piątek, 22 grudnia 2017

Przygoda 037 cz. III

Przygoda XXXVII

Przysługa za przysługę cz. III


Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Asha:
Pomimo naszych usilnych starań zostaliśmy pokonani przez J, która wypuściła swego Pokemona, Salamence’a. Ten bez trudu powalił na łopatki naszego stworki i nas samych, przez co po chwili leżeliśmy związani pod ścianą, a Łowczyni popatrzyła nam w oczy groźnym spojrzeniem.
- Ty naprawdę sprawiasz mi więcej problemów niż powinieneś, Ash - wysyczała przez zęby - Ale to już ostatni raz, kiedy wchodzisz mi w drogę.
- Co zamierzasz z nami zrobić? - zapytał Max.
- Czy to nie jest oczywiste? - odpowiedziała mu pytaniem na pytanie May - W końcu oglądasz ciągle filmy o Bondzie, to pewnie wiesz, co ona może nam zrobić, a raczej co ona NA PEWNO nam zrobi.
Jej młodszy brat zastanowił się przez chwilę, po czym rzekł:
- Coś mi mówi, że zechce nas posłać na tamten świat, ale być może jednak zmieni zdanie.
- Mam jakieś takie wrażenie, że raczej tego nie zrobi - odparł Tracey.
- Dobrze sądzisz, chłopaczku - zaśmiała się podle Łowczyni - Tak czy inaczej zanim jednak was wyślę w zaświaty, pozwolę sobie porozmawiać z moim zleceniodawcą. Niech on zadecyduje, co z wami zrobić.
Następnie poszła do pomieszczenia z wielkim komputerem wiszącym na ścianie, po czym włączyła go. Na ekranie ukazała się dobrze nam znana postać. Była nią Domino siedząca w fotelu.
- Witaj, J - powiedziała kobieta - Czemu dzwonisz? Czyżbyś już miała naszego drogiego Celebi?
- Niestety nie, szefowo, ale jestem pewna, że to osiągnę - odparła na to J - Tak czy inaczej muszę ci zameldować, że w naszą pułapkę wpadł ktoś, kogo się tutaj w ogóle nie spodziewaliśmy.
Następnie usunęła się lekko w bok, żeby Domino mogła nas dokładnie zobaczyć.
- No proszę... Toż to nasz kochany detektyw z Alabastii i jego kumple - zaśmiała się podle 009 - Znowu raczyłeś wejść nam w drogę? Odnoszę wrażenie, że jednak to będzie twój ostatni raz.
- Już mu to powiedziałam - wtrąciła J.
- Tym lepiej. Niech się boi ten nasz koleżka - dodała podła kobieta, bawiąc się w ręku sztucznym czarnym tulipanem i udając, że go wącha.
- Jakoś wcale nie jestem przerażony - odpowiedziałem.
- Możliwe, ale to się już wkrótce zmieni - mruknęła Domino.
- Wolno wiedzieć, co wy tutaj w ogóle planujecie? - zapytała May.
- Właśnie! Jesteśmy tego bardzo ciekawi - dodał Tracey.
009 zachichotała podle, dalej się bawiąc czarnym tulipanem, po czym powiedziała:
- Jak sądzisz, J? Mamy im powiedzieć o naszych planach?
- Jeżeli chodzi o mnie, to nie mam nic przeciwko temu - rzekła na to Łowczyni - Przecież i tak oni będą niedługo gryźć glebę. Co nam zależy?
- Typowe gadanie czarnych charakterów - rzekł Max - Powiedzą nam swoje plany, a my się wydostaniemy z tarapatów i ich pokonamy.
- Całkiem niezły scenariusz, braciszku. Ma on tylko jeden defekt. Jego druga połowa jest bardzo mało realna - zauważyła jego siostra.
- Obawiam się, że May ma rację - odparł na to Tracey - Widzę naszą przyszłość raczej w czarnych barwach.
- Chętnie bym wam teraz przyłożył za to sianie defetyzmu, ale tak się składa, że nie mogę to zrobić, bo mam związane ręce, czego teraz bardzo żałuję - rzekłem bardzo złym tonem.
Domino i J w ogóle nie zwróciły uwagi na naszą rozmowę, gdyż już po chwili narady uznały, że powiedzą nam o swoich planach, po czym Łowczyni zaczęła mówić:
- A więc, jak już pewnie dobrze wiecie, zależy mi na tym, żeby złapać Celebiego. Szpiedzy Domino odkryli, że on znajduje się tutaj, gdzieś w tej okolicy. 009 wynajęła mnie więc, żebym złapała jej tego małego drania. Wyruszyłam w drogę, poszukałam co nieco i znalazłam wejście do innego wymiaru. Nie mogłam jednak złapać Celebiego, ponieważ ten posiada zbyt potężne moce, kiedy tam się znajduje. Postanowiłam zatem zmusić go do opuszczenia świata, w którym się przede mną ukrywał. Porwałam kilku jego rodaków, żeby ich cierpienia zmusiły tego małego, żałosnego drania do porzucenia kryjówki. Jeśli będzie trzeba, porwę ich wszystkich.
- Tym lepiej. Organizacji Rocket bardzo się przydadzą te Pokemony - powiedziała Domino, dalej wąchając swój tulipan - Tak czy inaczej nasz plan jest bliski realizacji, tak jak mówisz.
- Owszem. Liczę na to, że otrzymam sowitą zapłatę za swoje usługi - rzekła J.
- Możesz być pewna, J, że będę nad wyraz hojna dla ciebie i twoich ludzi, ale najpierw chcę zobaczyć Celebiego w klatce w kwaterze głównej naszej organizacji. Wtedy dopiero otrzymasz swoje pieniądze.
- A co z tymi bachorami?
- Nie będą nam potrzebne. Pozbądź się ich. Ostatecznie podstawową zasadą skuteczności działań naszej organizacji jest, jak dobrze wiesz, nie pozostawianie żadnych świadków.
- Oczywiście, to zrozumiałe.
- Powodzenia, J.
To mówiąc Domino się wyłączyła, natomiast Łowczyni podeszła do nas, wyjęła broń z kabury, po czym wymierzyła jej lufę prosto w me czoło.
