Ucieczka z sieci cz. III
Pamiętniki Sereny c.d:
Misja Cindy Armstrong powiodła się wręcz doskonale, o czym kobieta z największą radością oznajmiła nam, kiedy już wróciła do restauracji „U Delii“. Ash był bardzo zadowolony z tego, jak cała trójka się spisała.
- Wspaniale, kochani! - zawołał radosnym głosem detektyw z Alabastii - Naprawdę doskonale wam poszło. Naprawdę! Jestem z was bardzo dumny, a zwłaszcza z ciebie, siostrzyczko!
- Dziękuję za te słowa - zaśmiała się Dawn, spłonąwszy lekko przy tym rumieńcem - Ale muszę ci powiedzieć, że mógłbyś mnie częściej powierzać tak poważne zadania, a jestem pewna, iż bym sobie jeszcze lepiej radziła.
- Nie wątpię - zachichotał mój chłopak - No, ale tak czy inaczej wiemy już, że nasza przyjaciółka jest w domu Bleidnera.
- Wobec tego musimy ją uwolnić! - zawołała Bonnie.
- Ne-ne-ne! - zapiszczał Dedenne.
- Spokojnie, kochanie - uśmiechnęłam się do niej z politowaniem - Nie możemy od razu to zrobić.
- Tak?! A niby czemu?
- Ponieważ nie możemy narażać życia Adeli, a prócz tego jest jeszcze coś. Jeżeli wpadniemy do domu tego drania, to on każe nas aresztować jako włamywaczy. Prawo będzie przeciwko nam.
- Więc co robimy? - spytał Max.
- Miałbym pewien pomysł - uśmiechnął się Ash, masując sobie powoli podbródek - Ale będzie nam potrzebna Bonnie.
Dziewczynka popatrzyła na niego z podziwem w oczach, a jej twarz rozjaśnił radosny uśmiech.
- Możesz na mnie liczyć, Ash! - zawołała - Tylko powiedz mi, co mam dla ciebie robić?
- No, a co my mamy robić? - dodała Dawn.
Detektyw z Alabastii patrzył na nas ze swoją enigmatyczną miną, która niejeden raz zdobiła jego oblicze odkąd został detektywem.
- Słuchajcie... Oto, jaki mam plan.
Opowiedział nam dokładnie, co wymyślił, a my wszyscy uznaliśmy, iż to jest po prostu wspaniały pomysł i żadne z nas nawet nie pomyślało, aby podważyć jego plan, ponieważ był on po prostu rewelacyjny. Teraz tylko zostało realizować go.
***
Pół godziny później ja, Ash, Pikachu oraz Bonnie lecieliśmy razem na grzbiecie Pidgeota, który zabrał nas aż pod dom Bleidnera. Całe szczęście, iż nikt tego budynku nie pilnował, ale cóż... Ostatecznie ten nędznik nie spodziewał się przecież, że możemy go o cokolwiek podejrzewać. Zresztą, tak na wszelki wypadek, gdyby było to konieczne, w pobliżu domu zaczęli kręcić się Max wraz z Dawn i Clemontem udając wścibskie dzieciaki. Mieli oni za zadanie odwrócić uwagę służby naszego wroga, aby nie mogła nam przeszkodzić w tym, co zaplanowaliśmy. Dobrze zrobili, że podjęli się oni tego zadania, ponieważ służba Bleidnera była znacznie czujniejsza niż ich szef i szybko by nas dostrzegli, gdyby nasi kompani nie odwrócili ich uwagi głośno hałasując, czym rzecz jasna doprowadzili ich do szału i uśpili ich czujność.
Ponieważ zaplecze mieliśmy wolne, to powoli wylądowaliśmy sobie w ogródku Bleidnera, po czym nad wyraz ostrożnie podeszliśmy do tej części domu, w której tuż za ścianą była łazienka z pękniętą rurą. Widniało w niej niewielkie okienko, o którym powiedziała nam Dawn. Jej Piplup, kiedy ta wyszła z domu Bleidnera podczas poprzedniej wizyty, niechcący uciekł jej na ogródek tego drania. Panna Seroni pobiegła szybko za nim, zabrała go i zauważyła owo okienko, jak również dobywający się przez nie głos Adeli, która nuciła sobie jakąś smutną piosenkę. Tak oto czysty przypadek sprawił, że odkryliśmy sposób na to, aby ocalić Adelę i to w taki sposób, że ten drań Bleidner dostanie za swoje i nie zdoła w żaden sposób dowieść tego, kim w rzeczywistości jest nasza serdeczna przyjaciółka.
- Doskonale. To właśnie to okienko - powiedział Ash - Musisz się tam dostać uwolnić Adelę i wysuszyć ją zanim przyjdzie policja. Pamiętaj o tym, że sierżant Bob nie może wiedzieć, że ona jest syreną.
- Dlaczego? - zdziwiła się dziewczynka - Przecież on na pewno nic jej nie zrobi. To nasz przyjaciel.
- Wiem o tym, skarbie, ale nie możemy ryzykować - powiedziałam do niej niemalże matczynym tonem - Musisz pamiętać o tym, że im mniej osób zna sekret Adeli, tym lepiej dla niej.
Bonnie pokiwała głową na znak, iż doskonale mnie rozumie, po czym Ash podsadził ją do okienka.
- Wejdź tam, tylko ostrożnie - rzekł.
Mała powoli przecisnęła się przez wąskie okienko tuż nad sufitem w łazience. Pomimo jej drobnego wzrostu, a także całkiem wąskiej talii było to dość trudne zadanie, jednak w końcu osiągnęła sukces, gdyż znalazła się po drugiej stronie. Następnie bardzo ostrożnie zeskoczyła na dół, aby potem móc uwolnić Adelę. Z okienka dobiegły nas radosne głosy syrenki, którą dziewczynka powoli oswobodziła z więzów. Teraz zostało jej tylko pomóc wydostać się z wanny na podłogę oraz wysuszyć ogon, aby zamienił się w parę nóg. Tylko jak to zrobić? Na całe szczęście w łazience była suszarka do włosów. Mała podłączyła ją i zaczęła dmuchać nim na ogon Adeli.
Całą tą scenę obserwowałam uważnie przez to okienko w łazience, bo byłam tak ciekawa, jak się sprawy mają, że aż poprosiłam mojego chłopaka, aby mnie podsadził do niego. Ten zrobił to, jednak nie omieszkał przy tym wyrazić swojej opinii w tym temacie.
- W takich chwilach, jak ta strasznie się cieszę, że nosisz spódniczkę, a nie spodnie - powiedział do mnie wesoło Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał dowcipnie Pikachu, który zrozumiał, o co mu chodzi.
- Ash, przycisz się - mruknęłam do niego z lekką złością, choć tak przy okazji uśmiechnęłam się delikatnie.
Obserwowałam dalej przez okienko, jak Bonnie za pomocą suszarki do włosów próbuje osuszyć ogon Adeli, która była coraz bardziej przerażona.
- Szybciej, Bonnie! - szepnęłam do nich.
- Nie poganiaj mnie! - pisnęła dziewczynka, dalej robiąc swoje.
- Oni mogą tu zaraz być - przypomniał nam Ash.
- Niby kto? - spytała Bonnie, dopiero po chwili przypominając sobie, że chodzi o policję.
Pikachu zapiszczał przerażonym głosem.
- O co chodzi? - zapytałam.
- Pikachu mówi, że policja już tu jest - odpowiedział mój ukochany.
- Oj, niedobrze! - jęknęłam - Bonnie! Pospiesz się, błagam!
Na dworze tymczasem zapanował gwar. Policjanci na czele z Bobem i prowadzeni przez Cindy wparowali do domu Bleidnera.
- Jest pan aresztowany - powiedział poważnym tonem sierżant.
- A za co?! - jęknął załamanym głosem mężczyzna.
- Za porwanie młodej dziewczyny i uwięzienie jej w tym domu - padła odpowiedź.
- To absurd! Nikogo tu nie więżę!
- Poważnie? Mamy zgłoszenie mówiące coś zupełnie innego!
Mężczyzna zasyczał gniewnie. Choć nie widziałam jego twarzy coś tak czułam, że mówił właśnie w taki sposób.
- Ależ wy nic nie rozumiecie! - wołał mężczyzna - To nie jest żadna dziewczyna! To jest syrena! Mówię wam! Ona ma naprawdę rybi ogon!
- Boże, czego ci ludzie się nie łapią, żeby uniknąć więzienia? - mruknął załamanym głosem Bob - Dobra, dosyć już tego dobrego! Pokaż nam pan tę syrenę, to może panu uwierzymy.
Na całe szczęście w tej samej chwili Bonnie skończyła suszyć Adelę, która zmieniła natychmiast swój ogon w nogi.
