Przygoda XCIII
Poszukiwania tożsamości cz. I
Uzupełnienie pamiętników Sereny - zeznanie Anonima:
- O co chodzi, Theo? - zapytał Giovanni, wpatrując się bardzo uważnie w swoją sekretarkę, która to właśnie weszła do jego gabinetu - Mówiłem ci przecież, że jestem zajęty.
- Wiem, ale to bardzo ważne, proszę pana - rzekła jak zwykle ponurym i spokojnym głosem kobieta.
- Naprawdę? - jej szef spojrzał na nią ironicznie - A więc słucham. Co jest aż tak ważne, że musiałaś mi przerwać?
- Madame Boss prosi o kontakt. Oczekuje, że pan do niej zadzwoni i to w tej chwili. Tak prosiła powiedzieć, kiedy odebrałam telefon od niej.
Twarz Giovanniego natychmiast straciła całą swoją kpinę i złośliwość, które zastąpiła niezmierna powaga wywołana usłyszeniem tych informacji.
- Madame Boss? Jesteś pewna, że właśnie ona?
- Oczywiście, że tak, proszę pana. Ostatecznie nie można jej przecież pomylić z nikim innym.
Mężczyzna złączył ze sobą palce obu swych dłoni, tworząc z nich coś jakby piramidkę, po czym utkwił swój wzrok w najbliższej ścianie.
- Jeżeli sama Madame Boss domaga się rozmowy, to wobec tego będę musiał się z nią natychmiast skontaktować.
Popatrzył na sekretarkę i rzucił:
- Nie ma mnie dla nikogo! Rozumiesz?! Aż do odwołania!
- Oczywiście, proszę pana - sekretarka stanęła na baczność, po czym powoli wyszła z pokoju swego szefa.
Giovanni tymczasem zasłonił wszystkie okna w swoim gabinecie tak, aby nikt, kto spróbowałby go obserwować, nie zauważył nawet fragmentu obrazu. Następnie wziął pilota do ręki, nacisnął jeden z guzików, a wówczas z sufitu powoli zsunął się ogromny oraz płaski ekran telewizora. Następnie mężczyzna nacisnął kolejne przyciski na pilocie, którymi uruchomił funkcję dzwonienia. W ten oto sposób wybrał on numer telefonu do Madame Boss i zaczął oczekiwać na rozmowę. Nie trwało to długo, ponieważ już po chwili na ekranie ukazał się obraz pierwszej szefowej i zarazem także założycielki organizacji przestępczej Rocket. Pomimo podeszłego wieku wyglądała ona na znacznie mniej lat niż miała w rzeczywistości, a zawdzięczała to licznym operacjom plastycznym, którym co jakiś czas się poddawała. Dzięki temu wyglądała na czterdzieści parę do najwyżej pięćdziesięciu lat, co bynajmniej nie zgadzało się z jej prawdziwym wiekiem. Giuseppe Giovanni doskonale o tym wiedział, jednak prawdę mówiąc zachowanie kobiety ani trochę go nie dziwiło, a wręcz rozumiał je na swój sposób. Nigdy jednak nie mówił o tym na głos, ponieważ zbyt mocno szanował on ową kobietę, ażeby miał w jakikolwiek sposób komentować jej zachowanie. Można nawet powiedzieć, że Madame Boss była jedyną osobą, przed którą Giovanni czuł respekt.
- Witaj, matko - powiedział ponurym głosem mężczyzna.
Madame Boss uśmiechnęła się do niego. Jej czarne włosy, ostrzyżone na krótko z delikatną grzywką, jak również jej dość zgrabna figura opięta w szkarłatny żakiet, czerwoną spódnicę, czarne rajstopy oraz czerwony szpilki sprawiały, że można było pomyśleć, iż kobieta ta jest co najwyżej siostrą Giovanniego, ale nie jego matką. A jednak była nią i nie dało się temu zaprzeczyć. Cień w pokoju, w którym to się znajdowała był tak ułożony, że opadał na jej część twarz i Giovanni nie widział jej oczu i nosa, a jedynie usta uśmiechające się najpodlej, jak tylko się dało.
- Witaj, mój synu. Naprawdę miło mi, że cię znów widzę - powiedziała Madame Boss - Dawno ze sobą nie rozmawialiśmy.
- Nie było ku temu ani okazji, ani powodów.
- Syn nie powinien ich szukać, żeby porozmawiać z matką. W każdym razie ja tak uważam. Ale to teraz jest bez znaczenia. Nie o tym chcę z tobą rozmawiać.
- A o czym?
- Synu... Doszły mnie słuchy, że organizacja Rocket, którą to już około dwadzieścia lat temu oddałam pod twoją opiekę, prosperuje całkiem dobrze, lecz niestety nie bez problemów.
- Trudno ich nie mieć, matko. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Nasza konkurencja nie śpi, a prócz tego policja wciąż węszy.
- No właśnie, policja. Wiem, że nasłała ona na nas jakiegoś agenta o pseudonimie Anonim, aby zinfiltrować on naszą działalność. To by oznaczało, że mamy do czynienia z piątą kolumną.Giovanni był niesamowicie zaskoczony, kiedy o tym usłyszał. Słowa jego matki bynajmniej nie były dla niego przyjemne, a prócz tego oznaczały one poważne kłopoty dla ich działalności.
- Piąta kolumna? Jesteś tego pewna, matko?
- Ależ najzupełniej, mój synu. Ostatecznie ja również posiadam swoich informatorów praktycznie we wszystkich możliwych miejscach.
- Wobec tego pewnie dobrze wiesz, kim jest ten cały Anonim i gdzie on dokładniej działa, prawda?
- Niestety, tego nie wiem - odparła ponurym głosem Madame Boss - To już problem, z którym ty musisz sobie poradzić. Przekaż misję odkrycia tego szpiega jakiemuś naprawdę bardzo zaufanemu człowiekowi. Ale pamiętaj... Tylko takiemu, któremu w pełni możesz zaufać.
- 009 będzie odpowiednia.
- Czarny Tulipan? O ile dobrze wiem, zawiodła cię ostatnimi czasy i to bardzo mocno.
- Jest dość prymitywna, ale mimo wszystko można jej powierzyć nasz los. Ona jedna z całą pewnością nigdy nas nie zdradzi.
- Chociaż czegoś w jej zachowaniu można być pewnym. Przyznasz mi jednak rację, że nie nadaje się ona na dziedziczkę naszego imperium.
- Długo próbowałem wypierać się tego przed samym sobą, ale z bólem serca przyznaję, że masz niestety rację, matko. Ona się do tego nie nadaje. Jednak kto zamiast niej mógłby przejąć po mnie i po tobie nasze imperium zła? Szkolenie nowego następcy może zająć całe lata.
Madame Boss uśmiechnęła się w podły sposób, po czym rzekła:
- Owszem, ale przecież możemy uczynić następcą kogoś, kto już jest dobrze wyszkolony i tylko niewielkie szkolenie jest mu potrzebne.
- Kogo masz na myśli, matko?
- Mam na myśli kogoś, kto już od dawna jest nam solą w oku. Kogoś, z kim jak dotąd ani ty, ani twoi ludzie nie umieliście się uporać, a kto, chociaż obecnie jest naszym wrogiem, to jednak później wcale nie musi nim być.
Giovanni nie był głupi, dlatego też z łatwością odgadł intencje matki i podle się przy tym uśmiechnął.
- Wiem już, o kim mówisz. O tym, kto spędza nam sen z powiek już od bardzo dawna, choć tak prawdę mówiąc, to dopiero od prawie dwóch lat jest nam największym zagrożeniem.
- Dokładnie tak. A propos, skoro już o nim mowa, to naprawdę dziwi mnie, czemu jeszcze nie pozbyliście się tego detektywa od siedmiu boleści.
- Bo to nie jest wcale takie proste - odpowiedział jej Giovanni - No, a poza tym nasza rodzina słynie przecież z tego, że zawsze umiemy docenić naprawdę zdolnych młodych ludzi.
- Tak, to prawda. Szkoda by było, gdyby taki genialny, młody człowiek miał nagle zginąć. Nie sądzisz, mój synu?
