Sprawa porwanego Laprasa cz. II
Wywołany tą wiadomością szok był tak wielki, że dopiero po tak około minucie zdołaliśmy wszyscy dojść do siebie na tyle mocno, aby móc zapytać o więcej szczegółów w tej sprawie. Pomijając oczywiście lamenty ze strony Lily, cała sprawa wyglądała następująco: Sensacyjne Siostry otrzymały tego dnia anonim, który przyniósł im goniec. W liściku tym było napisane, że na ulicy Wesołej 15 znajduje się ich porwany Lapras. Violet i Lily pojechały więc, żeby to sprawdzić, zaś Daisy powiadomiła o tym inspektor Jenny. Policjantka przyjechała spisać zeznania najstarszej z sióstr, podczas gdy dwie pozostałe dotarły pod wskazany adres. Rzeczywiście, w ogrodzie była szopa, która ukrywała oczko wodne, w którym to pływał Lapras. Siostry ucieszyły się na jego widok, schowały go do pokeballa i chciały już wracać, gdy nagle Lily z ciekawości namówiła Violet, żeby sprawdzić jeszcze dom, który odwiedziły. Był on otwarty, nie zaś zamknięty na klucz, jak można by się było spodziewać. Wewnątrz znaleziono ciało panny Jennifer Bayton, trenerki porwanego Pokemona. Leżała ona na podłodze z rozbitą głową tuż obok kominka.
- Gdy znaleźliśmy ciało zawiadomiłyśmy policję, a same wróciłyśmy tutaj - dokończyła swoją opowieść Lily.
- Rozumiem, choć szkoda, że nie zostałyście na miejscu - powiedziała Jenny poważnym tonem.
- A powinnyśmy? - zapytała Lily.
Violet spojrzała na policjantkę nieco załamanym wzrokiem.
- Widzi pani, co ja muszę przechodzić... Ale cóż... Nie mogłyśmy tam zostać, bo moja kochana siostra dostała ataku histerii i płaczu. Wołała, że nie chce przebywać w jednym domu z trupem, dlatego szybko się stamtąd zabrałyśmy, nie czekając na przyjazd policji.
- Rozumiem. No cóż... Nie świadczy to o was najlepiej, ale wierzę, że jest tak, jak mówicie - powiedziała Jenny.
- To znaczy, że istnieją wątpliwości co do prawdziwości naszych słów? - zapytała Lily załamanym tonem.
- Wiecie... Wasza ucieczka z miejsca zbrodni nie przemawia na waszą korzyść, ale cóż... Nie jest tragicznie.
Pani inspektor dokładnie spisała zeznania obu sióstr Macroft, po czym postanowiła pojechać na Wesołą 15, żeby dokładnie zobaczyć ciało ofiary oraz miejsce, gdzie doszło do zabójstwa.
- Czy możemy z panią jechać? - spytałem.
Jenny popatrzyła na mnie uważnie.
- Słyszałam o tobie, mój młodzieńcze. Jesteś Sherlock Ash, prywatny detektyw z Alabastii. Moja droga kuzynka, porucznik Jenny, wypowiada się o tobie zawsze w samych superlatywach. Mogę wobec tego okazać ci tę przychylność i zabrać cię ze sobą, ale musisz mi obiecać, że będziesz robić wszystko, co ci każę. To dotyczy również twoich przyjaciół.
- Daję słowo, że będę panią słuchał, pani inspektor - powiedziałem uroczystym tonem.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło mój Pokemon.
Misty postanowiła zostać z siostrami i podnieść je nieco na duchu, w tej ciężkiej chwili, zaś ja, Tracey i Melody postanowiliśmy pojechać z Jenny na miejsce przestępstwa. Zanim jednak to zrobiliśmy, podeszła do nas Violet i powiedziała:
- Ash... Cieszę się, że przyjechałeś, przyjacielu. Cała ta sprawa jest dla nas naprawdę okropna. Mam obawy, że policja nie da sobie z nią rady.
- Myślę, że trochę nie doceniasz inspektor Jenny - uśmiechnąłem się - Jeśli jej umiejętności dorównują umiejętnościom, które posiada jej kuzynka, a moja serdeczna przyjaciółka, to cała sprawa zostanie bardzo szybko oraz pomyślnie zakończona.
- Widzisz... Ja wcale nie wątpię w umiejętności pani inspektor, jednak chcę posiadać całkowitą pewność, że wszystko... Ale to dosłownie wszystko zostanie wyjaśnione. Daisy i Lily mogą sobie lekceważyć tę sprawę, jednak ja wolę wiedzieć nawet najgorszą prawdę niż nabijać sobie głowę bzdurami. A ty jesteś porządnym facetem, a do tego bardzo odpowiedzialnym. Wierzę, że jeżeli się za coś weźmiesz, to dasz sobie z tym radę.
Popatrzyłem na dziewczynę z uśmiechem na twarzy.
- Dziękuję ci, Violet, jesteś naprawdę bardzo miła. Skoro pokładasz we mnie taką wiarę, to tym bardziej mam nadzieję, że cię nie zawiodę.
- Jesteś super, Ash - powiedziała siostra Misty, po czym pocałowała mnie czule w policzek.
- Ho ho! Widzę, że niezły z ciebie podrywacz - zachichotała Melody, widząc tę sytuację.
Szybko zaśmiałem się, obracając całą historię w żart.
- Proszę was... Przecież ja wcale ja nie jestem podrywaczem.
- Tak, jasne! Nie jesteś - chichotała dziewczyna.
- Właśnie widzimy - dodał żartobliwie Tracey.
- Ale ja wcale nie uwodzę dziewczyn. Ja jestem oddany Serenie, a do innych dziewczyn jestem po prostu miły.
- No właśnie! I w ten oto sposób stajesz się bardziej atrakcyjny dla płci przeciwnej - odezwała się Misty.
Spojrzałem na nią bardzo zdumiony, gdyż jej słowa były dla mnie co najmniej niezrozumiałe.
- To bardzo dziwne, co mówisz... Mnie się wydawało, że największe powodzenie mają zawsze podrywacze.
Misty popatrzyła na mnie z kpiną w oczach.
- Proszę cię... Gdyby tak było, to Brock musiałby być rozrywany przez dziewczyny, a oboje wiemy, że tak nie jest. Z mojej obserwacji wynika, że największym zainteresowaniem cieszą się tacy faceci, którzy stanowią dla kobiet wyzwanie.
- Wyzwanie? - zapytał Tracey.
- No tak... Widzisz, większość ludzi, a kobiety to już szczególnie, ma to do siebie, że uwielbiają być zdobywcami. Jeśli jakaś osoba płci przeciwnej okazuje im zainteresowanie, cieszy ich to, ale cóż... Po jakimś czasie mogą się tym znudzić.
- Mogą, ale nie muszą, dziecinko - powiedziała Violet.
Misty zacisnęła zęby ze złości, aby nie wybuchnąć gniewem słysząc to, jak została nazwana, po czym kontynuowała swoją wypowiedź:
- Zgoda... Może tak być, chociaż nie musi, jednak często taka sytuacja kończy się znudzeniem. Jeżeli zaś człowiek ma do czynienia z osobą dla niego nieprzystępną, to wtedy zwykle budzi się w nim zdobywca, natomiast atrakcyjność osoby, która go odtrąca, jest o wiele większa niż atrakcyjność osoby, która okazuje mu swoje zainteresowanie.
- To dość dziwaczne - powiedziałem.
- Pika-pika - zgodził się ze mną Pikachu.
Misty zachichotała i rozłożyła bezradnie ręce.
- Możliwe, ale taka jest prawda. Szczególnie dotyczy to nas, kobiet. Mogę cię zapewnić, że o wiele bardziej atrakcyjni są dla nas faceci, którzy nie wariują na nasz widok.