- Udało się! - pisnęła zadowolona dziewczynka.
- Uff! Co za ulga - dodałam, ocierając sobie pot z czoła.
W tej samej chwili niestety zleciałam z ramion Asha, gdyż straciłam równowagę i spadłam prosto w najbliższy klomb z czerwonymi tulipanami. Mój ukochany szybko pomógł mi się pozbierać, po czym razem z Pikachu przysunęliśmy wszyscy troje uszy do ściany, żeby lepiej słyszeć, co się tam dzieje. To był dopiero dźwięk nie lada, kiedy ten drań wrzasnął załamany na widok Adeli z nogami zamiast ogonem.
- Ash, podsadź mnie, błagam! - jęknęłam - Ja muszę to zobaczyć!
Detektyw z Alabastii popatrzył na Pikachu i pokręcił załamany głową, ale spełnił moją prośbę. Znowu opierałam się dłońmi o ścianę łazienki, a w niej Bleidner za wszelką cenę próbował wyjaśnić, że Adela to syrena.
- Jak na syrenę, to ona jakiś dziwny ma ogon - zażartował sobie Bob - A może po prostu ma gorszy dzień i woli posiadać nogi?
- Błagam, uwolnicie nas! - wołała Adela, udając przerażony ton.
- Ten szaleniec nas tu zamknął i wmawia nam, że jesteśmy syrenami! - zawołała Bonnie.
- Ne-ne-ne! - poparł ją Dedenne.
- Spokojnie, kochani. Nie będzie on się wam więcej naprzykrzał - rzekł do nich sierżant Bob uspokajającym tonem.
Po tych słowach zabrał doktorka ze sobą, wcześniej zakładając na jego ręce kajdanki.
- Nie! Zostawcie mnie! Czy wy nic nie rozumiecie?! To naprawdę jest syrena! Wystarczy tylko oblać ją wodą, a zobaczycie, że mówię prawdę! - wrzeszczał zrozpaczonym głosem Bleidner.
Na całe szczęście nikt mu nie uwierzył, także już po chwili policjanci wyprowadzili tego świra zakutego w kajdanki, a także otoczonego całym kordonem funkcjonariuszy, aby pod żadnym pozorem nie uciekł.
- Coś mi mówi, że chyba lepiej będzie zamknąć go w odosobnieniu - stwierdziła Cindy, gdy już Bob wyszedł na zewnątrz domu.
- Owszem, bardzo mu się przyda - poparł ją policjant.
***
- A widzieliście, jaką ten koleś zrobił minę, jak zobaczył mnie i Adelę w ludzkiej postaci? - zapytała Bonnie, zaśmiewając się z niedawno przeżytej przez nas przygody.
- Zdecydowanie była ona bardzo głupia - zachichotała syrenka.
Wszyscy siedzieliśmy sobie właśnie na łące i rozmawialiśmy na temat tego, co przed chwilą miało miejsce. Byliśmy bardzo zadowoleni z tego powodu, iż cała sprawa dobrze się skończyła, choć wiele wskazywało na to, że tym razem zawiedziemy, lecz po raz kolejny rodzeństwo Ketchum (choć nie wiem, czy można ich tak nazywać, skoro posiadają oni inne nazwiska, ale właściwie mają tego samego ojca, więc w sumie, to chyba tak) dowiodło swoich talentów oraz wielkiej pomysłowości, które ponownie pomogły nam wyjść cało z tarapatów.
- Nie ma co mówić, było naprawdę gorąco - mówiła dalej podnieconym głosem Bonnie - Już się bałam, że zaraz ten drań nas przyłapie i będzie po nas!
- Racja. Przecież gdyby policja zobaczyła syrenę, to mogłaby podejść do całej sprawy zupełnie inaczej - zgodziła się z nią Dawn.
- Pip-lu-li! - zaćwierkał Piplup przerażonym głosikiem.
- Ale na całe szczęście znowu nam się udało i całą tę sprawę możemy zapisać na nasz plus - powiedział Ash - Prawda, mój przyjacielu?
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Dziękujemy ci, Cindy - dodałam, patrząc na dziennikarkę - Bez ciebie byśmy sobie nie dali rady.
- Och, proszę! Bez przesady - zaśmiała się kobieta - Ja miałam w tym wszystkim naprawdę niewielki udział. Ten sukces to wasza zasługa.
- No właśnie, a zwłaszcza moja - stwierdził Max dumnym wręcz tonem - Ostatecznie jakby nie patrzeć, to przecież ja odwróciłem uwagę służby, abyście wy mogli dostać się niezauważeni do ogródka tego domu.
- Przypominam ci, że my również braliśmy w tym udział - zauważył z lekkim przekąsem w głosie Clemont.
- Właśnie, panie chwalipięto! Weź się tak nie wymądrzaj! - skarciła go nieco poirytowana Dawn.
- No dobra, pomogliście mi trochę - zgodził się łaskawie nasz haker.
- Trochę?! - warknęła na niego panna Seroni oburzona takim sposobem myślenia - Wiesz co, Max?! Ja cię normalnie kiedyś uduszę, ty zarozumiały pokurczu!
- EJ?! Kogo niby nazywasz pokurczem, co?!
- Takiego jednego zarozumiałego krasnala w wielkich pinglach!
- CO?! Odszczekaj natychmiast tego krasnala i te wielkie pingle też!
- Nie ma mowy.
- Odszczekaj!
- Ani mi się śni.
- OD-SZCZE-KAJ!
- NIE-MA-MOWY!
- Cicho! - wrzasnął na nich nieźle już rozzłoszczony Ash - Przestańcie wreszcie, bo zwariuję! Własnych myśli nie słyszę!
- Pika-pika-chu! - Pikachu wskoczył bojowo między sprzeczających się naszych przyjaciół i zapiszczał groźnie, zaś z policzków poszły mu iskry.
Dał w ten sposób im do zrozumienia, że porazi ich prądem, jeżeli nie będę cicho. Oboje pojęli aluzję, bo przestali się na siebie drzeć, choć dalej byli na siebie wyraźnie obrażeni, co jednak niewiele nas obeszło.
- Zawsze tu jest tak wesoło, Ash? - spytała Adela, chichocząc przy tym.
- Nie... Zwykle jest jeszcze weselej - odparł żartem mój chłopak.
- Rozumiem. Muszę częściej was tutaj odwiedzać. Ostatnim razem, to widzieliśmy się chyba miesiąc temu.
- Wiesz, miałem sporo sprawo do załatwienia i nie było mnie tutaj.
- Wiem i jestem pod wrażeniem, ile rzeczy dokonałeś w tak młodym wieku. Jesteś prawdziwym bohaterem.
Ash zarumienił się lekko pod wpływem tych komplementów.
- Dziękuję, to miłe z twojej strony.
Adela położyła mu dłoń na dłoni.
- Nigdy nie miałam tak wiernych przyjaciół, jak ty oraz twoja drużyna. Nawet nie wiecie, ile dla mnie znaczy wasze wsparcie i pomoc.
Gdy zrobiła ona ten gest, połączony również z niesamowicie uroczym uśmiechem malującym się jej na twarzy, poczułam nagle, jak we mnie krew zaczyna się gotować. Czy ona naprawdę musiała aż tak bardzo okazywać Ashowi swoją wdzięczność? Nie mogła w inny sposób tego zrobić?
- Kurczę, zasiedziałam się! - powiedziała po chwili Adela - A przecież rodzina na pewno na mnie czeka.
- Racja. Powinnaś do niej powrócić - stwierdziła Cindy - Ja zresztą do swojej też.
- Naprawdę już musisz iść? - spytała ze smutkiem w głosie Dawn.
- Tak miło nam się spędza z tobą czas! - dodała Bonnie.
- Ne-ne-ne! - poparł ją Dedenne.
- Miło mi to słyszeć, ale naprawdę muszę się już zbierać. Moi bliscy na mnie czekają w domu.
- Pozdrów ode mnie tatę i Taylor - poprosił Ash.
- Od nas wszystkich ich pozdrów - dodałam wesoło.
- I ucałuj ode mnie tę uroczą rozrabiakę - rzekła panna Seroni.
- Nie bój się, kochanie. Ucałuję twojego tatę - zażartowała sobie Cindy.
Wszyscy parsknęliśmy śmiechem, a Dawn odparła:
- Eee... Właściwie miałam na myśli twoją córkę.
- Przecież wiem - padła odpowiedź dziennikarki.
***
Cindy pożegnała się z nami, po czym wypuściła z pokeballa swojego Fearowa, aby na jego grzbiecie powrócić do rodzinnego miasta, natomiast Adela poszła z nami na brzeg morza, skąd potem zamierzała powrócić do rodzinnych stron.
- Nawet nie wiecie, jak bardzo jestem wam wdzięczna za to wszystko, co dla mnie zrobiliście - rzekła do nas syrenka.
