboratorium. Niedługo to wszystko zostanie pogrzebane przez gruzy...
Chwilę później rozległ się głośny wybuch, od którego całe podłoże się zatrzęsło.
- Zaczęło się! - zawołała Jenny - Wiejemy stąd! Szybko!
- No, a co z ludźmi?! - spytałam przerażona - Przecież nie możemy zostawić pracowników na pewną śmierć!
- Właśnie! Oni pewnie nie wiedzą nic o szwindlach Domino! - dodał Brock - Nie możemy im pozwolić zginąć!
- Robotników w fabryce nie ma, bo wrócili do domu na noc! - odparła na to policjantka - A pracownicy laboratorium, którzy tu zostają całą dobę to bandyci na usługach Giovanniego! Chcesz ich ratować?!
Przyznałam, że nie mam na to raczej ochoty, choć nie chciałam brać na sumienie ich życia, jednak kiedy Ash pociągnął mnie za rękę, to nie tracąc czasu ruszyłam za nim w kierunku wyjścia. Również pozostali ruszyli w tę stronę. Jenny jako pierwsza biegła, wskazując nam przy okazji drogę. Obok niej pędził Pikachu, piszcząc przy tym bojowo.
Wybiegliśmy wszyscy z podziemi, po drodze słysząc kolejne eksplozje oraz krzyki ludzi Giovanniego zaskoczonych pożarem i wybuchami. Było mi ich przez chwilę żal, jednak nie miałam czasu się na tym skupiać, gdyż musieliśmy ratować swoje życie, a ci ludzie przecież nie wahaliby się, aby nas zabić, gdyby tylko mieli ku temu okazję.
-  Oj, niedobrze... Za długo zwlekaliśmy - powiedziała Jenny, uważnie się rozglądając dookoła.
Okazało się, że ładunki wybuchowe wywołały wybuch łatwopalnych rzeczy i wybuchł z tego niezły pożar. W kotłowni szalał już niezły płomień. Zaczęliśmy się krztusić i kaszleć. Szybko zasłoniliśmy swoje usta, zaś Ash wypuścił z pokeballa Totodile’a, aby utorował nam drogę wodnym atakiem.
- Szybko, chodźmy! Totodile nam ułatwi ucieczkę! - zawołał Ash.
Porucznik Jenny szybko wypuściła z pokeballa, którym był Vaporeon, Pokemon typu wodnego, ewolucja Eevee. Ten dołączył do stworka mojego chłopaka, dzięki czemu udało się na otworzyć drogę z kotłowni do wyjścia.
- Szybko! Biegnijcie! - zawołała Jenny, szybko zasłaniając sobie usta chusteczka - Zaraz ten piec wybuchnie i będziemy mieli tu naprawdę niezły armagedon!
Prawdę mówiąc armagedon, to już zapanował w całym budynku, bo wszędzie panoszyły się płomienie, a wybuchy rozlegały się raz po raz.
- Mam nadzieję, że bombę pod piecem i butlami z gazem nastawiłaś na najpóźniejszy czas - spytał Ash Jenny, gdy biegliśmy ku wyjściu.
- Spokojnie... Ale ogień może wywołać eksplozję wcześniej... Lepiej się pospieszmy.
Nagle coś grzmotnęło za nami. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy, że w naszą stronę idzie wielki płomień.
- O żesz ty! - ryknęła Jenny - Wybuchły za wcześniej! W nogi!
Ruszyliśmy pędem przed siebie w kierunku drzwi wyjściowych (muszę dodać, że jeszcze nigdy tak szybko nie gnaliśmy), aż w końcu wybiegliśmy przez nie, po czym odbiegliśmy jak najdalej się dało. Chwilę później nasze plecy i dotknął jakiś gorący żar, coś w rodzaju bardzo gorącego powietrza. Wówczas to padliśmy wszyscy na ziemię, a tuż za nami rozległa się potężna eksplozja. Tak wielka, że przez chwilę całkiem straciłam słuch. Z trudem podniosłam się z ziemi i szybko zaczęłam otrzepywać się z ziemi i kurzu. Widziałam, że Ash coś do mnie mówi, ale przez chwilę nie słyszałam ani słowa. Na całe szczęście głuchota szybko minęła.
- Ale zadyma, co?! - spytałam żartobliwie.
- A żebyś wiedziała... Jak na imieninach u szwagra - odparł również żartem Ash.
