czwartek, 11 stycznia 2018

Przygoda 092 cz. IV

Przygoda XCII

Brygada Trubbisha znowu w akcji cz. IV


Pamiętniki Sereny c.d:
Plan Asha został przeprowadzony dokładnie tak, jak on go zaplanował, czyli podzieliliśmy się obowiązkami zgodnie z ustaleniami naszego lidera. Cynthia poszła zatem do miasta, aby w nim poszukać swoich wpływowych znajomych, a także porozmawiać z nimi i dowiedzieć się, czy można coś w tej sprawie zrobić. Jednocześnie Daniella wraz z dziećmi zbierała podpisy w sprawie petycji do burmistrza i Rady Miasta, zaś reszta naszej kompanii podzieliła się poszukiwaniami Srebrnego Watchoga. Parami przeszukaliśmy każdy zakamarek jeziora, łąki i lasu. Niestety, niczego tam nie znaleźliśmy poza kilkoma śladami Watchogów.
- To niestety niczego nie dowodzi - powiedział do mnie Ash - W końcu te ślady mógł zostawić normalny Watchog.
- Przydałby się jakiś lepszy dowód - stwierdziłam ponuro - Naprawdę ta cała sprawa zaczyna naprawdę przypominać szukanie igły w stogu siana.
- Spokojnie, kochanie - zaśmiał się wesoło mój luby - Ostatecznie tacy detektywi, jak my umieją znaleźć nawet igłę w stogu siana.
Parsknęłam delikatnie śmiechem, kiedy to powiedział.
- Dziękuję za wiarę w nasze siły - zachichotałam.
Tymczasem Pikachu i Buneary, którzy chodzili z nami po lesie, długo niczego nie zauważyli, aż nagle zaczęli piszczeć dziwacznie tak, jakby coś wreszcie znaleźli.
- Co się stało, kochani? - spytałam zaintrygowana.
Powoli podeszliśmy do nich i zauważyliśmy, jak oboje wskazują na coś, co leżało przed nimi na ziemi.
- Co to takiego? - zapytałam.
Ash bez słowa wyjął lupę i kucnął przed miejscem, które oba stworki nam wskazywały. Obejrzał je dobrze, po czym wziął pincetę i obejrzał je w powietrzu.
- Pikachu... Buneary... Jesteście genialni! - zawołał radośnie - Sereno, daj mi proszę woreczek na dowody.
Szybko wyjęłam niewielki, plastikowy woreczek, do którego potem on umieścił swoje znalezisko przypominające mi kilka włosów.
- Co to jest? - spytałam.
- Wydaje mi się, że to sierść Watchoga - powiedział mój luby - Tak czy siak Cilan powinien wiedzieć. Jest on znawcą Pokemonów, więc powinien poznać, czyje to są kudły. W każdym razie Pikachu uważa, że widocznie to jest sierść Watchoga. Mam nadzieję, że ma rację.
Zadowolony detektyw pogłaskał po główce swojego Pokemona, który lekko zapiszczał z zachwytu. Widocznie lubił być doceniany przez swojego trenera, podobnie jak i ja to lubiłam.
Nagle usłyszeliśmy za sobą jakiś trzask, jakby ktoś nadepnął na suchą gałązkę. Obejrzeliśmy się z Ashem za siebie w kierunku miejsca, z którego dobiegł nas ów dźwięk, a wówczas to zauważyliśmy jakiegoś mężczyznę gładko ogolonego, z dwoma niewielkimi, czarnymi wąsikami, spiczastym nosem i czarno-brązowymi włosami, ubranego w żółty strój. Wpatrywał się on w nas, po czym widząc, iż go dostrzegliśmy odwrócił się i odszedł przed siebie.
- Kto to był? - zapytałam zaniepokojona.
- Nie wiem - odpowiedział mi mój chłopak - Choć odniosłem wrażenie, że ten koleś nas obserwował.
Spojrzałam na niego przerażona. Świadomość, że byliśmy przez kogoś obserwowani bynajmniej nie nastawiała mnie pozytywnie do całej sytuacji, dlatego też jęknęłam lekko i spytałam:
- Myślisz, że był ciekaw tego, co znaleźliśmy?
- Owszem... Bo raczej wątpię, żeby jego hobby było chodzenie po lesie i obserwowanie zakochanych par.
- Pika-pika! - zapiszczał groźnie Pikachu.
Buneary mocno wtuliła się w niego, a stworek mojego chłopaka objął ją czule do siebie i głaskał powoli ją między uszami.
- Spokojnie, kochanie - powiedział Ash, uśmiechając się delikatnie - Ta sprawa naprawdę zaczyna przybierać dość ciekawy obrót. Może to nawet i lepiej... Ostatecznie wiesz... Jeśli ktoś nas obserwuje i śledzi, to wyraźnie szuka tego samego, co my. A skoro szuka tego, co my, to oznacza jasno i dobitnie, że jesteśmy na dobrym tropie.
- Niekoniecznie. Równie dobrze ten ktoś może wierzyć w to samo, co my, a to wcale nie oznacza, że Srebrny Watchog istnieje.
Ash uśmiechnął się do mnie zadowolony.
- Brawo, Sereno! Widzę, że nasze przygody wyrobiły w tobie zmysł logicznego myślenia, o który kiedyś się nie podejrzewałaś, a szkoda... Bo może wcześniej byś rozwinęła w sobie talent.
- Wiem, głupia byłam, że nie chciałam w siebie wierzyć, ale widzisz... Moje kompleksy itd...
- Wiem o tym doskonale, bo sam również kilka miałem, jednak cieszę się, że się wyrobiłaś. Nie chwaląc się, moja to zasługa... A w każdym razie częściowo.
- Skromny jesteś - zachichotałam, po czym szybko spoważniałam - A więc jak? Co sądzisz o moich wnioskach?
- Myślę sobie, że jest w nich sporo prawdy - odpowiedział detektyw z Alabastii - Nie chcę jednak tracić nadziei, Sereno, więc sama rozumiesz... Muszę wierzyć, że skoro jakiś koleś nas obserwuje, to znaczy, że jesteśmy na dobrym tropie.
- Szczęśliwy ten, którego wiara nie opuszcza i to nawet w kryzysowych sytuacjach.
- To jakiś cytat?
- Nie... Tak sobie tylko gadam.
Teraz to Ash zachichotał.

