Przygoda XXXII
Detektyw, który mnie kochał cz. II
- Sądzisz, że rozmowa z tymi złodziejkami cokolwiek nam pomoże? - zapytałam Asha, kiedy już oboje wracaliśmy do domu.
- Może pomoże, może nie... Jednego jednak jestem całkowicie pewien. Nigdy nie poznamy odpowiedzi na to pytanie, jeśli zrezygnujemy z tego, co planujemy - odpowiedział detektyw z Alabastii.
- My mielibyśmy zrezygnować? Jeszcze czego! To nie w naszym stylu! - zaśmiałam się do mego chłopaka.
On popatrzył na mnie z uśmiechem i delikatnie pogłaskał dłonią moją twarz.
- No właśnie! I tej myśli się trzymaj, maleńka!
Weszliśmy do domu, gdzie z pomocą Mister Mime’a zrobiliśmy sobie mały posiłek, po czym poszliśmy na spacer na najbliższą łąkę. Spędziliśmy tam miło czas na różnych miłych sprawach, o których nie będą tutaj pisać, gdyż nie dotyczące one całej przygody. Później powróciliśmy do domu, a tam zastaliśmy już Delię, która razem z Latias szykowała właśnie kolację.
- Hej, dzieciaki! - zawołała wesoło kobieta na nasz widok - Cieszę się, że już jesteście. Kolacja niedługo będzie gotowa.
- To dobrze, bo oboje bardzo zgłodnieliśmy - powiedział radośnie Ash, zrzucając z ramion plecak.
- Pika-pika-chu - zapiszczał Pikachu, oblizując się już na sam zapach naleśników, które właśnie szykowały pani Ketchum i Latias.
Mityczna panna Pokemon płci żeńskiej w ludzkiej postaci uśmiechnęła się do niego radośnie.
- No proszę, Latias. Widzę, że szkolisz się w tajnikach kuchni mojej mamy, mam rację?
Pokemonka pokiwała delikatnie głową, po czym przerzuciła naleśnik na drugą stronę, aby się nie spalił.
- A przy okazji, Ash... Ktoś dzisiaj pytał o ciebie. Jakaś dziewczyna - powiedziała po chwili Delia.
- Niech zgadnę... Miała długie, kasztanowe włosy oraz zielone oczy, prawda? - zapytałam.
- Owszem. Znacie ją? - zdziwiła się pani Ketchum.
- Wpadliśmy na siebie przypadkiem - powiedział mój luby - Pytała o twoją restaurację, więc wskazaliśmy jej drogę.
- Rozumiem. No, a ona przyszła dzisiaj do mnie i wyobraź sobie, co za niespodzianka! Nigdy nie zgadniesz, kim jest ta panienka - zaczęła mówić podnieconym głosem kobieta.
- Skoro i tak nigdy nie zgadnę, to nawet nie będę próbował tego robić, mamo - zaśmiał się Ash.
Delia popatrzyła na niego z radosnym uśmiechem na twarzy, po czym lekko poczochrała mu włosy i powiedziała:
- Mój jakże dowcipny i bardzo przystojny syn. No więc ta dziewczyna to twoja dawna koleżanka ze szkoły, Scarlett.
Na sam dźwięk tego imienia poczułam w sercu ból, jakby wbito mi w nie coś bardzo ostrego. No jasne! Wiedziałam, że to musi być ona. Miałam rację mówiąc, iż wszystkie wskazówki dowodzące jej tożsamości nie mogą być dziełem przypadku.
- Scarlett? Ale nie mówisz chyba, mamo, o tej dziewczynie, co to...
- Mówię właśnie o tej - przerwała synowi Delia - Pytała ona o ciebie. Powiedziałam jej, że poszliście za swoimi sprawami na miasto, ale że może cię dzisiaj spotkać u mnie na kolacji.
- Zaprosiłaś ją na kolację?! - zawołaliśmy jednocześnie.
Pani Ketchum popatrzyła na nas zdumiona.
- Ja was naprawdę nie rozumiem, moi kochani. Ash, przecież to twoja dawna koleżanka ze szkoły. Pamiętam, że oboje bardzo się lubiliście odkąd uratowałeś ją przed tym Gyaradosem. Dlaczego miałabym jej nie zaprosić?
- No... Właściwie to... Masz rację, mamo. Po prostu się zdziwiłem i tyle - wybąkał jej syn przepraszającym tonem.
Delia pokręciła tylko głową i spojrzała na mnie.
- Tobie to akurat się nie dziwię, że jesteś zdumiona, a może nawet i lekko oburzona. Rozumiem, iż możesz być zazdrosna, ale moim zdaniem naprawdę nie masz powodu, żeby...
- Co?! Ja?! Zazdrosna?! A niby o co?! O przeszłość?! W żadnym razie! - zawołałam udając oburzenie.
Tak naprawdę jednak czułam, że kobieta mnie przejrzała. Poczułam się naprawdę dziwnie, gdy usłyszałam, iż dawna wielka miłość mego chłopaka jest w mieście i ma przybyć na kolację do nas. Zdecydowanie ta wiadomość bardzo źle wpłynęła na moje samopoczucie. Normalnie nie powinnam była być zazdrosna o przeszłość, jednak cóż... Tym razem sprawa była zupełnie inna. Scarlett niedawno śniła się Ashowi. W dodatku mówił on przez sen jej imię. Na dobitkę ta jego znajoma była niesamowicie ładna. No i jeszcze ta przepowiednia dotycząca dziewczyny o kasztanowych włosach. Nic zatem dziwnego, iż w mojej głowie natychmiast zapaliła się czerwona lampka, sygnał ostrzegawczy. Czułam, że przez tą pannę będą tylko kłopoty. Mimo wszystko postanowiłam jednak zrobić dobrą minę do złej gry i nie zdradzić się z moimi prawdziwymi uczuciami względem całej tej sprawy.
Chwilę później przyszli do domu Clemont, Dawn, Bonnie i Max.
- No proszę! A wy jak zwykle na ostatnią chwilę - powiedział Ash dowcipnym tonem.
- Raczej na gotowe. Państwo wygodniccy - zażartowałam sobie, choć zdecydowanie nie byłam w nastroju, aby to robić.
- Wybaczcie, mieliśmy swoje sprawy na mieście i zeszło się nam trochę - powiedziała przepraszającym tonem Dawn.
- Clemont poszedł do profesora Oaka, żeby pomóc mu w pracy nad jednym takim wynalazkiem - wyjaśnił Max.
- A ty? - zapytał Ash.
- A ja poszedłem tam z nim, aby również pomóc.
- I co? Pomagałeś? - spytałam.
- No pewnie, że tak! - odparł z dumą w głosie chłopaczek.
- Jedną chwileczkę... Clemont, o ile się nie mylę, ty już jakiś czas temu chodziłeś do profesora Oaka, aby mu w czymś pomagać, a potem nagle tego zaprzestałeś - zauważyłam, patrząc na młodego Meyera.
Clemont zarumienił się lekko na twarzy i podrapał nerwowo po głowie, zanim mi odpowiedział:
- Bo widzisz... To było tak, że pracowaliśmy razem nad takim jednym wynalazkiem, ale on potem się nie udał i musieliśmy zrezygnować z pracy nad nim.
- Rozumiem. A teraz co robicie?
- Teraz mój brat pewnie znowu pracuje nad jakimś swoim kolejnym wynalazkiem, który znowu się nie powiedzie, jak zwykle zresztą - mruknęła złośliwie Bonnie.
- Dzięki! Miło, że mnie wspierasz - odciął się jej Clemont.
- Nie ma za co, braciszku.
Dawn zachichotała lekko.