- A szczególnie tacy tajemniczy i pełni sekretów - dodała Melody.
Misty uśmiechnęła się do niej.
- No właśnie. Nie inaczej. Tajemniczość kręci nas jeszcze mocniej.
Uśmiechnąłem się delikatnie, słysząc ten wywód.
- Tyle tylko, moja droga, że ja tam nie jestem ani tajemniczy, ani tym bardziej niedostępny dla dziewczyn. Ja po prostu zachowuję się fair wobec kobiet.
- No i dokładnie tym je przyciągasz do siebie - zachichotała Melody - A przynajmniej tak wynika ze słów naszej drogiej przyjaciółki.
- Myślę, że moja teoria ma wiele sensu - zaśmiała się Misty.
- Możliwe, ale co z tego, skoro ja kocham Serenę i nie zamierzam latać za innymi? - spytałem.
- Pika-pika! Pika-chu! - poparł mnie Pikachu.
- Zajęty facet jest o wiele bardziej atrakcyjny dla kobiet niż wolny! - zawołała nagle Lily, podchodząc do mnie i robiąc przy tym maślane oczy - Nasza mała dziecinka ma rację.
- Nie jestem mała ani dziecinka! - zawołała oburzona Misty, zaciskając dłonie w pięści.
Lily zupełnie ją zlekceważyła.
- Tak czy inaczej jesteś po prostu super facetem i mówię ci, że twoja dziewczyna to prawdziwa szczęściara.
- Miło mi, że tak mówisz - powiedziałem, uśmiechając się.
- Ale wiesz, gdybyś jednak...
- Nie ma żadnego „gdybyś jednak“ - mruknęła Misty, odciągając Lily ode mnie - Ash jest już zakochany w innej i to z wzajemnością, a o ile go znam, to ten stan rzeczy się nigdy nie zmieni.
Jenny zachichotała, widząc całą sytuację, która musiała bardzo mocno ją rozbawić.
- No dobrze, ale dosyć już tych pogaduszek. Musimy ruszać w drogę.
Przyznam, że nie bez satysfakcji skorzystałem z nadarzającej się okazji, aby wymknąć się z rąk siostrzyczek Macroft oraz ich dziwacznych zalotów wobec mnie i skierowałem swe kroku w kierunku radiowozu, podobnie jak Tracey oraz Melody. Misty postanowiła zostać na Sali.
Po drodze do wyjścia zauważyliśmy Jacka, który właśnie mył mopem podłogę przed drzwiami głównymi. Kiedy go zobaczyłem, od razu mi się przypomniało coś bardzo ważnego. Poprosiłem więc przyjaciół, aby na mnie poczekali, po czym powiedziałem:
- Jack! Mogę cię o coś zapytać? - spytałem.
- Oczywiście, że tak - odpowiedział Jack, na chwilę przerywając swoją pracę.
Podszedłem do niego i przeszedłem do zadawania pytań:
- No więc... Chodzi mi o to... Pracujesz tu jako kto?
- Jako woźny.
- W jakich godzinach przychodzisz do pracy?
- Porannych.
- A tak konkretniej?
- O godzinie 9:00 rano.
- Rozumiem... Powiedz mi... O której przyszedł goniec z listem?
- Goniec? Jaki goniec?
Jack wyglądał co najmniej na zdziwionego. Jego reakcja bardzo mnie zaskoczyła.
- Nie wiem... Zwyczajny... Taki, co przynosi listy - powiedziałem.
- Nie było tu żadnego gońca.
Byłem coraz bardziej zdumiony tym wszystkim.
- Hmm... To ciekawe. A może był tutaj jakiś listonosz?
- Nie - zaprzeczył Jack.
- To może jakiś Pokemon z listem?
- Też nie.
Wszystko, co powiedział mi woźny, było dla mnie bardzo zaskakujące i intrygujące zarazem. Przecież siostry Macroft zgodnie twierdzą, że goniec przyszedł, a tymczasem ich pracownik temu zaprzecza. Dlaczego? Które z nich kłamie i czemu to robi?
- Słuchaj no, Jack... Pracujesz zawsze w tym miejscu, a ewentualnie w pobliżu?
- No dokładnie.
- I gdyby ktoś tutaj wszedł, to byś to zauważył?
- Musiałbym.
- I ten ktoś nie miałby możliwości cię minąć?
- W żadnym wypadku.
Uśmiechnąłem się do niego przyjaźnie i poklepałem go po ramieniu.
- Dziękuję. Bardzo mi pomogłeś.
- Pika-pika! - zapiszczał wdzięcznie Pikachu.
Następnie obaj wyszliśmy na zewnątrz, gdzie czekali na nas Jenny z Melody i Traceym.
- Co tak długo? - spytała policjantka.
- Wybaczcie, ale musiałem się czegoś dowiedzieć - powiedziałem.
- I co? Dowiedziałeś się? - zapytała Melody.
- Owszem, choć nie jestem do końca pewien, co mam o tym myśleć.
To mówiąc wsiadłem do samochodu.
***
Kilka minut później znaleźliśmy się w domu, w którym to doszło do zabójstwa Jennifer Bayton. Był to budynek jednorodzinny, z ogródkiem, na którym znajdowała się duża szopa. Jak wiedzieliśmy z zeznań Violet i Lily w niej właśnie był trzymany Lapras. Jednak to nie to miejsce nas najbardziej interesowało, ale sam dom, w którym doszło do zabójstwa. Kręcili się już po nim policjanci szukający odcisków palców oraz jakiś innych śladów, które pomogłyby im ustalić tożsamość sprawcy.
- O! Pani inspektor! - powiedział młody policjant, pochodząc do Jenny - Nie sądziliśmy, że pani przyjedzie.
- Dowiedziałem się właśnie o całej tej sprawie od sióstr Macroft, więc musiałam tu przybyć i wszystko osobiście zbadać - powiedziała Jenny.
- Gdzie jest ciało? - zapytałem.
Ledwie to zrobiłem, a policjant popatrzył na mnie uważnie, niemalże podejrzliwym tonem.
- A co to za dzieciaki?
- Oni są ze mną - odpowiedziała Jenny - Przy okazji to Sherlock Ash i jego przyjaciele, Tracey i Melody.
- Sherlock Ash? Czyżby ten słynny detektyw z Alabastii? - zdziwił się jej podwładny - Myślałem, że on jest starszy.
- Wielu tak myśli, ale prawda wygląda nieco inaczej - zachichotałem wesoło - W każdym razie mogę zobaczyć ciało?
- Jeśli ten widok nie jest dla ciebie zbyt szokujący, to proszę.
Policjant zaprowadził do kominka w salonie. Tam właśnie znajdowało się ciało. Leżało ono właśnie na noszach, a patolog dokładnie je oglądał. Przyznam, że widok ten zdecydowanie należał do mało przyjemny, ale nie był dla mnie pierwszyzną, więc jakoś sobie z nim poradziłem.
Denatka była za życia kobietą w wieku około dwudziestu pięciu lat. Miała długie, zielone włosy oraz czarne oczy. Nosiła fioletową spódniczkę i czerwoną, delikatnie postrzępioną bluzkę, co świadczyło o tym, że Jennifer musiała się z kimś szarpać zanim umarła.
- Ładny gips... Dziewczyna też ładna - zażartowałem sobie.
Patolog zachichotał i pokiwał głową.
- Owszem. Niczego sobie - odparł.
- Kiedy zginęła? - zapytałem.
- Dzisiaj rano. Około 8:00.
- Rozumiem.
Spojrzałem potem na Jenny.
- Czy znaleziono jakieś odciski palców?