- Właśnie z takiego samego założenia i ja wychodzę, matko. Już dawno doszedłem do wniosku, że tak genialnego detektywa szkoda by było tak po prostu zabić. Jest naprawdę uzdolniony.
- Tak... Nie to, co jego nic nie warty ojciec - stwierdziła Madame Boss, powoli zapalając papierosa i napawając się jego dymem - Jednak ten młody człowiek, jak słyszałam, jest także prawdziwym idealistą. Ponoć wierzy on w to, że walcząc z nami oddaje przysługę temu światu.
Giovanni parsknął śmiechem.
- Tak, to prawda, matko, jednak na każdego idealista jest jakiś sposób. Wystarczy tylko zafundować mu bardzo bolesne zetknięcie z ziemią albo...
- Albo?
- Albo też znaleźć mu nową ideę. Myślę, że uda mi się zrobić jedno i drugie.
- Nie wątpię w to, mój synu. Czy jednak jesteś pewien swojego daru przekonywania?
- Bardziej niż innych moich talentów, matko. Dlatego też powiem ci, że syn Ketchuma, choć jest nam teraz zawadą i przeszkodą we wszystkim, to jednak może się nam jeszcze okazać użyteczny.
- Oby tak było... Dla jego dobra. Inaczej sam rozumiesz, co będziemy musieli zrobić, a wolałabym tego uniknąć. Ty zresztą też.
- Owszem, wiem o tym i na pewno unikniemy. Jak dotąd skutecznie udawało mi się tego unikać.
- Tym razem sprawa wygląda zupełnie inaczej. Ten młodzieniec jest coraz lepszym przeciwnikiem. Zrozum mnie więc... Syn Ketchuma nie może wiecznie stać nam na drodze.
- To prawda, więc możemy się go pozbyć albo przeciągnąć na naszą stronę. Jednak to drugie jest o wiele bardziej praktycznym wyjściem z tej sytuacji, bo przecież naprawdę zdolny z niego młody człowiek. Pozyskując go sobie zyskalibyśmy bardzo cennego sprzymierzeńca, a z czasem też, być może i następcę naszego imperium zła.
Madame Boss zaciągnęła się mocno papierosem, po czym odparła:
- Tak... On byłby bardzo cennym nabytkiem. Czy jednak przekonanie go do słuszności naszej sprawy jest możliwe?
- Jak najbardziej. To tylko kwestia doboru argumentów - odpowiedział jej Giovanni - Być może też trzeba go będzie przekupić.
- Podobno młody Ketchum jest nieprzekupny.
Syn Madame Boss parsknął śmiechem.
- Droga matko... Zapewniam cię, że każdego na tym świecie można kupić. Pytanie tylko, za ile? Wszystko jest tylko kwestią ceny, a ja mam już odpowiednią cenę do zaoferowania w tej transakcji.
- Oby tak było, mój synu. Bardzo chciałabym posiadać tego młodego człowieka w szeregach naszej organizacji.
- I będziesz go miała. Masz na to moje słowo.
- Trzymam cię za nie. A co zrobisz, jeśli mimo wszystko odmówi?
- Droga matko... On jest mądrym człowiekiem, chociaż jeszcze bardzo młodym. On doskonale wie, jak poważna jest odmowa w takiej sprawie. Na pewno się zgodzi.
- A jeśli mimo wszystko okaże się głupcem?
- Wtedy dowiedzie, że nie warto poświęcać mu czasu. No, a przecież głupców nam nie potrzeba, prawda?
Matka uśmiechnęła się okrutnie do swego syna.
- Masz rację, mój drogi. Masz rację. Spróbuj go więc pozyskać. Jeżeli jednak ci się to nie uda, to wówczas...
- Wówczas co?
- Wówczas liczę na to, że Najwyższy wysłucha moich modlitw i tego biednego detektywa idealistę spotka bardzo niemiły wypadek. Ostatecznie przecież one chodzą po ludziach, mam rację?
Giovanniemu nie trzeba było wyjaśniać sensu tej metafory.
- O tak... Zdecydowanie... Liczę, że ten człowiek okaże się rozsądny. Gdyby jednak było inaczej, wówczas cóż... Nie będę płakał, jeśli biedaczek potknie się kiedyś na prostej drodze i rozbije sobie nieszczęśliwie głowę.
- Naturalnie. To jednak ostateczność, mój synu. Pamiętaj o tym.
- Pamiętam już od bardzo dawna, matko.
- Mam nadzieję. Nie spraw mi zawodu, synu.
Następnie Madame Boss rozłączyła się, przez co cała rozmowa została zakończona.
Ta sytuacja miała miejsce na kilkanaście dni przed śmiercią Arlekina. Jej skutki zaś były po prostu nieoczekiwane.
***
Pamiętniki Sereny:
- Prima Aprilis! Uważaj, bo się omylisz!
Takie oto hasełko rozbrzmiewało nie tylko w domu Delii Ketchum, ale również w całej restauracji mamy mojego chłopaka już pierwszego dnia od naszego powrotu. Zabawa była wręcz przednia, a wszyscy robiliśmy sobie różne kawały. Muszę przyznać, że największą pomysłowością w tej sprawie wykazali się Max oraz Bonnie, którzy to mieli najwięcej dobrych pomysłów i wręcz tryskali energią. Spożytkowali ją oboje na to, aby wrobić w swoje zwariowane kawały jak największą liczbę ludzi. Choć muszę przyznać, że ja i Ash bynajmniej nie pozostaliśmy daleko w tyle za nimi, jednak i tak to oni właśnie okazali się być królem i królową dowcipów.
Wymienić wszystkich ich kawałów tutaj nie zdołam, więc poprzestanę jedynie na części repertuaru naszych młodych przyjaciół. A więc najpierw Delia Ketchum dowiedziała się, że jej restauracja nagle wygrała konkurs na najlepszą restaurację w całym Kanto, potem Dawn nie mogła znaleźć swojej szczotki do włosów, która była jakimś cudem przyczepiona do jej pleców, później Clemont nie mógł nigdzie znaleźć swoich okularów, chociaż były bardzo blisko niego, a następnie tuż przed naszym pokojem Bonnie głośno wrzasnęła „PALI SIĘ! POŻAR!“, a Max zaczął robić hałas, waląc łyżką o patelnię. Mówię wam, jak zerwałam się z łóżka tak, jak byłam ubrana - a jak pewnie pamiętacie, nie byłam w nic ubrana, ponieważ sypialiśmy z Ashem tak, jak nas Bozia stworzyła - także o mały włos nie wyskoczyłam zaraz z pokoju w stroju biblijnej Ewy, ale na całe szczęście Ash mnie powstrzymał, założył szybko spodnie, po czym gwałtownie otworzył drzwi i przyłapał on naszych żartownisiów na gorącym uczynku. Myślałam wtedy, że ich chyba z miejsca uduszę, ale ponieważ święto Prima Aprilis polega przecież właśnie na robieniu sobie nawzajem żartów, to odpuściłam sobie chwilowo lincz na ich osobach. Ale tylko chwilowo.
Potem było jeszcze lepiej, a cały personel restauracji „U Delii“ robił sobie różne kawały, jednak niegroźne i takie, które to w żadnym razie nie zagroziły ani życiu, ani też zdrowiu żadnego z nas m.in. Misty dostawała potrawę ze znienawidzoną przez siebie paprykę, zaś Brock zaproszenie na bycie członkiem jury w konkursie Miss Bikini 2007. Dobrych pomysłów nam nie zabrakło, a energii to już tym bardziej. Tak więc dzień 1 kwietnia okazał się być niesamowicie zabawnym tak, jak zabawny być powinien.
W ten oto sposób został uczczony powrót mój, Asha, Maxa i Bonnie z regionu Unova. Kilka dni wcześniej przybyli do Alabastii Clemont i Dawn. Lyra i Khoury nie pojechali z nimi, ponieważ zajęci własnymi sprawami pozostali w Sinnoh, podobnie jak Iris i Cilan, którzy pozostali w Unovie. Obie pary naszych przyjaciół zapowiedziały nam jednak, że jeszcze się z nimi spotkamy i z całą pewnością przeżyjemy jeszcze niejedną niesamowitą przygodę. Mieliśmy nadzieję, iż nastąpi to szybciej niż później, bo prawdę mówiąc, to ledwie się z nimi rozstaliśmy, a już bardzo nam ich brakowało, zwłaszcza Lyry i Khoury’ego, gdyż co do Iris i Cilana, to za nimi i owszem, tęskniliśmy, jednak nie tak mocno.
