Przygoda XCIII
Poszukiwania tożsamości cz. II
Pamiętniki Sereny c.d:
Siedziałam na krześle ustawionym pod ścianą, a naprzeciwko siebie miałam Domino, która też siedziała na krześle i bawiła się swoim sztucznym tulipanem. Nie wiedziałem, po co ona to robi. Czyżby chciała mnie tym rozdrażnić? Jeśli tak, to była na dobrej drodze do tego, ponieważ naprawdę działała mi nieźle na nerwy. Jej beztroska połączona z wielką butą i wyraźną arogancją, a także podłym uśmieszkiem działała na mnie niczym czerwona płachta na byka. Domino zdawała sobie z tego sprawę, gdyż uśmiechnęła się nagle do mnie złośliwie i spytała:
- Czyżbym cię drażniła, Sereno?
- Nie, skądże - odparłam z kpiną w głosie.
- Aha... Bo wiesz, jakbym cię drażniła, to wystarczy tylko powiedzieć.
- Nie zapomnę ci powiedzieć, jakby co.
Pikachu zapiszczał delikatnie, dotykając łapką mojej dłoni. Spojrzałam na niego i lekko się uśmiechnęłam. On miał rację. Nie mogłam pozwolić Domino wyprowadzić mnie z równowagi. W ten sposób dałabym jej tylko satysfakcję, a przecież tego nie chcę, dlatego też siedziałam spokojnie, choć zachowanie tej jędzy z tulipanem zdecydowanie tylko mi to utrudniało.
Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nagle po schodach na dół nie zszedł Ash trzymający w dłoniach jakieś papiery. Jego mina wyrażała prawdziwą rozpacz. Widocznie rozmowa z Giovannim przebiegła jeszcze gorzej niż on to sobie wyobrażał, a wyobrażał ją sobie w bardzo negatywny sposób.
- Ash!
- Pika-pi!
Podbiegliśmy do mojego chłopaka, po czym zaczęliśmy go wypytywać nawzajem jednocześnie, co się stało. Ash przez chwilę nic do nas nie mówił, po czym odparł:
- Nie jest to miejsce ani czas na rozmowę. Chodźmy stąd.
Powoli ruszył w kierunku wyjścia, ale Domino, stojąca oparta o ścianę wyciągnęła do przodu swoją prawą dłoń uzbrojoną w tulipan.
- Pokaż mi swoją szpadę - powiedziała.
- Mówi się „Proszę“ - rzucił jej gniewnie Ash.
Domino parsknęła śmiechem, po czym odparła:
- No dobrze... Pokaż mi swoją szpadę... Proszę.
Mój ukochany nieco powolnym gestem wyjął szpadę z pochwy i podał ją Domino. Ta obejrzała ją sobie dokładnie i uśmiechnęła się.
- Piękne ostrze... Nie miałam mu się okazji nigdy dobrze przyjrzeć. Kupiłeś sobie nową?
- Nie... To ta sama, którą mi połamałaś w walce. Tylko ma nowe ostrze.
- Rozumiem. Ładne cacko. Ile za nią dałeś?
- Dostałem ją w prezencie.
- Od kogo?
- Od przyjaciela.
Domino pokiwała delikatnie głową i dalej oglądała ona szpadę Asha, po czym ponownie zapytała:
- Z czego zrobiłeś ostrze?
- Już ci kiedyś mówiłem.
- Naprawdę? Kiedy?
- Wtedy, gdy aresztowaliśmy waszego agenta Bloosona.
- Możliwe, ale nie pamiętam, jakiej udzieliłeś mi odpowiedzi. Możesz więc udzielić mi jej jeszcze raz?
- Proszę bardzo. Ostrze tej szpady jest z meteorytu.
- Z meteorytu?
- Dokładnie.
- Uuu! Nieźle. Musi być mocne, prawda?
- Bardzo mocne.
- Zobaczymy.
Domino złapała szpadę oburącz, po czym wzięła zamach i uderzyła nią w krzesło, które rozleciało się na kawałki.
- Piękna broń. Przydałaby mi się taka. Sprzedaż mi ją?
- Nie. Oddaj mi szpadę.
- Mówi się „proszę“ - rzuciła ironicznie 009.
Ash kipiał z gniewu i wyglądał tak, jakby miał zaraz skoczyć tej podłej dziewczynie do gardła.
- Dobrze... Proszę, oddaj mi szpadę.
- Może ci ją oddam, może nie oddam... Jeszcze się zastanowię.
- Nie pogrywaj sobie ze mną, Domino! Oddaj mi moją szpadę!
- A jak nie, to co mi zrobisz?
Mój chłopak wyrwał szybko zza paska pistolet i wymierzył go w czoło agentki.
- Zrobię ci dziurę w czaszce! Oddawaj!