- Jak nasi chłopcy poszli się bawić w naukowców, to ja zabrałam naszą małą Bonnie na lody i spacer. Coś mi mówi, że obie zaczynamy nawiązywać między sobą coraz lepsze relacje.
- Bardzo mnie to cieszy, ale lepiej myjcie ręce i siadajcie wszyscy do stołu, bo zaraz będzie kolacja - powiedziała Delia.
Oczywiście nie mieliśmy nic przeciwko kolacji, więc szybko poszliśmy się umyć, po czym usiedliśmy do stołu. Ledwie to zrobiliśmy, a ktoś zapukał do drzwi.
- Mister Mime, otwórz, proszę. To pewnie jest nasz drogi gość - rzekła pani Ketchum do swego Pokemona.
Serce zabiło mi jak szalone, kiedy to usłyszałam. A więc tu przyszła. Miałam nadzieję, że zmieni jednak zdanie i w ostatniej chwili odwoła ona spotkanie, ale jak widać marzenia nie zawsze się spełniają. No cóż... Będę musiała jakoś strawić jej obecność, pomyślałam sobie.
- Dobry wieczór - powiedziała Scarlett, wchodząc do środka.
Jej widok mocno wstrząsnął wszystkimi, a szczególnie Ashem, który co prawda widział ją tego samego dnia, podobnie jak i ja, jednak naprawdę wciąż pozostawał w lekkim szoku, chociaż prawdę mówiąc wcale mu się nie dziwiłam. Ostatecznie jak miał zareagować widząc swą dawną przyjaciółkę z dzieciństwa, z którą stracił kontakt na kilka lat, a potem nie poznał jej na ulicy?
- Witaj, Scarlett - rzekł detektyw z Alabastii spokojnym głosem.
Dziewczyna spojrzała na niego i radośnie pisnęła.
- Ash! Buraczku mój ty kochany! Jak się cieszę, że cię znowu widzę! - zawołała kasztanowłosa, podbiegając do swojego dawnego przyjaciela i z wielką radością rzucając mu się na szyję.
Mojemu ukochanemu rumieńce wyszły na twarz, kiedy to zrobiła, a ja poczułam, że podobnie jak on czerwienieję, ale z gniewu i zazdrości.
- Och, mój słodki Ash... I znowu cały czerwony na twarzy. Tak jak w dzieciństwie! Kochany Buraczek! Nic się nie zmieniłeś! - szczebiotała dalej Scarlett, chichocząc przy tym, a ja sama czułam, że mam ochotę skoczyć jej do gardła.
- Przy okazji... Nie wiem, czy pamiętasz, ale jeszcze my tu jesteśmy - powiedziałam niezbyt grzecznym tonem.
Scarlett wypuściła wreszcie ze swoich objęć Asha i popatrzyła na mnie uważnie.
- Ty jesteś Serena, prawda? Miło mi cię poznać - powiedziała bardzo przyjaznym głosem moja rywalka, wyciągając dłoń w moim kierunku.
Chociaż miałam wielką ochotę zmiażdżyć jej tę słodką łapkę, to jednak darowałam sobie zrealizowanie tego jakże kuszącego marzenia ze względu na Delię i poprzestałam jedynie na przyjaznym uścisku.
Pozostali nasi przyjaciele przywitali się ze Scarlett w o wiele bardziej uprzejmy sposób niż ja to zrobiłam, po czym wszyscy usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść naleśniki serwowane nam przez Latias i Mister Mime’a.
- Widzę, że dorobiliście się pomocy domowej - powiedziała dawna przyjaciółka Asha.
- Prawdę mówiąc to tylko Mister Mime jest tą, jak ty to ujęłaś, pomocą domową - zaśmiał się mój chłopak.
- Rozumiem. A ta panna to kto?
- A to jest La... - zaczęła Bonnie, ale Clemont szybko zasłonił jej usta dłonią.
Postąpił mądrze, bo przecież nie mogliśmy powiedzieć pannie Scarlett, że osobą, na którą ona patrzy, jest Latias w ludzkiej postaci. To musiało i musi nadal pozostać tajemnicą znaną jedynie naszemu zaufanemu gronu.
- To Bianka, wychowanica mojej mamy i nasza serdeczna przyjaciółka - powiedział Ash.
- Pika-pika! Pika-chu! - zgodził się z nim Pikachu.
- No przecież właśnie to chciałam powiedzieć - dodała Bonnie, kiedy brat udostępnił jej wreszcie dopływ tlenu do buzi.
- Rozumiem. A co ona taka małomówna? - spytała jakby podejrzliwym tonem Scarlett.
- Bo ona jest niemową. Rozmawia z nami na migi - wyjaśniła.
- Aha.
Dziewczyna wyglądała na przekonaną tymi tłumaczeniami, ponieważ już nie wracała więcej do tego tematu i spojrzała uważnie w stronę Asha.
- Słyszałam o twoich wyczynach podróżując po Kanto. Widziałam też w telewizji, jak wygrywasz Ligę Kalos i zostajesz Mistrzem Pokemon.
- Doprawdy? - zapytałam z ironią w głosie - Skoro widziałaś Asha w telewizji, to jakim cudem nie poznałaś go dzisiaj na ulicy?
Dziewczyna zachichotała i szybko pospieszyła z odpowiedzią:
- Ależ ja go poznałam, tyle że on nie poznał mnie, a ja chciałam sobie nieco zażartować, więc udawałam, iż też zapomniałam, jak on wygląda. No, tak czy inaczej widziałam, jak zdobywasz tytuł Mistrza Ligi Kalos i byłam z ciebie bardzo dumna, Buraczku.
- Nie tylko ty jedna - powiedziała z uśmiechem na twarzy Delia.
- No właśnie - dodałam z lekkim wyrzutem w głosie.
Scarlett chyba jednak nie zwróciła na to uwagi, bo dalej trajkotała te swoje rewelacje.
- Potem przeczytałam w jednej takiej gazecie, że rozwiązujesz zagadki detektywistyczne. Byłam po prostu pod wielkim wrażeniem, gdy się o tym dowiedziałam. Zawsze wiedziałam, że jesteś zdolny, ale żeby aż tak, to nie. Jestem pod wielkim wrażeniem.
- Mogę sobie wyobrazić - mruknęłam złośliwie.
- A właściwie to jak ty i Ash się poznaliście? - zapytała Dawn.
- Przecież Ash już nam o tym opowiadał - zwróciłam jej uwagę.
- Owszem, ale chciałabym usłyszeć o tym od drugiej strony - odparła na to moja przyjaciółka.
Scarlett oczywiście była bardzo podniecona samym pytaniem, dlatego natychmiast pospieszyła z odpowiedzią na nie:
- A więc już mówię... To było tak, że kiedy mieliśmy po osiem lat, to chodziliśmy razem z Ashem do szkoły. Byliśmy w tej samej klasie, ale nie rozmawialiśmy za wiele ze sobą, bo miałam innych kolegów i koleżanki. Potem jednak podczas wakacji, gdy już skończyliśmy dziewięć lat, to Ash ocalił mi życie. Kąpałam się wtedy w morzu, kiedy nagle zaatakował mnie Gyarados. Wówczas to Ash stanął w mojej obronie, odwrócił uwagę tego groźnego Pokemona, a ja dzięki temu mogłam uciec.
- Niesamowita historia - powiedziała podnieconym głosem Bonnie.
- Rzeczywiście, niesamowita - mruknęłam złośliwym tonem.
- Od tego czasu zawsze trzymaliśmy się razem on i ja. Całe wakacje - trajkotała dalej Scarlett - A potem niestety rodzice przeprowadzili się do innego miasta, a ja musiałam ruszyć razem z nimi.
- Domyślam się, że musiało to być dla was obojga wielkim ciosem - powiedziałam złośliwie.