- Przykro mi, Ash... To nic osobistego. Po prostu za często wchodzisz mi w drogę - powiedziała kobieta beznamiętnym tonem.
- Taka karma - odpowiedziałem jej na to najbardziej złośliwie, jak to było tylko możliwe.
- Otóż to - uśmiechnęła się J.
Następnie skierowała palec na spust swej broni.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
Na grzbiecie Pidgeota dotarłam szybko razem z Pikachu i Raticatem do doliny, gdzie spotkałam Mewtwo.
- Co się stało? - spytał Pokemon - Czemu wracacie tylko sami?
- Łowczyni J oraz jej ludzie pochwycili Asha i resztę - wyjaśniłam mu - Mnie także by złapali, gdyby nie Ash. Kazał mi uciekać. Naprawdę nie chciałam tego zrobić, ale cóż...
- Bardzo mądrze postąpiłaś - rzekł Mewtwo - Dzięki temu będziemy mogli ruszyć mu z pomocą. W sumie od razu powinniśmy iść tam wszyscy razem. Z całą pewnością byśmy tak postąpili, gdybym nie obawiał się tego, że czeka tam na nas zasadzka.
- I czekała... Na Celebiego, ale to Ash w nią wpadł.
- Wobec tego uwolnimy go.
Celebi zapiszczał przerażony, machając przerażony łapkami.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, mój przyjacielu, że jesteś zwykłym tchórzem? - spytał Mewtwo, gdy usłyszał jego słowa.
Zapytany o to zapiszczał lekko protestującym tonem, ale jego ponury rozmówca patrzył na niego groźnym wzrokiem.
- Jestem po prostu oburzony twoją postawą. Ash naraża własne życie dla ciebie i twoich poddanych, a ty tak po prostu tchórzysz? Nie rozumiem, jak tak można!
- Mój chłopak walczy o waszą sprawę, a ty co? Chcesz schować się w swojej norze i drżeć ze strachu?! - dodałam rozgniewana na całego.
Celebi zaczął się nam tłumaczyć, ale nagle pojawiła się Gaya, która skarciła go wzrokiem.
- Mam dość twoich głupich wymówek, kochanie. Mewtwo ma rację co do ciebie. Ostatnimi czasy stałeś się zwykłym tchórzem! Kiedyś umiałeś dzielnie walczyć o to, w co wierzysz, a teraz co? Nie poznaję cię.
Pokemon zrobił jeszcze bardziej smutną minę. Chciał on wytłumaczyć swej małżonce powody, dla których postępuje tak, a nie inaczej, ale Gaya nie dała mu dojść do słowa, gdyż chwilę później poleciała porozmawiać z innymi Pokemonami. Przemówiła do nich krótko i treściwie. Niewiele jej trzeba było słów, żeby ich przekonała do tego, aby pomóc Ashowi, gdyż bardzo szybko wszystkie, jak jeden mąż wyraziły chęć ruszenia w sukurs memu ukochanemu.
- Doskonale! - uśmiechnął się do nas radośnie Mewtwo - Cieszy mnie, że wszyscy myślicie tak samo. Ruszajmy!
- Nie mamy czasu do stracenia! Ash może być teraz w śmiertelnym niebezpieczeństwie! - zawołałam przerażonym głosem.
Pidgeot podsunął mi swój grzbiet, żebym mogła na niego wskoczyć, po czym radośnie zatrzepotał skrzydłami i uniósł się razem ze mną w górę. Mewtwo zaś za pomocą swoich mocy podniósł uniósł inne Pokemony, a następnie razem ruszyliśmy w kierunku groty, w której to była kryjówka Łowczyni J. Prowadziłam ich razem z Pikachu i Raticatem, którzy lecieli obok Mewtwo i pokazywali mu, gdzie ma lecieć.
Kilka minut później byliśmy wszyscy na miejscu. Bez zbędnych słów zaatakowaliśmy strażników stojących przed grotą, po czym wskoczyliśmy do niej i bez litości zaczęliśmy bić wszystkich ludzi Łowczyni J. Próbowali oni oczywiście z nami walczyć, ale z takim naporem Pokemonów nie mieli najmniejszych szans i musieli nam ulec. Uwolniłam z pokeballi Panchama oraz Fennekina, żeby oni również mogli wziąć udział w bitwie, która była niesamowicie zaciekła. Nasi przeciwnicy zaczęli padać nieprzytomni jeden po drugim.
- Mewtwo, gdzie jest Ash?! - zawołałam, rozglądając się przerażona dookoła siebie.
- Nie wiem. Idź go znajdź! Ja spróbuję uwolnić Pokemony z klatek! - odpowiedział mi mój przyjaciel.
Ruszyłam razem z Pikachu na trop mego ukochanego. Chwilę później dostaliśmy się do jednego pomieszczenia, w którym leżeli właśnie związani nasi przyjaciele: May, Max i Tracey. Asha z nimi nie było.
- May, gdzie się podział Ash?! - zawołałam przerażona, rozwiązując ich wszystkich.
- Nie mam pojęcia! J go gdzieś zabrała! - odpowiedziała dziewczyna - Chciała go właśnie zastrzelić, kiedy nagle zrobiło się jakieś zamieszanie. Wtedy złapała twego chłopaka i uciekła gdzieś z nim.
- Gdzie dokładniej pobiegła? - spytałam.
- W tamtą stronę! - zawołał Max, wskazując jednocześnie kierunek.
- Pikachu, idziemy! - krzyknęłam, po czym ruszyłam biegiem przed siebie, a Pokemon pędził za mną.
Zaczęłam przetrząsać całą grotę w poszukiwaniu mojego chłopaka czując, jak mi serce bije niczym miech kowalski. Chwilami aż podchodziło mi ono do gardła. Wokół mnie Mewtwo, Gaya i ich Pokemony spuszczały niezłego łupnia ludziom Łowczyni J, ja tymczasem zajęta byłam tylko i wyłącznie jednym: odnalezieniem mego ukochanego.
- Ash! Ash, gdzie jesteś?! ASH!
- Tutaj! - usłyszałam jakiś głos.


