Pomoc potrzebna od zaraz cz. I
Odcinek ten dedykuję mojemu przyjacielowi Arturowi, dzięki którego pomysłowości ten odcinek miał możliwość powstać.
Pamiętniki Sereny:
- Coś mi mówi, że zapowiada się tu niezła imprezka na tegorocznego Sylwestra - powiedziała Dawn, powoli myjąc mopem podłogę w sali dla gości restauracji „U Delii“.
Stałam obok niej z takim samym narzędziem pracy i uśmiechnęłam się wesoło do mojej przyjaciółki, po czym pokiwałam lekko głową na znak, że podzielam jej zdanie w tej sprawie.
- Masz rację, moja droga. Będzie to impreza, która przebije wszystkie inne balangi, jakie dotychczas miały miejsce w Alabastii.
- Piękny plan, jestem za - dodała Bianka, która razem z Latias (która to jak zwykle przybrała jej postać) myła okna - Moim zdaniem to powinna być właśnie taka impreza, jak z opisu Serenu.
- W tej sprawie wszystko zależy od mojej mamy. Nie zapominajcie, że to ona tu rządzi - rzekł Ash, wchodząc właśnie do sali.
- Owszem, ale ty jako menadżer swojej matki, czy jak to się tam zwie, na pewno masz spory wpływ na każde wydarzenie, jakie tutaj ma miejsce - rzekła May, która razem z Maxem myła drugie okno.
- Możliwe, ale Ash nie powinien wykorzystywać swojej pozycji, żeby spełniać nasze kaprysy. To by było nieuczciwe - rzekła Misty, która wraz z moim chłopakiem pucowała trzecie okno.
Dawn oparła się lekko o mopa, po czym powiedziała:
- Nieuczciwie czy nie, na pewno byłoby miło, gdyby tak nasz wysoko postawiony kolega, który notabene jest moim przyrodnim bratem...
- Do tego trzy lata od ciebie starszym - przerwał wesoło siostrze Ash.
Dziewczyna spojrzała na niego groźnie, po czym kontynuowała swoją wypowiedź:
- Gdyby zechciał on nieco umilić nam życie za pomocą pozycji, którą tutaj osiągnął.
- Osiągnął? Też coś! Dostał ją po znajomości, więc niech chociaż nie zadziera nosa i nie robi z siebie ostatniego sprawiedliwego - dodała Bianka z lekką ironią w głosie.
- Ej! No, co ty? Czy ja kiedykolwiek zadzierałem nosa? - zapytał Ash oburzonym tonem.
Pikachu zapiszczał wesoło, po czym zaczął on powoli oraz dokładnie odliczać na palcach odpowiedź na pytanie swojego trenera, który popatrzył nań groźnie i rzekł:
- Pikachu... To było pytanie retoryczne.
Pokemon zachichotał dowcipnie, a Fennekin i Pancham, pomagający mu w obowiązkach, również to zrobili.
- No cóż, Ash... Musisz jednak przyznać, że aniołek to z ciebie nie był, gdy zaczynałeś swoją pierwszą podróż, tę po regionie Kanto - powiedziała Misty wesołym tonem.
- W Hoenn też nie błyszczałeś skromnością - dodała May.
- Może i tak, ale przynajmniej był mniej próżny ode mnie - rzekł w obronie przyjaciela Max.
Jego starsza siostra popatrzyła na niego z uśmiechem.
- Wreszcie raczyłeś się do tego przyznać.
- Niby do czego?
- Do tego, że jesteś próżny.
- EJ! Powiedziałem, że BYŁEM próżny, a nie, że JESTEM! To dwie różne rzeczy!
May zaśmiała się wesoło.
- Jak dla mnie nadal jesteś próżny, ale cóż... Nie będę się z tobą na ten temat sprzeczać.
Max westchnął głęboko, po czym wrócił do pucowania okna.
- I po co komu starsze siostry?
- Wiesz... Sama zadaję sobie nieraz to pytanie - powiedziała Misty z dobrocią na twarzy.
Lubi ona Maxa i doskonale rozumiała jego sytuację, bo sama ma trzy starsze siostry, z którymi to często była, tak delikatnie mówiąc, na wojennej ścieżce.
- I co sobie na to pytanie odpowiadasz? - zapytał młody Hameron.
Rudowłosa uśmiechnęła się do niego, po czym odparła:
- Że nie mam bladego pojęcia.
Parsknęłam śmiechem, słysząc tę rozmowę.
- A ja to bym chciała mieć starszą siostrę, a jeszcze bardziej starszego brata - powiedziałam po chwili - To jest szczęście, o którym marzy każda normalna dziewczyna.
- To żadne szczęście. Ja mam starszego brata i sama widzisz, co muszę z nim przechodzić - powiedziała Dawn.
Ash spojrzał na nią groźnie.
- Doprawdy? Miło mi to słyszeć, siostrzyczko!
- Ej, braciszku! Nie obrażaj się! Ja tylko tak się z tobą droczę - rzekła panna Seroni, patrząc w twarz mojego chłopaka - Ale na serio byłeś kiedyś zarozumiały? Trudno mi w to uwierzyć. Kiedy podróżowałeś po Sinnoh, to byłeś inny niż cię tu opisują.
- Bo wtedy miałem trzynaście lat i byłem nieco bardziej doświadczony niż ty, młodsza ode mnie dziewczynka, która dopiero tę podróż zaczynała, więc mogłaś mnie widzieć w nieco lepszych barwach i mieć o mnie lepsze zdanie, niż na to zasługiwałem - odpowiedział jej Ash.
- Możliwe, ale nigdy się przy mnie nie chwaliłeś ani nie popisywałeś. To bardziej już ja to robiłam - stwierdziła Dawn.
- Miło mi, że się do tego przyznajesz.
- Nigdy nie zaprzeczałam oczywistym faktom. Prawda, Piplup?
- Pip-lu-pip! - zapiszczał wesoło jej Pokemon, który podobnie jak i jego trenerka, miał na sobie biały fartuszek i czepek tej samej barwy.
Dawn oraz jej starter posiadali tę cechę, że oboje lubili chodzić nieraz podobnie ubrani. Przyznam się, że ja oraz mój Fennekin pod tym względem jesteśmy do nich bardzo podobni.
- Ja także bym chciała mieć starszego brata - rzekła May - Bo jak na razie mam młodszego i nie mam z niego wielkiego pożytku.
- I vice versa! - warknął na to Max.
Zaśmiałam się, słysząc te ich zabawną sprzeczkę słowną. Oni zostali chyba stworzeni do tego, żeby toczyć ze sobą ciągłe sprzeczki, a zarazem tworzyć ze sobą naprawdę zgrany duet. Ostatecznie, jak mówi przysłowie, kto się czubi, ten się lubi. Przysłowie to miało tu rację bytu w przypadku wielu osób, choćby np. Asha i Dawn, czy też właśnie May oraz Maxa.