Chwilę później oboje zaczęliśmy się śmiać jak opętani.
- Nie bardzo wiem, co was tak niby bawi. Przecież mogliśmy zginąć - stwierdziła złośliwie Misty.
- Ale żyjemy i cieszymy się z tego - odpowiedziałam jej wesoło.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał radośnie Pikachu.
Max i Bonnie uściskali się wesoło, zaś Brock uściskał Misty, która choć mocno zdziwiona, ale za to odwzajemniła uścisk. Macy zaś uściskała Jenny, która zachichotała delikatnie.
- No, to mamy wreszcie wielki powód do radości - powiedziała, patrząc na płonącą fabrykę - Przy okazji zaraz będziecie mieli większy.
Chwilę później wyjęła z torby pokeballe.
- Proszę. To chyba wasze, prawda?
Radośnie dobiegliśmy do niej, po czym wypuściliśmy nasze stworki i zaczęliśmy je zachłannie ściskać. Najmocniej to chyba mała Bonnie ściskała Dedenne, całując go po pyszczku.
- No, to Giovanni nie będzie zadowolony, kiedy dowie się o wszystkim - powiedziała wesoło Jenny.
- Gwiżdżę na to - uśmiechnął się wesoło mój luby - Ważne, że nam się udało. W sumie trochę szkoda, że nie powalczę chociaż jeszcze trochę jako podwójny agent, ale trudno.
- Dla mnie jest dobrze tak, jak jest - uśmiechnęłam się do niego czule, przytulając się mocno do Asha - Wolę cię mieć przy sobie.
- Nie bądź taką egoistką, Sereno - zaśmiała się pani porucznik - Mam tylko nadzieję, że przekazałaś przesyłkę kapitanowi Rockerowi.
- Ależ oczywiście - zachichotałam - Żebyś tylko widziała jego minę, jaki był zadowolony, kiedy ją zobaczył.
- Zaraz, chwileczkę! O czym wy w ogóle mówicie?! - zapytała Macy.
- No właśnie. Bardzo chciałabym to wiedzieć - dodała Misty.
- Co było w tej przesyłce? - spytała Bonnie - I kto ci ją dał?
- Zakładam, że Ash - zaśmiał się Max - Mam rację?
- Owszem, masz - odpowiedział mu detektyw z Alabastii - Ale to już wyjaśnimy sobie później, bo właśnie widzę, że mamy towarzystwo.
Rzeczywiście, w naszą stronę jechał właśnie na motorze sierżant Bob, a za nim oddział policji.
- No, jesteście wreszcie! - zawołała Jenny - Ja naprawdę nie wiem, jak można się tak guzdrać!
- Procedury, kochana. Procedury - zaśmiał się wesoło Bob, schodząc z motoru - Jak nam Melody powiedziała, co macie zamiar zrobić, to zaraz powiadomiłem o tym kapitana. Ten zadzwonił do szefa policji w Wertanii, ale cóż... Giovanni to wielka szycha i zanim zdołano przekonać prokuratora, aby wystawił nakaz rewizji tej fabryki, to minęło sporo czasu. Przez ten czas ja zdążyłem tu dojechać.
Policjant popatrzył na płonącą fabrykę i zaśmiał się wesoło.
- No, no, no... Musiała być grubsza impreza. Że też ja musiałem się na nią spóźnić.
- Spokojnie... Masz teraz zabawę w gaszenie pożaru - zachichotał Ash, poprawiając sobie czapkę na głowie.

***


Jeszcze tej samej nocy musieliśmy złożyć policji zeznania w sprawie tej fabryki, a potem wynajęliśmy pokój w Centrum Pokemon, gdzie wszyscy się wykąpaliśmy i to porządnie. Ponieważ nasze ubrania nieźle prześmierdły dymem oraz czadem, sierżant Bob przywiózł nam szybko jakieś ciuchy z miejscowego sklepu z ubraniami, na które to daliśmy mu nieco pieniędzy. Podaliśmy mu także nasze wymiary, aby wiedział, co kupić, dzięki czemu mogliśmy się przebrać w coś czystego i potem wrócić do domu. Najpierw jednak Jenny i Ash oraz ja udzieliliśmy naszym przyjaciołom niezbędnych informacji.