- Nie musisz nam ciągle za to dziękować - powiedziałam - Przecież po to właśnie są przyjaciele, nieprawdaż?
- Owszem, prawda - zachichotała dziewczyna - Mimo wszystko jednak jestem zdania, że niczym nie zdołam wam w pełni się odwdzięczyć za to, ile dla mnie dzisiaj zrobiliście. Mówię poważnie. Jesteście moimi prawdziwymi przyjaciółmi.
- My przyjaźń zawsze traktowaliśmy poważnie - stwierdził z wielkim uśmiechem na twarzy Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
Adela uśmiechnęła się do niego, po czym bardzo radośnie podeszła do niego i złapała go za ręce.
- Dziękuję ci, mój przyjacielu. Dziękuję tobie i wam wszystkim za to, co dla mnie zrobiliście. Jutro zbiorę moją kochaną rodzinkę, aby spędzić z wami nieco czasu, o ile oczywiście będziecie mieli czas.
- Będziemy mieli jutro pracę od rana, jednak po południu to i owszem, znajdziemy czas - stwierdziła Dawn.
- Chętnie przy tej okazji poznam twoją młodszą siostrę, o której mówił nam twój mąż - dodał Max - Ponoć jest bardzo urocza.
- Atalanta? Urocza? No, w sumie to jest - zaśmiała się Adela - Tak czy inaczej mam nadzieję, że znajdziecie dla mnie nieco czasu jutro.
- Pod warunkiem, iż nie będziecie wiecznie nam dziękować za naszą pomoc - stwierdziłam nieco żartobliwym tonem - To się robi nieco męczące, wiesz o tym?
- No właśnie! Ile można w kółko tego słuchać? - dodała Bonnie, a jej Dedenne zapiszczał potakująco.
- No dobrze, obiecuję wam, że więcej nie będę was męczyć - obiecała nam solennie Adela - Tylko bądźcie jutro na plaży po południu.
- Będziemy, masz na to nasze słowo - powiedział Ash.
- Z największą przyjemnością - rzekł Clemont.
Syrenka powoli podeszła do mego chłopaka i uśmiechnęła się do niego delikatnie.
- Dziękuję. Nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy.
Po tych słowach przysunęła lekko swoją twarz do jego i pocałowała go w policzek. Ash zarumienił się cały, a ja poczułam, jak moją dłoń zaciska się w pięść. Obiecałam sobie jednak, że będę panować nad zazdrością, więc zachowałam wszelkie uwagi, jakie mi się teraz cisnęły na usta.
- Dobrze... A więc do jutra, moi kochani.
Adela, wypowiadając to zdanie pomachała delikatnie palcami prawej dłoni na pożegnanie mojemu chłopakowi, po czym wesoło wskoczyła ona do wody, rzuciła nieco gwałtownie ogonem i zniknęła w głębinach.
- Ech, Ash! Dlaczego to zawsze ciebie dziewczyny całują, co?! - jęknął załamanym głosem Max - Przecież chyba ja nie jestem jakiś taki najgorszy, prawda? No, a poza tym ja też pomagałem ją uwolnić, a jakoś mnie wcale nie raczyła podziękować.
- O czym ty mówisz, Maxiu? - zdziwiła się nieco jego słowami Dawn - Przecież ona nam wszystkim podziękowała, a zatem tobie także.
- Wiem, ale szczególnie Ashowi, co mnie osobiście dziwi - rzekł Max.
- Dziwi cię? Mnie jakoś dawno przestało cokolwiek dziwić, co dotyczy mojego kochanego braciszka - powiedziała panna Seroni.
- Nie ma co gadać, Asha znamy już tak dobrze, że raczej nic nas nie może dziwić - zaśmiał się Clemont.
- Mnie też już nic w was nie zdziwi, nawet gdyby Dawn zaczęła nagle, nie wiedzieć czemu, stepować niczym Kozak i śpiewać: „Kalinka, kalinka, kalinka mia“ - zachichotał Ash.
Panna Seroni spojrzała na niego złośliwie, po czym podeszła do brzegu morza i chlapnęła dłonią tak, że aż ochlapała nią swojego brata.
- Hej! A to niby za co było?! - zawołał oburzony Ash.
- Za nic! Ale skoro nic cię nie zaskoczy w moim zachowaniu, to czemu to cię zaskoczyło?
Mój luby zachichotał delikatnie, słysząc jej słowa.
- Wiesz co? Ty mnie naprawdę kochasz, wiesz? Szkoda tylko, że nogą.
Dawn popatrzyła na niego, po czym parsknęła lekko śmiechem i oboje zaczęli recytować swoją ulubioną rymowankę:
Ja cię ko... ale nogą!
Ja cię lu... ale wodą!
Ja cię ści... ale drzwiami!
Taka miłość między nami!
Oboje mieli doskonały humor i to tak doskonały, że mnie także się on udzielił, bo zapomniałam zupełnie o swojej zazdrości o Asha, jak również o tej podłej myśli, jaka mnie nawiedziła, a była nią myśl, że bardzo żałuję, iż uwolniliśmy Adelę, skoro ona tak się zachowuje.
***
Zadowoleni wróciliśmy do domu, gdzie zrobiliśmy sobie kolację. Delii jeszcze nie było, gdy tam przybyliśmy, więc musieliśmy sami się obsłużyć, co jednak nie przyszło nam wcale z wielkim trudem, ponieważ wszyscy już mieliśmy w tym niemałą wprawę. W końcu ile już razy musieliśmy sobie szykować posiłek sami? Przypominało mi to czasy, kiedy podróżowaliśmy po regionie Kalos, a Clemont przygotowywał nam obiady. Ash mówił, że nasz kochany wynalazca jest po prostu doskonałym kucharzem, choć Brock i Cilan także byli naprawdę dobrzy i miałby on w nich niezłą konkurencję. Ale panicz Meyer nie miał skłonności do tego, aby rywalizować ze swymi przyjaciółmi w konkursach gotowania. Poza tym słusznie kiedyś zauważył, że każdy z ich trójki zna się na innym rodzaju kuchni. Brock zdecydowanie najlepiej sobie radził z zupami, Clemont z drugim daniem, natomiast Cilan na przekąskach i innych takich. Można więc śmiało powiedzieć, iż wszyscy uzupełniali się wiedzą w tej jakże szlachetnej sztuce, jaką była kulinaria. Z tego względu nie miało dla nas większego znaczenia, który z nich dla nas gotował. Ważne, że mieli do tego talent, wszyscy trzej.
Tak czy inaczej kolacja minęła nam niezwykle przyjemnie. Podczas posiłku rozmawialiśmy sobie i żartowaliśmy o różnych sprawach. Można by powiedzieć, że wygłupialiśmy się i to do tego stopnia, że Dawn złośliwie zasugerowała, iż Clemont musiał coś dosypać do tych naleśników, które właśnie jedliśmy. Coś, co wywoływało w nas śmiech, ale Max uważał, że to po prostu jest jedynie efekt naszej wielkie przyjaźni, która to sprawiała, iż byliśmy doskonałą drużyną i czuliśmy się cudownie, gdy tak siedzieliśmy razem. Mogliśmy rozmawiać praktycznie o wszystkim, nawet o pogodzie, a mimo to nasz humor był naprawdę wspaniały, bo mieliśmy siebie i to było najważniejsze.
Niestety, nawet najpiękniejsze chwile musi czasami nam coś przerwać. W tym wypadku tym czymś był telefon, który właśnie zadzwonił. Mister Mime poszedł, aby go odebrać, a po chwili wrócił i zaczął coś piszczeć w swoim języku, patrząc przy tym na Asha.
- Ktoś do mnie dzwoni? - zapytał mój chłopak.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
Mister Mime pokiwał głową i zaczął znowu piszczeć.
- No dobrze, już tam idę - odparł Ash i poszedł zadowolony do aparatu telefonicznego.
Poszłam razem z nim, gdyż byłam niezmiernie ciekawa, kto też dzwoni do mojego chłopaka i w jakim celu. Nie wiem, czy przemawiała przeze mnie zazdrość, czy też po prostu zwyczajna ciekawość. A może jedno i drugie?
Na ekranie telefonu była porucznik Jenny.
- Cześć, Ash! Witaj, Sereno. Się masz, Pikachu - powitała nas bardzo radosnym głosem policjantka - Cieszy mnie wasz widok.
- Nas twój również, moja droga - powiedziałam wesoło.
- No właśnie. Miło nam, że o nas pamiętasz, ale czemu dzwonisz? Czy coś się stało? - spytał Ash.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
- Nie, nic wielkiego, jednak chciałabym z wami coś wyjaśnić - rzekła z nieco ironicznym uśmiechem na twarzy Jenny - Widzicie... Jest taka sprawa. Dzisiaj na posterunek trafił pewien wariat, Eric Bleidner, który to podobno uwięził wasze dwie przyjaciółki: Bonnie i jakąś tam Adelę.
