Uczennica detektywa cz. II
Ponieważ ciekawość paliła mnie zbyt mocno, to oczekiwanie na mego ukochanego nie miało najmniejszego sensu. Postanowiłam zatem wyjść mu naprzeciwko. Poszłam więc przed siebie do laboratorium profesora Bircha, ale daleko nie zaszłam, gdyż około w połowie drogi go zauważyłam.
- Witaj, kochanie! - zawołałam do niego.
- Serena! Cześć, skarbie! - odpowiedział mi radośnie mój ukochany, po czym wraz z Pikachu podbiegł do mnie.
Jego Pokemon zeskoczył mu z ramienia i dawał susy tuż obok niego. Chwilę później złapał mnie mocno w objęcia, a swoje usta złączył z moimi.
- Strasznie się cieszę, że cię widzę! - zawołał Ash.
- Ja również się cieszę! - zachichotałam szczęśliwa z tego, że jestem w jego ramionach - Tym bardziej, że muszę ci coś ważnego powiedzieć.
- Podobnie jak ja tobie, ale mów pierwsza.
- Nie, skarbie. To ty mów pierwszy.
- Damy mają pierwszeństwo.
- Tym razem wiek przed urodą.
Ash parsknął śmiechem, po czym pokiwał głową na znak zgody.
- Nie ma sprawy, a więc ja pierwszy mówię. Wyobraź sobie, że nasza droga oficer Jenny ściągnęła mnie do laboratorium profesora Bircha pod pretekstem, że chce mnie przesłuchać, ale tak naprawdę chciała ona jedynie, abym rzucił okiem na miejsce zbrodni.
Zaśmiałam się lekko, kiedy to powiedział.
- Jakoś wcale mnie to nie dziwi - odparłam wesoło - W końcu, gdyby chciała cię przesłuchać, mogłaby to zrobić inaczej.
- To znaczy?
- To znaczy przyjechać do domu Hameronów, przesłuchać cię i już. Po co więc ciągnęła cię do laboratorium? Wyraźnie liczyła na to, że pomożesz jej w prowadzonym przez nią śledztwie.
- Sam się tego zacząłem domyślać, jednak cieszy mnie fakt, iż sama doszłaś do takich wniosków. Jesteś o wiele bardziej bystra niż ci się wydaje.
- Małe szare komórki pracują.
- Dokładnie.
Pikachu zapiszczał wesoło, słysząc naszą rozmowę, która wyraźnie go ubawiła. Po minie, jaką miał na pyszczku domyśliłam się jednak, że bardzo tęsknił za swoją ukochaną Buneary, która pozostała w Alabastii, zaś nasza czuła rozmowa musiała mu o niej przypomnieć.
- Dobrze, Ash... A więc co zauważyłeś na miejscu zbrodni? - zapytałam - No i co w ogóle tam się stało?
- Już mówię - odpowiedział mi z uśmiechem detektyw - A więc Lucius wstał w nocy z łóżka, słysząc jakiś hałas w pracowni profesora. Wstał więc i poszedł to sprawdzić. Zauważył wówczas Ashera, jak ten właśnie szarpie się z jakimś człowiekiem. Nie zdążył mu się jednak dobrze przyjrzeć, ponieważ stało się coś strasznego, co zdecydowanie odwróciło jego uwagę od twarzy napastnika. Mianowicie ten łajdak odepchnął Ashera na ścianę tak mocno, iż biedak uderzył głową o ścianę i prawie natychmiast umarł. Lucius doznał niezłego szoku, ale szybko się z niego otrząsnął i próbował schwytać tego bydlaka, jednak wówczas ten złapał za broń i strzelił do niego dwa razy, po czym uciekł. Jedna z kul o mało nie trafiła Luciusa w głowę. Ten zdołał na szczęście dotrzeć do aparatu telefonicznego, po czym złapał za słuchawkę i zadzwonił do oficer Jenny. Ta zaraz przyjechała na miejsce i dowiedziała się czegoś bardzo ciekawego.
- Mianowicie?
- Mianowicie profesor Nicodemus Birch przespał tę sytuację i to całą, łącznie ze strzelaniem w jego pracowni. Nie zastanawia cię to, Sereno?
Pomyślałam przez chwilę, nim udzieliłam odpowiedzi.
- Profesor Birch zwykle sypia w swoim laboratorium?
- A i owszem, podobnie jak jego pomocnicy.
- No więc w takim razie strzały powinny go obudzić. Czemu tego nie zrobiły?
- To dobre pytanie. Podejrzewam, że go uśpiono, ale Jenny już się tym zajmie. Pobrała próbki kawy, którą wypił przed snem profesor.
- Kawy? Trochę dziwne.
- Dlaczego?
- Sądziłam, że kawa raczej pobudza umysł. Człowiek więc raczej nie pije kawy przed snem, zwłaszcza wtedy, jeśli chce zasnąć.
Ash zachichotał delikatnie.
- Brawo, Sereno! Brawo! Zaczynasz się naprawdę wyrabiać przy boku słynnego detektywa. Jeszcze trochę i będziesz równie dobra, jak ja.
Widząc, jak się puszy naciągnęłam mu delikatnie czapkę z daszkiem na oczy i mruknęłam gniewnie.
- Zarozumialec! - mruknęłam złośliwie.
Mój ukochany poprawił sobie swoje nakrycie głowy, po czym parsknął bardzo wesołym śmiechem.
- No weź, nie przesadzaj. Po prostu rozsądnie oceniam fakty i tyle.
- Możliwe, ale trochę za bardzo przy tym się chwalisz.
- Być może, jednak po prostu uczciwie stwierdzam, co umiem, a czego nie umiem.
- Na pewno nie umiesz być skromny.
- Uwierz mi, umiem.
- Poważnie? Jakoś tego nie zauważyłam.
- Pika-pika! - pisnął Pikachu.
Ash uśmiechnął się do niego przyjaźnie.
- No tak, masz rację, mój przyjacielu. Nie powinniśmy mówić teraz o bzdurach, skoro mieliśmy porozmawiać o poważnych sprawach.
Następnie spojrzał na mnie i powiedział:
- Tak czy inaczej cała sprawa bardzo mnie ciekawi. Profesor Birch nie umiał nam nic wytłumaczyć. Był zbyt mocno wstrząśnięty tym wszystkim, co się stało. Mam jednak nadzieję, że zechce to zrobić, kiedy już poczuje się lepiej.
- Rozumiem. Czy w domu były ślady włamania?
- Nie. Nie było żadnych takich śladów.
Pomasowałam sobie zaintrygowana podbródek.
- To interesujące. Naprawdę interesujące. Czyli albo ten złodziejaszek jest naprawdę fachowcem w tym, co robi... Albo...
- Albo ktoś go tu wpuścił - dokończył moją myśl Ash.
Spojrzałam na niego zaintrygowana.
- Asher? Myślisz, że to jego sprawka?
- Nie wiem, ale niestety jest to bardzo, ale to bardzo możliwe. Wtedy zabicie go przez włamywacza nabiera większego sensu.
- Sugerujesz, że Asher został uciszony, aby nie wsypać wspólnika?
- Jenny tak uważa, a ja nie widzę innej możliwości... W każdym razie chwilowo, bo później być może to się zmieni.
Uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- No dobrze, a o jakiej pilnej sprawie ty chciałaś mi powiedzieć?
Dopiero teraz sobie przypomniałam, że miałam przecież mu wyjaśnić, z jaką sprawą dzwoniła do nas porucznik Jenny.
- A więc tak... Wyobraź sobie, Ash, że do Alabastii przyjechała pewna wysoko postawiona osoba. Nazywa się hrabina Morcado.
- Morcado? Hrabina? A tak, przypominam sobie! - zawołał mój luby - Nie tak dawno oboje czytaliśmy o niej w „Kanto Express“ w związku z tym skandalem wywołanym przez jej syna.
Również pamiętałam doskonalę tę historię. Synalek tej kobiety miał niezłe kłopoty finansowe i zadarł z niewłaściwymi ludźmi. Zaciągnął u nich długi i chciał je spłacić, oddając im ów niezwykle drogocenny rubin. Uknuł wszystko bardzo sprytnie, a mianowicie przygotował sobie falsyfikat owego klejnotu, po czym postanowił dokonać podmiany, ale niestety (dla niego, oczywiście) przyłapano go na tym i musiał się słono tłumaczyć ze swoich postępków. Prasa miała temat do pisania na wiele tygodni, a dziennikarze nie pozostawali na tym człowieku suchej nitki. Teraz znowu ktoś spróbował ukraść rubin i niestety udało mu się to, o czym właśnie opowiedziałam mojemu chłopakowi.
- A więc ktoś ukradł jej drogocenny rubin?
- Dokładnie tak.
- Czy hrabina ma pojęcie, kto to zrobił?
- Nie, ale prosi cię o przybycie do Alabastii. Ma nadzieję, że zdołasz rozwiązać tę sprawę.
Ash popatrzył na mnie uważnie i posmutniał.
- Nie jestem pewien, czy powinienem to robić, Sereno. W końcu oficer Jenny poprosiła mnie o pomoc i ja już jej obiecałem, że zrobię co się da, aby rozwikłać tę sprawę. A teraz co? Mam nagle porzucić tę sprawę?
- Ale porucznik Jenny, nasza serdeczna przyjaciółka, prosi cię o pomoc w sprawie rubinu. Chyba jej nie odmówisz? - zapytałam.
- Ależ oczywiście, że nie - detektyw z Alabastii dał mi wyraźnie do zrozumienia, iż nawet coś takiego nie przyszło mu do głowy - Po prostu uważam tę sprawę za o wiele bardziej poważną i wymagającą wyjaśnienia niż ta z mego rodzinnego miasta. W końcu tam jest tylko kradzież, a tutaj aż morderstwo.
Rozłożyłam bezradnie ręce, porażona tą jakże niesamowitą trafnością jego uwag.
- Coś w tym jest, skarbie. Ostatecznie przecież morderstwo jest o wiele bardziej poważnym problemem do rozwikłania niż zwykła kradzież. Być może więc policja da sobie radę bez nas.
- Na pewno da sobie radę, jestem tego pewien.
Ash nie miał wątpliwości i święcie wierzył w to, o czym mówił. Jednak ja sama miałam nieco inne zdanie w tej sprawie.
Opowiedzieliśmy naszym kochanym przyjaciołom szczegóły obu tych kryminalnych spraw, choć może słowo „szczegóły“ jest nieco przesadzone, ponieważ na temat drugiej sprawy nie wiedzieliśmy praktycznie nic poza tym, że rubin został skradziony, a sama hrabina, która bardzo wiele słyszała o Ashu, zażądała wyraźnie, aby to właśnie on poprowadził całą sprawę.
- No proszę, co ja słyszę? - zaśmiał się wesoło Gary, kiedy to usłyszał - Naprawdę bardzo interesujące. Hrabina Morcado osobiście zażyczyła sobie ciebie, Ash?
- Tak, właśnie tak - potwierdziłam.
- Skoro Serena tak mówi, to z pewnością tak właśnie jest - odparł mój chłopak wesołym tonem.
- Ale teraz już doskonale rozumiem, czemu nasza kochana porucznik Jenny zadzwoniła - powiedziała Dawn - W innej sytuacji nawet by o nas nie pomyślała, ale w takich okolicznościach nie mogła postąpić inaczej.
- Daj już spokój, siostrzyczko - uśmiechnął się do niej jej starszy brat - Przecież Jenny nie może tylko i wyłącznie korzystać z naszej pomocy. Musi też sama rozwiązywać zagadki, bo przecież jaka byłaby z niej policjantka, gdyby wiecznie tylko wysługiwała się ona grupą nastolatków, choćby nawet najbardziej uzdolnioną na całym świecie?
- Grupą najbardziej uzdolnionych nastolatków na całym świecie, Ash! - Bonnie jak zwykle przerobiła słowa Asha na swoją modłę - To ja rozumiem! To mi się podoba! Piękne słowa! I prawdziwe, bo przecież wszyscy mamy swoje zdolności.
- Owszem, mamy, ale nie musimy się tym tak chwalić - skarcił ją nieco Clemont.
Dziewczynka jednak uważała, że skoro posiadamy jakieś umiejętności i są one do tego przydatne, to nie powinniśmy udawać, iż ich nie mamy, a wręcz przeciwnie, mówić o tym wszystkim wprost. Ash uśmiechnął się do niej lekko, ponieważ wychodził on z podobnego założenia, jednak poparł również Clemonta, kiedy ten zauważył, że mówienie prawdy oraz rozsądne ocenianie naszych umiejętności, wcale nie oznacza chwalenia się nimi na prawo i lewo.
- A więc co teraz robimy? - spytała May, przerywając tę dyskusję.
- Dla mnie sprawa jest jasna - odpowiedział jej Ash - Ponieważ w tym mieście jest sprawa morderstwa, natomiast w Alabastii czeka na mnie tylko sprawa pospolitej kradzieży, to muszę zostać tutaj i poprowadzić śledztwo w sprawie śmierci Ashera. Poza tym twój ojciec mnie o to prosił, May.
Była to prawda, ponieważ Norman Hameron, gdy tylko profesor Birch do niego zadzwonił i poinformował go o śmierci swojego asystenta, zaraz z miejsca poprosił mojego chłopaka, aby pozostał w mieście i pomógł policji rozwiązać tę sprawę.
- Nie sądzi pan, że to nieco przesada aż tak bardzo na mnie polegać? Przecież nie jestem nikim wielkim. Jestem tylko siedemnastolatkiem, który miał za pradziadka detektywa i sporo jego talentów odziedziczył, a teraz je wykorzystuje w słusznej sprawie.
- Może i tak jest, ale czy to cokolwiek zmienia? - zapytał mężczyzna, uśmiechając się przy tym lekko - Zapewniam cię, że nie znam drugiego tak uzdolnionego chłopaka jak ty.
- Max też ma wiele zdolności, proszę pana.
- Nie przeczę. Mój syn ma wiele talentów, ale nie wiem, czy byłby tak dobrym detektywem jak ty, Ash. Dlatego też w takiej sprawie policja może polegać jedynie na tobie.
Usłyszałam dziwny dźwięk za sobą. Obejrzałam się szybko za siebie i zauważyłam wówczas Maxa, który stoi w progu pokoju, w którym właśnie toczyła się ta rozmowa. Jego twarz wyrażała rozpacz połączoną ze złością. Widocznie słowa ojca bardzo mu się nie spodobały. Oczywiście dla mnie nie było w nich nic obraźliwego, ale nasz drogi przyjaciel stał się ostatnio strasznie drażliwy i praktycznie byle co wystarczyło, aby go urazić. To dla nas było nowością, ponieważ Max raczej nigdy taki nie był, ale dla Caroline (gdy jej o tym powiedziałam), sprawa była aż nadto jasna.
- Max po raz pierwszy w życiu się zakochał, a złamane serce nie goi się tak łatwo - powiedziała kobieta - Jego umysł próbuje się bronić, dlatego za wszelką cenę chce on znaleźć jakieś sposoby na to, aby zapomnieć o tej, która go skrzywdziła. Niestety, nie jest to łatwe i byle co zaczyna go teraz drażnić. Powód tego jest prosty... Biedaczek przeżywa to wszystko, dlatego właśnie łatwo go teraz rozdrażnić lub urazić. Nie miejcie mu jednak tego za złe. Miłość nieodwzajemniona może człowiekowi zadawać taki ból, że traci racjonalny sposób myślenia, a jego zachowanie staje się czasami naprawdę irracjonalne. Sama tak miałam, kiedy miałam tyle lat, co on, a moje uczucia były nieodwzajemnione. Tak, to prawda... W wieku Maxa kochałam się w takim jednym chłopaku z sąsiedztwa, starszym ode mnie o kilka lat. Jednak nic z tego nie wyszło, a ja miałam zmienne nastroje przez parę najbliższych miesięcy. Raz byłam zadowolona i śmiałam się z byle czego, aby za chwilę być drażliwa i smucić się nie wiedzieć po co, a także wściekać raz za razem. Tak właśnie było. Spokojnie, Sereno. To tylko hormony. Przejdzie mu to.
- Jest pani tego pewna? A co, jeśli nie przejdzie?
- Zapewniam cię, że mu przejdzie, kochanie. Po prostu starajcie się nie przejmować jego humorami i traktujcie go normalnie, jak zawsze. W końcu mu przejdzie. Przeboleje to, a potem znowu będzie uroczy.
Pani Hameron zdecydowanie wiedziała, co mówi. Widać było, że nie bagatelizuje całej sprawy, ale też nie zamierzała z jej powodu histeryzować. Po prostu chciała rozsądnie do wszystkiego podejść. Podziwiam ją za ten racjonalizm. Ja bym takiego synalka chyba stłukła na kwaśne jabłko, aż by mu się odechciało tych jego beznadziejnych humorów. I żeby nie było, że przemawia przeze mnie brak życzliwości wobec młodego Hamerona. Max jest naprawdę wspaniałym chłopcem i wiernym przyjacielem, ale przecież nie mogłam z tego powodu przymykać oczu na jego głupkowate pomysły. Żywiłam jednak nadzieję, iż słowa Caroline się sprawdzą, bo inaczej chyba wszyscy z nim zwariujemy. Ostatecznie nie ma nic gorszego niż dzieciak, który pierwszy raz się zakocha.
Takie właśnie myśli krążyły mi po głowie, kiedy naradziliśmy się na temat dalszego postępowania. Oczywiście doskonale rozumiałam sposób myślenia mojego ukochanego, jednak nie miałam pojęcia, dlaczego też nie przyszedł mu do głowy zupełnie inny pomysł, który rozwiązałby wszystkie nasze problemy. Mianowicie przecież ja już kilka razy w zastępstwie mego ukochanego rozwiązywałam zagadki. No dobrze, zawsze musiałam przy tym korzystać z jego pomocy i wskazówek, jednak coś mi mówiło, że przecież umiałabym sama, bez jego pomocy rozwiązać jakąś zagadkę i pokazać, iż jestem godną uczennicą wielkiego detektywa. Wielka szkoda, że on tego nie dostrzegał. Właściwie to niby dlaczego? Czyżby miał aż tak wielkie ego, aby nie widzieć oczywistych faktów, które wyraźnie mówiły, iż w mojej głowie drzemie wielki potencjał? A może po prostu bał się konkurencji i dlatego nie próbował we mnie rozwijać moich umiejętności? Chociaż nie... To zdecydowanie przesada. Raczej winą takiego właśnie stanu rzeczy była zdecydowanie próżność. Ash najwyraźniej myślał, że jest jedyny w swoim rodzaju i nikt nie może poradzić sobie z zagadkami tak dobrze, jak właśnie on. No cóż... Jeżeli tak myśli, to tym gorzej dla niego, bo ja zamierzam mu być użyteczną i pomóc w rozwiązaniu tej zagadki czy tego chce, czy też nie.
Po tych przemyśleniach zaczęłam powoli układać sobie w głowie plan dalszego postępowania.
***
Ponieważ mój ukochany podjął decyzję na temat tego, jak będziemy działać, postanowiłam nie kwestionować jego decyzji, w każdym razie nie oficjalnie. Miałam bowiem w głowie plan, który był równie odważny, co szalony, ale cóż... Zwykle najlepsze pomysły właśnie takie są i sam Ash nieraz takie wymyśla, a jednak mimo tego zawsze wszystko mu wychodzi. Jak to możliwe, nie wiem. On jest chyba farciarzem do kwadratu albo nawet do potęgi entej, ale to bez znaczenia. Tym razem nie miało to najmniejszego nawet znaczenia. Ash nie mógł być w dwóch miejscach naraz, jednak mógł pozostać w jednym miejscu, a w drugim mieć godnego siebie zastępcę. Kto zaś miał nim być, doskonale wiedziałam.
Następnego dnia rano, kiedy wszyscy jeszcze smacznie sobie spali, to przeszłam do realizacji mego śmiałego planu. Powoli obudziłam się u boku Asha, który jeszcze słodko chrapał. Wstałam z łóżka, nałożyłam na siebie ubranie, a potem złożyłam na ustach mojego chłopaka delikatny oraz czuły pocałunek.
- Kocham cię, Ash - powiedziałam cichutko - Mam nadzieję, że mi to wybaczysz.
Następnie podeszłam do jego plecaka, w którym miał on ukryty swój strój Sherlocka Holmesa. Bez trudu go odnalazłam i wyjęłam, ale wtedy Ash poruszył się w łóżku, mrucząc coś niezrozumiałego przez sen. Wówczas to serce zamarło mi z przerażenia. Przecież jeżeli on się obudzi, to wszystko przepadnie. Na całe szczęście do tego nie doszło. Zadowolona odetchnęłam z ulgą, po czym wyszłam z pokoju i opuściłam dom państwa Hameron.
- Wybaczcie mi, kochani, ale muszę to zrobić - powiedziała sama do siebie - Ktoś przecież musi rozwiązać zagadkę rubinu. Ash jest zajęty, więc ja pomogę porucznik Jenny.
- Ładnie to tak odchodzić bez pożegnania? - usłyszałam nagle za sobą znajomy głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam May. Była w piżamie i szlafroku, a ręce miała skrzyżowane na piersi. Patrzyła na mnie przy tym spode łba.
- Naprawdę sądziłam, moja kochana Sereno, że masz więcej rozumu w głowie, a takie pomysły jak te są już daleko za tobą - mówiła dziewczyna niemalże matczynym, protekcjonalnym tonem.
- May, proszę cię... Nie złapiesz mnie na takie słówka - zauważyłam nieco ironicznie - Ash doskonale o tym wie, że ma we mnie nie tylko wierną ukochaną, ale też oddaną przyjaciółkę. Jednak chyba zapomniał o tym, a to źle. Muszę mu o tym przypomnieć.
- W taki sposób?
- Ja nie mam innego wyjścia, May. Hrabina Morcado wzywa na pomoc Sherlocka Asha, zaś ja jestem jego dziewczyną, asystentką oraz uczennicą. Rozumiesz? Jestem uczennicą detektywa i wierzę, że mam w głowie dość wiedzy, aby dać sobie radę z tym zadaniem.
- Doprawdy?
- A co? Wątpisz w to?
- Ależ nie, wcale nie. Tylko pamiętaj, że pewność siebie niejednego już zgubiła.
- Mnie nie zgubi.
- Obyś miała rację. Nie chcę się o ciebie niepotrzebnie martwić.
- A tak właściwie, to skąd wiedziałaś, że się wymknę dzisiaj rano?
- Nie wiedziałam. Ash mi o tym powiedział.
- No właśnie - dodał mój luby, stając obok May.
Był już ubrany i patrzył na mnie tym swoim ironicznym wzrokiem.
- Kochana Sereno... Sądziłem, że jesteś bardziej odpowiedzialna.
Słysząc jego słowa poczułam w sobie ducha przekory, więc odparłam:
- Niby co jest takiego nieodpowiedzialnego w tym, co robię?
- Wszystko, mój skarbie. Sama chcesz jechać do Alabastii rozwiązać zagadkę kradzieży rubinu?
- Muszę, bo ty jesteś zajęty i nie możesz być w dwóch miejscach naraz.
- Przecież już ci powiedziałem: rozwiążemy sprawę tutaj, a potem od razu zajmiemy się tamtą.
- Nie mogę tak długo czekać. Muszę działać już teraz. Porucznik Jenny na nas liczy. Czy naprawdę chcesz ją zawieść?
Ash podszedł do mnie powoli i powiedział:
- Sereno... Czemu tak naprawdę to robisz? Chcesz mi się pokazać od jak najlepszej strony?
- Być może... A być może chcę też spróbować swoich sił jako prywatny detektyw?
- Przecież już je nieraz wypróbowałaś.
- Wiem, ale dla mnie to wciąż za mało. Czasami czuję się tak, jakbym żyła wyłącznie w twoim cieniu. Wszyscy ludzie pamiętają mnie jedynie jako dziewczynę Sherlocka Asha, a nikt mnie nie zna od indywidualnej strony. Chcę to w końcu zmienić i czuję, że właśnie to śledztwo da mi właśnie taką możliwość! Proszę cię, Ash! Nie odbieraj mi tej szansy!
Detektyw z Alabastii spojrzał na mnie załamanym wzrokiem, po czym smętnie pokiwał głową.
- Rozumiem więc, że cię nie powstrzymam, prawda?
- Nie... Nie powstrzymasz mnie - odpowiedziałam mu.
- No dobrze - rzekł Ash i westchnął załamany - A więc możesz jechać i rozwiązywać zagadkę, jednak musisz mi coś obiecać.
- Co tylko chcesz!
- Obiecaj, że będziesz ostrożna i będziesz się ze mną stale konsultować w sprawie swego śledztwa.
- Obiecuję ci to.
- To dobrze. No i jeszcze jedno... Nie możesz jechać tam sama. Musisz kogoś ze sobą wziąć.
Ash i May odsunęli się, a tuż za nimi stanęli Dawn z Clemontem, w pełni już ubrani. Widząc ich parsknęłam śmiechem, po czym spojrzałam na mego ukochanego, mówiąc:
- Ty naprawdę jesteś wielkim detektywem, Ash.
- Dziękuję. Cieszę się, że wreszcie mi to przyznałaś - zażartował sobie mój ukochany.
May trąciła go lekko w ramię, po czym wskazała na Piplupa, który to wyszedł właśnie z domu, trzymając w łapkach koszyk z jedzeniem.
- To, żebyście nie zgłodnieli po drodze - zauważyła panna Hameron.
Wzruszona objęłam mocno mojego chłopaka i przyjaciółka ciesząc się z ich decyzji niczym dziecko.
Tak właśnie zaczęła się moja wielka przygoda.
***
W towarzystwie Clemonta i Dawn wsiadłam do najbliższego autokaru, który zabrał nas ze sobą do Kanto. Podróż ta trwała dobrych kilka godzin, przez co dopiero w godzinach popołudniowych przyjechałam na miejsce. Wysiedliśmy z naszego środka transportu, a następnie bardzo zadowoleni poszliśmy na posterunek policji, aby zameldować się porucznik Jenny.
- Pani porucznik... Detektyw Serena Watson melduje swoje przybycie! - zawołałam wesoło, salutując naszej przyjaciółce po wojskowemu.
- Przybycie z przyjaciółmi, oczywiście - zauważyła Dawn, a siedzący na jej ramieniu Piplup zaćwierkał wesoło.
Policjantka siedziała właśnie przy swoim biurku i coś przy nim pisała. Słysząc mój głos podniosła głowę znad papierów, po czym wytrzeszczyła na mnie oczy. Muszę przyznać, że trudno mi było się jej dziwić. Musiałam bowiem dosyć zabawnie wyglądać w stroju Sherlocka Holmesa nałożonym na moją skromną osobę.
- Serena?! - zawołała policjantka - Co to ma być?! Co to za wygłupy?! Coś ty na siebie założyła?
- To jest mój strój roboczy - odpowiedziałam jej wesołym tonem.
Kobiecie jednak wcale nie było do śmiechu. Wręcz przeciwnie, była po prostu wściekła.
- Nie żartuj sobie ze mnie. Lepiej mi powiedz, gdzie jest Ash?!
- On... Jest... Jakby to ująć...
Spojrzałam na moich przyjaciół błagalnym wzrokiem licząc na to, że mi pomaga w tej dość nieprzyjemnej dla mnie sytuacji. Na całe szczęście oni właśnie to zrobili.
- Ash jest chwilo niedyspozycyjny - powiedział Clemont.
- Właśnie. Bada on sprawę morderstwa w Petalburgu - dodała Dawn.
- Pip-lu-li! - ćwierknął Piplup.
Jenny patrzyła na nas uważnie.
- Mam rozumieć, że wy mi to mówicie zupełnie poważnie? - spytała.
- Najzupełniej - odpowiedziałam.
Kobieta załamana opadła na swoje krzesło i położyła sobie prawą dłoń na czole, po czym zaczęła jęczeć.
- A niech mnie! No to już po mnie! Koniec ze mną! Normalnie kapitan Rocker nigdy mi tego nie wybaczy!
- Poważnie? - zdziwił się Clemont.
- A niby co takiego miałby ci wybaczyć? - spytała Dawn.
- Wasze jakże głupie pomysły - odpowiedziała dość gniewnym tonem kobieta, po czym gwałtownie poczuła się lepiej, rzuciła dłonie na biurko i zawołała:
- Wam się może wydaje, że to jest zabawne, co?! No to dowiedzcie się, że wcale tak nie jest! Wasz kochany przyjaciel nieźle mnie wkopał! Wy zaś się do tego bardzo mocno dołożyliście!
- Niby co my takiego zrobiliśmy? - zdziwiłam się.
- Ty mnie jeszcze o to pytasz?! - mruknęła do mnie ze złością Jenny - Przecież hrabina Morcado wyraźnie zażyczyła sobie Asha Ketchuma. Żąda, żeby to on odnalazł jej rubin. Nie będzie zadowolona, kiedy zobaczy waszą trójkę, a nie swojego ulubieńca.
- No to rzeczywiście daliśmy ciała - zażartowała sobie Dawn.
- Rzecz jasna abstrahując od wymiaru etycznego - dodał Clemont, też mówiąc dowcipnym tonem.
Jenny nie zwróciła na ich żarty najmniejszej nawet uwagi, ponieważ mruknęła tylko:
- No to już po mnie, rozumiecie mnie?! Już po mnie! Szef mnie zabije, a potem hrabina zabije mojego szefa i w ogóle będziemy mieli przechlapane w policji. A to wszystko przez was.
- Przez nas?! - zawołałam oburzonym tonem - Kochana! Teraz to ty już przesadziłaś! Zapewniam cię, że nie mamy wcale nic wspólnego z twoim ewentualnym pechem, o ile oczywiście go masz (bo ja jakoś go nie widzę). Jak dla mnie sprawa wcale nie jest beznadziejna.
- Nie jest beznadziejna? A co niby powinno się stać, abyś uznała ją za beznadziejną?
- Jenny, Serena ma rację! Weź się w garść i przestań już histeryzować! - zawołała Dawn gniewnie - Ja wiem, że hrabina chciała Sherlocka Asha, ale najwidoczniej zapominasz o tym, że ja jestem jego siostrą.
- A ja jego dziewczyną - dodałam - Więc może nie mamy wcale takich samych zdolności, co mój chłopak, jednak sporo wiemy o pracy detektywa. Możemy więc śmiało zastąpić Asha, a przynajmniej chwilowo.
- Być może pani hrabina będzie równie mocno zadowolona z naszych umiejętności i działania, gdy już przyprowadzimy jej prawdziwego sprawcę tej zuchwałej kradzieży? Co ty na to?
Jenny jęknęła załamanym głosem, po czym powiedziała:
- No dobrze... Niech już wam będzie. Tylko ja nie wiem, jak wy sobie wyobrażacie przekonanie hrabiny Morcado, aby powierzyła wam tę sprawę.
- Spokojnie, damy sobie z nią jakoś radę. Ostatecznie hrabina jest tylko człowiekiem - odpowiedziała jej Dawn beztroskim tonem, gdyż podobnie jak jej brat bywała niekiedy bardzo pewna siebie.
- Poza tym zawsze jest nadzieje, że ulegnie logicznym argumentom - powiedział Clemont.
Policjantka popatrzyła w jego stronę, mając w swoich oczach wyraźnie malującą się ironię.
- Nie liczyłabym na to na twoim miejscu, przyjacielu, ale oczywiście zawsze możesz spróbować, chociaż nie wydaje mi się, abyście cokolwiek osiągnęli. Serena Watson może sobie mieć talenty, ale nie jest Sherlockiem Ashem. Przynajmniej nie w oczach hrabiny. Miejcie to więc na uwadze, gdy już będziecie z nią rozmawiać.
Obiecaliśmy, że tak właśnie zrobimy.
Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Asha:
Nie ukrywam, że pomysł mojej dziewczyny wydawał mi się dosyć dziwny, aby nie powiedzieć gorzej. W końcu niby co ona chciała osiągnąć sama w Alabastii? Nie to, żebym nie wierzył w jej umiejętności. Przeciwnie, była ostatnio coraz bardziej bystra i nauczyła się już wielu pożytecznych rzeczy podczas naszych poprzednich śledztw, jednak miałem złe przeczucia. Serena wyraźnie pragnęła wybić się ponad przeciętność, co normalnie nie byłoby niczym złym, gdyby nie fakt, że po prostu kiepsko się za to zabrała. Przecież ta kradzież rubinu hrabiny Morcado była co najmniej podejrzana. Za tym musiała się kryć jakaś naprawdę niezła afera, a Serena na własną rękę wchodziła w sam jej środek. To tak samo, jakby przypięła sobie ona do pleców kartkę z napisem „Kopnij mnie“. Efekt tego byłby taki sam, a nawet jeszcze gorszy.
- Zaczynam już żałować, że nie pojechałem z nią - powiedziałem do Gary’ego i Bonnie, kiedy o tym rozmawialiśmy - Mam wyrzuty sumienia, że pozwoliłem jej jechać samej.
- Moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie się o to obwiniasz - odparł z uśmiechem mój Gary.
Spojrzałem na niego wyraźnie zdumiony jego słowami.
- Poważnie?
- No tak. Serena to jest naprawdę bystra dziewczyna, a u twojego boku wyrobiła się jako detektyw.
- Właśnie! Może więc chyba śmiało cię zastąpić! - poparła go Bonnie, karmiąc przy tym swojego Dedenne.
Uśmiechnąłem się do niej delikatnie.
- Wiesz, Bonnie... Pewnie i masz rację, ale mimo wszystko wolałbym być w pobliżu, kiedy ona będzie prowadzić swoje śledztwo. Nie chciałbym, aby coś jej się stało.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze - stwierdził Gary - A nawet jeżeli wpadnie w tarapaty, to zawsze zdołasz ją uratować albo sama się uratuje. Oboje jesteście całkiem zaradni i niejeden wasz przeciwnik, nie doceniając was, popełnił poważny błąd.
- Wiem o tym, jednak mimo wszystko kocham Serenę ponad życie i nie chcę tak po prostu posyłać ją w sam środek czyhającego niebezpieczeństwa tylko dlatego, że ona tak chce.
- Przecież nie ty ją tam posłałeś! Ona sama chciała tam jechać.
- Właśnie! Ne-ne-ne! - dodali Bonnie i jej Dedenne.
- Być może, ale nie zatrzymałem jej, gdy wyjeżdżała, choć powinienem był to zrobić.
- Moim zdaniem nic byś nie zmienił - odezwał się Gary - Bo jak baba chce coś osiągnąć i na coś się nieźle uprze, to nie ma przebacz. Jedynym sposobem, aby wyjść z tego z twarzą, to zgodzić się na jej żądania.
Byłem nieco innego zdania w tej sprawie, podobnie jak Bonnie, która oznajmiła nam wszem i wobec, że nie życzy sobie podobnych tekstów w swojej obecności (chociaż użyła przy tym zdecydowanie innych słów niż te, które ja używam). Tak czy inaczej rozmowę w tym temacie przerwało nam wejście do kuchni Maxa i May.
- Mówiłam ci już przecież, że to strasznie głupi pomysł - zauważyło pierwsze z nich, kontynuując prowadzoną przez nich wcześniej rozmowę.
- Głupi dla ciebie! Dla mnie może być on moją przepustką do kariery! - bronił dzielnie swoich poglądów chłopak w okularach.
- Poważnie? Chyba raczej przepustką do domu bez klamek, ty wariacie jeden!
Max zrobił bardzo dumną minę, po czym odparł:
- Zwyczajnie mi zazdrościsz, moja droga siostruniu.
May parsknęła śmiechem i rzuciła:
- Ja ci zazdroszczę? A niby czego, braciszku? Może tego, że robisz z siebie totalnego błazna? Ty chyba masz albo złe okulary, albo zbyt wybujałe ego.
- Ja przynajmniej mam ambicje, siostrzyczko, czego o tobie się nie da powiedzieć.
- Ambicje czasami obracają się przeciwko nam, wiesz o tym?
- Wiem, ale ja moje trzymam w granicach rozsądku.
Moja przyjaciółka ryknęła gromkim śmiechem, gdy to usłyszała.
- Ha ha ha! Nie rozśmieszaj mnie, Max! Błagam cię! Przecież ty nigdy nie umiałeś niczego trzymać w granicach rozsądku! A już zwłaszcza swoich ambicji! Kogo ty więc chcesz nabrać?! Mnie?! Czy może Asha?!
- Przepraszam, ale o czym wy rozmawiacie? - zapytałam zdumiony.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
- No właśnie, sama jestem tego ciekawa - powiedziała Bonnie wyraźnie zaintrygowana tą sprzeczką.
- Mała rodzinna kłótnia jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła, jednak moim zdaniem nieco przesadzacie - dodał Gary - A tak w ogóle, to czemu wy się kłócicie?
- No właśnie. O co wam poszło? - spytałem.
- A o to, że mój kochany braciszek ma strasznie głupi pomysł - rzekła May z wyraźną ironią w głosie.
- Głupi tylko twoim zdaniem, ponieważ ja uważam, że to jest świetny plan - stwierdził Max, poprawiając sobie okulary - Ash na pewno się ze mną zgodzi, gdy już mu go przedstawię.
- Eee... Super, ale może najpierw mi powiedz, o co chodzi? - spytałem z uśmiechem na twarzy.
Znając Maxa czułem, że ten jego genialny pomysł raczej będzie bardzo zwariowany i jak zwykle miałem rację.
- No więc, Ash... Mam pewien super plan! - zawołał nagle mój młody przyjaciel - Widzisz... Ty masz prowadzić sprawę zabójstwa w Petalburgu, prawda?
- Oficer Jenny bardzo tego chce, a ja nie mam sumienia jej odmówić, zwłaszcza, że cała ta sprawa mnie intryguje - wyjaśniłem mu - A czemu o to pytasz?
- Już mówię - Max był wyraźnie podniecony - Otóż wiadomo, że jeżeli ktoś z naszej kompanii rozwiązuje zagadki, to zawsze jesteś ty, prawda?
- Prawda.
- No właśnie! Ale nie pomyślałeś o tym, aby czasami sobie odpocząć od tego wszystkiego? Mieć urlop? Wziąć sobie wakacje i powierzyć swoje obowiązki komuś innemu?
- Komuś innemu? A niby komu?
- Pika-pika? - dodał mój Pikachu, choć obaj zaczęliśmy się domyślać, o kim nasz przyjaciel mówi.
- A choćby mnie! - zawołał wesoło chłopak w okularach.
Gary i Bonnie spojrzeliśmy na siebie zdumieni, po czym zerknęli na Maxa pytającym wzrokiem, znowu popatrzyli na siebie, potem oboje niemal jednocześnie ryknęli dzikim śmiechem, co bardzo oburzyło chłopca.
- Co was tak niby bawi, co?! - spytał.
- Wybacz, stary... Ale to naprawdę niesamowicie zabawne - rzekł Gary, śmiejąc się dalej - Ale ty mówisz to poważnie, stary? Ty chciałbyś zastąpić Asha? Tak na serio?
- Czy ty wiesz, co mówisz? - dodała panna Meyer, ocierając sobie łzy z oczu.
- No oczywiście, że wiem! - zaśmiał się wesoło mój drogi przyjaciel - Przemyślałem sobie dokładnie całą tę sprawę i wiem, że byłbym w stanie tego dokonać! Jestem więc gotów cię zastąpić w prowadzonym przez ciebie śledztwie! Albo, jeśli koniecznie się uprzesz, aby rozwiązywać tę zagadkę, to zostaniesz moim asystentem!
- No to już jest bezczelność, Max! - zawołała bardzo oburzonym tonem Bonnie, której już nie było do śmiechu - Nawet Serena nie pozwalała sobie zastępować Asha bez jego zgody!
- Dlatego ja właśnie proszę o zgodę - wyjaśnił jej Max.
Prośba mojego przyjaciela wyraźnie mnie zaintrygowała i nie miałem pojęcia, co mam o niej myśleć.
- Daj mi chwilkę, żeby się nad tym zastanowić, dobrze? - poprosiłem Maxa, po czym wziąłem May, Gary’ego i Bonnie na stronę.
- No i co wy na to? - spytałem.
- Pika-pika? - pisnął Pikachu.
- Moim zdaniem powinieneś odmówić - powiedziała May - Mój brat ma zbyt wybujałe ego, a od tej przygody z Cleo w ogóle nie można z nim wytrzymać, a jeżeli jeszcze wyrazisz zgodę na jego kretyński pomysł, to już nie przestanie się chwalić.
- Czyli uważasz, że powinienem dla jego dobra mu odmówić?
- Tak, Ash.
- Właśnie! Za kogo on się w ogóle uważa, co?! - pisnęła oburzonym tonem Bonnie - Przecież to ty jesteś tu detektywem i nie ma tobie równych ani w Kanto, ani w Hoenn, ani nigdzie indziej!
Przyznam, że bardzo mi się spodobały słowa dziewczynki, dlatego też zachichotałem delikatnie, lekko poprawiając sobie włosy.
- Jesteś miła, Bonnie. No dobrze, a co ty o tym sądzisz, Gary?
Chłopak zastanowił się przez chwilę.
- Moim zdaniem powinieneś się zgodzić.
Byliśmy wyraźnie zdumieni jego słowami. To było wprost niesamowite i zarazem bardzo dziwne! Gary sam zaproponował mi, żebym zamienił się rolami z Maxem? To była naprawdę intrygujące. Na całe szczęście chłopak szybko wyjaśnił, o co mu chodzi.
- Słuchajcie, Max nigdy nie przestanie trajkotać na ten temat, dopóki nie zazna on na własnej skórze, co to praca prawdziwego detektywa. Wtedy dopiero już na zawsze zapanuje nad swoim dziwacznym zachowaniem.
- Albo zgłupieje do reszty - mruknęła May.
Nikt z nas nie zwrócił na nią większej uwagi.
- Czyli uważasz, że powinienem się zgodzić? - spytałem Gary’ego.
- Ja tam nie chcę ci niczego proponować. Ja jedynie mówię o tym, co możesz zrobić, a ty postąpisz tak, jak zechcesz.
Pomyślałem przez chwilę. Z jednej strony niezbyt mi się podobał ten pomysł, aby Max zastąpił mnie na stanowisku detektywa, jednak z drugiej strony byłby to ciekawy eksperyment. Prócz tego mógłbym tak po cichu prowadzić śledztwo za plecami mego przyjaciela, który (jak podejrzewałem) nie będzie mógł sobie doskonale dać radę z tym zadaniem. To w końcu była sprawa morderstwa, a nie jakieś tam drobnej kradzieży. Musiałem wszystko nadzorować i brać czynny udział w całej sprawie.
- Dobrze, zdecydowałem się! - zawołałem wesoło.
Następnie powoli podszedłem do Maxa i powiedziałem:
- Stary, zdecydowałem się już. Postanowiłem wyrazić zgodę na twoją propozycję.
Memu przyjacielowi aż błysnęło w oczach, gdy to usłyszał.
- Poważnie?! - zawołał radośnie.
- Oczywiście, stary. W nowym śledztwie to ty będziesz detektywem, a ja twoim asystentem.
Max nie posiadał się z radości, gdy usłyszał moje słowa.
- Cudownie! Po prostu cudownie! Wiedziałem, Ash, że mogę na ciebie liczyć! Jesteś wspaniały, wiesz o tym?!
Następnie złapał moją rękę i zaczął ją szarpać niczym pompą od poidła dla Pokemonów.
- Nie ma sprawy... W końcu to jest przyjaciela przysługa - odparłem z lekkim uśmiechem na twarzy.
May miała rację, on naprawdę jest nieźle zbzikowany od czasu, kiedy tylko w jego życiu pojawiła się Cleo Winter. Oby szybko o niej zapomniał, bo inaczej będziemy musieli jeszcze dłużej tolerować jego głupie pomysły. Ale w końcu raz można mu ustąpić. Kto wie, co z tego wyniknie? A może nawet będzie z tego trochę zabawy?
- Ash, nie chcę krakać, ale jestem pewien, że szybko tego pożałujesz - powiedziała zadziornym tonem May.
Oczywiście jej brat był zły, gdy to usłyszał.
- Ach tak! Teraz wszystko jasne! Ty zwyczajnie jesteś zazdrosna o to, że to ja jestem zastępcą Asha! Ty mnie chcesz zwyczajnie ograniczać! Nie wierzysz w moje umiejętności, ale zobaczysz... Ja ci jeszcze pokażę, wredna mądralo! Zobaczysz, że kiedyś odszczekasz swoje głupie gadanie i będziesz musiała mnie przeprosić!
Moja przyjaciółka zrobiła dość załamaną minę, po czym zasłoniła sobie oczy dłonią, mówiąc przy tym:
- Naprawdę nie rozumiem, jak można było być tak głupim, aby się na to zgodzić? A ty, gamoniu jeden, po co mu to doradziłeś?!
Ostatnie słowa skierowała do Gary’ego, który zachichotał nerwowo.
- No co? Przecież to tylko na jakiś czas. Potem zakończymy szybko całą sprawę i wszystko wróci do normy.
- Śmiem w to wątpić.
Max tymczasem był bardzo podniecony. Stanął on na środku pokoju, robiąc przy tym dumną minę i zawołał:
- Tak! I oto nadeszła moja chwila! Właśnie ja, Maxymilian Hameron, będzie mógł dowieść swojej wielkości, a z Ashem Ketchumem jako moją prawą rękę, błyskawicznie rozwiążemy zagadkę zabójstwa Ashera!
Następnie zapytał mnie, czy nie mam przy sobie tego mojego kostiumu detektywa, który zwykle noszę podczas pracy śledczej. Odpowiedziałem mu, że niestety nie, gdyż zabrała go Serena. Maxa załamała ta informacje, ale szybko się po niej podniósł i zawołał:
- Nic nie szkodzi, stary! W końcu prawdziwy detektyw nie potrzebuje kostiumu! Jedyne, czego mu potrzeba, to lupa i szare komórki!
- Z tego wszystkiego masz tylko lupę - mruknęła złośliwie May.
Max popatrzył na nią groźnie i warknął:
- Jeszcze się zdziwisz, kiedy rozwiążę tę zagadkę!
- Owszem, wtedy naprawdę bym się zdziwiła, ale spokojnie. To mi nie grozi. Na pewno nie w tym stuleciu.
Następnie popatrzyła na mnie i powiedziała cicho:
- Proszę cię, Ash, zrezygnuj! Lepiej wycofaj się z tego pomysłu. Teraz przecież nie da się z nim wytrzymać.
- Może, ale ja już mu dałem słowo i nie mogę go złamać. W końcu jest coś takiego jak honor - odpowiedziałem.
Moja przyjaciółka zrobiła załamaną minę.
- Błagam cię, Ash... Na co ty w ogóle liczysz? Że on cokolwiek dobrze zrobi? Przecież on nie ma talentu do rozwiązywania zagadek! Jedyne, co on umie rozwiązać, to sznurowadło w swoim bucie.
Następnie spojrzała na brata, jak ten męczy się z supłem, jaki powstał na sznurówkach jego lewego buta.
- Chociaż, jak tak na niego patrzę, to dochodzę do wniosku, że nawet z tym ma pewne problemy.
C.D.N.
Po wielu zawirowaniach czasoprzestrzennych w końcu dotarłam do Twojego bloga i przeczytałam kolejną część intrygującej mnie bardzo przygody. Z tego co zdążyłam zauważyć, zaczynamy od momentu, w którym Ash dowiaduje się od Sereny o sprawie hrabiny Morcado, która bardzo pragnie, aby to właśnie chłopak zajął się odnalezieniem jej rubinu. Ash jednak bagatelizuje sprawę wymawiając się sprawą morderstwa Ashera, którą to jest bardzo zainteresowany. Serena, mimo iż początkowo zgadza się ze słowami swojego ukochanego, jednak następnego dnia decyduje się wystąpić przeciwko niemu i pożycza od niego strój Sherlocka Holmesa i w tajemnicy przed nim ma zamiar wybrać się do Alabastii poprowadzić śledztwo. Niestety, zostaje przyłapana na wyjściu przez May, a potem przez Asha, który mimo wielu wątpliwości decyduje się powierzyć jej tą sprawę, oczywiście nie bez asysty. Wysyła wraz z nią do Alabastii Clemonta i Dawn.
OdpowiedzUsuńNa miejscu okazuje się, że miejscowa oficer Jenny nie jest zadowolona z takiego obrotu sprawy. Serena, Clemont i Dawn zbierają niezły ochrzan od pani oficer, która węszy kłopoty. Na szczęście Serenie udaje się ją przekonać, że ona sama jest tak samo dobrym detektywem jak Ash.
W tym samym czasie w Petalburgu Ash bije się z myślami na temat tego, czy dobrze zrobił pozwalając Serenie wybrać sie do Alabastii. Na szczęście przy pomocy May i Gary'ego pozbywa się wszelkich wątpliwości na ten temat, jednak zaraz potem pojawia się kolejny problem - Max pragnie poprowadzić śledztwo w sprawie morderstwa Ashera i nic nie jest w stanie odwieść go od tego pomysłu. Mimo poważnych wątpliwości Ash idzie za radą Gary'ego i decyduje się powierzyć Maxowi śledztwo, oczywiście ze sobą jako asystentem Maxa. Wyczuwam tu poważne kłopoty... :)
Ogólna ocena: 100000000000000000000000000000000000000000/10 :)