***


Cilan obejrzał znalezione przez Pikachu oraz Buneary włosy najpierw przez szkło powiększające, a potem przez podręczny mikroskop, który nosił przy sobie od jakiegoś czasu.
- Tak, to zdecydowanie jest sierść Watchoga - powiedział zadowolony - Barwa nietypowa, jak na tego Pokemona, bo srebrna.
- Czyli szarawa, tak? - spytała Bonnie.
- Nie, nie szarawa - odpowiedział jej zielonowłosy - To nie jest odcień szarawy, ale prawdziwie srebrny. Nie da się tych dwóch odcieni w żaden sposób ze sobą pomylić.
- Dobra, niech ci będzie - machnęła ręką dziewczynka i naburmuszyła się lekko - Ech... Jakbym widziała mojego brata. Czepia się nieistotnych szczegółów.
- To nie są wcale nieistotne szczegóły - rzekł jej Cilan dumnym tonem - Zapewniam cię, Bonnie, że to wszystko, o czym tu rozmawiamy, ma wielkie znaczenie dla naszej sprawy.
Następnie obejrzał je jeszcze ponownie, lekko zważył w dłoni i rzekł:
- Wielkość się zgadza, waga nieco cięższa niż powinna... A prócz tego jeszcze ta barwa... Niesamowita. Ten Pokemon musi być naprawdę bardzo wyjątkowy.
- Skoro tak, to możemy ochronić ten teren - stwierdził wesoło Max - Z wielką przyjemnością zobaczę minę pana burmistrza, kiedy pokażemy mu tego Pokemona.
- Najpierw musimy go złapać - zauważyła Iris - A jak na razie, to na to się nie zanosi.
- Więcej optymizmu, złotko - rzucił złośliwie Ash.
- Więcej realizmu, złoto - odcięła mu się Mulatka.
- Tak czy siak nie zaszkodzi mieć więcej wiary w siebie w całej tej sprawie - powiedziałam, nie chcąc patrzeć na ich kolejną sprzeczkę - Bardzo chciałabym się dowiedzieć, gdzie jest ten przeklęty Pokemon. Zakładam, że boi się ludzi, skoro tak trudno go znaleźć.
- Racja - poparła mnie Bonnie - A może by tak sprawdzić DNA tych włosów, jakie znaleźliście?
- Dobry pomysł, ale to wymaga czasu - zauważył Cilan - A nie wiem, czy my go mamy.
- Nie mamy - odezwał się znajomy głos.
Do pokoju weszła Cynthia. Miała dość ponurą minę na twarzy.
- Moi wpływowi znajomi, których odwiedziłam, nieco mnie zawiedli. Byli bardzo zachwyceni naszymi pomysłami, jednak powiedzieli, że nic nie mogą zrobić. Sprawa leży w gestii burmistrza i Rady Miasta. Mogą jedynie podpisać się pod petycją i to zrobili.
To mówiąc pokazała ona egzemplarz petycji, który zabrała ze sobą. Znajdowało się pod nim kilka podpisów.
- Chociaż tyle - powiedział Ash, oglądając papier - Ale tak czy siak... Dowiedziałaś się czegoś?
- Owszem, dowiedziałam się - odparła Mistrzyni Pokemonów, siadając na krześle - Dowiedziałam się, że podpisanie sprzedaży tych ziem odbędzie się pojutrze w południe. Mamy więc dobę i kilka godzin, aby znaleźć tego Pokemona. To niestety niewiele... Chyba, że moi znajomi spróbują jakoś przekonać Radę Miasta do zmiany zdania, jednak osobiście wątpię, aby to zrobili. A nawet jeśli, to raczej nic z tego nie wyjdzie. W końcu tutaj w grę wchodzi złoty cielec. A chyba sami przyznacie, że to bóstwo jest naprawdę najpotężniejszym bóstwem na całym świecie. Nieważne, w jakim kraju się znajdziemy ani w jakiej części świata... To bóstwo praktycznie wszędzie ma swoich zwolenników.
Jej słowa zdecydowanie nie podnosiły nas na duchu, jednak z drugiej strony też wcale nie miały takiego celu. One po prostu miały nas jedynie uświadomić w tym, jak się sprawy mają.
- A więc doskonale! - zawołała Iris - Musimy znaleźć tego Pokemona, a jeśli nie znajdziemy go na czas, to w takim razie będziemy musieli jakoś przeszkodzić podpisaniu umowy sprzedaży!
- I niby w jaki sposób chcesz to zrobić? - zapytał złośliwie Max - Może będziesz urządzać strajk przed ratuszem?
- To niezła myśl - uśmiechnęła się Cynthia - W każdym razie lepsze to niż bezczynność.
- A chociażbym miała strajkować pod ratuszem w dzień i w nocy, to i tak będę! - zawołała bojowo Mulatka - Bo ja nie zamierzam pozwolić, aby tak piękne tereny miały zostać zdewastowane!
- Nie rozumiem, czemu tak bardzo ci na tym zależy - powiedziała nieco zdumiona Cynthia - Ostatecznie nie jesteś przecież z tych terenów.
- Może i nie, ale wychowałam się w podobnym miejscu i takie tereny są mi naprawdę bardzo bliskie emocjonalnie. I nie pozwolę, aby coś takiego jak zniszczenie tego miejsca miało nastąpić.
- Ale ładnie się wyrażasz. Zupełnie nie jak ty - zażartował sobie Max.
Iris spojrzała na niego groźnie.
- Lepiej zamiast się wymądrzać wymyśl sposób, w jaki my znajdziemy tego Pokemona na czas.
- Ja chyba mam pewien pomysł - powiedział Ash, masując sobie lekko podbródek.
Spojrzeliśmy na niego pytająco, czekając na to, co on powie. I w końcu usłyszeliśmy odpowiedź.