Scarlett popatrzyła na mnie nieco groźnym wzrokiem, gdyż wyraźnie zaczęła wreszcie wyczuwać, że jestem wobec niej wrogo nastawiona. Mimo wszystko uśmiechnęła się do mnie słodko i odparła:
- Owszem, ale na szczęście wszystko w porządku, ponieważ znowu tu jestem i znowu mogę spotkać mojego kochanego Buraczka.
- Właściwie to dlaczego nazywasz mojego brata w taki dziwny sposób? - spytała Dawn.
- Brata? - zdziwiła się Scarlett - Ash, o czym ona mówi? To ty masz siostrę?
- Owszem, Dawn Seroni jest moją przyrodnią siostrą - odpowiedział jej zapytany - Sam długo nie wiedziałem o jej istnieniu, ale jak to mówią, życie jest pełne niespodzianek.
- To fakt - powiedziałam znowu złośliwym tonem.
- Rozumiem - panienka o kasztanowych włosach zupełnie zignorowała moje spostrzeżenie - A więc, odpowiadając na twoje pytanie, Dawn, muszę ci wyjaśnić, że nazywam Asha „Buraczkiem“ już od dzieciństwa. Widzisz... Kiedy Ash był w moim towarzystwie, dość często się rumienił, a najwięcej to wtedy, kiedy go całowałam.
- Całowałaś go?! - zawołałam niemalże przerażona - Więcej niż raz?!
- Tak, ale wiesz... To były takie sobie niewinne oraz bardzo dziecinne buziaczki w usteczka - zaśmiała się beztrosko Scarlett - To nic takiego.
- Nic takiego? A Ash się jednak rumienił - powiedziałam.
- Dziwisz mu się? Jakby mnie pocałowała jakaś dziewczyna, też bym się zarumienił - stwierdził Clemont.
- Jakoś wcale mnie to nie dziwi - mruknęła Bonnie.
- Tak... Ash tak reagował, gdy się go całowało i to nawet wtedy, kiedy buziaki dawałam mu tylko ja - powiedziała Delia z uśmiechem na twarzy.
- Stąd właśnie uznałam, że pasuje do niego słowo „Buraczek“. A co wy o tym sądzicie? - zapytała.
- Jak dla mnie ono doskonale pasuje - zachichotał wesoło Max.
Ash popatrzył na niego nieco groźnym spojrzeniem, po czym dodał:
- No cóż... To naprawdę wspaniała rozmowa, ale w sumie powinniśmy już ją kończyć, w końcu jutro idziemy do pracy.
- Tak, masz rację. Pora na nas - poparłam go ciesząc się, że możemy nareszcie zakończyć rozmowę z panną Scarlett.
Dziewczyna powoli wstała od stołu.
- No tak, macie rację. Na mnie też już pora. Muszę wrócić do Centrum Pokemon, zanim kompletnie się ściemni, bo nie chcę wracać po ciemku. Bardzo się cieszę, że mogłam sobie z wami porozmawiać o starych czasach. Dziękuję, pani Ketchum, że mnie pani zaprosiła do siebie na kolację.
- Ależ nie ma za co, maleńka. Na długo zatrzymałaś się w Alabastii? - zapytała Delia.
- Na kilka dni, proszę pani. Nie jestem pewna, jak długo potrwa mój pobyt tutaj. Wszystko zależy od okoliczności. No, to życzę wam wszystkim dobrej nocy i do zobaczenia.
Następnie skierowała się ku drzwiom, jednak najpierw posłała Ashowi buziaka dłonią i zawołała:
- Dobranoc, Buraczku.
To mówiąc wyszła, a my zostaliśmy sami. Dawn, Bonnie i Max zaczęli się chichrać.
- No co? - spytał Ash zdumiony ich zachowaniem.
- Nie, nic... Buraczku - parsknęła śmiechem jego siostra.
- Buraczek... Ha ha ha! Ale zabawne! Buraczek! - chichotała Bonnie, trzymając się za brzuch.
- Na serio tak cię nazywała? - zapytał Max, parskając śmiechem.
- Ech... Matko kochana... Czasami naprawdę nie wiem, czemu ja się jeszcze z wami zadaję - jęknął załamanym głosem Ash.
- Pika-pika - dodał Pikachu, również chichocząc.
***
Następnego dnia po pracy ja i mój chłopak udaliśmy się na posterunek policji, gdzie porucznik Jenny wręczyła nam teczkę ze wszystkimi aktami dotyczącymi całej tej sprawy.
- Proszę! Macie tu dane na temat całej działalności Gangu Czarnego Tulipana - powiedziała nam policjantka - Tutaj są wszystkie wiadomości na temat każdego popełnionego przez nich przestępstwa. Poczytajcie to sobie. Życzę miłej lektury.
- Dziękuję, a co ze sprawą, o którą cię prosiłem? - zapytał Ash.
- Załatwiłam ci na dzisiaj widzenie z tymi gagatkami. Musiałam długo przekonywać kapitana Rockera, a on swoich przełożonych, żeby wyrazili na to zgodę. Było ciężko, ale udało się. Zaraz was zabiorę, gdzie trzeba, choć naprawdę nie wiem, po co ci to.
- Pozwól mi działać, a o wynikach śledztwa powiadomię cię, gdy już je będę miał - odpowiedział jej detektyw z Alabastii.
Policjantka rozłożyła bezradnie ręce, po czym zabrała nas samochodem do żeńskiego więzienia, gdzie zaprowadzono nas do sali widzeń. Tam też usiedliśmy sobie przy małym stoliku czekając na przybycie osób, z którymi to mieliśmy porozmawiać. Chwilę później one przyszły ubrane w więzienne pasiaki. Były to dwie młode kobiety: jedna blondynka o dość fantazyjnej fryzurze, druga miała jasno-niebieskie włosy obcięte na chłopaka. Pierwsza była dość urodziwa, z kolei o jej koleżance raczej nie można było już tego powiedzieć.
Oczywiście po tym opisie możecie chyba łatwo się domyślić, z kim to przyszliśmy odbyć małą pogawędkę. Tymi osobami były Annie i Oakley, dawne agentki Giovanniego, siedzące obecnie w więzienia, do czego Ash i ja znacznie się przyczyniliśmy.
- No proszę! Kogo ja tu widzę?! - zapytała złośliwym głosem Oakley - Osoby odpowiedzialne za nasze gnicie tutaj!
- Głupi bachor i jego panieneczka! - dodała Annie równie złośliwym tonem.
- Przyszliście tutaj, żeby się napawać swoim zwycięstwem? - spytała jej siostra.
- Nie. Mamy do was kilka pytań i liczymy na to, że uczciwie nam na nie odpowiecie - powiedział Ash spokojnym tonem.
- Pika-pika! - zapiszczał groźnie, siedzący mu na ramieniu Pikachu.
Obie siostry, patrząc nam w oczy uważnie, usiadły przy stoliku.
- A więc pytaj, kochasiu - mruknęła Oakley - Jeśli coś możemy pomóc, chętnie pomożemy.
- O ile oczywiście załatwisz nam w zamian za to krótszą odsiadkę - dodała Annie.
Jej siostra pokiwała potakująco głową.
- No właśnie.
- Niczego takiego obiecać wam nie mogę, ale zapewniam was, że jeśli mi pomożecie, to wstawię się za wami u kogo trzeba i być może wam w ten sposób jakoś pomogę - odparł Ash.
Obie siostry złodziejki parsknęły śmiechem.
- Dowcipny z ciebie człowiek, wiesz o tym? - zapytała Annie - Nam mogłaby pomóc jedynie całkowita amnestia, a ewentualnie lepszy adwokat i apelacja.
