Przygoda XXXII
Detektyw, który mnie kochał cz. III
Pamiętniki Sereny c.d:
Opowiedzieliśmy o naszych spostrzeżeniach porucznik Jenny, która to jednak, jak to można było zresztą bardzo łatwo przewidzieć, nie specjalnie zachwyciła się naszymi rewelacjami.
- Doceniam wasze starania i widzę, że naprawdę podchodzicie do całej sprawy na poważnie, ale obawiam się, iż wszystko, co robicie, to o wiele za mało.
- Dlaczego? - zapytałam zdumiona.
- Bo już dawno doszłam do takich samych wniosków, co wy.
- To było do przewidzenia - jęknęła załamana Dawn.
- Ale my już naprawdę nie wiemy, co mamy dalej robić - powiedziałam niemalże rozpaczliwym tonem - Staramy się jak możemy, a efekty są takie, jakie są, to znaczy kiepskie.
- Gdybyśmy mogli chociaż porozmawiać z ofiarami tych wszystkich kradzieży - dodał panna Seroni.
Jenny pokręciła przecząco głową.
- To niemożliwe. Jest ich zbyt wielu, a poza tym mieszkają w innych miastach. Dałam wam wszelkie dane na temat tych włamań. Więcej danych dostarczyć nie mogę. Musicie korzystać z tego, co macie.
- Och, to będzie bardzo trudne, zwłaszcza, że nawet nie mamy żadnego punktu zaczepienia - dodał zasmuconym tonem Max.
- A Ash nas kompletnie olał i nie chce nam pomagać - dodała Bonnie.
Pani porucznik spojrzała na nią groźnym wzrokiem.
- Nie mów tak o Ashu, bo on robi dla tej sprawy więcej niż myślisz.
- Tak się składa, że nie masz racji, Jenny, gdyż mój kochany chłopak, zamiast nam pomóc, zajmuje się tą swoją nową znajomą - powiedziałam z gniewem, który mnie ogarnął ledwie sobie przypomniałam tę rudą małpę.
Policjantka popatrzyła na mnie niezbyt przyjemnym wzrokiem.
- Nie powinnaś go potępiać, bo być może jego motywy są inne niż ci się wydaje.
Spojrzałam jej w oczy w podejrzliwy sposób i zapytałam:
- O czym ty mówisz? Ty coś wiesz, Jenny?
Słysząc moje pytanie pani porucznik lekko się zmieszała. Przez chwilę milczała, po czym odparła:
- Nie, nie wiem o niczym. Ale znam Asha nieco dłużej niż ty i wiem, że jeżeli on się zachowuje dziwacznie, to zawsze ma ku temu jakiś powód i to znacznie poważniejszy niż myślisz.
- Możliwe, tylko że ludzie się zmieniają, rzadko na lepsze, za to bardzo często na gorsze - powiedziałam - Moim zdaniem właśnie to spotkało Asha. On po prostu ma już w nosie nas, tę sprawę i w ogóle już nie wiem, co mam zrobić.
Jenny spojrzała na mnie uważnie.
- Powiem ci, co masz zrobić. Prowadź śledztwo na własną rękę, jednak o wszelkich zdobytych danych masz informować mnie. I jeszcze jedno.
- Co?
- Żadnej samowolki z waszej strony. Jasne? A co do Asha, to zostaw go w spokoju. On wie, co robi.
Nie specjalnie przekonały mnie słowa pani porucznik, jednak mimo to obiecałam jej, że tak właśnie zrobię, po czym poszłam z resztą kompanii do domu.
- To była bardzo dziwna rozmowa, nie sądzicie? - zapytałam moich przyjaciół.
- Owszem, bardzo dziwna - powiedział Max - Coś mi jednak mówi, że Jenny wie sporo na temat naszego Asha.
- I to więcej niż my - dodała Bonnie.
- De-ne-ne! - zgodził się z nią Dedenne.
- No cóż... Najwyraźniej nasz kochany detektyw woli teraz opowiadać o tym, co planuje, miejscowej policji, a nie nam, swoim ponoć wiernym przyjaciołom - zauważyłam z kpiną w głosie - Zresztą, co on tam może teraz planować? Chyba tylko kolejną randką z tą małpą.
- Nie mów tak o moim bracie! Jestem pewna, że ma on inne motywy działania niż myślisz - powiedziała Dawn.
Jęknęłam, gdy to usłyszałam.
- No proszę! Następna obrończyni pana Ketchuma się znalazła! Może zaraz mi powiesz, że nasz drogi Ash pracuje w wywiadzie i musi przed nami wszystkimi taić swoje prawdziwe zamiary?
- Nie, ale myślę, że Jenny ma świętą rację. Powinniśmy zrobić tak, jak ona nam radzi.
Spojrzałam zasmucona pod swoje nogi.
- Może to i najlepsze wyjście? - zapytałam sama siebie.
Rozmowę zakończyliśmy wchodząc do domu, gdzie zastaliśmy mojego chłopaka. Był on bardzo z siebie zadowolony, a na nasz widok uśmiechnął się radośnie.
- Witajcie. Już wróciliście? - spytał.
- Jak widać już wróciliśmy - powiedziałam złośliwym tonem widząc, jak Pikachu podbiega do niego i wskakuje mu na ramię.
- A ty kiedy wróciłeś? - zapytała Bonnie.
- Przed chwilą - odpowiedział Ash.
- Rozumiem. I co? Jak się udała twoja randka ze Scarlett?
Mój chłopak popatrzył na mnie wyraźnie załamany moimi słowami i głośno westchnął.
- Ech, a ty znowu swoje, co? Ile razy mam ci jeszcze powtarzać, że to nie była żadna randka? Ona już niedługo wyjeżdża z miasta, więc chcę tylko spędzić z nią spędzić nieco czasu zanim to nastąpi.
- Niedługo wyjeżdża? Świetnie! Przynajmniej będzie wreszcie spokój z tą cizią - mruknęłam złośliwym tonem - A powiedz mi... Czy podobała ci się kąpiel w morzu w jej towarzystwie?
- Skąd wiesz, że pływaliśmy w morzu?
- Właśnie się przyznałeś - odpowiedziałam złośliwie - Poza tym nie wytarłeś do końca włosów. Są jeszcze nieco mokre.
Ash uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- No proszę. Jenny miała rację. Naprawdę się wyrobiłaś przy mnie.