Nie ma to jak praca, podczas której można swobodnie porozmawiać i się ze sobą nieco podroczyć, pomyślałam sobie. Nasza wesoła gromada już tak ma, że inaczej pracować nie potrafi, jak tylko w taki sposób, żeby nasze obowiązki były przyjemnością.
- Dobra, dość już tego gadania! - powiedział Ash, klaszcząc w dłonie - Trzeba porządnie wymyć tę podłogę, a potem ją wyszorować.
- A jak twoim zdaniem robi się to porządnie, mądralo? - spytała Dawn, opierając się o swojego mopa.
- Pytasz, jak? Już pokazuję - zachichotał z figlem w oczach jej brat, po czym usiadł na krześle - Pikachu! Przynieś z kolegami gramofon!
- A po co ci gramofon? - spytała zdumiona Bianka.
- Zobaczysz, moja droga - odparł z uśmiechem na twarzy Ash.
Chwilę później usiadł na krześle, po czym przywiązał sobie do nóg dwie szczotki, a następnie poczekał, aż nasze Pokemony przyniosą nam z sąsiedniej sali gramofon.
- Włącz piosenkę „Dude (Looks like a lady)“ - zarządził mój chłopak.
- Pika-pi! Pika-chu! - zapiszczał wesoło jego Pokemon, salutując mu przy tym łapką.
Chwilę później piosenka popłynęła, a Ash skoczył wesoło na podłogę i zaczął po niej jeździć na szczotkach, oczywiście do rytmu muzyki.
- No proszę. Lekcja mycia i jazdy figurowej na szczotkach w jednym - zaśmiała się Bianka, patrząc na to.
- Mnie tam ta lekcja bardziej przypomina zabawę niż naukę jako taką - stwierdziła May.
- Ale musisz przyznać, że nieźle mu to wychodzi - rzekła Misty.
Panna Hameron wesoło pokiwała głową.
- Owszem... A czy ja mówię, że nie?
Zabawa wymyślona przez Asha tak się nam spodobała, że po chwili ja, Dawn i Latias również przywiązałyśmy sobie szczotki lub ściereczki do nóg i zaczęliśmy podrygiwać w rytm muzyki, jednocześnie myjąc przy tym wesoło podłogę. Chociaż jeśli chodzi o mnie, to parę razy upadłam na tyłek podczas tej zabawy, to jednak całkiem szybko pojęłam, o co tu chodzi. Ash złapał mnie za dłonie, po czym razem ze mną zaczął tańczyć. Dzięki niemu dość szybko nabrałam wprawy.
- Nieźle ci to idzie, Sereno - powiedział mój chłopak z dumą w głosie.
- Dziękuję. Mam bardzo dobrego nauczyciela - odparłam na to.
Chwilę później Dawn dla zabawy złapała brata i nałożyła mu na głowę czepek, a na ubranie biały fartuszek. Ash uznał to widocznie za dobry żart, gdyż chwilę później wziął do ręki mopa i udawał, że gra na nim jak na gitarze. Jego siostra zaczęła robić to samo, a oboje w pewnym sensie starali się nadać takie same ruchy swojemu tańcu. Czasami dygali przed sobą i tańczyli trzymając się za dłonie, innym razem znowu robili solówkę na mopie, później znowu toczyli nimi mały pojedynek niczym jacyś zawodowi szermierze.
Na ten moment wszedł do sali Clemont razem z Bonnie oraz panem Meyerem i panią Ketchum.
- No jasne! A oni jak zwykle się bawią zamiast pracować - jęknął nasz młody wynalazca.
- Nie narzekaj! Jest zabawnie! - zawołała radośnie Bonnie.
- Właśnie, synu! Nie jest tak źle - dodał na to ich ojciec.
- Najważniejsze, żeby wszystko było zrobione w odpowiednim czasie - poparła go Delia.
Na ich widok przerwaliśmy zabawę i uśmiechnęliśmy się przyjaźnie.
- Mamo... Możesz być pewna, że wszystko będzie zapięte na ostatni guzik podczas Sylwestra! - zawołał.
- Pika-pika-chu! - dodał radośnie jego Pokemon.
Pani Ketchum spojrzała uważnie na syna, uśmiechając się do niego czule.
- Mam nadzieję, synku. Pamiętaj, że burmistrz wynajął mnie i zapłacił za to, żebym w swojej restauracji zrobiła zabawę dla mieszkańców miasta. Wszyscy na pewno nie przyjdą, ale ci, którzy będą, powinni się tu dobrze czuć.
- Na pewno będą się tutaj dobrze czuli, gwarantuję pani! - zawołałam, stając przy moim chłopaku.
Delia patrzyła na nas oboje z uśmiechem.
- Wierzę wam, kochane dzieciaki. Wierzę, że jeśli coś robicie, to tylko porządnie.
- Albo robimy coś porządnie, albo wcale, mamo! - powiedział z dumą w głosie mój chłopak.
- Wobec tego raczej nie mamy powodów do obaw, Delio - rzekł na to pan Meyer.
- Obyś się nie mylił, Steven. Obyś się nie mylił - powiedziała z lekką obawą w głosie pani Ketchum.
Wbrew delikatnym obawom naszej kochanej szefowej Sylwester w restauracji „U Delii“ był po prostu niesamowicie udanym przyjęciem i wszystkim się podobał. Cała imprezka trwała aż do 2:00 w nocy, a nikt nie narzekał przy tym na brak wrażeń. Urządzono kilka zabaw oraz gier, jak i również wystąpił zespół The Brock Stones, który to zaśpiewał dla gości kilka piosenek świątecznych. Były to m.in. takie utwory:
a) „All I want for Christmas is you“ - który zaśpiewałam osobiście.
b) „Last Christmas“ - śpiewane przeze mnie oraz Asha.
c) „Jingle Bells“ - śpiewana przez cały nasz zespół.
Prócz tego Ash przebrany w piękny, czarny garnitur z dawnej epoki, z cylindrem na głowie oraz laseczką w dłoni, udając Jeffa Gunna zaśpiewał wesoło piosenkę „Frosty the snowman“. Utwór ten był w pewnym sensie przedstawieniem, ponieważ przygotowaliśmy dla niego coś specjalnego. Wpierw mój luby rozpoczął występ, po czym dotknięciem swej magicznej laseczki ożywił bałwana, którego grał Gary Oak, a następnie razem z nim, przy chórze całego zespołu, zaczął tańczyć i śpiewać dla wszystkich dzieci zebranych na sali. Ja, Dawn oraz May byłyśmy przebrane za śnieżynki i nuciliśmy więc w chórze nutki tej piosenki, jak również tańczyliśmy razem wokół Asha niczym w starych musicalach z lat trzydziestych. Gdy piosenka dobiegła końca złapałem mocno mego chłopaka, po czym złożyłam na jego ustach czuły pocałunek.