- Żadnych poza tymi, które należą do denatki - odparła pani inspektor.
- Wynika z tego, że tu mieszkała - powiedział jeden z policjantów - W domu jest pełno jej zdjęć oraz rzeczy.
- Wobec tego to był dom denatki - stwierdziła Jenny i spojrzała na mnie uważnie - Co ty o tym sądzisz?
- Uważam, że Jennifer mogła mieć coś wspólnego z tym porwaniem. Być może nawet sama je zaplanowała.
- Ale wobec tego kto ją zabił i dlaczego? - spytała Melody.
- I kto napisał anonim? - zapytał Tracey.
- No i jeszcze pytaniem pozostaje fakt, czemu Lapras nie piszczał, gdy zabierano go z Sali - dodała Jenny - To są już trzy pytania, na które musimy znaleźć odpowiedź.
- W sumie to cztery - powiedziałem poważnym tonem.
- Cztery? - zdziwiła się pani inspektor.
- Pika-pika? - zapytał Pikachu.
- Właśnie... Cztery... Bo jest jeszcze jedno pytanie - wyjaśniłem.
- Jakie? - spytała Jenny.
- Dlaczego Jack nie widział gońca, choć twierdził, że na rano zawsze widzi każdego, kto wchodzi do Sali, także nikt nie mógł przejść obok niego niezauważony.
- Może się pomylił albo po prostu kłamał, żeby pokazać, jakim to on jest sprawnym pracownikiem - powiedziała Jenny.
- Być może... Ale jak dla mnie na to pytanie również warto poznać odpowiedź - stwierdziłem.
Spojrzałem ponownie na ciało i powiedziałem:
- Bluzka denatki jest nieco postrzępiona. Może to chyba wskazywać na to, że się ona z kimś szarpała, zanim zginęła.
- Prawda - powiedział patolog - Musimy jednak zabrać ciało i dokonać sekcji, żeby mieć całkowitą pewność, co wywołało zgon.
- Czy to nie oczywiste? Uderzyła się głową o kratę kominka - zdziwił się jego słowami Tracey.
- Pika-pika - poparł go Pikachu.
Lekarz uśmiechnął się do mojego przyjaciela z lekką pobłażliwością, po czym rzekł:
- Mój drogi chłopcze... Nie wiesz nawet, ile ja miałem w swoim życiu podobnych przypadków, gdzie śmierć nastąpiła z przyczyn zupełnie innych niż te, na które wszystko wskazywało.
Ciało zostało zabrane przez lekarzy, a tymczasem ja zacząłem uważnie rozglądać się po domu. Przeszedłem do innego pokoju, który wyglądał mi na gabinet Jennifer.
- Hmm... Interesujące - zastanowiłem się.
- Co takiego? - spytała Jenny.
- Coś mi nie daje spokoju - powiedziałem - Anonim został napisany na komputerze i na nim go też wydrukowano.
- Tak, to prawda - potwierdziła policjantka - Co to ma do rzeczy?
- Dużo. Prócz tego kartka miała w swoim lewym dolnym rogu jakąś plamkę. Pamiętasz?
- Owszem, taką małą plamkę. To pewnie defekt drukarki. A co?
- Chciałbym coś sprawdzić. Mogę?
- Chyba wiem, do czego zmierzasz, Ash. Możesz, ale najpierw załóż to.
Następnie podała mi białe, gumowe rękawiczki, które ja natychmiast założyłem, po czym włączyłem komputer, napisałem na nim kilka zdań, a następnie uruchomiłem drukowanie. Chwilę później trzymałem już w ręku kartkę z tym, co przed chwilą napisałem. W lewym dolnym rogu znajdowała się dokładnie taka sama plamka, jaka widniała na anonimie, który dostały siostry Macroft.
- Widzi pani, pani inspektor? - zapytałem, pokazując jej kartkę.
Jenny była zaszokowana.
- A niech mnie! - krzyknęła.
Zadowolony chwilę potem pokazałem ową kartkę reszcie policji oraz Melody i Tracey’emu, dodając do tego niezbędne wyjaśnienia. Ich reakcja była dokładnie taka sama, jak ta Jenny.
- Niesamowite! - zawołał Tracey.
- To chyba wszystko wyjaśnia - powiedziała Melody.
Zły złożyłem kartkę na czworo.
- Niestety, to niczego nie wyjaśnia, poza tym, że ta osoba, która zabiła Jennifer zaraz potem użyła jej komputera, aby napisać anonim, a następnie wręczyć go siostrom Macroft. Nadal jednak nie wiemy, kto to jest.
- Ale zawsze wiemy już więcej niż na początku - rzekł Tracey.
- Pika-pika - poparł go Pikachu.
Uśmiechnąłem się do nich delikatnie.
- Miło mi, że tak uważacie. Tak czy inaczej cała sprawa robi się coraz bardziej zawiła.
Wyszliśmy wszyscy z domu.
- Skąd wiedziałeś, że drukarka Jennifer zostawia takie plamy? - spytała Melody.
- Pika-pika-chu? - dodał mój Pokemon.
- Nie wiedziałem. Po prostu podejrzewałem, że tak może być. Prawdę mówiąc nie sądziłem w ogóle, iż moje przypuszczenia okażą się słuszne - odpowiedziałem.
- A jednak się okazały. Ash, ty naprawdę jesteś wielki.
Uśmiechnąłem się do niej.
- Powiedz tak o mnie dopiero wtedy, gdy rozwiążę tę zagadkę.
Spojrzałem na karetkę, która właśnie wywoziła ciało denatki i lekko westchnąłem.
- Ach, Jennifer. Jaki udział miałaś w tej sprawie, że musiałaś umrzeć?
Tracey nagle uderzył się w czoło.
- A niech to! Zupełnie zapomniałem wam o tym powiedzieć! - zawołał - Słuchaj, Ash... Zdążyłem się nieco przyjrzeć ciału Jennifer i wiesz co? Zauważyłem, że lewą dłoń miała zaciśniętą w pięść.
- No i co z tego?
- To, że być może ma coś w niej ukryte. Wiesz, na filmach często tak bywa.
- Ale to jest życie, a nie film, mój przyjacielu - stwierdziłem, lecz zaraz potem zastanowiłem się nad jego słowami - Być może jednak masz rację, stary. Pani inspektor, chyba należy dokładnie przyjrzeć się, co jest w ręce denatki.
- Dowiem się tego, a gdy będę to już wiedzieć, natychmiast cię o tym powiadomię - powiedziała Jenny, a po chwili dodała: - I wiesz co? Moja kuzynka nie myliła się co do ciebie. Ty naprawdę jesteś super detektywem.
***
Po tych wydarzeniach pojechaliśmy do Sali, gdzie zastaliśmy Misty.
- No i jak czują się twoje siostry? - spytałem.
- Różnie. Violet chce dopaść sprawcę tego wydarzenia, Daisy cieszy się, że odzyskałyśmy Laprasa, a Lily jak zwykle albo płacze, albo pomstuje na cały świat, a najczęściej to robi jedno i drugie.
Uśmiechnąłem się delikatnie do mojej przyjaciółki.
- Czyli wszystko po staremu?
- A żebyś wiedział - odparła na to Misty z kpiną w głosie - Nareszcie czuję, że wróciłam do domu... A raczej do mojego kochanego wariatkowa. Praktycznie to nic się tu nie zmieniło od czasu mojego wyjazdu.
Przez chwilę myślałem nad kolejnym pytaniem, które chcę jej zadać, aż w końcu to zrobiłem:
- Powiedz mi, Misty... Czy Sala miała może ostatnio jakieś problemy finansowe?
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę.