- Kiedy Giovanni postanowił mnie zwerbować, to wiedziałem, że będę musiał coś mu odpowiedzieć - zaczął swoją opowieść Ash - Jednak wtedy odwiedziła mnie Jenny i zaprosiła mnie do kawiarni na rozmowę. Okazało się, że dzięki Anonimowi wie już o wszystkim i dlatego złożyła mi własną propozycję.
- Chciałam, żeby został naszą wtyczką w organizacji Rocket - wtrąciła się Jenny - Anonim nie mógł dokonać wszystkiego, a zwłaszcza zniszczenia tej fabryki, a Ash mógł. Zwłaszcza ze mną w duecie.
- Początkowo odmówiłem, ale miałem możliwość porozmawiać z naszą przyjaciółką, Madame Sybillą - rzekł mój chłopak - Ta zaś mi uświadomiła, jak wyglądają możliwości, jeśli odmówię i jeśli przyjmę propozycję. Choć w sumie więcej to zrobił inny nasz przyjaciel, Chronos, ale ona też pomogła mi to zrozumieć. Wciąż miałem jednak poważne wątpliwości. Ale wówczas porozmawiał ze mną ojciec, którego Jenny wtajemniczyła w swoje sprawy.
- Znam Josha Ketchuma już jakiś czas, choć dawno się nie widzieliśmy - wyjaśniła pani porucznik - Teraz spotkaliśmy się całkiem przypadkowo. To bystrzak. Łatwo dostrzegł, że coś mnie gryzie, więc zaprosił mnie na kawę, porozmawialiśmy i wyznał, co dręczy Asha. Okazało się, że ma to związek ze mną. Wyjaśniłam mu co i jak, a ja uznałem początkowo, iż jestem szalona i narażam życie jego syna, ale w końcu... Zgodził się porozmawiać z Ashem.
- I porozmawiał ze mną - powiedział mój ukochany - Przedstawił swoje argumenty, które zgadzały się z argumentami Chronosa i Sybilli. W końcu ustąpiłem. Jenny porozumiała się więc ze mną, po czym razem ustaliliśmy plan działania. Pojechałem potem z ojcem do Esmeraldy, aby dowiedzieć się kilku rzeczy o moim pochodzeniu. Bałem się, że później już mogę nie mieć okazji ku temu. Potem pojechałem tylko z Pikachu do Johto, aby pogadać z dziadkiem Arlekina. Następnie zaś udałem się do Wertanii i tam przyjąłem propozycję mego stryja i zacząłem działać jako Agent w Masce.
- No, a śmierć Jenny? - spytała Misty - Jak to wyglądało?
- Giovanni uznał, że porucznik Jenny jest nam wielką przeszkodą we wszystkim. Twierdził, iż to ona wysłała do jego organizacji Anonima.
- Kim jest Anonim? - zapytała Macy.
- To podwójny agent policyjny - odpowiedziała Jenny - Ale nie mogę wam zdradzić, kim on jest. Obowiązuje mnie tajemnica.
- No dobrze, ale jak wy załatwiliście sprawę z twoją śmiercią? - spytał Max.
Jenny parsknęła śmiechem i zaczęła mówić:
- Anonim powiadomił mnie o wszystkim. Ash natomiast otrzymał od Giovanniego broń, ale Anonim podmienił ją na broń ze ślepymi nabojami. Ash miał zaatakować Centrum Pokemon w Alabastii z nadzieją, że ja tam się pojawię i będzie mógł mnie kropnąć. No i pojawiłam się tam... Z małym wynalazkiem.
- Jakim? - spytał Brock.
- Miałam pod ubraniem kamizelkę kuloodporną, a prócz tego jeszcze takie niewielkie cacuszko, które to przy odpowiednim ruchu rąk wylewa z siebie czerwony płyn imitujący krew. Stara sztuczka, ale jak widać, wciąż jeszcze skuteczna.
- Byłaś świetną aktorką - powiedziałam z uśmiechem na twarzy - To było naprawdę bardzo przekonujące. Wyglądałaś jak trup. No, a wcześniej jeszcze to twoje „Ash, błagam cię!“. Jakbyś błagała go, żeby opuścił broń.
- Wiem, a tak naprawdę błagałam go, żeby strzelił i nie psuł naszego planu - odpowiedziała Jenny, lekko chichocząc - To było naprawdę super. Gdyby nie to, że sprawa była poważna, to chyba ryczałabym ze śmiechu.
- A tymczasem tak doskonale udawałaś trupa, jakbyś naprawdę umarła - dodałam - Nawet lekarzy oszukałaś.