- Serena! - zawołał zdumiony moim zachowaniem Ash.
- Szczęśliwego Nowego Roku, kochanie - powiedziałam wesoło.
May i Dawn zachichotały niczym małe dziewczynki, po czym stanęły lekko na palcach, przysunęły się do Asha z obydwu jego stron, a następnie czule go pocałowały, każda w inny policzek, jednocześnie przybijając sobie przy tym piątkę. Mój luby zarumienił się na całej twarzy, a my miałyśmy ubaw po pachy.
Później nastąpiło odliczanie ostatnich sekund Starego Roku, a gdy to już nastąpiło, to wystrzeliliśmy wszyscy wesoło w niebo fajerwerki, żeby uczcić nadejście Nowego Roku 2006. Kiedy on już nadszedł, rzuciłam się Ashowi na szyję i tuląc go chichotałam radośnie, zaś mój ukochany objął mnie czule, drugą ręką przytulając do siebie Dawn.
***
- Matko święta! Moja biedna głowa! Ale boli! - jęknął Steven Meyer, wychodząc następnego dnia rano ze swego pokoju na drugie śniadanie.
- Czuję się tak, jakby mi po głowie jeździł pociąg z czterdziestoma wagonami - dodał Norman Hameron.
- Dlaczego akurat z czterdziestoma? - zapytał go ojciec Clemonta.
- Nie wiem. Po prostu tak czuję - odparł na to zapytany.
- Więcej z wami nie piję! - powiedział Josh Ketchum, na którego to głowie Dawn położyła właśnie zimny kompres.
No cóż, ci trzej panowie nieźle zabalowali do późna w nocy, czego efektem był poranny kac. W ogóle prawie wszyscy mężczyźni goszczący u profesora Oaka nieźle popili podczas tej zabawy, nawet nasz gospodarz i pan Lorenzo, przez co teraz musieli leczyć skutki owej suto zakrapianej zabawy. Jedynym wyjątkiem była tu osoba Johna Scribblera, który wypił bardzo mało szampana.
- Ja ogólnie to jestem abstynentem, prawie nigdy nie ruszam alkoholu, co najwyżej szampan oraz piwo i to tylko przy wyjątkowych okazjach - powiedział pisarz, aby wyjaśnić swój brak kaca.
Jego Noctowl o imieniu Archimedes zahuczał wesoło, siadając mu na ramieniu. Widocznie popierał on zdanie swego trenera.
- Jak można być niepijącym artystą? - zdziwił się pan Hameron.
- Jestem wyjątkowy pod każdym względem - odparł pisarz z dumą w głosie - Dzięki temu nigdy w życiu nie miałem kaca.
- Szczęściarz - mruknął ojciec Asha.
- Poza tym jeśli chodzi o mnie, to ja mam wielką słabość do mleka - mówił dalej John Scribbler.
Te słowa spodobały się mojemu chłopakowi, który to również wprost przepada za tym napojem.
Rozmowa na te pozornie nic nie znaczące tematy trwała jakiś czas. Ja, mój chłopak i Dawn obserwowaliśmy ją w milczeniu oraz z uśmiechem na twarzy. Później dołączyły do nas nasze szanowne rodzicielki, czyli Delia Ketchum, Caroline Hameron, Johanna Seroni oraz moja mama. Nie wypiły one tak dużo, jak panowie, jednak je również głowy bolały, przez co nasza nie-pijąca, nastoletnia kompania musiała zachowywać się w ich obecności w miarę możliwości cicho. Chociaż może określenie „nie-pijąca“ nie do końca tutaj pasuje, gdyż ja, Misty oraz Bianka łyknęłyśmy nieco szampana, jednak zachowałyśmy przy tym oczywiście stosowny umiar, dzięki czemu nie miałyśmy powodu, aby narzekać na ból głowy. Co najwyżej Bonnie powiedziała, że straciła na kilka minut słuch przez gwar, jaki miał miejsce podczas zabawy, ale szybko go odzyskała.
Nie będę się tutaj rozpisywać nad sposobem, jak spędziliśmy Nowy Rok, bo to w żadnym razie nie ma wpływu na akcję naszej historii. Powiem więc jedynie tyle, że było naprawdę przyjemne, ale już 2 stycznia wszyscy zaczęli się powoli rozjeżdżać do domów, żegnając tym samym cudowną gościnę u profesora Oaka.
- Ash... Bardzo cię proszę, dbaj o moją córkę. Niech nie pakuje się w jakieś tarapaty - powiedziała moja mama do mego chłopaka na pożegnanie.
Poczułam, jak na mojej twarzy pojawiają się rumieńce.
- Mamo, proszę cię! Przecież nie jestem dzieckiem! Daję sobie radę w życiu samodzielnie.
- O tak... Zauważyłam - rzuciła z ironią moja matula - Tak czy inaczej dbaj o sobie, kochanie.
To mówiąc zrobiła ona coś, co rzadko kiedy następowała: mianowicie sama mnie do siebie przytuliła. Byłam tym oczywiście bardzo zdumiona, ale oczywiście odwzajemniłam ten cudowny uścisk.
Steven Meyer wycałował swoje dzieci, po czym poprosił, żebyśmy ja i Ash dbali o Clemonta i Bonnie. Oczywiście obiecaliśmy mu, że tak właśnie zrobimy, na co on zareagował wybuchem jakże radosnego płaczu mówiąc, iż jego pociechy nie mogły trafić w lepsze ręce.
Bianka i Lorenzo pożegnali się z nami prosząc, żebyśmy odwiedzili ich przy najbliższej okazji w Alto Mare.
- Dbajcie, proszę, o naszą kochaną Latias - rzekła Bianka, grożąc nam wesoło palcem - Bo jak się dowiemy, że ma ona u was źle...
- A możecie być pewni, że się tego dowiemy - dodał jej dziadek.
- To będziecie mieli ze mną do czynienia - dokończyła jego wnuczka.
- Spokojnie, Bianko. Zajmiemy się Latias jakby była członkiem naszej rodziny - wtrąciła radośnie Delia Ketchum.
- Bo prawdę mówiąc jest - odparł Ash.
Misty podeszła do Bianki, którą zdążyła polubić, po czym obie bardzo mocno się uściskały.
- Słuchaj, moja droga... Mam takie jedno pytanie - powiedziała panna o rudych włosach.
- Pytaj śmiało - rzekła jej przyjaciółka.
- Ciekawi mnie, jak to było parę lat temu z tym rysunkiem, który Ash dostał od was. Kto go narysował?
- Ja go narysowałam, ale na wyraźne zamówienie Latias oraz muszę dodać, że ona nieco dokończyła to wspaniałe dzieło.
- Dokończyła? - zdziwiła się Misty.