- Albo zestaw ucieczkowy - dodała Oakley.
- Jaki zestaw? - zdziwiłam się.
- Taki służący do uciekania z więzienia. No wiesz: pilnik, mocna lina, broń, dynamit, może też jakiś środek transportu, najlepiej latający.
- Może być dywan? - spytał Ash, uśmiechając się zadziornie.
- Może, ale pod warunkiem, że umie latać - mruknęła złośliwie Oakley widząc, iż mój chłopak stroi sobie z niej żarty.
- Przykro mi, ale tej funkcji jeszcze w nim nie zamontowałem. Ale być może jak go porządnie wytrzepiesz z kurzu, to poleci, kto wie? - odparł na te słowa słynny detektyw z miną niewiniątka.
Obie siostry popatrzył na niego gniewnie.
- Proszę, jaki dowcipniś - mruknęła Annie - Miałeś podobno do nas jakąś sprawę.
- Owszem. Jedną taką... Chodzi o to.
Po tych słowach Ash rzucił na stolik dowód rzeczowy w postaci tego tajemniczego czarnego tulipana wsadzonego do woreczka na dowody.
- Wiecie, co to jest? - spytał.
- Pika-pika? - dodał jego Pikachu.
- Owszem, wiemy. To ewenement w świecie natury. Czarny tulipan - powiedziała Oakley.
- Tulipan zgoda, czarny również, ale żaden ewenement to nie jest, bo jest on sztuczny - odpowiedziałam im - Widzicie... Ktoś niedawno zaczął dokonywać serii włamań i kradzieży, a na miejscu przestępstwa zawsze zostawia to coś. Może wiecie, kim jest osoba, która tak postępuje?
- A niby skąd mamy to wiedzieć? - spytała Annie.
- I czemu miałybyśmy wam to powiedzieć? - dodała Oakley.
- Bo dobrze wiem, że już kiedyś widziałem człowieka, który posługuje się czymś takim - odparł na to Ash - Dobrze wiem, że ten ktoś pracuje dla organizacji Rocket, podobnie jak i wy dwie. Wysilcie więc te swoje śliczne główki i skupcie się. Co wiecie o człowieku, który zostawia po sobie takie znaki?
- Naprawdę uważasz, że mamy śliczne główki? - spytała Annie, lekko się przy tym rumieniąc.
Oakley zrobiła zrozpaczoną minę, gdy to usłyszała.
- Mogę? - spytała, patrząc na mnie.
- Proszę - powiedziałam, domyślając się, o co jej chodzi.
- Dziękuję.
Po tych słowach niebieskowłosa walnęła przez ciemię z otwartej dłoni swoją siostrę i powiedziała:
- Cicho bądź!
Następnie popatrzyła na nas i powiedziała:
- Właściwie to mogłybyśmy wam to powiedzieć, ale widzicie... Istnieje pewna niedogodność.
- Niby jaka? - spytałam.
- Pika-pika? - pisnął Pikachu.
- Taka, że ludzie, którzy paplają policji o osobie, która was interesuje, nie żyją raczej zbyt długo. A my zamierzamy dożyć bardzo późnej starości - odparła Oakley.
- W więziennych murach?
- Lepsze to niż leżeć na cmentarzu!
- A więc wiecie, kto używa czarnych tulipanów? - zapytał Ash.
- Wiemy, ale dla swojego własnego dobra lepiej by było, gdybyście nie mieli o niczym pojęcia - odpowiedziała mu młodsza i mądrzejsza z sióstr.
- Tak, ta babka jest naprawdę mściwa i jak coś się o niej powie glinom, to równie dobrze można zbierać na wieniec - dodała starsza, choć głupsza członkini złodziejskiego duetu.
- Aha! A więc to jest kobieta?! - zawołałam triumfalnie.
Oakley złapała wściekła siostrę za ramiona i potrząsnęła nią, krzycząc:
- Mówiłam ci, żebyś siedziała cicho!
Następnie spojrzała na nas groźnie, dodając przy tym:
- Nic wam nie powiemy poza jedną rzeczą.
- Jaką? - zapytaliśmy ja i Ash, po czym przysunęliśmy się bliżej.
- Taką, że jeśli cenicie sobie swoje życie, to lepiej trzymajcie się od tej babki z daleka. To mściwa bestia. Zapewniam was. Niejeden, który paplał o niej za dużo, został przez nią posłany na tamten świat. Powiedzieć możemy wam tylko tyle, że to wysoko postawiona osoba w naszej organizacji. Jest też bardzo blisko szefa.
- Giovanniego? - spytałam.
Oakley popatrzyła na mnie groźnie.
- Kochana moja... Tego nazwiska też lepiej głośno nie wypowiadaj, jeśli oczywiście chcesz długo pożyć. On jest jeszcze bardziej mściwy niż ta wiedźma z tulipanami, zapewniam cię.
Ponieważ nic więcej nie wycisnęliśmy z naszych dwóch siostrzyczek, to poszliśmy do porucznik Jenny, która cierpliwie na nas czekała tuż przed pokojem widzeń.
- Domyślam się, że rozmowa nie poszła najlepiej, prawda? - zapytała.
- Przyznaję, iż informacje, jakie od nich zdobyłem, mogą się wydawać nieistotne, ale tylko na pozór - odpowiedział jej Ash, gdy już szliśmy powoli w kierunku samochodu policjantki.
- Czego się dowiedziałeś? - zapytała Jenny.
- Mniej niż myślałem, ale zawsze coś - odparł mój chłopak - Wiem już, że w sprawę zamieszana jest organizacja Rocket, a przynajmniej jeden z jej czołowych agentów. To kobieta. Używa czarnych tulipanów... Wiem, że już kiedyś, parę lat temu, spotkałem jedną taką osobę, chociaż nie umiem sobie przypomnieć w jakich okolicznościach... Choć coś mi świta... Ale niestety nie jestem pewien, czy mam rację...
- Sądzisz, że ta cała Czarny Tulipan jest szefem Gangu? - spytałam.
- Możliwe... Ale póki nie będę miał dowodów na to, co mówię, to nie jestem w stanie jej udowodnić tego, co mówię, jednak spokojnie. Dowody się znajdą. Wystarczy ich tylko dobrze poszukać.
- Oby tak było - powiedziałam ze smutkiem oraz obawą w głosie.
***
Po tej rozmowie zgodnie z tym, co ustaliliśmy wcześniej, spotkaliśmy się wszyscy w naszym domku na drzewie, gdzie bardzo dokładnie każde z nas przeczytało akta dotyczące przestępstw Gangu Czarnego Tulipana.
- A więc wiemy, przyjaciele, że bandyci grasują po miastach i okradają bogate domy - powiedziałam - Wiemy także, iż zamierzają dokonać swojej kolejnej akcji właśnie w Alabastii. Nie wiemy jednak, kiedy zaatakują ani jakie domy.
- Według akt napadają zawsze tylko na bogate domy. Wchodzą prędko, rabują równie szybko i jeszcze szybciej uciekają i tak w ciągu jednej nocy obrabiają kilka domów - rzekł Clemont, uważnie obserwując akta sprawy.
- Wszystkie są zamieszkałe przez bogate rodziny - dodała Dawn - Co można jednak z tego wywnioskować?
- Na pewno kilka rzeczy - rzekł Max.
- Niby jakich? - spytała Bonnie.
- Po pierwsze bandyci czasami tylko wywabiają pod byle pretekstem z okradanego domu jego mieszkańców - mówił młody Hameron - Po drugie w innych domach tego nie robią. To moim zdaniem ważne.
- Jakie to niby może mieć znaczenie? - zapytałam.