- 009! Oddaj mu szpadę! - po schodach na dół zeszła właśnie ta sama kobieta, która przyprowadziła na górę Asha - Oddaj mu ją...
Domino uśmiechnęła się bardzo ironicznie, po czym podała mojemu chłopakowi szpadę, mówiąc:
- Ja tylko żartowałam. Na żartach się nie znasz?
- Znam, ale nie na takich - odparł Ash, zabierając ze sobą swój rapier i chowając go do pochwy.
Domino oparła się o ścianę i popatrzyła na niego, mówiąc:
- Tak czy siak nie wiem, co ci zaproponował mój szef, ale dla swojego własnego dobra lepiej się zgódź. Nie licz na to, kochasiu, że zdołasz nam się wymknąć. Naszej zemście nie umkniesz. A mojej to już na pewno nie.
- Nie wiadomo, co komu pisane - powiedział Ash i ruszył w kierunku wyjścia.
Popatrzyłam na Domino, po czym poszłam za nim, a Pikachu uczynił to samo.
- Jaką propozycję dał ci Giovanni? - zapytałam, gdy wychodziliśmy.
- Taką, jaką przewidzieliśmy - odparł mój chłopak - Chce, żebym dla niego pracował.
- Oczywiście posłałeś go do diabła, prawda?
- Nie.
Bardzo zdziwiła mnie jego odpowiedź, podobnie jak też zadziwiła ona Pikachu, który to zapiszczał zdumiony, nie odrywając przy tym wzroku od swego trenera.
- Nie rozumiem. Dlaczego nie kazałeś mu spadać na drzewo?
- Bo sytuacja się zmieniła.
- W jaki sposób?
- On mi powiedział coś, co automatycznie zmienia całe moje spojrzenie na całą tę sytuację.
- Co takiego?
Ash upewnił się, że odeszliśmy już daleko od miejsca, w którym była siedziba Giovanniego, po czym pokazał mi on trzymane w dłoni papiery. Zaczęłam je uważnie czytać i aż się zatrzymałam, gdy dotarłam do czegoś niesamowicie szokującego. Teraz zaczynałam rozumieć zachowanie Asha w całej tej sprawie.
- Nie... To niemożliwe... Giovanni jest twoim stryjem?
- Też jestem tym faktem mocno zdumiony, ale te papiery mówią same za siebie.
- Może są sfałszowane?
- Nie można tego wykluczyć.
- Chcesz to sprawdzić?
- Tak.
Popatrzyłam na Asha i spytałam załamana:
- No, a jeżeli on okaże się być naprawdę twoim stryjem, to co zrobisz? Dołączysz do niego?
Mój luby popatrzył na mnie i powiedział:
- Nigdy nie będę po stronie zła, rozumiesz mnie, Sereno? Nigdy nie będę walczył po stronie mordercy i łotra!
Uśmiechnęłam się delikatnie do niego, po czym odparłam:
- Cieszę się, że tak mówisz. A co zrobisz z tym fantem?
To mówiąc wskazałam na dokumenty.
- Muszę je sprawdzić i to dokładnie. Według tego, co tu pisze, zostały one wystawione w Sinnoh. Tam więc pojedziemy. Ale najpierw muszę sobie porozmawiać z moim ojcem. On mi musi to wyjaśnić.
***
Pojechaliśmy z miejsca do Melastii, gdzie mieliśmy nadzieję znaleźć Josha Ketchuma. Co prawda mężczyzna obecnie nie podróżował tak często, jak kiedyś, ale mimo wszystko mogliśmy mieć pecha i go nie zastać. Na całe szczęście był na miejscu. Mieszkał obecnie u Cindy, z którą był w związku. Oboje bardzo ucieszyli się na nasz widok, podobnie jak i mała Taylor, która była wręcz zachwycona obecnością Asha.
- Ash, braciszku! Tak się cieszę, że cię widzę! - wołała mała, tuląc się zachłannie do kolan Asha - Tak bardzo się cieszę! Czemu tak długo tu nie przyjeżdżałeś? Złapałeś wielu przestępców? Proszę, opowiedz mi wszystko, proszę!
Ash uśmiechnął się do niej delikatnie, pogłaskał powoli jej główkę i powiedział czule:
- Spokojnie, wszystko ci opowiem, ale w swoim czasie, tylko najpierw muszę porozmawiać z tatą. To bardzo ważne.
Dziewczynka wyglądała na nieco zawiedzioną, jednak w końcu uległa ona namowom mojego chłopaka i pozwoliła nam porozmawiać z panem Ketchumem.
- To ja wam przygotuję coś do picia, a na razie macie tutaj ciastka i rozmawiajcie! - zarządziła Cindy, która to zabrała ze sobą swoją córkę, po czym zostawiła nas razem z ojcem mojego chłopaka w salonie.