- A tak... Bo widzisz, Latias przyjmując moją postać zdobywa również część moich zdolności. Nie mam pojęcia, jak to się odbywa ani na jakich zasadach, ale tak właśnie jest. Tak więc, podsumowując... Ja narysowałam Asha, a ona Pikachu.
- Rozumiem. Jeszcze jedno pytanie... Kto go wtedy pocałował?
- Kiedy?
- No wiesz... Wtedy na przystani, gdy mieliśmy już odpływać, a jedna z was przybiegła, podała Ashowi rysunek i pocałowała go. To byłaś ty czy Latias?
Zapytana spojrzała uważnie na swego sobowtóra i obie delikatnie przy tym zachichotały niczym małe dziewczynki.
- To już jest sprawa pomiędzy Ashem a dziewczyną, która go wtedy pocałowała - odpowiedziała jej Bianka, bardzo enigmatycznie się przy tym uśmiechając - Powiem ci tylko tyle, że twój przyjaciel na pewno doskonale wie, kim była ta całuśna panna.
- Owszem, ja bardzo dobrze to wiem, ale nie powiem. Zachowam ten sekret dla siebie i ewentualnie wtajemniczonych osób.
To mówiąc Ash spojrzał na mnie i puścił mi oczko. Wiedziałam, co ma na myśli. Ja byłam jedną z tych niewielu osób, którym mówił praktycznie wszystko, łącznie ze swoimi dawnymi podbojami miłosnymi. W żadnym razie nie czułam o to ostatnie zazdrości, gdyż uważałam, że takie coś, o ile w żaden sposób nie wpływa na naszą przyszłość, jest bez znaczenia.
Misty nie zadowoliła taka odpowiedź, ale musiała się z nią niestety pogodzić, co oczywiście zrobiła.
Państwo Hameron razem z May też wracali do domu. Przed wyjazdem poprosili oni Asha, żeby przy najbliższej okazji przyjechał ich odwiedzić w Petalburgu. Znali oni niedawną przygodę mego chłopaka z panną Domino vel Czarny Tulipan, przez co wiedzieli też o tym, czemu mój chłopak wtedy nie odniósł zwycięstwa nad tą jędzą i mieli w tej sprawie pewną propozycję dla Asha.
- Moim zdaniem to kwestia nie tylko dobrej broni, ale też i ćwiczeń - rzekł Norman Hameron - Ty potrzebujesz, mój chłopcze, dobrego treningu, aby uporać się z takim przeciwnikiem jak ta Domino.
- Musisz poznać niektóre sposoby walki, które i ona preferuje - dodała jego żona, pani Caroline.
- Czyli przede wszystkim chodzi o walkę na dość niepewnym gruncie, kiedy to musisz toczyć pojedynek, a jednocześnie utrzymać równowagę - wtrąciła May.
- Z pewnością opanowanie tej zdolności nie będzie łatwe, Ash, jednak wierzę, że kto jak kto, ale ty podołasz temu zadaniu - rzekła jej mama.
- Tak czy inaczej musisz się nieco w tej sztuce walki nieco podszkolić - dodał pan Hameron.
- No dobrze, ale u kogo? - spytał mój chłopak.
- U nas, oczywiście! - zawołała bardzo radośnie May - Moi rodzice cię wszystkiego nauczą.
- To znaczy czego? - zapytałam.
Panna Hameron szybko pospieszyła z wyjaśnieniami.
- Tata nauczy go boksu, zaś moja mama pokaże, jak należy utrzymać właściwą równowagę na niepewnym gruncie.
- To by było coś! - pisnęłam podnieconym głosem, patrząc na mojego ukochanego - Ash, a jak ty uważasz?
Mój luby nie miał nic przeciwko temu, dlatego wyraził na to zgodę, jednak powiedział, że jeszcze ustali, kiedy do nich przyjedzie, żeby odbyć ów trening.
- Tylko nie zapomnij nas wcześniej o tym uprzedzić, że przyjeżdżasz - powiedziała May nieco pouczającym tonem.
- Możesz być pewna, że tak właśnie zrobię - rzekł mój ukochany do swojej przyjaciółki.
Ponieważ ta sprawa została już załatwiona, to państwo Hameron i ich córki ruszyli w drogę.
Johanna Seroni czule pożegnała nas wszystkich wyrażając nadzieję, że szybko się znowu zobaczymy. John Scribbler zaś wyruszył w powrotną drogę do Lumiose wraz z Archimedesem, dlatego i on uścisnął nas czule dodając, iż już nie może się doczekać kolejnego spotkania z nami. Jedyną osobą, która nie opuszczała Kanto, był pan Josh Ketchum, który chciał się jeszcze nacieszyć obecnością swoich dzieci, zanim wyruszy na kolejną włóczęgę po świecie.
Cała reszta naszej kompanii powróciła do Alabastii i już 2 stycznia zajęła się na powrót swoją pracą, która zdecydowanie sprawiała nam wiele przyjemności. Już następnego dnia powrócili do nas Brock oraz Melody, więc znowu było bardzo wesoło, zaś Misty miała się z kim droczyć.
Nie tak długo jednak nacieszyliśmy się spokojną pracą w naszej kochanej restauracji, gdyż już 6 stycznia dostaliśmy list od naszej drogiej przyjaciółki, Alexy. Przywiózł go jej Noivern, którego podczas tych świąt mieliśmy okazję zobaczyć, gdyż przywiózł nam prezenty od sióstr Marey (spędzających tegoroczne święta ze swymi rodzicami). Tym razem zaś ów uroczy Pokemon dostarczył nam wiadomość. Zrobił to podczas śniadania, więc miał możliwość zastać nas wszystkich w domu pani Ketchum, zanim jeszcze poszliśmy do pracy.
- Witaj, Noivern! Bardzo miło cię widzieć - powiedział mój chłopak, głaszcząc Pokemona po głowie - Czemu zawdzięczamy ten zaszczyt?
Stworek podał mojemu chłopakowi kopertę, w której był list od jego trenerki. Ash rozwinął go.
- Słuchajcie, przyjaciele! To list od Alexy.
Wszyscy spojrzeliśmy na naszego lidera z zainteresowaniem.
- Poważnie?! Alexa?! - pisnęła radośnie Bonnie.
- A co ona pisze? - zapytałem.
- Zaraz wam przeczytam - powiedział Ash, po czym zaczął to robić.
Drogi Ashu,
Na pewno bardzo dobrze pamiętasz Cindy Armstrong, którą poznałeś półtora roku temu, gdy razem ze mną wracałeś z Unovy do Alabastii. Nadal ona żyje w miasteczku Melastia niedaleko Twoich rodzinnych stron. Często bardzo miło Cię wspomina, zwłaszcza, że wydaje w swojej gazecie moje artykuły na Twój temat...
- O jakiej gazecie ona mówi? - spytałam zdumiona.
- Chodzi o „Kanto Express“, którego Cindy Armstrong jest redaktorem naczelnym - wyjaśnił Ash - Ale słuchajcie dalej...