- Nie przypominam sobie... Chociaż... Tak, były takie małe kłopoty, ale ostatecznie kto ich dzisiaj nie ma?
- O co tam chodziło? - spytałem.
- Przedstawienia urządzane przez moje siostry nieco spowszedniały...
- Spowszedniały? - zdziwiłem się.
- Po prostu publiczność przestała na nie przychodzić tak tłumnie jak kiedyś, bo podobno wszystko w nich było przewidywalne i nudne. Poza tym w modzie jest teraz co innego niż pokazy wodnych Pokemonów.
- Rozumiem. Z tego powodu mieliście małe problemy finansowe?
- Tak, ale Lily mówi, że teraz już wszystko załatwione i pojutrze dają kolejny występ. Ponoć ludzie zaczynają już zamawiać bilety na niego.
- Naprawdę? To ciekawe - powiedziałem.
- Pika-pika? - również zastanowił się nad tym Pikachu.
- Sądzisz, że ten nagły powiew zainteresowania z ich strony może mieć coś wspólnego z porwaniem Laprasa? - zapytała Misty.
Rozłożyłem bezradnie ręce.
- Jeszcze nie wiem. Może tak, a może nie.
- Mówisz zagadkami.
- Wybacz, ale robię to dlatego, że wokół mnie widzę już po prostu całe mnóstwo zagadek - powiedziałem i zacząłem się przechadzać po sali - Mam pięć pytań, które wymagają odpowiedzi. Dopiero, kiedy je znajdę, to sprawa zostanie wyjaśniona.
- Jakie to pytania?
- Pierwsze: Z kim kłóciła się Jennifer zanim zginęła?
- Hmm... A drugie pytanie?
- Najpierw brzmiało: Kto wysłał anonim do twoich sióstr, ale to już nieaktualne, bo wiem, że to musiała zrobić ta sama osoba, która przyczyniła się do śmierci Jennifer. Zrobiła to do tego z jej własnej drukarki. Wobec tego pytanie brzmi: Dlaczego wysłała ten anonim? Co chciała dzięki temu osiągnąć?
- To rzeczywiście zagadka. A trzecie pytanie?
- Dlaczego wasz woźny nie zauważył gońca, który przyniósł anonim do twoich sióstr?
- Moim zdaniem ta zagadka niepotrzebnie cię nurtuje, ale niech tam... A czwarte pytanie?
- Dlaczego Lapras nie podniósł alarmu, kiedy został porwany? Czemu tak łatwo pozwolił się zabrać porywaczom z basenu?
- To już lepsze pytanie i mnie również ono nurtuje. A piąte pytanie?
- Co ściskała Jennifer w dłoni i czy ma to związek ze sprawą? Jak więc widzisz, Misty, mamy pięć pytań, na które trzeba znaleźć odpowiedzi, żeby zagadka została rozwiązana.
- Pika-pika - zapiszczał smętnie Pikachu.
Misty uśmiechnęła się do mnie delikatnie i powiedziała:
- Jestem pewna, że zdołasz znaleźć odpowiedzi na każde z tych pytań.
- Tak sądzisz?
- Oczywiście. Powiem więcej. Jeśli ktoś ma rozwiązać tę zagadkę, to tylko ty.
Słowa te bardzo mnie podnosiły na duchu. Tym bardziej jednak bałem się, że mogę ją zawieść i nie rozwiązać zagadki porwania Laprasa.
***
Wieczorem za pomocą laleczki od Latias skontaktowałem się z tobą, dzięki czemu zyskałem więcej wiary w siebie, a przy okazji poprawiłem sobie też humor, który nie należał do najlepszych z powodu tej sprawy. Co prawda nie powinienem oczekiwać, że rozwiążę tę zagadkę w zaledwie dwadzieścia cztery godziny, jednak nie wiedziałem, co mam zrobić, żeby odpowiedzieć sobie na pięć pytań, które mnie dręczyły. Nie mówiłem ci wtedy o całej tej sprawie, ponieważ postanowiłem to zrobić po powrocie do Alabastii, a poza tym nie byłem w stanie zanudzać cię swoimi problemami. Wolałem, żebyś odpoczywała spokojnie, a nie zastanawiała się nad tym, jak mi pomóc i dręczyła tym, że jest to niemożliwe.
Następnego dnia zjadłem śniadanie z siostrami Macroft oraz Melody i Traceym, jednak mój humor nie należał do najlepszych.
- Wszystko w porządku, Ash? - zapytała Violet.
- Niestety nie - odpowiedziałem jej smutnym głosem - Cała ta sprawa mnie dręczy. Czuję, że mogę po raz pierwszy zawieść osoby, które polegają na mnie i moich zdolnościach.
Dziewczyna położyła mi dłoń na ramieniu i uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
- Nie przejmuj się tak tym wszystkim, Ash. Nawet jeżeli nie zdołasz rozwiązać tej zagadki, to ja nadal będę cię lubić.
- My także! - dodały chórem Daisy i Lily.
- Wszyscy zawsze będziemy cię lubić - rzekła Misty poważnym tonem - Nawet jeśli tym razem nie odniesiesz zwycięstwa.
- No właśnie! - zawołali Melody i Tracey.
Gdy usłyszałem te słowa, na mojej twarzy pojawił się uśmiech radości, a w moim sercu poczułem ogromne ciepło.
- Jesteście naprawdę niezwykle mili, wszyscy. Niestety czuję, że nie zaznam spokoju, póki nie rozwiążę tej zagadki - powiedziałem.
Jadłem przez chwilę w milczeniu, po czym spojrzałem na Lily, która chyba źle odebrała moje spojrzenie, bo zarumieniła się lekko i zachichotała.
- No co? - spytałem.
- Nic... Tylko wiesz... Tak się we mnie wpatrujesz...
- Wybacz. To niechcący.
Dziewczyna poprawiła sobie włosy.
- Wiesz, Ash... Ciekawi mnie, w jakiej fryzurze jestem ładniejsza? Jak sądzisz? Czy lepiej wtedy, kiedy mam skręcone włosy, związane, czy może rozpuszczone?
Violet i Misty załamane zasłoniły sobie oczy dłońmi.
- Niebiosa, dajcie mi mnóstwo cierpliwości, bo inaczej ja kiedyś zrobię jej krzywdę! - jęknęła ta pierwsza.
Zachichotałem lekko, widząc tę sytuację, po czym otarłem sobie lekko pot z czoła.
- Jeśli chcesz znać moje zdanie, to kobietom najładniej jest w długich włosach.
- Czyli takich, jakie mam ja! - pisnęła Daisy, chichocząc przy tym jak mała dziewczynka.
Misty jęknęła załamana, po czym pochyliła się lekko w moją stronę i szepnęła:
- Musisz je nakręcać?
- Ja nikogo nie nakręcam. Tylko twoja siostra mnie o coś zapytała, więc grzecznie odpowiedziałem na pytanie.
- Lepiej uważaj, co mówisz do tych wariatek. Lily i Daisy mają świra na punkcie znalezienia sobie faceta.
- A która szczególnie?
- Szczególnie to Lily, której o dziwo nikt nie chce. Daisy ma za to duże powodzenie, ale ma jeden defekt. Podobnie jak Brock lata za wszystkim, co jest płci przeciwnej, choć on lata za spódniczkami, a ona odwrotnie.
- Czyli za wszystkim, co nosi spodnie?
- Dokładnie.
- Ale wiesz... Dziewczyny też noszą spodnie. Niestety...
Misty zrozumiała, do czego zmierzam, gdyż tylko zachichotała.
- No niestety... Ale spokojnie. Ją to kręcą wyłącznie faceci, a więc jest całkiem normalna... To znaczy jeśli można nazwać „normalnym“ wszystko, co ona wyczynia.