- Tak, a ty za to się stoczyłeś! Nie wiem, jak możesz całkowicie olewać śledztwo, które przecież wszyscy mieliśmy rozwikłać!
- Powiedzmy, że przestało mnie ono interesować.
- Poważnie? I to mówisz ty?! Nasz lider?! - zapytał zdumionym głosem Max.
Detektyw z Alabastii zasmucony popatrzył na niego i powiedział:
- No dobra, słuchajcie... Interesuje mnie ono cały czas, ale niestety nie mamy żadnej możliwości, żeby ruszyć z miejsca. Nadal nic nie wiemy.
- Przeciwnie, wiemy sporo o ich działalności i możemy przewidzieć ich ruch - odpowiedziałam.
- Już ci mówiłem, że jestem detektywem, a nie jasnowidzem. Niby jak mam przewidzieć, co oni zrobią?
- Nie wiem. Może zapytaj o to swoją rudą przyjaciółeczkę?
Ash popatrzył na mnie groźnie.
- Wiesz co, Serena? Przeginasz!
- Wcale nie! To ty przeginasz! Co ty w ogóle wyprawiasz?! Dlaczego nie zajmujesz się śledztwem tak jak przedtem?! Teraz tylko ta ruda idiotka ci w głowie!
Mój chłopak chciał mi już coś powiedzieć, ale westchnął tylko głęboko i poszedł do swojego pokoju, zamykając głośno za sobą drzwi.
- Jasne! Uciekaj sobie! Tak najłatwiej, co nie?! Uciekać od problemów! - zawołałam za nim.
Dawn położyła mi dłoń na ramieniu.
- Odpuść sobie. W ten sposób niczego nie załatwisz.
- Ale on mnie... On mnie naprawdę... No ja już nie wiem sama...
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie delikatnie.
- Spokojnie... Ja z nim porozmawiam.
- Co to niby pomoże?
- Może więcej niż myślisz.
To mówiąc Dawn skierowała swe kroki do pokoju brata, a tymczasem ja poszłam do kuchni zrobić sobie coś w rodzaju kolacji. Max oraz Bonnie poszli tam ze mną, aby mi pomóc. Nie rozmawialiśmy o niczym, ponieważ nie wiedzieliśmy, o czym byśmy mieli mówić ze sobą, poza tym jakoś tak się złożyło, że znajdowaliśmy się w bardzo podłym nastroju, więc rozmowa była ostatnią rzeczą, o jakiej byśmy mogli myśleć.
Niezręczną ciszę, która między nami panowała, przerwał nagle dźwięk telefonu.
- Ja odbiorę. Być może to pani Ketchum - powiedziałam i poszłam do pomieszczenia, gdzie znajdował się aparat telefoniczny.
Niestety szybko wyszło na jaw, iż byłam w błędzie, a osobą, która do nas dzwoniła, była Scarlett. Na jej widok od razu cały mój gniew i żal, jaki miałam nagromadzony w sercu, powrócił i lada chwila miał wybuchnąć.
- Witaj, Sereno - powiedziała dziewczyna.
- No proszę, zapamiętałaś moje imię. Jak miło - zakpiłam sobie.
Rudowłosa popatrzyła na mnie uważnie z ekranu telefonu i zapytała:
- Jesteś w złym humorze?
- Cóż za spostrzegawczość - zakpiłam sobie.
- Słuchaj, jest może Ash? - zapytała Scarlett, ignorując moje słowa.
- Jest, ale zajęty - odparłam.
- Rozumiem. Chciałam go tylko zapytać, czy jutrzejsze spotkanie jest aktualne, bo tak za dwa do trzech dni wyjeżdżam i być może prędko się nie zobaczymy. Bardzo więc chcę spędzić z nim jeszcze trochę czasu, zanim na długo znowu opuszczę Alabastię.
- Naprawdę zamierzasz opuścić to miasta za dwa, góra trzy dni? Jestem naprawdę bardzo z tego powodu uradowana.
Tym razem już nie kryłam w sobie niechęci do tej panienki, a gniew, jaki się we mnie zbierał przez ten cały czas, zaczął z mej osoby aż kipieć.
- O co ci chodzi? Nie rozumiem cię - zdziwiła się Scarlett.
- O co? Zaraz ci powiem, o co mi chodzi! - wybuchłam gniewem - O to, że ledwie się pojawiłaś, a mój chłopak wiecznie sobie z tobą gdzieś łazi i praktycznie nie ma czasu na nic innego, jak tylko na schadzki oraz spacerki w twoim towarzystwie. O to mi chodzi!
- Mam rozumieć, że jesteś zazdrosna?
- No proszę... Jak widzę, inteligencji ci nie brakuje. Za to honoru, to i owszem. Nie wiesz, że przystawianie się do cudzych facetów jest podłe?
- Po pierwsze Ash nie jest twoją własnością, a po drugie wcale się do niego, jak to powiedziałaś... Nie przystawiam.
- Aha! Więc mam rozumieć, że to on się przystawia do ciebie?
- Tego nie powiedziałam.
- Ale to sugerujesz!
- Słuchaj, ja naprawdę nie chcę mieć w tobie wroga...
- To w takim razie odczep się od mojego chłopaka! Mało masz facetów dookoła?! Musisz jeszcze chwytać na swoją wędkę mojego?! Po co ci on?! Żeby uzupełnić swoją kolekcję podbojów?!
Dziewczyna popatrzyła na mnie złym, ale nadal spokojnym wzrokiem.
- Ta rozmowa nie ma najmniejszego sensu, dlatego ją kończę. Przekaż z łaski swojej Ashowi, że dzwoniłam i zastanów się lepiej, droga Sereno, czy twoje zachowanie aby ma sens.
- Nie ty mnie będziesz pouczać, co mam robić, a czego nie! Skoro tak bardzo chcesz się spotykać z Ashem, proszę bardzo, ale ostrzegam cię! Jeśli spróbujesz mi go odbić, pożałujesz tego!
To mówiąc rzuciłam słuchawkę na widełki, ekran zrobił się ciemny, zaś rozmowa została zakończona. Chwilę potem załamana opadłam się plecami o ścianę i położyłam sobie dłoń na czole, z trudem już oddychając. Wtedy zobaczyłam Maxa i Bonnie stojących w progu i patrzących uważnie w moją stronę.
- Słyszeliście wszystko? - zapytałam.
- Nie chcący... - powiedziała Bonnie.
- Mówiłaś tak głośno, że trudno było nie słyszeć - dodał Max.