- Moim zdaniem wielkie - odezwał się dotąd siedzący cicho Ash - Jak dla mnie, to sprawa wygląda tak... Jeśli mieszkańców domu jest więcej niż tylko trzech, należy ich wywabić z miejsca akcji, żeby nie podnieśli alarmu. Jeśli jest ich mniej niż trzech, wtedy ryzykujemy, wkraczamy i już.
- Hmm... Wiecie, to by nawet miało sens - stwierdził Clemont, powoli się zamyślając - Ale skąd wiedzą, jakie domy okradać?
- To proste. Przecież bogate domy łatwo odróżnić od tych biednych - stwierdziła Bonnie.
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie wydaje mi się. Zewnętrzny wygląd może być mylący. Poza tym Gang doskonale wie, jakie osoby są w domu i czy należy ich wywabić czy nie. Muszą to skądś wiedzieć, ale skąd?
- Należy zapamiętać to pytanie i później do niego wrócić - rzekł Ash - Jak na razie jednak idzie nam całkiem nieźle. Zaczynamy myśleć logicznie i dostrzegać niewidoczne dla policji aspekty.
- Możliwe, ale niewiele nam to daje - stwierdziła Dawn - Wciąż nie wiemy nic o przyszłym miejscu napadu.
To mówiąc wzięła ona do ręki zdjęcie biżuterii skradzionej z jednego domu.
- Bardzo ładna biżuteria. Ciekawi mnie, ile może być warta?
- Na pewno sporo, inaczej nie opłacałoby się im robić skok - stwierdził detektyw, biorąc od niej zdjęcie - Coś mi mówi, że jak chciałbym chociaż połowę z tego, co widzę na tym zdjęciu, kupić Serenie lub tobie, moja mała siostrzyczko, to by poszła na to cała moja roczna pensja.
- Chyba raczej dwie roczne pensje - zachichotał Max, gdy Ash podał mu fotografię - To cacuszko wygląda mi na jeszcze droższe niż ty sobie wyobrażasz.
Ash zaśmiał się delikatnie, słysząc te słowa.
- Możliwe.
Nagle nasza rozmowa została przerwana, gdyż przez klapę w podłodze wsunęła się powoli postać naszej pokemoniej przyjaciółki.
- Latias? Co się stało?
Dziewczyna pokazała mu coś na migi.
- Scarlett dzwoniła?! - zawołał zaintrygowany Ash - A czego chciała?
Latias udzieliła mu odpowiedzi w języku migów.
- Prosiła, żebym do niej oddzwonił?! Super! Już to robię! - zawołał mój chłopak podnieconym tonem, podnosząc się z podłogi.
- Przecież nie musisz zaraz iść i oddzwaniać - zwróciłam mu uwagę.
- Pika-pi? - zapiszczał wyraźnie zdumiony Pikachu, dotąd w milczeniu słuchający naszej rozmowy.
- Wiem, ale grzeczność wymaga, żeby oddzwonić najszybciej, jak to tylko możliwe, czyli teraz - odpowiedział Ash i wraz z Latias zniknął przez klapę w podłodze.
Widząc to westchnęłam głęboko ze złością.
- No fajnie! Pojawia jakaś niunia, a on nas zostawia!
- Jeszcze nie tak dawno sama miałaś podobną przygodę! - powiedziała złośliwym głosem Dawn.
- Właśnie! Przyganiał kocioł garnkowi - dodała Bonnie.
Zarumieniłam się lekko, gdy to usłyszałam.
- Możliwe, ale ja nabrałam już rozumu, zaś Ash, jak widzę, zaczął go nagle tracić.
Kilka minut nasz lider pojawił się w domku na drzewie, ale tylko po to, aby nam oznajmić, że idzie na spotkanie ze Scarlett i wróci później.
- No, a co z naszą sprawą? - zapytałam gniewnym głosem.
- Poradzicie sobie sami beze mnie kilka godzin - odparł niewinnym tonem lider naszej drużyny - Prawda, Pikachu?
- Pika-pika-chu!
- Tak też myślałem. A więc główkujcie dalej, natomiast ja się przejdę. Wrócę wieczorem, to mi opowiecie, do jakich wniosków doszliście.
Następnie wyszedł, a ja ze złości rzuciłam teczką z dowodami prosto w ścianę, o mało nie trafiając przy tym Bogu ducha winnego Pikachu, który zapiszczał groźnie.
- Przepraszam cię, Pikachu, ale ja już nie wytrzymuję nerwowo! Co on sobie w ogóle wyobraża?! - zawołałam, chodząc wściekła po całym domku - Myśli, że może tak po prostu sobie stąd wyjść i zostawić nas samych z tym całym bałaganem?!
- Najwidoczniej tak myśli, skoro wyszedł - stwierdził Max.
- Dziękuję ci, Einsteinie, za to spostrzeżenie, bo sama bym na to nie wpadła! - zawołałam wściekłym głosem, chodząc jeszcze groźniej w te i z powrotem - Po prostu brak mi słów! On się zachowuje po prostu jak idiota, a dlaczego?! Bo jakaś ładna laska potrząsnęła mu przed oczami tymi swoimi pięknymi, kasztanowymi lokami! Takie zachowanie to jest głupota, a wręcz szaleństwo!
- Szaleństwo, mówisz? - zapytała tajemniczym tonem Dawn - Choć to szaleństwo, to jest w tym szaleństwie metoda.
- Co? A tak! Rzeczywiście, jakoś tak to szło - powiedziałam - Cytujesz, jak widzę, „Hamleta“. Pogratulować ci pamięci, ale tym nam nie pomożesz, wiesz o tym?
- Wiem, ale ja wolę dokładniej rozważyć całą sprawę zanim potępię mojego brata. A ty, zamiast tak na niego pomstować, to lepiej zastanów się, jakie są motywy jego postępowania.
- To proste! Panna Scarlett zawróciła mu głowie... Kasztan i Buraczek, niech ich licho!
Dawn położyła sobie dłoń na czole.
- Och, Sereno, jaka ty jesteś naiwna... Ty chyba naprawdę mało znasz swojego chłopaka, jeśli tak go oceniasz.
- A niby jak mam go oceniać?
- Nijak. Po prostu już lepiej zmieńmy temat.
Rada była dobra, więc powróciliśmy do rozmowy na temat śledztwa, jednak musieliśmy z niej w końcu zrezygnować, ponieważ w ogóle się ona nie kleiła.
***
Godzinę później siedzieliśmy wszyscy w domu zajęci różnymi swoimi sprawami, kiedy nagle ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam je, a do środka weszli przez nie dwaj młodzi mężczyźni o czarnych włosach oraz lekkim zaroście. Obaj mieli na sobie garnitury.
- Dzień dobry. Czy tu mieszka pani Delia Ketchum? - zapytał jeden z nich.
- Owszem, ale nie ma jej tutaj teraz. Jest w pracy i przyjdzie dopiero wieczorem - odpowiedziałam.
- Rozumiem. Czy moglibyśmy się nieco rozejrzeć? - spytał drugi nich.
- A niby w jakim celu? - zapytała Dawn, podchodząc do mnie.
- W takim, że jesteśmy z firmy zajmującej się sprzedażą nieruchomości - rzekł młody mężczyzna, podając mi do ręki swoją wizytówkę - Proszę. Zobaczcie sami.
- „Dobre Lokum“, agencja handlu nieruchomościami - przeczytałam napis na wizytówce - Ale pani Ketchum nie chce sprzedać swojego domu.
- Póki co jeszcze nie, ale jeśli będziecie tak łaskawi, to rozejrzymy się tu i zostawimy ofertę sprzedaży - rzekł jeden z mężczyzn.