W dniu naszego powrotu do Alabastii, czyli 31 marca, Delia czekała na nas w porcie razem z panem Meyerem, Latias i profesorem Oakiem. Cała ta czwórka radośnie nas powitała, uściskała oraz ucałowała.
- Strasznie się za wami stęskniliśmy, kochani! - wołała mama Asha, mając łzy radości w oczach.
- Alabastia bez was to już nie jest to samo - dodał wesoło profesor.
- Nie inaczej - zgodził się z nimi pan Meyer - Jak to dobrze, że znowu jesteście z nami.
- A pomyśleć, że wyruszaliście pod koniec stycznia w drogę i przez ten czas aż tyle ciekawych rzeczy się w waszym życiu wydarzyło - powiedziała Delia Ketchum bardzo wzruszonym głosem.
Latias jako jedyna nic nie mówiła, ponieważ jak już dobrze wiecie, nie umiała mówić w innym języku niż swoim własnym i to tylko wtedy, kiedy była pod swoją prawdziwą postacią. Obecnie jednak przez większość czasu przebywała w ludzkim ciele, dlatego też przywykliśmy do tego, że w nim jedynie milczy i pokazuje nam na migi, co chce powiedzieć.
- Och, tak się cieszę, że znowu tu jesteśmy - powiedział radośnie Ash, patrząc uważnie dookoła siebie - Jednak nie ma to jak nasz kochany domek.
Musiałam przyznać mu rację, bo chociaż co prawda Alabastia nie była moim prawdziwym domem, to jednak czułam się tutaj o wiele lepiej niż w Vaniville, z którego wywiozłam raczej niemiłe wspomnienia. Dlatego chyba nikogo nie dziwi fakt, że lepiej czułam się w tym mieście, gdzie miałam wiernych sobie przyjaciół, na których zawsze mogłam liczyć i dla których byłam kimś, a nie tylko głupią, zakompleksioną dziewczyną.
Tak czy inaczej powitanie w Alabastii naszej czwórki było po prostu wspaniałe, podobnie jak również ponowne spotkanie z naszymi dawno nie widzianymi przyjaciółmi. Wszyscy bardzo radośnie nas przywitali, ściskali serdecznie, całowali po policzkach, a także prosili o to, abyśmy im bardzo dokładnie opowiedzieli wszystkie nasze przygody, czego im w żadnym razie nie zamierzaliśmy odmawiać. Jednym słowem, było po prostu cudownie.
No, a potem następnego dnia miał miejsce Prima Aprilis, dzień pełen zwariowanych żartów, który to spędziliśmy naprawdę jeszcze weselej niż poprzedni. Było więc cudownie i nic nie było w stanie zmącić nam naszej radości. Przynajmniej tak właśnie myśleliśmy do chwili, gdy otrzymaliśmy dostarczony nam przez jakiegoś Butterfree list. Było już wtedy popołudnie i razem z Ashem, Pikachu i Buneary siedzieliśmy sobie razem na leżakach przed domem Delii, gdy nagle przyleciał do nas ów Pokemon z przywiązaną do nóżki listem. Zatrzymał się on przed Ashem i zapiszczał.
- To chyba do ciebie ten list - zauważyłam, choć prawdę mówiąc ta wiadomość nie była wcale jakąś nowością dla mojego chłopaka.
Ash powoli uśmiechnął się na twarzy i odebrał od Pokemona list, po czym powoli otworzył go i zaczął czytać, ale ledwie zapoznał się on z jego zawartością, a głośno parsknął śmiechem.
- Nie no! Ludzie to naprawdę mają czasami zabawne pomysły!
- Co tam pisze? - spytałam zaintrygowana, wstając z leżaka i powoli podchodząc do niego.
- Pika-pika? - dodał Pikachu, wskakując Ashowi na kolana.
Mój luby uśmiechnął się i podał mi list do ręki. Zaraz go przeczytałam i wówczas od razu zrozumiałam, co tak bardzo rozbawiło Asha. List brzmiał bowiem następująco:
Szanowny Panie Ketchum,
Niniejszym zapraszam Pana na spotkanie z moim pracodawcą, panem Giuseppe Giovannim za dwa dni o godzinie 12:00 w południe, w siedzibie firmy pana Giovanniego znajdującej się na terenie Wertanii. Obecność mile widziana.
Podpisano:
Theodora Browna, sekretarka pana Giovanniego.
Parsknęłam delikatnie śmiechem, czytając ten list.
- Nie dziwię się, że to cię tak rozbawiło. Sam jestem naprawdę nieźle zaskoczona tym liścikiem.
Ash uśmiechnął się do mnie delikatnie, po czym wziął ode mnie list i z miejsca podarł go na kawałki.
- Jeśli to jest żart z okazji 1 kwietnia, to naprawdę w bardzo kiepskim stylu.
- A więc uważasz, że to żart?
- Oczywiście. A niby co innego?
- Sama nie wiem... Ale moim zdaniem nie powinieneś tego lekceważyć.
Ash uśmiechnął się do mnie delikatnie i rzekł:
- Kochanie moje... Giovanni nie zapraszałby mnie do swojej siedziby w sposób oficjalny. On przecież tak nie działa i ty już dobrze o tym wiesz. Ostatecznie widziałaś jego dotychczasowe metody działania.
- Może je zmienił?
- Tak nagle? Nie sądzę.
- Więc co zamierzasz z tym zrobić?
- Nic. Zignoruję to. To z pewnością jakiś głupi żart.
Po tych słowach Ash położył się na leżaku i naciągnął sobie czapkę z daszkiem na nos. Mnie jednak dręczył niepokój, że mój chłopak tym razem bardzo się myli.
***
Czasami jednak obawy są najmądrzejszym doradcą na tym świecie, a w każdym razie w naszym przypadku to zdanie okazało się być prawdą, gdyż moje przypuszczenia względem listu, który otrzymał mój luby były nie tylko uzasadnione, ale też były zapowiedzią niesamowitych zdarzeń. Szybko się o tym przekonaliśmy, kiedy kilka dni później, podczas obiadu, który ja i Ash zjedliśmy w domu po pracy, przyszedł do nas kolejny Pokemon, tym razem Persian. Miał on na szyi obróżkę z doczepionym do niej niewielkim i bardzo dziwnym urządzeniem. Kot usiadł tuż pod drzwiami domu Asha, po czym zaczął głośno miauczeć. Ash zaintrygowany otworzył mu drzwi, a ten kocur bezceremonialnie wpakował się do środka, dalej głośno zawodząc.
- Co za bezczelny Persian! - zawołałam oburzona - Czy ty w ogóle nie masz za grosz wychowania, co?! Nie wiesz, że nie wchodzi się do cudzego domu bez pozwolenia?!
Bezczelny Pokemon jednak zupełnie zlekceważył moje słowa i jedynie zamiauczał okropnie, usiadł na podłodze ponownie głośno zamiauczał, po czym łapą wskazując na swoją obrożę, a raczej na to, co było przyczepione do niej.
- Czego on chce? - spytałam zdumiona.
Pokemon miauczał głośno, okazując swoje niezadowolenia z faktu, że nie rozumiemy tego, o co mu chodzi, zaś Pikachu powoli podszedł do niego i dotknął jego obróżki.
- Pika! Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał coś w swoim języku.
- O co chodzi, Pikachu? - spytałam.
Pokemon zaczął mi pokazywać coś na migi.
- Mamy wziąć to, co jest przyczepione do jego obroży? - spytałam.
Otrzymałam odpowiedź twierdzącą od Pokemona. Sam Persian z kolei dalej wskazywał łapą na swoją obrożę. Ash powoli więc podszedł do niego i odpiął mu od owej obróżki tajemniczy, malutki przedmiot wyglądający jak niewielka kulka.
- Co to takiego? - spytał zdumiony.
Persian zamiauczał, po czym wskoczył Ashowi na ramiona, a następnie dotknął łapą kulki.
- Tutaj mam to włączyć? - zdziwił się mój chłopak.