***


Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Dawn c.d:
Ponieważ profesor Rowan wciąż nie zdecydował się w takiej błahej sprawie zawracać głowy policji, a zamiast tego polegał jedynie na naszych detektywistycznych umiejętnościach, dlatego postanowiliśmy kontynuować nasze śledztwo tak, jak tylko to było możliwe. Mieliśmy nawet pomysł, co powinniśmy zrobić. Postanowiliśmy ponownie podzielić się obowiązkami.
- Ja to widzę tak - powiedział tata - Jeśli nasz kochany antykwariusz jest naprawdę winien, to na pewno sprzedał on po cichu ten komiks temu całemu Patricksonowi. Jeśli tak, to koleś na pewno go ma.
- Z pewnością i chyba wiem, do czego zmierzasz - rzekłam z lekkim uśmiechem na twarzy - Ale niby w jaki sposób mamy go spytać, czy kupił kradziony komiks?
- Spokojnie, wypytamy go w taki sposób, żeby zechciał nam pomóc i to bez krępacji - stwierdził ojciec radosnym tonem.
Gdy tak słuchałam jego słów i sposobu, w jaki je wypowiadał, to zaraz przypomniałam sobie Asha. Obaj są bardziej do siebie podobni niż myśleli. Mimowolnie uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy już to sobie uświadomiłam. Poczułam się od razu lepiej, a także nabrałam nieco więcej odwagi, a także wiary w powodzenie naszej misji.
- Uważam, proszę pana, że warto by było go wypytać tak dyskretnie - rzekła Lyra - Może by tak udać przed nim miłośników starych komiksów? Chociaż... W sumie to Clemont nie musi udawać, bo on jest takim właśnie miłośnikiem komiksów.
- Nie zaprzeczam, że nim jestem - zaśmiał się Clemont - Może to coś pomoże? Kto wie? Być może moja wiedza w tej dziedzinie choć raz się nam przyda.
- Wiedza zawsze się nam przydaje, przyjacielu - powiedział Khoury - To jest naprawdę potężna broń.
- Ech, a ten znowu swoje - rzuciła dowcipnie Lyra, lekko wywracając przy tym oczami - Chociaż z drugiej strony masz rację. Wiedza to naprawdę potężna broń, więc warto ją wykorzystać.
- Właśnie! - zawołał jej chłopak, bojowo zaciskając swoją dłoń w pięść - Trzeba kuć żelazo, póki gorące! A wiedza nam pomoże!
- Bo wszak nauka jest niesamowita, jak słusznie powiada Ash - dodał wesoło Clemont.
Obaj chłopcy popatrzyli na siebie wesołym wzrokiem i widać było, że znaleźli już wspólny język, chociaż w sumie już wcześniej to zauważyłam, ale wcześniej nie było to aż tak widoczne jak teraz.
- No dobrze, kochani! Dość tego gadania, czas się brać do działania! - zawołał wesoło mój tata - Musimy dowiedzieć się, gdzie mieszka ten cały Patrickson, a potem odwiedzić go i dyskretnie wypytać.
- Znaleźć jego adres nie będzie trudno - stwierdził Khoury - Wystarczy baza adresowa i źródło o miłośnikach komiksów. Założę się z wami o co tylko chcecie, że raczej nie ma tam wielu Patricksonów.
- I zapewne ten zakład wygrasz, kochany - zachichotała Lyra - Tak czy siak musimy go dyskretnie wypytać. A może tak zamiast miłośników policji udawać policjantów? Albo wiem! Detektywów! Chociaż w sumie to my już nimi jesteśmy... Ale to by było super! Tylko pomyślcie! Detektywi udający detektywów! Tego jeszcze nie grali!
- Faktycznie, nie grali - zachichotałam wesoło.
Cała Lyra. Jak już ją ogarnie pasja, to ma kilka pomysłów na minutę i w ogóle energia ją rozpiera na całego.
- Spokojnie, tylko bez przesady - powiedział mój tata, śmiejąc się z tego wszystkiego - Zrobicie właśnie tak, jak mówiłaś za pierwszym razem i bez żadnego kozaczenia.
- My? A czy pan nam nie pomoże? - spytał Khoury, który wyraźnie wychwycił w słowach mojego ojca ukryty przekaz.
Wszyscy spojrzeliśmy na niego pytająco, a on rzekł:
- Spokojnie, moi kochani. Ja zostaję tutaj, ale bynajmniej nie będę siedział bezczynnie. Uruchomię wszystkie swoje kontakty i dowiem się, czy ten nasz pan Fredrikson i jego synalek nie mają aby jakiegoś powodu, aby się dorobić kosztem profesora Rowana. Bo wiecie... Jeśli ktoś kradnie, to ma jakiś powód ku temu. Jeśli tym powodem są pieniądze, to i ten powód ma swoje przyczyny. Pomyślmy zatem... Dlaczego zamożny antykwariusz, któremu się całkiem dobrze powodzi, miałby nagle kraść w celu obłowienia się? Skoro nie jest w kiepskiej sytuacji finansowej, to czemu niby miałby ryzykować więzienie dla nawet wielkiej sumy pieniędzy?
- Może po prostu jest zachłanny? - zasugerowała Lyra.
- Albo też wcale nie powodzi mu się tak dobrze, jak to wygląda - dodał Khoury.
- No właśnie - pokiwał głową tata - Widzę, że już zaczynacie rozumieć. Musimy się dowiedzieć, czy pan Fredrikson ma problemy finansowe. Albo też, czy jego synalek nie posiada jakiś długów. Mam kilka kontaktów w tym mieście, niektóre z nich nie są zbyt szlachetne, ale tym razem mogą nam pomóc.
- Jak to ty mówisz, tato... Czasami cel uświęca środki - rzekłam.
Nie byłam do końca pewna, czy te jego niezbyt szlachetne kontakty są aby związane ze światem przestępczym, co na swój sposób mnie przerażało, jednak mimo wszystko teraz niewiele mnie to obchodziło, bo ostatecznie potrzebowaliśmy pewnych informacji, a jeśli można je było zdobyć poprzez zadawanie się z niezbyt sympatycznymi typami, to trudno... Ostatecznie policja postępuje podobnie i nic dziwnego. W końcu nie bez powodu słynny detektyw Francois Vidocq wprowadził do policji wielką nowość w postaci korzystania z pomocy płatnych informatorów, których zwykle werbowano z dawnych przestępców, aby teraz z tego nie korzystać.
- Właśnie, moi kochani - zaśmiał się wesoło mój tata, nawiązując do moich wcześniejszych słów - Sam bym tego lepiej tego nie wyraził. Czasami nie ma innego wyjścia, jak naprawdę stosować się do tej zasady, choć może brzmi ona nieco podle, ale zawsze można przekuć ją w jakąś szlachetną działalność. Tylko trzeba wiedzieć, jak to zrobić, a ja już wiem, jak.
- Jak? - spytałam.
- Spokojnie, moje kochanie. Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie - stwierdził na to tata - Jak na razie poszukajmy adresu Patricksona, a potem bierzemy się do dzieła. Im szybciej, tym lepiej.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
Ash następnego dnia po śniadaniu przeszedł do działania i zaczął nam tłumaczyć swój plan działania.
- Słuchajcie uważnie, Brygado Trubbisha! - zawołał radośnie, chodząc po pokoju niczym generał rozmawiający ze swoimi żołnierzami - Mamy tylko jedną dobę na zdobycie dowodów, że Srebrny Watchog znajduje się w tej okolicy. Musimy więc zdążyć na czas, a żeby zdążyć na czas, to musimy przeprowadzić poszukiwania na bardziej zakrojoną skalę niż wcześniej. Tym razem wszyscy musimy się w tę sprawę zaangażować i to bez wyjątku. Naprawdę od tego zależy powodzenie naszej misji.
- Możesz na nas liczyć, Ash! - zawołał bardzo radośnie Avery, stając na baczność przed moim chłopakiem - Damy sobie doskonale radę! Tylko nam powiedz, co mamy robić i jak.
- Każ nam skoczyć w ogień, a skoczymy! Gdzie ty, tam i ja, wodzu! - zawołała dziewczynka zwana Wartkim Potokiem, a tak naprawdę nosząca imię Phoebe.
Potem spojrzała ona na mnie dość ponuro, jakby w ten sposób chciała mi dać do zrozumienia, że mnie nie cierpi. W sumie od samego początku, kiedy tylko ją poznałam, okazywała mi jawną niechęć. Prócz tego wyraźnie łasiła się do Asha. Dowodem tego mógł być fakt, że poprzedniego dnia, gdy razem pływaliśmy w jeziorze, to udawała, iż nie umie pływać, aby mój luby mógł ją uczyć tej sztuki.
- Mała kłamczucha - powiedział do mnie Avery - Ona przecież bardzo dobrze umie pływać.
- Poważnie? - zdziwiłam się nieco, słysząc jego słowa.
- Tak. Nie wiem, czemu ona udaje, że nie umie - rzekł chłopiec.
Ja niestety doskonale to wiedziałam i gdy widziałam, jak mała Phoebe tuli się do Asha i chwali go zawzięcie za jego naukę, to nie miałam żadnych wątpliwości, że mam rację, a ta mała zakochała się w moim chłopaku i była o niego zazdrosna. W sumie cała ta sytuacja byłaby nawet zabawna, gdyby nie to, że ta mała była wobec mnie wredna. Raz mi pokazała język, a innym razem podłożyła mi nogę, zaś podczas śniadania tego dnia po cichu wsypała mi sól do herbaty. Mała jędza... Widać wyraźnie, że już rodzi się z niej prawdziwa kobieta, choć w sumie zawsze nią była. Bo w końcu czy dziecko by coś takiego wymyśliło? Oj, nie! Tylko kobieta umie wbijać tak szpilki w plecy swojej rywalce i czerpać z tego prawdziwą przyjemność.
Wiedziałam oczywiście, że nie stanowi ona dla mnie wcale żadnego zagrożenia, jednak mimo wszystko jej złośliwości bynajmniej nie były dla mnie miłe, dlatego też jakoś musiałam porozmawiać z moim chłopakiem w tej sprawie, jednak w miarę możliwości dyskretnie.
Podczas, gdy ja myślałam o tym wszystkim, to Ash chodził dalej po pokoju i mówił:
- Słuchajcie mnie uważnie, moi kochani, bo to jest naprawdę bardzo ważne... Musimy bardzo dokładnie przeszukać ten teren. Dokładnie oraz szczegółowo. Tym razem musimy zajrzeć nawet pod każdy krzaczek i pod każdy kamień. Rozumiecie? Wszystko musimy sprawdzić. Od tego będzie zależeć przyszłość tego miejsca.
- Musimy tylko podzielić między sobą tereny - rzekł Max, który aż się palił do działania.
- No właśnie. Każde z nas musi przeszukać inny teren - powiedziała Bonnie.
- Ne-ne-ne! - zapiszczał Dedenne, wskakując jej na głowę.
- I musimy też użyć naszych Pokemonów. Ich pomoc może się okazać niezbędna - powiedziała Iris.
- Zgadzam się z tym - poparł ją Cilan - Nasze Pokemony na pewno nam w tym pomogą. Ich węch z pewnością okaże się być tutaj o wiele bardziej użyteczny niż nasze umiejętności.
- No, na pewno bardziej niż twoje - rzuciła złośliwie Iris.
Uśmiechnęłam się delikatnie, po czym spojrzałam na Asha oczekując dalszego ciągu jego wypowiedzi. Na całe szczęście doczekaliśmy się go.
- A więc cała sprawa jest prosta - powiedział po chwili mój chłopak - Musimy tylko jakoś umówić się, co mamy zrobić, kiedy ktoś z nas znajdzie cel naszej podróży.
- Będziemy musieli stoczyć z nim walkę i złapać go - stwierdziło jedno z dzieci.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł - rzekł Ash - Lepiej będzie go przekonać do siebie i zaproponować mu, aby poszedł z nami.
- Przecież on nie pójdzie z nami - powiedziała Phoebe.
- Może jednak pójdzie - odpowiedział na to mój ukochany - Wszystko zależy tylko od odpowiedniego podejścia do sprawy. Ale musimy ustalić, co robimy, gdy jedno z nas znajdzie tego Pokemona.
- Ja mam pewien pomysł - powiedziała Cythia z uśmiechem na twarzy - Tak sobie myślę, że najlepiej będzie, jeżeli każda z grup będzie miało przy sobie Pokemona, który przemówi do Watchoga. I miejcie też jakąś karmę dla Pokemonów. Może one coś pomogą.
- I niech mają małą domieszkę środków nasennych - dodała Daniella - Dzięki temu Pokemon zaśnie, a my zaniesiemy go do domu i dzięki temu potem będziemy mogli go zanieść do ratusza i pokazać burmistrzowi, że na tym terenie jest Pokemon, którego należy chronić. Przydałby się nam tu ten ekolog, Dennis.
- Tak, bardzo by nam teraz pomógł - rzekła Cynthia - Wielka szkoda, że go gdzieś wcięło i nie wiemy, gdzie on jest.
- Nie wiemy? - spytałam zdumiona.
- Ale jak to? - dodała Bonnie.
- Po prostu... Nie wiemy i już - odparła na to Mistrzyni Pokemonów - Wczoraj go szukałam, bo byłam ciekawa, czy on może nam powiedzieć coś ciekawego w sprawie, która nas interesuje, ale cóż... Niestety, nigdzie go nie ma. Przepadł jak kamień w wodę.
Wszyscy spojrzeliśmy na siebie zastanawiając się nad tym, co właśnie usłyszeliśmy.
- To naprawdę ciekawe - powiedziałam - Ash, co o tym myślisz?
- Może tego Dennisa porwano? - zasugerował Avery.
- Bardzo możliwe, ale nie mamy na to dowodów, dlatego nie możemy tego zakładać - odrzekł detektyw z Alabastii - Poza tym teraz mamy chyba ważniejsze sprawy niż zajmowanie się jednym zwariowanym facetem.
- W sumie racja - poparłam jego decyzję - Pewnie się sam znajdzie i może jeszcze okaże się, że zabalował sobie w nocy.
- Zapewne... I teraz leży sobie skacowany na całego - zachichotał Max, poprawiając sobie okulary na nosie - Serena ma rację. Nie ma co się nim przejmować. Mamy dość własnych problemów. Choćby taki, skąd my niby weźmiemy środek nasenny.
- Wiecie, Ash ma Bulbasaura, który posiada moc proszku usypiającego - zasugerowałam.
- Przypominam wam, że jego proszek nie usypia na długo - zauważył Cilan - Tu trzeba jakiegoś mocniejszego środka.
- Ja mam jeden - powiedziała Daniella, po czym wyjęła ona z kieszeni dżinsów niewielkie pudełko - Sama to biorę, bo niekiedy mam problemy z zaśnięciem. Wystarczy tylko odpowiednio je przerobić i dać do karmy dla Pokemonów, a będziemy mieli sposób na Watchoga.
- Świetny pomysł, tylko jak odmierzyć dawkę i w ogóle? - spytałam.
- Spokojnie, jako znawca Pokemonów umiem to i owo - rzekł Cilan.
- Ja również mam pewną wiedzę w tej dziedzinie - dodał Max - Choć chemia nie pociąga mnie tak, jak komputery, ale mam co nieco wiedzy w tej sprawie. Poza tym Brock mnie sporo nauczył, a on jest specjalistą w tej dziedzinie.
- A więc mamy już rozwiązanie naszego problemu - uśmiechnęła się wesoło przedszkolanka - Wobec tego musimy przejść do działania. Chłopcy, liczymy na was.
- Na nas licz jak na muszkieterów! - zawołał wesoło Max - Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, a wszyscy razem możemy dokonać cudów!
- Tak! Doskonale! - zawołała radośnie Bonnie - A ile wam to zajmie?
- Godzinkę, może dwie - odpowiedział jej młody Hameron - Cilan, do dzieła! Sherlock Ash na nas liczy!
- Nie tylko on, kochani. My wszyscy na was liczymy - zgodziła się z nim Daniella - Tylko nie przesadźcie. Nie chcemy zrobić temu Pokemonowi krzywdy.
- My nigdy nie przesadzamy, moja śliczna - zaśmiał się Max.
- Powiedzmy, że nigdy - zachichotał Cilan.
- Moja śliczna... Phi! - prychnęła ze złością Bonnie.
Widać nie tylko Phoebe miała dzisiaj powody do zazdrości.