Szybko pobiegłam w kierunku, z którego on dobiegał, lecz ledwie to zrobiłam, a zobaczyłam przed sobą nie tylko związanego Asha, ale także Łowczynię J, która mierzyła pistolet w głowę mego chłopaka.
- To pułapka! - zawołał Ash.
- Tyle to ona sama zdążyła zauważyć - mruknęła nasza przeciwniczka - Więc ten atak Pokemonów to twoja sprawka?
- Nie chcę się chwalić, ale masz rację - odparłam złośliwie - Uwolnij Asha i to natychmiast!
- Moja droga... W twojej sytuacji nie możesz mi dyktować warunków - rzekła Łowczyni.
- Poddaj się, J! Mamy przewagę liczebną! Nie pokonasz nas!
- Możliwe... Ale to ja mam pistolet w ręku, a nie ty.
- Nie daj się zastraszyć, Sereno! - krzyknął do mnie Ash.
J uderzyła go w twarz.
- Zamknij się i nie wtrącaj, gdy inni rozmawiają! A ty, panienko, lepiej posłuchaj, co ci powiem! Mam pistolet i trzymam go na głowie twojego chłoptasia! Lepiej więc każ swoim przyjaciołom, żeby się poddali! Celebi też jest z nimi?
- Nie, nie ma go!
- Ale jego ukochana tutaj jest, prawda? Ona także jest Celebim, co nie? Tak... Doskonale wiem o jej istnieniu. Mam bardzo dobry sprzęt, który potrafi widzieć nawet przez skały. Więc odkryłam to i owo.
- Nigdy nie oddam ci Celebiego!
- Poważnie? A więc co wolisz? Życie twojego chłopaka czy wolność tego durnego Pokemona, który nawet nie przyszedł tutaj ze mną walczyć, chociaż wy narażacie życie dla niego ?
Zastanowiłam się przez chwilę. Pikachu zapiszczał groźnie, a z jego policzków poleciały mu iskry jako znak gniewu. Ash tymczasem popatrzył złym wzrokiem na J i powiedział:
- Popełniłaś największy błąd na świecie... Uważając, że potrzebuję pomocy kogokolwiek, żeby się wyrwać z twoich rąk.
- Doprawdy? Ciekawi mnie zatem, jak niby chcesz to zrobić, co?! - mruknęła złośliwie Łowczyni J?
- A choćby tak!
To mówiąc Ash nadepnął jej nogą na nogę. Kobieta wrzasnęła z bólu i poluzowała swój uścisk, dzięki czemu mój chłopak wyrwał się z jej objęć. W tej samej chwili uderzył ją mocą całego swojego ciała oraz wytrącając jej broń z ręki. Jednocześnie Pikachu zaatakował stalowym ogonem, dzięki czemu rozciął mu więzy.
- Dzięki, stary! Wiejemy! - zawołał mój ukochany.
- Nie tak prędko, Ash! - krzyknęła J, po czym wściekła wypuściła z pokeballa swego Pokemona, którym był Salamence, stwór typu smoczego.
Stwór zaryczał groźnie w naszą stronę.
- No i co? Jak sobie teraz z nim poradzisz, kochasiu? - spytała podła Łowczyni.
Ash wymierzył w Pokemona pistolet J, który podniósł z ziemi, jednak stwór uderzył go ogonem tak mocno, że broń wypadła mu z ręki, a on sam upadł na ziemię.
- Dość długo byłam dla ciebie miła! - warknęła Łowczyni J groźnym tonem - Salamence! Zatłucz mi te bachory, ale oszczędź ich Pokemona! On może się nam jeszcze przydać!
- Pika-pika! - zapiszczał groźnie Pikachu, a z jego policzków posypały się groźnie iskry.
- Nie łudź się, że wygrasz, ty naiwny stworku! Nie masz szans z moim Salamencem!
- Ale ja mam!
Łowczyni spojrzała w stronę, z której dobiegł ją ten głos, a wówczas przed nią pojawił się Mewtwo. Jedno jego spojrzenie wystarczyło, żeby Salamence poleciał prosto na ścianę. Nasz przyjaciel zaś podrzucił go w górę i w dół jeszcze parę razy, aż smok stracił przytomność.
- Niech to! Co za pokraka! - jęknęła załamana J, po czym przywołała Pokemona z powrotem.
- Poddaj się, nikczemna kobieto! Nie masz szans! - zawołał Mewtwo.
- Tak ci się tylko wydaje! - krzyknęła podła kobieta, po czym zwinnie doskoczyła do swej broni, podniosła ją i wymierzyła w naszą trójkę - Zaraz zobaczymy, co jest szybsze: moje kule, czy twoje umiejętności.
Chwilę później coś jednak szybko podbiło jej broń w górę. Pistolet wypalił, a kula uderzyła w sufit.
- Celebi! - zawołałam zdumiona.
Tak, to właśnie on sam. Tchórzliwy Celebi przybył nam z pomocą i w ostatniej chwili podbił broń Łowczyni J, następnie jednym ruchem łapki zadał jej cios między oczy, powalając tym samym tę kreaturę na ziemię.
- No proszę! To ty! A jednak przybyłeś z pomocą swoim kumplom - rzekła zadowolona kobieta, szybko odzyskując siły - To teraz będę miała okazję cię złapać.
Nie zdążyła jednak wykonać żadnego ruchu w tym kierunku, gdyż moc Mewtwo pozbawiła ją wszystkich sił.
- Brawo, przyjacielu! - zawołał Ash - Jesteś aresztowana, J!
Chwilę później do groty wpadło kilku ludzi Łowczyni J, a za nimi Pokemony, które ich atakowały. Zrobiło się w ten sposób naprawdę duże zamieszanie. Musieliśmy wmieszać się do tej walki, żeby pomóc naszym sojusznikom. Potyczka była coraz bardziej zaciekła, ale w końcu wszyscy ludzie Łowczyni leżeli nieprzytomni na ziemie, a May, Max oraz Tracey powoli wiązali ich wszystkich. Niestety, sama J w ferworze walki zniknęła nam z oczu. Korzystając z zamieszania, jakie powstało w chwili, w której mieliśmy ją pochwycić, uciekła nam.
- Niech to! - zawołał wściekły Ash, kopiąc ze złości kamień - Zawsze ci najgorsi muszą nam się wymykać!
- Trudno... Nic na to nie poradzimy - odpowiedział na to Max - Lepiej będzie cieszyć się zwycięstwem, które osiągnęliśmy.
- Nie wiem, czy to można nazwać zwycięstwem - powiedziała May - Przecież J może wrócić tu z nowym oddziałem ludzi i co wtedy? W końcu i tak dostanie w swoje ręce Celebiego.
- Tak, to prawda - rzekł mój chłopak - Ale spokojnie. Nad tym jeszcze pomyślimy. Na razie zastanówmy się, co zrobić z tymi gagatkami.
- Jestem pewien, że policja z Alabastii bardzo się ucieszy na ich widok - rzekł Tracey - Tylko jak mamy wezwać pomoc?
- Ja chyba wiem jak - zachichotał wesoło Max, oglądając sprzęt J - W końcu to jest komputer, a co jak co, ale na komputerach to ja się znam jak mało kto.
- To prawda, ale nie musisz się tym tak chwalić - zachichotała jego starsza siostra.
- Tym razem nie jest to chwalenie się, tylko zwykłe stwierdzenie faktu - powiedział Mewtwo dowcipnym tonem, który rzadko mu się zdarzał.