Nie mając większego wyboru wpuściliśmy ich obu do środka, a oni zostawili na stoliku papiery i uważnie rozejrzeli się po domu. Przyjrzeliśmy się też naszym Pokemonom, a konkretniej to Pikachu, Dedenne i Piplupowi, gdyż te jako jedyne były poza pokeballami.
- Czy te Pokemony są w dobrej formie? - zapytał jeden z mężczyzn.
- Owszem, a czemu pan pyta? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Tak po prostu, z czystej ciekawości.
- Rozumiem. Wobec tego ja też zapytam o coś tak z ciekawości. Po co panowie oglądacie ten dom?
- To chyba oczywiste, panienko.
- Niech zgadnę - odezwał się Clemont - Ktoś chce kupić dom w tej okolicy, zaś wasza agencja szuka odpowiedniego lokum, aby móc je potem zaproponować swemu klientowi, który później zaoferuje się właścicielce z propozycją jego kupna?
- Dokładnie tak, chłopcze! - zawołał jeden z mężczyzn podnieconym tonem - Sam bym tego lepiej nie ujął!
- Skoro tak... To proszę bardzo - stwierdziłam wielkopańskim gestem - Osobiście wątpię jednak, żeby pani Ketchum chciała sprzedać swój dom, ale spróbować zawsze można. Skoro to wasza praca...
Mężczyźni podziękowali nam za naszą wyrozumiałość, po czym zajęli się dokładnym oglądaniem domu, następnie poczynione obserwacji zapisali w swoich notatnikach, po czym podziękowali nam i wyszli.
- Dość niezwykła wizyta - powiedziałam, gdy już się oddali.
- Owszem, ale jak znam życie, to pani Ketchum domu sprzedać nie zechce, więc szkoda było ich fatygi - stwierdziła Dawn.
- Wiesz... Ostatecznie za to im płacą. Nie chciałam ich więc wyganiać - odpowiedziałam przyjaciółce.
- Nie wydawało wam się jednak dziwne to, że oni łazili po tym domu i oglądali wszystkie kąty? - spytał Max.
- A nie tak się robi, gdy się ogląda dom na sprzedaż? - zapytała Bonnie.
- De-de-ne! - zapiszczał jej Pokemon.
- W sumie tak, ale rzeczywiście ich zachowanie było dość niezwykłe, chociaż... Zresztą to nieważne! Czym my się w ogóle przejmujemy? - Dawn machnęła lekceważąco ręką.
- Właśnie! Mamy dość własnych zmartwień - powiedziałam.
Prawdę mówiąc miałam tu na myśli tylko siebie, ponieważ jedynie ja miałam naprawdę bardzo poważne zmartwienie. Nazywało się ono Scarlett.
***
Wieczorem wróciła z pracy Delia w towarzystwie Latias. Razem z nią przyszedł również Ash wracający ze schadzki, jak w myślach nazywałam to jego spotkanie z dawną sympatią.
- No i jak? Udała się randka? - zapytałam złośliwym tonem.
Mój chłopak popatrzył na mnie uważnie.
- Randka? Niby jaka randka?
- Weź nie udawaj, że nie wiesz, o co mi chodzi - powiedziałam, kładąc sobie ręce pod boki i przybierając bardzo groźną pozę - Mówię o tej twojej schadzce z tą panienką o kasztanowych włosach, Buraczku!
Ash zarumienił się lekko na twarzy, kiedy to powiedziałam.
- Wiesz przecież, że to nie była żadna randka... Po prostu zwyczajne, przyjacielskie spotkanie po latach.
- Naprawdę?! Uważaj, bo ci uwierzę! - warknęłam na niego.
Chłopak popatrzył na mnie groźnym wzrokiem. Na tyle groźnym, że aż zamilkłam w pół słowa.
- No co? - spytałam.
- Nie wierzysz mi, tak? Nie wierzysz mi po tym wszystkim, co razem przeszliśmy?! Pięknie! No, po prostu wspaniale! Moja własna dziewczyna nie daje wiary moim słowom, chociaż to nie ja ostatnio dawałem jej powody do tego, żeby mi nie ufała.
Wiedziałam, do czego on pije, ale nie zamierzałam dać mu się postawić pod murem, bo odpowiedziałam:
- Masz zamiar całe życie mi to wypominać?! Poza tym ja zmądrzałam od tego wydarzenia, za to ty chyba zgłupiałeś, bo normalnie, to się tak nie zachowujesz. Olewasz sobie sprawę, którą postanowiłeś rozwiązać i po co? Żeby móc spotkać się z tą twoją... Nie będę tu używać niegrzecznych słów, więc nie powiem, co o niej naprawdę myślę.
- Skoro tak mówisz, to rzeczywiście lepiej nie kończ.
- Świetnie. A więc reszty mojej wypowiedzi sam się domyśl.
Ash westchnął głęboko, popatrzył na mnie uważnie i powiedział:
- Posłuchaj mnie, Sereno... Ta cała sprawa nieco mnie przerosła. Muszę na chwilę od niej odpocząć, żeby wszystko sobie dokładnie przemyśleć.
- Aha! A więc ty będziesz odpoczywać, a tymczasem Gang Czarnego Tulipana okradnie nas lub jakiś inny dom, co?! Tak ma to wyglądać?!
- Nie! Ale póki co sam nie wiem, co mamy dalej robić. Jeśli ty wiesz, to śmiało, opowiedz mi swój plan działania, a jeśli nie, to lepiej przestań się mnie ciągle o wszystko czepiać!
To mówiąc Ash poszedł spać. Ja przez chwilę pomstowałam na niego w duchu, a potem uczyniłam to samo wychodząc z założenia, że być może niepotrzebnie na niego krzyczę. Gdy już leżeliśmy w łóżku opowiedziałam mu o wizycie tajemniczych ludzi.
- I mówisz, że oni uważnie oglądali dom? - spytał mój chłopak, gdy już skończyłam swoją historię.
- Tak, to było naprawdę bardzo dziwne. Nie umiem sobie tego w żaden sposób wyjaśnić. A ty co o tym myślisz?
Ash pomyślał przez chwilę, zanim mi odpowiedział:
- Możliwe, że to nic ważnego, a oni rzeczywiście tylko oglądali domy w całej okolicy, żeby przedstawić je klientom. Moim zdaniem nie warto się tym teraz przejmować.
- Może masz rację - powiedziałam, wtulając się w niego.
***
Następnego dnia sprawa nie potoczyły się po naszej myśli, gdyż wciąż niczego nie wiedzieliśmy, zaś nasze najróżniejsze kombinacje na temat tego, co może się stać były niestety warte tyle, ile papier, na którym je wszystkie wypisaliśmy, czyli raczej niewiele. Poza tym w pracy podczas przerwy na lunch, gdzie prowadziliśmy te rozważania, nie było na to zbyt wiele czasu, więc w końcu daliśmy sobie spokój czekając, aż nadejdzie koniec naszej zmiany. Niestety, kiedy on nadszedł, coś całkowicie popsuło mój humor. Coś, a raczej ktoś o imieniu Scarlett, przyszedł do naszej pracy i zapytał, czy Ash może ma ochotę iść z nią na plażę powspominać stare, dobre czasy. Oczywiście ten nie miał nic przeciwko temu i poszedł z nią mówiąc nam tylko tyle, że wróci później.
- Ech... To jest po prostu nie do wytrzymania! - jęknęłam załamana do Misty, która patrzyła na to wszystko z politowaniem - Ja już nie wiem, jak mam z nim rozmawiać! On wyraźnie ma w nosie nasze śledztwo!
- Wobec tego ty też miej go w nosie i prowadź je sama - poradziła mi dziewczyna.
- Sama... Jasne... Ciekawe tylko, w jaki sposób ja mam to niby zrobić? - spytałam z ironią w głosie - Brakuje nam przecież punktu zaczepiania.