- No, nie wszystkich - stwierdziła pani porucznik - Jeden z nich był naszym zaufanym człowiekiem. Po cichu dał mi środek usypiający. Taki, po którym wyglądałam na trupa. Potem podpisał akt zgonu, zamienił mnie na jakiegoś trupa i to jego pochowaliście jako mnie na miejscowym cmentarzu.
- Mogłaś nam powiedzieć - warknęła na nią gniewnie Misty - Wiesz, co my przeżywaliśmy?! Wiesz, co przechodziliśmy?! A co przeszła Serena?!
- Bardzo mi przykro, ale tajemnica musiała być zachowana - odparła na to Jenny - Nie było to dla mnie przyjemne oszukiwać was, ale cóż... Ash musiał wykonać swoje zadanie.
- No i wykonałem je - uśmiechnął się Ash - Skorzystałem z faktu, że jako numer 1 w organizacji Rocket jestem najważniejszą osobą po moim stryju, a ten nie miał przede mną żadnych tajemnic. Nieopatrznie pokazał mi komputer, w którym ma dane o wszystkich agentach dla niego pracujących. Te dane mogą nam bardzo pomóc ich schwytać. Wszystkich, co do jednego. Tymczasem Serena dowiedziała się od mojego ojca prawdy.
- Nie byłam z tego zadowolona, ale nie mogłam już zmienić tego, co się stało - powiedziała Jenny - Na całe szczęście Serena zrozumiała powagę sytuacji i nie powiedziała nic swoim kompanom.


- Ładna z ciebie przyjaciółka, nie ma co! - rzuciła w moją stronę Bonnie.
- A nie mówiłem wam, że to wszystko szwindel?! Tak, jak w filmach o Bondzie?! - zawołał wesoło Max.
- Tak, miałeś rację. Wszyscy się bardzo z tego powodu cieszymy. Daj już spokój - jęknęła załamana jego gadaniem Misty.
- Serena i ja spotykaliśmy się kilka razy potajemnie - powiedział po chwili Ash - Kontaktowaliśmy się za pomocą laleczek od Latias. Zawsze w Centrum Pokemon. Nie rozmawialiśmy jednak zbyt wiele, bo się bałem, że Domino kazała mnie śledzić i miałem rację, gdyż Agentka C na jej polecenie łazi za mną krok w krok. Ale za to mogliśmy robić inne rzeczy.
- A jakie? - spytał Max.
- Nie twój interes - mruknęłam złośliwie - Zresztą domyśl się.
Max i Brock zaczęli się śmiać.
- Och, błagam! Naprawdę wy jesteście zwariowani - rzekł ten drugi.
- No co? Jesteśmy tylko ludźmi - odpowiedział wesoło Ash - Tak czy siak wykradłem ten dysk i przekazałem go Serenie, która potem przekazała go kapitanowi Rockerowi.
- On też był w to wtajemniczony? - spytała Misty.
- No tak... Oboje przecież pracujemy dla Tajnych Służb Kanto. Razem to wymyśliliśmy, a Ash i Josh podrzucili nam kilka pomysłów.
- A to nędzny drań! - zawołała rudowłosa - A tak doskonale się zgrywał podczas twojego rzekomego pogrzebu! Ta jego mowa po prostu chwytała za serca!
- Bo taka miała być - uśmiechnęła się wesoło Jenny - No, ale się udało, choć potem panna Macy wszystko popsuła.
Macy zarumieniła się lekko i powiedziała przepraszającym tonem:
- Ja naprawdę nie chciałam narobić wam problemów. Ja zaś po prostu chciałam znaleźć Asha i dowiedzieć się prawdy. Max odnalazł dla mnie informacje o jedynej fabryce w Wertanii. Pojechałam tam z nim i Bonnie. Max uważał, że głupio postępujemy, ale pojechał z nami. Potem dostaliśmy do Centrum Pokemon list od Asha z prośbą o spotkanie. Max czuł w tym podstęp, ale ja i Bonnie uparłyśmy się, aby tam iść. No i poszłyśmy tam, a on z nami.
- A tam czekała na was Domino ze swoimi ludźmi - mruknęła Jenny - Mieliście szczęście, że ja tam byłam i razem z Ashem zdążyliśmy na czas zareagować, inaczej byłoby już po was, a może też i po nas. Powinnam cię posadzić, Macy, za twoją chroniczną bezmyślność!