Cindy więc doskonale wie, że jesteś naprawdę wielkim detektywem. Mam zatem nadzieję, iż zechcesz nie odmówić naszej drobnej prośbie. Moja droga przyjaciółka zdobyła ponoć pewne dane na temat śmierci swojej kuzynki, Arabelli Mitage. Jak dobrze pamiętasz, gdy poznałeś Cindy, to nie posiadała ona jeszcze żadnych danych na ten temat poza tym, co wiedzieli wszyscy. Obecnie to się zmieniło, jednak moja droga przyjaciółka boi się, iż policja nie zechce potraktować jej słów na poważnie, gdyż poprzednim razem dobrze wiesz, jak było. Poza tym te dowody nie potwierdzają ponoć jednoznacznie winy tej osoby, którą Cindy posądza o zabicie Arabelii. Mam więc nadzieję, że zechcesz jej pomóc w tej sprawie. Cindy zaprasza Ciebie i całą Twoją drużynę do Melastii żywiąc nadzieję, iż nie odmówisz jej tej drobnej przysługi.
Odpisz mi więc, czy zechcesz nas odwiedzić. Obecnie jestem w domu mojej przyjaciółki i czekam na wiadomość od Ciebie. Bez względu na to, jakiej odpowiedzi mi udzielisz, wyślij ją Noivernem.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Alexa.
Ash powoli złożył list i uśmiechnął się do nas.
- No i co powiecie na to?
- Przede wszystkim chciałabym wiedzieć, o jaką sprawę tutaj chodzi - powiedziała Dawn.
- Właśnie, Ash... Bo nadal nie wiemy, o czym pisze Alexa - dodałam bardzo przejętym tonem.
Mój ukochany popatrzył na nas radośnie widząc, że jesteśmy wyraźnie zainteresowani tą sprawę, po czym usiadł przy stole i rzekł:
- Chodzi tu o zagadkę, której nie rozwiązałem.
- Ty?! Nie rozwiązałeś?! - zawołali zdumieni Bonnie i Max.
Ash zachichotał delikatnie, widząc ich reakcję.
- Dziękuję wam za tę wiarę w moją osobę, ale niestety, kochani... Nie jestem jakimś wielkim geniuszem. No dobrze, może i jestem, jednak wtedy, gdy miała miejsce ta sprawa, nie byłem nim. Zresztą w tym wypadku moje zdolności miały znikome znaczenie.
- Do rzeczy, braciszku! - jęknęła zmęczona jego gadaniem Dawn - O co tam chodziło?!
- Pip-lu-pip! - zapiszczał nieco gniewnie Piplup.
Mój luby popatrzył na siostrę lekko zawstydzony, po czym rzekł:
- Zmierzając zatem do sedna chodzi mi o to, że tę zagadkę nie mogłem rozwiązać, ale przyczyną tego było coś innego niż brak jakiś niezbędnych zdolności w mojej głowie. Po prostu wynikły sytuacje dość niekorzystne...
- Opowiedz nam to, proszę! - zawołała Bonnie podnieconym tonem.
- De-de-ne! - zapiszczał wesoło jej Pokemon.
- Właśnie! Dzięki temu wreszcie zrozumiemy, o co tu chodzi i lepiej ocenimy całą sytuację - rzekł Clemont.
Ash rozłożył się wygodnie na krześle, po czym zaczął mówić.
Wszystko zaczęło się tak dzień po tym, kiedy to powróciłem z Unovy do Kanto. Towarzyszyli mi wówczas Iris, Cilan i Alexa. Ci pierwsi jednak postanowili wybrać się w swoją własną podróż, co oczywiście jeszcze tego samego dnia zrobili, zaś ja i dziennikarka z Kalos postanowiliśmy ruszyć do Alabastii. Oboje mieliśmy ku temu swoje powody. Alexa bardzo chciała przeprowadzić wywiad z profesorem Oakiem, zaś ja odwiedzić mamę, a także odpocząć nieco od przygód. Nasza dwójka ruszyła więc w drogę.
- Jeśli się nie obrazisz, Ash, to zanim dotrzemy na miejsce chciałabym wstąpić do miasteczka Melastia, żeby odwiedzić moją drogą przyjaciółkę, Cindy Armstrong - powiedziała Alexa, kiedy oboje szliśmy sobie spokojnie polną drogą.
Musiałem przez chwilę nad tym pomyśleć, nim odpowiedziałem.
- Chwileczkę... Melastia, o ile się nie mylę, znajduje się po drodze do Alabastii, prawda? - spytałem.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu, idący właśnie obok mnie.
Alexa pokiwała twierdząco głową.
- To prawda. Właśnie tak.
Jej Helioptile zapiszczał radośnie, skacząc wesoło po ramionach swej trenerki.
- Wobec tego nie mam nic przeciwko temu. Możemy odwiedzić twoją przyjaciółkę, a może nawet zatrzymać się u niej, jeśli zajdzie taka potrzeba - powiedziałem z uśmiechem.
- To świetnie! Na pewno polubisz Cindy, to naprawdę urocza osoba - stwierdziła z uśmiechem na twarzy Alexa.
Postanowiłem uwierzyć mojej przyjaciółce i skierowaliśmy oboje swe kroki w kierunku miasta, o którym była tu mowa. W sumie jest to bardziej miasteczko, nawet mniejsze niż Alabastia, ale zdecydowanie można było w nim czuć się naprawdę dobrze. Miejsce to posiadało całkiem sporo uroku osobistego, któremu nie mogłem w żaden sposób się oprzeć.
- Nie ma co gadać, Melastia wygląda całkiem uroczo - powiedziałem, kiedy już weszliśmy do jego środka - A więc w tym miasteczku na swoją siedzibę redakcja gazety „Kanto Express“? Niesamowite.
- Pika-pika! - zgodził się ze mną Pikachu.
- Muszę się przyznać, że nieraz ta gazeta wynajmuje mnie do pisania różnych artykułów - odpowiedziała Alexa.
- A myślałem, że pracujesz tylko dla „Kalos Express“.
- Nie tylko. Przyjmuję również zlecenia od innych gazet. Tutaj jednak lubię pracować najbardziej, gdyż redaktorka naczelna jest moją serdeczną przyjaciółką. Pochodzi ona z Kalos, tak jak i ja, jednak obecnie mieszka w Melastii. Obie bardzo się lubimy.
- No tak... Już wszystko jest dla mnie jasne.
Rozmawialiśmy sobie wesoło po drodze do domu pani Armstrong, a gdy już tam się znaleźliśmy, to zapukaliśmy czekając, aż ktoś nam otworzy. Zrobiła to urocza, mała dziewczynka w wieku tak około sześciu lat. Była ona śliczną szatynką o brązowych oczach. Włosy miała spięte w dwa ładne warkoczyki, a jej stanowiła czerwona sukienka i białe adidasy.