- O czym wy tak mamroczecie? - zapytała Lily.
Misty uśmiechnęła się do niej.
- O niczym. Takie nasze prywatne sprawy.
Po śniadaniu siostry przebrały się w stroje kąpielowe, po czym poszły na basen trenować swoje Pokemony przed jutrzejszym występem. Ja, Misty, Melody i Tracey usiedliśmy na miejscu dla widowni, żeby móc podziwiać ich trening. Musiałem przyznać, że naprawdę bardzo się starały, a Lapras po powrocie na basen był naprawdę szczęśliwy, chociaż wyraźnie dokuczał mu brak jego trenerki.
- Smutno mi, kiedy sobie pomyślę, że Jennifer już nie ma między nami - powiedziała smutnym głosem Misty - To była wspaniała dziewczyna, a do tego doskonała trenerka Laprasa. Bez niej ta Sala już nie będzie taka sama.
- Pewnie masz rację - odpowiedziałem - Gdybyśmy tylko mogli znaleźć osobę, która ją zabiła.
- I co by to niby dało?
- Jak to co? Sprawiedliwości stałaby się zadość.
- Pika-pika. Pika-chu! - zapiszczał mój Pokemon.
Przez chwilę nic nie mówiliśmy, obserwując w milczeniu cały występ Sensacyjnych Sióstr Macroft. Nagle podszedł do nas Jack.
- Panie Ketchum... Panie Ketchum... - powiedział.
Spojrzałem na niego uważnie.
- Słucham? Co się stało, Jack?
- Telefon do pana. Dzwoni inspektor Jenny. Mówi, że to bardzo ważne i prosi, żeby pan z nią porozmawiał.
- Dobrze, odbiorę. Gdzie mogę to zrobić?
- Zaprowadzę pana.
Młodzieniec zaprowadził mnie do aparatu telefonicznego, po czym poszedł do swojej dyżurki i przełączył on rozmowę na wideotelefon, przed którym stałem. Chwilę później na ekranie ukazała się Jenny.
- Witaj, Ash.
- Witam, pani inspektor - powiedziałem - Ma pani dla mnie jakieś nowe wiadomości?
- Owszem i to takie, które na pewno cię zainteresują - odparła na to policjantka.
- Wobec tego słucham - powiedziałem podnieconym tonem.
Pani inspektor uśmiechnęła się do mnie i zaczęła mówić:
- A więc słuchaj uważnie... Pierwsza sprawa jest taka: patolog zbadał ciało Jennifer i odkrył coś niesamowitego.
- To znaczy co?
- Dziewczyna nie umarła na wskutek uderzenia głową o kratę kominka.
- Jak to? Więc co ją zabiło?
- Zmarła cierpiała na chorobę serca i to poważną. Podczas sprzeczki z kimś, kto poszarpał jej bluzkę, dostała ataku i umarła. Potem dopiero upadła głową na kratę kominka. Rozumiesz to, Ash? Ona już nie żyła w chwili, gdy rozbiła sobie łepetynę.
- Hmm... To zupełnie zmienia postać rzeczy. Wobec tego mamy tutaj nieszczęśliwy wypadek, a nie zabójstwo.
- Dokładnie tak. A więc to była pierwsza wiadomość, którą chciałam ci przekazać.
- A ta druga?
- Ta druga z kolei jest taka, że patolog sprawdził lewą dłoń Jennifer. Nie uwierzysz, co tam znalazł...
Uśmiechnąłem się do niej delikatnie.
- Niech zgadnę. Czy to był duży, różowy guzik z czterema dziurkami?
Jenny zamarła, gdy usłyszała moje słowa.
- Skąd ty to, u licha, wiesz?!
- Zgadywałem. Ale to jest ten przedmiot, o którym mówię?
- Właśnie tak... Jednak nie wiem, skąd...
- Później pani to wyjaśnię. Teraz muszę rozwiązać tę sprawę.
- W jaki sposób?
- Opowiem pani wszystko, ale później. Za godzinę, góra dwie, zjawię się na posterunku i będzie pani wiedziała, kto jest poszukiwanym przez nas człowiekiem.
- Trzymam cię za słowo, Ash. Daję ci wolną rękę ze względu na moją kuzynkę, porucznik Jenny z Alabastii. Jeśli jednak to jakiś żart...
- Ja w takich sprawach nigdy nie żartuję, pani inspektor.
- Wobec tego rób, co uważasz za słuszne. Będę potem na ciebie czekać na posterunku.
- Zjawię się tam. Obiecuję, pani inspektor.
Jenny zakończyła połączenie, a ja odłożyłem słuchawkę, uśmiechnąłem się i powiedziałem:
- No dobra, Pikachu... Pora rozwiązać tę zagadkę.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło mój Pokemon.
Kwadrans później Daisy, Violet, Lily, Misty, Melody i Tracey zebrali się w jednym z pokoi Sali, gdzie ja oraz mój wierny Pikachu, ubrani już w stroje Sherlocka Holmesa, przeszliśmy do udzielenia wyjaśnień.
- Jak wiecie zostałem tu wezwany po to, żeby odnaleźć zaginionego, a raczej uprowadzonego Laprasa - zacząłem swoją mowę.
- No tak, ale on przecież się odnalazł - powiedziała Lily.
- Tak, to prawda, jednak zaraz potem wszyscy odkryliśmy, że doszło do morderstwa - mówiłem dalej.
- Eee... Prawdę mówiąc to Violet i Lily to odkryły, a nie my wszyscy - stwierdziła Daisy.
Załamana Misty znowu zasłoniła sobie oczy dłonią.
Uśmiechnąłem się delikatnie, widząc to wszystko i powiedziałem:
- Nieważne, kto znalazł ciało. Ważne jest to, kto zabił Jennifer. Długo nad tym wszystkim myślałem... Dręczyło mnie przede wszystkim pięć pytań, na które do dzisiaj nie znałem jeszcze odpowiedzi.
- Jakie to pytania? - zapytała Violet.
- Po pierwsze, kto pokłócił się z Jennifer i stał się przez to przyczyną jej śmierci? Po drugie, dlaczego zabójca wysłał anonim do Sensacyjnych Sióstr? Po trzecie, czemu woźny Jack nie widział gońca, który miał wam ponoć przynieść list? Po czwarte, czemu Lapras nie podniósł alarmu, kiedy porywacze zabrali go ze sobą? Po piąte, co ściskała w ręce Jennifer i czy ma to coś wspólnego z jej śmiercią?
Uśmiechnąłem się wesoło, po czym pokazałem swoją otwartą, prawą dłoń i powiedziałem:
- Pięć pytań. Dokładnie pięć niezwykle trudnych pytań wymagające znalezieniu pięciu równie trudnych odpowiedzi. Znam je wszystkie.
- Jak do tego doszedłeś? - spytała Melody.
- Pewnie zaraz nam powie - stwierdziła Misty.
- Jestem tego niezmiernie ciekaw - dodał Tracey.
Ponownie się uśmiechnąłem, po czym zacząłem mówić:
- Wyjaśnienie tej sprawy jest prostsze niż mogłem sądzić. Wszystko zaczęło się od tego, że Sala w Azurii zaczęła tracić widownię.
- To prawda. Ludzie rzadziej przychodzili już na pokazy moich sióstr - powiedziała Misty - Nie wiem tylko, jaki to ma związek ze sprawą.
- Już wam mówię. Publiczność na występach była coraz mniejsza, aż w końcu Sensacyjnym Siostrom groziło to, że zabraknie im jej całkowicie. Musiały więc coś z tym zrobić, tylko co? Wówczas jedna z nich (bo sądzę, że to była tylko jedna) wpadła na pewien jakże genialny pomysł. Co dzisiaj zwraca największą uwagę ludzi?