- A i owszem, była taka sytuacja - potwierdziłam - Ale mam nadzieję, że drań siedzi teraz spokojnie pod kluczem.
- No oczywiście, że siedzi i to pod kluczem, jak słusznie zauważyłaś - zaśmiała się policjantka - On oraz jego kumple z kamerdynerem Weissem na czele. Za podwójne porwanie i uwięzienie pójdą wszyscy siedzieć na długie lata. Tylko przydałoby się jeszcze, żeby te wasze przyjaciółki przybyły do mnie złożyć zeznania.
- Spokojnie, przekażemy im to - odpowiedział Ash - Czy to wszystko, co chciałaś nam powiedzieć?
- Nie... Nie tylko - rzekła pani porucznik - To nie jest wcale normalna sytuacja, dlatego właśnie proszę was o wyjaśnienie tego wszystkiego.
- A co ci mamy wyjaśnić? - spytałam z miną niewiniątka.
- Widzicie... Cała ta sprawa jest naprawdę zwariowana, a wręcz bardzo zabawna - zaśmiała się Jenny - Otóż ten koleś, Eric Bleidner... On uważa, że wasza przyjaciółka Adela jest syreną, natomiast Dawn oraz Clemont z jakąś jeszcze paniusią udawali dziennikarzy, żeby móc swobodnie szpiegować w jego domu, a później Bonnie wyciągnęła jego syrenkę z wanny, przez co ta wyschła i już nie miała ogona, gdy przyjechała policja.
Ja i Ash spojrzeliśmy na siebie zdumieni, po czym nagle wybuchliśmy gromkim śmiechem, słysząc to wszystko. Udawaliśmy, że cała ta sprawa nas bawi i to do łez. Jenny również się śmiała, chociaż jej śmiech był nieco sztuczny, jakby nie do końca podzielała ona naszą wesołość.
- Oczywiście doskonale wiem, że to czyste brednie - powiedziała po chwili pani porucznik, gdy już przestała chichotać - Nie ma to znaczenia, bo przecież nie będę z powodu tego, o czym bredzi ten szaleniec ciągać was na przesłuchanie. Jednak mimo to zadzwoniłam do was, aby wam powiedzieć, co ten czubek o was opowiada.
- No i dobrze zrobiłaś, bo naprawdę strasznie nas tym ubawiłaś, Jenny - zaśmiałam się, niestety nieco sztucznie.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
Policjantka popatrzyła na mnie uważnie i uśmiechnęła się.
- No właśnie, moi kochani. Jednak oprócz chęci rozbawienia was mam jeszcze jedną sprawę. Mianowicie... Mianowicie chodzi mi o to, że ten cały Eric Bleidner powiedział mi coś ciekawego.
- Serio? A co takiego? - zapytał Ash.
- Pika? - dodał jego starter.
- Widzicie... On uważa, że ktoś doniósł mu o tym, iż Adela jest syreną i nawet wskazał mu miejsce, gdzie i kiedy ona będzie na plaży, aby mógł ją porwać.
Od razu śmiech nam zniknął z twarzy, zaś pani porucznik mówiła dalej jak najbardziej poważnym tonem:
- Wiem, naprawdę doskonale wiem, że jego historyjki o tym, iż wasza przyjaciółka jest syreną to zwykłe brednie, ale... Wiem też, że jesteście dość niezwykłymi osobami i macie naprawdę niesamowicie przygody. Doskonale również wiem, z kim przystajecie i wasze podróże nieraz ocierają się o takie zjawiska, których prosta osoba, taka jak ja, pojąć raczej nie może. Dlatego też mówię wam w zaufaniu... Jeżeli chcecie ocalić waszą przyjaciółkę, lepiej bardzo dobrze poszukajcie tego kapusia i złapcie go, bo inaczej on lub ona może wam narobić jeszcze więcej problemów.
Popatrzyliśmy na nią uważnie, nie do końca wiedząc, co mamy o tym wszystkim myśleć. Jenny naprawdę uwierzyła w historię Bleidnera i chciała nas ostrzec, żebyśmy mieli się na baczności? Nie sądziłam, że ktokolwiek zdoła uwierzyć w taką opowieść. Ale ona uwierzyła. Widocznie ma bardziej szeroki umysł niż wielu innych gliniarzy.
- Nie wiem, czy rozumiem, co do nas mówisz, Jenny, ale zrobimy tak, jak nam radzisz - powiedział Ash konspiracyjnym tonem.
- Dobrze wszystko rozumiesz, mój kochany detektywie i cieszę się, że umiesz zachować dyskrecję w sprawach swoich przyjaciół. Dlatego właśnie uważaj lepiej na tę swoja Adelę, aby nie spotkało jej czasem nic złego, bo nie wiadomo, co ten kapuś jeszcze wymyśli.
- Oczywiście, będę miał oko na Adelę, ale ona nie jest moja.
- Nie ważne. Uważaj na nią, bo inaczej może się to wszystko kiepsko skończyć.
Po tych słowach rozmowa została zakończona. Ja zaś popatrzyłam z lekką złością w kierunku Asha, który odłożył słuchawkę na widełki aparatu telefonicznego.
- No co? - zapytał zdumiony mój ukochany.
- Twoja Adela... Też mi coś - prychnęłam.
Ash zachichotał, kiedy to usłyszał.
- Kochanie... Weź, proszę cię... Przecież powiedziałem wyraźnie, że to nie jest żadna moja Adela.
- Jakoś nie byłeś zbyt przekonujący - burknęłam.
- A czy ona mi dała dojść do słowa?
Nie chciałam o tym dłużej rozmawiać, więc pominęłam jego pytanie milczeniem.
***
Cała sprawa była naprawę nieprzyjemna. Wiedzieliśmy doskonale, że porucznik Jenny nigdy nie rzuca słów na wiatr ani też nie robi problemów z niczego. Wychodziło więc na to, że naprawdę ktoś doniósł Bleidnerowi, iż Adela jest syreną i gdzie ona przebywa. Tylko kto to był? Niestety, nasza pani porucznik tego już nie wiedziała. My również tego nie wiedzieliśmy, a musieliśmy jakoś to odkryć, tylko jak? Podejrzewaliśmy, iż to może być ktoś, kto dobrze zna Adelę, pewnie ktoś z jej morskich znajomych. W innym wypadku, gdyby to był ktoś z ludzi i chciał ją sprzedać, to pewnie by sam to zrobił bez pośrednictwa tego drania.
Podzieliłam się moimi spostrzeżeniami z Ashem, który przyznał mi całkowitą rację.
- To musi być jedyne wyjaśnienie - powiedział mój luby - Twoja logika jest jak najbardziej sensowna i w pełni ją popieram.
- Tylko pytanie, jak my niby mamy znaleźć jedną osobę w całym gronie znajomych Adeli? - zapytałam.
- Spokojnie, to nie powinno być takie trudne - odpowiedział mi Ash - Dzisiaj się wypytamy podczas pikniku naszą przyjaciółkę, kogo podejrzewa o to i jakich ma znajomych. Potem będziemy ich obserwować.
- Niby jak? - spytałam - Osobiście?
- Nie... Poprosimy o pomoc nasze Pokemony. One zrobią to doskonale, jestem tego pewien.
- Dobrze... A więc się ją wypytajmy.
Zgodnie z naszym planem po południu tego właśnie dnia Adela, jej mąż oraz dzieci przybyli na plażę, aby spędzić z nami czas. Razem z nimi przybyli też Atalanta, młodsza siostra naszej przyjaciółki, a prócz tego jej chłopak, tryton Wik. Oboje wyglądali tak na około piętnaście lat. Atalanta miała czarne włosy, ciemno-niebieskie oczy oraz niezwykle kształtny nosek. Jej chłopak był rudy, miał narząd wzroku barwy jasno-zielonej, zaś jego uśmiech po prostu rozczulał nas wszystkich. Jednak muszę powiedzieć, że tylko Wik był wobec nas niezwykle miły. Atalanta z kolei była dość dziwna, a prócz tego wychodziłam z założenia, iż jest zła z powodu ocalenia swojej siostry. Nie wiedziałam, dlaczego tak się zachowywała. Zapytałam więc po cichu Nika o to wszystko.
- Ja nie rozumiem, czemu ona taka jest - odpowiedział mój rozmówca - Naprawdę trudno mi jest to pojąć. Kiedy Adeli nie było, Atalanta troskliwie zajmowała się dziećmi i robiła wszystko, żeby niczego im nie zabrakło, a kiedy Adela wróciła, to znowu stała się wredna.
- Znowu? - zapytałam zdumiona - To ciekawe.