Zasmucona pokiwałam głową.
- Wybaczcie, nie chciałam, żeby tak to wyszło, ale cóż... Ja już sama nie wiem, co mam robić. Związek z Ashem mi się rozpada, a ja jedyne, co mogę zrobić tylko stać i płakać.
- Niby czemu masz stać? Możesz przecież usiąść i płakać - rzekł młody Hameron, delikatnie przy tym chichocząc.
Uśmiechnęłam się do niego, bo mimo wszystko ten żart mnie rozbawił.
- Dziękuję... Jesteś bardzo miły. Idę do Asha. Muszę mu powiedzieć, że ta jego dawna miłostka właśnie dzwoniła.
- Ale proszę, nie kłóćcie się już - powiedziała smutnym głosem Bonnie, a Dedenne, siedzący obecnie na głowie swojej trenerki, poparł ją uroczym piskiem.
- Nie bójcie się. Już nie zamierzam więcej dzisiaj krzyczeć. Jestem zbyt zmęczona poprzednimi wrzaskami.
To mówiąc skierowałam swoje kroki w stronę pokoju Asha. Już miałam zapukać i poczekać, aż mój luby wpuści mnie do środka lub powie, że mogę wejść, gdy nagle usłyszałam odgłosy dobiegającej z pokoju rozmowy. Moja wrodzona ciekawość kazała mi to sprawdzić, co też oczywiście natychmiast zrobiłam.
- Dlaczego nie chcesz jej powiedzieć prawdy? - pytała Dawn.
- Już ci mówiłem. To zbyt trudne, żeby tak po prostu o tym powiedzieć - odparł jej brat.
- Ale czy ty nie widzisz, że ona cierpi z tego powodu?
- Ja również, ale jeśli się teraz wycofam, to wszystko mogę popsuć.
- Nie ufasz jej?
- Ufam i wierzę w to, że zachowałaby moje tajemnice dla siebie, jednak obiecałem, że nikomu o tym nie powiem. Już sam fakt, że ty o tym wiesz może nam poważnie zagrozić.
- Spokojnie, ja nie puszczę pary z ust.
- To dobrze. Pamiętaj, zachowaj sekret nawet przed Sereną. Ona dowie się o wszystkim, kiedy nadejdzie czas. Póki co lepiej będzie dla niej, żeby wszystko to pozostało dla niej tajemnicą. Na razie... Potem jej powiemy.
- No dobrze. Ty tutaj decydujesz. Ja bym to inaczej zrobiła na twoim miejscu, ale być może masz rację. Ostatecznie... Widzieliśmy oboje, jak ona reagowała na widok tej twojej nowej znajomej. Gdyśmy jej powiedzieli, co zamierzasz, zareagowałaby jeszcze gorzej i cały plan by diabli wzięli.
- No i sama widzisz, siostrzyczko... Serena musi się jeszcze co nieco nauczyć o pracy detektywa. Jednak jestem pewien, że jej nauka nie potrwa długo.
- Masz rację. To dobra i bardzo mądra dziewczyna, chociaż nie ma tyle doświadczenia w życiu, co my.
- Pewnie masz rację, Dawn. Ale czego oczekiwać? Wiem, jak spędziła większość swego życia zanim do mnie dołączyła. To smutne, ale prawdziwe. Dlatego też stopniowo musi zdobywać ona doświadczenie tak niezbędne w naszym zawodzie.
- Teraz mówisz jak dorosły, nie jak nastolatek.
- Bo życie i dotychczasowe przygody zmusiły mnie do tego, żebym szybciej dorósł do pewnych spraw. Oby Serena również mogła tak zrobić.
- Oby... Bo inaczej będzie cierpieć bez powodu.
Nie wiedziałam, o co im obojgu chodzi. O czym oni rozmawiają? Jaką tajemnicę przede mną skrywają? Czemu niby mam cierpieć bez powodu? I dlaczego Ash mówi swojej siostrze o sprawach, o których nie mówi mnie? Oczywiście musiałam się z nimi zgodzić, gdy stwierdzili, że brak mi jeszcze doświadczenia w pewnych dziedzinach, ale chyba zasługiwałam na nieco więcej zaufania, prawda? Prócz tego nie rozumiałam nadal, co oni przede mną ukrywali. Może chodziło o to, że Ash chce mnie zostawić dla Scarlett? Chociaż nie... Reszta rozmowy zdawała się temu przeczyć. Wobec tego jaki ma sens ta cała konspiracja?
Szybko wróciłam na schody słysząc, iż Dawn zbliża się do drzwi, po czym udawałam, że dopiero wchodzę na górę.
- Cześć... I jak? Rozmawiałaś z nim? - zapytałam.
Dziewczyna popatrzyła na mnie bardzo uważnym, jakby podejrzliwym wzrokiem, po czym odparła:
- Tak... Rozmawiałam.
- I czego się dowiedziałaś?
- Jedno mogę ci powiedzieć z całą pewnością... Ash jest ci wierny i nie romansuje ze Scarlett.
- Chociaż coś... Wobec tego czemu spędza z nią tyle czasu?
- Bo to jego przyjaciółka z dawnych lat. Po prostu stęsknił się za nią i już. Dziwisz mu się?
- W sumie to nie, jednak nadal zagadką dla mnie pozostaje fakt, czemu Ash przestał angażować się w nasze śledztwo?
Dawn popatrzyła na boku, aby sprawdzić, czy nikt nas nie podsłuchuje, po czym szepnęła mi na ucho:
- Zapewniam cię, że on angażuje się mocniej niż myślisz.
- Jasne. Tylko w co? W śledztwo czy w schadzki?
- Jedno równa się drugiemu. Przynajmniej tym razem.
- Nie rozumiem.
- I nie musisz. Jestem pewna, że z czasem wszystko zrozumiesz. Masz do niego jakąś sprawę?
- Tak.
- To idź na górę, porozmawiaj z nim. Ja wracam do reszty.
Gdy Dawn zeszła po schodach skierowałam natychmiast swoje kroki w kierunku pokoju Asha i zapukałam do drzwi.
- Proszę.
Weszłam do środka. Mój ukochany stał właśnie na środku pokoju ze skrzypcami w dłoniach. Popatrzył na mnie i spytał:
- Coś się stało, Sereno?
- Nie, nic... Tylko dzwoniła ta twoja... No, Scarlett dzwoniła... Prosiła, aby ci powiedzieć, że za dwa, góra trzy dni wyjeżdża, więc ma nadzieję, iż jeszcze się oboje spotkacie, zanim to nastąpi.