***


Cilan i Max zamknęli się razem z Daniellą w jednym pokoju, po czym na spokojnie cała trójka na spokojnie rozbiła na proszek większość jej tabletek nasennych, po czym odmierzyła ich odpowiednie dawki, którymi potem nafaszerowali karmę dla Pokemonów. Potem tą karmę rozdzieliliśmy między siebie.
- Dawki zostały tak rozdzielone, żeby nie wykończyły one biednego Watchoga - powiedział Cilan - Tylko pamiętajcie o tym, iż nie możecie go tym przekarmić. Pamiętajcie, to bardzo ważne.
- Spokojnie, przecież nie od dzisiaj się tym zajmujemy - rzekł doń Ash uspokajającym tonem - Nie musisz się niczego obawiać. Będzie dobrze.
Następnie mój luby zebrał całą Brygadę Trubbisha oraz pozostałych członków naszej kompanii, po czym oznajmił nam, iż musimy się podzielić w pary i jako pary przeszukiwać wszystkie tereny.
- Szukajcie dokładnie jeden obszar, a kiedy skończycie, weźcie się za następny i następny itd, itd. Nawet jeśli inna grupa już go przeszukała, to wy także go przeszukajcie. Musimy mieć pewność, że niczego nie pominęliśmy. Rozumiemy się, Brygado Trubbisha?!
- Tak jest, Ash! - zawołały radośnie dzieciaki, salutując mu przy tym po wojskowemu.
- Tru-bish! - zapiszczał Trubbish, również salutując Ashowi.
Mój luby uśmiechnął się zadowolony, widząc to wszystko i rzekł:
- Doskonale... Sereno, pójdziesz ze mną?
- Oczywiście! - zawołałam radośnie.
Pikachu i Buneary z miejsca zapiszczały na znak, że one także chcą z nami iść, czego wcale im nie mieliśmy zamiaru odmówić.
- No, ale jak to, Ash? - spytała załamanym głosikiem Phoebe - Czy ty zawsze wszędzie musisz z nią chodzić?
- Wiesz, kochanie... Serena jest moją dziewczyną, więc to normalne, że się oboje trzymamy razem - powiedział do niej przyjaznym tonem Ash - Ale ty przecież możesz iść z Averym.
- No właśnie! - zawołał wesoło chłopak, stając zaraz przy dziewczynce - Możesz iść ze mną! To jak? Pójdziesz?
Phoebe popatrzyła gniewnie na mnie i na Asha, po czym rzuciła nam dość dumnym tonem:
- Dobrze... Pójdziemy więc razem.
Następnie ona wyszła z domu w towarzystwie Avery’ego i Trubbisha wiernie za nimi człapiącego.
- Co jej się stało? - spytał Ash zdumionym głosem - Zrobiłem jej coś złego?
Zachichotałam delikatnie.
- Och, kochanie... Musisz jeszcze lepiej poznać charakter kobiet, nawet takich małych.
- Przecież to dziewczynka.
- Chłopcy stają się mężczyznami z czasem, a wcześniej bywają zwykle dziećmi. Dziewczynki nigdy nie są dziećmi. One rodzą się kobietami.
Ash parsknął śmiechem, słysząc moje słowa.
- Poważnie? A to czyja mądra sentencja?
- Twojej mamy. I chyba nawet słyszałam ją w jednym filmie.
- Chyba coś sobie przypominam... Ale dobrze, dość już tego gadania... Nasze zadanie na nas czeka.