- Owszem... Ale nie ma czym się przejmować. Ona zawsze taka była - odpowiedział beztrosko Nik - Nieco wredna, ale jak co do czego, to zawsze mogliśmy na nią liczyć.
Skinęłam potakująco głową, po czym spojrzałam na Asha, jak biegał wesoło po plaży z dziećmi Adeli: małym Ashem i jego siostrą bliźniaczką Ashley. Max i Bonnie także dołączyli do zabawy, co jednak wcale mnie nie dziwiło. Ostatecznie wciąż byli oni jeszcze dziećmi pomimo tego, iż byli już pełnoprawnymi członkami naszej drużyny detektywistycznej. Nie miałam im tego za złe.
- Ile mają wasze dzieci? - spytałam Nika.
- Dwa i pół roku - odpowiedział zapytany.
- Serio? Wyglądają na więcej.
- Tak to już jest z syrenami. W wieku dwóch lat wyglądają, jakby miały dwa razy tyle. To taka specyfika naszego gatunku. Zaraz po narodzinach o wiele szybciej niż wy, czyli ludzie, przeżywamy okres największej ciemnoty umysłu, czyli pierwsze lata po narodzinach. W dwa lata wyglądamy tak, jak wasze czterolatki. Potem dorastanie już idzie normalnie, ale szybciej także dojrzewamy niż wy, ludzie. To znaczy z tym dojrzewaniem, to już różnie bywa, ale zazwyczaj tak właśnie jest, jak ci to przedstawiam.
- A ile wy macie lat? - zapytała Dawn - Bo wyglądacie mi oboje tak na siedemnaście lub osiemnaście.
- Właściwie, to oboje mamy po dziewiętnaście - uśmiechnął się do niej mąż Adeli.
- O! To ciekawe! - zawołał Clemont zaintrygowanym tonem.
- A to niby czemu? - wzruszył ramionami Nik - Zapewniam cię, że w świecie syren związki małżeńskie zawierane w tym wieku są czymś zupełnie normalnym. Oboje pobraliśmy się, gdy skończyliśmy szesnaście lat.
- Ulala! Ciekawe - zachichotała Dawn - To naprawdę ciekawe. A jest u was jakaś granica wieku, kiedy chcecie się pobrać? Znaczy „wy“ w sensie przedstawiciele waszej rasy?
- Jakieś większej granicy, to my nie mamy ustanowionej - odparł Nik wesołym tonem - Tylko w jakim celu o to pytasz?
- W sumie bez powodu. Tylko chciałam wiedzieć - zachichotała moja przyszła szwagierka - Bo widzisz, ciekawska jestem z natury.
- Zauważyłem - zachichotał tryton.
Spojrzał potem na dzieciaki, które biegały sobie wesoło wokół swojej matki. Niechcący na nią wpadły, ta zaś przewróciła się i pewnie upadłaby na piasek, gdyby nie Ash, który w ostatniej chwili ją złapał.
- Spokojnie, moja droga. Nie biegaj tak szybko, bo jeszcze coś sobie zrobisz - zachichotał detektyw z Alabastii.
- Przy tobie nic mi nie grozi - odparła dziewczyna.
Widząc tak bardzo zbliżone do siebie ich twarze poczułam, jak zaczyna mnie zżerać zazdrość.
- Oboje mają ze sobą naprawdę bardzo dobre relacje - zauważył Nik.
W tonie jego głosu nie wyczuwałam zazdrości. Najwidoczniej uważał, że wszystko jest w porządku, czego bynajmniej ja nie mogłam zrobić, gdyż moje serce palił teraz ogień, który bynajmniej nie ogrzewał mnie, a zadawał okropny, psychiczny ból.
Adela szybko powróciła do zabawy z dziećmi, które potem obskoczyły mojego chłopaka i zaczęły nawzajem go ciągnąć każde w swoją stronę. Patrząc na to zachichotałam czując, że jest to naprawdę urocza sytuacja. Wskutek tego przez chwilę zapomniałam o tym, co paliło mnie od środka, jednak tylko na chwilę, ponieważ każde spojrzenie na Adelę przypominało mi o moich obawach. Wiedziałam doskonale, że wcale nie miałam ku temu podstaw, bo przecież mój luby bardzo mnie kocha, jednak mimo wszystko żywiłam do niego swego rodzaju żal za to, iż tak on się zachowywał. Bo w końcu wiedząc o tym, jak razi mnie widok jego z innymi pannicami mnie bolał, to mógłby dać sobie spokój, a on co? Nic! Zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Prawdę mówiąc miał rację, bo przecież nie robił nic złego. Mimo wszystko raziło mnie to na swój sposób, jednakże darowałam sobie wszelki uwagi w tej sprawie.
Atalanta się prawie w ogóle nie odzywała, czasami tylko przebąkując coś niecoś o tym, co lubi, a czego to woli unikać i takie tam inne rzeczy. Jednak moja zazdrość przyćmiła mi wszystko, co oboje mówili. Prócz tego wciąż patrzyłam na mojego ukochanego, a następnie, kiedy zobaczyłam, jak Adela znowu wpada na niego podczas zabawy z dziećmi, wstałam z koca i postanowiłam się przejść. Ash zobaczył to i pobiegł za mną.
- Serena! Co się dzieje?! - zawołał.
Popatrzyłam na niego z ironią i burknęłam:
- Co się dzieje?! A nic takiego! Tylko to, że mój chłopak pozwala się uwodzić innej! Ale przecież to nie jest coś złego, prawda?!
Ash parsknął śmiechem, słysząc to, co właśnie powiedziałam.
- No proszę. Czyżby moja ukochana była zazdrosna?
- Weź się już lepiej nie zgrywaj! - mruknęłam kpiąco - Przecież widzisz wyraźnie, że ja widzę, iż ty dajesz się uwodzić swojej przyjaciółce.
Detektyw z Alabastii popatrzył na mnie i pogłaskał mi czule policzek prawą dłonią.
- Kochanie... Nie mów tak... Przecież doskonale wiesz, jak bardzo cię kocham.
- Jakoś kiepsko mi to okazujesz!
Następnie próbowałam odejść, ale Ash złapał mnie za rękę, po czym przyciągnął mocno do siebie.
- Te dziewczyny... Sam nie wiem, co one we mnie widzą.
Jego słowa wkurzyły mnie jeszcze bardziej i chciałam dać mu w twarz, ale Ash zacisnął mi swoje palce na plecach oraz na tym, co jest nieco niżej, po czym złączył ze sobą nasze usta. Jak niby w takiej sytuacji mogłabym mu odmówić?
- Nie chcę cię stracić, Ash - powiedziałam po cichu do mojego lubego, czując przy tym, że cała złość natychmiast mnie opuszcza.
- I nie stracisz. Będziemy już na zawsze razem - odparł na to Ash.
Bardzo chciałam mu wtedy wierzyć, ale moje wątpliwości wciąż były silne.
***
Po pikniku opowiedziałam Ashowi, co powiedział mi Nik. Mój luby uważnie mnie wysłuchał i stwierdził:
- A więc wszystko wydaje się być jasne. Atalanta chciałaby pozbyć się siostry i dlatego właśnie oddała ją w ręce tego drania.
- Ale niby czemu miałaby to robić? - spytałam.
- Chyba wiem, dlaczego - powiedział Ash - Zauważyłem bowiem coś, co mi naprawdę rzuciło mi się w oczy. Nie jestem jednak pewien, czy mam rację, ale być może tak. Zresztą wszystko potwierdzi już misja szpiegowska naszych przyjaciół.
- Ale o czym ty teraz mówisz? - zapytałam już nieco zmęczona tymi wszystkimi tajemnicami.
- O czym? O tym, że przecież Atalanta buja się w Niku.
Popatrzyłam na niego zdumiona tym wszystkim. Początkowo chciałam wyśmiać tę teorię, ale potem zmieniłam zdanie, ponieważ takie przypadki się zdarzały. No cóż... Nie ma co gadać, przecież często siostry były o siebie nawzajem zazdrosne i odbijały sobie chłopaków albo też próbowały tego dokonać. Niby czemu miałoby być inaczej w tym przypadku? Zwłaszcza, że przecież Atalanta kochała się swego czasu w Niku, to było pewne. Ale żeby coś takiego jej zrobić z zemsty za złamane serce? Nie! To przecież nie może być prawdą. Chociaż w sumie mogło tak być, jednak miałam nadzieję, że się mylę. Z tego, co zauważyłam, Adela bardzo kocha swoją młodszą siostrę, więc pewnie wielkim szokiem byłoby dla niej to, że Atalanta życzy jej jak najgorzej.
- A więc uważasz, że Atalanta chce się zemścić? - spytałam.
- Nie mam pojęcia, kochanie - odpowiedział mi Ash - To tylko takie moje przypuszczenie, chociaż... Naprawdę oczy Atalanty mówiły mi same za siebie, ale jak powiedziałem, to są tylko przypuszczenie. Być może misja naszych przyjaciół przyniesie nam coś więcej, najlepiej dowody.
- Ale jakie dowody?
- Dowody winy lub niewinności Atalanty.
- Tylko kogo chcesz posłać na tę misję? Bo chyba sam nie chcesz tam płynąć?
- Nie... Śledzenie Atalanty to bardzo poważne zadanie i dość trudne do dokonania dla człowieka. A poza tym rzuciłbym się w oczy za bardzo, więc cóż... Zostają nam jedynie Pokemony.
Uśmiechnęłam się bardzo zadowolona. Naprawdę jego pomysłowość jest chwilami po prostu ogromna. Ja pewnie, jak idiotka sama pchałabym się na misję śledzenia tej małej zołzy i pewnie bardzo łatwo zostałabym przez nią zdemaskowana. Poza tym nie miałam wodnych Pokemonów, a Ash je przecież ma, co pozwoliło mu wymyślić taki plan.
Następnego dnia rano, przed pracą Ash posłał Buizela oraz Corphisha, żeby śledzili Atalantę. Nakazał im obserwować ich bardzo dokładnie przez cały dzień i wrócić tutaj pod wieczór. Oba stworki zapiszczały bojowo na znak, że z wielką przyjemnością wykonają to zadanie, a następnie zniknęły w wodzie.
- Jesteś pewien, że możesz ich posłać samych na taką misję? - spytałam z obawą w głosie - Jeszcze ktoś je złapie lub coś.
- Spokojnie, to jedne z moich najlepszych Pokemonów - odpowiedział lekkim tonem Ash - Zapewniam cię, że wykonają one swoje zadanie i to w sposób perfekcyjny.
- Pika-pika! - zgodził się z nim Pikachu.
- Nie wątpię w ich umiejętności, ale boję się o nich.
- Spokojnie, Sereno. Będzie dobrze. Dadzą sobie radę.
- Mam nadzieję, że masz rację. Nie chcę mieć ich na sumieniu.
Na szczęście nie musieliśmy ich mieć na sumieniu, ponieważ Ash miał co do nich rację. Wykonali w pełni swoje zadanie, a do tego nic im się przy tym złego nie stało, choć miałam pewne obawy, że będzie inaczej. Na całe szczęście byłam kiepskim jasnowidzem i wyciągnęłam całkiem złe wnioski w sprawie tego śledztwa. Sądziłam bowiem, że oni będą musieli mieć kilka dni, żeby odkryć coś dla nas ważnego. Jednak jeden dzień im wystarczył. Obaj przekazali ciekawe rewelacje Pikachu, a ten Ashowi powiedział o tym na migi. Zadowolony detektyw wysłuchał go uważnie, a potem zatarł ręce z radości i zawołał:
- Moje bystrzaki! Gratuluję wam! Naprawdę wam gratuluję! Wszystko już wiem!
- To masz fajnie, ponieważ ja już nic nie wiem - zażartowałam sobie - Może mi to wyjaśnisz?
- Ależ naturalnie - rzekł mój ukochany - A jutro rano dowie się o tym także Adela. Tylko musimy ją powiadomić, aby była tutaj na plaży razem z mężem, siostrą i przyszłym szwagrem.
Następnie popatrzył na Buizela i zapytał:
- Możesz to dla mnie zrobić?
Pokemon skinął łebkiem, a następnie wskoczył radośnie do wody.
***
Zgodnie z tym, co zaplanował mój ukochany, Adela wraz ze swoim mężem, siostrą i jej chłopakiem przybyła na plażę. Ja i Ash oraz Pikachu już tam na nich czekaliśmy. Nie zabieraliśmy reszty drużyny, ponieważ ci mieli swoje sprawy do załatwienia w pracy, a prócz tego miało być dzisiaj sporo gości w restauracji i nie chcieliśmy zabierać Delii Ketchum niezbędnego dla niej personelu. Dlatego też uznaliśmy, że możemy potem powtórzyć naszym przyjaciołom wszystko, co miało mieć teraz miejsce.
- Cieszę się, że jesteście - powiedział mój ukochany, ubrany oczywiście w swój strój detektywa - Chciałbym wam coś wyjaśnić i musicie być przy tym wszyscy obecni.
- Ciekawe, co jest takie ważne, że nas tu ciągasz - mruknęła złośliwym tonem Atalanta.
- Proszę cię, przestań - skarcił ją jej chłopak.
- No właśnie, siostrzyczko. Nie powinnaś tak mówić - dodała smutno Adela - Przecież Ash nam pomaga. Czemu robisz mu taką przykrość?
- Wiem o tym, ale w przeciwieństwie do ciebie wolę swój ogon niż te dwa patyki - mruknęła jej siostrzyczka, pokazując na swoje nogi.
- A mnie pasuje jedno i drugie, jednak to bez znaczenia. Wysłuchajmy wszyscy Asha.
Detektyw uśmiechnął się bardzo zadowolony, po czym zaczął chodzić po plaży i mówić:
- Od samego początku cała ta sprawa była naprawdę ciekawa i zarazem bardzo intrygująca. Nie rozumiałem w niej wszystkiego i to sprawiało, że tym bardziej chciałem ją rozwiązać. Na szczęście sekrety zostały ujawnione, ponieważ moje Pokemony śledziły wczoraj pod wodą pewne osoby i dzięki temu zdobyły niezbędne dla mnie dane.
- Kogo one śledziły? - spytał Nik.
- I jakie dane zdobyłeś? - dodał Wik.
- Już wam mówię - uśmiechnął się do nich Sherlock Ash - Widzicie... Odkryłem niedawno, że Eric Bleinder, który porwał Adelę miał wspólnika. Kogoś, kto wydał mu Adelę i powiedział bardzo dokładnie, gdzie i jak może ją złapać. Bez tego drań by sobie nie poradził. Bardzo mnie ciekawiło, kto i dlaczego chciałby to zrobić. Od razu rzuciła mi się w oczy jedna z osób. Osoba, która bardzo mi tu pasowała do bycia winowajcą. A więc kto to był? Kto chciałby się pozbyć Adeli?
Detektyw spojrzał na Nika.
- Może jej kochający i czuły mąż, któremu może się podobać młodsza siostra żony i celowo wydał małżonkę Bleidnerowi?
Nik zrobił oburzoną minę, czym Ash wcale nie był przejęty.
- Ale przecież to jest niemożliwe! - zawołała Adela - Przecież on mnie kocha, a poza tym czemu miałby was prosić o pomoc, skoro byłby winny?!
- Dla zamydlenia oczu - stwierdził śledczy - A może po to, żebyśmy go nie podejrzewali? Tak czy inaczej Eric Bleidner porwał Adelę, natomiast my ją odbiliśmy. Czy jednak Nik jest winny? A może ktoś inny? Może ktoś, kto też był zazdrosny i chciałby się pozbyć Adeli?
Spojrzał na Atalantę i powiedział z uśmiechem:
- Corphish widział w twojej grocie rysunki ukazujące twoją siostrę. Są one podziurawione. Ciekawi mnie, czy w ten sposób wyładowujesz swoją złość na siostrę za to, że poślubiła trytona, którego ty darzyłaś uczuciem?
- Bredzisz! - zawołała Atalanta.
- Czyżby? - uśmiechnęłam się ironicznie - Wiemy, że kochałaś się w swoim szwagrze i chciałaś z nim być. Nadal tego chcesz, ale nie możesz, bo Adela stoi ci na drodze. Gdybyś więc tak się jej pozbyła, to miałabyś wolną drogę.
Nik i Wik patrzyli na nią zaszokowani, z kolei Adela załamała ręce.
- To niemożliwe! Nie ona! To moja siostra! Nie zrobiłaby mi tego!
Ash patrzył na nią w milczeniu, po czym znowu się uśmiechnął i dodał:
- Ależ oczywiście, że tego nie zrobiła, bo zrobił to ktoś inny.
- Kto taki? - spytała Atalanta.
- Zastanówmy się... - mówił dalej mój luby - Adela sama na siebie nie doniosła. Nie zrobił tego jej mąż ani też jej siostra. Kto jeszcze został tutaj z najbliższego grona Adeli? Tylko jedna osoba.
Spojrzeliśmy wszyscy na Wika, który był przerażony.
- Słucham?! Ja?! Niby co?! To po prostu głupie!
- Czyżby? - zaśmiał się detektyw - Wyobraź sobie, że tym razem jesteś w wielkim błędzie. To nie jest głupie, to jest prawdziwe. Dla pewności, aby się upewnić, poszedłem na policję i pogadałem z Bleidnerem. Przycisnąłem go i powiedział mi, że jego zleceniodawcą był jakiś chłopak. Opisał mi go i to bardzo dokładnie. To byłeś ty, kochasiu.
- O czym on mówi? - spytała Atalanta, spoglądając na Wika.
- Nie wiem! On bredzi od rzeczy! - zawołał młody tryton.
- Poważnie? A co powiesz na to, co odkryły wczoraj moje Pokemony? - mówił dalej nasz dzielny detektyw - Wyobraź sobie, że znalazły one grób trytona o imieniu Neptus. Byłeś niedawno tam, gdzie on się znajduje, aby złożyć na nim morskie kwiaty. Ciekawiło mnie też, kim jest dla ciebie osoba tam pochowana. Buizel więc wypytał miejscowe Pokemony o to, kim jest ten tryton. I wiecie, kim był? Bratem naszego drogiego Wika.
- O Boże! - jęknęła Adela, zasłaniając sobie dłońmi usta - Neptus! Ten tryton, który nachalnie narzucał mi się ze swoimi uczuciami!
- O tak! - zawołał wściekły Wik, patrząc na syrenkę - Przez ciebie on nie żyje! Otruł się, kiedy ty wyszłaś za mąż za innego!
- Nigdy niczego mu nie obiecywałam!
- Ale on się przez ciebie zabił! Rozumiesz to?! Zabił się przez ciebie! Musiałaś zostać za to ukarana!
- Dlaczego właśnie tak?! - zapytałam zaszokowana.
- Ponieważ śmierć to za mało! Za to, co mi zrobiłaś, powinnaś cierpieć całe swoje życie! Im dłużej, tym lepiej!
- Ja tego nie chciałam! Nie mogłam go pokochać na siłę!
- Ale mogłaś go pokochać! A nie chciałaś! Zabiłaś go! Chciałem, abyś cierpiała tak, jak on! Zasługujesz na to!
Wszyscy nasi przyjaciele z morskich głębin byli w szoku, a zwłaszcza Atalanta, która zasłaniała sobie usta dłońmi.
- Czy to prawda? - zapytała po chwili - Czy ty tylko udawałeś, że mnie kochasz, żeby wydobyć ode mnie informacje o mojej siostrze?
Wik uśmiechnął się do niej ironicznie.
- Wybacz mi, maleńka. To nic osobistego.
Adela podeszła do niego i chciała już coś powiedzieć, kiedy nagle coś zatrzasnęło się na jej talii, po czym porwało wysoko w górę. To była wielka, mechaniczna ręka. Spojrzeliśmy przed siebie i zauważyliśmy wówczas łódź podwodną w kształcie ogromnego Magikarpa. Na jego grzbiecie stali troje dobrze nam znanych złodziejaszków, którzy zaczęli recytować:
- Te dwie niecnoty, a właściwie trzy...
- Zwiastują kłopoty niczym najgorsze sny.
- By uchronić świat od dewastacji...
- By zjednoczyć wszystkie ludy naszej nacji...
- Głąbom z odmętów nie przyznać racji...
- By syren dosięgnąć, będziemy walczyć!
- Jessie!
- I morski James!
- Zespół R mokro walczy w służbie zła!
- Więc poddaj się lub do wodnej walki z nami stań!
- Miau! To fakt!
- Zespół R! - wrzasnął oburzony Ash - Czego wy tu chcecie?!
- Zapomnijcie, że oddamy wam Pikachu! - krzyknęłam.
- Możecie sobie zatrzymać tego waszego nic nie wartego elektrycznego szczura! - odparła ironicznie Jessie - My mamy teraz o wiele większą rybkę.
- I zdecydowanie dużo więcej wartą - dodał James.
- Tak, to fakt - zaśmiał się podle Meowth - Jak ją sprzedamy do cyrku, to będziemy bogaci jak królowie!
- Adela! - wrzasnął przerażony Nick.
- Oddajcie mi moją siostrę! - zawołała Atalanta.
- Wybaczcie... Chętnie byśmy was też wzięli, ale jedną syrenę o wiele łatwiej upilnować niż kilka - stwierdził złośliwie James.
- Pikachu, walnij ich piorunem! - zawołałam.
Pokemonowi poleciały iskierki z policzków, ale Ash go powstrzymał.
- Nie! To niebezpieczne! Jeszcze trafisz w Adelę!
Jessie zaśmiała się podle, po czym wypuściła swego Pumpkaboo, który strzelił w nas Kulą Cienia. Odskoczyliśmy wszyscy na bok, a kula trafiła w piasek i stworzyła w ten sposób spory tuman kurzu. Ash szybko wypuścił Pidgeota, aby rozdmuchał go skrzydłami. Gdy to się stało, to zauważyliśmy, jak nasi wrogowie uciekają.
- Zwieją nam! - zawołała przerażona Atalanta.
Na całe szczęście Nik jako jedyny nie stracił zimnej krwi.
- Spokojnie. Nie uciekną daleko. Mamy przy sobie całą masę wodnych Pokemonów, zatem ruszajmy!
Po tych słowach wskoczył on do wody, a jego szwagierka za nim.
- A gdzie Wik? - spytałam.
- Zniknął, drań jeden - odpowiedział mi Ash - Pewnie skorzystał z tego zamieszania, które wynikło z ataku Zespołu R. No trudno, to bez znaczenia. Nie mamy czasu go gonić. Ratujmy Adelę!
Nie zadawałam pytań, jak mamy to zrobić, bo doskonale wiedziałam, że oboje się rozumiemy. Chwilę później lecieliśmy już na Charizardzie i Pidgeocie w kierunku wielkiego Magikarpa, który jeszcze nie zanurzył się pod wodę.
- Dobra, lądujemy jej na dachu łodzi! - krzyknął Ash.
Chwilę później już tam siedzieliśmy. Właz był co prawda zamknięty, ale mój chłopak wiedział doskonale, co zrobić, gdyż stanął tam i... zapukał.
- Kto tam? - usłyszeliśmy głos Jamesa.
- Paczka dla pana Jamesa - odpowiedział mój luby, starając się zmienić głos.
- Sądzisz, że on się na to nabierze? - spytałam zdumiona.
- A czemu nie? - zachichotał mój luby.
- Daj lepiej spokój. Przecież nawet on nie jest taki głupi.
Ash miał inne zdanie w tej sprawie. Szybko okazało się, że miał rację, ponieważ James otworzył właz łodzi podwodnej i lekko go uchylił.
- A jednak jest - stwierdziłam nieźle zdumiona.
- Gdzie jest ta paczka? - spytała 1/3 Zespołu R.
- Tutaj! - zawołał Ash i uderzył drania nogą w czoło.
Powalił w ten sposób Jamesa, po czym szybko otworzył właz na całą szerokość i oboje wskoczyliśmy do środka.
- O nie! Chyba zalęgły nam się tu głąby! - zawołała wściekła naszym widokiem Jessie.
- To jest normalnie jakaś zaraza! - dodał Meowth.
Chwilę później oboje otrzymali silny cios atakiem pioruna od Pikachu i padli chwilowo sparaliżowani.
- Łatwizna - zachichotałam.
Ash oswobodził szybko związaną Adelę (będącą pod postacią syreny), która z radości objęła go czule za szyję. Poczułam wtedy ponownie atak zazdrości, ale nie miałam czasu się na nim skupić.
- Wiejemy! Oni zaraz się obudzą! - krzyknął Ash.
Wyskoczyliśmy szybko przez właz na zewnątrz. Mój luby wyszedł o wiele wolniej, bo niósł na rękach Adelę.
- Super! A teraz do wody! - zawołałam.
- Kochane morze! - dodała radośnie syrenka, kiedy detektyw wypuścił już ją z rąk.
Niestety, tuż za nami wyleciał właśnie Pumpkaboo. Pikachu strzelił w niego piorunem, ale ten uniknął go i strzelił w naszą stronę Kulą Cienia, a właściwie w moją stronę. Ash szybko odepchnął mnie na bok i sam oberwał tym pociskiem, po czym zleciał prosto do wody.
- Ash! - krzyknęłam przerażona.
Szybko ja i Adela skoczyliśmy za nim. Pikachu poraził przeciwnika prądem, po czym prędko dołączył do nas. Syrenka jako pierwsza dopłynęła do mojego ukochanego, który był nieprzytomny. Zaczęliśmy szybko płynąć ku powierzchni, ale Ash zrobił się siny na twarzy. Groziło mu, że zaraz się udusi! Adela popatrzyła na mnie załamanym wzrokiem.
- Przepraszam cię, ale muszę to zrobić!
Po tych słowach pocałowała Asha w usta. Pocałunek nie trwał długo, ale mnie się zdawało, jakby trwał on całą wieczność. Nie mogłam jednak nic zrobić, gdyż pocałunek syreny ratował ludziom życie, a ja przecież bardzo chciałam, aby Ash żył.
Adela spojrzała ostrożnie na mojego chłopaka i popłynęła szybko ku brzegowi. Ja sama zaczęłam już tracić powietrze w płucach, ale wolałam umrzeć niż żeby syrena mnie całowała. W końcu gustowałam w chłopakach, a właściwie to tylko w jednym - moim chłopaku, przez co wolałam uniknąć buziaków od innej dziewczyny. Całe szczęście obyło się bez tego, ponieważ dość szybko wypłynęliśmy na powierzchnię wody i złapaliśmy wówczas w płuca powietrze.
- Uff! W ostatniej chwili! - powiedziałam.
- Tak... W ostatniej - dodała Adela.
Ash powoli otworzył oczy i spojrzał na nas uważnie.
- Ominęło mnie coś? - spytał.
- Niewiele... Nie ma o czym mówić - zaśmiałam się lekko.
Chwilę później zauważyliśmy przed sobą wielkiego Magikarpa, a na nim trójkę naszych znajomych. Widocznie odzyskali już przytomność i byli bardzo wściekły.
- A wy dokąd się wybieracie z naszą żyłą złota, co?! - zawołał groźnie Meowth, wysuwając z łap pazury.
- Nikomu nie pozwolimy uciec z naszą syreną! - dodała Jessie.
- Ona jest nasza! - wołał James.
- Tak się wam tylko wydaje! - usłyszeliśmy za sobą czyiś głos.
Tym, który wypowiedział te słowa był Nik. Był on w swojej morskiej postaci. Towarzyszyła mu Atalanta oraz dwa Pokemony, które rozpoznałam jako Gyaradosa i Laprasa.
- Obawiam się, że wasza wizyta tutaj przeciągnęła się - powiedział mąż Adeli - Lapras, możesz ich stąd wyprosić?
Pokemon zapiszczał i strzelił w ich stronę promieniem zamrażającym. Magikarp oraz jego pasażerowie zostali otoczeni wielką bryłą lodu.
- Gyarados! Zafunduj im mały lot - dodała mściwym tonem Atalanta
Groźny stwór zaryczał, machnął ogonem, podbił nim Zespół R z ich statkiem, po czym odbił ich niczym zawodnik baseballu kijem piłkę. Nasi przeciwnicy wskutek tego odlecieli w przestworza.
- No i tyle, jeśli chodzi o nasz majątek! - usłyszeliśmy głos Jessie.
- Biednemu zawsze wiatr w oczy - dodał James.
- I lód w kostki - mruknął Meowth.
- Zespół R znowu błysnął! - wrzasnęła cała trójka, zanim już całkiem zniknęli nam z oczu.
Bitwa została wygrana, Adela zaś radośnie skoczyła w objęcia swojego męża, całując go zachłannie po policzkach. Potem złapała ona mocno siostrę i również ją uściskała. Ja natomiast spojrzałam z miłością na Asha, po czym dotknęłam delikatnie jego policzka.
- Co się stało, Sereno? - zapytał mój luby, widząc moją czułość, która wyraźnie go zdziwiła.
- Jak ja mogłam chociaż przez chwilę pomyśleć, że ona ciebie kocha inaczej niż tylko brata czy przyjaciela? - odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie - Byłam bardzo głupia. Wybaczysz mi, Ash?
- A ty mi wybaczysz, że dałem ci niechcący podstawy do tego, żebyś właśnie tak o mnie myślała?
- Nie mam ci czego wybaczać.
- Więc ja tobie tym bardziej.
To mówiąc oboje pocałowaliśmy się.
- Jaka szkoda, że ten drań Wik nam uciekł - powiedziałam po chwili do Adeli, która do nas podpłynęła.
- A ja nie żałuję - odparła syrenka.
- Jak to? - zdziwiłam się - Przecież on cię wydał Bleidnerowi! Chciał, aby cię sprzedano do cyrku lub do akwarium!
- Tak, to prawda, ale widziecie... Ja naprawdę niechcący skrzywdziłam jego brata. Czuję się temu winna.
- Nie powinnaś.
- No wiem, ale mimo wszystko tak się teraz czuję. Poza tym to tylko dzieciak. Niech sobie ucieka. Może wykorzysta tę sytuację, żeby się zmienić na lepsze?
- Obyś miała rację. Choć ja na twoim miejscu...
- Wiem... Ale czasem nie warto być zawziętym. Podobnie jak nie warto zbyt szybko oceniać innych, mam rację?
Wiedziałam, że musi pić do mnie, więc zarumieniłam się lekko.
- Tak, masz rację. Nie warto zbyt szybko oceniać innych, kochanie. Bo w końcu może on rzeczywiście postąpił tak tylko i wyłącznie dlatego, że czuł się bardzo samotny lub też zdesperowany? Tak czy siak mogę jeszcze zrozumieć jego zachowanie, jednak szkoda mi Atalanty. Ponownie złamano jej serce.
- Jest twarda, da sobie radę - powiedziała Adela - A poza tym nie jest sama. Ma mnie i Nika. Jesteśmy jej rodziną i zawsze będzie mogła na nas liczyć. Nawet jeśli rzuca sztyletami w moje podobizny.
Chwilę później Lapras podpłynął do nas i zapiszczał delikatnie.
- On chyba coś od nas chce - powiedziałam.
Ash podpłynął do niego bliżej i przyjrzał mu się uważnie.
- Chwileczkę... Czy my się aby przypadkiem nie znamy? - zapytał.
Lapras zapiszczał ponownie. Ash zaś popatrzył na niego i pomyślał przez chwilę.
- Moment... Czy to nie ty aby woziłeś na grzbiecie mnie, Misty oraz Tracy’ego podczas mojej podróży po Wyspach Oranżowych? Miałeś wtedy taką charakterystyczną wypustkę na muszli... W tym oto miejscu... Jeśli ją tu masz, to...
Ash przyjrzał się Pokemonowi uważnie, po czym zachichotał radośnie.
- A niech mnie! To naprawdę ty! Lapras! Po tylu latach! Nie sądziłem, że znowu cię zobaczę! Witaj, drogi przyjacielu!
Lapras pochylił głowę, żeby mój ukochany mógł go uścisnąć. Pikachu również dołączył do tego radosnego rytuału powitania i nic dziwnego, w końcu też znał tego Pokemona.
Tak... To był dzień pełen niespodzianek i wrażeń.
KONIEC
No powiem szczerze, że nie spodziewałam się właśnie takiego zakończenia całej historii. Jednakowoż to jest właśnie cudowną cechą Twoich opowiadań: zaskoczenie. :)
OdpowiedzUsuńAsh wraz ze swoimi przyjaciółmi oraz policją dostają się do domu doktora Bleidnera, który uprowadził Adelę. Przy próbie aresztowania próbuje on udowodnić, że Adela jest syreną, co oczywiście mu nie wychodzi, gdyż przed jego przyjściem Bonnie udaje się wysuszyć dziewczynę na tyle, by zyskała ona ludzkie nogi. Przy okazji Bleidnera udaje się wrobić w "podwójne" porwanie, za które na pewno pójdzie siedzieć na długie lata.
Jednak podczas przesłuchania doktorek wyznaje coś jeszcze: otóż ktoś mu zlecił porwanie Adeli. Ash uruchamia swoją śledczą machinę i przy pomocy swoich wodnych pokemonów wszystkiego się dowiaduje. Całą prawdę postanawia ujawnić podczas późniejszego przyjęcia na plaży. Okazuje się, że Wik, chłopak Atalanty (siostry Adeli), wydał kobietę profesorowi, bo ta w przeszłości odrzuciła zaloty jego brata, doprowadzając tym samym do jego samobójstwa. Chciał ją w ten sposób ukarać za utratę brata. Skrzywdził w ten sposób nie tylko Nika, Adelę, ale też Atalantę, której złamał serce udając miłość tylko po to, by zbliżyć się do Adeli.
Niestety, sielankę przerywa pojawienie się zespołu R (którego tak na marginesie nieco mi tu brakowało), który próbuje porwać Adelę. Na szczęście nasza drużyna nie ma zamiaru puścić im tego płazem i po krótkiej walce przy pomocy znajomego (jak się później okazało) Laprasa i Gyradosa udaje się ją uwolnić z rąk zbirów, a zespół R "znowu błysnął" :D
Niestety podczas walki ranny zostaje Ash, na szczęście zostaje uratowany pocałunkiem syreny podarowanemu mu przez Adelę. I w tym momencie cała zazdrość Sereny, jaka potęgowała w niej przez cały czas trwania śledztwa, wyparowała i nasza para pogodziła się ze sobą. :)
Jak zwykle happy end, co bardzo mi się tutaj podoba. :)
Ogólna ocena: 10000000000000000000000000000000000/10 :)