Ash popatrzył na mnie uważnie, analizując dokładnie w głowie każde moje słowo, a przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie.
- Jesteś pewna, że użyła dokładnie takich słów? - zapytał.
- Tak. Oczywiście.
- I powiedziała, że za dwa dni, góra trzy musi stąd wyjechać?
- No tak.
Mój chłopak spojrzał na Pikachu, siedzącego właśnie na łóżku i wesoło uśmiechnął się do niego.
- Wiedziałem, stary! No wiedziałem! Coś tak czułem, że już niedługo to nastąpi.
- Pika-pika! - zapiszczał wesoło Pikachu.
- O czym ty mówisz? - zapytałam.
Ash uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
- Nieważne. Pogram tu sobie jeszcze, a potem do was zejdę.
- Dobrze, tylko nie rzępol zbyt głośno, bo szyby w oknach popękają, a nie wiem, czy chcesz oddawać swoje ciężko zarobione oszczędności na to, żeby wstawiać nowe.
To mówiąc wyszłam z pokoju i poszłam do moich przyjaciół. Wszyscy kończyli już szykować kolację, a także rozmawiali z Clemontem, który już zdążył wrócić z miasta.
- Jak było u profesora Oaka? - zapytała Bonnie.
- Całkiem dobrze, siostrzyczko - odpowiedział wesoło jej starszy brat - Mogę zatem powiedzieć, że już niedługo będziemy mogli zaprezentować wam nasz najnowszy wynalazek.
- Tego się właśnie bałam - mruknęła złośliwie jego młodsza siostra.
- Dobra, dosyć już tych złośliwości - zaśmiała się Dawn - Lepiej mi tu opowiadaj, co zamierzasz zbudować razem z profesorem.
- Wybacz, ale nie mogę wam tego powiedzieć. To tajemnica - odparł z uśmiechem na twarzy Clemont - Mogę wam wyznać jedynie tyle, że ostatnio ten pomysł nam nie wyszedł, ale obecnie wszystko zmierza ku lepszemu.
- Wiesz, że to nieładnie mieć takie sekrety przed przyjaciółmi? - spytał Max.
- Tak, bardzo nieładnie, ale niektórzy je mają i należy się chyba z tym pogodzić - powiedziałam, podchodząc do reszty.
- Cześć, Sereno! Jak tam śledztwo? - spytał wynalazca.
- Leży i kwiczy, tak samo jak i my - odparłam siadając przy stole - My drepczemy w miejscu, a tymczasem Ash gra sobie na skrzypcach i chodzi na schadzki ze Scarlett.
- To rzeczywiście mało ciekawa sytuacja, ale spokojnie. Jestem pewien, że w jego szaleństwie jest metoda, jak powiedziała Dawn.
- Tylko jaka? Bardzo bym chciała to wiedzieć.
- Dowiemy się w swoim czasie. Na razie spróbujmy rozwikłać sprawę, która nas absorbuje.
- Że co robi? - spytała Bonnie.
- Zajmuje nas - wyjaśnił jej Max.
- Aha!
Chwilę później kolacja była gotowa, a Ash zszedł na dół do nas, więc mogliśmy swobodnie ją zjeść.
- Pani Ketchum mówiła nam, żebyśmy nie czekali na nią, bo dzisiaj się spóźni - powiedział Clemont.
- Skoro tak, to jedzmy bez niej - odparł nasz lider, zaczynając sobie bezceremonialnie pakować kanapki do ust.
- Jak on w ogóle może jeść w takiej chwili? - jęknęłam załamana - To po prostu koszmar!
Nikt nie zwrócił na mnie uwagi.
- Wiecie... Spotkałem dzisiaj tego młodego Rica Connora - odezwał się po chwili młody Meyer.
- Kogo? - spytałam.
- No tego, co mieszka po sąsiedzku, parę kroków od domu mojej mamy - wyjaśnił Ash, pakując sobie do ust kolejną kanapkę.
- Aha! Już wiem, kto to! - westchnęłam i spojrzałam na Clemonta - No i co on powiedział?
- Coś bardzo interesującego. Mówi, że porucznik Jenny złożyła jemu i praktycznie wszystkim bogatym mieszkańcom Alabastii wizytę uprzedzając ich o włamaniach, na jakie mogą się narazić. Oczywiście rodzice Rica ją wyśmiali mówiąc, że mają najlepszy system alarmowy w okolicy.
- Jasne... Gdzie my już to słyszeliśmy?! - mruknęła złośliwie Dawn.
- No dobrze, ale posłuchajcie mnie - mówił dalej podnieconym głosem nasz wynalazca - Wiecie, czego się dowiedziałem? Okazało się, że u nich też byli ci goście, którzy szukają domu na sprzedaż.
- Z tej firmy „Dobre lokum“? - spytałam.
- No dokładnie.
- Ciekawe, czego od nich chcieli - zainteresowała się tą sprawą Bonnie.
- A czego mogli niby chcieć? Szukali domu na sprzedaż - powiedział Clemont z uśmiechem na twarzy - Ponoć byli w różnych domach, bo muszą mieć przecież wiele ofert dla kupujących.
- Interesujące - rzekł Ash zamyślonym tonem - Być może to jest jakieś powiązanie...
- Jakie powiązanie? - spytałam.
Nasz lider uśmiechnął się do nas pobłażliwie, po czym powiedział:
- Widzicie... Jeśli złodzieje doskonale wiedzą, kogo okraść, bo przecież widzimy wyraźnie, że nie działają w ciemno, prawda?
- No tak. Zawsze okradają jedynie takie domy, które mają w sobie coś naprawdę wartościowego. Skąd wiedzą, że w tych domach coś takiego jest?
Nie znaliśmy odpowiedzi na to pytanie.
- Pomyślcie przez chwilę. No, a potem na tym wierzchowcu spróbujcie sobie pojeździć.
To mówiąc Ash złapał w usta ostatnią kanapkę i wyszedł do swojego pokoju razem z Pikachu, który wskoczył mu na ramię.
- O czym on mówił? - zapytał zdumiony Max.
- Nie jestem pewien, ale chyba chodzi mu o pracowników tej agencji handlującej nieruchomościami - powiedział Clemont.
- Tylko nie wiem, co to ma do rzeczy - stwierdziła Bonnie.
- To zrozumiałe, bo przecież jesteś jeszcze dzieckiem, ale spokojnie... Podrośniesz i zaczniesz więcej rozumieć - rzuciła Dawn.
Dziewczynka zrobiła nadąsaną minę, na co jednak nikt nie zwrócił uwagi.
- Może ktoś mi jednak powiedzieć, w jaką grę z nami pogrywa Ash? - zapytał Max - Najpierw mówi, że nie interesuje go ta sprawa, potem nam pomaga? Gdzie tu sens?
- Szukanie sensu w zachowaniu mojego brata jest raczej bezcelowe - stwierdziła moja przyjaciółka - Lepiej pomyślmy o tym, co nam powiedział.
- Ash sugeruje nam, że to niby pracownicy tej całej agencji handlującej nieruchomościami są odpowiedzialni za te kradzieże - stwierdziłam.
- Moim zdaniem to nawet ma sens - stwierdził Clemont - Zobaczcie sami. Tacy ludzie mogą bez problemu wejść do każdego domu i pod byle pretekstem obejrzeć go sobie całego ze wszystkim, co się w nim znajduje. Ponieważ znają się na swoim fachu mogą łatwo wycenić, jaki przedmiot jest ile wart i czy opłaca im się okradać dom.
- To rzeczywiście może być prawda - powiedziałam - Ale przecież te słowa są jedynie naszymi spekulacjami. Nie mamy pewności, że jest tak, jak mówimy.
- Wobec tego wiem już, co zrobić, żeby się upewnić, czy mamy rację - stwierdziła Dawn - Zadzwońmy więc do Jenny i opowiedzmy jej o naszych przypuszczeniach. Niech je sprawdzi.
- A niby jak ma to zrobić? - spytał Max - Przecież jeśli ta firma, jak sugerujesz, istnieje tylko na papierze, to zanim Jenny dojdzie do tego, iż tak jest, to jej pracownicy będą bardzo daleko stąd.
- Możliwe, ale jest jeszcze inna możliwość - rzekł poważnym tonem Clemont - Chyba wiem, co sugeruje nam Ash. Chce, żebyśmy sprawdzili...
- Czy poprzedni okradzeni również mieli takich gości w postaci tych pracowników rzekomej firmy handlującej nieruchomościami - zawołałam wesoło, rozumiejąc już wszystko.
- No właśnie! - krzyknął radośnie młody Meyer - Widzę, że myślimy w ten sam sposób.
- Myślimy wszyscy jak Ash! - powiedziałam radosnym głosem - Lecę do telefonu. Muszę porozmawiać z porucznik Jenny.
- Ale jej pewnie nie ma już na posterunku - stwierdziła Dawn.
- Spokojnie. Znam jej domowy numer.
Pobiegłam do pomieszczenia z aparatem telefonicznym i zadzwoniłam z niego pod numer pani porucznik. Kobieta chwilkę później odebrała.
- Witaj, Sereno. Coś się stało, że dzwonisz do mnie o tej porze?
- Owszem stało się to, że mam dla ciebie niesamowite wiadomości - odpowiedziałam podnieconym tonem.
- Jakie?
Opowiedziałam jej w wielkim skrócie, jakie też wnioski udało się nam wysnuć oraz jak do nich dotarliśmy. Kobieta wysłuchała mnie uważnie.
- To bardzo interesujące, co opowiadasz - powiedziała - Oczywiście sprawdzę, czy twoje przypuszczenia są słuszne, Sereno, a jeżeli tak, to być może będziemy mieli już jakiś trop. Bardzo się cieszę, że pracujecie w imię sprawiedliwości z takim zaangażowaniem. Oby tak dalej!
Chwilę później policjantka zakończyła rozmowę, a ja wiedziałam już, co musimy zrobić.
***
Następnego dnia po pracy Clemont poszedł do profesora Oaka, zaś Ash wybrał się na lody ze Scarlett. Normalnie byłabym na niego o to zła, jednak tym razem nie umiałam, ponieważ myśli moje krążyły wokół akcji, którą nasza drużyna planowała. Gdy wszystkie nasze obowiązki w pracy zostały wykonane, poszłam z Dawn, Maxem i Bonnie do trzech różnych aparatów telefonicznych, skąd zebraliśmy numery telefonów najbogatszych ludzi w całym mieście. Potem dzwoniliśmy pod każdy z nich i udając pracowników firmy „Dobre Lokum“ bardzo dyskretnie wypytywaliśmy, czy właścicielom tych numerów złożyli już wizytę nasi rzekomi koledzy po fachu. Ponieważ jednak rozmowy były prowadzone przez wideotelefony, to musieliśmy się najpierw odpowiednio ucharakteryzować i przebrać, żeby móc wyglądać jak osoby, za które się podawaliśmy, co jednak przyszło nam bardzo łatwo, jako że Dawn znała się doskonale na przebierankach, ja zaś byłam (przynajmniej zdaniem Bonnie) prawdziwą mistrzynią makijażu. Kiedy już nasza mała maskarada została zapięta na ostatni guzik, a numery telefonów, pod jakie mieliśmy dzwonić, zostały sprawiedliwe rozdane pomiędzy naszą czwórkę, to ruszyliśmy wszyscy o dzieła.
- Halo! Dzień dobry, ja dzwonię z firmy „Dobre Lokum“. Chciałam się zapytać, czy byli już u państwa przedstawiciele naszej agencji.
Mężczyzna, do którego zadzwoniłam, odburknął niezbyt przyjaznym tonem, że owszem, byli, ale odeszli z niczym, bo on nie zamierza sprzedać domu i najlepiej będzie, jeśli damy mu spokój, po czym się rozłączył.
- Aha... Kochasiu, skoro tak, to trzeba zaznaczyć, jaki był efekt wizyty tych panów - powiedziałam i zapisałam sobie wszystko.
Następnie zadzwoniłam pod kolejny numer. Tym razem odebrała jakaś kobieta. Była ona już zdecydowanie milsza od swojego poprzednika, nawet opowiedziała mi, że wpuściła ona pracowników naszej firmy, aby mogli oni wszystko obejrzeć. Niestety, nie wszyscy byli dla mnie tacy uprzejmi, ale trudno - ryzyko zawodowe. Pomimo paru bardzo nieuprzejmych uwag ze strony osób, do których dzwoniłam dowiedziałam się tego, że w niektórych miejscach rzekomi pracownicy „Dobrego Lokum“ zostali wpuszczeni do środka i pozwolono im się rozejrzeć po okolicy, zaś gdzie indziej nawet nie przepuszczono ich przez próg domu. Zanotowałam sobie wszystkie te dane i skontaktowałam się z resztą naszej kompanii, która to miała już ciekawe wyniki swojego śledztwa.
- Ja i Bonnie mamy interesujące dane - powiedział Max.
- Moje również nie są do pogardzenia - dodała Dawn.
- Myślę, że moje tak samo - stwierdziłam.
Wymieniliśmy się swoimi danymi i musiałam przyznać, że każde z nas odwaliło kawał dobrej roboty. Naprawdę dużo się dowiedzieliśmy na temat tej firmy.
- Super! A więc możemy wytypować z pewną, że tak powiem, dozą prawdopodobieństwa, jakie domy zostaną okradzione - rzekł po chwili Max.
- Chodźmy więc do Jenny i przekażmy jej to - zarządziłam.
Jakąś chwilę później byliśmy na posterunku policji, gdzie dokładnie opowiedzieliśmy naszej drogiej przyjaciółce, porucznik Jenny wszystko, co odkryliśmy. Kobieta wysłuchała nas bardzo uważnie, przejrzała nasze dane i powiedziała:
- Tak, to jest bardzo interesujące - stwierdziła - Naprawdę odwaliliście kawał dobrej roboty. A tak przy okazji sprawdziłam to, o co mnie wczoraj prosiłaś, Sereno i wiesz co? Miałaś jednak rację. Wszyscy okradzeni byli wizytowani przez firmę handlującą nieruchomościami z tym, że za każdym razem nosiła ona inną nazwę, ale to nieistotne. Niewątpliwie chodzi tutaj o tę samą firmę. Członkowie Gangu Czarnego Tulipana, podając się za jej pracowników odwiedzają domy, które obierają sobie na cel, pod pretekstem wykonywania swoich obowiązków oglądają je oraz przedmioty w nim się znajdujące, a potem wszystko zgrabnie zapisują, aby potem wiedzieć, kogo warto im okraść. Następnie albo usypiają mieszkańców, albo też wywabiają ich z domu pod byle pretekstem i dopiero wtedy przechodzą do działania.
- Ale jak oni to robią, że w ciągu jednej nocy okradają kilka domów naraz? - zapytałam.
- To może być akurat proste - stwierdził Max - Myślę, że po prostu idą na włam jednocześnie do kilku miejsc. Po dwóch ludzi, może nawet tylko jeden wchodzi do domu, okrada go, a w tym samym czasie jego koledzy rabują inne cele. Potem się spotykają, zwiewają z łupem i po sprawie, a następnie hajda do następnego miasta.
- Myślę, że tak właśnie to wygląda - powiedziała Jenny - Gorzej jest z wytypowaniem, jakie domy oni okradną. Wasza lista może nam tutaj bardzo pomóc. Wiemy już, do jakich domów zostali oni wpuszczeni, a do jakich już nie. Możemy więc z dużą dozą pewności przewidzieć, jakie to cele obiorą sobie na dokonanie kolejnych włamów. Tylko niestety nie wiemy, kiedy one nastąpią.
Policjantka wstała od biurka i uśmiechnęła się do nas.
- Muszę wam pogratulować, naprawdę bardzo dobrze wam poszło.
- Dziękuję, ale to przede wszystkim zasługa Asha - powiedziała Dawn.
- To prawda. On nas naprowadził na właściwy trop - dodałam.
Jenny uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Widzisz? A mówiłam, że on bardziej jest zainteresowany tą sprawą niż myślisz! Tak czy siak gratuluję wam i uznaję wasz udział w tej sprawie za zakończony.
- Dlaczego? - zdziwiłam się.
- Bo już więcej nie możecie odkryć, moi kochani. A poza tym złapanie sprawców należy do policji i macie moje słowo, że osobiście dopilnuję tego, żeby wylądowali oni za kratkami.
- Może jednak zechcesz skorzystać z naszej pomocy, pani porucznik - zaproponowałam.
- Właśnie! My tyle możemy jeszcze zrobić! - zawołała Bonnie.
- De-de-ne!
- Miło mi, ale niestety muszę odmówić. Zamknijcie swoje śledztwo i zostawcie resztę policji.
- Ale Jenny...
- To jest rozkaz!
Nie mogliśmy się z nią kłócić, dlatego też poszliśmy do domu bardzo zasmuceni.
- Pięknie! Po prostu super! - zawołał oburzonym tonem Max - My za nich odwalamy całą robotę, a oni potem przyjdą sobie na gotowe i zgarną wszystkie laury! Życie nie jest fair!
Nagle na rogu zauważyłam Asha w towarzystwie Scarlett. Dziewczyna właśnie tuliła się mocno do mego chłopaka, a ten obejmował ją radośnie do siebie. Widząc to poczułam, jak serce zaczyna mi pękać na tysiąc kawałków, natomiast moje oczy były pełne łez.
- Masz rację, Max. Życie nie jest fair! - zawołałam i z dzikim płaczem pobiegłam szybko przed siebie.
***
Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Asha c.d:
- Wielka szkoda, że już jutro wyjeżdżasz - powiedziałem do Scarlett zasmuconym tonem.
- Niestety, ale przybyłam tu tylko po to, żeby załatwić swoje prywatne sprawy i już jutro je zakończę, więc cóż... Będziemy musieli się pożegnać - odpowiedziała mi dziewczyna.
- Na pewno nie możesz zostać dłużej?
- Nie mogę, zresztą... Już i tak mocno namąciłam w związku twoim i Sereny.
- Och, tak... W sumie to racja, ale przecież żadne z nas nie ma sobie nic do zarzucenia, prawda? Jesteśmy tylko przyjaciółmi i nic poza tym.
- To prawda, Buraczku. Nic poza tym.
Dziewczyna powoli wstała od stolika. Ja zrobiłem to samo i dałem znak kelnerce, że chcę zapłacić rachunek. Kiedy już nasza płatność została uregulowana, Scarlett popatrzyła na mnie uważnie.
- Przyjdziesz się jutro ze mną pożegnać, Ash?
- Oczywiście, że przyjdę. Nie mógłbym nie przyjść.
- To dobrze.
Chwilę później dziewczyna rzuciła mi się na szyję, a ja delikatnie ją do siebie przytuliłem.
- Jesteś taki kochany, Buraczku. Taki kochany i dobry dla mnie. Och! Dlaczego los tak podle sobie z nas szydzi?