Nie doczekałem się odpowiedzi, więc odpowiedziałem sam:
- Skandal, kochani. To skandal jest dzisiaj największą dźwignią handlu. Wystarczy zrobić wokół siebie sporo szumu, a przyciągniesz do siebie ludzi niczym magnez szpilki. Ostatecznie nic przecież nie działa tak pobudzająco na wyobraźnię człowieka jak właśnie skandal. Gdyby więc mały skandalik dotknął Salę w Azurii, to publiczność znowu mogłaby wrócić na pokazy wodnych Pokemonów, które ona wystawia.
- Skandalik? O czym ty mówisz? - zdziwiła się Violet.
Misty jęknęła, rozumiejąc doskonale, co mam na myśli.
- On mówi o porwaniu Laprasa!
Następnie spojrzała groźnie na swoje siostry i zawołała:
- To wy to wszystko wymyśliłyście, prawda?!
- Misty, no co ty? - jęknęła Lily.
- Chcieliście zwabić tu publiczność, tak?! - krzyknęła na nią siostra.
- Nie wiem, o czym mówisz, maleńka - powiedziała Violet.
- Towarzystwo tego chłopaka chyba źle na ciebie działa - dodała Lily.
- Gadasz jak opętana - rzekła Daisy.
Uśmiechnąłem się delikatnie i poprosiłem moją przyjaciółkę, żeby już usiadła, po czym wróciłem do udzielania wyjaśnień.
- Jedna z Sensacyjnych Sióstr wpadła na ten jakże niezwykły pomysł ze skandalem. Sądzę, że Jennifer była jej wspólniczką. To ona w nocy wsadziła Laprasa do jego pokeballa i zabrała potem do swego domu, który wynajęła na przedmieściach miasta, wcześniej zadbała jednak o to, aby ten biedaczek mógł tam posiadać stały dostęp do wody. W ogrodzie miała oczko wodne, które podgrzewała specjalnymi grzałkami, żeby pod żadnym pozorem nie zamarzło. Aby jednak nikt nie zobaczył Laprasa, to nad oczkiem wodnym postawiła małą szopę. Dzięki temu nikt Pokemona nie widział. Ona zaś go regularnie karmiła i wszystko było w porządku.
- Teraz już wszystko rozumiem - powiedziała Misty - Lapras zawsze zostawał na noc w basenie. Tam się najlepiej czuł. Wystarczyło przyjść tutaj i wsadzić go do pokeballa, a potem wynieść. Gdyby to jednak spróbował zrobić ktoś obcy, to wówczas Lapras narobiłby wrzawy. Tak się nie stało. Dlaczego? Ponieważ Lapras zobaczył osobę, którą znał i której ufał.
- To ma sens - rzekł Tracey.
- Dla mnie natomiast to stek bzdur - zawołała Lily i spojrzała na Violet - Wierzysz mu?
- Cicho bądź! - skarciła ją starsza siostra, po czym powiedziała: - Ash, mów dalej.
- Dziękuję. Już to mówię. Otóż Jennifer zabrała Laprasa w nocy, kiedy woźnego już nie było, więc nikt jej nie widział. Nie było śladów włamania, bo miała własne klucze do Sali. Lapras nie zaalarmował nikogo, ponieważ ją doskonale znał i ufał jej. Wszystko się zgadza. Po pewnym czasie, kiedy już szum wokół całej tej sprawy urósłby do olbrzymich rozmiarów, zaś zainteresowanie ludzi Salą wróciło, Jennifer miała oddać Laprasa do Sali, oczywiście po cichu i wszystko byłoby w porządku. Pojawił się jednak mały problem. Nazywał się on Sherlock Ash. Violet wezwała go tu, aby rozwiązał tę sprawę. Na wieść o tym wspólnik porywaczki bardzo się przestraszył. Wiedział, że o detektywie z Alabastii krąży już zasłużona sława świetnego śledczego. Rano tego dnia, kiedy do Azurii miałem przybyć ja, wspólnik pojechał, czy też raczej pojechała spotkać się z Jennifer. Powiedziała jej o wszystkim. Trenerka Laprasa jednak zignorowała to, pewnie nie uważając mnie za zagrożenie. Jej wspólniczka miała jednak inne zdanie w tej sprawie i zażądała ona oddania Laprasa. Obie zaczęły się kłócić, a potem szarpać. Wtedy właśnie Jennifer, która ostatnio poważnie zaniedbała swoje zdrowie, dostała ataku serca... No i umarła. Padając na ziemię uderzyła się głową o kratę kominka, ale nie żyła już, kiedy to nastąpiło. Oczywiście patolog w tej sprawie może się mylić, w końcu nikt nie jest nieomylny, a Jennifer mimo ciężkiej choroby była młoda, więc trudno uwierzyć, żeby jeden atak serca ją zabił. Jednak z drugiej strony sądzę, że lekarz ma rację.
Przez chwilę nic nie mówiłem, po czym kontynuowałem:
- Wspólniczka Jennifer bardzo szybko zrozumiała, w jakiej sytuacji się znalazła. Musiała odzyskać Laprasa, ale tak, by nikt nie posądził jej o udział w całej tej sprawie. Uruchomiła więc komputer Jennifer, napisała na nim anonimową wiadomość, po czym wydrukowała ją i wróciła do Sali przed przybyciem Jacka. Poczekała na swoje siostry, a gdy nadszedł odpowiedni moment, to powiedziała, że właśnie przyszedł goniec i dostarczył list, który podaje dokładne miejsce ukrycia Laprasa.
Wyjąłem z kieszeni kartkę, którą wydrukowałem w domu denatki, po czym powiedziałem:
- Zobaczcie sami... To napisałem i wydrukowałem, gdy byłem z policją u Jennifer. Jej drukarka pozostawia w lewym dolnym rogu kartki taką oto plamkę. Widzicie ją?
- Pika-pika! Pika-chu! - dodał mój partner, wskazując ogonem na lewy dolny róg trzymanego przeze mnie papieru.
- Rzeczywiście - powiedziała Misty niemalże zachwyconym głosem - Masz rację. Wobec tego obie kartki wydrukowano na tej same drukarce.
- Dokładnie tak. Teraz pytanie, która z Sensacyjnych Sióstr Macroft to zrobiła? Misty odpada, bo nie było jej w Azurii, kiedy doszło do tej sytuacji. Violet też nie... W końcu ona mnie tu wezwała. Oczywiście mogła chcieć w ten sposób odsunąć od siebie podejrzenia... Jednak mam dziwne przeczucie, że ona cały czas była ze mną szczera i nie wie nic o tej sprawie.
- Dzięki i za to - powiedziała Violet.
Spojrzałem na Daisy i odparłem:
- Może więc to zrobiła najstarsza z sióstr?
Dziewczyna była przerażona tym oskarżeniem.
- Że co? Że niby ja? Jak mogłeś w ogóle tak pomyśleć, że niby ja... że niby... Och! Zaraz zemdleję!
- Później to zrobisz - warknęła na nią Violet, a jej siostra natychmiast się uspokoiła.
- Spokojnie. Znam cię już dość dobrze, Daisy i wiem, że nie umiałabyś uknuć tak perfidnego planu, a gdyby nawet, to nie byłabyś w stanie tego przede mną ukryć - powiedziałem.
Następnie skierowałem swój wzrok w inną stronę.
- Wobec tego zostaje nam już tylko jedna osoba... Ktoś, kto powiedział Violet i Daisy o tym, że anonim dostarczył goniec, co było nieprawdą, bo woźny już wtedy był na swoim posterunku i na pewno by zobaczył, jak ktoś wchodzi i wychodzi z tego budynku. Ten ktoś niechcący przyczynił się do śmierci Jennifer, po czym robił on wszystko, co się tylko da, żeby ta sprawa została zamknięta. Prawda, Lily?