Dziewczyna rozpłakała się na całego, natomiast Ash popatrzył na panią porucznik i rzekł:
- Odpuść jej. Ostatecznie chciała jak najlepiej.
- Dobrymi chęciami to wiesz, co jest wybrukowane - mruknęła Jenny, a po chwili parsknęła śmiechem - No, ale co tam! Niech będzie! Ważne, że nasza misja jest wykonana. Wszystko dobrze się skończyło.
- Nie wszystko.
Spojrzałam na Asha zdumiona.
- Co takiego?
- Zostawiłem w siedzibie stryja skrzypce od Madame Sybilli. Jeszcze Domino mi je zniszczy.
Popatrzyliśmy na niego wszyscy, po czym niemalże równocześnie ryknęliśmy śmiechem.
- Bardzo śmieszne. Bardzo - mruknął Ash - Ale zamiast się śmiać, to bądź uprzejma wyjaśnić mi jedną rzecz.
- Naprawdę? A jaką? - spytała Jenny słodkim głosem.
- Jedno wciąż mnie intryguje w całe tej sprawie. Mianowicie... Jak ty przemyciłaś do fabryki ładunki wybuchowe, co? Przecież nie można tak po prostu wnieść kilkanaście bomb zegarowych na teren fabryki.
- Słuszna uwaga - zaśmiała się pani porucznik - Tu już miał udział mój wierny przyjaciel.
Kilka sekund później tuż obok niej pojawił się Hunter.
- O! To Hunter! - zawołaliśmy wszyscy zdumieni, ale i zadowoleni.
- Poznaję go! To twój Hunter - zaśmiałam się wesoło - A więc to on przemycił ładunki wybuchowe na teren fabryki?
- No tak! - powiedział bardzo zadowolony Brock - Hunter ma przecież zdolność do stawania się niewidzialnym. No, a prócz tego jego paszcza jest bardzo pojemna i może wiele pomieścić. To wiele wyjaśnia.
- Tak... Teraz wszystkie zagadki są już rozwiązane - rzekł wesoło Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał radośnie Pikachu.
Hunter wesoło polizał po twarzy mego chłopaka i jego startera na znak sympatii.

***


Uzupełnienie pamiętników Sereny - zeznanie Anonima:
- Wiesz doskonale, drogi synu, że to wielka porażka naszej organizacji - rzekła ponurym głosem Madame Boss do Giovanniego, ukazując mu się na wielkim ekranie jego telewizora.
- Dobrze wiem o tym, matko, ale przecież nie mogliśmy przewidzieć wszystkiego - odpowiedział na to jej syn - W końcu nie wiedzieliśmy o tym, że porucznik Jenny jednak żyje. Sądziliśmy, iż ona nie żyje, a nasz kochany detektyw Ketchum nie ma wyboru i musi już pozostać z nami.
- Sprawdziliście dobrze tę wieść o śmierci porucznik Jenny?
- Najdokładniej, jak to tylko było możliwe. Wszystko wskazywało na to, że ona jednak nie żyje.
- A zatem Anonim znowu nas oszukał - warknęła wściekle Madame Boss, uderzając dłońmi o poręcz swego fotela - Musimy jak najszybciej go znaleźć. Zniszczenie naszej fabryki klonów to tylko jeden problem, który moglibyśmy jakoś naprawić gdyby nie fakt, że Ketchum ma dysk twardy twojego komputera. Teraz może wyłapać wszystkich naszych agentów.
- Jeżeli tylko go otworzy, a to mu się nigdy nie uda - uśmiechnął się podle Giovanni - Dysk jest zabezpieczony takim hasłem, że on go nigdy nie złamie.
- Obyś miał rację, synu. Obyś miał rację. Ale co zrobisz z tym naszym kochanym detektywem? Czy zabijesz go?
- Jeszcze nie. Póki Anonim jest pośród nas, póty ten drań będzie na pewno zawsze w porę ostrzegany. Najpierw więc musimy zabić Anonima i tym samym odciąć policję oraz naszego drogiego detektywa od informacji z naszej organizacji.
- Rozumiem. Słuszna postawa. Poza tym nie możemy lekceważyć tego panicza.
- No właśnie. Domino go zlekceważyła i proszę, co się stało. Przez jej brak wyobraźni straciliśmy naszą fabrykę.
- Tak - pokiwała głową Madame Boss - Nie możemy więcej pozwolić sobie na takie wpadki.
- Nie będzie ich więcej, matko. Zadbam o to, aby tak było.
- Doskonale. Oby tak dalej. A niech twój agent pośród policji spróbuje odzyskać ten dysk.
- Już mu to nakazałem. Być może mu się to uda, chociaż nie mogę na chwilę obecną tego zagwarantować.
- Każ mu się pospieszyć. Mamy coraz mniej czasu, synu.
- Wiem o tym, matko.
- To doskonale. Napraw więc błędy swojej córeczki, a mojej wnuczki. Nigdy nie sądziłam, że okaże się ona aż tak niekompetentna. Dobrze, że jej matka umarła wydając ją na świat. Nie zniosłaby ona takiej hańby, jaką to niedawno Domino nas okryła.
- Jeszcze przekujemy hańbę w zwycięstwo, matko.
- Mam nadzieję.
Madame Boss zniknęła z ekranu, który stał się czarny, zaś połączenie zostało zakończone. Giovanni oparł się o fotel, po czym spojrzał na swoją sekretarką, która przyszła mu coś powiedzieć, ale widząc jego rozmowę z matką poczekała cierpliwie, aż ta się zakończy.
- Czego chcesz? - spytał Giovanni.
- Panna Domino prosi o rozmowę - odpowiedziała sekretarka.
Mężczyzna udawał zdumionego jej słowami.
- Domino? A któż to taki, ta Domino?
- Jak to? Przecież to pana córka.
- Ja już nie mam córki. Rozumiesz to? Nie mam. Przekaż to tej osobie, z łaski swojej. Ja już nie mam córki.
Theodora Brown ukłoniła się swojego szefowi i wyszła na zewnątrz, gdzie czekała na nią Domino.
- Przepraszam cię, ale pan Giovanni mówi, że nie ma już córki.
Dziewczyna była w szoku, gdy to usłyszała.
- Słucham?!
- To, co powiedziałam. Pan Giovanni rzekł: „Ja już nie mam córki“.
- Jesteś tego całkowicie pewna?
- Tak, ale nie niepokój się... Kiedy już mu przejdzie, to wtedy...
Domino jednak nie chciała słuchać pociechy. Była po prostu wścieka. Ze złości kopnęła nogą najbliższe krzesło, wołając:
- To wszystko twoja wina, kuzynku! To wszystko przez ciebie! Ale nie bój się! Ja ci jeszcze pokażę, rozumiesz mnie, Ash?! Jeszcze cię dopadnę, a wtedy to będziesz bardzo cienko śpiewał! Masz na to moje słowo! Słyszysz, Ashu Ketchum?! Masz na to moje słowo!


KONIEC




















2 komentarze:

  1. Świetna kontynuacja i wyjaśnienie zagadki z poprzedniego opowiadania. Najpierw mamy smutną scenę pogrzebu porucznik Jenny oraz cierpienie jej przyjaciół. Serena i inni bliscy Asha są załamani jego zdradą i faktem, iż to on zabił Ich przyjaciółkę. Niemniej nie potrafią go jednoznacznie ocenić, zaś Nasz nieoceniony Max wietrzy w tym spisek rodem z filmów o Bondzie, gdzie bohater zmuszony jest działać jako podwójny agent. To jednak nie pociesza zbytnio Sereny, którą w dodatku dopadli rządni sensacji dziennikarze. W tym momencie do akcji wkracza rozjuszona Misty, która daje w gębę jednemu z tych drani i dobrze robi, bo koleś sobie zasłużył. Melody i reszta również stają w obronie przyjaciółki, zaś ostatecznie kapitan Rocker zamyka tym hienom usta groźbą aresztowania. Rozumiem wolne media, ale żerowanie na cudzym nieszczęściu to już zwykła podłość. Nasz detektyw zaś nie jest w stanie znieść swej obecnej sytuacji. Myśl, że zabójstwo Jenny było jedynym sposobem ocalenia przyjaciół wcale go nie pociesza. Przecież policjantka też była jego bliską przyjaciółką. Niemniej ten czynem zyskał szacunek i strach naszego kłopotliwego Trio oraz samego Giovanniego. Ash zostaje więc Agentem nr 1 i ma w przyszłości odziedziczyć Imperium Giovanniego. Domino pęka z zazdrości i nienawiści, lecz nie traci nadziei. Podczas imprezy w knajpie dedykuje kuzynowi piosenkę „Murka„, która wspomina o zdradzie tytułowej bohaterki wobec swojej złodziejskiej bandy oraz o tym, jaka kara ją za to spotkała. 