Dla pewności kobieta zamknęła też drzwi, aby w ogóle nie móc słyszeć naszej rozmowy. Widocznie wolała ona nie mieszać się do cudzych spraw lub też wychodziła z założenia, że lepiej będziemy się czuć, jeżeli zyskamy pewność, iż osoby trzecie nas nie podsłuchują.
- No dobrze, kochani. Mówcie więc, co was do mnie sprowadza.
Ash uśmiechnął się delikatnie do ojca, a następnie wyjął z plecaka papiery, które to potem położył przed swoim rodzicem. Ten zaś uważnie je sobie przeczytał, ale podczas ich lektury zbladł jak ściana, po czym mocno oparł się o oparcie krzesła i głucho jęknął.
- Tato... Czy to prawda? - spytał Ash - Muszę wiedzieć. To dla mnie bardzo ważne.
Josh Ketchum załamany potarł dłońmi swoją twarz, uśmiechnął się do nas sztucznie i rzekł:
- Synku... To są zwykłe fałszywki. Przyznaję, dobrze podrobione, ale... Tylko fałszywki.
Nikogo tym nie przekonał, a już na pewno nie Asha, który patrzył na nią z kpią w oczach.
- Naprawdę?
- Tak, synu. Naprawdę. Nie wiem, co Giovanni ci nagadał, ale on po prostu kłamie. On nie jest moim bratem i nie jest twoim stryjem.
- Czyżby? A po co miałby kłamać?
- Żeby cię przekabacić na swoją stronę.
- Tak? A nie sądzisz, że w takim wypadku powiedziałby mi, że jest moim prawdziwym ojcem? To by mnie bardziej motywowały do lojalności niż takie coś.
- Nie wiem, jakie są jego cele, ale on nie jest członkiem naszej rodziny.
- Od kiedy?
- Słucham?
- Od kiedy Giovanni nie jest członkiem naszej rodziny?
- Nigdy nim nie był.
- Naprawdę? Te papiery mówią co innego.
Josh zmieszał się lekko, po czym westchnął głęboko i rzekł:
- Synu... Przeszłość czasami należy zostawić za sobą. Ja długo tego nie rozumiałem i dopiero, kiedy to pojąłem, to zacząłem normalnie żyć. Ty też możesz normalnie żyć, jeśli tylko...
- Jeśli tylko przestanę węszyć w sprawie tych papierów, tak? - spytał z gniewem w głosie Ash.
Ojciec popatrzył na niego załamany i odparł:
- Prawda może cię tylko dobić. Po co chcesz ją rozgrzebywać?
- Bo muszę ją poznać, tato! Sądziłem, że ty mi pomożesz, ale jak widzę znowu mnie zawodzisz. Tak samo, jak osiemnaście lat temu zawiodłeś moją mamę.
Josh załamany zasłonił sobię dłonią twarz, masując sobie lekko zatoki i powiedział:
- Synu, wiesz doskonale, że żałuję tego, co się stało, ale czasu już nie cofnę. Nic, co teraz powiem, niczego nie zmieni, ale proszę cię... Przestań wnikać w przeszłość naszej rodziny. Jeśli nie dla mnie, to zrób to dla siebie.
- W sprawy naszej rodziny? Czyli Giovanni jednak do niej należy, tak?
Pan Ketchum załamany pokręcił głową.
- Widzę, że należy uważać na to, co się mówi i przy kim to się robi. Naprawdę muszę to zachować w mojej pamięci, jak również fakt, że jesteś detektywem i wyłapujesz takie na pozór nieistotne szczegóły.
- Tato... - Ash oparł się dłońmi o stół i przysunął twarz bliżej twarzy ojca - Pomożesz mi czy nie?
Josh popatrzył na niego załamany i odpowiedział:
- Nie. Nie tym razem, mój synu. Zbyt to dla mnie bolesny temat, abym miał go rozgrzebywać.
Mój luby popatrzył na niego zły jak Beedrill i rzekł:
- Dobrze, tato. Jak sobie chcesz. Sam dojdę prawdy.
- Skoro musisz...
- Tak, tato. Muszę. I wiesz co? Liczyłem, że kto jak kto, ale ty mnie zrozumiesz. Widocznie się pomyliłem.
- Nie we wszystkim możemy się zrozumieć, synu. Takie już jest życie. Rodzic i jego dziecko zawsze będą się od siebie różnić. Nie bez powodu nazywa się to „konfliktem pokoleń“. Miałem nadzieję uniknąć go w naszym przypadku, ale to chyba niemożliwe.
- Póki nie jesteś ze mną szczery, tato, to niestety nie.
Pan Ketchum pokiwał załamany głową na znak, że rozumie syna, ale nie może mu pomóc. Ash był mocny tym faktem zawiedziony, podobnie jak ja i Pikachu, którzy w milczeniu obserwowaliśmy tę scenę. Uznaliśmy, że lepiej będzie się nie wtrącać do tego konfliktu.