Dziewczyna o różowych włosach, słysząc me słowa, spojrzała na mnie groźnym wzrokiem, po czym wysyczała:
- Ty podły szpiclu!
- A więc jednak... - uśmiechnąłem się do niej - Miałem rację. To ty to wszystko uknułaś. Muszę przyznać, że miałaś całkiem dobry plan. Szkoda tylko, że zawiódł.
- Lily! Jak mogłaś?! - zawołała Violet załamanym głosem.
- Przez ciebie Jennifer nie żyje! Dlaczego to zrobiłaś?! - dodała Daisy niemalże płaczliwym głosem.
W oczach Lily pojawiły się łzy, po czym dziewczyna zaczęła płakać.
- Pytacie, dlaczego?! - zapytała, nadal łkając - Bo inaczej nasza Sala mogłaby upaść! Bo wszystko wskazywało na to, że niedługo już nikt nie będzie tu przychodził! Właśnie dlatego! Chciałam ratować nasz interes!
- Przez ciebie Jennifer nie żyje! - krzyknęła oburzonym tonem Misty.
- Nie! Ja jej nie zabiłam! To był wypadek! Nie moja wina, że ta idiotka nie brała leków na serce, jak jej lekarz zalecił! - broniła się Lily.
- O tym już zadecyduje sąd - powiedziałem.
- Pika-pika! - poparł mnie Pikachu.
Lily spojrzała mi w oczy groźnie, po czym zawołała:
- Jak do tego doszedłeś?!
- Za pomocą myślenia. To jest bardzo dobra metoda. Mogłabyś czasem ją stosować - zaśmiałem się.
Misty i Melody parsknęły śmiechem.
- Brawo, Ash! - zawołała pierwsza z nich.
- Masz u mnie punkt! - dodała druga.
Uśmiechnąłem się do nich i po chwili mówiłem dalej.
- Dziękuję. A co do ciebie, Lily, to równie dobrze mógłbym wcale nie wpaść na twój trop, gdyby nie przypadek.
- Przypadek? - zdziwiła się dziewczyna.
- Dokładnie tak. Ciebie zgubił naprawdę głupi przypadek. Widzisz... Patolog znalazł w dłoni Jennifer guzik od twojej bluzki. Widocznie denatka upadając zacisnęła na nim pięść i urwała ci go. Ale ty zauważyłaś to dopiero wczoraj wieczorem.
- Skąd o tym wiesz?
- Bo jeszcze wczoraj brakowało na twojej bluzeczce guzika, a dzisiaj na jego miejsce masz przyszyty nowy. To wystarczający dowód.
Lily spojrzała na mnie smutno, po czym wyciągnęła w moim kierunku obie swoje dłonie.
- Wszystko, co mówisz, jest prawdą, Ash. Wobec tego aresztuj mnie i oddaj w ręce oficer Jenny.
- Czy ty wiesz, na co się godzisz? - spytałem.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
- Wiem, ale muszę ponieść karę za swoje czyny. Tak musi być. Od tego nie ma ucieczki. Aresztuj mnie więc, Ash. Zgodzę się na każdy wyrok, którą mi wyznaczy sąd. Proszę cię tylko o jedno.
- O co?
- O to, żebyś nigdy nie nazywał mnie morderczynią, bo nią nie jestem.
Uśmiechnąłem się do niej i powiedziałem:
- Widzisz, Lily... To nie jest takie proste.
- Nie rozumiem - zdziwiła się dziewczyna.
- Nie mogę cię aresztować, bo nie mam do tego uprawnień. Poza tym... Brakuje mi dostatecznych dowodów na potwierdzenie mych słów.
- Jak to? - zdziwiła się Lily, opuszczając dłonie - A ten guzik?
- Nie ma dowodów na to, że jest on od twojej bluzki.
- A zeznania woźnego?
- To już poważniejszy problem, ale w rezultacie, gdyby jednak doszło do procesu, to będzie jego słowo przeciwko twojemu. Trudno powiedzieć, komu uwierzy sąd. Na drukarce nie zostawiłaś żadnych odcisków palców, na komputerze także nie. Nie mam na ciebie nic. Jesteś zatem wolna. Poza tym to nie ty zabiłaś Jennifer, ale choroba, na którą cierpiała. Gdyby było inaczej, to dołożyłbym wszelkich starań, abyś odpowiedziała za ten czyn, a tak... Nie mam do ciebie nic.
- Och, Ash! - zawołała Lily, rzucając mi się na szyję - Jesteś taki dobry, taki kochany! Taki wspaniały!
- Właśnie! Ratujesz nasz wszystkich przed katastrofą! - dodała Violet, również mnie ściskając.
- Nie wiesz nawet, ile to dla nas znaczy, Ash! - pisnęła Daisy, która także mnie przytuliła.
Chwilę później wszystkie na raz zaczęły mnie całować po policzkach, a ja z zażenowania nie wiedziałem, co mam zrobić. Nie myśl o mnie źle, moja kochana Sereno, ale nawet mi się to podobało, jednak już chwilkę później poczułem, że tracę powietrze w mych płucach i gdyby Sensacyjne Siostry nie wypuściły mnie ze swoich objęć, to mógłbym tę pieszczotę przypłacić życiem. Następnie wszystkie trzy za cel obrały sobie mojego Pikachu, który jednak w przeciwieństwie do mnie umiał się bronić i poraził je prądem, gdyż za chwilę umarłby na wskutek uduszenia.
- Przepraszam was za niego, ale Pikachu bardzo nie lubi być miętolony - zaśmiałem się.
- Pika-pika! - dyszał załamany mój Pokemon.
- Przepraszamy - powiedziały jednocześnie Sensacyjne Siostry.
Uśmiechnąłem się do nich przyjaźnie.
- Spoko, nie ma sprawy, Lily. Tylko musisz mi jeszcze odpowiedzieć na jedno pytanie.
- Jakie? - zapytała dziewczyna, podnosząc się z ziemi.
- Czemu pojechałaś z Violet do domu Jennifer, a potem pozwoliłaś jej wejść do środka i znaleźć ciało?
- W sumie nie tylko na to pozwoliła, co wręcz naciskała, żebyśmy tam zajrzały - powiedziała Violet.
- Pamiętam, mówiłyście mi o tym. A więc, Lily, dlaczego to zrobiłaś? Wiedziałaś przecież, że w ten sposób morderstwo wyjdzie na jaw.
Dziewczyna o różowych włosach zarumieniła się lekko na całej twarzy, po czym odparła:
- Widzisz, podczas tej szarpaniny z Jennifer zauważyłam, że zgubiłam pewien przedmiot, który, gdyby znalazła go policja, mógłby mnie pogrążyć.
- Co to było?
- Spinka do włosów.
- Znalazłaś ją?
- Tak. Violet niczego nie zauważyła.
- Rozumiem - powiedziałem z uśmiechem na twarzy - To wszystko, co chciałem wiedzieć.
***
Po tej rozmowie udałem się na posterunek do inspektor Jenny, której wszystko opowiedziałem. Policjantka, podobnie jak i ja, uznała całą sprawę za nieszczęśliwy wypadek, któremu denatka, nie zażywając leków na serce, sama była winna. Skarciła więc ona jedynie wszystkie Sensacyjne Siostry i powiedziała, żeby następnym razem, jeśli zechcą zrobić wokół siebie sporo szumu, to niech wymyślą coś, co nie ma nic wspólnego z łamaniem prawa. Tym razem skończy się na upomnieniu, ale następnym razem policja już nie będzie taka pobłażliwa.