Pokemon zapiszczał potwierdzająco i kiwnął przy tym lekko głową
Ash był co najmniej zdumiony całą tą sytuacją, jednak w końcu zgodził się on zrobić tak, jak chce kot, po czym nacisnął on jakiś guzik na kulce, zaś chwilę później przed jego twarzą ukazał się niewielki hologram ukazujący znienawidzoną przez nas postać... Postać Giovanniego.
- Witaj, Ashu Ketchum - rzekł mężczyzna z wyraźnym uśmiechem na twarzy.
Ton jego głosu wskazywał wyraźnie, że jest bardzo zadowolony.
- Giovanni! - wysyczał mój chłopak.
- Bardzo się cieszę, że dostałeś moje zaproszenie przyniesione przez mojego Persiana. Poprzedni list albo zaginął, albo też trafił pod niewłaściwy adres... Albo po prostu został przez ciebie zignorowany.
- A więc jednak ten list był prawdziwy - zauważyłam - A ja cię o tym uprzedzałam, Ash.
Mój chłopak skarcił mnie delikatnie i położył palec na ustach, po czym zaczął uważnie słuchać wypowiedzi mężczyzny.
- Nie jest to jednak istotne, ponieważ mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia, przyjacielu i chcę to zrobić w cztery oczy. Dlatego też właśnie wysłałem do ciebie mojego serdecznego kompana Persiana, aby ci przekazał moje zaproszenie. Jest ono ustalone na jutro na godzinę 12:00 w południe. Przyjdź, proszę... Nie przyjmę odmowy.
- Nie idź! To na pewno pułapka! - zawołałam przerażona, łapiąc Asha za rękę.
- Będę na ciebie czekał - mówił dalej ponurym głosem Giovanni - Ale nie musisz się mnie obawiać. Nie zamierzam zrobić ci krzywdy. Masz na to moje słowo, a wręcz gwarancję nietykalności zarówno względem ciebie, jak i twoich przyjaciół. Inaczej mówiąc: przyjdź do mnie, a ja gwarantuję ci, że wejdziesz i wyjdziesz z mojego domu nietknięty. Ani ciebie, ani żadnego z twoich przyjaciół nic złego nie spotka. A jako gwarancja twej nietykalności na miejscu pozostanie mój Persian. To Pokemon, na którym mi niezmiernie zależy. Widzisz więc, że jestem z tobą fair. Tylko musisz przyjść. Pamiętaj... Ja nigdy nie rzucam słów na wiatr. Kiedy daję komuś słowo, to zawsze go dotrzymuję. Przyjdź zatem do mnie, zaś moim strażnikom pokaż ten uroczy przedmiot, z którego odtwarzasz właśnie tę wiadomość, a wtedy wpuszczą cię do środka. Pamiętaj, żeby do mnie przyjść. Mnie się nie lekceważy.
Mężczyzna mówił takim tonem, który wskazywał na to, że naprawdę nie przyjmie żadnego rodzaju odmowy. Po tych słowach się wyłączył, a my zostaliśmy sami z własnymi myślami.
- No i co o tym sądzisz? - spytał mnie Ash.
- Moim zdaniem powinieneś to zlekceważyć albo zanieść to nagranie na policję.
- Tak uważasz?
- Tak. Nie będziesz przecież tam szedł. Nie wiadomo, co się za tym kryje.
- Być może, ale mimo wszystko bardzo chciałbym się dowiedzieć.
Popatrzyłam na niego zaszokowana.
- Słucham?! Chcesz tam iść?! Przecież on cię nie wypuści, kiedy już przekroczysz próg jego siedziby!
- Tego nie wiemy... Powiedział, że daje mi gwarancję nietykalności.
Załamałam się, słysząc jego słowa.
- Słucham?! I ty mu wierzysz?! Ash, otwórz wreszcie oczy! Przecież to jest gangster! Mafioso! Łotr oraz morderca! Dlaczego chcesz teraz polegać na jego obietnicach?!
- Ponieważ jak dotąd nie pozwalał on jakoś swoim ludziom mnie zabić - odpowiedział mi Ash spokojnym tonem - Mógłby już dawno wykończyć mnie i nas wszystkich, a jednak tego nie zrobił. Dlaczego?
To rzeczywiście było dobre pytanie i tak prawdę mówiąc, nie umiałam znaleźć odpowiedzi. Patrzyłam tylko razem z Pikachu na mojego chłopaka, który zaczął chodzić po pokoju i mówił:
- Dobrze wiem, czego on chce. Arlekin podczas swojej ostatniej misji wyraźnie nam to sugerował. On chce mnie pozyskać. Chce mnie kupić.
- Skoro tak, to nie powinieneś tam iść, tylko wyraźnie odpowiedzieć mu, że nigdy nie przejdziesz na jego stronę - stwierdziłam.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
- Być może, ale mimo wszystko... Jakoś intryguje mnie cała ta sprawa. Bardzo mnie ona intryguje. Chciałbym wiedzieć, czego dokładniej Giovanni chce ode mnie i co mi chce zaoferować.
- Powiem ci, co on chce ci zaoferować! Kulkę w łeb! - zawołałam.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
Ash uśmiechnął się do nas delikatnie, po czym powiedział:
- Mimo wszystko chyba powinienem tam iść. Ostatecznie przecież ton Giovanniego jest wyraźny. On mówi nam wprost, że nie przyjmie odmowy. Więc cóż... Wolę nie ryzykować i nie sprawdzać, co się stanie, jeśli on się do nas pofatyguje.
- Sądzisz, że to zrobi?
Mój chłopak popatrzył na mnie smutnym wzrokiem i odparł:
- Tak. Jestem tego pewien. Wolę nie myśleć, co on zrobi, jeżeli nie spełnię jego żądania.
- A jeśli nawet je spełnisz, to co wtedy? Co dalej? Przecież nie wstąpisz do niego na służbę.
- Oczywiście, że nie.
- Więc co wtedy zrobimy?
- Nie wiem, Sereno. Nie wiem. Wolę nie myśleć, co się może stać, gdy już mu odmówię. Och, Sereno! Zaczynam się w tym wszystkim gubić!
Wtuliłam się w niego czule, a on objął mnie zachłannie i z prawdziwą pieszczotą bawił się moimi włosami tak, jak zawsze to lubiłam.
- Ash... Wszystko będzie dobrze, zobaczysz - rzekłam smutnym głosem - Wiesz... Może się mylimy? Być może on nie chce ci wcale zaproponować współpracy. Być może chce jedynie, żebyś się wycofał z gry.
Ash popatrzył na mnie uważnie.
- Wiesz... To bardzo możliwe. Ostatecznie co mu po nastolatku, nawet nieźle uzdolnionym.
Zachichotałam delikatnie, słysząc jego słowa. Po raz pierwszy w całej tej jakże smutnej dla nas chwili poczułam, że mi raźniej na duszy.
- Ech, ty nieźle uzdolniony nastolatku... Kocham cię.
- Ja ciebie też, Sereno.
Oboje pocałowaliśmy się, a Pikachu zapiszczał i odwrócił się, aby nie patrzeć na to. Widać nie chciał przeszkadzać zakochanym.
- Więc jak? Pójdziesz do niego? - spytałam po chwili.
- Tak. Pójdę - odpowiedział mi Ash.
- Więc ja pójdę z tobą.
- Dobrze, Sereno. Będzie mi raźniej, jeśli to zrobisz.
Wtuliłam się w niego jeszcze mocniej, zaś on czule zaczął się bawić kosmykami moich włosów.
- Powiemy naszej wesołej kompanii? - zapytałam po chwili.
- Oczywiście. Powinni wiedzieć.
- Zachwyceni to oni na pewno nie będą.
Ash zachichotał delikatnie.
- Zdecydowanie nie. Ale cóż... Jestem pewien, że tak właśnie trzeba. Oni także to zrozumieją.
Teraz ja zachichotałam.
- Nie oczekiwałabym zrozumienia ze strony twej siostry. Reszta raczej też nie zareaguje spontanicznie na twój pomysł.
- Zobaczymy, kochanie. Zobaczymy.