- Słucham? - zapytał dziewczynka.
- Witaj, Taylor. Czy twoja mama jest w domu? - rzekła Alexa.
- Jasne. Czeka na ciebie - powiedziała dziewczynka, która nosiła imię Taylor - Miło cię znowu widzieć, ciociu Alexo. A ten to kto?
- To jest Ash Ketchum, trener Pokemonów - przedstawiła mnie moja przyjaciółka.
- Poważnie?! Trenujesz Pokemony?! - dziewczynka radośnie klasnęła w dłonie, podskakując przy tym wesoło - A masz jakieś przy sobie?!
- Jasne, że mam, ale może już nas wpuścisz, bo przecież nie pokażę ci ich tutaj - odpowiedziałem.
Dziewczynka zachichotała wesoło, po czym pozwoliła nam wejść do środka, a ja i Alexa weszliśmy. Mała zaprowadziła nas w kierunku gabinetu swojej mamy, skąd dobiegał powoli dźwięk maszyny do pisania.
- Puk-puk! Czy można? - zapytała dziennikarka, stukając powoli we framugę pokoju i zaglądając do niego.
- Oczywiście, że możesz. Wchodź śmiało - zaprosił ją radosny głos.
Moja przyjaciółka weszła do środka, a mała Taylor weszła za nią. Ja również to zrobiłem. Wówczas zobaczyłem naszą drogą gospodynię. Cindy Armstrong okazała się być całkiem ładną oraz uroczą kobietą o zielonych oczach i długich włosach barwy hebanu. Chodziła ubrana w białą koszulę, niebieski żakiet oraz fioletową spódnicę. Wyglądała nieco jak moja mama, łącznie z tym jakże cudownym, matczynym uśmiechem, który widniał na jej twarzy. Na nosie miała nałożone okulary, jednak szybko je zdjęła, kiedy mnie zobaczyła.
- Alexa! Jakże miło cię widzieć! - zawołała kobieta, ściskając mocno swoją przyjaciółkę.
- Ciebie również, Cindy - rzekła dziennikarka, oddając jej uścisk.
- Cześć, Helioptile! Wciąż radosny i uśmiechnięty! Tak trzymaj, mały! - powiedziała pani Armstrong, głaszcząc czule Pokemona Alexy po główce.
Następnie spojrzała na mnie i zapytała:
- Ty jesteś Ash Ketchum, prawda?
- Owszem, to właśnie ja - powiedziałem wesoło - Ale skąd pani wie, kim ja jestem?
Cindy Armstrong zachichotała wesoło.
- Proszę cię... Kto by nie słyszał o słynnym Ashu Ketchumie, trenerze Pokemonów i chlubie całej Alabastii?
Zarumieniłem się lekko, słysząc te słowa.
- Czy jestem taką chlubą Alabastii, to nie wiem, ale naprawdę bardzo mi miło słyszeć, że ktoś mnie docenia.
- Nie dziwię ci się, mój przyjacielu, że miło ci to słyszeć - rzekła z uśmiechem na twarzy Cindy - Każdy z nas lubi być chwalony, nawet ja. Tak czy inaczej zapraszam was oboje na ciastka i herbatę, bo już pora na podwieczorek.
Ponieważ jestem, jak to czasami mówi moja kochana Serena, wielkim łakomczuchem, to w żadnym razie nie umiałem odmówić takiej propozycji, podobnie jak i Pikachu. Alexa i jej Helioptile też nie mieli nic przeciwko temu, aby spróbować specjałów pani Armstrong, więc z radością przyjęto taką propozycję, więc już po chwili raczyliśmy się tymi pysznymi ciastkami oraz herbatą. Atmosfera była niesamowicie przyjemna.
- Mówiłeś, Ash, że jesteś trenerem Pokemonów - powiedziała do mnie po chwili Taylor Armstrong.
Uśmiechnąłem się do niej delikatnie.
- A co? Wątpisz w to?
- Nie, ale pokażesz mi, jakie Pokemony złapałeś?
Nie miałem nic przeciwko temu, żeby spełnić jej propozycję, dlatego pokazałem jej wszystkie stworki, jakie tylko złapałem w Unovie. Każdy z nich bardzo spodobał się dziewczynce, musiałem więc dużo opowiadać o wszystkich, co potrafią zrobić, jakie mają umiejętności, a ona słuchała mnie z prawdziwym zachwytem, nie przerywając mi przy tym ani przez chwilę, co w jej przypadku było dość niezwykłe, gdyż nasza mała i jakże słodka kruszynka raczej rzadko lubiła słuchać, ponieważ sama wolała mówić.
Tak czy inaczej spędziliśmy bardzo miły wieczór w domu pani Cindy Armstrong. Zostaliśmy z Alexą u niej na noc, a następnego dnia mieliśmy ruszyć ku Alabastii. Coś jednak zupełnie niespodziewanego zmieniło nasze plany.
Wszystko zaczęło się po śniadaniu, kiedy wyszliśmy z domu. Nasza droga gospodyni poszła w kierunku swojej redakcji, my zaś chcieliśmy ją tam odprowadzić, gdy nagle...
- Hmm! To dość niezwykłe! - powiedziała pani Armstrong.
- Co takiego? - spytałem.
- Spójrzcie! Tam jest pełno policji!
To mówiąc kobieta wskazała palcem na jeden z domów.
- Musiało tam się coś stać - rzekła Alexa.
- Chodźmy to sprawdzić! - zawołałem.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał mój Pokemon.
Ciekawość rozpalała od wewnątrz. Byłem bardzo zaintrygowany tym wszystkim, więc chciałem za wszelką cenę dowiedzieć się, co to tam się dzieje. Alexa i Cindy poczuły w sobie zaś dziennikarską ciekawość, więc też ruszyły w kierunku tajemniczego domu. Podbiegliśmy do niego, po czym zagadaliśmy miejscową oficer Jenny.
- Pani inspektor! - krzyknęła pani Armstrong.
Policjantka odwróciła się do niej i uśmiechnęła delikatnie.
- Witaj, Cindy. Mamy tu niezłe zamieszanie.
- A co się stało? - zapytałem.
- Właścicielka tego domu wyskoczyła przez okno w swojej sypialni i zginęła na miejscu - odpowiedziała mi policjantka.
Cindy jęknęła przerażona, kiedy to usłyszała.
- O nie! Właścicielka?! - zawołała - Arabella!
To mówiąc przedarła się przez cały tabun policjantów. Poszliśmy za nią, po czym zobaczyliśmy leżące na noszach ciało kobiety o zielonych włosach oraz w bardzo podobnym wieku do pani Armstrong. Denatka była przykryta białą płachtą i tylko głowa jej wystawała.
- Arabello! O nie! - zaczęła płakać Cindy, padając na kolana.