- Nie rozumiem cię - powiedziałem.
- Nie musisz... Naprawdę nie musisz, Ash - uśmiechnęła się do mnie moja dawna przyjaciółka - To tylko takie moje małe filozofowanie, więc nie przejmuj się tym.
Popatrzyłem na nią uważnie.
- Czy wszystko w porządku, Scarlett?
- Ależ jak najbardziej, Ash. Dlaczego by miało nie być w porządku? - uśmiechnęła się dziewczyna, puszczając mnie i lekko ocierając swoje łzy.
Nagle usłyszałem jakieś smutne i bardzo głośno wypowiadane słowa niemalże za moimi plecami. Odwróciłem się i zobaczyłem Maxa, Bonnie i Dawn w towarzystwie Sereny, która to zapłakana ruszyła biegiem w stronę domu mojej mamy.
- Serena? - zapytałem zdumiony.
- To chyba ona - rzekła moja przyjaciółka.
- Ups... Chyba nie powinna ona była nas widzieć w takiej sytuacji - stwierdziłem.
Scarlett wyglądała na co najmniej zmieszaną.
- Głupio wyszło - powiedziała.
- Masz rację... Głupio... - odparłem.
- Moim zdaniem wszystko, co się właśnie stało to tylko jeszcze jeden argument przemawiający za tym, żebym wyjechała z miasta. Wiesz, Ash... Jeśli nie zechcesz ze mną się jutro zobaczyć, to ja...
- Daj spokój, proszę cię! - zawołałem - Zobaczymy się jutro tak, jak to sobie obiecaliśmy i po sprawie. Jasne?
- No dobrze. Skoro jesteś tego pewien.
- Jestem tego całkowicie pewien.
- To do jutra.... Buraczku.
Chwilę później Scarlett pocałowała mnie czule w policzek i odeszła w sobie tylko znanym kierunku, mając zapewne o mojej osobie jak najmilsze wspomnienia. Gdyby tylko wiedziała, co jej zrobiłem i w jakim celu, pewnie nie żegnałaby mnie w taki uroczy sposób.
***
Pamiętniki Sereny c.d:
Po powrocie do domu załamana poszłam do łazienki i przepłakałam przed lustrem przynajmniej pół godziny. Wyłam z rozpaczy oraz bezsilności tak mocno, że makijaż, który nałożyłam na siebie do realizacji naszej małej maskarady zmył się ze mnie i wyglądałam teraz jak jakiś odrażający clown. Szybko więc napuściłam wody do umywalki, po czym doprowadziłam się do normalnego stanu, chociaż nie zdołałam w żaden sposób ukryć faktu, że płakałam, choć prawdę mówiąc niewiele mnie to teraz obchodziło.
Gdy wyszłam z łazienki starałam się zachowywać tak, jakby nic się nie stało. Jednak zachowałam milczenie wobec Asha i zignorowałam zupełnie wszystkie pytania, jakie mi zadał, aż w końcu mój chłopak zrozumiał, że nie mam zamiaru z nim rozmawiać, dlatego dał sobie spokój. Zaniepokoiło to wszystkich, łącznie z Delią, jednak nie uznałam za stosowne wyjaśnić im tej sprawy.
Następnego dnia było podobnie i chociaż niejeden raz Ash próbował ze mną porozmawiać, to ja cały czas byłam wobec niego milcząca oraz ponura. Ignorowałam go, jakby był powietrzem, aby mu pokazać, jak bardzo mnie zranił swoim zachowaniem. Jeśli jednak sądziłam, że w ten sposób zmuszę go do tego, żeby wytłumaczył mi się ze swego postępowania, to doznałam gorzkiego rozczarowania, ponieważ mój luby najwyraźniej nie czuł nawet najmniejszej potrzeby tłumaczenia mi się z czegokolwiek. No cóż... Skoro tak, to proszę bardzo, pomyślałam sobie. Zobaczymy, jak długo wytrzymasz ze mną podczas tzw. cichych dni.
Ponieważ była wtedy niedziela, to żadne z nas nie miało pracy. Ash po śniadaniu wybrał się na ostatnie już spotkanie ze Scarlett, a ja zostałam w domu z resztą kompanii, pomijając Clemonta, który znowu poszedł z wizytą do profesora Oaka. Wrócił z niej dopiero po południu, aby szykować się na wieczorny występ w restauracji „U Delii“. Co prawda żadne z nas nie miało zbyt wielkiego nastroju do takich widowisk, ale ostatecznie poszliśmy tam.
- Słuchajcie, bo zapomnę! Ale nowina! Rick Connor wyjeżdża dzisiaj wraz ze swoimi rodzicami na wycieczkę - powiedział podnieconym tonem młody Meyer na chwilę przed tym, zanim wyszedł na scenę z resztą zespołu The Brock Stones.
- Poważnie? Jaką wycieczkę? - zainteresowałam się.
- Podobno wygrali ją w jakimś takim konkursie, ale nie znam bliższych szczegółów. Dzisiaj jeszcze wyjeżdżają. Widziałem, jak się pakowali.
- Myślisz, Clemont, że to może mieć coś wspólnego z działalnością Gangu Czarnego Tulipana?
- Nie jestem pewien, ale to jest bardzo możliwe - powiedział przejętym głosem nasz przyjaciel.
Zerknął za siebie i powiedział:
- Muszę już lecieć! Zespół wychodzi na scenę, a ja nie mogę kazać im czekać. Ale musiałem wam to powiedzieć, bo bałem się, że potem zapomnę.
- Dobrze zrobiłeś, Clemont. Dzięki.
Gdy chłopak już zniknął, to popatrzyłam uważnie na moich przyjaciół uważnie i zapytałam:
- Co o tym sądzicie?
- Myślę, że to się stanie dzisiaj - powiedział Max poważnym tonem.
- Też tak uważam - poparła jego zdanie Dawn - Rick wraz z rodzicami i rodzeństwem jedzie sobie na wycieczkę, a tymczasem nikogo nie będzie w domu. Moim zdaniem ci złodzieje zainwestowali w jakieś bilety dla nich i teraz wcisnęli je im pod pretekstem, że niby cała ich rodzinka wygrała je w konkursie. A kiedy ich nie będzie, obrabują im dom.
- To po prostu podłość! - zawołałam oburzonym tonem.
- Co jest podłością? - spytał Cilan, podchodząc do nas.
Opowiedzieliśmy mu w wielkim skrócie, jak się sprawy mają. Nasz przyjaciel bardzo się tym przejął.