***
Przyznam się, że czasami zaskakuję sama siebie. Dlaczego? No cóż... Choćby z tego względu, że choć nie jestem kobietą jasnowidzącą, to jednak czasami doskonale umiem przewidzieć to, co zrobią nasi przyjaciele. W tym wypadku bez trudu odgadłam, jak oni zareagują na pomysł Asha, a chociaż nie udało mi się przewidzieć szczegółów, to jednak doskonale wiedziałam, iż nie będą wcale tym faktem zachwyceni i z całą pewnością powiedzą kilka niemiłych rzeczy pod adresem mojego chłopaka. Miałam rację, gdyż ledwie im opowiedzieliśmy, co się stało i jaką Ash podjął decyzję, to skomentowali ją następująco:
- Odbiło ci?! - krzyknęła Dawn.
- Jesteś stuknięty! - dodała Bonnie.
- Ty chyba nie mówisz poważnie! - zawołał Clemont.
- Nie możesz być aż tak głupi! - mruknął Max.
Piplup i Dedenne również wyrazili swoją jakże negatywną opinię w tej sprawie, że o Delii Ketchum nie wspomnę, choć ta ostania zrobiła to o wiele delikatniej.
- Kochanie... Musisz pamiętać o tym, że Giovanni to nie jest człowiek uczciwy tak, jak ty. On jest nędznikiem i bandytą. Wiele razy już przecież z nim walczyłeś. Jak możesz teraz tak po prostu liczyć na jego honor? Chyba nie sądzisz, Ash, że on tak po prostu pozwoli ci odejść po rozmowie z sobą, zwłaszcza jeśli odmówisz przyjęcia jego propozycji.
- Nie wiem, mamo, jednak mimo wszystko... On przysłał tutaj swojego ulubionego Pokemona, który ma dla niego wielką wartość.
- A skąd wiesz, że on ma dla niego wartość? - spytała Dawn - Bo on ci tak powiedział? Nie pomyślałeś, że może kłamać?
- Może i tak, ale pamiętam, jak spotkałem go w Unovie - powiedział na to jej brat - Widziałem, jak traktował Persiana. Był wobec niego naprawdę fair. Widać było, iż jest on dla niego kimś więcej niż tylko pupilkiem.
Bonnie podeszła powoli do Persiana, którego próbowała pogłaskać, ale ten zawarczał groźnie, pokazując jej zęby, co wyraźnie wskazywało na to, iż nie zamierza pozwolić się głaskać, a wręcz ugryzie ją, jeśli tylko ta spróbuje to zrobić.
- Ej, nie wolno tak! - pisnęła oburzona dziewczynka - Ja tylko chciałam cię pogłaskać, a ty mi tak!
- Lepiej go nie dotykaj - rzekł Max, powoli odsuwając od Pokemona swoją przyjaciółkę - Nie wiadomo, czy jest szczepiony.
Uśmiechnęłam się delikatnie, widząc tę jakże uroczą scenkę wyraźnie wskazującą na to, że nasi najmłodsi przyjaciele wyraźnie mają się ku sobie, choć sami przed sobą temu zaprzeczają.
- Giovanni nie przysłałby tu swojego ulubieńca wiedząc, że możemy mu zrobić krzywdę - powiedział Ash po chwili - Spodziewam się, iż liczy on na nasz honor, a skoro tak, to na pewno będzie on również będzie miał swój honor. Choć oczywiście nie oznacza to, że dotrzyma danego słowa, jednak... Jedno właśnie sprawia, iż wierzę w jego zapewnienia.
- Co takiego? - spytała Delia Ketchum.
- Widzisz, mamo... On już wiele razy miał możliwość zniszczyć mnie, a jednak tego nie zrobił. Wręcz przeciwnie... Nakazał swoim ludziom, aby ci nawet nie ważyli się mnie zabić. Domino co prawda chronicznie łamała ten zakaz, ale cóż... Nie robiła tego za zgodą swojego szefa. Więc cóż... Logika podpowiada mi, że Giovanni nie po to kazał mnie oszczędzić, aby teraz zwabić mnie do siebie i zabić, jeśli odmówię współpracy z nim. Nawet jeśli mnie tam zatrzyma siłą, to z pewnością mnie nie zabije.
- Niech no tylko spróbuje, a będzie miał z nami do czynienia! - zawołał Max groźnym tonem - Już my mu tak skopiemy tyłek, że nie będzie mógł przez tydzień na nim usiąść!
- Właśnie! Będzie miał za swoje! - dodała bojowo Bonnie.
- Wszyscy damy mu w kość, jeśli tylko spróbuje on to zrobić - dodał Clemont - Nie pozwolimy, żeby coś ci się stało, Ash.
- Braciszku, ja uważam, że to jest czyste szaleństwo i że zgłupiałeś do reszty - powiedziała Dawn załamanym głosem - Naprawdę jestem zdania, że powinieneś dać sobie spokój, ale... Nie umiem ci nie pomóc. Powiedz tylko, co mamy zrobić.
Pikachu, Buneary, Piplup i Dedenne zapiszczały na znak, że też bardzo chcą nam pomóc. Latias zaś, choć nie umiała mówić, to pokazała na migi, że na nią również możemy liczyć. Ash, widząc tę scenę, delikatnie uśmiechnął i rzekł:
- Dziękuję wam, przyjaciele. Naprawdę bardzo wam dziękuję. Ale jak na razie jedyne, co możecie zrobić, to zostać tutaj i się nie wychylać.
- Jak to? - zdziwiła się Delia.
- Tak to, mamo. Wszyscy zostańcie tutaj, w Alabastii i nie róbcie nic głupiego. Nie chcę, żeby coś złego wam się stało.
- Jak to? Chcesz iść tam sam? - spytała Dawn, przerażona ściskając ze sobą dłonie.
- Nie będzie sam. Ja pójdę z nim - powiedziałam.
- Pika-pika! - dodał Pikachu, stając przy nodze Asha.
- Jeśli wy idziecie, to my też chcemy iść! - zawołała Bonnie.
- Nie! - lider naszej drużyny wcale nie zamierzał zmieniać zdania w tej sprawie - Idę tam tylko z Sereną i z Pikachu. Tak postanowiłem i tak będzie. I bez dyskusji.
Bonnie i Dawn chciały już zaprotestować, ale coś w głosie Asha nie pozwoliło im na to. Jedynie więc zasalutowały po wojskowemu chłopakowi i chórem zawołały:
- Tak jest, Ash!
Clemont i Max nie wiedzieli, co powiedzieć, jednak w końcu zrobili to samo. Latias i Delia patrzyły zaś na Asha ze smutkiem w oczach.
- Wiele ryzykujesz, mój synku - rzekła pani Ketchum - Mimo wszystko wierzę, że cokolwiek zrobisz, to postąpisz słusznie, kochanie. Tylko proszę cię o jedno.
- O co, mamo?
- Uważaj na siebie.
To mówiąc zachłannie objęła go do siebie, a w jej oczach pojawiły się łzy.
- Mam tylko ciebie, Ash. Jesteś moim jedynym dzieckiem. Proszę cię więc, uważaj na siebie. Nie po to cię urodziłam, żeby cię pochować.
Ash wzruszony objął mamę do siebie i odparł:
- Nie martw się, mamo... Mnie zawsze się wszystko udaje. Tym razem też tak będzie. Wrócę cały i zdrowy.
Delia złapała jego twarz w swoje dłonie, spojrzała mu w oczy, po czym wciąż roniąc łzy powiedziała:
- Mam nadzieję, synku. Mam nadzieję.
Następnie czule pocałowała go w czoło.
***
Niedługo potem, w dniu wyznaczonym nam na termin spotkania, razem z Ashem oraz Pikachu polecieliśmy na grzbiecie Charizarda w kierunku Wertanii. Tam zaś zapytaliśmy w miejscowym Centrum Pokemon o siedzibę Giovanniego. Siostra Joy bez trudu wskazała ją nam, jednak była wyraźnie zaniepokojona, kiedy o to spytaliśmy.
- Dobrze wam radzę, abyście dali sobie spokój - rzekła różowowłosa pielęgniarka - Pan Giovanni to naprawdę bardzo groźny człowiek. Mówią o nim straszne rzeczy, choć tylko nieoficjalnie, bo tutaj, w tym mieście, nikt oficjalnie tego nie robi.