***


Postąpiliśmy zgodnie z planem Asha i razem wzięliśmy się za szukanie Srebrnego Watchoga. Ponieważ mieliśmy już pewien trop, czyli znalezione na ziemi ślady i kępki futerka, postanowiliśmy razem z Ashem poszukiwać w tym samym miejscu, co ostatnio. Przetrząsaliśmy cały ten teren z wielką dokładnością, ale wciąż nie mogliśmy niczego znaleźć.
- Ech... Jego prawdopodobnie wcale tu nie ma - powiedział załamanym głosem Ash - Ale... Jeśli tu go nie ma, to gdzie on jest? Przecież to tutaj on zgubił fragment sierści! Musi gdzieś tu być! Tylko pytanie, gdzie?
Nie odzywałam się nie wiedząc, co mam mu powiedzieć ani jak go pocieszyć, jednak nagle Buneary zaczęła głośno piszczeć i wskazywać na coś łapką. Szybko spojrzeliśmy w górę, a wówczas zauważyliśmy, że kilka metrów tuż nad nami siedzi na gałęzi... cel naszych poszukiwań! Srebrny Watchog!
- A niech mnie! - jęknęłam z zachwytu - To on! To nasz cel! To Srebrny Watchog! Brawo, kochani. Znaleźliście go!
Pikachu i Buneary zrobili dumne minki, zaś Ash uśmiechnął się do nich delikatnie, mówiąc:
- Nie zachowujcie się tak głośno, bo go spłoszycie... Pikachu... Spróbuj z nim porozmawiać jak Pokemon z Pokemonem. Nie może nam uciec.
Jego starter zapiszczał delikatnie, po czym pokiwał lekko łebkiem i wskoczył na drzewo, a następnie usiadł na gałęzi przed Watchogiem. Pisnął przyjaźnie na powitanie, zaś dziki stworek odpowiedział mu, chociaż nieco niepewnym piskiem, jednak już po chwili obaj zaczęli ze sobą rozmawiać jak starzy znajomi. Pikachu pokazywał na nas, a także na siebie, pokazywał coś na migi i jednocześnie starał się w miarę możliwości wyjaśnić mu, dlaczego powinien z nami iść. Watchog jednak nie specjalnie mu dowierzał, czemu wcale się nie dziwiliśmy. Ostatecznie przecież był on niezwykle rzadkim Pokemonem, a na takiego to zawsze znajdzie się jakiś amator, który zechce go schwytać i sprzedać nie wiadomo komu. Pewnie już nieraz się z kimś takim spotkał, dlatego teraz był ostrożny. Niestety, w tym wypadku ostrożność jego była nam poważną przeszkodą.
- Jak myślisz? Jak mu idzie? - spytałam.
- Obawiam się, że raczej kiepsko - rzekł Ash - Tak czy siak musimy zabrać go ze sobą i pokazać go w ratuszu. Rada Miasta i burmistrz muszą wiedzieć, że na tym terenie jest rzadki Pokemon. Tylko wtedy nie dojdzie do transakcji.
Wiedziałam, że ma on rację, jednak nie miałam pojęcia, co możemy zrobić w tej sprawie. Ostatecznie przecież zabranie go stąd byłoby na swój sposób porwaniem, ale czasami cel uświęca środki, a w każdym razie tak mówił Josh Ketchum, którego mądrość nieraz bardzo nam pomogła.
- Dobra, dość tego gadania - powiedziałam po chwili - Musimy go stąd zabrać i zabrać do ratusza... Im szybciej, tym lepiej. Tylko w jaki sposób uśpimy go tą karmą?
- Coś wymyślimy - odparł Ash.
Następnie zadowolony wyjął on z kieszeni nieco karmy z domieszką środków nasennych, po czym podał je Buneary. Pikachu próbował właśnie zatrzymać Watchoga, który chciał odejść w swoją stronę i ani chwili dłużej nie zamierzał on pozostawać w tym miejscu, gdzie znajdowali się ludzie, którzy przerażali go bardziej niż cokolwiek innego.
- Pikachu, zrzuć go na dół! - zawołał mój luby.
Elektryczny gryzoń szybko i znienacka zaatakował wiewiórkę ogonem, po czym zrzucił ją na dół, tuż pod nasze nogi. Watchog zapiszczał gniewnie próbując się podnieść, ale wówczas to Pikachu skoczył z drzewa na niego i przyszpilił go do ziemi, zaś Buneary wsadziła naszemu celowi do buzi kilka kulek karmy, zmuszając go do połknięcia ich. Watchog zapiszczał smutnym głosikiem, a następnie zaczął się on lekko chwiać, aż w końcu zmęczony zamknął oczy i zasnął.
- Udało się nam! - zawołałam radośnie - Mamy go!
- Doskonale! No, a teraz oddajcie mi waszą zdobycz! - usłyszeliśmy za sobą czyiś ponury głos.
Obejrzeliśmy się za siebie i zauważyliśmy, że przed nami stoi ten sam mężczyzna, którego niedawno tu widzieliśmy. Trzymał on w dłoni pistolet, z którego mierzył do nas groźnie.
- Spokojnie, tylko bez żadnych sztuczek - rzekł do nas mężczyzna - Już parę razy zdarzyło mi się kogoś zabić i teraz również nie zawaham się tego zrobić.
Ash zasłonił mnie własnym ciałem, po czym złapał za swą szpadę, lecz mężczyzna strzelił mu pod nogi.
- Nie próbuj, chłopcze - rzekł groźnie mężczyzna - Zaś temu swojemu gryzoniowi powiedz, żeby też darował sobie sztuczki, bo zanim on mnie trafi piorunem, ja trafię ciebie kulką. Szkoda by było was zabijać. Macie w sobie spory potencjał... Obserwuję was od wczoraj i muszę powiedzieć, że naprawdę zaimponowaliście mi swoimi działaniami. No, a ponieważ umiem docenić takie umiejętności, jakimi zabłysnęliście, więc lepiej dajcie sobie spokój. A teraz zróbcie kilka kroków w tył.
Nie mieliśmy pomysłu, co powinniśmy zrobić, a ten facet jakoś wcale nie wyglądał na kogoś, kto rzuca słowa na wiatr. Ponieważ więc żadne z nas nie chciało oberwać kulki, to wykonaliśmy jego polecenie i cofnęliśmy się powoli do tyłu. Pikachu i Buneary także to zrobili, zaś mężczyzna powoli podszedł do Watchoga i uśmiechnął się zadowolony.
- Pięknie... Po prostu cudownie - rzekł podlec okrutnym tonem - Nie ma co, doskonale sobie poradziliście z uśpieniem go. Oszczędziliście mi kłopotów.
- Poszedłeś na łatwiznę... - rzuciłam zadziornie.
- Owszem, a kto mi niby zabroni? - zachichotał mężczyzna, po czym powoli zapakował Pokemona do torby, którą miał przewieszoną na ramieniu - No, a co was, to lepiej będzie, jeżeli się już pożegnamy i nigdy więcej nie zobaczymy.
- Nie licz na to, draniu - powiedział Ash - Jeszcze się spotkamy... Na sali sądowej, kiedy będę zeznawał przeciwko tobie!
- Wątpię, aby ktoś ci uwierzył - zaśmiał się podły mężczyzna - Nie masz żadnych dowodów, że chciałem ci coś zrobić. A poza tym jeszcze ci niczego nie zrobiłem. Jeszcze niczego...
Następnie wymierzył on w Asha, mówiąc:
- Wiem jednak, jaki jest wasz cel i zdecydowanie nie jest mi on na rękę. Dlatego też znajdę wam zajęcie na kilka ładnych dni. Spokojnie, chłopcze. Nie zabiję cię, tylko zranię i to w taki sposób, aby twoi przyjaciele musieli się tobą zajmować przez co najmniej tydzień. Dzięki temu nie będziecie mi przeszkadzać, kiedy ja będę robił swoje.
Przeraziliśmy się nie na żarty jego słowami. To było po prostu straszne. A więc on zamierzał zranić Asha na tyle mocno, aby tylko nam przeszkodzić w działaniach. Jego słowa były po prostu przerażające, ale też jednocześnie zmusiły mnie do myślenia. On wyraźnie musiał z jakiegoś powodu nie chcieć tego, abyśmy ochronili ten teren. Najwidoczniej wynajął go Renauld, dzięki czemu zabezpieczał on sobie swoje przyszłe interesy. I najwyraźniej udało mu się to doskonale, zaś my daliśmy się podejść jak para dzieciaków bez żadnego doświadczenia. Nie chciałam nawet myśleć o tym, jakie będą konsekwencje naszej lekkomyślności.


- Dobra, pora się pożegnać - powiedział podły mężczyzna, po czym wymierzył jeszcze mocniej w Asha i zamierzał strzelić.
Zanim jednak do tego doszło, to w drania uderzył jakiś pocisk, który okrył go dymem o dość brudnawej barwie. Bandzior zaczął kaszleć i się krztusić.
- Boże, co to za smród?! Co się dzieje?! - mężczyzna padł na ziemię, bardzo głośno kaszląc.
Byliśmy tym wszystkim zdumieni, a nasze zdumienie jeszcze bardziej wzrosło, kiedy nagle zza drzew wyskoczyli Avery z Phoebe i Trubbishem.
- Szybko! Wiejemy! Ten smród się zaraz rozejdzie! - zawołał chłopiec.
- To wy? Wy to zrobiliście? - spytałam zdumiona.
- Nie ma czasu, żeby o tym rozmawiać! - krzyknął przerażony Avery - Wiejemy stąd!
- On ma rację! Wiejmy! - pisnęła przerażona Phoebe.
Trubbish zapiszczał na znak, że podziela ich zdanie. Niewiele myśląc ruszyliśmy biegiem przed siebie. Nagle jednak Ash zawrócił i podbiegł do leżącej na ziemi torby bandyty.
- Nie możemy go tu zostawić! - zawołał.
Nim jednak zdążył ją podnieść, to padł strzał i coś prysnęło przed jego ręką. To bandyta powoli zaczął odzyskiwać świadomość tego, co się dzieje i strzelił w ziemię tuż przed nim.
- Nie... waż... się! - wysyczał bandzior.
Podbiegłam z Phoebe do Asha i szybko zabraliśmy go ze sobą.
- Zostaw to! Wiej! - krzyknęłam.
Mój luby nie chciał uciekać, ale widok bandziora mierzącego do nas z broni i wciąż kaszlącego zmienił zdanie, a następnie uciekliśmy. Avery biegł ostatni, ściskając mocno w ramionach Trubbisha.
Nie wiem, jak długo biegliśmy, jednak w końcu znaleźliśmy się poza lasem. Otarłam powoli pot z czoła, mówiąc:
- Było gorąco... Dziękuję wam... Gdyby nie wy...
- Drobiazg... Byliśmy w pobliżu i nie mogliśmy odejść obojętnie - rzekł Avery, dysząc przy tym jak miech kowalski - Wy na pewno zrobilibyście to samo dla nas.
- No pewnie - uśmiechnął się do niego Ash - Ale tak czy siak dałem plamę... Dałem się podejść jak jakiś dzieciak.
- Nie mogłeś wiedzieć, że ten koleś będzie za nami chodził i próbował nas wykończyć - rzekłam pocieszającym tonem, chociaż też jednocześnie miałam podobne odczucia, co on, choć wobec własnej osoby.
- Mimo wszystko daliśmy plamę - stwierdził załamanym tonem mój luby - A w każdym razie ja dałem. Straciliśmy Srebrnego Watchoga i tym samym jedyny dowód na to, że ten ekolog Dennis ma rację i ten teren należy objąć ochroną.
- Ale żyjecie, a to już coś - powiedział Avery.
- Właśnie! To zawsze coś - dodała Phoebe, patrząc na Asha maślanym wzrokiem.
Pikachu, Buneary oraz Trubbish zapiszczeli na znak, że całkowicie się z nimi zgadzają.
- Dobrze, chodźmy już - zaproponował po chwili Ash - Nie mamy co tu siedzieć.