- Słuchajcie, musimy natychmiast działać! - zawołał - Powinniśmy iść do porucznik Jenny i powiadomić ją o wszystkim.
Już chciał tam biec, ale powstrzymałam go.
- Zaczekaj! Nasza kochana pani porucznik kazała nam nie ruszać tej sprawy. Nie posłucha nas. Sami więc musimy to załatwić.
- Co masz na myśli? - zapytał znawca Pokemonów z Unovy, patrząc na mnie uważnie.
- Zaczaimy się na tych gagatków i jak już wejdą do domu Connorów, to wkroczymy do akcji, złapiemy ich, po czym związanych oddamy w ręce policji. Dobry plan?
Max, jak łatwo było to przewidzieć, nie miał nic przeciwko takiemu rozwiązaniu. Cilan miał pewne opory, ale ostatecznie wyraził zgodę na mój plan. Jedynie Dawn uznała od początku ten pomysł za beznadziejny.
- Uważam, że to chore bawić się w takie hece! - zawołała - To nie jest jakaś podwórkowa zabawa w policjantów i złodziei! Być może narazimy nasze życie na niebezpieczeństwo!
- Skoro nie chcesz, nie musisz z nami iść - odparłam na to urażonym tonem - Ale ja tam pójdę tak czy inaczej.
- Ja także - dodał Max.
- Skoro wy idziecie, ja również z wami pójdę - rzekł Cilan.
- Miło mi, iż nie opuszczasz nas w potrzebie - powiedziałam.
- Pewnie, że was nie opuszczę! Skoro chcecie narażać swoje życie na niebezpieczeństwo, to pójdę z wami, a może na coś wam się przydam.
Gdy już wszystko zostało ustalone to zjedliśmy razem kolację, po czym wyszliśmy rzekomo do domku na drzewie, ale tak naprawdę wybraliśmy sobie mały punkt obserwacyjny w najbliższych krzakach, skąd czekaliśmy na rozwój sytuacji. Początkowo nic się nie działo, zaś samo czekanie było strasznie nużące, jednak kilka chwil później...
- Bądźcie cicho! Widzę, jak ktoś otwiera właśnie okno - powiedziałam do Cilana i Maxa.
Obaj wysunęli się delikatnie z krzaków i popatrzyli w kierunku, który wskazałam im palcem.
- Rzeczywiście! Ktoś włazi teraz do środka przez okno - szepnął młody Hameron.
- Dziwne, że alarm się nie włączył - rzekł zielonowłosy.
- Możliwe, iż wcześniej został unieszkodliwiony - odparłam.
Prawdopodobnie tak było, bo już po chwili za jednym włamywaczem do budynku weszła kolejna osoba, a potem jeszcze jedna.
- Trzech... Tylu, ilu nas - powiedziałam - Powinniśmy dać sobie radę.
- A co, jeśli nie damy? - spytał Cilan, lekko się trzęsąc ze strachu.
- Jak się boisz, to możesz sobie wracać do domu, tchórzu! Ja tu tak czy inaczej zostaję! - wysyczałam groźnie.
Mój przyjaciel od razu zmienił zdanie i został ze mną oraz Maxem. Gdy już uznaliśmy, że najwyższa na to pora zakradliśmy się do domu, po czym również weszliśmy przez okno. Wokół panowała ciemność, ale mimo wszystko blask księżyca wpadający przez szyby okienne był na tyle duży, że z łatwością poruszaliśmy się po całym domu, chociaż Cilan raz czy dwa uderzył o jakiś mebel. Całe szczęście, że zrobił to po cichu, więc zdołaliśmy zakraść się do pokoju, w którym właśnie rabusie, przy zapalonych latarkach zabierali wszystko, co ma jakąś większą wartość. Dałam cicho znak moim przyjaciołom, żeby trzymali się oni blisko mnie. Następnie zamierzaliśmy wkroczyć do akcji uzbrojeni w plastikowe pistolety, które wyglądały jak prawdziwe. Z ich pomocą mieliśmy zastraszyć bandytów i oddać wszystkich w ręce policji.
Niestety, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, cały nasz plan diabli wzięli, ponieważ chwilę później poczułam, jak coś ciężkiego uderza mnie w głowę, a ja tracę przytomność i upadam na podłogę.
C.D.N.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przygoda 129 cz. II
Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...
-
Tutaj zaś znajdują się krótkie opisy przygód bohaterów serii „ Ash i Serena na tropie ”. Dzięki nim łatwiej przypomnicie sobie, o czym był k...
-
Świat Pokemonów - a oto kilka wiadomości niezbędnych po to, aby można było zrozumieć całą fabułę. Akcja naszej historii dzieje się w świe...
-
Początek, czyli jak to się zaczęło Pamiętam jak dziś dzień, w którym Ash zdołał spełnić swoje marzenie i został Mistrzem Pokemon. Było t...
Ulalalala o rajuńciu to się dzieje między Ashem, Sereną i Scarlett. Widać, że Ash coś kombinuje i próbuje zbliżyć się do tej ostatniej, i mam wrażenie, że robi to nie bez powodu. A to kolejny dowód na to, że Scarlett jest w jakiś sposób zamieszana w te wszystkie włamania oraz także w to ostatnie, do domu Connorów. Nie bez kozery Ash trzyma się tak blisko niej i próbuje zapewne wybadać jej plany. Brzmi ciekawie. :)
OdpowiedzUsuńOczywiście nasza Serenka wszystko rozumie na opak i wydaje jej się, że Ash ją zdradza i że chce odejść od niej, bo z początku ma wrażenie, że Ash kompletnie ignoruje śledztwo i poświęca się wyłącznie "schadzkom" ze Scarlett, jednak potem jak widać zmienia zdanie gdy Ash podaje im pewne tropy mogące być kluczowe w rozwiązaniu tej zagadki i ujęciu sprawców.
Niestety niefortunna była ta sytuacja, w której Serena zobaczyła Asha i Scarlett przytulonych i obraziła sie na swójego chłopaka za to. Gdyby tylko wiedziała, dlaczego Ash tak się zachowuje, to myślę, że inaczej by na to wszystko spojrzała. Jednak na razie o powodach zachowania naszego detektywa wie jedynie on sam i Dawn. :) Serena dowie się wszystkiego w swoim czasie :) Swoją drogą, przerywać w takim momencie... super pomysł jak dla mnie! :)
Ogólna ocena: 11/10 :)