009 wie, że Ash coś kombinuje i obiecuje mu zemstę w chwili, kiedy nastąpi jego zdrada. Czasem okazuje się, że posiadanie fanatycznie oddanej fanki może przynieść dobre skutki. Serena wciąż myśląc o całej sprawie spotyka Macy, która oświadcza jej, że za nic w świecie nie uwierzy w winę Asha. Pod jej wpływem Serena decyduje się dokładniej zbadać tę zagadkę, w końcu kto wie, jaka jest prawda. W międzyczasie Ash wspomina swoje spotkanie z dziadkiem Arlekina, którego odnalazł w czasie poszukiwania swoich korzeni. Okazuje się on niezwykle podłym draniem, który nawet na łożu śmierci nie czuje wyrzutów sumienia z powodu tego, co zrobił. W końcu to On odpowiada za nieszczęście swego syna oraz wnuka. Ash za nic mu tego nie zamierza darować i mówi wprost, co o nim myśli. Starzec wskutek tego dostaje zawału i umiera w męczarniach, na które zresztą zasłużył. Domino zaś stara się powstrzymywać Cleo przed atakiem na Asha, gdyż jeszcze na to za wcześnie. Bez dowodów jego zdrady nie mogą go tknąć, gdyż czeka ich za to sroga kara. Serena wraz Macy i Brockiem udaje się do Marmonii, aby odnaleźć Esmeraldę, która być może wie coś na temat Asha. W wyniku rozmowy z Cyganką dziewczyna Ketchuma kieruje się do jego ojca Josha, który zna sekret syna. Po tym wszystkim Serena pozornie traci zapał do dalszych poszukiwań prawdy, co martwi Macy. Domino wraz z Ashem udają się na inspekcję do fabryki klonów Pokemonów, lecz przedtem 009 pokazuje kuzynowi, jak w ich organizacji kończą zdrajcy. Na miejscu Domino ma dla Asha niespodziankę: nasza wścibska Macy dała złapać się w pułapkę razem z Bonnie i Maxem. Ponad to niedługo potem w zasadzkę wpadają też Serena, Misty i Brock, którzy chcieli ratować przyjaciół. Ich los wydaje się być przesądzony, lecz wtedy Ash ujawnia im prawdę o swojej działalności – rzeczywiście jest podwójnym agentem i pracuje dla policji, Serena zaś okazuje się być wtajemniczona w jego sekret. To właśnie po rozmowie z Joshem poznała prawdę. Domino podsłuchuje jednak rozmowę kuzyna z przyjaciółmi i chce teraz oczywiście rozprawić się z wrogami, zaś Ash przed śmiercią ma wyjawić tożsamość Anonima, kreta w organizacji Rocket. Jednak na drodze 009 pojawia się kolejna przeszkoda w postaci… porucznik Jenny, która żyje i ma się dobrze, gdyż jej śmierć to też była mistyfikacja.

    OdpowiedzUsuń
  2. C.D.
    Koniec końców fabryka zostaje zniszczona, Ash może znów być z przyjaciółmi, zaś policja dzięki dyskowi twardemu z komputera Giovanniego (który to dysk zdobył Ash) ma wreszcie dowody zbrodni Rocketsów. Giovanni i Madame Boss są wściekli i już planują odwet. Lider Zespołu R w gniewie wyrzeka się swojej córki, zaś ta przysięga zemstę Ashowi. Podobała mi się cała akcja z Ashem jako podwójnym agentem oraz fakt, że działał on w ramach niezwykle skomplikowanego planu rozbicia organizacji Rocket. Może dziwić fakt, że Giovanni dał się nabrać, ale cóż… dowody lojalności Asha były przekonujące. Domino przez swoją nienawiść i zazdrość nie ufała kuzynowi, lecz nic jej to nie pomogło. Również Macy spisała się motywując Serenę do poszukiwań prawdy. Ta zaś poznawszy ją nie chciała w żaden sposób zdradzić Asha i jego misji, więc trzymała buzię na kłódkę. Udowodniła więc swoją kompetencję jako dziewczyna detektywa. Ostatecznie akcja kończy się sukcesem, i pognębieniem Domino, która już planuje odwet. Ostateczna ocena więc to 10/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...