***


Załamani powróciliśmy do pensjonatu, gdzie po jakimś czasie zebrali się wszyscy nasi kompani.
- I jak wam poszły poszukiwania? - spytała Daniela, która wróciła jako pierwsza do domu, a zaraz po niej kolejno wracali następni.
- Jak? - jęknął załamanym głosem Ash - Równie dobrze mogłabyś się zapytać kapitana „Titanica“, jak mu poszedł dziewiczy rejs tego pięknego statku.
- A jak mu poszedł? - spytała Bonnie.
Max jęknął załamany, słysząc to pytanie.
- Zakończył się kompletną katastrofą, jeśli musisz wiedzieć... Powinnaś się nieco podszkolić z historii.
- A ty z dobrych manier - odgryzła mu się dziewczynka.
- Tak czy siak to była jedna wielka porażka - powiedział Ash, powoli ocierając sobie pot z czoła i wachlując się czapką - Mieliśmy już Srebrnego Watchoga w rękach...
- Znaleźliście go?! - przerwała mu Iris.
- I jak wyglądał? - dodał zaintrygowany Cilan.
- Normalnie... Jak na tych zdjęciach, ale mimo wszystko naprawdę jego widok robi wrażenie - rzekł mój chłopak - Jednak to jest bez znaczenia, bo ledwie go uśpiliśmy, a zaraz pojawił się jakiś facet, który grożąc nam bronią zmusił nas do oddania go, no i jeszcze próbował zaprawić mnie ołowiem.
- O mało tego nie zrobił - dodałam załamanym głosem - Gdyby nie Avery i Phoebe, którzy z pomocą Trubbisha zaprawił smrodem tego drania, to już by było po nas.
- I uciekliście zostawiając mu Watchoga?! - zawołała Iris z wyraźnym wyrzutem w głosie.
- Nie mieliśmy wyboru! Ten drań do nas strzelał! - krzyknął Avery w naszej obronie.
- W takim razie to jest naprawdę jedna wielka porażka - stwierdziła na to Mulatka - Cóż... Trudno, zostaje nam się tylko pogodzić z tym, że ten teren zostanie zagospodarowany.
- Nie powiedziałbym - uśmiechnął się zadowolony Max.
Następnie dał on znak Bonnie, po czym wyjęła ona ze swojej żółtej torby, w której zwykle siedział jej Dedenne (teraz siedzący na jej ramieniu) niewielkiego Pokemona o srebrnym futerku, pogrążonego w głębokim śnie.
- To chyba was zainteresuje, prawda? - spytał młody Hameron.
Przyjrzeliśmy się uważnie stworkowi, po czym nasze twarze rozjaśnił radosny uśmiech.
- A niech mnie! To jest Patrat! - zawołał mój luby - I do tego jeszcze srebrny!
- Pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
- Tak, to sama prawda - rzekł z uśmiechem Max - Zauważyliśmy go na łące... Nie chciał do nas podejść, ale w końcu się dał przekonać.
Chłopak był bardzo z siebie zadowolony. Ash zaś popatrzył na niego i zawołał:
- Chłopie, jesteś po prostu wielki!
- Wiem, ale powtarzaj mi to częściej - zachichotał okularnik, robiąc przy tym dumną minę.
- Ech... Teraz to już nie przestanie się chwalić - mruknęła Bonnie.
Dzieciaki z Brygady Trubbisha były po prostu zachwycone, podobnie jak również Iris z Cilanem, którzy odtańczyli radośnie taniec zwycięstwa po całej sali.
- Ale z nich dzieciaki - rzuciłam złośliwie.
- Nie szkodzi... Jakoś teraz mi to nie przeszkadza - powiedział na to Ash, lekko się śmiejąc, po czym spojrzał na Patrata - A więc to jest dziecko Srebrnego Watchoga?
- Nie inaczej... Wszystko na to wskazuje - rzekł Max - Chyba, że jest tu więcej takich słodziaków i niektórzy z nich mają dzieci.
- Śmiem wątpić - odparłam ponuro - Choć przydałoby się nam, gdyby tak właśnie było. A tak w ogóle, to co on taki śnięty?
- Bo dostał karmę ze środkiem nasennym - wyjaśniła Bonnie - Zjadł całą i zaraz padł.
- Powinien spać do rana - powiedział Max - Choć nie jestem znawcą, jednak mam taką nadzieję, bo szkoda, żeby w nocy nam zwiał.
- Jakiej nocy? - spytała Iris, która przestała już tańczyć z Cilanem - A nie możemy go zaraz zawieść do ratusza?
- Teraz? Jest już wieczór i założę się, że burmistrz już dawno wyszedł - odpowiedział młody Hameron.
- On ma rację - poparła go Cynthia - Wiesz, moglibyśmy co prawda spróbować go poszukać w jego prywatnym domu, ale przecież może go tam nie być.
- Musimy wobec tego spróbować zanieść tego Pokemona do ratusza dopiero rano - stwierdził Ash - A do tego czasu musimy pilnować go jak oka w głowie. Jeśli coś mu się stanie, to stracimy naszą ostatnią szansę.
- Spokojnie! Będziemy trzymać wartę przy nim na zmianę! - zawołał wesoło Avery, salutując Ashowi.
- Czy mogę mieć pierwszą zmianę z Ashem? - spytała Phoebe, łapiąc mojego chłopaka za rękę i czule się do niego łasząc.
- Eee... Lepiej weź wartę z Averym - powiedział mój luby - Ja muszę stać na straży razem z Sereną.
Dziewczynka popatrzyła na niego dość załamanym wzrokiem, po czym skierowała swój wzrok na mnie. Gdyby wzrok mógł zabijać, już bym była martwa. Wiedziałam, iż dziewczynka zdecydowanie czuła do mnie niechęć, a ja nie mogłam nic zrobić, aby ta zwariowana sytuacja przestała istnieć.

***


Ustaliliśmy, że Srebrny Patrat będzie spać razem z Brygadą Trubbisha, która będzie nad nim czuwać razem ze swoim ulubieńcem. Ten zaś był, jak to Pokemon, o wiele czujniejszy i bardziej czujny niż ludzie, dlatego też mogliśmy na nim polegać w sprawie czuwania nad małym wiewiórem. Ten spał dalej i mieliśmy nadzieję, że Max i Bonnie nie przedawkowali, bo jeśli by tak się stało, to stworkowi mogłoby coś się stać, a przecież tego nie chcieliśmy. Był dla nas zbyt cenny, abyśmy mieli lekko podejść do całej tej sprawy.
Z tego też powodu spałam bardzo niespokojnie, przez długi czas nie mogąc w ogóle zasnąć. Kiedy w końcu to się stało, to usłyszałam jakieś dzikie wrzaski i krzyki. Przerażona usiadłam na łóżku i dostrzegłam Asha, który w piżamie i w szlafroku podbiega do drzwi.
- Co się tam dzieje? - spytałam przerażona.
- Nie mam pojęcia, ale powinniśmy to sprawdzić - odpowiedział mi - Chodźmy, Sereno! Szybko!
Szybko ruszyłam za nim, a za mną ruszyli też Pikachu i Buneary, którzy spali w naszym pokoju. Ponieważ cały hałas i rumor dobiegł nas z pokoju Brygady Trubbisha, to tam właśnie skierowaliśmy swoje kroki. Już chwilę później byliśmy tam na miejscu, a zaraz potem zlecieli się tu też Daniella, Cynthia, Iris, Cilan, Max i Bonnie. Wszyscy byli bardzo przejęci i rozmawiali z dzieciakami, które przekrzykując siebie nawzajem próbowały nam coś powiedzieć.
- Zamknąć się! - wrzasnęła na nich Iris, tracąc już cierpliwość do całej tej sytuacji.
Dzieciaki natychmiast się uspokoiły.
- No! Doskonale! - zawołała Mulatka - A więc jeszcze raz, tylko tym razem na spokojnie! Avery! Ty mów, co się stało!
- No więc, spaliśmy sobie wszyscy spokojnie, kiedy nagle Trubbish zaczął głośno piszczeć, jakby chciał nas obudzić. Dlatego się obudziliśmy i zobaczyliśmy, że drzwi od pokoju są otwarte, a ktoś w nich. Trubbish zaraz strzelił w niego błotem, a my zaczęliśmy krzyczeć... I wtedy ten ktoś zwiał.
- No, a Patrat się obudził i o mało też nie uciekł, ale daliśmy mu nieco tej karmy od pani Danieli, to teraz znowu śpi - wyjaśniła Phoebe.
Pozostałe dzieciaki potwierdziły ich słowa.
- No i co o tym sądzisz? - spytałam Asha, patrząc na niego uważnie.
Mój luby pomasował sobie lekko podbródek i rzekł:
- Zdecydowanie to musi być ten myśliwy. Przyszedł on zabrać Patrata. Widocznie już wie, że go mamy.
- Ale skąd on to wie? - zapytała Bonnie.
- Właśnie! Skąd on może wiedzieć, że mamy tego Pokemona? - spytał Max - A może ma tu kamery albo podsłuch?
- Nie sądzę - rzekł na to Ash, dalej masując sobie podbródek - Moim zdaniem komuś z nas podłożył podsłuch i stąd wie, co my robimy i kiedy. Zaraz... Chwileczkę...
Ash podbiegł do swojego pokoju razem z Pikachu i po chwili obaj wrócili z plecakiem mojego chłopaka. Dzielny detektyw z Alabastii zaczął uważnie przeglądać całą jego zawartość, co zajęło mu dobrych kilka minut, aż w końcu wyjął z niego dziwne, małe urządzenie.
- Co to takiego? - spytała Phoebe.
- Wygląda jak jakaś pluskwa - odpowiedział Max.
- Taka do podsłuchiwania? - zapytała Bonnie.
- Dokładnie...
- Tego nie było w moim plecaku - powiedział Ash.
- No, to już wiemy, skąd wiedział, co robimy - rzekła Cynthia - Tylko kiedy on ci to podłożył?
- Być może wtedy, kiedy szukaliśmy za pierwszym razem Watchoga - zasugerowałam - Pewnie skorzystał z pomocy jakiegoś swojego Pokemona, który ostrożnie nas podszedł, otworzył sobie twój plecak, włożył pluskwę i zapiął zamek.
- To ma sens - zgodził się ze mną Ash - Wobec tego musimy szybko przejść do działania.
- Co planujesz zrobić? - zapytał Cilan.
- Zaraz wam powiem, ale najpierw postaram się, aby ten drań nie mógł nas podsłuchać.
To mówiąc Ash rzucił pluskwę na ziemię i zmiażdżył ją nogą.