***


Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Dawn c.d:
Plan naszego dalszego postępowania był dość ryzykowny, ale także niezwykle prosty. Trochę się bałam, czy rzeczywiście przyniesie on jakiś pożytek, ale musieliśmy z niego skorzystać, chociaż bardzo obawiałam się jego skutków. W końcu mogły być one niezbyt przyjemne.
- Wiem, córeczko, że może ci się to wydać bardzo niebezpieczne, ale przecież to jedyne możliwe wyjście z sytuacji - rzekł mój tata.
Moja mama popatrzyła na niego uważnie.
- Cóż... Muszę powiedzieć, że Ketchumowie mają już ryzyko we krwi. Jednak to inna sprawa, gdy narażają tylko swoje życie, a co innego, kiedy niepotrzebnie narażają życie innych.
- Kochana Johanno... - ojciec popatrzył na mamę z lekkim wyrzutem - Jeśli masz inny pomysł, powiedz mi go.
Nie miała, więc musiała przystać na to, co zaproponował mój ojciec. Przeszliśmy zatem do realizacji całego projektu, choć ja również uważałam, że to szalony plan.
Następnego dnia na nogę Noctowla ponownie została założona jego obrączka, ale tym razem z inna zawartością niż ostatnio. Tym razem był nią mały nadajnik wyprodukowany przez Clemonta. Co prawda wiedziałam, że jego wszelkie wynalazki zwykle wybuchają po uruchomieniu, ale miałam wielką nadzieję, że ten jeden będzie działał jak należy.
Mieliśmy jeszcze problem z zapięciem obrączki, która sama zapiąć się nie chciała, ale na szczęście Clemont rozwiązał ten problem. Wcisnął on guziki w odwrotnej kolejności niż ostatnio to zrobił. Odniósł w ten sposób pożądany przez siebie efekt.
- Braciszku, jesteś geniuszem! - zawołała mała Bonnie.
Chłopak uśmiechnął się do niej wesoło i rzekł:
- Miło mi, że tak uważasz.
Latias poleciła Noctowlowi, żeby zrobił to, o co prosimy, gdyż tylko dzięki temu jego dawny właściciel przestanie go wreszcie prześladować. Pokemon nie bez satysfakcji zgodził się to zrobić.
W odpowiednim momencie wypuściliśmy go z domu, żeby sobie on polatał po całej okolicy. Zgodnie z naszymi przewidywaniami nie robił tego zbyt długo, gdyż złapał go w sieć tajemniczy pan Crimchet.
- Mam cię, kochasiu! - zawołał podniecony tonem, patrząc z dumą na swą zdobycz - Tym razem mi już nie uciekniesz!
To mówiąc pognał przed siebie, zaś ja, Clemont, mój tata i pan Meyer, którzy z ukrycia obserwowaliśmy całą tę sytuację, ruszyliśmy za nim. Trzymaliśmy bezpieczną odległość, gdyż Noctowl miał przy sobie nadajnik i w każdej chwili bez problemu mogliśmy go namierzyć.
Rzekomy pan Chrimchet wbiegł po chwili do niewielkiego domku na przedmieściach, po czym zamknął za sobą drzwi, a dalej mogliśmy się już jedynie domyślać, co robił. Wiedzieliśmy, że zechce otworzyć obrączkę i sprawdzić, czy zawiera ona to, czego szuka. Jego głośny ryk wściekłości, jaki wydał z siebie chwilę później dowiódł nam, że bardzo się on pomylił w swoich przypuszczeniach.
- Nie! To niemożliwe! Gdzie to jest?! Gdzie to może być?!
Wówczas weszliśmy do środka.
- Czyżby coś pan zgubił? - zapytał złośliwie pan Meyer.
- Może coś w rodzaju mikrofilmu? - dodał mój tata.
Crimchet spojrzał na nas przerażony, po czym jęknął:
- Co wy tu robicie?! To jest najście! Wynoście się stąd natychmiast, bo wezwę policję!
- Świetnie! Zrób to, a oszczędzisz nam trudu - powiedział złośliwym tonem mój ojciec - Ale zanim do tego dojdzie, pozwolę sobie coś wyjaśnić. Ten mikrofilm wpadł w nasze ręce.
- Mikrofilm? - spytał mężczyzna przerażonym głosem.
- Właśnie tak... Mikrofilm, na którym są sfotografowane akta i zdjęcia policyjnych agentów z regionu Kanto. Wszystkich, zarówno tych w służbie czynnej, jak i tych na emeryturze.
- Nie wiem, o czym pan mówi.
Mój ojciec parsknął ironicznym śmiechem.
- Posłuchaj pan, panie Crimchet, jeśli to pana prawdziwe nazwisko, bo domyślam się, że zmyślone... Pański Noctowl wszystko nam opowiedział. Wiemy już, że zdobył pan podstępem te dane i chciał je wysłać swojemu szefowi. Niestety, Noctowl trafił na śnieżycę, przez co przemarzł, spadł w zaspę śnieżną i nie mógł dalej lecieć. Zginąłby, gdyby nie my.
- A pan domyślił się, że mikrofilm nie dotarł na miejsce, bo pana szef zaczął się o niego upominać, prawda? - dodał ojciec Clemonta - Zrobił pan więc wszystko, żeby go odzyskać.
- Włącznie z włamaniem do willi profesora Oaka - dodał jego syn.
- I postrzeleniem biednego kamerdynera! - zawołałam.
Mężczyzna parsknął śmiechem.
- To, co mówicie, to są jakieś brednie! Niby jak mogliście przesłuchać mojego Pokemona?!
- Mamy dobrego tłumacza - rzekł Clemont - Czy mówi panu coś imię Arlekin?
Crimchet wiedział już, że nie blefujemy, gdyż jego twarz wyraźnie pobladła na sam dźwięk tego imienia. Wściekły zasyczał ze złości, po czym zawołał:
- Ty wścibski bachorze!
Chwilę później wyjął on pistolet z ręki i strzelił do Clemonta. Chłopak osunął się na ziemię, zaś z czoła powoli zaczęła mu cieknąć lekka stróżka krwi.
- Clemont! - wrzasnęłam przerażona, widząc to wszystko.
Pan Meyer podbiegł do chłopca i sprawdził, czy on żyje.
- Synu, wszystko w porządku?
- Spokojnie, tato... Nic mi nie jest - odpowiedział mu jego potomek.
Z pokeballa młodzieńca wyskoczył Chespin, który pnączami wytrącił napastnikowi broń z ręki. Pan Meyer szybko ją złapał i zawołał:
- Nie ruszaj się, Crimchet! Zaraz tu przyjedzie policja i sobie z tobą porozmawia!