- Aż tak się go boją? - zapytał z lekką ironią Ash.
Kobieta popatrzyła na niego i odparła:
- Jeszcze się pytasz? Pewnie, że się go boją. Każdy mądry ci powie, że ten człowiek to zwykły mafioso, tak samo, jak cała jego rodzinka. Giovanni zawsze byli przestępcami, chociaż niestety nigdy nikomu nie udało się nic udowodnić.
- Interesujące - powiedział na to mój chłopak, słuchając uważnie słów siostry Joy - Mimo wszystko muszę porozmawiać z Giovannim. Chodzi o sprawę Odznaki z jego Sali.
- On już dawno zamknął Salę i z nikim nie walczy.
- Mnie obiecał walkę i w tym celu mnie tu zaprosił.
Joy popatrzyła na niego zainteresowana i odparła:
- Poważnie? To wobec tego musisz być jakąś ważną figurą, w każdym razie dla niego. On byle kogo nie zaprasza do siebie.
- Wiem o tym, siostro Joy. I być może jestem ważną dla niego figurą, ale to bez znaczenia. Muszę tam się dostać i chciałbym wiedzieć, jak mam to zrobić.
Siostra Joy pokiwała głową na znak zgody, po czym powoli i dokładnie opowiedziała nam ona, jak możemy dostać się do siedziby Giovanniego.
- Ma potężny dom przypominający nieco wieżowiec poza miastem, ale jeszcze na terenach Wertanii. Zbudował go sobie na gruzach swojej dawnej siedziby, która została zniszczona.
- Zniszczona? A kto ją zniszczył?
- Podobno wybuch gazu.
Ash uśmiechnął się delikatnie. Dobrze wiedział, że pierwszą siedzibę Giovanniego w Wertanii zniszczył Mewtwo, kiedy zorientował się wreszcie, kim jest dla tego nędznika. Uciekając zrujnował mu doszczętnie jego Salę. Prawdopodobnie od tego momentu Sala w Wertanii przestała istnieć. Jednak jak widać, Giovanni zbudował sobie nową i nic dziwnego - w końcu jest dość bogaty, aby sobie na to pozwolić, a prócz tego jeszcze jako wielki pan musiał żyć po pańsku.
- Rozumiem. Gaz to niekiedy naprawdę niebezpieczna rzecz.
- No, a żebyś wiedziała - Joy zgodziła się ze mną - A więc już wiecie, dokąd macie iść. Tylko uważajcie. Ci jego ochroniarze to nieciekawe typy. Oni zwykle najpierw strzelają, a potem dopiero zadają pytania.
- Będziemy uważać - uśmiechnął się Ash.
Posililiśmy się i nakarmiliśmy nasze Pokemony, po czym poszliśmy razem za miasto. Nietrudno było odnaleźć tam siedzibę Giovanniego, gdyż była jedyna w swoim rodzaju. Przypominała ona bardzo wysoki wieżowiec połączony z elementami średniowiecznej twierdzy. Sprawiał także naprawdę mroczne wrażenie i na sam jego widok poczułam, że tylko głupi by się tutaj zapuszczał. Czy jednak to oznaczało, iż my jesteśmy głupi? A może szaleni? A może jedno i drugie?
- Wygląda dość ponuro - powiedziałam zaniepokojona - Może lepiej się wycofajmy?
Ash westchnął głęboko i odparł:
- Ja już nie mogę się cofnąć, Sereno. Będzie mi miło, jeśli pójdziesz ze mną, ale nie obrażę się, jeśli odejdziesz.
Ścisnęłam delikatnie dłoń mojego chłopaka i powiedziałam:
- Gdzie ty, Gajuszu... Tam i ja, Gaja.
Mój chłopak uśmiechnął się do mnie czule, a następnie oboje bardzo zadowoleni poszliśmy przed siebie w kierunku budynku. Dotarliśmy do jego bramy wjazdowej, przed którą stało dwóch strażników. Obaj mieli na sobie czarne stroje i berety rzucające im cień na górną połowę twarzy.
- Stać! Kto idzie?! - zawołał jeden z nich.
- Ash Ketchum z dziewczyną. Do pana Giovanniego - odpowiedział mu mój ukochany, pokazując przedmiot, który dostaliśmy od ich szefa (ten sam, na którym była nagrana wiadomość).
Po naciśnięciu małego guzika wysunął się z niej hologram ukazujący postać Giovanniego.
- Osoba posiadająca ten przedmiot może swobodnie poruszać się po mojej posiadłości - przemówił hologram, a następnie zniknął.
- Doskonale... Możecie wejść - powiedział jeden ze strażników.
Następnie obaj otworzyli przed nami bramę, przez którą weszliśmy na posesję Giovanniego, a już po chwili wkroczyliśmy do środka posiadłości, do której również w ten sam sposób, co poprzednio zostaliśmy wpuszczeni, tylko że tym razem jeden z ochroniarzy zaprowadził nas do korytarza, po czym zostawił nas tam i powiedział, abyśmy zaczekali. Potem sam poszedł po schodach na górę.
- Proszę, proszę! Kogo ja tu widzę?! - usłyszeliśmy jakiś podły i bardzo dobrze nam znany głos.
To była Domino, która powoli wysunęła się z jakiegoś kąta. W dłoni jak zwykle trzymała czarnego tulipana i udawała, że go wącha.
- Sam słynny Sherlock Ash i jego dziewczyna oraz wierny ich Pikachu przyszli tutaj, aby sobie z nami porozmawiać - zaśmiała się podle - Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że cię tutaj widzę, Ash. Mam z tobą pewne rachunki do wyrównania. Z twoją niunią zresztą też!
Ash zasłonił mnie szybko, a dłoń położył na rękojeści szpady.
- Uważaj, Domino! Twój drogi szef sam mnie tutaj zaprosił, a do tego zagwarantował mi nietykalność!
- On tak, ale ja nie! - syknęła Domino i skierowała w naszym kierunku tulipana - Nie oczekuj, że będę tak naiwna, jak mój szef i będę wchodzić z tobą w jakiekolwiek układy! Upokorzyłeś mnie i to już niejeden raz, a twoja dziewuszka również. Ostatnim razem tak mnie zaprawiła twoją szpadą, że kilkanaście dni musiałam się kurować. Nie licz na to, że wam to wybaczę! Ja nigdy nie zapominam i nigdy nie wybaczam!
- To coś nas łączy, bo ja również nigdy nie zapominam! - zawołał Ash, a jego Pikachu bojowo stanął przed nim, wypuszczając z policzków iskry elektryczne.
- Tym lepiej, bo będziesz miał zaraz okazję zobaczyć, co znaczy gniew Czarnego Tulipana!
- Dość!
Po schodach zeszła wysoka kobieta w beżowym żakiecie i fioletowej spódnicy. Miała czarne włosy sięgające jej do ramion oraz czerwone oczy, a także okulary o cienkich ramkach. Głos tej kobiety brzmiał równie ponuro, jak jej fizjonomia.
- Goście pana Giovanniego mają przebywać na terenie posiadłości cali i zdrowi, 009. Chyba wyraźnie słyszałaś rozkazy szefa?
- Tak, ale...
- Dość, Domino! Pan Giovanni prosi pana Ketchuma do siebie.
Powoli ruszyliśmy w kierunku kobiety.
- Tylko pan Ketchum. Panienka i Pikachu zostaną tutaj - odezwała się nagle kobieta.
- Co?! - spytał Ash - Oni idą ze mną.
- Przykro mi, ale pan Giovanni każe twoim towarzyszom zostać. Mają czekać tutaj - odparła na to ponura kobieta, po czym dodała nieco łagodniej: - Spokojnie. Nic złego im się tu nie stanie.
Popatrzyłam na Asha pytająco, a ten pokiwał głową na znak zgody. W sumie jakie mieliśmy wyjście? Musieliśmy więc zgodzić się na ich warunki. Inaczej nie dowiedzielibyśmy się, czego Giovanni chce od Asha.
- Poczekajcie tu na mnie - powiedział mój luby, a po cichu dodał: - Nie jedz i nie pij niczego, co ona wam poda.
- Spokojnie. Nie ma głupich - odparłam mu cicho.