***



Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Dawn c.d:
Pan Patrickson okazał się być mężczyzną mającym około czterdzieści lat, wysokim, chudym, w okularach z brązowymi włosami, bokobrodami i szkarłatnymi oczami. Ubrany elegancko i ze smakiem, choć należy przy tym zauważyć, iż przy okazji zachowywał się tak, jakby zachował w sobie coś z dziecka.
- Bardzo mi miło was powitać, moi kochani - rzekł na sam nasz widok - Zawsze z ogromną przyjemnością rozmawiam z miłośnikami komiksów, którzy podobnie jak ja kochają ten rodzaj literatury.
- Nam również jest bardzo miło - stwierdził Clemont, który przejął inicjatywę w tej rozmowie - Kiedy tylko powiedziano nam o panu, to zaraz musieliśmy pana odwiedzić.
- Cieszę się, że tak mówicie - odparł mężczyzna - Cieszy mnie fakt, iż moja osoba zachwyciła was na tyle, że postanowiliście mnie odwiedzić czy też może raczej chcieliście zobaczyć moją kolekcję.
- Owszem, ta kolekcja była w największej mierze naszym motywem działania - rzuciła nieco żartobliwie Lyra.
- No właśnie. Bardzo chcemy ją poznać. Mam nadzieję, że nie jest to niemożliwe.
- Ależ skądże! Naturalnie! - zaśmiał się wesoło mężczyzna - Wiem, że taka osoba jak ja może wydawać się innym zbzikowanym i zdziecinniałym wariatem, jednak... Mimo wszystko... Po prostu każdy z nas ma jakieś pasje. Moją zaś pasją są komiksy.
- Naszą także! - zawołałam radośnie i uśmiechnęłam się do niego - Czy możemy już zobaczyć tę kolekcję?
Mężczyzna bez wahania zaprowadził nas do pokoju, w którym to miał swą kolekcję. Widać lubił się nią chwalić przed innymi, kiedy tylko znalazł ku temu okazję. Zadowolony patrzył, jak oglądaliśmy jeden egzemplarz po drugim. Wszystkie budziły w nas zainteresowanie, choć poza Clemontem, to nikt z naszej kompanii nie był wielkim miłośnikiem komiksów, ale wszyscy umieliśmy docenić ich nieodparte piękno. Niektóre z egzemplarzy były po prostu piękne, zwłaszcza egzemplarze z początku XX wieku.
W końcu Clemont znalazł to, czego tak długo szukaliśmy. Tym czymś był egzemplarz komiksu skradziony profesorowi Rowanowi. Uśmiechnęłam się delikatnie. A więc jednak mieliśmy rację... On był u niego. Czy więc ten człowiek miał z tą kradzieżą coś wspólnego? A może tylko tym zawinił, że nieświadomie zakupił kradziony komiks.
- O! To jest dopiero prawdziwy rarytas! - zawołał wesoło Clemont do naszego gospodarza - Pierwszy komiks o Fantomasie!
- Podoba ci się, młodzieńcze? - spytał zadowolony mężczyzna - Nie dziwię ci się. Jest naprawdę wspaniały. Prawdziwy rarytas, jak to raczyłeś powiedzieć. Nie tak dawno kupiłem go od jakiegoś pokątnego sprzedawcy.
- Pokątnego sprzedawcy? - spytałam zainteresowana - A jakiego? Czy miał więcej takich komiksów?
- Miał różne komiksy, ale tylko ten przykuł moją uwagę.
- A czy to jest jedyny egzemplarz? - dodał Clemont.
- Niestety tak. W każdym razie on innych nie miał. A co? Chcielibyście kupić?
- Zastanawiamy się nad taką możliwością - powiedział na to Khoury - Ciekawi nas także ten sprzedawca. Może pan powiedzieć, jak on wyglądał? Może go poszukamy i też coś od niego kupimy?
- To był taki młodzieniec z lekkim wąsikiem... Czarnowłosy, z szarymi oczami i niewielką bródką. Wyglądał dość dziwacznie, ale swój do swego ciągnie, jak to mówią. Bo ja jestem przecież wielkim dziwakiem.
- Być może, ale pozytywnym - uśmiechnęła się lekko Lyra - I co ten sprzedawca zrobił?
- Zaszedł do mnie i powiedział, że czytał moje ogłoszenie w internecie, że szukam konkretnego komiksu i oferuję za niego sumę dziesięciu tysięcy dolarów.
- Dziesięć tysięcy? - zdziwiła się Lyra - Za jedną gazetkę?
- Nie za byle jaką gazetkę, ale za prawdziwego białego kruka, który w sam raz pasuje do mojej kolekcji - zauważył nasz gospodarz - Chciałem go już wcześniej kupić od mojego znajomego antykwariusza, ale nie było to możliwe, bo ten człowiek niestety zmienił zdanie w sprawie kupna, zaś ten sprzedawca spadł mi jak z nieba. Kupiłem od niego komiks i teraz jestem najszczęśliwszym kolekcjonerem tej jakże szlachetnej literatury pięknej, jaki kiedykolwiek chodził po świecie.
- Czy ten sprzedawca był młody czy stary? - spytałam.
- Zdecydowanie młody, choć bródka mocno go postarzała.
Popatrzyliśmy na siebie uważnie i uśmiechnęliśmy się delikatnie. Już mieliśmy więcej interesujących nas danych, a te z kolei prowadziły nas do rozwiązania zagadki.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
Ash miał już pewien pomysł, który to Max, za pomocą kilku własnych sugestii, podrasował w sposób naprawdę godny pochwały, chociaż mimo wszystko nadal uważałam cały ten plan za dość niebezpieczny, dlatego też wyraziłam swoje obawy.
- Niektórzy z nas są jeszcze za młodzi na takie ryzyko.
- Może ty jesteś za młoda, bo ja na pewno nie! - burknęła urażonym tonem Phoebe, doskonale domyślając się, o co mi chodzi.
Nie chciałam się z nią kłócić, więc nie kontynuowałam tego tematu, a potem poszliśmy spać, a na rano przeszliśmy do jego realizacji. Ja, Ash, Pikachu i Buneary poszliśmy w kierunku miasta. Prócz tego poszli tam Max i Bonnie oraz Iris i Cilan, a także Daniella z Avery i Phoebe. Każde z nas poszło tam zupełnie inną drogą. Wiedzieliśmy, że myśliwy, który poluje na Patratę będzie chciał go nam zabrać, jednak nie wiedział, że mamy dla niego małą niespodziankę.
- Sądzisz, że on przyjdzie? - spytałam zaniepokojona.
- Nie wiem, mam wielką nadzieję, że tak - odparł Ash - Inaczej okaże się, że jestem w błędzie, a cały mój plan na nic się nie zda.
Chwilę później przed nami wyskoczył jakiś wielki, zielony Pokemon, przypominający wyglądem ogromną modliszkę. Był on zdecydowanie mało przyjaźnie do nas nastawiony, o czym świadczyły jego groźne pomruki oraz machanie szczypcami w naszą stronę.
- O nie! To Scyther! - zawołał Ash.
Zaintrygowała popatrzyłam na Pokemona, którego dopiero co miałam okazję zobaczyć na żywo. Wcześniej widziałam go jedynie na ilustracjach do książek. Teraz zaś widziałam go na własne oczy, a już zwłaszcza to, jak machał szczypcami w naszą stronę, zmuszając nas do wycofania się.
- Czego od nas chcesz?! - zawołał Ash.
- Pika-pika! - zapiszczał bojowo Pikachu, stając przed nami w pozycji bojowej.
Scyther nie przejął się nim i zaatakował go. Ten szybko wykonał unik i strzelił w przeciwnika piorunem, lecz również on zdołał uskoczyć na bok.
- Tylko spokojnie - odezwał się nagle nasz nowy wróg, czyli ów groźny myśliwy, którego poznaliśmy w lesie, wychodząc zza krzaków - Ja nie chcę waszej krzywdy i nie zrobię wam jej, ale macie mi oddać waszego Patratę.
- Mało ci jeszcze, że zabrałeś nam Watchoga?! - zawołałam - Jeszcze jego musisz nam zabrać?
- Wybacz, moja słodziutka, ale interes to interes - odrzekł mężczyzna, uśmiechając się do mnie - Taka jest moja praca. A wasza to wtykanie nosa w nieswoje sprawy, prawda?
Następnie wyjął broń i ponownie ją w nas wymierzył.
- Oddajcie mi Patratę, bo inaczej gorzko tego pożałujecie!
Widok jego pistoletu oraz zawziętego do bijatyki Pokemona sprawił, że bez wahania mu ustąpiliśmy, choć wcale nie sprawiło nam to przyjemności, a Ash podał szybko mężczyźnie swój plecak. Drań zadowolony otworzył go, obszukał, ale... niczego tam nie znalazł.
- Co to ma znaczyć?! - spytał oburzony - Gdzie jest Patrat?
- W drodze do ratusza! - zawołałam - Nie zdołasz tego powstrzymać i twój szef przegra! Nie zniszczysz tych terenów!
- To się okaże! - warknął mężczyzna - A więc Patrat jest u jednego z waszych kumpli. Nie ma sprawy... Trochę więcej się natrudzę, ale cóż... Cel uświęca środki.
Następnie zabrał on ze sobą swojego Pokemona i zniknął nam z oczu. Poczułam wówczas wielką ulgę, że zgodziliśmy się na plan Asha polegający na podzieleniu się na cztery grupki, z czego trzy posiadały w plecakach maskotki i jedynie ostatnia miała Patratę - ta, w której to skład wchodziły Daniella, Avery oraz Phoebe. Ash słusznie wychodził z założenia, że tylko ta trójka skutecznie przeniesie Patrata do ratusza, bo myśliwy nie pomyśli, aby banda dzieciaków chroniła jego łup. Ale ryzyko zawsze istniało, dlatego też miałam nadzieję, że nasi przyjaciele nie zginą podczas tej misji.
Z takimi oto myślami powróciliśmy razem do pensjonatu, gdzie reszta Brygady Trubbisha (pozostawiona tu na straży) wysłuchała naszych relacji. Wszyscy byli nią zachwyceni, ale też niepokoili się o swoich przyjaciół. Prawdę mówiąc ja również się o nich obawiałam.
Naszą rozmowę przerwało nagłe pojawienie się Iris i Cilana. Oboje byli bardzo zaniepokojeni i zmęczeni.
- Ten drań nas zaatakował, tak jak mówiłeś - dyszał zielonowłosy - Ale szybko dał nam spokój widząc, że nie mamy Patrata przy sobie.
- To chyba dobrze, prawda? - spytałam.
- Nie, ponieważ straciliśmy kontakt z Daniellą i resztą - odparła Iris - Nie wiemy, gdzie ona jest. Boimy się, że drań je złapał.
- Nie sądzę. My przecież zasialiśmy w jego umyśle niepokój i brak wiary w siebie - odpowiedział Ash.
- Być może, ale lepiej nie bądź zbyt pewny siebie, bo to niejednego już zgubiło, mówię ci.
- To, co proponujesz zrobić?
- Możemy iść do burmistrza i spróbować mu przekazać wiadomości w tej sprawie.
Cynthia spojrzała uważnie na zegarek i rzekła:
- Lepiej się pospiesz. Niedługo zostanie podpisana umowa i już temu nie przeszkodzimy.
- A więc zróbmy to, póki mamy czas - zaproponowałam.
- Lecę z tobą! - zaproponowała Iris - Ale nie lepiej iść na policję?
- Nie. Oni będą domagać się dowodów, a my im musimy je dostarczyć - wyjaśniłam jej swój tok myślenia - Pan burmistrz zaś, jeżeli Daniella do niego dotarła, na pewno będzie wiedział, co się z nią dzieje.
Iris musiała przyznać mi rację i obie postanowiłyśmy lecieć do miasta. Ash i Cilan chcieli biec z nami, ale nie zgodziłyśmy się na to mówiąc, że to zbyt wielkie ryzyko.
- Jeśli wpadniecie w ręce tego drania, zginiecie - powiedział Iris - A tak w razie czego wezwiemy was przez krótkofalówkę. Wtedy przyjdziecie nam z pomocą.
Ash nie wyglądał na specjalnie przekonanego tym pomysłem, jednak wyraził nań zgodę i już po chwili Iris i ja gnałyśmy szybko w kierunku miasta, zaś Ash z Cilanem czekali na miejscu, aby przybyć nam z pomocą w razie czego.