Alexa również była w szoku, gdy zobaczyła twarz denatki.
- Znacie tę kobietę? - spytałem.
Dziennikarka z Kalos pokiwała głową.
- Owszem. To Arabella Mitage, żona radnego Mitage’a. Jest kuzynką i dobrą przyjaciółką Cindy, a właściwie to nią była.
Oficer Jenny posmutniała, słysząc te słowa, po czym kazała przykryć głowę zmarłej płachtą, a kiedy to już zrobiono, zostało ono wyniesione.
- Czy wolno wiedzieć, co tu się stało? - zapytała Cindy, podnosząc się powoli z klęczek.
Jenny pokiwała głową na znak potwierdzenia.
- Owszem, tobie mogę to powiedzieć. W końcu to była twoja kuzynka i przyjaciółka. Poza tym i tak dziennikarze będą wypytać o wszystko, co tu się stało, więc lepiej, żebyś ty jako pierwsza to opisała. A więc rano, około godziny 8:00 mój funkcjonariusz, spacerujący po tej okolicy, zobaczył, jak pani Mitage wychodzi na balkon, staje na jego barierce i po chwili skacze.
- Tak po prostu? Skoczyła i już? - zapytałem zdumiona.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
- Nie inaczej, drogi chłopcze - odpowiedziała policjantka.
Alexa zastanowiła się przez chwilę.
- Czy tylko skoczyła, czy zrobiła coś jeszcze?
Jenny zastanowiła się przez chwilę nim odpowiedziała.
- Owszem... Skacząc krzyknęła.
- Krzyknęła? Ale co? Coś konkretnego?
- Nie... Tylko „AAAAAA!“. I tyle.
Pomyślałem przez chwilę, po czym zadałem pytanie:
- Przedtem czy potem?
- Co przedtem czy potem? - zdziwiła się policjantka.
- Czy krzyknęła zanim skoczyła, czy zrobiła to już po skoku?
- Eee... Nie pamiętam... Czekaj no! Już sobie przypomniałam. Według mojego funkcjonariusza, który to widział, to krzyknęła ona dosłownie w tej samej chwili, w której spadła. Tylko czy ma to jakieś znaczenie?
- Możliwe, że tak... - powiedziałem i natychmiast się zamyśliłem.
Cindy załamana została przeze mnie i Alexę odprowadzona do swojej redakcji, po czym oboje postanowiliśmy zostać w Centrum Pokemon, żeby się dowiedzieć, jak śledztwo zostanie zakończone.
- Bardzo chętnie rozwiązałbym tę zagadkę - powiedziałem do mojej przyjaciółki.
Ta spojrzała na mnie nieco zaintrygowanym wzrokiem.
- Wiesz, Ash... Słyszałam o tobie wiele dobrego, ale nie to, żebyś był detektywem.
- Nie mówiłem ci o tym, bo nie było okazji, ale cóż... Swego czasu, podróżując po regionie Hoenn, pomagałem pewnemu, być może znanemu ci detektywowi Herbertowi Jonesowi rozwiązać zagadkę kradzieży rubinu, z kolei podróżując po Unovie, zanim cię jeszcze poznałem, rozwiązałem osobiście sprawę zaginionego skarbu mojego kumpla, Gary’ego Oaka.
Dziennikarka głaskała po głowie swojego Helioptile’a, słuchając mnie przy tym uważnie.
- To naprawdę interesujące... Więc uważasz, że mógłbyś poprowadzić śledztwo w tej sprawie? - spytała.
- Myślę, że tak, chociaż takiej sprawy jeszcze nie prowadziłem, ale cóż...
- Rozumiem. Wierzysz, że umiałbyś sobie z nią poradzić.
- Nie inaczej. Tylko nie wiem, czy to możliwe.
- Pogadam z Cindy. Jeśli się zgodzi, to oboje rozpoczniemy śledztwo.
- Oboje? - spytałem zdumiony.
Alexa puściła mi wesoło oczko.
- A co sobie myślałeś? Że sam się będziesz bawić w bohatera, mój ty kochany Sherlocku? Nie bój się. Twój osobisty doktor Watson jest gotowy do działania!
Popatrzyłem na nią z uśmiechem. Ona chyba już nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
- Skoro tak, to bierzmy się do pracy! - zawołałem.
***
- Niestety, nie było nam dane nawet rozpocząć śledztwa w tej sprawie. Cindy co prawda wyraziła na to zgodę, ale policja niestety już nie. Śledczy umorzyli sprawę po dwóch dniach, ponieważ uznali przypadek pani Mitage za samobójstwo czystej klasy i choć ja oraz Alexa prosiliśmy ich, żeby tego nie robili, to nie chcieli nas słuchać. Musieliśmy więc dać sobie spokój.
W ten oto sposób Ash zakończył swoją opowieść. Wysłuchaliśmy jej uważnie, po czym spojrzeliśmy na siebie i znowu na mego chłopaka.
- A więc Alexa pisze, że teraz Cindy wpadła na nowy trop? - spytał po chwili Clemont.
- I być może zna już ona tajemnicę śmierci swojej kuzynki? - dodała Dawn.
- Tak właśnie pisze - odpowiedział mój chłopak - Myślę, że Alexa nie zmyśla i naprawdę potrzebni są jej detektywi i to od zaraz.
- Tylko co my możemy zdziałać teraz, po niecałych dwóch latach, gdy dowody pewnie są już dawno zniszczone? - spytałam.
- Ech, Serena! Ty to potrafisz zepsuć nawet najlepszą zabawę, wiesz?! - jęknęła załamanym głosem Bonnie.
- Śledztwo w takiej sytuacji nie jest żadną zabawą, choć przyznaję, że może posiadać pewne jej aspekty - odparł na to Max poważnym tonem.
Rozłożyłam bezradnie ręce.
- Co ja na to poradzę, że patrzę racjonalnie na to wszystko? Śledztwo prowadzone w sprawie, która miała miejsce, o ile się nie mylę, półtora roku temu, może być bardzo utrudnione. Jak niby chcesz znaleźć dowody po tak długim czasie, Ash?
Mój luby popatrzył na mnie i uśmiechnął się do mnie czule.
- Spodziewam się, że będę mieć sporo szczęścia. Liczę również na te dowody, które zdobyła Cindy.
- Rozumiem, ale co, jeżeli te dowody okażą się być niewystarczające, aby udowodnić sprawcy jego winę, zakładając oczywiście, że pani Mitage naprawdę nie popełniła samobójstwa? - zapytałam.
- Wtedy powiemy, że przynajmniej próbowaliśmy - odpowiedział mi Ash.
Popatrzyłam na niego uważnie.
- Ze sposobu, w jaki mówisz, dedukuję, że tym razem nawet nie masz wielkich nadziei na zwycięstwo.
- Cóż... Nadzieję jakąś tam mam, ale daleko jej do tej, która posiadam na co dzień.