- Niosę picie! - zawołała wesoło Cindy, wchodząc do pokoju z tacą, na której miała imbryk z parującą herbatą oraz kilka filiżanek.
Widząc nasze ponure miny posmutniała i spytała:
- Coście tacy ponurzy? Stało się coś?
- Ech, nic takiego - odpowiedział Josh, machając lekko ręką - Tylko na wspominki nam się zebrało i zeszliśmy na niemiły nam obojgu temat.
Cindy widocznie ta odpowiedź zadowoliła, ponieważ nie wypytywała się nas więcej o tę sprawę.
***
Ponieważ pora już była późna, to zatrzymaliśmy się u Cindy na noc, a rano postanowiliśmy wrócić do Alabastii. Zeszło nam jednak do południa, ponieważ Taylor była bardzo ciekawa naszych ostatnich przygód i dlatego musieliśmy jej wszystko bardzo dokładnie opowiedzieć, co też zajęło nam trochę czasu. Mała tymczasem słuchała wszystkiego bardzo uważnie oraz z zapartym tchem oraz wypiekami na policzkach. Nie przerywała nam prawie wcale, jedynie od czasu do czasu zadając jakieś ważne pytanie, które było niezbędne, aby w pełni zrozumiała, o co chodzi.
Gdy już w końcu nagadaliśmy się, zaś mała Taylor zaspokoiła swoją ciekawość, to mogliśmy już wyruszyć w drogę powrotną do domu. Gdy już wyszliśmy, zatrzymała nas Cindy.
- Ash, zaczekaj chwilkę.
Spojrzeliśmy na nią zdumieni, a mój luby spytał:
- O co chodzi, Cindy?
Kobieta była nieco zmieszana. Widocznie rozmowa na ten temat nie sprawiała jej najmniejszej nawet przyjemności, ale musiała ją odbyć, dlatego też powiedziała smutno:
- Twój ojciec od wczoraj chodzi jak struty po domu, Ash. Nie wiem, co ty mu powiedziałeś i o co się posprzeczaliście, ale wygląda jak wrak samego siebie.
- Bardzo mi przykro z tego powodu - rzekł Ash, choć po tonie, w jakim to powiedział sądziłam, że raczej nie jest do końca szczery.
- Posłuchaj, Ash... Ja tam nie chcę się wcinać pomiędzy was i wasze sprawy, ale mimo wszystko naprawdę bardzo mi jest przykro widzieć go w takim stanie - mówiła dalej Cindy, nerwowo szarpiąc się za palce - Możesz mi chociaż częściowo wyjaśnić, co on takiego ci zrobił, że właśnie tak go potraktowałeś?
- Okłamuje mnie w niezwykle ważnej dla mnie sprawie - odpowiedział jej Ash.
- Pika-pika! - potwierdził Pikachu.
Cindy pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Aha... Cóż... Sama nienawidzę być okłamywana, ale mimo wszystko to jest twój ojciec. Spróbuj jednak go zrozumieć i nie miej do niego żalu. Być może on chce dla ciebie jak najlepiej.
- Być może, choć jak na mój gust, to on po prostu ucieka przed swoją przeszłością i tylko tyle go interesuje.
Kobieta uważnie obserwowała Asha, słuchając jego słów.
- Źle oceniasz ojca, Ash. Jestem tego pewna. On cię kocha.
- W to nigdy nie wątpiłem. Ale jego miłość każe mu mnie okłamywać, co mnie bardzo boli.
- Czasami miłość tak na nas wpływa, Ash. Miej wyrozumiałość wobec niego. Ostatecznie to twój rodzic.
- Postaram się, ale póki co przez najbliższe dni w ogóle go nie oglądać na oczy.
- Jak uważasz... Trzymaj się, Ash.
- Ty też się trzymaj, Cindy.
Pożegnaliśmy kobietę i powoli poszliśmy w kierunku Alabastii.
***
Kiedy przybyliśmy do miasta, to były już godziny popołudniowe. Ash postanowił zajść do restauracji „U Delii“, aby porozmawiać z matką. Nie wiedziałam, na co mu, bo przecież pani Ketchum z pewnością nie miała ona wcale pojęcia o tym, z jaką przestępczą rodziną jest spokrewniony jej ex-małżonek. Choć być może myliliśmy się w tej sprawie i mogła mieć jakieś pojęcie na ten temat, ale ja jakoś w to wątpiłam. Wyraziłam swoje obawy w tej sprawie, zaś Ash powiedział:
- Podejrzewam, że masz rację, kochanie, ale uważam, że moja mama może mi jednak w jakiś sposób pomóc. A jeśli nawet nie posiada wiedzy o rodzinie mojego ojca, to na pewno opowie mi coś o swojej rodzinie.