- Możliwe... Ale raczej nie będę zbyt rozmowny!
To mówiąc łotr rzucił stołkiem w pana Meyera i próbował uciec, ale zewsząd drogę zastawiał mu ktoś inny. Wówczas szybko sięgnął on po coś w kieszeni swojej koszuli i zażył to. Chwilę później opadł w konwulsjach na ziemię. Mój tata podbiegł do niego, aby sprawdzić, co mu jest.
- Nie żyje... Chyba cyjanek...
- Niech to! - zawołał wściekłym głosem Meyer - Już się nie dowiemy, kim jest ten cały Arlekin, któremu ten drań miał wysłać te plany!
- Kto wie? Może kiedyś się tego dowiemy? - rzekł mój tata i spojrzał na Clemonta, który powoli stanął na nogach - Żyjesz?
- Spokojnie, proszę pana. Kula tylko drasnęła mi skroń - odparł na to chłopak.
Radośnie rzuciłam mu się na szyję i objęła go bardzo mocno.
- Och, Clemont! Już myślałam, że zaraz wyzioniesz ducha! Nie strasz mnie tak nigdy więcej! - zawołałam.
Chłopak zarumienił się lekko i wybąkał, że na pewno tak nie zrobi, po czym pogratulował Chespinowi, który w odpowiednim momencie wkroczył do akcji.
- Masz u mnie same pyszne łakocie, Chespin - powiedziałam radośnie do Pokemona.
Następnie spojrzałam na mojego tatę, który wesoło chichotał.
- No co?
- A mówiłaś, że to nie twój chłopak. Ładnie to tak okłamywać starego ojca? - zapytał żartobliwie.
- Rodzice zawsze dowiadują się ostatni o sprawach sercowych swoich dzieci - dodał dowcipnym tonem pan Meyer.
Teraz i ja się zarumieniłam.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
Policja na czele z porucznik Jenny w ciągu pół godziny przybyła na miejsce, odkąd Max ją wezwał przez komputer Łowczyni J. Okazało się, że rzeczywiście żaden sprzęt mu nie jest straszny i dzięki niemu stróże prawa mogli szybko się zjawić, żeby aresztować ludzi naszej przeciwniczki.
- Niestety, ich szefowa, Łowczyni J... Uciekła nam - powiedział Ash, kiedy skończył relacjonować Jenny nasze przygody.
- Wielka szkoda. Chętnie bym ją posadziła na długie lata - odparła pani porucznik - Ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. W końcu, co się odwlecze, to nie uciecze.
- Wygląda na to, kochani, że doszedł nam kolejny wróg do schwytania - powiedziałam, stając obok Asha.
Mój chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Otóż to. Ale gdyby nie ty, to już byśmy sobie tak spokojnie tutaj nie rozmawiali. Dziękuję ci.
- Nie udałoby mi się, gdyby nie ten Pokemon.
To mówiąc wskazałam dłonią na Pidgeota, który to zatrzepotał wesoło skrzydłami.
- Ach, mój kochany Pidgeot! - zawołał Ash, podchodząc do niego - Znowu się spotykamy! Wybacz, że nie szukałem cię, choć obiecałem, że to zrobię, ale wiesz... Tyle ostatnio niezwykłych wydarzeń miało miejsce w moim życiu, że kompletnie o tym zapomniałem. Ale chyba się na mnie nie gniewasz, prawda?
Pokemon zaskrzeczał tylko, po czym przytulił swoją głowę do piersi mego chłopaka.
- To chyba oznacza, że mi wybacza - powiedział Ash.
- Wy się znacie? - zapytałam zdumiona.
- Tak, Sereno. Pidgeot był jednym z moich pierwszych Pokemonów. Złapałem go jako Pidgeotto. Potem podczas jednej takiej akcji ewoluował, aby ocalić mnie i grupkę Pidgeyów przed stadem Spearowów (tym samym, którym naraziłem się podczas pierwszego dnia mojej wędrówki po Kanto jakieś sześć lat temu). Po tym wydarzeniu pozwoliłem mu odejść, aby mógł dowodzić stadem Pidgeyów, ale obiecałem mu, że kiedyś po niego wrócę.
- Jak widać on wrócił do ciebie pierwszy - powiedziała wesoło Jenny - I chyba znowu chce być twoim Pokemonem.
Pidgeot zaćwierkał radośnie na znak, że policjantka ma rację. Ash zaś uścisnął go wesoło, po czym rzekł:
- Wobec tego witaj z powrotem, przyjacielu.
Jenny uśmiechnęła się do nich.
- Jaka piękna scena. A propos... Byłabym zapomniała. Mam coś dla ciebie i Sereny. Świąteczny prezent ode mnie.
To mówiąc wręczyła nam obojgu do rąk małe, czarne książeczki. Gdy je otworzyliśmy, to zobaczyliśmy coś niezwykłego. Obie miały wewnątrz nasze zdjęcia oraz kilka danych osobowych.
- Czy to jest....
- Licencja detektywa w liczbie mnogiej? - odparła żartobliwie Jenny - Tak, właśnie to.
- Ale skąd ty masz takie cudo? - zapytał zdumiony Ash.
- Porozmawiałam o tym z moim drogim szefem. Ten złożył wniosek do burmistrza i generała policji, oni zaś pogadali z kim trzeba i proszę... Jesteście od teraz licencjonowanymi detektywami.
- Ale czy do tego nie trzeba być pełnoletnim? - spytałam.
- Owszem, normalnie tak jest, jednak w tym wypadku postanowiliśmy zrobić wyjątek. Ostatecznie bardzo nam pomogliście przez te ostatnie kilka miesięcy - wyjaśniła nam policjantka.
Wzruszenie odebrało mowę zarówno mnie, jak i Ashowi. Przez chwilę nie wiedzieliśmy, co powiedzieć, aż w końcu mój ukochany wystękał:
- Dziękuję ci, Jenny... Dziękuję...
- Ja również - dodałam niemalże ze łzami w oczach - To jest wspaniały prezent.
- Nie ma za co, kochani - zaśmiała się pani porucznik, delikatnie nam salutując - Jadę do Alabastii z tymi gagatkami. Jedziecie ze mną?
- Nie możemy. Mamy tu jeszcze coś do załatwienia - odpowiedział jej Ash.