Ash zaś popatrzył na ponurą kobietę i spytał:
- Mam oddać broń?
- To nie będzie konieczne - odpowiedziała mu kobieta - Pan Giovanni spodziewa się, że nie zaatakuje pan własnego gospodarza.
- Oczywiście - uśmiechnął się ponuro Ash - Chodźmy więc.
***
Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Asha:
Kobieta, która do nas wyszła, zaprowadziła mnie powoli po schodach na następne piętro, po czym poszliśmy długim korytarzem w kierunku drzwi stojących na jego końcu. Potem kobieta otworzyła mi je i weszła przez nie do środka, a ja za nią. Wówczas ujrzałem szeroki gabinet, a na jego końcu biurko, przy którym siedział mój arcy-wróg... Giuseppe Giovanni. Wyglądał on dokładnie tak, jak na hologramie i tak, jak go zapamiętałem. Popatrzyłem na niego i zacisnąłem pięść ze złości, a tymczasem kobieta przemówiła:
- Pan Ash Ketchum do pana, panie Giovanni.
- Doskonale - odpowiedział bardzo zadowolonym głosem mężczyzna, a następnie wskazał na krzesło przed swoim biurkiem - Siadaj, proszę.
Usiadłem naprzeciwko niego, choć tak naprawdę wcale nie sprawiało mi to przyjemności. Giovanni wciąż uśmiechał się do mnie szyderczo, jakby kpił sobie ze mnie, po czym rzucił:
- Przynieść nam kanapki i coś do picia.
Kobieta sztywno się ukłoniła, po czym wyszła z pokoju, pozostawiając nas samych.
- Dziękuję, że przyszedłeś - powiedział do mnie Giovanni - Bardzo się cieszę, ponieważ nie chciałem osobiście składać ci wizyty w twoim domu. Zbyt wiele złego mogłoby się wtedy stać.
- Domyślałem się tego - odpowiedziałem ze złością.
Mężczyzna zachichotał podle.
- Jesteś bystry. Ktoś powiedziałby nawet, że za bardzo bystry.
Popatrzył na mnie uważnie i mówił dalej:
- Już wiele razy nadepnąłeś mi na odcisk i to dość boleśnie, a za każdy z tych razów powinienem cię zabić, ale ja, tak prawdę mówiąc, bardzo cię podziwiam i uważam za godnego siebie przeciwnika.
- Jak mi miło - odparłem - A ja uważam ciebie za gnidę, której miejsce jest za kratkami.
Giovanni zarechotał podle i rzekł:
- Rozśmieszasz mnie, mój drogi chłopcze. Czy ty naprawdę uważasz, że zdołałabyś mnie wsadzić do więzienia? Nie łudź się, kochasiu! Wielu już próbowało, a teraz większość z nich żałuje, że w ogóle o mnie usłyszało.
- Nie wątpię.
- Dobrze, dość już tych żartów. Porozmawiajmy ze sobą.
- Porozmawiamy, jak już cię zamknę.
Moje słowa oraz sposób, w jaki je wypowiedziałem, wywołały jeszcze większy śmiech u Giovanniego.
- Jesteś naprawdę uroczy, wiesz? Ten twój gniew tylko dodaje ci uroku. Widać, że jesteś człowiekiem stworzonym do wielkich czynów, tylko źle pojmujesz pewne sprawy.
- Jakie na przykład?
- Na przykład twoje podejście do dobra i zła. Uważasz, że tacy ludzie jak ty są dobrzy, zaś tacy ludzie jak ja są źli i powinni zgnić w więzieniu. Rozczaruję cię. Wcale tak nie jest. Dobro i zło to pojęcie względne. Każdy inaczej ocenia ten sam uczynek. Dla mnie twoja działalność to głupota, a dla ciebie życiowa misja. Który z nas więc ma rację? A może obaj mamy rację i jednocześnie się mylimy?
Milczałem, więc mężczyzna mówił dalej:
- Wiem o tobie praktycznie wszystko, Ash. Przed naszym spotkaniem zaopatrzyłem się w dane na twój temat.
Następnie wziął papiery, leżące przed nim na biurku i zaczął je czytać.
- Ash Josh William Ketchum, syn Josha Ketchuma i Delii Ketchum z domu Krupsh. Urodzony 21 czerwca 1989 r. Włosy czarne, oczy brązowe. Wzrost: 175 cm. Znaki szczególne: blizna na lewym policzku i w prawym rogu prawego oka. Umiejętności: wielki talent do rozwiązywania zagadek detektywistycznych, doskonała gra na skrzypcach, perfekcyjna znajomość szermierki, umiejętność pływania, szybkiego biegania i brawurowa jazda na rowerze. Osiągnięcia: Mistrz Pokemonów Ligi Kalos, Ósmy Mistrz Strefy Walk o pseudonimie Strażnik Przygody, detektyw z licencją wystawioną na wniosek samego burmistrza Alabastii. Najbliższy Pokemon: Pikachu. Stan cywilny: kawaler, zaręczony z panną Sereną Evans. Przyrodnie rodzeństwo: Dawn Seroni...
Giovanni spojrzał na mnie i spytał:
- Mam czytać dalej? Bo trochę tego jeszcze jest.
- Nie musisz. Wiem doskonale, kim jestem. Nie musisz mi prezentować mojej osoby.
Mężczyzna parsknął śmiechem.
- Racja. Nie muszę.
Chwilę później do pokoju weszła ta sama kobieta, która mnie tutaj przyprowadziła, po czym postawiła na biurku tacę z napojami i kanapkami. Giovanni wziął jedną z filiżanek i powoli zaczął pić z niego kawę.
- Częstuj się... I pij śmiało.
Popatrzyłem na niego uważnie i spytałem:
- Skąd mam wiedzieć, że nie są zatrute?
Giovanni popatrzył na mnie z politowaniem i spytał:
- Czy uważasz, że zaprosiłbym cię tutaj, aby cię otruć? Nie sądzisz, że raczej posłużyłbym się jakimś pośrednikiem, aby cię wykończył jeszcze w Alabastii?
Jego argumenty były nad wyraz logiczne, dlatego też przeprosiłem za swoje naprawdę głupie stwierdzenie, wziąłem jedną kanapkę i zjadłem ją. Musiałem przyznać, że naprawdę dobrze smakowały. Nie wyczułem w nich niczego gorzkiego ani ostrego. Były to po prostu smaczne kanapki.
- Podsumowując więc... Powód, dla którego cię tu wezwałem zabrzmi może nieco dziwnie, ale muszę to powiedzieć - mówił dalej Giovanni - Wiesz... Wiele sobie myślałem na temat twojej dotychczasowej działalności przeciwko mnie. Przez ciebie porucznik Surge oraz wielu moich agentów poszło do więzienia. Przez ciebie kilku z nich zginęło... Najpierw Butch i Cassidy, potem doktor Zager, następnie Kali, a wreszcie biedny Arlekin, ten mój kochany błazen. Zadałeś poważne ciosy naszej organizacji. Ciosy, po których trudno się podnieść. Chyba sam rozumiesz, że nie mogę dłużej na to pozwalać. Już dwa razy odebrałeś mi szansę na podbój świata. Raz podczas przygody w Johto i drugi raz podczas przygody w Unovie. Tym razem nie możesz mi przeszkodzić.
- Mogę i zrobię to - odpowiedziałem mu.
- Możesz próbować, jednak dużo ci z tego nie przyjdzie. Jesteśmy zbyt potężni, abyś mógł nas pokonać. A wiesz, jak to mówią... Jeśli nie możesz z kimś wygrać, to się do niego przyłącz. To właśnie chcę ci zaproponować. Dołącz do nas. Zajmij miejsce Arlekina pośród elitarnych agentów naszej organizacji.
- I mam razem z nimi kraść Pokemony dla ciebie?
- Owszem, a co w tym złego? Skoro słabeusze nie umieją ich obronić, to niech dostaną się one w ręce silniejszych, którzy zrobią z nich użytek. Życie to dżungla. Silniejsze jednostki wypierają słabsze. Tak zawsze było, jest i będzie. Nie zmienisz tego, chłopcze. Wiem, że lubisz walczyć z tym, co nazywasz złem, ale przecież możesz to robić jako mój agent. Jest wiele organizacji przestępczych. Możemy więc razem je zniszczyć, ramię w ramię. Wtedy twoja misja będzie spełniona.