Nieco zdziwiła mnie jego decyzja. Nie spodziewałam się, że podejmie taką decyzję.
- Ash... Ale po co chcesz to wiedzieć? Przecież rodzina twojej matki nie jest powiązana z Giovannim.
- Tego nie wiemy, a jeżeli nawet, to ja chcę od razu odkryć wszystkie tajemnice mojego pochodzenia.
Pokiwałam delikatnie głową rozumiejąc wszystko, o czym on mówi. W sumie na jego miejscu z pewnością bym również tak postąpiła, chociaż być może będąc na miejscu Asha, to mogłabym posłuchać Josha Ketchuma i dać sobie spokój z badaniem tej sprawy. Jednak to ja, bo mój luby jest nie tylko uparty w tym, co robi, ale również niezwykle zdeterminowany, aby osiągnąć swój cel. Podziwiam go za to, choć coś w sercu mówiło mi, żeby dać sobie spokój w tej sprawie i nie zgłębiać jej.
Z takimi właśnie myślami weszliśmy do restauracji „U Delii“. Jak się słusznie domyślałam, to poza Brockiem nie było tam nikogo z naszych przyjaciół, którzy właśnie zakończyli swoją zmianę.
- Cześć, Brock! - zawołał wesoło Ash - Nasi przyjaciele skończyli już swoją zmianę?
- Owszem i to całkiem niedawno - odpowiedział mu wesoło Brock - Jak widzisz jednak ja tu jestem i jeśli mogę ci pomóc, to bardzo chętnie ci pomogę.
- Dziękuję, niestety muszę porozmawiać z moją mamą. Czy jest ona w swoim gabinecie?
- Tak. Na pewno jest, bo kilka minut temu była tutaj i przypomniała mi o kilku sprawach, a potem wróciła do siebie. Nie wspominała nic o tym, że chce gdzieś wyjść.
- Rozumiem.
- Widzisz? Jednak ci pomogłem
- To prawda. Dziękuję ci - uśmiechnął się do przyjaciela Ash, po czym wyszedł z kuchni.
Ja i Pikachu ruszyliśmy za nim, jednak nie przeszkadzając już naszemu przyjacielowi, po czym poszliśmy razem z nim do gabinetu Delii Ketchum. Kobieta na szczęście tam była.
- Jesteście nareszcie! - zawołała radośnie Delia na nasz widok - Trochę szkoda, że nie było was wcześniej. Wasi przyjaciele stęsknili się za wami.
- Wybacz, mamo, ale byliśmy w Melastii. Musieliśmy porozmawiać z moim tatą.
- Aha, rozumiem - odrzekła pani Ketchum, kiwając delikatnie głową - Mam tylko nadzieję, że tata ci udzielił informacji, jakich ci potrzeba.
- Niestety nie, mamo i to właśnie mnie dręczy. Mam nadzieję, że ty zdołasz mi na nie odpowiedź.
Delia Ketchum uważnie przyglądał się swojemu synowi, mając na swej twarzy niezwykle poważną minę.
- No dobrze, kochanie. Jeśli tylko mogę, to chętnie ci pomogę. A więc mów śmiało. O co chodzi?
- Mamo... Chciałbym z tobą porozmawiać na temat twojej rodziny.
- Mojej rodziny? - zdziwiła się Delia Ketchum - Nie rozumiem. A co chcesz o niej wiedzieć?
- Chciałbym się dowiedzieć kilku ciekawostek na ich temat. O twoich rodzicach, o ich rodzicach i w ogóle.
Mama westchnęła głęboko, a następnie zapytała:
- Kochanie, a po co ci to wszytko?
- Jest to dla mnie bardzo ważne. Nie pytaj mnie o powody, bo jeszcze nie mogę ci ich wyznać, ale spokojnie. Podam ci je, tylko nie tutaj. Niestety obawiam się, że tu ściany mają uszy, a wolę, żeby zbyt wiele osób o tym nie wiedziało. Przynajmniej na razie.
Tajemniczość Asha wyraźnie zasmuciła Delię Ketchum, jednak kobieta robiła wszystko, aby nie było tego po niej widać, po czym wstała od biurka i powiedziała:
- Najlepiej zrobimy, jeśli porozmawiamy o tym w domu. Chodźmy, kochani.
***
Mama Asha poprosiła Brocka, aby miał oko na wszystko w restauracji, po czym wyszła razem z nami. Poszliśmy wszyscy do domu, gdzie z miejsca poszliśmy na strych.
- Wiem, że one gdzieś tutaj one są - powiedziała Delia, rozglądając się dookoła.