***


Celebi i jego małżonka, unosząc się delikatnie w powietrzu, patrzyli na nas uważnie.
- Nigdy nie zapomnimy tego, co dla nas zrobiliście - powiedziała Gaya z uśmiechem na pyszczku - Pomogliście nam ocalić całą dolinę przed Łowczynię J i jej zakusami wobec nas.
- Spełniliśmy jedynie swój obowiązek - rzekł na to skromnie mój luby - Ostatecznie przecież to jest nasza życiowa misja. Walczyć o to, żeby tego zła mniej było na świecie.
- Całkiem dobrze wywiązujecie się ze swoich obowiązków - odparła wesoło Gaya - Muszę powiedzieć, że naprawdę jesteście nie tylko odważni, ale i szlachetni. Jesteśmy wszyscy pod wielkim wrażeniem. Tyle dla nas zrobiliście, a my możemy dla was zrobić tak niewiele.
Chwilę później do nas podszedł do nas Magmar, który to trzymał w rękach szpadę Asha.
- Moja broń! - zawołał zachwyconym głosem mój luby.
- Rzeczywiście ją naprawili! To po prostu niesamowite! - powiedział Tracey zachwyconym głosem.
On również miał powody do radości, w końcu Celebi pozwolił mu się narysować, co miało dla niego ogromne znaczenie.
- Zobacz sam, Ash - rzekła Gaya - Obejrzyj to i oceń.
Mój chłopak wziął swoją broń do ręki, po czym wydobył ją z pochwy. Szpada miała tym razem całe ostrze. Była tak zbudowana, że nawet nie było widać, że ją kiedykolwiek naprawiano.
- Jest wspaniała! Dziękuję wam! - zawołał zachwyconym głosem Ash.
- Nie musisz dziękować, mój przyjacielu - rzekła na to Gaya - To i tak niewiele za to wszystko, co dla nas uczyniłeś. Wiedz jednak, że pamięć o twoim szlachetnym czynie nigdy nie zaginie.
Celebi dodał wtedy coś w swoim własnym języku. Mewtwo szybko pospieszył z wyjaśnieniami:
- Przekaż, proszę, pozdrowienia profesorowi Oakowi. Dodaj też, że z przyjemnością go odwiedzę, kiedy tylko będzie ku temu okazja, czyli być może już niedługo. I przepraszam cię za to, że przez chwilę stchórzyłem.
- Może przez chwilę okazałeś się być tchórzem, ale potem przecież się zmieniłeś - odpowiedziałam mu wesoło - Ocaliłeś nas wszystkich.
- A wy nas - powiedziała Gaya z dumą w głosie - Ash... Twoja szpada została wykuta na nowo, jak wiesz, ale nie masz pojęcia, z czego jest to nowe ostrze. Powiem ci. To meteoryt.
- Wiedziałem - zaśmiał się wesoło Max i spojrzał na siostrę - A nie mówiłem ci, że jest możliwe robienie czegoś z meteorytu?
- No dobra, przyznaję. Mówiłeś... - mruknęła niezadowolonym tonem May - Nie musisz się tak tym chwalić.
- Ostrze z meteorytu! Po prostu niesamowite! - Ash był pod wielkim wrażeniem - Powiedz mi, proszę, czy to ostrze rzeczywiście jest o wiele lepsze niż zwykłe?
- Zdecydowanie tak, mój przyjacielu - powiedziała Gaya - To ostrze potrafi odbijać pociski i kule z pistoletu. Wystarczy się tylko nią zasłonić i jej ostrze zrobi swoje.
- Ale czy zdołam się osłonić we właściwy sposób? - zapytał Ash.
- Na pewno. Twoja szpada posiada teraz coś w rodzaju mocy. A zatem wystarczy tylko, żebyś trzymał ją w dłoni, a będziesz wiedział, jak się jej ostrzem osłonić przed pociskiem lub odbić go w stronę napastnika.
- W jaki sposób będę to wiedział?
- Poczujesz to, kiedy dojdzie co do czego. Będziesz tworzyć ze swoją szpadą jedność i wiedział, jak się bronić. Tak działa moc meteorytu.
- Wow! Ale super bajer! - zawołał podekscytowany Max.
- I naprawdę ta szpada zdoła teraz odbić kule z pistoletu? - spytałam.
- Oczywiście i jeśli się nie mylę, to jest w stanie też odbić moce wielu Pokemonów. Niewykluczone, że również i Malamara.
- To ostatnie może być bardzo użyteczne - rzekł Mewtwo z uśmiechem - Wierzę, że już wkrótce będziesz miał okazję wykorzystać swą szpadę we właściwym celu. Być może nawet szybciej niż myślisz.
- Obyś miał rację, przyjacielu - powiedział poważnym tonem Ash - Już się nie mogę doczekać chwili, kiedy nabiję na ostrze mojej szpady tego łajdaka, który zabił Meloettę.