***


Nie wiem, jak długo biegłyśmy do domu pana burmistrza, ale w końcu dotarliśmy tam, skąd mężczyzna zabierał się do odejścia.
- Witam, panno Evans - powiedział burmistrz - Bardzo mi przykro, ale nie mam teraz czasu. Spieszę się, ponieważ za godzinę ma się odbyć moja transakcja z panem Renauldem.
- Nie może jej pan dokonać! - zawołałam przerażonym głosem - To jest nędzy drań!
- Niby kto?
- Renauld.
Mężczyzna popatrzył na nas zdumiony i zaśmiał się lekko.
- Wybaczcie, ale to brzmi po prostu śmiesznie. Niby jak on może być nędznym draniem? Co niby takiego zrobił?
- Próbował nas zabić i zabrać nam jedyny dowód na to, że te ziemie muszą zostać objęte ochroną. To mało? - spytała Iris.
Mężczyzna początkowo nie wierzył w to, co mówimy, ale wysłuchał nas bardzo uważnie, a gdy opowiedzieliśmy mu wszystko, to rzekł:
- Cóż... Wasza historia w większości pokrywa się z tym, co wcześniej opowiedziała mi wasza przyjaciółka Daniella.
- Daniella? Czy ona tu jest?! - zawołałam zdumiona.
- A tak, jest... Śpi zmęczona w salonie razem z tymi uroczymi dziećmi. Droga ją naprawdę wykończyła.
- Może nas tam pan zaprowadzić? - spytałam.
- I czy był z nimi jakiś Pokemon? - dodała Iris.
- Przykro mi, ale nie - rzekł przygnębiony burmistrz - Ale spokojnie... Ona z pewnością wszystko wam wyjaśni.
Burmistrz zadowolony zabrał nas ze sobą i poprowadził nas do drzwi, które prowadziły jednak...
- To chyba piwnica - powiedziała zdumiona Iris.
- Chyba jej pan tam nie umieścił, prawda? - dodałam - Tam raczej nie ma wygód.
- Tak, wiem o tym.
Następnie burmistrz pstryknął lekko palcami, a z cienia w piwnicy po schodach na górę wszedł... myśliwy, przed którym dziś rano uciekliśmy z Ashem.
- Ale powinno wam wystarczyć do czasu, aż się nie skończy transakcja - dokończył polityk.
Przez chwilę nie wiedziałyśmy, co mamy o tym myśleć, jednak już po chwili wszystko stało się jasne.
- TY! - zawołała wściekle Iris - Od początku o wszystkim wiedziałeś?
- A tak, moja słodka - uśmiechnął się zadowolony mężczyzna - Przykro mi bardzo, że to was rozczarowało co do mojej osoby, ale jak widzicie, nie jestem aniołkiem. Nie mogę pozwolić, aby takie pieniądze przeszły mi koło nosa. Poszedłem więc na współpracę z Renauldem i załatwiłem mu sprzedaż tej ziemi. Niestety, ten głupi ekolog się zaczął wtrącać, a potem wy... Banda wścibskich bachorów oraz ich dorośli kumple. Ale spokojnie, nie jesteśmy mordercami. Nie zabijemy was. Będziecie tylko musiały sobie posiedzieć w piwnicy aż do chwili, kiedy transakcja zostanie już dokonana. Potem was wypuścimy.
- Nie myśl sobie, że ci to ujdzie na sucho, draniu! - zawołałam wściekła niczym stado Beedrilli.
- Kochanie... - zaśmiał się podły mężczyzna - Chyba nie zauważyłaś, że już mi uszło... Clayton... Przypilnuj ich do chwili, aż dam ci znać. Potem je wypuścisz razem z resztą.
- Nie lepiej ich zabić? - zapytał Clayton.
- A po co? I tak nie będę mogli nam nic zrobić, bo nie mają żadnych dowodów naszej winy.
- A co z tym małym Patratem? Zwiał nam przecież.
- To bez znaczenia. Kiedy już dokonamy transakcji, to jego obecność przestanie być zagrożeniem. Poza tym, jak go złapiesz, to możesz go sobie sprzedać razem z jego mamusią komu tam zechcesz.
Clayton uśmiechnął się zadowolony, po czym pokazał nam pistoletem, abyśmy zeszły na dół do piwnicy. Niechętnie wykonałyśmy jego polecenie i już po chwili byłyśmy w ponurym więzieniu prywatnego domu burmistrza. Podły myśliwy zabrał nam plecaki i wszystko, dzięki czemu byłybyśmy w stanie uciec lub wezwać pomoc.
- Serena? Iris? I wy tu także? - jęknęła Daniella, siedząca załamana w kącie piwnicy.
Niedaleko niej znajdowali się Avery i Phoebe, a także ekolog Deniss. Oni wszyscy byli właśnie więźniami pana burmistrza, który cały triumfujący odjechał dokonać swego największego sukcesu w życiu.


C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...