Po długich poszukiwaniach znalazła wielki kufer, który to otworzyła i zaczęła w im uważnie szperać. W końcu wydobyła z niego kilkanaście różnych rzeczy. Podała je mnie, Ashowi i Pikachu, po czym razem wszyscy znieśliśmy to wszystko na dół. Potem ułożyliśmy to wszystko na stoliku w salonie, a następnie zaczęliśmy to przeglądać. Zauważyliśmy wtedy, że tymi przedmiotami są: szkolny zeszyt, złożona w nim kartka z narysowanym na nim drzewem genealogicznym, dwa albumy z czarno-białymi zdjęciami, a także spora rolka starego filmu.
- Tutaj są moje najcenniejsze pamiątki z mojego dzieciństwa. Myślę, że powiedzą nam one bardzo wiele - rzekła Delia.
- Na pewno, mamo. Na pewno.
Uważnie zaczęliśmy oglądać zdjęcia. Bez trudu rozpoznaliśmy na nich małą Delię i jej matkę, Arabellę Krupsh. Widzieliśmy obie kobiety kiedyś podczas podróży do przeszłości, więc je poznaliśmy. Na zdjęciach była też matka Delii ze swoim mężem, ale tych zdjęć było niewiele. Widocznie Delia lub też sama Arabella część z nich zniszczyła po odejściu pana Krupsha.
Fotografie ukazywały też małą Delię w towarzystwie jakiegoś chłopca, całkiem do niej podobnego.
- Kto to taki? - spytałam.
Delia wzięła zdjęcia i uśmiechnęła się delikatnie.
- To? To jest mój kuzyn, syn siostry mojej mamy. Nazywał się Winston McBrown.
- McBrown? - spytał zaintrygowany Ash - Czy to ojciec Kevina?
- Tak. Biedny człowiek. Jako dziecko był on sympatycznym chłopcem. Niestety, jego ojciec go stłamsił i swoim zachowaniem wpędził jego matkę w chorobę nerwową i śmierć podczas porodu.
- Babkę Kevina?
- Tak, Anne McBrown z domu Flowers. Biedactwo... Umarła w roku 1967, mając zaledwie dwadzieścia jeden lat. Zmarła wydając na świat syna. Gdyby nie jej mąż, a mój wuj Connor, to nigdy by się to nie stało. Niestety przez niego była w coraz gorszym stanie psychicznym. No i w końcu, kiedy nadszedł wreszcie czas porodu, była już wręcz wrakiem człowieka. Zmarła wydając Winstona na świat, a ojciec chciał zrobić z niego mężczyznę. Jego metody doprowadziły do tego, że Winston stał się również wrakiem samego siebie. Wykończył swoją żonę Pauline, tłamsił swojego syna, czyli Kevina... Biedny Winston... I biedny Kevin... Stracił mamę mając zaledwie siedem lat. A ojca dziewięć lat później, gdy ten poszedł siedzieć za jakąś podłość i tam zginął wdając się w niepotrzebną bójkę.
Ta opowieść pokrywała się z tym, co opowiadał mi kiedyś Arlekin. To brzmiało naprawdę coraz bardziej intrygująco. Chcieliśmy wiedzieć jednak więcej, znacznie więcej.
- A babcia Arabella? - spytał Ash - Czy zmarła równie młodo, tak jak jej siostra?
- Tak. Moja mama umarła w wieku zaledwie trzydziestu dziewięciu lat. Miała wadę serca, która ją zabiła. Biedna mama... Umarła niedługo przed twoimi narodzinami, mój synku. To chyba jednak tradycja naszej rodziny. Babcia Angelika umarła w wieku pięćdziesięciu czterech lat i to w wypadku samochodowym.
- Angelika - pokiwał smutno głową Ash - To ta kobieta na tym zdjęciu?
Delia przyjrzała się uważnie fotografii.
- Tak, to ona.
Otworzyłam powoli kartkę z drzewem genealogicznym i zaczęłam je uważnie oglądać.
- Angelika Flowers? To ona?
- Tak, to ona. A tutaj, od tej linii wychodzi jej przyrodni brat.
Spojrzeliśmy uważnie z Ashem na drzewo i doznaliśmy szoku. To, co tam zobaczyliśmy, było po prostu zdumiewające.
- Mamo! Kiedy robiłaś to drzewo?
- Jak byłam dzieckiem. Robiłam je do szkoły. A co?
Spojrzeliśmy uważnie na drzewo, na którym to zobaczyliśmy, że brat Angeliki nazywa się... Hubert Marey... Tak! Właśnie tak! Hubert Marey vel Kronikarz, urodzonemu w 1918 roku. Był on synem Dariusa Mareya (1887-1938) i jego pierwszej żony Marlen (1888-1980). Angelika zaś była córką Dariusa oraz jego drugiej żony Sophie z domu Verden. Angelika wyszła za Mariusza Flowersa, któremu potem urodziła córki Arabellę i Anne. Hubert natomiast poślubił Candelę nazwiska nieznanego (urodzoną w 1919 r.), z którą miał syna Charlesa i córkę Charlotte (oboje urodzeni w 1945 r). Widać było na drzewie Dafne, żonę Charlesa oraz Rodrigo (nieznanego nazwiska), męża Charlotte. Mieli razem syna Salvatora. Charles z żoną nie mieli dzieci - a przynajmniej drzewo ich nie wskazywało.
- Nie ma to tamto. To naprawdę ciekawe odkrycie - rzekł Ash bardzo zachwyconym głosem - Czyli, że jestem spokrewniony z Kronikarzem?
- Pytasz o tego słynnego artystę? - spytała Delia - Tak, to łączy nas pokrewieństwo, chociaż dalsze. Staje się, że jego dzieci wciąż żyją gdzieś w Sinnoh. Jak robiłam to drzewo, to wujek Charles jeszcze nie miał dzieci, ale obecnie je ma.
- Podejrzewam, że wiem, kim te dzieci są - rzekł Ash - Nazywają się Alexandra Marey i Violet Marey. Obie zresztą dobrze znamy.
- Alexa i Viola? - spytałam - Nie, to chyba niemożliwe. To kim one są dla ciebie? Ciotkami?
- Na to wychodzi - odpowiedział mi Ash i uśmiechnął się delikatnie - Tak czy siak musimy to sprawdzić. Z tego, co pamiętam podczas naszej podróży do przeszłości, to rodzina Marey wywodzi się z Sinnoh. Tam też żył mój pradziadek John Ketchum. Wniosek jest więcej jeden... Jeśli znajdę rodzinę Marey, znajdę również rodzinę Ketchum. Wszystko zaczęło się w regionie Sinnoh.
Ash popatrzył na mnie zadowolony i dodał:
- Mówiłem ci, że naprawdę warto zapytać mojej mamy o rodzinę.
- Tak, wiem. Mówiłeś i miałeś rację. Weź się już tak tym nie chwal, dobrze? - rzuciłam nieco ironicznie.
Delia patrzyła na nas poważnie zaintrygowana.
- Kochani... Ja nie chcę się wtrącać, ale powiedzcie mi... Po co wam to wszystko? Dlaczego nagle chcecie o tym wiedzieć?
Ash i ja spojrzeliśmy na siebie i razem skinęliśmy głowami na znak zgadzania się ze sobą. Pora była już, aby wyznać prawdę.
- Ponieważ podczas mojej rozmowy z Giovannim ten zasugerował mi, że jestem jego bratankiem.
Delia jęknęła przerażona, słysząc te słowa.
- Jego bratankiem?! Chcesz powiedzieć, że on i Josh...
- Są braćmi? Tak, właśnie tak mi powiedział ten łotr. Chcę sprawdzić, czy on mówi prawdę i dzięki tobie już wiem, gdzie szukać kolejnego tropu. Dzięki, mamo!
To mówiąc pocałował on czule mamę w policzek, a kobieta lekko się zarumieniła i odparła:
- Nie ma sprawy, kochanie. Ale wiesz, sama jestem zaskoczona. Już nie pamiętałam, że mój cioteczny dziadek był tym słynnym Kronikarzem oraz że rodzina Marey to jego potomkowie. Jestem tym zaskoczona.
Ash uśmiechnął się delikatnie do matki i rzekł:
- Cóż, mamo... Los nieraz bardzo mocno nas zaskakuje. No, ale skoro już odkryliśmy tyle, to chcę odkryć jeszcze więcej. Dlatego muszę płynąć do Sinnoh.
- Co?! Przecież dopiero co powróciłeś do Alabastii! - zawołała Delia - I co? Znowu musisz wyruszyć w podróż?!
- Muszę, mamo. Muszę coś ważnego dla mnie sprawdzić.
Kobieta westchnęła głęboko, po czym odparła:
- No dobrze, synku. Ale jeśli mogę cię prosić, to jedź dopiero jutro, dobrze? Dzisiaj nie pora na to, aby się włóczyć gdziekolwiek.
- Nie ma sprawy, mamo. Zresztą dzisiaj i tak nie miałbym już siły, aby gdzieś iść.
***
Posłuchaliśmy rady mojej przyszłej teściowej i zostaliśmy na noc w jej domu, a następnego dnia podczas śniadania oznajmiliśmy naszej drużynie, że bardzo nam przykro, jednak musimy ich tu zostawić, ponieważ wzywają nas ważne sprawy.
- Ech... No i znowu wyruszacie w jakąś podróż - jęknęła załamanym głosem Bonnie - Tylko w jaką? Możecie nam chyba powiedzieć, prawda?