- Czy aby na pewno go nie macie? Pomyśl przez chwilę. Co możecie zrobić?
Zastanowiłam się nad tym, co ona mówi, po czym dodałam:
- Hej! A może by tak zrobić dokładną listę najbogatszych mieszkańców Alabastii i spróbować wytypować tych, którzy to mogą paść ofiarą Gangu Czarnego Tulipana?
Misty pomyślała przez chwilę, nim udzieliła mi odpowiedzi.
- To zawsze jest jakiś pomysł. Może to coś pomoże...
- Raczej niewiele, ale możliwe, że ruszymy z miejsca - uśmiechnęłam się do niej - Dziękuję ci, Misty.
- Nie ma za co. A co do tej panienki Scarlett, to wiesz, że w razie czego ja i Melody chętnie skopiemy jej tyłek.
Zachichotałam wesoło i odpowiedziałam, iż bardzo chętnie rozważę tę uroczą propozycję, po czym poszłam do moich przyjaciół. Clemont wybierał się do profesora Oaka, żeby kontynuować z nim jakieś swoje badania, a w kuchni zastępował go Cilan z Iris, dlatego jedynie w towarzystwie Maxa, Bonnie i Dawn musiałam pójść zrealizować nasz plan.
- Musimy więc iść do domu i poszperać w miejscowej bazie danych. Najbogatsi mieszkańcy Alabastii będą na pewno bardzo łakomym kąskiem dla naszych złodziejaszków - powiedziałam.
- Nie wiem, czy to coś da, ale chyba zawsze lepszy taki plan niż żaden - stwierdziła Dawn.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał jej Piplup.
- Wobec tego bierzmy się do dzieła - rzekł Max - Jak wiecie, jestem mistrzem w zbieraniu danych z Internetu.
- Właśnie! No to naprzód! - dodała bojowym tonem mała Bonnie.
- Ne-ne-ne! - zgodził się z nią Dedenne.
Już po chwili byliśmy w domu i tam też, korzystając z laptopa Maxa, weszliśmy do różnych baz danych, po czym zaczęliśmy szukać wszelkich wiadomości na temat najbogatszych mieszkańców Alabastii. Udało się nam wytypować aż kilkunastu z nich, w tym też naszego drogiego burmistrza oraz profesora Oaka.
- Tego ostatniego to ja bym wykluczył. Ich raczej nie interesują badania naukowe, a kosztowności - powiedział Max.
- Może, ale interesują ich też przecież Pokemony, a tych pan profesor ma całe mnóstwo - zauważyłam.
- Możliwe, jednak wyniesie ich wszystkich przez złodziei jest raczej niemożliwe - stwierdziła Dawn - Żeby je stamtąd zabrać potrzeba by armii złodziei, a nie jednego gangu. Poza tym system alarmowy stoi tam raczej na bardzo wysokim poziomie. Za duże ryzyko dla złodziei.
- Może i masz rację - pomyślałam przez chwilę - Ale inni zostają i ich raczej nie można wykluczyć.
- Raczej nie - powiedziała Bonnie.
Spojrzałam uważnie na Pikachu i zapytałam smutno:
- Ciebie też twój trener ma w nosie, co?
- Pika-pika. Pika-chu - zapiszczał smutno Pokemon, opuszczając przy tym smutno swój łepek.
- Rozumiem cię doskonale - powiedziałam, głaszcząc go łepku.
Dawn popatrzyła na mnie lekko załamana.
- Może weź się tak nie nakręcaj, co? Ty chyba naprawdę uwielbiasz robić z siebie ofiarę losu.
- Ej! Ciekawe, co ty byś powiedziała, gdybyś była na moim miejscu?!
- Nie jestem na twoim miejscu, więc póki co mogę powiedzieć jedynie tyle, że zachowujesz się bardzo głupio.
- Więc co niby mam robić?
- Zająć się zagadką, którą obiecaliśmy rozwiązać!
Właściwie była to jedyna rozsądna rada, jaką mogliśmy teraz przyjąć, więc oczywiście skupiliśmy się na sprawie. Spisaliśmy dokładnie wszystkie nasze spostrzeżenia, po czym zadowoleni przybyliśmy sobie piątkę.
- Bandyci wkrótce zaatakują te domy, a przynajmniej kilka z nich - powiedziałam z uśmiechem na twarzy - Jeśli Jenny nas posłucha i uprzedzi właścicieli, to wówczas zdołamy zrobić skuteczną zasadzkę na tych drani.
- Właściciele domów zostaną uprzedzeni, razem z policją zaczają się na bandytów i hopla! Tylko ich wyłapać! - zawołała wesoło Bonnie.
Dawn pokręciła przecząco głową.
- Nie sądzicie, że gdyby to było takie proste, to policja sama by na to wpadła?
- Przestań wreszcie szerzyć defetyzm i lepiej ciesz się tym, że nareszcie mamy jakiś plan działania! I wymyśliliśmy go sami, bez naszego kochanego lidera - powiedziałam z lekką kpiną w głosie.
W głębi serca wiedziałam jednak, że moja najlepsza przyjaciółka ma rację. To wszystko brzmiało zbyt oczywiście, abyśmy mieli odnieść sukces. Jednak postanowiliśmy spróbować.
***
Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Asha:
- Powiedz mi, Ash... Skąd przyszedł ci do głowy pomysł, żeby zostać detektywem? - zapytała mnie Scarlett, kiedy spacerowaliśmy oboje ulicami miasta.
- Prawdę mówiąc przyszedł mi on do głowy zupełnie niespodziewanie - odpowiedziałem z uśmiechem na twarzy - Tak w ogóle to nie planowałem tego. Chciałem po prostu być trenerem Pokemonów, ale potem okazało się, że mam sporo talentu do rozwiązywania zagadek, więc postanowiłem ów talent wykorzystać.
- A pamiętasz swoją pierwszą sprawę?
- Owszem, doskonale ją pamiętam.
I opowiedziałem jej w skrócie, na czym ona polegała.
- To była moja pierwsza zagadka, chociaż nie rozwiązywałem jej sam. Byłem wtedy jedynie asystentem pewnego detektywa, ale to właśnie dzięki niemu właśnie postanowiłem prowadzić własne śledztwa i walczyć o to, aby tego zła mniej było na świecie.
- Widzę, że masz przed sobą naprawdę bardzo ambitny cel - stwierdziła Scarlett, uśmiechając się do mnie promiennie.
- Jak najbardziej. Traktuję go bardzo poważnie, jako swoją życiową misję.
- Naprawdę? A co będzie, jeśli zostaniesz pokonany?
Uśmiechnąłem się do niej pobłażliwie.
- To niemożliwe. Mam wiernych przyjaciół oraz co nieco umiejętności, a to doskonały przepis na bycie niepokonanym i przekuwanie ewentualnych porażek w zwycięstwo.
- Możliwe...
Spojrzałem na nią podejrzliwie.
- O co ci chodzi? Nie wierzysz w to, co mówię?
- Ależ wierzę - zawołała szybko Scarlett - Chodzi mi jedynie o to, że... Jakby to ująć... Zawsze możesz trafić na lepszego od siebie przeciwnika, który cię pokona i już nie zdołasz tego naprawić.
Zamyśliłem się przez chwilę nad tym, co ona mówi.
- Może i racja... Ale wolę nie myśleć o takich rzeczach.
- Właśnie, Buraczku! Masz całkowitą rację. Porozmawiajmy zatem o czymś wesołym. Pamiętasz może, jak pierwszy raz oboje się pocałowaliśmy w usta? To właśnie wtedy nazwałam cię Buraczkiem.