- Pamiętaj tylko, Ash, że zemsta nie jest wszystkim - odparła na to Gaya poważnym tonem - Nie może być ona twoim celem, ponieważ zemsta zwykle wiedzie ku zgubie. Szkoda by było, abyś miał paść jej ofiarą.
- Zemsta potrafi wyżreć rozum i zniszczyć w tobie wyższe uczucia - dodał Mewtwo smutnym tonem - Sam wiem coś o tym, dlatego mam do ciebie wielką prośbę.
- Mów śmiało. Jeśli to możliwe, spełnię ją.
- Obiecaj mi, przyjacielu, że gdy dojdzie wreszcie do sytuacji, w której dopadniesz Malamara i go zabijesz, to nigdy nie zrobisz tego z zemsty, a jedynie w obronie własnej lub życia bliskich ci osób.
Ash wzruszony popatrzył na niego, po czym powiedział:
- Obiecuję ci to, mój przyjacielu. Obiecuję.
Następnie chłopak przywiązał sobie do boku szpadę.
- Mam jeszcze jedno pytanie, choć może nieco natury osobistej, więc nie wiem, czy wolno mi je zadać.
- Pytaj śmiało, przyjacielu.
- Czy wolno wiedzieć, w jaki sposób ty i Celebi się poznaliście?
Gaya uśmiechnęła się wesoło do Asha, po czym odparła:
- To żadna tajemnica. Pamiętasz pewien złoty pokeball, który kiedyś dostałeś od profesor Ivy i dałeś go profesorowi Oakowi, a następnie na jego polecenie przekazałeś komuś innemu?
- Pamiętam...
- Otóż to ja w nim siedziałam.
Ash był po prostu w szoku, gdy to usłyszał.
- Ty?
- Dokładnie tak. Starzec z gór, któremu to mnie przekazaliście, jakimś cudem otworzył złoty pokeball i wypuścił moją osobę na wolność. Nauczył mnie wiele o waszym świecie, a także pomógł mi on skontaktować się z Celebim.
- Ale w jaki sposób ten człowiek otworzył złoty pokeball, skoro nikt inny nie zdołał tego zrobić?
Gaya zachichotała delikatnie.
- To już jest tajemnica, której nie mogę ci wyznać, gdyż nie należy do mnie.
Widząc zaś, iż Ash posmutniał, szybko dodała:
- Nie przejmuj się tym, że nie poznałeś tego sekretu. Zamiast dusić w swoim sercu smutek pomyśl lepiej o czym innym.
- O czym?
- Czym byłby ten świat bez tajemnic?
Tymi słowami podniosła nieco mego chłopaka na duchu.
Chwilę później wszyscy pożegnaliśmy się z tymi bardzo szlachetnymi Pokemonami i opuściliśmy przyjazną nam wszystkim dolinę. Razem z nami zrobił to Mewtwo, który następnie wykorzystał swoje moce, żeby zawalić kamieniami wejście do jaskini, a tym samym i do tego jakże niezwykłego miejsca.
- Tylko w ten sposób Celebi i Gaya oraz ich poddani będą bezpieczni - rzekł nasz przyjaciel.
- Szkoda... Miałam nadzieję jeszcze kiedyś ich odwiedzić - odparła na to May.
- Nie bój się... Być może jeszcze kiedyś będziesz miał ku temu okazję - powiedział Mewtwo - Wszystko jednak w swoim czasie. A na razie, do zobaczenia, przyjaciele. Muszę wracać do swojej misji. Nie jest ona łatwa, ale cóż... Wasza również nie jest.
- Tym więcej satysfakcji mamy wtedy, gdy już osiągamy zwycięstwo - zachichotał wesoło Ash.
Obaj uśmiechnęli się do siebie przyjaźnie, po czym uścisnęli sobie dłonie, a Mewtwo powoli poleciał w swoim kierunku, a my ruszyliśmy w kierunku Alabastii. Po drodze rodzeństwo Hameron zaczęło się znowu lekko sprzeczać ze sobą, gdyż Max zaczął dowodzić May, że od początku miał rację, iż można z meteorytu wykuwać ostrza do broni białej i dlatego też ona, uparcie uważając, że jest inaczej myliła się. Jego siostra jednak nie pozostawała mu dłużna i dogadała mu w sprawie tego, jak łatwo dał się złapać J i jej ludziom, kiedy stał na czatach.
- Czy musicie się ciągle tak ze sobą sprzeczać? - spytałam May, kiedy miałyśmy obie okazję pogadać z dala od uszu chłopaków.
- Wiesz... Normalnie to my nie jesteśmy oboje tacy złośliwi do siebie - zachichotała wesoło dziewczyna - Ale widzisz, Sereno... Dawno się już nie widzieliśmy, więc cóż... Musimy nadrobić zaległości.
- No tak, rzeczywiście... To zrozumiałe - parsknęłam śmiechem.

***


Gdy już wróciliśmy do domu profesora Oaka opowiedzieliśmy naszym przyjaciołom o swoich przygodach, z kolei oni nam dokładnie wszystko wyjaśnili, co działo pod naszą nieobecność, a było tego całkiem sporo. Wysłuchaliśmy więc z podnieceniem ich historii.
- No proszę. Czyli miałem dobre przeczucie, że zostawiłem połowę mojej drużyny w Alabastii - rzekł Ash, rozsiadając się wygodnie w fotelu.
- Miałeś całkowitą rację - odpowiedział mu wesoło Clemont.
Chłopak miał na głowie opaskę z bandaża na czole i wyglądał jak prawdziwy bohater, który właśnie powrócił do domu z frontu. Widać było też, że on i Dawn wyraźnie zbliżyli się ku sobie, co było dla naszych oczu niesamowicie przyjemnym widokiem.
- Z tego wynika, że doszli nam aż dwaj wrogowie - powiedziałam po chwili - Łowczyni J oraz ten tajemniczy Arlekin, kimkolwiek on jest.
- No, to lista wrogów nam się nieźle poszerzyła - zachichotał wesoło Ash - Mam tylko nadzieję, że oni wszyscy wylądują za kratkami.
- Z pewnością realizacja tego celu będzie nas wszystkich kosztowała naprawdę wiele wysiłku i zajmie nam ona bardzo wiele czasu, braciszku - powiedziała poważnym tonem Dawn.
Jej brat uśmiechnął się do niej czule.
- Nieważne, jak długo to będzie trwało, moja siostrzyczko. Pokonamy wszystkie przeciwności losu. Jak dotąd radzimy sobie całkiem nieźle.
- Owszem... Nawiasem mówiąc niezła była akcja z tym mikrofilmem - zaśmiał się Clemont.
- Wiedziałem, że w razie czego dacie sobie radę - rzekł Ash - A co się stało z zawartością tej mrocznej obrączki?
- Policja ją zabezpieczyła.
- To dobrze. Nie chciałbym, żeby dostał się on w niepowołane ręce.
- A co z Noctowlem? - zapytał Max.
John Scribbler pogłaskał powoli owego stworka, o którym to właśnie rozmawialiśmy.
- Ja się nim zaopiekuję. Zostanie on moim Pokemonem, ale tylko pod warunkiem, że sam tego zechce.
Pokemon zaskrzeczał radośnie. Latias pokazała nam coś na migi, zaś Bianka przetłumaczyła:
- Noctowl mówi, że nie wyobraża sobie, żeby miał być Pokemonem kogoś innego. Pan Scribbler był dla niego zawsze dobry, z kolei Crimchet potrafił go nieraz nieźle zbić, kiedy w jakiś sposób nie wywiązał się ze swojego zadania.
- Potwór! - zawołała Bonnie oburzonym tonem.
- Ale już dostał za swoje - rzekła z uśmiechem Dawn - Dobrze, że tego nie widziałaś. To był widok daleki od przyjemnego.
- Wobec tego załatwione - powiedział z uśmiechem na twarzy John Scribbler - Przyjacielu, zostajesz zatem moim Pokemonem, a także bliskim przyjacielem. Ja cię nie będę bił, nawet wtedy, kiedy nabroisz. I wiesz co zrobię? Nadam ci imię. Uważam, że na nie zasługujesz. Nasi przyjaciele powinni nosić imiona.
Zastanowił się przez chwilę, po czym powiedział:
- Nazwę cię... Archimedes. Co ty na to?
Pokemon zaskrzeczał wesoło, zaś my nie potrzebowaliśmy pomocy tłumacza, aby wiedzieć, że ono mu się spodobało.


KONIEC



















1 komentarz:

  1. Na szczęście się udało! Nasi przyjaciele ocalili Celebiego i jego poddanych przed niechybną sprzedażą dla naszego drogiego Giovanniego i jego wiernej agentki 009 (plus za jej pojawienie się w odcinku) oraz pokonali Łowczynię J, która niestety zapewne nie po raz pierwszy wymknęła się wymiarowi sprawiedliwości. Sama bym ją najchętniej wysłała za kratki i to naprawdę na długie, długie lata za te wszystkie przestępstwa, których dokonała. No ale cóż, przynajmniej jej ludzie zostali wyłapani, a nasza para obdarzona licencjami detektywów. :) A więc kapitan Rocker w końcu się do nich przekonał. :)
    Cieszy mnie również pozytywne rozwiązanie kwestii Noctowla i Crimcheta. Rzeczywiście Noctowl miał być "kurierem" Crimcheta i dostarczał dane do tajemniczego Arlekina. Kim jest Arlekin? Dowiedzenie się tego zapewne zajmie nam jeszcze wiele czasu, gdyż niestety (albo i stety) Crimchet popełnia samobójstwo wcześniej poważnie raniąc Clemonta, który na szczęście uchodzi z życiem (a przez chwilę miałam stracha czy on przeżyje). Dodatkowy plus za to, że dzieki tej sytuacji Clemont i Dawn zbliżyli się do siebie, a Noctowl zyskał nowego, lepszego właściciela. :)
    Ogólnie rzecz ujmując, cała historia jest bardzo, ale to bardzo ciekawa, zajmująca, wciągająca... Mogłabym tu wiele pozytywnych słów napisać, ale powiem jedno: jest wręcz FENOMENALNA! :)
    Ogólna ocena: 10/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...