Mój luby nabrał jednak wody w usta i nie zamierzał jej nic mówić w tej sprawie. Ani jej, ani też nikomu z członków naszej drużyny. Wychodził on bowiem z założenia, że najlepiej będzie, jeżeli nie powiemy im zbyt wiele, ponieważ zaczną nam potem zadawać zupełnie niepotrzebne pytania, a my będziemy musieli na nie odpowiadać, do czego się nie kwapiliśmy. Poza tym Ash nie wiedział, jak zareagują nasi przyjaciele na wieść o tym, że ich największy wróg jest również jego stryjem. Prócz tego było jeszcze coś... Wciąż nie mieliśmy pewności, czy słowa Giovanniego poparte dowodami w postaci dokumentów były prawdziwe, czy też mafioso sam je sfabrykował. Musieliśmy zyskać pewność zanim cokolwiek oznajmimy nasze odkrycia pozostałym członkom drużyny.
- Spokojnie, wrócimy tutaj szybciej niż wam się wydaje - rzekł wesoło Ash, choć po tonie jego głosu wnioskowałam, że sam nie jest tego do końca pewien.
- Pika-pika! - poparł go niepewnym piskiem Pikachu.
Nasi przyjaciele koniecznie chcieli wiedzieć, dlaczego poszukujemy rodziny Marey w Sinnoh, ale nie mogliśmy im tego powiedzieć, a w każdym razie ja tak uważałam i Ash także. Ostatecznie jak dyskrecja, to dyskrecja.
- Jak wrócimy do domu, to wszystko wam opowiemy, obiecuję - rzekł Ash przyjaznym tonem na pożegnanie.
Nasi przyjaciele z wyraźną dozą niepewności postanowili pokornie przyjąć naszą decyzję, choć osobiście byli zdania, że powinni z nami ruszyć. Jednak Ash wyjaśnił im, że nie może się na to zgodzić.
- Jesteście potrzebni tutaj, a poza tym mnie i Serenie przyda się nieco prywatności i samotności. A mnie to już szczególnie. Dlatego mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Oczywiście wybaczyli mu oni, jednak niektórzy z nich bynajmniej nie zamierzali zrezygnować z tej podróży. Przekonaliśmy się o tym jakieś pół godziny później, kiedy wsiadaliśmy w porcie na statek do Sinnoh.
- Hej, Ash! - usłyszeliśmy za sobą znajomy głos.
Odwróciliśmy się i zauważyliśmy wtedy, jak podbiegają do nas Dawn, Clemont i Buneary, która na widok Pikachu zapiszczała bardzo przyjaźnie. Pokemon podszedł do niej i pogłaskał czule łapką jej pyszczek.
- Hej, braciszku - rzuciła wesoło Dawn, jak gdyby nigdy nic - Chciałeś odpłynąć bez nas?
- Mówiłem wam przecież, że płynę tylko z Sereną i Pikachu - jęknął załamanym głosem Ash.
- Wiem, jednak ja to wpuściłam jednym uchem, a wypuściłam drugim - rzuciła złośliwie panna Seroni - Skoro więc płyniesz do Sinnoh, a ja jestem właśnie stamtąd, mogę ci pomóc szukać tego, czego szukasz.
- Cokolwiek by to nie było, jesteśmy z tobą - dodał Clemont.
Mój luby parsknął delikatnie śmiechem.
- Was chyba nie można spławić, prawda?
Oboje pomyśleli przez chwilę i rzucili gromkie NIE. Następnie nasz drogi wynalazca powoli wziął bagaże swoje oraz Dawn, po czym ruszył na pokład.
- Stąd już się nas nie pozbędziesz - powiedziała panna Seroni, lekko się przy tym śmiejąc.
- To się okaże - rzucił zadziornie Ash.
Następnie popatrzył na mnie, wzruszył ramiona oraz bezsilnie ruszył w kierunku pokładu.
- Twoja siostra jest równie uparta, co i ty - powiedziałam wesoło, gdy już wchodziliśmy na pokład.
- Co chcesz, kochanie? To krew z krwi Ketchum, a przecież wszyscy Ketchumowie są uparci - zachichotał Ash.
C.D.N.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przygoda 129 cz. II
Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...
-
Tutaj zaś znajdują się krótkie opisy przygód bohaterów serii „ Ash i Serena na tropie ”. Dzięki nim łatwiej przypomnicie sobie, o czym był k...
-
Świat Pokemonów - a oto kilka wiadomości niezbędnych po to, aby można było zrozumieć całą fabułę. Akcja naszej historii dzieje się w świe...
-
Początek, czyli jak to się zaczęło Pamiętam jak dziś dzień, w którym Ash zdołał spełnić swoje marzenie i został Mistrzem Pokemon. Było t...
50 years old Librarian Aarika Govan, hailing from Brandon enjoys watching movies like Funny Bones and Sports. Took a trip to Himeji-jo and drives a Eclipse. czytaj
OdpowiedzUsuń