- A ty pozbędziesz się konkurencji, tak?
- Owszem. Więc jak widzisz, wszyscy na tym skorzystamy.
- Odmawiam.
- Zastanów się - Giovanni wciąż zachowywał spokój - Czy warto dla głupiego ideału marnować swoją okazję? No, powiedz sam. Czy warto? Nie lepiej przyłączyć się do mnie i razem ze mną walczyć z naszymi wspólnymi wrogami?
Popatrzyłem na niego i odpowiedziałem:
- Dziwnym trafem jestem otoczony przez całą masę wrogów w twoich mundurach. Inaczej mówiąc wszyscy moi wrogowie są tutaj, a wszyscy moi przyjaciele poza tymi ścianami. Głupio by mnie przyjęli tutaj i bardzo źle patrzono by na mnie z drugiej strony tej barykady, gdybym się zgodził. A wszyscy zgodnie mówiliby, że się sprzedałem.
- No i co z tego? - odparł Giovanni - Przejmuje cię ludzkie gadanie? A nawet jeśli byś się sprzedał, to co z tego? Wszyscy są na sprzedaż, to tylko kwestia ceny.
- Ja jestem nieprzekupny.
- Być może. Ale i ty masz swoją cenę. Pomyśl o swoich przyjaciołach. Szkoda by było, gdyby mieli zapłacić za twój upór. A tak możesz zapewnić im bezpieczeństwo do końca życia. Będziesz dla mnie pracować i niszczyć moją konkurencję, a potem, gdy zdecydujesz, że już masz dosyć, wybierzesz sobie jakąś ładną wysepkę na Wyspach Oranżowych, ja cię tam dostarczę i będziesz sobie żył w luksusach i miał pieniędzy, ile tylko zechcesz. I twoja niunia także. No i nie tylko ona. Moja droga bratanica, a twoja siostrzyczka także będzie ustawiona do końca życia, że nie wspomnę o jej chłopaku. Reszta twej kompanii też się dorobi. Wszystko zależy od twojej zgody.
Patrzyłem na niego zdumiony i nie wierząc własnym uszom. Co on mi właśnie powiedział? Bratanica? O czym on mówił? Jaka bratanica? Dawn jest jego bratanicą? Ale to by oznaczało, że ja...
- Co ty powiedziałeś? - spytałem po chwili.
- Że twoja siostra to moja bratanica, a ty jesteś moim bratankiem.
- KŁAMIESZ!!!
Giovanni zaczął się śmiać i powiedział:
- Ty głupi chłopaku. Czy ty nie rozumiesz? Jak myślisz, dlaczego jak dotąd nigdy nie kazałem cię zabić? Ponieważ twój ojciec to mój młodszy, przyrodni brat. Matka nasza po śmierci mego ojca wyszła za jego sekretarza i urodziła mu syna, czyli twojego kochanego tatusia. A ja bardzo cenię sobie więzy rodzinne.
Zerwałem się ze swego miejsca, patrząc z dziką furią na tego podłego człowieka. Miałem ochotę skoczyć mu gardła i udusić go gołymi rękami.
- To nieprawda! Ty kłamiesz! Mój ojciec nie może być twoim bratem! Powiedziałby mi to!
- Ash, mój drogi chłopcze - uśmiechnął się do mnie Giovanni - Co ty tak naprawdę wiesz o swoim ojcu? Tyle, ile sam ci powiedział? Jeśli tak, to wiesz o nim bardzo niewiele. On i ja jesteśmy braćmi. Jeśli mi nie wierzysz, zobacz sam.
Rzucił na biurko garść papierów, które chwyciłem i zacząłem czytać. Był tam akt ślubu Lukrecji Virgionne z Gioacchino Giovannim, akt chrztu ich syna Giuseppe, a prócz tego akt ślubu Lukrecji Virgionne-Giovanni z Georgem Ketchumem oraz akt chrztu ich syna, Josha Ketchuma.
- Na pewno sfabrykowałeś te dokumenty! - zawołałem.
- Jeśli mi nie wierzysz, to zapytaj swojego ojca. Idź także do miejsc, z których je wydobyłem i sam się przekonaj. Szukaj też swoich korzeni, Ashu Ketchum, a dowiesz się, że mówię prawdę.
Następnie Giovanni podszedł do mnie, objął mnie lekko za ramiona i powiedział:
- Pomyśl tylko... Ty i ja... Stryj i bratanek... Dwie osoby o wielkich umysłach stają ramię w ramię przeciwko wszelkiemu złu tego świata, a przy okazji wyciągają z tego korzyści dla siebie. Razem walczą, razem działają i razem kontynuują tradycję swego rodu. Nie nęci cię taka wizja?
Oderwałem się od niego i powiedziałem:
- Nie!
- Zastanów się, Ash... - rzekł powoli i dość groźnie Giovanni - I tak ze mną nie wygrasz. Nie masz szans. Jeżeli zechcę, to zniszczę ciebie i twoich bliskich jednym rozkazem. Po co ci to? Nie lepiej razem zniszczyć tych, co nam obu stoją na drodze do bycia panami świata? Nie lepiej z jednym złem pokonać inne zło niż zginąć w bezsensownej walce o lepszy świat? Świata już nie naprawisz. Myśl więc rozsądnie i dołącz do mnie, a wówczas razem osiągniemy sukces. A ty spełnisz swoje wielkie marzenia i być może kiedyś obejmiesz po mnie schedę.
- Jak to? Nie masz własnych dzieci?
- A i owszem, mam. Jedno. Dobrze je znasz. To Domino.
- Co?! Domino?! - krzyknął jeszcze bardziej zdumiony niż przedtem - Domino to twoja córka?
- Tak - odpowiedział Giovanni, siadając za biurkiem - Ale nie nadaje się na mojego dziedzica. Jest zbyt lekkomyślna i nerwowa. Nie umie patrzeć w przyszłość. Ty za to potrafisz. No, a prócz tego jesteś też od niej lepszy. Kilkakrotnie już ją pokonałeś i jeszcze nieraz zapewne pokonasz. Chyba więc logicznym wydaje się fakt, że to właśnie ciebie widziałbym jako mego następcę. Zastanów się... Zastanów się, czy nie warto skorzystać z takiej okazji i polepszyć pozycję swoją i swoich bliskich.
Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Szok wywołany informacjami, których właśnie się dowiedziałem. Tysiące myśli krążyły mi teraz po głowie, a Giovanni najwyraźniej uznał to milczenie za zastanawianie się nad jego propozycją, bo rzekł:
- Przemyśl sobie tę propozycję. Przemyśl sobie ją dobrze. Poszukaj też informacji o swojej rodzinie. Dowiesz się, że mówię prawdę i jestem twoim stryjem.
- Ile mam czasu? - spytałem.
- Ile zechcesz. Mnie się nie spieszy - odparł na to beztrosko Giovanni - Ja mam czas. Poczekam tyle, ile tylko będzie trzeba. Idź już i zacznij swoje poszukiwania, jeśli potrzebujesz więcej dowodów. Idź śmiało wraz ze swoją dziewczyną szukać swojej tożsamości.
Po tych słowach uśmiechnął się on podle i zaczął chichotać. Wściekły, nie mogąc już tego dłużej znieść, wybiegłem z pokoju, ściskając w dłoniach papiery od mego rzekomego stryja.
C.D.N.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przygoda 129 cz. II
Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...
-
Tutaj zaś znajdują się krótkie opisy przygód bohaterów serii „ Ash i Serena na tropie ”. Dzięki nim łatwiej przypomnicie sobie, o czym był k...
-
Świat Pokemonów - a oto kilka wiadomości niezbędnych po to, aby można było zrozumieć całą fabułę. Akcja naszej historii dzieje się w świe...
-
Początek, czyli jak to się zaczęło Pamiętam jak dziś dzień, w którym Ash zdołał spełnić swoje marzenie i został Mistrzem Pokemon. Było t...
Okej tego się zupełnie nie spodziewałem, fajny zwrot akcji który wiele wniesie. Zabieram się za czytanie dalej!
OdpowiedzUsuń