Przez chwilę się naradzaliśmy, po czym jednogłośnie stwierdziliśmy, że nie można zostawić Alexę oraz panią Armstrong same z tym wszystkim. Wobec takiej decyzji Ash napisał list do naszej wspólnej przyjaciółki, w którym wyraził swoją chęć do udzielenia jej pomocy. Następnie wsunął list do koperty i podał go Noivernowi.
- Zanieś to swojej trenerce - rzekł.
Pokemon wesoło zaryczał, po czym wyszedł na zewnątrz i zatrzepotał wesoło skrzydłami, a następnie uniósł się w górę.
Tymczasem my wszyscy porozmawialiśmy z Delią Ketchum, która nie jadła z nami śniadania, ponieważ musiała wcześniej pójść do pracy. Z tego względu zadzwoniliśmy do restauracji i przez telefon wyraziliśmy naszą prośbę o to, żeby udzieliła nam ona urlopu na kilka dni w celu rozwiązania śledztwa. Oczywiście było to czystą formalnością, ponieważ moja przyszła teściowa zawsze wyrażała na takie coś zgodę bez żadnego wahania.
- Bawcie się dobrze, kochani i pozdrówcie ode mnie Alexę.
Ash zachichotał wesoło, po czym odpowiedział:
- Mamo, my tam jedziemy pracować, a nie bawić się.
- Niech ci będzie, ale przecież sam mówiłeś, że taka praca to czysta przyjemność.
- Ja tak niby mówiłem? - zdziwił się Ash i popatrzył na mnie oraz na Pikachu.
Oboje pokiwaliśmy twierdząco głową.
- No cóż... Skoro tak mówiłem, to pewnie tak jest.
***
Kiedy urlop został już załatwiony, to cała nasza szóstka spakowała swe rzeczy i natychmiast ruszyła w drogę. Ponieważ Melastia była całkiem blisko Alabastii, to nie musieliśmy znajdować żadnego środka transportu poza własnymi nogami, na których ruszyliśmy w podróż.
- Hej! Dokąd wy się wybieracie?! - zawołał wesoło dobrze nam znany głos.
Spojrzeliśmy wszyscy w kierunku miejsca, z którego on nas dobiegał i wówczas zobaczyliśmy zmierzającego do nas Josha Ketchuma.
- Cześć, tato! Idziemy w kierunku Melastii! - zawołał wesoło Ash.
- Melastii? Mówicie o tym małym miasteczku niedaleko stąd? - spytał mężczyzna z uśmiechem na twarzy - A po co tam idziecie?
Mój ukochany spojrzał w naszym kierunku.
- Chyba możemy mu powiedzieć, co nie?
- No pewnie! Przecież to jest nasz ojciec! Nie musimy tego przed nim ukrywać - stwierdziła Dawn.
- To także jest mój przyszły teść. Nie zamierzam więc mu się narażać, ukrywając przed jego osobą nasze motywacje - dodałam dowcipnie.
Max, Bonnie oraz Clemont również wyrazili zgodę na to, żebyśmy wtajemniczyli pana Ketchuma w nasze sprawy, co oczywiście zrobiliśmy. Opowiedzieliśmy mu dokładnie o wszystkim, zaś mężczyzna uśmiechnął się wesoło i zawołał:
- To niesamowite! Niewyjaśniona zagadka morderstwa sprzed półtora roku?! To w sam raz zadanie dla trójki Ketchumów! Ojca, syna i córki!
- Przypominam ci, tato, że Dawn nie nosi nazwiska Ketchum - rzekł na to Ash.
- Możliwe, ale to tylko zwykłe niedopatrzenie - odparł Josh.
- Raczej zwykła złośliwość ze strony mojej mamusi, ale mniejsza o to - stwierdziła panna Seroni - Domyślam się, co ma na myśli nasz ojciec i nie mam nic przeciwko temu.
- Bystra z ciebie dziewczyna, córeczko. Nie dziwię się, że twój brat pozwala ci, żebyś mu pomagała rozwiązywać zagadki - powiedział z dumą w głosie pan Ketchum - Widać, że uczysz się od Asha.
- Raczej to on uczy się ode mnie - zażartowała Dawn.
Parsknęłam śmiechem i zapytałam:
- Tak czy inaczej naprawdę chce pan nam towarzyszyć w tej podróży?
- A i owszem, dzieciaki. Bardzo bym tego chciał, o ile oczywiście nie macie nic przeciwko temu.
Spojrzeliśmy na naszego lidera oczekując jego odpowiedzi, ponieważ w końcu to od niego wszystko zależało. Łatwo się domyślić, co on rzekł.
- Pewnie, tato! Witamy w drużynie! Ale mam jeden warunek.
- Jaki? - spytał mężczyzna.
- Że podczas tej wyprawy słuchasz moich rozkazów.
Josh Ketchum wybuchnął śmiechem, po czym uścisnął dłoń swojemu synowi.
- Sherlocku Ashu, mój drogi synu... Możesz śmiało rozporządzać moją osobą! Jestem na twoje rozkazy!
- Ale super! Jest już nas teraz siedmiu wspaniałych! - zawołała Bonnie piskliwym głosikiem.
- De-de-ne! - zapiszczał wesoło jej Pokemon, siedzący wygodnie w torbie swej trenerki.
C.D.N.
Coś czuję, że z Joshem Ketchumem w ekipie to śledztwo to będzie całkiem niezła zabawa. Wyczuwam sporą dawkę śmiechu, radości i niewybrednych żartów, ale też wsparcie niezaprzeczalną inteligencją tegoż człowieka. :)
OdpowiedzUsuńCzyli jak widzę wracamy do starej sprawy sprzed lat, a mianowicie "samobójstwa" Arabelli Mitage, przyjaciółki Cindy Armstrong, która to jest przyjaciółką Alexy. Prosi ona o pomoc naszego detektywa, który jak zawsze chętnie zgadza się jej pomóc i wraz ze swoimi przyjaciółmi oraz ojcem wyrusza w podróż do Melastii. (swoją drogą popraw proszę w paru miejscach nazwę tego miasta bo czasami zamieniałeś dwie pierwsze samogłoski, taka mała uwaga) :)
Ale przedtem oczywiście mamy świetną zabawę sylwestrową, po której praktycznie wszyscy dorośli (poza Johnem Scribblerem) mają niezłego kaca i dzieci muszą przy nich chodzić na paluszkach. W sumie wiem, co ci dorośli czują, sama kiedyś miałam lekkiego kaca. Ale to taka drobna dygresja. :)
Ogólnie rzecz ujmując, historia zapowiada się bardzo ciekawie, myślę, że będzie pełna zwrotów akcji i niesamowitych sytuacji (jakie rymy). :)
Ogólna ocena: 1000/10 :)
Więcej z wami nie pije!- mistrzowska scena XD
OdpowiedzUsuń