Jenny po powrocie na posterunek spisała raport oraz złożyła wniosek o umorzenie sprawy dowodząc, że sprawca prawdopodobnie opuścił miasto i nie ma możliwości odnalezienia go. Jego tożsamość pozostała już na zawsze tajemnicą dla naszego małego grona.
Następnego dnia, czyli dzisiaj, o godzinie 11:00 odbył się wielki pokaz wodnych Pokemonów, na którym to zjawiła się cała Azuria, a także nasza wesoła czwórka: ja, Misty, Tracey i Melody oraz oczywiście Pikachu. Pokaz wyszedł po prostu fenomenalnie pomimo tego, iż zabrakło na nim Jennifer. Mimo tak istotnego szczegółu Lapras pokazał się publiczności od najlepszej strony, dlatego zasłużył na gromkie brawa, podobnie jak Sensacyjne Siostry.
Po pokazie profesor Oak przyjechał po nas jeepem, którym zabrał całą naszą piątkę do Alabastii. Zanim jednak odjechałem podeszła do mnie Lily i poprosiła o chwilę rozmowy ze mną. Powiedziałem więc przyjaciołom, żeby poczekali na mnie w samochodzie, a następnie podszedłem do niej.
- Słucham cię.
- Ash... Dziękuję ci, że zachowałeś tajemnicę o całej tej sprawie. Nawet nie wiesz, jak wiele to dla mnie znaczy.
- Mogę się tego jedynie domyślać - powiedziałem z uśmiechem - Ale wiesz... W sumie to nie wiem, czy dobrze zrobiłem. W końcu zależało ci na małym skandalu, więc chyba powinienem był pozwolić, żeby cała sprawa ujrzała światło dzienne.
- OK, zależało mi na małym skandalu, ale nie na dużym. Wiesz, co by się stało, gdyby prawda wyszła na jaw?
- Wiem, Lily. Sala w Azurii zamiast zyskać na popularności byłaby w jeszcze większych kłopotach.
- Tak, to prawda. Nawet gdyby cię nie skazali, to i tak nosiłabyś piętno morderczyni. Nie chcę tego, Jenny także, dlatego oboje zdecydowaliśmy, że umorzymy tę sprawę.
- Dziękuję ci, Ash. Gdybym mogła coś dla ciebie zrobić...
- Możesz.
- Co takiego?
Popatrzyłem na nią i powiedziałem:
- Przestańcie wreszcie z Violet dokuczać biednej Misty, nazywając ją dzieciakiem oraz innymi tymi wrednymi epitetami. To ją rani.
- Przecież to tylko słowa - zaśmiała się dziewczyna.
- Nawet nie wiesz, jak słowa potrafią zranić.
Lily uśmiechnęła się do mnie delikatnie.
- Dobrze. Nie będę więcej jej tak nazywać. Namówię też Violet, żeby również przestała tak robić.
- Dziękuję ci.
To mówiąc skierowałem swoje kroki w kierunku jeepa.
- Ash! - zawołała Lily.
Odwróciłem się do niej.
- Słucham?
- Dziękuję ci... Dziękuję ci, że przyjechałeś. I dziękuję ci za to, że mnie zrozumiałeś.
Uśmiechnąłem się do niej tylko, uchyliłem przed nią moją czapkę z daszkiem, a następnie usiadłem w jeepie obok moich przyjaciół.
- No i jak, mój chłopcze? Podobał ci się pobyt w Azurii? - zapytał mnie profesor Oak, kiedy już ruszyliśmy w drogę.
- Jeszcze jak, panie profesorze! Jeszcze jak! - zawołałem - Wszystkim on nam się podobał. Prawda, Pikachu?
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło mój Pokemon.
Gdy Ash zakończył już swoją opowieść, uśmiechnęłam się do niego radośnie.
- Wiesz, to naprawdę niesamowita historia. Po prostu niewiarygodna - powiedziałam - Do końca bym nie podejrzewała Lily Macroft.
- Ja również, ale zgubił ją głupi przypadek - odpowiedział na to mój chłopak.
- Mówisz o tym guziku?
- Owszem, jednak nie tylko o nim. Były jeszcze zeznania woźnego, nie pokrywające się z tym, co ona mówiła. To również wydawało mi się mocno podejrzane.
- Nie mam pojęcia, w jaki sposób rozwiązałeś tę zagadkę, Ash, jednak moim zdaniem jesteś po prostu geniuszem.
Mój ukochany uśmiechnął się do mnie z miłością i złożył delikatny pocałunek na mych ustach.
- Kocham cię, Sereno. To wielka szkoda, że nie mogłaś jechać ze mną. Azuria to piękne miasto.
- Kiedyś pojedziemy tam razem, mój najdroższy - odpowiedziałam, po czym zażartowałam sobie: - Ale w sumie z tego, co wiem, to ty umiesz się dobrze bawić tam, gdzie mnie nie ma.
Ash zachichotał nerwowo, a Pikachu zaczął piszczeć ze śmiechu. Obaj zrozumieli, do czego nawiązuję.
- Wiesz, kochanie... To nie tak, jak myślisz... A poza tym zauważ, że uczciwie ci o tym wszystkim powiedziałem, a przecież mogłem to zachować dla siebie.
- To dobrze o tobie świadczy - uśmiechnęłam się do niego - Ale wiesz co? Mogłabym się jednak na ciebie obrazić za te buziaczki od Sensacyjnych Sióstr, ale zapomnę o tym pod jednym warunkiem.
- Jakim? - zapytał Ash.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
- Pozwolisz mi umieścić tę historię w moich kronikach, które skrzętnie zapisuję dla potomności, jak przystało na porządnego doktora Watsona.
Sherlock Ash pewnie spodziewał się jakiegoś bardzo trudnego, a być może nawet niemożliwego do spełnienia warunku, jednak kiedy usłyszał to, co powiedziałam, odetchnął z ulgą i odpowiedział:
- Nie widzę przeszkód, najdroższa. Jednak ja również muszę cię o coś poprosić.
- O co?
- Jeżeli kiedykolwiek spiszesz tę historię, to zachowaj ją w ukryciu do czasu, aż uznamy wszyscy, że możemy ją upublicznić.
Rozumiałam jego prośbę, dlatego bez wahania powiedziałam:
- Dobrze, Ash. Obiecuję ci to.
KONIEC
Trochę luźniejsza historia, co nie znaczy, że nudna. Wszak Ash i Serena w poprzednich historiach dostali mocno w kość i przyda im się chwila relaksu. A to, że jest relaksacyjnie, to nie znaczy, że jest nudno. Wręcz przeciwnie, historia porwanego Laprasa oraz "zabójstwa" Jennifer bardzo mnie wciągnęła i spodobała się. :)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałabym się, że to siostry Macroft, a konkretnie przede wszystkim Lilly, posuną się do takich chwytów, żeby spopularyzować salę w Azurii, by ta znowu wróciła do dawnych czasów świetności. Wiadomo, czasami skandal pomaga w rozwoju kariery, ale naprawdę, czy trzeba się było posuwać aż do porwania i doprowadzenia kogoś do śmierci, by potem łatwo przekuć to w zabójstwo, które finalnie się jednak nim nie okazało? Czasami naprawdę niektórzy przesadzają, jednak na szczęście wszystko skończyło się dobrze - Lapras się znalazł, a Lily Macroft nie została ukarana, no bo w sumie dowodów na nią nie było. :)
Bardzo ciekawa historia, wciągająca i dość relaksacyjna sprawa, dająca zarówno bohaterom, jak i czytelnikowi trochę oddechu od poważnych spraw. :)
Ogólna ocena: 10/10 :)