Czułem, że czerwienieję lekko na twarzy na samo wspomnienie tego wydarzenia. To była naprawdę bardzo urocza chwila. Dzień po tym, jak ocaliłem ją przed Gyaradosem, pływaliśmy sobie oboje w morzu niedaleko brzegu. Nieco później siedzieliśmy na mojej ulubionej skale, śpiewając przy tym wesołe piosenki. Potem Scarlett czule dotknęła dłonią mojego policzka i powiedziała:
- Słodki jesteś, Ash.
- Dziękuję. Ty też jesteś urocza.
- Dzięki. A ty kochany... I bohaterski.
Chwilę później dała mi buziaka w usta. Tak właściwie to było bardziej cmoknięcie niż pocałunek, jednak naprawdę bardzo przyjemnie się czuło jej słodkie usteczkach na moich wargach. Nic zatem dziwnego, że moja twarz zmieniła barwę na czerwoną, a Scarlett zaczęła piszczeć ze śmiechu.
- Aleś ty poczerwieniał na buzi! - zawołała - Normalnie jak buraczek! Wiesz co? Tak cię będę nazywać! Ash Buraczek!
Wróciłem ze wspomnień do chwili obecnej i popatrzyłem uważnie na Scarlett.
- Nigdy nie zapomnę tej chwili.
- Ja też nie... - odpowiedziała Scarlett - Nigdy też nie zapomnę tego, że uratowałeś mi życie.
- Nie mogłem postąpić inaczej.
- Wiem i dlatego tym bardziej ma to dla mnie takie znaczenie. Jesteś człowiekiem z zasadami. Dobrym i bardzo szlachetnym. Nie to, co ja.
To mówiąc Scarlett posmutniała na twarzy.
- O czym ty mówisz? - zapytałem zdumiony.
- Nieważne. To bez znaczenia. Obiecuję jednak, że kiedyś odwdzięczę ci się za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Masz na to moje słowo.
Przez chwilę nic nie mówiliśmy. Potem zaś dziewczyna złapała mnie za rękę i zawołała radosnym głosem:
- Wiesz co? Chodźmy na plażę! Popływamy sobie, póki jeszcze jest ciepło.
Alabastia zawsze miała to do siebie, że każda pora roku była w niej raczej ciepła, a woda w morzu tylko zimą stawała się lodowata, gdyż nawet jesienią jej temperatura sprawiała, iż była ona zdatna do kąpieli.
- Och, ty zwariowana dziewczyno. Zgoda! - powiedziałem.
Poszliśmy oboje na plażę, a tam przebraliśmy się szybko w kostiumy i poszliśmy pływać. Musiałem przyznać, choć nie zrobiłem tego chętnie, że Scarlett wspaniale prezentuje się w skąpym, czerwonym bikini. Chwilami naprawdę trudno mi było oderwać od niej wzrok.
Pływaliśmy, chlapaliśmy się wodą, nurkowaliśmy i w ogóle robiliśmy wszystko, co robiliśmy siedem lat temu zanim los okrutnie nas od siebie rozdzielił. Miło było tak wrócić do wspomnień, zwłaszcza z osobą, z którą kiedyś miało się tak miłe wspomnienia.
Nagle moja przyjaciółka zanurkowała i przez chwilę nie wypływała. Przeraziłem się wówczas nie na żarty. Pomyślałem, że ona utonęła, szybko więc zacząłem ją nawoływać.
- Scarlett! Hej, Scarlett! Gdzie ty jesteś?! To wcale nie jest zabawne! Gdzie się schowałaś?! Scarlett?!
Byłam naprawdę coraz bardziej zaniepokojony. A co, jeśli coś jej się przytrafiło? Wolałem nawet nie myśleć o tym, co mogło ją spotkać.
Moje obawy szybko zostały przerwane, gdyż dziewczyna wyskoczyła z wody tuż przede mną, śmiejąc się przy tym do rozpuku.
- Ale się nabrałeś! Myślałeś, że utonęłam, prawda?! - chichotała ona.
- Weź już lepiej przestań! To wcale nie jest zabawne! - odpowiedziałem gniewnym tonem.
Scarlett zarzuciła mi ręce na szyję i powiedziała:
- No już dobre, już dobrze. Już się na mnie nie gniewaj, proszę.
To mówiąc pocałowała mnie w usta tak, jak przed laty, ale tym razem jej pocałunek był o wiele bardziej dojrzały niż poprzedni, więc przez chwilę uległem słabości i oddałem go jej, potem jednak odsunąłem ją od siebie.
- Nie, Scarlett! Ja mam dziewczynę.
Przyjaciółka popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem i powiedziała:
- Wiem o tym. Nie musisz mi przypominać.
- Chyba jednak muszę, bo zupełnie o tym zapomniałaś. Ja przez chwilę zresztą też.
Słysząc moje słowa Scarlett odpłynęła ode mnie i wyszła powoli na brzeg. Zrobiłem to samo i podszedłem do niej.
- To... To nie powinno było się stać.
- Cieszmy się lepiej, że nie zabrnęło to za daleko - odparła Scarlett.
- Przepraszam cię, ale sama rozumiesz...
- W porządku. Nic się przecież nie stało - dziewczyna popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem - Lepiej zapomnijmy o tym wszystkim, dobrze? To nigdy nie miało miejsca.
- Masz rację. Nie miało - zgodziłem się z nią.
- Lepiej, jak już wrócę do Centrum Pokemon.
- A jutro się zobaczymy?
- No pewnie, Buraczku. I zabierzesz mnie wtedy na lody, tak jak mi to obiecałeś.
- Oczywiście, Scarlett! - zawołałem wesoło - Masz to jak w banku!
C.D.N.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przygoda 129 cz. II
Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...
-
Tutaj zaś znajdują się krótkie opisy przygód bohaterów serii „ Ash i Serena na tropie ”. Dzięki nim łatwiej przypomnicie sobie, o czym był k...
-
Świat Pokemonów - a oto kilka wiadomości niezbędnych po to, aby można było zrozumieć całą fabułę. Akcja naszej historii dzieje się w świe...
-
Początek, czyli jak to się zaczęło Pamiętam jak dziś dzień, w którym Ash zdołał spełnić swoje marzenie i został Mistrzem Pokemon. Było t...
Czy tylko mnie ta Scarlett wkurza? Od pierwszego momentu w którym się pojawiła działa mi na nerwy. Pojawiła się wśród naszych przyjaciół, odciąga Asha od śledztwa wyciągając go na spotkania, przez co on zaczyna zaniedbywać Serenę i powodować jej zazdrość. Omotała go zupełnie swoim urokiem i te spotkania pod pretekstem "powspominania starych czasów" są coś za częste jak na zwykłych przyjaciół. I jeszcze ten pocałunek na plaży... To już w ogóle przekracza (jak dla mnie) wszelkie granice przyjaźni, które Ash stara się trzymać w ryzach i nie przekraczać. A ona wydaje się tym bardzo średnio przejmować.
OdpowiedzUsuńI powiem szczerze, wcale bym się nie zdziwiła, gdyby to ona stała za tymi wszystkimi kradzieżami... No bo w sumie tak, jest w Alabastii przez kilka dni, potem wyjeżdża dalej. Czyli teoretycznie ma czas, żeby zaplanować napad, dokonać go i zniknąć zostawiając na miejscu kradzieży Czarny Tulipan. Bo w sumie już wiemy, że szefem Gangu Czarnego Tulipana (a wiemy to od naszych starych znajomych Annie i Oakley, które są na swoim miejscu, czyli w więzieniu) jest kobieta, z którą lepiej nie zadzierać... Obstawiam Scarlett albo kogoś z jej rodziny, ale prędzej Scarlett. Bez powodu się tu nie pojawia. :)
Ogólna ocena za historię: 10/10 ;)
Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń