piątek, 22 grudnia 2017

Przygoda 032 cz. I

Przygoda XXXII

Detektyw, który mnie kochał cz. I


- Ash! Hej, Ash! - zawołała Delia Ketchum.
Mały chłopiec w zielonych kąpielówkach przypominających spodenki, wesoło odwrócił się w kierunku swojej mamy ubranej w jednoczęściowy, zielony kostium kąpielowy oraz duży, słomkowy kapelusz. Kobieta patrzyła na niego z radością i podziwem, gdyż jej jedynak był dla niej najważniejszą osobą na świecie. Wychowywała go praktycznie sama, ponieważ na swojego ex-męża i zarazem ojca Asha nie mogła w żaden sposób liczyć, ale dobrze sobie radziła jako matka i ojciec jednocześnie. Wiedziała ona co prawda, że chłopcu bardzo brak jest drugiego rodzica, ale starał się tego nie okazywać, co dobrze mu wychodziło. Nic dziwnego, jemu przecież zawsze wszystko wychodziło. Był w końcu bardzo dzielnym i dobrym dzieckiem, jej małym, kochanym rycerzem.
- Tylko nie pływaj zbyt głęboko, proszę - powiedziała Delia.
Ash zachichotał wesoło i odparł:
- Nie bój się, mamo! Ja pod wodą pływam lepiej niż Magikarp!
- Wiem, ale mimo wszystko bądź blisko brzegu!
- Dobrze, będę!
Następnie zadowolony wskoczył on do wody i zaczął się w niej wesoło pluskać. Delia obserwowała go z uśmiechem na twarzy. Ash był jej oczkiem w głowie, więc nic dziwnego, że się o niego czasami za bardzo niepokoiła, dawała mu tyle porad oraz ostrzeżeń, jak również błagała go, żeby uważał na siebie. Wiedziała jednak, iż musi pozwolić swojemu synowi na odrobinę brawury, ponieważ stała się ona częścią jego życia. To była taka jego mała słabostka. Pani Ketchum nie miała tego synowi za złe. W końcu wychowała go najlepiej jak tylko mogła, na chłopca bardzo dobrego i sympatycznego, a ponadto też na niezwykle dzielnego oraz wrażliwego, mającego w sobie coś ze średniowiecznego rycerza, co tylko potwierdzone zostało jego przygodą podczas Letniego Obozu Pokemonów profesora Oaka, gdy zaprzyjaźnił się z małą dziewczynką imieniem Serena, którą to znalazł zagubioną w lesie i którą potem odprowadził do jej grupy. Od tego czasu byli już nierozłączni aż do końca Obozu. Delia Ketchum miała okazję osobiście poznać tę słodką kruszynkę i serdecznie ją polubiła. Szkoda tylko, że mała musiała wrócić do domu, a ten znajdował się tak daleko od Alabastii. Gdyby nie to, Ash miałby wówczas jakąś bliską koleżankę, a tak co? Znowu jest sam.
Tymczasem młody Ketchum, zupełnie będąc nieświadom tego, o czym właśnie myśli jego mama, pluskał się radośnie w wodzie, aż w końcu mu się to znudziło, a kiedy to nastąpiło, to usiadł na ogromnym głazie wystającym ponad powierzchnię morza. Ash nie wybrał tego miejsca przypadkiem. Stąd miał doskonały widok na pewną osobę. Była nią mała dziewczynka w jego wieku, ubrana w czerwony, dwuczęściowy kostium kąpielowy, która wesoło pływała na dość głębokiej wodzie. Osoba ta miała oczy koloru szmaragdów oraz długie, gęste włosy barwy dojrzałych kasztanów. Jednym słowem, była po prostu prześliczna. Nic dziwnego, że bardzo podobała się Ashowi, odkąd pierwszy raz trafiła do jego klasy. Wielka szkoda, iż nie zwracała ona na niego najmniejszej uwagi, pomimo tego, że raz nawet oddał jej swoje drugie śniadanie. Dziewczynka zachichotała wtedy tylko, cmoknęła go w nos, po czym uciekła z koleżankami, aby chichotać na widok znów popisującego się przed nimi Gary’ego Oaka, zaś biedny mały Ketchum został nie tylko ze złamanym sercem, ale i pustym żołądkiem.
Nagle rozmyślania na temat uroczej koleżanki przerwał Ashowi jakiś krzyk. To obiekt jego westchnień wydał z siebie przeraźliwy pisk. Powodem takiego zachowania był olbrzymi Gyarados, który właśnie wynurzył się z wody tuż obok dziewczynki. Mała przerażona zaczęła bardzo szybko płynąć w kierunku brzegu, zaś Pokemon sunął za nią prawdopodobnie z zamiarem pożarcia jej.
- Scarlett! O nie! - wrzasnęła mama dziewczynki, podbiegając na brzeg morza.
Kobieta była zbyt przerażona, żeby ruszyć swemu dziecku na pomoc. Umiała jedynie bezsilnie patrzeć, jak jej córka płynie najszybciej, jak się da w kierunku plaży, a groźny Pokemon sunie tuż za nią.
- Dlaczego pani tak stoi?! Trzeba coś zrobić! - wrzasnęła na nią Delia Ketchum oburzonym tonem, widząc zachowanie kobiety.
Mama Scarlett zareagowała jednak na to tylko ogromnym lamentem, wpadając w jeszcze większą panikę.
Ash obserwował to wszystko ze swojej kryjówki i od razu wiedział, co musi zrobić. Ponieważ miał on przywiązaną sznurkiem przez ramiona procę, to szybko ujął ją w dłoń, podniósł kilka kamyków leżących na skale, którą zajmował jako swoje siedzisko, po czym zaczął nimi strzelać w kierunku Gyaradosa. Strzały były niezwykle celne, ponieważ Pokemon oberwał nimi w głowę. Wściekły spojrzał w bok i zaraz się zorientował, kto w niego ciska kamieniami, a oto chodziło Ashowi. Chciał on odwrócić uwagę potwora od dziewczynki, żeby ta miała czas uciec.
- No! Chodź tutaj! Złap mnie! - zawołał bojowym tonem chłopiec.
- Ash, nie! - wrzasnęła przerażona Delia.
Jej syn jednak zlekceważył ten krzyk i strzelił jeszcze parę razy z procy do Pokemona, który wtedy z groźnym rykiem ruszył pędem w jego stronę. Młody Ketchum odczekał wówczas chwilę, po czym szybko wskoczył do wody i Gyarados uderzył prosto w głaz, na którym dzieciak dopiero co stał. Następnie rozjuszony rzucił się w pościg za Ashem, jednakże ten niezwykle szybko dotarł na plażę zanim groźny stwór zdołał go dogonić.
- Widzisz?! Nie złapałeś mnie! Głupi, powolny potwór! Odechce ci się pożerać dziewczynki! - kpił sobie z niego chłopiec, gdy stał już spokojnie i bezpiecznie na plaży, z dala od zagrożenia.
Pod wpływem tych wszystkich wydarzeń Pokemon musiał zrozumieć, że został oszukany, ale nie mógł nic z tym zrobić. Zaryczał więc gniewnie, po czym zawrócił na głęboką wodę. Zadowolony z siebie Ketchum patrzył na Scarlett, która była właśnie tulona przez swoją mamę.
- Dziecko moje kochane, jedyne! Tak się o ciebie bałam! - łkała kobieta - Nawet nie wiesz, jak bardzo się bałam!
- Spoko, mamo! Nic mi nie jest! - siliła się na żarty dziewczynka, choć widać było, że sama wciąż jest pod wrażeniem tej przerażającej przygody, jaka właśnie ją spotkała.
- Gdyby nie ten dzielny chłopiec, to już byś nie żyła, mała - powiedział jakiś mężczyzna.
- A właśnie, gdzie ten chłopak? - zapytał jego kolega, rozglądając się dookoła.
- I kto to w ogóle jest? - dodał ktoś jeszcze.
- To mój syn! - zawołała z dumą w głosie Delia czując, że łzy dumy i radości wzbierają w jej oczach.
Ash powoli podszedł do ludzi zebranych wokół Scarlett, a spojrzenia wszystkich natychmiast zwróciły się w jego kierunku.
- Mały! Czy ty wiesz, jak bardzo ryzykowałeś? Przecież mogłeś tam zginąć! - zawołał z dumą w głosie jakiś nastolatek.
- Wiem, ale nie mogłem jej zostawić - odpowiedział mu Ash.
Dla niego sprawa była bardzo prosta. Scarlett miała kłopoty, dlatego on jej pomógł. Nie wiedział, czemu ludzie robią z tego takie wielkie halo, bo przecież każdy inny na jego miejscu postąpiłby tak samo.
- Och, mój synku! - zawołała Delia, podbiegając do chłopca i mocno go przytulając - Jakiś ty odważny! Ale sam przecież mogłeś zginąć.
- Ale nie zginąłem, mamo! No zobacz, jestem cały! - uśmiechnął się do niej Ash.
Scarlett tymczasem wyswobodziła się z objęć swojej matki i podeszła powoli do chłopca, mając na twarzy nieco zawstydzoną minę.
- Ash... Ja... Ja...
- No podziękuj mu za to, że cię ocalił - powiedziała z uśmiechem na twarzy mama dziewczynki.
Mała zarumieniła się na twarzy, po czym wydukała wreszcie:
- Ash... Ja... Dziękuję ci...
- Nie ma za co, Scarlett - zachichotał wesoło jej wybawca.
Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym objęła chłopca mocno za szyję i czule pocałowała go w policzek.
- Scarlett! - zawołała lekko oburzonym tonem jej mama.
- No co? - zapytała panienka o kasztanowych włosach, chichocząc przy tym lekko.
Ash tymczasem zarumienił się delikatnie na twarzy, po czym rzekł:
- He he he. Fajna jesteś, wiesz?
- Ty też jesteś fajny, naprawdę. Zbudujemy zamek z piasku? - spytała dziewczynka, łapiąc mocno chłopca za rękę.
- No jasne, Scarlett!
Już po chwili oboje siedzieli wesoło na plaży i bawili się w budowanie średniowiecznej twierdzy obronnej, co chwila przy tym wesoło gadając. Ash dyrygował całą pracą mówiąc, jak należy to zrobić, zaś jego towarzyszka grzecznie słuchała wszystkiego, co on jej mówił i posłusznie wykonywała polecenia swojego wybawcy, któremu oczywiście sprawiało to przeogromną przyjemność.
- Ale nam fajny zamek wychodzi, prawda? - spytał Ash.
- Tak...
Dziewczynka popatrzyła czułym wzrokiem na chłopca, po czym nagle, zupełnie niespodziewanie, zaczęła mówić do niego już nieco innym, wręcz dorosłym głosem:
- Obudź się, Ash... Już dolecieliśmy... Ash!

***


Pamiętniki Sereny:
Ash powoli otworzył oczy i spojrzał na mnie uważnie z uśmiechem na twarzy.
- Witaj, maleńka. Już jesteśmy na miejscu?
- Owszem, jesteśmy. A ty przespałeś większą część podróży, śpiochu jeden - uśmiechnęłam się wesoło do mego chłopaka.
- Trudno jest nie zasnąć, kiedy tu są takie wygodne fotele - zachichotał Ash, lekko się przeciągając.
- Może i łatwo jest tutaj zasnąć, ale pora już na nas, braciszku - dodała Dawn wesołym głosem.
Mój chłopak wstał powoli z fotelu i uśmiechnięty ruszył w kierunku wyjścia z samolotu. Jego wierny Pikachu wskoczył mu na ramię, piszcząc przy tym radośnie.
- Tak, stary. Dobrze wiem, czemu jesteś taki zadowolony - zachichotał jego trener - Cieszysz się, że wróciliśmy już do naszego kochanego Kanto, prawda?
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło stworek.
- Tak też myślałem - rzekł Ash, poprawiając sobie na głowie czapkę z daszkiem - Idziemy, Sereno?
- Jasne! - zawołałam radośnie.
Cała nasza drużyna powoli wyszła z samolotu i ruszyła w kierunku Alabastii. Co prawda droga była dość daleka, więc musieliśmy iść tam przez przynajmniej godzinę, jeśli nie dłużej. Na całe szczęście wylądowaliśmy w Kanto, gdy było jeszcze południe, więc wiedzieliśmy, że wrócimy wszyscy do naszego ukochanego miasteczka zanim zajdzie słońce, na czym zresztą bardzo nam zależało.
- Wiecie... Pamiętam, jak wylądowaliśmy tutaj pierwszy raz - rzekłam wesołym głosem - To było w czerwcu, zaledwie kilka miesięcy temu.
- Właśnie, ale wtedy z samolotami lecącymi na trasie Kalos-Kanto było dość krucho - przypomniał nam Clemont.
- Pewnie dlatego, że dopiero co skończyły się Mistrzostwa Ligi Kalos - odpowiedziałam mu.
- Pewnie tak - powiedziała wesoło Bonnie - Ale bardzo się cieszę, że mogliśmy wpaść chociaż na chwilę do Lumiose. Dzięki temu spotkaliśmy znowu Dianthę.
- A wczoraj również mogliśmy spotkać się z Penelopy oraz waszym tatą - dodał wesoło Max.
Była to sama prawda, bo jak już opowiedziałam w poprzedniej historii, wczorajszego dnia mieliśmy możliwość zobaczyć się z Penelopy, a potem zjedliśmy kolację u profesora Sycamore’a, na której to spotkaliśmy Stevena Meyera. Mężczyzna odwiedził uczonego w jakieś swojej sprawie i bardzo był rad, że może przy okazji spędzić nieco czasu ze swoimi dziećmi. My również bardzo się ucieszyliśmy, że mogliśmy zobaczyć ojca Clemonta i Bonnie, którego wszyscy bardzo lubiliśmy.
- Wasz tata jest naprawdę uroczym człowiekiem - powiedziała Dawn, mocno przyciskając do piersi swego Pokemona - Oboje z moim Piplupem bardzo go polubiliśmy. Prawda, Piplup?
- Pip-lu-pi! - zapiszczał wesoło jej stworek.
- Naszego tatę trudno nie lubić, bo jest bardzo kochany - zaśmiała się Bonnie, którą Clemont prowadził za rękę.
Już chciałam jej powiedzieć, że jest on nie tylko kochany, lecz również niesamowicie odważny i pomysłowy, gdyż przecież to właśnie pan Meyer był tym tajemniczym trenerem Blazikena, który to uratował nas kilka razy z rąk Zespołu R. Jednak przypomniałam sobie, że ja i Ash obiecaliśmy panu Meyerowi, że nigdy nie zdradzimy jego sekretu nikomu, a już na pewno nie jego dzieciom. Moim skromnym zdaniem w tym wszystkim, co on robił, było coś godnego pochwały i ukrywanie tego przed swoimi pociechami nie miało sensu, jednak skoro wolał on zachować ten fakt dla siebie, to niech tak robi. Dlatego też zrezygnowałam z powiedzenia Bonnie tego, co jeszcze przed chwilą zamierzałam jej powiedzieć.
- Zgadzam się. Wasz tata to po prostu równy gość - dodał wesoło Ash - Naprawdę bardzo go polubiłem.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał jego Pokemon, wiernie spoczywający na ramieniu swego trenera.
- Twój tata też nie jest wcale taki zły - dodała Bonnie swoim uroczym, jak zwykle piskliwym głosem - Ja w każdym razie go lubię.
- Ja również - powiedziałam, patrząc przy tym bardzo uważnie na Asha i czekając na jego reakcję.
Mój chłopak spojrzał w moje oczy i uśmiechnął się czule.
- Prawdę mówiąc ja także coraz bardziej go lubię. Bo wiesz... Ostatnio, kiedy mieliśmy ze sobą ten nasz mały spór... No wiesz, o co...
Zarumieniłam się lekko na twarzy wiedząc doskonale, o czym mój ukochany mówi.
- Tak, wiem - powiedziałam do niego - Nie wspominam zbyt mile tego wydarzenia.
- Ja również. Ale widzisz... Wtedy, kiedy mieliśmy ze sobą tę niemiłą przygodę, to... Nie wiedziałem, jak mam sobie z tym wszystkim poradzić. Przypadkiem spotkałem na ulicy mego ojca. Zobaczył on, że coś mi dolega, więc poszliśmy sobie porozmawiać jak mężczyzna z mężczyzną.
- Domyślam się, że była to przyjemna rozmowa - zażartowała sobie Dawn.
- Pip-lu-li! - pisnął wesoło jej Piplup.
- To prawda, siostrzyczko. Była to bardzo przyjemna rozmowa, z której dowiedziałem się, że jeśli szczerze kocham moją drogą Serenę, to muszę o nią zawalczyć.
- No i zrobiłeś to, bo uratowałeś jej życie dosłownie w ostatniej chwili - dodała wesołym tonem Dawn - Sama zresztą widziałam. Naprawdę bardzo bohatersko walczyłeś o nią. Ocaliłeś ją.
- Pomyśleć, że jeszcze chwila, a bym nie zdążył - zasmucił się Ash, od razy przypominając sobie to okropne wydarzenie.
Położyłam powoli dłoń na ramieniu mego ukochanego.
- Ale zdążyłeś i to się liczy, kochanie.
- A co zrobię, jeśli znowu znajdziesz się w niebezpieczeństwie?
- To wtedy ponownie mnie uratujesz.
- A co, jeśli nie zdążę?
Popatrzyłam mu prosto w oczy i powiedziałam:
- Zdążysz... Na pewno zdążysz.
- Dziękuję, że we mnie wierzysz, Sereno. Nawet wtedy, gdy ja sam w siebie nie wierzę - uśmiechnął się do mnie mój chłopak.


Szliśmy sobie dalej, przez chwilę nic nie mówiąc.
- Ash... Powiedz, kto to jest Scarlett? - zapytała po chwili Bonnie.
Nasz lider zarumienił się delikatnie na twarzy, kiedy usłyszał pytanie naszej przyjaciółki, po czym poprawił on sobie lekko czapkę z daszkiem na głowie i odparł:
- A czemu ona nagle przyszła ci do głowy?
- Bo słyszałyśmy obie z Sereną, jak wołasz przez sen „SCARLETT! SCARLETT!“ - chichotała wesoło Bonnie.
Ash popatrzył na nią lekko oburzonym tonem, ja zaś też się zaśmiałam delikatnie, po czym powiedziałam:
- Prawdę mówiąc ja sama jestem bardzo ciekawa tego, kim też jest ta panienka... Chociaż może to nie panienka? Może to pani?
Mój chłopak zaśmiał się do mnie wesoło.
- No cóż... Właściwie to musi być panienka, bo jest w moim wieku, a przecież prawo się jeszcze nie zmieniło i szesnastolatki raczej nie wychodzą za mąż.
- No, raczej nie - zachichotałam - Ale kim jest ta Scarlett?
- Właśnie, braciszku. Opowiadaj... Kim jest osoba o tym jakże ładnym imieniu? - dodała nieco ironicznie Dawn, z jej Piplup zaćwierkał wesoło.
Ash westchnął głęboko, po czym odpowiedział:
- Widzicie... Wspominałem wam już kiedyś o niej, jednak o ile dobrze pamiętam, to nie mówiłem wam zbyt wiele na jej temat. Scarlett była moją koleżanką ze szkoły. Chodziliśmy razem do jednej klasy. Mieliśmy wtedy tak osiem lat, a potem dziewięć. Zawsze bardzo mi się podobała, ale ona nie zwracała na mnie uwagi.
- Ciekawe, gdzie ona miała oczy? - zaśmiałam się.
- Powinna mieć je w głowie - zażartował sobie Max - Tak gdzieś na twarzy, nie wydaje się wam?
Twarz Asha została ozdobiona lekkim uśmiechem, gdy usłyszał nasze żarty.
- Powinna, ale odniosłem wrażenie, że miała mnie w lekkiej pogardzie. Ostatecznie przecież... Ja jestem z rodziny raczej średnio zamożnej, z kolei ona była bogatą panienką.
- Teraz ty także jesteś bardzo bogaty. Zapomniałeś już, ile zarobiłeś na sprawach, które rozwiązałeś? - zapytałam.
- Zarobiliśmy na spółkę. Wszyscy - przypomniał nam nasz lider.
- Pika-chu! - poparł go Pikachu.
- Owszem, ale z nas wszystkich dostajesz najwięcej kasy, bo przecież to ty rozwiązujesz zagadki. My ci tylko w tym pomagamy - dodała Dawn.
- Możliwe, lecz mnie ta pomoc bardziej jest potrzebna, niż myślicie.
- Cieszę się, że tak mówisz, braciszku.
- Zwłaszcza, iż jest to wszystko zgodne z prawdą - dodał Clemont.
- No, dobrze. Może teraz jestem dość bogaty, jednak wtedy to byłem nikim - mówił dalej Ash.
- Z tym „nikim“ to przesadzasz, ale lepiej opowiadaj dalej. Co było ze Scarlett? - zapytałam.
- Zwróciła ona na mnie uwagę dopiero wtedy, kiedy ją uratowałem przed wściekłym Gyaradosem podczas zabawy na plaży - mówił dalej Ash - Od tego czasu przez całe wakacje trzymaliśmy się razem. Niestety, lato się skończyło, zaś Scarlett musiała wyprowadzić się z rodzicami do jakiegoś innego miasta. Więcej jej potem nie widziałem.
- A mówiłeś mi kiedyś, że ona cię całowała. Jak to było? - zapytałam, przypominając sobie coś, o czym mówił nam kiedyś mój chłopak.
- Tak, to prawda, całowaliśmy się. Ale to były takie tam buziaczki. Nic one pewnie dla niej nie znaczyły.
- A dla ciebie?
Nie odpowiedział mi już na to pytanie, więc szybko trzeba było zadać inne, żeby nie zapanowała między nami wszystkimi niezręczna cisza, która mogła przecież zaszkodzić w jakiś sposób naszym relacjom. Tutaj bardzo pomogła mi Bonnie.
- Czemu przez sen mówiłeś jej imię?
- De-ne-ne? - dołączył do pytania jej Pokemon.
Ash rozłożył bezradnie ręce.
- Nie mam pojęcia. Śniły mi się podczas lotu nasze wspólne wakacje i ta przygoda na plaży, gdy ją uratowałem. Nie wiem jednak, czemu właśnie o tym miałem swój sen i dlaczego właśnie teraz.
- Nauka mówi, że sny to przede wszystkim jest nasza podświadomość - rzekł jak zwykle nieco przemądrzały Clemont - Odzwierciedlają one nasze wspomnienia i obawy, a także lęki i marzenia.
- Wobec tego Ash musiał chyba ostatnio dużo myśleć o Scarlett - rzekła Dawn, patrząc uważnie na brata.
Mój chłopak jednak zdecydowanie temu zaprzeczył.
- No właśnie, że nie! Ostatnio w ogóle nie przychodziła mi do głowy nawet najmniejsza myśl o niej.
- Więc skąd ten sen? - zapytał Max.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
Ash znowu rozłożył ręce na znak braku wiedzy.
- Nie wiem. Może to zapowiedź czegoś, co wydarzy się już niedługo.
- Wydarzy niedługo? Ale co? - spytałam.
- Nie mam pojęcia, kochanie. Nie mam pojęcia.
Clemont machnął na to lekceważąco ręką.
- Proszę was! Tylko przestańcie wierzyć w gusła i zabobony. Sen jako zapowiedź przyszłości? Tylko dzieci wierzą w takie bajki!
- Naprawdę? - zapytałam złośliwym tonem - Dzieci również wierzą w ufoludki oraz duchy, a jak się przekonaliśmy na własnej skórze, istoty obu tych rodzajów istnieją.
Młody Meyer nieco się zmieszał pod wpływem moich argumentów.
- Tak, ale istnieniu tego wszystkiego nauka nie zaprzecza i nigdy nie zaprzeczała, przynajmniej ta rozsądna jej część. Jednak przepowiednie to co innego. Na to dowodów nie ma.
- A przepowiednia, którą usłyszał Ash od Esmeraldy? - spytała Bonnie - Przecież się sprawdziła.
- Nie cała, bo jeszcze nie wydarzyło się nic, w co by była zamieszana jakaś osoba o kasztanowych włosach, która może ponoć zgubić Asha i takie tam - przypomniałam dziewczynce.
- Kasztanowe włosy... - jęknął nagle mój luby, łapiąc się za głowę - No jasne! Jak mogłem o tym zapomnieć?!
- O czym ty mówisz? O czym zapomniałeś?
Ash spojrzał na mnie i uśmiechnął się wesoło udając, że nic się nie stało.
- O niczym. Porozmawiajmy lepiej o czymś innym. Wiecie, że dzisiaj jest 6 grudnia?
- Tak... Niedługo powinien spaść śnieg. Już się nie mogę doczekać - powiedziałam, powoli zapominając o poprzednim temacie rozmowy.
- Ja również! Alabastia skąpana w śniegu musi być piękna! - zawołała radośnie Dawn, a jej Piplup zgodził się z nią, ćwierkając wesoło.
Pikachu i Dedenne zapiszczeli dając do zrozumienia, że także bardzo chcą zobaczyć śnieg. Ash uśmiechnął się, patrząc na nich.
- Tak... Macie rację. To miasto jest bardzo piękne zimą - powiedział.
Jego ton wyraźnie wskazywał, że choć mówi o jednym, to myślami jest przy zupełnie innym temacie.

***


Kilka minut później szliśmy sobie spokojnie uliczkami naszej kochanej Alabastii, rozglądając się przy tym dookoła.
- Czuję w sercu taką dziwną nostalgię, jakbyśmy dawno tutaj nie byli - powiedział Ash.
- Bo to w pewnym sensie prawda. Wyruszyliśmy do Kalos 22 listopada, a dzisiaj jest 6 grudnia - rzekłam, licząc na palcach - Będzie to już z dwa tygodnie odkąd ostatni raz byliśmy w Kanto.
- Czyli bardzo długo - mruknął niezbyt zadowolonym tonem Clemont - Opuściliśmy na czternaście dni swoje obowiązki w restauracji „U Delii“. Pani Ketchum nie będzie zbyt zachwycona na nasz widok.
- Widać, że nie znasz mojej mamy - zaśmiał się nasz lider - Będzie po prostu zachwycona, gdy tylko staniemy przed jej obliczem. Masz na to moje słowo.
- Pika-pika-chu! - poparł go Pikachu.
- Obyś miał rację, bo ja nie chcę świecić przed nią oczami, kiedy już będzie nas maglować, czemu to bawimy się w najlepsze w Kalos, podczas gdy ona musi tu sama pracować.
- Ech... Czy tylko ja mam wrażenie, że mojemu bratu przyda się jakiś porządny kurs pozytywnego myślenia? - jęknęła załamanym głosem Bonnie.
- De-de-ne! - pisnął jej Pokemon, wychylając lekko główkę z żółtej torby dziewczynki.
- Wszyscy tak myślimy - zażartował sobie Max.
- Dokładnie tak - dodała z wyrzutem Dawn.
Chwilę później naszą rozmowę przerwało pewne bardzo niezwykłe wydarzenie. Jakiś wielki mięśniak wyrzucił właśnie za drzwi swego lokalu chudego chłopaczka w stroju kelnera. Ów wyrzutek miał zielone włosy oraz oczy tego samego koloru, a do tego bardzo nietęgą minę. Za nim wybiegła ubrana na biało Mulatka w fioletowych włosach upiętych w dość fantazyjną fryzurę.
- Jeszcze raz was tu zobaczę, to każę wam wypić całą beczkę tej coli, na którą tak wybrzydzaliście! - wrzasnął na oboje facet, po czym wszedł do środka budynku.
- Czy to nie są aby Cilan i Iris? - zapytałam.
- Owszem, to oni. Ciekawe, co też zrobili, że ich tak potraktowano - zaśmiał się Ash.
- Chodźmy, a się dowiemy - zaproponowała nam Dawn.
- Pika-pika - poparł jej zdanie w tej sprawie Pikachu.
- Pip-li-lu - zgodził się z nimi Piplup.
Cilan tymczasem na wpół usiadł na szosie i zawołał groźnym tonem:
- Uważaj, bo się przestraszę, grubasie jeden! Jak powiem Sanepidowi, co trzymasz w lodówce, to w trymiga zamknie ci budę!
Kilkanaście sekund później drzwi baru się otworzyły i poleciał przez nie pocisk w postaci małej patelni, która uderzyła wyzywającego chłopaka prosto w prawą część czoła. Nasz przyjaciel upadł wówczas nieprzytomny na ziemię, a Iris wrzasnęła przerażona.
- Cilan! O nie! Tylko nie to! Cilan, proszę! Nie umieraj!
Wszyscy przerażeni tą sytuacją podbiegliśmy do naszego przyjaciela. Ash zaczął lekko klepać chłopaka po policzkach.
- Stary! Nie umieraj mi tu, bo cię zabiję! - zawołał - Naprawdę, ja nie żartuję! Jak umrzesz, to pożałujesz!
Młodzieniec o zielonych włosach powoli otworzył oczy i spojrzał na mego chłopaka, który uśmiechnął się do niego.
- Żyjesz, Cilan? - zapytał Ash.
- Jeszcze nie wiem... A czemu pytasz? - jęknął jego przyjaciel, masując sobie powoli głowę.
- Czemu? Bo się o ciebie martwi, gamoniu jeden! - warknęła na niego wściekłym głosem Iris.
Ash pokiwał z uśmiechem na twarzy głową, po czym pokazał Cilanowi otwartą prawą dłoń i zapytał:
- Ile widzisz palców?
- Eee... Piętnaście?
Mój luby popatrzył na swoją dłoń i uśmiechnął się wesoło.
- Prawie dobrze.


Iris pomogła powoli wstać Cilanowi z ziemi, po czym dodała:
- A mówiłam ci, żebyś nie wybrzydzał na tę colę i co?! Jak zwykle to olałeś. Ale czego ja oczekuję? Mnie i moje rady zawsze się lekceważy.
- Przepraszam, że spytam, ale o co tak dokładniej poszło? - zapytałam, z trudem powstrzymując się ze śmiechu.
- O to, co zawsze - powiedziała z kpiną w głosie Iris - Nasz kochany przyjaciel raczył stwierdzić, że ten bar szybkiej obsługi ma bardzo kiepską pieczeń...
- Smakowała jak zatęchła podeszwa - przerwał jej Cilan.
- No proszę, znawca się znalazł - stwierdziła Dawn dowcipnym tonem.
- Mam rozumieć, że wie on o tym z autopsji? - zapytał Max niewinnym tonem.
Iris zaśmiała się, słysząc te komentarze, po czym kontynuowała:
- A potem stwierdził, że smażone ziemniaki, które tam serwują są mało przesmażone.
- One były niemalże surowe! - jęknął Cilan.
- Ale czarę goryczy to już przelał fakt, że skrytykował ich colę. Nawet nie będę wam mówić, do czego ją porównał - mówiła dalej Mulatka.
- A do czego ją porównał? - spytałam.
Iris szepnęła mi na ucho, a ja przerażona złapałam się za usta czując, że za chwilę mogę zwymiotować, gdyż wyrażenia, których użył zielonowłosy, bardzo dalekie były od słownictwa, którego zwykł używać.
- No to ja się nie dziwię, że go wywalili na zbitą buzię - powiedziałam.
- A co to było za porównanie? - spytała Dawn.
Szepnęłam jej odpowiedź na ucho, a moja przyjaciółka również złapała się szybko za usta, powstrzymując w ten sposób odruch wymiotny.
- Błagam cię, Cilan! Nie wiedziałam, że znasz takie słowa! - zawołała panna Seroni.
- Zna jeszcze lepsze, Dawn. Możesz być tego pewna - zaśmiała się Iris.
- A o jakich słowach mówicie? - zapytała Bonnie.
Zachichotałam lekko pod wpływem tego pytania.
- Lepiej nie pytaj.
- Ja tylko powiedziałem mu prawdę. To nie moja wina, że ten gość nie umie jej przyjąć do wiadomości - mruknął Cilan, otrzepując sobie z kurzu ubranie.
- Ależ on ją przyjął do wiadomości, tyle tylko, że zrobił to z gniewem i bardzo brutalnie - zaśmiałam się.
- Sam zdążyłem to zauważyć - mruknął zielonowłosy.
Clemont popatrzył uważnie na jego czoło.
- Nieźle oberwałeś tą patelnią. Dobrze, że nie mocniej - powiedział.
- Tak czy inaczej lepiej będzie, jeśli zabiorę tego naszego kochanego krytyka kulinarnego do lekarza - dodała Iris, biorąc Cilana pod ramię.
- Słusznie. Ostatecznie nie wiemy, czy ten guz nie jest groźny dla życia - rzekł młody Meyer.
- Co do życia, to rzeczywiście nie wiemy, ale mogę was zapewnić, że dla rozumu naszego przyjaciela na pewno jest on niegroźny - stwierdziła Mulatka.
- A to czemu? - spytałam.
- Bo ta zielona czaszka już tam czegoś takiego jak rozum nie posiada - mruknęła złośliwie Iris.
Znawca Pokemonów z Unovy westchnął głęboko, słysząc te słowa.
- Dobra... Idę z tobą, ale czy byłabyś tak miła i mogła zamilknąć przez kilka minut? Huczy mi już w głowie i obawiam się, że nie rozumiem, co do mnie mówisz.
- Ja odkąd cię tylko znam też nigdy nie rozumiem, co do mnie mówisz, ale jakoś do tego przywykłam - mruknęła Iris, po czym poszła z Cilanem w kierunku szpitala.
- Tych dwoje to chyba zawsze musi być ze sobą na wojennej ścieżce - stwierdziłam z humorem w głosie.
- Bardzo możliwe, choć ja nie nazwałabym tego wojną, a raczej wielką przyjaźnią - stwierdziła Dawn.
- Pip-lu-li! - zgodził się z nią Piplup.
- No właśnie. W końcu, jak to mówi mądre przysłowie... Kto się czubi, ten się lubi - stwierdził Ash.
Siostra popatrzyła na niego z uśmiechem i lekko zachichotała.
- Popieram. Oboje jesteśmy tego najlepszym przykładem, braciszku - powiedziała.

***


Po tej rozmowie poszliśmy do Delii, która bardzo ucieszyła się na nasz widok i wbrew temu, co mówił Clemont nie robiła nam wyrzutów z tego powodu, iż nasz pobyt w Kalos przedłużył się do dwóch tygodni, bo zamiast jednej zagadki musieliśmy rozwiązać aż trzy. Powiedziała, że ona nie widzi w tym niczego złego, że pomogliśmy tam kilku ludziom w ich problemach. Stwierdziła wręcz, iż jest z nas dumna.
- Daliśmy sobie spokojnie tutaj radę bez was, choć muszę przyznać, że atmosfera tu nie była taka sama - uśmiechnęła się do mnie delikatnie pani Ketchum.
- No, ja myślę, że była ona inna niż wtedy, gdy my tu jesteśmy - dodał wesoło jej syn, a mój luby - No, ale cóż... Sama chyba rozumiesz, mamo... Obowiązki detektywa i w ogóle...
- I wykonujesz je naprawdę bardzo skrupulatnie, synku - rzekła Delia, obejmując mocno do siebie Asha - Jestem z ciebie naprawdę dumna.
- No i co? Jest zła? - mruknęła Bonnie do swego starszego brata.
- Dobra, niech wam będzie... Przyznaję, że mogłem się pomylić raz czy dwa - zachichotał Clemont, a na jego twarzy zabłysnął rumieniec wstydu.
- Raz czy dwa? Strasznie jesteś skromny, wiesz? - Bonnie popatrzyła na niego z ironią w oczach.
- To się nazywa manipulacja faktami - zażartowała sobie Dawn.
- Dobrze... Kochani, ja muszę teraz wracać do swoich obowiązków, a wy się nacieszcie wolnym dniem, jaki macie - zażartowała sobie Delia - Czy macie klucze od domu?
- Mamy, mamo - odpowiedział jej z radością na twarzy Ash, wskazując palcem na plecak.
- Doskonale. Więc idźcie już do domu i zróbcie sobie coś do jedzenia, a wieczorem przyjdę i porozmawiamy. Jutro zaś wracacie wszyscy do pracy - powiedziała do nas pani Ketchum, a następnie ruszyła w kierunku kuchni.
- No, to mamy wolne do jutra - zawołał wesoło Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał radosnym głosem jego Pikachu.
Wszyscy się cieszyliśmy z tego powodu, dlatego poszliśmy do domu zrobić sobie obiad. Wieczorem zaś, zgodnie z zapowiedzią, przyszły Delia i Latias, którym potem opowiedzieliśmy im nasze przygody w regionie Kalos.

***


Następnego dnia wszyscy poszliśmy do pracy i powtórzyliśmy reszcie naszych przyjaciół o tym, jakież to niezwykłe i dziwne koleje losu spotkały całą naszą drużynę podczas naszej wyprawy. Misty, Melody, Brock, Iris i Cilan z zapartym tchem wysłuchali nas, nie ukrywając przy tym swojego podziwu dla naszych umiejętności.
- To musiały być niesamowite przygody - powiedziała Melody.
- Ale też bardzo niebezpieczne - dodała Misty - Nie wiem, jak mogłaś tak lekkomyślnie zaufać temu nędznemu aktorzynie, Sereno.
Następnie skierowała swój gniewny wzrok na Asha.
- A ty, mój drogi, nie wiem, jak w ogóle mogłeś całować się z jakąś inną dziewczyną niż twoja ukochana?
Mój chłopak zachichotał nerwowo i poczerwieniał ze wstydu na całej twarzy.
- Prawdę mówiąc to ona mnie całowała, a nie ja ją.
- O! To rzeczywiście zmienia postać rzeczy - rzekła z kpiną rudowłosa, kładąc sobie dłonie pod boki.
Ash znał to jej groźne spojrzenie nie od dziś, więc lekko się wzdrygnął, gdy jego przyjaciółka nim obdarzyła. Zachichotał przy tym nerwowo.
- Ale wiesz... Sytuacja była bardziej złożona... Nie znasz wszystkich szczegółów, a poza tym nie przeżyłaś tego osobiście, więc moim zdaniem powinnaś rozsądnie oceniać fakty.
- Zgadzam się z nim. Nie powinniśmy nikogo potępiać - wystąpił w obronie przyjaciela Brock.
Misty spojrzała wówczas groźnie i na niego.
- No jasne, mogłam się tego spodziewać. Męska solidarność przeciwko nam, dziewczynom, tak? Ale niech wam będzie, nie będę potępiać Asha, bo przecież i Serena dała ciała.
- Przyznaję, że oboje nie zachowaliśmy się wobec siebie porządnie - powiedziałam bardzo smutnym tonem - No, ale spokojnie. Jestem pewna, że to wszystko, co wtedy przeżyliśmy, tylko wzmocni nasze już i tak bardzo silne uczucie do siebie nawzajem.
- Obyś miała rację, Sereno - rzekła Misty bardzo poważnym głosem - Nie chce być złym prorokiem, ale takie przygody nie sprzyjają miłości. Ale cóż... Mówią również, że prawdziwa miłość wszystko zwycięży, więc może jednak jest dla was nadzieja.
- Moim zdaniem Ash i Serena to naprawdę świetna para - powiedziała w naszej obronie Melody - Jestem pewna, że doskonale dadzą sobie oni radę z każdym problemem.
- Siła ich miłości pokona wszystko - dodał Brock.
Misty popatrzyła na niego z ironią.
- No proszę... I kto to mówi? Pan Casanova.
Cilan klasnął w dłonie.
- Dobra, dosyć już tego gadania. Musimy wszyscy wracać do swoich obowiązków. Koniec przerwy! Dalej, do roboty!
- Nawiasem mówiąc nie sądziłam, że zechcecie tutaj zostać na dłużej - powiedziałam zdumionym głosem.
- Sama jestem tym zdziwiona, ale cóż... Praca u mamy Asha strasznie nam się spodobała - odparła na to Iris - Także z przyjemnością będziemy ją kontynuować. Przynajmniej przez jakiś czas.


Bardzo mi się spodobały te słowa, chociaż muszę przyznać, że rzadko kiedy dochodziło do takiej sytuacji, kiedy to słowa Iris wywierały na mnie pozytywne wrażenie, jednak ponieważ tym razem tak było, to obdarzyłam ją bardzo przyjemnym uśmiechem, a następnie poszłam z innymi do swoich obowiązków. W moim przypadku chodziło tutaj o obsługiwanie klientów. Zbierałam więc zamówienia, które potem były realizowane, kiedy to nagle wśród gości lokalu dostrzegłam porucznik Jenny, machającą na mnie ręką. Podeszłam więc do niej i powiedziałam radosnym głosem:
- Witaj, Jenny!
- Cześć, Sereno! Cieszę się, że cię znowu widzę - rzekła wesoło pani porucznik, gdy już do niej podeszłam - Wróciliście na stałe z Kalos, tak?
- Tak, to prawda. Mówię ci, mieliśmy tam takie przygody, że hej! - odpowiedziałam jej.
Jenny uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
- Nie wątpię. Ale opowiesz mi o nich innym razem. Na razie nie mogę zawracać ci głowy, w końcu masz swoje obowiązki.
- To prawda. A więc co zamawiasz?
Policjantka złożyła zamówienie, ale zanim zdążyłam pójść do kuchni, aby je przekazać Brockowi kobieta zatrzymała mnie jeszcze na chwilę.
- Słuchaj, Sereno. Miałabym do ciebie prośbę. Chciałam was prosić o to już wcześniej, ale nie mogłam, bo dopiero teraz wróciliście.
- A o co chodzi? - spytałam - Podejrzewam, że chcesz nas poprosić, żebyśmy rozwiązali jakąś zagadkę, mam rację?
- Domyślna jesteś. Widać, że przebywanie w towarzystwie Asha ma na ciebie bardzo dobry wpływ - zaśmiała się policjantka - Tak, chodzi o małe śledztwo, ale o tym opowiem ci na posterunku. Mam do ciebie prośbę. Gdy już skończycie swoją zmianę, to przyjdźcie z Ashem do mnie, bo naprawdę to jest bardzo pilna sprawa.
- Skoro pilna, to na pewno przyjdziemy.
- Cieszę się. A teraz nie będę ci więcej przeszkadzać. Wracaj do swoich obowiązków. Pogadamy sobie później.
Poszłam do kuchni i podałam Brockowi zamówienia, które mają zostać zrealizowane, a następnie porozmawiałam z Ashem i opowiedziałam mu o prośbie Jenny. Oczywiście mój chłopak wiedział doskonale, co należy w tej sprawie zrobić.
- Skoro nasza kochana pani porucznik Jenny prosi nas o pomoc, to nie możemy jej tej pomocy odmówić.
- To właśnie chciałam usłyszeć! - zawołałam wesoło.
- Dziękuję ci za wsparcie, kochanie. Nie ma co gadać, trzeba zacząć działać!
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu, wiernie siedzący swemu trenerowi na ramieniu.
Gdy już nasza zmiana dobiegła końca, ja i mój ukochany poszliśmy w kierunku posterunku policji. Po drodze rozmawialiśmy na temat przysługi, o którą chce nas poprosić Jenny. Stwierdziliśmy, że musi to być naprawdę niezwykła trudna do rozwiązania zagadka detektywistyczna, skoro sama nie umiała sobie z nią poradzić.
- Myślę, że wszelkie nasze spekulacje na ten temat są bezcelowe - rzekł po chwili Ash - W końcu sami dowiemy się wszystkiego na miejscu.
- Masz rację, ale trudno mi o tym nie rozmawiać, bo coś tak czuję, że szykuje się nam naprawdę niezła sprawa - odpowiedziałam mu.
- Wszystkie sprawy, którymi się dotychczas zajmowaliśmy, były takie, nie sądzisz? - zapytał dowcipnie mój chłopak.
- Co prawda, to prawda.
- Pika-pika.
Nagle na Asha wpadła jakaś dziewczyna. Mój chłopak spojrzał jej w oczy nieco gniewnym tonem i zawołał:
- Uważaj, jak chodzisz, ty niezdaro!
- Pika-chu! - zapiszczał groźnie Pikachu.
Normalnie mój luby zawsze jest miły wobec dziewczyn, ale tym razem jakoś nie miał ochoty na uprzejmości. Trudno mi było mieć mu to za złe, w końcu ja sama raczej nie skakałabym z radości, gdyby mnie ktoś niemalże staranował, gdy sobie spokojnie spaceruję.
- Strasznie przepraszam. Ja niechcący... - odezwała się dziewczyna, patrząc uważnie na Asha.
Chłopak również uważnie skupił na niej swój wzrok i już po chwili domyśliłam się, co jest tego przyczyną. Dziewczyna była naprawdę śliczna. Miała na sobie różową sukienkę z dużym dekoltem, a jej oczy posiadały kolor szmaragdów. Jednak największą uwagę przykuwały włosy tajemniczej nieznajomej, które miały barwę dojrzałych kasztanów. Od razu skojarzyło mi się to z pewną osobą, o której Ash nam całkiem niedawno opowiedział. Pomyślałam sobie wówczas, że chyba wiem, kim może być ta osoba, którą właśnie spotkaliśmy, jednak wydawało mi się to niemożliwe, abyśmy mieli się z nią zetknąć. To byłby jakiś naprawdę niesamowity zbieg okoliczności, ale ostatecznie przecież i takie się zdarzają.


- Przepraszam bardzo... Nie zamierzałam na ciebie wpaść - powiedziała dziewczyna, uśmiechając się słodko do Asha - Bardzo chciałabym cię o coś zapytać.
- Pytaj zatem, tylko jeśli mogę cię prosić, zrób to szybko, bo oboje z moją dziewczyną się spieszymy - rzekł mój chłopak.
- Twoją dziewczyną? - zapytała nieznajoma, uważnie mi się przy tym przyglądając - Muszę przyznać, że masz całkiem niezły gust.
- Dziękuję ci, jesteś bardzo miła - odpowiedziałam - A zatem o co chcesz nas zapytać?
- Już mówię. Chciałabym się dowiedzieć, czy ta słynna restauracja „U Delii“ nadal stoi?
Oboje z Ashem i Pikachu parsknęliśmy śmiechem, kiedy usłyszeliśmy to pytanie.
- Musisz być nietutejsza, skoro tego nie wiesz - powiedziałam.
Nieznajoma zrobiła nieco urażoną minę, po czym odparła:
- Owszem, nie jestem stąd, dlatego właśnie grzecznie zadałam pytanie i nie uważam, żebyście mieli powód, aby się ze mnie śmiać.
Ja, Ash i Pikachu ponownie zachichotaliśmy, widząc lekkie oburzenie dziewczyny, po czym mój chłopak pospieszył z odpowiedzią:
- Wybacz, proszę, ale skoro nie jesteś stąd, to masz prawo nie wiedzieć pewnych rzeczy. A więc już ci mówię... Restauracja „U Delii“ nadal stoi i ma się całkiem dobrze.
- Powiedziałabym nawet, że od jakiegoś czasu ma się jeszcze lepiej niż kiedykolwiek - dodałam.
- Rozumiem. No, a czy jej właścicielką wciąż jest pani Delia Ketchum? - spytała panna o kasztanowych włosach.
- O ile wiem, tak - uśmiechnął się do niej detektyw z Alabastii.
- To dobrze. Jak widać zmiany w tym mieście nie zaszły tak daleko, jak myślałam - odetchnęła z ulgą nasza nowa znajoma.
- Znasz Alabastię? - zapytałam.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
Dziewczyna pokiwała twierdząco głową.
- Nawet bardzo dobrze. Siedem lat temu mieszkałam tutaj, ale potem byłam tu tylko raz, kiedy skończyłam dziesięć lat. Bardzo chciałam wtedy spotkać się z kimś, kto kiedyś mieszkał w tym mieście, ale niestety, gdy tu przyjechałam, jego nie było, bo rozpoczął swą podróż trenera Pokemonów.
- Teraz też chcesz go znaleźć? - spytałam.
- Pewnie. Bardzo bym chciała znowu go zobaczyć. Minęło już sporo czasu, odkąd ostatni raz się widzieliśmy. Słyszałam o jego dokonaniach - mówiła dalej nieznajoma.
- Słyszałaś? Wobec tego to musi być ktoś naprawdę bardzo znany w świecie - powiedziałam, uśmiechając się przyjaźnie.
- Owszem. On jest bardzo znany. Jego mama była, a właściwie nadal jest, właścicielką restauracji „U Delii“, tak więc pomyślałam sobie, że ją zapytam, gdzie on obecnie przebywa. Powinna to wiedzieć, bo w końcu jest jego matką.
Słowa dziewczyny mocno nami wstrząsnęły, gdyż wskazywały na to, że nasza nowa znajoma chciała spotkać starego przyjaciela z dawnych lat, którym... jest Ash. W końcu wszystkie fakty, które podała nam w rozmowie, zdecydowanie pasowały do takiego wniosku. Do tego jeszcze sprawa z tą restauracją. O ile poprzednie szczegóły mogły być dziełem przypadku, to ten na pewno nie.
- Dobrze, nieważne. Lecę już! Muszę koniecznie się z nim zobaczyć! - zawołała dziewczyna, ruszając przed siebie.
- Dlaczego musisz? - zapytałam mocno zdumiona jej pośpiechem.
- Bo za jakiś czas wyjeżdżam i potem może już nie być więcej okazji do  spotkania! - odkrzyknęła mi dziewczyna, po czym pobiegła w kierunku lokalu „U Delii“.
- Niesamowite - powiedziałam, patrząc jak znika ona w zaułku.
- Pika-pika? - zapiszczał zdumiony Pikachu.
Popatrzyłem uważnie na Asha.
- Znasz tę dziewczynę?
- Pierwszy raz ją widzę - odparł mój chłopak, po czym się zawahał - Chociaż... Jej postać coś lub kogoś mi przypomina.
- A ja chyba nawet wiem, kogo - powiedziałam poważnym tonem - Tę dziewczynę, o której ostatnio rozmawialiśmy.
- Scarlett? Nie wydaje mi się. To nie może być ona.
- A dlaczego nie? Zobacz sam... Ma długie, kasztanowe włosy... Oczy jak szmaragdy... Swego przyjaciela widziała ostatnio siedem lat temu... Jest najwyraźniej w twoim wieku, chociaż tutaj mogę się mylić. Do tego jeszcze dochodzi ta restauracja. Dwa razy dwa równa się cztery, zresztą nie trzeba tu być matematykiem, żeby wiedzieć, jaki wynik ma to jakże bardzo proste równanie.
Ash popatrzył uważnie w kierunku, w którym pobiegła dziewczyna.
- Nie... To raczej niemożliwe, żeby to była ona... Poza tym jak może mnie jeszcze pamiętać? Widzieliśmy się ostatnio jako dzieci.
- Cicha woda brzegi rwie, jak to mówią - zachichotałam wesoło - Nie zapominaj, że podobno waszą dwójkę łączyła kiedyś wielka miłość.
- Jaka tam miłość?! Dziecięce zauroczenie i tyle - machnął ręką Ash.
- Pika-pika - zapiszczał dowcipnie Pikachu.
- Może i dziecięce, ale za to wielkie. Wiesz, jak bardzo dzieci potrafią się zakochać? Uwierz mi... Bardzo mocno. A szczególnie małe dziewczynki. Te to kochają na zabój.
- Wiesz to wszystko z autopsji? - spytał, uśmiechając się Ash.
- Być może - odpowiedziałam enigmatycznie.
Mój chłopak doskonale wiedziałam, że mówię to wszystko z własnego doświadczenia. W końcu moje uczucie do niego przetrwało całe życie i nic nie wskazywało na to, aby miało ono zaniknąć.
- No dobrze, ale dość już tego gadania o dawnych czasach. Lepiej już chodźmy do porucznik Jenny. Założę się, że ma ona do nas ważną sprawę - powiedział po chwili Ash.
Wziął mnie następnie pod ramię i ruszyliśmy w kierunku posterunku policji.

***


Jenny wyciągnęła z szuflady teczkę pełną papierów i zdjęć, po czym rzuciła ją na biurko. Powoli oraz bardzo dokładnie obejrzeliśmy sobie jej zawartość.
- To sprawa prowadzona przez policję z całego Kanto, z którą niestety w żaden sposób nie możemy sobie poradzić - powiedziała dość ponuro pani porucznik - Banda ludzi grasuje po całym regionie i okrada bogate domy zarówno z Pokemonów, jak i kosztowności. Następnie nasi super złodzieje przenoszą się do innego miasta, a cała ich zabawa zaczyna się od nowa. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy obrabowali już dziewięć miast.
- Jak to możliwe, że jeszcze ich nie złapaliście? - zapytałam.
- Szybko się przemieszczają, a metody mają różne. Tak pomysłowe, że nie można nigdy przewidzieć, jaki oni ruch wykonają - odpowiedziała mi policjantka - Ostatnim razem wywabili swoje ofiary z domu pod pretekstem, iż wygrali oni wycieczkę dla całej rodziny do Kalos. Podali nawet dokładny adres miejsca, w którym mieli się zjawić po odbiór biletów. Gdy wezwani przyjechali na miejsce, niczego tam nie zastali. Źli wrócili do domu, ale ten już był obrabowany ze wszystkich kosztowności oraz Pokemonów, które pozostały w nim, kiedy ich właściciele wyjechali. Nie jest to jednak jedyna metoda działania tych cwaniaczków. Innym razem po prostu wdarli się do domu w nocy, uśpili gazem właścicieli, zabrali wszystko, co przedstawiało dla nich jakąkolwiek wartość i uciekli.
- Subtelne i skuteczne - powiedział złośliwie Ash.
- Pika-pika - zapiszczał Pikachu, oglądając dokładnie zdjęcia z miejsc przestępstwa.
Jenny pokiwała głową i jęknęła.
- Niesamowicie skuteczne. Metody są różne, ale zawsze obrabowują i uciekają z miejsca przestępstwa tak, że gdy policja próbuje ich znaleźć, oni prawdopodobnie są już w innym mieście. Zatem szukaj wiatru w polu. Byli już w Wertanii, Marmorii i Azurii, a także sześciu innych miastach. Zawsze ich ofiarami padają jedynie bogaci goście z rzadkimi Pokemonami, a także masą drogich przedmiotów w domu.
- Skąd wiadomo, że to ten sam gang? - zapytałam.
Policjantka uśmiechnęła się do mnie.
- Bardzo dobre pytanie, Sereno. Widzę, że naprawdę wyrabiasz się przy Ashu. Już mówię. Otóż przestępcy zawsze zostawiają na miejscu akcji... Ten oto przedmiot.
To mówiąc kobieta wyjęła z szuflady woreczek na dowody rzeczowe, w którym znajdował się dość tajemniczy przedmiot: duży tulipan o czarnym kielichu.
- Czarny tulipan? - zapytałam zdumiona.
- Niesamowite! Nie wiedziałem, że takie kwiaty istnieją naprawdę! - powiedział Ash podnieconym głosem - Czytałem o nich w powieści „Czarny tulipan“ Aleksandra Dumasa, ale sądziłem, że wyhodowanie takiego kwiatu to czysta fantazja.
- No i kto wie, czy nie miałeś racji - odpowiedziała mu z uśmiechem na twarzy Jenny - Ten kwiatek jest fałszywy.
- Fałszywy? - zapytałam zdumiona.
- To znaczy chciałam powiedzieć sztuczny.
- Sztuczny?
- Pika-pika?
- Bo widzicie... To nie jest prawdziwy tulipan, ale plastikowy.
- Plastikowy? - spytał Ash - Po co ktoś miałby zostawiać na miejscu przestępstwa plastikowe, czarne tulipany?
- Moje wieloletnie doświadczenie w policji mówi mi, że na tym świecie przestępcy mają różne swoje zasady oraz nawyki - odparła Jenny poważnym tonem - Niektórzy z nich uwielbiają wręcz zostawiać wizytówki na miejscu przestępstw, które popełniają. Niewykluczone zatem, że jest to właśnie taka wizytówka. Ich sposób na pochwalenie się przed kolegami i koleżankami po fachu. Taki znak mówi innym: „Ja tu byłem, a wy nie“. To dość głupie, ale prawdziwe.
- Rzeczy prawdziwe często bywają głupie - stwierdził Ash, oglądając kwiat w woreczku - Na każdym miejscu przestępstwa gang zostawia takie cacuszka?
- Dokładnie w każdym. Stąd też policja nazywa go Gangiem Czarnego Tulipana. Nie wiemy, ilu ludzi w nim jest, ale przynajmniej z dziesięciu, a może więcej.
- No dobrze... A więc co mamy robić? - spytał Ash - Jaki masz plan działania?
- Liczę na to, że to ty jakiś wymyślisz - odpowiedziała Jenny, patrząc uważnie w jego oczy - W końcu jesteś Sherlock Ash, detektyw i to nie byle jaki. Przed tobą drży cały przestępczy światek naszej kochanej Alabastii. Już sam dźwięk twego imienia sprawia, że dranie ze strachu trzęsą portkami.


Mój chłopak zachichotał delikatnie, słysząc jej słowa.
- Tak, jasne... Cały przestępczy światek drży na sam dźwięk mojego imienia? Aleś to sobie wymyśliła...
- Może sobie i wymyśliłam, jednak musisz przyznać, że to nieźle brzmi - powiedziała policjantka - Tak czy inaczej wiemy jedno... Gang Czarnego Tulipana jest już w Alabastii i planuje kolejny skok.
- Skąd ta pewność? - spytałam.
- Policja w Wertanii złapała tydzień temu jednego z członków gangu. Szczeniak niedawno skończył osiemnaście lat, a więc odpowie za kradzież przed sądem karnym jako dorosły.
- Super. To interesujące, ale jak go złapaliście? - zapytał Ash z lekką ironią w głosie.
Jenny zorientowała się, iż opowiada o rzeczach nieistotnych, dlatego też przeszła do konkretów.
- Próbował sprzedać na bazarze coś z kradzionej niedawno biżuterii. Miał pecha, ponieważ trafił na glinę w cywilu, który rozpoznał skradziony przedmiot, wezwał posiłki i bach! Ptaszek siedzi teraz w klatce czekając na proces.
- Co powiedział na temat gangu? - spytał mój chłopak.
- Niewiele. Zdaje się, że mało wie na jego temat poza tym, że cała ta banda ma w składzie podobnych mu wiekiem i zachowaniem osobników.
- A zatem mamy do czynienia z gangiem ledwo co wyrosłych od ziemi dzieciaków - zaśmiał się Ash.
Policjantce wcale jednak nie było do śmiechu.
- Ta banda dzieciaków, jak ich nazywasz, okradła już dziewięć miast i wiemy od tego mądrali, co go przymknięto w Wertanii, że ci dranie mieli się udać do Alabastii na kolejną akcję.
- Równie dobrze mogli zmienić plany - zasugerowałam.
Pani porucznik pokiwała głową.
- Owszem, mogli je oni zmienić, ale nie wydaje mi się, aby to zrobili. Czarne Tulipany jeszcze się u nas nie pojawiły, natomiast kapitan Rocker chce, żebym przymknęła ten gang. Problem w tym, że ja nie mam bladego pojęcia, jak to zrobić. Stąd właśnie moja prośba, abyś zajął się tą sprawą.
- Skąd pewność, że ja jej podołam? - zapytał Ash.
- Bo jesteś najlepszym detektywem, jakiego dane mi było poznać, Ash, a zapewniam cię, że widziałam już wielu - odpowiedziała mu Jenny.
Oczywiście memu chłopakowi bardzo się spodobały te słowa, dlatego też obdarzył policjantkę radosnym uśmiechem i rzekł:
- Muszę mieć wszelkie dane na temat ostatnio dokonanych kradzieży. Może znajdę w nich coś, co pomoże mi rozwikłać tę sprawę.
- Zajmę się tym. Jutro dostaniesz wszystkie dane na ten temat - rzekła policjantka - Coś jeszcze ci jest potrzebne?
- Tak. Muszę uzyskać widzenie z dwoma więźniami.
- Po co? - spytałam zdziwiona.
- Pika-pi? - zapiszczał Pikachu.
- Ten czarny tulipan nie daje mi spokoju - odpowiedział detektyw z Alabastii, patrząc uważnie na przedmiot w woreczku na dowody rzeczowe - Wiem, że już gdzieś takie cacko widziałem, ale nie pamiętam, gdzie. Osoby, z którymi chcę porozmawiać, mogę wiedzieć coś na ten temat.
- Co to za osoby?
Ash uśmiechnął się delikatnie i odpowiedział na to pytanie.


C.D.N.


5 komentarzy:

  1. No no no... bardzo ciekawie się zaczyna. Gang złodziei grasuje po całym regionie Kanto i dotarł w końcu do Alabastii, chociaż najlepiej by było gdyby wcale tu nie docierał. ;) I to właśnie ich sprawę bierze na siebie nasza dzielna drużyna Sherlocka Asha, przed którą jak widać nie lada wyzwanie. :) Ale co to dla nich, oni przecież kochają wręcz trudne wyzwania. :)
    A tak z innej beczki, to coś mi się wydaje, że ta dziewczyna, którą spotkali Ash i Serena to właśnie Scarlett, przyjaciółka Asha z dzieciństwa, jego pierwsze dziecięce zauroczenie. :) Ale to się zapewne okaże w kolejnej części, chociaż wszelkie szczegóły, które podała ta kasztanowłosa piękność, pasują idealnie do osoby Asha i właśnie do jej znajomości z nim z czasów dzieciństwa. :) Coś mi się wydaje, że Serena ma kolejną rywalkę, z którą będzie musiała powalczyć o Asha. Ale podobno takie walki tylko wzmacniają uczucie między dwojgiem zakochanych w sobie ludzi, więc to w sumie wyjdzie im na dobre. :)
    I oczywiście zakończyłeś w takim miejscu, które ma za zadanie utrzymać czytelnika w niepewności aż do kolejnej części historii, tzw. "cliffhanger" :) Powiem Ci szczerze, zabieg godny mistrza. :)
    Ogólna ocenka: 11/10 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy ktoś mi powie kto to jest ta an na black? I czemu tak ciągle schlebia kronikarzowi (zawsze daje 10/10) niczym jego fanka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to ja wiem, kto to jest, ale to moja urocza tajemnica :) W sumie mogę powiedzieć tyle, że to najwierniejsza czytelniczka mojego bloga i oby zawsze nią była. Jej pomysły bardzo mi pomogły przy tworzeniu pomysłów do kolejnych opowiadań :)

      Usuń
  3. 38 yr old Help Desk Operator Margit Becerra, hailing from Fort Erie enjoys watching movies like "Trouble with Girls, The" and Reading. Took a trip to Historic Bridgetown and its Garrison and drives a Mercedes-Benz 540K Special Roadster. zobacz strone

    OdpowiedzUsuń
  4. prawnik rzeszów - Jesteśmy prawnik-rzeszow.biz, kancelarią prawną z siedzibą w Rzeszowie. Jesteśmy małą kancelarią, dopiero zaczynamy swoją działalność, dlatego potrzebujemy dotrzeć do większej liczby osób. Oferujemy usługi prawnicze i musimy rozpowszechnić naszą nazwę, więc jeśli masz czas, aby napisać o nas, będziemy wdzięczni. Chciałabym podziękować za poświęcony czas, ponieważ wiem, że jesteście bardzo zajęci i naprawdę to doceniamy. Jeśli masz jakieś pytania, proszę nie krępuj się pytać.

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...